Przyznam szczerze, że ostatnio jestem jakoś notorycznie zmęczona, choć obiecałam wam po powrocie dużo większą intensywność. Być może to z powodu zmiany pogody, ale tak czy inaczej planuję się pod tym względem poprawić :-) Szczególnie, że już większa część historii jest już ułożona w mojej głowie. Zastanawiam się tylko jak zakończyć jeden z epizodów, ale znając życie dzięki waszym komentarzom i spostrzeżeniom coś wpadnie mi do głowy. Aha, i ogólnie to jak już zauważyliście kilka pierwszych rozdziałów będzie "tak jakby" rozdziałami wstępnymi- dlatego są pisane z dużym przyspieszeniem czasowym. Zrobiłam to po to, aby w momencie właściwego początku (tj. momentu od którego zaczął się prolog), mogliście choć trochę zapoznać się z postaciami i wyrobić sobie o nich opinie. Informuję o tym po to, by uprzedzić, że potem będzie trochę ciekawiej.
PS: Co do tytułu to chyba już nic nowego nie wymyślę, dlatego zostanę przy tym roboczym. W sumie trochę oddaje sens tego co chcę przekazać w tym opowiadaniu- za jakiś czas zrozumiecie dlaczego.
A teraz zapraszam do czytania.
PS: Co do tytułu to chyba już nic nowego nie wymyślę, dlatego zostanę przy tym roboczym. W sumie trochę oddaje sens tego co chcę przekazać w tym opowiadaniu- za jakiś czas zrozumiecie dlaczego.
A teraz zapraszam do czytania.
Pozdrowienia :)
MIESIĄC PRZED WYPADKIEM
Wraz z końcówką listopada wszystkich
dookoła powoli zaczął ogarniać świąteczny nastrój. Jowita odliczała dni podczas
których odpocznie od Cruelli, Emilia planowała odwiedziny w rodzinnym domu, a
Zosia zastanawiała się co też może kupić pod choinkę najbliższym. Ksawery
pracował nad jakimś większym projektem a Arek…no cóż on pracował nad tym jak
wylecieć z pracy dyscyplinarnie. A przynajmniej zdaniem Zośki. Raz nawet
uważała, że jest do tego bardzo blisko, ale chyba Cruella miała lepszy humor bo
oprócz jakiejś niemiłej uwagi dotyczącej nieefektywności i rosnącego bezrobocia
nie skrytykowała go w żaden sposób. Jowita miała więc rację: dyrektorka działu
analitycznego zagięła parol na Arkadiusza.
Jeszcze kilka tygodni temu w ogóle nie
brałaby pod uwagę możliwości że może jej się to udać, ale parę tygodni temu
Żyliński nie znał Karola no i kilku innych jego kumpli. Równie zepsutych jak
on. Przypominali tych typowych facecików w garniturkach z wielkich korporacji o
których powstają filmy: pewni siebie, wdający się w romanse, nie martwiący się
konsekwencjami. Nie chciała by okazała się że wciągną w to Arka. I przede
wszystkim miała nadzieję, że jeszcze tego nie zrobili. A potem nadszedł dwudziesty
listopada. Dzień, który mogła nazwać początkiem wojny z Cruellą. Nie zwalała
winy na Arka, skądże. Choć niewątpliwie gdyby nie on, złość Szymborskiej by ją
ominęła. A tak…tak postanowiła chronić przyjaciela, który zostawił w mieszkaniu
przenośny dysk z danymi klientów oraz skończonym raportem za poprzedni miesiąc,
który przygotowywał do późna w nocy. I wykorzystać przerwę w pracy na
przyniesienie go. Zdążyłaby, gdyby nie korki. No i objazd spowodowany
wypadkiem. I tak spieszyła się jak tylko się dało: i gdyby nie fatalne
zrządzenie losu że Arka akurat wezwał ktoś z kadr z pewnością sam zdążyłby
pokonać tę trasę samochodem dużo szybciej niż ona komunikacją miejską.
Skończyło się na tym, że zdyszana
wparowała do biura jeszcze w ubraniach jakieś dziesięć minut po przerwie. Od
razu przywitała ja nienaturalna cisza zwiastująca, że coś jest nie tak. Dopiero
potem zauważyła Cruellę.
Cruellę trzymającą się za nos.
Wtedy zrozumiała że wchodząc, zbyt
energicznie pociągnęła drzwiami za klamkę niechcący ją nimi uderzając.
Uświadomiwszy to sobie poczuła jak do policzków napływa jej krew.
- Bardzo panią przepraszam. Nie miałam
pojęcia, że…- Nie dokończyła gdy Wiktoria przeniosła na nią wściekłe spojrzenie
swoich błękitnych oczu. I mimo swoich stu osiemdziesięciu centymetrów poczuła
się jakby o dwadzieścia centymetrów niższa pani dyrektor patrzyła na nią z
góry.
- Wie pani która jest godzina?
- Ssłucham?
- Godzina. Pytałam go o godzinę.- Mimo
wściekłości Wiktoria postanowiła nie zdradzać emocji. Poza tym w nosie czuła
już tylko lekkie pieczenie, nic poza tym.
