Łączna liczba wyświetleń

sobota, 15 kwietnia 2017

Nowy początek, Część IV

Jednak nie wyrobiłam się do wczorajszego dnia, ale z racji zbliżających się świąt może ktoś z was nie śpi i zdąży przeczytać na świeżo. :)

Zosia wróciła do domu z Ksawerym o szóstej nad ranem, dlatego odsypiała zarwaną noc prawie całą niedzielę. Nigdy nie mogła zrozumieć tych wiecznych imprezowiczów, którzy po suto zakrapianej imprezie potrafią iść do pracy jak gdyby nigdy nic. Ona po prostu czuła się tak jakby przejechał po niej walec. Dlatego zdziwiła się, gdy około piętnastej postanawiając w końcu wstać okazało się, że Iksiński wyszedł z mieszkania.
- Pojechał do jakiegoś klienta, któremu robił jakąś stronkę.- Wyjaśnił jej Arek, którego spotkała na korytarzu wychodząc ze swojego pokoju. Tym razem dla odmiany spędzał czas ze swoim kolegą Rafałem, bo zaraz zobaczyła jego wyłaniającą się z pokoju Arka postać. Bardzo go lubiła, bo należał do wcześniejszych znajomych Żylińskiego, a nie do tych nowych z "grupy Karola" jak ich w myślach nazywała.
- Nieźle wczoraj zabalowaliście, co?- Mrugnął do niej Rafał. W odpowiedzi się uśmiechnęła.
- Trochę. A wy co porabiacie?
- To co prawdziwi mężczyźni: gramy w konsolę.- Tym razem oboje się roześmiali. Żadne z nich nie zwróciło uwagi na nieco zbyt poważną twarz Arka, który nie wydawał się być ani trochę rozbawiony.
- Więc wam nie przeszkadzam. Ja spadam do łazienki. Najwyższy czas w końcu doprowadzić się do porządku.
Gdy Zosia weszła pod prysznic mężczyźni wrócili do gry. Tyle, że Arek jakoś nie miał ochotę na dalsze odstrzeliwanie wroga w jakiejś wyimaginowanej grze. Wciąż widział przed oczami rozmarzony uśmiech Zośki w odpowiedzi na pytanie Rafała.
Trochę, odparła. Trochę. Jeszcze tego by brakowało by się w nim zabujała. W facecie o długich włosach i wyglądzie kujonka. I co to w ogóle za imię: Ksawery? Prawie tak samo nowatorskie i bez gustu jak Brajan.
- Ej, a ty co? – Zwrócił mu uwagę kumpel.
- Nic, nie mam już ochoty grać.
- Przecież sam chciałeś.
- Ale teraz już nie.
- Okej, osa cię ugryzła czy co?
- Nie. Ten cały Ksawery mnie wkurza.
- Nie lubisz go? Jest uciążliwy jako współlokator?
- Co to to nie, ale sam widziałeś.
- Niby co?
- Zaprosił Zosię na wesele.
- I?
- Jak to „i”? Nie rozumiesz? Zarywa do niej.
- A jest z kimś zaręczony?
- Nie no co ty.
- Więc spotyka się z innymi laskami? Ma kogoś?
- Nie sądzę: większość czasu spędza przed komputerem tworząc jakieś programy i aplikację.
- Więc o co chodzi? Ma jakąś inną wadę?
- W zasadzie to... nie.
- A, już kapuję. Boisz się, że facet chce ją wykorzystać.
- Tak…nie…Sam już nie wiem. Może.
- Daj spokój, Zośka nie jest głupia.
- A jednak dała się złapać w jego sidła.
- Poszli tylko razem na wesele.
- Tylko? A te wspólne spacery? Poranne rozmowy przy kawie? No i kiedyś zabrała go ze sobą do 5&6. Spędza z nim każdą wolną chwilę a mnie od ostatniego czasu unika, bo Ksawery jest dużo lepszy i solidniejszy niż ja.
- Stary, chyba nie powiesz mi że jesteś zazdrosny o ich przyjaźń, co?
- Oczywiście, że nie.- Prychnął Arek widząc roześmianą minę Rafała i poczuł rosnącą złość.- Przestań rżeć jak koń.
- O rany ty naprawdę jesteś zazdrosny.
- Nie jestem zazdrosny, ile razy mam ci mówić!
- Jej, nie mogę uwierzyć. Przecież znacie się jak łyse konie. Poza tym ona nie robi ci wymówek z powodu twoich nowych lasek.
- Wiedziałem, że nie rozumiesz.
- Ależ rozumiem. Po prostu zawsze się przyzwyczaiłeś że ona jest tuż obok i zawsze możesz na nią liczyć. Ale ta dziewczyna ma też swoje życie. I może mieć innych przyjaciół rodzaju męskiego. Nie chciałbyś by była szczęśliwa?
- Chciałbym, ale…
- Ale co?
- Nie chcę by ktoś ja oszukał.
- Naprawdę? A może jesteś na to zbyt dużym egoistą?
- Rafi…
- Ej, nie mówię tego by cię zezłościć. Ale taka jest prawda. Zośka zawsze wyciągała cię z tarapatów, kryła. Pamiętasz tą akcję z Emilką? Udawała nawet twoją ciężarną żonę a tamta choć wkroczyła do mieszkania z bojową mina na koniec kajała się prawie na klęczkach za to że rozbiła waszą rodzinę. Jezu, do tej pory na samo wspomnienie tej akcji napada mnie wybuch śmiechu.
- Tak, to było wprost niesamowite.- Odparł Arek również przypominając sobie tamtą sytuację sprzed jakiegoś półtora roku. – Chociaż potem nieźle suszyła mi głowę.
- I prawidłowo: od tamtej pory raz na zawsze oduczyła cię flirtowania z dwiema dziewczynami na raz.- Gdy Arek nie przytaknął przypominając sobie swoją współlokatorkę Justynę spojrzał na niego oniemiały:- Ej, chyba ja tu czegoś nie wiem. Gadaj, coś ty ostatnio odwalił?
- To może już lepiej wracajmy do tej konsoli, co?
- Gdzie tam. A może mam spytać Zośkę?
- Rafał…
- No dobra: najpierw gra: jak przegrasz to spowiadasz mi się ze wszystkiego okej?

***
W poniedziałek Zosia znów pojechała do pracy z Arkiem. Nie mogła się na niego dłużej gniewać, zwłaszcza gdy wczorajszego wieczoru podarował jej małego białego misia. Oczywiście nie omieszkał skomentować tego prezentu słowami, że po prostu na widok tej długiej sierści zwierzaka pomyślał o jej szopie na głowie. Ale nie zmieniało to faktu, że zupełnie bez okazji podarował jej prezent. Bez znaczenia było też to że miał małą wartość materialną. Dla niej wzrastała ona tysiąckrotnie, bo była właśnie od niego.
Dobry humor straciła przed przerwą obiadową spotykając na korytarzu Cruellę, która nie odpowiedziała na jej pozdrowienie. Specjalnie nie zamierzała się tym przejmować, ale taką po prostu miała naturę. Dlatego jedząc lunch z Arkiem (tak, z Arkiem a nie ze swoimi koleżankami, bo ją o to poprosił argumentując, że dawno tego nie robili), nie potrafiła zapomnieć o złowieszczym spojrzeniu tamtej.
- Daj spokój, przecież wiesz jaka ona jest. Nie lubi nikogo z wyjątkiem siebie.
- Może. Ale swoją droga myślałam, że ty ją lubisz. Tak jak i ona ciebie. Zawsze się do ciebie uśmiecha. No i jesteście na "ty".- Żyliński wzruszył ramionami.
- Po prostu mówi tak do każdego, no chyba że jest na tego kogoś wściekła.- Zauważył, a Zosia pomyślała jak w czasie ich scysji tamta zwracała się do niej właśnie „per pani”.- A i nawet ją szanowałem, ale nie po tym jak na ciebie ostatnio nawrzeszczała i obcięła premię.
- Dzięki za solidarność.
- Jesteśmy przecież przyjaciółmi, prawda?
- Jasne.- Odparła. Zdziwiła się trochę, że tym razem nie poczuła żadnego porywu serca związanego z rozczarowaniem jak zawsze w takich sytuacjach. Ot, tylko lekki trucht. To ją ucieszyło. Już od jakiegoś czasu starała się ostatecznie wyleczyć z Arka: bo choć powtarzała sobie  od dawna,  że nie ma dla nich żadnej nadziei to jednak gdzieś tam w podświadomości żyła bajką o ich wspólnym sielankowym życiu.
- A skoro tak…to może powiesz mi co u ciebie i Ksawerego?
- Jak to co? Zapomniałeś, że ty z nami też mieszkasz?
- Wiesz, że nie o to mi chodziło.
- Wiem, ale zabrzmiało to tak jakbyś traktował nas jak parę….Jezu, ty tak serio?- Zdziwiła się widząc, że on wcale się nie śmieje.- Przecież tylko się przyjaźnimy.
- On chce czegoś więcej.
- Ćpałeś coś wczoraj z Rafałem?
- Jestem facetem: widzę co się święci.
- Więc chyba straciłeś swoją zdolność.
- Chcesz powiedzieć, że Ksawery nigdy nawet nie zachował się wobec ciebie tak jak facet wobec kobiety która mu się podoba?
- Oczywiście, że nie. Lubi mnie a ja jego, to wszystko. Przez chwilę podniosłeś mi ciśnienie.
- Dlaczego? Nie chciałabyś?- Dociekał starając się ukryć zadowolenie z jej zdecydowanie przeczącej odpowiedzi.
- Arek, litości. Serio zamiast jeść będziemy teraz omawiać niuanse mojego życia uczuciowego?
- A czemu nie? Tak właściwie, skoro już jesteśmy przy tym temacie to jakoś nigdy mi o tym nie mówiłaś.
- Co?
- No o twoich byłych związkach.
- Bo w przeciwieństwie do ciebie nie chwalę się podbojami.- Zażartowała.
- Ale na studiach nikogo nie miałaś.
- Po co pytasz skoro doskonale o tym wiesz bo razem mieszkaliśmy?- Prawdę mówiąc to do tej pory nie był całkiem pewien; Zosia zawsze była bardzo skryta, a fakt że wtedy się mu nie spowiadała nie oznaczał, że nie miała swojego życia uczuciowego. Ale teraz gdy się co do tego upewnił, poczuł jakąś dziwną satysfakcję. Dlatego drążył:
- Więc co było wcześniej? Miałaś kiedyś w ogóle jakiegoś chłopaka?
- Jej, naprawdę czasami zapominasz że może i jestem twoim kumplem, ale rodzaju żeńskiego. I o tym wolę rozmawiać z przyjaciółkami.
- Już dobra, to powiedz w takim razie co z balem sylwestrowym. Wybierasz się na niego z Ksawerym? Nie patrz tak na mnie; pytam serio, bo jeśli tak to będę musiał szukać innej partnerki.
- Czy ty właśnie proponujesz mi, żebyśmy poszli na niego razem?
- Czemu nie? Tak będzie chyba ekonomiczniej. – Roześmiała się: nie liczyła na nagły poryw uczuć ze strony Arkadiusza, ale mimo to fakt że chciał z nią iść jako znajomą był miły. Jakby nie było sylwestra zazwyczaj spędzał na imprezie z jakąś swoją aktualną dziewczyną.
- Może i tak, ale obiecałam Emilce, że będę z nią solidarnie sama.
- Jak chcesz. Ale pamiętaj o darmowej podwózce…- W trakcie lunchu całość ostatnie nagromadzonych pomiędzy nimi emocji odeszła w niepamięć. Spięła się tylko raz zauważając wchodzącą do bufetu Cruellę, ale spostrzegając, że tamta w ogóle nie widzi jej ani Arka pokręciła tylko głową. Naprawdę przez te demoniczne historie o dyrektorce działu na sam widok Szymborskiej zaczynała drętwieć.

***
Wiktoria znów była wściekła. Od czasu wyjazdu Jarka brakowało jej seksu, przytyła dwa kilo a podczas ostatniej wizyty na solarium za bardzo spiekła pośladki co w połączeniu z depilacją laserową dawało zdumiewająco bolesny efekt. No i jeszcze miała okres. Jezu, czasami chciała zajść w ciążę tylko po to by od tego uciec…
Gdy tylko ta myśl pojawiła się w jej głowie o mało co się nie potknęła. Oddech przyspieszył a w głowie zaczęły pojawiać się niepożądane obrazy. Jakie dziecko? Boże, na taką katorgę by się przecież nie zdobyła. Inna sprawa, że od dawna była bezpłodna. I całe szczęście. Nie cierpiała rozwydrzonych bachorów. No i nie nadawała się na matkę. To się nawet dobrze składało: w przypływie wisielczego humoru pomyślała, że to chyba jedyna zaleta tego całego gówna przez które przeszła…
Głęboko oddychając pomknęła korytarzem dalej. Głupia Jowita znów zapomniała kupić jej wysoko mineralizowaną wodę, więc sama musiała iść do bufetu. Tam wkurzyła się po raz kolejny widząc swoich roześmianych pracowników jedzących niezdrowe żarcie. Byłoby dobrze żeby pracowali z taką samą przyjemnością nad analizami  niż…
Zwęziła oczy gdy jej wzrok dostrzegł tę idiotkę, która jakiś czas temu próbowała ją ośmieszyć. Razem z Arkiem. Oczywiście nie sądziła by coś ich łączyło- chociaż podczas scysji Żyliński zdecydowanie jej bronił- ale była na to zwyczajnie zbyt pospolita, żeby nie powiedzieć brzydka. Ale mimo to ją wkurzała. Od czasu kłótni nie było dnia gdy wchodziła do biura działu analitycznego to odruchowo nie patrzyła w jej stronę. Ta dziewczyna ją irytowała. Strasznie. Nie miała pojęcia jak dostała pracę w banku: nie miała ani prezencji (nawet jeśli nie koniecznie jest ona potrzebna na stanowisku które pełniła Niemcewicz), ani wiedzy (a przynajmniej według niej). No i była opryskliwa, a zamiast się kajać otwarcie stanęła z nią do walki. A tego Wiki nie lubiła. No bo jak mysz może nie bać się kota? Musi być bardzo, bardzo głupia. Jakby nie słyszała, że kazała zwalniać ludzi z bardziej błahych powodów.
Czemu więc jej nie zwolniłaś, zapytał jakiś głos w jej głowie co sprawiło, iż na jej twarzy pojawił się grymas. Tak, powinna to zrobić. Tyle, że najpierw musi znaleźć stanowisko na lidera grupy, to jest dużo ważniejsze niż jakaś tam asystentka czy młodszy analityk. Ale gdy jej się to uda przyjrzy się bliżej papierom pani Niemcewicz.
Zadowolona i uspokojona, już z wodą w dłoni wyszła z bufetu. Widząc, że jest jeszcze dość wcześniej postanowiła wyjść na moment zapalić. Cholerny nałóg, ale nie potrafiła go zwalczyć od czasu…
Dochodząc do windy wcisnęła przycisk parteru ze zniecierpliwieniem czekając na parter. Szóste, piąte, czwarte….niestety jakiś burak musiał akurat zablokować windę by do niej wejść. Ignorując to czekała dalej. Trzecie, drugie…to niestety znów ktoś wsiadł. Wiki nie mogła już wytrzymać i z trudem nie krzyknęła.  Powstrzymała się tylko na widok samego prezesa banku, Stefana Adamczyka który trzymał za rękę młodą kobietę. Młodą kobietę, której zdjęcia tak niedawno oglądała. Miała tą przewagę, że ojczym jeszcze jej nie dostrzegł i paplał ze swoją towarzyszką o jakiejś podróży. Doskonale wiedziała o jakiej a jej złość i potrzeba zemsty sprawiła, że gdy tamci dwoje wychodzili z szerokim uśmiechem na ustach udając zaskoczenie zrobiła to samo i krzyknęła:
- O tato, nie wiedziałam że też jechałeś.- Przy ludziach najczęściej zwracała się do niego bezosobowo albo panie prezesie, po to by zachować formalność zawodową, ale teraz celowo nazwała go tatą, mimo iż od wielu lat tego nie zrobiła. A potem delektowała się jego przestraszonym wzrokiem, który jak przystało na prezesa banku szybko opanował. Doskonale znała powód jego strachu.
- Wiktoria, jak miło cię widzieć.- Odpowiedział również się uśmiechając a potem całując ją w policzek który sama mu nadstawiła. Zaczynała bawić ją ta gra: wiedziała, że Stefan nie ma pojęcia jak wybrnąć z sytuacji.
- Ciebie również. Załatwiasz sprawy biznesowe?- Spytała wymownie patrząc na towarzyszącą mu brunetkę.
- Ach…tak jakby.
- Ja jestem Julia Adamczyk.- Nieznajoma zareagowała dokładnie tak jak oczekiwała Wiki
- Bardzo mi miło, Wiktoria Szymborska.- Przestawiła się.
- Nie wiedziałam, że pani jest córką Stefana.
- Bo nie jestem. Jestem tylko jego przybraną córką z poprzedniego małżeństwa. A pani? Jest pani krewną?- Z tym pytaniem twarz Adamczyka przybrała  nienaturalnej bladości.
- Bardzo cię przepraszamy, ale musimy już iść.- Próbował uciec, ale Wiki nie chciała być dobroduszna. Nigdy nie była.
- No tak: teraz sobie przypominam. To pani jest żoną Damiana, prawda?- Prawie zaczęła tańczyć zdając sobie sprawę, że Stefan zrozumiał iż od początku coś knuła doskonale wiedząc kim jest Julka. Ale serio, czy on był taki naiwny iż sądził, że uda mu się ukryć ślub własnego syna nawet jeśli teraz od kilku lat mieszkał w Stanach?
- Tak. Nie miałam pojęcia, że ma siostrę. Nigdy mi o tym nie mówił.
- No cóż, ostatnio nie jesteśmy ze sobą zbyt blisko. No i nie łącza nas żadne więzy krwi, dlatego nie utrzymujemy kontaktu. O ile pamiętam pokłóciliśmy się dość poważnie…- Celowo zawiesiła głos by spotęgować przerażenie Adamczyka-….to chyba musiała być jakaś drobnostka, bo teraz nawet nie pamiętam o co.- Udała smutek na moment spuszczając głowę. Zaraz potem ją podniosła kierując wzrok na ojczyma:- A ty pamiętasz, tato?
- Ja…
- Ach, nieważne: jak mówiła to jakaś bzdura. Ale kiedyś byliśmy ze sobą z Damianem bardzo blisko, prawda? Nawet za bardzo.- Stefan nie wytrzymał, przymknął na moment oczy jakby zbierając siły do finiszu, który jak się spodziewał miał go wykończyć.- Co się stało tatusiu? Dobrze się czujesz?
- Ttak. W porządku.
- To przez stres Julia.- Wyjaśniła Wiki patrząc na młodą kobietę.- Mogę mówić do ciebie na ty, prawda? Skoro jesteśmy praktycznie rodziną?
- Wiktoria, przepraszam ale…
-…zawsze jest taki uparty: bierze na siebie zbyt dużo, a tyra w tym banku za dwóch. Damian jest do niego taki podobny. Oboje są cudownymi mężczyznami. Pewnie jesteś bardzo szczęśliwa będąc żoną Damiana? Jak rozumiem dopiero co wróciliście z podróży poślubnej? A może zdecydujecie się jednak na stałe zamieszkać w Polsce.
- O tak. Właśnie sugerowałam Dam…
- Julia, naprawdę musimy iść. Nie mam już czasu.- Przerwał jej Adamczyk.
- Och przepraszam, Wiktoria.- Mrugnęła Julia. Wydawała się szczerze rozczarowana.
- Ależ nie szkodzi, idźcie. Aha. I pozdrów ode mnie męża. Przekaż mu, że nigdy nie zapomniałam ile mu zawdzięczam. Jak zresztą całej rodzinie Adamczyków. Do zobaczenia!- Ostatnie zdanie prawie wykrzyknęła, tak szybko Stefan pociągnął synową w stronę wyjścia. Wiktoria patrzyła w ich stronę dopóki nie zniknęli za drzwiami. Potem zaczęła się zastanawiać czemu zamiast satysfakcji z powodu tej małej zemsty czuje tylko wielką pustkę.

TRZY TYGODNIE PRZED WYPADKIEM

Zosia patrząc na Ksawerego turlającego się z siostrzeńcem po liściach przed domem nie mogła oderwać od nich oczu. Trochę zabawnie było widzieć tak dużego mężczyznę, który potrafi zachowywać się jak dziecko wcale się tego nie wstydząc. Zazwyczaj większość facetów nie czuła się w takich sytuacjach najlepiej dlatego nie wyglądało to naturalnie. Jednak w przypadku Iksińskiego tak rzeczywiście było. Musiał bardzo kochać Kamila.
- Zabawny widok, prawda?- Trafnie odgadła myśli Zosi Małgorzata.
- Tak, ale jednocześnie jest cudowny. Zawsze widząc jak rodzice bawią się z dziećmi w parku nie martwiąc się o to czy się poplamią albo wygłupią przed przechodniami od razu mam lepszy humor. Teraz w modzie jest udawanie i pozory. Rodzice starają się wychowywać dzieci roboty które się nie brudzą, nie płaczą i są mega inteligentne bo tak kreują je media.- Odparła zamyślona, ale szybko zdała sobie sprawę jak głupiej odpowiedzi udzieliła.- Przepraszam, to było nieco filozoficzne.
- Może, ale taka jest smutna prawda. Na szczęście Ksawik do nich nie należy.
- Ksawik?- Gosia skinęła głową.
- Tak nazywałam go w dzieciństwie. Strasznie się wtedy na mnie wkurzał: po prostu ślina ciekła mu z pyska…- Kobieta roześmiała się.
- A więc nie był miły jako młodszy brat?
- A skąd. Zawsze wykorzystywał swój wzrost- bo już jako dzieciak był wielki-, inteligencję i spryt. Możesz uznać, że jako siostra za bardzo go chwalę, ale nigdy nie mogłam zrozumieć jak w naszej rodzinie mógł się urodzić taki ktoś. No wiesz, jesteśmy raczej prości: rodzina taty głównie zajmowała się rolnictwem, dopiero gdy poznał mamę przeprowadził się tutaj. A mama jest zwykłą urzędniczką na państwowej posadzie. Ja jak ci już mówiłam jestem fryzjerką a Ksawery robi karierę jako programista. Wiesz, że centralny oddział Microsoft chciał by dla nich pracował?
- Naprawdę?
- Tak, ale odmówił. Wolał pracować w Polsce jako wolny strzelec: wybierać klientów, czas i miejsce pracy dlatego założył własny biznes. Chociaż o zarządzaniu to on nie ma pojęcia. A właśnie, ty chyba znasz się na tym dobrze co?
- Na samym księgowaniu, słabo: nie mam doświadczenia. Bardziej orientuję się w rachunku kosztów, sprawozdawczości, statystyce no i analityce.
- Na czym właściwie polega twoja praca?
- No cóż, najprościej mówiąc zajmuję się analizą zdolności kredytowej klientów indywidualnych na podstawie określonych parametrów; czasami też aktualizuję informacje: musimy wiedzieć gdy klient z olbrzymim kredytem traci część zabezpieczenia albo główne źródło dochodów by stworzyć rezerwę na ten cel- albo pomagam wpisywać dane do arkuszy by dział statystki miał łatwiej. No i po troszę zajmuję się też marketingiem: biorą to pod uwagę i potem stwarzają typologię klientów by wiedzieć do jakiej grupy ich podporządkować i jakie usługi oferować. Czasami też pomagam w rozliczeniach, ale to głównie zadanie księgowości.
- Pewnie wydam ci się ograniczona, ale nie miałam pojęcia, że bank zajmuje się tyloma rzeczami. Zawsze sądziłam, że to tylko wypłata pieniędzy albo przyjmowanie depozytów.
- Bo w uproszczeniu tak jest, ale praktyce to nieco bardziej skomplikowane. Zwłaszcza w dobie rozwoju i postępu technologicznego gdzie ważne jest przede wszystkim pozyskiwanie klientów. Dlatego trzeba stale analizować rynek, dotychczasowych klientów, ich skłonność do ryzyka, branże w której pracują, decyzję Banku Centralnego odnoście sugestii i stóp procentowych…ale nie chcę cię zanudzać.
- Nie zanudzasz.
- O tak, gdyby tak było Gośka prosto z mostu kazałaby ci się zamknąć.- Pogrążone w rozmowie kobiety nawet nie zauważyły nadejścia zmarzniętych „mężczyzn”.
- Ej, nie rób ze mnie potwora.
- Muszę, bo jak cię znam ty nagadałaś Zosi o mnie jeszcze gorszych rzeczy.
- O tym trupie w szafie nie wspomniałam.
- Bardzo zabawne.
- A Zosia się śmieje. I Kamil też, prawda? Dobra, aleś się umorusał w tym śniegu. Choć rozbiorę cię do końca, niech wujek posiedzi z Zosią…- Gosia w ukryciu mrugnęła okiem do brata, a ten tylko pokręcił głową. Cieszył się, że miał wymówkę do spędzenia z Zosią trochę czasu, ale jednocześnie wiedział że gadatliwa Małgośka może ją odstraszyć. Ona nie umiała trzymać języka za zębami i mogła wypaplać jej, że on jest w niej zakochany. Bo nie rozumiała delikatności Zosi, tego jak łatwo ją spłoszyć i wystraszyć. A on chciał być konsekwentny w swojej taktyce. Umiał być cierpliwy: inaczej jako informatyk nie miałby czego szukać w swoim zawodzie.
- Nie zamęczyła cię zbytnio?
- Nie, ale…
- Tak?
- Trochę niezręcznie mi o tym mówić, ale Gosia wie że jesteśmy tylko przyjaciółmi, prawda? Mówiłeś jej to? Bo czasami odnosiłam wrażenie, że sądzi iż między nami jest coś więcej.- Dokończyła ciszej.
- Skąd, wie jaka jest sytuacja. Ale to bardzo bezpośrednia kobieta, więc nie dziw się że zacznie przy tobie poruszać bardzo naturalistyczne i osobiste tematy.
- Wszystko słyszę!- Zagrzmiał damski głos. Oboje nie mogli powstrzymać uśmiechu.
- I jeszcze na dodatek podsłuchuje.- Powiedział Ksawery już ciszej. Zosia skarciła go wzrokiem.
- Ale jest bardzo miła.- Również mówiła prawie szeptem.- Przypomina mi moją siostrę.
- Jej, a miałem Marysię za taką fajną kobietę.
- Hej…
- Żartuję. Mimo wszystko kocham tę rudą wiedźmę jaką jest moja siostra.
- To też słyszałam.- Gosia właśnie z powrotem wchodziła do kuchni i korzystając z okazji mocno uderzyła brata w ramię. Ten już miał jej oddać, ale wbiegający Kamil go przed tym powstrzymał.
- Idziemy się znów bawić samochodami? Pokażę Zosi mój tor.
- Jasne, szkrabie. Tylko najpierw spytaj się jej czy chce.
- Chce, prawda Zosiu? Chcesz?
- Tak, chcę. To co idziemy?
- A ja mogę się do was przyłączyć?- Powiedział Ksawery.
- Jasne. Chodźmy do mojego pokoju.
I w ten sposób Zosia spędziła bardzo miłe popołudnie. Początkowo w ogóle nie chciała o tym słyszeć, gdy Ksawery powiedział jej o urodzinach siostry. Na nic zdawały się argumenty, że Kamil bardzo ją polubił tak samo jak Gosia; dziewczynie to po prostu wydawało się być niewłaściwe. Dlatego zanim się zgodziła, wymogła na nim by wyjaśnił siostrze, że są tylko przyjaciółmi. Sądziła, że zaprosiła ją tylko dlatego bo uważała że spotyka się z jej bratem. Gdy Iksiński wyjaśnił jej i przyrzekł, że tak nie jest niechętnie się zgodziła. Ale teraz zupełnie nie żałowała. Nie miała pojęcia kiedy popołudnie zamieniło się w wieczór. A potem za namową Gosi została na kolacji poznając jej wracającego z pracy męża. I poczuła się zupełnie odprężona zupełnie zapominając o swoich obawach. Na koniec i tak podziękowała za zaproszenie, potem żegnając się z wszystkimi domownikami wróciła z Ksawerym do mieszkania. W drodze rozmawiali o minionym dniu: on trochę opowiadał jej o szaleństwach siostry, a potem o tym jak poznała się z Waldkiem, swoim obecnym mężem. Ona z kolei odwzajemniła się mu kilkoma szczegółami ze swojego życia o których wcześniej nie wspominała: o swoich nadopiekuńczych rodzicach którzy wciąż uważają ją za małą dziewczynkę czy świnkę morską siostry której nie cierpiała.
- Wiesz, nie przyznałam się do tej pory Marysi, ale chyba to ja ją zabiłam.
- Co?
- No bo wyjeżdżając na wycieczkę obiecałam że będę się nią opiekować. Ale wymieniając trociny upuściłam to ohydztwo i uciekło mi. Na dodatek miałam jeszcze otwarty pokój.
- I co? Jak ją dorwałaś to dokończyłaś morderstwo?
- Tak jakby. Nalatałam się nad ta idiotką: na szczęście wtedy zostałam sama w domu, wiec rodzice nic o tym nie wiedzieli, ale przedtem ta kretynka zdążyła nażreć się rozłożonej trutki na myszy. To znaczy tak myślę, bo znalazłam ją za kredensem. A potem jak możesz się domyśleć było po ptakach.
- Wow, od takiej strony cię nie znałem. To była twoja pierwsza zbrodnia czy potem też sprzątnęłaś parę niechcianych zwierzątek?
- Nie żartuj, wciąż się tego wstydzę.
- A co powiedziałaś siostrze jak wróciła z wycieczki?
- Nic. Klatka była czysta, woda i pasza stały na miejscu. Pomyślała, że się przejadła ale gdy przysięgłam że porcjowałam jej żywność- choć nie do końca tak było- stwierdziła, że widocznie Luz Maria była za stara.
- Twoja siostra nazwała świnkę Luz Maria?
- Tak. Jako nastolatka miała fioła na punkcie latynoskich telenowel a w jednej z nich tak miała na imię główna bohaterka. Chociaż nie wiem czy aktorka ją grająca wiedząc to by się ucieszyła, że na jej cześć świnka morska nosi jej imię.
- Ja jestem bardziej ciekaw co na to świnka…- Żartowali, aż w pewnym momencie Zosia nie mogła wytrzymać ze śmiechu. Ksawery był po prostu niemożliwy.
Otwierając wejściowe drzwi zauważyli, że mieszkanie jest puste, więc nie przejmowali się zbytnio hałasem jaki robią kontynuując pasjonującą rozmowę o morskiej śwince. Ostatnio stanęło na zdefiniowaniu zbrodni.
- Wiesz, ja jednak obstawiałbym ze to było zabójstwo w efekcie. W końcu nie chciałaś zabić biednej Luz Mariny na samym początku, prawda?
- Luz Marii.- Poprawiła go.- Nie, nie chciałam.
- No właśnie, więc to zdecydowanie nie podchodzi pod morderstwo.
- A ty jesteś prawnikiem że to wiesz?
- Nie, ale pasjonatem. Jako nastolatek uwielbiałem Kryminalnych, więc wiem czym się różni morderstwo od zabójstwa.
- Serio? Ja też. To znaczy uwielbiałam ten serial, to znaczy właściwie Marka Włodarczyka. Jezu, wydawał mi się być najprzystojniejszym facetem na świecie. Był taki męski i charyzmatyczny.
- Wow, to mnie zaskoczyłaś. A co z Zakościelnym?
- Nie wiem. Był przystojniakiem, ale jak dla mnie zbyt gładkim. Czegoś mu brakowało, choć pewnie grał tylko taką nudną postać. Z perspektywy czasu wiem, że komisarz Zawada był kreowany na idealnego gliniarza z intuicją i sprytem. No i spapranym życiem osobistym. Baśka z Brodeckim mieli mu tylko tworzyć tło i niestety byli trochę mdli. To co spadasz do siebie, czy napijemy się jeszcze czegoś na rozgrzanie?
- Sugerujesz, że w moim aucie było zimno?
- Nie, ale te dwie minuty od wyjścia z niego do dojścia do mieszkania były strasznie. Dopiero początek grudnia a ja już narzekam. Jestem strasznym zmarźluchem, a jeszcze nawet nie spadł porządny śnieg. Nie wiem jak ja to wytrzymam.
- W takim razie napijmy się herbaty.- Ledwo woda zdążyła się zagotować w progu kuchni zjawił się Arek.
- Ojej, nie miałam pojęcia że jesteś. Przecież miałeś wyjść z Karolem.- Skomentowała to Zosia.
- Ale bolała mnie głowa, więc urwałem się wcześniej. A wy co robiliście razem?
- Świętowaliśmy urodziny siostry Ksawerego.
- Ach tak.- Mrugnął tylko Żyliński.
- Napijesz się z nami?- Zaproponowała.
- Nie chcę wam przeszkadzać.- Odpowiedział nie mogąc do końca powstrzymać ironii. Gdy wrócił do siebie zaskoczona Zośka spojrzała na Ksawerego.
- A temu co?
- Słyszałaś: pewnie boli go głowa.- Iksiński wzruszył ramionami wypowiadając tę kłamliwą wiadomość. Bo wiedział, że Arkadiuszowi chodziło o coś zupełnie innego. A on domyślał się o co. A raczej o kogo.
- No tak. Więc ja też będę szła do siebie. Nie chcę za bardzo hałasować.- Powiedziała Zosia z której głosu całkowicie znikło wcześniejsze rozbawienie. Potem wzięła ze stolika zaparzony już napar.
- Przecież tylko zamierzamy wypić herbatę.
- Wiem, ale i tak jestem zmęczona. Kamil jest bardzo żywym dzieckiem i nie daje się zbyć byle czym.
- Tak to prawda. W takim razie dobranoc.- Odparł rozczarowany. Że też Żyliński zdołał mu popsuć szyki wzbudzając w Zosi poczucie winy i zakłopotanie…
- Dobranoc.

5 komentarzy:

  1. Czyżby osobą, która zginie była Julia? ACH ta zazdrość ;) nieźle się uśmiałam przy wspomnianej akcji o ratunku Żylinskiego- ciąża Zosi ;)coraz wiecej osob sobie uświadamia, że Arkowi nie jest obojętna Zosia, czekam na jego objawienie, no i relacje z balu Syslwestrowego, coś mi się wydaję, że będzie jakiś buziak ;) Dużo weny
    P.S kiedy kolejny :)mam nadzieję, że wcześniej niż w sobotę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za zmiana gatunku :-D bardzo ciekawie zapowiadające się opowiadanie i z niecierpliwością czekam na kolejne części. I co więcej obiecuję komentować każdą część bo należy Ci się czytanie pozytywnych opinii na temat kolejnych części a jestem pewna ze będą pozytywne :-D . Świetnie piszesz opowiadania i ciężko uwierzyć że ktoś nie pokusił się o wydanie chociażby jednego z nich :-D pozdrawiam Cię gorąco i życzę dużo zdrowia i weny - Ada :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo interesujące opowiadanie, ale nadal nie wiem kto był w tej śpiączce :-/ kiedy następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzisiaj właśnie wzięłam się za pisanie. Nie wiem dlaczego mój wcześniejszy komentarz się nie pojawił gdy odpisałam "nie idealnej" dwa dni temu (że weekend mam zawalony więc wstawię coś po nim), może dlatego że pisałam na komórce i nie zatwierdziło się połączenie :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasem tak bywa, Złośliwość rzeczy martwych. Mam nadzieję, że długo już Nam nie każesz czekać;) Pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń