Chyba zakochuję się w tobie, Ewelina.
Te
kilka słów były jak poezja dla moich uszu, jak najpiękniejsze ziszczone
marzenie, jak nierealny sen. Nieustannie odtwarzałam je w myślach a także
pocałunek który po nich nastąpił.
Zakochiwał
się we mnie.
We
mnie.
Zwykłej
Ewelinie Grodzkiej, sierocie która nie miała niczego. I akceptował. Ani przez
chwilę w jego obecności nigdy nie dał mi odczuć że jestem od niego gorsza. A
więc to było poważne. Od dziś oficjalnie stanowiliśmy parę. Nie żeby mi to powiedział, ale takie rzeczy po
prostu się wie, prawda? I przychodzą całkiem samoistnie.
Zaskoczyło
mnie przede wszystkim to, że od tamtego wieczoru wszystko między nami stało się
bardziej intensywne, a Mariusz był wobec mnie troskliwy. Niemal każdego
wieczoru dzwonił do mnie pytając o to jak minął mi dzień, czy za nim tęskniłam,
co robiłam. Robił to nawet wówczas gdy spotykaliśmy się tego samego dnia. A
robiliśmy to tak często jak często się dało; dzięki temu poznawaliśmy się coraz
lepiej.
Wiedziałam,
że Mariusz nie znosi tuńczyka.
Ja
przepadałam za kurczakiem i sałatką z marchewką oraz zielonym groszkiem.
Słuchałam
polskiego rocka on wolał starsze rock and roll’owe klimaty i jazz.
On
uwielbiał jasne i porządne pomieszczenia.
Ja
gdybym tylko mogła własne ściany w pokoju pomalowałabym sama na żywe pastelowe
kolory.
W
wolnym czasie lubił spacerować, grać w szachy lub też zaszyć się gdzieś z dobrą
książką przy lampce wina. Ja natomiast miałam bardziej przyziemne rozrywki takie jak: oglądanie bzdurnych
programów w telewizji, serfowanie po internecie, granie w pokera z panem Andrzejem
czy też słuchanie muzyki.
Czasami
też lubiłam oderwać się od rzeczywistości i dokazywać jak dziecko, Mariusz
wolał mniej dynamiczną rozrywkę. Choćby teatr, który dzięki niemu polubiłam.
Choć spektakl na który mnie zaprosił bardzo mi się podobał zastrzegłam, że nie
znoszę muzyki klasycznej więc na żadne operetki nigdy nie dam się wyciągnąć. On
ze śmiechem odparł, że też za nimi nie przepada. Cieszyłam się, że przynajmniej
to nas łączyło.
Oczywiście
oprócz odmiennych zainteresowań mieliśmy również wspólne: lekko filozoficzne
rozmowy czy dyskusje na bieżące tematy, podróże (choć ja znałam pewne miejsca
tylko z teorii, on naprawdę trochę zwiedzał świat w rzeczywistości) oraz (niektóre)
książki. Przeżyłam wielki szok, gdy tak jak ja czytał Sandora Marai i choć nie
był nim zachwycony tak jak ja przyznawał, że miał ciekawe spostrzeżenia na
temat świata i sposób prowadzenia
narracji.
Z
biegiem czasu nasza znajomość nabierała tempa: zdałam sobie sprawę gdy Mariusz
zaprosił mnie do swojego mieszkania (które nawiasem mówiąc miało nieziemską
aranżację), bo od jakiegoś czasu spotykaliśmy się tylko u mnie (niestety
spotkania musiały kończyć się przed dziesiątą bo inaczej staruszka u której
wynajmowałam pokój bez pardonu wchodziła do pokoju i go wypraszała; choć z
drugiej strony może i tak było lepiej- czasami Mariusz wyglądał tak
pociągająco, że miałam szczerą ochotę go uwieść). Na dodatek zaproponował, że
chce odwiedzić ośrodek starości, w którym udzielam się jako wolontariuszka.
Mówił nawet, że jedna z jego ciotek udziela się w nim i dość hojnie wspiera. Nie
drążyłam więcej tego tematu, bo zorientowałam się że przecież nie mogę zaprosić
go do ośrodka. Od kilku tygodni przyjeżdżałam tam z Arturem, a mieszkańcy
uważali mnie za jego dziewczynę. Nie mogłam tak po prostu zjawić się teraz z
Mariuszem. Poza tym była jeszcze pani Grażyna. Co powiedziałabym gdyby
zobaczyła mnie z innym facetem?
Zrozumiałam,
że oszukana znajomość z Arturem stworzyła o wiele więcej komplikacji: nie
pozwalałam Mariuszowi przyjeżdżać po siebie zaraz po skończeniu stażu bo bałam
się że ktoś ze stażystów wygada mu się na temat mojej znajomości z Chojnackim.
Już od dobrych dwóch tygodni inni przestali wierzyć w moje zapewnienia, że nic
nas nie łączy. Ja więc przestałam zaprzeczać. I tak zostały mi jeszcze niecałe
dwa tygodnie do końca. Ten problem można było więc łatwo rozwiązać. Ale
pozostałe? Nie, musiałam porozmawiać z Arturem o zakończeniu tego układu. I tak
miał skończyć się dużo wcześniej niż początkowo chciałam. To wszystko przestało
wydawać mi się zabawne, ale wyjątkowo dziecinne i głupie niczym w
szekspirowskiej komedii. No bo ile ja miałam lat żeby bawić się w takie
maskarady? Piętnaście? Dwadzieścia? Byłam dorosłą kobietą, która pod wpływem
impulsu zgodziła się na coś, czego konsekwencji nie przewidziała. Dlatego jak
najszybciej musiałam naprawić całą tę niedorzeczną kabałę w którą się
wplątałam.