- Po pierwszej dziesięć.
- Ach tak. A o której kończy się pani
przerwa?
- O pierwszej.
- Właśnie.
- Ja wiem, ale…
- Dość. Gdzie są raporty?
- Raporty?- Jezu, przez to powtarzanie
słów Wiktoria zaczęła się zastanawiać czy ta dziewczyna nie jest upośledzona. I kim właściwie była? Kolejną stażystką? Naprawdę musi się zastanowić nad poważnymi zmianami personelu.
- Arek powiedział, że to pani je ma.
Łącznie z danymi klientów detalicznych z rozszerzonej w poprzednim miesiącu
bazy.
- Tak, już chwileczkę: zaraz je pani
podam…
- Proszę mi nie przerywać tylko wyjaśnić
jakim prawem skopiowała pani poufne dane banku na prywatny dysk.
- Już mówiłem, że…-Zaczął Arek, ale
Cruella go powstrzymała.
- Pytam ją. Więc?
- Ja…- Zosia zamilkła nie mając pojęcia
co powiedzieć, jak się bronić. Spojrzała kontem oka na Arka, który wydawał się
być równie przestraszony jak ona.- Ja…pracowałam nad nimi. W bufecie.
- W bufecie tak?- Spytała wymownie Wiki
przyszpilając Niemcewicz wzrokiem.
- Tak, podczas lunchu. Arek poprosił
mnie o sprawdzenie danych.
- Kierownik prosi stażystkę o
sprawdzenie danych, ciekawe.
- Nie jestem już stażystką tylko
młodszym analitykiem.
- I jak rozumiem to tłumaczy fakt
kradzieży danych, tak?
- Ja ich nie ukradłam. Przecież mówiłam, że…
- Ja ich nie ukradłam. Przecież mówiłam, że…
- A ja wiem, że regulamin mówi jasno, iż
nie wolno wynosić plików z danymi klientów banku pod groźbą utraty pracy a
nawet więzienia.
- Nie, gdy się przebywa na terytorium
banku.
- Ośmiela się pani kwestionować moje
zdanie?!- Szymborska traciła cierpliwość. Ta rozczochrana mysz ją zaskoczyła.
Niby taka zgarbiona i skurczona w sobie, ale miała tyle tupetu by kłócić się z
nią mimo braku racji.
- Nie, skądże. Nie śmiałabym…
- Jak się pani nazywa?
- Słucham?
- Jak się pani nazywa ogłuchła pani?!-
Zosia zbladła, ale dzielnie powiedziała:
- Ja…Zofia Niemcewicz.
- Proszę dać mi w końcu te raporty.-
Rozkazała Wiktoria. A potem nie spuszczała oka z Zośki która trzęsącymi się
rękoma podawała jej plik kartek. Nie znosiła takich ofiar losu dlatego z trudem
stłumiła irytację. Nie mogła się jednak powstrzymać przed dodaniem:- I na
przyszłość radzę się nie spóźniać. Zapewniam, że konsekwencje z tego wydarzenia
zostaną wyciągnięte. I mówię to do wszystkich nie tylko do pani.- Dłonią
wskazała na Zosię.- I na drugi raz to jeśli chce być pani nadgorliwa i pracować
podczas przerw to proszę to robić tutaj, nie w bufecie.- Dodała na koniec.
Potem wyszła. Przez dobre dwie minuty nikt nie śmiał się odzywać ani w
jakikolwiek sposób reagować. Dopiero upewniwszy się, że Cruella nie wróci
zmartwiony Arek podszedł do przyjaciółki.
- Wybacz mi Zośka. Naprawdę nie
sądziłem, że ona zjawi się tak szybko.
- W porządku; nic się chyba nie stało
poza tym że na mnie nakrzyczała.
- Przecież powiedziała że wyciągnie z
tego konsekwencje.
- I co może mi zrobić?
- Naprawdę się na mnie nie gniewasz?
- Nie, nie na ciebie. Wiem, że wczoraj
pracowałeś nad tym pół nocy.
- Dzięki. Obiecuję, że ci to wynagrodzę.
- Nieważne. A teraz lepiej wracajmy do
pracy.
Po upływie kilku dni nerwy Zosi powoli
zaczęły stawać się coraz mniejsze aż w końcu znikły całkowicie. Prawdę mówiąc
to nieco na wyrost mówiła Arkowi, że Wiktoria może nie wyciągnąć żadnych
konsekwencji z jej zachowania. Dlatego każdego ranka wyczekiwała położonego na
jej biurku wypowiedzenia albo wezwaniu do kadr. Zwłaszcza gdy spotykała
Cruellę: za każdym z trzech razów ta mijała ją ze wzrokiem wypełnionym pogardą
i wyższością. No cóż, Zosia wolała to niż utratę pracy.
Poza tym przeżyła niejako rozczarowanie
gdy to wydarzenie nie sprawiło, że Arek wyciągnął jakieś konsekwencje ze
swojego zachowania. Owszem, już nie przynosił pracy do domu, ale wciąż nie
dostrzegał złego wpływu Karola spędzając z nim prawie cały weekend.
Miara przebrała się gdy przypadkiem
usłyszała fragment ich rozmowy, którą prowadzili na parkingu. Akurat tak się
zdarzyło, że z powodu braku zasięgu musiała wyjść na zewnątrz. I wtedy
zobaczyła jakąś brunetkę, która uśmiechała się do Arka. A potem wymowny śmiech
Karola, który komentował że w dniu oddania raportu Cruelli przez jej wizytę
mało co nie stracił roboty i miał szczęście że ona Zosia zgodziła się mu pomóc.
I tak właśnie okazało się, że przyczyną dla której Żyliński nie mógł sam jechać
po zostawione raporty i dysk wcale nie było wezwanie do kadr, ale wizyta jego
nowej dziewczyny.
Zosia była na niego wściekła. Zdała
sobie sprawę, że naraziła się Cruelli i ryzykowała utratę pracy dla kogoś, kto
w tym czasie wolał spotkać się z dziewczyną. I bez znaczenia był fakt, że
właściwie zapłaciła za to dwiema stówkami, których nie dostała jako premii. To
było dla niej gorsze niż policzek. Niż fakt, że kochając go musi znosić w jego
życiu inne kobiety. Bo bez pardonu poświęcił ją dla własnej wygody. A ona, o
idiotka, jeszcze sama mu się zaoferowała. To była pierwsza poważna rysa którą
zaczęła w nim dostrzegać już jakiś czas temu. I która potem rosła z każdym dniem.
Nie od razu powiedziała mu, że podsłuchała go z
Karolem. I ku jej zaskoczeniu początkowo Arek nawet zauważył jej
dystansu. Nie uznał za dziwne, że postanowiła wrócić z pracy z Jowitą. A
nazajutrz pojechać do biura komunikacją miejską, a nie z nim. Że choć w
zasadzie jadał lunche z Karolem już od jakiegoś czasu, to czasami przyłączał
się do Zosi i jej koleżanek a tym razem nawet tego nie zaproponowała. I że
jakoś nie rozmawiała z nim w trakcie pracy. Dopiero wieczorem, dzięki subtelnej
aluzji Ksawerego, dostrzegł problem. A Zosia wyjaśniła mu o co chodzi.
- Przepraszam.- Kajał się wtedy
wypowiadając to słowo przynajmniej z dziesięć razy.- Wiem, że postąpiłem jak
dupek godząc się na to byś ty przywiozła te raporty, ale po prostu musiałem
spotkać się z Karolą. Ona nie dałaby mi żyć, bo Karol wyciął mi niezły dowcip.
Powiedział jej że jestem w niej zakochany i to po jednym spotkaniu, a ta
brzydula w to uwierzyła.- Zosia drgnęła słysząc te słowa, ale nie dała tego po
sobie poznać. Nigdy nie słyszała by ktoś wypowiadał słowa z większą ironią. I
jeszcze to określenie: ta „brzydula”… Ale stwierdziła, że nie będzie się o to
czepiać. Już nie.- Poza tym mówiłem ci, że mogę oddać ci te pieniądze które
przez nią straciłaś.
- A ja już ci mówiłam, że ich nie chcę.
- Więc o co chodzi?
- Już o nic.
- Przecież widzę, że jesteś na mnie zła.
- Nie jestem zła. Jestem…jestem
rozczarowana. Nie sądziłam, że potrafisz kłamać i wykorzystywać ludzi do
własnych korzyści.
- Wcale cię nie wykorzystałem.
- Więc jak to niby nazwiesz?
- Okej: zrobiłem to. Ale przyjąłem
lekcję i nigdy więcej nie popełnię tego błędu.
- Skoro tak mówisz.
- Hej, co to niby miało znaczyć?
- Nic poza wyrazem mojej subiektywnej
opinii.
- Wiem, że ostatnio trochę
przeholowałem, ale zależy mi na tej pracy.
- Nie miałam na myśli tylko pracy.
- A co?
- Naprawdę tego nie widzisz? Widziałam
tą całą Karolę.
- No i? Zabawnie wyglądała nie?
- Była ubrana nieco eklektycznie, ale
nie nazwałabym jej brzydulą. I odkąd w ogóle mówisz z takim brakiem szacunku o
jakiejkolwiek kobiecie?
- Jezu, tak tylko powiedziałem.
- Właśnie: tak tylko powiedziałem.
- O co ci chodzi?
- To ty nie dajesz mi przejść.
- Bo owijasz w bawełnę.
- A więc chcesz kawy na ławę: proszę
bardzo. Nie mogę uwierzyć w to, że teraz każdy weekend spędzasz na hulaniu po
klubach podczas gdy zwykle wolałeś domówki u kumpli lub wyjścia na bilard. Że
potrafisz w środku tygodnia wrócić o pierwszej w nocy a potem prosić mnie o
pomoc w biurze, bo twoja efektywność
jest dużo mniejsza i popełniasz proste błędy.
-
Mogłaś odmówić jeśli to taki problem.
- Rzeczywiście: mogłam dać ci wylecieć z
roboty.
-
No tak, mam ją tylko dzięki tobie.
