- A więc…dzisiaj spotkałaś się w ośrodku z Arturem- Powiedział Mariusz.
- Tak, ale to nie dlatego zasiedziałam się
zapominając o dzisiejszy wyjściu do teatru.- Przytaknęłam szybko zbyt późno
uświadamiając sobie, że swoim niefortunnym komentarzem się właśnie zdradziłam.
- A więc zapomniałaś.
- Graliśmy w karty. Z panem Andrzejem.
- I z Arturem.
- Tak. – Przytaknęłam nie wiedząc czemu mam tak
bardzo suche gardło. Przecież nie miałam nic do ukrycia ani niczego nie musiałam się wstydzić.- Ale nie wiedziałam,
że on tam będzie.
- Sądziłem, że ustaliliśmy iż masz się z nim nie
spotykać.
- Wcale nie. Stwierdziłeś, że byłoby lepiej gdybym
go unikała a ja przytaknęłam.- Znów powiedziałam zanim pomyślałam. Przymknęłam
oczy dawnym zwyczajem, że gdy niczego nie widzę to problem znika.
- No tak, to zmienia postać rzeczy.- Niby Mariusz nie
ironizował, ale gdy wpadał w taki poważny nastrój nie wróżyło to niczego
dobrego.
- Mówiłam ci że spotkaliśmy się przypadkiem. Nie
miałam pojęcia, że ON tam będzie ani ON nie miał pojęcia że ja tam będę. A poza
tym nawet jeśli by tak nie było to nie masz prawa być na mnie zły.
- Zły? Wcale nie jestem na ciebie zły. Jestem
raczej…rozczarowany. Uważałem, że podjęliśmy taką samą decyzję wobec mojego
kuzyna, ale jeśli wolisz się z nim spotykać…
- Był moim przyjacielem. I wcale się nie spotykamy.
- Ale wymieniacie wiadomości, dzwonicie. Poza tym nawet przypadkowe wizyty w ośrodku to też spotkania.
- Artur nie kontaktował się ze mną telefonicznie od czasu naszego niby
zerwania.
- Więc dziś musiał odświeżyć sobie twój numer.
- Powiedz wprost do czego pijesz. Uważasz, że to
ukartowałam? Śmiało.- Prowokowałam go, bo miałam już dość oskarżeń o Artura. I
okej, to nie były wprost oskarżenia, ale przez to jeszcze bardziej frustrowały.
Mariusz nigdy nie stawiał sprawy na ostrzu noża, nigdy o nic nie obwiniał. Ale gdy był w takim nastroju o to właśnie chodziło. Dlatego teraz dzielnie wytrzymałam jego spojrzenie zanim nie podszedł do mnie
całując w czoło tym samym całkowicie zbijając z tropu.
- Wcale nie. Wiem, że go nie zachęcasz; ani też nie
prowokujesz czy organizujesz sekretnych schadzek. Ufam ci całkowicie. Ale wiem
też, że on cię kocha i sama myśl, że będzie próbował zdobyć jest nie do
zniesienia. A przecież spotykając się z nim nawet na stopie koleżeńskiej dajesz
mu okazję do spędzania z tobą czasu i podtrzymania jego zainteresowania.
- Mariusz, jemu już przeszło.
- Miłość tak łatwo nie znika.
- A i owszem. Chyba, że nazywasz się Artur
Chojnacki, masz 26 lat, a mentalnie jesteś na poziomie nastolatka w którym
wciąż buzują hormony a swoją męskość musi udowadniać ilością lasek z którymi
się przespał. Słuchaj, w trakcie trzymiesięcznego stażu podrywał a raczej
poderwał trzy stażystki, po czym totalnie je zlewał. I je też „kochał” tak samo
jak mnie. Po prostu faceci tak mają; kobiety zresztą też więc nie pozostaje nic
innego jak się z tym pogodzić.
- Chyba chciałaś powiedzieć: niektórzy faceci.
- No tak, przepraszam. Ja wiem, że ty do nich nie
należysz.
- To dobrze. Kocham cię i nigdy nie przestanę. I
chcę byś o tym pamiętała.
- Przecież ja wcale nie muszę o tym pamiętać; ja to
doskonale wiem. I też cię kocham. A nawet bardzo, bardzo.- Mówiąc to mocno się
w niego wtuliłam.
- Kolejnego bardzo moje żebra mogą nie wytrzymać.-
Zaśmiał się Mariusz co znaczyło, że udało mi się rozwiać jego obawy.
- Spokojnie, aż taka silna nie jestem. A tę zabawę
wymyślili moi rodzice. Gdy byłam mała: miałam może 10-12 lat, przytulaliśmy się
mówiąc jak bardzo się kochamy. Każda osoba używała przysłówka „bardzo” o jeden
raz więcej niż poprzednia. Gdy się pomyliła, tej której to mówiła pękało serce;
oczywiście tylko w przenośni; i wtedy wyliczanka zaczynała się od nowa z tym że
osoba która się pomyliła wypadała z gry. Potem cykl powtarzał się aż do skutku.
Zwycięzcą zostawała osoba, która wygrała w ostatnim pojedynku. W nagrodę mogła
poprosić pozostałe o co tylko chciała.
- I o co prosiłaś rodziców gdy udało ci się wygrać?
- Najczęściej o następnego cukiernia lub białą
czekoladę. Uwielbiałam wtedy słodycze, a z racji lekkiej nadwagi rodzice stale
mi ich odmawiali każąc jadać jakieś mało słodkie galaretki czy kisiele. Byłam
wtedy strasznie nieszczęśliwa. Ale może to i dobrze, bo inaczej teraz nie
mieściłabym się w drzwi, winda nie zdołałaby mnie unieść na dziewiąte piętro
twojego biurowca więc bym cię nie poznała i była jeszcze bardziej
nieszczęśliwa.
- Raczej nie, skoro nie wiedziałabyś że coś cię
ominęło. Ale bardzo podoba mi się ten pomysł; to znaczy zabawa w jaką bawiłaś
się z rodzicami.
- Tak?
- Tak. Dlatego chciałbym ci powiedzieć, że ja kocham
cię bardzo, bardzo, bardzo mocno.
- A ja kocham cię bardzo, bardzo, bardzo, bardzo
mocno. Ale zanim powiedz mi to samo z dodaniem jeszcze jednego bardzo to
uprzedzam, że ja zawsze wygrywam.
- Nie tym razem. Bo ja bardzo, bardzo, bar…- Nie
dokończył bo praktycznie zawiesiłam mu się na szyi całując w usta. Szybko
odwzajemnił mój pocałunek, a gdy tylko się skończył spojrzał na mnie z ukosa. -
Grasz nie fair.
- Wcale nie oszukuję.
- Typowa kobieta, która posuwa się do różnych
forteli by postawić na swoim.
- Typowy mężczyzna, który nie umie przyznać się
porażki.- Odcięłam się. I znów zaczęliśmy mierzyć się wzrokiem rozbawieni
własnymi słowami.
- A więc dobrze: wygrałaś. Jaka będzie twoja
nagroda?
- Jak się zastanowię to dam ci znać. Ale na razie
możesz mnie jeszcze raz pocałować zanim nie zjawi się pani Bożenka.- Jakby
doskonale słysząc moje słowa rozległo się pukanie do drzwi.
- Ewelinko, pożegnaj już gościa i gaś światło. Prąd
w dzisiejszych czasach tyle kosztuje…- Usłyszeliśmy z Mariuszem jej głos
dobiegający zza drzwi. Powili odsunęliśmy się od siebie.
- Dobrze. Właśnie się żegnaliśmy.- Odparłam jej z
kwaśną miną. I jak tu budować intymny albo nawet choć trochę romantyczny
nastrój? Skoro ja mając 26 lat przeżywałam trudności to co dopiero mają mówić ci biedni nastolatkowie mieszkający z rodzicami i nie zarabiający na siebie? To dopiero musi utrudniać związek.- Jej, miałeś rację ta kobieta nie jest jędzą. To czarownica, która
umie czytać w myślach. Od dzisiejszego wieczoru będę bała się tutaj mieszkać.
- Za to ja poczułem się znów jak nastoletni chłopiec
odwiedzający koleżankę która mi się podoba. Jej rodzice stale pukali wówczas do
pokoju z pytaniem o to czy chcemy coś do picia, przegryzienia, czy się nie
nudzimy…i tak co pięć minut.
- Hm, nigdy mi o niej nie opowiadałeś. Jak się
nazywała?
- Renata Ostrzeniewska…a może Ołdakowska? Już nie
pamiętam. Ale byłem tak przerażony, że po tym spotkaniu nawet w szkole bałem
się powiedzieć jej zwykłe cześć.
- Jakoś ciężko jest mi to sobie wyobrazić, ale
wypytam cię o to innym razem. Teraz chcę się z tobą należycie pożegnać.-
Wymieniliśmy z Mariuszem kilka rozkosznych pocałunków a potem pożegnaliśmy. A
ja leżąc już w łóżku przypomniałam sobie o wiadomości Artura. Chciałam odzyskać
swój jedyny ciepły szalik jak najszybciej, ale Mariusz z pewnością nie byłby
zadowolony z mojego spotkania z nim. Ale z drugiej strony niczego mi nie
zabronił…Podejmując ostateczną decyzję odpisałam Chojnackiemu, że może mi
przynieść szalik do pracy. W końcu pracowaliśmy w jednym budynku, więc tak było
najmniej problemowo. Zaledwie kilka sekund później dostałam odpowiedź
pozytywną. Postanowiłam nie wyolbrzymiać faktu, że Artur zgrabnie zaproponował
by stało się to w porze lunchu. W końcu tak było nawet prościej. W przeciwnym
razie moi przełożeni z pewnością zaczęliby się zastanawiać dlaczego syn szefa i
szefowej przynosi mi mój szal. Aż strach byłoby pomyśleć co pomyśleli by sobie
gdyby to był na przykład sweter albo bluzka.
***
- Bardzo dziękuję, że zauważyłeś iż go zostawiłam.
Teraz w mroźne zimowe popołudnia takie jak te, po wyjściu z pracy nie
zamarznę.- Powiedziałam do Artura kilka godzin później, podczas przerwy w pracy
w której jak się umówiliśmy miał oddać mi moją zgubę.
- Drobiazg. Zdążyłaś wczoraj na spotkanie z
Mariuszem?- Spytał mnie.
- Niestety nie. Musieliśmy odwołać…zaraz, a ty skąd
wiesz że byłam z nim umówiona?
- Domyśliłem się.- Z uśmiechem wzruszył ramionami.-
W końcu raczej nie spieszyłabyś się do tej jędzy, twojej gospodyni.
- Nie nazywaj jej tak, ja już przestałam to robić.
- Serio? Przecież jej nie znosisz.
- Tak, ale Mariusz uświadomił mi, że to niepotrzebna
złośliwość.- Na widok dziwnego spojrzenia które posłał mi Artur dodałam:- Co to
miało znaczyć?
- Niby co?
- Twoje spojrzenie, nie jestem ślepa.
- Nic, po prostu zaskoczyło mnie, że jesteś wobec
niego tak posłuszna.
- Wcale nie jestem wobec niego posłuszna, bo to nie
był rozkaz. Po prostu mi to uświadomił.
- Nie musisz nic mówić; pamiętam to jeszcze z czasów
gdy byłem nastolatkiem a on o kilka lat starszym odpowiedzialnym kuzynem.
Jednym spojrzeniem potrafił sprawić, że czułem się jak gówniarz i kolejne piwo
które właśnie zamierzałem wypić na imprezie nie wydawało mi się być aż takie kuszące.
- Doskonale o tym wiem. To niezła sztuczka co? I
potrafi uziemić cię samym wzrokiem. – Roześmiałam się na wspomnienie tego iż
doświadczyłam tego posępnego spojrzenia jeszcze wczoraj. Ale w przeciwieństwie
do Artura mnie wydawało się to być bardzo słodkie, no może z wyjątkiem momentów
w trakcie doświadczanie tego; po nich tylko mnie rozczulało i bawiło.
- Tak, zdecydowanie sprawdziłby się w wojsku.- Dodał
jeszcze. Potem chrząknął w czasie gdy ja wciąż się chichrałam. Gdy przestałam
odezwał się znów:- Jak widzę jesteś szczęśliwa.
- Tak, bardzo.- Odpowiedziałam szczerze. Potem
żartobliwie pogroziłam mu palcem decydując, że będzie to najlepsza strategia do
tego by ponownie dać mu lekkie ostrzeżenie.- Jeśli pytasz o to czy zamierzam
rzucić Mariusza to nie, nie zamierzam. Układa nam się świetnie, więc jeśli teraz
właśnie chciałeś po raz kolejny rzucić jakąś złośliwą uwagę o tym jak długi
czas upłynie nim z nim zerwę to wcale nie musisz tego robić.
- Wcale nie to było moim zamiarem. I zdaję się, że za
ten ostatni tekst jestem ci winien przeprosiny.- Przyznaję, trochę mnie
zaskoczył.
- Dziękuję. Przyjmuję je.
- A jak podoba ci się praca u taty?- Zagaił z innej
beczki.
- Znośna, choć wciąż traktują mnie jak stażystkę.
Każdy nawet najmniejszy kawałek papieru który wypełnię sprawdza za mnie przynajmniej
jedna osoba.
- Nie przejmuj się. To całkiem normalne. Jeśli
chodzi o interesy tata jest konserwatystą i woli nie unikać błędów. Także to
nie dotyczy tylko ciebie.- Pocieszał mnie Artur w trakcie gdy ja zajadałam się
swoją kanapką a potem sałatką. Potem zaczął wymieniać się swoimi własnymi
doświadczeniami zawodowymi narzekając, że praca u własnych rodziców nie jest
taka fajna jak mu się wydawało, bo wciąż każdy bał się go o cokolwiek skarcić
by nie narazić się jego rodzicom. Wtedy popełniłam błąd niszcząc beztroski
nastrój wtrącając moim zdaniem całkiem niewinną uwagę:
- No co ty, nie może być aż tak źle. W końcu w
kadrach pracują praktycznie same kobiety. I nawet ja muszę przyznać, że
niektóre są bardzo ładne.
- Może.- Przyznał wówczas twardo.- Ale jakoś takie
zabawy przestały mnie bawić. Przepraszam, muszę już iść.
- Przecież nawet nie zjadłeś swojej kanapki.
- Ty możesz ją zjeść. Zawsze miałaś świetny apetyt.
Poza tym masz rację: będzie lepiej jeśli nie będziemy się dawać kolejnych powód
do zazdrości Mariuszowi, prawda? Suszenie mi głowy z powodu głupiego szalika w
wieku 26 lat nie jest takie zabawne jak wtedy gdy robił to dawniej.