Nie
spodziewałam się tylko jednego: sprzeciwu. Artur nie rozumiał w czym widzę
problem; na dodatek nieustannie irytował nieustającymi żartami o moim chłopaku
parkingowym. Ostatnio posunął się nawet do insynuacji, że chyba się go wstydzę
skoro nie pozwalam mu nawet po siebie przyjechać albo że nie ma własnego
samochodu. Wściekłam się wtedy na niego: może i zmienił się w ostatnim czasie,
ale pod pewnymi względami pozostał takim samym rozpieszczonym dupkiem jak
dawniej. Jakby nie rozumiał, że robię to właśnie przez niego. W końcu, po
długiej i burzliwej dyskusji doszliśmy do konsensusu:
-
Okej, zgadzam się.- Oznajmił mi, a ja odetchnęłam z ulgą. A przynajmniej puki
nie dodał:- Ale pod jednym warunkiem.
-
Jakim?
-
Poczekaj do soboty. Mama urządza przyjęciu urodzinowe: chce byśmy zjawili się
tam jako para. Potem…po nim porozmawiamy o naszym układzie.
-
Świetnie. Pamiętaj tylko, że zgodnie z twoją sugestią to ja mogę wybrać
przyczynę rozstania.
-
Tak wiem. Może jednak nie będzie to konieczne.
-
A co? Liczysz, że mi jakąś podsuniesz?- Artur nie podjął zaczepki. Ostatnio w
ogóle rzadko na nie odpowiadał. Zachowywał się inaczej: czasami zadawał dziwne
pytania, był przesadnie miły innym razem kpił gdy spieszyłam się na randkę z
Mariuszem. Chyba irytował go fakt, że mam mało czasu na nasze spotkania i
udawanie przed jego rodzicami pary przez swój związek. Ale w końcu ja o to nie
zabiegałam. To był tylko jego pomysł. Na dodatek ja byłam przecież gotowa go
zakończyć w każdej chwili. I tak zdobyłam już dość pieniędzy by wyjść na
prostą, a o nic więcej mi przecież nie chodziło gdy godziłam się na ten układ. Poza
tym z czasem zaczęłam sobie uświadamiać jego niewłaściwość. W końcu nie
powinnam brać pieniędzy od Artura. Jasne, od prawie dwóch tygodni tego nie
robiłam, ale gdybym była w porządku oddałabym mu je wszystkie. Tyle, że
niestety większość już wydałam. No i nie mogłam zapominać o tych drobnych
prezencikach: chociażby tamtej sukienki kupionej mi przed drugą randką z
Mariuszem. A kosztowała przecież niemało, bo ponad dwieście złotych…Nie, nie
mogłam tego dłużej ciągnąć. Może nie czułabym się jeszcze z tym aż tak źle,
gdyby Artur nie stał się moim przyjacielem. Gdyby wciąż pozostał tym aroganckim
rozpieszczonym dupkiem, który własnym urokiem próbował wymigiwać się od pracy
podczas stażu. Ale on okazywał się być całkiem niezłym facetem. Może nieco
próżnym i czasami płytkim; może nieznającym wartości pieniądza, ale doszłam do
wniosku, że to raczej kwestia wychowywania się w bogatej rodzinie niż jakichś
charakterologicznych aspektów. No i umiał mnie rozbawić. A uwierzcie mi na
słowo, że niewielu ludzi to umiało.
W
końcu nadszedł ten dzień, w którym wszystko miało się między nami ostatecznie wyjaśnić:
dzień urodzin pani Chojnackiej. Przedtem jednak musiałam iść do pracy;
zastrzegłam jednak wcześniej kierownikowi, że będę musiała urwać się godzinę
wcześniej z powodu sprawy rodzinnej. Dlatego nawet nie spotkałam się w biurze z
Mariuszem tylko wysłałam mu wiadomość, że muszę załatwić jakieś osobiste sprawy.
Miałam nadzieję, że nie będzie dopytywał się jakie i tak też się stało. I tak
zdecydowałam się kiedyś powiedzieć mu o moim głupim sposobie zdobycia pieniędzy
jaką było udawanie dziewczyny innego faceta, ale na pewno nie teraz. Może gdy
będziemy już po ślubie. Albo będę starą i pomarszczoną staruszką bujającą na
kolanach nasze wspólne wnuki. Tak, wtedy będzie dobrze. Teraz tylko bym
wszystko schrzaniła, myślałam podczas mycia okien. Takie bujanie w obłokach nie
było jednak wskazane, bo w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że zamiast je
myć zostawiam na nich przeraźliwe smugi. Widocznie ten kto powiedział, że do
pracy sprzątaczki nadaje się każda głupia nie miał na myśl mnie. Ech, i jeszcze
potem ta impreza u Chojnackich. Po kiego licho się na nią godziłam? Jak mogłam
udawać świetną i zgodną parę z Arturem a potem tak jak gdyby nigdy nic go
rzucić? Ładnie to wykombinował padalec jeden. A jak mnie wystawił? Jak po mnie
nie przyjedzie? Albo wręcz przeciwnie: przyjedzie pod biuro i przypadkiem
spotkam wtedy Mariusza? Albo zobaczy nas
jeden ze znajomych mojego chłopaka i mu o tym doniesie? W końcu skoro ci
wszyscy faceci w garniturkach którzy mają biura w tym wieżowcu co on
wynajmują je od dawna no to muszą się
między sobą znać, prawda? A przynajmniej niektórzy. Jej już sama nie znałam
powodu swoich nerwów. Chociaż z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że być może
już wtedy przeczuwałam że stanie się coś złego.
Po
końcu zmiany, podjechał po mnie Chojnacki: bez żadnych spóźnień, bez scen i spotkania z Mariuszem więc mogłam odetchnąć
z ulgą. Na dodatek z super sukienką oraz karnetem na makijaż i fryzurę.
Chciałam zaprotestować nie godząc się by przyjmować od niego prezent po raz
kolejny, ale on nie chciał o tym słyszeć.
-
Chcę być wyglądała pięknie.- Oznajmił.- Tak pięknie jak tylko się da.
-
Wiem, ale nie pozwolę byś wydawał na mnie tyle kasy.
-
To nie moja kasa tylko moich staruszków.
-
Tym bardziej nie powinnam niczego przyjmować. Zwłaszcza, że nie jestem tak
naprawdę twoją dziewczyną.
-
I to z tego? Zachowujemy się jakbyś była, więc nie możesz przyjść spocona w
jakiejś szmacie wyglądając jakbyś pracowała dwie ostatnie doby.
-
Hej, skoro jestem taka paskudna to znajdź sobie inną głupią.
-
Już wybrałem ciebie.- Roześmiał się, a ja w odpowiedzi prawie warknęłam (a może
prychnęłam) niczym dzikie zwierzę. Dopiero kilkanaście minut później złość
trochę mi przeszła. Nie powiem żeby zabieg uczynienia z brzydkiego kaczątka
łabędzia był nieprzyjemny, tyle że tak jak wspominałam wcześniej prezenty
Artura takie jak te mnie krępowały. Nie miałam nic przeciwko czekoladkom, róży na
przywitanie ale nie sukienkom wartym trzy stówy czy makijażu w profesjonalnym
salonie podczas gdy mnie nie było stać nawet na zwykłą fryzjerkę. To sprawiało,
że czułam się…uwiązana. Jakbym w zamian za prezenty była mu coś winna, choć on
niczego przecież ode mnie nie żądał.
-
I co? Zadowolony? Nie zrobię ci wstydu?- Zażartowałam dwie godziny później gdy
pani z salonu skończyła upinać mi fryzurę. Nieskromnie musiałam przyznać, że
dokonała cudu. Miałam raczej zwyczajne, proste włosy do ramion, ale ona
zaplotła je w taki sposób, że cały tył lekko się unosił sprawiając wrażenie
jakby były niezwykle gęste. No i chyba trochę je przedłużyła, choć nie byłam
pewna bo nigdy nie miałam wykonywanego takiego zabiegu. Także całość po prostu
zwalała z nóg. Poza tym makijaż…moje oczy wydawały się być większe, a zwyczajny
błękit tęczówki który nigdy nie wydawał mi się być szczególnie ładnym aspektem
mej twarzy, w połączeniu z paletą cieni do powiek w kolorach od lekkiego
niebieskiego poprzez bordowy aż do fioletu sprawiał, że kolor moich oczu
wydawał się być niezwykły.
-
Jesteś śliczna. Proszę. To jeszcze dopełni obrazku.- Widząc cienkie puzderko w
rękach Arturka zaprotestowałam.
-
O nie, dziękuję bardzo. Żadnych więcej prezentów. I tak mam wyrzuty sumienia za
to wszystko co mi dajesz. I wiesz co? Już nie chcę żadnych pieniędzy za to
udawanie. Dzięki tobie wyszłam na prostą.
-
Zasłużyłaś na nie. I na to także.- Ponownie wyciągnął w moją stronę pudełko. A
ja ponownie pokręciłam głową.
-
Nie mogę Artur.
-
Możesz. Do tej sukienki potrzeba efektownej biżuterii.
-
Więc musi wystarczyć mój wisiorek po babci.
-
Ma swój urok, ale potrzebujesz czegoś zwracającego uwagę.
-
Wcale nie.
-
Wcale tak.- Protestowałam jeszcze przez jakiś czas, gdy w końcu zrezygnowany
Chojnacki powiedział: -A więc dobrze: pójdźmy na kompromis. Ty założysz łańcuszek,
a po tym wieczorze możesz mi go oddać jeśli nadal będziesz tego chciała.
-
A więc dobrze. Na to mogę przystać. Oddasz go innej dziewczynie.
-
Na pewno nie.- Skwitowałam tę uwagę ironicznym uśmieszkiem. Już od jakiegoś
czasu zorientowałam się, że on traktuje nieco zbyt poważnie naszą udawaną
znajomość. To znaczy dba o wiele szczegółów: w pracy nazywał mnie
pieszczotliwie swoim słodkim sweterkiem (w końcu i tak wraz z upływem czasu
reszta stażystów już wiedziała, że jesteśmy razem), a podczas odwiedzin u jego
rodziców czasami całował w policzek i trzymał swoją dłoń na mojej talii (nie
robił tego jednak nachalnie, więc pozwalałam na to mimo że początkowa umowa
zdecydowanie nie obejmowała takich czułych gestów). No i nie bajerował innych
dziewczyn. Chciało mi się śmiać kiedy niedawno podeszła do mnie Daria mówiąc,
że tym razem Artur chyba zakochał się na poważnie. Z trudem zachowałam powagę
bo byłoby głupio gdybym wtedy parsknęła śmiechem. W końcu udawałam jego
dziewczynę, a ona powinna wtedy wyglądać na zadowoloną niż szczerze ubawioną.
Gdy
dojechaliśmy z Arturem pod dom jego rodziców, kilkanaście wozów zbiło mnie z
tropu. Sądziłam, że przyjęcie będzie dość kameralne bo tak mówił mi Chojnacki
ale teraz zorientowałam się że to pojęcie względne. Dla niego trzydzieści osób
najwyraźniej nie robiło żadnego wrażenia. Taktownie postanowiłam nie ganić go z
tego powodu, choć w duchu byłam trochę zła. Może to było głupie, ale już
wysiadając z auta czułam się nie na miejscu. Jakbym przyszła do szkoły w samej
bieliźnie albo na środku ulicy krzyknęła że jestem lesbijką. Albo żeby być
bardziej dosłownym czułam się jak uboga dziewczyna, która nie ma prawa
aspirować do roli narzeczonej kogoś takiego jak Artur. Ta myśl spowodowała, że
zrobiło mi się trochę smutno. No bo w końcu jakby nie patrzeć Mariusz pewnie
też pochodził z takich kręgów skoro był architektem. I musiał mieć sporo
pieniędzy skoro stać go było na garnitury od Hugo Bossa czy Calvina Kleina (kiedyś
gdy zdjął marynarkę zauważyłam na jednej z nich to drugie nazwisko). Czy więc
miałam jakiekolwiek realne szanse by móc go zdobyć na zawsze? W końcu bajki o
Kopciuszki i miłości pokonującej wszelkie przeszkody tylko tym są w istocie:
zwykłymi bajkami. Realne życie pokazuje, że ludzie z dwóch różnych światów
nigdy nie będą mogli zbudować czegoś trwałego. Czemu więc ja pomimo ostrzeżeń
rozsądku zagłuszałam w sobie te myśli? I przede wszystkim dlaczego uświadomiłam
je sobie dopiero teraz stając przed domem Chojnackich wypełnionym gośćmi?
-
W porządku? Masz nietęgą minę.- Usłyszałam w pewnym momencie skierowane do
siebie pytanie Artura.
-
Tak, w porządku.- Odpowiedziałam mu lakonicznie z trudem zmuszając się do
uśmiechu. Potem patrząc mu w oczy pomyślałam, że trochę przykro będzie się z
nim rozstać. W końcu przez parę ostatnich tygodni całkiem nieźle się z nim
bawiłam, wyłączając początek naszej znajomości gdy udawał dupka. Może więc raz
w miesiącu spotkamy się by pogadać? Nie, to by było przecież totalnie głupie. W
końcu musiałabym wyznać Mariuszowi kim był dla mnie Artur jeśli chciałabym
kontynuować znajomość z tym drugim. Dlatego postanowiłam dziś wieczorem dobrze
się bawić. W końcu to nasz ostatni wieczór z Arturem i prawdopodobnie ostatnie
spotkanie tego typu. Potem, gdy za tydzień staż się skończy pewnie nigdy się
nie spotkamy. No chyba że całkiem przypadkiem.
-
Już jesteśmy. Wszystkiego dobrego, mamo.- Przywitał się z panią Grażyną mój „chłopak”
zaraz po tym jak zostaliśmy wpuszczeni do środka przez jakąś kobietę. Ja
uśmiechałam się tylko potem całując ją w policzek i składając pospieszne
urodzinowe życzenia. Potem wymieniłyśmy kilka uprzejmości (między innymi
dotyczącymi mojego stroju i pięknego wyglądu jak się wyraziła) a potem usiadłam
ze swoim „chłopakiem” na wskazanych
miejscach. Uśmiechałam się do wszystkich, ale nie mogłam oprzeć się wrażeniu że
coś jest nie tak. Nie miałam jednak pojęcia dlaczego.
-
Napijesz się szampana?
-
Hm?
-
Szampana. Pytałem czy masz ochotę.- Powtórzył pytanie Artur. Lekko pokręciłam
głową.
-
Nie, jeszcze nie teraz.
-
Co się dzieje?
-
Nic. Po prostu…nie to nic.- Jak niby miałabym wyjaśnić mu swoje uczucie?
Uczucie, że coś jest nie tak…Odruchowo spojrzałam w bok w stronę okna. Potem
mój wzrok spotkał się na ułamek sekundy ze wzrokiem jakiegoś mężczyzny.
Początkowo pewne podobieństwo wzięłam za ułudę, ale patrząc dłużej
zorientowałam się że się nie mylę. Bo po drugiej stronie stołu, blisko prawej
strony siedział nie kto inny jak Mariusz.
Początkowo
zdębiałam. Potrafiłam tylko bez słowa się w niego wpatrywać czując jak uchodzi
ze mnie całe powietrze i krew. Tym razem dla odmiany nie zaczerwieniłam się,
ale zrobiłam śmiertelnie blada. Czułam jak zalewa mnie zimny pot. Gdy w końcu
odzyskałam równowagę i cichym głosem spytałam Artura:
-
Kim jest ten mężczyzna w rogu?
-
Tamtej? A, to mój kuzyn Maniek. To ten sztywniak co pracuje w tym samym
biurowcu co ten twój parkingowy.- Boże, to nie mogło się zdarzyć. Po prostu nie
mogło. Przecież mogłam dowiedzieć się o tym wcześniej na dodatek to miała być
ostatnia noc oszustwa. A patrząc na ironiczny uśmiech Mariusza rozumiałam co
musiał sobie pomyśleć. Miałam zamiar szybko do niego podejść i poprosić o
rozmowę na osobności, ale wszyscy by to zauważyli. A Mariusz mógł mnie
zdemaskować wywołując niemały skandal. Poczułam przypływ paniki. I co teraz?
-
Ewelina, co jest grane? Wyglądasz na chorą.
-
Nic mi nie jest. Chcę stąd wyjść.
-
Przecież dopiero co przyszliśmy.
-
Ale źle się czuję. Przeproś ode mnie mamę i tatę, dobrze? Ja muszę iść.
-
Czemu wstajesz? Nie możesz…
-
Witaj Artur.- W końcu stało się to czego się obawiałam: dwóch mężczyzn z
których jeden udawał mojego chłopaka a drugi nim był stanęło twarzą w twarz.
Gestem i błagalnym wzrokiem chciałam powiedzieć Mariuszowi by nic nie mówił,
ale on nawet na mnie nie patrzył.
-
Siemka, Maniek. Kopę lat, co? Nie sądziłem, że dasz się zwerbować na urodziny
mamy.
-
W zasadzie to miałem wpaść tylko na chwilkę by wręczyć prezent. Ale wtedy
zjawiłeś się z partnerką i pomyślałem że się przywitam.- Dopiero teraz na mnie
spojrzał. Jego wzrok był jednak tak beznamiętny jakbyśmy rzeczywiście spotykali
się pierwszy raz w życiu. Wiedziałam, że nie wróży to niczego dobrego.
