W
domu panował totalny chaos i rozgardiasz. Wszystko dlatego, że chrzciny Gosi
były za pasem, Edyta najprawdopodobniej rozpaczała w swoim pokoju, a Dariusz
jak zwykle przebywał w biurze nie interesując się własną córkę sądząc, że to
nie jest jego dziecko...Ale się porobiło.
W
salonie zastałam Grażynę. Wyjaśniłam jej, że po prostu miałam zły dzień
zbywając kłótnią z Edytą. Gdy zapytała mnie czy starałam się jej pomóc z
Darkiem nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc tylko przytaknęłam (właściwie
robiąc nieokreślony gest głową, który macocha tak zinterpretowała) W swoim
pokoju z powrotem włożyłam ciuchy do szafy. Potem nie mając co robić włączyłam
radio. Nie pozwoliło mi jednak zagłuszyć głosu Jakuba.
„Ja
przynajmniej cię lubiłem.”
„Basia,
ja...ja nie wiem co jeszcze powiedzieć.”
„Uniknęliśmy
życiowego błędu”
Kurczę,
dlaczego znów dałam się w to wkręcić? Przecież minęło pięć lat, na Boga. Pięć
cholernie długich, początkowo trudnych lat podczas których zakochałam się co
najmniej dwa razy. Czemu więc jedno spotkanie po latach sprawiło, że znów
stawałam się tą żałosną dwudziestoletnią Basią która z utęsknieniem wyczekiwała
na cotygodniowe wizyty narzeczonego? Że ponownie na jego widok coś w mojej
piersi rwało się popędzając serce do bicia w jeszcze szybszym rytmie? I przede
wszystkim co mi się tak w nim podobało, że nie mogłam wyrzucić go z serca? Był
sztywny, arogancki i miał wielkopańskie maniery. Jego spojrzenie było
beznamiętne, a gdy się uśmiechał (jeśli w ogóle to robił) to tylko leciutko
unosił kącik ust jakby kpiąc sobie z rozmówcy. Nie umiał dostrzec żartu nawet
gdy go ktoś go o tym uprzedził. Nie wspominając o tym, że przecież miał mnie
gdzieś, a był gotów zgodnie z wolą tatusia ożenić się ze mną chociaż nic do
mnie nie czuł....a nie, przepraszam- lubił mnie. Gdy sobie to uświadomiłam
miałam ochotę parsknąć śmiechem. Przecież on był żałosny! No bo który facet tym
kieruje się w życiu?
Synku,
ożeń się z tą dziewczyną, bo ja tego chcę.
Oczywiście,
tatusiu: jak sobie życzysz.
Przecież
to tak nie wyglądało. Gdyby Jakub miał dość charakteru to już na samym początku
zdając sobie sprawę z knowań ojca kazałby mu się gonić i spadać na szczaw. Albo
jeszcze lepiej: odpyskowałby mówiąc, że skoro tak bardzo zależy mu na władzy to
powinien samemu ożenić się z taką dziewczyną. A on co? Tak po prostu się
zgodził. Niczym bezwolna marionetka. Która kobieta byłaby na tyle głupia by móc
pragnąć kogoś takiego?
Jej,
a więc byłam nie tylko żałosna ale i głupia.
W
jednej chwili mój śmiech się zmienił i zabrzmiał nieco histerycznie. Szybko
jednak się opanowałam próbując myśleć trzeźwo. Ten tydzień owszem, był
zaskakujący i pełen niespodziewanych zwrotów akcji, pozwolił mi pogodzić się z
ojcem, ponapawać się z cierpienia Edyty, poznać jej córeczkę, zwariowanego
Adriana czy głupiutką Martę. Ale poza tym nic nie zmienił w moim życiu.
Bo jutro zaraz po chrzcie wyjeżdżam do Gdyni i znów wrócę do swojego
dawnego życia. Do wydawnictwa, mieszkania z ciocią i znoszenia jej zalotów z
panem Zbyszkiem, do jej syna a mojego starszego o 3 lata zwariowanego kuzyna,
do swoich przyjaciół...A właściwie to tylko jednej, koleżanki z pracy
Tamary.
Ta
wyliczanka tylko pogorszyła mój i tak melancholijny nastrój. No bo jakby nie
było spędziłam w Gdyni pięć lat swojego życia. A mimo to mogłabym na palcach
jednej ręki wyliczyć osoby, które coś dla mnie znaczyły i dla których ja coś
znaczyłam. Nie tylko nie udało mi się wypuścić tam korzeni, ale nawet chociażby
najmniejszych wypustek. Czyżbym podświadomie nigdy nie chciała zostać tam na
zawsze?
Rozważając
w myślach motywy swoich działań, (nie dochodząc zresztą do żadnych owocnych
wniosków), sytuację małżeństwa Szymańskich czy ich małej córeczki spędziłam
resztę popołudnia w swoim pokoju. Dopiero na godzinę po kolacji zeszłam na dół
do kuchni. Okej, w filmach czy książkach mogą wmawiać że smutek sprawia że nie
ma się apetytu, ale niestety (za przeproszeniem) to gówno prawda. A
przynajmniej ja byłam tak głodna, że zjadłabym woła z kopytami. I owszem,
przegapienie kolacji było trochę głupim zagraniem- w końcu ucieczka nigdy nie
jest dobrą strategią, ale ja nie chciałam widzieć się z siostrą. I Darkiem. I
Martą. I Jakubem.
Boże,
dlaczego moje życie nie może być łatwiejsze?
Pani
Lidia ucieszyła się na mój widok. Trochę poprawiła mi humor, bo razem
wspominałyśmy dawne czasy, zajadałyśmy czekoladowe ciasteczka (a właściwie to
tylko ja, bo ona musiała przygotowywać kolację). Potem mając wyrzuty sumienia
trochę jej w tym pomogłam.
-
O, więc tu zniknęłaś. Nie wiedziałem, że droga pani Lidka zwerbowała cię do
pomocy.- do kuchni wpadł uśmiechnięty Darek.
-
Nudziło mi się trochę.- Odparłam nie przerywając pracy. Gosposia trąciła mnie
palcem. W odpowiedzi wzruszyłam ramionami. Pewnie gdy zostaniemy same
odpokutuję za to, że nie powiedziałam jej o pogodzeniu się z Szymańskim.
-
Widzę. Są moje ulubione ciasteczka?
-
Są. Jak widzę oboje jesteście jak dzieci. Siadaj, zaraz nałożę ci kilka.
-
I mleko.- Poprosił mrugając okiem.
-
Pamiętam pamiętam.- Mrugnęła tamta.
-
Prawie jak za dawnych lat, co?- odezwał się do mnie Dariusz.