- Nie. I wcale tego nie sugeruję. Ale
zmieniłeś się. I przykro mi to mówić, ale na gorsze poprzez kontakt z Karolem.
- To śmieszne.
- Ja tak nie uważam. Dajesz się ponieść
jego wpływowi a to facet który myśli tylko o własnej przyjemności uważając się
za pępek świata.
- Jest świetnym doradcą i doskonale
orientuje się w instrumentach finansowych.
- Nie mówię, że jest głupi, wręcz przeciwnie: ta jego życiowa brawura z pewnością bardzo pomaga mu w jego pracy: w końcu ryzyko to dla niego chleb powszedni. Ale nie
uważam że jest kimś kto mógłby stanowić dobry materiał do przyjaźni. Poza tym
sądzę, że przez własną nieodpowiedzialność w końcu posunie się o krok za daleko
i zabranie mu szczęścia. I przy okazji wprowadzi kilka tysięcy klientów banku w stan bankructwa.
- Zośka, mam prawie trzydzieści dwa
lata. Nie sądzisz, że na uleganie
wpływom jestem za stary?
- Szkoda, że to nie prawda. A teraz
przepraszam, naprawdę muszę już iść.
- Przecież jutro sobota, nie musisz
szykować się do pracy.
-Ale idę na wesele i muszę uszykować
parę rzeczy.
- Na jakie wesele? Nic nie mówiłaś.
- Bo jakoś nie było nam ostatnio po
drodze. Dobranoc.
***
Arek przez resztę wieczoru był zły na
Zośkę, więc kolację zjadł u siebie. Lubił ją nawet bardzo, ale czasami jej racjonalizm
go irytował. Przecież w życiu nic nie jest idealne, prawda? Tylko w teorii
każdy jest takim świetnym rodzicem, współmałżonkiem, dzieckiem lub
pracownikiem, ale praktyka wygląda zupełnie inaczej. Zdarzają się głupie
wpadki, wypadki, czasem człowiek palnie nie to co trzeba albo niepotrzebnie się
uniesie. A ona odmalowała go jako nieodpowiedzialnego i na dodatek płytkiego
kobieciarza. Przecież zawsze lubił się zabawić, nie ukrywał tego. I co z tego,
że tym razem robi to w klubach a nie chatach znajomych? Ostatnio jakoś stali
się nudziarzami: po pracy albo nie mieli czasu, albo blokowały ich dziewczyny
które nie chciały puścić ich ze smyczy nawet na jeden wieczór. Nie to co Karol,
który zachowywał się jakby był panem świata. Potrafił się bawić zapominając o
całym świecie nie licząc z nikim ani niczym. Początkowo Arkadiusz bardzo
negatywnie odbierał sposób jego podrywu. Karol czasami udawał nieszczęśliwego
rozwodnika, innym kłamał wyznając miłość po grób, jeszcze innym zdradzonego
przez wieloletnią dziewczynę rogacza. Nigdy nie mówił prawdy. Ale z czasem…z
czasem on sam zaczął odgrywać zalety jakie z tego płyną.
Żadnej zazdrości.
Żadnej konieczności nawiązania kontaktu po wieczorze jeśli nie ma się ochoty kontynuować znajomość z dziewczyną.
No i całkiem zabawne było zmyślanie fikcyjnych życiorysów. Choć gdyby miał wysunąć z tego wnioski nie byłyby one zbyt pochlebne dla płci pięknej. Zastanawiał się co przeważało bardziej: głupota kobiet które wierzyły w to gdy podawał się na przykład za agenta CBŚ czy ich interesowność gdy przedstawiał się jako senator. A jak powiedział kiedyś, Karol: skoro laski są takie tępe to nie musimy nawet czuć się wobec nich winni, prawda?
Żadnej zazdrości.
Żadnej konieczności nawiązania kontaktu po wieczorze jeśli nie ma się ochoty kontynuować znajomość z dziewczyną.
No i całkiem zabawne było zmyślanie fikcyjnych życiorysów. Choć gdyby miał wysunąć z tego wnioski nie byłyby one zbyt pochlebne dla płci pięknej. Zastanawiał się co przeważało bardziej: głupota kobiet które wierzyły w to gdy podawał się na przykład za agenta CBŚ czy ich interesowność gdy przedstawiał się jako senator. A jak powiedział kiedyś, Karol: skoro laski są takie tępe to nie musimy nawet czuć się wobec nich winni, prawda?
Do tej pory Arek przyznawał mu rację,
ale przy Zosi…przy Zosi czuł się jakby robił coś bardzo złego. Jakby postępował
jak oszust i najgorsza kanalia, a przecież w porównaniu do Karola (on nie
zaliczał laski albo i nawet dwóch na każdej imprezie i to na dodatek w toalecie
albo na tyłach parkingu) wydawał się być aniołkiem: owszem korzystał z wdzięków
kobiet, ale nie aż z taką hojnością. Raz tylko skusił się na seks (czego potem
ze względu bezpieczeństwa żałował: w końcu prezerwatywy nie dawały
stuprocentowej pewności a on nawet nie pamiętał jak wyglądała laska z którą się
przespał), ale za to nie ograniczał sobie śmiałych pieszczot czy sugestywnych
tańców. Nie rozumiał tylko dlaczego ostatnio to nie przynosi mu radości. Czyżby
się wypalił? Czy w wieku trzydziestu dwóch lat doszedł do takiego etapu w
życiu, gdy przesadził? Czy teraz seks w ogóle nie będzie stanowił dla niego
przyjemności? Albo jakakolwiek kobieta? Nie, to przecież było śmieszne. A
wszystko przez pseudo-gadki Zośki, bo poczuł się jak jakich zwyrodnialec.
Nazajutrz pospał trochę dłużej niż
zazwyczaj, a potem postanowił zrobić zakupy. Nie było to nic nowego w ich
wzajemnych układach: wprowadzenie się Ksawerego spowodowało tylko, że dzielili
się zakupami, a Zośka i tak dla nich gotowa. Robili je na zmiany w każdą sobotę
i na ten weekend przypadała jego kolej. Ale gdy już miał iść do kasy zauważył
stojące na półce niedaleko małe misie. Były urocze: wielkości mniej więcej
dziesięciu centymetrów, z białą długą sierścią i nieproporcjonalnie wielkim czarnym
nosem. W geście impulsu wziął jednego z nich z myślą o Zosi. Był pewny, że
dzięki temu szczególikowi uda mu się ją udobruchać.
Trochę się zdziwił gdy po powrocie do
mieszkania nikogo nie zastał: dochodziła dopiero dwunasta i nie sądził by
którykolwiek z jego lokatorów robiłby coś poza domem. Ale przecież ani Ksawery,
ani tym bardziej ostatnio Zosia wcale mu się nie zwierzali.
Tylko z powodu narzekań dzwoniącej mamy,
po rozpakowaniu zakupów, zdecydował się ją odwiedzić zamiast sam siedzieć w
mieszkaniu. Dzięki temu dzięki niej poznał najnowsze plotki a ojciec spytał go
o sprawy Krezus Banku. Dopiero rok temu poszedł na emeryturę i śledził losy
banku na bieżąco. Wciąż nie mógł odżałować, iż z powodu poważnych problemów z
sercem nie może dalej pełnić swojej funkcji. Arek trochę go rozumiał ale z
drugiej strony uważał, że rodzice będą mogli teraz lepiej wykorzystać ten czas
dla siebie. I nie omieszkał im tego powiedzieć.
- My już się sobą nacieszyliśmy.-
Roześmiał się pan Żyliński.
-Lepiej powiedz cwaniaczku kiedy ty
przyprowadzisz nam do domu jakąś dziewczynę, hm? I mam na myśli taką, którą
doprowadzisz w końcu do ołtarza a nie na manowce jak do tej pory.
- Mamo, daj spokój.
- W końcu masz aż trzydzieści dwa lata.
To odpowiedni wiek na stabilizację.
- Najpierw muszę się trochę wyszaleć. I
mam "dopiero" trzydzieści dwa lata, a nie "aż"…- Rozpoczęła się debata której Arek
już przed przyjazdem się obawiał. Mama truła mu już w ten sposób odkąd skończył
trzydzieści lat: ku jego zaskoczeniu ubzdurała sobie że to magiczna granica po przekroczeniu której powinno się znaleźć w okowach małżeństich. A im bardziej mu truła, tym bardziej on się przed tym wzdragał. Na
szczęście dzisiaj to długo nie trwało: ojciec
widocznie doszedł do wniosku, że to tylko irytuje jego syna, dlatego odwrócił
uwagę żony obiadem. A po obiedzie Arek zdecydował się wrócić do swojego
mieszkania.
Spodziewał się, że któryś z jego lokatorów
może wrócić (a nawet oboje), ale nie spodziewał się ujrzeć Ksawerego w
garniturze a Zosi w wieczorowej balowej sukni stojącej w korytarzu. Włosy miała
ułożone w piękny węzeł, a dzięki makijażowi wyglądała naprawdę ładnie.
Szczególnego uroku dodawał jej szeroki uśmiech gdy patrzyła na Iksińskiego
jednocześnie coś mu wyjaśniając żywo przy tym gestykulując. Widząc jak
przekracza próg ten uśmiech szybko znikł, co zirytowało Arka.
- Coście tacy wystrojeni?- Spytał wówczas.
- Mówiłam ci, że idziemy na wesele.-
Wyjaśniła dziewczyna.
- Masz na myśli, że idziecie razem?-
Zrobił nieokreślony ruch dłonią w kierunku Ksawerego.
- Nie, robię tylko za jej ochroniarza.-
Zażartował Ksawery ściskając jednocześnie talię Zosi, która zamiast się od
niego odsunąć to…to się roześmiała! Tym razem zezłościł się naprawdę: odkąd to
łączą ich tak przyjazne relacje? Czyżby Ksawery wznowił swoje zainteresowanie
Zosią ignorując jego słowa?
- To wesele brata Ksawerego.- Wyjaśniła
mu lokatorka.
- A że nie mam z kim iść Zosia
zdecydowała się poświęcić.
- No tak…- Mrugnął Arek pod nosem
usiłując zmusić się do uśmiechu. A więc nic się między nimi nie działo. Na
dodatek Zosia zdawała się nie być na niego zła po wczorajszej kłótni.
Rozmawiała i żartowała tak jak dawniej. Tyle, że…jednocześnie czuł, że wcale
nie jest w porządku. Że coś mu
przeszkadza. Pokręcił głową próbując zignorować to irytujące uczucie.- A więc
bawcie się dobrze.
- Dziękujemy.
- Tak. Super że zrobiłeś zakupy.- Dodała
Zosia. Nic na to nie odpowiedział. Teraz mały pluszak którego zamierzał jej
podarować wydawał mu się bardzo głupim pomysłem. Odszedł w kierunku swojego
pokoju i wyszedł z niego dopiero gdy usłyszał jak jego współlokatorzy wychodzą
z mieszkania. Starał się przy tym ignorować podekscytowany szczebiot Zośki.
Głupia cieszyła się tak jakby…stop, odkąd to nazywa ją głupią, nawet we własnych myślach? I odkąd to jest
na nią zły za to, że po prostu wychodzi na przyjęcie się zabawić? No tak, ale
tu chodziło o Ksawerego. Arek doskonale pamiętał w jakim stanie tamten
przywiózł Zośkę po wieczorze w klubie 5&6. A wesele to też świetna okazja
na to by się upić. A co jeśli wesele będzie się odbywało w hotelu? Jeśli każda
para będzie miała do dyspozycji tylko jeden pokój? Czy pijana Zosia zdoła
powstrzymać zapędy Ksawerego który na nią poluje? Jezu, powinien natychmiast do
niej zadzwonić i kazać jej wracać. I…
Zrozumiał, że jego myśli są śmieszne.
Jak miał niby zabronić Zosi iść na wesele? Jak mógł w ogóle zabraniać jej
czegokolwiek? W końcu rzadko wychodziła bez swoich przyjaciółek, nie spotykała
się z mężczyznami (a przynajmniej taką miał nadzieję). Dlatego powinien się
cieszyć, że będzie się bawić a nie irytować. Zadzwoni do niej później pytając o
której wróci. I zaczeka. Po prostu na nią zaczeka dyskretnie czuwając tak jak ona robiła to dla niego wiele razy przedtem. Zdziwił się tylko jak bardzo niefajna okazała się taka zamiana ról.
***
Zosia była bardzo zdenerwowana i
podekscytowana wyjściem z Ksawerym. Nie dlatego, że nie znała jego rodziny, ale dlatego że miała
się tam pojawić była narzeczona mężczyzny o czym powiadomił go jego brat.
Dziewczyna wiedziała, że widok byłej osoby z którą łączyły Iksińskiego poważne
relacje, może być dla obojga stron niekomfortowy. I dlatego uważne obserwowała
Ksawerego.
Nie zauważyła by przyglądał się
szczególnie jakiejś dziewczynie podczas ceremonii w kościele, ale to mógł być
po prostu celowy zabieg. Dlatego podczas stania w kolejce by złożyć życzenia
młodej parze kontynuowała swoje śledztwo. Ale chyba nie była w nim zbyt
dyskretna, bo w pewnej chwili mężczyzna spytał ją:
- Kogo tak wypatrujesz?
- Nikogo.- Skłamała.
- Akurat. Przecież widzę. Więc?
- Oj…przyłapałeś mnie. Po prostu
zastanawiam się która z nich jest Amelią. To wszystko.
- Dlaczego?
- To głupie.
- Mimo to chciałbym wiedzieć.
- Jestem ciekawa dziewczyny która
zdobyła twoje serce. No i przekonać się czy nie zrobię ci aż takiego wstydu
swoim wyglądem.
- Przecież wyglądasz dziś pięknie.
- Ha, wyglądać pięknie a być piękną to
dwie zupełnie różne sprawy.
- Akurat w twoim przypadku nie. Byłabyś
piękna nawet mając na sobie spleśniały worek z mąką i wiadro na głowie.
- A w dłoni pewnie miotłę, co? I jeszcze
rozczochrane włosy wystające spod tego wiadra. Ach, idealna czarownica.
- Naprawdę ciężko powiedzieć ci
jakikolwiek komplement.
- Wiem, powinnam odpowiedzieć: dziękuję. Ale zwykle nie potrafię ograniczyć się akurat tylko do tego jednego słowa.
- Przy mnie się nauczysz. A teraz uśmiechnij się szeroko
bo zaraz nasza kolej, a jeśli mój brat to zobaczy pomyśli, że musiałem ci zapłacić byś zgodziła się tu ze mną przyjść.- Żart odniósł spodziewany rezultat, bo Zosia nie mogąc się powstrzymać parsknęła śmiechem. I jeżeli coś dziwiło brata Ksawerego, to właśnie jej nadmierne zadowolenie.
Dopiero podczas wesela Ksawery dostrzegł
Amelię, ale nie powiadomił o tym Zosi. Ona zresztą też przychodząc na przyjęcie
z kolegą pana młodego nie wyglądała na taką, która chciałaby z nim porozmawiać.
Dlatego unikali się podczas przyjęcia, co nie było trudne gdy wokół jest prawie
dwustu ludzi. Zośka była nawet pod wrażeniem pięknie udekorowanej sali i
rozmiarów przyjęcia. Gdy podzieliła się swoją opinią z Iksińskim ten tylko
mrugnął że jego młodszy braciszek lubi splendor. W zasadzie to bawiła się
świetnie. Wolała pozostać w cieniu i się zbytnio nie wychylać- między innymi
dlatego odmówiła udziału w oczepinach- ale Ksawery po prostu nie chciał słyszeć
o sprzeciwie. A właściwie dzięki tym
śmiesznym konkursom śmiała się jak nigdy. Raz prawie udało im się wygrać w
jednej z konkurencji, ale jako para odpadli tuż przed finałem. Zosi nie udało
się tak szybko przynieść męskiej muszki jak jej konkurentce.
- Kto w ogóle teraz nosi muszki?-
Prychnęła do Ksawerego w geście rozczarowania, a on by ją pocieszyć obdarzył ją
mocnym uściskiem. To znaczy nie chodziło mu tylko o pocieszenie. Po prostu już
od kilku tygodni miał wreszcie okazję by potrzymać ją w ramionach. Okazało się
to być dużo przyjemniejsze niż przypuszczał.
Raz tylko zepsuł mu się humor gdy Zosia
na chwilę wyszła z przyjęcia tłumacząc się telefonem od Arka. Ksawery nie
rozumiał czego tamten może od niech cieć. Ma żal, że nie ugotowała kolacji?
Wiedział, że te złośliwe myśli powinien zachować dla siebie, ale coraz częściej
przyłapywał siebie na tym że ledwie jest w stanie powstrzymywać się przed tym
by nie pokazać Zosi jaki tak naprawdę jest jej „ukochany przyjaciel”. Ale trochę obawiał
się, że w jej przypadku powiedzenie, że „miłość jest ślepa” jest bardzo
prawdziwe. Dla niej Arek po prostu był ideałem. I żadne jego wady nie mogły
tego zmienić. Właśnie wtedy, gdy mimo wszystko postanowił zachować się
altruistycznie i dać Zosi czas na rozmowę z Żylińskim spotkał przy schodach do
wejścia na salę swoją starszą siostrę.
- Wydaje się być całkiem miła.-
Powiedziała tylko bez ogródek wydychając z siebie nikotynowy dym. Potem znów
się nim zaciągnęła.- To coś poważnego?
- Dopiero co rozstałem się z Amelią.-
Starał się wymigać, ale wiedział że Gosia widzi więcej niż on chce przyznać.
- Tere fere. Jakie dopiero? Minęło kilka
miesięcy.
- No dobre, a nawet jeśli Zosia mnie
interesuje to co?
- To super. Czekam na rozwój sytuacji.
Weź pod uwagę, że dwa lata młodszy od ciebie Piotrek- miała na myśli ich
młodszego brata- od dziś jest już żonkosiem.
- Zawsze wiesz jak popsuć mi humor.
- Wcale nie. Aha, i przyprowadź ją
niedługo do mnie: wymówką mogą być moje urodziny za tydzień, bo wiem że samemu
nie dasz sobie rady.- Ksawery roześmiał się. Potem cmoknął siostrę w policzek.
Naprawdę była bardzo bystra.
- Dzięki. Na pewno skorzystam.
- No ja myślę. Kamil bardzo ją polubił: szczególnie wtedy gdy wygłupiała się z nim na parkiecie podczas tańca.-
Miała na myśli swojego pięcioletniego synka.- A pamiętasz jak na widok Amelii
płakał?
- Tak, to z pewnością dobry znak.-
Mrugnął siląc się na powagę. Gośka puściła mu w odpowiedzi oko znów patrząc na
rozmawiającą w oddali przez telefon Zosię. Naprawdę uważała, że było coś w tej
dziewczynie. Jakieś ciepło i…czułość. Może to głupie słowo, ale tak
rzeczywiście było. Na pierwszy rzut oka mogła wydawać się dość przeciętna i
zwyczajna, ale gdy się uśmiechała albo patrzyła na słuchacza to ciepło wprost
od niej promieniowało. Dlatego doskonale wiedziała co urzekło jego brata.
- Nie żartuj ze mnie, bo oberwiesz w
pysk. I lepiej w końcu obetnij te włosy, może wreszcie zaczniesz przypominać
człowieka a nie małpę.
- Ale wtedy przestanę być podobny do
ciebie…
- Nie wkurzaj mnie, bo znowu złamię ci
nos jak w dzieciństwie, pamiętasz?- Przekomarzali się jednocześnie
poszturchując, a Zosia mimo odległości się uśmiechnęła. Z daleka mogło to
wyglądać na prawdziwą kłótnię rodzeństwa z rękoczynami, ale ona mając za
siostrę Marię doskonale pamiętała ich dziecięce „zapasy”.
-…Zosia? Jesteś tam?- Z zamyślenia
oderwał ją głos z komórki.
- Tak, jestem.
- Pytałem kiedy wrócisz.- Ponowił Arek.
- Już mówiłam, że nie wiem.
- Aż tak dobrze się bawisz?
- Nawet lepiej: dawno nie byłam na
weselu.
- Gdy moja kuzynka wychodziła za mąż nie
chciałaś ze mną iść. – Przypomniał.
- Przecież tylko żartowałeś.
- Wcale nie.- Skłamał, choć przecież
naprawdę tak było. Zwykle pojawiał się na wszelkim imprezach z seksbombami,
więc gdyby przyszedł ze zwyczajną dziewczyną rodzina pomyślałaby że w końcu się
ustatkował. A rodzice już szykowaliby im ślub. Znajomi uznaliby to pewnie za
świetny żart, a on wolał oszczędzić Zosi publicznych upokorzeń. A może sobie?
By uniknąć poczucia winy spytał ponownie:- Ksawery zachowuje się dobrze?
- Nie, wylał na mnie gorący rosół,
próbował wydłubać mi oko a gdy tańczyliśmy jestem pewna, że celowo nadepnął mi
na stopę.
- Hej, pytałem poważnie.
- Ale z tą stopą to prawda: naprawdę
nieźle mnie poturbował. A ja twierdziłam, że nie ma gorszego tancerza niż ja.
Wiesz jaką razem robimy furorę?- Ta rozmowa i przede wszystkim radość
wyzierająca ze słów Zosi zaczęły go coraz bardziej irytować. Dlatego by
wzbudzić w niej poczucie winy dodał:
- To świetnie. Ja za to sam siedzę w
łóżku oglądając jakiś polski tasiemiec bo w telewizji nie ma nic lepszego.
- Czyżby Karol był chory?
- Nie musisz kpić. Odmówiłem mu.
- W takim razie sam jesteś sobie winny.
- Ostatnio krytykowałaś mnie za to, że
za dużo z nim imprezuję a teraz nawet mnie nie pochwalisz?
- Dobry chłopiec. A teraz przepraszam,
muszę już wracać. Wyszłam na zewnątrz i zaraz odmarznie mi tyłek.
- Pamiętaj tylko, że masz się nie uchlać
tak jak ostatnio.
- Nawet mi nie przypominaj. Poza tym
doskonale pamiętam, że obiecałam że jeśli już się mam pić to tylko z tobą. Na
razie.- Rozłączyła się. A on jeszcze powiedział bardzo cicho w słuchawkę:
- Proszę przyjedź.- Ona go już jednak
nie słuchała.
Kurcze analizuje sobie wszystkie rozdziały od początku zdanie po zdaniu a i tak wielka zagadać jest dla mnie jak potoczą się dalsze losy bohaterów . Prolog przeczytałam juz chyba z milion razy zastanawiając się o kim jest mowa , niby główna bohaterka jest Zosia ale raczej nie pasuje mi do niej opis szpilek i garsonki. A te obcasy to już wog wzbudza podejrzenie bo przecież wdalszych rozdziałach było napisane ze jest tak wysoka ze nie musi nosić szpilek ... hmm myślałam tez ze ta bohaterka o której jest mowa w prologu może być ta cała Cruella czy jak jej tam a ta która umiera Zosia ... juz sama nie wiem tyle mam w głowie pomysłów :p juz naprawdę nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów . Te opowiadanie jak narazie jest jedną wielką tajemnicą. Buziaczki Daria
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaintrygowanie czytelnika było moim celem :-) Dlatego na razie nie rozwieję twoich wątpliwości,bo zepsułabym całą zabawę. Ale mam nadzieję, że mimo tajemnic to opowiadanie ci się spodoba.
UsuńPozdrawiam :-)
wonił do mnie przed chwilą Skarżycki, powiedział mi o wszystkim. O tym jak czuje się moje…jak ona się czuje.
OdpowiedzUsuń- O Boże.
Moje co? Dziecko, Kochanie jakieś inne pomysły, ktoś pomoże, zastanawia końcówka nie moja, a moje. Poza tym bohaterka rozmawia z siostrą lekarzem, a siostra Zosi jest lekarzem psychologiem czy psychiatra ;) to że nosi szpilki i jest wysoka to wcale nie przeszkadza, wystarczy spojjrzec na ulice albo za okno ;) w banku obowiązuje dres Code więc garsonka w ogóle nie dziwi ;) tyle że zdanie, nie jesteś moja siostra, zastanawia ;) natomiast za Cruella przemawia fakt, że jest przybrana córka prezesa i to do niego należy ostatnie zdanie prologu w tym przypadku ;) Jesli w prologu jednak główną bohaterka jest Zosia to ostatnie męskie zdanie należy do Arka ;)
Jeżeli chodzi o moje postanowienie, Mam nadzieję, że zauważysz ;)
Pozdrawiam Nienieidealna
Kiedy następna część ?
Następna przewiduję na jutro bo dziś juz nie da rady- usypiam na stojąco.
UsuńPS: Spokojnie, niedługo wszystko sie wyjaśni. A przynajmniej stanie się jaśniejsze i zrozumiecie jaki gatunek postanowiłam tu zastosować.
Pozdrawiam
I jak będzie coś dzisiaj ?
Usuń