-
No tak.- Artur roześmiał się beztrosko przyciągając mnie do swojego boku nie
mając pojęcia co w tej chwili właśnie robi.- Przepraszam, zapomniałem dokonać
prezentacji. To moja dziewczyna, Ewelina.
-
Nie, ja…- Zaprzeczyłam, ale zaraz ugryzłam się w język. Obok nas siedziało
wielu krewnych państwa Chojnackich. Miałam powiedzieć, że tylko udawałam że
spotykam się z synem pani Grażyny? Musiałam jednak dać sobie na razie spokój z
mówieniem prawdy na temat łączącego nas związku.- Ja znam się już z panem
Mariuszem.- Dlaczego nazwałam go panem? Chyba do reszty się w ten sposób pogrążyłam.- Sprzątam u niego biuro.
-
Ach tak.- Ucieszył się Artur. Najwyraźniej w ten sposób wytłumaczył sobie moje
zakłopotanie sądząc, ze po prostu wstydzę się Mariusza. Och, nawet nie zdawał
sobie sprawy jak daleko jest od prawdy. Potem dodał szybko:- Wiesz, ona jest
strasznie uparta. Mówiłem jej nie raz, że za dużo pracuje ale to jak grochem o
ścianę. Moja Ewela lubi robić kilka rzeczy na raz. Nie zadowala ją jedna.
-
Niewątpliwie masz rację. Nie zadowala ją pojedyncza rzecz. Musi mieć ich
kilka.- Skurczyłam się w sobie słysząc to. Wiedziałam do czego pije. Dwóch facetów.
Sądził, że wystrychnęłam go na dudka. Zwłaszcza po tym jak opowiadał mi o
Dominice, swojej byłej partnerce. Uważał, że postępowałam tak samo jak ona
kierując się tylko pieniędzmi.- Było mi bardzo miło. Muszę już iść.
-
Nie.- Zaprotestowałam. Nie mogłam na to pozwolić. Nie tak. Nie mógł odejść w
ten sposób.- Nie możesz już iść.
-
Ewelina, o co chodzi?- Artur w końcu zrozumiał chyba, że coś jest nie tak.
-
Ja…ja muszę z nim porozmawiać.
-
Pani? Ze mną? Nie sądzę byśmy mieli o czym.- Odparł mi Mariusz lodowatym tonem celowo podkreślając pierwsze słowo.
Potem wyszedł z salonu nie żegnając się nawet z gospodarzami. Był na mnie
wściekły. Chciałam wybiec za nim, ale dłoń Artura na przegubie mojego
nadgarstka mi nie pozwoliła. Mimo to odruchowo szarpnęłam się.
-
O co chodzi? Co miała znaczyć ta scena przed chwilą?
-
Nic. Muszę porozmawiać z Mariuszem, puść mnie.
-
Ewelina.
-
Puszczaj!- Syknęłam głośniej tak by inni nas usłyszeli, więc nie pozostało mu
nic innego jak spełnić moje polecenie. Potem szybkim krokiem wyszłam z
pomieszczenia a potem biegiem już z budynku aż na parking. Tam zauważyłam
wsiadającego do samochodu Mariusza.- Poczekaj! Nie odjeżdżaj.- Nic sobie nie
zrobił z moich słów, nawet nie drgnął. Zachowywał się tak jakby ich w ogóle nie
słyszał a było to niemożliwe. Znajdowaliśmy się zbyt blisko siebie.- Mariusz,
proszę wysłuchaj mnie. To nie jest to na co wygląda.
-
Nie?- Spytał ironicznie.- Zaprzeczysz więc, że mój kuzyn jest twoim chłopakiem?
Że będąc z nim jednocześnie wodziłaś mnie za nos? Kpiłaś i bawiłaś się?
-
Nie robiłam tego. To co łączy mnie z Arturem…to skomplikowane.
-
Zauważyłem. Może i on zgadza się na luźny związek, ale ja nie mam zamiaru ani
ochoty uczestniczyć w tym trójkącie.
-
My tak naprawdę nie jesteśmy razem!- Krzyknęłam. Czułam jak łzy napływają mi do
oczu. Wiedziałam, że mi nie uwierzy, że czuje się zraniony więc i tak nic nie
wskóram, ale musiałam przynajmniej spróbować.- Mówię prawdę.
-
Jesteś niezła. Naprawdę. Nabrałem się na te twojego gadki biednej dziewczynki. I
to, że nigdy z nikim nie byłaś. Boże, jak mogłem w ogóle dać temu wiarę? Musiałaś
mieć ze mnie niezłą polewkę.
-
Nigdy z ciebie nie kpiłam.
-
W takim razie z kogo? Z Artura?
-
Też nie. On o wszystkim wiedział.
-
O tym, że się ze mną spotykasz?
-
Tak, bo nas nic nie łączy. Tylko udajemy przed jego rodzicami.
-
Masz mnie za aż tak wielkiego durnia sądząc, że w to uwierzę? Powiem ci jak
było: chodziłaś z Arturkiem, ale zauważywszy moje zainteresowanie stwierdziłaś,
że ja już odziedziczyłem po rodzicach swoje pieniądze a Artur będzie musiał
jeszcze poczekać na śmierć ojca. Szybko skalkulowałaś sytuację i postanowiłaś
zaryzykować grę na dwa fronty.
-
Nie! Wcale tak nie było! Kocham tylko ciebie.
