W
następnych dniach, Paweł nie wracał do swojego głupiego pomysłu (dotyczącym rezygnacji z prezerwatyw) co bardzo mnie
ucieszyło. Sama nie wiedziałam właściwie dlatego, ale seks bez gumki wydawał mi
się bardziej… intymny. Już tylko świadomość istnienia tego faktu sprawiała, że
moje podniecenie rosło. Wcześniej kochałam się tak tylko z Bartoszem, ale z nim
chciałam budować przyszłość. Na dodatek
fakt, że Paweł o tym wspomniał a ja powiedziałam o możliwości zajścia w
ciążę uzmysłowił mi, że niedługo skończę dwadzieścia dziewięć lat.
Do tej
pory byłam całkowicie skupiona na swojej karierze: nie myślałam o
macierzyństwie odkładając to na później. Zawsze sądziłam, że mam jeszcze dużo
czasu, że jestem jeszcze młoda. Ale teraz zaczęło do mnie docierać, że wcale
tak nie jest. Że niedługo stuknie i trzydziesta, a ja nawet nie mam stałego
partnera czyli kogoś z kim mogłabym mieć dziecko. Musi więc minąć co najmniej
kilka lat aż to się stanie. Trochę mnie to zasmuciło, ale zaczęłam się
pocieszać. W końcu trzydziestka to jeszcze nie starość. Wiele kobiet rodziło
znacznie później. Choćby ta cała Penelope Cruz o której wspomniał kiedyś Paweł: miałam więc jeszcze co najmniej
dziesięć lat. W ciągu dekady spotkam kogoś kogo pokocham, prawda? A teraz
miałam swoją prywatną seksualną zabawkę w postaci Fabisiaka. I powinnam cieszyć się z tego jak długo się
da, a nie zastanawiać nad swoją przyszłością. Chociaż czasami Paweł irytował
mnie gasząc mój cały zapał. (Może to i dobrze bo inaczej chciałabym z nim spać
non stop.)
Na
przykład przedwczoraj powiedział, że powinnam rzucić palenie bo czasami jedzie
ode mnie jak od popielniczki. Wkurzył mnie tym przeogromnie, ponieważ od dawna
używałam odświeżacza do ust który maskował zapach fajek. Na dodatek zwykle
miałam pod ręką tonę miętusów czy gumy. A poza tym to nikt nie kazał mu wpychać
swojego jęzora do mojej buzi. I nie omieszkałam mu tego powiedzieć.
Naturalnie
mnie wyśmiał delektując się moją złością.
Wczoraj
z kolei okazało się, że muszę iść na kolejną przymiarkę ciuchów bo choć
zrzuciłam już połowę zbędnych kilogramów o które stałam się cięższa przez
rozstanie z Bartoszem, to obcisły lateksowy top nie był czymś w czym mogłam się
teraz pokazać. A Paweł miał czelność śmiać się z mojej złości sprawiając, że miałam
ochotę rzucić w niego czekoladkami z miętą które próbował we mnie wmusić.
Dziś
natomiast widząc Dagmarę na planie zasugerował bym się z nią chociaż przywitała.
Byłam zirytowana na maksa. Czego chciała tu moja siostrzyczka? I co Fabisiaka
obchodziło to, że ze sobą nie rozmawiamy?
Znalazłszy
się w swojej garderobie nie za bardzo wiedziałam co mam począć. Miałam zamiar
zająć się czytaniem jakieś leżącej na półce książki gdy zauważyłam paczkę
ciastek (nie były moje, wiec pewnie zostawiła je Monika). Czyniąc szybki
rachunek sumienia zdecydowałam się na zjedzenie dwóch. No dobra trzech lub
czerech. Albo i kilku słodkości. W końcu to mi się należało, prawda? Musiałam mieć jakieś pocieszenie w całej tej
sytuacji.
Wzięłam
do ust pierwszy kęs delektując się jego błogością. Gdy przymknęłam oczy
ujrzałam twarz Dagi, którą widziałam jeszcze chwilę temu. I moja złość wróciła.
Wyglądała
dobrze, a nawet bardzo dobrze. W swojej bawełnianej kiecce zapewne jakiegoś
znanego projektanta wyglądała kwitnąco. Jakoś nie widziałam u niej oznak
żadnego załamania co prawie tydzień temu sugerował Bartosz. Wręcz przeciwnie,
wyglądała na szczęśliwą wymachując rękoma by wszyscy ujrzeli piękny duży
pierścionek z brylantem jaki zafundował jej chłopak.
- Kolejne ciasteczko?- Znienacka, bez
pukania (jak zwykle) do mojej garderoby wparował Paweł wyrywając mi wafelka z
ręki.
- Hej…oddawaj.
- O ile pamiętam miałaś schudnąć a nie
opychać się byle żarciem. Wczoraj musieli poszerzać ci strój, pamiętasz?
- Gówno ci do mojej wagi.
- Hm, znów ten nastrój: „ach jaka jestem
nieszczęśliwa widząc naocznie szczęście mojego byłego i siostry”. Trafiłem?
- Spieprzaj.
- Boże, Liszka naprawdę nie możesz sobie
dać spokój z tym sztywniakiem? Nie pasował do ciebie, nie kochał cię. Prawdę
mówiąc nieoczekiwanie wykonał ci wielką przysługę, nie uważasz?
- Raczej niedźwiedzią.- Odparłam odbierając mu ciasto
siłą. Z jeszcze większą determinacją wzięłam do ust następny kęs choć prawdę
mówiąc nie miałam na niego ochoty. Ale czego się w końcu nie robi by wkurzyć
Fabisiaka?
- Jak chcesz. Ale wiesz ile to ma
kalorii?
- Co, boisz się, że urośnie mi tyłek i
brzuch a ty nie będziesz mógł znieść w łóżku mojego widoku? Bardzo mi przykro.
- Ach, te kompleksy.- Westchnął.-
Przecież wiesz, że dla mnie wyglądasz świetnie, nie musisz się o to martwić.
Możesz przytyć jeszcze jakieś dziesięć kilo, spokojnie i tak będziesz mnie
kręcić.
- Dupek.
- Ale…- Kontynuował nie zwracają uwagi
na moje wyzwisko.-… charakteryzatorki i modystki nie będą zadowolone gdy na
szybko będą musiały dokonać poprawek. Zwłaszcza po raz kolejny.
- Więc będę je musiała spalić.-
Wzruszyłam ramionami oblizując swój palec gdy wzięłam do ust ostatni kęs
ciastka.
