Łączna liczba wyświetleń

środa, 24 lutego 2016

Maskarada część VII



- A więc…dzisiaj spotkałaś się w ośrodku z Arturem- Powiedział Mariusz.
- Tak, ale to nie dlatego zasiedziałam się zapominając o dzisiejszy wyjściu do teatru.- Przytaknęłam szybko zbyt późno uświadamiając sobie, że swoim niefortunnym komentarzem się właśnie zdradziłam.
- A więc zapomniałaś.
- Graliśmy w karty. Z panem Andrzejem.
- I z Arturem.
- Tak. – Przytaknęłam nie wiedząc czemu mam tak bardzo suche gardło. Przecież nie miałam nic do ukrycia ani niczego nie musiałam się wstydzić.- Ale nie wiedziałam, że on tam będzie.
- Sądziłem, że ustaliliśmy iż masz się z nim nie spotykać.
- Wcale nie. Stwierdziłeś, że byłoby lepiej gdybym go unikała a ja przytaknęłam.- Znów powiedziałam zanim pomyślałam. Przymknęłam oczy dawnym zwyczajem, że gdy niczego nie widzę to problem znika.
- No tak, to zmienia postać rzeczy.- Niby Mariusz nie ironizował, ale gdy wpadał w taki poważny nastrój nie wróżyło to niczego dobrego.
- Mówiłam ci że spotkaliśmy się przypadkiem. Nie miałam pojęcia, że ON tam będzie ani ON nie miał pojęcia że ja tam będę. A poza tym nawet jeśli by tak nie było to nie masz prawa być na mnie zły.
- Zły? Wcale nie jestem na ciebie zły. Jestem raczej…rozczarowany. Uważałem, że podjęliśmy taką samą decyzję wobec mojego kuzyna, ale jeśli wolisz się z nim spotykać…
- Był moim przyjacielem. I wcale się nie spotykamy.
- Ale wymieniacie wiadomości, dzwonicie. Poza tym nawet przypadkowe wizyty w ośrodku to też spotkania.
- Artur nie kontaktował się ze mną telefonicznie od czasu naszego niby zerwania.
- Więc dziś musiał odświeżyć sobie twój numer.
- Powiedz wprost do czego pijesz. Uważasz, że to ukartowałam? Śmiało.- Prowokowałam go, bo miałam już dość oskarżeń o Artura. I okej, to nie były wprost oskarżenia, ale przez to jeszcze bardziej frustrowały. Mariusz nigdy nie stawiał sprawy na ostrzu noża, nigdy o nic nie obwiniał. Ale gdy był w takim nastroju o to właśnie chodziło. Dlatego teraz dzielnie wytrzymałam jego spojrzenie zanim nie podszedł do mnie całując w czoło tym samym całkowicie zbijając z tropu.
- Wcale nie. Wiem, że go nie zachęcasz; ani też nie prowokujesz czy organizujesz sekretnych schadzek. Ufam ci całkowicie. Ale wiem też, że on cię kocha i sama myśl, że będzie próbował zdobyć jest nie do zniesienia. A przecież spotykając się z nim nawet na stopie koleżeńskiej dajesz mu okazję do spędzania z tobą czasu i podtrzymania jego zainteresowania.
- Mariusz, jemu już przeszło.
- Miłość tak łatwo nie znika.
- A i owszem. Chyba, że nazywasz się Artur Chojnacki, masz 26 lat, a mentalnie jesteś na poziomie nastolatka w którym wciąż buzują hormony a swoją męskość musi udowadniać ilością lasek z którymi się przespał. Słuchaj, w trakcie trzymiesięcznego stażu podrywał a raczej poderwał trzy stażystki, po czym totalnie je zlewał. I je też „kochał” tak samo jak mnie. Po prostu faceci tak mają; kobiety zresztą też więc nie pozostaje nic innego jak się z tym pogodzić.
- Chyba chciałaś powiedzieć: niektórzy faceci.
- No tak, przepraszam. Ja wiem, że ty do nich nie należysz.
- To dobrze. Kocham cię i nigdy nie przestanę. I chcę byś o tym pamiętała.
- Przecież ja wcale nie muszę o tym pamiętać; ja to doskonale wiem. I też cię kocham. A nawet bardzo, bardzo.- Mówiąc to mocno się w niego wtuliłam.
- Kolejnego bardzo moje żebra mogą nie wytrzymać.- Zaśmiał się Mariusz co znaczyło, że udało mi się rozwiać jego obawy.
- Spokojnie, aż taka silna nie jestem. A tę zabawę wymyślili moi rodzice. Gdy byłam mała: miałam może 10-12 lat, przytulaliśmy się mówiąc jak bardzo się kochamy. Każda osoba używała przysłówka „bardzo” o jeden raz więcej niż poprzednia. Gdy się pomyliła, tej której to mówiła pękało serce; oczywiście tylko w przenośni; i wtedy wyliczanka zaczynała się od nowa z tym że osoba która się pomyliła wypadała z gry. Potem cykl powtarzał się aż do skutku. Zwycięzcą zostawała osoba, która wygrała w ostatnim pojedynku. W nagrodę mogła poprosić pozostałe o co tylko chciała.
- I o co prosiłaś rodziców gdy udało ci się wygrać?
- Najczęściej o następnego cukiernia lub białą czekoladę. Uwielbiałam wtedy słodycze, a z racji lekkiej nadwagi rodzice stale mi ich odmawiali każąc jadać jakieś mało słodkie galaretki czy kisiele. Byłam wtedy strasznie nieszczęśliwa. Ale może to i dobrze, bo inaczej teraz nie mieściłabym się w drzwi, winda nie zdołałaby mnie unieść na dziewiąte piętro twojego biurowca więc bym cię nie poznała i była jeszcze bardziej nieszczęśliwa.
- Raczej nie, skoro nie wiedziałabyś że coś cię ominęło. Ale bardzo podoba mi się ten pomysł; to znaczy zabawa w jaką bawiłaś się z rodzicami.
- Tak?
- Tak. Dlatego chciałbym ci powiedzieć, że ja kocham cię bardzo, bardzo, bardzo mocno.
- A ja kocham cię bardzo, bardzo, bardzo, bardzo mocno. Ale zanim powiedz mi to samo z dodaniem jeszcze jednego bardzo to uprzedzam, że ja zawsze wygrywam.
- Nie tym razem. Bo ja bardzo, bardzo, bar…- Nie dokończył bo praktycznie zawiesiłam mu się na szyi całując w usta. Szybko odwzajemnił mój pocałunek, a gdy tylko się skończył spojrzał na mnie z ukosa. - Grasz nie fair.
- Wcale nie oszukuję.
- Typowa kobieta, która posuwa się do różnych forteli by postawić na swoim.
- Typowy mężczyzna, który nie umie przyznać się porażki.- Odcięłam się. I znów zaczęliśmy mierzyć się wzrokiem rozbawieni własnymi słowami.
- A więc dobrze: wygrałaś. Jaka będzie twoja nagroda?
- Jak się zastanowię to dam ci znać. Ale na razie możesz mnie jeszcze raz pocałować zanim nie zjawi się pani Bożenka.- Jakby doskonale słysząc moje słowa rozległo się pukanie do drzwi.
- Ewelinko, pożegnaj już gościa i gaś światło. Prąd w dzisiejszych czasach tyle kosztuje…- Usłyszeliśmy z Mariuszem jej głos dobiegający zza drzwi. Powili odsunęliśmy się od siebie.
- Dobrze. Właśnie się żegnaliśmy.- Odparłam jej z kwaśną miną. I jak tu budować intymny albo nawet choć trochę romantyczny nastrój? Skoro ja mając 26 lat przeżywałam trudności to co dopiero mają mówić ci biedni nastolatkowie mieszkający z rodzicami i nie zarabiający na siebie? To dopiero musi utrudniać związek.- Jej, miałeś rację ta kobieta nie jest jędzą. To czarownica, która umie czytać w myślach. Od dzisiejszego wieczoru będę bała się tutaj mieszkać.
- Za to ja poczułem się znów jak nastoletni chłopiec odwiedzający koleżankę która mi się podoba. Jej rodzice stale pukali wówczas do pokoju z pytaniem o to czy chcemy coś do picia, przegryzienia, czy się nie nudzimy…i tak co pięć minut.
- Hm, nigdy mi o niej nie opowiadałeś. Jak się nazywała?
- Renata Ostrzeniewska…a może Ołdakowska? Już nie pamiętam. Ale byłem tak przerażony, że po tym spotkaniu nawet w szkole bałem się powiedzieć jej zwykłe cześć.
- Jakoś ciężko jest mi to sobie wyobrazić, ale wypytam cię o to innym razem. Teraz chcę się z tobą należycie pożegnać.- Wymieniliśmy z Mariuszem kilka rozkosznych pocałunków a potem pożegnaliśmy. A ja leżąc już w łóżku przypomniałam sobie o wiadomości Artura. Chciałam odzyskać swój jedyny ciepły szalik jak najszybciej, ale Mariusz z pewnością nie byłby zadowolony z mojego spotkania z nim. Ale z drugiej strony niczego mi nie zabronił…Podejmując ostateczną decyzję odpisałam Chojnackiemu, że może mi przynieść szalik do pracy. W końcu pracowaliśmy w jednym budynku, więc tak było najmniej problemowo. Zaledwie kilka sekund później dostałam odpowiedź pozytywną. Postanowiłam nie wyolbrzymiać faktu, że Artur zgrabnie zaproponował by stało się to w porze lunchu. W końcu tak było nawet prościej. W przeciwnym razie moi przełożeni z pewnością zaczęliby się zastanawiać dlaczego syn szefa i szefowej przynosi mi mój szal. Aż strach byłoby pomyśleć co pomyśleli by sobie gdyby to był na przykład sweter albo bluzka.

***
- Bardzo dziękuję, że zauważyłeś iż go zostawiłam. Teraz w mroźne zimowe popołudnia takie jak te, po wyjściu z pracy nie zamarznę.- Powiedziałam do Artura kilka godzin później, podczas przerwy w pracy w której jak się umówiliśmy miał oddać mi moją zgubę.
- Drobiazg. Zdążyłaś wczoraj na spotkanie z Mariuszem?- Spytał mnie.
- Niestety nie. Musieliśmy odwołać…zaraz, a ty skąd wiesz że byłam z nim umówiona?
- Domyśliłem się.- Z uśmiechem wzruszył ramionami.- W końcu raczej nie spieszyłabyś się do tej jędzy, twojej gospodyni.
- Nie nazywaj jej tak, ja już przestałam to robić.
- Serio? Przecież jej nie znosisz.
- Tak, ale Mariusz uświadomił mi, że to niepotrzebna złośliwość.- Na widok dziwnego spojrzenia które posłał mi Artur dodałam:- Co to miało znaczyć?
- Niby co?
- Twoje spojrzenie, nie jestem ślepa.
- Nic, po prostu zaskoczyło mnie, że jesteś wobec niego tak posłuszna.
- Wcale nie jestem wobec niego posłuszna, bo to nie był rozkaz. Po prostu mi to uświadomił.
- Nie musisz nic mówić; pamiętam to jeszcze z czasów gdy byłem nastolatkiem a on o kilka lat starszym odpowiedzialnym kuzynem. Jednym spojrzeniem potrafił sprawić, że czułem się jak gówniarz i kolejne piwo które właśnie zamierzałem wypić na imprezie nie wydawało mi się być aż takie kuszące.
- Doskonale o tym wiem. To niezła sztuczka co? I potrafi uziemić cię samym wzrokiem. – Roześmiałam się na wspomnienie tego iż doświadczyłam tego posępnego spojrzenia jeszcze wczoraj. Ale w przeciwieństwie do Artura mnie wydawało się to być bardzo słodkie, no może z wyjątkiem momentów w trakcie doświadczanie tego; po nich tylko mnie rozczulało i bawiło.
- Tak, zdecydowanie sprawdziłby się w wojsku.- Dodał jeszcze. Potem chrząknął w czasie gdy ja wciąż się chichrałam. Gdy przestałam odezwał się znów:- Jak widzę jesteś szczęśliwa.
- Tak, bardzo.- Odpowiedziałam szczerze. Potem żartobliwie pogroziłam mu palcem decydując, że będzie to najlepsza strategia do tego by ponownie dać mu lekkie ostrzeżenie.- Jeśli pytasz o to czy zamierzam rzucić Mariusza to nie, nie zamierzam. Układa nam się świetnie, więc jeśli teraz właśnie chciałeś po raz kolejny rzucić jakąś złośliwą uwagę o tym jak długi czas upłynie nim z nim zerwę to wcale nie musisz tego robić.
- Wcale nie to było moim zamiarem. I zdaję się, że za ten ostatni tekst jestem ci winien przeprosiny.- Przyznaję, trochę mnie zaskoczył.
- Dziękuję. Przyjmuję je.
- A jak podoba ci się praca u taty?- Zagaił z innej beczki.
- Znośna, choć wciąż traktują mnie jak stażystkę. Każdy nawet najmniejszy kawałek papieru który wypełnię sprawdza za mnie przynajmniej jedna osoba.
- Nie przejmuj się. To całkiem normalne. Jeśli chodzi o interesy tata jest konserwatystą i woli nie unikać błędów. Także to nie dotyczy tylko ciebie.- Pocieszał mnie Artur w trakcie gdy ja zajadałam się swoją kanapką a potem sałatką. Potem zaczął wymieniać się swoimi własnymi doświadczeniami zawodowymi narzekając, że praca u własnych rodziców nie jest taka fajna jak mu się wydawało, bo wciąż każdy bał się go o cokolwiek skarcić by nie narazić się jego rodzicom. Wtedy popełniłam błąd niszcząc beztroski nastrój wtrącając moim zdaniem całkiem niewinną uwagę:
- No co ty, nie może być aż tak źle. W końcu w kadrach pracują praktycznie same kobiety. I nawet ja muszę przyznać, że niektóre są bardzo ładne.
- Może.- Przyznał wówczas twardo.- Ale jakoś takie zabawy przestały mnie bawić. Przepraszam, muszę już iść.
- Przecież nawet nie zjadłeś swojej kanapki.
- Ty możesz ją zjeść. Zawsze miałaś świetny apetyt. Poza tym masz rację: będzie lepiej jeśli nie będziemy się dawać kolejnych powód do zazdrości Mariuszowi, prawda? Suszenie mi głowy z powodu głupiego szalika w wieku 26 lat nie jest takie zabawne jak wtedy gdy robił to dawniej.
- Zaraz, zaraz: jak to Mariusz suszył ci głowę? Chodziło o „ten” szalik?- Spytałam wskazując na szal leżący na oparciu mojego krzesła który dzisiaj zwrócił mi Chojnacki.
- Tak ten. Dlatego następnym razem wolałbym byś nie była wobec niego taka przesadnie szczera. Wiem, że uczciwość w związku to podstawa, ale chyba nie musisz wspominać mu o takich pierdołach i spowiadać za każdym razem gdy zgubisz szalik albo idziesz do łazienki?
- Więc wczoraj się z nim widziałeś?- Spytałam ignorując drobną złośliwość zawartą w poprzednich słowach Artura.
- Nie, dzwonił do mnie prosząc, a raczej żądając bym dał ci spokój. Dlatego postanowiłem zastosować się do jego rady i już dłużej nie mieszać. Choć niewątpliwie fakt, że pozwolił mi uniknąć nudnego rodzinnego zgromadzenia był dużym plusem.- Po tych słowach odszedł obdarzając mnie na odchodnym szerokim uśmiechem po raz kolejny udowadniając, że dla niego to wszystko jest bardzo zabawne. Dla mnie jednak wcale tak nie było. Mariusz wciąż nie ufał Arturowi, a przez to nie ufał i mi. I zaczynało mnie to coraz bardziej irytować.
Jednakże po trzech dniach, złość trochę mi przeszła. Wyjazd Mariusza trochę się przedłużył, bo jak wyjaśnił mi w rozmowie telefonicznej, pan Adamczyk miał sporo uwag co do projektu, a Mariusz wolał załatwić je na miejscu niż ryzykować kolejną konieczność przyjazdu tutaj. Dlatego też gdy go w końcu zobaczyłam kwestia Artura wywietrzała mi z głowy. Zwłaszcza gdy wyglądał na zmęczonego. Od razu poczułam przypływ czułości i lekkie wyrzuty sumienia, bo choć wrócił w piątkowy wieczór, przyjechał pod mój wynajmowany pokoik by się ze mną spotkać. I zrobił to praktycznie zaraz po powrocie. Jak więc mogłam się z nim kłócić? Zamiast tego zganiłam go mówiąc, że powinien odpocząć i wyspać się w swoim mieszkaniu tym bardziej gdy przyznał się do bólu głowy. Zaproponowałam więc byśmy pojechali do niego (Miałam nadzieję, że tam zmuszę go do snu; w moim malutkim pokoiku to zadanie było utrudnione, bo w każdej chwili mogła zjawić się pani Bożenka, która kategorycznie zakazywała odwiedzin jakichkolwiek mężczyzn w czasie gdy jej nie było). Potem jednak zaniechałam tego patrząc w jego zmęczone oczy. Zamiast tego kazałam mu położyć się na moim malutkim łóżku, podczas gdy ja w kuchni szukałam jakiejś tabletki na ból głowy. Chwilę później mu ją podałam siadając na jedynym meblu innym niż łóżko na którym mogłam to zrobić (mój pokój był bardzo mały, jak to w bloku). Potem włączyłam telewizor, pomimo jego protestów. Uważał, że telewizja ogłupia, zwłaszcza telewizja publiczna którą tutaj miałam.
- Bo naprawdę zacznę być zazdrosna o panią Bożenkę. Macie zdumiewająco podobne poglądy.
- Może gdyby była trzydzieści lat młodsza.
- Hej, teraz to już na pewno jestem zazdrosna.- Mariusz wciąż na pół leżąc na moim łóżku delikatnie się uśmiechnął. Potem zmrużył oczy jakby przeszył go ból. Odeszła mi pora do żartów.- Bardzo cię boli? Pastylka powinna już pomóc.
- Pewnie zacznie działać za kilka minut. Do tego czasu będę musiał się trochę pomęczyć.
- Może skoczę do apteki po coś mocniejszego? To co ci dałam to zwyczajny paracetamol.
- Nie, to wystarczy. Zazwyczaj po kilku minutach przechodzi.
- To znaczy, że często boli cię głowa?
- Tylko gdy mam bardzo intensywny dzień.
- Za dużo pracujesz.
- Tyle co ty. Tyle, że czasami muszę spotykać się jeszcze z klientami.
- Czasami? Chyba często.
- Wcale nie. I chyba tym razem głowa wcale nie boli mnie przez pracę ale przez ciebie. Gdybym wiedział, że potrafisz być taką zrzędą to…
-…to co?
- To oświadczyłbym ci się po pierwszym spotkaniu. Mam słabość do zrzęd.- Uśmiech który jeszcze chwilę temu gościł na mojej twarzy zniknął gdy usłyszałam słowo oświadczyny. I choć zdawałam sobie sprawę, że to nie było powiedziane na poważnie to mimo wszystko poczułam jakieś dziwne uczucie w głębi mojego serca. Owszem, wiedziałam że dla Mariusza jestem bardzo ważna i nie spotyka się ze mną dla zabawy, ale mimo wszystko…mimo wszystko żart o oświadczynach sprawił, że w pełni zdałam sobie z tego sprawę. Dobrze, że Mariusz przymknął na moment oczy- widocznie głowa bolała go bardziej niż był skłonny się do tego przyznać- bo inaczej nie byłabym w stanie odpowiedzieć mu niczego dowcipnego. Zamiast tego odparłam:
- Wiem, że moje łóżko nie jest zbyt duże i jest jeszcze mniej wygodne, ale w takiej pozycji ból szybciej przejdzie.
- W porządku, ale najpierw wyłącz ten telewizor. Możesz włączyć radio.
- Dobrze, jak chcesz. Dzisiaj będę wyrozumiała.
- Tylko dzisiaj?
- Oczywiście. W tym związku to ja rządzę, pamiętasz?
- Chyba próbujesz owinąć sobie mnie dookoła palca.
- Wcale nie. Ja już to zrobiłam kochaniutki.- Odpowiedziałam mu szukając czegoś spokojnego w swoim telefonie. Ale że przepadałam za rockiem nic takiego nie znalazłam.
- Pewnie nie masz Dana Gibsona? Lubię go słuchać dla odprężenia.
- Raczej nie, prawdę mówiąc w ogóle nie wiem kto to jest. Ale może znajdę coś w sieci. O jest: Sea Breeze…może być?
- Sea Breeze. Moja ulubiona.- Gdy rozległy się pierwsze takty melodii dodał:- Kiedyś dam ci do przesłuchania jego całą płytę. Jestem pewny, że się zakochasz.
- Hm, być może.- Przyznałam ostrożnie, bo nie sądziłam by coś co przypominało muzykę klasyczną mi się podobało. Ale z każdą nutą i delikatnym dotknięciem klawisza fortepianu zaczęłam zmieniać zdanie. Muzyka była naprawdę przepiękna, co tylko dowodziło tezy że jeśli się czegoś nie spróbuje nie może powiedzieć że się tego nie lubi. O jej relaksacyjnym charakterze może świadczyć fakt, że w pewnym momencie wtulona w ramię Mariusza zasnęłam. On zresztą też, ale usprawiedliwiało go zmęczenie wielogodzinną podróżą powrotną samochodem; ja właściwie tryskałam energią z samego rana niecierpliwie wyczekując wizyty mojego chłopaka.
Obudziłam się wciąż nie mogąc sobie przypomnieć kiedy zasnęłam. Potem ostrożnie włączyłam stojącą obok łóżka lampkę i spojrzałam na stojący na biurku zegarek. Jej, było już w pół do ósmej a Mariusz przyjechał tu przed szesnastą. Przeciągnęłam się tak ostrożnie jak tylko umiałam. Następnie mimo dużej niechęci podniosłam się do pozycji siedzącej choć z ogromną przyjemnością zostałabym tu gdzie byłam. Właściwie obudzenie się obok Mariusza było zdumiewającym przeżyciem. To znaczy zdumiewająco przyjemnym. Z łatwością mogłabym wyobrazić sobie, że każdej nocy kładę się spać obok niego, a budzę następnego ranka. Jednocześnie przychodziło mi to z dużym trudem. Co z tego, że teraz się kochamy skoro między nami istnieje tyle przeszkód? Co jeśli za jakiś czas zaczną nas dzielić? Nie miałam pojęcia skąd w mojej głowie pojawiły się takie myśli, ale starałam się je stłumić. Tak jak powiedział kiedyś Mariusz tylko od nas samych zależało czy będziemy razem czy nie. A przeszkody są po to by je pokonywać.
Pokrzepiona tą myślą po raz ostatni spojrzałam na śpiącego Mariusza. Jej, nawet w takim stanie prezentował się niemal idealnie. Wcale nie zwichrzone włosy co dowodziło iż nie kręcił się podczas snu, rozluźniona twarz uwypuklająca jego przystojne rysy, kształty nos i krój ust. Może spod koca którym go okryłam wyzierała troszkę pognieciona koszula, ale nie umniejszała końcowego efektu. A był wprost oszałamiający tak, że z trudem zmusiłam się do wstania. A raczej zmusiła mnie do tego fizyczna potrzeba skorzystania z toalety.
Wiem, mało romantyczne.
Wymknęłam się więc po cichutku z pokoju do znajdującej się obok łazienki. Słysząc na korytarzu jakieś hałasy domyśliłam się, że pani Bożenka już wróciła. Przez moment poczułam niepokój; w końcu zakaz nie wpuszczania mężczyzn gdy jej nie ma był mi stale przypominany, ale tym razem dałam sobie z tym spokój. Mój chłopak potrzebował odpoczynku i ja zamierzałam mu go zapewnić. Poza tym niezaprzeczalnie miło było wrócić do łóżka i tak po prostu leżeć sobie obok niego. Może nawet zbyt miłe. Dlatego postanowiłam nie budzić go jeszcze przez najbliższą godzinę jeśli sam tego nie zrobi. Ale niestety z powrotem gramoląc się obok niego pod koc go obudziłam. Patrzyłam w jego zdezorientowaną twarz z poczuciem winy tylko trochę pokonanym przez rozbawienie. Bo Mariusz wyraźnie nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Dopiero gdy spojrzał na mnie zmarszczą między jego brwiami zniknęła.
- Witaj śpiochu. Jak tam głowa?
- Chyba już w porządku. Długo spałem?
- Cały poprzedni dzień i noc. Dziś jest już sobotni ranek.
- Bardzo śmieszne. A tak naprawdę?
- A tak naprawdę to niedługo będzie za kwadrans ósma.
- Więc powinienem się już zbierać.
- Możesz jeszcze zostać jeśli chcesz.
- Nie, od początku powinienem pojechać do domu; miałaś rację. Tylko zmarnowałem ci popołudnie i część wieczora.
- Wcale niczego mi nie zmarnowałeś. I cieszę się, że przyjechałeś dzisiaj, bo bardzo za tobą tęskniłam. Właściwie to trochę przerażające.- Dodałam ciszej jakby do siebie.
- Co?
- To że tak się do ciebie przywiązałam. Niedługo nie będziesz mógł zostawić mnie na pięć minut, bo zacznę cię prześladować.- Żartem próbowałam zbyć swoje nieostrożne słowa.
- Możesz mnie prześladować jak często chcesz. – Odpowiedział opierając się na ramieniu w ten sposób więżąc mnie pod sobą.
- Czyżby?- Spytałam wtedy z przekorą wymownie wpatrując się w jego usta. Tak bardzo chciałam żeby mnie pocałował…Dlatego gdy tylko delikatnie cmoknął mnie w usta byłam nieco rozczarowana. Kurczę, a może wydawałam mu się zbyt łatwa? Owszem, nie miałam zamiaru kochać się z nim na małym tapczanie w wynajmowanym pokoiku do którego na dodatek właścicielka mogła w każdej chwili wejść, ale całus i małe pieszczoty byłyby wskazane w takiej chwili, prawda? Przecież nie znaliśmy się od wczoraj. A może wciąż obawiał sie tego po tym jak nasz prawie pierwszy raz zakończył się prawie naszym rozstaniem? Bo jeśli nie to chyba naprawdę byłam dla niego łatwa...
- Tak.- Potwierdził odsuwając się ode mnie.- Podasz mi marynarkę?
- Jasne.- Odpowiedziałam machinalnie, choć gdy to robiłam trochę zastanawiało mnie dlaczego sam tego nie zrobił. W końcu od oparcia krzesła na którym ją powiesiłam dzielił go pewnie z metr, więc spokojnie mógł sięgnąć sobie tę część garderoby sam. Ja natomiast by to zrobić musiałam wstać  z łóżka.
- Dzięki.- Podziękował mi pospiesznie naciągając na siebie marynarkę. A ja zaczęłam się temu przyglądać. W pewnej chwili zauważyłam w jakim był stanie i uśmiech sam wypłynął mi na usta. A więc jednak na niego działałam; tyle że on był zbyt wielkim dżentelmenem by dać po sobie cokolwiek poznać. To dlatego sam nie sięgnął po marynarkę: bał się że to zauważę. Rozbawiona zaczęłam się zastanawiać co jakbym wprost spytała go czy jest podniecony. Ale szybko uznałam tę myśl za absurdalną. Po co niby miałabym to robić? Kilka minut później pożegnał się ze mną nazajutrz umawiając na kolejne spotkanie. A ja nadal tkwiąc na korytarzu mogłam myśleć tylko o jego wybrzuszeniu w spodniach. Wiem, trochę żałosne. Zaczęłam zachowywać się jak jakaś erotomanka…
- Ewelinko, pozwolisz na chwilę?- W jednej sekundzie sprowadzona na ziemię przez panią Bożenkę przestałam bujać w obłokach. Staruszka musiała chyba podglądać przez dziurkę od klucza jak wyprowadzam Mariusza z pokoju, bo starałam się robić to bardzo cicho.
- Oczywiście, proszę pani. – Zgodziłam się, bo będąc jej lokatorką raczej nie miałam szansy na bycie górą i luksus odmowy. Szybko więc do niej podeszłam:- O co chodzi?
- Chodzi o tego mężczyznę który cię ostatnio odwiedza.- No tak, mogłam się domyśleć dlatego zaczęłam starając się by w moim głosie dało się słyszeć skruchę:
- Mariusza? Przepraszam za dzisiaj: po prostu wrócił z długiej podróży i od razu wstąpił do mnie. Bolała go głowa, więc…
-…Nie musisz mi się tłumaczyć: wy młodzi zawsze znajdziecie jakieś wymówki. Dzisiaj to była boląca głowa, parę dni wcześniej wieczorne spotkanie, innym razem odwiedziny w czasie gdy mnie nie ma. A przecież wielokrotnie zastrzegałam, że nie życzę sobie takich sytuacji, prawda?
- Tak, jeszcze raz przepraszam. I obiecuję, że mój chłopak…
-…przykro mi Ewelinko. Uważałam cię za rozsądną dziewczynę, bo przez poprzednie dwa lata nie było z tobą problemów, ale teraz niestety nasza współpraca powinna się skończyć.
- Jaka współpraca? Co ma pani na myśli?
- Oczywiście najem pokoju. Od następnego miesiąca musisz znaleźć sobie inne lokum.
- Ale przecież nie może pani tego zrobić. Nie może mnie pani wyrzucić z zaledwie dwutygodniowym wyprzedzeniem.
- Może i bym nie mogła gdyby nie jeden z punktów umowy którą podpisałyśmy. Zastrzegłam, że złamanie któregoś z jej warunków skutkuje natychmiastową eksmisją. Dlatego i tak sądzę, że wykazałam się dużą wyrozumiałością dając ci 15 dni na wyprowadzę.
- Wyrozumiałością? A jak w tak krótkim czasie mogę znaleźć mieszkanie?- Zdenerwowana przestałam zwracać uwagę, że mój głos trochę się podniósł.
- Trzeba było o tym myśleć wcześniej. Kilkakrotnie w ostatnim czasie przypominałam ci o zasadzie piątej umowy. Więc nie próbuj zwalać wszystkiego tylko na jeden wyskok.
- Pani Bożeno…- Prosiłam siląc się na spokój.- …przecież wie pani, że nigdy nie sprowadzałam żadnym mężczyzn do domu. A Mariusz jest moim pierwszym chłopakiem i…
-…więc lepiej posłuchaj mojej rady i go rzuć skoro cię nie szanuje.- Z trudem hamując nad językiem powstrzymałam się od odpowiedzi, że wolałabym aby jednak szanował mnie trochę mniej. Ale bym wtedy zaskoczyła tę starą zbereźnicę. Czy ona nie myślała o niczym innym niż tylko seks? I jeszcze narzekała, że to dzisiejsza młodzież myśli tylko o jednym. Cholerna hipokrytka. I jędza. Mariusz nie miał racji, bo to była jędza. Żadna babuleńka.
Wiedząc, że dalsza dyskusja jest bezcelowa a mogę ją jeszcze zrazić do siebie bardziej i stracić na dodatek kaucję, zdecydowałam się wrócić do swojego pokoju. Tam zaczęłam zastanawiać się nad tym co powinnam zrobić. Na pewno szukać mieszkania, to pewne. Tylko gdzie? Logiczniej byłoby zrobić to niedaleko pracy, ale bliżej centrum będzie również drożej. A to oznaczało, że po raz kolejny będę żyła od pierwszego do pierwszego. Cudownie, przez ostatnie dwa i pół miesiąca wreszcie mogłam trochę odetchnąć nie zaciskając pasa jak zwykle (w końcu dostałam pracę w prestiżowej firmie, choć na początkującym stanowisku, która była więcej płatna niż staż), ale teraz znów będę zmuszona to robić. Jej, zniknie jeden problem i pojawia się kolejny. Zaczęłam przychylać się do teorii, że niektórzy ludzie po prostu są z natury nieudacznikami i nic z tym nie można zrobić. Tak było i już.
Zdołowana, otworzyłam swojego laptopa (który na dodatek zaczął wzbudzać we mnie poczucie winy, bo został kupiony za pieniądze Artura, który dawał mi je w zamian za udawanie jego dziewczyny) zaczynając przeszukiwać internet. Jak podejrzewałam ceny były zbyt duże jak na moją kieszeń, zwłaszcza teraz. Takie oferty najlepiej szukać nie mając noża na gardle w postaci dwóch tygodni. Najlepiej wyhaczyć jakąś okazję wtedy gdy ci na tym nie zależy. Ta, tylko jak znaleźć się w tej drugiej grupie?
Kolejny tydzień w wolnych chwilach spędziłam na szukaniu odpowiedniego mieszkania, odwiedzaniu ich lub telefonicznych rozmowach które w większości były bezowocne. Początkowo nie powiedziałam o niczym Mariuszowi, ale w piątek byłam zmuszona wyznać mu prawdę i wyjaśnić co tak bardzo mnie pochłania. Jak można było się domyśleć znów przeszył mnie tym swoim spojrzeniem pełnym wyrzutu, które wzbudziło we mnie poczucie winy. Może to dlatego zaczęłam się tłumaczyć:
- Posłuchaj, przepraszam że o tym nie wspomniałam, ale po prostu chciałam cię kłopotać swoimi problemami.
- Czy wiesz, że właśnie obraziłaś mnie trzy razy?
- Naprawdę?- Bąknęłam.
- Tak. Najpierw przepraszając za coś tak jakby była to błahostka że nie wspominasz mi o tak ważnym dla ciebie problemie; potem używając słowa kłopotać jak to miał być dla mnie kłopot a na końcu nie pozwalając sobie pomóc. Tym bardziej w sytuacji, gdzie twoje problemy mieszkaniowe wynikają tylko i wyłącznie z mojej winy.
- Mariusz, to nie tak.
- Przecież pani Bożena wyrzuciła cię z powodu moich odwiedzin, tak?
- Tak, ale…
- Żadne ale. Jestem więc podwójnie zobligowany do pomocy ci. Po pierwsze z racji bycia twoim chłopakiem a po drugie z powodu faktu iż jestem winny tej sytuacji. Nie wspominając o tym że zrobię to z prawdziwą chęcią.
- Nie, to moje życie i moje decyzja. Ja ponoszę za nie winę, ty nie masz z tym nic wspólnego. A co do twojego zarzutu o to że ci nie powiedziałam to ja…ja po prostu przyzwyczaiłam się że mogę liczyć tylko na siebie, przepraszam.
- A nie stało się tak dlatego, że bałabyś się wtedy iż mogę to odebrać jako przejaw twojego wyrachowania, prawda? – Jej, czy aż tak łatwo mnie przejrzeć?.- Ewelina, ile razy mam powtarzać że nie powinnaś się tym przejmować?
- Łatwo ci mówić. Gdyby sytuacja się odwróciła też stać by mnie było na wspaniałomyślność.
- Uważasz więc, że przemawia przeze mnie protekcjonalizm?
- Uważam, że chcesz dobrze, ale nieświadomie sprowadzasz mnie do poziomu gorszej od siebie. A to depcze moją godność. Jak mogę brać od ciebie jakiekolwiek pieniądze? Tym bardziej za mieszkanie?
- A kto powiedział że w ogóle chcę ci je dać?
- Co?- Teraz to mnie zatkało?
- Chciałem tylko zaoferować ci swoją pomoc w szukaniu mieszkaniu.
- Och…- Słysząc to poczułam się naprawdę głupio. Tym bardziej gdy on usilnie starał się ukryć uśmiech.
- Właśnie. Więc może przestałabyś oskarżać mnie o deptanie swojej godności?

***
Zaledwie kilka dni później, wchodziłam do czystego, niewielkiego choć bardzo przestronnego mieszkania z balkonem i dużym pokojem. Było samodzielne, w strzeżonej dzielnicy i znajdowało się znacznie bliżej pracy i domu należącego do Mariusza. Dlatego jego wynajmowanie ewidentnie miało swoje plusy. I właściwie tylko jeden minus. Cenę.
- Przykro mi, gdyby właścicielka zeszła przynajmniej o pół tysiąca to może bym to rozważyła. A tak z moją pensją wystarczyłoby mi tylko opłatę za rachunki, bilety miejskie i czynsz.
- Ale ci się podoba?- Spytał Mariusz.
- Tak, jest śliczne. Przecież to oczywiste.
- No więc skoro ci się podoba to powinnaś je wynająć.
- Mariusz, powtarzam ci  że…
- …pomogę ci. Poza tym to już raczej za późno, bo wczoraj podpisałem umowę wynajmu na pół roku.
- Słucham?
- Wiem, że się pospieszyłem, ale to była prawdziwa okazja. Poza tym, choć nie chciałbym wyjść na tego który zawsze wie lepiej, wiedziałem że mieszkanie ci się spodoba. Także od marca spokojnie będziesz mogła tu mieszkać.
- Pogięło cię?- Nigdy nie zwracałam się do niego w tak bezpośredni sposób; zwykle nawet słowo „cholera” wydawało mi się przy Mariuszu najbardziej ordynarnym przekleństwem na świecie, ale teraz emocje wzięły nade mną górę.- A skąd wezmę na czynsz?! Przez pierwszy miesiąc jakoś dam radę; mam jeszcze kasę z kaucji ale potem…
- Ewelina opłaciłem je do końca sierpnia. Podpisałem umowę i pieniądze za czynsz wpłaciłem na konto właścicielki z góry.- W całkowitej ciszy przetrawiałam to co powiedział nie mogąc uwierzyć.
- Przecież mówiłam ci, że nie przyjmę od ciebie pieniędzy.
- I wcale ich nie przyjmujesz. Przyjmujesz po prostu mieszkanie.
- Kpisz sobie bawiąc się w tę dosłowność?!- Wrzasnęłam.
- Ewelina, chyba mnie nie zrozumiałaś. Chodziło mi o to, że…
- O nie: zrozumiałam cię bardzo dobrze. Znalazłeś mi lokum na najbliższe pół roku i jeszcze je opłaciłeś uważając, że to w porządku bo jestem twoją dziewczyną. Ale wcale tak nie jest Mariusz. Wiedziałeś jakie to dla mnie ważne. Mówiłam ci o tym, a mimo to zignorowałeś moje słowa właśnie postępując jak ten który wie lepiej. A ja nie chcę być zależna od ciebie: nigdy, rozumiesz? Nie chcę by ktokolwiek i kiedykolwiek z twojej rodziny wytykał mi, że spotykamy się z tego powodu, bo to wcale…
- Hej, hej wiem że tak nie jest.- W pewnym momencie Mariusz przerwał mi mój wybuch podchodząc do mnie i chwytając moją twarz w dłonie. Potem spojrzał mi prosto w oczy.- I wcale nie chcę byś była ode mnie zależna, bo szanuję twoje zdanie i uczucia.
- Dlaczego więc wynająłeś dla mnie to mieszkanie?
- Pst, możesz mi w końcu nie przerywać? Zawsze jesteś tak w gorącej wodzie kąpana?- Gdy lekko urażona milczałam spuszczając wzrok (bo Mariusz wciąż nie puścił mojej twarzy, więc tylko w ten sposób mogłam dać wyraz swojemu naburmuszeniu), on kontynuował.- Owszem, wynająłem to mieszkanie dla ciebie. I tak, owszem pospieszyłem się, ale to nie znaczy że nie zamierzam wyegzekwować od ciebie zapłaty. Po prostu założyłem, że spłacisz mi to wszystko w dogodnym dla siebie terminie. A poza tym ta nieco zmodyfikowana i powiększona kawalerka naprawdę była super okazją.
- Rozumiem, ale może to jest super okazja dla ciebie a nie dla mnie Mariusz. Ona kosztuje ponad dwa tysiące; ja zarabiam 2500zł brutto.
- Tysiąc pięćset.
- Co?
- Mówię, że z racji faktu iż zapłaciłem za 6 miesięcy z góry właścicielka zgodziła się trochę obniżyć cenę. No i nieźle się targowałem, a jej pilnie zależało na pieniądzach, więc zmniejszyli jeszcze cenę o 200 zł.
- Okej.- Powiedziałam trochę uspokojona. Siedem stówek rzeczywiście było sporym zmniejszeniem kwoty, ale wbrew temu co wcześniej powiedziałam Mariuszowi nie aż tak satysfakcjonującym osobę o moim statusie. Tym bardziej doliczając do tego rachunki: pewnie niemałe.- Ale to mimo wszystko jest dla mnie za wysoka cena.
- Wspomniałem, że właścicielka jest znajomym mojej siostry?
- A co to ma do rzeczy?- Wtrąciłam, ale on nawet nie zareagował.
- I że to ja wykonałem jej projekt renowacji tego domu tak by mogła go wynająć po tym jak wynajmujący go wcześniej studenci doszczętnie go zdemolowali w ramach przysługi?
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że…
-…tak, cena mieszkania wyniosła z tego powodu trochę mniej. W końcu jak mogliby zdzierać ode mnie gdy wykonałem im projekt za darmo robiąc z ruiny której nikt nie chciał wynająć coś tak przytulnego?
- Jak dużo?
- Tak dużo, że z pewnością będziesz sobie mogła na nie pozwolić.
- To znaczy?
- To znaczy, że w odniesieniu do pierwotnej ceny spadła o ponad połowę.
- O Boże więc chcesz mi powiedzieć, że z 2200 zł wytargowałeś 1000zł?!
- Właściwie…tak, chyba można by to tak ująć. Chociaż właściwie zgodzili się opuścić jeszcze 100 zł jeśli zobowiążesz się do dbania o kwiaty na balkonie. Podlewanie, może jakiś nawóz.
- Rany, nie mogę w to uwierzyć.- Odsuwając się od Mariusza odwracając się  do niego tyłem i zakryłam sobie usta dłonią by powstrzymać cisnący mi się na nie uśmiech. Szybko jednak odwróciłam się z powrotem.- Nie żartujesz?
- Nie. Przecież mówiłem, że to okazja.
- No tak, ale…Jej, czy to oznacza że mój wybuch był bezpodstawny i się wygłupiłam?- Dodałam trochę niepewnym tonem.
- Tylko troszkę.- Jastrzębski posłał mi powściągliwy uśmiech, który u niego był wyrazem rozbawienia.- Mówiłaś, że to dla ciebie ważne, byś utrzymywała sie sama więc z tego powodu jest ważne i dla mnie.
- Matko…nie wiem co powiedzieć. Chyba zaraz się rozbeczę.
- A więc mieszkanie ci się podoba?
- Jasne, że tak? Przecież wiesz. Tylko nie mogę uwierzyć, że naprawdę będę mogła mieszkać w tym luksusie.- Mariusz miał w sobie jeszcze jedną cechę za którą go kochałam. Był bogatym  człowiekiem, ale nie dawał tego po sobie odczuć. Również w odniesieniu do mnie. Nigdy nie sugerował, że stroje które nosze są kiepskiej jakości i nie pochodzą od firmowych marek, więc powinnam je zmienić- oczywiście za jego pieniądze. Że jako jego dziewczyna powinnam zachowywać się bardziej wytwornie i zwalczyć wszelką spontaniczność i żywiołowość lub chociaż ją zmniejszyć. Dlatego teraz, choć pojęcie „mojego” luksusu znacznie różniło się od pojęcia „jego” luksusu, to wcale nie obdarzył mnie protekcjonalnym spojrzeniem głaszcząc po główce. Zamiast tego odpowiedział:
- Więc uwierz, bo od tej pory tak właśnie jest. Samodzielna kuchnia, łazienka, pokój…- Mówił rozmarzonym tonem tak jakby sam mieszkał w pudełku z kartonu w biednej siedzibie slumsów i mógłby tylko o tym pomarzyć.- …teraz do woli będziesz mogła wyśpiewywać pod prysznicem przeboje Justina Bibera, sprowadzać do mieszkania swoich amantów bez konieczności spowiadania się komuś i wracać do domu o której ci się podoba.
- Hej, wcale nie mam zamiaru sprowadzać tu żadnych amantów i nie wyśpiewuję pod prysznicem, bo do tej pory zwykle korzystałam z wanny. A tym bardziej Justina Bibera, choć ma parę niezłych kawałków…z czego się śmiejesz? Okej, śmiej się, bo teraz mam dobry humor i nawet mnie nie wkurzasz. Prawdę mówiąc sprawiłeś mi taką radość, że nie jestem w stanie wyrazić jej słowami.- Jakby w dowód tego wyraziłam ją czynami mocno go przytulając. Bez wahania odwzajemnił mój mocny uścisk całując czubek głowy. Choć nie mogłam tego dostrzec intuicyjnie wyczuwałam, że się uśmiecha.
- Naprawdę udało ci się tak obniżyć cenę czy mnie wkręcasz?
- Naprawdę. Ale na dowód tego mogę pokazać ci podpisaną umowę. Mam ją nawet przy sobie, bo wiedziałem że mi nie zaufasz w tej kwestii.
- Wcale nie, ja tylko…
-…żartuję, głuptasie. To co rozumiem, że doszliśmy do konsensusu?
- Tak, jasne. Mówiłam ci już jak bardzo cię kocham?

***
I w ten sposób, dzięki swojemu chłopakowi rozwiązałam problemy mieszkaniowe. W niedzielę spotkałam się nawet z właścicielką, która okazała się być około czterdziestoletnią egocentryczną właścicielką kilku lokali w Warszawie. Z jej wyglądu oraz zachowania wywnioskowałam, że na niedomiar pieniędzy nie cierpiała. Zdecydowanie. To zlikwidowało moje wyrzuty sumienia, bo bałam się, że mogę zmniejszyć biednej staruszce jedyne źródło dochodu. Poza tym zmniejszyło je coś jeszcze: fakt, że ta kobitka z botoksem w ustach i przeciwsłonecznych okularach (pomimo zimy) wyraźnie miała słabość do Mariusza. Początkowo bawiło mnie to jak szuka każdej sposobności by dotknąć jego dłoni lub ramienia, jak się nad nim pochyla, jak poprawia zniszczone włosy czy błyszczy z pewnością wybielonymi zębami, ale szybko przestało. Z trudem walczyłam nad odruchem odepchnięcia jej gdy wybuchając śmiechem prawie podsunęła mu swoje piersi pod nos. Przecież miała ze  czterdzieści lat na litość boską!
- Weź oddech, bo zaraz pękniesz.- Ten niewątpliwie uroczy komentarz skierowała pod moim adresem siostra Mariusza, Monika. Niestety jako przyjaciółka wielbicielki botoksu i jednocześnie mojego nowego mieszkania, zjawiła się dzisiaj z nią byśmy wspólnie obgadali szczegóły i się poznały. Szkoda tylko, że mając na myśli wspólne obgadanie szczegółów Pani Botoks miała na myśli mojego chłopaka który przecież do jasnej Anielki nie będzie tu mieszkał!- Wyglądasz tak jakbyś miała się na nią rzucić.
- Bo zaraz to zrobię jeśli twoja przyjaciółka nie przestanie molestować Mariusza.- Odpowiedziałam Monice nawet nie siląc się na grzeczność. W końcu nie musiałam udawać, że ją lubię skoro ona mnie nie znosiła. Już nigdy więcej płaszczenia się, zdecydowałam gdy podczas urodzin jej matki potraktowała mnie jak naciągaczkę.
- Wcale go nie molestuje, po prostu trochę kokietuje. A on całkiem nieźle sobie radzi w odpieraniu tych ataków. No i to Wiktoria nie jest moją przyjaciółką. Nie znoszę jej.- Dodała rozbawiona.- Hojnie wspiera fundację w której pracuje, więc póki to robi z przyjemnością chodzę z nią na drinki czy lunch. Zwłaszcza jeśli to ona stawia.- Niespodziewana zmiana tonu głosu i charakteru naszej rozmowy zbiła mnie z tropu. Przecież ta kobieta mnie nie cierpiała. Nawet dziś przychodząc razem z Panią Botoks, to znaczy Wiktorią Wilk, rzucała mi niechętne spojrzenia. Wiedziałam co musiała sobie o mnie pomyśleć, zwłaszcza po tym jak powiedziałam jej, że namówię Mariusza na to by był wobec mnie szczodry. Że zmusiłam go do zapłaty za wynajęcie mi mieszkania. A teraz co, nagle konspiracyjnym szeptem wyznaje mi, że nie cierpi swojej przyjaciółki? Jest hipokrytką czy co?- No nie patrz tak na mnie: przecież sama widzisz że to cudak: kto nosi kapelusze z piór? No i tak ostentacyjne futra.
- Może.- Przyznałam asekuracyjnie. W końcu może chciała tylko mnie pogrążyć przed nową właścicielką potem powtarzając jej naszą rozmowę.
- Nic jej nie powtórzę, nie musisz się krępować.- Odpowiedziała mi jakby doskonale znała tor jakim podążają moje myśli.
- Jasne.- Nawet nie starałam się ukryć ironii.
- Naprawdę to cię obchodzi? Przecież będziesz miała swoje mieszkanie. A to, że Mariusz sobie trochę pocierpi to przecież nic takiego.
- Jesteś wstrętna. – Pomyślałam, ale widząc jak się śmieje zrozumiałam że powiedziałam to na głos. Jak zwykle moje słowa wyprzedziły myśli. Ciężko westchnęłam, ale po namyśle nic więcej nie dodałam, na przykład przeprosin. W końcu Monika była wstrętna. Raz była milutka, innym razem złośliwa w najmniej przewidzianym momencie atakując jak szakal.
- Hej, widzę że dobrze się bawicie.- W końcu Mariusz podszedł do mnie co przyjęłam z ulgą. Na reszcie amatorka cudzych chłopaków spuściła go ze smyczy.
- Jeśli masz na myśli to, że twoja siostra się ze mnie nabija to tak: dobrze się bawimy. A przynajmniej ona.- Odezwałam się nieco zgryźliwie wymownie patrząc na Monikę. Ta zaczęła jeszcze bardziej rechotać.
- Monia, prosiłem cię byś była miła dla Eweliny.- Powiedział do niej Mariusz.
- Przepraszam braciszku, ale ona jest całkiem zabawna. I w dodatku zazdrosna o ciebie jak mało kto. Lepiej szybko spławię Wiktorię skoro wszystko załatwiliście, bo może wydrapać jej oczy.- Nie dając mi szansy na odpowiedź zostawiła nas z Mariuszem samych podchodząc do Pani Botoks. A mój  chłopak spytał mnie wtedy cicho:
- Naprawdę byłaś o mnie zazdrosna?
- Wcale nie. O kogo? O tę podstarzałą kokietkę? Wcale.- Powiedziałam z urazą, ale widziałam że tego nie kupił. Wkurzyło mnie to jeszcze bardziej.- Dlaczego nie kazałeś jej się odchrzanić? Przecież wyraźnie usiłowała z tobą flirtować.
- Usiłowała to zbyt duże słowo. Wiki po prostu jest taka wylewna i już.
- Wiki?- Mariusz obdarzył mnie delikatnym uśmiechem z trudem skrywając rozbawienie. Ja na nawet nie mogłam go zrugać, bo rzeczona „Wiki” alias Pani Botoks właśnie podchodziła by zapewne się z nami pożegnać. Błąd: z Mariuszem. Bo na pewno nie ze mną.
Pięć minut później w końcu wyszła z Moniką a ja z trudem powstrzymałam się by nie rzucić w nią swoim adidasem. Gdybym wiedziała, że właścicielką mieszkania będzie czterdziestolatka stylizująca się na dwudziestoośmiolatkę i kokietująca mojego chłopaka to w życiu nie zgodziłabym się na jego wynajmowanie. Trochę się uspokoiłam gdy po jej wyjściu Mariusz objął mnie pytając czy cieszę się z nowego mieszkania, czy mi się podoba, czy nie chcę czegoś zmienić itd. Odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą, że mieszkanie mi się bardzo podoba. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że po dwudziestu sześciu latach w końcu będę mogła wynająć sobie coś samodzielnie. Owszem, wiedziałam że z dużą pomocą efekt starań Mariusza, ale mimo wszystko ta myśl była bardzo miła. Koniec z robieniem zakupów starej dewotce, pomyślałam, która po dwóch latach prawie z dnia na dzień wyrzuca mnie z domu; koniec słyszenia zza drzwi pokoju radia Maryja którego słuchała zawsze gdy była w domu, koniec z wynoszeniem cudzych śmieci i kąpaniem się pod ograniczoną ilością wody by i tak wysłuchiwać że zużywam jej zbyt dużo…Witajcie słuchanie radiowego rocka, przechadzanie się po korytarzu w samej bieliźnie a nawet bez niej; witajcie zapraszanie kogo chcę i kiedy chcę. Jej, to naprawdę brzmiało jak idylla. Pewnie dlatego po raz kolejny zaczęłam się nim zachwycać. Nie omieszkałam jednak jeszcze raz zganić Mariusza za jego zachowanie wobec Wiktorii. Nie pocieszyła mnie jego odpowiedź:
- Przecież jest starsza ode mnie, na dodatek półtora roku temu straciła męża  wypadku.
-  I od razu bierze się za cudzego chłopaka?
- Mówiłem ci, że już taka jest.
- Akurat. Ja nie lepię się do każdego faceta którego znam. I przestań patrzeć na mnie z tym rozbawieniem w oczach.
- Jak oczy mogą być rozbawione?- Trafne pytanie, pomyślałam, ale nie pozwoliłam zbić się z tropu.
- Twoje są.- Odpowiedziałam twardo. Bo wiedziałam, że w głębi ducha cieszyło go to że jestem o niego zazdrosna. Zresztą jak każdego faceta. Jej, teraz to jemu miałam ochotę przywalić a nie tej całej Wiktorii. Przynajmniej zanim dodał:
- Przepraszam, po prostu to fajne uczucie.
- Jakie?
- Gdy ktoś jest o ciebie zazdrosny. Do tej pory żadna dziewczyna z którą się spotykałem nigdy nie zachowywała się wobec mnie ani trochę zaborczo. Po prostu uważała za pewnik to, że jako godny zaufania nie pozwolę sobie nawet na delikatną aluzję a co dopiero flirt z kimś innym.
- Och…jakoś trudno mi w to uwierzyć. Poza tym to „żadna dziewczyna” zabrzmiało tak jakby było ich bardzo dużo.
- Tylko kilka.
- To znaczy ile?
- Naprawdę cię to interesuje?
- Przecież bym nie pytała.
- Niedużo. Może pięć; chociaż tylko z jedną na poważnie.- Od razu wiedziałam o kim mowa.
- Kiedy spotkam tę całą Dominikę to…
- …powiesz, że jest okropna, podła i zła?
- Skąd. Podziękuję jej, że oszukała takiego fajnego faceta, bo inaczej ja nigdy bym go nie dostała.

6 komentarzy:

  1. Coraz bardziej wczytując się w to opowiadanie mam wrażenie, że Mariusz manipuluje Eweliną. Chce żeby robiła dokładnie to na co on ma ochotę. I to mieszkanie. Ciekawa jestem jak rozwiniesz dalej akcję. Pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie on nią manipuluje, a ona nie orientuje się w tym.

      Usuń
  2. Mariusz spoko koleś co wy.Sztywniejszy trochę Ale superowy przynajmniej jakiś ogarnięty i w ogóle, a Andrzej to taki niby smieszek i wszystko Ale jakby dzieciuch trochę. Team Mariusz!

    OdpowiedzUsuń
  3. Właściwie Mariusz wydaje się szczery ale kto zgadnie jaki pomysł zrodzi się w Twojej genialnej głowie :-) w sumie to ideał ale i tak chyba na pewno wolę Artura

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadal nie jestem przekonana do Mariusza, coś się mi w nim niepodoba, niby troskliwy a zarazem konserwatywny. Nie musiał dzwonić do Artura, nie ufa jej. Również mieszkanie specjalnie to zrobił aby była mu za coś wdzięczna,aby miał jekis argument. Nie lubię go ☺

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm coś mi tu nie gra. Niby ona kocha Mariusza a ciągle wraca myślami do chwil spędzonych z Arturem. Sama wspomniała że chwilę spędzone z rodzicami Artura wspomina miło, a z Mariusza chce zapomnieć. Tak naprawdę wydaje miś się że to jej pierwsze zauroczenie i to dlatego nie umie odróżnić który z nich jest lepszy dla niej. Pozdrawia Ania ps czekam na kolejny mam nadzieję że dzisiaj coś dodasz ☺

    OdpowiedzUsuń