Łączna liczba wyświetleń

środa, 17 lutego 2016

Maskarada część IV



Ostatni tydzień stażu był najgorszym w moim życiu.
Cierpiałam.
Cierpiałam tak bardzo, że w chwilach przebłysku wyzywałam się od idiotek. Jak mogłam tak zgłupieć z miłości? Przecież gardziłam takimi sentymentalnymi bzdurami. Nigdy, nawet w najśmielszych snach nie wierzyłam, że potrafię zaangażować się tak bardzo. I w tak krótkim czasie. W końcu od mojej pierwszej rozmowy z Mariuszem minęło dopiero 10 tygodni. A ja czułam jakby to były dwa lata. Na dodatek na stażu reszta osób nieustannie pytała mnie co się stało. Sądzili, że rozstałam się z Arturem, bo w ciągu minionych siedmiu dni oboje nie zamieniliśmy żadnego słowa unikając się nawzajem. A ja konsekwentnie na ten temat milczałam. Wolałam zapomnieć o naszej ostatniej rozmowie w moim wynajmowanym pokoiku. Wolałam nie myśleć o tym że Artur wyznał mi miłość i nie zastanawiać się czy było to szczere czy może powodował nim jeszcze jakiś cel. Może bał się rozczarować rodziców? Albo postawili mu jakieś ultimatów i nie chciał zrywać naszego układu? W końcu do tej pory właściwie nie spytałam go o przyczynę wyboru mnie do realizacji tej całej maskarady. Ale prawdę mówiąc teraz, po rozstaniu z Mariuszem, niewiele mnie to już obchodziło. Artur był częścią przeszłości o której będę starała się zapomnieć i chyba cząstka mnie zawsze będzie żałować, że go poznałam oraz zgodziłam się udawać dziewczynę. Nie wspominając o dramatycznej kolacji urodzinowej jego matki gdy Mariusz nakrył mnie na udawaniu dziewczyny swojego kuzyna.
Kocham cię.
Więc uwierz. Nie wiem kiedy, nie wiem jak…ale dla mnie stałaś się najważniejszą kobietą. Musiałaś to zauważyć: przecież nawet nie spojrzałem na inne dziewczyny odkąd zaczęliśmy ten udawany układ. A w wieczór urodzin mam zamierzałem ci to powiedzieć.
 Och, jeszcze wkurzało mnie to, że gdy tylko widziałam go podczas stażu (a raczej trudno było tego nie robić skoro wszyscy stażyści pracowali w jednym pomieszczeniu) jego ostatnie słowa do mnie wracały potęgując moją złość. No bo jak on sobie w ogóle wyobrażał naszą dalszą znajomość? Serio liczył na to, że będę rozważać nas jako parę gdy jednocześnie będę natykać się na jego kuzyna Mariusza? Przecież w taki sposób nigdy o nim nie zapomnę, a niechybnie jako dość bliska rodzina unikanie spotkać byłoby niemożliwe. Nie wspominając już o tym, że moje uczucie do Artura nie miało żadnego podtekstu romantycznego. W jego obecności nie pociły mi się dłonie, serce nie biło szybciej, nie miałam ochoty go pocałować. Po prostu nie byłam w nim zakochana, bo swoje serce oddałam jego kuzynowi. Który niestety bezpardonowo je zdeptał.
Mariusz…
Na samo wspomnienie, samo wypowiedzenie jego imienia w moich myślach czułam jak kurczę się w sobie a ściągająca się skóra piecze powodując niemożliwe do zagojenia rany. Bo on nie dość, że potraktował mnie bezpardonowo nie dając szansy na obronę i wyjaśnienie wszystkiego to jeszcze odwrócił kota ogonem, choć to ja stanowiłam dla niego łatwą rozrywkę.
Maniek zawsze lubił podrywać kobiety. Nie tak często jak ja, oczywiście. W dodatku wybierał je bardziej starannie ale i tak było ich w jego przeszłości sporo.
Tak, z Dominiką to był jego jedyny poważny związek. Ale oprócz tego wiele niepoważnych.
On cię nie kocha.
Jezu sama nie wiedziałam co jest straszniejsze: fakt, że stanowiłam zabawkę dla bogatego faceta czy to że mimo to wciąż nie mogłam przestać go kochać. A przecież to powinno być teraz łatwiejsze, prawda? Może nawet moja miłość powinna się zmienić w nienawiść? Czemu więc tak nie było?
- Trzymaj: możesz wziąć całe opakowanie.- Odezwała się do mnie w pewnym momencie jedna ze stażystek, Ola. Spojrzałam na nią półprzytomna odrywając się od sporządzania raportu co prawdę mówiąc szło mi dość opornie.
- Co to jest?- Spytałam dość głupio widząc przed sobą całe opakowanie chusteczek higienicznych.
- Prezent dla ciebie. Idź do łazienki i trochę sobie ulżyj.
- Słucham?
- Przecież widzę, że zaraz się rozbeczysz: już masz łzy w oczach.- Odruchowo kilkakrotnie zamrugałam zdając sobie sprawę, że Aleksandra ma rację. Widocznie tak bardzo zatopiłam się we własnych myślach o tym jakim dupkiem był Mariusz, że nawet tego nie zauważyłam.
- Nic mi nie jest. Po prostu bolą mnie oczy.- Odpowiedziałam koleżance oddając jej chusteczki z powrotem. Olka spojrzała na mnie unosząc wymownie brwi w górę.
- Jesteś pewna?
- Tak, wszystko ze mną w porządku. I nie mam zamiaru ryczeć w toalecie. Na pewno nie z powodu faceta.
- Jak chcesz.- Ola wzruszając ramionami wróciła na swoje miejsce. A ja unosząc głowę napotkałam spojrzenie Artura. Widać było, że jest równie niepewny jak ja; nie miał pojęcia jak ma się wobec mnie zachować i czego ja bym chciała. Ale ja nie zamierzałam mu niczego ułatwiać, łagodzić jego nieodwzajemnionych uczuć (w końcu podczas naszej ostatniej rozmowy potraktowałam go dość brutalnie) czy rozmawiać o Mariuszu. Po prostu na razie musiało minąć trochę czasu bym się z tym oswoiła i do reszty naprawiła bałagan jaki zrobiłam w swoim życiu i najbliższym otoczeniu z powodu udawania dziewczyny Chojnackiego.
Niestety, z każdą godziną spędzoną tego dnia w biurze było coraz gorzej. Olka starała się być bardzo miła wyrażając swoje współczucie, ale mnie to tylko irytowało. Tak samo jak zachowanie Zbyszka czy Darii. W ogóle to wszyscy stażyści zachowywali się wobec mnie jak wobec biednej dziewczynki, której wczoraj na skutek tragicznego wypadku umarła cała rodzina. A już najbardziej wnerwiały mnie te sugestywne spojrzenia, które wymieniali między sobą najpierw patrząc na Artura a potem na mnie. Wtedy miałam ochotę wrzeszczeć, że nas wcale nic nie łączy, a przynajmniej nie w ten sposób o którym myślą ale ostatecznie rozsądek zwyciężał. W końcu gdybym wybuchła przekonałabym ich tylko do tego, że mają rację. Nie mogłam również zapominać, że byłam w pracy. Jednakże pod koniec dnia pracy nie wytrzymałam gdy Olka podczas przerwy na obiad znów powróciła do tematu mojego złego samopoczucia. I po nitce do kłębka przeszła do tematu Artura. Mówiła i mówiła aż w końcu posunęła się nawet do stwierdzenia, że taki bawidamek jak on zawsze będzie latał z kwiatka na kwiatek i powinnam się cieszyć że mnie zostawił. Gdyby znała prawdę, pomyślałam. Gdyby wiedziała, że tak naprawdę to ja z nim skończyłam choć wcale nie związek a przyjaźń. Ale ja nie zamierzałam jej tego wyznawać. Zamiast tego fuknęłam:
- Nie dociera do ciebie, że nie spotykam ani nigdy się nie spotykałam z Arturem? Jestem smutna, ale to dlatego że właśnie rozstałam się z  chłopakiem. I powtarzam, że nie był nim Chojnacki.
- Przecież wszyscy to wiedzą. Nie wiem po co udajecie.
- Nie udajemy. Zaprzyjaźniłam się z nim, to wszystko. I to dlatego od czasu do czasu się spotykaliśmy.
- Dlatego nawet na niego nie patrzysz? A jeśli już to tylko ukradkiem a on robi to samo?
- Nie mogę wypowiadać się za niego, ale jeśli chodzi o mnie to kompletna bzdura. Wcale na nikogo nie zerkam. A jeśli już to nie bardziej niż na innych.
- Więc czemu dziś ze sobą nie rozmawiacie?
- Bo się pokłóciliśmy.
- Ewelinko…- Zaczęła niezwykle protekcjonalnym tonem co sprawiło, że straciłam resztki cierpliwości.
- Słowo daję, że teraz to ty mnie wkurzasz. Powtórzę więc po raz ostatni: nic mnie z Arturem nie łączyło i tylko się przyjaźniliśmy, to wszystko. Jeśli nie wierzysz to go spytaj.
- Skoro tak mówisz.- Odpowiedziała mi sceptycznie, ale ja nie miałam głowy kłócić się z nią dalej. Po prostu dałam sobie z tym spokój i machnęła na to ręką zajmując się swoją kanapką. Co mnie w końcu obchodziło co myślą sobie o mnie pozostali stażyści? I tak za cztery dni prawdopodobnie ich nigdy nie spotkam.
Kończąc pracę zatrzymał mnie Artur. Stało się tak z mojej winy, bo nie sądziłam że będzie miał ochotę na rozmowę, więc po prostu zwyczajnie wolnym krokiem wyszłam z szatni biura na zewnątrz by iść na autobus który miał mnie zawieść do ośrodka. Miałam nadzieję, że nie zastanę w nich matki Chojnackiego.
- Możemy porozmawiać?- Spytał tylko.
- Sądzę że chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy. A jeśli chodzi o to co powiem pani Grażynie to…
- …naprawdę myślisz, że chcę rozmawiać o mojej matce?- Przerwał mi. A ja popełniłam ten błąd, że spojrzałam mu prosto w oczy. Zmieszałam się. W końcu moje złudzenia zaczęły się rozwiewać, bo z oczu Artura mogłam doskonale wyczytać prawdę. Jemu naprawdę wydawało się, że jest we mnie zakochany. Dlatego nie mogłam z nim rozmawiać.
- Nie wiem i niewiele mnie to obchodzi. A teraz przepraszam, spieszę się.
- Do ośrodka? Podrzucę cię.
- Nie, dzisiaj nie jadę. Wracam do domu…to znaczy w kierunku domu. Muszę jeszcze coś załatwić.- Skłamałam.
- Ale Ewelina…
- Przykro mi, naprawdę przykro mi że to się tak skończyło. Do jutra.- Z ulgą pospiesznie oddaliłam się od Chojnackiego i wróciłam autobusem do własnego wynajmowanego pokoju. Zrezygnowałam z odwiedzin w domu starości, bo po pierwsze obawiałam się że Artur może mi nie uwierzyć i mnie tam szukać a po drugie teraz nie czułam się na siłach by to zrobić. Marzyłam tylko o tym by zasnąć na łóżku. Tyle, że zamiast tego męczyły mnie sny w których główną rolę wiódł Mariusz. W tym śnie śmiał mi się w twarz nazywając naiwną. Szydził z moich uczuć i kpił z prób tłumaczenia. Mówił, że byłam dla niego zabawką….Obudziłam się zlana potem i gorzej nieszczęśliwa niż przed snem. Przez moment miałam nawet zamiar wybrać telefon Mariusza i spytać czy to wszystko prawda. Czy rzeczywiście zrzucał winę na mnie w rzeczywistości mając ubaw po pachy choć oskarżał o to mnie. A może…a może jednak mnie kochał? Przecież nawet wytrawny uwodziciel nie marnowałby dwóch miesięcy na zwykłe spotkania podczas których co najwyżej wymieniliśmy kilka pocałunków. Nawet jeśli Artur miał rację i to była celowa strategia to Mariusz musiał działać bardzo powoli a w to raczej trudno mi było uwierzyć. Choć z drugiej strony co ja wiedziałam o uwodzicielach? W filmach wygląda to przecież zupełnie inaczej niż w rzeczywistości…Z tą myślą już chwytałam swoją komórkę, ale potem zdawałam sobie sprawę, że to bez sensu bo tylko samą siebie oszukuję. Przecież oprócz mnie Mariusz mógł mieć równolegle kilka takich naiwniaczek i z każdą być na innym etapie. Dlatego powinnam się pogodzić z faktem, że to był koniec i wycofać się z godnością. A nie dawać Mariuszowi pretekst do kolejnych szans na obrażanie mnie podczas gdy tak naprawdę winnym był tylko on.
We wtorek i środę podczas pracy w ramach stażu też usiłowałam udawać bardzo zajętą tak jak poprzedniego dnia zajmując się zadaniami przydzielonymi mi przez Rafała. Unikałam przy tym Artura jak tylko się dało. Sama myśl o tym, że dla niego to wszystko nie były żarty i traktował całe udawanie na poważnie sprawiało, że czułam się zakłopotana. W myślach zastanawiałam się od kiedy to się zaczęło. Od samego początku? A może tuż pod koniec naszej znajomości? Albo całe te rzekome zakochanie się we mnie było kłamstwem by przywrócić mi poczucie własnej wartości? Bo w końcu niczym nie ryzykował: jakie było prawdopodobieństwo, że swoje zranione serce zechcę leczyć przy nim? Gubiłam się w domysłach. I jeszcze ten telefon od pani Grażyny. Szczególnie wobec niej czułam się winna, bo ją okłamałam. A ona nie miała o niczym pojęcia. Artur powiadomił ją o naszym „rozstaniu” i była tym bardzo zmartwiona. Pytała więc o przyczyny mnie, prosiła bym dała szansę jej synowi jeśli to on zawinił. Jak miałam powiedzieć, że to nie było prawdziwe? Że tylko udawałam bo wydawało mi się to być śmieszne? I czemu w takim razie nie było zabawne teraz?
W końcu nadszedł czwartek. W swojej głowie byłam pochłonięta dniem jutrzejszym a mianowicie sprzątaniem gabinetu Mariusza. Co zrobię gdy go tam spotkam? Jak się zachować? A raczej należałoby spytać jak powinnam się zachować? A jak on się zachowa? Te pytania pozostawały wciąż bez odpowiedzi przynajmniej do jutra. Ale wtedy przyniosły tylko rozgoryczenie.
W sobotę nawet nie było go w biurze, choć wcześniej (tzn. gdy byliśmy razem) wiedziałam, że nadal pracuje nad jakimś ważnym projektem i gonią go terminy, więc cały dzień planował spędzić pracując w biurze gdzie miał do tego odpowiedni sprzęt i warunki; zresztą właśnie z tego też powodu zaplanowaliśmy następne spotkanie dopiero nazajutrz. Ale gdy nadeszła niedziela…w niedzielę udając się na sprzątanie biur z dziewiątego piętra byłam zaskoczona gdy te należące do Mariusza było otwarte. Zbierając się w sobie weszłam do środka zauważając iż właśnie on znajduje się w pokoju z jakimś mężczyzną. Sama nie rozumiałam dlaczego widok Mariusza zrobił na mnie aż takie wrażenie; przecież na pewno nie poprzez zaskoczenie; już kilka metrów przed drzwiami usłyszałam jakieś głosy. Przewidywałam więc, że on tam będzie. Tyle, że…no właśnie. Widok kogoś kogo się kocha a wyobrażenie na temat uczuć jakie cię wtedy ogarną to dwie różne rzeczy. Dlatego w pierwszej chwili miałam ochotę po prostu wyjść i z trudem powstrzymałam się by tego nie zrobić. Szczególnie gdy zaraz potem usłyszałam jego beznamiętny głos:
- Proszę, niech pani zacznie sprzątanie od czegoś mało hałaśliwego; na przykład ścierania kurzów. My z panek Radosławskim dokończymy tylko rozmowę odnośnie szczegółów zmian konstrukcyjnych.- Nie odpowiedziałam tylko delikatnie pokiwałam głową. Nie mogłam zrozumieć jak on może pozostawać taki zimny chociaż mnie z wielkim trudem przychodziło ukrywanie swoich uczuć. Nigdy jeszcze nie czułam się tak źle w jego towarzystwie. Nigdy jeszcze nie zaznałam obojętności i nie wierzyłam, że jest gorsza od nienawiści. Teraz przekonałam się, że tak jest . Niestety nie było to budujące uczucie i gdybym mogła z chęcią uniknęłabym tego doświadczenia.
Sprzątając, wiele razy próbowałam pogrążyć się w letargu i mechanicznie wykonywać swoje obowiązki, ale ani razu mi się to nie udawało. Słyszałam więc pewny, budzący zaufanie głos Mariusza wyjaśniającego coś nieznanemu mi mężczyźnie, jego próby interpretacji zawiłych kwestii w prosty sposób zrozumiały dla laika i profesjonalizm. Potem odruchowo na niego spojrzałam przestając na moment wycierać parapet. Wyglądał wprost jak wyjęty z jakiegoś filmu lub serialu. Jak mężczyzna nierealny, który nigdy się nie brudzi, nie musi zaspokajać apetytu czy potrzeby snu. W idealnie układającym się garniturze, o idealnej sylwetce, postawie, inteligencji, urodzie…Jak kiedykolwiek mogłam uwierzyć, że on traktuje mnie poważnie? Dokładnie w tej chwili gdy to pomyślałam, on na mnie spojrzał. I zanim odwróciłam wzrok nasze oczy na moment się spotkały. Chrząknęłam udając że po prostu się zamyśliłam a on jak gdyby nigdy nic kontynuował swój monolog wygłaszany Radosławskiemu:
-…tak więc sklepienie musi zostać zmniejszone, a dla równowagi trzeba dołożyć jeszcze parę kolumn.
- No tak, ale jak nie wiem czy to będzie estetycznie wyglądać.
- Proszę pana, w dzisiejszych czasach korporacje budowlane oferują naprawdę wspaniałe ornamenty z różnorodnymi zdobieniami dzięki którym niezbędny element konstrukcyjny wydaje się być tylko ozdobą. Nie wspominając już o tym, że sam może pan zaprojektować kolumnę.
- Nie jestem do tego przekonany. Miałem nadzieję, że uda się zorganizować wszystko tak by sala była jak największa.
- Rozumiem i byłoby to możliwe, gdyby nie fakt, że budowla jest stara i nie ukrywam wykonana w nie najbezpieczniejszy sposób. Oczywiście to są tylko moje sugestie; pan może wziąć na ryzyko zniszczenia budynku bądź też nie uzyskania pozwolenia od inspektora budowy.
- Ma pan rację. Tylko te koszty…
- jestem pewny, że inwestycja tak pięknej sali weselnej w tak dogodnej lokalizacji szybko się panu zwróci.- Tu Mariusz zrobił krótką pauzę.- A pieniądze czasami nie są najważniejsze: chce pan dla nich zaryzykować czyjeś życie?- Dodał zupełnie innym tonem, choć może sobie to tylko wyobraziłam? Może to wcale nie był przytyk do mnie? 
 pieniądze czasami nie są najważniejsze
Ale gdy powtórnie na niego spojrzałam wiedziałam, że się mylę. Hipokryta oskarżał mnie o bycie interesowną podczas gdy sam tylko się mną bawił! Poczułam taką wściekłość, że miałam ochotę głośno krzyczeć jakim jest skurczybykiem wykorzystując naiwne idiotki takie jak ja. Tyle, że w ten sposób pokazałabym mu, że jeszcze bardzo dużo dla mnie znaczy. A nawet jeśli tak było to on nie musiał o tym wiedzieć.
Kończąc pracę byłam tak zmęczona psychicznie, że musiałam się zmusić do wizyty w ośrodku. Ale recepcjonista Joanna dzwoniła do mnie wczoraj z pytaniem czy moje przeziębienie już przeszło (tak, by jakoś usprawiedliwić swoją nieobecność w tygodniu udałam chorobę), bo pani Barwicka wciąż o mnie pyta, więc uznałam że nie mogę dłużej być tchórzem. Trudno, jeśli spotkam panią Chojnacką i będzie chciała ze mną rozmawiać to zrobię to. Kłamstwo nigdy do niczego nie prowadzi. Doskonale się o tym przekonałam…chociaż być może gdyby nie ta cała maskarada z udawaniem dziewczyny nigdy nie dowiedziałabym się jaki naprawdę jest mój były chłopak?
Jadąc autobusem włożyłam do uszu słuchawki stając się zagłuszyć muzyką własne myśli. W niewielkim stopniu to poprawiło mi nastrój, ale przynajmniej pozwoliło na moment oderwać się od problemów. A gdy zauważyłam panią Barwicką leżącą w łóżku, której na mój widok twarz rozjaśnił szeroki uśmiech  zrozumiałam, że moje problemy są niczym w porównaniu do problemów tej biednej kobiety chorej na Alzheimera. Bo nie dość, że miała kłopoty z pamięcią, to oprócz mieszkańców domu starości nikogo oprócz mnie kto by się nią zainteresował.
- Beatko jak się masz?- Przywitała mnie imieniem swojej zmarłej córki tak jak nierzadko gdy traciła kontakt z rzeczywistością. Już dawno nauczyłam się, że nie warto wtedy niczego jej tłumaczyć.
- Bardzo dobrze proszę pani. Przyniosłam pani ulubiony sok pomarańczowy.
- Dziękuję kochanie. Jesteś taka dobra…- W pokoju staruszki spędziłam dobre pół godziny dzięki którym się odprężyłam aż do czasu gdy przyszła pielęgniarka podając pani Barwickiej leki, które spowodowały jej senność. Potem odwiedziłam jeszcze panią Katarzynę która wczoraj miała wykonany zabieg kolana, więc również spędzała czas w swoim pokoju. Dopiero później udałam się do ogólnej sali rozrywki gdzie wychowankowie domu starości mogli spędzać czas grając w szachy czy karty. Przewidywałam, że właśnie na tej drugiej czynności przyłapię tam pana Andrzeja.
I nie myliłam się: już od progu ujrzałam roześmianego staruszka przy jednym ze stolików. Nie rozpoznałam tylko jego partnera bo siedział do mnie tyłem. Ale gdy to zrobiłam miałam ochotę jak najszybciej wyjść. To był Artur. Cholera, jak nie Mariusz to on musi napsuć mi krwi, pomyślałam zmuszając się do zajęcia wolnego miejsca przy stoliku.
- Witam panie Andrzeju, jak dziś szczęście w kartach?
- Cudownie, ograłem już twojego faceta z siedmiu złotych. A gramy dopiero od kwadransa więc dopiero się rozkręcam; zwykle gdy mnie odwiedza w godzinę ogrywam go na ponad dziesięć złotych.- W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam. Jakoś nie byłam na siłach by ponownie prostować, iż Artur wcale nie jest moim chłopakiem.- Już się wykurowałaś? I w ogóle dlaczego nie przyjechaliście razem? Artur mówił, że w ogóle się nie zjawisz.
- Bo miałam tego nie robić z powodu choroby.- Wyjaśniłam obdarzając Chojnackiego nieprzychylnym spojrzeniem. Jakim prawem snów takie bzdury moim przyjaciołom?- Ale że od wczoraj czuję się lepiej to postanowiłam zmienić plany.
- I bardzo dobrze, chociaż jeśli mnie zarazisz to będziesz mnie miała na sumieniu. W moim wieku nawet katar bywa zabójczy.- Znając skłonność staruszka do hipochondrii i wyolbrzymiania ponownie obdarzyłam go uśmiechem. – A ty co chłopcze, nadal będziesz milczał?- Zwrócił się do oniemiałego  Artura.
- Słucham?
- No, jestem stary i może trochę przygłuchy, ale na pewno nie ślepy. Przecież widzę, że jesteście na siebie obrażeni.
- Panie Andrzeju to wcale nie jest tak jak na to wygląda.- Wtrąciłam.
- Kochaniutka, żyję na tym świecie pewnie ze trzy razy dłużej niż ty więc nie musisz mi niczego tłumaczyć. Z moją Lilką, świeć Panie nad jej duszą, kłóciliśmy się tak, że aż wióry leciały. Całymi dniami potrafiła się do mnie nie odzywać i komunikować tylko za pomocą spojrzenia. A jakie to było spojrzenie…jakby mnie chciała ugotować żywcem zamiast tego kurczaka którego piekła w piekarniku.
- Ale między mną i Eweliną naprawdę wszystko gra.- Potwierdził Artur.
- Skoro tak to mogę was bezpiecznie zostawić samym. Pójdę do łazienki. Dbajcie o swoje nerki za młodu, bo w moim wieku będziecie korzystać z toalety co kilka minut. – Wymruczał jeszcze zanim się oddalił. A ja zostałam z Chojnackim sama.
- Jak długo odwiedzasz dom starości?-  Spytałam po chwili milczenia patrząc na Artura.
- Co?
- No kiedy zacząłeś robić to sam waląc mi te kity o tym, że niby wstydzisz się przyjeżdżać beze mnie.
- A skąd ci przyszło do głowy, że…
-…słyszałam co powiedział pan Andrzej. Więc?
- Od ponad miesiąca.- Przyznał w końcu.
- Od ponad miesiąca?- Żachnęłam się. – Czyli prawie od samego początku gdy po raz pierwszy cię tu zabrałam. Dlaczego więc nie powiedziałeś mi, że to robisz?
- Nie wiem. Chyba obawiałem się, że wtedy przestaniesz to robić razem ze mną. A lubiłem gdy robiliśmy to razem.
- Nie zrobiłabym tego. Tak czy siak odwiedzałabym moich przyjaciół którzy tu mieszkają.
- Teraz to wiem, ale wtedy po prostu nie chciałem rezygnować z szansy spędzenia z tobą czasu.
- Rozumiem.- Chrząknęłam a potem szybko zmieniłam temat:- Jak czuje się twoja mama w tym całym ambarasie? Co jej wyjaśniłeś?
- Powiedziałem tylko, że zerwaliśmy i to raczej definitywna, wspólnie podjęta przez nas decyzja. Dodałem, że nie ponosisz za to żadnej winy.
- Dzwoniła do mnie dwa razy w poprzednim tygodniu.
- Odebrałaś?
- Nie. Bałam się rozmowy z nią. Na samą myśl czuję się bardzo niezręcznie i boję się spotkać ją w ośrodku.
- Jeśli chcesz mogę powiedzieć jej prawdę.
- Jaką? Że zachowując się jak para szczeniaków udawaliśmy parę? Że płaciłeś mi za to tygodniówkę? Chyba jednak wolę by twoja mama o niczym nie wiedziała. Znielubiłaby mnie albo nawet znienawidziła.
- Przecież ona cię uwielbia.
- Wcale nie aż tak bardzo. Poza tym to ty jesteś jej synem i to logiczne że wzięłaby twoją stronę. Nie wspominając nawet o tym, że w tej konkretnej sytuacji to byłaby prawda.
- Nie, w równej mierze odpowiadamy za to co się stało. A ja być może nawet bardziej, bo przecież to ja wyszedłem z inicjatywą tej całej maskarady. No i jeśli serio uważasz, że mama wzięłaby moją stronę to tak naprawdę wcale jej nie znasz. Ona jest bardzo uczciwa i kieruje się tym co słuszne przedkładając to nawet nad moralność, wiarę czy macierzyńskie uczucia. Jestem pewny, że gdybym kogoś okradł to ona pierwsza pokazałaby mi gdzie raki zimują.- Zażartował. To jednak wcale nie poprawiło mi nastroju. Przez kolejną minutę milczeliśmy.
- Możesz mi powiedzieć dlaczego ja? Czemu to mnie uznałeś za dziewczynę wartą by udawać twoją sympatię przed rodzicami? I dlaczego w ogóle musiałeś to robić?
- Naprawdę cię to ciekawi?
- Teraz nawet w połowie nie tak mocno jak na początku, ale mimo wszystko chciałabym poznać przyczynę.
- No cóż, właściwie to był impuls. Chciałem pokazać tacie i mamie, że też umiem być odpowiedzialny w kwestii uczuć, że nie jestem takim Tulipanem za jakiego mnie uważają. Często porównywali mnie właśnie do twojego Mariusza.
- To nie jest mój Mariusz.- Zaprotestowałam ostro.
- No tak, przepraszam. Chodziło mi tylko o to, by pokazać że potrafię dostrzec w dziewczynie coś więcej niż biust czy tyłek jak kiedyś sama się wyraziłaś. Chociaż z twoimi atrybutami też wszystko jest w porządku.
- Artur. –Zganiłam go.
- No co? To przecież prawda, chociaż masz rację: nie powinienem tego głośno mówić.  Mariusz by tego nie zrobił, prawda?
- Wiesz, zaczynam się przekonywać że wolę twoją bezczelność aniżeli jego kłamstwa. Tyle, że wolałabym już o nim nie mówić.
- Przepraszam, już nie będę.
- Tak będzie lepiej.- Powiedziałam zaczerpnąwszy tchu. Potem wbrew sobie dodałam: - Choć dziwi mnie że jak się wyraziłeś twoja rodzina uważa Mariusza za świętego. Chociaż jeśli kryje się ze swoją prawdziwą naturą tak dobrze jak robił to przy mnie to wcale się im nie dziwię.
- Tak.- Mrugnął Artur spuszczając wzrok na swoje ręce. Dopiero nieco później na nowo podjął wątek:- Poza tym wracając do tematu to…to może to trochę głupie, ale gdy zauważyłem radość w oczach mamy gdy spotkała nas razem na parkingu to od razu w mojej głowie powstał ten niedorzeczny pomysł z maskaradą. Ona zawsze wiedziała co dla mnie dobre i chyba nieświadomie gdzieś tam w swojej podświadomości wiedziałem, że skoro ona uważała cię za odpowiednią kobietę w której mógłbym się zakochać to taka też jesteś. I okazało się to być prawdą.
- Artur, posłuchaj: nie wiem czy starasz się zrobić  mi przyjemność, tak ci się tylko wydaje lub naprawdę coś do mnie czujesz…mimo wszystko ja nie chcę o tym rozmawiać, rozumiesz? W ogóle nie powinnam z tobą rozmawiać i pewnie bym tego nie zrobiła gdyby nie pan Andrzej. A tak w ogóle to długo nie wraca nie sądzisz?
- Wiem. Pewnie chce nam dać trochę czasu na „pogodzenie się”. A propos tego co powiedziałaś wcześniej to nawet cię rozumiem. Sam od pewnego momentu zacząłem dostrzegać jakim naprawdę jestem dupkiem.
- To nie tak. Nie mówię, że nie jesteś warty uczuć moich czy jakichkolwiek innych.
- Nie?
- Wcale nie tylko…tylko zrozum: to nie jest odpowiedni moment.
- Wciąż go kochasz?
- Na ten temat też nie chcę rozmawiać.
- Ewela…
- Tak, wciąż: zadowolony? Sądzisz, że tak po prostu można z dnia na dzień przestać?
- Chyba nie.- Przyznał cicho.- Wciąż pracujesz sprzątając w jego biurowcu?
- Tak, ale teraz gdy skończyłam staż myślę, że już niedługo nie będę musiała tego robić. Praca w firmie twoich rodziców jest dla mnie niezłą rekomendacją.
- Więc już nie myślisz o karierze i pracy tam po stażu?
- Oboje dobrze wiemy, że teraz wszystko się zmieniło, Artur.
- Jeśli to tylko przeze mnie nie musisz na to zważać. Ja…
- Nie, to nie tylko przez ciebie. Ale spróbuj to sobie wyobrazić. Twoi rodzice mają mnie za twoją byłą dziewczynę, twój kuzyn za oszustkę, pozostali stażyście z pewnością będą sądzić że dostałam tę pracę tylko dzięki spotykaniu się z synem szefa. O ile tak rzeczywiście nie było.
- Jasne, że nie. Rafał bardzo cię chwalił, a ojciec chciał zatrudnić najlepszą osobę na stażu. Trochę się zdefił gdy okazało się, że to ty.
- Ma do mnie żal o to że my…to znaczy że niby z tobą zerwałam?
- Skąd, jak go znam to pewnie uważa że to ja coś schrzaniłem. Bardzo cię polubił, wiesz? Zresztą bardzo łatwo to zrobić: zawojowałaś całą moją rodzinę: łącznie ze mną.
- Artur…
- Przepraszam, tak mi się powiedziało.- Powiedział.- Chociaż chcę byś wiedziała, że moje uczucia względem ciebie są szczere i…
- …wcale nie chcę tego wiedzieć.
-…i jeśli dojdziesz do ładu ze swoimi uczuciami po Mariuszu to ja będę na ciebie czekał.
- Artur, na Boga, przestań. To tylko głupie zauroczenie które ci przejdzie, bo pomyliłeś je z przyjaźnią.
- Naprawdę masz mnie za tak płytkiego faceta?
- Tak. Nie. To znaczy: zrozum: serio zakochałam się w twoim kuzynie i to co mi o nim powiedziałeś wciąż bardzo mnie boli. Dlatego jeszcze bardziej wkurza mnie ciągłe przypominanie o tym i trywializowanie tego co czułam sugerując, że jednego faceta mogę po prostu zamienić na innego i być szczęśliwa. A to tak niestety nie działa.
- Nie to było moim celem.
- Wiem,  ale ja nadal…- Urwałam, bo poczułam jak z nadmiaru emocji drży mi głos.- Powiedz mi: dlaczego? Dlatego facet który jest bogaty, ma dobrą pracę i aparycję poniża kobiety do tego stopnia by wykorzystywać je do własnych celów? Przecież z pewnością nie musi tego robić: jestem pewna że Mariusz znalazłby tuzin chętnych kandydatek które z przyjemnością wpakowałyby mu się do łóżka. Czemu więc woli oszukiwać i grać na ich uczuciach?
- Nie mam pojęcia.- Mrugnął cicho Artur.
- Ale jesteś facetem, więc chyba myślisz jak oni i jesteś w stanie trochę zrozumieć co nim powodowało gdy mnie zwodził. Co on sobie myślał? Sprawia mu radość taka zabawa? Tak jak wszystkim facetom którzy zmieniają kobiety jak rękawiczki? A może po prostu te pewne siebie chętne laski wydają mu się być zbyt łatwe a on lubi polowanie? Powiedz mi.- Poprosiłam na koniec, ale nie doczekałam się odpowiedzi. Artur milczał, a gdy się odezwał nie powiedział tego czego bym chciała:
- Ty go naprawdę kochasz.- Oznajmił cicho z dziwną miną. Zupełnie jakby byl bardzo smutny. Zamierzałam odezwać się mówiąc, ze bardzo mi przykro z powodu tego co sie stało i co do mnie poczuł, ale właśnie do naszego stolika wrócił pan Andrzej z szeroko uśmiechniętą miną.
- O, widzę że młoda para doszła już do porozumienia. To co Arturek, kolejna partyjka?

***
Kolejny tydzień był dla mnie dość pracowity i ciężki. Wciąż nie mogłam zdobyć się na rzucenie pracy w biurowcu (choć chciałam zaproponować zmianę piętra; po namyśle jednak uznałam że Mariusz uznałby że go unikam więc tego zaniechałam), bo nie byłam pewna czy powinnam przyjąć stanowisko proponowane mi przez ojca Artura. Mijał kolejny tydzień od czasu feralnych urodzin pani Chojnackiej, a ja wciąż nie wiedziałam na czym stoję. Rozsądek podpowiadał mi, że powinnam jak najszybciej zakończyć wszelkie związki z rodziną Chojnackich w końcu nic dobrego mi z tego nie przyszło. Z drugiej jednak strony praca w ich firmie była dla mnie szansą- szukając czegoś zupełnie innego znów podejmowałabym ryzyko. Dlatego nieustannie się miotałam by w końcu podjąć ostateczną decyzję.
Podjęłam pracę u Chojnackich.
Stało się tak trochę dzięki matce Artura, która odbyła ze mną szczerą rozmowę. Syn wyznał jej, iż nasz związek był tylko fikcją i że tak naprawdę poznaliśmy się dopiero na stażu. Nie zrobił na mnie dobrego wrażenia a nawet wręcz przeciwnie, więc postanowił spróbować sprawić bym poznała go w inny sposób dlatego zaoferował mi ten układ (trochę nagiął prawdę, bo byłam w 100% pewna, że na początku wcale mnie nie lubił; tak samo zresztą jak ja jego). Ta wersja nie była do końca kłamstwem, ale i też nie prawdą. Poza tym mimo swojej „cenzury” i tak stawiała mnie w nieprzyjemnej sytuacji: brałam od Artura pieniądze. Tego faktu nie można było tak po prostu zbagatelizować.  Najgorsze było to, że spojrzenie jakim obrzuciła mnie po wszystkim pani Chojnacka sprawiło mi autentyczny ból i wstyd. Dlatego spytałam jej:
- Jest pani mną mocno rozczarowana?
- Ależ skąd, dziecko. Wiem jak musi ci być ciężko w twojej sytuacji; dlatego wręcz przeciwnie: bardzo cię podziwiam. Większość młodych ludzi w twojej sytuacji gdyby straciło rodziców tuż przed maturą załamałoby się a ty nie tylko wyśmienicie ją napisałaś dostając się na dobre studia, ale i podjęłaś pracę odmawiając jałmużny od dalszych krewnych.
- Ale to co zrobiliśmy z Arturem…to co ja zrobiłam…
- Nie przeczę, że całe to udawanie było bardzo infantylne, ale rozumiem zarówno ciebie jak i mojego syna. Czasami zachowuje się tak jakby musiał zasłużyć sobie na moją miłość a przecież wcale tak nie jest. Ale to dobry chłopak. Wiem, że zbytnio popuściliśmy mu cugli z Franciszkiem, ale jako jedynak był moim oczkiem w głowie. Mówiłam ci, że zanim się urodził trzykrotnie poroniłam?- Zaprzeczyłam ruchem głowy.- No cóż, tak było. Dlatego gdy Artur się urodził byłam wniebowzięta. Dawałam mu wszystko czego chciał, nigdy nie skąpiłam pieniędzy na zabawki, drogie ubrania a potem samochody. Ale mimo wszystko nie jest zły. Przy tobie wydawał mi się być nawet odpowiedzialny i troskliwy. Naprawdę cię pokochał, wiesz?
- Być może tak jest, ale ja…
-…rozumiem, twoje przerażenie w oczach mówi samo za siebie, nie musisz nic mówić. Cieszę się, że ma chociaż twoją przyjaźń. Ale kiedyś…w przyszłości: może niedalekiej…mogłabyś to rozważyć?
- Nie sądzę. Przykro mi. Dlatego jeśli uważa pani że powinnam nie przyjmować stanowiska jakie oferuje mi pani mąż to…
-…wcale nie: moją naczelną zasadą jest nie łączenie spraw prywatnych z zawodowymi. Dlatego jeśli chcesz przyjąć tę posadę to nie wahaj się tego zrobić. Pamiętaj jednak, że nikt ci nie będzie pobłażał.
- Mam taką nadzieję..
 I tak, już następnego dnia rozpoczęłam nie staż a pracę u Chojnackich. Pierwsza poważna praca pozwoliła oderwać mi się od niechcianych myśli o Mariuszu, bo musiałam wykazać się wiedzą i umiejętnościami. Byłam z siebie bardzo zadowolona. Podczas lunchu spotkałam nawet Artura. Nadal nie wiedziałam jak powinnam go traktować, ale mimo wszystko jego wsparcie było mi całkiem pomocne. Uzgodniliśmy tylko podczas ostatniego spotkania, że nie będziemy poruszać spraw uczuć żadnego z nas.
Artur wiedział czego mi potrzeba, bo zjawił się z gorącą czekoladą wymieszaną z bitą śmietaną. Zajadając ją opowiedziałam mu o tym, że po śmierci swoich rodziców często wcinałam lody i inne słodycze próbując zajadać swoje smutki. I że zwykle gorąca czekolada bardzo mi pomagała. Teraz jednak dziecinny sposób zupełnie nie działał na prawie 25 letnią kobietę.
- Wiesz, dużo ostatnio myślałem.- Zagaił w pewnym momencie Chojnacki nieco filozoficznym tonem.- O tym kim jestem, o tobie, o Mariuszu…
- Artur, pamiętasz swoją obietnicę? Uzgodniliśmy że nie będziemy o tym rozmawiać.
- Ewelina, to ważne. Chciałem wyznać ci coś o moim kuzynie.
- Nie chcę słuchać niczego więcej. Już dość mi o nim powiedziałeś.
- Właśnie o tym mówię.
- Artur, w niedzielę mówiłam poważnie. Chcę zostawić to za sobą. Sparzyłam się, a ty tylko przez swoje zachowanie przypominasz mi o tym. Proszę, daj mi już spokój.- Dodałam zgnębionym głosem gdy tylko się we mnie wpatrywał.
- Kochasz go, prawda? I to nie jest żadne zauroczenie.
- Tak, ale powoli wybijam go sobie z głowy. Chyba powinnam ci podziękować za otworzenie mi oczu. Na razie.- Próbowałam wstać i odejść od stolika, ale nie było to takie łatwe, bo on natychmiast chwycił moją rękę w nadgarstku. Dlatego zadowoliłam się spiorunowaniem go wzrokiem. Co on sobie niby myślał?
- Skłamałem.- Usłyszałam gdy odwróciłam się od niego z zamiarem przeczekania. Widząc moje zaciekawienie kontynuował:- Powiedziałem ci, że Mariusz to lowelas i pies na baby ale to nieprawda. On zawsze podchodził do spraw damsko- męskich bardzo poważnie. Może nawet zbyt poważnie. I to był jego błąd, bo one pewne jego galanterii i opiekuńczości jawnie go wykorzystywały. Maniek zawsze był naiwny. Zwłaszcza wobec Dominiki. Że to prawdziwa suka można było wyczuć na kilometr i chyba wszyscy znali jej naturę oprócz mojego nieszczęsnego kuzyna.
- Co ty mówisz? Czemu kłamiesz?- Spytałam go.
- Tym razem mówię prawdę. To wtedy skłamałem. Chciałem mieć cię dla siebie i chciałem cię do niego zniechęcić. Wiedziałem, że się z kimś spotykasz ale w swojej arogancki wierzyłem w to, że gdy tylko wyznam ci co czuję ty uświadomisz sobie, że czujesz do mnie to samo. Sądziłem, że rywalizuje z podrzędnym parkingowym a nie z odpowiedzialnym, ułożonym facetem jaki jest mój kuzyn. To dlatego zareagowałem wściekłością. Nie chciałem byś porzuciła mnie dla niego: łudziłem się że dzięki moim kłamstwom znienawidzisz go i szybko o nim zapomnisz a w moich ramionach znajdziesz pocieszenie. Ale zapomniałem też, że miłość a przynajmniej ta prawdziwa nie kończy się tak łatwo. Ja…ja nie mogę tak po prostu wybić sobie ciebie z głowy, więc wiem co czujesz. Poza tym on też cię kocha.
- Mariusz? Raczej wręcz przeciwnie: nienawidzi mnie.- Powiedziałam odruchowo zupełnie beznamiętnym tonem, bo wciąż nie mogłam przyjąć do wiadomości tego co wyznał mi Artur. Gdyby tak nie było to pewnie rzuciłabym się na niego z pięściami, bo instynktownie czułam że mówi prawdę.
- Obawiam się, że to też moja zasługa.
- Słucham?
- Po urodzinach mamy zadzwoniłem do niego. Powiedziałem, że chodziliśmy że sobą i nie miałem pojęcia o twojej znajomości z nim.
- Co?
- Tak. I dodałem, że…że brałaś za to ode mnie pieniądze. Nie wyjaśniłem tylko za co dokładnie, a nawet wręcz przeciwnie. Sugerowałem, że jesteś typem materialistki i zależy ci tylko na kasie.
- Ty sukinsynu!-Zaatakowałam go wściekle nie zważając na to, że znajdujemy się w stołówce pełnej ludzi i ktoś może to usłyszeć.- Jak śmiałeś mi to zrobić? Jak śmiałeś zrobić ze mnie dziwkę?!
- Przepraszam, naprawdę mi przykro. Imałem się wszelkich sposobów by was zniechęcić. Ale zrozumiałem, że wyrządzam przy tym więcej szkody niż pożytku jeszcze tego samego wieczoru. Masz prawo nazwać mnie dupkiem.
- A żebyś wiedział. Jesteś dupkiem Artur, prawdziwym dupkiem.
 - Wiem.- Uśmiechnął się do mnie smutno.- Wszystko spieprzyłem i dlatego staram się to teraz naprawić. Rozmawiałem wczoraj z kuzynem: tym razem wyznałem mu prawdę. Powiedziałem mu tez, że ty z kolei jesteś na niego wściekł, bo uważasz że stanowiłaś dla niego chwilową rozrywkę co również ja ci zasugerowałem. On wysłuchał tego do końca.- Rozżalenie walczyło ze mną z chęcią informacji. Po chwili przegrało więc spytałam Artura:
- Co powiedział? Jak zareagował?
- Na początku dość sceptycznie; potem w miarę rozwijania się przeze mnie szczegółów słuchał coraz uważniej. Na koniec potwierdziłem, że nigdy nie łączyły nas bliskie relacje i że nigdy nawet cię nie pocałowałem.
- I co dalej? Jak zareagował na to?
- W zasadzie to nijak. Nic nie powiedział, choć na jego twarzy widać było targające nim emocję począwszy od niedowierzania a skończywszy na nieśmiałej nadziei. On też cię kocha Ewela. I dlatego sądzę, że jest dla was szansa.
- Nie wiem. A jeśli to twoje kolejne kłamstwo? Jeśli znów masz zamiar coś osiągnąć? Jesteś świetnym manipulatorem.
-Już nie. Odkąd cię poznałem zmieniłem się i zrozumiałem co jest w życiu ważne. I nawet jeśli po tym co zrobiłem już nigdy nie będziesz chciała mnie znać to i tak będę ci wdzięczny.- Po tych słowach w końcu odszedł. A ja jeszcze przez jakiś czas zastanawiałam się co mam zrobić. Jak zwykle nadzieja kazała mi wierzyć Arturowi; rozum jednak podpowiadał że skoro tak to Mariusz powinien się ze mną skontaktować. W końcu od wczoraj miał na to masę czasu. Mimo wszystko jednak zaryzykowałam: wykręciłam jego numer choć nie wierzyłam to że może odebrać. Ale zrobił to. Już po trzecim sygnale.
- Tak?
- Tu Ewelina.- Odezwałam się głupio, bo przecież na wyświetlaczu komórki musiał wyświetlić mu się mój numer.- Dzwonię, bo rozmawiałam przed chwilą z Arturem. Powiedział, że wyznał ci prawdę.- Milczenie między nami mogło trwać co najwyżej kilka sekund, ale mnie zdawało się wiecznością. Nie miałam pojęcia co mógł sobie myśleć, czy mi wybaczył czy wierzył w to co powiedział mu kuzyn. Kolejny raz być może narażałam się na cios, ale dla niego było warto.
- Tak, był u mnie wczoraj.
- I?- Drążyłam bo nadal nie mogłam nic wyczytać z jego głosu.- Uwierzyłeś mu?
- Nie mam teraz czasu, jestem w pracy. Spotkajmy się o osiemnastej pod biurem Chojnackich. Przyjadę po ciebie.
- Dobrze.- Odpowiedziałam zadowolona, bo choć nie odpowiedział na moje pytanie to jednak chciał się spotkać. To był znaczny progres.
Ostatnie dwie godziny pracy dłużyły mi się niemiłosiernie. Nie chcąc być wredną powiadomiłam Artura o swojej rozmowie z Mariuszem. Nie wyglądał na zadowolonego, ale powiedział że się cieszy. A ja zaczęłam myśleć, że naprawdę musi coś do mnie czuć.
W końcu, wybiła godzina szósta: niemal biegiem rzuciłam się do wyjścia a potem na parking ale nie zauważyłam samochodu Mariusza. Czyżby mnie wystawił?
- Czekasz na mnie?- A więc jednak przyszedł, uspokoiłam się. Z lekkim uśmiechem, niepewnie zrobiłam w jego stronę parę kroków. Potem stanęłam naprzeciw niego.
- Tak, bałam się że nie przyjdziesz.
- Gdybym chciał tak zrobić nie kazałbym ci tu przyjść. Dlaczego to zrobiłaś?
- Naprawdę musisz o to pytać?- Spojrzał na mnie bacznie. Czy szukał fałszu w wyrazie mojej twarzy? Czy nadal nie wierzył w szczerość uczuć? Chciałam by odpowiedział mi na te pytania, ale on odezwał się mówiąc bym poszła za nim. Okazało się, że swój samochód zaparkował trochę dalej niż sądziłam, więc dlatego nie zauważyłam go wcześniej. Potem zapytał gdzie możemy spokojnie porozmawiać. Odparłam, że zwykła kawiarenka byłaby dobrym miejscem, ale on odpowiedział że potrzeba nam czegoś bardziej kameralnego. I tym sposobem zdecydowaliśmy się na rozmowę w jego mieszkaniu.
Przez całą drogę praktycznie milczeliśmy. Początkowo zaczęłam coś nieśmiało wyjaśniać, ale kazał mi poczekać aż dojedziemy na miejsce. Tak więc dostosowałam się do jego życzenia, choć było to nieco dziwne.
Jakiś czas później siedziałam w jego salonie, a on obok mnie nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Artur ze mną rozmawiał, ale nie wiem czy mu wierzyć. Nie mogę zrozumieć jak mogłaś się w to wplątać. Udawany związek? To dobre w serialu komediowym dla nastolatek.
- Wiem i ja też zdaję sobie sprawę jakie to było z mojej strony infantylne. Żałuję tego wszystkiego. To było bardzo dziecinne, choć początkowo wydawało mi się zabawne.
- Zabawne? Co niby było zabawne w udawaniu dziewczyny Artura?
- To, że mogłam odpłacić mu się za to jak mnie traktował na stażu, jak się mną wyręczał. Jak kpił nazywając sweterkiem. Mówiłam ci o pewnym stażyście, którego nie znosiłam.
- A więc to był mój kuzyn.
- Tak.
- I tak po prostu zaproponował ci ten układ?- Przytaknęłam.
- Sama tego tak do końca nie rozumiałam. Któregoś dnia zobaczyła nas pani Grażyna i błędnie wyciągnęła wniosek że to ja jestem dziewczyną którą miał przyprowadzić na kolację do domu. On tego nie sprostował i zaproponował układ.
- Za pieniądze.- Dodał Mariusz. Zakłopotałam się. To było coś czego wstydziłam się najbardziej.
- Tak. Ale nie za to o czym myślisz.
- Skąd wiesz o czym myślę?
- Bo znam ten ton. Ale mnie z Arturem nic nie łączyło, tylko platoniczne relacje. On mnie nie znosi.
- Nie powiedziałbym tego.- Czyżby Chojnacki wyznał mu uczucia do mnie?- Kocha cię.- O Boże, a jednak…
- Tak mu się tylko wydaje. Może pomylił litość i współczucie z czymś więcej.
- Nie sądzę, powiedział mi że darzy cie miłością i zamierza o ciebie walczyć- Oznajmił Mariusz, a ja poczułam przerażenie. Jak Artur mógł mu coś takiego powiedzieć?.- A więc masz teraz wybór. Dwóch zakochanych w tobie mężczyzn. Kogo wybierzesz?

8 komentarzy:

  1. Ejno... Ona musi być z Arturem !! A ten Mariusz niech spada ! Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania i jeszcze nigdy żadnego nie skomentowałam, ale te wytwarza we mnie tyle emocji, że nie jestem w stanie się powstrzymać. Do cholery, jestem za Arturem. Okazał się gnojkiem, ale czy nudny ideał jest od niego lepszy? Ewelina jest ślepa. Błagam Cię na wszystkie świętości, niech wybierze Artura. A tak po za tym, to chcialam napisać, że jesteś cholernie genialna w tym, co robisz. Uwierz, czytam wiele książek, które są również świetne, ale kiedy czytając je zobaczę nowy rozdział, to rzucam je w kąt, bo jeden rozdział jest dla mnie lepszy, od całej książki. Mam nadzieję, że nigdy nie porzucisz swojej pasji i Twój talent zostanie kiedyś doceniony na skalę światową i każda będzie pod wielkim zachwytem i będzie chciała więcej i więcej. To jest jak narkotyk, który wciąga i nie możesz się od niego uwolnić. Jak widzę każdy koniec jakiegoś opowiadania, to wpadam w panikę sądząc, że zakończysz swojego bloga, dziewczyno! Nie zmarnuj swojego talentu i uwierz, że jesteś nieziemska. Gorąco Cię pozdrawiam i życzę masę weny do tworzenia następnych małych arcydzieł. Buziaki :) Kasia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ale to bardzo ci dziękuję. Nawet nie wiesz z jakim uśmiechem na twarzy czytałam twój komentarz. I przeogromnie sie cieszę że moje opowiadanie przypadło ci do gustu bo początkowo miało być tylko krótką historyjką, ale myślę że przerodzi się w cos większego. Ci do życia uczuciowego głównej bohaterki to postaram się cię nie rozczarować. Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję że zdecydowałaś się na komentarz. Dzieki temu od razu nabrałam chęci na pisanie :-)

      Usuń
  3. Nie może wybrać Artura tak poprostu , przecież jest zakochana w Mariuszu a to nie mija tak po prostu ..

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wierzę w intencje Mariusza!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm, i o to jest dylemat, którego wybrać i który z nich ma uczciwe zamiary i jest szczery? Dwa przeciwstawne charaktery, ale tak samo intrygujące. Czekam na rozwinięcie całęj tej sytuacji.
    Pozdrawiam i zyczę weny :)
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  6. Dodasz coś dzisiaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, dziś już na pewno nie dam rady. Właśnie przed kwadransem wróciłam dopiero do domu. Ale na pocieszenie napiszę że jutro wieczorem na pewno wstawię kolejną

      Usuń