- Zaraz, zaraz: jak to Mariusz suszył ci głowę?
Chodziło o „ten” szalik?- Spytałam wskazując na szal leżący na oparciu mojego
krzesła który dzisiaj zwrócił mi Chojnacki.
- Tak ten. Dlatego następnym razem wolałbym byś nie była wobec niego taka przesadnie szczera. Wiem, że uczciwość w związku to podstawa, ale chyba nie musisz wspominać mu o takich pierdołach i spowiadać za każdym razem gdy zgubisz szalik albo idziesz do łazienki?
- Tak ten. Dlatego następnym razem wolałbym byś nie była wobec niego taka przesadnie szczera. Wiem, że uczciwość w związku to podstawa, ale chyba nie musisz wspominać mu o takich pierdołach i spowiadać za każdym razem gdy zgubisz szalik albo idziesz do łazienki?
- Więc wczoraj się z nim widziałeś?- Spytałam
ignorując drobną złośliwość zawartą w poprzednich słowach Artura.
- Nie, dzwonił do mnie prosząc, a raczej żądając bym
dał ci spokój. Dlatego postanowiłem zastosować się do jego rady i już dłużej
nie mieszać. Choć niewątpliwie fakt, że pozwolił mi uniknąć nudnego rodzinnego
zgromadzenia był dużym plusem.- Po tych słowach odszedł obdarzając mnie na
odchodnym szerokim uśmiechem po raz kolejny udowadniając, że dla niego to
wszystko jest bardzo zabawne. Dla mnie jednak wcale tak nie było. Mariusz wciąż
nie ufał Arturowi, a przez to nie ufał i mi. I zaczynało mnie to coraz bardziej
irytować.
Jednakże po trzech dniach, złość trochę mi przeszła.
Wyjazd Mariusza trochę się przedłużył, bo jak wyjaśnił mi w rozmowie
telefonicznej, pan Adamczyk miał sporo uwag co do projektu, a Mariusz wolał
załatwić je na miejscu niż ryzykować kolejną konieczność przyjazdu tutaj.
Dlatego też gdy go w końcu zobaczyłam kwestia Artura wywietrzała mi z głowy.
Zwłaszcza gdy wyglądał na zmęczonego. Od razu poczułam przypływ czułości i
lekkie wyrzuty sumienia, bo choć wrócił w piątkowy wieczór, przyjechał pod mój
wynajmowany pokoik by się ze mną spotkać. I zrobił to praktycznie zaraz po
powrocie. Jak więc mogłam się z nim kłócić? Zamiast tego zganiłam go mówiąc, że
powinien odpocząć i wyspać się w swoim mieszkaniu tym bardziej gdy przyznał się
do bólu głowy. Zaproponowałam więc byśmy pojechali do niego (Miałam nadzieję,
że tam zmuszę go do snu; w moim malutkim pokoiku to zadanie było utrudnione, bo
w każdej chwili mogła zjawić się pani Bożenka, która kategorycznie zakazywała
odwiedzin jakichkolwiek mężczyzn w czasie gdy jej nie było). Potem jednak
zaniechałam tego patrząc w jego zmęczone oczy. Zamiast tego kazałam mu położyć
się na moim malutkim łóżku, podczas gdy ja w kuchni szukałam jakiejś tabletki
na ból głowy. Chwilę później mu ją podałam siadając na jedynym meblu innym niż
łóżko na którym mogłam to zrobić (mój pokój był bardzo mały, jak to w bloku).
Potem włączyłam telewizor, pomimo jego protestów. Uważał, że telewizja ogłupia,
zwłaszcza telewizja publiczna którą tutaj miałam.
- Bo naprawdę zacznę być zazdrosna o panią Bożenkę.
Macie zdumiewająco podobne poglądy.
- Może gdyby była trzydzieści lat młodsza.
- Hej, teraz to już na pewno jestem zazdrosna.-
Mariusz wciąż na pół leżąc na moim łóżku delikatnie się uśmiechnął. Potem
zmrużył oczy jakby przeszył go ból. Odeszła mi pora do żartów.- Bardzo cię
boli? Pastylka powinna już pomóc.
- Pewnie zacznie działać za kilka minut. Do tego
czasu będę musiał się trochę pomęczyć.
- Może skoczę do apteki po coś mocniejszego? To co
ci dałam to zwyczajny paracetamol.
- Nie, to wystarczy. Zazwyczaj po kilku minutach
przechodzi.
- To znaczy, że często boli cię głowa?
- Tylko gdy mam bardzo intensywny dzień.
- Za dużo pracujesz.
- Tyle co ty. Tyle, że czasami muszę spotykać się jeszcze
z klientami.
- Czasami? Chyba często.
- Wcale nie. I chyba tym razem głowa wcale nie boli
mnie przez pracę ale przez ciebie. Gdybym wiedział, że potrafisz być taką
zrzędą to…
-…to co?
- To oświadczyłbym ci się po pierwszym spotkaniu.
Mam słabość do zrzęd.- Uśmiech który jeszcze chwilę temu gościł na mojej
twarzy zniknął gdy usłyszałam słowo oświadczyny. I choć zdawałam sobie sprawę,
że to nie było powiedziane na poważnie to mimo wszystko poczułam jakieś dziwne
uczucie w głębi mojego serca. Owszem, wiedziałam że dla Mariusza jestem bardzo
ważna i nie spotyka się ze mną dla zabawy, ale mimo wszystko…mimo wszystko żart
o oświadczynach sprawił, że w pełni zdałam sobie z tego sprawę. Dobrze, że
Mariusz przymknął na moment oczy- widocznie głowa bolała go bardziej niż był
skłonny się do tego przyznać- bo inaczej nie byłabym w stanie odpowiedzieć mu
niczego dowcipnego. Zamiast tego odparłam:
- Wiem, że moje łóżko nie jest zbyt duże i jest
jeszcze mniej wygodne, ale w takiej pozycji ból szybciej przejdzie.
- W porządku, ale najpierw wyłącz ten telewizor.
Możesz włączyć radio.
- Dobrze, jak chcesz. Dzisiaj będę wyrozumiała.
- Tylko dzisiaj?
- Oczywiście. W tym związku to ja rządzę, pamiętasz?
- Chyba próbujesz owinąć sobie mnie dookoła palca.
- Wcale nie. Ja już to zrobiłam kochaniutki.-
Odpowiedziałam mu szukając czegoś spokojnego w swoim telefonie. Ale że
przepadałam za rockiem nic takiego nie znalazłam.
- Pewnie nie masz Dana Gibsona? Lubię go słuchać dla
odprężenia.
- Raczej nie, prawdę mówiąc w ogóle nie wiem kto to
jest. Ale może znajdę coś w sieci. O jest: Sea Breeze…może być?
- Sea Breeze. Moja ulubiona.- Gdy rozległy się pierwsze
takty melodii dodał:- Kiedyś dam ci do przesłuchania jego całą płytę. Jestem
pewny, że się zakochasz.
- Hm, być może.- Przyznałam ostrożnie, bo nie
sądziłam by coś co przypominało muzykę klasyczną mi się podobało. Ale z każdą
nutą i delikatnym dotknięciem klawisza fortepianu zaczęłam zmieniać zdanie. Muzyka
była naprawdę przepiękna, co tylko dowodziło tezy że jeśli się czegoś nie
spróbuje nie może powiedzieć że się tego nie lubi. O jej relaksacyjnym
charakterze może świadczyć fakt, że w pewnym momencie wtulona w ramię Mariusza
zasnęłam. On zresztą też, ale usprawiedliwiało go zmęczenie wielogodzinną
podróżą powrotną samochodem; ja właściwie tryskałam energią z samego rana
niecierpliwie wyczekując wizyty mojego chłopaka.
