- Czekaj: więc podsumowując chcesz bym
udawała twoją dziewczynę? Przed twoimi rodzicami?- Po wysłuchaniu Artura
zaczęłam się zastanawiać czy mam problemy ze słuchem czy on to wszystko
powiedział naprawdę.
- Tak. I nie wiem co w tym takiego
śmiesznego, więc może przestałabyś tak rechotać.- Ja nadal jednak nie mogłam
powstrzymać się od śmiechu.
- Serio nie rozumiesz? Naprawdę? Więc ci
to wyjaśnię: nie cierpię cię, wprost nie znoszę. A za to co mi kazałeś robić
utopiłabym cię w łyżce wody. A teraz śmiesz mnie o cokolwiek prosić? I jeszcze
sądzić że choćby przez pięć sekund to rozważę? Albo masz mnie za totalną
idiotkę, albo świętą.
- Daj spokój, przecież to były tylko
takie wygłupy.- Usiłował wszystko zbagatelizować. Ale nie ze mną takie numery,
o nie.
- Wygłupy przez które straciłam jedyny
wolny wieczór w tygodniu. Dla ciebie to nic nie znaczyło, ale dla mnie wiele. Ja
nie mam taty i mamy, którzy są właścicielami firm i od dziewiętnastego roku
życia praktycznie muszę utrzymywać się sama. Oprócz stażu jeszcze pracuję nie
dla przyjemności, ale z konieczności.
- Przecież cię przeprosiłem.
- I sądzisz, że to załatwia sprawę? O
nie kochaniutki. Może to cię w końcu czegoś nauczy. Bo karta jednak może się
kiedyś odwrócić i z kata możesz stać się ofiarą.- Zadowolona, że do mnie należy
ostatnie słowo odeszłam. Ale jego następne słowa mnie zatrzymały.
- Zapłacę ci.
- Słucham?
- Z tego co powiedziałaś wywnioskowałem,
że dodatkowa kasa ci się przyda. Także zapłacę ci za tą maskaradę. To potrwa
tylko kilka tygodni i za każdy z nich otrzymasz okrągłą sumkę. Tyle ile
chcesz…no może bez przesady. I tylko na pokaz: nic więcej. Żadnych pocałunków,
macanek czy innych pieszczot.- Gardziłam sobą za kalkulację którą czyniłam w
głowie, ale to zrobiłam. Potrzebowałam nowej lodówki. Telefon miałam tak
przestarzały, że nawet nie miałam w nim bluetootha. Została mi jeszcze reszta
kredytu za laptopa którego kupiłam trzy lata temu, ale jeszcze nie spłaciłam. No
i mogłabym kupić prezenty pani Katarzynie, Basi i panu Andrzejowi…Nie! Nie!
Nie! Jak mogłam to w ogóle rozważać?! Przecież nie cierpiałam Artura, nienawidziłam
go tak bardzo że…właśnie. Bo teraz miałam okazję się zemścić. I w ten oto
sposób się zgodziłam.
***
Trochę denerwowałam się dzisiejszą
kolacją, choć bądź co bądź znałam już swoją udawaną przyszłą teściową i teścia
(nieco słabiej, bo tylko kilkakrotnie towarzyszył żonie w ośrodku). Poza
tym z rozmowy z Arturem wyczułam, że bardzo zależy mu na udawanej znajomości.
Zastanawiałam się nad motywami jego zachowania. Czy rodzice chcieli przykręcić
mu kurek z kasą lub grozili czymś innym jeśli nie przestanie latać za
dziewczynami? Tylko z jakiego powodu? Co takiego zrobił by posuwać się do tak
desperackiego kroku by za pieniądze kazać mi udawać swoją dziewczynę bo jego
matka bardzo mnie lubi? Szybko jednak dałam sobie z tym spokój choć usiłowałam
podejść Arturka by wyznał mi prawdę. On jednak migał się od odpowiedzi. Był
wyraźne zły, że domyśliłam się jak bardzo mu na tym zależy. Zapewne uważał, że
będę próbowała wyłudzić od niego więcej pieniędzy. No cóż, może i tak zrobię…
- Tylko pamiętaj: spotkaliśmy się trzy
miesiące temu przez wspólną znajomą…powiedzmy twoją koleżankę…
-…która nas sobie przedstawiła. Tak
pamiętam. Tylko zastanawiam się czemu nie możemy powiedzieć prawdy: że
poznaliśmy się na stażu i zabójczo w sobie zakochali.- Westchnęłam teatralnie.
Choć prowadził auto- notabene nowiutkie ferrari- to i tak spiorunował mnie
wzrokiem. Roześmiałam się.
- Bo miesiąc znajomości to za mało.
- Doprawdy? Tobie przecież wystarczył
tydzień by iść do łóżka z Darią.
- A skąd o tym wiesz?
- Głupia nie jestem. Nie byłaby taka zła
gdybyś tylko kazał jej zrobić za siebie kilka raportów.
- Sama się zaofiarowała.
- Do łóżka?
- Do napisania raportów.- Warknął.- A
poza tym to nie będę z tobą na ten temat gadał.
- Ojej, czyżbyś się zarumienił?- Nie
doczekałam się odpowiedzi, bo Artur najwyraźniej postanowił mnie ignorować.
Uśmiechałam się do siebie w duchu za to, że chociaż go zirytowałam to on nie
mógł wydusić z siebie słowa.
Na kolacji u państwa Chojnackich było
bardzo miło. Naturalnie nastąpiło parę spięć, bo przecież przez godzinę nie
mogliśmy zaplanować z Arturkiem całego przebiegu naszej znajomości i czasami
nieźle się plątaliśmy, ale zbywaliśmy to żartami. Na przykład na temat mojego
miejsca zamieszkania czy rodziców. On nie miał pojęcia, że nie żyją a kilka
miesięcy temu odeszła również moja babcia. Ja z kolei nie wiedziałam, że ma
młodszą siostrę Klaudię, która właśnie rozpoczęła studia za granicą. Co prawda
pani Grażyna wspominała kiedyś o córce, ale ten fakt jakoś umknął mi z głowy.
No i bądź co bądź gdy byłam tylko wolontariuszką poruszaliśmy głównie temat
mieszkańców ośrodka. Nie obyło się też bez drobnych złośliwości: ja nazywałam
go raz kochanym leniuszkiem, a on mnie dzianinowym sweterkiem. Dodał nawet, że
to właśnie ten fakt go we mnie urzekł.
- Bo która dziewczyna założyłaby tak
okropną rzecz wiedząc, że ją pogrubia i zaburza proporcję sylwetki?- Spytał
retorycznie- Ale moja Ewelina nie zwraca na to uwagi. Ważne jest dla niej to,
że jest to prezent i nie chce robić przykrości pani z domu starości która go dla
niej zrobiła.
- Właśnie.- Podjęłam.- Dzięki mnie
przynajmniej Artur przestał być taki płytki.- Dodałam nie zwracając uwagi na
szturchnięcie pod stołem. Co więcej oddałam mu z nawiązką: kopniakiem w kostkę.
- No no, widzę synku że wreszcie
spotkałeś kobietę która potrafi sprowadzić cię do pionu.- Roześmiała się pani
Grażyna.
- O tak.- Przyznałam.- Przecież w
związku należy akceptować osobę z jej zaletami i wadami. Nawet jeśli te drugie
znacznie przewyższają pierwsze.- Przez całą kolację umilaliśmy sobie rozmowę
owymi żartami, które dla mnie i dla Artura wcale nie były żartami. Dzięki temu
dowiedziałam się przynajmniej za kogo mnie ma: typowego kujonka i udającą
empatyczność osobę. Gdy odwoził mnie do domu nie mógł zrozumieć jakim cudem ci
ludzie z ośrodka mogą mnie lubić.
- Mama mówiła o tobie w samych
superlatywach. Sądziłem, że wolontariuszki to nudne stare panny dziewice które
nie dostały się do zakonu a nie ironiczne wiecznie roztrzepane optymistki. Nieźle
się kryjesz ze swoim prawdziwym charakterkiem.
- Bardzo zabawne, bo ty też. Mamo, ten staż jest dla mnie wielką szansę i
naprawdę dużo z niego wyniosłem.- Trochę obniżyłam głos cytując go lekko
sarkastycznie.- Gdybym nie wiedziała jaki z ciebie gagatek uznałabym cię za
świętego.
- Świętym raczej nie jestem. Już bliżej
mi do ideału.
- Akurat.- Prychnęłam ze śmiechem
wiedząc, że to żart bo on też się uśmiechnął.- A teraz spadam, bo jutro muszę
rano wstać.
- Czekaj.- Zatrzymał mnie gdy próbowałam
wysiąść z auta.- Daj mi swój numer telefonu.
- Po co?
- Żebym mógł się z tobą skontaktować gdy
znów zajdzie taka potrzeba. Nie zamierzam cię prześladować.
- Okej, już dobrze.- Uspokajałam go bo
zauważyłam że już zaczął się najeżać.-
Trzymaj.- Wręczyłam mu karteczkę z dziewięcioma cyframi.- Na razie.
- Czekaj.- Znów mnie zatrzymał gdy
chciałam wysiąść z auta. Spojrzałam na niego z irytacją.
- Co znowu?
- Chciałem…chciałem cię przeprosić. Nie
wiedziałem, że musisz radzić sobie ze wszystkim sama i gdy kazałem zrobić ci
tamten raport nie sądziłem, że nastręczy ci to tylu trudności. Chciałem ci
tylko trochę napsuć krwi, to wszystko.
- Serio mnie przepraszasz? Ty?
- Tak. Dlatego mogłabyś nie kpić, bo mi
przejdzie.
- Nie kpię. Po prostu…wow, totalny szok.
Która godzina?
- Po dziesiątej, a co?
- Chyba zapiszę to sobie w dzienniczku.
Chwila po dwudziestej drugiej: Artur po raz pierwszy w życiu używa słowa
przepraszam.
- Hej, miałaś nie kpić a poza tym nie
pierwszy raz w życiu. Powiedziałem ci to już wcześniej tego dnia.- Dodał bocząc
się jak mały chłopiec. Uśmiechnęłam się.
- Tak, ale nie brzmiało to zbyt
szczerze. Ale…w każdym razie dzięki. Może więc następnym razem to ty zrobisz
jakieś zadanie za mnie i będziemy kwita.
- Ale w biurze nasza umowa nie działa,
rozumiesz? Tam nie będziemy udawać.
- Boże broń.- Zaśmiałam się wychodząc z
auta.- Do jutra, dupku.
- Pa sweterku.- Odpowiedział mi po czym
odjechał. A ja zastanawiałam się czemu tym razem to mi nie przeszkadzało.
Tak jak uzgodniliśmy w biurze
zachowywali się tak jak zawsze: czyli wzajemnie siebie ignorowaliśmy. Artur
chyba dla żartu chciał podejść do mnie z jakąś kserówką do zrobienia ale gdy
zrobiłam wymowny gest przejeżdżając poziomo palcem dłoni po szyi tylko się
roześmiał idąc do kserokopiarki. Poza tym dzięki temu trochę odetchnęłam: póki
łączyła nas ta bzdurna umowa mogłam liczyć na spokój.
W piątek gdy szłam do pracy w biurowcu
miałam nadzieję znów spotkać Mariusza. Niestety, gdy weszłam do biura było
puste a ja w myślach nazywałam siebie idiotką. Jak mogłam liczyć, że zostanie
dłużej tylko po to by mnie zobaczyć? Byłam naiwna. Tym bardziej, że przecież
ostatnio mówiłam sobie, że nie powinnam robić sobie żadnych nadziei w związku z
tą znajomością.
- Chyba ten stażysta znowu ci dopiekł
co?- Słysząc za sobą znajomy głos niemal natychmiast się odwróciłam.
- To ty! Dzień dobry.- Uśmiechnęłam się
szczerze zadowolona.
- Witaj. Więc czym cię znowu obarczył
tamten chłopak?
- Właściwie niczym. Chyba doszliśmy do
porozumienia.
- Hm, a więc zdenerwował cię ktoś inny?
- Nie po prostu spodziewałam się, że
zastanę biuro puste to znaczy…miało być puste ale ostatnio mówiłeś, że będziesz
pracował dłużej i liczyłam na to, że…przepraszam znów za dużo gadam.-
Wiedziałam, że strzeliłam gafę. Po uśmiechu Mariusza zrozumiałam, że domyślił
się wszystkiego. Zrozumiał, że czekałam na niego.- Nie będę ci w takim razie
przeszkadzać. Zacznę od sprzątania innego pokoju.- Dodałam czując, że muszę
uciec. Nie chciałam by miał mnie za zadurzoną w nim dziewczynę. Sądziłam, że
uda nam się przynajmniej zaprzyjaźnić, bo na coś więcej od kogoś takiego nie
miałam co liczyć.
- Nie przeszkadzasz mi. Wręcz
przeciwnie.- Co znaczyło to wręcz przeciwnie? Zastanawiając się nad tym stałam
jak kołek w tym samym miejscu z odkurzaczem w dłoniach.- Chyba, że to ja ci
przeszkadzam?
- Nie, oczywiście że nie.- Zaprzeczyłam
szybko nieświadomie znów go bawiąc.
- Cieszę się. Miałem nadzieję cię tu
spotkać.
- Naprawdę?
- Tak. Wstyd się przyznać, bo cały
tydzień na to czekałem.- Jej, to nie dzieje się naprawdę, to nie może być
prawda…- Chyba ostatnim razem zapominałaś bransoletki. Została na półce przy
wejściu.
- Och.- Tylko na tyle było mnie stać.
Uczucie rozbawienia, rozczarowania i naiwności zmieszały się we mnie tworząc
zabójczą mieszankę. A na co w końcu mogłam liczyć? Że Mariusz za mną tęsknił?
Że za chwilę wyzna mi dozgonną miłość? Że te kilka naszych spotkań w czasie
których zamieniliśmy zaledwie kilka błahych zdań sprawiło, że dostrzegł moją
wyjątkowość? A uważałam się za realistkę.- No tak, sądziłam że ją zgubiłam.
Dziękuję.- Mimo wszystko naprawdę tak było. Bransoletka była jedyną prawdziwą
biżuterią i choć była tylko srebrna bardzo ją lubiłam. Inna sprawa, że przez
ostatni tydzień w ogóle nie zauważyłam jej zniknięcia.- Wiele dla mnie znaczy.
- To prezent?
- Tak, od zmarłej już babci.
- Przykro mi.
- Każdego z nas to kiedyś czeka, prawda?-
Zrobiłam krótką pauzę.- Zmarła kilka miesięcy temu ale byłam z nią bardzo
związana. - Odezwałam się pogrążona w swoich myślach. Potem delikatnie się
uśmiechając włożyłam zgubę do kieszeni swojego fartuszka.
- To od niej ten sweter? Zauważyłem, że
został uszyty bardzo nietypowym ściegiem.
- Tak to prawda, chociaż nie został
wykonany przez moją babcię a jedną z pań w ośrodku w którym mieszkała. Teraz
trochę tam pomagam, bo zaprzyjaźniłam się z kilkoma jej znajomymi…- Tym razem
wdałam się w dłuższą opowieść nie z powodu zakłopotania czy słowotoku. Po raz
pierwszy udało mi się rozluźnić przy Mariuszu, który wydawał się być
autentycznie zaineresowany tym co mówię. A mówiłam dużo: o moich zmarłych
rodzicach, trudnościach z utrzymaniem się na studiach, pracy. I choć
wiedziałam, że nie należy do mojego świata oraz jest dla mnie praktycznie
nieznajomym wcale mnie to nie zniechęcało. Bo w jego oczach widziałam
zainteresowanie i współczucie choć nie litość. By jednak nie wyjść na
narzekalską zakończyłam:- Ale wiesz, przynajmniej dzięki tej szybkiej szkole
życia wiele się nauczyłam. Dawniej byłam rozpieszczana przez rodziców jako ich
z trudem zdobyta ukochana jedynaczka. Sądzę, że teraz mogłabym być taka jak
większość osób po studiach: dzieciaki nie mające pojęcia ile kosztuje mąka czy
cukier bo wszystko miały podane na tacy.
- Jak ja.
- Nie, nie ciebie miałam na myśli.
- Ale chyba mieszczę się w tej
kategorii. Nie mam pojęcia ile kosztuje kilogram mąki. Zwykle jadam zamówione
posiłki albo gotową garmażerię.- Roześmiałam się słysząc tak szczerą odpowiedź.
- Tyle, że przecież jesteś architektem,
prawda? Musiałeś zasłużyć sobie na taką pozycję. I to chyba dość dobrym skoro
stać cię na wynajęcie biura w takim miejscu. To chyba kosztuje kilka tysięcy
prawda?
- No, w zasadzie to…
-…przepraszam, to pytanie było nie na
miejscu. Mam jednak tą wadę że zwykle najpierw mówię potem myślę.
- Nic się nie stało. Chciałem
powiedzieć, że to mój ojciec założył to biuro wiele lat temu i mamy dożywotnią
możliwość najmu.
- Też był architektem?
- Tak. Zaraził mnie tą pasją. Już od
najmłodszych lat uwielbiałem kreślić i rysować. Rodzice mówią, że inne
pięciolatki bawiły się w piaskownicy budując babki z piasku, a ja stawiałem
zamki zastanawiając się nad odpowiednim kątem i odległością tak by się nie
rozpadły.- Roześmiał się a po chwili ja do niego dołączyłam. Potem spojrzałam
mu w twarz i zauważyłam na niej coś dziwnego. Zmieszana przeniosłam wzrok na
jego ramiona a potem (bo to nie pomogło) dłonie. I wtedy zobaczyłam wskazówkę
na jego zegarku.
- O Boże.
- Co się stało?
- Już tak późno. Minęło prawie 40 minut,
a ja mam tylko godzinę na ten pokój. Szefowa potrąci mi to z pensji.
- Przepraszam, rozgadałem się.
- Nie to moja wina. Jak mówiłam jestem
gadułą.
- Więc świetnie do siebie pasujemy.-
Słysząc to szerzej otworzyłam oczy, ale Mariusz nie dał mi szansy zastanawiać
się dłużej nad tym bo dodał:- Nie musisz tu wcale sprzątać.
- Jak to nie muszę? To moja praca.
- I tak porządki są tu robione
regularnie i codziennie. Jeden dzień niczego nie zmieni.
- Ale ja nie mogę. Jeśli ktoś się o tym
dowie wyrzucą mnie.
- A kto się dowie? Tylko my dwoje
będziemy o tym wiedzieć. To będzie nasz mały sekret.
- Sekret.- Powtórzyłam głucho.
- Tak. I to będzie sprawiedliwe, bo
wszystko było moją winą. Dlatego należy ci się kilka dodatkowych minut przerwy.
- Nie wiem czy mogę.
- Możesz. Jakby coś, mów śmiało że ja
wydałem ci taki rozkaz.
- Chyba się nie odważę.
- Dlaczego?
- Trochę mnie onieśmielasz.
- Bo? Puszę się jak paw?- Zażartował.
- Nie po prostu nie wiem jak mam cię
traktować. Ja tu tylko sprzątam, a ty jakby nie było jesteś moim
zwierzchnikiem.
- Właśnie.- Podłapał.- I dlatego mam dla
ciebie nowe polecenie.
- Jakie?
- Usiądziesz i napijesz się ze mną kawy.
- Nie mogę.
- Nie wykręcisz się. Sama powiedziałaś,
że ja tu rządzę. Poza tym masz jeszcze przynamniej kwadrans jak mówiłaś. Chwila
odpoczynku ci się przyda.
- Ale nie mogę….- Czując jak delikatnie
chwyta mnie za dłoń wyjmując z niej odkurzacz zamilkłam.
- Możesz. Poza tym powiem ci śmieszną
historię o kliencie dla którego projektuję dom. Nawet nie wiesz czego sobie
zażyczył…
To popołudnie było piękne.
Wspaniałe.
Magiczne.
Godzina spędzona w towarzystwie Mariusza
była spełnieniem moich snów. Wiedziałam, że
się w nim zadurzyłam i że nie powinnam wobec tego robić sobie nadziei,
ale mimo wszystko robiłam. Bo on przecież wcale nie musiał ze mną rozmawiać, opowiadać
o sobie i słuchać tego co ja miałam do powiedzenia. Mógł mnie potraktować
grzecznie, acz obojętnie tak jak powinno być. I to coś znaczyło. Nie
wyobrażałam sobie tego.
W sobotę i w niedzielę znów zastałam
Mariusza w biurze. I znów wdaliśmy się w miłą pogawędkę choć tym razem robiłam
to sprzątając. Gdy chciał mi pomóc nie zgodziłam się, ale on i tak wziął gąbkę
i zaczął przecierać nią kurze. Argumentował, że nie może siedzieć gdy kobieta
przy nim sprząta.
-
Jestem prawdziwym leniuchem i do sprzątania mam dwie lewe ręce, ale mimo
wszystko może choć trochę ci pomogę. Poza tym zawsze byłem za
równouprawnieniem.- Ponieważ żartował, ja też obróciłam wszystko w żart.
- Nie, wcale nie o to ci chodzi.
Rozgryzłam cię.
- Naprawdę?
- Tak.
Chcesz zrobić mi konkurencję. Praca jako architekt ci się znudziła dlatego
zamierzasz zmienić branżę na sprzątającą.
- Hm, razem stanowilibyśmy niezły duet sprzątający nie sądzisz?- Naprawdę był cudowny. Teraz byłam pewna, że nie robił tego z czystego altruizmu. Zwłaszcza gdy pod koniec sprzątania oznajmił, że już nie może się doczekać następnego piątku. Nie miałam na tyle odwagi by przyznać to samo.
- Hm, razem stanowilibyśmy niezły duet sprzątający nie sądzisz?- Naprawdę był cudowny. Teraz byłam pewna, że nie robił tego z czystego altruizmu. Zwłaszcza gdy pod koniec sprzątania oznajmił, że już nie może się doczekać następnego piątku. Nie miałam na tyle odwagi by przyznać to samo.
Dlatego na stażu w poniedziałek byłam
trochę rozmarzona. Nawet dla Artura przestałam być tak złośliwa i jego docinki
ignorowałam. A gdy spytał mnie o przyczynę odparłam że dziś dzień dobroci dla
zwierząt. Nie było mnie stać nawet na odpowiednio dowcipną ripostę.
Choć w zasadzie to…(Boże, nie mogę tego
napisać, ale…) go polubiłam. W trakcie dwóch tygodni naszego udawanego związku
przed jego rodzicami zdołałam go poznać od nieco innej strony. I owszem był
leniem, dupkiem i cwaniakiem, ale nie był tępy. Skończył dwa kierunki studiów,
a że ojciec od czasów liceum zabierał go ze sobą ucząc funkcjonowania i
specyfiki firmy znał ją nie gorzej niż pracownicy. Gdy spytałam go któregoś
razu czemu więc udaje głupka podczas odbywania stażu wzruszając ramionami
odparł, że dziewczyny bardziej na niego lecą. No cóż…nie wycofałam przecież
tego że jest płytki prawda?
Do domu państwa Chojnackich zostałam
zaproszona jeszcze dwukrotnie: na obiad i kolację. Udało mi się obejrzeć nawet
zdjęcia Adriana z okresu dzieciństwa. Trochę obraził się na mnie gdy kpiąc
odparłam, że jako dziecko był bardzo słodki i że gdyby nie dorósł zakochałabym
się w nich. Nazywając mnie niedoszłą pedofilką odszedł naburmuszony do ogrodu
gdzie zaczął z ojcem przycinać żywopłot. A ja zostałam sam na sam z panią
Grażyną.
- Masz na niego bardzo dobry wpływ
wiesz? Już nie pamiętam kiedy z własnej woli pomagał Mateuszowi w pracach
ogrodowych.
- No cóż, po prostu gdy zaczyna bardziej
gwiazdożyć sprowadzam go na ziemię.- Odpowiedziałam szczerze lekko zakłopotana.
Ta część oszustwa mi nie pasowała. Uwielbiałam panią Grażynę, więc nie chciałam
jej oszukiwać. W dodatku pochwaliła się wszystkim w ośrodku, że spotykam się z
jej synem, więc pan Andrzej z panią Kasią pokpiwali sobie ze mnie mówiąc, że
potem odziedziczę ten ośrodek i wspólnie będziemy go prowadzić. I zdałam sobie
sprawę, że kłamstwo rzeczywiście trochę zaczyna mi ciążyć. Bo gdybyśmy się
wcześniej nie znały i nie miały poznać to okej, ale tak? Arturowi łatwo było
powiedzieć: „potem po prostu ze mną
zerwiesz: to nie będzie nic trudnego bo w końcu jesteś taka cudowna i dobra że
nie dorastam ci do pięt i kopniesz mnie w tyłek. Mama nie będzie na mnie zła;
na ciebie też zresztą nie i wszyscy będą szczęśliwi.” Ale całą
odpowiedzialność poniosę tylko ja.
- To coś więcej. Choć dokuczacie sobie
na każdym kroku widać wasze uczucie. A Artur nigdy nie starał się tak dla
żadnej dziewczyny.- Pomyślałam, że musimy być w takim razie świetnymi aktorami,
ale nie powiedziałam tego na głos. My, zakochani w sobie? Śmiechu warte. –
Sądzę, że dla niego to coś poważnego. Wczoraj na przykład zadawał mi takie
pytania…
-…jakie pytania?
- Chyba nie powinnam ci tego mówić, ale
pytał mnie o ciebie. Co o tobie wiem, sądzę, jak długo znam. Interesował się
twoim życiem.- Tylko po co, zastanawiałam się. Pani Grażyna sądziła że z
miłości, ale ja wiedziałam że prawda jest inna. Czyżby szykował jakąś nową
sztuczkę i złośliwość? Miałam nadzieję, że nie.
Przez następne dwa tygodnie nasz udawany
związek rozkwitał, choć ja byłam trochę zawiedziona. Liczyłam na to, że podczas
swojej weekendowej pracy spotkam się z Mariuszem, ale biuro tym razem było
puste. Byłam tym bardzo rozczarowana. Może dlatego nie zauważyłam spojrzeń jakie
posyłała mi Kamila przez cały dzień. Dopiero tuż przed końcem odważyła się
zapytać:
- Słuchaj, spotykasz się z Arturem?
- Co?
- No, jesteście parą?
- Skąd ten pomysł?- Spytałam. Bo
przecież tutaj zachowywaliśmy się wobec siebie obojętnie. Nie udawaliśmy narzeczonych.
- Nie wiem. Mnie to się wydaje głupie,
no bo przecież ty go nie cierpisz a on jest zwykłym amatorem damskich
spódniczek, ale inni…Zbyszek na przykład wczoraj stwierdził, że jakoś ostatnio
ci odpuścił a nawet sprawdził jakieś faktury które dał mu Rafał dla ciebie. A
on zrobił je sam. W ogóle wszystko teraz robi sam, bez żadnego kręcenia nosem.
I często zerka w tę stronę. Początkowo sądziłam, że chodzi mu o mnie ale
teraz….Poza tym Daria mówiła, że coś sobie ciągle szepczecie.
- Jej, chyba w to nie wierzycie na
serio? Przecież my się nie cierpimy.- Kłamałam, ale jednocześnie wiedziałam że
muszę się rozmówić z Arturem. Naprawdę wykonał moją pracę? A więc to dlatego
wczoraj nie miałam przez ostatnią godzinę niczego do zrobienia. Czyżby chciał
mi się zrehabilitować za tamtą prezentację?
- Tak się domyślałam, ale inni…Wiesz,
Daria jest bardzo zazdrosna i wymyśla różne głupoty.- Choć głos Kamili
sugerował, że ktoś taki jak Artur nigdy nie zainteresowałby się mną na tej
płaszczyźnie poważnie skinęłam głową.
- Pewnie tak.
Mimo wszystko zignorowałam słowa Kamili.
Artur zachowywał się wobec mnie w miarę przyzwoicie i to miałoby mi teraz
przeszkadzać? Na dodatek w środę widząc, że spóźnia mi się autobus zaproponował
że mnie podwiezie do ośrodka.
- Dzięki wielkie. Może coś jeszcze z
ciebie wyrośnie.
- Już dawno wyrosłem jakbyś nie
zauważyłam.- Odparł mi.
- Mentalnie na pewno nie. Jesteś pewny,
że nie chcesz wejść na chwilę? Będzie fajnie.
- Wśród bandy staruszków? O nie
dziękuję, moi irytują mnie już wystarczająco.
- Jak chcesz, tchórzu.
- Tchórzu? Kogo nazywasz tchórzem?!- I
tak o to rozpieszczony Artur dał się podejść jak dziecko, którym jak kilka
minut temu twierdził, nie był. Taktownie mu tego nie wypomniałam: nawet dwie
godziny później, gdy po grze w pokera i rozmową z mieszkańcami ośrodka odwoził
mnie do domu wciąż paplając o tym co mu opowiadali. Ani wtedy gdy przyznał:
- Wiesz co? W sumie towarzystwo tych
zgredków było przyjemne. Daj mi znać, gdy wpadniesz tam kolejny raz.
- Nie omieszkam.- Odparłam ucieszona.
Arturek coraz częściej miło mnie zaskakiwał. Pani Grażyna, dowiedziawszy się o
tej wizycie kilka dni później również była szczerze zdziwiona. Nawet bardziej
niż ja. I naturalnie uważała, że to wszystko dzięki mnie bo odkąd została
sponsorką ośrodka to nie udało jej się namówić syna na choćby najmniejszy
przejaw zainteresowania nim. Nie zaprzeczałam, bo pośrednio tak było. A ja już
dawno zorientowałam się, że Artur był po prostu rozpieszczony a ponieważ nikt
niczego od niego nie wymagał on też tego nie robił. Dopiero gdy ktoś go
podpuścił lub zmusił rzucając na głęboką wodę zagryzał zęby i robił wszystko
bez zarzutu. I jeszcze był z tego zadowolony.
W kolejny weekend nie robiłam sobie
zbytnich nadziei co do kontaktu z moim Przystojniakiem, ale w windzie spotkałam
Mariusza. Na jego widok serce znów wywinęło mi koziołka i poczułam
rozczarowanie, że już wychodzi. Wystarczyłoby przecież bym przyszła dziś do
pracy dwie minuty wcześniej. Na dodatek pośród wielu osób mnie nie zauważył a
ja jakoś nie czułam się pewnie by samemu zagaić rozmowę. Dopiero gdy chciał już
wyjść spostrzegł mnie.
