Łączna liczba wyświetleń

piątek, 25 grudnia 2015

Zwariowani lokatorzy: Rozdział XI



W następnych dniach, Paweł nie wracał do swojego głupiego pomysłu (dotyczącym rezygnacji z prezerwatyw) co bardzo mnie ucieszyło. Sama nie wiedziałam właściwie dlatego, ale seks bez gumki wydawał mi się bardziej… intymny. Już tylko świadomość istnienia tego faktu sprawiała, że moje podniecenie rosło. Wcześniej kochałam się tak tylko z Bartoszem, ale z nim chciałam budować przyszłość. Na dodatek  fakt, że Paweł o tym wspomniał a ja powiedziałam o możliwości zajścia w ciążę uzmysłowił mi, że niedługo skończę dwadzieścia dziewięć lat.
Do tej pory byłam całkowicie skupiona na swojej karierze: nie myślałam o macierzyństwie odkładając to na później. Zawsze sądziłam, że mam jeszcze dużo czasu, że jestem jeszcze młoda. Ale teraz zaczęło do mnie docierać, że wcale tak nie jest. Że niedługo stuknie i trzydziesta, a ja nawet nie mam stałego partnera czyli kogoś z kim mogłabym mieć dziecko. Musi więc minąć co najmniej kilka lat aż to się stanie. Trochę mnie to zasmuciło, ale zaczęłam się pocieszać. W końcu trzydziestka to jeszcze nie starość. Wiele kobiet rodziło znacznie później. Choćby ta cała Penelope Cruz o której wspomniał kiedyś Paweł: miałam więc jeszcze co najmniej dziesięć lat. W ciągu dekady spotkam kogoś kogo pokocham, prawda? A teraz miałam swoją prywatną seksualną zabawkę w postaci Fabisiaka.  I powinnam cieszyć się z tego jak długo się da, a nie zastanawiać nad swoją przyszłością. Chociaż czasami Paweł irytował mnie gasząc mój cały zapał. (Może to i dobrze bo inaczej chciałabym z nim spać non stop.)
Na przykład przedwczoraj powiedział, że powinnam rzucić palenie bo czasami jedzie ode mnie jak od popielniczki. Wkurzył mnie tym przeogromnie, ponieważ od dawna używałam odświeżacza do ust który maskował zapach fajek. Na dodatek zwykle miałam pod ręką tonę miętusów czy gumy. A poza tym to nikt nie kazał mu wpychać swojego jęzora do mojej buzi. I nie omieszkałam mu tego powiedzieć.
Naturalnie mnie wyśmiał delektując się moją złością.
Wczoraj z kolei okazało się, że muszę iść na kolejną przymiarkę ciuchów bo choć zrzuciłam już połowę zbędnych kilogramów o które stałam się cięższa przez rozstanie z Bartoszem, to obcisły lateksowy top nie był czymś w czym mogłam się teraz pokazać. A Paweł miał czelność śmiać się z mojej złości sprawiając, że miałam ochotę rzucić w niego czekoladkami z miętą które próbował we mnie wmusić.
Dziś natomiast widząc Dagmarę na planie zasugerował bym się z nią chociaż przywitała. Byłam zirytowana na maksa. Czego chciała tu moja siostrzyczka? I co Fabisiaka obchodziło to, że ze sobą nie rozmawiamy?
Znalazłszy się w swojej garderobie nie za bardzo wiedziałam co mam począć. Miałam zamiar zająć się czytaniem jakieś leżącej na półce książki gdy zauważyłam paczkę ciastek (nie były moje, wiec pewnie zostawiła je Monika). Czyniąc szybki rachunek sumienia zdecydowałam się na zjedzenie dwóch. No dobra trzech lub czerech. Albo i kilku słodkości. W końcu to mi się należało, prawda?  Musiałam mieć jakieś pocieszenie w całej tej sytuacji.
Wzięłam do ust pierwszy kęs delektując się jego błogością. Gdy przymknęłam oczy ujrzałam twarz Dagi, którą widziałam jeszcze chwilę temu. I moja złość wróciła.
Wyglądała dobrze, a nawet bardzo dobrze. W swojej bawełnianej kiecce zapewne jakiegoś znanego projektanta wyglądała kwitnąco. Jakoś nie widziałam u niej oznak żadnego załamania co prawie tydzień temu sugerował Bartosz. Wręcz przeciwnie, wyglądała na szczęśliwą wymachując rękoma by wszyscy ujrzeli piękny duży pierścionek z brylantem jaki zafundował jej chłopak.
- Kolejne ciasteczko?- Znienacka, bez pukania (jak zwykle) do mojej garderoby wparował Paweł wyrywając mi wafelka z ręki.
- Hej…oddawaj.
- O ile pamiętam miałaś schudnąć a nie opychać się byle żarciem. Wczoraj musieli poszerzać ci strój, pamiętasz?
- Gówno ci do mojej wagi.
- Hm, znów ten nastrój: „ach jaka jestem nieszczęśliwa widząc naocznie szczęście mojego byłego i siostry”. Trafiłem?
- Spieprzaj.
- Boże, Liszka naprawdę nie możesz sobie dać spokój z tym sztywniakiem? Nie pasował do ciebie, nie kochał cię. Prawdę mówiąc nieoczekiwanie wykonał ci wielką przysługę, nie uważasz?
- Raczej niedźwiedzią.- Odparłam odbierając mu ciasto siłą. Z jeszcze większą determinacją wzięłam do ust następny kęs choć prawdę mówiąc nie miałam na niego ochoty. Ale czego się w końcu nie robi by wkurzyć Fabisiaka?
- Jak chcesz. Ale wiesz ile to ma kalorii?
- Co, boisz się, że urośnie mi tyłek i brzuch a ty nie będziesz mógł znieść w łóżku mojego widoku? Bardzo mi przykro.
- Ach, te kompleksy.- Westchnął.- Przecież wiesz, że dla mnie wyglądasz świetnie, nie musisz się o to martwić. Możesz przytyć jeszcze jakieś dziesięć kilo, spokojnie i tak będziesz mnie kręcić.
- Dupek.
- Ale…- Kontynuował nie zwracają uwagi na moje wyzwisko.-… charakteryzatorki i modystki nie będą zadowolone gdy na szybko będą musiały dokonać poprawek. Zwłaszcza po raz kolejny.
- Więc będę je musiała spalić.- Wzruszyłam ramionami oblizując swój palec gdy wzięłam do ust ostatni kęs ciastka.