-
Kochasz…ktoś taki jak ty w ogóle wie co to znaczy?- Prychnął wsiadając do
swojego auta. A potem z piskiem opon odjechał. Łzy, którymi do tej pory
nadbiegły moje oczy w końcu znalazły ujście. Rozpłakałam się spuszczając głowę
nie martwiąc się pięknym makijażem. Teraz miałam go gdzieś. Paradoksalnie
czułam się zraniona choć wiedziałam, że tylko ja ponoszę całkowitą
odpowiedzialność za tę sytuację. Jednak inny głosik w mojej głowie szeptał, że
Mariusz powinien mi choć trochę zaufać. Na dodatek tak bezpardonowo wykpił to,
że po raz pierwszy wyznałam mu swoje uczucia. To naprawdę zabolało. Jeszcze
nigdy nie powiedziałam żadnemu mężczyźnie, że go kocham. Nigdy nie szafowałam słowami wyrażającymi emocje których nie czułam.
-
A więc to on jest twoim chłopakiem.- Z ciemności wydobył się głos Artura.
Pociągając nosem nawet się nie odwracając spytałam:
-
Jak wiele słyszałeś?
-
Chyba dość by znać ogólny zarys sytuacji. Czemu nie powiedziałaś mi do diabła,
że z nich chodzisz?
-
A skąd miałam wiedzieć, że się znacie, że jest twoim kuzynem?
-
Przecież mówiłaś, że twój facet to parkingowy!
-
Nie, to ty tak powiedziałeś a potem żartowałeś tak na każdym kroku!
-
Ale mówiłem ci o tym, że mój kuzyn pracuje w tamtym biurowcu. Dlatego nie
zapytałaś mnie wtedy o jego nazwisko?
-
To samo mogę powiedzieć o tobie.- Odparowałam.- Poza tym w tamtym budynku
mieści się przynajmniej sto różnych biur. Jakie było prawdopodobieństwo że
sprzątam akurat te twojego kuzyna?
-
Najwyraźniej duże skoro tak się stało.- Artur ciężko westchnął.- Chodźmy do
środka, zrobiło się zimno.
-
Nie chcę. Muszę do niego jechać. Porozmawiać, wyjaśnić. Był bardzo zły.
-
Właśnie. Powinnaś dać mu ochłonąć.
-
Ale ty nie widziałeś wyrazu jego oczu. On mnie nienawidzi. Uważa, że jestem
zwykłą materialistą lecącą na kasę.
-
Wiem, że tak nie jest.
-
Ale on o tym nie wie.
-
Ewelina, powinnaś się uspokoić. Wszystko się wyjaśni.
-
Kpisz sobie?!
-
Nie. Staram się być racjonalny. Chodźmy do mojego pokoju. – Z trudem udało mi
się uspokoić i pozbierać. Artur starał się nawet pomóc mi uratować resztki
makijażu, ale powstrzymałam go. Z ulgą się go pozbyłam zdając sobie sprawę, że
to nie byłam ja. Jak Mariusz mógł zareagować widząc mnie w pięknej sukience,
makijażu, fryzurze i bogatej biżuterii na szyi? Naprawdę wyglądałam na
utrzymankę bogatego gacha.
Pół
godziny później, niechętnie wróciłam do salonu. Na pytanie pani Grażyny co się
stało Artur ułożył zgrabną historyjkę o moim wypadku w wyniku którego musiałam
zmyć makijaż. Naprawdę był świetny w tych swoich kłamstwach.
Wieczorem,
gdy już dotarłam do swojego mieszkania próbowałam zadzwonić do Mariusza mimo
dość później pory: na próżno. Tak jak się spodziewałam ignorował lub odrzucał
moje połączenia. Nazajutrz było tak samo: nie spotkałam go też w pracy choć kilka
dni wcześniej obiecał, że na mnie poczeka. Tyle, że było to przed akcją na
urodzinach pani Grażyny.
W
końcu zniechęcona pojechałam autobusem pod jego mieszkanie. Żałowałam jednak,
że to zrobiłam.
Mariusz
nie chciał słuchać moich wyjaśnień tak jak wczoraj. Obrażał mnie swoimi
insynuacjami wciąż nazywając przy tym komediantką i materialistką. Na koniec
powiedział nawet, że przy mnie Dominika to niewinny aniołek i kazał wracać do
Artura, bo może z nim mi się jeszcze uda. Byłam załamana.
Sam
Chojnacki zjawił się pod moimi drzwiami tego samego wieczoru. Był ciekaw jak
przebiegła moja rozmowa z Mariuszem i czy udało się nam pogodzić. Gdy z płaczem
oznajmiłam mu, że nie zaoferował nawet swoją pomoc.
-
Naprawdę aż tak ci na nim zależy?
-
To chyba oczywiste.- Warknęłam. Bo jak mógł w ogóle o to pytać gdy zapłakana
chlipałam mu wtulona w jego koszulę?
-
No tak. Chyba rozumiem. Ale nie powinnaś aż tak się angażować.
-
Sądzisz, że to planowałam? Nie. Gdybym mogła sobie wybrać to wybrałabym
jakiegoś kolegę z uczelni a nie bogatego i przystojnego architekta który uważa,
że lecę na jego kasę. I wtedy nie miałabym żadnych problemów.
-
Nie o to mi chodziło. Miałem raczej na myśli samego Mańka.
-
Co to znaczy?
-
To znaczy, że nie jest taki święty.
-
Co ty chcesz powiedzieć?- Odsunęłam się na moment od Artura przerywając płacz.
-
Nic.- Artur potrząsnął głową jakby żałował że cokolwiek powiedział.
-
Nie, dokończ. Teraz nie możesz zostawić tego nie wyjaśniwszy do końca o co ci
chodziło.
-
Ale to może ci się nie spodobać.
-
Sama o tym zdecyduję.
-
Okeej. A więc…Maniek zawsze lubił podrywać kobiety. Nie tak często jak ja, oczywiście.
W dodatku wybierał je bardziej starannie ale i tak było ich w jego przeszłości
sporo.
-
Co ty sugerujesz? Że tylko się mną bawił?
-
Nie wiem tego na pewno. Ale znałem go kiedyś. Wiem jaki jest.
- Ja też. I wcale nie jest taki jak mówisz. On
nie jest bawidamkiem!
-
Bez urazy, ale ile ty go znasz? Miesiąc? Sześć tygodni?
-
Ponad dwa miesiące.- Odcięłam się.- Czasami tyle wystarczy by wiedzieć tak
podstawowe rzeczy o mężczyźnie jak chociażby jego charakter.
-
Nie sądzę. Niektórzy faceci nieźle się z tym kryją.
-
Ale nie Mariusz.
- Słuchaj, wcale nie twierdzę, że tak było na
pewno. Po prostu mówię ci jaki był. To wszystko.
-
W to też nie wierzę. Mariusz mówił mi, że spotykał się tylko z jedną dziewczyną
Dominiką. Ponad rok temu. I był z nią prawie pięć lat.
-
Tak, to był jego jedyny poważny związek. Ale oprócz tego wiele niepoważnych.
-
Kłamiesz. Na dodatek mierzysz wszystkich swoją miarą.
-
Wcale nie. Kiedyś taki byłem, ale teraz nie. Jeśli kogoś pokocham to na zawsze.
-
Skoro tak to dlaczego uważasz że Mariusz nie mógł się zmienić?
-
Bo…bo tak jest. On cię nie kocha.- Gdy to usłyszałam odsunęłam się od Artura
jeszcze bardziej. Nie mogłam uwierzyć, że mógł to powiedzieć. W jednej chwili
poczułam się tak żałośnie jak nigdy dotąd. Chojnacki musiał wyczytać to z mojej
twarzy bo szybko wstał łapiąc mnie za dłoń.- Przykro mi, ale taka jest prawda.
Maniek chciał cię tylko wykorzystać, a byłaś łatwą ofiarą.
-
Dość, nie chcę tego słuchać.
-
Ale musisz. Może dzięki temu będzie ci łatwiej.
-
Wcale nie. I wiesz co? Może ty mnie za taką uważasz, ale ja wcale nie jestem
tak nieatrakcyjna by nikt nie mógł się we mnie zakochać. Może nie jestem bogata
i nie mam w zasadzie nic, ale…
-
Ewela, ja wcale nie powiedziałam że…
-…Daj
spokój, pamiętam co o mnie mówiłeś. Nieładna, ubiera się w sweterki choć
wygląda w nich staro. To, że jestem kujonkiem którym można się wysługiwać…myślisz
że nie pamiętam?
-
Na początku gadałem różne głupoty. Ale teraz i od dawna tak nie myślę.
-
Mam to gdzieś, wiesz? Gdzieś ciebie, całego tego układu między nami, dość słów
Mariusza choć ja starałam się wyjaśnić mu nieporozumienie. Chcę to wszystko
skończyć: już dawno powinnam to zrobić.
-
Nie, najpierw musisz mnie wysłuchać.
-
Nic nie muszę. Chcę byś wyszedł z tego pokoju.
-
Ewelina ja…ja się w tobie zakochałem.
-
Żarty sobie robisz?
-
Chciałbym ale to prawda. Kocham cię.
-
Nie, nie wierzę.- Powiedziałam spuszczając wzrok.
-
Więc uwierz. Nie wiem kiedy, nie wiem jak…ale dla mnie stałaś się najważniejszą
kobietą. Musiałaś to zauważyć: przecież nawet nie spojrzałem na inne dziewczyny
odkąd zaczęliśmy ten udawany układ. A w wieczór urodzin mam zamierzałem ci to
powiedzieć.
-
Mieliśmy skończyć nasz układ.
-
Tak powiedziałem, ale miałem nadzieję że dasz nam szansę zacząć wszystko od
początku. I przede wszystkim naprawdę.
-
Nadzieję? Przecież wiedziałeś, że od kilku tygodni się z kimś spotykam. Nie
miałeś pojęcia, że tym kimś był twój kuzyn ale jak mogło ci się w ogóle
wydawać, że mogę rozważyć twoją propozycję?
-
Nie sądziłem, że to coś poważnego. Nie wyglądałaś na jakoś szczególnie
zakochaną.
-
Doprawdy?- Spytałam z sarkazmem.
-
Nie zaprzeczysz przecież, że w ostatnim czasie bardzo się do siebie
zbliżyliśmy?
-
Ale jako co najwyżej przyjaciele. Z mojej strony to nie było nic więcej.
-
Ale może być.
-
Nie. I tak się nigdy nie stanie.
-
Ewelina proszę przemyśl to. Wiem, że teraz jesteś roztrzęsiona, ale…
-
…roztrzęsiona?- Roześmiałam się histerycznie.- Właśnie rzucił mnie chłopak w
którym byłam zakochana na maksa po czym od ciebie dowiedziałam się że tak
naprawdę mnie nie kochał i tylko się mną bawił a ty nazywasz to roztrzęsieniem?
Trzęsienie ziemi mojego świata?! Na dodatek proponujesz mi nowy związek? Jesteś
chory czy to ze mną jest coś nie tak?
-
Nie o to mi chodziło. Wiem, że cierpisz. Ale niedługo o nim zapomnisz. I chcę
byś wiedziała, że gdy to się stanie ja będę czekał. Nie niedojrzały szczeniak
który kazał ci wykonywać za siebie pracę, myślący tylko o tym gdzie by tu iść
na kolejną imprezę, ale młody zakochany mężczyzna o szczerych intencjach.
-
Przykro mi jeśli zabrzmi to brutalnie, ale to się nigdy nie stanie. Od tej
chwili nie chcę mieć nic wspólnego ani z tobą, ani z twoim kuzynem czy kimś
innym z klanu Chojnackich. A teraz wolałabym abyś już wyszedł.
-
Ewelina pozwól sobie pomóc.
-
Nie potrzebuję pomocy. A szczególnie od ciebie. Do widzenia Artur.
CZĘŚĆ WSZYSTKIM CZYTELNICZKOM ;-) TYM RAZEM WITAM WAS NA KOŃCU OPOWIADANIA, ALE MAM W TYM SWÓJ CEL. Z RACJI TEGO, ŻE JEDNA OSOBA W KOMENTARZACH PYTAŁA MNIE O MOŻLIWOŚĆ ZADANIA MI KILKU PYTAŃ NA TEMAT MNIE SAMEJ I MOICH OPOWIADAŃ POSTANOWIŁAM TO ROZWAŻYĆ. DLATEGO TERAZ CHCIAŁAM WAS ZAPYTAĆ CZY BYŁYBYŚCIE ZAINTERESOWANE STWORZENIEM TAKIEGO ODRĘBNEGO POSTA NA KTÓRYM MOGŁYBYŚCIE ZADAWAĆ MI PYTANIA ODNOŚNIE MOICH OPOWIADAŃ (NP. INSPIRACJI, WYBORU IMION, SAMEJ FABUŁY I PROPOZYCJI JEJ ZMIAN LUB CZEGOKOLWIEK INNEGO) ALBO MNIE SAMEJ (SKĄD CZERPIĘ POMYSŁY ITP.) PYTAM SZCZERZE, BO JEŚLI NIEKTÓRE Z WAS MAJĄ TAKIE PYTANIA TO Z CHĘCIĄ NA NIE ODPOWIEM. Z DRUGIEJ STRONY NIE CHCĘ SIĘ WYDAĆ JAKĄŚ MEGALOMANKĄ TWORZĄC NIEJAKO SWÓJ WŁASNY WYWIAD.
POZDRAWIAM.
CZĘŚĆ WSZYSTKIM CZYTELNICZKOM ;-) TYM RAZEM WITAM WAS NA KOŃCU OPOWIADANIA, ALE MAM W TYM SWÓJ CEL. Z RACJI TEGO, ŻE JEDNA OSOBA W KOMENTARZACH PYTAŁA MNIE O MOŻLIWOŚĆ ZADANIA MI KILKU PYTAŃ NA TEMAT MNIE SAMEJ I MOICH OPOWIADAŃ POSTANOWIŁAM TO ROZWAŻYĆ. DLATEGO TERAZ CHCIAŁAM WAS ZAPYTAĆ CZY BYŁYBYŚCIE ZAINTERESOWANE STWORZENIEM TAKIEGO ODRĘBNEGO POSTA NA KTÓRYM MOGŁYBYŚCIE ZADAWAĆ MI PYTANIA ODNOŚNIE MOICH OPOWIADAŃ (NP. INSPIRACJI, WYBORU IMION, SAMEJ FABUŁY I PROPOZYCJI JEJ ZMIAN LUB CZEGOKOLWIEK INNEGO) ALBO MNIE SAMEJ (SKĄD CZERPIĘ POMYSŁY ITP.) PYTAM SZCZERZE, BO JEŚLI NIEKTÓRE Z WAS MAJĄ TAKIE PYTANIA TO Z CHĘCIĄ NA NIE ODPOWIEM. Z DRUGIEJ STRONY NIE CHCĘ SIĘ WYDAĆ JAKĄŚ MEGALOMANKĄ TWORZĄC NIEJAKO SWÓJ WŁASNY WYWIAD.
POZDRAWIAM.
Wow ale zagmatwalas, ciekawe co miał Artur na myśli,że Mariusz nie jest taki święty, i co się dalej wydarzy:-) czekam na kolejny nadzieję że będzie on dzisiaj ;)
OdpowiedzUsuńHa ha gmatwanie to sens mojego życia:) A kolejnego spodziewaj sie dopiero jutro, tym razem na sto procent nie dzisiaj bo do 21.00 jestem poza a domem a potem nie wiem czy nie będę zmęczona i jak będzie z ochotą na pisanie.
UsuńHmm mam nadzieję że dzisiaj rozdział nie pojawi się późno jutro mam ważny dzień a chciałabym jeszcze to Dzisiaj przeczytać. (czekam zniecierpliwiona na dalszy ciąg losów)
UsuńPs nie myślałaś o napisanie jednego rozdziału o Tomku i ani taki malutki >:D<
Oj masz talent do trzymania nas w niepewności.
OdpowiedzUsuńUmiesz namieszać :)
A tak poza tym to gratuluję Tobie, że chce Ci się chcieć......!!!!!!, gratuluje pasji i umiejętności łączenia studiowania i pisania. Naprawdę podziwiam!, ale mogę powiedzieć z wąłsnego doświadczenia ( a jestem duzo starsza od Ciebie),że odskocznia od codzienności jest bardzo ważna, trzeba mieć swoje pasje, swoje małe radości.
Napraedę Twoja postawa jest suuuuper.
Ania
Trochę poprzestawiałam literki i pozjadałam. Przepraszam.
UsuńAnia
Trudno jeszcze trzeba będzie poczekać na finał chociaż nadzieja była :-) bardzo fajne opowiadanie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za odpowiedzi , niby się ich nie spodziewałam , ale wiedziałam że odpiszesz. Twój opis swojej osoby pokrywa się w znacznym stopniu z moim wyobrażeniem . Tak jak sądziłam jesteś dość praktyczną osobą , w dzisisjszych czasach trzeba z nutką romantyzmu. SWATY niegdy dobrze się nie kończą więc nie dziwi mnie ze nie miały swojego finalnego efekty. Ale pewnie było czasem zabawnie czasem niezręcznie jak to w życiu bywa. Podziwiam twoje hobby , gdyż ja żadnego nie mam . Była bym chora gdyba nie wspomniała że masz jednak do tego dryg i talent. Zazdroszczę Ci, ze zadowala Cie życie singielki. Mam nadzieję że sesja zaliczona ;) Powodzenia przy pisaniu pracy licencjackiej . Jeżeli istnieje opcja pytań to ja mam jeszcze kilka ;)
OdpowiedzUsuńSuper by był taki post!;)
OdpowiedzUsuń