Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Nowy początek: Część II

TRZY MIESIĄCE PRZED WYPADKIEM

Od czasu wyjścia do kina Ksawery i Zosia powtarzali wspólne wypady. Czasami było to kino, czasami po prostu pizza, innym razem kręgle czy nawet zwyczajny spacer. Dogadywali się coraz lepiej, a pewną rutyną stawały się ich wieczorne rozmowy przy kawie. (Arek w tym czasie najczęściej brał prysznic, a potem w zależności od tego czy miał randkę z Sandrą do nich dołączał lub wychodził; zresztą nawet gdy zostawał w mieszkaniu rzadko kiedy spędzali czas na długich rozmowach tylko we dwoje.) Poznała nawet najbliższych kolegów chłopaka gdy zaprosił ich do siebie na obiecaną parapetówkę. I śmiała się w głos gdy jeden z nich, Czarek opowiadał jak w gimnazjum Ksawery prawie został wyrzucony ze szkoły gdy włamał się do komputera nauczycielki od polskiego by wykraść egzamin semestralny. Albo jak na studiach  wściekły na współlokatora za „pożyczanie” bez pytania jego oryginalnych płyt Rolling Stonesów podrobił jedną z nich wszczepiając jej wirusa. I w ten sposób podczas odwiedzin narzeczonej owego chłopaka z jego laptopa zaczęły dochodzić wymowne jęki. Gdy próbował je uciszyć okazało się, że cały jego komputer jest pełen tego typu filmów. Dziewczyna nieźle już wkurzona niechybnie by zerwała, więc Ksawery się zlitował i wyznał prawdę. Oczywiście potem nie miał już problemów z podbieranymi płytami.
Zosia uśmiała się wtedy jak mało kto. Nie miała pojęcia, że Ksawery który wydawał jej się być ułożonym i odpowiedzialnym facetem wywijał takie numery. Albo że był aż tak wielkim fanem Rolling Stonesów. Podczas domówki dał się nawet namówić na wykonanie jednego z przebojów grupy i okazało się, że miał całkiem mocny i przyjemny baryton. Urządzili sobie nawet jakieś zawody i po chwili gdy włączyło się w to kilku facetów i dziewczyn w mieszkaniu zrobiło się całkiem głośno.
Podczas zakończenia imprezy, chłopaki żegnali się z nią licząc na rychłe spotkanie, czasami żartując sobie z Ksawerego i jej którzy poprzez nieobecność Arka zostali sami w domu. Jeden nawet ofiarował się być przyzwoitką, ale Zośka zbyła go jakąś żartobliwą uwagą o zamknięciu się na klucz w swoim pokoju. Wiedziała, że to były tylko niewinne żarty. Pewnie w innej sytuacji z powodu tej uwagi mogłaby pomyśleć, że znajomi Ksawerego sobie z niej żartują: raczej nie wyglądała na top modelkę, a Iksiński był całkiem przystojny więc zdecydowanie nie z jej ligi, ale to byli tak szczerzy i bezpretensjonalni ludzie także taka myśl nawet nie powstała jej w głowie. Zosia nie miała jednak pojęcia, że zmieszanie się wtedy Ksawerego wcale nie było udawane. Tak jak i nie miała pojęcia, że już od jakiegoś czasu wydaje mu się być wyjątkowa a ich wspólne wyjścia magiczne. Ale młody mężczyzna intuicyjnie wyczuwał, że Zosia jeszcze nie była gotowana na takie wyznanie. On zresztą też chyba nie. Cztery miesiące wcześniej poważnie myślał o zaręczynach i stabilizacji z jedną kobietą, a teraz po trzech miesiącach znajomości czuł, że mógłby zakochać się po raz drugi w kimś zupełnie różnym od Oliwii. Ale na pewno był zauroczony. Zdecydowanie. Imponowała mu skromność Zosi, która nigdy nie chwaliła się swoją pracą i osiągnięciami, zdolność do autoironii oraz poczucie humoru. Lubił jej szczerość i to, że nie udawała przed nim kogoś kim nie jest. Nie wstydziła się tego, że rano wychodzi z pokoju bez makijażu z kołtunem na głowie. Że czasami podczas dyskusji na jakiś temat zwyczajnie może nie mieć racji potrafiąc przyznać się do błędu. Czasami potrafiła był też kąśliwa, zwłaszcza wobec Arka, ale nie było w tym żadnej złośliwości, ale pewnego rodzaju droczenie się dwójki osób którzy znają się od lat (nie przyznawał się do tego przed samym sobą, ale bardzo chciał by zachowywała się w stosunku do niego w ten sam pełen nieskrępowania sposób). No i nie była zajęta tylko własną osobą co szczególnie przejawiało się w tym jak o sobie (nie)mówiła. Pamiętał, że podczas ich pierwszego wieczoru opowiadając mu o sobie właściwie zdradziła bardzo mało szczegółów bardziej skupiając się na swoich rodzicach, siostrze czy szkole. A nawet wtedy gdy jednak zdarzyło jej się opowiedzieć coś o sobie to tylko dlatego, że albo była to jakaś śmieszna sytuacja, albo jakaś jej wpadka. Nie przypominał sobie by pochwaliła się jakimś osiągnięciem a tym bardziej przechwalała. Oczywiście ktoś złośliwy mógłby pomyśleć, że po prostu niczego takiego nie miała, ale od Arka dzięki kilku rzuconym pobieżnie komentarzom wiedział, że wcale tak nie było. Zosia była bystrą dziewczyną już od najmłodszych lat, a teraz jako młoda kobieta to się nie zmieniło.
Czasami też dostrzegał jej zagubienie, naiwność a wobec Żylińskiego nawet pewnego rodzaju pobłażliwość. Złościło go to, że troszczyła się o niego w wielu kwestiach, bo był zwyczajnie zazdrosny. Owszem wiedział, że jego współlokatorzy tylko się przyjaźnią, ale mimo wszystko nie potrafił wyzbyć się tego głupiego uczucia.
Oczywiście skłamałby gdyby powiedział, że pociąga go tylko charakter i osobowość dziewczyny. Bo podobał mu się również jej wygląd: burza loków na głowie nieokreślonego lekko rudowego koloru którą zawsze bezlitośnie poskramiała mocnym węzłem tuż przy karku, malutkie ledwie widoczne piegi na uroczym nosku, oczy które choć nie wyróżniały się wielkością czy kształtem miały piękny odcień morskiej zieleni, łagodny uśmiech oraz maleńki pieprzyk na brodzie. Do tego długie nogi, odpowiednio zaokrąglona sylwetka i łabędzia szyja. Starając się spojrzeć na nią obiektywnie musiałby przyznać, że nie wpisywała się we współczesny kanon kobiecego piękna, ale miała w sobie coś co czyniło ją atrakcyjną. A przynajmniej w jego oczach. Zresztą podczas któregoś wyjścia do baru okazało się że nie tylko w jego, bo dowiedziawszy się że są tylko przyjaciółmi jakiś nieznany im chłopak próbował zaprosić ją na drinka. Ponieważ Zosia wysłała mu wtedy niewerbalny znak by ją od niego uwolnić spławić gościa- zresztą zrobiłby to i tak czy inaczej- ale uderzyło go wtedy zachowanie dziewczyny. Na komplementy nieznajomego reagowała zmieszaniem, znikła też jej umiejętność ciętego odgryzania się czy riposty. Wydawała się nieśmiałą nastolatką po raz pierwszy próbującą uchronić się przed zalotami chowając swoją głowę i wciskając ją w szyję. Zupełnie tak jakby stawała się inną osobą. Wtedy, gdy zostali już przy barze sami wyjaśniła mu, że nie potrafi flirtować z facetami.
- Zachowuję się wtedy jak typowa kretynka.- Wyznała wówczas z pewnym wstydem.- Nie wiem, chcę powiedzieć coś dowcipnego albo interesującego, ale moje neurony jakby się wyłączają. I nie chodzi tu nawet o to, że muszę być kimś zainteresowana, skądże. Po prostu na relacji facet-kobieta wyłącza mi się tryb myślenia.
- Wybacz tę uwagę, ale odniosłem uwagę, że z facetami rozmawia ci się całkiem swobodnie, np. ze mną.
- Tak, ale tylko dlatego że łączą mnie z nimi relacje służbowe albo koleżeńskie. Lub jak z tobą przyjacielskie.
- Więc gdybym nagle zaczął z tobą flirtować mówiąc jakie piękne masz włosy zrobiłabyś się cała czerwona i zaniemówiła?
- Jesteś gorszy od Arka.- Roześmiała się.- Otwieram przed tobą moje słabości a ty potrafisz tylko żartować z mojego kołtuna na głowie..- Ksawery darował sobie wtedy uwagę że wcale nie żartował; właśnie w tamtej sytuacji zrozumiał że musi działać ostrożnie i powoli. Przyjaźń była dobrym fundamentem, choć dziwił go brak pewności siebie Zosi. A raczej aż tak wielki brak pewności siebie.
- Po prostu jestem pod wrażeniem. Dziewczyna która świetnie dogaduje się z facetami, ba jest nimi otoczona w pracy i nawet z dwoma mieszka, wpada w popłoch gdy tylko któryś próbuje przekroczyć granicę przyjaźni.
- Wiem, że to głupie. Szczególnie w moim wieku. Ale to nie oznacza, że jak się wyraziłeś czerwienię się i nie potrafię wydusić z siebie słowa. Po prostu czuję się…niepewnie. No wiesz, nie wiem czy to żart czy…
- Uważasz, że ktoś chciałby w ten sposób z ciebie zakpić?
- No nie.- Skłamała spuszczając wzrok, bo nie chciała zdradzać Ksawerowi wielkości swoich kompleksów. Bo przecież nie była typem dziewczyny do której już  po kilku minutach od przyjścia ktoś „zarywa”. Zawsze była raczej tą która podpiera na imprezach ściany.- Mówiłam ci, że to głupie.
- Jak w takim razie radziłaś sobie w przeszłości?
- To znaczy?
 - No wiesz, w poprzednich związkach.
- Och, nie było ich tak aż znów wiele. Właściwie to tylko…- Zaczęła, ale nie dokończyła. Na moment przed oczami stanęła jej męska twarz, którą kiedyś bardzo kochała, szydercze słowa „dziwka” które rzuciła w jej stronę pewna dziewczyna i poczuła spadające łzy gdy szlochając prosiła siostrę o pomoc ze wstydu nie chcąc nawet opuszczać swojego pokoju a co dopiero chodzić do szkoły. Na moment musiała przygryźć wargę by ból uświadomił jej, że tamto cierpienie jest już za nią. To wszystko musiało odbić się w jej oczach, bo zauważyła iż Ksawery przygląda jej się badawczo. Zamiast tego ciężko przełknęła ślinę a potem zmieniła temat. Chłopak zdążył jednak dostrzec w jej oczach jakąś melancholię. Nie miał pewności, ale czuł że w przeszłości ktoś ją skrzywdził.

***
Siedząca właśnie przy swoim biurku Wiktoria zamawiała sobie przez telefon lunch. Ci idioci z cateringu w którym co miesiąc wykupywała jedzenie pomylili zamówienia wysyłając jej na obiad sałatkę z orzechami. A przecież na samym początku w kwestionariuszu zaznaczała, że jest na nie uczulona. No cóż, w życiu miała zdumiewające szczęcie otaczania się samymi kretynami, a w pracy niekompetentnymi nierobami, więc nie powinno jej to dłużej dziwić. Wkurzały ją tylko w koło wypowiadane przeprosiny. Miała je w dupie skoro musiała chodzić głodna.
- Proszę tylko o dostarczenie poprawnego zamówienia, okej? Jak najszybciej. I na drugi raz niech pan uważnie czyta dodatkowe informacje jakie zgłosił klient bo te piekielne orzeszki mogłyby mnie zabić.- Przerwała na moment swoją wypowiedź gdy usłyszała pukanie do drzwi. Szybko dokończyła zamówienie żegnając się z pracownikiem instruując go po raz ostatni co do zamówionego przez nią posiłku. Potem głośno się odezwała:
- Proszę wejść.
Tak jak przypuszczała, za drzwiami stał Stefan Adamczyk, jej były ojczym: dyrektor placówki. Tylko on mógł pokusić się o wejście do jej biura bez zapowiedzi, inni nie mieli na to tyle odwagi.
- Coś się stało?- Spytała beznamiętnie.
- Tak, chciałem zapytać o organizację świątecznego balu dla pracowników. Zatrudniłaś już kogoś odpowiedniego do tej pracy?- Wiki jęknęła przygładzając swoje krótkie włosy. Nie znosiła zajmowania się pierdołami, a organizacja imprezy noworocznej właśnie tym dla niej była. Wiedziała jednak, że ojczym nie ma wyboru: polecenie wyszło odgórnie od zagranicznej spółki w ramach „integracji pracowników” i pokazania że tworzą jedną wielką szczęśliwą bankową rodzinę. Nawet jeśli było wręcz przeciwnie.
- Nie. Na razie nie miałam na to czasu.
- Przecież mówiłem ci o tym dwa tygodnie temu.
- Jestem szefem działu analitycznego, a dodatkowo obsługuję indywidualnych klientów, których obroty na koncie sięgają powyżej miliona. Często zastępuję cię na spotkaniach zarządu przygotowując prezentację i analizy całego banku syntetyzując dane. Na dodatek dwa tygodnie temu  musiałam jechać do centrali w Niemczech zdając szczegółowy raport z przyczyn obniżonej efektywności starając się ich udobruchać by nie przysłali nam tutaj kontroli, przez co zaniedbałam swoje obowiązki tutaj które staram się nadrobić. Dlatego wybacz, że nie mam czasu zamówić salę, jedzenie, orkiestry, kelnerów i zorganizować całą tę szopkę na którą i tak przyjdzie najbiedniejsza hołota pracownica Krezus banku, która nie ma co z sobą zrobić w sylwestrową noc. Zapomniałam, że to najważniejsze.
- Wiktoria, proszę: wiele razy mówiłem ci być nie wyrażała się tak o pracownikach.- Dwudziestodziewięciolatka nic na to nie odpowiedziała. Odkąd pamiętała ojczym zawsze zwracał jej na to uwagę namawiając do szacunku.  Naprawdę mimo stanowiska dyrektora nie rozumiał, że liczy się ten kto ma władzę. – I doskonale wiesz, że nie kazałem ci organizować tego osobiście. Wystarczy tylko zatrudnić jakąś firmę z zewnątrz.
- To zleć to jakiejś praktykantce.
- To ważne, inaczej nie zawracałbym ci tym głowy. Chcę zaprosić parę ważnych osób, może pojawi się nawet prezes związku Banków Polskich i współpracownik Ministra Finansów. Do tego na pewno wyślą kogoś z centrali. Nie mogę tego powierzyć byle komu i doskonale o tym wiesz.
- Dobrze, pomyślę o tym.
- To nie wystarczy.
- Okej, do końca tygodnia na twoim biurku wyląduje wstępny projekt przyjęcia ze szczegółami. Tylko wcześniej prześlij mi przez sekretarkę kogo z tych swoich ważnych znajomych planujesz zaprosić. Potem skontaktuję się z kimś z HR, zrobię listy by zorientować się wstępnie ilu byłoby chętnych pracowników z każdego szczebla i opracuję koszty wykonując szacunkowe statystyki w ramach określonego budżetu i wspólnie opracujemy potem resztę. Może być?
- Tak. Tylko nie zostawiaj wszystkiego na głowie Jowity.- Oznajmił Adamczyk mając na myśli asystentkę swojej przybranej córki.
- Jasne.- Odparła. Gdy zauważyła, że Stefan nie ma zamiaru wyjść dodała:- Coś jeszcze?
- Tak. W tym miesiącu po raz kolejny zostało na ciebie złożonych najwięcej skarg.- Słysząc to Wiki parsknęła śmiechem. Wiedziała, że chodziło o anonimowe głosowanie, które wymyśliła jakaś idiotka z kadr by rzekomo utrzymywać zdrowe relacje między pracownikami. Polegało to na tym, że raz w miesiącu można było anonimowo złożyć na kogoś skargę z wyjaśnieniem przyczyn. By ustrzec się od zdemaskowania przez kamery wymyślono, by do specjalnej „budki” musiał wejść każdy dokładnie raz w miesiącu nawet jeśli nie wrzucał żadnej skargi.
- Wow, dostałam jakąś nagrodę?
- Wiktoria, to nie czas na żarty.- W dobrze znanym jej geście irytacji Stefan zacisnął dłonie w pięść. – Musisz zmienić swoje podejście do pracowników: zwłaszcza wobec stażystów.
- Wiec mam pozwolić by jakieś niekompetentne gówniary o kurzych móżdżkach nie pracowały, bo są tak wrażliwe że nawet nie można zwracać im uwagi, że robią coś źle?
- Ale można wytłumaczyć im coś kulturalnie, prawda? Dobrze wiem jaka potrafisz być arogancka i złośliwa.
- A ja dobrze wiem, że nie masz nikogo tak bardzo efektywnego na moje stanowisko, więc zamiast ględzić o tym jaka jestem okropna może po prostu założyć że już powiedziałeś co leżało ci na wątrobie? A może się mylę? Może tym razem zamierzasz coś zrobić? Wręczysz mi wymówienie?- Zakończyła zaczepnie.
- Spis zaproszonych osób zostawię ci na biurku jutro do wieczora.
- Okej.- Mrugnęła tylko dobrze wiedząc, że po raz kolejny- a może należałoby powiedzieć: jak zwykle- Stefan tchórzył. Dlatego zdziwiła się gdy usłyszała jeszcze:
- Widziałem cię w piątek z dyrektorem Jankowskim przed bankiem.
- I?
- Wiesz, że jest żonaty?- Szymborska nie mogła powstrzymać się od parsknięcia.
- I?-Powtórzyła.
- Wiesz o czym mówię. To niewłaściwe. Nie myślałaś nad…
- Nad czym?
- Mam bardzo dobrą znajomą która mogłaby z tobą porozmawiać. Jest psychologiem i…
- Serio robisz ze mnie wariatkę tylko dlatego, że według ciebie planuję nawiązać romans z żonatym facetem choć notabene nie mam zamiaru zostać kochanką akurat Janickiego?
- Twoje romanse biurowe już obrastają w legendę.
- I co z tego? Nawet połowa tych plotek nie jest prawdą. Po to ludzie mają jadaczki żeby nimi kłapać.
- Trywializujesz problem.
- A ty go wyolbrzymiasz.
- Po prostu chcę twojego dobra.
- Oboje wiemy, że zawsze zależało ci tylko i wyłącznie na twoim własnym dobrze.- Słysząc to Adamczyk skurczył się w sobie tak jak robił to za każdym razem gdy nawiązała do przeszłości. Wiki wciąż zaskakiwała ta przemiana: mimo sześćdziesiątki na karku Stefan był przystojnym mężczyzną któremu aparycji mógłby pozazdrościć niejeden czterdziestopięciolatek. W chwilach takich jak ta wyglądał jak zmęczony życiem osiemdziesięcioletni starzec.
- Nigdy mi nie wybaczysz, prawda?- Spytał retorycznie.- A ja nigdy nie przestanę się łudzić, że to kiedyś nastąpi.- Nie odpowiedziała, ale pewną satysfakcję sprawiło mu to, że na moment spuściła wzrok. A potem zanim zdążyła powiedzieć coś złośliwego zadzwonił jej telefon. Zrozumiał, że to koniec rozmowy, której nigdy tak naprawdę nie mogli odbyć kręcąc się w koło i za każdym razem kończąc w tym paradnym punkcie. Ona zarzucała mu egoizm i myślenie tylko i wyłącznie o sobie, on nie mogąc odeprzeć tego zarzutu milczał. Idąc korytarzem do swojego gabinetu pomyślał jeszcze, że jest bardzo naiwny. Powinien ostatecznie to uciąć: powinien zwolnić Wiktorię i na zawsze odciąć się od jej życia. Dostarczała mu do tego aż nadto powodów celowo go prowokując. A on nabierał się na to pokazując jaki jest słaby. Karmiła się jego wyrzutami sumienia tak jak narkoman karmi się swoim narkotykiem. Tak, doskonale wiedział, że zwolnienie to najlepsze rozwiązanie. Tyle, że jednocześnie najbardziej bezduszne. Bał się tego co może się wtedy stać z Wiktorią.
Bo narkoman pozbawiony swojej działki jest niebezpieczny,
Przede wszystkim dla siebie.
Poza tym wiedział, że miała rację. Pośrednio to co ją spotkało stało się przez niego. Może gdyby lata temu rozwiązał sprawę inaczej, teraz nie traktowałaby go jak wroga. Słabym usprawiedliwieniem wydawał mu się fakt, iż wtedy uważał to za najlepsze rozwiązanie.
- Przepraszam, panie prezesie, zjawił się pan Grabarczyk. Czeka już na pana w gabinecie…- Rozważania przerwała mu sekretarka, bo nawet nie zauważył gdy znalazł się przed swoim gabinetem. Skinął jej więc głową mentalnie zbierając siły starając się zapomnieć o tym co stało się ponad dziesięć lat temu. O tym, że kiedyś miał rodzinę.
Syna.
Żonę którą kochał.
I przybraną córkę, która była jego oczkiem w głowie tak jak on był jej ukochanym tatusiem.
Teraz miał tylko pracę.
I pieniądze.
Czyli nie miał nic.
***

- Nie, nie będziesz niczego nam stawiał. Mamy swoją godność.- Zaprotestowała Jowita z charakterystyczną dla niej przekorą.
- Tak, jedna kolejna wystarczy. Teraz nasza kolej.- Dodała Emilia.
- Dziewczyny mają rację. Nie po to cię zaprosiłam byś sponsorował nam całe wyjście.- Poparła je Zosia. Sobotni wieczór zazwyczaj spędzała z przyjaciółkami, ale teraz zrobiło jej się głupio gdy okazało się, że Ksawery załatwił bilety do kina na jakiś przedpremierowy pokaz licząc że zrobi jej tym niespodziankę i wyjdą razem. Chciała nawet olać z tego powodu koleżanki, ale on chyba to spostrzegł, bo zaraz spytał jakie miała plany. Wtedy wyjaśniła mu wszystko i zaproponowała że mógłby się do nich dołączyć- oczywiście było to bardzo grzecznościowe pytanie: tak naprawdę nie liczyła że Ksawery Iksiński się zgodzi. Ale gdy tak się stało autentycznie się ucieszyła. Potem poczuła się winna zostawiając przyjaciółki przed faktem dokonanym, ale one ani trochę nie miały jej tego za złe. Wręcz przeciwnie Jowita ucieszyła się, że w końcu pozna tego całego Ksawerego.
Dopiero w klubie Zosia uświadomiła sobie, że dzięki temu może zrealizować plan swatania swoich przyjaciół: ucieszyła się gdy od razu zaczęli konwersować i wymieniać się jakimiś uwagami, nawet jeśli nie były zbyt znaczące. Potem Ksawery jak na dżentelmena przystało zamówił im po drinku i jakieś dwa kwadranse rozmawiali przy stoliku. No i ruszyli na parkiet gdy impreza zaczęła się rozkręcać.
Parkiet w klubie 5&6 właściwie nie służył do tańca. Tam pomagało się wyśpiewywać piosenki aktualnemu śmiałkowi lub go dopingować. Raz w tygodniu- właśnie w soboty odbywały się konkursy dla najlepszego śpiewaka o których wynikach decydował głos publiczności. Raz w miesiącu zawody te lekko modyfikowano, np. można było śpiewać tylko określony typ muzyki albo śpiewać piosenkę której słowa zostały zmienione. Było też wiele innych zawodów: rapowania, rozpoznania piosenki po kilku wyśpiewanych słowach, występów DJ który losowo wybierał jakiegoś śmiałka do miksowania muzyki lub wyboru motywu wieczora. Jednym słowem mówiąc był to raj. Raj dla ludzi lubiących i szanujących dobrą muzykę a nie przychodzącą się tylko upić. Właśnie dlatego Zosia tak bardzo go lubiła. Poza tym nie panowały tu tłumy tak jak w przypadku większości dyskotek w mieście.  No i wstęp był absolutnie darmowy: opłaty pobierano dopiero za udział w konkursie lub występ. Dodatkowym plusem była obecność właściwie stałych bywalców dzięki czemu za każdym razem nie czuło się tu obcości.
Dzisiejszego wieczoru tematem przewodnim była…miłość. Uczestnicy mogli wybierać tylko spośród piosenek skierowanych do zakochanych szczęśliwie bądź też tych ze złamanymi sercami. Zosia od razu sprawdziła główny repertuar na konkurs wieczoru: zorientowała się, że będzie polegał na zaśpiewaniu wylosowanej piosenki. Po szybkim reaserchu zauważyła, że przynajmniej kojarzy wszystkie kawałki. Tak więc bez namysłu wpisała się na listę.
- Co to za konkurs?- Spytał ją wtedy Ksawery niemal krzycząc do ucha, bo w klubie rozbrzmiewały już pierwsze takty Celine Dion.
- Z nagrodami. Zawsze wymyślą coś śmiesznego, więc raz w miesiącu w ramach trenowania odwagi się zgłaszam. W założeniu będę to robiła dopóty, dopóki nie zostanę wygwizdana.
- Musisz tylko zaśpiewać swój kawałek?
- Tym razem chyba tak. Kiedyś musiałam śpiewać jakąś balladę od tyłu: śmiałam się chyba bardziej niż publiczność; innym razem używając męskiego głosu odpowiednio swój modyfikując. Tym razem chyba nie ma żadnych wielkich niespodzianek. A co też chcesz się zgłosić?
- Raczej wolę na ciebie popatrzeć.
- Jak chcesz, twoja strata. Mają niezłe nagrody: mp3, małe przenośne radia czy słuchawki. A wszystko to bardzo dobrej jakości, nie jakiś chiński bubel.
- Wygrałaś coś kiedyś?
- Jeszcze nic znaczącego, ale raz załapałam się na czwartą lokatę.
- Było blisko podium.
- Tak. Ale teraz cicho, będzie śpiewał facet z brodą. I jest niezły: zobaczysz że wygra. Jej, gdy śpiewa coś rokowego wewnątrz po prostu wibruję i mam ciary.
Ksawery patrzył na rozemocjonowaną niczym dziewczynka Zosię. Teraz, w takiej scenerii wydawała mu się być jeszcze piękniejsza: promieniowała jakimś własnym blaskiem, była podekscytowana i podniecona. No i przede wszystkim czuła się tu zupełnie swobodnie. W ogóle nie wyglądała jak pracownik działu analitycznego znanego oddziału banku. Zdziwił się nawet gdy w pewnej chwili głośno gwizdnęła używając palców. Boże, nie znał dziewczyny która by to robiła i nie wiedzieć czemu to mu zaimponowało. Poza tym nie paplała z przyjaciółkami o głupotach, nie chodziła do łazienki co kwadrans by poprawić makijaż; wciąż aktywnie uczestniczyła w konkursie bijąc brawa kolejnym uczestnikom tak samo mocno i głośno.
Po dwóch godzinach, wybrano zwycięzców którzy otrzymali swoje nagrody, a potem ten z pierwszym miejscem bisował śpiewaną przez siebie za pierwszym razem piosenkę. Rzeczywiście okazał się nim być facet z bródką tak jak zapowiedziała Zosia. Odezwała się do niego wtedy:
- Wiedziałam, naprawdę śpiewa jak profesjonalista. Dobrze, że wystąpił w poprzednim konkursie.
- Dlatego?
- Bo jednego wieczora można brać maksymalnie udział w jednym rodzaju zawodów. Tak więc moje szanse wzrastają.
- Kiedy będzie twoja kolej?
- Pewnie za jakieś pół godzinki, muszą od nowa uszykować scenę i sprzęt. Ale dzięki temu zdążę jeszcze wypłukać gardło jakimś sokiem…A tak w ogóle to widziałeś dziewczyny?
- O ile widziałem to wyszły na moment na zewnątrz.
- No tak, zapomniałam że Jowita jara jak smok. To znaczy pali. Stara się rzucić, ale jakoś nie bardzo jej to wychodzi. To co idziemy do baru? Tam łatwiej nas znajdą.
- Jasne.- Zgodził się. Potem przypomniał sobie mrugnięcie okiem Jowity gdy razem z Emilią oddaliły się od nich. Nie miał pojęcia skąd wiedziała, ale jakimś cudem wiedziała. Domyśliła się, że lubi Zosię trochę bardziej niż jak przyjaciel. I dawała im swoją aprobatę.
Do rozpoczęcia drugiego konkursu posiedzieli trochę przy barze, a potem Zosia musiała iść do miejsca przeznaczonego dla uczestników. Ksawery z niecierpliwością wyczekiwał nadejścia jej nazwiska, ale miał szczęście bo usłyszał je jako pierwsza. A potem gdy DJ zaprosił Zośkę na środek sceny zadając jakieś pytania na rozluźnienie zrozumiał, że wcale nie ma tyle szczęścia  co sądził.
Konkurs polegał bowiem na tym by zaśpiewać  piosenkę w duecie. Organizatorzy specjalnie poinformowali o tym uczestników dopiero po zapisach by uniknąć sytuacji, w której obie osoby z pary umiałyby śpiewać. Zosia nieco zdenerwowana podeszła do przyjaciółek ale te kategorycznie zaczęły kręcić głowami. Wtedy spojrzała prosząco na niego. Co było więc robić? Wyszedł na scenę jak na ścięcie wśród ogólnego aplauzu. A potem gdy zbliżył się do Zosi na środku parkietu wyszeptał:
- Kiedyś zapłacisz mi za to poniżenie.
- Spokojnie, nie będzie tak źle.
- Uwaga uwaga. Jaki numer wybiera nasza pierwsza para?- Spytał organizator. Zosia widząc że Ksawery gestem daje jej wolną rękę odpowiedziała:
- Szczęśliwą siódemkę. 
- Proszę bardzo. Wylosowany utwór to…Brzydka ona, brzydki on! Minuta na przygotowanie i ustalenie sposobu śpiewania piosenki. Powodzenia!
- Nie jest tak źle co? Utwór w sam raz o nas.- Zażartowała Zosia. Widząc jednak nieco zdezorientowaną minę Ksawerego dodała klepiąc go po ramieniu:- Będzie dobrze, żartowałam z tym wygwizdaniem. Jeszcze nikomu nigdy się to nie zdarzyło. Nawet jeśli zaśpiewamy jak najgorsze niemoty ludzie i tak będą bili nam brawo…- Przez paplaninę Zosi w ogóle nie zdążył spytać w którym momencie powinien robić wejścia. A może powinni raczej śpiewać razem? Najlepiej byłoby gdyby udał, że mikrofon jest zepsuty i niczego nie śpiewał, ale nie chciał wystawić Zosi. Poza tym istniała szansa że organizatorzy daliby mu drugi.
I w ten o to sposób, przez kolejne trzy minuty śpiewał razem z Zośką piosenkę o miłości. Początkowo był tak zestresowany, że jego głos brzmiał niezwykle sztywno, poza tym to ona zaczęła wyśpiewywać pierwsze frazy i nie miał pojęcia kiedy do niej dołączyć, ale po paru dźwiękach wszystko poszło dobrze. Tak że zaczął skupiać się na czymś więcej niż swój wstyd. No i zaczął się całkiem nieźle bawić.
Właściwie to dobrze, że niczego nie zaplanowali bo wyszło całkiem spontanicznie. Zosia odpowiednio, celowo nieco za dramatycznie interpretowała swoje fragmenty zupełnie tak jakby się kłócili: raz czy dwa nawet szturchnęła go palcem. Potem to on zaczął śpiewać kolejną zwrotkę by podczas refrenu zrobić to razem z nią. Wyglądało to tak jakby wtedy dwoje kochanków się pogodziło. Ksawery słysząc brawa nie tylko odetchnął z ulgą ale i był z siebie bardzo zadowolony. A jeszcze bardziej gdy po konkursie zdobyli zaszczytne trzecie miejsce dostając w nagrodę koszulki. Może to dlatego cali w skowronkach wrócili do domu wciąż dyskutując na temat występu. On był pod wrażeniem zmiany jaka zachodziła u Zosi na scenie: tam przestawała być tak powściągliwa i nieśmiała. Był to paradoks, ale bardzo mu się u niej podobał. Ona natomiast, lekko już podcięta, nieustannie chwaliła Ksawerego:
- Umiesz włamywać się na cudze strony, całkiem nieźle przydajesz się w kuchni bo nie przypalasz makaronu, wczoraj gdy wysiadły korki okazało się że niezły z ciebie majsterkowicz, a teraz okazuje się że i śpiewak. Jakie jeszcze masz skrywane umiejętności?
- Daj już spokój.
- Nie, nie, nie. Naprawdę super z ciebie gość.
- Nie za bardzo się dziś upiłaś?- Słysząc to roześmiała się. I jakby w odpowiedzi na pytanie Ksawerego prawie się przewróciła o próg próbując ściągnąć but. Na szczęście mężczyzna zdążył ją podtrzymać.
- Dzięki.- Powiedziała krztusząc się ze śmiechu.- Chyba ta wygrana tak na mnie podziałała. Widziałeś tą koszulkę? Jest śliczna. Dziś będę w niej spała.
- Najpierw lepiej powinnaś bezpiecznie trafić do…
- Dopiero wracacie?- Zdanie wypowiadane przez Ksawerego zostało przerwane przez Arka który niemal bezszelestnie pojawił się na korytarzu.
- Cholera, a tak starałam się być cicho.- Roześmiała się Zosia. Dziś wszystko ją bawiło. Nawet mina Żylińskiego. Patrzył na nią tak jakby była pijaną nastolatką która cichaczem próbuje przemknąć do swojego pokoju.- Zobacz co wygraliśmy z Ksawciem.
- Z kim?
- Ksawciem. Słodko brzmi nie? Pomyślałam, że tak będę go nazywać, jest krócej. Nie przeszkadza ci to co Ksawciu?- Zwróciła się z tym pytaniem do Iksińskiego. On tylko się do niej uśmiechnął ostrożnie oswobadzając ją w końcu ze swoich ramion. Zauważył, że  Arka niezwykle zirytował ten gest.
- Jasne że nie. Dasz radę z drugim butem czy ci pomóc?
- Ty ją tak upiłeś?- Zaatakował Iksińskiego Arek. Nie wiedząc czemu był zły.
- Jej, Aruś ale z ciebie sztywniak.- Prychnęła Zośka.- Mówiłam ci że wygraliśmy koszulki. Ksawcio tak super śpiewa, mówię ci. Musisz go kiedyś usłyszeć.
- Jasne.- Przytaknął niechętnie Żyliński.- Na razie jednak pomogę ci dotrzeć do pokoju.
- Nie musisz, ja mogę się nią zająć.- Zaoferował się Ksawery.
- Ty lepiej też się rozgrzej i nastaw wodę na kawę. Dobrze byłoby gdyby Zosia wypiła coś otrzeźwiającego.
- Przecież jutro niedziela, może się spokojnie wyspać.
- Ale gdy wypije ją jeszcze dzisiaj to pomoże jej jutro w zminimalizowaniu skutków kaca.
- Skoro tak uważasz.- Ksawery postanowił się ugiąć widząc jakąś zawziętość w głosie Arkadiusza. Czyżby tamten był na niego zły myśląc że celowo upił Zośkę w jakiś niecnym celu? Tak, pewnie tak było: w końcu tego samego popołudnia Arek miał nocować u Sandry, więc mógł myśleć, że Ksawery sobie to zaplanował. A że był jej wieloletnim przyjacielem automatycznie wystąpił u niego odruch ochronny. Dlatego, by uniknąć wzajemnych nieporozumień czekał cierpliwie w salonie aż w końcu Arek wyjdzie z pokoju Zosi pomagając jej dotrzeć do łóżka. Gdy tak się stało poprosił go o chwilę rozmowy.
- Może innym razem, jestem zmęczony.- Migał się Żyliński nie patrząc mu w oczy. Wtedy Ksawery zrozumiał, że się nie pomylił. Arek był wyraźnie na niego zły.
- To ważne i dotyczy tej sytuacji. Chciałbym tylko coś wyjaśnić.
- To wyjaśniaj.
- Nie miałem pojęcia, że drinki aż tak szybko uderzą jej do głowy, w taksówce była przytomna i rozmawiała ze mną całkiem składnie. Nie chciałem jej upić.
- To dobrze. To wszystko?
- Nie. Rozumiem twoją złość, ale chcę byś wiedział że nie było moim planem zrobienie jej krzywdy.
- Gdybyś tylko próbował to zrobić to już byś nie żył.- Tak przesadzona reakcja nieco rozbawiła Ksawerego, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Cieszę się, że Zosia ma w tobie aż tak oddanego przyjaciela. A skoro już zacząłem szczerze…bardzo ją lubię, jeśli rozumiesz co mam na myśli. I chciałbym się z nią związać.
- Z Zosią?
- Przecież o niej mówimy, prawda?
- Tak, ale…
- Ale co? Mówiła, że nie ma chłopaka ani z nikim się nie spotyka.
- Powiedziała ci to wprost?
- Umiem czytać między wierszami. Ale chyba raz czy dwa o tym napomknęła.
- Więc…myślisz o niej poważnie.
- Tak.
- Mówiłeś jej o tym?
- Nie, na razie tylko się przyjaźnimy.
- Więc nie wiesz jak może na to zareagować?
- W zasadzie to nie. Ale miło nam się spędza czas.
- Właśnie widziałem.- Arek niemal syknął.
- Wybacz, ale jeśli martwisz się o to jak będą się układały potem nasze relacje w tym mieszkaniu to spokojnie: na pewno…
- Wcale się o to nie martwię, bo Zosia widzi w tobie tylko dobrego kolegę, nic więcej. Nigdy nie zgodzi się na zostanie twoją dziewczyną.
- Wybacz, ale twoja pewność siebie jest nieco dziwna. Może i jesteście przyjaciółmi, ale nie znasz jej uczuć.
- Wiele mi o sobie mówi, właściwie wszystko. Dlatego dam ci dobrą radę: lepiej się z tym nie wydurniaj. Bo nie chcę szukać nowego lokatora, jesteś całkiem fajnym gościem. Dobranoc.- Zakończył Arek stanowczo ucinając temat, a potem ze złością uderzył pięścią w ścianę. Za kogo ten Ksawery się ma? Niby wydawał się być całkiem spoko a teraz…No właśnie: co teraz? Chce spotykać się z Zosią? Nawet we własnych myślach wydało mu się to strasznie głupim powodem do wściekłości. A był autentycznie wściekły. Wściekły na Zosię, wściekły na Ksawerego. Bo odkąd to niby są takimi przyjaciółmi? Owszem już od jakiegoś czasu zauważył, że zachowują się wobec siebie całkiem swobodnie, a wieczorami spędzają wspólnie czas, ale związek? Przecież Zosia była JEGO najlepszą przyjaciółką. Żaden Ksawery mu jej nie odbierze. Ona i tak woli JEGO, Arka. Tak uspokojony zdecydował się wrócić do łóżka.
Wciąż nie dostrzegając ubytków swojego rozumowania.
A nade wszystko jego przyczyn.

***
Jak było do przewidzenia niedzielny poranek Zosia przywitała w wyjątkowo podłym humorze spowodowanym bólem głowy. Czuła się jak kupa końskiego nawozu a patrząc w lustro uzmysłowiła sobie, że tak również wygląda. Darowała sobie jednak zignorowanie pukania do drzwi. A raczej walenia w drzwi jak wydawało się to jej mózgowi.
- Mogę?- W drzwiach pojawiła się głowa Arka.- Przyniosłem kawę.
- Jasne.- Zosia zmuszając się do uśmiechu przygładziła sterczącą jej we wszystkich kierunkach szopę którą zauważyła w wiszącym lustrze. Szybko jednak odwróciła wzrok by nie widzieć kolejnych mankamentów własnej urody. Głupio byłoby teraz kazać Żylińskiemu wyjść i wrócić za pięć minut.- Chyba za bardzo wczoraj popłynęłam.
- Raczej Ksawery ci w tym dopomógł. A może powinienem powiedzieć: Ksawcio?
- Słucham?
- Wczoraj oznajmiłaś że tak go będziesz nazywać.
- Serio?
- Tak.
- Jej, chyba dopiero teraz sobie to przypominam. Zrobiłam jeszcze coś głupiego?
- Spokojnie, stałem na straży i cię pilnowałem.
- Dzięki. Także za wczorajsze niańczenie.
- A więc coś tam pamiętasz?
- Teraz coraz lepiej. Ale muszę wejść pod prysznic by do reszty się obudzić.
- Najpierw wypij kawę.- Zerkając w zawartość filiżanki zmarszczyła nos.
- Wiesz, że nie lubię mocnej czarnej.
- Taka jest najlepsza, od razu postawi cię na nogi. – Zosia upiła pierwszy łyk czarnego napoju a potem obdarzyła przyjaciela spojrzeniem pełnym wyrzutu. – Ble.
- Trzeba było tyle nie pić.
- Sam mówiłeś, że jestem za sztywna.
- A więc zrobiłaś to po to by zrobić mi na złość?
- Nie, naprawdę świetnie się wczoraj bawiłam. Ksawery to super facet.
- Chyba wczoraj już to słyszałem.- Arek w geście irytacji wzniósł oczy ku niebu. Potem patrząc prosto w twarz Zosi spytał:- Lubisz go?
- Jasne, ty nie?
- Mam na myśli coś innego. No wiesz, czy lubisz go jako faceta.
- Jezu, zwariowałeś? Oczywiście, że nie.- Zareagowała tak spontanicznie, że spokojnie odetchnął z ulgą. A więc nie miał co obawiać się Ksawerego.- O Boże, chyba nie zrobiłam wczoraj niczego głupiego co? Tylko nie mów że powiedziałam mu coś takiego albo zasugerowałam?!
- Trochę się na nim pouwieszałaś i wyznałaś jaki to nie jest cudowny ale poza tym wszystko okej.- Słysząc to dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. Żyliński roześmiał się.- Spokojnie, on nie odebrał tego niewłaściwie. Mówił, że jesteś świetną kumpelą.
- Poważnie?
- Aha. A jakiś tydzień wcześniej mówił o jakiejś koleżance ze studiów. Całkiem sporo więc chyba mu się podoba.- Arek nie wiedział do końca po co opowiada Zosi te kłamstwa, ale jakoś nie mógł się powtrzymać. Jak to mówią: przezorny zawsze ubezpieczony. Więc nawet jeśli Zośka nie widziała w Ksawerym materiału na faceta to dodatkowo fakt, że on będzie jej się wydawał zajęty i całkowicie nią niezainteresowany odstraszy ją podwójnie.
- To super. Po zerwaniu z Oliwią wydawał się mocno to przeżywać.
- Kim jest Oliwia?
- Jego byłą dziewczyną. Spotykali się trzy lata, a zerwali kilka tygodni przez jego przeprowadzą tutaj. Ale nie mów, że ci o tym mówiłam: nie chcę wyjść na paplę.
- W porządku. Nie powiem. A teraz idę do siebie. Aha, i na przyszłość jak będziesz chciała się upić to tylko ze mną. Po alkoholu stajesz się nieprzewidywalna.
- Dobrze tatusiu.- Uśmiechnął się do niej słysząc określenie jakie mu nadała po raz ostatni zerkając w jej nieco zmęczoną i poszarzałą od alkoholu twarz.
- Tak mi się przypomniało, że miałem zapytać…jak skończyła się historia naszego Roberto i Franceski?
- Burak.
- Pytam poważnie. Doczytałaś książkę?
- Nie. Ale jak można się spodziewać żigolo znalazł pewnie swoją miłość na wieki nawet nie patrząc na inne kobiety.
- Czyżbym słyszał w twoich słowach sarkazm?
- Przecież to zwykłe bujdy. Prawdziwy żigolo nigdy się nie zmienia, ani nie ustatkuje. Za rok, dwa, pięć, czy dziesięć w końcu przypomni sobie o swojej naturze.
- Bardzo stanowczy osąd. Oparty na doświadczeniu?
- Pośrednio tak. Ludzie nigdy się tak całkowicie  nie zmieniają. A przynajmniej w tak ważnych kwestiach. Można z czymś walczyć, ale nie da się uciec przed swoją naturą. Ona i tak cię dopada.- Nieco zbity z tropu Arek (przez moment zastanawiał się czy Zosia nie zrobiła przytyku do niego) w końcu znalazł się za drzwiami. Na korytarzu zauważył wychodzącego ze swojego pokoju Ksawerego: po szybko rzuconym cześć od z kolei wszedł do siebie. A Iksiński przez kilka sekund stał w bezruchu zastanawiając się nad pewną myślą. Ale nie, wiedział że musi ją wykluczyć. Arek spotykał się z Sandrą. Zosia wcale nie interesowała go w ten sposób. Nie potrafił jednak zrozumieć czemu w takim razie aż tak go od niej odciąga, czemu go zniechęca. Czyżby poprzedni związek Zosi był aż tak dramatyczny, że teraz chce ustrzec przyjaciółkę przed błędem? I skąd ta złość? Nie znał odpowiedzi na te pytania, ale jednego był pewien.
Nie zrezygnuje z Zośki.


5 komentarzy:

  1. Opowiadanie jest tak intrygujące ze juz nie mogę się doczekać dalszych cześći co tym razem dla nas wymyslilas. Pozdrawiam Daria

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy, kiedy kiedy nastepny???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzis mam wieczór wolny, wiec jak będę miała siłę po pracy to jeszcze dziś:-)

      Usuń
  3. Zastanawiam się czy Zosia z Ksawerym stworzą parę, osobiście mam nadzieję ze nie;) jeżeli chodzi o Arka cieszę się, że jest zazdrosny, jednak sądzę, iż te kłamstwa są zbędne, z pewnością wyjdą na jaw w najodpowiedniejszym momencie. Podziwiam Zosie, ja bym nie odważyła mieszkać z dwoma facetami, choć to ma swoje plusy raczej krócej okupuja łazienkę. Podaba mi się, iz twoje bohaterki są niezalezne oraz takie rzeczywiste. Przez co dość często się z nimi utożsamiam. Mam małe postanowienie odnośnie tego opowiadania, mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować...
    Pozdrawiam Nienieidealna dużo weny, czasu, pomysłów oraz inspiracji z życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawi mnie co to za postanowienie :-) A co do Zosi i Ksawerego to na razie nic nie zdradzę. Chociaż po komentarzach zaczynam sądzić, że albo moje opowiadania są za bardzo tendencyjne, albo czytelnicy tacy bystrzy. ;D

      Usuń