- A ja jako dobry samarytanin ci w tym pomogę.- Gdy znienacka przyciągnął mnie do siebie aż pisnęłam. Zaczęłam się wyrywać starając się go ubrudzić klejącą masą, ale w końcu zrozumiałam że nie muszę tego robić. Burak zasłużył sobie na to by chodzić brudny.
- Jakiś ty szlachetny.- Zakpiłam nadal w jego ramionach.- Szkoda tylko, że ja nie mam ochoty.
- Kłamczuszka.- Wpił się w moje usta z szybkością błyskawicy. Walnęłam go dłonią w klatkę piersiową- głównie z czystej przekory-, ale szybko mnie do siebie przyciągnął blokując obie ręce i ramiona. Jego język wtargnął do środka moich ust nie czekając na zaproszenie.- Hm…teraz to naprawdę jesteś słodka. Nie taka kwaśna i ciężka do zgryzienia jak zwykle.
- Masz szczęście, że się ode mnie odsunąłeś. Już miałam cię ugryźć.
- Jesteś aż tak perwersyjna?
- Przestań. Nie cierpię gdy pokazujesz jaki to jesteś dominujący. W rzeczywistości wychodzisz na zwykłego brutala wymuszającego pocałunek.
- Akurat. Wiem jak to na ciebie działa. Lubisz stanowczych facetów. I wiesz co? Sądzę, że to następna przyczyna dla której Bartuś do ciebie nie pasował. W waszym związku to ty byłaś stroną czynną a on bierną.
- Nie wiedziałam, że na wydziale aktorstwa studiowałeś też pedagogikę.
- Nie marszcz się tak. Złość piękności szkodzi, nie wiesz o tym?
- Tak? Takie gadanie też. Bo zaraz mogę ci przyłożyć.
- Powinnaś zapisać się na kurs panowania nad emocjami.
- A ty niewkurzania ludzi. Aż dziwię się, że do tej pory nikt nie obił ci tej ślicznej buźki.
- Widzisz? A ty chciałaś zniszczyć to piękno.- Nie wytrzymałam i się uśmiechnęłam.
- Jej, Fabisiak, po prostu mi ręce opadają gdy cię słucham. Czuję się jakbym cofała się w rozwoju.
- Tylko nie przesadź, bo nie chce następnym razem kochać się z dziesięciolatką.- Posłał mi olśniewający uśmiech.- A więc możemy iść?
- Gdzie?
- Przywitać się z twoją siostrą. Wiem, że tego chcesz.
- Guzik wiesz. Tylko ci się tak wydaje.
- Nie sądzę. Wiem na tyle by uważać, że jesteś wobec Dagmary niesprawiedliwa. I na dodatek sama skazujesz się na ból.
- Za kogo ty się masz?- Żachnęłam się nagle tracąc swój cały dobry humor.- Sądzisz, że jak wlazłeś mi do łóżka to możesz włazić i do mojego życia?
- Chcę ci pomóc.
- A więc sobie daruj. Bo nie masz o niczym pojęcia. Nie wiesz o tym, że oprócz Bartka Dagmara zabrała mi również Grześka, Roberta, Michała i innych facetów których imion już nawet nie pamiętam. Nie wiesz jak to było słuchać pochwał na jej temat i uczestniczyć w randkach które okazywały się być tylko okazją do zdobycia jej telefonu. Gdy każdy chłopak, którego zapraszałam do domu z miejsca ulegał fascynacji moją siostrą. A potem jeszcze mieli czelność pleść jakieś gadki o przyjaźni.  Więc nie mówi mi że cokolwiek wiesz. Bo nie wiesz nic.- Gdy zamilkłam, on przez dłuższą chwilę też nie zabierał głosu. Żałowałam, że zdradziłam się z czymś tak bolesnym. By jakoś zatrzeć to wrażenie dodałam z pozorną beztroską.- Jej, co ty mi dosypujesz do tych miętowych czekoladek, że potem bierze mnie na takie bezsensowne wynurzenia?- Nie kupił tego, widziałam to w jego oczach. Widziałam to współczucie i litość, której nienawidziłam najbardziej na świecie. Dlaczego musiałam stąd wyjść.- Idę zapalić.- Dodałam by wypaść bardziej wiarygodnie.
O dziwo gdy zjawiłam się pod moją dziką gruszą nie wyjęłam z torebki papierosa. Miałam ochotę go zapalić, ale po raz pierwszy pomyślałam realnie o rzuceniu nałogu. W końcu mogłam to zrobić bez większych trudności: paliłam dopiero trzy lata a rynek oferował wiele dobrych specyfików tym bardziej że cena nie grała roli. Nikt nie będzie mi mówił, że pachnę jak popielniczka. A tym bardziej jakiś żigolo.
Czasami wydawało mi się, że nie cierpię go bardziej niż Bartka.
Bo mu zazdrościłam. Zazdrościłam tej beztroski, tego lajtowego podejścia do życia, nie myślenia o zmartwieniach i życia dniem bieżącym. Nigdy nie widziałam go chociażby zasmuconego albo nawet zmartwionego. Ba, niezwykle rzadko bywał też poważny. Po prostu był sobie aktorem czerpiącym z  życia garściami bez względu na konsekwencje. Lekko cynicznym, owszem, ale poza tym całkiem zblazowanym. No i płytkim. Interesowało go tylko to jaką nową laskę poderwać i pobawić się w aktora od czasu do czasu zjawiając się na planie. (Chociaż nie, gdybym musiała być szczera trzeba przyznać, że już od jakiegoś czasu zjawiał się regularnie. Ale najpewniej robił to tylko po to aby móc się ze mną przespać.)
Kiedyś powiedziałabym, że to głupie, że takie nieodpowiedzialne zachowanie prowadzi donikąd albo raczej do samozniszczenia. Ale czy to była prawda? Głupcy czy szaleńcy potrafią być dużo szczęśliwsi niż ludzie pozornie mądrzejsi. Bo gdy nie masz pojęcia o zjawisku trzęsienia ziemi nawet się go nie boisz czy nie myślisz o nim. Tak samo jest ze świadomością istnienia zarazków  w nieprzegotowanej i nieprzefiltrowanej wodzie. Jeśli jej nie masz po prostu pijesz bez strachu. Ale wiedza o bakteriach wszystko zmienia.
A Paweł właśnie tak żył: spał z kim chce, bo po prostu miał na to ochotę, wdawał się w jakieś chore romanse z żałosnymi gwiazdkami cierpiącymi po porzuceniu przez faceta (czyli ze mną), nie myślał o przyszłości. Czy to było więc złe? Skoro w tym co robi był szczery i nikogo nie oszukiwał? W końcu mi nie obiecywał dozgonnej miłości: wyraźnie powiedział, że zależy mu tylko na rozgłosie. Może potem reguły naszej znajomości się trochę zmieniły, ale to ja zaproponowałam romans. I razem na to przystaliśmy.
Tego dnia, mieliśmy kręcić jeszcze tylko jedną scenę z moim udziałem, więc wcześniej zwinęłam się  planu. Nie wiem czy świadomie czy nie, ale dziś nie miałam ochoty na ponowne spotkanie z Pawłem. To co mu o sobie powiedziałam mnie osłabiło: nigdy nie wspomniałam o poczuciu niższości wobec Dagmary, nawet Monice która była przecież moją przyjaciółką. A powiedziałam o tym Fabisiakowi. Nie chciałam by wykorzystał to w kolejnej potyczce przeciwko mnie.
Szykował się więc trochę dłuższy weekend, bo poniedziałek miał być dniem wolnym od pracy dla całej ekipy. Reżyser uznał, że wszystkim nam należy się jednodniowy odpoczynek i zaczniemy kręcić dopiero od wtorku. Mimo początkowych obaw, większość odcinków była już nakręcona (Oprócz wybiórczych scen  z ostatnich czterech odcinków sezonu do zagrania). Pozostał jeszcze montaż. 
Z ulgą zaszyłam się w swojej małej rezydencji mając nadzieję na regenerowanie sił i robienie porządków. Starałam się też przywrócić do pracy swoja kucharkę (gotowała po prostu przesmacznie) ale okazało się, że już znalazła prace gdzie indziej. Byłam tym faktem bardzo rozczarowana, ale w końcu minęły ponad cztery miesiące odkąd ją wyrzuciłam. Poza tym czy po tym wszystkim chciałaby nadal dla mnie gotować? Było to dość wątpliwe. Dlatego po wysprzątaniu sypialni postanowiłam przygotować sobie sałatkę owocową według internetowego przepisu, ale mimo iż robiłam wszystko tak jak powinnam smak nie był najlepszy. Zniechęcona zjadłam kilka kęsów, a potem weszłam na bieżnię. Nie miałam wielkiej ochoty na sztuczne bieganie, więc już po kilku minutach skończyłam. Potem przez prawie godzinę relaksowałam się w wielkiej wannie. Gdy z niej wyszłam włożyłam starą, dresową bluzę, czarną perukę na włosy po czym wcisnęłam je w czapkę z daszkiem. Na nogi nałożyłam jakieś luźne spodnie, a na stopy trampki. Od jakiegoś czasu właśnie  w ten sposób mogłam bezpiecznie opuszczać swoje mieszkanie. Gdy już byłam gotowa do wyjścia zawahałam się.  W sumie od jakiegoś czasu dziennikarskie hieny nie czatowały pod moim mieszkaniem: więc czy był sens na aż taką maskaradę? Ale skoro i tak byłam już przebrana (zrobiłam to całkiem odruchowo i z przyzwyczajenia) po co miałam to robić po raz kolejny?
Wymknęłam się tylnym wyjściem awaryjnym: jak zwykle zresztą. Małe drzwi skutecznie maskowało duże rozłożyste drzewo znajdujące się w samym prawym rogu posiadłości. Zwykle reporterzy czatowali przy głównej bramie i ewentualnie tylnym wyjściu: o trzecim nie mieli pojęcia. I dzięki Bogu bo gdyby tak nie było prawie pięć miesięcy temu naprawdę byłabym skazana na areszt domowy.
Dzisiejszy wieczór był dość ciepły. Nie wpłynął na to deszcz, który padał późnym popołudniem choć przez niego ściemniło się znacznie szybciej. Postanowiłam więc skrócić sobie dzisiejszy spacer robiąc tylko jedną rundkę wokół parku: zazwyczaj spacerowałam przynajmniej pół godziny, ale teraz nie chciałam zbytnio oddalać się od domu. Mój ochroniarz Mordka i tak narzekał na to, że w ten sposób narażam się na niebezpieczeństwo, ale miałam to gdzieś. Przecież w swoim przebraniu nie przypominałam w żaden sposób Agaty Liszewskiej, gwiazdy „Zwariowanych lokatorów”. A nie znajdowałam się w jednej z dzielnic latynoskiej biedoty tylko w Polsce w dzielnicy dla bogaczy, gwiazd czy celebrytów. Nikt przecież nie wyskoczy z pistoletem grożąc mi morderstwem czy gwałtem.
Tyle, że tym razem stało się inaczej. Bo gdy wychodziłam zza zakrętu, czyjaś wielka, zimna dłoń zatkała mi usta a silne ręce objęły od tyłu przyciągając do twardego ciała tak, że nie zdążyłam nawet pisnąć.
- Kogóż tu mamy.- Ochrypły, lekko przerażający głos zbliżył się do mojego ucha. Odruchowo się wzdrygnęłam bezskutecznie próbując wyrwać się z kleszczowego uścisku. Po jaką cholerę tu przyszłam, pomyślałam. Czemu nie posłuchałam Mordki prowokując nieszczęście?- Hm…niezła z ciebie laleczka. Zabawimy się tak jak ostatnio?- Tym razem przestałam myśleć. Zaczęłam się szarpać bez ładu i składu czując jak ogarnia mnie uczucie paniki. Dopiero kilka sekund później zrozumiałam, że to bezcelowe. Że przecież wystarczy, że lekko podwinę dłoń do góry wyciągając z niej małą flaszeczkę ukrytą w rękawie. Przynajmniej do tego namówił mnie Mordka: by zawsze mieć przy sobie środek do obrony.- Spokojnie, to tylko taki żart. To ja Pa…Aaaaa! Cholera!- Udało mi się. Odzyskując kontrolę nad własnym umysłem zdołałam przywołać do swojej pamięci lekcje udzielone mi na kursie samoobrony już ponad trzy lata wstecz. Dzięki temu przypomniałam sobie uchwyt który pomógłby mi się uwolnić, a potem gdy to się stało psiknęłam draniowi prosto w twarz gazem pieprzowym. Zaraz potem zaczęłam uciekać, ale dotarły do mnie pozostałe słowa przestępcy:- Jeezu Liszka, chciałaś mnie zabić?!- Zatrzymałam się i zdębiałam (a może najpierw zdębiałam co spowodowało że się zatrzymałam?). Zaczynałam sądzić, że umysł płata mi figla, ale wiedziałam że głos który słyszę za sobą należy do dobrze mi znanego faceta. Bo oprócz niego nikt nie mówił do mnie Liszka.
