Łączna liczba wyświetleń

sobota, 6 lutego 2016

Zranione uczucie część 5




W domu panował totalny chaos i rozgardiasz. Wszystko dlatego, że chrzciny Gosi były za pasem, Edyta najprawdopodobniej rozpaczała w swoim pokoju, a Dariusz jak zwykle przebywał w biurze nie interesując się własną córkę sądząc, że to nie jest jego dziecko...Ale się porobiło.
W salonie zastałam Grażynę. Wyjaśniłam jej, że po prostu miałam zły dzień zbywając kłótnią z Edytą. Gdy zapytała mnie czy starałam się jej pomóc z Darkiem nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc tylko przytaknęłam (właściwie robiąc nieokreślony gest głową, który macocha tak zinterpretowała) W swoim pokoju z powrotem włożyłam ciuchy do szafy. Potem nie mając co robić włączyłam radio. Nie pozwoliło mi jednak zagłuszyć głosu Jakuba.

„Ja przynajmniej cię lubiłem.”
„Basia, ja...ja nie wiem co jeszcze powiedzieć.”
„Uniknęliśmy życiowego błędu”

Kurczę, dlaczego znów dałam się w to wkręcić? Przecież minęło pięć lat, na Boga. Pięć cholernie długich, początkowo trudnych lat podczas których zakochałam się co najmniej dwa razy. Czemu więc jedno spotkanie po latach sprawiło, że znów stawałam się tą żałosną dwudziestoletnią Basią która z utęsknieniem wyczekiwała na cotygodniowe wizyty narzeczonego? Że ponownie na jego widok coś w mojej piersi rwało się popędzając serce do bicia w jeszcze szybszym rytmie? I przede wszystkim co mi się tak w nim podobało, że nie mogłam wyrzucić go z serca? Był sztywny, arogancki i miał wielkopańskie maniery. Jego spojrzenie było beznamiętne, a gdy się uśmiechał (jeśli w ogóle to robił) to tylko leciutko unosił kącik ust jakby kpiąc sobie z rozmówcy. Nie umiał dostrzec żartu nawet gdy go ktoś go o tym uprzedził. Nie wspominając o tym, że przecież miał mnie gdzieś, a był gotów zgodnie z wolą tatusia ożenić się ze mną chociaż nic do mnie nie czuł....a nie, przepraszam- lubił mnie. Gdy sobie to uświadomiłam miałam ochotę parsknąć śmiechem. Przecież on był żałosny! No bo który facet tym kieruje się w życiu? 
Synku, ożeń się z tą dziewczyną, bo ja tego chcę.
Oczywiście, tatusiu: jak sobie życzysz.
Przecież to tak nie wyglądało. Gdyby Jakub miał dość charakteru to już na samym początku zdając sobie sprawę z knowań ojca kazałby mu się gonić i spadać na szczaw. Albo jeszcze lepiej: odpyskowałby mówiąc, że skoro tak bardzo zależy mu na władzy to powinien samemu ożenić się z taką dziewczyną. A on co? Tak po prostu się zgodził. Niczym bezwolna marionetka. Która kobieta byłaby na tyle głupia by móc pragnąć kogoś takiego?
Jej, a więc byłam nie tylko żałosna ale i głupia.
W jednej chwili mój śmiech się zmienił i zabrzmiał nieco histerycznie. Szybko jednak się opanowałam próbując myśleć trzeźwo. Ten tydzień owszem, był zaskakujący i pełen niespodziewanych zwrotów akcji, pozwolił mi pogodzić się z ojcem, ponapawać się z cierpienia Edyty, poznać jej córeczkę, zwariowanego Adriana czy głupiutką  Martę. Ale poza tym nic nie zmienił w moim życiu. Bo jutro zaraz po chrzcie wyjeżdżam do Gdyni i znów wrócę do swojego dawnego życia. Do wydawnictwa, mieszkania z ciocią i znoszenia jej zalotów z panem Zbyszkiem, do jej syna a mojego starszego o 3 lata zwariowanego kuzyna, do swoich przyjaciół...A właściwie to tylko jednej, koleżanki z pracy Tamary. 
Ta wyliczanka tylko pogorszyła mój i tak melancholijny nastrój. No bo jakby nie było spędziłam w Gdyni pięć lat swojego życia. A mimo to mogłabym na palcach jednej ręki wyliczyć osoby, które coś dla mnie znaczyły i dla których ja coś znaczyłam. Nie tylko nie udało mi się wypuścić tam korzeni, ale nawet chociażby najmniejszych wypustek. Czyżbym podświadomie nigdy nie chciała zostać tam na zawsze?
Rozważając w myślach motywy swoich działań, (nie dochodząc zresztą do żadnych owocnych wniosków), sytuację małżeństwa Szymańskich czy ich małej córeczki spędziłam resztę popołudnia w swoim pokoju. Dopiero na godzinę po kolacji zeszłam na dół do kuchni. Okej, w filmach czy książkach mogą wmawiać że smutek sprawia że nie ma się apetytu, ale niestety (za przeproszeniem) to gówno prawda. A przynajmniej ja byłam tak głodna, że zjadłabym woła z kopytami. I owszem, przegapienie kolacji było trochę głupim zagraniem- w końcu ucieczka nigdy nie jest dobrą strategią, ale ja nie chciałam widzieć się z siostrą. I Darkiem. I Martą. I Jakubem.
Boże, dlaczego moje życie nie może być łatwiejsze?
Pani Lidia ucieszyła się na mój widok. Trochę poprawiła mi humor, bo razem wspominałyśmy dawne czasy, zajadałyśmy czekoladowe ciasteczka (a właściwie to tylko ja, bo ona musiała przygotowywać kolację). Potem mając wyrzuty sumienia trochę jej w tym pomogłam.
- O, więc tu zniknęłaś. Nie wiedziałem, że droga pani Lidka zwerbowała cię do pomocy.- do kuchni wpadł uśmiechnięty Darek.
- Nudziło mi się trochę.- Odparłam nie przerywając pracy. Gosposia trąciła mnie palcem. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami. Pewnie gdy zostaniemy same odpokutuję za to, że nie powiedziałam jej o pogodzeniu się z Szymańskim.
- Widzę. Są moje ulubione ciasteczka?
- Są. Jak widzę oboje jesteście jak dzieci. Siadaj, zaraz nałożę ci kilka.
- I mleko.- Poprosił mrugając okiem.
- Pamiętam pamiętam.- Mrugnęła tamta.
- Prawie jak za dawnych lat, co?- odezwał się do mnie Dariusz.
- Hm...- Mrugnęłam kończąc mieszać sos. Potem starałam się nie wtrącać do rozmowy pani Lidii z Darkiem.
Bo wcale nie było jak za dawnych lat. To zabawne do jakich wniosków można dojść podczas mieszania mięsnego sosu pomidorowego.
Właśnie tak. To co stało się pięć lat temu zmieniło wszystko. I fakt, że wciąż nie możemy o tym zapomnieć choć jednocześnie nieustannie jakimś cudem o tym wspominamy jest na to dowodem. Więc udawanie niczego nie zmieni. Czas wreszcie stawić czoła przeszłości by wykorzystać ją do budowania życia w teraźniejszości i przyszłości.
Dlatego gdy mój były przyjaciel wychodził z kuchni, również to zrobiłam.
- Możemy zamienić dwa słowa?- Spytałam.
- Teraz? Czemu nie mówiłaś w kuchni? Mam jeszcze jedną rzecz do zrobienia.
- To ważne.- Byłam stanowcza.- Zajmę ci tylko 5 minut.
- Dobrze, jeśli musisz.- Wzięłam głęboki wdech. Moja akcja była zupełnie spontaniczna i dlatego nie przemyślawszy sobie uprzednio niczego nie wiedziałam od czego zacząć.
- Więc...zacznę od tego, że nie cierpię Edyty. I wiem jaka jest naprawdę, że ma liczne wady: że jest małostkowa, lubi być w centrum uwagi i...- Zamilkłam widząc jego minę.- Okej, do rzeczy. Chodzi mi o to, że mimo wszystko ona cię kocha.
- Słucham?
- Wiem, że dziś poinformowałeś ją, że chcesz złożyć pozew o separację.
- Powiedziała ci to?
- Niedokładnie, ale się domyśliłam. Była przybita.
- I na tej podstawie wysunęłaś ten niedorzeczny wniosek? Basia, naprawdę nic się nie zmieniłaś. Ona tylko udawała by wzbudzić twoje współczucie. A jeżeli już była smutna to dlatego, iż zdała sobie sprawę, że w sądzie nie wywalczy ode mnie żadnych pieniędzy.
- Zdradziłeś ją?
- Słucham?
- Pytam czy to prawda, że ją zdradziłeś.
- To nie ma nic do rzeczy. Ona pierwsza...
- A więc zdradziłeś. A mówiłeś mi, że to ona jest winna.
- No nie wierzę. Teraz bierzesz jej stronę? Po wszystkim co nam zrobiła? Co tobie zrobiła?
- Nie. I nie odwracaj kota ogonem. To ty przedstawiłeś mi ją w takim świetle przeinaczając prawdę. Nie zapomniałam o tym kim jest, ale przede wszystkim jest też człowiekiem: kobietą która cię kocha i matką twojego dziecka.
- Już ci mówiłem, że Gosia nie jest...
- Ależ jest. Jest twoją córką. Edyta powiedziała tak dlatego, bo...
- A ty jej wierzysz?- Przerywał mi co chwila. Tak jak ja jemu.- Naprawdę jesteś naiwn....
- A ty głupi- Odbiłam pałeczkę.- Gdybyś od czasu do czasu ją odwiedził zauważyłbyś, że ma twoje oczy, włosy, twarz...Ale lepiej jest udawać, że się niczego nie widzi, prawda?
- Skoro tak to dlaczego nie chce badań na ojcostwo?
- A dlaczego ty jej nie wierzysz?

- Bo mnie zdradziła! Już na samym początku swoim oszustwem, flirtowaniem z moimi przyjaciółmi których próbowała uwieść i...
-...ale nie masz dowodu że do czegoś między nimi doszło, prawda?
- Ale nie z jej winy! Gdyby nie byli lojalni wobec mnie już noc poślubną Edka spędziłaby w ramionach innego faceta.
- A kiedy ty dokładnie przespałeś się z inną laską? Jeszcze przed ślubem?
- To nie jest temat na który chciałbym z tobą dyskutować.
- Dlatego? Bo boisz się odpowiedzieć na moje pytanie? To ty pierwszy ją zdradziłeś.- Nie zapytałam tylko oznajmiłam. 
- A nawet jeśli to co?- Po dłuższej chwili odpowiedział mi Darek jak gdyby nigdy nic.- Nie kochałem jej, żeniłem się tylko ze względu na dziecko i ona o tym wiedziała. Nie wspominając o tym, że okłamała mnie co do swojej ciąży.
- A jeśli nie kłamała?
- Słucham?
- Masz dowód na to, że jednak nie była w ciąży?
- Jezu, Baśka: przecież ona sama mi o tym powiedziała.     
- I co z tego? Sądzisz, że tak po prostu można sobie udawać ciążę? Że mój ojciec ani moja matka nie byli z Edytą u lekarza?
- Najwyraźniej go przekupiła.
- Czym? Ciasteczkami kupionymi za swoje kieszonkowe? Przecież nie miała wtedy nawet dwudziestu lat. Była młodą, przerażoną dziewczyną, która...
-...czy my rozmawiamy o tej samej osobie?
- Daruj sobie ten sarkazm, Darek. 
- Więc przestań chrzanić. Zawsze byłaś idealistką i lubiłaś widzieć w innych tylko dobro. Pewnie z samego szatana zrobiłabyś ofiarę własnych ambicji, ale niestety ta młoda przerażona dziewczyna była w rzeczywistości cyniczną i wyrachowaną suką, która przekupiła lekarza by stwierdził ciążę.
-  Jedyną osobą która robi z kogokolwiek ofiarę jesteś ty sam.- Powiedziałam twardo ignorując jego żachnięcie się.- Tak ty.- Powtórzyłam a potem dodałam lekko prześmiewczym tonem:- Biedny, skrzywdzony Daruś. Zrobił dziecko młodej dziewczynie i to oczywiście jej wina że zaszła w ciążę, a potem....
- Nie było żadnej ciąży ile jeszcze razy mam ci to powtarzać do cholery?!
- Ale była Darek.- Spokojny damski głos, po gniewnych i głośnych słowach Szymańskiego był jak cisza przed zapowiadającą sztorm burzą. Tyle, że nie należał do mnie, a do Edyty która wolno podchodziła w stronę gdzie znajdowałam się ja i Darek. Nie wiedząc ile usłyszała wolałam na razie milczeć. 
- Od jak dawna tu jesteś?- Najwyraźniej Dariusz nie miał oporów przed spytaniem żony o to co mnie nurtowało.
- Jakiś czas.- Edyta wzruszyła ramionami. Chyba tylko ja widziałam ile ten gest ją kosztował. Bo choć po swoim wybuchu w gabinecie doprowadziła się do porządku (tzn poprawiła makijaż i fryzurę) to jednak jej oczy oprócz pogardy nie potrafiły skryć smutku. I wtedy zrozumiałam, że ja wcale nie muszę jej karać. Ba, nigdy nie musiałam. Ona sama już wystarczająco mocno się ukarała.
- I nawet nie raczyłaś uświadomić mnie z Basią o swojej obecności?- Głos Darka był mocno sarkastyczny.
- Więc do cynicznej wyrachowanej suki możesz dorzucić jeszcze podsłuchiwanie.    
- Przestańcie.- W końcu wyrwałam się z letargu.- Ale Darek ma trochę racji. Powinniśmy opuścić ten korytarz i przenieść się w jakieś bardziej kameralne miejsce.
- Jakaś ty kochana.- Zakpiła Edyta. Nawet mnie to nie zdziwiło, ale Szymański nie omieszkał wykorzystać tego do jeszcze jednej okazji do ataku:
- Nawet po takim czasie wiedząc jak bardzo ją skrzywdziłaś musisz zachowywać się w ten sposób?
- Proszę daj już spokój.- Poprosiłam go. Czy on naprawdę nie rozumiał, że to jest tylko jej sposób obrony tak by pierwszej nie dać się zaatakować? Gdy zauważyłam, że Edyta tak po prostu odkręca się by odejść zawołałam za nią:- Edyta poczekaj.
- Nie mam na to ani ochoty, ani potrzeby: tym bardziej z nim.
- Przecież wiesz, że jest. 
- Separacja już uzgodniona, rozwód też. A co do Gosi to...wiesz co?- Ostatnie pytanie zadała kierując wzrok na męża. Potem w cynicznej parodii uśmiechu wygięła rubinowe wargi ku górze.- Rób sobie te cholerne badania. Rób je sobie dwa, pięć, dziesieć razy, bo po pierwszym wyniku pewnie nie uwierzysz. A ja chcę być wtedy przy tobie. Wiesz dlaczego? Bo chcę zobaczyć twoją minę fiucie.- Razem z Darkiem wpatrywałam się w jej odchodzącą postać aż nie znikła z pola widzenia. I zrozumiałam dwie rzeczy. Po pierwsze Edyta nie zamierzała tkwić w związku z mężczyzną, który nigdy jej nie kochał i nie pokocha a na dodatek gardzi. A po drugie to naprawianie świata jest bez sensu. A ja po raz kolejny chciałam zbawiać ludzkość. Przecież nawet jeśli Edyta kiedyś kochała Darka, to teraz zmieniło się to w coś ohydnego i brudnego...może nawet nienawiść? Z kolei on przez jej kłamstwa i własną słabość charakteru oraz skłonność do użalania się nad sobą doprowadził do tego, że nigdy nie widział w niej żony. Moja siostra miała rację: dla Darka zawsze pozostanie wykorzystującą naiwność Basi (czyli moją) nastolatką. Dlaczego więc usiłowałam strywializować ich problemy do kwestii ojcostwa Gosi? Przecież ludzie nie rozwodzą się z powodu jednego nieporozumienia (a przynajmniej większość). A Dariusz z Edytą z pewnością w ciągu pięciu lat małżeństwie mieli masę problemów. Liczenie więc na to, że uda mi się uzdrowić sytuację była więc mocno naiwna. Cholera, może rzeczywiście byłam zbyt dużą idealistką? Przecież życie to nie telenowela czy romantyczna powieść które dawniej tak bardzo lubiłam. Życie to walna; walka o siebie, swoje szczęście, o to by się nie bać. A skoro żadne z nich nie chciało walczyć to czemu ja miałabym to za nich robić? Na dodatek pięć lat za późno? Nie wspominając już o tym, że pomaganie mojej siostrze po tym co mi zrobiła powinno być ostatnią rzeczą na jaką miałabym ochotę. .
- Ta dziewczynka...Gosia...naprawdę sądzisz że jest moją córką?- Pogrążona we własnych myślach usłyszałam cichy głos Darka.  
- Już ci mówiłam, że wystarczy na nią spojrzeć. 
- Ale ona ma przecież dopiero kilka miesięcy...nie widać czy...Boże, już sam nie wiem co o tym myśleć.- Ciężko westchnął, a na jego twarzy zobaczyłam konsternację i głęboką rozpacz. Przez chwilę swoim spojrzeniem przypominał mi tego dawnego chłopaka którego znałam, którego uważałam za przyjaciela. Ale szybko się pozbierał, bo gdy zabrał głos nie słychać w nim było żadnych targających ją emocji.- Jezu, ale jestem debilem. Moja kochana żoneczka pewnie stoi na końcu korytarza ukryta za rzeźbą śmiejąc się ze swojego mężusia, który nawet rozważa możliwość że ten bękart...
- Wiesz co?- Przerwałam mu nie mogąc tego dłużej słuchać.- Edyta w jednym się nie pomyliła. 
- To znaczy?
- Jednak jesteś fiutem.- Odwracając się od niego powinnam czuć, że wygrałam ale wcale tak nie było. I to chyba było w tym wszystkim najgorsze. Bo nigdy nie był wygranym ani przegranym w starciu, które rozpoczęło się pięć lat temu. Ani ja, ani Darek, Edyta czy Jakub. Każde z nas zapłaciło swoją cenę i konsekwencje tamtych wydarzeń musi ponosić do dziś. Choć chcąc być bezwzględnie szczerą musiałam przyznać, że mi te wydarzenia zaszkodziły najmniej. Naturalnie jeszcze tydzień temu wcale bym tak nie powiedziała, skądże. A tym bardziej pakując się i wyjeżdżając 5 lat temu do mało znanej cioci i miasta oddalonego o setki kilometrów od mojej rodzinnej Mławy. Ale teraz z perspektywy czasu wszystko wyglądało zupełnie inaczej.
Biorąc pod uwagę wydarzenia jakie rozegrały się wczorajszego wieczora  sądziłam, że chrzciny będą najdramatyczniejszym puntem całego minionego tygodnia, ale się pomyliłam. Począwszy od mojego nastroju który rankiem okazał się być całkiem radosny, a skończywszy na zachowaniu Edyty czy gości.
Podczas mszy byłam jakoś dziwnie wzruszona ze świadomością, że moja mała siostrzenica bierze udział w tym wydarzeniu. Stojąc z małą Gosią na ramionach ( i ignorując wieczne szeptanie Adriana, który był drugim świadkiem) Uważnie słuchałam słów kapłana po raz pierwszy starając się je dogłębnie zrozumieć Słowo Boże. I wcielić je w życie. W pewnym momencie zauważyłam, że Darek uważnie wpatruje się w małą praktycznie nie spuszczając z niej wzroku. Zastanawiałam się czy w duchu rozważa moje słowa które wypowiedziałam do niego niespełna 16 godzin temu na korytarzu w jego domu. A gdy nasze oczy się spotkały wiedziałam, że tak jest. Posłałam mu więc pokrzepiający uśmiech, który odwzajemnił. Bez słów wyraził, że jednak mi uwierzył. Albo realniej rzecz biorąc to rozważa. Miałam nadzieję, że od teraz będzie może nie dobrym, ale w ogóle ojcem. Z opowieści Grażyny czy Lidki wynikało, że ten tydzień nie był wyjątkiem i Darek od początku traktował Gosię jakby była jakimś kukułczym jajem. Ale skoro teraz wie, iż tak nie jest być może weźmie się w garść. W końcu poza spieprzonym małżeństwem nie musiał spieprzyć jeszcze bycia tatusiem.
Uroczystość po chrzcinach, która odbyła się po powrocie z kościoła, pomimo wielu wcześniejszych zgrzytów między gośćmi przebiegła pomyślnie. W sumie było nieco ponad sto osób, w tym kilkanaście dobrze znanych mi ze szkoły i znajomych. Ucieszyłam się mogąc wymienić z nimi choć kilka słów. No dobra, było też parę dyplomatycznych prób zachowania spokoju gdy kilka mniej taktownych osób wprost pytało mnie o Jakuba, ale raczej starałam się je wtedy zbywać. I przede wszystkim nie patrzeć na kręcącego się w pobliżu Bająkowskiego. Może to dlatego, gdy przyjęcie nieco się rozluźniło, "uciekłam" pod samą ścianę grzebiąc w talerzu i starając się sprawić wrażenie głodnej. Kilka minut później, gdy już nikt nie zwracał na mnie uwagi, po prostu siedziałam przy stole przyglądając się gościom. Wtedy niespodziewanie zauważyłam, że jeden z nich się do mnie kieruje. A w zasadzie to nie gość. Moja siostra, Edyta.
- Nie smakuje ci?- Spytała na wstępie wymownie patrząc na mnie na mój prawie nietknięty talerz.
- Po prostu nie mam apetytu. Chcesz czegoś czy przyszłaś się tylko nade mną poznęcać?- Odparłam. W moim zamierzeniu miało brzmieć to neutralnie, ale wiedziałam że Eda może odebrać to jako zaczepkę.  
- Przeprosił mnie. 
- Hm?
- Darek. Rzeczywiście raczył posłuchać swojej przyjaciółeczki z dzieciństwa i dziś rano postanowił ze mną porozmawiać. Szczerze i bez awantur, nie tak jak zawsze.- Mówiąc to Edyta uśmiechnęła się smutno.- Powiedział, że jest dupkiem i że zawsze nim był. I że do tej pory robił z siebie ofiarę, a przecież w takiej samej części jak ja ponosi winę za to co się stało.- Nie przyznałam się, że wpierw to właśnie ja mu to zarzuciłam. Moja siostra natomiast kontynuowała:- Potem dodał, że jeśli teraz przyznam że Gosia jest jego córką to mi uwierzy. 
- A ty oczywiście powiedziałaś, że tak nie jest.
- Jak ty mnie dobrze znasz.- Roześmiała się.- Ale nie, tym razem tego nie zrobiłam.- Nawet nie starałam się udawać szoku.- Tak, dobrze słyszysz. Chyba dorosłam, bo zdałam sobie sprawę, że karając jego, w takim samym stopniu będę karać własną córkę. A Gosia robi się coraz starsza: z wiekiem będzie więcej rozumieć...ale nie będę cię zanudzać. W każdym razie uznałam, że powinnam...wyrazić ci swoją wdzięczność. - Nie no, teraz to byłam pewna, że mi się to wszystko śni.- Nie rób takiej miny: jak mówiłam, chyba trochę dorosłam. A przynajmniej na tyle by zdać sobie sprawę, że zachowywałam się jak rozpieszczona gówniara nie tylko wobec ciebie i męża, ale wszystkich innych.  Poza tym zrobiłaś przysługę Gosi, nie mnie. Ja cię...
-...nienawidzę. Tak, pamiętam. W każdym razie cieszę się, że wam się z Darkiem układa. Może nawet dojdziecie do porozumienia.
- Nie sądzę: nawet tego nie chcę. Czasami po prostu trzeba zapomnieć i iść dalej. Artur...Artur naprawdę mnie kocha. I nie ma nic przeciwko wychowywaniu nieswojego dziecka. Może powinnam pomyśleć o związku z kimś takim? No wiesz: odpowiedzialnym, czułym, solidnym.
- A co z twoimi uczuciami do Darka?
- Daj spokój Basiu: przecież taka kobieta jak ja nie ma uczuć.- Może zabrzmiało to nieco zaczepnie, ale przekorny uśmiech którym to okrasiła sprawił, że ja również się uśmiechnęłam. A potem gdy zostałam już sama dotarło do mnie, że po raz pierwszy rozmawiałam z moją siostrą szczerze i że ta rozmowa nie przyniosła mi niesmaku. Było to żałośnie mało, ale dla mnie to i tak było dużo. Nie sądziłam, że Edyta nagle mnie pokocha (chyba jednak nie byłam aż tak idealistyczna jak sądziła ona sama i Darek) i zacznie traktować jak siostrę. Jednak właśnie dlatego, że ją znałam umiałam docenić takie niepozorne gesty. A tą rozmowę można było uznać za zakopanie topora wojennego.
Wieczorem byłam przyjemnie zmęczona. W głowie czułam lekki szum spowodowany dwoma kieliszkami szampana, który wypiłam podczas przyjęcia. Niestety, z samego rana, tuż po śniadaniu miałam pociąg i musiałam się spakować. Chciałam chociaż zdążyć pożegnać się ze wszystkimi (a przynajmniej niektórymi), a nie zajmować się pakowaniem. Tuż po tym jak wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę (tym razem bardziej przyzwoitą jak ostatnio), przeczuwając że ktoś może wpaść z ostatnią „wizytą”. A konkretnie Adrian, bo już mi to obiecywał w trakcie przyjęcia.(choć groziłam, że mu nie otworzę) Oczywiście nie miałam ochoty na żaden pożegnalny romans jak to nazywał, o nie. Tylko mimo wszystko to był słodki dzieciak, no dobra młody mężczyzna, którego zainteresowanie niesamowicie mi pochlebiało.
Nie zawracałam sobie głowy dokładnym układaniem rzeczy. I tak nie miałam wypchanej walizki, więc mogłam sobie na to pozwolić. Poza tym byłam zmęczona i chciałam jak najszybciej położyć się do łóżka. Jednak tuż przed północą, gdy praktycznie kończyłam się pakować, tak jak się spodziewałam usłyszałam pukanie do drzwi. Właśnie kończyłam dosuwać walizkę.
- Już otwieram.- Odparłam zmagając się z wredną nieforemną suszarką która nijak miała się do konieczności dostosowania do gabarytów walizki. W końcu mi się to udało. Z uśmiechem satysfakcji na ustach otworzyłam drzwi. I zaraz spoważniałam. Bo za drzwiami wcale nie stał Adrian.
- Co ty tu robisz?
- Po twojej reakcji sądzę, że spodziewałaś się kogoś innego.- Odparł mi Jakub z uśmiechem. Tak, tym samym uśmiechem który nazywałam w myślach wymuszonym.- Mogę wejść?
- Jasne, ale tylko na chwilę. Zaraz muszę położyć się spać.- Wolno przekroczył próg pokoju a ja zamknęłam za nim drzwi. Zauważyłam, że nadal miał na sobie garnitur  (a właściwie tylko czarną koszulkę co dziwnie kontrastowało z moim białym T-shirtem). Zamierzałam dodać, że skoro chciał ze mną pogadać mógł zrobić to na przyjęciu zamiast konsekwentnie mnie unikać, ale pokonałam swoją złośliwą naturę i tylko milczałam. Nawet gdy on jeszcze przez jakiś czas nic nie mówił.
- A więc jutro wyjeżdżasz.- W końcu się odezwał wodząc wzrokiem na leżącą na łóżku walizkę.
- No cóż, czas chyba wrócić do realnego życia. Do Gdyni. I pracy. Poza tym ciocia za mną pewnie tęskni.
- I twój chłopak?
-  Co?
- Kiedy pocałowałem cię w kuchni powiedziałaś, że masz chłopaka.
- A, o to chodzi.- Mrugnęłam śmiejąc się nerwowo.- Możesz pomóc mi ją zdjąć z łóżka?- Poprosiłam go wskazując na walizkę.- Jest ciężka.
- Jasne.- Wydawał się być lekko rozbawiony jakby przejrzał mój niezręczny wybieg domyślając się, że skłamałam. Mimo wszystko podziękowałam mu gdy walizka znalazła się na podłodze nie odzywając się by zrozumiał, że chcę by w końcu wyznał cel swojej wizyty i sobie poszedł.
- Nie ma za co.- Odparł mi. Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu. Potem wyjaśnił tajemnicę zawartości swojej torebki z którą się zjawił gdy wyjął z niej mleko i dwa kieliszki.- Napijemy się?
- Przyniosłeś ze sobą mleko?- Mimo całej niechęci poczułam jak rośnie we mnie rozbawienie. Roześmiałam się. Po chwili też do mnie dołączył.
- Stwierdziłem, że po dzisiejszym przyjęciu pewnie i tak masz dość alkoholu. A poza tym szklanka mleka pomoże nam zasnąć. To jak?
- Okej.- Poddałam się. W końcu co mi szkodziło? I tak zbłaźniłam się przed nim wystarczająco wczorajszego dnia wyznając nieomal miłość. A to, że moje serce znowu zaczęło niepokojąco szybciej bić w jego obecności? Jakoś mi to przejdzie. Tak jak pięć lat temu. Poza tym przecież tak naprawdę go nie kocham. Po prostu miał ładną buźkę i tyle. Tak naprawdę nawet go nie lubię. I nie rozumie moich żartów. A tak pożegnamy się w miłym stylu, a przecież o to mi chodziło przed wyjazdem prawda? Żeby pogrzebać przeszłość. Czemu więc nie zrobić tego przy mleku?
W czasie gdy on nalewał biały płyn do szklanek ja usiadłam na łóżku. Potem podał mi jedną sam siadając na jednym z foteli, który znajdował się obok łóżka. Przez chwilę piliśmy je w milczeniu.
- Wiesz, gdy o tym wszystkim myślę zdaję sobie sprawę, że byłem naprawdę wielkim tchórzem.- Odezwał się w końcu. Choć siedział po mojej prawej stronie i tak odchyliłam głowę by na niego spojrzeć. Gdy uchwycił moje spojrzenie spuścił wzrok, ale i tak kontynuował:- Nie chciałem żeby to co zaszło 5 lat temu się stało.- Już miałam się wtrącić; powiedzieć, że to przecież teraz jest nieważne, ale…to przecież było ważne.- Mój ojciec zawsze chciał być kimś ważnym. Początkowo to wszystko co mógł kupić sobie za swoje pieniądze mu wystarczało, ale potem…potem przestało. Pamiętasz jak startował na burmistrza miasta? I cała ta nieudana kampania.- Wydawał ię być lekko ubawiony.- Nawet nie wiesz jak się wściekł gdy podali wyniki i okazało się, że głosowało na niego niecałe 1000 osób. Sam w swojej fabryce zatrudniał ponad połowę więcej, więc potem zarzucał pracownikom niewdzięczność.
- Pamiętam, że trochę się o tym mówiło.- Zaczęłam ostrożnie.
- Trochę? Całe miasto się z niego śmiało. Nawet własna rodzina kpiła z niego za jego plecami. A jego to tylko bardziej rozsierdzało. Ubzdurał sobie, że w końcu osiągnie to co chce.
- Dzięki tobie.- Wyrwało mi się mimo woli.
- Tak. Twój ojciec spadł mu jak z nieba: początkujący polityk mający duże poparcie z idealną rodziną. I przede wszystkim córką.
- Więc mnie wykorzystałeś.
- To nie było do końca tak. Gdy myślę o tym jak zachowywałem się wówczas nie mam dla siebie żadnego usprawiedliwienia poza jednym: chciałem zadowolić ojca. Chciałem wreszcie zasłużyć na jego szacunek i zrobić coś co zyska jego aprobatę. Żałosne, co? Zwłaszcza w przypadku faceta.
- Tak.- Przyznałam brutalnie.- Ale to nadal cię nie rozgrzesza. Nie żyliśmy w XVIII wieku. Nie musiałeś walczyć o wpływy polityczne moim kosztem.
- Nie wiedziałem, że mnie kochasz. Sądziłem, że tak jak ja akceptujesz swoją rolę. Poza tym przecież doskonale wiesz, że w naszych kręgach to nie było nic nadzwyczajnego. Odpowiedni partner wybrany przez rodziców…
-…nie jestem żadną córką prezydenta czy premiera!
- Ale byłaś córką jednego z najbardziej wpływowych i popularnych senatorów; osobą publiczną, którą media obserwują. Nawet po naszych zaręczynach gazety rozpisywały się na temat…- Urwał zdając sobie sprawę ze swojego nietaktu. Wziął głęboki wdech.- Poza tym to nie było do końca tak.
- A co niby było inaczej?
- Lubiłem cię. Powiedziałaś, że w moim towarzystwie czułaś się niepewnie.  Nie mam zamiaru kłamać, że kochałem cię na zabój gdy się z tobą zaręczyłem, ale naprawdę bardzo cię lubiłem. A szczególnie twoje pocałunki. Wiesz, że po każdym z nich błyszczały ci oczy w taki szczególny sposób?
- To dlatego pocałowałeś mnie wtedy w kuchni?- Wypaliłam.- Żeby sprawdzić czy nadal darzę cię tym szczenięcym uczuciem?
- Po części. Prawdę mówiąc sam nie wiem czemu to zrobiłem; nieważne. Ale wracając do przeszłości...może to wszystko stało się między nami właśnie z powodu o którym powiedziałaś: czułaś się zażenowana w moim towarzystwie i nie potrafiłaś zachowywać  naturalnie. A ja z kolei nie mogłem dobrze cię poznać. Ale mimo wszystko wierzyłem, że może nam się udać. Przywiązanie, szacunek i sympatia to jest coś co da się wypracować a my to mieliśmy. Dlatego gdy zobaczyłem cię wtedy z Darkiem poczułem się oszukany. Oszukany i sparaliżowany tym wszystkim, tym jakie konsekwencje to za sobą niosło. I byłem na ciebie zły.
- Ty na mnie?
- Tak. Sądziłem, że kochałaś Darka i tak naprawdę posłużyłaś się moim kosztem.
- Ale przecież tamta wiadomość…wyznałam ci że cię kocham.- Ostatnią część zdania niemal wyszeptałam. Bo poczułam się tak jakbym mówiła to w czasie teraźniejszym.
- Początkowo uważałem że kłamiesz zdając sobie sprawę że powinnaś uniknąć skandalu. Potem gdy złość przeszła chciałem oddzwonić, ale twój ojciec zabronił mi się z tobą kontaktować pod karą groźby wyrzucenia mnie ze stażu i zerwania umowy z moim ojcem.
- Mój tata? Ależ on chciał abyś się ze mną ożenił. Następnego dnia po…po naszych zaręczynach wyjaśnił, że zrobił wszystko co w jego mocy by wyjaśnić całe to nieporozumienie i nie odwołać ślubu.
- Tak ci powiedział? Bo mnie, cytuję, kazał spieprzać na cztery wiatry razem z moim ojcem i jego pieniędzmi. Powiedział, że między tobą i Darkiem nic nie ma, a skoro nie wierzę to mój problem. Na koniec dodał, że i tak nie zasługuję na taką dziewczynę jak jego córka i że dzięki temu przejrzał na oczy.
- Ale to… to niemożliwe.- Z powodu tych wszystkich rewelacji aż zakręciło mi się w głowie. Więc tata mnie bronił? Wierzył w to, iż to co się stało nie było moją winą? Dopiero teraz wracając myślą do tamtych wspomnień zdałam sobie sprawę jak inaczej wyglądało to z mojej perspektywy. Jak te same słowa znaczyły dla nie coś innego. Poczułam wyrzuty sumienia z tego powodu, bo przez 5 lat praktycznie z tego powodu nie potrafiłam normalnie rozmawiać ze swoim ojcem. Gdy mnie odwiedzał zachowywałam się powściągliwie wierząc, że obwinia mnie za zakończenie swojej kariery. A on z kolei wierzył w to, że ja chowam do niego urazę za to że nie udało mu się dopuścić do ślubu…Pocieszał mnie tylko fakt, że pomimo tych wszystkich nieporozumień w końcu się pogodziliśmy.
- A więc sądziłaś, że twój ojciec obarczył winą za wszystko ciebie?
- On mówił mi, to znaczy to ja zrozumiałam coś zupełnie innego. Myślałam, że zerwanie umowy między nim a twoim ojcem zniszczyło mu karierę. I że obarcza o to mnie.
- Nie, on był lojalny wobec ciebie. A poza tym: myślisz że naprawdę nasze zerwane zaręczyny byłyby w stanie to zrobić?
- Od tamtej pory tata nie został już senatorem.
- Ale obecnie jest jednym z asystentów samego Pakozińskiego.- Był to jeden z ministrów, ale że polityka nigdy mnie nie pociągała nie miałam pojęcia którego resortu. Pracy? Zdrowia?- Nadal propaguje swoje idee i pomysły tyle, że nie za pośrednictwem własnego nazwiska. Właściwie to można powiedzieć, że to kieruje całym resortem, bo Pakoziński wie tyle o polityce i sytuacji ekonomicznej kraju co kot napłakał. I na dodatek pan Kwiatkowski zyskuje, bo robi to w białych rękawiczkach Także opozycja nie może otwarcie go krytykować, a wszyscy i tak znają prawdę wiedząc, że chcąc osiągnąć poparcie dla swoich pomysłów muszą zjednać sobie twojego ojca a nie tego durnia.- Jakub urwał jakby dopiero zrozumiał jak wielkie to wszystko wywarło na mnie wrażenie.- Dlatego przepraszam.
- Za co?- Spytałam trochę zdezorientowana. No bo zabrzmiało to tak jakby przepraszał mnie za to kim jest mój tato.
- Za to, że przeze mnie zepsułaś swoje relacje z ojcem na długie lata.
- To nie przez ciebie. Po prostu to ja byłam zbyt głupia by dostrzec to, że ojciec nadal mnie kocha. I rozżalona z powodu Edyty; tego że to zdarzenie w piwnicy było jej sprawkę, że nie miałam pojęcia o tym jak bardzo mnie nie cierpi.
- Teraz jest chyba lepiej, co? Widziałem jak już na przyjęciu tutaj szeptałyście po uroczystości w kościele.- Chwilę zwlekałam z odpowiedzią
- Tak. Chyba osiągnęłyśmy coś w rodzaju kompromisu. Żadna z nas jednak nie jest w stanie zapomnieć o przeszłości.- Pogrążyłam się na moment we własnych myślach. Po chwili wybuchłam jednak śmiechem.
- Co się stało?- Spytał mnie zaskoczony Bająkowski.
-  Nic. Po prostu zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy od dłuższego czasu ze sobą rozmawiamy. I przede wszystkim szczerze.
- Prawda? Żałuję, że wcześniej tego nie robiliśmy. Właściwie byliśmy tylko młodymi dzieciakami nie do końca znającymi konsekwencje swoim poczynań.
- Tak. Wiesz, w takim razie muszę ci jeszcze coś wyznać. Gdy po wszystkim, mieszkając już u cioci dowiedziałam się o twoim ślubie z Dagmarą poczułam satysfakcję, że spotkała cię zasłużona kara.- Gdy zauważyłam, że zamierza zabrać głos uprzedziłam go.- Ciii, nic nie mów. Wiem, to było podłe, ale nic nie mogłam na to poradzić. Dlatego potem, gdy dowiedziałam się o jej śmierci czułam się niejako winna.
- Niepotrzebnie. A jeśli chodzi o to co powiedziałaś…wiem, nie powinno się źle mówić o zmarłych, ale  Dagmara była trudna w pożyciu. I być może masz rację i spotkała mnie zasłużona kara. Małżeństwo z nią było kolejnym ruchem nakazanym mi przez ojca, który ja posłusznie wypełniłem. A my od początku się nie znosiliśmy. Ona wiedziała, że mam ją za nudną i mało bystą kobietę, a ona uważała mnie za nudziarza. Miałaś więc rację.
- Nie, nie miałam racji. Teraz żałuję tych wszystkich złych myśli o tobie. I mimo że już jutro wyjeżdżam chcę żebyś wiedział, że nie czuję do ciebie ani złości, ani niechęci czy żalu. No i zakłopotana. Wiesz, że odkąd przyjechałeś modliłam się byś nie stanął na mojej drodze?- Gdy na niego spojrzałam zauważyłam, że też się uśmiecha. Zaraz jednak spoważniał.
- Czy ty…to znaczy…czy nadal coś do mnie czujesz?
- Nie.- Odparłam machinalnie i bardzo szybko. Zaraz potem udając głęboki namysł odpowiedziałam bardziej pewnie:- Nie, nie kocham cię.- No bo jaki sens miałoby mówienie mu teraz, że dawne uczucie wróciło? W sytuacji gdy on wyznał mi, że zawsze tylko mnie lubił a ja wyjeżdżałam jutro (a raczej biorąc pod uwagę późną porę dzisiaj) do Gdyni? Bez sensu byłoby więc obarczanie go jeszcze moimi uczuciami. Jej, nie sądziłam że kiedyś będę chciała oszczędzić mu bólu, ale najwyraźniej tak się właśnie działo. -Wiesz…chyba nawet do tej pory sądziłam inaczej.- Zaczełam starając się wpleść w swoją opowieść jak najwięcej prawdy by stała się bardziej wiarygodna w jego oczach. W końcu Kuba miał wiele wad, ale nie był głupi.- Po prostu z powodu tego co między nami zaszło czułam się niezręcznie i sądziłam, że to właśnie dlatego że nadal coś do ciebie czuję. Bałam się z tobą rozmawiać obawiając się, że znów moje uczucie do ciebie odżyje. Ale po tej rozmowie zdałam sobie sprawę, że tak wcale nie jest. Bo gdy w końcu wszystko zostało powiedziane to…To tak; odczuwam lekki żal, ale raczej nie do ciebie, a do całego świata, Boga czy fatum który dopuścił do tej całej farsy. Z drugiej jednak strony chcę wierzyć, że to wszystko nie stało się przypadkiem. Że być może był w tym głębszy sens. Choćby taki, że ja sama czuję się mocniejsza i bardziej pewna siebie. Dawniej byłam naiwną nastolatką wierzącą w te całe romantyczne bzdury. Gdybyś wiedział jak wyobrażałam sobie nasze wspólne życie…-  Ze szczegółami zaczęłam opowiadać mu arkadyjskie wizje naszej przyszłości pełne pikników na łąkach, ratowania z rąk włamywaczy, chodzenia na przyjęcia. Już po kilku minutach oboje pokładaliśmy się ze śmiechu.
 - Więc chciałaś zamieszkać w tamtym dworku? 
- Hej, nie śmiej się ze mnie. Obiecałeś.
- Wiem, ale...naprawdę sądziłaś, że ktoś by ci go sprzedał?
- Wtedy nie wiedziałam, że to zabytek. Ale z zewnątrz bardzo mi się podobał...  
Przegadaliśmy ze sobą prawie całą noc. Tuż po mojej wizji zeszliśmy na dół po ciasta i krakersy i kładąc je na dywanie położyliśmy się na nim wymieniając wzajemnymi spostrzeżeniami. Gdy w końcu zwróciłam uwagę, że dochodzi już trzecia rano, a ja mam pociąg o dziewiątej Kuba zdecydował się wrócić do siebie. Na odchodnym jednak spytał:
- A więc przyjaciele?
- Tak, przyjaciele.- Potwierdziłam z uśmiechem starając się powstrzymać ukucie żalu jakie poczułam gdzieś w okolicy serca. Ale skoro Edyta potrafiła zrezygnować z Darka którego kochała może najwyższy czas bym ja zrobiła to samo z Jakubem? Przez moment mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu on machnął mi dłonią, ale potem niespodziewanie się odwrócił.
- Z tym chłopakiem to ściema, prawda?
- Słucham?
- W Gdyni…nie ma żadnego chłopaka tak?
- Lepiej już idź. I tak przez ciebie się nie wyśpię.- Żartobliwie kręcąc głową wypchnęłam go lekko za drzwi.
- Odwiozę cię jutro na peron.
- Dzięki.
- Basia?- Znów zawrócił.
- Aha?- Tym razem wywróciłam oczami.
- Mogę do ciebie zadzwonić w Gdyni?- Spoważniałam. Bo wiedziałam, że nie chodzi mu tylko o telefon. Zastanawiałam się jak delikatnie dać mu do zrozumienia, że wcale nie mam na to ochoty. Nie cierpię próbować czegoś czego i tak nie będę mogła mieć.
- Nie sądzę by to był dobry pomysł.
- Tylko spróbujmy. Sama powiedziałaś, że w tym wszystkim był głębszy sens. Być może tak było. Gdybyśmy pobrali się 5 lat temu być może teraz bylibyśmy już po rozwodzie. A teraz, wiesz wydaję mi się że w ciągu tego tygodnia poznałem cię lepiej niż w ciągu prawie dwóch lat naszego związku.
- Ale…- Sama już nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Byłam totalnie skonfundowana. Wydawało mi się, że ułożyłam w głowie wszystkie swoje sprawy, że z sercem znów zrobiłam porządek ale gdy tak na mnie patrzył to…nie wiedziałam jak mam w ogóle na imię. Dlaczego on mi to robił?- Kuba, powiedziałam ci że to była pomyłka. Ja…- Urwałam czując dotyk jego dłoni na policzku.
- Mam nadzieję, że nie. Bo gdy wyznałaś, że teraz nic nie została z tego co dawniej do mnie czułaś nie czułem się z tym najlepiej.
- A więc…- Przełknęłam ślinę bo jego bliskość robiła na mnie wrażenie.- A więc chcesz powiedzieć że ty coś do mnie czujesz?- Nie odpowiedział. Uśmiechnął się tylko, a potem nachylił i nieskończenie powolnym ruchem nakrył ustami moje wargi. Przymknęłam oczy delektując się tym wspaniałym uczuciem, że Kuba wreszcie całuje mnie bo sam tego chce.- Radzisz sobie coraz lepiej.- Powiedział znajdując się gdzieś bardzo blisko mojej twarzy. Spojrzałam na niego zdezorientowana.- W całowaniu.
- Och ty.- Pacnęłam go lekko dłonią przypominając sobie jak wcześniej ze mnie kpił. Poczułam się bardzo głupio. Szczególnie po tym jak godzinę wcześniej zapewniałam go, że nic do niego nie czuję. A teraz tak po prostu odwzajemniłam jego pocałunek?
- Nie przejmuj się tym. Jeszcze parę prób i...
- Bardzo śmieszne. Nie obchodzi cię, co powie na to mój chłopak z Gdyni?- Odgryzłam się.
- Wiem, że z tym chłopakiem to ściema.
- Akurat.- Prychnęłam. Jakub z powrotem przyciągnął mnie do siebie.
- Kolejna próba.- Szepnął mi do ucha. Zanim jeszcze raz mnie pocałował głośno się roześmiałam. A potem zamknęłam mu drzwi przed nosem. Bałam się, że dzisiejszej nocy ( a właściwie jej połowie, bo zbliżał się ranek) mogę zrobić coś bardzo głupiego. Jak na przykład wpuścić go do środka swojego pokoju i się  z nim przespać. To dopiero byłaby katastrofa. A może…nie?
Rankiem, choć bardzo niewyspana dotarłam na pociąg z obiecaną pomocą Jakuba. Zastanawiałam się czemu nie czuję zażenowania z powodu wczorajszych pocałunków, ale tak faktycznie było.  Zwłaszcza, że nawet gdy wsiadałam już do pociągu Jakub przytulił mnie do siebie życząc bezpiecznej podróży. Jeszcze raz obiecał zadzwonić wieczorem tego samego dnia przedtem prosząc o nr telefonu który z lekkim tylko oporem mu dałam. A potem jeszcze raz mnie pocałował wręczając małe kartonowe pudełeczko.
Kilkadziesiąt minut później wsłuchana w miarowy dźwięk przesuwającego się po szynach pociągu czułam się wolna i szczęśliwa jak nigdy dotąd,. Było to uczucie iście paradoksalne, bo przecież nie wiedziałam dokąd to wszystko zaprowadzi nas z Jakubem. I czy w ogóle zaprowadzi. W końcu ja miałam już swoje życie a Gdyni a on tutaj. Ale nic nie mogłam poradzić na to, że otwierając paczkę którą mi wręczył i wyciągając z niej bukiecik kwiatów zdumiewająco przypominający tamten który wręczył mi na zaręczyny,  nie mogłam powstrzymać uśmiechu. A czytając dołączony do niego liścik śmiałam się już w głos nie zważając na pasażerów.
„Mam nadzieję, że ten bukiecik umili ci podróż do domu. Niestety, nie mogłem odzyskać tego prawdziwego, ale te kwiaty również możesz ususzyć i znów postawić je sobie na szafie byś mogła na nie patrzeć zaraz po przebudzeniu. Poza tym miej na uwadze, że nawet w Warszawie zdobycie ładnych kwiatów o czwartej rano niemal graniczy z cudem.
PS: Przyjadę do ciebie niebawem kontynuować nasze lekcje całowania. I oczywiście, aby poznać  twojego chłopaka.”


KONIEC

8 komentarzy:

  1. Przeczytałam i teraz niedziela bedzie wspaniała.
    Widać, że idziesz do przodu, rozwinęłaś się,ewaluujesz, należą się Tobie wyrazy uznania, co niniejszym czynię. Gratuluję.
    Pozdrawima
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę. Już tęsknię za tym opowiadaniem , jak za każdym :) Może zrobisz kiedyś jakieś spotkanie/rozmowę grupową dla Twoich czytelników?;:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm...prawdę mówiąc nie sądzę by ktoś był zainteresowany, ale bardzo chętnie odpowiem na wszelkie twoje pytania (albo prawie wszystkie). Takze jesli masz ochotę spytać mnie o coś związanego z moimi opowiadaniami albo samą mną to zapraszam :-)

      Usuń
  3. Genialne opowiadanie chociaz jak pisałas wcześniejsze. Jesli masz jeszcze takie mozesz śmiało zamieszczać :-) sa w równym stopniu świetne do czytania co obecne. A w ogóle to moglabys pomyśleć nad kontynuacja losów tych bohaterów po kolejnych kilku latach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak mogła by być kontynuacja i ponowne spotkania Adriana i Basi po kilku latach , kurcze myślałam że coś z tego będzie od początku im kibicowalam <3 :( Daria

      Usuń
  4. Kiedy bedzie cos nowego???
    Pozdrawiam. Ana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj zacznę pisać bo mam wolny wieczór wiec myślę ze jutro wstawię jakies krótkie opowiadanie. Jakos do tej pory nie mogę się zebrać zeby zacząć coś dłuższego

      Usuń
    2. To super, czekam z niecierpliwością.

      Usuń