Obudziłam się wciąż nie mogąc sobie przypomnieć
kiedy zasnęłam. Potem ostrożnie włączyłam stojącą obok łóżka lampkę i
spojrzałam na stojący na biurku zegarek. Jej, było już w pół do ósmej a Mariusz
przyjechał tu przed szesnastą. Przeciągnęłam się tak ostrożnie jak tylko
umiałam. Następnie mimo dużej niechęci podniosłam się do pozycji siedzącej choć
z ogromną przyjemnością zostałabym tu gdzie byłam. Właściwie obudzenie się obok
Mariusza było zdumiewającym przeżyciem. To znaczy zdumiewająco przyjemnym. Z
łatwością mogłabym wyobrazić sobie, że każdej nocy kładę się spać obok niego, a
budzę następnego ranka. Jednocześnie przychodziło mi to z dużym trudem. Co z
tego, że teraz się kochamy skoro między nami istnieje tyle przeszkód? Co jeśli
za jakiś czas zaczną nas dzielić? Nie miałam pojęcia skąd w mojej głowie
pojawiły się takie myśli, ale starałam się je stłumić. Tak jak powiedział
kiedyś Mariusz tylko od nas samych zależało czy będziemy razem czy nie. A
przeszkody są po to by je pokonywać.
Pokrzepiona tą myślą po raz ostatni spojrzałam na
śpiącego Mariusza. Jej, nawet w takim stanie prezentował się niemal idealnie.
Wcale nie zwichrzone włosy co dowodziło iż nie kręcił się podczas snu,
rozluźniona twarz uwypuklająca jego przystojne rysy, kształty nos i krój ust.
Może spod koca którym go okryłam wyzierała troszkę pognieciona koszula, ale nie
umniejszała końcowego efektu. A był wprost oszałamiający tak, że z trudem
zmusiłam się do wstania. A raczej zmusiła mnie do tego fizyczna potrzeba
skorzystania z toalety.
Wiem, mało romantyczne.
Wymknęłam się więc po cichutku z pokoju do
znajdującej się obok łazienki. Słysząc na korytarzu jakieś hałasy domyśliłam
się, że pani Bożenka już wróciła. Przez moment poczułam niepokój; w końcu zakaz
nie wpuszczania mężczyzn gdy jej nie ma był mi stale przypominany, ale tym
razem dałam sobie z tym spokój. Mój chłopak potrzebował odpoczynku i ja
zamierzałam mu go zapewnić. Poza tym niezaprzeczalnie miło było wrócić do łóżka
i tak po prostu leżeć sobie obok niego. Może nawet zbyt miłe. Dlatego
postanowiłam nie budzić go jeszcze przez najbliższą godzinę jeśli sam tego nie
zrobi. Ale niestety z powrotem gramoląc się obok niego pod koc go obudziłam.
Patrzyłam w jego zdezorientowaną twarz z poczuciem winy tylko trochę pokonanym
przez rozbawienie. Bo Mariusz wyraźnie nie miał pojęcia gdzie się znajduje.
Dopiero gdy spojrzał na mnie zmarszczą między jego brwiami zniknęła.
- Witaj śpiochu. Jak tam głowa?
- Chyba już w porządku. Długo spałem?
- Cały poprzedni dzień i noc. Dziś jest już sobotni
ranek.
- Bardzo śmieszne. A tak naprawdę?
- A tak naprawdę to niedługo będzie za kwadrans
ósma.
- Więc powinienem się już zbierać.
- Możesz jeszcze zostać jeśli chcesz.
- Nie, od początku powinienem pojechać do domu;
miałaś rację. Tylko zmarnowałem ci popołudnie i część wieczora.
- Wcale niczego mi nie zmarnowałeś. I cieszę się, że
przyjechałeś dzisiaj, bo bardzo za tobą tęskniłam. Właściwie to trochę
przerażające.- Dodałam ciszej jakby do siebie.
- Co?
- To że tak się do ciebie przywiązałam. Niedługo nie
będziesz mógł zostawić mnie na pięć minut, bo zacznę cię prześladować.- Żartem
próbowałam zbyć swoje nieostrożne słowa.
- Możesz mnie prześladować jak często chcesz. –
Odpowiedział opierając się na ramieniu w ten sposób więżąc mnie pod sobą.
- Czyżby?- Spytałam wtedy z przekorą wymownie wpatrując
się w jego usta. Tak bardzo chciałam żeby mnie pocałował…Dlatego gdy tylko
delikatnie cmoknął mnie w usta byłam nieco rozczarowana. Kurczę, a może
wydawałam mu się zbyt łatwa? Owszem, nie miałam zamiaru kochać się z nim na
małym tapczanie w wynajmowanym pokoiku do którego na dodatek właścicielka mogła
w każdej chwili wejść, ale całus i małe pieszczoty byłyby wskazane w takiej
chwili, prawda? Przecież nie znaliśmy się od wczoraj. A może wciąż obawiał sie tego po tym jak nasz prawie pierwszy raz zakończył się prawie naszym rozstaniem? Bo jeśli nie to chyba naprawdę byłam dla niego łatwa...
- Tak.- Potwierdził odsuwając się ode mnie.- Podasz
mi marynarkę?
- Jasne.- Odpowiedziałam machinalnie, choć gdy to
robiłam trochę zastanawiało mnie dlaczego sam tego nie zrobił. W końcu od
oparcia krzesła na którym ją powiesiłam dzielił go pewnie z metr, więc
spokojnie mógł sięgnąć sobie tę część garderoby sam. Ja natomiast by to zrobić
musiałam wstać z łóżka.
- Dzięki.- Podziękował mi pospiesznie naciągając na
siebie marynarkę. A ja zaczęłam się temu przyglądać. W pewnej chwili zauważyłam
w jakim był stanie i uśmiech sam wypłynął mi na usta. A więc jednak na niego
działałam; tyle że on był zbyt wielkim dżentelmenem by dać po sobie cokolwiek
poznać. To dlatego sam nie sięgnął po marynarkę: bał się że to zauważę. Rozbawiona zaczęłam się
zastanawiać co jakbym wprost spytała go czy jest podniecony. Ale szybko uznałam
tę myśl za absurdalną. Po co niby miałabym to robić? Kilka minut później
pożegnał się ze mną nazajutrz umawiając na kolejne spotkanie. A ja nadal tkwiąc
na korytarzu mogłam myśleć tylko o jego wybrzuszeniu w spodniach. Wiem, trochę
żałosne. Zaczęłam zachowywać się jak jakaś erotomanka…
- Ewelinko, pozwolisz na chwilę?- W jednej sekundzie
sprowadzona na ziemię przez panią Bożenkę przestałam bujać w obłokach.
Staruszka musiała chyba podglądać przez dziurkę od klucza jak wyprowadzam
Mariusza z pokoju, bo starałam się robić to bardzo cicho.
- Oczywiście, proszę pani. – Zgodziłam się, bo będąc
jej lokatorką raczej nie miałam szansy na bycie górą i luksus odmowy. Szybko
więc do niej podeszłam:- O co chodzi?
- Chodzi o tego mężczyznę który cię ostatnio
odwiedza.- No tak, mogłam się domyśleć dlatego zaczęłam starając się by w moim
głosie dało się słyszeć skruchę:
- Mariusza? Przepraszam za dzisiaj: po prostu wrócił
z długiej podróży i od razu wstąpił do mnie. Bolała go głowa, więc…
-…Nie musisz mi się tłumaczyć: wy młodzi zawsze
znajdziecie jakieś wymówki. Dzisiaj to była boląca głowa, parę dni wcześniej
wieczorne spotkanie, innym razem odwiedziny w czasie gdy mnie nie ma. A
przecież wielokrotnie zastrzegałam, że nie życzę sobie takich sytuacji, prawda?
- Tak, jeszcze raz przepraszam. I obiecuję, że mój
chłopak…
-…przykro mi Ewelinko. Uważałam cię za rozsądną
dziewczynę, bo przez poprzednie dwa lata nie było z tobą problemów, ale teraz
niestety nasza współpraca powinna się skończyć.
- Jaka współpraca? Co ma pani na myśli?
- Oczywiście najem pokoju. Od następnego miesiąca
musisz znaleźć sobie inne lokum.
- Ale przecież nie może pani tego zrobić. Nie może
mnie pani wyrzucić z zaledwie dwutygodniowym wyprzedzeniem.
- Może i bym nie mogła gdyby nie jeden z punktów
umowy którą podpisałyśmy. Zastrzegłam, że złamanie któregoś z jej warunków
skutkuje natychmiastową eksmisją. Dlatego i tak sądzę, że wykazałam się dużą
wyrozumiałością dając ci 15 dni na wyprowadzę.
- Wyrozumiałością? A jak w tak krótkim czasie mogę
znaleźć mieszkanie?- Zdenerwowana przestałam zwracać uwagę, że mój głos trochę
się podniósł.
- Trzeba było o tym myśleć wcześniej. Kilkakrotnie w
ostatnim czasie przypominałam ci o zasadzie piątej umowy. Więc nie próbuj
zwalać wszystkiego tylko na jeden wyskok.
- Pani Bożeno…- Prosiłam siląc się na spokój.-
…przecież wie pani, że nigdy nie sprowadzałam żadnym mężczyzn do domu. A
Mariusz jest moim pierwszym chłopakiem i…
-…więc lepiej posłuchaj mojej rady i go rzuć skoro
cię nie szanuje.- Z trudem hamując nad językiem powstrzymałam się od
odpowiedzi, że wolałabym aby jednak szanował mnie trochę mniej. Ale bym wtedy
zaskoczyła tę starą zbereźnicę. Czy ona nie myślała o niczym innym niż tylko
seks? I jeszcze narzekała, że to dzisiejsza młodzież myśli tylko o jednym.
Cholerna hipokrytka. I jędza. Mariusz nie miał racji, bo to była jędza. Żadna
babuleńka.
Wiedząc, że dalsza dyskusja jest bezcelowa a mogę ją
jeszcze zrazić do siebie bardziej i stracić na dodatek kaucję, zdecydowałam się
wrócić do swojego pokoju. Tam zaczęłam zastanawiać się nad tym co powinnam zrobić.
Na pewno szukać mieszkania, to pewne. Tylko gdzie? Logiczniej byłoby zrobić to
niedaleko pracy, ale bliżej centrum będzie również drożej. A to oznaczało, że
po raz kolejny będę żyła od pierwszego do pierwszego. Cudownie, przez ostatnie
dwa i pół miesiąca wreszcie mogłam trochę odetchnąć nie zaciskając pasa jak
zwykle (w końcu dostałam pracę w prestiżowej firmie, choć na początkującym
stanowisku, która była więcej płatna niż staż), ale teraz znów będę zmuszona to
robić. Jej, zniknie jeden problem i pojawia się kolejny. Zaczęłam przychylać
się do teorii, że niektórzy ludzie po prostu są z natury nieudacznikami i nic z
tym nie można zrobić. Tak było i już.
Zdołowana, otworzyłam swojego laptopa (który na
dodatek zaczął wzbudzać we mnie poczucie winy, bo został kupiony za pieniądze
Artura, który dawał mi je w zamian za udawanie jego dziewczyny) zaczynając
przeszukiwać internet. Jak podejrzewałam ceny były zbyt duże jak na moją
kieszeń, zwłaszcza teraz. Takie oferty najlepiej szukać nie mając noża na
gardle w postaci dwóch tygodni. Najlepiej wyhaczyć jakąś okazję wtedy gdy ci na
tym nie zależy. Ta, tylko jak znaleźć się w tej drugiej grupie?
Kolejny tydzień w wolnych chwilach spędziłam na
szukaniu odpowiedniego mieszkania, odwiedzaniu ich lub telefonicznych rozmowach
które w większości były bezowocne. Początkowo nie powiedziałam o niczym
Mariuszowi, ale w piątek byłam zmuszona wyznać mu prawdę i wyjaśnić co tak
bardzo mnie pochłania. Jak można było się domyśleć znów przeszył mnie tym swoim
spojrzeniem pełnym wyrzutu, które wzbudziło we mnie poczucie winy. Może to
dlatego zaczęłam się tłumaczyć:
- Posłuchaj, przepraszam że o tym nie wspomniałam,
ale po prostu chciałam cię kłopotać swoimi problemami.
- Czy wiesz, że właśnie obraziłaś mnie trzy razy?
- Naprawdę?- Bąknęłam.
- Tak. Najpierw przepraszając za coś tak jakby była
to błahostka że nie wspominasz mi o tak ważnym dla ciebie problemie; potem
używając słowa kłopotać jak to miał być dla mnie kłopot a na końcu nie
pozwalając sobie pomóc. Tym bardziej w sytuacji, gdzie twoje problemy
mieszkaniowe wynikają tylko i wyłącznie z mojej winy.
- Mariusz, to nie tak.
- Przecież pani Bożena wyrzuciła cię z powodu moich
odwiedzin, tak?
- Tak, ale…
- Żadne ale. Jestem więc podwójnie zobligowany do
pomocy ci. Po pierwsze z racji bycia twoim chłopakiem a po drugie z powodu
faktu iż jestem winny tej sytuacji. Nie wspominając o tym że zrobię to z prawdziwą chęcią.
- Nie, to moje życie i moje decyzja. Ja ponoszę za
nie winę, ty nie masz z tym nic wspólnego. A co do twojego zarzutu o to że ci
nie powiedziałam to ja…ja po prostu przyzwyczaiłam się że mogę liczyć tylko na
siebie, przepraszam.
- A nie stało się tak dlatego, że bałabyś się wtedy
iż mogę to odebrać jako przejaw twojego wyrachowania, prawda? – Jej, czy aż tak
łatwo mnie przejrzeć?.- Ewelina, ile razy mam powtarzać że nie powinnaś się tym
przejmować?
- Łatwo ci mówić. Gdyby sytuacja się odwróciła też
stać by mnie było na wspaniałomyślność.
- Uważasz więc, że przemawia przeze mnie
protekcjonalizm?
- Uważam, że chcesz dobrze, ale nieświadomie
sprowadzasz mnie do poziomu gorszej od siebie. A to depcze moją godność. Jak
mogę brać od ciebie jakiekolwiek pieniądze? Tym bardziej za mieszkanie?
- A kto powiedział że w ogóle chcę ci je dać?
- Co?- Teraz to mnie zatkało?
- Chciałem tylko zaoferować ci swoją pomoc w
szukaniu mieszkaniu.
- Och…- Słysząc to poczułam się naprawdę głupio. Tym
bardziej gdy on usilnie starał się ukryć uśmiech.
- Właśnie. Więc może przestałabyś oskarżać mnie o
deptanie swojej godności?
***
Zaledwie kilka dni później, wchodziłam do czystego,
niewielkiego choć bardzo przestronnego mieszkania z balkonem i dużym pokojem.
Było samodzielne, w strzeżonej dzielnicy i znajdowało się znacznie bliżej pracy
i domu należącego do Mariusza. Dlatego jego wynajmowanie ewidentnie miało swoje
plusy. I właściwie tylko jeden minus. Cenę.
- Przykro mi, gdyby właścicielka zeszła przynajmniej
o pół tysiąca to może bym to rozważyła. A tak z moją pensją wystarczyłoby mi
tylko opłatę za rachunki, bilety miejskie i czynsz.
- Ale ci się podoba?- Spytał Mariusz.
- Tak, jest śliczne. Przecież to oczywiste.
- No więc skoro ci się podoba to powinnaś je
wynająć.
- Mariusz, powtarzam ci że…
- …pomogę ci. Poza tym to już raczej za późno, bo
wczoraj podpisałem umowę wynajmu na pół roku.
- Słucham?
- Wiem, że się pospieszyłem, ale to była prawdziwa okazja.
Poza tym, choć nie chciałbym wyjść na tego który zawsze wie lepiej, wiedziałem
że mieszkanie ci się spodoba. Także od marca spokojnie będziesz mogła tu
mieszkać.
- Pogięło cię?- Nigdy nie zwracałam się do niego w
tak bezpośredni sposób; zwykle nawet słowo „cholera” wydawało mi się przy
Mariuszu najbardziej ordynarnym przekleństwem na świecie, ale teraz emocje
wzięły nade mną górę.- A skąd wezmę na czynsz?! Przez pierwszy miesiąc jakoś
dam radę; mam jeszcze kasę z kaucji ale potem…
- Ewelina opłaciłem je do końca sierpnia. Podpisałem
umowę i pieniądze za czynsz wpłaciłem na konto właścicielki z góry.- W
całkowitej ciszy przetrawiałam to co powiedział nie mogąc uwierzyć.
- Przecież mówiłam ci, że nie przyjmę od ciebie
pieniędzy.
- I wcale ich nie przyjmujesz. Przyjmujesz po prostu
mieszkanie.
- Kpisz sobie bawiąc się w tę dosłowność?!-
Wrzasnęłam.
- Ewelina, chyba mnie nie zrozumiałaś. Chodziło mi o
to, że…
- O nie: zrozumiałam cię bardzo dobrze. Znalazłeś mi
lokum na najbliższe pół roku i jeszcze je opłaciłeś uważając, że to w porządku
bo jestem twoją dziewczyną. Ale wcale tak nie jest Mariusz. Wiedziałeś jakie to
dla mnie ważne. Mówiłam ci o tym, a mimo to zignorowałeś moje słowa właśnie
postępując jak ten który wie lepiej. A ja nie chcę być zależna od ciebie:
nigdy, rozumiesz? Nie chcę by ktokolwiek i kiedykolwiek z twojej rodziny
wytykał mi, że spotykamy się z tego powodu, bo to wcale…
- Hej, hej wiem że tak nie jest.- W pewnym momencie
Mariusz przerwał mi mój wybuch podchodząc do mnie i chwytając moją twarz w
dłonie. Potem spojrzał mi prosto w oczy.- I wcale nie chcę byś była ode mnie
zależna, bo szanuję twoje zdanie i uczucia.
- Dlaczego więc wynająłeś dla mnie to mieszkanie?
- Pst, możesz mi w końcu nie przerywać? Zawsze
jesteś tak w gorącej wodzie kąpana?- Gdy lekko urażona milczałam spuszczając
wzrok (bo Mariusz wciąż nie puścił mojej twarzy, więc tylko w ten sposób mogłam
dać wyraz swojemu naburmuszeniu), on kontynuował.- Owszem, wynająłem to
mieszkanie dla ciebie. I tak, owszem pospieszyłem się, ale to nie znaczy że nie
zamierzam wyegzekwować od ciebie zapłaty. Po prostu założyłem, że spłacisz mi
to wszystko w dogodnym dla siebie terminie. A poza tym ta nieco zmodyfikowana i
powiększona kawalerka naprawdę była super okazją.
- Rozumiem, ale może to jest super okazja dla ciebie
a nie dla mnie Mariusz. Ona kosztuje ponad dwa tysiące; ja zarabiam 2500zł
brutto.
- Tysiąc pięćset.
- Co?
- Mówię, że z racji faktu iż zapłaciłem za 6
miesięcy z góry właścicielka zgodziła się trochę obniżyć cenę. No i nieźle się
targowałem, a jej pilnie zależało na pieniądzach, więc zmniejszyli jeszcze cenę
o 200 zł.
- Okej.- Powiedziałam trochę uspokojona. Siedem
stówek rzeczywiście było sporym zmniejszeniem kwoty, ale wbrew temu co wcześniej powiedziałam Mariuszowi nie aż tak
satysfakcjonującym osobę o moim statusie. Tym bardziej doliczając do tego
rachunki: pewnie niemałe.- Ale to mimo wszystko jest dla mnie za wysoka cena.
- Wspomniałem, że właścicielka jest znajomym mojej
siostry?
- A co to ma do rzeczy?- Wtrąciłam, ale on nawet nie
zareagował.
- I że to ja wykonałem jej projekt renowacji tego
domu tak by mogła go wynająć po tym jak wynajmujący go wcześniej studenci
doszczętnie go zdemolowali w ramach przysługi?
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że…
-…tak, cena mieszkania wyniosła z tego powodu trochę
mniej. W końcu jak mogliby zdzierać ode mnie gdy wykonałem im projekt za darmo robiąc z ruiny której nikt nie chciał wynająć coś tak przytulnego?
- Jak dużo?
- Tak dużo, że z pewnością będziesz sobie mogła na
nie pozwolić.
- To znaczy?
- To znaczy, że w odniesieniu do pierwotnej ceny
spadła o ponad połowę.
- O Boże więc chcesz mi powiedzieć, że z 2200 zł
wytargowałeś 1000zł?!
- Właściwie…tak, chyba można by to tak ująć. Chociaż
właściwie zgodzili się opuścić jeszcze 100 zł jeśli zobowiążesz się do dbania o
kwiaty na balkonie. Podlewanie, może jakiś nawóz.
- Rany, nie mogę w to uwierzyć.- Odsuwając się od
Mariusza odwracając się do niego tyłem i
zakryłam sobie usta dłonią by powstrzymać cisnący mi się na nie uśmiech. Szybko
jednak odwróciłam się z powrotem.- Nie żartujesz?
- Nie. Przecież mówiłem, że to okazja.
- No tak, ale…Jej, czy to oznacza że mój wybuch był
bezpodstawny i się wygłupiłam?- Dodałam trochę niepewnym tonem.
- Tylko troszkę.- Jastrzębski posłał mi powściągliwy
uśmiech, który u niego był wyrazem rozbawienia.- Mówiłaś, że to dla ciebie
ważne, byś utrzymywała sie sama więc z tego powodu jest ważne i dla mnie.
- Matko…nie wiem co powiedzieć. Chyba zaraz się
rozbeczę.
- A więc mieszkanie ci się podoba?
- Jasne, że tak? Przecież wiesz. Tylko nie mogę
uwierzyć, że naprawdę będę mogła mieszkać w tym luksusie.- Mariusz miał w sobie
jeszcze jedną cechę za którą go kochałam. Był bogatym człowiekiem, ale nie dawał tego po sobie
odczuć. Również w odniesieniu do mnie. Nigdy nie sugerował, że stroje które
nosze są kiepskiej jakości i nie pochodzą od firmowych marek, więc powinnam je
zmienić- oczywiście za jego pieniądze. Że jako jego dziewczyna powinnam
zachowywać się bardziej wytwornie i zwalczyć wszelką spontaniczność i
żywiołowość lub chociaż ją zmniejszyć. Dlatego teraz, choć pojęcie „mojego”
luksusu znacznie różniło się od pojęcia „jego” luksusu, to wcale nie obdarzył
mnie protekcjonalnym spojrzeniem głaszcząc po główce. Zamiast tego
odpowiedział:
- Więc uwierz, bo od tej pory tak właśnie jest. Samodzielna
kuchnia, łazienka, pokój…- Mówił rozmarzonym tonem tak jakby sam mieszkał w
pudełku z kartonu w biednej siedzibie slumsów i mógłby tylko o tym pomarzyć.- …teraz
do woli będziesz mogła wyśpiewywać pod prysznicem przeboje Justina Bibera,
sprowadzać do mieszkania swoich amantów bez konieczności spowiadania się komuś
i wracać do domu o której ci się podoba.
- Hej, wcale nie mam zamiaru sprowadzać tu żadnych
amantów i nie wyśpiewuję pod prysznicem, bo do tej pory zwykle korzystałam z
wanny. A tym bardziej Justina Bibera, choć ma parę niezłych kawałków…z czego
się śmiejesz? Okej, śmiej się, bo teraz mam dobry humor i nawet mnie nie
wkurzasz. Prawdę mówiąc sprawiłeś mi taką radość, że nie jestem w stanie
wyrazić jej słowami.- Jakby w dowód tego wyraziłam ją czynami mocno go
przytulając. Bez wahania odwzajemnił mój mocny uścisk całując czubek głowy.
Choć nie mogłam tego dostrzec intuicyjnie wyczuwałam, że się uśmiecha.
- Naprawdę udało ci się tak obniżyć cenę czy mnie
wkręcasz?
- Naprawdę. Ale na dowód tego mogę pokazać ci
podpisaną umowę. Mam ją nawet przy sobie, bo wiedziałem że mi nie zaufasz w tej
kwestii.
- Wcale nie, ja tylko…
-…żartuję, głuptasie. To co rozumiem, że doszliśmy
do konsensusu?
- Tak, jasne. Mówiłam ci już jak bardzo cię kocham?
***
I w ten sposób, dzięki swojemu chłopakowi
rozwiązałam problemy mieszkaniowe. W niedzielę spotkałam się nawet z
właścicielką, która okazała się być około czterdziestoletnią egocentryczną
właścicielką kilku lokali w Warszawie. Z jej wyglądu oraz zachowania
wywnioskowałam, że na niedomiar pieniędzy nie cierpiała. Zdecydowanie. To
zlikwidowało moje wyrzuty sumienia, bo bałam się, że mogę zmniejszyć biednej
staruszce jedyne źródło dochodu. Poza tym zmniejszyło je coś jeszcze: fakt, że
ta kobitka z botoksem w ustach i przeciwsłonecznych okularach (pomimo zimy)
wyraźnie miała słabość do Mariusza. Początkowo bawiło mnie to jak szuka każdej
sposobności by dotknąć jego dłoni lub ramienia, jak się nad nim pochyla, jak
poprawia zniszczone włosy czy błyszczy z pewnością wybielonymi zębami, ale
szybko przestało. Z trudem walczyłam nad odruchem odepchnięcia jej gdy
wybuchając śmiechem prawie podsunęła mu swoje piersi pod nos. Przecież miała
ze czterdzieści lat na litość boską!
- Weź oddech, bo zaraz pękniesz.- Ten niewątpliwie
uroczy komentarz skierowała pod moim adresem siostra Mariusza, Monika. Niestety
jako przyjaciółka wielbicielki botoksu i jednocześnie mojego nowego mieszkania,
zjawiła się dzisiaj z nią byśmy wspólnie obgadali szczegóły i się poznały.
Szkoda tylko, że mając na myśli wspólne obgadanie szczegółów Pani Botoks miała
na myśli mojego chłopaka który przecież do jasnej Anielki nie będzie tu
mieszkał!- Wyglądasz tak jakbyś miała się na nią rzucić.
- Bo zaraz to zrobię jeśli twoja przyjaciółka nie
przestanie molestować Mariusza.- Odpowiedziałam Monice nawet nie siląc się na
grzeczność. W końcu nie musiałam udawać, że ją lubię skoro ona mnie nie
znosiła. Już nigdy więcej płaszczenia się, zdecydowałam gdy podczas urodzin jej
matki potraktowała mnie jak naciągaczkę.
- Wcale go nie molestuje, po prostu trochę
kokietuje. A on całkiem nieźle sobie radzi w odpieraniu tych ataków. No i to
Wiktoria nie jest moją przyjaciółką. Nie znoszę jej.- Dodała rozbawiona.-
Hojnie wspiera fundację w której pracuje, więc póki to robi z przyjemnością
chodzę z nią na drinki czy lunch. Zwłaszcza jeśli to ona stawia.-
Niespodziewana zmiana tonu głosu i charakteru naszej rozmowy zbiła mnie z
tropu. Przecież ta kobieta mnie nie cierpiała. Nawet dziś przychodząc razem z
Panią Botoks, to znaczy Wiktorią Wilk, rzucała mi niechętne spojrzenia.
Wiedziałam co musiała sobie o mnie pomyśleć, zwłaszcza po tym jak powiedziałam
jej, że namówię Mariusza na to by był wobec mnie szczodry. Że zmusiłam go do
zapłaty za wynajęcie mi mieszkania. A teraz co, nagle konspiracyjnym szeptem
wyznaje mi, że nie cierpi swojej przyjaciółki? Jest hipokrytką czy co?- No nie
patrz tak na mnie: przecież sama widzisz że to cudak: kto nosi kapelusze z
piór? No i tak ostentacyjne futra.
- Może.- Przyznałam asekuracyjnie. W końcu może
chciała tylko mnie pogrążyć przed nową właścicielką potem powtarzając jej naszą
rozmowę.
- Nic jej nie powtórzę, nie musisz się krępować.-
Odpowiedziała mi jakby doskonale znała tor jakim podążają moje myśli.
- Jasne.- Nawet nie starałam się ukryć ironii.
- Naprawdę to cię obchodzi? Przecież będziesz miała
swoje mieszkanie. A to, że Mariusz sobie trochę pocierpi to przecież nic
takiego.
- Jesteś wstrętna. – Pomyślałam, ale widząc jak się
śmieje zrozumiałam że powiedziałam to na głos. Jak zwykle moje słowa
wyprzedziły myśli. Ciężko westchnęłam, ale po namyśle nic więcej nie dodałam,
na przykład przeprosin. W końcu Monika była wstrętna. Raz była milutka, innym
razem złośliwa w najmniej przewidzianym momencie atakując jak szakal.
- Hej, widzę że dobrze się bawicie.- W końcu Mariusz
podszedł do mnie co przyjęłam z ulgą. Na reszcie amatorka cudzych chłopaków spuściła
go ze smyczy.
- Jeśli masz na myśli to, że twoja siostra się ze
mnie nabija to tak: dobrze się bawimy. A przynajmniej ona.- Odezwałam się nieco
zgryźliwie wymownie patrząc na Monikę. Ta zaczęła jeszcze bardziej rechotać.
- Monia, prosiłem cię byś była miła dla Eweliny.-
Powiedział do niej Mariusz.
- Przepraszam braciszku, ale ona jest całkiem
zabawna. I w dodatku zazdrosna o ciebie jak mało kto. Lepiej szybko spławię
Wiktorię skoro wszystko załatwiliście, bo może wydrapać jej oczy.- Nie dając mi
szansy na odpowiedź zostawiła nas z Mariuszem samych podchodząc do Pani Botoks.
A mój chłopak spytał mnie wtedy cicho:
- Naprawdę byłaś o mnie zazdrosna?
- Wcale nie. O kogo? O tę podstarzałą kokietkę? Wcale.-
Powiedziałam z urazą, ale widziałam że tego nie kupił. Wkurzyło mnie to jeszcze
bardziej.- Dlaczego nie kazałeś jej się odchrzanić? Przecież wyraźnie usiłowała
z tobą flirtować.
- Usiłowała to zbyt duże słowo. Wiki po prostu jest
taka wylewna i już.
- Wiki?- Mariusz obdarzył mnie delikatnym uśmiechem
z trudem skrywając rozbawienie. Ja na nawet nie mogłam go zrugać, bo rzeczona „Wiki”
alias Pani Botoks właśnie podchodziła by zapewne się z nami pożegnać. Błąd: z
Mariuszem. Bo na pewno nie ze mną.
Pięć minut później w końcu wyszła z Moniką a ja z
trudem powstrzymałam się by nie rzucić w nią swoim adidasem. Gdybym wiedziała,
że właścicielką mieszkania będzie czterdziestolatka stylizująca się na
dwudziestoośmiolatkę i kokietująca mojego chłopaka to w życiu nie zgodziłabym
się na jego wynajmowanie. Trochę się uspokoiłam gdy po jej wyjściu Mariusz
objął mnie pytając czy cieszę się z nowego mieszkania, czy mi się podoba, czy
nie chcę czegoś zmienić itd. Odpowiedziałam mu zgodnie z prawdą, że mieszkanie
mi się bardzo podoba. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że po dwudziestu sześciu
latach w końcu będę mogła wynająć sobie coś samodzielnie. Owszem, wiedziałam że
z dużą pomocą efekt starań Mariusza, ale mimo wszystko ta myśl była bardzo miła.
Koniec z robieniem zakupów starej dewotce, pomyślałam, która po dwóch latach
prawie z dnia na dzień wyrzuca mnie z domu; koniec słyszenia zza drzwi pokoju
radia Maryja którego słuchała zawsze gdy była w domu, koniec z wynoszeniem cudzych
śmieci i kąpaniem się pod ograniczoną ilością wody by i tak wysłuchiwać że zużywam
jej zbyt dużo…Witajcie słuchanie radiowego rocka, przechadzanie się po
korytarzu w samej bieliźnie a nawet bez niej; witajcie zapraszanie kogo chcę i
kiedy chcę. Jej, to naprawdę brzmiało jak idylla. Pewnie dlatego po raz kolejny
zaczęłam się nim zachwycać. Nie omieszkałam jednak jeszcze raz zganić Mariusza za
jego zachowanie wobec Wiktorii. Nie pocieszyła mnie jego odpowiedź:
- Przecież jest starsza ode mnie, na dodatek półtora
roku temu straciła męża wypadku.
- I od razu bierze
się za cudzego chłopaka?
- Mówiłem ci, że już taka jest.
- Akurat. Ja nie lepię się do każdego faceta którego
znam. I przestań patrzeć na mnie z tym rozbawieniem w oczach.
- Jak oczy mogą być rozbawione?- Trafne pytanie,
pomyślałam, ale nie pozwoliłam zbić się z tropu.
- Twoje są.- Odpowiedziałam twardo. Bo wiedziałam,
że w głębi ducha cieszyło go to że jestem o niego zazdrosna. Zresztą jak
każdego faceta. Jej, teraz to jemu miałam ochotę przywalić a nie tej całej
Wiktorii. Przynajmniej zanim dodał:
- Przepraszam, po prostu to fajne uczucie.
- Jakie?
- Gdy ktoś jest o ciebie zazdrosny. Do tej pory
żadna dziewczyna z którą się spotykałem nigdy nie zachowywała się wobec mnie
ani trochę zaborczo. Po prostu uważała za pewnik to, że jako godny zaufania nie
pozwolę sobie nawet na delikatną aluzję a co dopiero flirt z kimś innym.
- Och…jakoś trudno mi w to uwierzyć. Poza tym to „żadna
dziewczyna” zabrzmiało tak jakby było ich bardzo dużo.
- Tylko kilka.
- To znaczy ile?
- Naprawdę cię to interesuje?
- Naprawdę cię to interesuje?
- Przecież bym nie pytała.
- Niedużo. Może pięć; chociaż tylko z jedną na
poważnie.- Od razu wiedziałam o kim mowa.
- Kiedy spotkam tę całą Dominikę to…
- …powiesz, że jest okropna, podła i zła?
- Skąd. Podziękuję jej, że oszukała takiego fajnego
faceta, bo inaczej ja nigdy bym go nie dostała.
Coraz bardziej wczytując się w to opowiadanie mam wrażenie, że Mariusz manipuluje Eweliną. Chce żeby robiła dokładnie to na co on ma ochotę. I to mieszkanie. Ciekawa jestem jak rozwiniesz dalej akcję. Pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńDokładnie on nią manipuluje, a ona nie orientuje się w tym.
UsuńMariusz spoko koleś co wy.Sztywniejszy trochę Ale superowy przynajmniej jakiś ogarnięty i w ogóle, a Andrzej to taki niby smieszek i wszystko Ale jakby dzieciuch trochę. Team Mariusz!
OdpowiedzUsuńWłaściwie Mariusz wydaje się szczery ale kto zgadnie jaki pomysł zrodzi się w Twojej genialnej głowie :-) w sumie to ideał ale i tak chyba na pewno wolę Artura
OdpowiedzUsuńNadal nie jestem przekonana do Mariusza, coś się mi w nim niepodoba, niby troskliwy a zarazem konserwatywny. Nie musiał dzwonić do Artura, nie ufa jej. Również mieszkanie specjalnie to zrobił aby była mu za coś wdzięczna,aby miał jekis argument. Nie lubię go ☺
OdpowiedzUsuńHmm coś mi tu nie gra. Niby ona kocha Mariusza a ciągle wraca myślami do chwil spędzonych z Arturem. Sama wspomniała że chwilę spędzone z rodzicami Artura wspomina miło, a z Mariusza chce zapomnieć. Tak naprawdę wydaje miś się że to jej pierwsze zauroczenie i to dlatego nie umie odróżnić który z nich jest lepszy dla niej. Pozdrawia Ania ps czekam na kolejny mam nadzieję że dzisiaj coś dodasz ☺
OdpowiedzUsuń