-
Hm...- Mrugnęłam kończąc mieszać sos. Potem starałam się nie wtrącać do rozmowy
pani Lidii z Darkiem.
Bo
wcale nie było jak za dawnych lat. To zabawne do jakich wniosków można dojść
podczas mieszania mięsnego sosu pomidorowego.
Właśnie
tak. To co stało się pięć lat temu zmieniło wszystko. I fakt, że wciąż nie
możemy o tym zapomnieć choć jednocześnie nieustannie jakimś cudem o tym
wspominamy jest na to dowodem. Więc udawanie niczego nie zmieni. Czas wreszcie
stawić czoła przeszłości by wykorzystać ją do budowania życia w teraźniejszości
i przyszłości.
Dlatego
gdy mój były przyjaciel wychodził z kuchni, również to zrobiłam.
-
Możemy zamienić dwa słowa?- Spytałam.
-
Teraz? Czemu nie mówiłaś w kuchni? Mam jeszcze jedną rzecz do zrobienia.
-
To ważne.- Byłam stanowcza.- Zajmę ci tylko 5 minut.
-
Dobrze, jeśli musisz.- Wzięłam głęboki wdech. Moja akcja była zupełnie
spontaniczna i dlatego nie przemyślawszy sobie uprzednio niczego nie wiedziałam
od czego zacząć.
-
Więc...zacznę od tego, że nie cierpię Edyty. I wiem jaka jest naprawdę, że ma
liczne wady: że jest małostkowa, lubi być w centrum uwagi i...- Zamilkłam
widząc jego minę.- Okej, do rzeczy. Chodzi mi o to, że mimo wszystko ona cię
kocha.
-
Słucham?
-
Wiem, że dziś poinformowałeś ją, że chcesz złożyć pozew o separację.
-
Powiedziała ci to?
-
Niedokładnie, ale się domyśliłam. Była przybita.
-
I na tej podstawie wysunęłaś ten niedorzeczny wniosek? Basia, naprawdę nic się
nie zmieniłaś. Ona tylko udawała by wzbudzić twoje współczucie. A jeżeli już
była smutna to dlatego, iż zdała sobie sprawę, że w sądzie nie wywalczy ode
mnie żadnych pieniędzy.
-
Zdradziłeś ją?
-
Słucham?
-
Pytam czy to prawda, że ją zdradziłeś.
-
To nie ma nic do rzeczy. Ona pierwsza...
-
A więc zdradziłeś. A mówiłeś mi, że to ona jest winna.
-
No nie wierzę. Teraz bierzesz jej stronę? Po wszystkim co nam zrobiła? Co tobie
zrobiła?
-
Nie. I nie odwracaj kota ogonem. To ty przedstawiłeś mi ją w takim świetle
przeinaczając prawdę. Nie zapomniałam o tym kim jest, ale przede wszystkim jest
też człowiekiem: kobietą która cię kocha i matką twojego dziecka.
-
Już ci mówiłem, że Gosia nie jest...
-
Ależ jest. Jest twoją córką. Edyta powiedziała tak dlatego, bo...
-
A ty jej wierzysz?- Przerywał mi co chwila. Tak jak ja jemu.- Naprawdę jesteś
naiwn....
-
A ty głupi- Odbiłam pałeczkę.- Gdybyś od czasu do czasu ją odwiedził
zauważyłbyś, że ma twoje oczy, włosy, twarz...Ale lepiej jest udawać, że się
niczego nie widzi, prawda?
-
Skoro tak to dlaczego nie chce badań na ojcostwo?
-
A dlaczego ty jej nie wierzysz?
-
Bo mnie zdradziła! Już na samym początku swoim oszustwem, flirtowaniem z moimi
przyjaciółmi których próbowała uwieść i...
-...ale
nie masz dowodu że do czegoś między nimi doszło, prawda?
- Ale nie z jej winy! Gdyby nie byli lojalni wobec mnie już noc poślubną Edka spędziłaby w ramionach innego faceta.
- Ale nie z jej winy! Gdyby nie byli lojalni wobec mnie już noc poślubną Edka spędziłaby w ramionach innego faceta.
-
A kiedy ty dokładnie przespałeś się z inną laską? Jeszcze przed ślubem?
-
To nie jest temat na który chciałbym z tobą dyskutować.
-
Dlatego? Bo boisz się odpowiedzieć na moje pytanie? To ty pierwszy ją
zdradziłeś.- Nie zapytałam tylko oznajmiłam.
-
A nawet jeśli to co?- Po dłuższej chwili odpowiedział mi Darek jak gdyby nigdy
nic.- Nie kochałem jej, żeniłem się tylko ze względu na dziecko i ona o tym
wiedziała. Nie wspominając o tym, że okłamała mnie co do swojej ciąży.
-
A jeśli nie kłamała?
-
Słucham?
-
Masz dowód na to, że jednak nie była w ciąży?
-
Jezu, Baśka: przecież ona sama mi o tym powiedziała.
-
I co z tego? Sądzisz, że tak po prostu można sobie udawać ciążę? Że mój ojciec
ani moja matka nie byli z Edytą u lekarza?
-
Najwyraźniej go przekupiła.
-
Czym? Ciasteczkami kupionymi za swoje kieszonkowe? Przecież nie miała wtedy
nawet dwudziestu lat. Była młodą, przerażoną dziewczyną, która...
-...czy
my rozmawiamy o tej samej osobie?
-
Daruj sobie ten sarkazm, Darek.
-
Więc przestań chrzanić. Zawsze byłaś idealistką i lubiłaś widzieć w innych
tylko dobro. Pewnie z samego szatana zrobiłabyś ofiarę własnych ambicji, ale
niestety ta młoda przerażona dziewczyna była w rzeczywistości cyniczną i
wyrachowaną suką, która przekupiła lekarza by stwierdził ciążę.
-
Jedyną osobą która robi z kogokolwiek ofiarę jesteś ty sam.- Powiedziałam
twardo ignorując jego żachnięcie się.- Tak ty.- Powtórzyłam a potem dodałam
lekko prześmiewczym tonem:- Biedny, skrzywdzony Daruś. Zrobił dziecko młodej
dziewczynie i to oczywiście jej wina że zaszła w ciążę, a potem....
-
Nie było żadnej ciąży ile jeszcze razy mam ci to powtarzać do cholery?!
-
Ale była Darek.- Spokojny damski głos, po gniewnych i głośnych słowach
Szymańskiego był jak cisza przed zapowiadającą sztorm burzą. Tyle, że nie
należał do mnie, a do Edyty która wolno podchodziła w stronę gdzie znajdowałam
się ja i Darek. Nie wiedząc ile usłyszała wolałam na razie milczeć.
-
Od jak dawna tu jesteś?- Najwyraźniej Dariusz nie miał oporów przed spytaniem
żony o to co mnie nurtowało.
-
Jakiś czas.- Edyta wzruszyła ramionami. Chyba tylko ja widziałam ile ten gest
ją kosztował. Bo choć po swoim wybuchu w gabinecie doprowadziła się do porządku
(tzn poprawiła makijaż i fryzurę) to jednak jej oczy oprócz pogardy nie
potrafiły skryć smutku. I wtedy zrozumiałam, że ja wcale nie muszę jej karać.
Ba, nigdy nie musiałam. Ona sama już wystarczająco mocno się ukarała.
-
I nawet nie raczyłaś uświadomić mnie z Basią o swojej obecności?- Głos Darka
był mocno sarkastyczny.
-
Więc do cynicznej wyrachowanej suki możesz dorzucić jeszcze podsłuchiwanie.
-
Przestańcie.- W końcu wyrwałam się z letargu.- Ale Darek ma trochę racji.
Powinniśmy opuścić ten korytarz i przenieść się w jakieś bardziej kameralne
miejsce.
-
Jakaś ty kochana.- Zakpiła Edyta. Nawet mnie to nie zdziwiło, ale Szymański nie
omieszkał wykorzystać tego do jeszcze jednej okazji do ataku:
-
Nawet po takim czasie wiedząc jak bardzo ją skrzywdziłaś musisz zachowywać się
w ten sposób?
-
Proszę daj już spokój.- Poprosiłam go. Czy on naprawdę nie rozumiał, że to jest
tylko jej sposób obrony tak by pierwszej nie dać się zaatakować? Gdy
zauważyłam, że Edyta tak po prostu odkręca się by odejść zawołałam za nią:-
Edyta poczekaj.
-
Nie mam na to ani ochoty, ani potrzeby: tym bardziej z nim.
-
Przecież wiesz, że jest.
-
Separacja już uzgodniona, rozwód też. A co do Gosi to...wiesz co?- Ostatnie
pytanie zadała kierując wzrok na męża. Potem w cynicznej parodii uśmiechu
wygięła rubinowe wargi ku górze.- Rób sobie te cholerne badania. Rób je sobie
dwa, pięć, dziesieć razy, bo po pierwszym wyniku pewnie nie uwierzysz. A ja
chcę być wtedy przy tobie. Wiesz dlaczego? Bo chcę zobaczyć twoją minę fiucie.-
Razem z Darkiem wpatrywałam się w jej odchodzącą postać aż nie znikła z pola
widzenia. I zrozumiałam dwie rzeczy. Po pierwsze Edyta nie zamierzała tkwić w
związku z mężczyzną, który nigdy jej nie kochał i nie pokocha a na dodatek
gardzi. A po drugie to naprawianie świata jest bez sensu. A ja po raz kolejny
chciałam zbawiać ludzkość. Przecież nawet jeśli Edyta kiedyś kochała Darka, to
teraz zmieniło się to w coś ohydnego i brudnego...może nawet nienawiść? Z kolei
on przez jej kłamstwa i własną słabość charakteru oraz skłonność do użalania
się nad sobą doprowadził do tego, że nigdy nie widział w niej żony. Moja
siostra miała rację: dla Darka zawsze pozostanie wykorzystującą naiwność Basi
(czyli moją) nastolatką. Dlaczego więc usiłowałam strywializować ich problemy
do kwestii ojcostwa Gosi? Przecież ludzie nie rozwodzą się z powodu jednego
nieporozumienia (a przynajmniej większość). A Dariusz z Edytą z pewnością w
ciągu pięciu lat małżeństwie mieli masę problemów. Liczenie więc na to, że uda
mi się uzdrowić sytuację była więc mocno naiwna. Cholera, może rzeczywiście
byłam zbyt dużą idealistką? Przecież życie to nie telenowela czy romantyczna
powieść które dawniej tak bardzo lubiłam. Życie to walna; walka o siebie, swoje
szczęście, o to by się nie bać. A skoro żadne z nich nie chciało walczyć to
czemu ja miałabym to za nich robić? Na dodatek pięć lat za późno? Nie
wspominając już o tym, że pomaganie mojej siostrze po tym co mi zrobiła powinno
być ostatnią rzeczą na jaką miałabym ochotę. .
-
Ta dziewczynka...Gosia...naprawdę sądzisz że jest moją córką?- Pogrążona we
własnych myślach usłyszałam cichy głos Darka.
-
Już ci mówiłam, że wystarczy na nią spojrzeć.
-
Ale ona ma przecież dopiero kilka miesięcy...nie widać czy...Boże, już sam nie
wiem co o tym myśleć.- Ciężko westchnął, a na jego twarzy zobaczyłam
konsternację i głęboką rozpacz. Przez chwilę swoim spojrzeniem przypominał mi
tego dawnego chłopaka którego znałam, którego uważałam za przyjaciela. Ale
szybko się pozbierał, bo gdy zabrał głos nie słychać w nim było żadnych
targających ją emocji.- Jezu, ale jestem debilem. Moja kochana żoneczka pewnie
stoi na końcu korytarza ukryta za rzeźbą śmiejąc się ze swojego mężusia, który
nawet rozważa możliwość że ten bękart...
-
Wiesz co?- Przerwałam mu nie mogąc tego dłużej słuchać.- Edyta w jednym się nie
pomyliła.
-
To znaczy?
-
Jednak jesteś fiutem.- Odwracając się od niego powinnam czuć, że wygrałam ale
wcale tak nie było. I to chyba było w tym wszystkim najgorsze. Bo nigdy nie był
wygranym ani przegranym w starciu, które rozpoczęło się pięć lat temu. Ani ja,
ani Darek, Edyta czy Jakub. Każde z nas zapłaciło swoją cenę i konsekwencje
tamtych wydarzeń musi ponosić do dziś. Choć chcąc być bezwzględnie szczerą
musiałam przyznać, że mi te wydarzenia zaszkodziły najmniej. Naturalnie jeszcze
tydzień temu wcale bym tak nie powiedziała, skądże. A tym bardziej pakując się
i wyjeżdżając 5 lat temu do mało znanej cioci i miasta oddalonego o setki
kilometrów od mojej rodzinnej Mławy. Ale teraz z perspektywy czasu wszystko
wyglądało zupełnie inaczej.
Biorąc
pod uwagę wydarzenia jakie rozegrały się wczorajszego wieczora sądziłam,
że chrzciny będą najdramatyczniejszym puntem całego minionego tygodnia, ale się
pomyliłam. Począwszy od mojego nastroju który rankiem okazał się być całkiem
radosny, a skończywszy na zachowaniu Edyty czy gości.
Podczas
mszy byłam jakoś dziwnie wzruszona ze świadomością, że moja mała siostrzenica
bierze udział w tym wydarzeniu. Stojąc z małą Gosią na ramionach ( i ignorując
wieczne szeptanie Adriana, który był drugim świadkiem) Uważnie słuchałam słów
kapłana po raz pierwszy starając się je dogłębnie zrozumieć Słowo Boże. I
wcielić je w życie. W pewnym momencie zauważyłam, że Darek uważnie wpatruje się
w małą praktycznie nie spuszczając z niej wzroku. Zastanawiałam się czy w duchu
rozważa moje słowa które wypowiedziałam do niego niespełna 16 godzin temu na
korytarzu w jego domu. A gdy nasze oczy się spotkały wiedziałam, że tak jest.
Posłałam mu więc pokrzepiający uśmiech, który odwzajemnił. Bez słów wyraził, że
jednak mi uwierzył. Albo realniej rzecz biorąc to rozważa. Miałam nadzieję, że
od teraz będzie może nie dobrym, ale w ogóle ojcem. Z opowieści Grażyny czy
Lidki wynikało, że ten tydzień nie był wyjątkiem i Darek od początku traktował
Gosię jakby była jakimś kukułczym jajem. Ale skoro teraz wie, iż tak nie jest
być może weźmie się w garść. W końcu poza spieprzonym małżeństwem nie musiał
spieprzyć jeszcze bycia tatusiem.
Uroczystość
po chrzcinach, która odbyła się po powrocie z kościoła, pomimo wielu wcześniejszych
zgrzytów między gośćmi przebiegła pomyślnie. W sumie było nieco ponad sto osób,
w tym kilkanaście dobrze znanych mi ze szkoły i znajomych. Ucieszyłam się mogąc
wymienić z nimi choć kilka słów. No dobra, było też parę dyplomatycznych prób
zachowania spokoju gdy kilka mniej taktownych osób wprost pytało mnie o Jakuba,
ale raczej starałam się je wtedy zbywać. I przede wszystkim nie patrzeć na
kręcącego się w pobliżu Bająkowskiego. Może to dlatego, gdy przyjęcie nieco się
rozluźniło, "uciekłam" pod samą ścianę grzebiąc w talerzu i starając
się sprawić wrażenie głodnej. Kilka minut później, gdy już nikt nie zwracał na
mnie uwagi, po prostu siedziałam przy stole przyglądając się gościom. Wtedy
niespodziewanie zauważyłam, że jeden z nich się do mnie kieruje. A w zasadzie
to nie gość. Moja siostra, Edyta.
-
Nie smakuje ci?- Spytała na wstępie wymownie patrząc na mnie na mój prawie
nietknięty talerz.
-
Po prostu nie mam apetytu. Chcesz czegoś czy przyszłaś się tylko nade mną
poznęcać?- Odparłam. W moim zamierzeniu miało brzmieć to neutralnie, ale
wiedziałam że Eda może odebrać to jako zaczepkę.
-
Przeprosił mnie.
-
Hm?
-
Darek. Rzeczywiście raczył posłuchać swojej przyjaciółeczki z dzieciństwa i
dziś rano postanowił ze mną porozmawiać. Szczerze i bez awantur, nie tak jak
zawsze.- Mówiąc to Edyta uśmiechnęła się smutno.- Powiedział, że jest dupkiem i
że zawsze nim był. I że do tej pory robił z siebie ofiarę, a przecież w takiej
samej części jak ja ponosi winę za to co się stało.- Nie przyznałam się, że wpierw
to właśnie ja mu to zarzuciłam. Moja siostra natomiast kontynuowała:- Potem
dodał, że jeśli teraz przyznam że Gosia jest jego córką to mi uwierzy.
-
A ty oczywiście powiedziałaś, że tak nie jest.
-
Jak ty mnie dobrze znasz.- Roześmiała się.- Ale nie, tym razem tego nie
zrobiłam.- Nawet nie starałam się udawać szoku.- Tak, dobrze słyszysz. Chyba
dorosłam, bo zdałam sobie sprawę, że karając jego, w takim samym stopniu będę
karać własną córkę. A Gosia robi się coraz starsza: z wiekiem będzie więcej
rozumieć...ale nie będę cię zanudzać. W każdym razie uznałam, że
powinnam...wyrazić ci swoją wdzięczność. - Nie no, teraz to byłam pewna, że mi
się to wszystko śni.- Nie rób takiej miny: jak mówiłam, chyba trochę dorosłam.
A przynajmniej na tyle by zdać sobie sprawę, że zachowywałam się jak
rozpieszczona gówniara nie tylko wobec ciebie i męża, ale wszystkich
innych. Poza tym zrobiłaś przysługę Gosi, nie mnie. Ja cię...
-...nienawidzę.
Tak, pamiętam. W każdym razie cieszę się, że wam się z Darkiem układa. Może nawet
dojdziecie do porozumienia.
-
Nie sądzę: nawet tego nie chcę. Czasami po prostu trzeba zapomnieć i iść dalej.
Artur...Artur naprawdę mnie kocha. I nie ma nic przeciwko wychowywaniu
nieswojego dziecka. Może powinnam pomyśleć o związku z kimś takim? No wiesz:
odpowiedzialnym, czułym, solidnym.
-
A co z twoimi uczuciami do Darka?
-
Daj spokój Basiu: przecież taka kobieta jak ja nie ma uczuć.- Może zabrzmiało
to nieco zaczepnie, ale przekorny uśmiech którym to okrasiła sprawił, że ja
również się uśmiechnęłam. A potem gdy zostałam już sama dotarło do mnie, że po
raz pierwszy rozmawiałam z moją siostrą szczerze i że ta rozmowa nie przyniosła
mi niesmaku. Było to żałośnie mało, ale dla mnie to i tak było dużo. Nie
sądziłam, że Edyta nagle mnie pokocha (chyba jednak nie byłam aż tak
idealistyczna jak sądziła ona sama i Darek) i zacznie traktować jak siostrę.
Jednak właśnie dlatego, że ją znałam umiałam docenić takie niepozorne gesty. A
tą rozmowę można było uznać za zakopanie topora wojennego.
Wieczorem
byłam przyjemnie zmęczona. W głowie czułam lekki szum spowodowany dwoma
kieliszkami szampana, który wypiłam podczas przyjęcia. Niestety, z samego rana,
tuż po śniadaniu miałam pociąg i musiałam się spakować. Chciałam chociaż zdążyć
pożegnać się ze wszystkimi (a przynajmniej niektórymi), a nie zajmować się
pakowaniem. Tuż po tym jak wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę (tym
razem bardziej przyzwoitą jak ostatnio), przeczuwając że ktoś może wpaść z
ostatnią „wizytą”. A konkretnie Adrian, bo już mi to obiecywał w trakcie
przyjęcia.(choć groziłam, że mu nie otworzę) Oczywiście nie miałam ochoty na
żaden pożegnalny romans jak to nazywał, o nie. Tylko mimo wszystko to był
słodki dzieciak, no dobra młody mężczyzna, którego zainteresowanie niesamowicie
mi pochlebiało.
Nie
zawracałam sobie głowy dokładnym układaniem rzeczy. I tak nie miałam wypchanej
walizki, więc mogłam sobie na to pozwolić. Poza tym byłam zmęczona i chciałam
jak najszybciej położyć się do łóżka. Jednak tuż przed północą, gdy praktycznie
kończyłam się pakować, tak jak się spodziewałam usłyszałam pukanie do drzwi.
Właśnie kończyłam dosuwać walizkę.
-
Już otwieram.- Odparłam zmagając się z wredną nieforemną suszarką która nijak
miała się do konieczności dostosowania do gabarytów walizki. W końcu mi się to
udało. Z uśmiechem satysfakcji na ustach otworzyłam drzwi. I zaraz
spoważniałam. Bo za drzwiami wcale nie stał Adrian.
-
Co ty tu robisz?
-
Po twojej reakcji sądzę, że spodziewałaś się kogoś innego.- Odparł mi Jakub z
uśmiechem. Tak, tym samym uśmiechem który nazywałam w myślach wymuszonym.- Mogę
wejść?
-
Jasne, ale tylko na chwilę. Zaraz muszę położyć się spać.- Wolno przekroczył
próg pokoju a ja zamknęłam za nim drzwi. Zauważyłam, że nadal miał na sobie
garnitur (a właściwie tylko czarną koszulkę co dziwnie kontrastowało z
moim białym T-shirtem). Zamierzałam dodać, że skoro chciał ze mną pogadać mógł
zrobić to na przyjęciu zamiast konsekwentnie mnie unikać, ale pokonałam swoją
złośliwą naturę i tylko milczałam. Nawet gdy on jeszcze przez jakiś czas nic
nie mówił.
-
A więc jutro wyjeżdżasz.- W końcu się odezwał wodząc wzrokiem na leżącą na
łóżku walizkę.
-
No cóż, czas chyba wrócić do realnego życia. Do Gdyni. I pracy. Poza tym ciocia
za mną pewnie tęskni.
-
I twój chłopak?
-
Co?
-
Kiedy pocałowałem cię w kuchni powiedziałaś, że masz chłopaka.
-
A, o to chodzi.- Mrugnęłam śmiejąc się nerwowo.- Możesz pomóc mi ją zdjąć z
łóżka?- Poprosiłam go wskazując na walizkę.- Jest ciężka.
-
Jasne.- Wydawał się być lekko rozbawiony jakby przejrzał mój niezręczny wybieg
domyślając się, że skłamałam. Mimo wszystko podziękowałam mu gdy walizka
znalazła się na podłodze nie odzywając się by zrozumiał, że chcę by w końcu
wyznał cel swojej wizyty i sobie poszedł.
-
Nie ma za co.- Odparł mi. Przez chwilę patrzył na mnie w milczeniu. Potem
wyjaśnił tajemnicę zawartości swojej torebki z którą się zjawił gdy wyjął z
niej mleko i dwa kieliszki.- Napijemy się?
-
Przyniosłeś ze sobą mleko?- Mimo całej niechęci poczułam jak rośnie we mnie
rozbawienie. Roześmiałam się. Po chwili też do mnie dołączył.
-
Stwierdziłem, że po dzisiejszym przyjęciu pewnie i tak masz dość alkoholu. A
poza tym szklanka mleka pomoże nam zasnąć. To jak?
-
Okej.- Poddałam się. W końcu co mi szkodziło? I tak zbłaźniłam się przed nim
wystarczająco wczorajszego dnia wyznając nieomal miłość. A to, że moje serce
znowu zaczęło niepokojąco szybciej bić w jego obecności? Jakoś mi to przejdzie.
Tak jak pięć lat temu. Poza tym przecież tak naprawdę go nie kocham. Po prostu
miał ładną buźkę i tyle. Tak naprawdę nawet go nie lubię. I nie rozumie moich
żartów. A tak pożegnamy się w miłym stylu, a przecież o to mi chodziło przed
wyjazdem prawda? Żeby pogrzebać przeszłość. Czemu więc nie zrobić tego przy
mleku?
W
czasie gdy on nalewał biały płyn do szklanek ja usiadłam na łóżku. Potem podał
mi jedną sam siadając na jednym z foteli, który znajdował się obok łóżka. Przez
chwilę piliśmy je w milczeniu.
-
Wiesz, gdy o tym wszystkim myślę zdaję sobie sprawę, że byłem naprawdę wielkim
tchórzem.- Odezwał się w końcu. Choć siedział po mojej prawej stronie i tak
odchyliłam głowę by na niego spojrzeć. Gdy uchwycił moje spojrzenie spuścił
wzrok, ale i tak kontynuował:- Nie chciałem żeby to co zaszło 5 lat temu się
stało.- Już miałam się wtrącić; powiedzieć, że to przecież teraz jest nieważne,
ale…to przecież było ważne.- Mój ojciec zawsze chciał być kimś ważnym.
Początkowo to wszystko co mógł kupić sobie za swoje pieniądze mu wystarczało,
ale potem…potem przestało. Pamiętasz jak startował na burmistrza miasta? I cała
ta nieudana kampania.- Wydawał ię być lekko ubawiony.- Nawet nie wiesz jak się
wściekł gdy podali wyniki i okazało się, że głosowało na niego niecałe 1000
osób. Sam w swojej fabryce zatrudniał ponad połowę więcej, więc potem zarzucał
pracownikom niewdzięczność.
-
Pamiętam, że trochę się o tym mówiło.- Zaczęłam ostrożnie.
-
Trochę? Całe miasto się z niego śmiało. Nawet własna rodzina kpiła z niego za
jego plecami. A jego to tylko bardziej rozsierdzało. Ubzdurał sobie, że w końcu
osiągnie to co chce.
-
Dzięki tobie.- Wyrwało mi się mimo woli.
-
Tak. Twój ojciec spadł mu jak z nieba: początkujący polityk mający duże
poparcie z idealną rodziną. I przede wszystkim córką.
-
Więc mnie wykorzystałeś.
-
To nie było do końca tak. Gdy myślę o tym jak zachowywałem się wówczas nie mam
dla siebie żadnego usprawiedliwienia poza jednym: chciałem zadowolić ojca.
Chciałem wreszcie zasłużyć na jego szacunek i zrobić coś co zyska jego
aprobatę. Żałosne, co? Zwłaszcza w przypadku faceta.
-
Tak.- Przyznałam brutalnie.- Ale to nadal cię nie rozgrzesza. Nie żyliśmy w
XVIII wieku. Nie musiałeś walczyć o wpływy polityczne moim kosztem.
-
Nie wiedziałem, że mnie kochasz. Sądziłem, że tak jak ja akceptujesz swoją
rolę. Poza tym przecież doskonale wiesz, że w naszych kręgach to nie było nic
nadzwyczajnego. Odpowiedni partner wybrany przez rodziców…
-…nie
jestem żadną córką prezydenta czy premiera!
-
Ale byłaś córką jednego z najbardziej wpływowych i popularnych senatorów; osobą
publiczną, którą media obserwują. Nawet po naszych zaręczynach gazety rozpisywały
się na temat…- Urwał zdając sobie sprawę ze swojego nietaktu. Wziął głęboki
wdech.- Poza tym to nie było do końca tak.
-
A co niby było inaczej?
-
Lubiłem cię. Powiedziałaś, że w moim towarzystwie czułaś się niepewnie.
Nie mam zamiaru kłamać, że kochałem cię na zabój gdy się z tobą zaręczyłem, ale
naprawdę bardzo cię lubiłem. A szczególnie twoje pocałunki. Wiesz, że po każdym
z nich błyszczały ci oczy w taki szczególny sposób?
-
To dlatego pocałowałeś mnie wtedy w kuchni?- Wypaliłam.- Żeby sprawdzić czy
nadal darzę cię tym szczenięcym uczuciem?
-
Po części. Prawdę mówiąc sam nie wiem czemu to zrobiłem; nieważne. Ale wracając
do przeszłości...może to wszystko stało się między nami właśnie z powodu o
którym powiedziałaś: czułaś się zażenowana w moim towarzystwie i nie potrafiłaś
zachowywać naturalnie. A ja z kolei nie mogłem dobrze cię poznać. Ale
mimo wszystko wierzyłem, że może nam się udać. Przywiązanie, szacunek i
sympatia to jest coś co da się wypracować a my to mieliśmy. Dlatego gdy zobaczyłem
cię wtedy z Darkiem poczułem się oszukany. Oszukany i sparaliżowany tym
wszystkim, tym jakie konsekwencje to za sobą niosło. I byłem na ciebie zły.
-
Ty na mnie?
-
Tak. Sądziłem, że kochałaś Darka i tak naprawdę posłużyłaś się moim kosztem.
-
Ale przecież tamta wiadomość…wyznałam ci że cię kocham.- Ostatnią część zdania
niemal wyszeptałam. Bo poczułam się tak jakbym mówiła to w czasie
teraźniejszym.
-
Początkowo uważałem że kłamiesz zdając sobie sprawę że powinnaś uniknąć
skandalu. Potem gdy złość przeszła chciałem oddzwonić, ale twój ojciec zabronił
mi się z tobą kontaktować pod karą groźby wyrzucenia mnie ze stażu i zerwania
umowy z moim ojcem.
-
Mój tata? Ależ on chciał abyś się ze mną ożenił. Następnego dnia po…po naszych
zaręczynach wyjaśnił, że zrobił wszystko co w jego mocy by wyjaśnić całe to
nieporozumienie i nie odwołać ślubu.
-
Tak ci powiedział? Bo mnie, cytuję, kazał spieprzać na cztery wiatry razem z
moim ojcem i jego pieniędzmi. Powiedział, że między tobą i Darkiem nic nie ma,
a skoro nie wierzę to mój problem. Na koniec dodał, że i tak nie zasługuję na
taką dziewczynę jak jego córka i że dzięki temu przejrzał na oczy.
-
Ale to… to niemożliwe.- Z powodu tych wszystkich rewelacji aż zakręciło mi się
w głowie. Więc tata mnie bronił? Wierzył w to, iż to co się stało nie było moją
winą? Dopiero teraz wracając myślą do tamtych wspomnień zdałam sobie sprawę jak
inaczej wyglądało to z mojej perspektywy. Jak te same słowa znaczyły dla nie
coś innego. Poczułam wyrzuty sumienia z tego powodu, bo przez 5 lat praktycznie
z tego powodu nie potrafiłam normalnie rozmawiać ze swoim ojcem. Gdy mnie
odwiedzał zachowywałam się powściągliwie wierząc, że obwinia mnie za
zakończenie swojej kariery. A on z kolei wierzył w to, że ja chowam do niego
urazę za to że nie udało mu się dopuścić do ślubu…Pocieszał mnie tylko fakt, że
pomimo tych wszystkich nieporozumień w końcu się pogodziliśmy.
-
A więc sądziłaś, że twój ojciec obarczył winą za wszystko ciebie?
-
On mówił mi, to znaczy to ja zrozumiałam coś zupełnie innego. Myślałam, że
zerwanie umowy między nim a twoim ojcem zniszczyło mu karierę. I że obarcza o
to mnie.
-
Nie, on był lojalny wobec ciebie. A poza tym: myślisz że naprawdę nasze zerwane
zaręczyny byłyby w stanie to zrobić?
-
Od tamtej pory tata nie został już senatorem.
-
Ale obecnie jest jednym z asystentów samego Pakozińskiego.- Był to jeden z
ministrów, ale że polityka nigdy mnie nie pociągała nie miałam pojęcia którego
resortu. Pracy? Zdrowia?- Nadal propaguje swoje idee i pomysły tyle, że nie za
pośrednictwem własnego nazwiska. Właściwie to można powiedzieć, że to kieruje
całym resortem, bo Pakoziński wie tyle o polityce i sytuacji ekonomicznej kraju
co kot napłakał. I na dodatek pan Kwiatkowski zyskuje, bo robi to w białych
rękawiczkach Także opozycja nie może otwarcie go krytykować, a wszyscy i tak
znają prawdę wiedząc, że chcąc osiągnąć poparcie dla swoich pomysłów muszą
zjednać sobie twojego ojca a nie tego durnia.- Jakub urwał jakby dopiero
zrozumiał jak wielkie to wszystko wywarło na mnie wrażenie.- Dlatego przepraszam.
-
Za co?- Spytałam trochę zdezorientowana. No bo zabrzmiało to tak jakby
przepraszał mnie za to kim jest mój tato.
-
Za to, że przeze mnie zepsułaś swoje relacje z ojcem na długie lata.
-
To nie przez ciebie. Po prostu to ja byłam zbyt głupia by dostrzec to, że
ojciec nadal mnie kocha. I rozżalona z powodu Edyty; tego że to zdarzenie w
piwnicy było jej sprawkę, że nie miałam pojęcia o tym jak bardzo mnie nie
cierpi.
