-
Oczywiście, że cię nie unikam.- Odparłam na zadane mi przez Darka pytanie.
Najpierw
Kuba śmiał mi to zarzucać a teraz on?- Nikogo nie unikam.- Powtórzyłam bardziej stanowczo chyba chcąc przekonać samą siebie. Dariusz odpowiedział mi żałosną parodią uśmiechu,
-
Daj już spokój, Baśka. Przecież właściwie od twojego przyjazdu ze sobą nie
rozmawialiśmy.
-
Nawet jeśli to prawda to na pewno nie z powodu o którym wspomniałeś.
-
Czyżby?- Spytał lekko bełkotliwie. A ja dopiero teraz zauważyłam obok fotela w
którym siedział butelkę po alkoholu. Prawdopodobnie pustą.- Siadaj, zrobimy to
teraz.- Poklepał miejsce obok siebie na drugim fotelu.
-
Nie mam teraz czasu. Muszę pomóc w przygotowaniach.- Zmyśliłam na poczekaniu.
-
Pomóc.- Roześmiał się.- Cała ta szopka jest doprawdy żałosna, nie sądzisz?
-
Darek,- Odezwałam się tonem czterdziestoletniej nauczycielki- Sądzę, że za dużo
wypiłeś. Poczekaj tu, przyprowadzę kogoś i zaniesiemy cię do łóżka.
-
Nie jestem pijany.- Syknął- Owszem, trochę wstawiony ale umysł mam sprawny. I
doskonale wiem co mam na myśli. I ty także. To ona zorganizowała całe te
zaproszenie gości. I niby po co? Jakby to komuś było potrzebne.
-
Edyta z pewnością się starała.- Odrzekłam starając się go nie rozwścieczyć. Jednak
mi się nie udało.
-
Boże, chociaż ty skończ już z tą hipokryzją. Mam już tego dość.- Złapał się za
głowę a potem ukrył twarz w dłoniach. Zrobiło mi się go żal.
-
Przykro mi, że masz jakiś problem.- Powiedziałam nie chcąc go zawstydzać i zrobiłam pierwszy krok do tyłu cofając się rakiem. Już miałam zrobić kolejny gdy niespodziewanie Darek rozprostował dłonie i usiadł na fotelu całkiem prosto jakby wcale nie był pijany.
-
Mam jakiś problem?- Powtórzył. I znów usłyszałam ten przerażający śmiech. Cyniczny, rozgoryczony, jakby bez nadziei.- Całe moje życie jest jednym
wielkim problemem.- Powiedział. Potem dodał:- Pewnie cieszy cię mój widok, co?
W końcu dostałem za swoje.
-
Nie.- Szepnęłam tylko decydując się tak jak on grać w otwarte karty. Koniec z
hipokryzją, przypomniałam sobie słowa Szymańskiego.- To co się kiedyś wydarzyło
jest już nieważne. Nie można żyć przeszłością.
-
Ale ja bym chciał. Tak cholernie chciałbym cofnąć czas...znów być tym
beztroskim nastolatkiem bez żadnych obowiązków.
-
A któż by nie chciał?- Spytałam retorycznie.- Ja też czasami chciałabym żeby
tamta sytuacja się nie wydarzyła, ale niestety ona jest już zapisana na kartach
historii. A gdy ty się z tym pogodzisz też będzie ci łatwiej.
-
Nic się nie zmieniłaś, wiesz? Zawsze ta sama, empatyczna nawet wobec osoby
która zniszczyła ci życie.
-
Ty nie zniszczyłeś mi życia.
-
Doprawdy? Więc w takim razie mogę cię skreślić z moich wyrzutów sumienia?-
Zakpił.
-
To dlatego tu jesteś i...piłeś? Przeszłość cię dręczy?
-
Dręczy mnie przeszłość, przyszłość, teraźniejszość. A przede wszystkim moja
żona.
- Widzę, że wam się nie układa.- Przyznałam ostrożnie obserwując
jego reakcję- Ale przecież wszystko można jeszcze naprawić.
-
Och, daj spokój. Znasz ją lepiej ode mnie i od razu przejrzałaś jej sztuczki. Pamiętam
naszą ostatnią rozmowę i pluję sobie w brodę, że cię nie posłuchałem. Naprawdę myślałem, że ty to
wszystko zaaranżowałaś. A ja głupi dałem się nabrać, że choć trochę jej na mnie
zależy. Ale jej zależało tylko na moich pieniądzach i pozycji.
-
Darek, ja nie sądzę aby tak było. Przecież nawet zanim jeszcze wyjechałam
wydawaliście się być w sobie zakochani.
-
Zakochani? Łączył nas tylko seks.- Słysząc to zaczerwieniłam się. Zauważył to-
Daj spokój, przecież możemy mówić otwarcie. Chociaż jeśli mam już być szczery to wcale
dobrze się z nią dogadywałem. Ty zawsze byłaś zbyt wielką idealistką by zrozumieć mój punkt widzenia. Chociaż te twoje rojenia były niezwykle urocze.- Pewnie w jego zamierzeniu miał to być komplement, ale dla mnie wcale nim nie był. No bo to raczej żałosne, że byłam beznadziejną romantyczką. Okej, fajnie czyta się historię Ani z Zielonego Wzgórza; fajnie ogląda się Brzydulę Betty widząc jak wciąż robi z siebie idiotkę...No ale bez kitu czy ktoś z was tak naprawdę chciałby nimi być w prawdziwym życiu i nie znając happy endu?
-
Nawet jeśli...-Zaczęłam-...to przecież z jakiegoś powodu cztery lata temu ją
poślubiłeś.- Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego broniłam Edyty.
-
Owszem. Była w ciąży. Tylko wiesz co ci jeszcze powiem skoro pierzemy te
wszystkie brudy? Po ślubie okazało się, że ją wymyśliła. I z wielką satysfakcją
poinformowała mnie, że tak naprawdę nie poroniła.- Gwałtownie przełknęłam
ślinę.- Zaskoczona? Mnie już nic nie zdziwi.
-
Więc dlatego się z nią ożeniłeś?
-
A myślałaś przez cały ten czas, że z wielkiej miłości?- Wstał z fotela i zaczął
chodzić po bibliotece nerwowym krokiem. Potem wyjął z kieszeni papierosa i
zapalił. Zdziwiło mnie to. W przeszłości tego nie robił.- Prawdę mówiąc to ty
się trochę do tego przyczyniłaś.
-
Ja?
-
Tak.- Zaciągnął się dymem.- Miałem wobec ciebie wyrzuty sumienia. Gdy
dowiedziałem się, że Edyta jest w ciąży, oczywiście wyimaginowanej, ale wtedy o
tym nie wiedziałem, uznałem, że jej też nie mogę zniszczyć życia tak jak tobie
pozwalając wychowywać nieślubne dziecko. A poza tym nawet jeśli sam bym nie
podjął tej decyzji mój ojciec z pewnością zmusiłby mnie do tego. I tak po twoim
wyjeździe diametralnie zmienił do mnie stosunek. A co by zrobił twój ojciec na
wieść o tym, że skompromitowałem jego drugą córkę? Chyba by mnie zabił. Także
jak widzisz nie kierowały mną szlachetne pobudki, ale czysta kalkulacja.-
Uśmiechnął się smutno.
-
Ale mimo wszystko jesteście razem. Może warto spróbować....
-
Spróbować? Myślisz, że nie próbowałem? Że nie starałem się jej zrozumieć?-
Ponownie zaciągnął się papierosem.- To jak groch o ścianę. Przyznaję nie jestem
najlepszym mężem i nigdy nie byłem ale na Boga to nie ja prowadzam się z coraz
to nowymi kochankami. I nie rób takiej miny, z pewnością zdążyłaś się już
zorientować że teraz jej pupilkiem jest Suchodzki. Specjalnie się z tym nie
kryje.- Przypomniałam sobie poranek z Adrianem gdy pokazał mi te dwie postacie
rozmawiające ze sobą. I się obejmujące. Darek miał rację. Mimo wszystko
odezwałam się ponownie:
-
Więc chcesz to teraz wszystko skończyć?
-
Nie widzę innego wyjścia. Właściwie to zaraz po chrzcie chciałem złożyć pozew o
separację.
-
A co z Gosią? Przecież macie razem dziecko. Ona ma dopiero pół roku.
-
To nie jest moje dziecko!- Wybuchnął. Spojrzałam na niego zaskoczona.- Naprawdę
się tego nie domyśliłaś?
-
Jak to nie twoje dziecko? Przecież ona ma twoje oczy, owal twarzy, uśmiech...
-
Zwykła zbieżność, zapewniam cię.
-
Ale...- Kontynuowałam, choć nie byłam zbyt pewna siebie- ...to znaczy, że...że
nie ma żadnej możliwości żeby była twoim dzieckiem? Nie sypiacie już ze sobą?
-
Nie, to akurat układa nam się świetnie. A przynajmniej układało, bo odkąd
dowiedziałem się o ciąży to wcale jej nie tknąłem. Z radością oznajmiła mi, że
nie jestem ojcem. Potem na myśl o wzięciu jej w objęcia wzdragałem się ze
wstrętu. Basia, ona sypia nawet z pracownikami firmy. A ja jak głupi
zastanawiam się potem kto miał w łóżku moją żonę.- To czego się dowiedziałam
było nawet straszniejsze od tego co podejrzewałam. Widząc zrezygnowaną postawę
Darka, jego opuszczone ramiona i głowę podeszłam do niego ostrożnie od tyłu (bo
stał odwrócony do mnie plecami) i dotknęłam jego ramienia.
-
Bardzo mi przykro. Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć. Prawdę mówiąc sądziłam,
że jesteście szczęśliwi. To dlatego nie przyjechałam na wasz ślub. Sądziłam, że
oboje będziecie ze mnie kpić.- Darek wolno odwrócił się w moją stronę. Oczy miał jakieś błyszczące; prawdopodobnie od alkoholu (a
może mi się tak tylko wydawało?) a usta
delikatnie wygięte w ironicznym uśmiechu.
-
Naprawdę nie nienawidzisz mnie za to co ci zrobiłem?
-
A co takiego mi zrobiłeś? Po tym co się stało obydwojga nas zmuszano do
małżeństwa w wyniku głupiej pomyłki, choć byliśmy tylko parą przyjaciół. O ile sobie przypominasz ja też
nie chciałam za ciebie wyjść.
-
Ale musiałaś wyjechać. A poza tym to...żałuję że tego nie zrobiłem.
-
Czego?
-
Że się z tobą nie ożeniłem. Z pewnością byłbym dużo szczęśliwszy niż teraz. Ty
byś mnie przynajmniej nie zdradziła.
-
Darek...- Zdążyłam jeszcze wypowiedzieć jego imię zanim usiłował mnie
pocałować. Z łatwością odchyliłam głowę do tyłu unikając jego warg i alkoholowego oddechu, więc jego usta
natrafiły tylko na mój policzek. Chyba był bardziej pijany niż sądziłam.- Jesteś zalany i to wcale nie jest dobry pomysł.- Gdy wciągałam nosem powietrze oprócz niemiłej woni oparów alkoholu, poczułam coś jeszcze. Spojrzałam na podłogę i
szybko przydeptałam tlący się jeszcze niedopałek papierosa, którym już zajmował się puszysty dywan. To sprawiło, że Darek mnie
puścił. I chyba zdał sobie sprawę z gafy jaką popełnił.
-
Basia, ja...
-
Przepraszam, chyba powinnam już iść. -
Przerwałam mu. W końcu nie było sensu rozmawiać; nie, gdy był w takim stanie.- Poproszę panią Lidkę żeby do ciebie przyszła. Pomoże ci dojść
do sypialni.- Z ulgą wyszłam z biblioteki. Po tym co usłyszałam i co zaszło
między mną a Szymańskim... cholera.
Gdy
dotarłam do pokoju nawet nie pomyślałam
o tym, że nie wzięłam z biblioteki żadnej książki na odgonienie nudy. Bo ona mi
już nie doskwierała. W duchu przetrawiałam to czego się dowiedziałam. Ale nie
mogłam, bo to było wprost nie do uwierzenia. Okej, wiem że Edyta zorganizowała
wszystko abym nie wyszła za Jakuba by mnie zniszczyć. Ale udawana ciąża aby
podstępem wziąć ślub była czymś dużo gorszym. To iście telenowelowa intryga!
Nie mogłam w to uwierzyć.
Na
kolacji byłam jakaś nieobecna. Darka oczywiście nie było. Obserwowałam więc
Edytę: śmiejącą się i rozmawiającą z gośćmi. Czy ona naprawdę była taka
okrutna? W pewnej chwili zauważyłam, że swoje uśmiechy w dużej mierze wymienia
z Jakubem Bająkowskim. Skłamałabym gdybym powiedziała, że było mi to obojętne,
ale teraz chciałam skupić się tylko na niej. Nie potrzebne były mi teraz
rozterki mojego serca. W końcu za dwa dni wyjadę. I całkowicie wyleczę się z
Jakuba.
Znowu.
Przez
snem znów stawały mi ich roześmiane twarze. Edyta z pewnością robiła to
wszystko na mój użytek. Nie wierzyłam, że mogłoby być przypadkowe. W pewnej
chwili zastygłam. A co jeśli nie tylko ona? Jeśli Kuba też ze mnie kpi i razem
śmieją się ze mnie w kułak zwłaszcza z tamtego pocałunku w kuchni? (O ile
zwykłe zetknięcie warg można nazwać pocałunkiem). A ja jeszcze bardziej ich
bawię unikając go jakbym go kochała...Nie, czas wreszcie spać. I zapomnieć o
tym co już było.
Kolejnego
dnia, tuż przed śniadaniem ktoś zapukał do moich drzwi. Gdy otworzyłam okazało
się, że to Darek.
-
Cześć, przepraszam że tak rano, ale miałem nadzieję że jesteś już gotowa do
śniadania. I jak widać się nie pomyliłem. Możemy chwilę pogadać?
-
Tak, jasne.- Odparłam żałując już w chwili gdy wypowiadałam te słowa. Po
cholerę zaprosiłam go do swojego pokoju? I to o ósmej rano?! A co jeśli się myliłam i wcale nie uważał swojego pocałunku za błąd? Mimo wszystko zachowując pozory zamknęłam
pospiesznie drzwi a potem odwróciłam się w jego stronę. Nie spuszczał ze mnie
wzroku.
-
Chciałem cię przeprosić.- Usłyszałam.- Byłem pijany i wiem, że mnie to nie
usprawiedliwia. Nie wiem czemu to zrobiłem.
-
Nie szkodzi- Odparłam z ulgą doskonale wiedząc, że ma na myśli nasz pocałunek.- Rozumiem.
-
Czuję się trochę żałośnie ze świadomością że tak się przed tobą zbłaźniłem.
-
Nie masz powodu, bo wcale się przede mną nie zbłaźniłeś.
-
Mam raczej na myśli naszą rozmowę.
-
Tym bardziej. Miałeś rację: wszyscy udajemy szczęśliwych ukrywając to co nas
boli i tak naprawdę jest istotne. Otworzyłeś mi oczy. Dziękuję.
-
To ja dziękuję. Twoja przyjaźń zawsze wiele dla mnie znaczyła. Nie łudzę się
oczywiście, że teraz tak się stanie, ale...- Urwał słysząc pukanie do drzwi.
-
To pewnie Adrian- Odparłam z irytacją.- Ten dzieciak nie daje mi spokoju.
- Zadurzył się w tobie.
-
Jasne. Najpewniej to z powodu faktu, iż jestem jedyną osobą noszącą spódniczkę
w jego kategorii wiekowej. A przynajmniej zbliżonej. Zaraz go spłoszę.-
odpowiedziałam. Lekko uchyliłam drzwi.
-
Cześć. Muszę z tobą pogadać.
-
Kuba? Co ty tu robisz?
-
To ważne. Mogę wejść?
-
Chyba nie.- Odpowiedział za mnie Darek, który niepostrzeżenie zjawił się u
mojego boku- Basia jest teraz zajęta.- Widząc jak mierzą się wzrokiem nie
mogłam wydusić z siebie słowa. Co to wszystko miało znaczyć?
-
No cóż, nie wiedziałem że ktoś u ciebie jest.- Pierwszy odzyskał równowagę
Bająkowski.-
W takim razie spotkamy się na śniadaniu.
-
Tak.- przytaknął Szymański.
-
Co to miało być? Czemu mu się pokazałeś?- Ofuknęłam go zaraz po zamknięciu
drzwi.
-
Bo znowu coś kombinuje. Zauważyłem jak cię obserwuje.
-
Bzdura.- Stwierdziłam.- A nawet jeśli to nic ci do tego? Chcesz plotek? Co
jeśli powie komuś o twojej obecności tutaj o tak wczesnej porze?
-
Zaręczam się, że na pewno nie powie nic Edycie. Po twoim wyjeździe są wielkimi
przyjaciółmi.- Ostatnie słowo wymówił znacząco.
-
Coś ich łączy?
- Wcale by mnie to nie zdziwiło.- Zdusiłam gorzkie uczucie rozczarowania. A więc znów dałam się
nabrać sztuczkom byłego narzeczonego. Chociaż w zasadzie jakim niby sztuczkom? W końcu jego pocałunek był tylko...pocałunkiem. Takim samym błędem jak ten do którego o mało nie doszło wczorajszego wieczora w bibliotece z Darkiem.
-
Myślę, że powinieneś już iść. Zaraz będzie śniadanie.
-
Wszystko w porządku? Masz niewyraźną minę.
-
Tak, w porządku.- uśmiechnęłam się z przymusem.
Śniadanie
wlokło mi się niemiłosiernie. Przez ten czas starałam się zachować przytomność
umysłu rozmawiając z macochą i tatą, ale prawdę mówiąc z trudem mogłam się
skupić. Miałam ochotę wyjechać z Mławy.
Żałowałam, że tu wróciłam. Nawet jeśli tylko na tydzień.
Z
racji tego, że pogoda była nie najlepsza postanowiłam się przespacerować w
nadziei, że nikogo nie spotkam. Zgodnie z moimi przewidywaniami ogród był
pusty. Z tym, że po pół godzinie przenikliwy wiatr mnie też dał się we znaki.
Wróciłam do domu wciąż bijąc się z myślami. Po co mi to było? Przecież to są
ich problemy i tylko Edyta z Darkiem mogą je rozwiązać. I jeszcze ta
dwulicowość Kuby...A właściwie: jaka znowu dwulicowość? To ja znów wygłupiłam
się mając daremną nadzieję, że jednak kiedyś mnie kochał. I że teraz coś
jeszcze zostało z tego uczucia. Wbrew sobie zapukałam do gabinetu. Cały czas
powtarzałam w myślach, że nie muszę tego robić ale i tak nie mogłam się
powstrzymać. Po wzięciu głębokiego wdechu weszłam.
-
Kuba, poczekaj na chwilę na zewnątrz.-
Usłyszałam.
-
To nie on, to ja, Basia. Możemy pogadać?- Edyta była odwrócona plecami do drzwi
i lekko pochylona. Zamknęłam za sobą drzwi.
-
Nie pozwoliłam ci wejść. - Odezwała się nieswoim głosem. - Wyjdź stąd. Nie mam
ochoty teraz znosić twojego widoku.- Moje skrupuły ulotniły się w mgnieniu oka.
Z uspokojonym sumieniem zamierzałam spełnić jej polecenie. (bo przecież
próbowałam z nią porozmawiać, prawda?). Poza tym skoro spodziewała się swojego
nowego kochanka...Już nawet otworzyłam drzwi, ale w pewnej chwili przystanęłam
słysząc odgłos podejrzanie zbliżony do...
-
Płaczesz?- Podeszłam bliżej zauważyłam, że wyciera oczy chusteczką, choć nadal
stała odwrócona do mnie tyłem.
-
Kazałam ci się wynosić, ogłuchłaś? A może tak wielką radość sprawia ci mój
widok?- Miała trochę racji, ale taktownie nie przyznałam się do tego.
-
Co się stało?
-
A co cię to obchodzi?- Warknęła.- Poza tym doskonale już wiesz, więc nie musisz
bawić się ze mną w kotka i myszkę.
-
Wcale tego nie robię.- Zamilkłam na chwilę zastanawiając się o co może chodzić.
W końcu mnie olśniło.
-
Rozmawiałaś z Darkiem?
-
Bingo.- Klasnęła w dłonie w końcu odwracając się do mnie twarzą. Wyglądała
okropnie. Rozmazany tusz wokół oczu, ślady po startej szmince, rozlany puder. A
przede wszystkim ta rezygnacja w oczach. Zawsze chciałam ją taką widzieć. Poniżoną
jak ja pięć lat temu. Pozbawioną nadziei, nieszczęśliwą, załamaną. Czemu więc
stojąc teraz w tym miejscu czułam tylko współczucie i litość?
-
Co ci powiedział?
-
Ty mi powiedz. Jak wczoraj zauważyłam znów jesteście bardzo dobrymi
przyjaciółmi, co?- Przypomniałam sobie jak wychodząc z biblioteki mignęła mi
jakaś postać.
-
Tak.- Przyznałam.- Wczoraj szczerze z nim porozmawiałam. I dziś to samo
postanowiłam zrobić z tobą. Najwyższy czas skończyć wreszcie to co zaczęliśmy
ponad 5 lat temu.
– Chcesz szczerze porozmawiać?- Spytała z
niedowierzaniem. Skinęłam głową- Więc proszę: zgnój mnie. Pogrąż mnie jeszcze
bardziej. Spieprzyłam swoje małżeństwo, zresztą twoje też, manipulowałam
naszymi rodzicami, tobą...No już, wykrzycz jaka ze mnie suka! Czemu milczysz?! Nawet
na to cię nie stać?- Zaśmiała się- Po tym wszystkim co zrobiłam i co o mnie
wiesz?
-
To właśnie chcesz usłyszeć?
-
To powinnam usłyszeć! No dalej, śmiało.- Prowokowała mnie coraz bardziej
podnosząc głos.- A może nawet tego nie jestem warta.- Spytała potem cicho. A właściwie oznajmiła.
-
Czemu powiedziałaś mu, że Gosia nie jest jego córką?- zapytałam ją kompletnie
zbijając z tropu. I o to mi chodziło. W jej oczach pojawiło się szczere
zaskoczenie. Szybko się jednak opanowała.
-
Bo nie jest.- Odparła twardo. Potem jednak dodała z rezygnacją.- Skąd wiesz, że
jednak jest?
-
Nie mam oczy.
-
Darek też i jakoś mimo to nie potrafi rozpoznać w Gosi swojego dziecka.
-
Dziwisz mu się jeśli jako żona wmawiałaś mu co innego?
-
No tak, kryształowa Basia tak pewnie by zrobiła.
-
Nie rozmawiamy teraz o mnie. Czemu tak się niszczysz? Skoro nie chcesz z nim
być trzeba było już dawno się rozstać. Jestem pewna, że w sądzie wywalczyłabyś
niezłą sumkę.
-
Bo lubię go dręczyć. Jest takim samym słabym idiotą jak ty.
-
Wiesz, na początku, to znaczy tuż po moim balu zaręczynowym po twojej
prowokacji myślałam, że zrobiłaś to by mnie pognębić. Jednak potem zrozumiałam,
że nie to było twoim głównym celem.
-
Jasne, że to.- prychnęła pogardliwie. W odpowiedzi uśmiechnęłam się do niej
kontynuując.
-
Nie chciałaś też zniszczyć naszej rodziny. Wbrew temu co można o tobie
powiedzieć nie jesteś głupia i nie gryzłabyś własnego ogona. Uświadomiłam sobie
to dopiero teraz. A właściwie ty mi to uświadomiłaś.
-
Co?
-
Ty go kochasz. I zaaranżowałaś tę sytuację w piwnicy, bo bałaś się, że ja też
coś do niego czuję. I że on też może coś do mnie poczuć.
-
Kogo? Jakuba? Myślisz, że to dlatego ci go odbiłam? Jesteś szalona.
-
Nie mówię o Bająkowskim. Mam na myśli Darka.
-
Śmieszne.- skomentowała to tylko, ale zauważyłam że pod warstwą rozmazanego
makijażu zbladła.
-
Nie zaprzeczaj. Dość już tego udawania.
-
I co teraz? Powiesz mu? I myślisz, że ci uwierzy? I po moich wszystkich
kochankach? Naprawdę myślisz, że kocham Darka?- Plątała się raz zaprzeczając,
to raz nieświadomie się wydając.
-
Dlaczego myślisz, że mu o tym powiem? Ty mu o tym powiesz.
-
Nie zamierzam. A poza tym to...
-
...tak wiem: to nieprawda- Dokończyłam ironicznie.- Skończ już z tym. Nie
rozumiem tylko dlaczego go zdradzałaś. Jeśli chciałaś żeby był zazdrosny to
obrałaś złą taktykę. Darek tylko się od ciebie oddalił.
-
A co ty wiesz? On nigdy nie chciał się ze mną ożenić. Zrobił to tylko z
poczucia obowiązku, niczego więcej.
-
Więc czemu nie mogłaś zdobyć go normalnymi sposobami? Czemu musiałaś kłamać i
manipulować, wymyślać urojone ciąże?- Edyta przez chwilę milczała. Nie mogłam
pozbyć się uczucia niepokoju. W końcu zrozumiałam zanim się odezwała.
-
Ja naprawdę byłam z nim w ciąży. I naprawdę poroniłam. A poza tym to nigdy go nie
zdradziłam. A przynajmniej przez pierwsze dwa i pół roku małżeństwa. Stwarzałam tylko takie pozory by się na nim odegrać; flirtowałam i robiłam prowokujące uwagi, ale nic więcej. Ale jestem kobietą i potrzebowałam czuć, że jestem dla kogoś ważna. Możesz mnie potępiać i myśleć wszystko co najgorsze, ale gdybym choć trochę obchodziła swojego męża to nigdy nie doszłoby do tego romansu. Poza tym był krótki i to był mój jedyny wyskok. W przeciwieństwie do mojego męża.
- A Artur Suchodzki?
- On?- Prychnęła.- Wiem, że chciałby; nie raz już mi to powtarzał, ale nie mam ochoty wdawać się w romans tylko po to by odegrać się na niewiernym mężu. Wcześniej zrobiłam to z samotności, ale teraz...teraz mam Gosię.
- Boże...-przypomniałam sobie tamten poranek gdy obudził mnie Adrian aby pokazać moją siostrę z Suchodzkim. Z daleka może i wyglądało na to, że łączy ich romans, ale teraz po zastanowieniu doszłam do wniosku, że przecież oni tylko rozmawiali. I objęli się na koniec spotkania całkiem niewinnie!- Dziewczyno więc czemu kłamałaś? Przecież to dlatego on cię znienawidził. Na początku cię kochał.
- On?- Prychnęła.- Wiem, że chciałby; nie raz już mi to powtarzał, ale nie mam ochoty wdawać się w romans tylko po to by odegrać się na niewiernym mężu. Wcześniej zrobiłam to z samotności, ale teraz...teraz mam Gosię.
- Boże...-przypomniałam sobie tamten poranek gdy obudził mnie Adrian aby pokazać moją siostrę z Suchodzkim. Z daleka może i wyglądało na to, że łączy ich romans, ale teraz po zastanowieniu doszłam do wniosku, że przecież oni tylko rozmawiali. I objęli się na koniec spotkania całkiem niewinnie!- Dziewczyno więc czemu kłamałaś? Przecież to dlatego on cię znienawidził. Na początku cię kochał.
-
Kochał?- zakpiła.- I to dlatego przygruchał sobie jakąś dziewczynkę nawet przed
naszym ślubem?
-
Co ty mówisz?
-
A co, wielki przyjaciel ci nie powiedział? To on pierwszy zaczął! Wiesz jak się
czułam? Wiesz?- W jej oczach znów stanęły łzy.- Tak, masz rację, zakochałam
się. Zakochałam się w nim już wtedy gdy zaczęłaś chodzić do liceum. Ale on
zawsze miał mnie za głupią smarkulę, która wykorzystuje naiwność starszej siostrzyczki.
I zawsze stawał po twojej stronie.
-
No to jak to się stało, że nagle zaczęliście się potajemnie spotykać?- W
myślach stanęła mi scena w piwnicy. Nie mogłam sobie przypomnieć dokładnie słów
jakie wypowiedział wtedy Szymański, ale jego zachowanie pamiętałam doskonale. I
do czego miało prowadzić?
-
Specjalnie poszłam na jeden z meczy w kosza. Byłam wtedy z jakimś jego kolegą z
klasy; nawet nie pamiętam teraz jego imienia. Udało mi się wówczas zwrócić jego
uwagę, choć nie w ten sposób jaki chciałam. Potraktował mnie niczym chwilową
panienkę.
-
Kiedy się spotykaliście?
-
Najczęściej w niedzielę, w trakcie mszy.- Przypomniałam sobie jak często
urywała się podczas kazania.- No i w środy po tym twoim czytaniu
przedszkolakom.- roześmiała się- Jak teraz tak na to patrzę to naprawdę byłam
idiotką. Robił wszystko żebyś się o tym nie dowiedziała.- W duchu przyznałam
jej rację. Pamiętam, że Darek nie miał jakiegoś przełomowego momentu w
postrzeganiu Edyty: dalej przy każdej okazji mówił mi, że ona mnie tylko
wykorzystuje. Ale jednocześnie nie przeszkadzało mu to się z nią spotykać.
Hipokryta.
-
W jakich okolicznościach braliście ślub?
-
Przecież wiesz: byłam w drugim miesiącu ciąży. Jego ojciec się wściekł i zmusił
go do tego. Powiedział, że drugiej Kwiatkowskiej nie zhańbi czy coś takiego. A
ja czułam się jakbym wygrała gwiazdę z nieba. W swojej naiwności miałam
nadzieję, że mnie pokocha. Głupia byłam, co?- Mrugnęłam tylko coś niewyraźnie
niezdolna wymówić nawet słowa. Jakoś ciężko było mi połączyć to co wiedziałam o
mojej siostrze z tym co mówiła mi teraz. A przede wszystkim, że jednak ma
serce.- Żałosne, co? Ale jakoś dziwnie mam gdzieś to, że poznałaś prawdę.
Możesz się nawet ze mnie nabijać.
-
Jakoś nie mam na to ochoty.- Odparłam. Potem usiadłam na krześle po drugiej
stronie biurka, naprzeciw siostry- Wręcz przeciwnie, przykro mi.
-
Nie chcę twojej litości!- Syknęła wstając.- Nawet nie wiesz jak cię nienawidzę!
-
Dlaczego?- Spytałam cicho.- Przecież zawsze byłam dla ciebie miła: od początku
gdy pojawiłaś się w moim domu odprowadzałam cię wszędzie i starałam się abyś się
zaadoptowała. Pozwalałam ci się nawet bawić moją ulubioną lalką. Dlaczego mnie
znienawidziłaś?
-
Dlaczego?- Prychnęła- Zawsze miałaś wszystko: kochana, słodka, czarująca Basia.
Zawsze gotowa pomóc innym, zawsze najlepsza córka i uczennica. Zero jakichkolwiek
wyskoków czy nałogów; nawet moja matka pokochała cię bardziej ode mnie.
-
I to wszystko dlatego? Bo po prostu mi zazdrościłaś?
-
Po prostu? Nie wiesz jak to jest, bo nigdy tego nie doświadczyłaś. Gdy tylko
ktoś na ciebie spojrzał od razu z
miejsca zaczął cię lubił. Ja musiałam udawać i ciągle się uśmiechać, bo inaczej
nikt nie uznałby mnie za uroczą choć byłam ładniejsza i sprytniejsza. Dlatego
chciałam ci dokopać. Nawet nie wiesz jaka byłam z siebie zadowolona jak
wykonywałaś za mnie prace domowe albo brałaś
na siebie winę za zbity wazon mojej matki, który bardzo lubiła. Ale ty nawet
się nie zająknęłaś; przeciwnie bez szemrania i nawet jakiegokolwiek poczucia
niesprawiedliwości brałaś na siebie winę. Miarka przebrała się dopiero wówczas,
gdy ojciec wpadł na pomysł twojego ślubu z Jakubem uważając go za świetnego
kandydata. Znalazł sobie idealnego zięcia: przystojnego, bogatego i z świetnymi
perspektywami dla swojej biologicznej córeczki. Na początku starałam się wmówić
sobie, że dobrze się stanie; że wreszcie się ciebie pozbędę. Ale potem nie
mogłam ścierpieć twojego szczęścia. Ja umierałam z miłości do Darka, a ty
miałaś swojego ukochanego Jakuba. Pomyślałam sobie wtedy: czemu los tak się na
mnie uwziął a tobie sprzyja? I dlatego zaaranżowałam tamtą schadzkę w piwnicy.
Ale znów nie wyszło tak jak chciałam.- Zrobiła krótką pauzę- Ojciec wysłał cię
do Gdyni, a Jakub tak naprawdę cię nie kochał, więc właściwie wyświadczyłam ci
przysługę.
-
Przysługę?- Poczułam na nią prawdziwą wściekłość: minione wydarzenia odżyły w
mojej pamięci przypominając ból i cierpienie jakie przeszłam.- Szargałaś mi
opinię i pozbawiłaś ojca wtedy gdy najbardziej go potrzebowałam.
-
Jeśli chodzi o ojca to wysyłał ci masę
pieniędzy, codziennie rozmawiał z ciotką i wciąż wpatrywał w twoje zdjęcie
stojące na jego biurku. Stale cię obserwował ciesząc się ze zdanych egzaminów
czy wyników. Jak widzisz dzięki mnie jeszcze bardziej cię docenił. A twój
kochaś ożenił się w niecały rok po zaręczynach, więc przekonałaś się ile warta
była jego miłość.
-
To nie był wcale mój kochaś. Nie kochałam go.
-
Jasne, a bukiecik, który podarował ci na zaręczyny suszyłaś dlatego że lubisz
kwiaty.- Zakpiła.- Widziałam ile razy go oglądałaś z bezmyślnym uśmiechem gdy sądziłaś, ze nikt cię nie widzi.-
Skurcz w gardle nie pozwolił mi znów zaprzeczyć. I skłamać.- Gdy to widziałam
niemal zgrzytałam ze złości.
-
Ale to ci nie wystarczyło, co? Musiałaś sprowadzić mnie po pięciu latach aby
dręczyć dwuznacznymi aluzjami.
-
Tak. Sądziłam, że obecność byłego trochę napsuje ci krwi. I mi się udało. Mam
oddać ci twój ususzony bukiecik? Nadal go nie wyrzuciłam...a przynajmniej tak mi się wydaje.
-
Nic mnie to nie obchodzi.
-
Czyżby?- Obie mierzyłyśmy się wzrokiem.
-
Przepraszam, drzwi były otwarte.- usłyszałyśmy głos Jakuba.- Przyjdę później.
-
Ależ nie. Wchodź- Z cynicznym uśmieszkiem powiedziała Edyta. Dlaczego
nie
mogłam zamknąć tych drzwi?!- Właśnie o tobie rozmawiałyśmy- W panice
zastanawiałam się ile zdążył usłyszeć.- I o tym, że Basia nadal cię kocha.
-
Nie mam zamiaru uczestniczyć w twojej gierce, Edyta. Mnie w to nie mieszaj-
odparłam patrząc w oczy siostrze i zerkając przelotnie na zdezorientowanego Jakuba.
Miałam nadzieję, że zabrzmiało to godnie. I że Kuba jej nie uwierzył.
-
Ależ to nie jest żadna gierka.- Odparła mi siostra.- Przecież chciałaś wreszcie
skończyć z hipokryzją i wyjaśnić co się stało 5 lat temu.
-
Ale tylko między nami.- Syknęłam.
-
Dlaczego? W końcu on też jest w to zamieszany. I chyba czas żeby poznał
wreszcie prawdę.
-
Jaką znowu prawdę?
-
Na temat tego wydarzyło się w tamtej piwnicy i twoich relacji z Darkiem. Z pewnością
jesteś ciekaw.
-
Nie rozumiem o co chodzi.- Powiedział Bająkowski gdy znów mierzyłam się
wzrokiem z siostrą.
-
Więc zrozumiesz. Basia ci nie powiedziała, prawda?- Jakub przeniósł wzrok z
Edyty na mnie. Ona kontynuowała- To ja zaaranżowałam tamtą sytuację. To ze mną
miał spotkać się Darek.
-
Dość- Zastopowałam ją.- To już nie ma znaczenia.
-
A doskonale empatyczna starsza siostra znów mnie broni.- Zakpiła Edyta.-
Widzisz z kim mogłeś się ożenić?
-
Nie mam zamiaru dłużej tego słuchać.- Odpowiedziałam i nie zważając na nic
wyszłam. To było stanowczo zbyt wiele: to że Edyta otwarcie przyznała się do
tak wielu manipulacji i otwarcie wyznała, że mnie nienawidzi sprawiło, że
miałam ochotę nad sobą płakać.
„
Nawet nie wiesz jaka byłam z siebie zadowolona jak wykonywałaś za mnie prace
domowe albo brałaś na siebie winę za zbity wazon mojej matki, który bardzo
lubiła.” Chciałam szczerości, to ją uzyskałam. Nie powinnam teraz żałować. Tyle, że podejrzewać coś albo nawet być w głębi siebie o czymś głęboko przekonanym nijak się ma do usłyszenia tak okrutnych słów od praktycznie najbliższej ci osoby.
-
O, Basia dobrze że jesteś- Przed piętrem spotkałam Martę.- Chciałam z tobą
porozmawiać.
-
Przykro mi, ale teraz nie mogę.
-
Ale ja chciałam cię tylko przeprosić. I zapytać...
-
Marta naprawdę nie mogę. Za godzinę mam pociąg.
-
Wyjeżdżasz już? Przecież chrzest jest jutro.
-
Tak, wyjeżdżam.- Odparłam i nie czekając na jej odpowiedź wbiegłam na górę.
Gdy
wreszcie dotarłam do swojego pokoju od razu zamknęłam drzwi na klucz. W złości
rzuciłam walizkę na łóżko i zaczęłam wyjmować ciuchy z szafy. Po raz kolejny
pomyślałam o tym, że żałuję swojego przyjazdu. Na co mi to było? Dowiedziałam
się, że moja siostra mnie nienawidzi, bo jest o mnie zazdrosna, a
były narzeczony ma mnie głęboko gdzieś. No, była tylko jedna korzyść bo
pogodziłam się przynajmniej z ojcem i dowiedziałam się, że nigdy mnie nie
opuścił. Jednak nie równoważyło to wszystkich minusów.
Po
kilku minutach ktoś zapukał do moich drzwi. Na chwilę przerwałam pracę aby nie
dochodziły stąd żadne dźwięki.
-
Basia, jesteś tam?- Usłyszałam głos macochy.- Otwórz.- Zagryzłam dolną wargę w
poczuciu irytacji. Niechętnie odkręciłam zamek, choć najchętniej udałabym że
mnie tu nie ma.- No, pomyślałby kto że robisz tu jakiś szemrane interesy, że
tak się zamyka...O matko, co robi ta walizka na łóżku?
-
Wyjeżdżam.- Odparłam tylko.
-
Co? Pakujesz się już? Przecież chrzest jest dopiero jutro. No i przyjęcie...Sądziłam,
że wrócisz do Gdyni dopiero w poniedziałek.- Przez chwilę korciło mnie żeby
skłamać i mieć święty spokój, ale nie mogłam.
-
Nie, wracam już dzisiaj. Najbliższym pociągiem.
-
Ale, ale co się stało?
-
Nic. Po prostu. Nigdy nie powinno mnie tu być.
-
Przecież nie możesz opuścić chrzcin swojej siostrzenicy. Masz być chrzestną
matką!
-
Ona nie jest moją siostrzenicą tak jak Edyta nie jest moją siostrą!-
Wrzasnęłam. Grażyna spojrzała na mnie z niepokojem i zdziwieniem.
-
Dlaczego tak mówisz?
-
Bo to prawda.- Wybuchłam.- Ona mnie nienawidzi i dobrze o tym wiesz.
-
Jak to cię nienawidzi? Basia, dobrze się czujesz? Przecież jesteście
najlepszymi przyjaciółkami, zawsze dobrze się dogadywałyście. Pokłóciłyście się
dzisiaj?
-
Grażyna, ja...ja naprawdę nie chcę teraz o tym mówić.
-
Ale musisz, bo inaczej stąd nie wyjdę.
-
Powiedziałam ci.- Ze złością wrzuciłam do walizki kolejną bluzkę.
-
Nie, niczego nie wyjaśniłaś. Nie pozwolę ci wyjechać bez słowa. Jeśli mi nie
chcesz powiedzieć to pójdę do ojca.
-
Nie, to nie będzie potrzebne.
-
Więc w tej chwili schowaj tą walizkę i wszystko mi powiedz.- Spojrzałam na
macochę ze złością, która zaraz mi minęła. Przecież ona nie była niczemu winna.
-
Przepraszam, chyba muszę się przespacerować.- Bez dalszego słowa wyszłam.
Zignorowałam
wołanie Grażyny. Szybkim krokiem skierowałam się do ogrodu mając nadzieję
wytchnienia.
Żałowałam,
że nie mam przy sobie telefonu, bo miałam ochotę porozmawiać z ciocią. Na
odległość wydawało mi się to prostsze.
Dotarłszy
do ogrodu przycupnęłam na najodleglejszym zakątku tuż przy żywopłocie. Usiadłam
na trawie obejmując ramionami kolana. Przymknęłam oczy rozkoszując się błogą
ciszą.
Nie
wiem jak długo trwałam w tej pozycji: może kilkanaście minut albo dwie godziny.
Grunt, że pozwoliło mi się to uspokoić i spojrzeć na wszystko z dystansu.
Grażyna miała rację: wyjazd niczego tu nie da. Nie mogłam być tchórzem. W
dodatku fakt, że Edyta była suką nie upoważniał mnie do zawiedzenia jej małej
niewinnej córeczki do której zdążyłam się już przywiązać.
-
Tak myślałem, że cię tu znajdę.- Usłyszałam w pewnym momencie dobrze znany mi
męski głos. O dziwo nie byłam tym bardzo zaskoczona.
-
No cóż, nie powiem żebym na ciebie czekała, ale też się nie chowałam.- Odparłam
Jakubowi. Spodziewałam się, że prędzej czy później będzie chciał pogadać. Może
nawet dlatego podświadomie się tu skryłam.
-
Mogę się dosiąść?- Zrobiłam nieokreślony ruch dłonią, który zinterpretował jako
zgodę. Przez chwilę siedzieliśmy tak w milczeniu.- Ładnie tu. Tak spokojnie.
-
Yhm.- Przyznałam tylko.
-
Jak pewnie wiesz, Edyta wszystko mi powiedziała, to znaczy o tym że
zorganizowała tamto spotkanie w piwnicy. Czemu nikomu o tym nie powiedziałaś?-
Początkowo chciałam po prostu bez słowa odejść. Nie chciałam rozmawiać z nim o
przeszłości, nie byłam w stanie. Jednak zaraz przypomniałam sobie o szczerości,
której chciałam. I hipokryzji. Dlatego po dłuższej przerwie odparłam:
-
Moja siostra sądzi, że jak zwykle zachowywałam się empatycznie biorąc winę na
siebie. Ale prawda jest taka, że nie wiem. Po prostu po wszystkim byłam jak w
jakimś transie i chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego co się stało.
-
Nie powiedziałaś mi o tym w ostatniej wiadomości- A więc jednak ją odsłuchał,
pomyślałam smutno.
-
A to by coś zmieniło? I tak nie zamierzałeś się ze mną nie kontaktować.- Chyba
wyczuł w moim tonie rozgoryczenie.
-
Naprawdę sądziłem, że romansowałaś z Dariuszem. Wiedziałem, że przyjaźniliście
się od dawna i jeśli go kochasz to nie jest żadne przelotne uczucie. Dziwisz mi
się więc, że nie chciałem potem mieć z tobą do czynienia? Co ty byś zrobiła na
moim miejscu?
-
Przede wszystkim to mimo wszystko porozmawiała i wysłuchała.
-
Teraz tak mówisz. Gdyby rzeczywiście sytuacja się odwróciła to...
-
Wiesz co?- Edyta miała rację: czas na szczerość. - Daruj sobie te wyjaśnienia.
Obydwoje
wiemy, że nigdy ci na mnie nie zależało, a związałeś się ze mną tylko dlatego,
że pasowało to do twojego wizerunku przyszłego polityka i po prostu chciałeś na
tym skorzystać. Nie udawajmy więc teraz jakiegoś wielkiego melodramatu miłosnego
niczym Romeo i Julia bo to trochę uwłaczające nie sądzisz?
-
A ty co: powiesz że mnie kochałaś?- Kuba spojrzał na mnie intensywnie. Starałam
się nie ulec temu spojrzeniu i nie spuszczałam z niego wzroku.- A może...-
zawahał się,- Powiedz, to co mówiła Edyta jest prawdą? Rzeczywiście ususzyłaś
kwiaty z bukietu, który ci dałem na zaręczyny?
-
Tak, ale wbrew temu co myślisz to nie był jakiś melodramatyczny gest jako wyraz
mojej miłości.- Skłamałam.- Po prostu mi się podobały.
-
Właśnie.- Wydawało mi się, że odetchnął z ulgą.- Więc nie rozumiem czemu to
mnie obarczasz za wszystko winą. Tobie też to było na rękę, zyskiwałaś dzięki
temu odpowiedniego męża i pomogłaś ojcu. Tak więc nie mów o wszystkim jakbym to
ja był tym złym. Tobą też nie kierowały szlachetne pobudki. Ja przynajmniej cię
lubiłem.
-
Lubiłeś...- Prychnęłam.
-
Tak, lubiłem.- Powtórzył jakby nie było nic złego w fakcie, że tylko na takie
uczucia było go stać wobec przyszłej żony. Jakby to było normalne. Do cholery
przecież przygodni kochankowie czują do siebie chociaż pożądanie! A on wyznaje,
że mnie lubił? Serio? W czasie gdy ja dumałam nad tym wszystkim on kontynuował nie zdając sobie sprawy, że kolejnymi słowami potęguje moją złość.:-
Dobrze się rozumieliśmy, byłaś słodka i dowcipna. No i inteligentna.
-
I kiedy niby zdołałeś to odkryć? Gdy uśmiechałam się do ciebie jak głupia z
zażenowania nie mogąc wykrztusić ani słowa czy wtedy gdy paplałam jak najęta
chcąc zapełnić ciszę podczas naszych nielicznych randek?- Spytałam
sarkastycznie.
-
O co ci chodzi?
-
O nic.- Syknęłam już nieźle wkurzona.- Albo nie, to nieprawda. Chcesz wiedzieć
o co mi chodzi? O to, że te pięć lat temu mnie nie interesował stan twojego
konta, fakt że pomogę ojcu w karierze czy prestiż. Skłamałam: chciałam wyjść za
ciebie, bo cię kochałam. Diabli wiedzą czemu, ale naprawdę zadurzyłam się w tobie
jak głupia. Do tej pory pamiętam jak wyczekiwałam twoich wizyt i spotkań
zastanawiając się gdzie mnie wtedy zabierzesz. Jaka podekscytowana byłam przed
każdym twoim telefonem którym raczyłeś mnie co tydzień i niemal bezustannie
nosiłam przy sobie komórkę by tego nie przegapić. I mimo że dzwoniłeś dokładnie
o tej samej porze w każdą niedzielę to ja i tak nie przestawałam mieć nadziei,
że może zatęsknisz za mną w środę czy w czwartek. A gdy tak się nie działo
wmawiałam sobie, że po prostu jesteś zajęty. Nie mówiąc już o SMS-ach których
nigdy nie było. Boże, wtedy wmawiałam sobie że to takie trywialne: wymienianie
krótkich wiadomości o niczym w każdej wolnej chwili. A ty przecież wkraczałeś w poważny świat polityki i nie miałeś na to czasu...Widzisz, nawet wtedy usprawiedliwiałam twój
brak oddania.- Roześmiałam się patrząc mu prosto w oczy.- I teraz nareszcie nie
wstydzę się tego wyznać. I tak, ususzyłam te głupie kwiatki, postawiłam na
szafie naprzeciw łóżka, bym gdy tylko wstanę z łóżka je widziała. I aby
przypominały mi ciebie. -Wstałam trochę niezgrabnie, ale nie miało to dla mnie
żadnego znaczenia. Po raz pierwszy czułam się wolna i wyzwolona od przeszłości.
I silna.
-
Zaczekaj.- Jakub niespodziewanie złapał mnie za rękę, przez co niezgrabnie
klapnęłam tyłkiem na trawę.
-
Mistrzem delikatności to ty nie jesteś. Wystarczyło tylko poprosić.- Mrugnęłam.
-
To co powiedziałaś przed chwilą...- Mówił jakimś zamyślonym tonem.-...mówiłaś
prawdę?
-
Nie, zmyśliłam na poczekaniu. Dobre prawda?- Rzuciłam z szerokim uśmiechem, ale
widząc jego minę zrozumiałam, że nie załapał. W końcu nigdy nie miał poczucia
humoru. Jeszcze jedna cecha wśród milionów które nas dzieliły. Dlatego dodałam:
Żartuję: to co wyznałam przed chwilą było całkowicie szczere i prawdziwe.
-
Wow.- Mrugnął tylko jakby z żachnięciem? Parsknięciem? A więc to go rozbawiło?
I odkąd on używa słowa: „wow”? Myślałam, że rycerze z epoki wiktoriańskiej nie używają modnych słów, makaronizmów czy kolokwializmów. Nie, no dobra: teraz byłam złośliwa. Chyba by jeszcze bardziej się dobić powiedziałam:
-
Śmiało teraz możesz się ze mnie do woli nabijać. Teraz mi to wisi.
-
Nie zamierzam się z ciebie nabijać. Po prostu jestem szczerze zaskoczony,
naprawdę. Nigdy nie podejrzewałem… nie sądziłem, że...gdybym wiedział to...
-
Błagam, tylko mi nie mów, że byś się ze mną ożenił.- Przerwałam mu widzieć jak
ciężko sklecić mu jakieś zdanie.- W sumie dobrze się stało. Uniknęliśmy
życiowego błędu. Coś jeszcze czy mogę już iść?- Nie chciałam ryzykować
ponownego zetknięcia się tyłka z twardą glebą.
-
Nie, to znaczy tak.- Potrząsnął głową- Basia, ja...ja nie wiem co jeszcze
powiedzieć.- No tak, oratorem też nigdy nie był najlepszym. Tym bardziej
zadziwiający był fakt, że przecież jako tłumacz i prawnik pracował głosem. Ale
pewnie ojciec załatwił mu stanowisko.
-
Świetnie. I fajnie, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.- Wstałam i przez chwilę
trzepałam sobie spodnie.
-
Basia, przepraszam. Nie chciałem, żeby to wszystko tak wyszło. Pięć lat temu ja...
-
Daj spokój, już dawno mi przeszło. Chyba nie sądziłeś, że dalej się w tobie
durzę? W końcu minęło już kilka ładnych lat.- Zaśmiałam się trochę sztucznie.
Wiedziałam, że mi nie uwierzył. Uznałam, że czas już iść zanim do reszty się
skompromituję.- Na razie.
-
Ja...muszę...- Odwróciłam się do niego z pytającym wyrazem twarzy. Przez chwilę
sądziłam...miałam nadzieję, że...ale on tylko potrząsnął głową. A ja po prostu odeszłam.
|tego opowiadania jeszcze nie komentowałam, więc zbiorczo; wzruszyło mnie, Basia jest taka realna, prawdziwa, jej sytuacja zyciowa, jej zakręty losu, to nasze, moje.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
Jak sesja?
Pozdrawiam
Wierna czytelniczka
Ania
Żal mi Basi wydaje się świetna dziewczyna a tyle się na nią zwalilo. Mam nadzieje, że jakoś jej się wszystko ułoży. Bardzo fajne opowiadanie czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńTrochę może rozwiniesz opowiadanie bo jest super. Chociaż już zdążyłam połączyć Basię z jej dawnym przyjacielem :-)
OdpowiedzUsuńOpowiadanie moim zdaniem na równi z innymi :D Świetnie się czyta :D bardzo ciekawa historia, także tez mam nadzieje ze nie zakończy się tak jak pisałaś na 4 częściach bo jest bardzo wciągające :D Pozdrawiam Daria :D
OdpowiedzUsuńNiestety, juz raczej za późno na rozwiniecie opowiadania więc tak jak wczesniej zapowiadałam dzisiejsza część, którą wstawię dziś wieczorem będzie ostatnia. U może wtedy wezmę się za pisanie czegoś dłuższego.
UsuńMam nadzieję , chociaż nie lubię Edyty ,że wyjaśni sobie wszystko z Darkiem i między nimi będzie okej no a Basia będzie z Kubą . Dodawaj szybko ten rozdział !
OdpowiedzUsuńKiedy rozdział?
OdpowiedzUsuń