- Ewelina? Cześć.- Wyraźnie ucieszył go
mój widok, choć starał się tego nie okazać.
- Witaj.- Odpowiedziałam mu z nieśmiałym
uśmiechem. Potem popatrzyliśmy na siebie bez słowa. Winda właśnie się
otwierała, a on z niej wychodził. W ostatniej chwili jednak się zatrzymał.
- Masz czas jutro wieczorem?
- Jutro?
- Tak. Około szóstej, po twojej pracy.
- Ale kończę właśnie o osiemnastej.
- W takim razie świetnie się składa. Do
zobaczenia.
- Cześć.- Odparłam gdy drzwi już się
zamykały. Miałam ochotę skakać z radości. Gdzieś miałam spojrzenia
towarzyszących mi osób w windzie, które najwyraźniej zastanawiały się po co ten
przystojny mężczyzna w garniturze umawia się z dziewczyną trzymającą zestaw
szczotek do mycia podług. Ale miałam to gdzieś, bo w głowie kołatała mi tylko
jedna myśl. A więc to miała być randka! Najprawdziwsza randka.
Nazajutrz cała w nerwach udałam się do
biurowca robiąc sobie lekki makijaż i starając się ułożyć rano włosy. Potem
zdałam sobie sprawę, że to syzyfowa praca bo i tak po ośmiogodzinnej harówce
będę wyglądać niezbyt efektownie. Żałowałam, że nie zmieniłam godziny spotkania
na choć 60 minut później. I tak gdy Mariusz zjawił się pod recepcją ubrany w
garnitur ja poczułam się w swojej zwykłej bluzce i dżinsach jak uboga krewna.
Ale on nawet nie zwrócił na to uwagi. Oznajmił tylko, że przez te 5 minut
mojego spóźnienia sądził, że go wystawiłam.
Początkowe skrępowanie szybki mi minęło
gdy wybraliśmy się do zwykłej małej restauracji na rogu ulicy. Bałam się, że
Mariusz zechce mnie zabrać w jakieś eleganckie miejsce a ja wypadnę przy nim
jak zwykła chłopka. W którymś momencie odrobinkę rozluźniona winem przyznałam mu
się do tego. Zaśmiał się mówiąc, że żałuje iż nie zjawiłam się na spotkanie w
tym różowym sweterku, bo bardzo ładnie w nim wyglądałam. Odruchowo
przypomniałam sobie jak Artur nazywał mnie ironicznie sweterkiem. A Mariuszowi
moje stroje się podobały…uśmiechałam się w duchu do swoich myśli zadowolona gdy
po powrocie ze spotkania odprowadził mnie na autobus (nie chciałam by wlókł się
prawię godzinę drogi by odwieźć mnie do domu. Poza tym uważałam, że na to
jeszcze za wcześniej) i spytał o plany na jutro. Przypomniałam sobie o tym, że
obiecałam Chojnackiemu spotkanie w ośrodku, ale zdecydowałam się je odwołać
albo skrócić. Randka z Mariuszem była ważniejsza.
Arturowi było to trochę nie w smak.
Serio wkręcił się w te wizyty w ośrodku, więc gdy wyszliśmy po godzinie był
rozczarowany. Powiedziałam mu nawet, że może przecież zostać sam, ale odparł że
czułby się beze mnie skrępowany. Gdy z niego zakpiłam odwzajemnił się mi tym
samym pytając czy spieszę się do swojego kochasia. Pewnie sądził, że skwituję
to uśmiechem i się zdenerwuje, ale tak się nie stało bo nieświadomie zgadł. A
on śmiał się tak, że aż bolał go brzuch.
- Co cię tak bawi?- Spytałam mrużąc
oczy.- Że ktoś chcę się ze mną umówić?
- Nie. Po prostu się nie spodziewałem. O
której masz tę randkę?
- Za godzinę. Dlatego musiałam wyjść
wcześniej by dojechać.
- Co? Więc nie zamierzasz się
przygotować?
- Jak to: przygotować?
- No przebrać, zrobić makijaż,
fryzurę…nie mów mi że idziesz w takim stroju?
- A co ci do tego?
- Nic.- Nadal był rozbawiony.- Umawiasz
się z jakimś rolnikiem że jemu to nie przeszkadza? W ogóle się dla niego nie
starasz? A może znacie się jak łyse konie i nie musisz już się wysilać by go
czarować? No tak, czekaj to tamten czterdziestolatek?
- Tamta kartka była dla pana Andrzeja i
dobrze o tym wiesz. A mój chłopak…to znaczy facet z którym się umówiłam dzisiaj…-
poprawiłam się, bo jakby nie było z Mariuszem nie stanowiliśmy oficjalnie pary…-nie
zwraca uwagi na powierzchowność i liczy się dla niego coś więcej.
- Jest niewidomy od urodzenia?
- Możesz sobie kpić, ale wyobraź sobie,
że tacy mężczyźni istnieją. Ktoś tak powierzchowny jak ty dla którego liczą się
tylko duży tyłek czy biust tego nie zrozumie. Poza tym jemu podobają się moje
sweterki.
- Wcale nie jestem powierzchowny: a
przynajmniej nie tak bardzo. I nigdy nie twierdziłem, że nie podobają mi się
twoje sweterki.- Dodał ciszej.
- Że co?
- No…może nie są jakoś szczególnie
modne, ale mają swój urok. I do ciebie pasują jak ulał.- Czy mi się wydawało
czy wyglądał na zmieszanego? Szybko odchrząknął.- Lepiej się pospiesz, bo mamy
tylko godzinę.
- Odwieziesz mnie na spotkanie?
- Lepiej. Wsiadaj.- Skonsternowana
spełniłam jego polecenie i…przeżyłam najbardziej zwariowane 60 minut w swoim
życiu. Artur najpierw prowadził jak szalony by zaparkować pod centrum
handlowym: następnie zawlókł mnie do jakiegoś sklepu i na chybił trafił wybrał
kilka sukienek. Następnie popchnął mnie w stronę przymierzalni. Nie chciałam
się na to zgodzić, ale zagroził że wejdzie do kabiny razem ze mną i sam mnie
rozbierze a potem założy sukienkę. Trochę mnie tym zirytował, ale uświadomiłam
sobie że im dłużej zwlekam tym mniej czasu mam na dojechanie na miejsce
spotkania z Mariuszem. Tak więc
założyłam wskazane przez niego kreacje.
Były ładne. Zupełnie nie takie jakich
mogłabym się po nim spodziewać, czyli bez dekoltu czy nadmiernie krótkiego
dołu. W dodatku wyglądały bardzo stylowo. Przymierzyłam dwie, ale trzecia
wydawała mi się być najlepsza. Odruchowo spojrzałam na metkę. 220 zł, czyli
prawie cztery dni mojej pracy. Szybko wyszłam z przymierzalni.
- I co?
- Nic z tego.
- Nie mieścisz się w żadną?
- Bardzo śmieszne.- Skwitowałam to
tylko. Jednak jego pytanie pozwoliło mi dostrzec, że każda z sukienek którą mi
dał pasowała na mnie idealnie. Musiał nieźle znać się na ocenie damskim
rozmiarów tylko po samym wyglądzie.- Po prostu ta którą mam na sobie jest za
droga.
- Tym się nie martw, to będzie prezent.
- Prezent?
- No tak. Ode mnie.
- Jasne. A potem odliczysz to sobie od
tygodniówki, którą mi płacisz.
- Jej masz mnie za takiego dupka? Nie
odpowiadaj, to pytanie retoryczne.- Westchnął.- Nic ci nie odliczę. A teraz
zbieraj się. Zostało nam tylko pół godziny. I jeszcze
rozpuść włosy.
- Po co?
- Jak to po co? Żeby go olśnić.-
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę. W końcu się uśmiechnęłam.
- Dzięki. I wiesz co? Może wcale jednak
nie jesteś takim dupkiem.
***
Na spotkanie z Mariuszem dojechałam
minimalnie spóźniona, choć w granicach rozsądku. Artur i tak gnał jak szalony i
nie raz musiałam go stopować. Ale on tylko twierdził, że prowadzi jak zawodowy
rajdowiec. Taa, rajdowiec. Kubica też był rajdowcem a zaliczył wypadek w którym
się nieźle poharatał.
- Dobra, to tutaj dzięki.
- Pod tym biurowcem? Gościu tu pracuje
jako parkingowy?- Już miałam go zbesztać za tę ironiczną uwagę, ale zaniechałam
tego. Zamiast tego spytałam:
- A nawet jeśli to co?- Tak jak sądziłam
wyraźnie zbiłam go z tropu.
- Nic. Po prostu zakładam że jest
przynajmniej minimalnie starszy od ciebie, więc w wieku 26 lat powinien do
czegoś dość.
- Naprawdę sądzisz, że to takie proste
gdy nie ma się bogatych rodziców po których ma się pewność, że odziedziczy się
firmę?- Właściwie to nie wiem czemu go prowokowałam: przecież Mariusz był
architektem więc zarabiał niemało. Ale czasami żarty Artura mnie irytowały.
Przecież bycie biednym to nic złego a tym bardziej powód do szydzenia.
- Okej, pasuje. Masz rację. A więc idź
do tego swojego parkingowego.
- Super. Dzięki za podwózkę.
- Nie ma spraw. Aha, i gdybyś spotkała
takiego aroganckiego dupka w garniturku podobnego do mnie to go pozdrów. To
będzie mój nudny kuzyn.
- Jasne.- Naturalnie nie potraktowałam
jego uwagi poważnie, bo wiedziałam że żartuje. Z uśmiechem na ustach wysiadłam
z auta patrząc na biurowiec. Mariusz miał na mnie czekać tak jak ostatnio pod
recepcją.
- Jak pięknie wyglądasz. Prawie cię nie
poznałem.- Powiedział gdy tylko wzajemnie się dostrzegliśmy.
- Dziękuję, ale wiem że trochę za bardzo
się odstawiłam. Ale on się uparł i…
- On?
- No tak.- Z trudem skryłam uśmiech gdy
zauważyłam w jego tonie głosu nutę zazdrości. Nie byłam mu więc obojętna.
- Twój przyjaciel?- Już miałam
zaprzeczyć, ale uświadomiłam sobie, że w ciągu prawie 5 tygodni oszustwa Artur
stał się moim dobrym kolegą. Właściwie wiele o mnie wiedział a ja coraz lepiej
rozumiałam jego humorki i zachowania.
- Tak. Ale tylko przyjaciel.- Dodałam.
- To dobrze. Idziemy już?
- Tak. Masz na myśli jakieś konkretne
miejsce?
- Prawdę mówiąc myślałem o jakimś
spacerze i pizzerii, ale wyglądasz zbyt elegancko.
- Nie, mi to pasuje.- Zaprzeczyłam
szybko po czym zorientowałam się że on żartuje. Zarumieniłam się.- Po prostu
ostatnio ubrałam się zbyt zwyczajnie, więc chciałam się zrehabilitować.
- To tak jak ja. Odstrojony wówczas w
garnitur jak paw pomyślałem, że tym razem założę coś mniej eleganckiego.
- A więc oboje się nie dograliśmy.-
Zauważyłam z szerokim uśmiechem.
- Na to wygląda.
I tym razem bawiłam się świetnie:
Mariusz opowiedział mi trochę o swojej pracy, rodzicach, dzieciństwie. Zadawał
mi też wiele pytań o to co najbardziej lubię, co chciałabym robić po za
kończeniu stażu. Ja z kolei opowiadałam mu o swojej pracy w wolontariacie,
mieszkaniu w wynajmowanym pokoju, marzeniach o założeniu w przyszłości własnego
biura rachunkowego. Na razie były to jednak tylko marzenia ściętej głowy.
Gdy w końcu, późnym wieczorem musieliśmy
się rozstać, Mariusz odwiózł mnie pod blok. Tym razem mu na to pozwoliłam.
Zanim odjechał wymieniliśmy się numerami telefonów.
- Dziękuję ci za ten wieczór. Od dawna
nie czułem się tak dobrze w czyimś towarzystwie.
- Cała przyjemność po mojej stronie, bo ja
też bawiłam się świetnie. Poza tym jak mówiłeś dawno nie chodziłeś na randki,
więc to spotkanie pewnie dlatego wydało ci się wyjątkowe.
- Nie tylko.- Zaprzeczył z błyskiem w
oku. Potem wziął mnie delikatnie za dłoń.- Mam nadzieję, że nie będziesz jutro
przeze mnie przemęczona. Jest prawie północ.
- Coś, ty. Zaczynam dopiero o
dziesiątej. Na twoim miejscu martwiłabym się raczej o siebie. Poza tym jak mnie
wyrzucą będę pamiętała o twojej propozycji.
- Jakiej?
- Tej o twojej asystentce. Już zapomniałeś? A
może się wycofujesz?
- Nigdy. Nic nie sprawiłoby mi większej
przyjemności niż twój widok każdego poranka. Od razu miałbym lepszy humor. Może
zabrzmi to nieco banalnie, ale nie sądziłem że są jeszcze na świecie takie
dziewczyny jak ty.- Uśmiechnęłam się. Ta rozmowa niespodziewanie stała się
bardzo poważna. Postanowiłam to zmienić.
-
Bez grosza przy duszy, w za dużych nieforemnych swetrach i niezbyt
ładną? O, zapewniam cię że jest ich na pęczki.
- W innym przypadku pomyślałbym, że
domagasz się komplementów.
- Bo tak jest.- Mariusz się roześmiał z
mojego żartu. Ale jego dalsze słowa brzmiały już poważniej.
- Jesteś szczera i bezpretensjonalna.
Umiesz cieszyć się małymi rzeczami i nie przyjmujesz wobec życia postawy
roszczeniowej. Zamiast tego każdy dzień traktujesz jak przygodę i choć nie pozostajesz
bierna umiesz docenić to co masz. Do tego pomagasz ludziom w ośrodku…
- Hej, to brzmi jak życiorys jakiejś świętoszkowatej
nudnej starej panny.- Przerwałam mu, bo znów wszystko wydawało mi się zbyt
poważne.- Mówiłam ci, że te wizyty to czysty egoizm z mojej strony bo kocham
tych staruszków.
- Wiem. I właśnie to jest kolejna rzecz
którą w tobie uwielbiam. Nie zachowujesz się jak chodząca doskonałość i nie
uważasz siebie za kogoś wyjątkowego. Robisz to bo tego chcesz, a nie dlatego że
to dobrze wygląda.- Nagle zrozumiałam, że te słowa nie są bez znaczenia. Że
choć Mariusz bardzo mnie w nich chwalił to jednak było w nich coś
niepokojącego. Jakby mnie do kogoś porównywał. Do kogo? Swojej dziewczyny?
Narzeczonej? Żony? Nagle z przerażającą jasnością zdałam sobie sprawę, że nic o
nim nie wiem a siedzę w jego aucie niemal w nocy. Ufałam mu i wierzyłam w to,
że był ze mną szczery. Mimo to wolałam się upewnić:
- Nie spotykasz się z nikim, prawda?
- To znaczy?- Jego odpowiedź mi się nie
spodobała. Przecież pytanie było dość oczywiste.
- Chodzi mi o to, że może i jestem dość
naiwna, ale to wczorajsze spotkanie i dzisiejsze trochę wykracza poza granicę
przyjaźni, prawda? Jeśli nie, możesz mi powiedzieć. Wolę wygłupić się teraz niż
potem gdy wkręcę się na maksa. Także jeśli ty odbierasz to mniej serio i
zupełnie inaczej…
-…Początkowo traktowałem cię po prostu
jak zabawną sprzątaczkę. Pamiętam, że mijałem cię kilka razy wcześniej zanim po
raz pierwszy ze sobą rozmawialiśmy. Nie wiem czy wiesz, ale zawsze myślami biegłaś
gdzieś daleko. Raz nawet na mnie wpadłaś.
- Pamiętam. Sądziłam, że o tym
zapomniałeś.
- Nie. Po prostu spieszyłem się i
dlatego nawet nie spytałem czy nic sobie nie zrobiłaś. Przepraszam.
- Nie szkodzi.- Odpowiedziałam szybko
niecierpliwie oczekując tego co powie dalej. – A teraz? Kim jestem dla ciebie
teraz?
- Kimś, o kim na samą myśl się odprężam.
Każda rozmowa z tobą, każdy gest, spędzony czas sprawiają że czuję, że żyję, że
zaczynam wierzyć w to w co przestałem już dawno temu. Brzmi to bardzo patetycznie?
- Odrobinkę.- Powiedziałam szczerze.
Mariusz posłał mi ciepły uśmiech.- Ale przynajmniej wiem, że to nie tani bajer.
- Tak to właśnie do tej pory odbierałaś?
- Nie, to znaczy…nie wiem. Nie wiem jak
to wszystko zazwyczaj wygląda. Nigdy nie spotykałam się z kimś na poważnie. To
znaczy nie sugeruję, że my się już spotykamy…to znaczy w ogóle…- Plątałam się
czując rosnące zakłopotanie. Spuściłam głowę marząc o tym by zapaść się pod
ziemię. Czemu wyprzedzałam fakty? Czemu po prostu nie dałam mu dojść do głosu
by to on wyjaśnił jak traktuje naszą znajomość? I czemu nie mógł powiedzieć
tego od razu? Tylko mącił i mówił jaka to nie jestem wspaniała?!
- Denerwujesz się?
- Ja? Skąd.- Odparłam podnosząc głowę.
Ale gdy poczułam jego dłoń na swojej drgnęłam.
- W takim razie…boisz się mnie?
- Nie. Po prostu czuję się przy tobie
niezdarna i zawsze mówię to czego nie potrzeba. Zazwyczaj nie tak często robię
z siebie idiotkę.
- Dzieje się tak z jakiegoś szczególnego
powodu?
- Nie. Tak.- Westchnęłam.- Przecież
wiesz. Nie dręcz mnie już.- Poprosiłam cicho.- Bawisz się mną.
- Nie. Po prostu tak jak ty nie jestem
pewny. Dla mnie to jest coś poważnego.
- Mimo że sprzątam w twoim biurze?
- Może właśnie dlatego. Boisz się, że to
ja traktuję to jak zabawę?
- Nie, ale przed chwilą gdy mówiłeś o
mnie brzmiało to jak porównanie.- Zauważyłam, że moje spostrzeżenie mu się nie
spodobało. Z ciężkim sercem spytałam:
- Spotykasz się już z kimś, prawda?
- Co?
- Ta dziewczyna z którą mnie
porównywałeś…to ona.
- Nie. To znaczy tak. Ale już się z nią
nie spotykam. Od dawna. Po prostu bardzo się wtedy sparzyłem.
- Nadal ją kochasz?- Spytałam po
dłuższej chwili. To pytanie było mi zadać jeszcze trudniej niż poprzednie.
- Nie, gdy o niej myślę czuję tylko
złość. Nie byłbym tu z tobą gdybym ją kochał. Nie traktuję takich rzeczy lekko
choć większość bogatych facetów tak robi.
- Ale mało cię jeszcze znam.-
Wyjaśniłam, bo wydawało mi się że w jego tonie zabrzmiał cień wyrzutu.- A to
ważna dla ciebie sprawa choć mi o tym nie powiedziałeś.
- Bo to już przeszłość. Teraz czuję coś
zupełnie innego. Chyba…- Mariusz wymownie zawiesił głos-…chyba zakochuję się w
tobie, Ewelina.
Genialne jak zawsze jesteś rewelacyjna
OdpowiedzUsuńKolejna świetna część ! Znowu tysiąc myśli jak to się skończy ! Czekam z niecierpliwością na następną cześć ! Daria ! :*
OdpowiedzUsuńHa, coś czuję przez nos, że będa kłopoty i nieporozumienia, dupek, Mariusz i sweterek....
OdpowiedzUsuńFajna część, przyjemnie się czytało.
Pozdrawiam
Ania
Czyżby Mariusz był kuzynem Artura ? Byłoby ciekawie ... Wogóle po przeczytaniu zaczęły mi się w głowie różne rozwiązania tej historii , bo czytałam przed snem xD Jestem ciekawa co wydarzy się w następnym rozdziale , na który czekam z niecierpliwością ;) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńBędzie coś dzisiaj?
OdpowiedzUsuńNie, raczej na pewno nie dam rady. Zwłaszcza ze to będzie ostatnia część (jesli uda mi się wszystko w niej zawrzeć), wiec pewnie będzie troche dłuższa niż poprzednie
UsuńTo nie lepiej dwie krótsze? Nas zaspokoisz na dzisiaj rozdzialem krótkim a jutro dasz ostatni. Będziesz miała więcej czasu na końcówkę :-)
UsuńNie wiem. Prawdę mówiąc teraz zabrałam sie za pisanie i sie zastanawiam czy trochę nie rozwinąć tego opowiadania i nie zmienić zakończenia od tego którym planowałam zakończyć. W każdym bądź razie jak uda mi się coś wymodzić- nawet krótkiego to wstawię jeszcze dzisiaj (ale jesli juz to bardzo późno)
Usuń:-)
UsuńJa bym chciała żeby Ewelina była z Arturkiem xd On jest taki zabawny i w ogóle, a Mariusz jest taki jak by bez wyrazu, trochę nudny, nie pasuje do Eweli ;p
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej opowiadanie jak zwykle super! :) Nie ważne jak się skończy i tak będzie super :)
Pozdrawiam K :)
Ja również mam wrażenie że co w rodzinie to nie zginie xD to znaczy że Artur i Mariusz są kuzynami. Cieszy mnie zainteresowanie Artura Ewelina , sądzę,że to nie jest z jego strony powierzchowne, ale pewnie źle zinterpretowane będzie przez kogoś :) dużo miłości życzę Ewelinie i żeby jej się ułożyło w życiu, chociaz to tylko postać literacka. Zaciekawił mnie pomysł wypytywania autorki. Chciałam spytać co studiujesz i ile masz lat? Od jakiego czasu pisanie jest Twoja pasją. Czy spełniałas juz jakies swoje marzenia? Jak udaje Ci się dzielić czas na naukę, pisanie, może pracę i mieć życie osobiste :) Ile śpisz godzin dziennie. Odpowiedzi nie są obowiązkowe ale mile widziane . Pozdrawiam Nienieidealna
OdpowiedzUsuńNo cóż twoje podejrzenia są trafne (mogę już to zdradzić, bo w następnej części którą wstawiłam to się wyda), a co do tego z kim będzie Ewelina to być może zaskoczę jeszcze samą siebie, bo początkowo miałam zupełnie inną koncepcję; teraz po trafnych sugestiach twoich jak i innych czytelniczek dostrzegam, że może nie była najlepsza.
UsuńJeśli chodzi co o samą mnie (czyli autorkę) to teraz przedstawię trochę faktów. No więc zacznę od tego, że tak naprawdę nie mam na imię Magda. To moje drugie imię, ale podoba mi się bardziej niż pierwsze dlatego posługuję się nim na tym blogu. Poza tym pozwala to zachować pewnego rodzaju anonimowość :) Co do wieku to mam 21 lat- co prawda na razie tylko rocznikowo, bo kończę je pod koniec roku, a studiuję Finanse. Pisanie stało się moją pasją właściwie wtedy gdy po raz pierwszy stworzyłam swoje opowiadanie. Miałam wówczas chyba coś około 16 lat i zamieściłam je na quku. Sądzę, że miałam trochę nietypową motywację, bo zdecydowałam się zacząć pisać ponieważ w wielu książkach które czytałam czegoś mi brakowało. Dlatego chciałam napisać historię którą to ja sama jako czytelniczka chętnie chciałabym przeczytać. Była nią właśnie Od nienawiści..., i choć to nie było pierwsze opowiadanie które opublikowałam na stronce (zdaje się że była to historia o byłej narkomance), to właśnie było pierwszym które zaczęłam pisać. Jednak wtedy pisanie nie do końca stało się moją pasją; już raczej jej zalążkiem. Dopiero gdy postanowiłam wstawić ten początek opowiadania na quku i po jakimś czasie zobaczyłam kilkanaście komentarzy w których je chwalono to poczułam wiatr w żaglach. Zrozumiałam, że skoro innym podoba się to co napisałam, to może rzeczywiście nie jest to takie złe (po tym jak zamieściłam pierwszą cześć Od nienawiści...to zaczęłam sądzić, że to zwykły sentymentalny gniot; teraz nadal uważam że historia jest sentymentalna i naiwna, ale mimo wszystko urocza) Aha, i tak naprawdę to nigdy nie byłam typem dziewczyny która dużo czyta czy pisze; wręcz przeciwnie. Uwielbiałam jeździć rowerem, spotykać się z przyjaciółmi, grać w siatkówkę...ogólnie byłam trochę typem takiej chłopiary. Dopiero gdy z powodu złamanej nogi w wakacje byłam uziemiona (koszmar) w wieku 14 lat chwyciłam za swoją pierwszą książkę (do tej pory przeczytałam może z pięć lektur szkolnych i to tych najcieńszych), zakochałam się w czytaniu i różnorodnych bohaterach. Od tamtej pory zaczęłam czytanie przedkładać ponad bardziej dynamiczną rozrywkę. Znajomi czuli się trochę zaniedbani, nawet żartowali sobie ze mnie że książki mnie zmieniły, tj moje słownictwo, bardziej mnie wyciszyły. Jedna z moich najbliższych przyjaciółek do dziś żartuje gdy np. okazuje się że wiem o jakieś na pozór dziwnej rzeczy którą wyczytałam z książek.
Jeśli chodzi o moje marzenia...hm, to myślę że chyba nikt, nieważne w jakim etapie swojego życia nie mógłby powiedzieć, że spełnił wszystkie swoje marzenia, bo zawsze jest coś czego nie ma a chciałby posiadać. I ze mną jest tak samo. Na razie jestem młoda i chcę wierzyć, że całe życie jest przede mną. Jednak co z nim zrobię dalej to czas pokaże.
Co do organizacji czasu to rzeczywiście mam z nią problem. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że przez ostatnie dwa lata z powodzeniem pracowałam, studiowałam dziennie, znajdowałam czas na pisanie, rodzinę i spotkania ze znajomymi, wypad nad rzekę czy na kręgle. Teraz niestety, choć nie pracuję i tylko studiuję nie mam czasu na nic :( Trochę rozgrzeszam się w duchu, że to przez konieczność piania pracy licencjackiej (gwoli ścisłości to tak, mam 21 lat, ale rok wcześniej poszłam do szkoły,więc teraz kończę III rok studiów), ale tak naprawdę to chyba zrobiłam się za leniwa. Wcześniej gdy miałam wolny czas słuchałam muzyki, czytałam, biegałam, rozwiązywałam krzyżówki lub łamigłówki matematyczne które uwielbiam; teraz niestety najchętniej zawijam się w kokon i idę spać :-)Chociaż z drugiej strony tego czasu wolnego mam bardzo mało, więc to może dlatego. Mam tak przeładowane
Usuńdni, że często sypiam 6-7 godzin na dobę co w moim przypadku jest czymś bardzo niedobrym, bo jestem z tych którzy jak się nie wysypiają to cały dzień chodzą smętni i wściekli.
Może życie osobiste na razie ogranicza się do moich rodziców, rodzeństwa i przyjaciół. Nie mam chłopaka ani żadnej sympatii; no i w ogóle odkąd zaczęłam studiować na razie postanowiłam dać sobie z tym spokój. I tu może zdradzę ci pewną ciekawostkę: choć uwielbiam pisać o romansach i czytać wszelkiego rodzaju historie tego typu to w życiu uczuciowym jest straszną pragmatyczką. Naprawdę. Jestem pewna, że gdyby moi znajomi wiedzieli że piszę (na razie wciąż jest to tajemnica) i przede wszystkim przeczytali któreś z moich opowiadać to w życiu nie uwierzyliby że ja je napisałam. Uważają mnie za zbytnią cyniczkę, realistkę no i samodzielną kobitkę która nie zawraca sobie głowy nonsensownymi zalotami. Już jakiś czas temu przekonali się, że nie warto mnie swatać. No bo- tutaj może po raz kolejny cię zaskoczę- nigdy nie miałam prawdziwego chłopaka. Tzn. podejmowałam pewne próby gdy byłam młodsza raczej z tego powodu że tak wypada niż rzeczywistej konieczności, ale gdy to sobie uświadomiłam to przestałam. I pewnie to dlatego głównie z tych powodów nigdy żaden chłopak z którym wyszłam do kina czy na pizzę nie okazywał się być dla mnie odpowiedni. Dlatego na razie wciąż czekam na przysłowiowego tego jedynego, choć nie zamierzam się za nim rozglądać. Życie singla jest na tyle fajne, że nie warto tracić czas na związki na które nie jest się gotowym a ja taka się czuje. Właściwie to chyba widać w moim opowiadaniach: niektóre z bohaterek zupełnie nieświadomie stylizuję na samą siebie są to niezależne dziewczyny/kobiety które wcale nie chcą miłości która puka do ich drzwi.
W sumie trochę śmiesznie pisać o samej sobie, a gdy to robię to zauważyłam jest we mnie sporo sprzeczności. Chociażby cały ten pragmatyzm nie pasuje do wiary w prawdziwą miłość, ale chyba w głębi ducha w nią właśnie wierzę. Myślę nawet, że jeśli ktoś nie wierzy w miłość to tak naprawdę nie żyje a egzystuje. Nawet ci którzy uważają, że to Bóg jest ich motorem napędowym muszą się zgodzić z tym, że miłość jest emocją która pochodzi od niego a więc pośrednio właśnie ona warunkuje sens istnienia. Poza tym nawet mówi się, że Bóg jest miłością, więc chyba coś w tym jest.
PS: Zakończenie może trochę patetyczne, ale proszę zważ na porę kiedy to pisałam :-) . Z tego też powodu przepraszam za wszelkie błędy, długość i chaos mojej odpowiedzi, ale prawdę mówiąc nawet z tego względu nie chce mi się jej czytać, bo pewnie musiałabym sporo rzeczy poprawić.
Pozdrawiam i dziękuję za zainteresowanie..
Jestem strasznie ciekawa kolejnej części aaaa 💕
OdpowiedzUsuńWięc jeszcze przez chwilę uzbrój sie w cierpliwość, bo właśnie za chwilę wstawię kolejną :-)
UsuńTak zrobię haha ;)
Usuń