-
Teraz jest chyba lepiej, co? Widziałem jak już na przyjęciu tutaj szeptałyście
po uroczystości w kościele.- Chwilę zwlekałam z odpowiedzią
-
Tak. Chyba osiągnęłyśmy coś w rodzaju kompromisu. Żadna z nas jednak nie jest w
stanie zapomnieć o przeszłości.- Pogrążyłam się na moment we własnych myślach.
Po chwili wybuchłam jednak śmiechem.
-
Co się stało?- Spytał mnie zaskoczony Bająkowski.
-
Nic. Po prostu zdałam sobie sprawę, że po raz pierwszy od dłuższego czasu ze
sobą rozmawiamy. I przede wszystkim szczerze.
-
Prawda? Żałuję, że wcześniej tego nie robiliśmy. Właściwie byliśmy tylko
młodymi dzieciakami nie do końca znającymi konsekwencje swoim poczynań.
-
Tak. Wiesz, w takim razie muszę ci jeszcze coś wyznać. Gdy po wszystkim,
mieszkając już u cioci dowiedziałam się o twoim ślubie z Dagmarą poczułam
satysfakcję, że spotkała cię zasłużona kara.- Gdy zauważyłam, że zamierza
zabrać głos uprzedziłam go.- Ciii, nic nie mów. Wiem, to było podłe, ale nic
nie mogłam na to poradzić. Dlatego potem, gdy dowiedziałam się o jej śmierci
czułam się niejako winna.
-
Niepotrzebnie. A jeśli chodzi o to co powiedziałaś…wiem, nie powinno się źle
mówić o zmarłych, ale Dagmara była trudna w pożyciu. I być może masz
rację i spotkała mnie zasłużona kara. Małżeństwo z nią było kolejnym ruchem
nakazanym mi przez ojca, który ja posłusznie wypełniłem. A my od początku się
nie znosiliśmy. Ona wiedziała, że mam ją za nudną i mało bystą kobietę, a ona
uważała mnie za nudziarza. Miałaś więc rację.
-
Nie, nie miałam racji. Teraz żałuję tych wszystkich złych myśli o tobie. I mimo
że już jutro wyjeżdżam chcę żebyś wiedział, że nie czuję do ciebie ani złości,
ani niechęci czy żalu. No i zakłopotana. Wiesz, że odkąd przyjechałeś modliłam
się byś nie stanął na mojej drodze?- Gdy na niego spojrzałam zauważyłam, że też
się uśmiecha. Zaraz jednak spoważniał.
-
Czy ty…to znaczy…czy nadal coś do mnie czujesz?
-
Nie.- Odparłam machinalnie i bardzo szybko. Zaraz potem udając głęboki namysł
odpowiedziałam bardziej pewnie:- Nie, nie kocham cię.- No bo jaki sens miałoby
mówienie mu teraz, że dawne uczucie wróciło? W sytuacji gdy on wyznał mi, że
zawsze tylko mnie lubił a ja wyjeżdżałam jutro (a raczej biorąc pod uwagę późną
porę dzisiaj) do Gdyni? Bez sensu byłoby więc obarczanie go jeszcze moimi
uczuciami. Jej, nie sądziłam że kiedyś będę chciała oszczędzić mu bólu, ale
najwyraźniej tak się właśnie działo. -Wiesz…chyba nawet do tej pory sądziłam
inaczej.- Zaczełam starając się wpleść w swoją opowieść jak najwięcej prawdy by
stała się bardziej wiarygodna w jego oczach. W końcu Kuba miał wiele wad, ale
nie był głupi.- Po prostu z powodu tego co między nami zaszło czułam się
niezręcznie i sądziłam, że to właśnie dlatego że nadal coś do ciebie czuję.
Bałam się z tobą rozmawiać obawiając się, że znów moje uczucie do ciebie
odżyje. Ale po tej rozmowie zdałam sobie sprawę, że tak wcale nie jest. Bo gdy
w końcu wszystko zostało powiedziane to…To tak; odczuwam lekki żal, ale raczej
nie do ciebie, a do całego świata, Boga czy fatum który dopuścił do tej całej
farsy. Z drugiej jednak strony chcę wierzyć, że to wszystko nie stało się
przypadkiem. Że być może był w tym głębszy sens. Choćby taki, że ja sama czuję
się mocniejsza i bardziej pewna siebie. Dawniej byłam naiwną nastolatką
wierzącą w te całe romantyczne bzdury. Gdybyś wiedział jak wyobrażałam sobie
nasze wspólne życie…- Ze szczegółami zaczęłam opowiadać mu arkadyjskie
wizje naszej przyszłości pełne pikników na łąkach, ratowania z rąk włamywaczy,
chodzenia na przyjęcia. Już po kilku minutach oboje pokładaliśmy się ze
śmiechu.
-
Więc chciałaś zamieszkać w tamtym dworku?
-
Hej, nie śmiej się ze mnie. Obiecałeś.
-
Wiem, ale...naprawdę sądziłaś, że ktoś by ci go sprzedał?
-
Wtedy nie wiedziałam, że to zabytek. Ale z zewnątrz bardzo mi się podobał...
Przegadaliśmy
ze sobą prawie całą noc. Tuż po mojej wizji zeszliśmy na dół po ciasta i
krakersy i kładąc je na dywanie położyliśmy się na nim wymieniając wzajemnymi
spostrzeżeniami. Gdy w końcu zwróciłam uwagę, że dochodzi już trzecia rano, a
ja mam pociąg o dziewiątej Kuba zdecydował się wrócić do siebie. Na odchodnym
jednak spytał:
-
A więc przyjaciele?
-
Tak, przyjaciele.- Potwierdziłam z uśmiechem starając się powstrzymać ukucie
żalu jakie poczułam gdzieś w okolicy serca. Ale skoro Edyta potrafiła
zrezygnować z Darka którego kochała może najwyższy czas bym ja zrobiła to samo
z Jakubem? Przez moment mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu on machnął mi dłonią,
ale potem niespodziewanie się odwrócił.
-
Z tym chłopakiem to ściema, prawda?
-
Słucham?
-
W Gdyni…nie ma żadnego chłopaka tak?
-
Lepiej już idź. I tak przez ciebie się nie wyśpię.- Żartobliwie kręcąc głową
wypchnęłam go lekko za drzwi.
-
Odwiozę cię jutro na peron.
-
Dzięki.
-
Basia?- Znów zawrócił.
-
Aha?- Tym razem wywróciłam oczami.
-
Mogę do ciebie zadzwonić w Gdyni?- Spoważniałam. Bo wiedziałam, że nie chodzi mu
tylko o telefon. Zastanawiałam się jak delikatnie dać mu do zrozumienia, że
wcale nie mam na to ochoty. Nie cierpię próbować czegoś czego i tak nie będę
mogła mieć.
-
Nie sądzę by to był dobry pomysł.
-
Tylko spróbujmy. Sama powiedziałaś, że w tym wszystkim był głębszy sens. Być
może tak było. Gdybyśmy pobrali się 5 lat temu być może teraz bylibyśmy już po
rozwodzie. A teraz, wiesz wydaję mi się że w ciągu tego tygodnia poznałem cię
lepiej niż w ciągu prawie dwóch lat naszego związku.
-
Ale…- Sama już nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Byłam totalnie
skonfundowana. Wydawało mi się, że ułożyłam w głowie wszystkie swoje sprawy, że
z sercem znów zrobiłam porządek ale gdy tak na mnie patrzył to…nie wiedziałam
jak mam w ogóle na imię. Dlaczego on mi to robił?- Kuba, powiedziałam ci że to
była pomyłka. Ja…- Urwałam czując dotyk jego dłoni na policzku.
-
Mam nadzieję, że nie. Bo gdy wyznałaś, że teraz nic nie została z tego co
dawniej do mnie czułaś nie czułem się z tym najlepiej.
-
A więc…- Przełknęłam ślinę bo jego bliskość robiła na mnie wrażenie.- A więc
chcesz powiedzieć że ty coś do mnie czujesz?- Nie odpowiedział. Uśmiechnął się
tylko, a potem nachylił i nieskończenie powolnym ruchem nakrył ustami moje
wargi. Przymknęłam oczy delektując się tym wspaniałym uczuciem, że Kuba
wreszcie całuje mnie bo sam tego chce.- Radzisz sobie coraz lepiej.- Powiedział
znajdując się gdzieś bardzo blisko mojej twarzy. Spojrzałam na niego
zdezorientowana.- W całowaniu.
-
Och ty.- Pacnęłam go lekko dłonią przypominając sobie jak wcześniej ze mnie
kpił. Poczułam się bardzo głupio. Szczególnie po tym jak godzinę wcześniej
zapewniałam go, że nic do niego nie czuję. A teraz tak po prostu odwzajemniłam
jego pocałunek?
-
Nie przejmuj się tym. Jeszcze parę prób i...
-
Bardzo śmieszne. Nie obchodzi cię, co powie na to mój chłopak z Gdyni?-
Odgryzłam się.
-
Wiem, że z tym chłopakiem to ściema.
-
Akurat.- Prychnęłam. Jakub z powrotem przyciągnął mnie do siebie.
-
Kolejna próba.- Szepnął mi do ucha. Zanim jeszcze raz mnie pocałował głośno się
roześmiałam. A potem zamknęłam mu drzwi przed nosem. Bałam się, że dzisiejszej
nocy ( a właściwie jej połowie, bo zbliżał się ranek) mogę zrobić coś bardzo
głupiego. Jak na przykład wpuścić go do środka swojego pokoju i się z nim
przespać. To dopiero byłaby katastrofa. A może…nie?
Rankiem,
choć bardzo niewyspana dotarłam na pociąg z obiecaną pomocą Jakuba.
Zastanawiałam się czemu nie czuję zażenowania z powodu wczorajszych pocałunków,
ale tak faktycznie było. Zwłaszcza, że nawet gdy wsiadałam już do pociągu
Jakub przytulił mnie do siebie życząc bezpiecznej podróży. Jeszcze raz obiecał
zadzwonić wieczorem tego samego dnia przedtem prosząc o nr telefonu który z
lekkim tylko oporem mu dałam. A potem jeszcze raz mnie pocałował wręczając małe
kartonowe pudełeczko.
Kilkadziesiąt
minut później wsłuchana w miarowy dźwięk przesuwającego się po szynach pociągu
czułam się wolna i szczęśliwa jak nigdy dotąd,. Było to uczucie iście
paradoksalne, bo przecież nie wiedziałam dokąd to wszystko zaprowadzi nas z
Jakubem. I czy w ogóle zaprowadzi. W końcu ja miałam już swoje życie a Gdyni a
on tutaj. Ale nic nie mogłam poradzić na to, że otwierając paczkę którą mi
wręczył i wyciągając z niej bukiecik kwiatów zdumiewająco przypominający tamten
który wręczył mi na zaręczyny, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. A
czytając dołączony do niego liścik śmiałam się już w głos nie zważając na
pasażerów.
„Mam
nadzieję, że ten bukiecik umili ci podróż do domu. Niestety, nie mogłem
odzyskać tego prawdziwego, ale te kwiaty również możesz ususzyć i znów postawić
je sobie na szafie byś mogła na nie patrzeć zaraz po przebudzeniu. Poza tym
miej na uwadze, że nawet w Warszawie zdobycie ładnych kwiatów o czwartej rano niemal graniczy z
cudem.
PS:
Przyjadę do ciebie niebawem kontynuować nasze lekcje całowania. I oczywiście,
aby poznać twojego chłopaka.”
KONIEC
Przeczytałam i teraz niedziela bedzie wspaniała.
OdpowiedzUsuńWidać, że idziesz do przodu, rozwinęłaś się,ewaluujesz, należą się Tobie wyrazy uznania, co niniejszym czynię. Gratuluję.
Pozdrawima
Ania
Kurczę. Już tęsknię za tym opowiadaniem , jak za każdym :) Może zrobisz kiedyś jakieś spotkanie/rozmowę grupową dla Twoich czytelników?;:)
OdpowiedzUsuńHm...prawdę mówiąc nie sądzę by ktoś był zainteresowany, ale bardzo chętnie odpowiem na wszelkie twoje pytania (albo prawie wszystkie). Takze jesli masz ochotę spytać mnie o coś związanego z moimi opowiadaniami albo samą mną to zapraszam :-)
UsuńGenialne opowiadanie chociaz jak pisałas wcześniejsze. Jesli masz jeszcze takie mozesz śmiało zamieszczać :-) sa w równym stopniu świetne do czytania co obecne. A w ogóle to moglabys pomyśleć nad kontynuacja losów tych bohaterów po kolejnych kilku latach
OdpowiedzUsuńO tak mogła by być kontynuacja i ponowne spotkania Adriana i Basi po kilku latach , kurcze myślałam że coś z tego będzie od początku im kibicowalam <3 :( Daria
UsuńKiedy bedzie cos nowego???
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. Ana
Dzisiaj zacznę pisać bo mam wolny wieczór wiec myślę ze jutro wstawię jakies krótkie opowiadanie. Jakos do tej pory nie mogę się zebrać zeby zacząć coś dłuższego
UsuńTo super, czekam z niecierpliwością.
Usuń