- Fabisiak? Co ty tu robisz?
- Jak to co? Chciałem cię odwiedzić. A ty jak mnie przywitałaś? Gazem po oczach?- Skarżył się nie odrywając dłoni od oczu. Z trudem walczyłam nad rozbawieniem: ten widok położonego na ziemi Pawła całkowicie unieszkodliwionego sprawił mi wyraźną satysfakcję. Zaraz potem jednak pojawiła się złość.
- A jak ty śmiesz straszyć mnie udając gwałciciela? Mało nie dostałam zawału. Jesteś już tak zdesperowany, że musisz zmuszać laski do sypiania z tobą napadając je w ciemnym zaułku późnym wieczorem?!
- Wiedziałem, że to idziesz ty. I chciałem po prostu zażartować. Teraz już wiem, że to było bardzo głupie. Czym mi psiknęłaś w oczy?- Jęknął.
- Gazem pieprzowym.
- Jezu, jakie to gówno szczypiące.
- I dobrze, mam nadzieję że wypali ci oczy.- Warknęłam.- Skąd wiedziałeś, że tu będę?
- Nie wiedziałem, ale ostatnio wspominałaś o wieczornych spacerach w peruce z czapeczką w daszku i dużej sportowej bluzie. Gdy zobaczyłem cię w takim wdzianku od razu wiedziałam, że to ty.
- Tak czy inaczej jesteś stuknięty. A co gdybym to jednak nie była ja ale jakaś kobieta z chorym sercem? I miałbyś ją na sumieniu do końca życia.
- Nie dramatyzuj, nic się nie stało.- Zbył mnie co podziałało na mnie jak płachta na byka.
- Nic się nie stało?! Wystraszyłeś mnie, to się stało popieprzony palancie.- Odpowiedziałam mu. Potem zaczęłam się oddalać. Chyba usłyszał odgłos moich kroków, bo na pewno nie mógł zauważyć że odchodzę od niego. Wciąż trzymał dłonie na gałkach ocznych.
- Idziesz? Liszka, nie zostawiaj mnie tutaj samego i bezbronnego.
- Spokojnie, jestem pewna że za jakiś czas spotkasz tu jakiegoś człowieka który zlituje się nad tobą. Ja spadam.
- Nie bądź taka. Przepraszam. Nie wiem co mnie napadło. A jak udało ci się tak w ogóle uwolnić?
- Nie jestem taka bezbronna jak sądziłeś. Kiedyś uczęszczałam na kurs samoobrony.- Ciężko westchnęłam patrząc na Fabisiaka. Wiedziałam, że powinnam odejść. Naprawdę. Ale i tak tego nie zrobiłam. Zrobiło mi się go żal. Może i przesadzał, ale jego jęki i tak poruszyły moje skostniałe sumienie. Poza tym byłoby naprawdę nieciekawie gdyby w takim stanie pod moim domem zauważyłby go jakiś reporter, prawda?- Wstawaj już z tego chodnika.
Kilkanaście minut później, z wielkim trudem udało mi się dowlec razem z Pawłem z powrotem do swojego domu tym samym ukrytym wejściem co poprzednio. Wchodząc, wyjaśniałam tylko Mordce, że przez przypadek rozpyliłam gaz na twarzy przyjaciela i spytałam jak zneutralizować jego działanie. Potem postąpiłam zgodnie z jego sugestiami: przemyłam twarz Pawła zimną wodą i dokładnie umyłam. Nadal jednak oczy mocno go szczypały.
- Dobrze ci tak.- Powiedziałam gdy zaczął ponownie narzekać.- Odechce ci się głupich żartów.
- Tak, wiem już to mówiłaś. Ale gdybyś nie zauważyła tuż przed tym jak psiknęłaś mi w oczy zamierzałem cię puścić i powiedzieć kim jestem.
- Marna wymówka po tym jak wystraszyłeś mnie na śmierć.
- Wiem. I dlatego po raz kolejny przepraszam.
- Po kiego licho w ogóle chciałeś tu przyjść?
- Zapuściłem się trochę dalej biegając i pomyślałem, że zobaczę tę twoją super willę.
- Akurat. Twój dom znajduje się ponad siedem kilometrów stąd.
- Przebiegam spokojnie dyszkę.
- W tę i z powrotem byłoby dwadzieścia.
- Okej, okej. Chciałem się z tobą zobaczyć. Wyprułaś wczoraj z planu jak burza w kiepskim nastroju.
- Nie miałam do kręcenia żadnej sceny więc moja obecność nie była wymagana.
- Akurat. Uciekłaś.
- Niby przed czym?
- Ty mi powiedz.
- Jej, znowu masz jakieś urojenia?
- A ty znów zwiewasz na sam widok swojego byłego z siostrzyczką?
- Nie wiem po co z tobą w ogóle gadam. I czemu ci pomogłam. Powinnam zostawić cię w tamtym parku modląc się żeby przechodził tamtędy seryjny morderca.
- Nie zrobiłabyś tego. Udajesz taką twardzielkę, ale tak naprawdę masz wrodzony instynkt opiekuńczy jak każda kobieta.- Odpowiedział mi. Potem wielokrotnie mrugając usiłował otworzyć oczy. Były mocno zaczerwienione i lekko opuchnięte, ale poza tym w porządku. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Jego przystojna buźka zniknęła. Teraz nie wyglądał jak super amant.- Aż tak źle wyglądam, że się ze mnie śmiejesz?
- Szczerze? Dużo gorzej. Ale nie przejmuj się: efekt gazu minie do jutra.
- A może powinniśmy jechać do lekarza? Co jeśli to szczypanie nie minie? Jak pojawię się na planie?
- Żartujesz? Z powodu takiej błahostki? Chociaż nie wiesz, to byłoby świetne. Wielki macho Paweł Fabisiak z trudem uniknął śmierci od pieprzowego gazu.
 - Jesteś okropna. I mi za to zapłacisz. Zobaczysz.
- Na razie to ty mi będziesz musiał zapłacić za nocleg. Kto biega o północy?
- Nie o północy, ale o dziesiątej wieczorem. Wyruszyłem po dziewiątej. W lipcu wieczory są bardzo długie.
- Może. Ale to i tak dziwne, nawet jak na ciebie. Czekaj tu: zaraz przyniosę ci kołdrę i poduszkę. Chociaż nie, pewnie i tak się stąd nie ruszysz, prawda?- Odpowiedział mi tylko tłumiony warkot. Uśmiechnęłam się wychodząc z salonu biorąc z szafki świeżą pościel. Gdy wróciłam kilka minut później Paweł wpatrywał się przed siebie rozwalony na mojej kanapie. I choć wciąż mrugał częściej niż powinien przynajmniej nie miał zamkniętych oczu.
- Widzę, że już ci lepiej. Może więc wyniesiesz się z mojego domu do siebie?
- Aż tak chcesz się mnie pozbyć?
- Tak.- Odparłam szczerze.- W swoim domu wolę spokój.
- Serio nie masz tu żadnej służby?
- Tak, choć tylko od niedawna. Bardzo mi się to spodobało.
- Więc, co? Teraz sama latasz z miotłą i zmywasz naczynia?
- Wyobraź sobie, że tak. A teraz jeszcze musiałam dla ciebie znieść z góry pościel.
- Wcale nie musiałaś. Spokojnie zmieścilibyśmy się w twoim łóżku.
- Ha, ha. Nawet zapłakany żartujesz.
- Wcale nie. Dobrze wiesz, że to twoja wina. A nawet mnie nie przeprosiłaś.
- Ja, ciebie? Jaki bezczelny. Idź już lepiej spać.
- Chciałbym wziąć prysznic.
- Więc jedź do siebie do domu. Zamówię ci taksówkę.
- Okej, może być bez prysznica.- Zgodził się.
- Więc zostawiam cię. Na razie.
- Nie przeczytasz mi bajki na dobranoc?
- Nie znam żadnych bajek.
- Kołysankę?
- Strasznie fałszuję.
- To może chociaż całus?
- Z taką twarzą? Chcesz żebym zwymiotowała?
- Łamiesz mi serce.
- Akurat. Ty nie masz serca. Na razie.
- Do jutra.
Z uśmiechem na ustach spowodowanym rozbawieniem bzdurną rozmową z Paweł poszłam do swojej sypialni. Tam powoli się rozebrałam i przygotowałam do snu. Trochę się obawiałam, że Paweł zacznie coś kombinować, ale wyglądało na to, że serio przyjął moje rady. Po umyciu twarzy i zębów wskoczyłam do łóżka. Myślałam, że ze świadomością iż Fabisiak znajduje się kilkanaście metrów obok w moim własnym domu nie pozwoli mi na spokojny sen, ale myliłam się. Usnęłam już po kwadransie.
Tyle, że w środku nocy się obudziłam. A właściwie zostałam obudzona przez hałas zbijanego szkła. Szybko wstałam z łóżka i pobiegłam w stronę źródła dźwięku.
- Boże, co się stało? Co ty tu robisz?- Spytałam stojącego w kuchni Fabisiaka. Obok niego leżały odłamki szkła.
- Chciało mi się pić, więc postanowiłem napić się wody. Ale chyba moje oczy nadal szwankują, bo szklanka wypadła mi z rąk.
- I dlatego przychodzisz w środku nocy do mojej kuchni? Najpierw mnie napadasz w parku a teraz buszujesz po domu? Naprawdę jesteś psychopatą?- Spytałam retorycznie wyjmując ze schowka szczotkę zmiotkę i szufelkę. Wręczyłam ją Pawłowi.
- Wcale się tu nie włamałem. Drzwi były otwarte.- Odparł mi. Potem spojrzał na wręczone mu narzędzia.- Ja mam to sprzątnąć?
- Na pewno nie ja. Jak widzę twoje oczy wyglądają już w porządku.- Drobne kłamstewko. Bo nadal były mocno zaczerwienione i podrażnione.- Poza tym która w ogóle godzina?
- Koło drugiej. Nie pomożesz mi?
- Nie, będę cię obserwować. Jeszcze zniszczysz mi szczotkę lub szufelkę.
- Zawsze w nocy jesteś taka zgryźliwa?
- W nocy, rano, przed snem, po śnie…chyba tylko w trakcie snu nie.
- Ale przynajmniej nadal jesteś dowcipna.
- A ty wkurzający. Zabieraj się do sprzątania.- Sądziłam, że zaprotestuje, ale o dziwo bez jakiegokolwiek sprzeciwu spełnił moje polecenie. Potem odłożył zbite szkło do kosza.
- Pani Agato, wszystko w porządku? Usłyszałem hałas.- U progu drzwi zjawił się lekko zasapany Mordka.
- Tak, w porządku. Okazałam się niezdarą i stłukłam szklankę.- Mój ochroniarz rzucił przelotne spojrzenie Fabisiakowi jakby w geście ostrzeżenia. Rozśmieszyło mnie to, a jednocześnie rozczuliło. Nie traktowałam go zbyt dobrze, a mimo to ten napakowany facet się o mnie troszczył. Może to dlatego dodałam:- Bardzo dziękuję za pomoc, Piotrze. Możesz wracać do łóżka.
- Przejdę się jeszcze dookoła budynku. Dziennikarze mogą jeszcze się gdzieś czaić.
- Nie sądzę, przestali tutaj koczować już jakiś czas temu. Poza tym mamy kamery. Możesz odpocząć.
- Ale…
- …bez dyskusji. Idź spać. To rozkaz.- Choćbym go o to nie podejrzewała jego usta podejrzanie zadrgały. Uśmiechnęłam się lekko.
- W takim razie, dobranoc.
- Wzajemnie.
- Jej Liszka, to twój nowy kochanek?- Spytał Fabisiak gdy tylko zostaliśmy w kuchni sami.- Serio nie mogłaś poczekać na mnie jednego dnia?- Gdybym nie zauważyła w głosie Pawła żartobliwego tonu i nie była aż tak zaspana pewnie bym się obraziła, ale teraz poczułam przypływ rozbawienia.
- No cóż, lubię nowość. A jak sam widziałeś, Piotrek ma zdecydowanie lepiej rozwiniętą muskulaturę. Widziałeś te ramiona? Na pewno uniósłby mnie jedną ręką.
- Ale na pewno jest gorszym kochankiem. Albo ma małego i pakując ratuje swoje ego.
- Zazdrościsz?
- Póki to ja mam ciebie w swoim łóżku a nie on, to nie.- Fabisiak podszedł do mnie i lekko objął. Potem cmoknął w usta.- Chociaż mogłabyś sobie wybierać mniej przystojnych ochroniarzy. Aż dziwne, że gazety nie plotkowały o twoich romansach.
- A co ja Britney Spears żeby sypiać z ochroniarzem?
- Całe szczęście, że nie.- Paweł obdarzył mnie mocnym pocałunkiem, który doszczętnie odpędził mój sen. Mimo wszystko uwolniłam się z jego uścisku.
- Dobra, Panie Czerwone Oczy, wracamy do łóżka.
- Twojego czy mojego?
- Każdy do swojego.
- Serio mówisz?
- Jak najbardziej. Jestem bardzo śpiąca.- Skłamałam.
- Bzdura. A jeśli nawet to szybko odechce ci się spać.
- Paweł…- Urwałam gdy nie poczułam ziemi pod stopami.- Co ty do cholery robisz? Postaw mnie.
- Niosę cię do łóżka.
- Nie chcę z tobą spać.
- Chcesz.
- Nie, nie, nie. Rozumiesz znaczenia tego słowa? Wcześniej twierdziłeś, że tak jest, ale zaczynam wątpić.
- Rozumiem, ale ty chyba nie. Wiem, że tego chcesz. Pytanie tylko dlaczego odmawiasz.- Puścił mnie gwałtownie. Na szczęście znaleźliśmy się już w mojej sypialni. Potem usiadł obok na łóżku. Spodziewałam się, że się na mnie rzuci ale nie zrobił tego. Ten fakt zbił mnie z tropu.- Więc?
- Więc co?
- Co się znowu stało? Twoja twarz ma wyraz: przez Pana Idealnego cierpię.
- Bzdura. Jestem zmęczona. Jakbyś nie zauważył jest noc.
- Czyli najlepsza pora na wyznania.
- Chyba dla ciebie.
- Dla ciebie też. Ja nie potrzebuję się wygadać.
- Ja też nie. I nie rozumiem po co mnie ciągle wypytujesz. Może teraz dla odmiany ja zapytam o coś ciebie?
- Jak powiesz co cię gryzie pozwolę ci zadać jedno pytanie.
- Poważnie? I mi odpowiesz?
- Tak, chyba że będzie to coś strasznie żenującego jak pytanie o to co musiałem włożyć sobie do gaci w piątej klasie podstawówki gdy przegrałem zakład.
- A co włożyłeś sobie do gaci w piątej klasie podstawówki gdy przegrałeś zakład?
- Mówiłem ci, żebyś o to nie pytała. To jak?- Westchnęłam patrząc mu prosto w oczy. Potem spuściłam wzrok. Choć mogłabym się założyć o całe swoje bogactwo, że zachowywałam się dziś wobec niego normalnie wyczuł we mnie zmianę. I to, że potrzebuję kogoś by się wygadać.
- Dziś mija nasza druga rocznica spotykania się ze sobą. To znaczy gdybyśmy wciąż byli razem.- Zaczęłam.
- Ciebie i Bartka?- Przytaknęłam.
- Wiem, że to głupie, ale czuję się nieco dziwnie. Jeszcze kilka miesięcy temu planowaliśmy wspólny wyjazd: nie za granicę, bo przecież mieliśmy uczestniczyć już w nagraniach do „Zwariowanych lokatorów”, ale weekendowy wypad na Mazury. Zamówiliśmy nawet pokój w najlepszym hotelu.
- Serio? Nie odwołaliście rezerwacji?
- Tak. Sądziłam, że on to zrobił ale widocznie zapomniał. A dziś rano zadzwoniła do mnie jakaś kobieta. Pytała co się stało. Pewnie mimo rezerwacji na nazwisko panieńskie mojej matki dowiedziała się kogo mogła gościć.
- Z pewnością. I dlatego jesteś taka smutna?
- Wcale nie jestem. Już raczej…wściekła.- Ciężko odetchnęłam.- Tak, wiem jakie to głupie i żałosne jeśli to chcesz właśnie powiedzieć. Nie odzywaj się więc, jeśli tak w istocie jest. I tak wiem, że uważasz całą tę moją miłość do niego za bardzo żałosną.
- Wcale nie. Wiesz, początkowo sądziłem, że po prostu się głupio zadurzyłaś. I dlatego okrutnie z ciebie kpiłem, przepraszam. Po prostu ja nigdy się nie zakochałem i za Chiny nie potrafiłem zrozumieć o jakich do cholery motylkach w jelitach mowa.- Roześmiałam się.
- Chyba w brzuchu.
- A co za różnica?- Wzruszył ramionami.- Ale chyba coś w tym musi być.
- Serio nigdy się nie zakochałeś?
- Nie. To znaczy właściwie tak: zadurzyłem się kilka razy. Ale przechodziło mi jeszcze szybciej. Czasami nawet po jednej randce. Chyba wciąż czekam na tę jedyną.
- A to mnie nazywałeś romantyczką.
- Tylko żartowałem. Jakoś nie jestem w stanie wyobrazić sobie siebie z jedną kobietą przez dwadzieścia najbliższych lat. Po co ograniczać się do jednej skoro w koło są tysiące?
- Czemu nie jesz całej zawartości szwedzkiego stołu choć masz go do dyspozycji?
- Bo najadam się kilkoma łyżkami jajecznicy na boczku.
- Właśnie.
- Upraszczasz sprawę.
- A ty ją komplikujesz. Gdy się zakochasz to zrozumiesz; nie będziesz chciał innej kobiety.
- Ty ze mną jednak sypiasz.
- A co to ma do rzeczy?
- To, że podobno kochasz Bartosza.
- To nie to samo.
- Ja sądzę inaczej. I nie powiesz mi, że mnie nie pragniesz bo zdradza cię reakcja twojego ciała. Możesz mówić, że wyobrażasz go sobie w łóżku, że chodzi tylko o seks…ale mimo wszystko robisz to. Robisz to ze mną a nie z nim. Czyli go zdradzasz nawet jeśli tylko wobec samej siebie, bo nic was już nie łączy.
- I tak nie jest i nie będzie już nigdy mój. Mam więc zostać zakonnicą do końca życia?
- Nie. Po prostu wytykam ci błędy w rozumowaniu. I ty chyba sama je zauważasz. To dlatego mnie atakujesz.- Paweł wstał z łóżka po czym usiadł blisko mnie.- Nie kochasz Bartosza.
- Słucham?
- To jedna opcja. Inna to taka, że twój światopogląd może rozbić i zniszczyć ktoś taki jak ja kogo nazywasz dupkiem. Która z nich jest prawdziwa?
- Żadna. To zbyt skomplikowane.
- Czy przedtem nie zarzuciłaś mi czegoś odwrotnego?
- O co ci właściwie chodzi?
- O nic. Chcę zrozumieć.
- Akurat. Chcesz mnie wkurzyć. Sprawia ci to przyjemność. Nie wiem po co ci to w ogóle mówię.
- Bo jestem jedyną osobą przed którą nie musisz udawać jaka z ciebie wredna osoba. Ale zawsze możemy porobić coś innego niż rozmowa.- Dorzucił wymownym tonem.
- Dupek z ciebie.
- Dziękuję.- Nic sobie nie zrobił z mojej obelgi. Wręcz przeciwnie: z uśmiechem na twarzy pocałował mnie w usta jakbym powiedziała mu najpiękniejszy komplement.- W takim razie dobranoc Liszka.
- Idziesz?
- A mam zostać?
- No nie.- Speszyłam się zdziwiona jego szybką kapitulacją.
- Uwierz mi kochana, że z chęcią bym został, ale powinienem rano wcześniej wstać i wrócić do siebie. W przeciwnym razie przeczytam po jutrze w gazecie o swojej nocnej wędrówce nie wiadomo skąd.
- Rozumiem, nie musisz się tłumaczyć.
- Wcale tego nie robię. Chcę stłumić twoje rozczarowanie.- Rzuciłam w niego poduszką.
- Dupek.- Gdy podszedł do mnie bliżej przykryłam się szczelnie pościelą. Czyżby zmienił zdanie? Hm, ja w każdym razie na pewno.- Choć do mnie.- Powiedziałam po prostu. Nigdy nie byłam za dobra w kobiecych gierkach. Po co więc miałam udawać, że go nie pragnę gdy tak było? I co z tego że zrobimy to w moim domu w drugą rocznicę mojego związku z Bartoszem? (Korekta: byłego związku) Może to nawet i lepiej…
- Rzucasz we mnie poduszką? Jej co za teatralny gest. I to określenie: dupek…Nie stać cię na coś bardziej oryginalnego?
- Nie cierpię cię.- Odpowiedziałam jednocześnie odkrywając pościel i odrzucając ją na drugą stronę łóżka. Dobrze zrozumiał ten gest. Jego oczy zaczęły błyszczeć. (Albo tak mi się tylko zdawało)
- Mów dalej.- Gdy zdjął koszulkę uśmiechnęłam się.
- Wprost nie znoszę.- Dodałam z trudem zachowując powagę. Zwłaszcza gdy nakrył mnie swoim ciałem.
- Coś jeszcze?
- Wkurzasz mnie jak tylko otwierasz tę śliczną buźkę.
- O tak.- Jednym płynnym ruchem pozbył się mojej koszulki odsłaniając gołą klatkę piersiową. Pod wpływem jego spojrzenia cała się roztapiałam.- Szczera prawda.
- I jesteś pieprzonym arogantem.
- Pieprzona to zaraz ty będziesz.- Mocno mnie objął i zachłannie pocałował. Z pasją odpowiedziałam na jego pocałunek zarzucając mu ramiona na szyję. Zaczęłam gładzić jego ramiona delektując się grą mięśni na jego plecach. On z kolei jedną dłonią dotykał mojej piersi a drugą zaczął kierować w bardziej intymne rejony mojego ciała. Jęknęłam gdy poczułam w sobie jego palce.
- O Boże, przez ciebie nie mogę się opanować.
- Więc tego nie rób.- Warknęłam zła, że się ode mnie odsunął.
- Ale nie mamy czasu.
- Więc zostaniesz tu do jutra. Albo na następny dzień. I nawet pozwolę ci spać w moim łóżku.- Roześmiał się ciężko dysząc cmokając mnie szybko w usta.
- Nie kuś. Przecież mamy inne plany.
- Na jutro?
- Właściwie już na dzisiaj. Powinniśmy wyjechać dość wcześniej.
- Gdzie?
- Jak to gdzie? Na Mazury. Chcesz by gest Pana Idealnego się zmarnował?
- Więc chcesz wykorzystać tą rezerwację?
- A ty nie?
- Zirytujemy Bartka.
- Więc wyślemy mu pocztówkę.
- A może nie chcę z tobą jechać?- Spytałam głównie po to by to jego zirytować. Roześmiał się.
- Dobra, więc zabierzemy jeszcze tego ochroniarza Piotrka. Pasuje?- Teraz to ja się roześmiałam.
To była kolejna głupia rzecz, którą zdecydowałam się zrobić przez Fabisiaka. Pojechałam z nim w czysto spontaniczną wycieczkę praktycznie bez przygotowania czy chęci. Jak zmienił mojego doła emocjonalnego w pełną pasji ciekawość? Nie miałam pojęcia. Nie chciałam też na razie zastanawiać się nad pytaniem które mi wcześniej zadał, choć błąkało się w zakamarku mojego umysłu. A właściwie stwierdzeniem.
Nie kochasz Bartosza.
To jedna opcja. Inna to taka, że twój światopogląd może rozbić i zniszczyć ktoś taki jak ja kogo nazywasz dupkiem.
Właśnie: więc dlaczego tak jest? Dlaczego umieram z zazdrości o chłopaka, którego sprzątnęła mi sprzed nosa siostra jednocześnie sypiając z innym? To był dla mnie pierwszy sygnał. A raczej powinien nim być gdybym znalazła odpowiedź na swoje pytanie.
Na Mazury wybraliśmy się taksówką: nasza podróż była w zasadzie bardzo przyjemna, bo przez kilka godzin odsypialiśmy nocne harce. Gdy się ocknęliśmy znajdowaliśmy się godzinę drogi od hotelu. Czas upłynął dość szybko, więc jeszcze przez wieczorem zakwaterowaliśmy się, zjedliśmy kolację i rozpakowaliśmy rzeczy, a potem poszliśmy na spacer.
W zasadzie to nie pamiętałam co dokładnie wynajął Bartosz, ale okazało się to dużym pokojem z osobną  łazienką i kuchnią. Był też mały korytarzyk łączący te pokoje. A wszystko urządzone w gustownej bieli i wrzosie.
- To Pan Idealny miał gest. Niezłe miejsce co? Musiał trochę wybulić.- Odezwał się jednocześnie kładąc się na wielkim łóżku w bardzo nieelegancki sposób.
- Daj spokój.- Odparłam, bo nie miałam zamiaru rozmawiać o Bartoszu.- Chcesz iść teraz pod prysznic czy mam poczekać?
- Idź. Wolę żebyś potem już czekała na mnie w łóżku.
Nie odcięłam się mu, bo nie widziałam w tym sensu. Choć jeszcze chwilę temu szczerze powiedziałabym, że marzę tylko o śnie, ale słowa Pawła spowodowały że dreszczyk podniecenia przebiegł przez moje ciało. Weszłam do łazienki zdejmując z siebie całą garderobę. Postanowiłam, że zrezygnuję z mycia głowy. Tak będzie szybciej.
I szybciej znajdę się w łóżku z Pawłem.
Okazało się, że on myślał tak samo jak ja bo jakiej pięć minut później drzwi łazienki otworzyły się tak samo jak drzwi do kabiny prysznica. Początkowo stanowczo kazałam Fabisiakowi się wynosić, ale zakłopotanie i wstyd spowodowane własną nagością szybko zamieniły się w pożądanie i ekstazę. Pieściliśmy się pod strumieniami gorącej wody tak się nakręcając, że gdy wyszliśmy spod prysznica cali umazani pianą bo nie mogliśmy się powstrzymać od tego by się nie kochać. A potem rzuciliśmy się na łóżko jak jakieś nabuzowane nastolatki turlając się i chichocząc.
Nazajutrz okazało się, że przestaliśmy być anonimowi: kelnerka poprosiła o autografy, tak samo jak recepcjonistka czy jeden mieszkaniec hotelu. Odebrało mi to całą radość wycieczki. Paweł jednak znalazł na to sposób. W najbliższym sklepie kupił mi perukę z kręconymi, rudymi włosami, duży słomiany kapelusz i wściekle różową czerwoną sukienkę. Siebie z kolei zaopatrzył w przeciwsłoneczne okulary i sztuczne wąsy z którymi o dziwo było mu do twarzy. Czułam się jak klaun nosząc to przebranie, ale jednocześnie bardzo mi się podobało. Udawałam kogoś kim nie jestem nie przejmując się tym jak odbiorą mnie inni. Głośno się śmiałam, zwymyślałam kelnera który skrzyczał jakąś biedną sprzątaczkę za to, że na wycieraczce przed salą jest piasek, wciągnęłam Pawła do budki ze zdjęciami byśmy sobie je zrobili w naszych przebraniach. Kąpałam się nago nad jeziorem (choć trzeba przyznać że o drugiej w nocy więc nikogo tam poza Fabisiakiem nie było), przyjęłam jego zakład o to że podejdę do obcego faceta udając że go znam i pocałuję w policzek, a gdy jakaś kobieta zaczęła mizdrzyć się do Pawła powiedziałam, że jest moim mężem i że jestem z nim w drugim miesiącu ciąży. Udało mi się nawet uronić parę łez tak, że ta biedna dziewczyna mało co się nie rozpłakała co chwila powtarzając że mnie przeprasza. Fabisiak przez długi czas śmiał się ze mnie potem, a gdy tylko znaleźliśmy się w łóżku oznajmił, że jako jego żona mogę z nim zrobić co tylko zechcę. Jak zwykle jego arogancka spowodowała we mnie gwałtowną chęć utarcia mu nosa, ale dałam za wygraną. Oglądanie go bez koszulki przez cały dzień znacznie podkręciło mój apetyt. Tyle, że po wszystkim obudziłam się w nocy wtulona w jego ramię. Uśmiechnęłam się widząc jego śpiącą twarz tak przystojną, że niemal doskonałą nawet w tak niedoskonałym momencie jak ten. Miałam ochotę pogładzić go po policzku i wtulić się głębiej w jego szyję, ale szybko tego zaniechałam. Spoważniałam, bo wydało mi się to niepokojące. Ja tylko uprawiałam z Pawłem seks, nic więcej. Skąd więc ten odruch czułego gestu? Byłam zbita z tropu. Dlatego ostrożnie podniosłam się z łóżka biorąc koc. Potem skierowałam na sofę znajdującą się niedaleko telewizora.
- Co się stało?- Chwilę później usłyszałam jego senny głos. No cóż, najwyraźniej nie zachowywałam się tak cicho jak sądziłam.
- Nic, idź spać.
- A ty? Nie chcesz ze mną spać?
- Nie.
- Dlaczego?- Bo spanie jest rzeczą intymną. Bo leżąc obok kogoś pragnie się czegoś więcej niż zaspokojenia, pragnie się poczucia bliskości, czułości. Bo można powiedzieć wtedy coś czego będzie się żałować. Bo można się do tego przyzwyczaić a to ma być tylko seks.
- Bo nie.- Odparłam mu tylko.- Jest mi niewygodnie. Strasznie się wiercisz.- Dodałam kłamliwie.
- Postaram się tego nie robić.- Potraktował moje uwagi na poważnie.- Daj spokój z tą kanapą.
- Śpij już.
- Nie mogę robić tego ze świadomością, że ty będziesz spała na twardej kanapie.
- Daruj już sobie tę udawaną empatię.
- Mówię serio. Bez ciebie już nie zasnę.
- Przez 33 lata nieźle sobie z tym radziłeś.
- Ale z tobą pod ręką śpi mi się jeszcze lepiej. – W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam. Nie rozumiałam czemu słysząc to wyznanie jakieś ciepło rozlało się do mojego wnętrza, ale tak się stało. Drugie ostrzeżenie.
Którego po raz kolejny nie posłuchałam.

7 komentarzy:

  1. Chyba miłość kroczy coraz szybciej....?
    Alez to opowiadanie jest optymistyczne, lekkie i takie, hmmm naturalne.
    Pozdrawiam
    Ania
    Ps. nie zlożylam życzeń wcześniej, więc teraz wszystkiego naj, naj naj na ten czas

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak się cieszę, że miedzy nimi dzieje sie wreszcie coś więcej niż pożądanie i mam nadzieję,że to tak wygląda nie tylko ze strony Agaty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmmm... chyba między Agatą a Pawełem rodzi się uczucie. Ciekawa jestem tylko czy ze strony Pawła jest to szczere. To opowiadanie jest inne niż dotychczasowe, ale równie dobre jak wszyatkie. Lekkie, śmieszne i pozytywne. Czekam na następną część niecierpliwie. Pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  4. Odpowiedzi
    1. Raczej tak, chociaż prawdę mówiąc jeszcze nie zaczęłam pisać. Na dodatek sie przeziębiłam wiec jestem troche zmęczona, ale chyba sobie poradzę. Najwyżej będzie krótsza niż zazwyczaj.

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń