Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Miłość jest bliżej niż myślisz, Część XX: Wszystko dobre, co się dobrze kończy + Epilog

No cóż, co prawda obiecywałam wcześniej co najwyżej sześć rozdziałów tego opowiadania a ten wypada jako siódmy to uważam, że epilog i krótki opis powrotu Oskara do kraju się tej parze się należy. Dedykacja dla wytrwałych  do samego końca i cierpliwych, którzy polubili głównych bohaterów przywiązując się do nich tak mocno jak ja.
Miłego czytania :)
PS: Przyznam szczerze że pisałam trochę na szybko, ale myślę że nie wpłynęło to na jakość opowiadania.



Po wyjeździe Oskara, Sylwia na nowo rzuciła się w wir pracy i codziennych zajęć. Już po kolejnym tygodniu zaczęła podliczać dni do jego powrotu wspominając chwile, które spędzili ze sobą podczas świat. Dlatego tęskniła za nim coraz bardziej. Może też dlatego, że podczas rozmów podejmowali tematy wspólnego życia po jego powrocie ustalając wiele szczegółów. Na przykład Lenarczyk zgodził się, by zamieszkali razem w mieszkaniu po jego babci, które tak lubiła. Tyle, że gdy podzieliła się ze swoim pomysłem z mamą ta zbeształa ją łagodnie:
- Nie sądzisz kochanie, że na taką decyzję trochę za szybko?
- Mamo, przecież my chcemy się pobrać.
- Wiem, ale mimo wszystko…to trochę niestosowne. Poza tym co będzie po ślubie?
- Jak to?
- No bo skoro będziecie mieszkać razem przed  ślubem i żyć jak mąż i żona…- Słysząc to Sylwia uśmiechnęła się.
- Boisz się, że Oskar wycofa się ze ślubu skoro nie będzie musiał kupować krowy by ją wydoić?
- Sylwia, co to niby miało znaczyć?- Pani Kukulska nieco zmieszana wciągnęła głęboko powietrze.
- To co miałaś na myśli, mamo. Ale zapewniam cię, że tak się nie stanie.
- Znasz go bardzo krótko, przecież spotykaliście się raptem kilka miesięcy. No i nie zapominaj jak cię potraktował gdy poroniłaś.
- Wycofał się, bo uważał, że w ten sposób zrani mnie jeszcze bardziej: tłumaczyłam ci to wiele razy.- Tym razem to Sylwia ciężko westchnęła.- I znamy się już od wielu lat. W zasadzie to dziwne, że tak późno staliśmy się parą.
- Dlatego uważam, że powinnaś to jeszcze przemyśleć. Przecież jest ci tu dobrze, prawda?
- Ale Oskar mieszka w Warszawie. To znaczy będzie, gdy wróci.
- Raptem dwie godziny drogi, pociągiem nawet szybciej.
- Przecież będzie pracował, ja zresztą też. Kiedy niby będziemy się widywać?
- Jak będzie mu zależało, to przyjedzie.
- Traktujesz mnie tak jakbym była nastolatką.
- Bo trochę jesteś. Przegapiłaś ten etap we właściwym czasie, więc teraz to ja muszę cię trochę poedukować…
Wiedząc, że z mamą nie ma żartów, Sylwia postanowiła nie podejmować z nią tego tematu aż do powrotu Oskara. Poza tym w tym co mówiła było trochę racji. Owszem, chciała spędzać z ukochanym każdą wolną chwilę, ale być może rozsądniej byłoby poczekać do ślubu? W końcu to, że ktoś zna się z drugą osobą wiele lat wcale nie znaczy, że zgłębił jej wszystkie tajemnice. Albo poznał w stu procentach. Może nie muszą zaczynać od pierwszych randek, ale mimo wszystko…Nie, mama tylko namieszała jej w głowie. Kocha Oskara i nie widziała się nim od wielu tygodni. Czemu więc po jego powrocie do ojczyzny miałaby z nim nie zamieszkać skoro tego pragnęła? I jeszcze wyszukiwać głupich powodów dla których trzeba by odwlec ich decyzję o ślubie. Sylwia trochę złośliwie pomyślała, że jej własna matka mimo ponad piętnastu lat stażu związku nie była w stanie przewidzieć załamania ojca ani tego jak bardzo był słaby gdy okazało się, iż jest śmiertelnie chory. Nie powiedziała jednak tego na głos. Nie chciała przywoływać złych wspomnień.
Dwa tygodnie później, planowane prace remontowe w firmie w której pracowała wymusiły na niej konieczność przerwy i przymusowego urlopu. Właśnie wtedy wpadła na pomysł odwiedzin Lenarczyka w Berlinie. Mieszkając z mamą znacznie mniej wydawała, a że na wsi raczej nie było okazji do wielu rozrywek sporo udało jej się zaoszczędzić. By robić swojemu chłopakowi niespodziankę, napisała prywatną wiadomość na portalu społecznościowym do jego współlokatora z którym dzielił pokój. Czasami podczas videorozmów z Oskarem mignął jej kilka razy a że znał angielski to wymienili kilka banalnych zdań. Na przykład „skarżąc” się na Oskara jako na złego współlokatora albo bałaganiarza (co przecież wcale nie było prawdą). Stąd wiedziała, że był raczej otwarty i przyjacielski. Dlatego bez problemu zgodził się na jej propozycję podając niezbędne dane: dokładną lokalizację miejsca wynajmowanego mieszkaniu oraz niezbędne wytyczne komunikacyjne. Zaofiarował się nawet wyjść po nią na lotnisko. I choć już telefonicznie (wymienili się numerami) oznajmiła kilkakrotnie, że to nie jest konieczne, to w dniu przylotu ucieszyła się, iż jednak mimo wszystko Lucas, bo tak miał na imię, na to nalegał. Ogrom miejsca i przejść podziemnych ją przerażał. Tym bardziej gdy wszystko było zaopatrzone niemieckimi napisami….
- Dzzzien dobrii Sywia.- Usłyszała pierwsze słowa wypowiedziane z jego ust. O dziwo, po polsku choć z koszmarnym akcentem. Uśmiechnęła się lekko ciesząc się, że nie mieli problemu z rozpoznaniem się.
- Widzę, że znasz polski.- Odpowiedziała po angielsku wiedząc, że to raczej niemożliwe.
- No cóż, Oskar mnie edukuje.-Uśmiechnięty od ucha do ucha wziął od niej walizkę.-  Ale trudne ten wasz język.- Dodał ponownie w języku ojczystym dziewczyny.
- Trudny.- Poprawiła go odruchowo, a potem mimo wszystko wyciągnęła do niego dłoń.- Miło mi cię w końcu poznać na żywo.
- Przystojniak ze mnie, co?- Znów nie mogła się do niego nie uśmiechnąć. Bo w pewności siebie Lucasa nie było nic z arogancji jedynie czysta wesołość i przekora. Dlatego, choć praktycznie go w ogóle nie znała- tyle o ile ze wspólnych konfidenckich rozmów telefonicznych ustalając szczegóły jej przyjazdu do Berlina- czuła się przy nim całkiem swobodnie. A już podczas lotu obawiała się, że ich rozmowa zupełnie nie będzie się kleić.
- Oczywiście. Gdybym nie była zakochana…- Wymownie wzruszyła ramionami.
- Ach ten Oskar. Przez ciebie normalnie nigdzie go nie można wyrwać. Nic tylko nie ma ochoty albo czyta twoje listy. A przecież pójście do baru nie musi od razu oznaczać podrywania innych lasek, nie?
- Wcale nie zabraniam mu wychodzić.- Zauważyła, choć niezaprzeczalnie mile połechtały ją słowa mężczyzny. Zwłaszcza ten fragment o wielokrotnym czytaniu jej listów przez Oskara. W końcu ona robiła tak samo.
- Widocznie bardzo się ciebie boi.- Roześmiał się Lukas.- To tutaj, mój samochód. Daj tą walizkę: pomogę ci.
W czasie drogi rozmawiali głównie o Oskarze zastanawiając się nad jego rekcją na jej przyjazd. Lukas uprzedził Sylwię, że jej chłopak będzie jeszcze pracował przez najbliższą godzinę, więc ona w spokoju będzie mogła coś zjeść i odpocząć. Trochę ją to rozczarowało, ale nie dała tego po sobie poznać. W końcu wytrzymała bez ukochanego wiele dni. Czymże wobec tego jest kilkadziesiąt minut? Tym bardziej, że czas szybko leciał gdy miała za towarzysza Lucasa, który był typem człowieka z którym można było rozmawiać o wszystkim (przedtem oprowadził ją po mieszkaniu gdy stanowczo oznajmiła że nie ma ochoty na razie na zwiedzanie miasta, zaproponował do jedzenia z dziesięć regionalnych potraw niemieckich oraz piwo). To dlatego kończąc dopijać zimną już herbatę zaważyła, że minęły już prawie dwie godziny. Tłumiąc ziewanie spytała o to Lucasa.
- Czasami zdarza się jakiś nagły przypadek w szpitalu, więc wtedy trzeba zostać dłużej.- Wyjaśnił ze znawstwem, bo w końcu również pracował w szpitalu jako lekarz. Tyle, że innej specjalizacji.- Na wszelki wypadek zadzwonię do niego i dowiem się co i jak.
- Dziękuję.- Mrugnęła Sylwia.
Rzeczywiście, kilka minut później podejrzenia Lucasa okazały się trafne: Oskar musiał dłużej zostać w szpitalu. Dlatego doskonale zdając sobie sprawę ze zmęczenia Sylwii zaproponował jej by odpoczęła w pokoju Oskara.
- Chyba nie powinien mieć nic przeciwko, prawda?- Spytał retorycznie. Przyjęła tę propozycję z wdzięcznością: do tej pory zbytnio nie oddalała się od domu i nie miała pojęcia jak nawet tak krótki lot jak jej może zmęczyć. I choć było jej bardzo głupio, gdy znalazła się za drzwiami pokoju Oskara pierwsze co zrobiła to rzuciła się na łóżko. Potem, z tej pozycji rozglądała się po jego wnętrzu. Ucieszyła się, gdy na jednej z półek zauważyła swoje zdjęcie: po prawda nie najbardziej twarzowe, ale postanowiła nie czepiać się o szczegóły. W końcu zrobili je sobie po sylwestrze, a wtedy była już nieźle zmęczona. Były też inne fotografie: zmarłego brata, małego Adriana a nawet wspólne ojca z macochą. Widząc to Sylwia uśmiechała się pod nosem zdając sobie sprawę, że Oskar naprawdę wybaczył swojej rodzinie. I nie był już sam. Na moment przymknęła oczy by dać im odpocząć, ale widocznie była bardziej zmęczona niż sądziła, bo odpłynęła na dużo dłużej. Obudziły ją dopiero podniesione męskie głosy dochodzące zza ściany. Dziewczyna bez problemu rozpoznała głos swojego chłopaka mimo iż mówił po niemiecku, ale nie rozumiała powodu jego wściekłości. O co był zły na Lucasa? Podniosła się z łóżka bez sensu wciąż wsłuchując się w słowa których nie rozumiała; chwilę później drgnęła przestraszona gdy drzwi pokoju gwałtownie się otworzyły. Oskar z gniewną miną zaczął coś mówić po niemiecku, ale gdy na nią spojrzał…przestał.
- Sylwia?- Spytał już normalnym głosem i bardzo zaskoczoną miną.- Co ty tu robisz?
- Niespodzianka!- Wykrzyknął radośnie Lucas po angielsku chyba tylko na użytek Kukulskiej.- Ale cię nabrałem co?- W odpowiedzi Lenarczyk wypowiedział kilka niemieckich zdań które nie brzmiały zbyt miło a które jego współlokator zbył śmiechem. Potem pożegnał się z Sylwią i wyszedł z pokoju a potem jak sam oznajmił z mieszkania na długi czas (oczywiście wciąż mówił po angielsku więc Sylwia doskonale rozumiała o czym mowa, co wprawiło ją w zakłopotanie). Dopiero wtedy została z Oskarem sama. Niepewnie na niego spojrzała zdając sobie sprawę, że kłótnia w kuchni z pewnością dotyczyła jej. Ale dlaczego Oskar był aż tak zły, że przyjechała? Sądziła, że sprawi mu przyjemność; owszem również zaskoczy ale na pewno nie rozzłości. Dlatego teraz zrobiło jej się strasznie głupio.
- Przepraszam, że spałam w twoim łóżku. Byłam zmęczona po podróży i nie wiem kiedy usnęłam.- Powiedziała jednocześnie się podnosząc.
- Czemu nie powiedziałaś mi, że przyjedziesz?- Spytał ją.
- Chciałam zrobić ci niespodziankę, ale teraz wiem jakie to głupie. Naprawdę mi przykro. Niczego nie przemyślałam, ale sądziłam…- Urwała nie wiedząc co właściwie powiedzieć. Że się ucieszy? Wtedy z pewnością Oskar zapewniłby ją iż tak nie jest. A przecież w kuchni wyraźnie miał o to pretensje do Lucasa. Może i nie znała niemieckiego, ale wyłapała kilka kluczowych słów: dziewczyna, pokój…no i oczywiście swoje imię. Dość, by zrozumieć ogólny sens. Zastanawiało ją jeszcze tylko jedno słowo, ale postanowiła sobie teraz nie zaprzątać nim głowy, bo i tak nie znała niemieckiego.
- Gdybym wiedział, że mnie odwiedzisz urwałbym się wcześniej.
- Naprawdę?- Bąknęła już bardziej ośmielona.
- Jasne, że tak. Bardzo się cieszę. Na długo przyjechałaś?
- W zasadzie to mam tygodniowy urlop, ale nie bój się nie będę siedziała ci na głowie siedem dni. Zamierzam jechać wcześniej.
- Co? Chyba żartujesz. Skoro możesz zostać ze mną aż siedem dni to tyle zostaniesz. I ani godziny krócej.- Powiedział twardo. Potem podszedł do niej i delikatnie objął. Ucałował kark, szyję, oba policzki  i usta. Dopiero wtedy Sylwia odważyła się zapytać:
- Więc nie jesteś zły że zwaliłam ci się na głowę?
- Co? Jakie zwaliłaś? Pragnąłem żebyś była tu ze mną a ty wątpisz że miałem na to ochotę?
- Ale kłóciłeś się o mnie z Lucasem.
- Ach to…- Mrugnął Oskar. Potem na moment się od niej odsunął patrząc prosto w oczy.- Tylko nie mów mi, że to był też twój pomysł.
- Ale co?- Spytała kompletnie nie mając pojęcia o co pyta.
- Więc nie wiesz o co się kłóciliśmy?
- Przecież nie znam niemieckiego.
- No tak, jasne.- Potrząsnął głową.- Chyba go potem zabiję za ten numer.
- Hm? Jaki numer? Więc jednak nie chciałeś żebym tu przyjechała?
- Nie mówię o tym, kochanie. Mówię o czymś innym.
- O czym?
- O tym, że Lucas zrobił mi świetny dowcip.
- Hm?
- Nieważne, powiem ci później.
- Czemu nie teraz?
- Bo teraz chcę skorzystać z faktu, że go nie ma.- Oznajmił wędrując ustami po jej szyi.
- Ale…ale może wrócić.
- Przecież słyszałaś, że wybiera się na bardzo długie zakupy.
- Powiedział to specjalnie, żeby nas zawstydzić.
- I? Czujesz się zawstydzona?
- Oskar…
- Hm?- W odpowiedzi roześmiała się. Wciąż nie mogła się nadziwić temu, że w jego ramionach tak łatwo się zatracała. I że coś co zaczynało się na zwyczajnym pocałunku kończyło się…na wielu pocałunkach. W łóżku. Tak jak i tym razem. Ale właśnie tak działał na nią Oskar: mimo upływu czasu wciąż pragnęła go tak samo silnie jak na początku.
Dopiero kilkadziesiąt minut później, gdy się sobą nasycili Oskar zaczął wypytywać ją o szczegóły przyjazdu. Opowiedziała więc o zaangażowaniu Lucasa do tego przedsięwzięcia tak, by zrobić mu niespodziankę. Potem o urlopie w pracy, swoich bieżących problemach. On z kolei wyjaśnił, że przyczyną jego spóźnienia była konieczność rozładunku nowego sprzętu lekarskiego który właśnie dostarczono. Okazało się, że czterech pracowników nie da sobie z nim rady więc zaproponował swoją pomoc. Sylwia zaśmiała się wówczas z niego mówiąc, że musiał udawać miłego. 
- Zdziwiłabyś się: mają o mnie bardzo dobrą opinię.
- Pewnie dlatego, że nie znają twojej życiowej maksymy: nigdy nie robię niczego bezinteresownie.
- Ty mimo wszystko ze mną wytrzymujesz.
- Gdy cię nie ma jest łatwiej…przestań mnie łaskotać.- Zachichotała gdy wbił jej palce w żebra. Potem spytała z wahaniem:- Myślisz, że Lucas na pewno wróci później? Nie chciałabym by nas zaskoczył.
- Ja też nie, ale to spoko koleś: a skoro obiecał, że da nam czas to go da. Co prawda jest bardzo kochliwy i lubi wycinać różne kawały ale da się do tego przyzwyczaić. A tak w ogóle to nic nie mogło ucieszyć mnie bardziej niż twój przyjazd. Tym bardziej że przez dwa poprzednie dni miałem dyżur, więc kolejne następne mam wolne. I będziemy mogli spędzić je razem.
- Świetnie. W takim razie pomożesz mi znaleźć jakiś tani pokoik.
- Nie chcesz zamieszkać tutaj?
- Gdybyś mieszkał sam to tak, ale nie chcę zwalać się na głowę Lucasowi.
- On nie będzie miał nic przeciwko temu.
-Tak powie, ale z pewnością będzie myślał inaczej.
- Skąd, on nigdy nie owija niczego w bawełnę po to żeby wyjść na miłego. Mówi co myśli. A ja znam go na tyle by wiedzieć, że się zgodzi. Poza tym ja też akceptowałem jego laski, więc on dla odmiany może to samo zrobić wobec mojej dziewczyny.
- Jakie laski?
- Nieważne. Powiedzmy, że jest dość uczuciowym facetem o słomianym zapale także w kwestii zakochiwania się. Statystycznie robi to jakieś pięćdziesiąt razy na rok.
- Mówił mi, że chciał cię kiedyś namówić na wieczorne wypady po pracy.
- I pewnie nie dodał, że odmawiałem?
- Nie, powiedział. Śmiał się wtedy z ciebie zastanawiając się czemu aż tak bardzo się mnie boisz.
- Nie wystarczył mu sam twój widok by się przekonać?
- Chyba nie. – Roześmiała się. Potem cmoknęła go w policzek.- Oskar?
- Tak?
- To to znaczy dirne?
- Dirne? Czemu pytasz?
- Bo używałeś a raczej wykrzykiwałeś to słowo do Lucasa przed przyjściem tutaj. I wyglądałeś na wściekłego gdy tu przyszedłeś.
- A to. Już mówiłem, że Lucas wyciął mi niezły kawał.
- Wyjaśnisz mi w końcu o co chodziło? Myślałam, że aż tak zdenerwował cię mój niezapowiedziany przyjazd.
- Czasami jesteś bardzo niemądra. Czy ty byłaś na mnie zła gdy w wigilię zjawiłem się w twoim rodzinnym domu?
- No nie, ale…teraz mnie też wydaje się to głupie ale wtedy…Powiesz mi o co chodziło?
- Muszę?
- Oskar…
- Już dobrze. No więc…mówiłem już o upodobaniu Lucasa do płci pięknej? Otóż czasami jest tak wielkie i nagłe, że zaprasza do domu pewne panie.
- Sprowadza sobie prostytutki?- Szepnęła.
- Ale bardzo rzadko, do tej pory zdarzyło mu się to raz czy dwa.
- I ty z nim mieszkasz?
- Jest naprawdę bardzo fajnym facetem i świetnym chirurgiem, więc nie obchodzi mnie jak spędza swój wolny czas i na co wydaje pieniądze.
- Nie chodzi o to, że go oskarżam czy coś…po prostu wydaje się być dość przystojnym u młodym mężczyzną, który nie musi płacić za tego rodzaju usługi.
- A myślisz, że z takich usług korzystają tylko starzy, spasieni i obleśni wdowcy?
- No…właściwie to nie wiem.- Przyznała, bo właśnie tak sądziła.- Ale nie chcę wiedzieć skąd ty o tym wiesz i tak świetnie orientujesz się w tej kwestii.
- Spokojnie, sam nigdy nie korzystałem, ale na osiemnaste urodziny zamówiliśmy z kolegami naszemu jubilatowi taką usługę.
- Naprawdę?
- Tak, ale o tym opowiem ci później. I tak już zboczyłem z tematu. Chodzi o to, że godzinę temu Lucas przywitał mnie od progu z uśmiechem mówiąc że ma dla mnie niespodziankę. I że jest w moim pokoju. Gdy spytałem co ma na myśli wyjaśnił, że specjalnie dla mnie po ciężkim dniu wynajął mi…
-…prostytutkę.
- Właśnie.
- I to cię tak zezłościło?
- Wolałabyś bym się cieszył?
- No nie. Więc to właśnie znaczy dirne? Prostytutka?- Oskar przytaknął.- Ale słyszałam też swoje imię.
- Pewnie gdy Lucas zapewniał, że moja dziewczyna z Polski Sylwia, się o niczym nie dowie bo on nie puści pary z ust. To wkurzyło mnie najbardziej.
- Więc ta mina na przywitanie miała być skierowana do tej niby prostytutki.
- Myślałaś, że jestem zły na ciebie?
- A bo ja wiem? Czasami wściekasz się bez powodu.
- A ty czasami jesteś bardzo głupiutka. Ale mam coś co poprawi ci humor. Zaczekaj.- Dodał podnosząc się całkiem nagi z łóżka. Sylwia nie spuszczała z niego wzroku dopóki coś nie zainteresowało jej bardziej. Małe zamszowe pudełeczko w dłoni Lenarczyka.
- To…pierścionek?
- Yhm. Wybrałem go tydzień temu. Planowałem dać ci go po powrocie do Polski i zakończeniu praktyki, ale skoro już tu jesteś…- Serce Kukulskiej znacznie bardziej przyspieszyło. Ze zdenerwowania zaczęła trząść jej się ręka gdy brała od Oskara małe pudełko. Ledwie rejestrowała też jego głos, który mówił coś o tym, że kupił go przypadkiem przechodząc obok jubilera i od razu wiedział, że musi go jej dać...Wziąwszy mocny wdech w końcu odważyła się otworzyć wieczko. I oniemiała. Dosłownie.
Przed oczami miała wielki kamień w odcieniu écru, obok którego znajdowało się wiele mniejszych kamieni stwarzając wrażenie nawarstwiającej się góry. Do tego sam owal pierścionka został upstrzony jakimiś niewielkimi zgrubieniami, które potęgowały cały efekt jaki wywoływał w niej widok tej błyskotki. A było to całkowite…
…obrzydzenie. Boże, w całym swoim życiu nie widziała bardziej brzydkiego i ohydnego krążka, który pysznił się swoim przepychem i bogactwem stwarzając wrażenie tandety.
- I jak ci się podoba?- Pytanie Oskara uzmysłowiło jej, że w końcu musi zmusić się do jakiejś reakcji, Ale jak mogła udawać choć cień zadowolenia skoro chciało jej się tylko płakać? Oczywiście nie chciała urazić narzeczonego, ale mimo wszystko takie paskudztwo? Nigdy nie podejrzewałaby Oskara o aż tak kompletnie absolutny brak gustu. Przecież miał wyczucie w kwestii ubioru czy zachowania a tu…całkowita porażka. Nakazując sobie spokój próbowała przygotować swoje usta do uśmiechu.
- No cóż , dziękuję. Jest…- Słowo piękny nie chciało jej przejść przez gardło.
-…wystarczająco krzykliwy i wielki taki jak chciałaś?
- Ty…- Dopiero teraz uniosła głowę i spojrzała na Oskara widząc jak prawie krztusi się ze śmiechu. I zrozumiała, że zrobił to specjalnie.- Idioto, celowo kupiłeś mi taki obrzydliwy pierścionek!
- Przecież o taki prosiłaś przed wyjazdem.
- To był żart i doskonale o tym wiedziałeś!
- A skąd miałem wiedzieć? „Ma być wielki i krzykliwy”. Powtórzyłaś to co najmniej dwa razy.
- A gdy każę ci zaadoptować lamparta to też się zgodzisz?! Albo dwadzieścia afrykańskich dzieci?! Albo poproszę o strzelbę myśliwską by odstrzelić ci łeb?!
- No cóż, legalna adopcja lampartów w Polsce jest niemożliwa, a dzieci zawsze możemy mieć swoje. Tylko musisz zrezygnować z punktu trzeciego na swojej liście, bo z kulką w głowie raczej ci się do niczego nie przydam.
- I jeszcze śmiesz żartować? W życiu nie włożę czegoś takiego na palec!
- Daj spokój, to najprawdziwsze diamenty. Wiesz ile kosztowało to cacko?
- Cacko? To wygląda jak tania podróbka!  Powiedz, że chciałeś tylko zabawić się moim kosztem i masz gdzieś prawdziwy pierścionek.
- Przykro mi.
- Oskar…
- Mówię prawdę.
- Jak mogłeś zrobić sobie żart w tak ważnej kwestii? To twój sposób na to bym nie zgodziła się na ślub?
- Przecież to tylko pierścionek. Po ślubie włożysz go do szuflady zmieniając na obrączkę.
- A zamiast obrączki dasz mi kapsel od Tymbarka?! Oszaleję przez ciebie. I przestań się śmiać, żartownisiu. Mam ochotę cię rozszarpać!
- Sylwia, ja…
- Jeszcze słowo i w ciebie nim rzucę, naprawdę. Więc radzę ci się zastanowić nad kolejnym żartem.
- Nie rzucaj, proszę.- Poprosił z ledwością hamując nad śmiechem.- Boże, nie sądziłem że aż tak się wściekniesz…Nie, nie podnoś ręki. To tylko żart!- Widząc, że dłoń Kukulskiej z powrotem opada na dół wraz z pierścionkiem kontynuował już bez krzyku:- Kupiłem go na straganie pod wpływem impulsu od jednego handlarza dobre cztery tygodnie temu. A że wyglądał na dość autentyczny postanowiłem go kupić by sprawdzić twoją reakcję, która pobiła moje najśmielsze oczekiwania.
- Więc…to nie jest prawdziwy pierścionek zaręczynowy?
- Ależ skąd. To żart, tak jak wcześniej sądziłaś. Poza tym gdybyś go wyjęła zorientowałabyś się że jest plastikowy. Więcej kosztowało mnie pudełko do niego niż sam krążek.
- Och…- Westchnęła od razu uspokojona, ale zaraz jej złość wróciła. Bo jak on śmiał tak z niej zakpić?- Nienawidzę cię.
- Nie znasz się na żartach i tyle.
- Ja się nie znam? Ja się nie znam na żartach? Jeszcze zobaczymy kto się nie zna na żartach!
- Gdzie ty idziesz?
- Wykąpać się. Bo mam do wyboru albo walnąć cię bardzo mocno w głowę albo stąd iść.
- Mogę iść z tobą?- Spytał jeszcze, ale gdy spojrzała na niego wzrokiem pełnym wściekłości skapitulował.- Okej, rozumiem że nie.- Mrugnął jeszcze. A po jej wyjściu znów na jego twarzy wykwitł uśmiech. W zasadzie to nie do końca rozumiał to całe poruszenie kobiet  z powodu pierścionka zaręczynowego. W końcu i tak najważniejsza jest obrączka. Poza tym przecież przyznał, że to żart a ona zamiast się cieszyć to się obraziła. - Ach, te kobiety.- Mrugnął do siebie.

***
Sylwia ostentacyjnie była zła na Oskara aż do wieczora. Nawet po powrocie Lucasa nie odzywała się do niego chyba że musiała. W zasadzie to ochłonęła na tyle by docenić żart swojego chłopaka, ale chciała go w jakiś sposób ukarać. A taki wydawał jej się być najlepszy.
Współlokator Lenarczyka dowiedziawszy się o przyczynach kłótni od samych zainteresowanych też nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Szczególnie gdy Sylwia poprosiła go o możliwość nocowania na sofie w salonie. Wtedy wtrącił się Oskar mówiąc po niemiecku, że to nie będzie konieczne. Sylwia domyślając się o co chodziło stanowczo oznajmiła że tego właśnie chce. Oskar odparł jej po polsku, żeby już dała spokój. I w te sposób kilka minut później zaciekle kłócili się rozmawiając w trzech językach (gdy Lucas próbował interweniować Oskar dorzucał jeszcze niemiecki). Koniec końców stanęło na zdaniu Sylwii. Oskar uznał, że skoro chce fundować sobie nieprzespaną noc na kanapie to jej sprawa. Dlatego po kolacji od razu poszedł do siebie ze złością słuchając dochodzących zza ściany głosów rozmowy Sylwii z Lucasem. Ufał im oboje, ale mimo wszystko to go złościło. Ile ona jeszcze zamierza się na niego gniewać?
Na szczęście rankiem wszystko wróciło do normy gdy po raz (setny?) ją przeprosił. Spędzili dzień razem, spacerując, zwiedzając i po prostu rozmawiając. Jeszcze z rana serwowała mu jakieś docinki, ale z każdą upływającą godziną zachowywała się tak jak dawniej. Tym bardziej, że miała nawet okazję spróbować niemieckiego piwa i musiała przyznać, że rzeczywiście jej smakowało. Oczywiście upiła tylko kilka łyków doskonale pamiętając jak skończyło się jej spicie się ostatnim razem. Oprócz tego skosztowała regionalnego przysmaku jakim była pieczona kiełbasa z sosem curry. I choć zazwyczaj nie przepadała za nią, również została mile zaskoczona.
Wieczorem Sylwia jeszcze podroczyła się z nim trochę odmawiając wspólnego spania, ale sofa wczoraj i tak dała jej się we znaki. Dlatego dziś dała sobie spokój z fochami. Poza tym zwyczajnie miło było zasypiać wtuloną w męskie ciało tuż przed rozmową odbytą szeptem. A tego dnia znów rozmawiali o przyszłości.
Kilka następnych dni minęło bardzo szybko. W czasie gdy Oskar pracował Sylwia najczęściej spacerowała udając rodowitą Niemkę, gotowała lub robiła zakupy. W ten sposób mogła odwdzięczyć się nie tylko jemu ale i Lucasowi za udostępnienie lokum. Musiała przyznać, że tej kwestii w ogóle wcześniej nie przemyślała. Poza tym cieszyła się, że kolejna osoba chwali jej talent kulinarny.

***
Miesiąc później Oskar na stałe wrócił do Polski. Kwestie mieszkaniowe ostatecznie rozwiązali w ten sposób, że Sylwia zamieszkała w jego mieszkaniu po babci, a on  swoim. I choć mówiła, że będzie mu płaciła za wynajem on zbywał to tylko śmiechem.
- Przecież i tak będziemy niedługo małżeństwem, więc to tak jakbym płacił sam sobie. – Argumentował.- A skoro to jedyna możliwość przekonania do siebie twojej mamy to jestem gotów zaakceptować oddzielne mieszkania.
- Oskar, mam prawie trzydzieści lat. Nie sądzisz, że jestem trochę za stara by wykonywać jej polecenia?
- Tak. Ale tu chodzi o mnie.
- To znaczy?
- To znaczy, że mam zamiar stać się idealnym zięciem.
- Przestań już.
- Mówię serio. Nie mam zamiaru stać się bohaterem tych wszystkich dowcipów o wrednych teściowych.
- Więc zamiast punktować u mnie wolisz to robić u niej.
- Ależ skąd, piekę dwie pieczenie przy jednym ogniu. Teoretycznie będziesz mieszkała w mieszkaniu po mojej babci. A praktycznie…praktycznie będziemy spędzać ze sobą po pracy każdą wolną chwilę. Przynajmniej dopóki mi się to nie znudzi, bo pewnie za jakiś czas znów będę miał cię dość.
- Ja znudzę się tobą wcześniej, więc możesz być spokojny…
Ich droczenie się i wzajemne docinki stały się nieodłączną częścią ich związku. Zwłaszcza w kwestii wesela. Gdy przy ustalaniu szczegółów zaczęli się kłócić przy właścicielce sali skończyło się na tym że Oskar wyszedł z pokoju. Wtedy kobieta niepewnie spytała ją, czy na pewno chcą się ze sobą związać. Sylwia wybuchła wtedy takim śmiechem, że wtedy już kobieta była pewna, że nie ma do czynienia z normalną parą. Postanowiła więc nie wnikać w motywy tej dwójki tylko podejść do tego czysto biznesowo. W końcu jej celem było urządzić udane wesele, to ile małżeństwo przetrwa nie było już dla niej problemem.
Sylwia doczekała się też pięknego pierścionka: tym razem nie był ani trochę krzykliwy ani ordynarny. Miał mały diamencik i sprawiał urocze wrażenie. W każdym razie sprawił, że kwestia tamten plastikowej tandety z Niemiec odeszła w niepamięć.
Zabawne też okazały się być nauki przedmałżeńskie. Poza wstępnymi krępującymi pytania: część wykładowa bardzo przypadła do gustu Sylwii. Oskarowi natomiast bardzo podobały się dyskusje w których żwawo uczestniczył. Czasami Kukulska musiała go uciszać by ksiądz do reszty ich nie znienawidził. Była pewna, że pod koniec kursu na jego twarzy ujrzała ulgę.
Dużym wsparciem była też dla niej Daria oraz- o dziwo- macocha Oskara. Z racji na swój dość zbliżony do siebie wiek w wielu kwestiach służyła jej poradą. Poza tym prawie zakochała się w małym Adrianie. Gdy na dworze zrobiło się ciepło, wybrali się kiedyś we trójkę razem z Oskarem i właśnie jego bratem do zoo. Malec co chwila radośnie popiskiwał  stronę zwierząt. Raz przeraziły go nie wiadomo czemu małe małpki. Sylwia uspokajając malca i trzymając go ramionach poczuła ogromny żal. Zatęskniła za swoim nienarodzonym dzieckiem, za tym kim mogłoby się stać. Czasami żałowała, że było na tyle małe iż nie poznała jeszcze płci. Innym razem uznawała to za błogosławieństwo. Bo wiedza, że urodziłaby córkę lub syna sprawiłaby że ta abstrakcja nabrałaby kształtów, że dziecko stałoby się jeszcze bardziej realne. A i tak mimo upływu miesięcy niezagojona rana w jej sercu wciąż dawała o sobie znać. Coraz rzadziej co prawda, ale wciąż z taką samą mocą.
- Już za trzy miesiące będziemy małżeństwem i stworzymy prawdziwą rodzinę.- Usłyszała skierowane do siebie słowa wypowiedziane przez Oskara. I nawet zanim spojrzała mu w oczy wiedziała, że jakimś cudem albo szóstym zmysłem wiedział co dzieje się w jej sercu. Uśmiechnęła się do niego lekko na tyle, na ile była  w stanie. Potem mocniej przytuliła małego szwagra.
- Kocham cię. – Szepnęła cicho w stronę Oskara poruszając tylko samymi wargami, ale wiedziała, że on i tak zrozumiał czego dowodem była jego odpowiedź.
- Ja też cię kocham.

EPILOG:

Trzy miesięcy później

Sylwia, ubrana w białą suknie, wciąż przeglądała się w lustrze. Za niecałą godzinę miała jechać do kościoła, a nie zamierzała zgodnie z obyczajem się spóźniać. Tym bardziej na własny ślub.
- Wyglądasz ślicznie, kochanie.- Pochwaliła ją mama. Kukulska uśmiechnęła się do Darii, która w tym dniu miała być jej druhną. Też się sobie podobała w tym dniu. Zwłaszcza, że włosy zdążyły odrosnąć i teraz zamiast wycieniowanych kosmyków miała na głowie zgrabną fryzurkę utworzoną ze splatających się ze sobą na czubku głowy warkoczy. Tylko grzywka pozostała spuszczona i trochę podkręcona tak jak drobne loczki wokół jej twarz zrobione z baby hair. Do tego makijaż i mogła poczuć się naprawdę piękna tak jak nigdy dotąd się nie czuła. Chociaż nie, pomyślała. Odkąd była z Oskarem on powtarzał jej to dosyć często aż w końcu uwierzyła, że tak jest. Bo nawet jeśli tylko on tak uważał, zdanie reszty się dla niej nie liczyło jeśli ten jedyny mówił że jest dla niego najpiękniejsza.
- Skoro już jesteś gotowa, to co zamierzasz teraz robić?- Spytała ją Daria.
- Odpoczywać.
- Wiedziałam, że wszystko precyzyjnie zaplanujesz.- Roześmiała się Drwęcka.- Ale mimo to powinnaś pozwolić przyszłemu mężusiowi trochę pocierpieć i się spóźnić. Przynajmniej kwadrans.
- Ta, i tak pocierpi że wyjdzie z kościoła i nie wróci przez następne pół godziny i to ja będę na niego czekać. Już ja go znam.
- Ależ co ty mówisz, Sylwia.- Zganiła ją dobrodusznie pani Kukulska.- Oskar jest odpowiedzianym mężczyzną.
- Jasne, takiego udaje przy tobie. Wiesz co mi kiedyś powiedział? Że pokochasz go jak syna. I że nie będzie ofiarą tych żartów o negatywnych stosunkach miedzy zięciem a teściową.
- Przecież to prawda. A co się tyczy was, to poznając go bliżej doszłam do wniosku, że nie mogłabyś sobie znaleźć nikogo lepszego.  Pasujecie do siebie jak ulał.
- Jeszcze nigdy nikt mnie tak nie obraził, mamo.
- Sylwia…
- Niech pani nie zwraca na nią uwagi, pani Emilio. Jest po prostu zdenerwowana, a gdy tak jest plecie głupoty albo żartuje.
- Wcale nie.
- Więc po co wychodzisz za niego za mąż?- Spytała Drwęcka wymownie biorąc ręce pod boki.
- Jak to po co? Dla jego mieszkania: zawsze mi się podobało no i mam do niego sentyment. Poza tym jego ojciec jest bardzo bogaty, więc wszystko przejdzie na niego, a ten idiota uparł się że nie chce podpisywać intercyzy. No i przede wszystkim dlatego, że lubię go dręczyć.- Odparła Sylwia wzruszając ramionami. Potem patrząc szelmowsko na przyjaciółkę dodała cicho:- No i ma jeszcze jedną szczególną zaletę która objawia się wieczorami w łóżku. To znaczy głównie wieczorami. I głównie w łóżku.
- Co powiedziałaś?- Dopytywała się jej matka.
- Nic takiego.- Razem z Drwęcką się roześmiały.- Dziękuję za pomoc przy ubieraniu się.
- Nie ma za co.
- Aha, i właściwie możemy zadzwonić już po samochód. Jeśli mogą przyjechać wcześniej to…
- Sylwia.
- No co? Skoro mam siedzieć i denerwować się w domu to równie dobrze mogę robić to pod kościołem w samochodzie.
- Wcale nie. Zjawisz się szybciej niż Oskar. A została jeszcze godzina. Najwcześniej możemy wyjechać za pół godziny.
- Oszalałaś, Daria? Przecież podróż do kościoła zajmuje nam dwa kwadranse.
- No właśnie.
- Córeczko, twoja przyjaciółka ma rację. Posiedź tutaj albo w salonie. Włączę telewizor i coś obejrzymy. Niepotrzebnie zaczęłaś przygotowania tak szybko.
- Nie, wolę już zostać we własnym pokoju. Cos poczytam. Możecie mnie zostawić.- Kukulska wiedząc, że mają rację dała za wygraną.
- Mogę z tobą zostać, Kukułka.
- Nie, idź do Sebastiana. I tak zrzędził, że ukradłam mu cię na cały dzień.
- W takim razie lecę. Spotkamy się na miejscu.
- Tak.- Z nieco większym trudem Sylwia pozbyła się mamy i w końcu została sama. I choć gdy mówiła o pomyśle czytania książki wcale nie miała na to ochoty to po kilku minutach samotności chwyciła za książkę pierwszą z brzegu. Nie wiedziała co czyta, choć przewróciła już kilka stron i miała właśnie ja odłożyć gdy usłyszała jakiś dźwięk dochodzący zza okna. A potem męską twarz. Szeroko otworzyła oczy podchodząc do niego i otwierając gwałtownie.
- Pogięło cię? Co ty tu robisz?  Nie wiesz, że patrzenie na pannę młodą w dniu ślubu przynosi pecha?
- E tam. Nie jestem przesądny.- Odparł jej Oskar wspinając się po parapecie.- Stęskniłem się.
- Jesteś idiotą. –Jęknęła gdy zauważyła, że wchodził po starej drabinie. A co jeśli by z niej spadł?
- A ty bierzesz ze mną  ślub. Nie przemyślałaś tego, co?- Wbrew sobie się roześmiała. Spojrzała na przystojną twarz swojego przyszłego męża, którą kiedyś uważała tylko za atrakcyjną.  Ale w tym czarnym smokingu prezentował się nienagannie. Wiedząc, że złe i tak się stało podeszła do niego.
- Co z twoimi włosami?
- Nawet mi nie przypominaj. To wszystko przez Maćka.- W ciągu kilku następnych miesięcy po pogodzeniu się Sylwii i Oskara, Lenarczyk z Drwęckim na nowo stali się przyjaciółmi pomimo tego co zaszło pomiędzy całą ich trójką. W dniu ślubu miał być nawet świadkiem Oskara.- Kazał mi iść do fryzjera.
- Naprawdę?- Nie mogła powtrzymać śmiechu, bo zwykle utrzymane w nieładzie przydługie włosy Oskara teraz były gładko zaczesane do góry.
- Czuję się jak bohater filmu z lat osiemdziesiątych. Kojarzysz Johna Terawolta z tego musicalu…jaki to był tytuł? Możesz się nie śmiać? Skoro ty tak reagujesz to jak zareagują goście?- Nie odpowiedziała mu tylko usiadła ostrożnie na krześle by nie pognieść sukienki.
- Okaże się. A teraz już zmykaj.
- Dlaczego?
- Bo tak. Wyłaś przez to okno.
- Chcesz żebym się zabił?
- Skoro w nie wlazłeś to i z pewnością uda ci się wrócić tę samą drogą.
- Jesteś okropna. Ryzykowałem dla ciebie życiem.
- Nie błaznuj. Jeśli rozwiedziemy się po roku to będzie twoja wina.
- Serio jesteś taka przesądna? Więc masz coś niebieskiego, nowego i pożyczonego?
- Tak.- Odpowiedziała mu z lekką irytacją.
- Myślałem, że rozsądni ludzie do których ty należysz nie wierzą w takie brednie.
- Brednie czy nie, ale mimo to wolałabym żebyś stąd wyszedł.
- I gdzie masz, hm…te coś niebieskiego? I pozostałe?
- Wystarczy że mam.
- Musisz powiedzieć mi teraz, bo umrę z ciekawości.
- To sobie umieraj. A teraz spadaj.
- I co będziesz robiła przez tą godzinę?
- Pół, muszę jeszcze dojechać.
- No tak.- Spojrzał na książkę leżącą na sofie.- Co czytałaś?
- Nic takiego. Mógłbyś już iść?
- A dasz mi chociaż buziaka?
- Zaraz dam ci w twarz jak stąd nie wyjdziesz.
- Pomyśl o tym jak będę wyglądał z nabitym limem stojąc pod ołtarzem. I jak to wytłumaczysz?
- Że twoja zazdrosna kochanka nie chciała pogodzić się z twoją stratą. A teraz zjeżdżaj. I nie waż się spóźnić, bo jeśli dotrę do kościoła wcześniej od ciebie to zabiję cię przy ołtarzu.
- Tak przy księdzu?
- Oskar!
- Już idę.- Roześmiał się. Potem dodał:- Kocham cię.- To ją na chwilę rozczuliło.
- Ja ciebie też. A teraz już idź.- Dopiero po pięciu minutach udało jej się nakłonić go do wyjścia i to w ostatniej chwili, bo do jej pokoju weszła mama z pytaniem czy słyszała jakiś  głos. Sylwia udała głupią mówiąc, że rozmawiała przez telefon na głośniku. Pani Kukulska, trochę nieobeznana z nowinkami nowoczesnej nauki i telekomunikacji uwierzyła.
Godzinę później, Sylwia wchodziła do kościoła pod ramię ze swoim wujkiem który tego dnia zastępował jej rolę nieżyjącego ojca patrząc w roześmiane oczy Lenarczyka, który udawał że widzi ją po raz pierwszy tego dnia. Mimo wszystko ta jego absurdalna wizyta w jej pokoju miała pewien urok.
Cała uroczystość przebiegła właściwie tak jak sądziła z jednym małym szczegółem. Nie sądziła, że będzie czuła aż takie zdenerwowanie i rozczulenie wypowiadając za księdzem słowa przysięgi. Szczególnie, że Oskar patrzył jej prosto w oczy nie tak jak zwykle z błyskiem humoru, ale całkiem poważnie. A potem dotarło do niej, że jest już mężatką. Chwilę później Lenarczyk ją  pocałował przypieczętowując ich małżeństwo i wbrew protestom na rękach wyniósł z kościoła. A gdy szeptem kazała mu się postawić, miał czelność zażartować sobie z niej mówiąc, że w głębi ducha lubi takie teatralne gesty.
Naprawdę nie miała  pojęcia dlaczego za niego wyszła.
No dobra, może miało to coś wspólnego z jego poczuciem humoru albo czułością którą jej okazywał. Albo po prostu dlatego że przy niej był. I że odwzajemniał jej miłość. Z resztą, już jakiś czas temu przekonała się że miłość ma niewiele wspólnego z racjonalnością, więc w tych kwestiach daleko jej było od myślenia o związku w kategoriach rozsądku. Dlatego postanowiła cieszyć się świadomością, że na weselu otaczają ją znajomi i rodzina którzy cieszą się z ich szczęścia. Właściwie była bardzo zadowolona; tylko raz trochę się zezłościła gdy Oskar zatańczył z Zuzanną. W końcu doskonale pamiętała jak tamta pytała ją o pozwolenie na zawiązanie romansu z jej mężem. Może i teraz wiedziała, że Sylwia na to nie pozwoli, ale nie zaszkodzi dmuchać na zimne. Dlatego gdy odwiedzali Lenarczyków to starała się by ta dwójka nie pozostawała razem. Oskar śmiał się z niej gdy to zauważył najwyraźniej uznając to za przejaw zazdrości. Ale ona nie powiedziała mu o tym co wyznała jej jego była dziewczyna gdy jeszcze była w ciąży. Postanowiła więc zrobić to teraz, bo nie mogła zdzierżyć jego śmiechu. Dlatego dyskretnie przydepnęła mu w tańcu stopę, a że miała sporą szpilkę to musiało go trochę zaboleć.
- Jej, nie miałem pojęcia że masz dwie lewe nogi.- Zażartował.- Gdybym to wiedział zabrałbym cię na lekcje tańca. Teraz całe wesele muszę się męczyć.
- Dobrze wiesz za co. Mówiłam prawdę o twojej macosze. Widocznie miałeś rację co do jej interesowności, bo pytała mnie o to czy może zawiązać z tobą romans.
- Kochanie, wiem o tym.
- Co?
- Zuza sama mi o tym powiedziała, bo zrobiła to tylko po to by mi pomóc.
- Jak to niby pomóc?- Prychnęła.
- Bo wiedziała co do ciebie czuję i jak się domyślam próbowała wywołać w tobie odzew.
- Odzew?
- No tak. Byś dostrzegła jakim jestem cudownym facetem. Zuza naprawdę kocha mojego ojca. Choć jeszcze kilka lat temu sądziłem, że jej zdrada zniszczy mi życie, to teraz wiem że po prostu była pisana mojemu ojcu. Tak jak ty mi.
- Serio?
- Tak.
- I nie masz nawet cienia żalu za to, że wam się nie udało?
- Jasne, że nie. To było siedem lat temu, Jaskółka.
- Ale jest piękna. I na dodatek kiedyś z tobą spała. Tak samo zresztą jak Olga. Gdy o tym myślę to złość budzi się we mnie samoistnie.
- Więc nie myśl.
- Łatwo ci mówić. Moi byli kochankowie nie są moimi macochami i przyjaciółkami.
- Sylwia, to już przeszłość. To z tobą się ożeniłem.- Choć mówił całkiem poważnym tonem, na jego twarzy błąkał się zarozumiały uśmieszek. Był wyraźnie zadowolony z jej reakcji, choć nic nie zamierzał z tym zrobić.
- Dupek.
- Więc co mam według ciebie zrobić? Unikać wizyt u ojca i nie spotykać się z Olgą?
- Na przykład.
- Przecież byliśmy na ich weselu. Widziałaś jak patrzy na swojego Huberta.
- Wiem, to całkowicie irracjonalne uczucie. Ale nie mogę się go pozbyć. To irytujące. Zwłaszcza, że to dzięki niej zdobyłam się na odwagę u się z tobą pogodzić.
- Dziś wieczorem przekonam cię w inny sposób.
- Kochany, już jest wieczór. Nie ruszymy się stąd do rana.
- Więc rano. Poranny seks też jest bardzo orzeźwiający, prawda?- Roześmiała się odpychając lekko jego ramię.
- Jesteś niepoważny.
- A ty to kochasz.
- Tak.- Przyznała całując go lekko w usta. Oskar nie dał jej tak łatwo odejść: przeniósł ręce z jej talii na twarz pogłębiając pocałunek i wsadzając jej język do ust.- Przestań ludzie patrzą.
- I dobrze, w końcu to nasze własne wesele. Choć prawdę mówiąc trochę się już napaliłem. Kiedy my w ogóle ostatnio ze sobą spaliśmy? Pół roku temu?
- Tylko miesiąc. I nie udawaj, że nie pamiętasz.
- Jakże mógłbym zapomnieć o twoim głupim pomyśle abstynencji.
- Bez przesady. I tak źle zaczęliśmy z tym romansem. Powinniśmy się najpierw poznać.
- Znaliśmy się parę ładnych lat zanim wskoczyłaś mi do łóżka.
- Ale była to dość luźna znajomość. Poza tym to bezczelnie kłamiesz, bo dosłownie rzecz biorąc wcale nie wskakiwałam ci do łóżka. Tylko rzuciłam luźną propozycję.
- Ale niedosłownie tak. To był twój pomysł, więc nigdy nie waż się mówić że cię okłamałem.- Żartobliwie pogroził jej palcem.
- Teraz kłamiesz, bo już to kiedyś zrobiłeś.
- Niby kiedy? To, że zataiłem co do ciebie czułem to było tylko niedopowiedzenie.
- Nie mówię o tym. Mówię o momencie, kiedy powiedziałeś mi, że mój książę z bajki nie istnieje i zanim trafię na tego właściwego mężczyznę muszę doświadczyć kilku niepowodzeń.- Słysząc te słowa Oskar szeroko się uśmiechnął choć jeszcze chwilę temu czuł się trochę zaniepokojony. A ta szelma tylko sobie z niego żartowała. I to na dodatek w tak cudowny sposób.
- To było bardzo słodkie i sentymentalne zarazem. A skoro już jesteśmy w takim nastroju to pamiętasz co ci mówiłem o jaskółkach?- Zastanawiała się chwilkę.
- Że są symbolem wolności i wysłannikiem dobrych nowin.
- Właśnie. I ty jesteś moją dobrą nowiną.- Tym razem roześmieli się oboje.
Maciek Drwęcki patrzył na to znad krawędzi stołu. Na jego ustach też błąkał się uśmieszek, tyle że delikatny, może nawet nieco melancholijny. Wolno sączył szampana zastanawiając się jak mógł być takim idiotą i wcześniej nie dostrzec wyjątkowości Sylwii.
To nie tak, że teraz nadal ją kochał i przyjaźnił się z nią i Oskarem byleby być bliżej niej. Po prostu nauczył się już akceptować jej wybór i się z nim pogodził. Stopniowo nawet zaczął się odkochiwać: co prawda od czasu gdy zaproponował Kukulskiej pocałunek ponad rok temu nie całował się ani nie spał z żadną inną dziewczyną, ale po latach częstego zmieniana partnerek uważał to za miłą odmianę. A przynajmniej wmawiał sobie, że tak jest i nie powoduje nim chęć nie zdradzenia Sylwii, do której przecież nie miał prawa, bo nigdy tak naprawdę nie była jego. Nie czekał też na dobry moment do odbicia jej gdy Lenarczykowi podwinęłaby się noga i ich związek przeżyłby kryzys. Bo po pierwsze ich miłość była tak namacalna że aż niemożliwa do zniknięcia, a po drugie nie chciał zranić żadnego z nich i zawieść pokładanego w nim zaufania. Było dobrze tak jak jest.
- Braciszku, a ty nie tańczysz?- Nie wiadomo skąd, z parkietu przyleciała zdyszana Daria. Spojrzał na swoją młodszą siostrzyczkę z czułością.
- Teraz trochę odpoczywam. Poza tym jakbyś nie zauważyła przyszedłem tutaj sam i nie mam parterki.
- Tylko z powodu własnego wyboru.- Odpowiedziała mu wyrywając kieliszek z ręki i upiła spory łyczek.
- Może. A gdzie ten twój ukochany?
- Sebek? Właśnie tańczy z jakąś tam swoją kuzynką której dawno nie widział.
- I ty to akceptujesz? Taka zazdrośnica jak ty?
- Już się z tego wyleczyłam. Spotykamy się już od prawie dwóch lat. A poza tym…-dodała z błyskiem w oku-…to dziewczyna jest przynajmniej dwadzieścia kilogramów ode mnie cięższa i o dziesięć lat starsza. Tak więc jak widzisz nie sądzę by mnie przebiła.
- Ja też nie.- Roześmiał się z jej przezorności. Prawdę mówiąc do tej pory trochę nie mógł się nadziwić trwałości jej związku z młodszym bratem Sylwii. Bo może i dwa lata nie robiłby różnicy gdy partnerka była młodsza, to jednak starsza już tak. Tym bardziej uwzględniając fakt, że faceci z natury byli o jakieś trzy lata mniej emocjonalnie dojrzali niż płeć piękna w tym samym wieku. Choć złośliwie musiał przyznać, że po Darii tego nie widać.- Ładnie razem wyglądają, co?
- Hm?
- No Oskar z Sylwią. Chyba naprawdę dobrali się jak w korcu maku.
- Tak. Przepięknie. Zwłaszcza ona. - Odpowiedział patrząc jak właśnie w tej chwili Lenarczyk szepcze coś Kukulskiej na ucho, a ta potem trochę zażenowana zdziela go po ramieniu. On nic sobie jednak z tego nie zrobił.
- Żałujesz?
- Czego?
- Tego, że przegapiłeś swoją szansę. W końcu Syla kochała cię całymi latami.- Słysząc to w jego umyśle zrodziło się pełne niedowierzania pytanie:
- Wiedziałaś o tym?
- Jasne, w końcu byłam jej przyjaciółką. Oczywiście Kukułka nigdy nie pisnęła mi na ten temat ani słowa, ale umiałam to wyczuć jako kobieta.
- Dlaczego więc mi tego nie powiedziałaś?- W jego pytaniu nie było wyrzutu do siostry, raczej autentyczna ciekawość.
- Naprawdę łudzisz się, że wtedy spojrzałbyś na nią inaczej? Przez długi czas byłeś bardzo niedojrzały, sam musisz to przyznać. I wiesz co by się stało gdybym ci powiedziała? Przestałbyś traktować ją jak kumpelę i całkowicie się odciął łamiąc jej serce. Poza tym z czasem miałam nadzieję, że to zauroczenie minęło.
- Masz rację, chyba wolę wierzyć że po prostu nie byliśmy sobie pisani.
- I o to chodzi braciszku. A teraz rusz te swoje cztery litery i chodź ze mną do Sebastiana. Może jednak ta kuzynka jest dla mnie pewną konkurencją.- Tym razem roześmiał się na całe gardło. Może i przegapił swoją wielką miłość, ale to co łączyło go z siostrą było tak samo cenne. Cieszył się, że ją ma. I przede wszystkim gorąco wierzył, że na niego też gdzieś tam czeka jego Sylwia Kukulska. A tej prawdziwej razem z Oskarem życzył bardzo dużo szczęścia. Bo w tej chwili i w tym momencie życia to po prostu nie był jego czas; to był czas happy endu Oskara i Sylwii. Uświadomił sobie też, że właściwie tak jest w każdej bajce: wszyscy żyją długo i szczęśliwie, tylko czy aby na pewno? Zakończenie jest szczęśliwe dla głównej pary, ale co Quasimodo tytułowym dzwonnikiem z Notre Dame albo Violet bohaterką Pentameronu? Losem złych sióstr Kopciuszka nikt się nie przejmuje, bo przecież były złe. Albo macochą z Królewny Śnieżki. A przecież one w życiu nie zgodziłyby się na takowe określenie ich losu. Maćkowi trochę głupio było porównywać się do fikcyjny postaci wyobraźni baśniopisarza, ale sens był przecież taki sam: to po prostu nie była jego bajka. On na swoją musi prawdopodobnie jeszcze zaczekać. I wznosząc toast za państwa młodych właśnie tak się pocieszał.
Bo wierzył, że ktoś kiedyś spojrzy na niego w tak samo pełen miłości sposób jak Sylwia na Oskara.


KONIEC

6 komentarzy:

  1. Dzięki za ten rozdział. W końcu szczęśliwi. Pod koniec zrobiło mi się szkoda Maćka. Czuje jedynie niedosyt, ponieważ chciałabym wiedzieć czy Sylwia i Oskar mieli dzieci i jak toczyło się ich życie parę lat po ślubie. coś mi się wydaje, że historia Maćka nie jest jeszcze zakończona.
    Pozdrawiam Iza

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam o życzeniach. Życzę Ci radosnych i wesołych Świąt i udanego Sylwka. Aby spełniły się Twoje marzenia, kolokwia i egzaminy były pustką i abyś odpoczeła i wróciła do nas ze zdwojonymi siłami.
      Pytanko co do jednego z opowiadań. Gdzie mogę znaleźć 'bo wszystko....'

      Usuń
  2. To opowiadanie i Cienie przeszłości to moje ulubione Twoje opowiadania :) Bardzo się cieszę, że mogłam je przeczytać, coś pięknego. Myślę, że dużym plusem tego opowiadania było to jak stopniowo rozwijał się związek Sylwii i Oskara, emocji było dużo, ale jednak dozowałaś je w sam raz :) No i oczywiście te rozbudowane portrety psychologiczne bohaterów, świetna robota! :) A i jeszcze to, że części były dosyć długie i przedstawiały dużo konkretów, bez zbędnego lania wody, tak trzymaj! :)

    Pozdrawiam i życzę Wesołych Świąt!
    Ilona

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję bardzo, przepiękne opowiadanie, z przyjemnością się je czytało.
    Gratuluję Tobie pomysłu i wytrwałości.
    Piękne zakończenie cudownego opowiadania, najbardziej urzeka mnie, to, że wszystkie emocje dozujesz, pokazujesz odczucia wszystkich bohaterów, nic nie dzieje się szybko tylko swoim rytmem, takim tempem normalnym.
    Życzę Tobie i Twoim najbliższym, miłych, uśmiechniętych Świąt i góry prezentów!
    Pozdrawiam
    Ania
    Ps. czekam cierpliwie na dalszy ciąg Bursztynowego Liceum :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naturalnie chodzio mi o brylantowe liceum :)

      Usuń
  4. Genialna część fajnie pomyślane zakończenie. Ale to prawda w moim odczuciu też niedosyt jeśli chodzi o Sylwię i Oskara taki za krótki epilog :-) generalnie jestem zachwycona tym jak piszesz a Twoje opowiadania są rewelacyjne i naprawdę na wysokim poziomie. Mam nadzieje że po konkretnym wypoczynku wrócisz i nie zapomnisz o nas bo będziemy cierpliwie czekać. Wesołych Świąt i szczęścia w Nowym Roku

    OdpowiedzUsuń