- A ja jako dobry samarytanin ci w tym
pomogę.- Gdy znienacka przyciągnął mnie do siebie aż pisnęłam. Zaczęłam się
wyrywać starając się go ubrudzić klejącą masą, ale w końcu zrozumiałam że nie
muszę tego robić. Burak zasłużył sobie na to by chodzić brudny.
- Jakiś ty szlachetny.- Zakpiłam nadal w
jego ramionach.- Szkoda tylko, że ja nie mam ochoty.
- Kłamczuszka.- Wpił się w moje usta z
szybkością błyskawicy. Walnęłam go dłonią w klatkę piersiową- głównie z czystej
przekory-, ale szybko mnie do siebie przyciągnął blokując obie ręce i ramiona.
Jego język wtargnął do środka moich ust nie czekając na zaproszenie.- Hm…teraz
to naprawdę jesteś słodka. Nie taka kwaśna i ciężka do zgryzienia jak zwykle.
- Masz szczęście, że się ode mnie
odsunąłeś. Już miałam cię ugryźć.
- Jesteś aż tak perwersyjna?
- Przestań. Nie cierpię gdy pokazujesz
jaki to jesteś dominujący. W rzeczywistości wychodzisz na zwykłego brutala
wymuszającego pocałunek.
- Akurat. Wiem jak to na ciebie działa.
Lubisz stanowczych facetów. I wiesz co? Sądzę, że to następna przyczyna dla
której Bartuś do ciebie nie pasował. W waszym związku to ty byłaś stroną czynną
a on bierną.
- Nie wiedziałam, że na wydziale
aktorstwa studiowałeś też pedagogikę.
- Nie marszcz się tak. Złość piękności
szkodzi, nie wiesz o tym?
- Tak? Takie gadanie też. Bo zaraz mogę
ci przyłożyć.
- Powinnaś zapisać się na kurs panowania
nad emocjami.
- A ty niewkurzania ludzi. Aż dziwię
się, że do tej pory nikt nie obił ci tej ślicznej buźki.
- Widzisz? A ty chciałaś zniszczyć to
piękno.- Nie wytrzymałam i się uśmiechnęłam.
- Jej, Fabisiak, po prostu mi ręce
opadają gdy cię słucham. Czuję się jakbym cofała się w rozwoju.
- Tylko nie przesadź, bo nie chce
następnym razem kochać się z dziesięciolatką.- Posłał mi olśniewający uśmiech.-
A więc możemy iść?
- Gdzie?
- Przywitać się z twoją siostrą. Wiem,
że tego chcesz.
- Guzik wiesz. Tylko ci się tak wydaje.
- Nie sądzę. Wiem na tyle by uważać, że
jesteś wobec Dagmary niesprawiedliwa. I na dodatek sama skazujesz się na ból.
- Za kogo ty się masz?- Żachnęłam się
nagle tracąc swój cały dobry humor.- Sądzisz, że jak wlazłeś mi do łóżka to
możesz włazić i do mojego życia?
- Chcę ci pomóc.
- A więc sobie daruj. Bo nie masz o
niczym pojęcia. Nie wiesz o tym, że oprócz Bartka Dagmara zabrała mi również
Grześka, Roberta, Michała i innych facetów których imion już nawet nie
pamiętam. Nie wiesz jak to było słuchać pochwał na jej temat i uczestniczyć w
randkach które okazywały się być tylko okazją do zdobycia jej telefonu. Gdy
każdy chłopak, którego zapraszałam do domu z miejsca ulegał fascynacji moją
siostrą. A potem jeszcze mieli czelność pleść jakieś gadki o przyjaźni. Więc nie mówi mi że cokolwiek wiesz. Bo nie
wiesz nic.- Gdy zamilkłam, on przez dłuższą chwilę też nie zabierał głosu.
Żałowałam, że zdradziłam się z czymś tak bolesnym. By jakoś zatrzeć to wrażenie
dodałam z pozorną beztroską.- Jej, co ty mi dosypujesz do tych miętowych
czekoladek, że potem bierze mnie na takie bezsensowne wynurzenia?- Nie kupił
tego, widziałam to w jego oczach. Widziałam to współczucie i litość, której
nienawidziłam najbardziej na świecie. Dlaczego musiałam stąd wyjść.- Idę
zapalić.- Dodałam by wypaść bardziej wiarygodnie.
O dziwo gdy zjawiłam się pod moją dziką
gruszą nie wyjęłam z torebki papierosa. Miałam ochotę go zapalić, ale po raz
pierwszy pomyślałam realnie o rzuceniu nałogu. W końcu mogłam to zrobić bez
większych trudności: paliłam dopiero trzy lata a rynek oferował wiele dobrych
specyfików tym bardziej że cena nie grała roli. Nikt nie będzie mi mówił, że
pachnę jak popielniczka. A tym bardziej jakiś żigolo.
Czasami wydawało mi się, że nie cierpię
go bardziej niż Bartka.
Bo mu zazdrościłam. Zazdrościłam tej
beztroski, tego lajtowego podejścia do życia, nie myślenia o zmartwieniach i
życia dniem bieżącym. Nigdy nie widziałam go chociażby zasmuconego albo nawet
zmartwionego. Ba, niezwykle rzadko bywał też poważny. Po prostu był sobie
aktorem czerpiącym z życia garściami bez
względu na konsekwencje. Lekko cynicznym, owszem, ale poza tym całkiem
zblazowanym. No i płytkim. Interesowało go tylko to jaką nową laskę poderwać i
pobawić się w aktora od czasu do czasu zjawiając się na planie. (Chociaż nie,
gdybym musiała być szczera trzeba przyznać, że już od jakiegoś czasu zjawiał
się regularnie. Ale najpewniej robił to tylko po to aby móc się ze mną
przespać.)
Kiedyś powiedziałabym, że to głupie, że takie
nieodpowiedzialne zachowanie prowadzi donikąd albo raczej do samozniszczenia.
Ale czy to była prawda? Głupcy czy szaleńcy potrafią być dużo szczęśliwsi niż
ludzie pozornie mądrzejsi. Bo gdy nie masz pojęcia o zjawisku trzęsienia ziemi
nawet się go nie boisz czy nie myślisz o nim. Tak samo jest ze świadomością
istnienia zarazków w nieprzegotowanej i nieprzefiltrowanej
wodzie. Jeśli jej nie masz po prostu pijesz bez strachu. Ale wiedza o
bakteriach wszystko zmienia.
A Paweł właśnie tak żył: spał z kim
chce, bo po prostu miał na to ochotę, wdawał się w jakieś chore romanse z
żałosnymi gwiazdkami cierpiącymi po porzuceniu przez faceta (czyli ze mną), nie
myślał o przyszłości. Czy to było więc złe? Skoro w tym co robi był szczery i
nikogo nie oszukiwał? W końcu mi nie obiecywał dozgonnej miłości: wyraźnie
powiedział, że zależy mu tylko na rozgłosie. Może potem reguły naszej
znajomości się trochę zmieniły, ale to ja zaproponowałam romans. I razem na to
przystaliśmy.
Tego dnia, mieliśmy kręcić jeszcze tylko
jedną scenę z moim udziałem, więc wcześniej zwinęłam się planu. Nie wiem czy świadomie czy nie, ale dziś
nie miałam ochoty na ponowne spotkanie z Pawłem. To co mu o sobie powiedziałam
mnie osłabiło: nigdy nie wspomniałam o poczuciu niższości wobec Dagmary, nawet
Monice która była przecież moją przyjaciółką. A powiedziałam o tym Fabisiakowi.
Nie chciałam by wykorzystał to w kolejnej potyczce przeciwko mnie.
Szykował się więc trochę dłuższy
weekend, bo poniedziałek miał być dniem wolnym od pracy dla całej ekipy.
Reżyser uznał, że wszystkim nam należy się jednodniowy odpoczynek i zaczniemy
kręcić dopiero od wtorku. Mimo początkowych obaw, większość odcinków była już
nakręcona (Oprócz wybiórczych scen z
ostatnich czterech odcinków sezonu do zagrania). Pozostał jeszcze montaż.
Z ulgą zaszyłam się w swojej małej
rezydencji mając nadzieję na regenerowanie sił i robienie porządków. Starałam
się też przywrócić do pracy swoja kucharkę (gotowała po prostu przesmacznie)
ale okazało się, że już znalazła prace gdzie indziej. Byłam tym faktem bardzo
rozczarowana, ale w końcu minęły ponad cztery miesiące odkąd ją wyrzuciłam.
Poza tym czy po tym wszystkim chciałaby nadal dla mnie gotować? Było to dość
wątpliwe. Dlatego po wysprzątaniu sypialni postanowiłam przygotować sobie
sałatkę owocową według internetowego przepisu, ale mimo iż robiłam wszystko tak
jak powinnam smak nie był najlepszy. Zniechęcona zjadłam kilka kęsów, a potem
weszłam na bieżnię. Nie miałam wielkiej ochoty na sztuczne bieganie, więc już
po kilku minutach skończyłam. Potem przez prawie godzinę relaksowałam się w
wielkiej wannie. Gdy z niej wyszłam włożyłam starą, dresową bluzę, czarną
perukę na włosy po czym wcisnęłam je w czapkę z daszkiem. Na nogi nałożyłam
jakieś luźne spodnie, a na stopy trampki. Od jakiegoś czasu właśnie w ten sposób mogłam bezpiecznie opuszczać
swoje mieszkanie. Gdy już byłam gotowa do wyjścia zawahałam się. W sumie od jakiegoś czasu dziennikarskie
hieny nie czatowały pod moim mieszkaniem: więc czy był sens na aż taką
maskaradę? Ale skoro i tak byłam już przebrana (zrobiłam to całkiem odruchowo i
z przyzwyczajenia) po co miałam to robić po raz kolejny?
Wymknęłam się tylnym wyjściem awaryjnym:
jak zwykle zresztą. Małe drzwi skutecznie maskowało duże rozłożyste drzewo
znajdujące się w samym prawym rogu posiadłości. Zwykle reporterzy czatowali
przy głównej bramie i ewentualnie tylnym wyjściu: o trzecim nie mieli pojęcia.
I dzięki Bogu bo gdyby tak nie było prawie pięć miesięcy temu naprawdę byłabym
skazana na areszt domowy.
Dzisiejszy wieczór był dość ciepły. Nie
wpłynął na to deszcz, który padał późnym popołudniem choć przez niego ściemniło
się znacznie szybciej. Postanowiłam więc skrócić sobie dzisiejszy spacer robiąc
tylko jedną rundkę wokół parku: zazwyczaj spacerowałam przynajmniej pół
godziny, ale teraz nie chciałam zbytnio oddalać się od domu. Mój ochroniarz Mordka
i tak narzekał na to, że w ten sposób narażam się na niebezpieczeństwo, ale
miałam to gdzieś. Przecież w swoim przebraniu nie przypominałam w żaden sposób
Agaty Liszewskiej, gwiazdy „Zwariowanych lokatorów”. A nie znajdowałam się w
jednej z dzielnic latynoskiej biedoty tylko w Polsce w dzielnicy dla bogaczy,
gwiazd czy celebrytów. Nikt przecież nie wyskoczy z pistoletem grożąc mi
morderstwem czy gwałtem.
Tyle, że tym razem stało się inaczej. Bo
gdy wychodziłam zza zakrętu, czyjaś wielka, zimna dłoń zatkała mi usta a silne
ręce objęły od tyłu przyciągając do twardego ciała tak, że nie zdążyłam nawet
pisnąć.
- Kogóż tu mamy.- Ochrypły, lekko
przerażający głos zbliżył się do mojego ucha. Odruchowo się wzdrygnęłam
bezskutecznie próbując wyrwać się z kleszczowego uścisku. Po jaką cholerę tu
przyszłam, pomyślałam. Czemu nie posłuchałam Mordki prowokując nieszczęście?-
Hm…niezła z ciebie laleczka. Zabawimy się tak jak ostatnio?- Tym razem
przestałam myśleć. Zaczęłam się szarpać bez ładu i składu czując jak ogarnia
mnie uczucie paniki. Dopiero kilka sekund później zrozumiałam, że to bezcelowe.
Że przecież wystarczy, że lekko podwinę dłoń do góry wyciągając z niej małą
flaszeczkę ukrytą w rękawie. Przynajmniej do tego namówił mnie Mordka: by
zawsze mieć przy sobie środek do obrony.- Spokojnie, to tylko taki żart. To ja
Pa…Aaaaa! Cholera!- Udało mi się. Odzyskując kontrolę nad własnym umysłem
zdołałam przywołać do swojej pamięci lekcje udzielone mi na kursie samoobrony
już ponad trzy lata wstecz. Dzięki temu przypomniałam sobie uchwyt który
pomógłby mi się uwolnić, a potem gdy to się stało psiknęłam draniowi prosto w
twarz gazem pieprzowym. Zaraz potem zaczęłam uciekać, ale dotarły do mnie
pozostałe słowa przestępcy:- Jeezu Liszka, chciałaś mnie zabić?!- Zatrzymałam się
i zdębiałam (a może najpierw zdębiałam co spowodowało że się zatrzymałam?). Zaczynałam
sądzić, że umysł płata mi figla, ale wiedziałam że głos który słyszę za sobą
należy do dobrze mi znanego faceta. Bo oprócz niego nikt nie mówił do mnie
Liszka.
- Fabisiak? Co ty tu robisz?
- Jak to co? Chciałem cię odwiedzić. A
ty jak mnie przywitałaś? Gazem po oczach?- Skarżył się nie odrywając dłoni od
oczu. Z trudem walczyłam nad rozbawieniem: ten widok położonego na ziemi Pawła
całkowicie unieszkodliwionego sprawił mi wyraźną satysfakcję. Zaraz potem
jednak pojawiła się złość.
- A jak ty śmiesz straszyć mnie udając
gwałciciela? Mało nie dostałam zawału. Jesteś już tak zdesperowany, że musisz
zmuszać laski do sypiania z tobą napadając je w ciemnym zaułku późnym wieczorem?!
- Wiedziałem, że to idziesz ty. I
chciałem po prostu zażartować. Teraz już wiem, że to było bardzo głupie. Czym
mi psiknęłaś w oczy?- Jęknął.
- Gazem pieprzowym.
- Jezu, jakie to gówno szczypiące.
- I dobrze, mam nadzieję że wypali ci
oczy.- Warknęłam.- Skąd wiedziałeś, że tu będę?
- Nie wiedziałem, ale ostatnio
wspominałaś o wieczornych spacerach w peruce z czapeczką w daszku i dużej
sportowej bluzie. Gdy zobaczyłem cię w takim wdzianku od razu wiedziałam, że to
ty.
- Tak czy inaczej jesteś stuknięty. A co
gdybym to jednak nie była ja ale jakaś kobieta z chorym sercem? I miałbyś ją na
sumieniu do końca życia.
- Nie dramatyzuj, nic się nie stało.-
Zbył mnie co podziałało na mnie jak płachta na byka.
- Nic się nie stało?! Wystraszyłeś mnie,
to się stało popieprzony palancie.- Odpowiedziałam mu. Potem zaczęłam się
oddalać. Chyba usłyszał odgłos moich kroków, bo na pewno nie mógł zauważyć że
odchodzę od niego. Wciąż trzymał dłonie na gałkach ocznych.
- Idziesz? Liszka, nie zostawiaj mnie
tutaj samego i bezbronnego.
- Spokojnie, jestem pewna że za jakiś
czas spotkasz tu jakiegoś człowieka który zlituje się nad tobą. Ja spadam.
- Nie bądź taka. Przepraszam. Nie wiem
co mnie napadło. A jak udało ci się tak w ogóle uwolnić?
- Nie jestem taka bezbronna jak sądziłeś.
Kiedyś uczęszczałam na kurs samoobrony.- Ciężko westchnęłam patrząc na
Fabisiaka. Wiedziałam, że powinnam odejść. Naprawdę. Ale i tak tego nie
zrobiłam. Zrobiło mi się go żal. Może i przesadzał, ale jego jęki i tak
poruszyły moje skostniałe sumienie. Poza tym byłoby naprawdę nieciekawie gdyby
w takim stanie pod moim domem zauważyłby go jakiś reporter, prawda?- Wstawaj już z tego
chodnika.
Kilkanaście minut później, z wielkim
trudem udało mi się dowlec razem z Pawłem z powrotem do swojego domu tym samym
ukrytym wejściem co poprzednio. Wchodząc, wyjaśniałam tylko Mordce, że przez
przypadek rozpyliłam gaz na twarzy przyjaciela i spytałam jak zneutralizować
jego działanie. Potem postąpiłam zgodnie z jego sugestiami: przemyłam twarz
Pawła zimną wodą i dokładnie umyłam. Nadal jednak oczy mocno go szczypały.
- Dobrze ci tak.- Powiedziałam gdy
zaczął ponownie narzekać.- Odechce ci się głupich żartów.
- Tak, wiem już to mówiłaś. Ale gdybyś
nie zauważyła tuż przed tym jak psiknęłaś mi w oczy zamierzałem cię puścić i powiedzieć
kim jestem.
- Marna wymówka po tym jak wystraszyłeś
mnie na śmierć.
- Wiem. I dlatego po raz kolejny
przepraszam.
- Po kiego licho w ogóle chciałeś tu
przyjść?
- Zapuściłem się trochę dalej biegając i
pomyślałem, że zobaczę tę twoją super willę.
- Akurat. Twój dom znajduje się ponad
siedem kilometrów stąd.
- Przebiegam spokojnie dyszkę.
- W tę i z powrotem byłoby dwadzieścia.
- Okej, okej. Chciałem się z tobą
zobaczyć. Wyprułaś wczoraj z planu jak burza w kiepskim nastroju.
- Nie miałam do kręcenia żadnej sceny
więc moja obecność nie była wymagana.
- Akurat. Uciekłaś.
- Niby przed czym?
- Ty mi powiedz.
- Jej, znowu masz jakieś urojenia?
- A ty znów zwiewasz na sam widok
swojego byłego z siostrzyczką?
- Nie wiem po co z tobą w ogóle gadam. I
czemu ci pomogłam. Powinnam zostawić cię w tamtym parku modląc się żeby
przechodził tamtędy seryjny morderca.
- Nie zrobiłabyś tego. Udajesz taką
twardzielkę, ale tak naprawdę masz wrodzony instynkt opiekuńczy jak każda
kobieta.- Odpowiedział mi. Potem wielokrotnie mrugając usiłował otworzyć oczy.
Były mocno zaczerwienione i lekko opuchnięte, ale poza tym w porządku. Nie
mogłam powstrzymać uśmiechu. Jego przystojna buźka zniknęła. Teraz nie wyglądał
jak super amant.- Aż tak źle wyglądam, że się ze mnie śmiejesz?
- Szczerze? Dużo gorzej. Ale nie
przejmuj się: efekt gazu minie do jutra.
- A może powinniśmy jechać do lekarza?
Co jeśli to szczypanie nie minie? Jak pojawię się na planie?
- Żartujesz? Z powodu takiej błahostki?
Chociaż nie wiesz, to byłoby świetne. Wielki macho Paweł Fabisiak z trudem
uniknął śmierci od pieprzowego gazu.
-
Jesteś okropna. I mi za to zapłacisz. Zobaczysz.
- Na razie to ty mi będziesz musiał
zapłacić za nocleg. Kto biega o północy?
- Nie o północy, ale o dziesiątej
wieczorem. Wyruszyłem po dziewiątej. W lipcu wieczory są bardzo długie.
- Może. Ale to i tak dziwne, nawet jak
na ciebie. Czekaj tu: zaraz przyniosę ci kołdrę i poduszkę. Chociaż nie, pewnie
i tak się stąd nie ruszysz, prawda?- Odpowiedział mi tylko tłumiony warkot.
Uśmiechnęłam się wychodząc z salonu biorąc z szafki świeżą pościel. Gdy
wróciłam kilka minut później Paweł wpatrywał się przed siebie rozwalony na
mojej kanapie. I choć wciąż mrugał częściej niż powinien przynajmniej nie miał
zamkniętych oczu.
- Widzę, że już ci lepiej. Może więc
wyniesiesz się z mojego domu do siebie?
- Aż tak chcesz się mnie pozbyć?
- Tak.- Odparłam szczerze.- W swoim domu
wolę spokój.
- Serio nie masz tu żadnej służby?
- Tak, choć tylko od niedawna. Bardzo mi
się to spodobało.
- Więc, co? Teraz sama latasz z miotłą i
zmywasz naczynia?
- Wyobraź sobie, że tak. A teraz jeszcze
musiałam dla ciebie znieść z góry pościel.
- Wcale nie musiałaś. Spokojnie
zmieścilibyśmy się w twoim łóżku.
- Ha, ha. Nawet zapłakany żartujesz.
- Wcale nie. Dobrze wiesz, że to twoja
wina. A nawet mnie nie przeprosiłaś.
- Ja, ciebie? Jaki bezczelny. Idź już
lepiej spać.
- Chciałbym wziąć prysznic.
- Więc jedź do siebie do domu. Zamówię
ci taksówkę.
- Okej, może być bez prysznica.- Zgodził
się.
- Więc zostawiam cię. Na razie.
- Nie przeczytasz mi bajki na dobranoc?
- Nie znam żadnych bajek.
- Kołysankę?
- Strasznie fałszuję.
- To może chociaż całus?
- Z taką twarzą? Chcesz żebym
zwymiotowała?
- Łamiesz mi serce.
- Akurat. Ty nie masz serca. Na razie.
- Do jutra.
Z uśmiechem na ustach spowodowanym
rozbawieniem bzdurną rozmową z Paweł poszłam do swojej sypialni. Tam powoli się
rozebrałam i przygotowałam do snu. Trochę się obawiałam, że Paweł zacznie coś
kombinować, ale wyglądało na to, że serio przyjął moje rady. Po umyciu twarzy i
zębów wskoczyłam do łóżka. Myślałam, że ze świadomością iż Fabisiak znajduje
się kilkanaście metrów obok w moim własnym domu nie pozwoli mi na spokojny sen,
ale myliłam się. Usnęłam już po kwadransie.
Tyle, że w środku nocy się obudziłam. A
właściwie zostałam obudzona przez hałas zbijanego szkła. Szybko wstałam z łóżka
i pobiegłam w stronę źródła dźwięku.
- Boże, co się stało? Co ty tu robisz?-
Spytałam stojącego w kuchni Fabisiaka. Obok niego leżały odłamki szkła.
- Chciało mi się pić, więc postanowiłem
napić się wody. Ale chyba moje oczy nadal szwankują, bo szklanka wypadła mi z
rąk.
- I dlatego przychodzisz w środku nocy
do mojej kuchni? Najpierw mnie napadasz w parku a teraz buszujesz po domu?
Naprawdę jesteś psychopatą?- Spytałam retorycznie wyjmując ze schowka szczotkę
zmiotkę i szufelkę. Wręczyłam ją Pawłowi.
- Wcale się tu nie włamałem. Drzwi były
otwarte.- Odparł mi. Potem spojrzał na wręczone mu narzędzia.- Ja mam to
sprzątnąć?
- Na pewno nie ja. Jak widzę twoje oczy
wyglądają już w porządku.- Drobne kłamstewko. Bo nadal były mocno
zaczerwienione i podrażnione.- Poza tym która w ogóle godzina?
- Koło drugiej. Nie pomożesz mi?
- Nie, będę cię obserwować. Jeszcze
zniszczysz mi szczotkę lub szufelkę.
- Zawsze w nocy jesteś taka zgryźliwa?
- W nocy, rano, przed snem, po
śnie…chyba tylko w trakcie snu nie.
- Ale przynajmniej nadal jesteś
dowcipna.
- A ty wkurzający. Zabieraj się do
sprzątania.- Sądziłam, że zaprotestuje, ale o dziwo bez jakiegokolwiek
sprzeciwu spełnił moje polecenie. Potem odłożył zbite szkło do kosza.
- Pani Agato, wszystko w porządku?
Usłyszałem hałas.- U progu drzwi zjawił się lekko zasapany Mordka.
- Tak, w porządku. Okazałam się niezdarą
i stłukłam szklankę.- Mój ochroniarz rzucił przelotne spojrzenie Fabisiakowi
jakby w geście ostrzeżenia. Rozśmieszyło mnie to, a jednocześnie rozczuliło.
Nie traktowałam go zbyt dobrze, a mimo to ten napakowany facet się o mnie
troszczył. Może to dlatego dodałam:- Bardzo dziękuję za pomoc, Piotrze. Możesz
wracać do łóżka.
- Przejdę się jeszcze dookoła budynku.
Dziennikarze mogą jeszcze się gdzieś czaić.
- Nie sądzę, przestali tutaj koczować
już jakiś czas temu. Poza tym mamy kamery. Możesz odpocząć.
- Ale…
- …bez dyskusji. Idź spać. To rozkaz.-
Choćbym go o to nie podejrzewała jego usta podejrzanie zadrgały. Uśmiechnęłam
się lekko.
- W takim razie, dobranoc.
- Wzajemnie.
- Jej Liszka, to twój nowy kochanek?-
Spytał Fabisiak gdy tylko zostaliśmy w kuchni sami.- Serio nie mogłaś poczekać
na mnie jednego dnia?- Gdybym nie zauważyła w głosie Pawła żartobliwego tonu i
nie była aż tak zaspana pewnie bym się obraziła, ale teraz poczułam przypływ
rozbawienia.
- No cóż, lubię nowość. A jak sam
widziałeś, Piotrek ma zdecydowanie lepiej rozwiniętą muskulaturę. Widziałeś te
ramiona? Na pewno uniósłby mnie jedną ręką.
- Ale na pewno jest gorszym kochankiem.
Albo ma małego i pakując ratuje swoje ego.
- Zazdrościsz?
- Póki to ja mam ciebie w swoim łóżku a
nie on, to nie.- Fabisiak podszedł do mnie i lekko objął. Potem cmoknął w
usta.- Chociaż mogłabyś sobie wybierać mniej przystojnych ochroniarzy. Aż
dziwne, że gazety nie plotkowały o twoich romansach.
- A co ja Britney Spears żeby sypiać z
ochroniarzem?
- Całe szczęście, że nie.- Paweł
obdarzył mnie mocnym pocałunkiem, który doszczętnie odpędził mój sen. Mimo
wszystko uwolniłam się z jego uścisku.
- Dobra, Panie Czerwone Oczy, wracamy do
łóżka.
- Twojego czy mojego?
- Każdy do swojego.
- Serio mówisz?
- Jak najbardziej. Jestem bardzo
śpiąca.- Skłamałam.
- Bzdura. A jeśli nawet to szybko
odechce ci się spać.
- Paweł…- Urwałam gdy nie poczułam ziemi
pod stopami.- Co ty do cholery robisz? Postaw mnie.
- Niosę cię do łóżka.
- Nie chcę z tobą spać.
- Chcesz.
- Nie, nie, nie. Rozumiesz znaczenia
tego słowa? Wcześniej twierdziłeś, że tak jest, ale zaczynam wątpić.
- Rozumiem, ale ty chyba nie. Wiem, że
tego chcesz. Pytanie tylko dlaczego odmawiasz.- Puścił mnie gwałtownie. Na
szczęście znaleźliśmy się już w mojej sypialni. Potem usiadł obok na łóżku.
Spodziewałam się, że się na mnie rzuci ale nie zrobił tego. Ten fakt zbił mnie
z tropu.- Więc?
- Więc co?
- Co się znowu stało? Twoja twarz ma
wyraz: przez Pana Idealnego cierpię.
- Bzdura. Jestem zmęczona. Jakbyś nie
zauważył jest noc.
- Czyli najlepsza pora na wyznania.
- Chyba dla ciebie.
- Dla ciebie też. Ja nie potrzebuję się
wygadać.
- Ja też nie. I nie rozumiem po co mnie
ciągle wypytujesz. Może teraz dla odmiany ja zapytam o coś ciebie?
- Jak powiesz co cię gryzie pozwolę ci
zadać jedno pytanie.
- Poważnie? I mi odpowiesz?
- Tak, chyba że będzie to coś strasznie
żenującego jak pytanie o to co musiałem włożyć sobie do gaci w piątej klasie
podstawówki gdy przegrałem zakład.
- A co włożyłeś sobie do gaci w piątej
klasie podstawówki gdy przegrałeś zakład?
- Mówiłem ci, żebyś o to nie pytała. To
jak?- Westchnęłam patrząc mu prosto w oczy. Potem spuściłam wzrok. Choć
mogłabym się założyć o całe swoje bogactwo, że zachowywałam się dziś wobec
niego normalnie wyczuł we mnie zmianę. I to, że potrzebuję kogoś by się
wygadać.
- Dziś mija nasza druga rocznica spotykania
się ze sobą. To znaczy gdybyśmy wciąż byli razem.- Zaczęłam.
- Ciebie i Bartka?- Przytaknęłam.
- Wiem, że to głupie, ale czuję się
nieco dziwnie. Jeszcze kilka miesięcy temu planowaliśmy wspólny wyjazd: nie za
granicę, bo przecież mieliśmy uczestniczyć już w nagraniach do „Zwariowanych
lokatorów”, ale weekendowy wypad na Mazury. Zamówiliśmy nawet pokój w najlepszym
hotelu.
- Serio? Nie odwołaliście rezerwacji?
- Tak. Sądziłam, że on to zrobił ale widocznie
zapomniał. A dziś rano zadzwoniła do mnie jakaś kobieta. Pytała co się stało.
Pewnie mimo rezerwacji na nazwisko panieńskie mojej matki dowiedziała się kogo
mogła gościć.
- Z pewnością. I dlatego jesteś taka
smutna?
- Wcale nie jestem. Już
raczej…wściekła.- Ciężko odetchnęłam.- Tak, wiem jakie to głupie i żałosne
jeśli to chcesz właśnie powiedzieć. Nie odzywaj się więc, jeśli tak w istocie
jest. I tak wiem, że uważasz całą tę moją miłość do niego za bardzo żałosną.
- Wcale nie. Wiesz, początkowo sądziłem,
że po prostu się głupio zadurzyłaś. I dlatego okrutnie z ciebie kpiłem,
przepraszam. Po prostu ja nigdy się nie zakochałem i za Chiny nie potrafiłem
zrozumieć o jakich do cholery motylkach w jelitach mowa.- Roześmiałam się.
- Chyba w brzuchu.
- A co za różnica?- Wzruszył ramionami.-
Ale chyba coś w tym musi być.
- Serio nigdy się nie zakochałeś?
- Nie. To znaczy właściwie tak: zadurzyłem
się kilka razy. Ale przechodziło mi jeszcze szybciej. Czasami nawet po jednej
randce. Chyba wciąż czekam na tę jedyną.
- A to mnie nazywałeś romantyczką.
- Tylko żartowałem. Jakoś nie jestem w
stanie wyobrazić sobie siebie z jedną kobietą przez dwadzieścia najbliższych
lat. Po co ograniczać się do jednej skoro w koło są tysiące?
- Czemu nie jesz całej zawartości
szwedzkiego stołu choć masz go do dyspozycji?
- Bo najadam się kilkoma łyżkami
jajecznicy na boczku.
- Właśnie.
- Upraszczasz sprawę.
- A ty ją komplikujesz. Gdy się
zakochasz to zrozumiesz; nie będziesz chciał innej kobiety.
- Ty ze mną jednak sypiasz.
- A co to ma do rzeczy?
- To, że podobno kochasz Bartosza.
- To nie to samo.
- Ja sądzę inaczej. I nie powiesz mi, że
mnie nie pragniesz bo zdradza cię reakcja twojego ciała. Możesz mówić, że
wyobrażasz go sobie w łóżku, że chodzi tylko o seks…ale mimo wszystko robisz
to. Robisz to ze mną a nie z nim. Czyli go zdradzasz nawet jeśli tylko wobec
samej siebie, bo nic was już nie łączy.
- I tak nie jest i nie będzie już nigdy
mój. Mam więc zostać zakonnicą do końca życia?
- Nie. Po prostu wytykam ci błędy w
rozumowaniu. I ty chyba sama je zauważasz. To dlatego mnie atakujesz.- Paweł
wstał z łóżka po czym usiadł blisko mnie.- Nie kochasz Bartosza.
- Słucham?
- To jedna opcja. Inna to taka, że twój
światopogląd może rozbić i zniszczyć ktoś taki jak ja kogo nazywasz dupkiem.
Która z nich jest prawdziwa?
- Żadna. To zbyt skomplikowane.
- Czy przedtem nie zarzuciłaś mi czegoś
odwrotnego?
- O co ci właściwie chodzi?
- O nic. Chcę zrozumieć.
- Akurat. Chcesz mnie wkurzyć. Sprawia
ci to przyjemność. Nie wiem po co ci to w ogóle mówię.
- Bo jestem jedyną osobą przed którą nie
musisz udawać jaka z ciebie wredna osoba. Ale zawsze możemy porobić coś innego
niż rozmowa.- Dorzucił wymownym tonem.
- Dupek z ciebie.
- Dziękuję.- Nic sobie nie zrobił z
mojej obelgi. Wręcz przeciwnie: z uśmiechem na twarzy pocałował mnie w usta
jakbym powiedziała mu najpiękniejszy komplement.- W takim razie dobranoc
Liszka.
- Idziesz?
- A mam zostać?
- No nie.- Speszyłam się zdziwiona jego
szybką kapitulacją.
- Uwierz mi kochana, że z chęcią bym został,
ale powinienem rano wcześniej wstać i wrócić do siebie. W przeciwnym razie
przeczytam po jutrze w gazecie o swojej nocnej wędrówce nie wiadomo skąd.
- Rozumiem, nie musisz się tłumaczyć.
- Wcale tego nie robię. Chcę stłumić
twoje rozczarowanie.- Rzuciłam w niego poduszką.
- Dupek.- Gdy podszedł do mnie bliżej przykryłam
się szczelnie pościelą. Czyżby zmienił zdanie? Hm, ja w każdym razie na pewno.-
Choć do mnie.- Powiedziałam po prostu. Nigdy nie byłam za dobra w kobiecych
gierkach. Po co więc miałam udawać, że go nie pragnę gdy tak było? I co z tego że
zrobimy to w moim domu w drugą rocznicę mojego związku z Bartoszem? (Korekta:
byłego związku) Może to nawet i lepiej…
- Rzucasz we mnie poduszką? Jej co za
teatralny gest. I to określenie: dupek…Nie stać cię na coś bardziej
oryginalnego?
- Nie cierpię cię.- Odpowiedziałam
jednocześnie odkrywając pościel i odrzucając ją na drugą stronę łóżka. Dobrze
zrozumiał ten gest. Jego oczy zaczęły błyszczeć. (Albo tak mi się tylko
zdawało)
- Mów dalej.- Gdy zdjął koszulkę
uśmiechnęłam się.
- Wprost nie znoszę.- Dodałam z trudem
zachowując powagę. Zwłaszcza gdy nakrył mnie swoim ciałem.
- Coś jeszcze?
- Wkurzasz mnie jak tylko otwierasz tę
śliczną buźkę.
- O tak.- Jednym płynnym ruchem pozbył
się mojej koszulki odsłaniając gołą klatkę piersiową. Pod wpływem jego
spojrzenia cała się roztapiałam.- Szczera prawda.
- I jesteś pieprzonym arogantem.
- Pieprzona to zaraz ty będziesz.- Mocno
mnie objął i zachłannie pocałował. Z pasją odpowiedziałam na jego pocałunek
zarzucając mu ramiona na szyję. Zaczęłam gładzić jego ramiona delektując się
grą mięśni na jego plecach. On z kolei jedną dłonią dotykał mojej piersi a
drugą zaczął kierować w bardziej intymne rejony mojego ciała. Jęknęłam gdy
poczułam w sobie jego palce.
- O Boże, przez ciebie nie mogę się
opanować.
- Więc tego nie rób.- Warknęłam zła, że
się ode mnie odsunął.
- Ale nie mamy czasu.
- Więc zostaniesz tu do jutra. Albo na
następny dzień. I nawet pozwolę ci spać w moim łóżku.- Roześmiał się ciężko
dysząc cmokając mnie szybko w usta.
- Nie kuś. Przecież mamy inne plany.
- Na jutro?
- Właściwie już na dzisiaj. Powinniśmy
wyjechać dość wcześniej.
- Gdzie?
- Jak to gdzie? Na Mazury. Chcesz by
gest Pana Idealnego się zmarnował?
- Więc chcesz wykorzystać tą rezerwację?
- A ty nie?
- Zirytujemy Bartka.
- Więc wyślemy mu pocztówkę.
- A
może nie chcę z tobą jechać?- Spytałam głównie po to by to jego zirytować.
Roześmiał się.
- Dobra, więc zabierzemy jeszcze tego ochroniarza Piotrka. Pasuje?- Teraz to ja się roześmiałam.
- Dobra, więc zabierzemy jeszcze tego ochroniarza Piotrka. Pasuje?- Teraz to ja się roześmiałam.
To była kolejna głupia rzecz, którą
zdecydowałam się zrobić przez Fabisiaka. Pojechałam z nim w czysto spontaniczną
wycieczkę praktycznie bez przygotowania czy chęci. Jak zmienił mojego doła
emocjonalnego w pełną pasji ciekawość? Nie miałam pojęcia. Nie chciałam też na
razie zastanawiać się nad pytaniem które mi wcześniej zadał, choć błąkało się w
zakamarku mojego umysłu. A właściwie stwierdzeniem.
Nie
kochasz Bartosza.
To
jedna opcja. Inna to taka, że twój światopogląd może rozbić i zniszczyć ktoś
taki jak ja kogo nazywasz dupkiem.
Właśnie: więc dlaczego tak jest?
Dlaczego umieram z zazdrości o chłopaka, którego sprzątnęła mi sprzed nosa
siostra jednocześnie sypiając z innym? To był dla mnie pierwszy sygnał. A
raczej powinien nim być gdybym znalazła odpowiedź na swoje pytanie.
Na Mazury wybraliśmy się taksówką: nasza
podróż była w zasadzie bardzo przyjemna, bo przez kilka godzin odsypialiśmy
nocne harce. Gdy się ocknęliśmy znajdowaliśmy się godzinę drogi od hotelu. Czas
upłynął dość szybko, więc jeszcze przez wieczorem zakwaterowaliśmy się,
zjedliśmy kolację i rozpakowaliśmy rzeczy, a potem poszliśmy na spacer.
W zasadzie to nie pamiętałam co
dokładnie wynajął Bartosz, ale okazało się to dużym pokojem z osobną łazienką i kuchnią. Był też mały korytarzyk
łączący te pokoje. A wszystko urządzone w gustownej bieli i wrzosie.
- To Pan Idealny miał gest. Niezłe
miejsce co? Musiał trochę wybulić.- Odezwał się jednocześnie kładąc się na
wielkim łóżku w bardzo nieelegancki sposób.
- Daj spokój.- Odparłam, bo nie miałam
zamiaru rozmawiać o Bartoszu.- Chcesz iść teraz pod prysznic czy mam poczekać?
- Idź. Wolę żebyś potem już czekała na
mnie w łóżku.
Nie odcięłam się mu, bo nie widziałam w
tym sensu. Choć jeszcze chwilę temu szczerze powiedziałabym, że marzę tylko o
śnie, ale słowa Pawła spowodowały że dreszczyk podniecenia przebiegł przez moje
ciało. Weszłam do łazienki zdejmując z siebie całą garderobę. Postanowiłam, że
zrezygnuję z mycia głowy. Tak będzie szybciej.
I szybciej znajdę się w łóżku z Pawłem.
Okazało się, że on myślał tak samo jak
ja bo jakiej pięć minut później drzwi łazienki otworzyły się tak samo jak drzwi
do kabiny prysznica. Początkowo stanowczo kazałam Fabisiakowi się wynosić, ale
zakłopotanie i wstyd spowodowane własną nagością szybko zamieniły się w
pożądanie i ekstazę. Pieściliśmy się pod strumieniami gorącej wody tak się
nakręcając, że gdy wyszliśmy spod prysznica cali umazani pianą bo nie mogliśmy
się powstrzymać od tego by się nie kochać. A potem rzuciliśmy się na łóżko jak
jakieś nabuzowane nastolatki turlając się i chichocząc.
Nazajutrz okazało się, że przestaliśmy
być anonimowi: kelnerka poprosiła o autografy, tak samo jak recepcjonistka czy jeden
mieszkaniec hotelu. Odebrało mi to całą radość wycieczki. Paweł jednak znalazł
na to sposób. W najbliższym sklepie kupił mi perukę z kręconymi, rudymi
włosami, duży słomiany kapelusz i wściekle różową czerwoną sukienkę. Siebie z
kolei zaopatrzył w przeciwsłoneczne okulary i sztuczne wąsy z którymi o dziwo
było mu do twarzy. Czułam się jak klaun nosząc to przebranie, ale jednocześnie
bardzo mi się podobało. Udawałam kogoś kim nie jestem nie przejmując się tym
jak odbiorą mnie inni. Głośno się śmiałam, zwymyślałam kelnera który skrzyczał
jakąś biedną sprzątaczkę za to, że na wycieraczce przed salą jest piasek,
wciągnęłam Pawła do budki ze zdjęciami byśmy sobie je zrobili w naszych
przebraniach. Kąpałam się nago nad jeziorem (choć trzeba przyznać że o drugiej
w nocy więc nikogo tam poza Fabisiakiem nie było), przyjęłam jego zakład o to
że podejdę do obcego faceta udając że go znam i pocałuję w policzek, a gdy
jakaś kobieta zaczęła mizdrzyć się do Pawła powiedziałam, że jest moim mężem i
że jestem z nim w drugim miesiącu ciąży. Udało mi się nawet uronić parę łez
tak, że ta biedna dziewczyna mało co się nie rozpłakała co chwila powtarzając
że mnie przeprasza. Fabisiak przez długi czas śmiał się ze mnie potem, a gdy
tylko znaleźliśmy się w łóżku oznajmił, że jako jego żona mogę z nim zrobić co
tylko zechcę. Jak zwykle jego arogancka spowodowała we mnie gwałtowną chęć
utarcia mu nosa, ale dałam za wygraną. Oglądanie go bez koszulki przez cały
dzień znacznie podkręciło mój apetyt. Tyle, że po wszystkim obudziłam się w nocy
wtulona w jego ramię. Uśmiechnęłam się widząc jego śpiącą twarz tak przystojną,
że niemal doskonałą nawet w tak niedoskonałym momencie jak ten. Miałam ochotę
pogładzić go po policzku i wtulić się głębiej w jego szyję, ale szybko tego
zaniechałam. Spoważniałam, bo wydało mi się to niepokojące. Ja tylko uprawiałam
z Pawłem seks, nic więcej. Skąd więc ten odruch czułego gestu? Byłam zbita z
tropu. Dlatego ostrożnie podniosłam się z łóżka biorąc koc. Potem skierowałam
na sofę znajdującą się niedaleko telewizora.
- Co się stało?- Chwilę później
usłyszałam jego senny głos. No cóż, najwyraźniej nie zachowywałam się tak cicho
jak sądziłam.
- Nic, idź spać.
- A ty? Nie chcesz ze mną spać?
- Nie.
- Dlaczego?- Bo spanie jest rzeczą
intymną. Bo leżąc obok kogoś pragnie się czegoś więcej niż zaspokojenia,
pragnie się poczucia bliskości, czułości. Bo można powiedzieć wtedy coś czego będzie
się żałować. Bo można się do tego przyzwyczaić a to ma być tylko seks.
- Bo nie.- Odparłam mu tylko.- Jest mi
niewygodnie. Strasznie się wiercisz.- Dodałam kłamliwie.
- Postaram się tego nie robić.-
Potraktował moje uwagi na poważnie.- Daj spokój z tą kanapą.
- Śpij już.
- Nie mogę robić tego ze świadomością,
że ty będziesz spała na twardej kanapie.
- Daruj już sobie tę udawaną empatię.
- Mówię serio. Bez ciebie już nie zasnę.
- Przez 33 lata nieźle sobie z tym
radziłeś.
- Ale z tobą pod ręką śpi mi się jeszcze
lepiej. – W odpowiedzi tylko się uśmiechnęłam. Nie rozumiałam czemu słysząc to
wyznanie jakieś ciepło rozlało się do mojego wnętrza, ale tak się stało. Drugie
ostrzeżenie.
Którego po raz kolejny nie posłuchałam.
Chyba miłość kroczy coraz szybciej....?
OdpowiedzUsuńAlez to opowiadanie jest optymistyczne, lekkie i takie, hmmm naturalne.
Pozdrawiam
Ania
Ps. nie zlożylam życzeń wcześniej, więc teraz wszystkiego naj, naj naj na ten czas
Bardzo dziękuję 😊
UsuńTak się cieszę, że miedzy nimi dzieje sie wreszcie coś więcej niż pożądanie i mam nadzieję,że to tak wygląda nie tylko ze strony Agaty :)
OdpowiedzUsuńHmmm... chyba między Agatą a Pawełem rodzi się uczucie. Ciekawa jestem tylko czy ze strony Pawła jest to szczere. To opowiadanie jest inne niż dotychczasowe, ale równie dobre jak wszyatkie. Lekkie, śmieszne i pozytywne. Czekam na następną część niecierpliwie. Pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńBędzie coś dziś? ;)
OdpowiedzUsuńRaczej tak, chociaż prawdę mówiąc jeszcze nie zaczęłam pisać. Na dodatek sie przeziębiłam wiec jestem troche zmęczona, ale chyba sobie poradzę. Najwyżej będzie krótsza niż zazwyczaj.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń