Ta część właściwie jest początkiem końca, oczywiście szczęśliwego dla głównych bohaterów. Bo dla Maćka trochę mniej. I czytając komentarze pod ostatnim postem tak się zastanawiam czemu aż tak bardzo znielubiliście Maćka? Czyżbym przedstawiała go w aż tak tendencyjny sposób? A może chodzi po prostu o to, że to on jest tym trzecim? W każdym razie w związku z tym faktem w tej części postanowiłam poświęcić mu chwilę i troszkę "naprostować". Po przeczytaniu domyślicie się o co mi chodziło :)
PS: W zasadzie, choć nie całkiem, niektóre zachowania Maćka zapożyczyłam od mojego kolegi, który też był dość "dziany" i czasami o wypadzie za granicę w weekend mówił jak o wyjściu do sklepu na rogu, dlatego akurat to znałam z własnej autopsji :) Ale poza tym był bardzo sympatyczny i taki miał też być Maciek, ale chyba mi nie wyszło. No cóż, zobaczmy jakie będzie wasze zdanie po przeczytaniu tej części.
Buziaki.
- Więc co, tak po prostu pojedziesz tam jakby dzisiaj nic między nami nie zaszło, tak?- Spytała sarkastycznie, ale gdy spojrzała mu w twarz zauważyła coś co wprawiło jej serce w ból.- Oskar, nie mów mi że chcesz jechać dzisiaj do Berlina.
PS: W zasadzie, choć nie całkiem, niektóre zachowania Maćka zapożyczyłam od mojego kolegi, który też był dość "dziany" i czasami o wypadzie za granicę w weekend mówił jak o wyjściu do sklepu na rogu, dlatego akurat to znałam z własnej autopsji :) Ale poza tym był bardzo sympatyczny i taki miał też być Maciek, ale chyba mi nie wyszło. No cóż, zobaczmy jakie będzie wasze zdanie po przeczytaniu tej części.
Buziaki.
- Więc co, tak po prostu pojedziesz tam jakby dzisiaj nic między nami nie zaszło, tak?- Spytała sarkastycznie, ale gdy spojrzała mu w twarz zauważyła coś co wprawiło jej serce w ból.- Oskar, nie mów mi że chcesz jechać dzisiaj do Berlina.
- Jaskółka…
- Tak czy nie?
- Sylwia…
- Pytałam: tak czy nie?
- A jak ty to sobie do cholery
wyobrażasz? Że tak po prostu nie pojadę wywiązać się z podpisanej umowy ze
szpitalem? Że na kilka godzin przed odlotem zostawię wszystko by tu zostać?
- A więc to nic dla ciebie nie znaczyło?
Tak naprawdę mówiłeś mi to co chciałam usłyszeć i skorzystałeś z okazji?
- Serio tak myślisz? Przecież cię
kocham.
- Nic już nie wiem.
- Więc usiądź i spójrz na to
racjonalnie. Muszę wypełnić swoje zobowiązanie. To nie jest moje widzimisię
tylko coś co zgodziłem się zrobić potwierdzając to pisemnie.
- Na jak długo?
- Pół roku. Na tyle podpisałem umowę.-
Nie dodał, że był o włos od zgody na kontrakt roczny, ale chyba jakaś
opatrzność nad nim czuwała, bo w ostateczności zdecydował się na sześciomiesięczną
współpracę.- Ale miałem zamiar przyjechać do domu na święta, teraz gdy wiem że
będziesz na mnie czekać zrobię to wcześniej. Do tego będę często dzwonił jeśli
będziesz chciała. I uwierz mi, że teraz z chęcią bym wszystko dla ciebie
odwołał, ale po prostu nie mogę. W ten sposób zamknąłbym sobie wszystkie drzwi
z zachodem, a dzięki współpracy z tamtejszym szpitalem wiele zyskałem. Wiesz,
że badania które prowadziłem na potrzeby pracy dyplomowej przeprowadziłem na
maszynach w Berlinie? W Polsce nie miałbym na to szansy. Do tego jeden z
profesorów zawsze służył mi radą i był koordynatorem początkowej fazy projektu.
Nie mogę teraz tak po prostu się na nich wypiąć.- Tłumaczył czując się coraz
bardziej podle. Na dodatek ona miała spuszczony wzrok więc nic nie mógł
wyczytać z jej oczu. Ale i tak wiedział, że czuje się zraniona. Dlatego
kontynuował:- To wcale nie oznacza, że z ciebie rezygnuję bo teraz gdy znam
twoje uczucia to nigdy tego nie zrobię. Tyle, że muszę wyjechać.- Gdy zamilkł
przez długi czas towarzyszyła im cisza, bo Sylwia nic nie powiedziała. – Hej,
powiedz coś wreszcie.- Zażądał gdy cisza zaczęła się przedłużać. Nie miał
pojęcia co zrobiłby gdyby Sylwia postawiła mu ultimatum, choć najpewniej by
został, ale wierzył że kochając go zrozumie jego poświęcenie. Tyle, że znając
jej piekielny charakterek pewnie najpierw nieźle mu nawrzuca a potem może i
wściekła odejdzie bez słowa. Ale koniec końców i tak od niego nie odejdzie. Za
bardzo jej na nim zależało. Dlatego Oskar zdziwił się gdy zamiast wrzasków i
pretensji z ust Kukulskiej wydobyły się zupełnie inne słowa, które
wypowiedziała wolno siadając na łóżku:
- Kocham cię. Kocham cię tak jak sądziłam,
że nigdy nie będę umiała pokochać. Tak bardzo, że na samą myśl o tym że wyjeżdżasz
z kraju i możemy się nigdy nie zobaczyć czuję jak coś we mnie pęka. I chyba tak
naprawdę nie czułam tego do Macieja; a nawet jeśli to tylko przez kilka początkowych
miesięcy, bo nigdy nie miotałam się z nim tak jak z tobą. Nie targały mną
sprzeczne emocje; nie chciałam go objąć i jednocześnie uderzyć tak jak ciebie
teraz. Nie pragnęłam śmiać się i płakać nie martwiąc się o to jak wyglądam i
czy rozmazał mi się makijaż. Nie bałam się, że gdy go stracę to stracę też część
siebie. Nie tęskniłam za rozmowami z nim, dyskusjami czy nawet kłótniami. Nie
roztapiałam się w jego ramionach tak jak w twoich nie mogąc powstrzymać
przyspieszonego bicia serca i rodzącego się pożądania. I chyba nawet nigdy nie
chciałam by odwzajemnił moje uczucie, bo gdy tylko to zrobił poczułam przerażenie.-
Zamilkła na moment, bo nie mogła już dłużej znieść drżenia własnego głosu. Po
chwili już kontynuowała:- Dzisiejsza noc była najpiękniejszą w moim życiu, i
wcale nie przesadzam. Wcześniej też było nam wspaniale, ale dziś czułam się tak
jakbym odzyskała coś co jak sądziłam już dawno straciłam. Bo nie miałam
pojęcia, że możesz mnie kochać. A teraz ty tak po prostu po tym wszystkim mówisz
mi, że wyjeżdżasz. Co mam na to odpowiedzieć? Że rozumiem? To chciałbyś
usłyszeć? Wiem, że może tak powinno być: w końcu praktycznie w ostatniej chwili
zebrałam się na odwagę ale to i tak…bardzo boli. Może to naiwne i nieco
teatralne sądząc, że wszystko dla mnie rzucisz bo powiedziałam że cię kocham i
ja to wiem, naprawdę. W końcu zdaję sobie sprawę jak ważną rolę w twoim życiu
odgrywa neurochirurgia, a życie to nie żadna komedia romantyczna, ale mimo
wszystko…ja…
- Jaskółka, choć do mnie.- Choć wcale
nie miała zamiaru tego zrobić sam umościł się tuż przy niej na łóżku a potem
mocno przytulił.- Jesteś na pierwszym miejscu w moim sercu. Dlatego jeśli teraz
poprosisz mnie o to bym został to zostanę i nigdy nie będę miał do ciebie
żadnej pretensji czy żalu.
- Akurat.- Prychnęła pociągając nosem.-
Będziesz wypominał mi to przy każdej możliwej kłótni.- Słysząc to uśmiechnął
się. Wszystko wskazywało na to, że ma się już lepiej skoro może żartować.
- Skąd. Podczas każdej kłótni będę ci
tylko wypominał zadurzenie Drwęckim.
- Jesteś okropny.
- Wiem.- Roześmiał się. Zaraz jednak
spoważniał.- Wiem też że bardzo cię kocham. Tak mocno, że to boli bo jeśli coś
ci się stanie to tego nie przeżyję. I wiem, że mam masę wad, że czasami potrafię
dopiec bez powodu, że mojego poczucia humoru nie można nawet uznać za
sarkastyczne bo jest po prostu złośliwe. Nie potrafię też gotować i jestem
zamknięty w sobie bo przez wiele lat żyłem praktycznie sam. I że to ja
notorycznie dostarczałem ci stresu w czasie ciąży przez co tamtego dnia w
mieszkaniu Drwęckiego…do tego krzyczałem, groziłem, a czasami nawet szydziłem
nie pozwalając ci na poznanie o sobie najbardziej błahych faktów. Ale jeśli mi
na to pozwolisz z przyjemnością będę ci to wynagradzał przez resztę życia. I
zrobię to, ale dopiero po powrocie z Niemczech.
- I te wszystkie komplementy i
pomniejszanie własnych zalet miały za zadanie mnie udobruchać i uzyskać zgodę
na wyjazd?
- Nie, miały ci pokazać że chcę się
zmienić, a właściwie że to dzięki tobie już zacząłem się zmieniać niezależnie
jaką podejmiesz decyzję. Choć przyznam szczerze, że wciąż jestem trochę
zazdrosny Maćka. Niepotrzebnie, wiem. Ale mimo to i tak nie mogę przestać się
zastanawiać czy coś między wami zaszło, czy wciąż czujesz do niego jakąś
słabość albo czy nagle nie zaczniesz jej czuć gdy będziemy razem.
- Nic między nami nie zaszło: od czasu
naszego rozstania często się widywaliśmy, ale nic ponadto.- Sylwia postanowiła
przemilczeć sprawę niefortunnego pocałunku z Maciejem na który się zgodziła, bo
to nie wydawało się jej teraz ważne a z pewnością zraniłoby Oskara.- - Byłeś
moim pierwszym mężczyzną, który skradł mi mój pierwszy pocałunek: całkiem
dosłownie, a potem całą resztę łącznie z sercem. I wiem, że z nikim nie będzie
mi tak dobrze jak z tobą, bo miłość do ciebie wypływa mi nawet uszami. Byłeś
jedynym mężczyzną któremu pozwoliłam się kochać. Stąd wiem też, że moja słabość
do Drwęckiego nigdy się nie powtórzy. Poza tym ja też mogę mieć taką obawę z
twojej strony, nie sądzisz? Co jeśli nagle odżyje twoje uczucie do Olgi albo
Zuzanny czy innej byłej dziewczyny?
- Musisz przyznać, że w twoim przypadku
sprawa wygląda nieco inaczej.
- Wcale nie, to to samo. Dlatego musisz
mi zaufać tak samo jak ja ufam tobie. A co do twoich wcześniejszych słów to
wiedz, że kocham cię takim jakim jesteś i za twoje wady też. Tylko pamiętaj, że
teraz możesz zawsze na mnie liczyć i powiedzieć, jeśli dzięki temu poczujesz się
lepiej. Bo teraz nie jesteś już sam.
- Obiecuję, że to zrobię.- Zapewnił.
- Tylko jeśli chcesz.- Zastrzegła.- Choć
nie ukrywam, że bardzo by mnie to cieszyło. Ja wiem o tobie tak mało a ty o
mnie bardzo wiele.
- Więc powiem ci wszystko. O moim dzieciństwie,
marzeniach, planach. O tym jak bardzo zawróciłaś mi w głowie i jak mocno cię kocham.- Znów się w niego
wtuliła wdychając ciepło jego skóry. Nie miała pojęcia dlaczego, ale jego dotyk
przynosił jej ukojenie, sprawiał, że czuła się bezpieczna i kochana.
- Tęskniłam za tobą przez miniony
miesiąc.- Mrugnęła.- Bardzo tęskniłam, zwłaszcza po poronieniu i chciałam byś
odwiedził mnie w szpitalu. Sądziłam że obwiniasz mnie o stratę dziecka i nie
chcesz mieć nic wspólnego. Nigdy bym nie podejrzewała, że wtedy ubzdurasz sobie
iż nie będę chciała mieć z tobą nic wspólnego skoro nie łączy nas już dziecko.
- Jak mogłaś tak myśleć? Przecież dobrze
wiedziałaś, że chcę z tobą być. Proponowałem ci nawet małżeństwo: oświadczyłem
cię się i…
-…tylko z powodu ciąży.- Przerwała mu
wyswobadzając się z jego ramion by móc spojrzeć mu w oczy.
- Wcale nie. Dziecko służyło mi tylko za
wymówkę.
- Ale przecież to dlatego nie mogłam ich
przyjąć. Sądziłam, że jestem dla ciebie zbędnym dodatkiem.
- Przecież odmówiłaś tak stanowczo już
na samym początku, więc co miałem zrobić? Myślałem że sama myśl o tym cię
mierzi, że nie chcesz mieć już ze mną nic wspólnego…
-…bo przestawiłeś to w taki sposób
jakbym była dla ciebie niczym, jakby obchodziło cię tylko nasze dziecko. Do
tego wydawałeś się być urażony tym, że wplątałam cię w ojcostwo. I jeszcze
jednym tchem mówiąc o ślubie zaproponowałeś rozwód!
- Bo już nie wiedziałem jak mam cię
przekonać. Już na samym początku chciałaś bym dał ci spokój do czasu aż dziecko
się urodzi.
- Byłeś na mnie wściekły i wciąż warczałeś,
więc uznałam że nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego i wyświadczam ci przysługę
no i…
-…ci, nie mów nic więcej.- Przerwał jej
nakrywając jej usta swoim palcem. Potem szeroko się uśmiechnął.- Po prostu
chyba oboje musimy przyznać, że zachowaliśmy się jak dzieci bojąc się zdradzić
swoje uczucia. Ale mimo wszystko przepraszam cię.- Powiedział cicho mocno ją
obejmując. Chwilę trwali w tym stanie wzajemnie delektując się własną bliskością
aż w końcu Oskar ją delikatnie od siebie odsunął dodając:- I to nieprawda że
zostawiłem cię samą gdy byłaś w szpitalu. Codziennie dzwoniłem pytając o twoje
zdrowie i samopoczucie, przezwyciężając pokusę by cię nie odwiedzić choć dwa
razy mi się to nie udało.
- To znaczy, że jednak mnie odwiedziłeś?
W szpitalu?- Gdy przytaknął jej oczy rozbłysły.- Gdy spałam, prawda? Pamiętam, że
gdy się obudziłam wydawało mi się, że czułam twój zapach.- Roześmiał się.
- Naprawdę?
- Tak. Choć potem czułam się jak
paranoiczka.- Skomentowała to.- Kiedy byłeś w szpitalu jeszcze raz?- Tym razem
jego uśmiech znikł.
- Wtedy gdy obejmowałaś się z Maćkiem.
Wyglądaliście na bardzo zakochanych.
- A więc to dlatego. Myślałeś więc, że
my…? Och Oskar, dzień wcześniej tłumaczyłam
Maćkowi, że nie możemy być razem, bo cię kocham. Trochę się pokłóciliśmy więc
potem mnie przeprosił i kupił duży bukiet kwiatów. To nie był namiętny uścisk.
- Teraz to wiem, ale wtedy…sądziłem że
ci się oświadczył. Zwłaszcza gdy przyszedł do mnie do domu oznajmiając, że
chcecie być razem i abym się nie wpieprzał w wasz związek.
- Tak powiedział?
- Nie tak dosadnie, ale w gruncie rzeczy
o to właśnie chodziło.
- A mi po odwiedzinach ciebie powiedział,
że ty nie masz nic przeciwko temu by się ze mną związał. Skłamał?
- Nie, powiedział prawdę. Wybacz mi. Byłem
wtedy wściekły. Chciałem cię odzyskać, ale wiedziałem że skoro Drwęcki też cię
kocha to nie mam już u ciebie czego szukać. W końcu choć wcześniej cię nie
kochał ty i tak wielbiłaś ziemię po której stąpał. Wolałem więc poddać się
walkowerem niż mieć nikłe szanse na wygraną i narazić się na utratę
wszystkiego.
- Ale przecież od początku miałeś duże
szanse.
- Duże? Wciąż powtarzałaś, że kochasz Maćka.
A gdy okazało się, że leży w szpitalu popędziłaś do niego bez wahania zostawiając
mnie.
- Zrobiłabym to samo dla każdego mojego
przyjaciela.
- A tamta bransoletka?
- Jaka bransoletka?
- Którą ci podarował na urodziny. Nie
rozstawałaś się z nią nawet gdy mieliśmy jechać do moich rodziców.
- Oskar, to tylko zwykła bransoletka
która pasowała mi akurat do sukienki.
- Ale pamiętam jak w mieszkaniu
Sebastiana wpadła ci do kranu i kazałaś go rozebrać. Wiele dla ciebie znaczyła,
bo była od niego. Powiedziałaś, że wystarczy ci tylko ona.
- Masz rację.- Zgodziła się po dłuższej
chwili przypominając sobie, iż dawniej ta błyskotka była dla niej ważną pamiątką.
I jednocześnie ją olśniło.- To dlatego wtedy w twoim rodzinnym domu kazałeś mi
ją natychmiast wyrzucić.
- Tak.- Potwierdził lakonicznie.
- A ja cię przez to uważałam za
niezrównoważonego.
- Co?
- Zacząłeś się na mnie wydzierać zaraz
po przebudzeniu, a ja nie miałam pojęcia dlaczego. Skąd miałam wiedzieć że to
pokaz zazdrości? Czekałam na pocałunek a nie na wrzaski. – Wydawał się być
lekko urażony z powodu słowa jakim go określiła dlatego dodała gładząc go
jednocześnie po policzku:- Od razu po wyjściu stąd i powrocie do domu ją wyrzucę.
- Nie musisz jeśli przysięgniesz mi, że
kochasz i będziesz kochać zawsze tylko mnie.
- Przysięgam.- Obiecała tłumiąc śmiech słysząc
tak teatralną formułkę.- Przysięgam na Boga, moją matkę i śniadanie które
dzisiaj zjadłam.- Oboje jednocześnie parsknęli śmiechem.
- Też to pamiętasz?
- Jasne. Pamiętam wszystko co się z tobą
wiąże, Oskar.- Roześmiała się mocno go obejmując.
- Co cię tak bawi?- Spytał. Uśmiechnęła się do
niego z czułością.
-Wiesz, gdyby pięć lat temu ktoś
powiedziałby mi zakocham się w pijanych studencie medycyny, który wymusił na
mnie pocałunek nigdy bym mu nie uwierzyła.
- A ja gdybym wiedział, że teraz będę klęczał
przed apodyktyczną złośnicą, która nosi w torebce apteczkę pierwszej pomocy, układa
przyprawy zgodnie z alfabetem i robi listę nawet swoich rzeczy to pierzchnąłbym
na drugi koniec świata. A tak? Pozostaje mi zrobić tylko jedno.- Dodał wywołując
jej konsternację.
- Co ty robisz?
- Zgodnie z obietnicą klęczę. Przed tobą.
I proszę byś została moją żoną. Tym razem nie z konieczności czy poczucia obowiązku,
ale miłości gdybyś się jeszcze nie zorientowała. Nie słuchałaś mnie wcześniej?
- Słuchałam, ale…- Wzruszenie nie
pozwoliło mówić jej dalej.
- Sylwio Kukulska, moja ukochana Jaskółko,
tutaj w swoim byłym już domu rodzinnym biorąc sobie na światka tylko Boga proszę,
a raczej błagam byś zechciała spędzić ze mną resztę swojego życia. Bym mógł cię
kochać tak jak na to zasługujesz, bym mógł dać ci szczęście. Obiecuję, że postaram się to zrobić z całych
sił.
- Zapomniałeś dodać: „i nigdy więcej nie
będę na ciebie krzyczał”. A przynajmniej bez podawania
powodu.- Zażądała.
- Jasne.
- Ani kpił z mojej dawnej urojonej miłości
do Maćka.
- Ale to będzie świetna anegdotka dla
przyszłych pokoleń.
- Oskar…
- Już dobrze, tylko żartuję: sam muszę
jeszcze to przetrawić żeby tak do końca w to uwierzyć. A ty masz nigdy więcej
nie ścinać włosów bez mojej zgody.
- Nie podobam ci się?
- Podobasz. Nawet bardzo. A zwłaszcza
teraz z tym szczególnym błyskiem w oczach wyglądasz tak…- Miał zamiar dodać
prowokacyjnie i bardzo seksownie, ale ugryzł się w język. Ta zadziorna fryzurka
nadawała jej charakteru co w połączeniu z naturalną słodyczą dawało piorunującą
mieszankę. Jakby jednocześnie kusiła i nie miała o tym pojęcia. Ale to nie była
najlepsza pora by wyznawać, że samo jej spojrzenie sprawia że jego krew
szybciej krąży w żyłach. Zwłaszcza, że wystarczyłoby gdyby ściągnął z niej ten
bury koc a już mógłby delektować się jej widokiem.
- Jak?- Dopytywała, ale on tylko pokręcił
głową.
- Nieważne. Lepiej odpowiedz na moje
pytanie.
- Jakie pytanie?
- Wyobraź sobie że klęczę tu sobie od
kilku minut w jakimś celu.- Odpowiedział z lekką irytacją trochę przesadzając z
określeniem czasu. Bo klęczał przed nią dopiero od co najwyżej minuty. Słysząc
jej śmiech irytacja tylko się nasiliła. Ale jej następne słowa sprawiły, że to
wszystko przestało być istotne.
- Och, no tak. Oczywiście.
- „Oczywiście”?
- Tak, „oczywiście”. To jest moja
odpowiedź na twoje pytanie, durniu.- Odparła rzucając mu się na szyję i
sprawiając, że niemal stracił równowagę. Chwilę potem rzeczywiście ją stracił i
oboje leżeli na podłodze śmiejąc się z własnej nieporadności.
- Trochę marne zakończenie tak
kwiecistej mowy zaręczynowej, prawda?- Spytał z dobrze jej znaną kpiarską nutą.
- Tak. Nie popisałeś się. Żaden z ciebie orator. Ale nie martw się: to
się wytnie. Gdy nasze wnuki spytają o moment oświadczyn powiem o świecach,
winie i masie kwiatów z gustowną muzyką i pierścionkiem z brylantem…a właśnie,
a propos pierścionka…?
- Och, może być z tym mały problem.
- Głuptasie, przecież tylko żartowałam.
Rozumiem, że nie masz go przy sobie.- Nawiązywała do tego, że przecież kilka
tygodni temu kupił dla niej pierścionek, którego nie chciała przyjąć.
- Nie rozumiesz. Ja nie mam go w ogóle.
- Jak to?
- Widzisz…wyrzuciłem go.
- Dlaczego? Byłeś tak zły, że wtedy ci
odmówiłam, że…
-…nie, nie wtedy. Miałem go jeszcze do
niedawna. Do momentu odwiedzin w szpitalu gdy zobaczyłem cię z Maćkiem w
szpitalu.
- I co zrobiłeś z tym pierścionkiem?
- Wyrzuciłem go do rzeki.
- Do rzeki? Cóż za strata. W takim razie
będziesz mi musiał kupić nowy. A do tego czasu wycofuję swoją zgodę na ślub.
- Co?
- To co słyszałeś. Po głębszym namyśle
uznałam że tak będzie rozsądniej.
- Nie rozumiem…
- Chcę mieć piękny, krzykliwy pierścionek z wielkim kamieniem, który dasz mi po
powrocie zza granicy.
- Więc do tego czasu nie będziemy
oficjalnie zaręczeni? Żartujesz?
- Nie. A co jeśli poznasz tam kogoś kto
spodoba ci się bardziej ode mnie?
- Chcesz mnie wkurzyć? Czy dać pole do
popisu Maćkowi?
- Hej, jeszcze ci się nie znudziło
powtarzanie jego imienia?
- To nie ja zakochałem się w Maćku.
- Maciek i Maciek, to jakieś twoje
bóstwo?
- Nie przeciągaj struny.
- Ani ty. Bo pokłócimy się przed twoim
wyjazdem na amen.
- Nie dziwota, skoro z tobą nie da się
normalnie rozmawiać.
- Oho, więc lepiej przemyśl swoją
propozycję małżeństwa.
- Zabiję cię kiedyś.
- I do tego groźby karalne. To nie
najlepsza wróżba przyszłego wspólnego życia.- Poważnie pokręciła głową. Dopiero teraz Oskar prychnął
rozbawiony całym tym absurdem. Kłócili się leżąc na podłodze, właściwie o coś
mało istotnego. Bo przecież ona tu była. Jeśli chciałaby być z Maćkiem to by to
zrobiła. Ale zamiast tego to z nim spędziła całą noc. A w przypadku takiej
dziewczyny jak Sylwia Kukulska to znaczyło bardzo dużo. Tyle, że on wciąż był
zazdrosny o Drwęckiego i nic nie mógł na to poradzić.
- Jestem idiotą.- Mrugnął w końcu ze
śmiechem kręcąc głową.
- Potwierdzam.- Też się do niego
uśmiechnęła.- Możesz mi powiedzieć jak doszedłeś do tak odkrywczych wniosków?
- Bo tylko ktoś niespełna umysłu może
cię kochać.
- Co za cham.- Żachnęła się odpychając
go i próbując wstać z podłogi. Powstrzymał ją łapiąc za rękę. W końcu mieli dla
siebie jeszcze tak mało czasu, więc musiał jak najefektywniej go wykorzystać.
- Chodź do mnie.
- A w życiu! Muszę się ubrać.
- Chodź, opowiesz mi o wymarzonym
pierścionku.
- Ma być wielki i krzykliwy, już mówiłam. Będziesz
musiał się postarać i mi taki zamówić. I wydać na to wszystkie swoje pieniądze,
bo nie zadowolę się byle czym.- Odparła z powodzeniem naśladując arogancki ton.
- To mój ojciec jest bogaty, ja jestem
tylko biednym lekarzem. Poza tym musisz pamiętać o dodatkowej motywacji.
- Niby jakiej?
- O mieszkaniu po mojej babci, które tak
bardzo ci się kiedyś podobało. Z tego co pamiętam bardzo chciałaś je mieć na własność.
A to będzie mój prezent zaręczynowy dla ciebie.
- Hm, chyba masz rację.- Mrugnęła
puszczając do niego oko doskonale wiedząc, że to ich forma żartu.- Tylko nie
zapomnij wycofać go z agencji.
- Naprawdę tak ci się podoba?
- A tobie nie? Chciałabym tam
zamieszkać.
- A co jeśli rodzina nam się…- Urwał
zdając sobie sprawę, że nie powinien kończyć tego co powiedział. Ale ona i tak
się domyśliła.
- Masz na myśli dzieci?
- Przepraszam, nie chciałem przypominać
ci złych chwil.
- W porządku, już chyba powoli
przebolałam tą stratę choć wciąż myśl o tym sprawia mi smutek. Wiesz, że nie
miałam pojęcia jak sobie poradzę, ale gdy je straciłam to tak…tak jakbym
straciła bliską mi osobę.
- Jeszcze będziemy mieli dzieci.
- To obietnica?- Zmusiła się do lekkiego
żartu.
- Tak. Musimy mieć przynajmniej dwójkę.-
On również starał się przybrać dobrą minę do złej gry.- Zawsze chciałem mieć
wielu braci i nie wyobrażam sobie by nasze dziecko nie miało rodzeństwa.
- Ja marzyłam o siostrze, która pomogłaby
mi ucywilizować trójkę moich braci.
- Po co? Przecież świetnie poradziłaś
sobie z tym sama.
- Już zaczynasz mnie denerwować?
- Już zaczynam cię kochać.
***
Śniadanie w towarzystwie rodziców Oskara
wprawiło Sylwię w lekkie zmieszanie. Zwłaszcza, że gdy przepraszała ten pajac z
premedytacją wymieniał co jej żałośniejsze zachowanie zz wczoraj. Koniec końców nawet pan
Grzegorz się nad nią zlitował rzucając mu potępiające spojrzenie, więc
stwierdziła, że jego wczorajszą niechęć sobie wyobraziła.
Mimo to godzinę później pojechała z nim
i państwem Lenarczyków wraz z małym Adrianem na lotnisko. Wciąż bolało ją to,
że Oskar zostawi ją samą na kilka miesięcy, ale po upływie kilku godzin
zrozumiała, że nie mógł zachować się inaczej. Co wcale nie znaczyło, że mniej
ją kochał. Ani że ona by tego chciała. W końcu nie zakochała się w mężczyźnie,
który w imię jakichś głupich dowodów miłości robiłby dla niej wszystko na
skinienie palca, ale w złożonym, wrażliwym facecie, który dzięki swojemu
uporowi stał się świetnym neurochirurgiem a swoją błyskotliwością przewyższał
nawet ją. No dobra, tylko czasami. Bo wcale nie był taki idealny. Był
wkurzający i lubił gdy się złościła (co sam jej zresztą kiedyś powiedział). Ale
kochała go: odkąd sama to przed sobą przyznała coraz bardziej. Dlatego obiecała
sobie, że dzielnie przetrwa tą rozłąkę. Może nawet dobrze im ona zrobi?
Tuż przed odprawą mieli dla siebie kilka
ostatnich minut, których wspaniałomyślnie macocha Oskara w porozumieniu z jego
ojcem nie chciała mu zabierać. Ale nie miała pojęcia co mu powiedzieć. Tak mało
sobie jeszcze wyjaśnili, tak wiele mieli do powiedzenia. I tak bardzo chcieli
nacieszyć się sobą dłużej, ale teraz nie było na to czasu. Każde z nich
żałowało faktu, że pojednali się dopiero teraz.
- Prawie jak deja vu, pamiętasz? Kiedyś
też odprowadziłaś mnie na lotnisko przed wyjazdem.- Zaczął Oskar. A Sylwia
zrozumiała, że teraz nie czas na żadne sentymenty. On chciał zakończyć to
lekko, bez zbędnego melodramatyzm, żartem. Nie mogła więc teraz rozpłakać mu
się w koszulę prosząc by jej nie zostawiał.
- Ale wtedy nie było przy tobie
rodziców.
- Tak.
- I przebywałeś tam prawie trzykrotnie
dłużej, choć też miałeś jechać na pół roku.
- Ale tym razem tak nie będzie.
- Jasne, że nie bo po sześciu miesiącach
zatargam się za kołnierz do Polski.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też. I dbaj o siebie.
- Ty też. Dzwoń kiedy tylko będziesz
mogła.
- A ty odbierzesz nawet podczas dyżuru?
- Dla ciebie odbiorę nawet o trzeciej w
nocy.
- Akurat.
- Wiesz, że już za tobą tęsknię? Nie
myślałaś może nad tym by ze mną jechać?
- I co niby miałabym robić w Niemczech?
- Czekać na mnie tęskniąc w mieszkaniu.
- Chyba śnisz.
- Ale tu cię nic nie trzyma. Nie
pracujesz już w PWG, nie wynajmujesz mieszkania…
- Ale znalazłam inną pracę. Poza tym
przez ten czas wszystko sobie poukładam.
- Powiedz, naprawdę mnie kochasz i
będziesz czekać po powrocie?
- Przecież ci już mówiłam.
- Ale chcę to usłyszeć jeszcze raz. Albo
nawet i sto.
- Jesteś wariatem.- Zaśmiała się by
ukryć smutek. Bo tak cudownie było przekomarzać się w ten sposób, móc wyrazić
słowami to, co czuje serce po tak długim czasie. Kiedyś na takie samo zachowanie innych par wywracała oczami, a teraz po prostu nie mogła się od tego powstrzymać. Szkoda tylko, że mogą to robić
jeszcze przez kilka minut.
- Hej, a co to za minka? Chyba nie
będziesz płakać?
- To łzy szczęścia, że w końcu
odjeżdżasz.- W odpowiedzi się do niej uśmiechnął, zaraz potem usłyszeli
komunikat pospieszający pasażerów lotu do Berlina do wejścia nr 2.
- Chyba muszę już iść.- Mrugnął cicho.
Potem wykorzystując ostatnie sekundy obdarzył ją przeciągłym pocałunkiem.
- Naprawdę cię kocham.- Wyszeptała z
ustami przy jego wargach.- Nigdy w to nie wątp. I nigdy o tym nie zapominaj.
- Nie zapomnę.- Odpowiedział jeszcze
wpatrując się w jej twarz przez długie sekundy, a potem wszedł do odpowiedniej
bramki odprawy. Kilkanaście minut później siedział w samolocie. Zgodnie z
zaleceniami stewardessy zamierzał wyłączyć telefon, ale zanim to zrobił
odczytał jeszcze wiadomość : „Nie zapomniałeś?” Uśmiechnął się pod nosem.
Zastanawiał się czy sam nie skazuje siebie na sześciomiesięczną mękę z dala od
niej, ale teraz nic już nie mógł z tym zrobić. Pospiesznie odpisał: „Ty też
nigdy nie zapominaj. Ani przez chwilę.” Potem odłożył telefon.
***
Sylwia przez całą drogę powrotną
milczała z trudem powściągając łzy. Była zła na siebie i na Oskara za to, że
sami byli winni swojemu rozstaniu. Przecież nie byli nastolatkami by bać się
być tą stroną która pierwsza wyraża uczucie a jednak żadne z nich nie
zareagowało. Teraz, z perspektywy czasu, Sylwia zastanawiała się co za
opatrzność losu postawiła jej na drodze Olgę. Bo gdyby nie ona nie poszłaby do
domu Lenarczyka. I nie pogodziliby się przez wyjazdem. Ani niejako nie
zaręczyli. Do tej pory czuła radość spowodowaną faktem, że uklęknął przed nią
bez żadnego zastanowienia. Kochał ją bezwarunkowo i nie musiał dodatkowo
poznawać czy czekać. Ona miała zresztą tak samo.
- Gdzieś ty do cholery była?!- Tym
okrzykiem przywitała ją strapiona Daria już od progu mieszkania brata. Dzięki
temu Sylwia zeszła z bujania w obłokach na ziemię.
- Przepraszam, że tak wyszłam bez słowa.
Ale musiałam.
- Wszystko w porządku? Nic ci się nie
stało?- Drwęcka podbiegła do niej dotykając pospiesznie twarzy Kukulskiej, a
potem jej ramion. Wtedy Sylwia ze śmiechem zdjęła z siebie jej ręce.
- Przestań, nic mi nie jest.
- Ale gdzie byłaś?
- Pojechałam do domu Oskara.
- Boże, żartujesz?
- Nie. I powiem ci, że się z nim
pogodziłam. Powiedziałam, że go kocham a on...- Sylwia urwała znów czując łzy w
oczach spowodowane nieoczekiwanym szczęściem którego wciąż jeszcze nie
przetrawiła.
- Jak cię zwymyślam to jak Boga kocham
powyrywam mu golenie z…
- …nie, nie rozumiesz. On też mnie
kocha.
- Co? Matko, więc chcesz powiedzieć że
spędziłaś z nim tę noc?!- Jedyną odpowiedzią było kiwnięcie głową Sylwii.- W
takim razie się cieszę, chyba. Ale zaraz muszę zadzwonić do Maćka, szuka cię po
mieście jak szalony.
- Naprawdę?
- A czego się spodziewałaś? Byłaś
napruta w trzy dupy, bez dokumentów i pieniędzy. Komórki też nie wzięłaś więc
nie mieliśmy pojęcia gdzie jesteś. Szukaliśmy cię pod klubem do szóstej nad
ranem licząc że jednak tam wrócisz. Potem Maciek kazał mi wrócić do mieszkania
gdybyś jednak zjawiła się tutaj. On sam został z Sebastianem który obdzwonił
swój dom, twoją koleżankę z pracy i dwa inne numery z byłej pracy, które
znalazł zapisane w twoim telefonie łącznie z kilkunastoma innymi.
- O Boże…
- Masz pojęcia jakiego w ogóle napędziłaś
nam stracha? Jakoś nikt nie wpadł na to, że mogłaś wybrać się do Oskara.
- Naprawdę mi przykro.
- No nic. Jeszcze ci ponarzekam, ale
najważniejsze że wszystko dobrze się skończyło. A teraz siadaj tutaj a ja
oznajmię chłopakom, że już wszystko w porządku.
- Chyba będą na mnie bardzo źli, co?-
Potwierdzeniem tej informacji było wymowne milczenie Darii.
Mimo wszystko po kilkunastominutowej
przemowie o nieodpowiedzialności i
przynajmniej dziesięciu czarnych scenariuszach o tym co niby mogło się stać
samotnej, młodej i przede wszystkim pijanej dziewczynie na ulicach Warszawy,
gdy zrozumiała że udając pokorę zyskuje więcej, tylko im przytakiwała. Chyba to
ich usatysfakcjonowało, bo Sebastian oznajmił, że wraca do siebie się przespać
przesadnie podkreślając że przez swoją siostrzyczkę się nie wyspał, a Maciek
zainteresował się w końcu tym gdzie była. Choć wiedziała, że go tym zrani
wyznała mu wszystko.
- A więc jednak cię kocha.- Skwitował to
tylko siedząc na kanapie obok niej. Daria w łazience brała prysznic.- Nigdy bym
się tego nie domyślił. Myślałem, że niczym romantyczny bohater potrafi kochać tylko
Zuzannę.
- I dlatego o romantycznych bohaterach
najlepiej czyta się w książkach. Tak naprawdę to dość cyniczne, ale żaden
związek nie jest niezastąpiony i w określonych okolicznościach można zakochać
się jeszcze raz.
- Więc…gdy usunę z drogi Oskara dasz mi
szansę? Spokojnie, to tylko żart: nie patrz tak na mnie. I nie musisz czuć się
niezręcznie. To chyba ja powinienem się tak czuć, prawda?
- Przykro mi że przeze mnie…to znaczy
nie chciałam i…
- Ciii.- Nakrył jej usta palcem.- Nie
musisz mówić nic więcej. Nie powiem, jestem cholernie rozczarowany ale miło
widzieć cię tak rozpromienioną. Znów jesteś taka jak dawniej mimo cierpienia
jakie na ciebie spadło.- Nie musiał wyjaśniać, że chodzi mu o jej poronienie.-
Szkoda, że dzięki niemu ale liczą się efekty a nie środki, prawda?
- Maciej…
- Mogę jeszcze prosić cię o coś jeszcze?
Żeby to oficjalnie zakończyć?
- Yhm.- Mrugnęła nieśmiało, bo teraz
jego palec z jej ust zawędrował na jej policzek.
- Wiem, że nie mam prawa cię o to
prosić, ale to po prostu silniejsze ode mnie. Chyba naprawdę jestem słaby, bo
teraz mam ochotę prosić cię jednak o to byś przez te pół roku pozwoliła mi jeszcze
spróbować przekonać się, że ja też mogę dać ci szczęście. Nic przecież nie
ryzykujesz: Oskar się o tym nie dowie a ty będziesz pewna tego co czujesz i z
kim chcesz być, prawda?
- Maciej, ja…
- Wiem, już wybrałaś. Dlatego nie poproszę
o to: wspomniałem że chciałem, ale tego nie zrobię.- Powiedział uśmiechając się
do niej w rozbrajający sposób. Kiedyś kochała w nim ten uśmiech, teraz widząc
go zrobiło jej się jeszcze bardziej go żal. Jak ona mogła doprowadzić go do
takiego stanu? Jakim cudem udało jej się w końcu go w sobie rozkochać?
Próbowała wmówić sobie, że to tylko zmęczenie: w końcu przez całą noc jej
szukał nie zmrużając oka, ale mimo wszystko ten smutek w oczach był prawdziwy.-
Ale w zamian za to…w zamian za to proszę o jeden pocałunek.- Odruchowo drgnęła słysząc
to z trudem powstrzymując się przed wstaniem z kanapy.- Wiem, że to wiele ale
mnie pomoże zniwelować mój ból i przynieść ukojenie. Nie musisz nawet na niego
odpowiadać. Zrobisz to dla mnie? Po raz ostatni? Obiecuję, że potem nigdy
więcej do tego nie wrócimy.- Sylwia spuściła głowę nie mając pojęcia co zrobić.
Nie chciała zdradzać w ten sposób Oskara, ale jednocześnie bardzo było jej żal
Maćka. Dodatkowo była pewna, że on nie wykorzysta tego przeciwko niej i nigdy
nawet nie zasugeruje Oskarowi że coś takiego między nimi się stało, ale mimo
wszystko…Mimo wszystko nie chciała tego. I tak wyrzucała sobie to, że
przemilczała przed Lenarczykiem ich pierwszy z Maćkiem pocałunek. Teraz miałaby
godzić się na drugi? Tyle, że on patrzył na nią w ten sposób…
- Dobrze.- Usłyszała swój własny głos,
więc teraz nie było momentu odwrotu. Ale całe jej ciało się spięło jak w
oczekiwaniu na coś bardzo nieprzyjemnego. Poczuła wyrzuty sumienia. Przecież to
był jej Maciek: Maciek którego kochała przez kilka dobrych lat swojego życia,
jej przyjaciel i powiernik. Czemu więc nie może dać mu nawet tego? Dlatego
teraz nieśmiało wyciągnęła dłoń dotykając jego policzka, którego gładkość była
zupełnie różna od pociągającej szorstkości Oskara. Teraz jednak starała się o
tym nie myśleć, gdy wolno nachyliła się nad Maciejem. On również pochylił
głowę, ale gdy już spodziewała się że dotknie wargami jej ust, jego
twarz opadła lekko w bok. Poczuła jego oddech na szyi niedaleko ucha. Czekała na
ciąg dalszy, ale Maciek nie zrobił nic ponad to. Potem odsunął się od niej z
uśmiechem na twarzy.
- Dlaczego…? Myślałam, że…że chciałeś…
- Bo chciałem. Ale nie chcę robić tego
Oskarowi.- Mówiąc to wstał z sofy. Potem dotknął delikatnie jej grzywki
strącając zbłąkany kosmyk.- I pamiętaj: nigdy nie pozwól wykorzystywać twojej
wrodzonej empatii zwłaszcza wobec osobników takich jak ja żerujących na twojej
litości i małej asertywności.
- Nie żerowałeś na mojej litości.-
Powiedziała. Potem również wstała z kanapy. Zrobiła dwa kroki w przód zbliżając
się do niego i wpatrując prosto w oczy.- Chciałam dać ci ten pocałunek. –
Dodała.- Potem położyła dłonie na ramionach i cmoknęła w policzek.- Ale chyba tak
będzie dla ciebie łatwiej: wiem to z doświadczenia.- Roześmiał się cicho
chwytając jej dłoń. Potem przyciągnął ją do swoich ust.
- Oskar jest prawdziwym szczęściarzem i
jeśli kiedykolwiek o tym zapomni to bez skrupułów skręcę mu kark.
- Poinformuję go o tej groźbie.- Odparła
z uśmiechem. Potem delikatnie wyswobodziła rękę.
- Pójdę już.
- Nie, to ja już pójdę. To twoje
mieszkanie.
- Musisz odpocząć i coś zjeść. Poza tym
z tego co widzę niewiele tej nocy spałaś.- Jej jedyną odpowiedzią były rumieńce
na policzkach.- Ja prześpię się w jakimś hotelu. Do zobaczenia.- Dodał jeszcze,
a potem skierował się na korytarz. Sylwia przez moment stała w bezruchu, ale po
kilkunastu sekundach gdy już wychodził z salonu zawołała z wahaniem:
- Maciek?
- Tak?
- Mówiłeś, że oboje nie będziemy nigdy
więcej wspominać o tej rozmowie i tym co tu się stało prawda?
- Chyba tak.
- Więc…więc zanim to się stanie chcę
powiedzieć coś jeszcze.- Odezwała się cicho. Potem wzięła głęboki wdech
kontynuując:- Nie podsycaj w sobie tego. Nie wmawiaj sobie, że to co do mnie
czujesz jest wieczne tak jak ja to robiłam, bo wtedy twoje cierpienie będzie
jeszcze większe i dłuższe. Czasami...czasami miłość jest bliżej niż myślisz.
- Bliżej niż myślisz, zapamiętam.- Mrugnął
jeszcze. Dopiero potem wyszedł.
Daria obserwowała to wszystko stojąc w
progu salonu. Żadne z nich nawet nie zwróciło uwagi na fakt, że wychodząc z
łazienki ma doskonały widok na kanapę. A że akurat usłyszała prośbę swojego
brata którą kierował do Sylwii zatrzymała się w progu. Potem gdy oboje wyszli z
pokoju stanęła za nimi. Jej brat tak uporczywie wpatrywał się w Kukulską że
nawet nie spostrzegł, że tuż za nią widnieje jej cień.
Teraz jednak korzystając z bezruchu
przyjaciółki wróciła do swojego pokoju ze łzami w oczach. Boże, nie miała
pojęcia, że jej brat kocha Sylwię. I to tak mocno. To było tak bardzo
niesprawiedliwie, że kiedy w końcu prawdziwie się zakochał trafił na kobietę
która była przeznaczona komuś innemu. Gdyby nie była nią Kukułka z miejsca by
ją znienawidziła a tak po prostu nie mogła. Nawet dzisiaj. Była gotowa na
pocałunek tylko po to by ulżyć jej bratu w cierpieniu, tylko dlatego że ją o to
prosił. A w swoich ostatnich słowach nie była obłudna. Nie chełpiła się tym, że
w końcu udało jej się rozkochać w sobie Maćka. Nie czuła też do niego z tego powodu urazy, bo przecież nieświadomie skazał ją na mękę nieodwzajemnionej miłości Nawet teraz, gdy w końcu uzmysłowiła sobie że się z niego wyleczyła, starała się mu
pomóc. Miłość jest bliżej niż myślisz, powiedziała. Bliżej niż myślisz…
***
Przez kilka następnych tygodni Sylwii
udało się nawet polubić swoją pracę. Chyba jej nastrój ducha sprawiał, że była przekonująca
w swoich działaniach, bo jej konserwatywni zwierzchnicy wreszcie przestali
traktować ją jak młodą nieznającą się na swoim fachu smarkulę, która chciałaby rządzić
czymś o czym nie ma zielonego pojęcia. Dali się nawet przekonać do jej pomysłu
zmodyfikowania jednego z opakowań produktu dzięki czemu okazał się on i tańszy,
i bardziej chwytliwy marketingowo. Na razie, po tak krótkim czasie ciężko było
mówić o wzroście sprzedaży: mógł to być tylko chwilowy trend zwyżkowy, ale i
tak bardzo się z tego cieszyła. Nawet ze szczegółami opisała to w jednym z
listów do Oskara…
W zasadzie to ten pomysł komunikacji
powstał zupełnie przypadkiem: przez dwa pierwsze tygodnie rozłąki wymieniali
wiadomości e-mail, dzwonili do siebie czy SMS-owali. Ale będąc w pracy,
któregoś dnia przy śniadaniu po prostu wyciągnęła kartkę i zaczęła pisać do
niego z myślą, iż potem przepisze to na komputerze. Tyle, że zmęczona po prostu
przeskanowała list i tak jako załącznik wrzuciła jako załącznik do skrzynki.
Oskar odpowiedział jej w taki sam sposób, a potem stało się to już ich
zwyczajem. Poza tym wydawało jej się bardziej osobiste. Charakter pisma, małe
serduszko które narysował z boku kartki czy przekreślone zdanie…to wszystko
mówiło o tym ile trudu wkłada w każde słowo, jak bardzo jest ono przemyślane.
Czasami w niektórych momentach, widząc mocniejszy nacisk długopisu lub małą
rozmazaną kropkę, potrafiła wyczuć które zdanie napisał szybciej a nad którym
rozmyślał bardziej. Albo gdzie zrobił sobie przerwę. No i mogła go wydrukować
wyobrażając sobie, że jest prawdziwym listem dostarczonym przez listonosza z
innego kraju. Bo w pewien sposób był. Tyle, że nie musieli czekać na niego
tygodniami.
Pisanie listów dużo im dało. To ciekawe, że w liście
potrafiła otworzyć się bardziej, przelewając na papier cały swój smutek i żal
czy wściekłość nie martwiąc się o to jak zostanie odebrana. Nie musząc się powstrzymywać
od tego czego nie odważyłaby mu się powiedzieć podczas rozmowy telefonicznej.
Nawet nie dlatego, że się bała, ale że zwyczajnie było to zbyt trudne. Na
przykład utrata dziecka. Pisząc do niego o tym jak bardzo było jej żal tej
nienarodzonej istotki i tak nie mogła powstrzymać się od płaczu, ale mimo
wszystko po krótkiej przerwie wracała do pisania. I z każdym słowem było coraz
łatwiej. Mówiąc mu to w twarz nie dałaby rady tego zrobić. Albo o tym jak
zabolał ją fakt, że tak po prostu urwał z nią kontakt kiedy było jej bardzo
trudno, gdy liczyła na jego wsparcie. Oczywiście jeszcze przed wyjazdem mu to
wybaczyła, ale mimo wszystko jakaś lekka uraza pozostała którą dzięki
korespondencji stopniowo udało się wyeliminować.
Z kolei z jego listów bardzo wiele
dowiedziała się o jego dzieciństwie, bólu jaki spowodowała śmierć matki a potem
brata, poznała szczegóły związku i rozstania
z Zuzanną. Również wiedziała, że na żywo bardzo trudno byłoby mu o tym
mówić, mógłby się krygować bojąc się że ją zrani. I rzeczywiście trudno było
czytać ten fragment o tym, jak opisywał swoją miłość do niej, ale jednocześnie
wiedziała że musi to wiedzieć. Musi, bo dzięki temu tym bardziej doceniła fakt
jego przebaczenia zarówno ojcu jak i swojej macosze. Nie mogła się tylko
przełamać co to jednej kwestii: w sprawie powiedzenia mu o niemoralnej
propozycji jaką chciała zrobić mu macocha. On już wierzył w to, że szczerze
kocha jego ojca, ona poza tym też wydawała się Sylwii szczęśliwa z Grzegorzem,
więc o co tak naprawdę chodziło? No i przecież gdy mimo upicia się poczuła
zażenowanie faktem, że odwiedziła obcych sobie ludzi w nocy chcąc odejść bez
słowa rozmowy z Oskarem tamta zachęciła ją do tego. Powiedziała, że on i tak
bardzo dużo przez nią wycierpiał. Wtedy nie zwróciła na to uwagi, ale teraz to
dawało jej do myślenia. Po namyśle uznała zachowanie Zuzanny za nieprzemyślany
wybryk: po prostu nie widziała Oskara wiele lat i może przez moment wydawało
jej się, że coś do niego czuje. W końcu był synem jej męża i mężczyzną z którym
się kiedyś spotykała. To logiczne że byłe wspomnienia mogły odżyć. Ale Sylwia
obiecała sobie, że nigdy więcej nie dopuści by tak się stało. Kochała Oskara za
bardzo, dzięki listom wielokrotnie bardziej niż przedtem. Czasami parokrotnie
czytała te w których opisywał ze szczegółami śmieszną przygodę ze swoim zmarłym
bratem Adrianem czy nawet…Maćkiem. To było tak niespodziewane, że dopiero z
którymś z kolei listem zdała sobie sprawę, że nie „opieprza” jej za wspominanie
o Maćku. (Na przykład podczas jednej z rozmów telefonicznych akurat spotkała go
w jednej z galerii i poszli razem na ciastko. I dzwoniący Oskar usłyszał jego
głos wypominając jej ten fakt przez parę następnych tygodni. Przekonała go dopiero
wtedy gdy na dużej kartce A2 małym maczkiem wypisała wiele setek- a może nawet
i tysięcy- razy słowa: Kocham się Oskar. Wtedy zaczął ją opieprzać za
marnowanie czasu na głupoty dzwoniąc do niej i mówiąc, że wystarczyłoby z
powodzeniem żeby powiedziała mu to teraz podczas rozmowy a nie męczyła się nad
tym pół nocy niedosypiając.). Wracając do wcześniejszych listów spostrzegła, że
po raz pierwszy użył wobec Maćka określenia: mój były przyjaciel ze szkoły, potem
mój kolega a potem po prostu użył imienia Maćka. Ucieszyło ją to, bo znaczyło,
iż ta kwestia w ogóle nie zaprząta mu głowy.
Sylwia rozczarowała się, gdy mimo wcześniejszych
zapewnień Oskarowi nie udało się przyjechać do Warszawy na tydzień w
listopadzie jak to miał w zamiarze. Oznajmił, że ma tylko wolne trzy dni i przedstawił
jej plan tak nierealny (m.in. po nocnej przeprawie i locie samolotem miał od
razu iść na dyżur), że zapewniła go by jednak darował sobie przyjazd który
zamiast sprawić mu przyjemność, tylko go wykończy. Zamiast tego długo
rozmawiali (Pół soboty przesiedziała na video-czacie z Oskarem, co doprowadziło
jej mamę do szału. Wciąż czuła lekką urazę do Lenarczyka, przez którego jej
ukochana córeczka cierpiała. Poza tym nigdy go właściwie nie poznała, a z
peanów które wyśpiewywała na jego część Sylwia, niczego konkretnego się nie
dowiedziała. Sebastian zresztą też niewiele jej powiedział: ograniczył się
tylko do ogólnika: mamo, on jest naprawdę spoko, przekonasz się jak go poznasz.
Tyle, że on się jakoś do tego nie kwapił przebywając za granicą. Pani
Kukulskiej wcale nie uspokajały te długie rozmowy telefoniczne czy listy: w końcu
w dzisiejszych czasach zarówno mężczyźni jak i kobiety potrafią zachowywać się
jak kawał drani i nieczułych manipulatorek. Skąd miała wiedzieć, że ten cały
Oskar taki nie jest?) przez kilka godzin nie przerywając nawet na przerwę na
obiad.
Z racji faktu, iż odwiedziny się nie
udały Sylwia tym bardziej czekała na powrót Oskara w święta. Wiedziała, że
zostanie z nią aż do nowego roku, na co już się cieszyła. Potem zostawał jej
jeszcze styczeń i luty. W marcu będzie go miała już z powrotem. I w tym
przypadku jednak plany pokrzyżował im zwyczajny pech: już z lotniska Oskar
zadzwonił do niej informując o opóźnieniach w odlotach samolotów; potem o ich
odwołaniu z powodu śnieżnej zawieruchy. Sylwii było przykro gdy siedząc przy
wigilijnym stole wyobrażała sobie, że on spędza czas zupełnie sam na jakimś
nieogrzewanym lotnisku w Niemczech. Mimo wszystko starała się nie psuć nastroju
mamie oraz swoim kuzynom, którzy zgodzili się przyjąć ich zaproszenie na
święta. Także jej dwójka młodszych braci świętowała razem z nią; Sebastian wraz
z Darią postawili na nowoczesność świętując Boże Narodzenie w tropikach. Maciek
natomiast nie przyjął jej zaproszenia, co właściwie wcale jej nie zaskoczyło.
Wieczorem, już w piżamie wpatrywała się
w spadające wciąż płatki śniegu. Naprawdę zima zapowiadała się naprawdę
śnieżnie. Nawet tutaj w Polsce padało, więc w sąsiednim kraju jakim były Niemcy
z pewnością…
Zmarszczyła nos słysząc pukanie do
drzwi. Kto w taką zawieruchę i na dodatek późny wieczór, żeby nie powiedzieć bardzo
późny puka do ich drzwi? Czyżby po raz pierwszy dodatkowe nakrycie miało się
przydać nawet jeśli było już po wigilii? Sylwia w oczekiwaniu delikatnie
uchyliła drzwi do swojego pokoju nie chcąc wychodzić na bosaka i w samej koszulce.
Zaraz potem usłyszała jak jej mama (która mimo jej zapewnień że sprzątną po
kolacji jutro z samego rana nie dała się przekonać) zmierza ku drzwiom w które
wciąż ktoś pukał. Potem nastąpił trzask otwieranego zamka i…
- Dzień dobry…to znaczy dobry wieczór.
Bardzo przepraszam, że tak późno ale…- Sylwia nie czekała ani chwili dłużej. Bo
doskonale znała ten głos. I kochała. Tak samo jak jego właściciela. Dlatego
teraz kompletnie nie przejmując się swoim wyglądem wybiegła z pokoju
zatrzymując się dopiero na Oskarze, którego mocno objęła. On, początkowo
zaniepokojony tym niespodziewanym atakiem cały się spiął, ale już po chwili
odwzajemniał jej objęcia.
- Sylwia jestem cały w śniegu, będziesz
cała mokra…- Powiedział trochę drżącym głosem. Wtedy rzeczywiście poczuła, że
przyjmuje od niego całe zimno. I że skonsternowana mama wciąż na nich patrzy.
- To Oskar, mamo.
- Zdążyłam się domyślić.
- O Boże, przecież ty jesteś cały przemarznięty.-
Krzyknęła patrząc na jego sine usta. Potem dotknęła dłonią jego ręki a potem
policzka.- Zdejmij ten płaszcz: jest cały sztywny od mrozu…
- Sylwia, spokojnie ja przyszedłem tylko
na chwilę. Nie miałem pojęcia, że dotrę tak późno i nie chciałem robić kłopotu.
Ale w okolicy nie spotkałem żadnego zajazdu ani tym bardziej hotelu, na dodatek…
-…to wieś, więc raczej go nie
znajdziesz.- Przerwał Oskarowi Jarek, który najwyraźniej też zwabiony hałasem
wyszedł z pokoju. Lenarczyk spojrzał na niego, a potem się uśmiechnął.
- Miło cię widzieć, bo tak długim
czasie. I w zdecydowanie lepszej kondycji.- Dodał. Jarek parsknął śmiechem.
Historia z narkotykiem który zażył wydarzyła się już bardzo dawno i zdążył
zapomnieć jak blisko był wtedy utraty życia.
- No cóż wyrosłem.- Wzruszył beztrosko
ramionami z lekką brawurą jak normalny dwudziestodwulatek którym zresztą był.
Potem podszedł do Oskara podając mu dłoń.- Ło matko, rzeczywiście sopel lodu z
ciebie. Zrobić ci herbaty?
- A od kiedy ty jesteś taki uczynny co?-
Pani Kukulska w końcu wydobyła się ze stanu chwilowego odrętwienia.- I skąd w
ogóle znasz tego pana?
- Tajemnica.- Jarek zrobił łobuzerską
minę a potem cmoknął mamę w policzek idąc do kuchni czym jeszcze bardziej ją
skonsternował.
- Mamo, tak właściwie to oficjalnie nie
dokonałam prezentacji. A więc to jest Oskar, mój chłopak. Oskar, to moja mama.
- Bardzo mi miło. I jeszcze raz
przepraszam za to wieczorne najście.
- No cóż, jak to mówią: nie ma co płakać
nad rozlanym mlekiem. Zapraszam do środka.
- Mamo, połóż się. Ja zajmę się Oskarem.-
Zaproponowała Sylwia.
- O nie, to mój dom kochanie i to mi
wypada przyjąć świątecznego gościa.- Może i słowa były miłe ale towarzyszący im
ton nie pozostawiał wątpliwości nad nagłą uczynnością pani Kukulskiej. Chodziło
jej tylko o to by nie zostawić córki sam na sam z chłopakiem, którego nie znała
i którego intencjom jeszcze nie dowierzała. Dlatego przez najbliższą godzinę
pytała o podróż, podawała smakołyki które zostały z kolacji, ciepłą herbatę. Na
koniec wygoniła Jarka do pokoju brata informując, że będzie w nim spał ich
gość. To był dobitny sygnał świadczący o tym, że nie zaakceptowała Oskara w
roli swojego przyszłego zięcia. A przynajmniej dla niego. Choć między Bogiem a
prawdą wcale się temu nie dziwił. Ale przez rozładowaną komórkę nie miał
pojęcia, że jest już tak późno. Potem na dodatek pomylił drogę (w końcu był w
rodzinnym domu Sylwii tylko raz i to ładnych parę lat temu), a że nie spotkał
żywej duszy to błądził ponad godzinę ciągnąc za sobą swoją przeklętą walizkę.
Tylko dzięki szczęściu udało mu się znaleźć właściwy dom. Tyle, że nie miał w
planach pokazywać się przyszłej teściowej na oczy obsypany śniegiem późno w
nocy i całkiem skostniały. Z listów Sylwii dowiedział się, że jej mama
podchodzi do niego nieufnie nie mogąc mu wybaczyć, że po poronieniu zostawił
jej córkę samą sobie choć ta wielokrotnie tłumaczyła jej dlaczego to zrobił.
Ale Oskar uważał, że miała rację. On sam wyrzucał sobie małostkowość : wtedy
wydawało mu się to najlepszym wyjściem bo wierzył że jego widok tylko
rozwścieczy Sylwię, teraz z perspektywy czasu zrozumiał, że zrobił to z
czystego egoizmu by to samego siebie chronić przed cierpieniem. Pewnie nigdy
tak do końca sobie tego nie wybaczy, choć Sylwia zdawała się już nie mieć o to
do niego żalu.
- Proszę to są ręczniki, pościeliłam
świeżą pościel w pokoju obok.- Słowa mamy Sylwii uświadomiły mu, że nici z
bardziej osobistego pożegnania. Wymienił tylko z Jaskółką ciepły uśmiech.
- Dziękuję bardzo, chociaż nie musiała
się pani fatygować. W walizce mam wszystkie niezbędne przedmioty.
- Ale na pewno nie pościel.
- No nie.- Uśmiechnął się mimo woli. W
tym geście potrzeby czucia się pomocną pani Kukulska bardzo przypominała mu
Sylwię. – Jeszcze raz dziękuję.
- No cóż, w takim razie my się już
zbieramy, prawda kochanie?- Zwróciła się do córki.
- Tak, mamo: ty się kładź, ja jeszcze
poczekam aż Oskar się wykąpie żeby mieć pewność że niczego mu nie zabraknie.
- Sylwia, przecież pan Oskar nie jest
małym chłopcem i z pewnością sobie poradzi, prawda?
- Istotnie.- Odparł tylko Lenarczyk
darując sobie prośbę (po raz kolejny) by pani Kukulska mówiła mu po imieniu.
Najwyraźniej robiła to celowo. A on najwyraźniej za dwadzieścia lat będzie
twórcą nowych dowcipów o wrednej teściowej.
- Dobranoc. Porozmawiamy jutro.- Dodał
na koniec do Sylwii. Ta chciała jeszcze coś powiedzieć, ale wzrok mamy
powstrzymał ją przed tym. W innych okolicznościach może i o by go rozśmieszyło,
ale teraz również jemu krzyżowało plany więc wcale się nie śmiał. Chciał tylko
by jak najszybciej nastał ranek by w końcu mógł przytulić Sylwię. W kuchni
praktycznie musiał ze sobą walczyć by tego nie zrobić, by nie podejść do niej i
po prostu pocałować. Na dodatek wyglądała tak ślicznie w błękitnej koszulce…i
tylko koszulce. Wyraźnie było widać, że pod nią nie ma nic pod spodem. A jej króciutkie
włosy teraz sięgały prawie do ramion. Naprawdę aż do tej pory nie zdawał sobie
sprawy jak bardzo za nią tęsknił. Szkoda tylko, że teraz będąc w pokoju obok
nie mógł do niej iść. Kładąc się na łóżku wiedział, że czeka go bezsenna noc.
***
Sylwia była bardzo zła na swoją matkę.
Prawdę mówiąc to wściekła. Owszem, rozumiała jej nieufność względem Oskara, jej
normy moralne i konserwatyzm, ale żeby nie dać im dziesięciu minut na osobności?
To już przekraczało wszelkie granice. W końcu wiedziała jak bardzo tęskniła za
swoim chłopakiem, jak mocno była rozczarowana gdy dziś rano napisał jej, że nie
uda mu się przylecieć. Ale w końcu mu się udało. I nawet nie mogła się do niego
przytulić… Wciąż rozemocjonowana kręciła się na swoim łóżku nie mogąc znaleźć
wygodnej pozycji. I jak niby ma przetrwać całą noc? Odliczać kolejne siedem
godzin? Ciężko westchnąwszy przekręciła się po raz kolejny. Aż w końcu ją olśniło.
Wstała z łóżka a potem ostrożnie wyszła z pokoju. Potem przekradła się na
korytarz wchodząc do pokoju Jarka w którym teraz spał Oskar. Dopiero będąc za
drzwiami głęboko odetchnęła.
- To się chyba staje twoim nawykiem, co?
Skradanie do mojej sypialni.- Usłyszała głos dochodzący z ciemności. Ucieszyła
się, że jednak on też nie śpi.
- No cóż, jeśli chcesz to mogę wyjść.-
Roześmiał się. A potem usiłował wstać z łóżka, ale nie znając rozkładu rzeczy zawadził
o coś stopą. Z bólu jęknął.
- Ciszej, bo mama się czegoś domyśli.
- Chyba złamałem palca u nogi.
- Bez przesady. Zapal lampkę.
- Nie wiem gdzie jest.- Syknął masując
bolące miejsce. Chwilę później w pokoju zrobiło się jaśniej, więc to na pewno ona sama musiała zapalić lampkę. Tak że bez
problemów mógł spojrzeć na swoją dziewczynę. Która teraz chyba trochę się z
niego śmiała.
- W porządku?
- Nie. I nie śmiej się ze mnie.
- Przecież się do ciebie uśmiecham.-
Odparła siadając obok niego na łóżku. Potem położyła mu głowę na ramieniu.
Przymknęła na chwilę oczy uśmiechając się pod nosem podczas gdy on wciąż
jęczał. Nie tak wyobrażała sobie ich spotkanie po tygodniach rozłąki, ale jednocześnie
jakoś jej to nie dziwiło.- Długo będziesz tak skamlał?
- Naprawdę mnie boli.
- Pokaż.- Zażądała wstając z łóżka i
kucając obok niego.- Zwykłe stłuczenie i tyle.
- Kiedy skończyłaś medycynę?
- Aleś ty drażliwy. Zawsze tak masz czy
nabawiłeś się tego w Berlinie włącznie z tym śmiesznym akcentem?
- W ciągu trzech minut sam na sam po
powrocie już chcesz mnie zirytować?
- Nie, już kiedyś ci mówiłam że ten akcent jest
bardzo seksi.
- Czyżby?- Spytał przekornie trochę już udobruchany.
- Yhm.- Mrugnęła jednocześnie siadając
mu na kolanach. Potem się do niego przytuliła wtulając twarz w zagłębienie w
jego szyi. W końcu mogła od wielu tygodni zaciągnąć się jego zapachem.
- Twoja mama chyba mnie nie znosi.
- Skąd, po prostu jest taka trochę
staroświecka i konserwatywna.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co mi
chodzi.
- Oskar, naprawdę chcesz teraz rozmawiać
o mojej mamie?- Spytała jednocześnie wodząc ustami po jego szyi.
- Prawdę mówiąc to z chęcią
porozmawiałbym o moim bolącym palcu.- Słysząc to Sylwia odepchnęła go ze
śmiechem tak, że położył się na łóżku a ona klęczała obok niego z marsową miną
patrząc mu w twarz. Roześmiał się. Potem pogładził ją po policzku.
- Naprawdę za tobą tęskniłem.
- Ja za tobą też. Było mi smutno gdy
napisałeś, że nie dasz rady przyjechać. Ale cieszę się, że już jesteś.-
Powiedziała nachylając się nad nim. Podniósł się wtedy lekko próbując
przyspieszyć ich pocałunek. Dłonie położył na jej twarzy mocno przyciągając ją
do siebie.
- Kocham cię.- Mrugnął. A potem słowa
okazały się zbędne.
Rankiem, Sylwia cichaczem wymknęła się z
pokoju Jarka. Nie było jeszcze szóstej, więc była pewna że mama jeszcze śpi.
Dlatego natknąwszy się na postać w korytarzu
prawie krzyknęła z przerażeniem.
- No no no, siostrzyczko.- Odetchnęła z
ulgą zdając sobie sprawę, że to tylko jej młodszy brat.- Skąd to się wraca nad
ranem?
- Co się stało, że tak wcześniej
wstałeś?
- Obudziły mnie hałasy dochodzące z
pokoju obok.
- Nie błaznuj Jarek.
- Wcale nie błaznuję. Mama wie, że
spałaś u Oskara?
- Mama wie, że Oskar prawie pięć lat
temu uratował ci życie?
- Okej, nic nie powiem. Ale na drugi raz
zachowujcie się trochę ciszej.
- Burak.- Syknęła wchodząc do swojego
pokoju. Wtedy miała okazję choć trochę się przespać, bo przegadała z Oskarem
pół nocy. Kolejne pół…no cóż, w każdym razie na pewno nie byli głośno tak jak
sugerował Jarek.
Gdy godzinę później drzwi jej pokoju się uchyliły,
pani Kukulska z ulgą zastałą swoją śpiącą córkę w pokoju.
***
Tydzień minął bardzo szybko, a Sylwia
starała się spędzać z Oskarem każdą chwilę. Wciąż jednak miała świadomość, że
mają dla siebie tylko ograniczony czas dlatego każde wyjście czy wspólne zakupy
sprawiały jej nieco mniej frajdy niż powinny. Ale była szczęśliwa, bo miała go
przy sobie. To było najważniejsze.
Większość czasu spędzili w Warszawie.
Oskar uznał, że nie będzie znów zachowywał się jak nastolatek przekradając się
do jej pokoju. A gdy zauważyła, że to przecież ona się do niego przekradła
dodał, że jej mama i tak go nie lubi, więc lepiej nie dawać jej powodów by to
się pogłębiało.
- Kiedyś będzie mnie kochać jak syna.-
Zawyrokował nawet nic sobie nie robiąc z udawanego ataku krztuszenia się przez
Sylwię.- Zobaczysz, będę jej ukochanym zięciem.
W
nowy rok wybrali się na przyjęcie sylwestrowe. Kukulska już wcześniej zarezerwowała
miejsce, więc mogli świętować z hukiem. Na dodatek w tym samym miejscu bawiła się
Daria z Sebastianem, którzy wrócili z tropików. No i jak się okazało Maciek.
Tutaj Oskar ponownie ją zadziwił proponując, że powinni się z nim przywitać.
Wiedział, że Drwęcki nadal utrzymuje kontakt z jego dziewczyną, ale już się o
to nie martwił. Co prawda okazało się, że Maciek Sylwestrową noc spędza sam,
ale po jakimś czasie już otaczał go wianuszek samotnych kobiet. Żartował nawet
potem z Sylwią, że któraś go w końcu upoluje.
Tuż po nowym roku pili szampana
wpatrując się w buchające w powietrzu kolorowe race. Urwali się pół godziny
później doskonale wiedząc, że to ostatnia wspólna noc, bo już tego popołudnia
Oskar musi wrócić do Berlina. Sylwii co prawda zamawianie hotelu wydawało się
całkiem niepotrzebne, ale w sumie mogła poczuć się jak femme fatale wyobrażając
sobie, że to ich jedyna i jednocześnie
ostatnia noc…albo może powinna dać spokój swojej wyobraźni, bo jeszcze wykraka
sobie coś niepomyślnego. Lepiej żeby nie była ostatnia.
Nazajutrz znów odprowadzała go na
lotnisko próbując się nie rozpłakać. W myślach powtarzała sobie: jeszcze tylko
dwa miesiące.
Wspaniała część...dziękujemy ! :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję,że tej sielanka nie zepsuje kolejna ich rozłaka i nie przydarzy się nic złego.mama Sylwi potraktowała ją i Oskara jak nastolatków. Sylwia przecież tyle lat mieszkała poza domem i dawno skończyła 18 lat. Co do Maćka to wiadome było,że jeśli zostanie odrzucony to jakoś sobie poradzi. Czekam na kolejną część
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Iza
Genialne. Tylko z tym zatajaniem pocałunku i niedoszłego pocałunku to ja bym nie ryzykowała bo lepiej wcześniej samemu powiedzieć niż dowie się od kogoś innego. Ja tez mam nadzieje ze już komplikacji nie będzie. Dla mnie jeśli chodzi o opinie co do osoby Maćka to wydał się raczej zagubiony i i mało przebojowy jeśli chodzi o decyzje obswoim życiu. Ale zadufanym w sobie bogaczem na pewno nie.
OdpowiedzUsuńPoczątek końca? Czy to oznacza, że następna część będzie ostatnią?
OdpowiedzUsuńRaczej tak, bo już nie będę utrudniać życia głównej parze :) Chyba, że jakoś bardzo rozwinę akcję to może będą dwie, ale raczej nie sądzę. Raczej zrobię jedną dłuższą razem z epilogiem.
UsuńWreszcie sobie wszystko wyjaśnili. A pisanie listów w ich wykonaniu jest strasznie słodkie ;)
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam. W ogóle dla mnie był (szkoda, że już nie jest) to piękny zwyczaj wśród par. A teraz tylko SMS-y, w których emocje zastępowane są przez buźki i znaczki jakbyśmy byli ludźmi nieogarniętymi i wrócili do pisma obrazkowego...Nie twierdzę, że to jest definitywnie złe, bo znacznie bardziej upraszcza sprawę, ale dla większości po prostu jest pójściem na łatwiznę. Trochę nie na temat, ale tak mnie naszło na taką dygresję po gotowaniu :) Pozdrawiam.
UsuńPiękne, piękne, piękne :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci, dzieki takim opowiadaniom świat chociaż na chwilkę staje się piękniejszy.
Pozdrawiam
Ania
Halo, tu sęp. Będzie coś niedługo?
OdpowiedzUsuńWitaj sępie :) Niestety muszę cię rozczarować, bo wstawię coś dopiero jutro Dziś nie mam na to szans, bo jeszcze nie zaczęłam nawet pisać.Także cierpliwości :)
UsuńTo opowiadanie jest jakieś takie ciepłe i urocze, bardzo mi się podoba... Jak czytałam ten albo poprzedni odcinek to, widziałam jakiś błąd gramatyczny w sensie taka "pierdółka", ale już nie pamiętam gdzie, więc abo wcześniej to poprawiłaś, albo po prostu nie był aż tak rażący żebym go zapamiętała. Nie mogę się doczekać kolejnej części, Megi
OdpowiedzUsuń