Łączna liczba wyświetleń

sobota, 21 listopada 2015

Ktoś całkiem inny: Rozdział XXVI



Zwykle lubiłam wesela (no może nie po śmierci Anity, ale przed nią), a nawet wręcz je uwielbiałam. Tyle, że tym razem było inaczej. Uroczystość z okazji ślubu Pauliny i Wojtka dłużyła mi się niemiłosiernie. A wszystko za sprawą Tomka. Czemu do mnie nie podszedł w trakcie oczepin? Wiedział, że jako druhna muszę to nadzorować, ale przecież moglibyśmy zamienić kilka słów. Nic by się nie stało. A on po prostu stał na samym końcu sali, a potem znów gdzieś zniknął. Zauważyłam, że Krzysztof też, więc pewnie był z nim. Jej, mam tylko nadzieję, że nie nagada mojemu byłemu mężowi jakichś głupot. Bo skoro naprawdę sądzi, że ja i Andrzej…
Dość, takie myśli mi nie pomogą, powiedziałam sobie w  myślach. Przecież najpóźniej za godzinę wszystko się skończy. Będą jeszcze tańce i ostatni ciepły posiłek który musiałam nadzorować (po kiego licho zgodziłam się pomóc Pauli w organizacji cateringu który szwankował?). A potem będę wolna.
Z biegiem czasu trochę się uspokoiłam. W końcu czekałam na to spotkanie 10 miesięcy. Nic się przecież nie stanie jak poczekam jeszcze trochę.
Niestety, gdy nadszedł moment gdy dyskretnie mogłam się oddalić w poszukiwaniu Tomka znów moja uwaga została odwrócona. A to za sprawą Andrzeja, którego znalazłam w korytarzu męskiej łazienki. Przez ten czas gdy zostawiłam go samego musiał sporo wypić. Miał tak mętny wzrok, że nie byłam pewna czy nawet zarejestrował moje wejście.
- Andrzej?- Powiedziałam jego imię. Tak jak się spodziewałam nie zareagował.- Do kroćset.- Mrugnęłam pod nosem. Potem podeszłam do niego bliżej. Nie tylko sporo wypił. Był pijany jak bela. Postanowiłam, że gdy wytrzeźwieje poruszę z nim ten temat. Dalej pijąc z taką częstotliwością i ilością może niechybnie wprowadzić się w nałóg.- Sławiński, wstawaj.- Dodałam już na głos.- Słyszysz? To ja, Ania.
- Aniaaaa.- Wymruczał uśmiechając się pod nosem. Wywróciłam oczami klękając koło niego zastanawiając się jak go niby udźwignę albo kto ewentualnie może mi pomóc by narobić mu jak najmniejszego wstydu.
- Tak, to ja. Czemu aż tak się upiłeś? Czy nie mogę zostawić cię na chwilę niczym małego dziecka? Obiecałeś mi już nie pić.- No dobra, może i nie obiecał. Ale tak czy owak i tak zrobił źle.
- Wiem.- Niemal wyszeptał. A potem zaśmiał się tylko trochę bełkotliwie.
- Pięknie. Co tam sobie wyobrażasz w swojej pijackiej wizji, że jesteś taki rozbawiony?
- Nic. Po prostu przypomniałem sobie coś.
- Co?- Otworzył usta jakby chciał mi coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
- Jesteś taka do niej podobna, wiesz?
- Hm?- Nie miałam pojęcia o czym on mówi.
- Do Julki.- W jednej chwili poczułam ogromne rozczulenie. Jak bardzo musiał ją kochać skoro wciąż o niej myśli, skoro nie może zapomnieć i żyć dalej. Skoro alkohol stanowi jego odskocznię.- Przesadziłem co? Z alkoholem. Zwykle się tak szybko nie upijam. Ale dziś…jestem idiotą.
- Wcale nie.
- Tak. Ona…naprawdę już się z tym pogodziłem. Ale czasami…czasami to tak mocno boli. Jakbym utracił jakąś cząstkę siebie. Jakbym teraz nie mógł normalnie funkcjonować. To tak jakby odcięto mi rękę lub nogę. Nigdy nie będę już kompletny.- Co można było na to powiedzieć?- Jestem żałosny.
- Wcale nie.
- Wcale tak. Użalam się nad sobą. I wiem o tym. Ale nie wiem jak bardzo bym się starał to i tak czuję pustkę, której nie potrafię zapełnić pracą czy spotkaniami z kumplami. Oni mają rodziny, mają kochające żony a ja? Ja nie mam nic. Nigdy nie sądziłem, że będę im zazdrościł ale tak jest.
- Och, Andrzej, Andrzej. Uda ci się. Wierzę, że ci się uda. Musisz tylko chcieć o tym porozmawiać, wyrzucić to z siebie.
- Nie potrafię. Nawet teraz czuję się jak bałwan. Albo klaun. Tak mnie nazywała wiesz? Mówiła, że jestem klaunem. Nigdy tylko nie wyjaśniła mi właściwie dlaczego. I chyba już nie wyjaśni.
- Wiesz ja…ja mogę tam z tobą pojechać.
- Gdzie?
- Do niej. Na jej…grób.
- Nie chcę.
- Andrzej, ale to może…
- Nie chcę, rozumiesz?- W jednej chwili jakby wytrzeźwiał. Zaczął podnosić się  z podłogi. Gdy próbowałam mu pomóc odsunął od siebie moją dłoń.- Zostaw, dam sobie radę.- W milczeniu obserwowałam jak próbuje zmusić swoje ciało do przybrania pozycji pionowej, ale nie za bardzo mu to wychodzi. Dlatego mimo jego niechęci postanowiłam mu pomóc. Potem ostrożnie podtrzymując, z trudem skierowałam się do tylnego wyjścia przez kuchnię. W ten sposób nikt nie widział Sławińskiego pijanego. Miałam zamiar zadzwonić po taksówkę, ale kalkulując, iż o tej porze może zjawić się w najlepszym razie za godzinę  i wykorzystując fakt, iż sama nie piłam (oprócz jednego toastu na cześć par młodej, ale to było jeszcze o ósmej wieczorem i wypiłam pół kieliszka, więc uznałam że do trzeciej w nocy już wytrzeźwiałam) postanowiłam odwieść Andrzeja do domu jego samochodem. Uprzedziłam tylko o tym główną kucharkę i lekko zdenerwowana usiadłam za fotel kierowcy. Bądź co bądź obsługa małego fiata rodziców to mały pikuś w porównaniu ze sportowym wozem. Miałam nadzieję, że o tej porze drogi będą jednak puste i jakoś uda mi się dojechać na miejsce bez szwanku.
Tak też się stało. Wiedziałam gdzie mieszka Sławiński, bo już kiedyś byłam w jego mieszkaniu gdy pomagał mi przy remoncie piętra cukierni. Wstąpił wtedy bo swoje narzędzia. Teraz więc mogłam bezpiecznie odstawić go do domu. Problem pojawił się gdy uświadomiłam sobie, że teraz to ja nie mam jak wrócić na wesele. Mogłam co prawda wziąć jego samochód wracając tak jak przyjechałam, ale nie chciałam aż tak korzystać z nieświadomości Andrzeja. Byłam pewna, że by mi na to pozwolił, ale mimo wszystko wypadało spytać go o zgodę. A o tej porze autobusy kursowały bardzo rzadko. Najbliższy właśnie uciekł mi dziesięć minut temu, więc następny miałam za godzinę. No cóż, przynajmniej położę Sławińskiego do łóżka, a potem wyjdę na autobus. Stamtąd już w kilka minut dotrę na miejsce.
Niestety, wszystko potoczyło się nie tak jak chciałam. Bo zaczęliśmy rozmawiać z Andrzejem na kanapie; potem zrobiłam mu mocnej kawy by wytrzeźwiał. Sama wybrałam gorącą herbatę. A potem nie wiedzieć czemu zasnęłam zupełnie zapominając o weselu i Tomku z którym miałam porozmawiać.
Obudziłam się następnego dnia z niesmakiem w ustach i bardzo bolącą szyją. Właściwie nie wiedziałam co z tych dwóch rzeczy jest straszniejsze. Z cichym jękiem otworzyłam oczy próbując wstać i zorientowałam się, że szyja boli mnie z powodu niewygodnej pozycji w której spałam. Bo spałam na ramieniu Andrzeja, który z kolei opierał swoją głowę na mnie tak, że gdy wstałam przechylił się w jedną stronę budząc się. Komicznie potrząsnął głową niczym pies po wpadnięciu do wody. Potem spojrzał na mnie kilkakrotnie mrugając jakby nie mógł uwierzyć, że mnie widzi.
- Ania?- Mrugnął.
- Jak widać.- Uśmiechnęłam się sięgając do swojej kieszeni i wyjmując z niej komórkę. Kurczę, była prawie dziewiąta. Na dodatek na wyświetlaczu ujrzałam kilka nieodebranych połączeń od Pauli, Wojtka, Agnieszki i kucharki. Widocznie martwili się czemu tak długo nie wracam. Ostrożnie pokręciłam kilkakrotnie swoją szyją. No, może nie było aż tak źle.- Masz dużego kaca?
- Co…? Nie, chyba nie. Co ty tu robisz?
- Najwyraźniej zasnęłam odwożąc cię do domu.
- Naprawdę? Niezbyt to pamiętam.
- Nie dziwię ci się. Gdyby ja tyle wypiła to też bym nie pamiętała.- Albo mi się wydawało, albo się zaczerwienił. No, chociaż tyle dobrze. To, że był zakłopotany swoim stanem świadczyło o tym, że nie jest jeszcze nałogowcem. Alkoholicy zazwyczaj nie widzą problemu w tym, że piją.- Dobra, w takim razie idę do kuchni zrobić nam porcję kawy. Potem zostawiam cię tutaj samego, bo muszę wracać na salę. Pewnie jeszcze nie jest sprzątnięta, a miałam w tym pomóc.
- Ja też mogę pomóc.
- Ty lepiej doprowadź się do porządku.
- W takim razie kto cię odwiezie?
- Na pewno nie ktoś, kto wczoraj wypił hektolitry alkoholu.
- Hej, nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. A teraz idź pod prysznic, to cię otrzeźwi. Kawa zrobi resztę.
- Dzięki.
- Drobiazg.- Z trudem zachowałam kamienny wyraz twarzy gdy widziałam jego niepewność. Widocznie to, że po raz drugi stałam się świadkiem jego upokorzenia (bo najpierw upił się w barze a teraz na weselu Wojtka) i zapewne jak sądził się przy mnie uzewnętrzniał wprawiało go w zakłopotanie. Nie miałam dłużej czasu o tym myśleć, bo już piętnaście minut później byłam gotowa do drogi. Dopijając łyk swojej kawy z zazdrością patrzyłam na orzeźwionego po kąpieli Andrzeja zdając sobie sprawę ze swojego żałosnego i nieświeżego wyglądu. No ale trudno, odpocznę później.
Pod weselną salą zjawiłam się niecałe trzy kwadranse później. Spieszyłam się przy tym jak tylko mogłam, bo i tak czułam że nie wywiązałam się  z powierzonego mi zadania. Miałam wszystko nadzorować a ja co robiłam? Niańczyłam pijanego faceta. Na dodatek nie pożegnałam się z Pauliną i Wojtkiem, którzy mieli wyjechać dziś rano na krótką podróż poślubną do Ustki.
W środku zastałam krzątających się pracowników; wśród nich była Iza. Na mój widok się uśmiechnęła. Od razu zaczęłam ją przepraszać (miałyśmy koordynować całą akcję razem, a ja zwaliłam to na jej barki), ale ona przerwała mi łagodnie:
- Dobrze, że już jesteś. Tomek czeka na ciebie już od pół godziny.
- Tomek tu jest?
- Tak.
- Boże.- Skwitowałam to tylko myśląc o swoim koszmarnym wyglądzie. Izabela jakby czytając mi w myślach roześmiała się.
- Wyglądasz dobrze. Tylko sukienka ci się trochę wygniotła. A tak w ogóle to gdzieś ty nocowała?
- Długa historia; potem ci opowiem. A gdzie on teraz jest?
- Chyba w kuchni. Pomaga w zmywaniu. Jeszcze wczoraj…to znaczy dzisiaj, bo w zasadzie było wtedy po północy dał się wmanewrować Paulinie. Podobno obiecał kiedyś rewanż za to co się wydarzyło między nimi w przeszłości. No i ta zaproponowała pomoc przy sprzątaniu. Chyba miała nadzieję, że w ten sposób da wam sposobność rozmowy, ale ty gdzieś się zmyłaś.
- Dobra, w takim razie już lecę do kuchni. Iza?
- Tak?
- Naprawdę dobrze wyglądam?- Kasprzyk roześmiała się tylko kiwając głową, a potem wróciła do ścierania stołów. Ja z kolei weszłam do kuchni.
Nie od razu mnie zauważył, ale ja jego tak. Wydawał mi się być jakby wyższy choć było to przecież absurdalne. Wiek w którym mógłby urosnąć już dawno minął. Ale z tyłu jego sylwetka wyglądała dużo masywniej. Albo to kwestia kroju tego fartuszka który miał na sobie. Bo zdecydowanie był przeznaczony dla osób mniejszych od niego.- Tomek?- Zawołałam.
- No, nareszcie.- Odezwał się nawet się nie odwracając.- Coś kiepsko się zwijasz Iza i nie mam już czego zmywać. Gdy Agnieszka była w trzecim miesiącu miała już niezły brzuszek, ale za to wigoru dwa razy więcej niż zazwy…- Dopiero teraz odwrócił się delikatnie przez prawe ramię. Uśmiech na jego twarzy zgasł gdy spojrzał mi prosto w oczy. Zaraz potem ponownie rozświetlił mu rysy. Przełknęłam kilkakrotnie ślinę czując jak zaczyna mi brakować powietrza. Bo stał tu. Przede mną. Żywy i w stu procentach prawdziwy. Na dodatek się do mnie uśmiechał.- Cześć.- Usłyszałam po nieskończenie ciągnącej się w moich myślach ciszy podczas gdy w rzeczywistości upłynęły może trzy sekundy.
- Cześć.- Odpowiedziałam mu w ten sam banalny sposób. Ale jak to zwykle w takich przypadkach bywa, gdy ludzie mają sobie zbyt dużo do powiedzenia, nie wiedząc od czego zacząć po prostu milczą. Tak było teraz między nami. W głowie wirowała mi masa myśli, kłębiło się wiele pytań począwszy od tego dlaczego nie powiedział mi o swoim niespodziewanym przyjeździe a skończywszy na pytaniach odnośnie jego pobytu we Francji. No i najważniejszego: rozmowy która wydarzyła się między nami przed jego wyjazdem. I obietnicy. Jak miałam go więc teraz traktować? Jak on potraktuje mnie? Jak znajomą? Przyjaciółkę? Swoją ukochaną? Nie miałam zielonego pojęcia.
- Ja…
- Dlaczego…- Po przedłużającej się ciszy zaczęliśmy mówić niemal jednocześnie. I oboje przerwaliśmy. Potem się uśmiechnęliśmy. Tomek gestem kazał mi bym zaczęła.
- Ja chciałam spytać kiedy wróciłeś. I dlaczego wczoraj się ze mną nie przywitałeś. Zauważyłam cię na weselu, ale z powodu roli jaką pełniłam nie mogłam tak po prostu podejść.
- Wiem, ale gdy cię zobaczyłem…wiedziałem, że będziesz druhną bo mówił mi o tym Wojtek. Poza tym na ślubie…
- Czekaj, więc byłeś na ślubie Wojtka z Paulą?
- Nie, chociaż bardzo chciałem. Gdyby samolot się nie opóźnił z pewnością bym zdążył.- A więc przyjechał na przyjęcie prosto z lotniska.
- Och.- Skomentowałam to tylko. Potem znów zapadła między nami na moment cisza.
- Poza tym…- Kontynuował Tomek po dłuższej chwili.- …postanowiłem zadowolić się obserwacją ciebie. No i sądziłem, że będziemy mieli szansę na rozmowę nieco później.
- Tak, ja też. Ale Andrzej…to znaczy przyjaciel twojego brata trochę się upił i musiałam pomóc mu dotrzeć do domu.
- Nocowałaś u niego?- Starałam się dostrzec, czy w jego słowach brzmiał wyrzut lub podejrzliwość. Ale nie zauważyłam żadnego z tych elementów. Dlatego szczerze odparłam:
- Tak. Taksówka przyjechałaby dość późno, a on…no, nie był w najlepszym stanie.
- Rozumiem.- Mrugnął spuszczając głowę. Potem znów ją podniósł patrząc mi prosto w oczy.- Agnieszka mówiła, że bardzo się zaprzyjaźniliście.- W tym stwierdzeniu również nie dostrzegłam niczego niepokojącego.
- Jakoś tak wyszło. Całkiem przypadkiem.
- Podobno ciężko mu po stracie Julki.
- Tak, ale teraz jest już lepiej.- Odpowiedziałam lekko naginając prawdę. Bo z Andrzejem wcale nie było lepiej. Najgorsze było to, że ukrywał swoje emocje i ból nawet przede mną. Jednego dnia potrafił śmiać się i żartować, a drugiego mówić jak bardzo ją kocha załamując się pod wpływem alkoholu. To nie sugerowało niczego dobrego. Jednak informując o tak intymnych szczegółach Tomka czułam, że w ten sposób zdradziłabym Andrzeja.
- To chyba dobrze. Ale dość o nim. Co u ciebie? Jak idzie prowadzenie cukierni, sprzedaż? Słyszałem, że razem z Agnieszką weszłyście w spółkę.
- Tak, choć zrobiły to tylko po to by zapewnić mi początkowy kapitał którego potrzebowałam. Ale mam nadzieję, że niedługo im się to zwróci. Do tego Paula kilka razy w tygodniu wpada na trochę gdy Pawełek ma z kim zostać. No i Izabela całkiem dobrze radzi sobie z deserami, ale niedługo pewnie nie będzie chciała pracować ze względu na ciążę. Choć może to i dobrze bo ma prawdziwy talent.  Jeszcze trochę i będzie lepsza niż ja.
- Nie sądzę; jesteś najlepszą cukierniczką.
- Z ciebie za to prawdziwy pochlebca. Tak właściwie to powinnam ci podziękować za to, że „Słodki świat” może wciąż funkcjonować. Dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś.
- To był drobiazg. I w ogóle nie powinnaś mi za to dziękować. A co poza tym? Jak twoi rodzice?
- Sądzę, że całkiem nieźle. Teraz mam sporo czasu, więc staram się ich odwiedzać raz w miesiącu. Także jak widzisz przez te 10 miesięcy u mnie nic się nie działo. Dlatego to ja raczej powinnam spytać co u ciebie…- Mówiłam, a on wdał się w dłuższy monolog choć głównie oparty na frazesach i ogólnikach bez zarysu szczegółów na temat swojej pracy, spędzania wolnego czasu i kilku anegdotkach o nowo poznanych znajomych wynikających z różnic kulturowych. Słuchałam go uważnie, ale dopóki sobie tego nie uświadomiłam zrozumiałam, że Tomek jest tak samo niepewny jak ja. I że rozmawiamy ze sobą jak dwoje znajomych, którzy spotkali się po wielu latach. Owszem, kiedyś byli przyjaciółmi i nie wyobrażali sobie bez siebie życia, ale teraz czas i nowe doświadczenia minionego czasu sprawiły, że teraz nic nie mają sobie do powiedzenia. A przecież tak nie było. Przecież w nas obojgu kotłowały się pokłady nagromadzonych emocji i niewypowiedzianych słów. Przecież ledwie mogłam powstrzymać szaleńcze uderzenia krwi w rytm pulsującego serca. Na szczęście z każdą przemijającą sekundą było coraz lepiej. Mimo to gdy do kuchni weszła jedna ze sprzątających kelnerek poczułam ulgę. Tomek wrócił do zmywania rzucając jakąś żartobliwą uwagę o Pauli, która prowokacją zmusiła go do pracy. Ja z kolei poszłam na salę by pomóc nosić naczynia. Robiłam to jednak w transie. Na dodatek co chwila musiałam przy tym wchodzić do kuchni i wówczas moje oczy spotykały się z oczami Tomka.
Dopiero dwie godziny później wszystko było posprzątane, więc mogłam wrócić do domu. To znaczy do cukierni, bo nadal zajmowałam pokój na piętrze. Teraz miałam środki by móc sobie wynająć jakieś małe mieszkanko, ale mieszkając w miejscu pracy było mi po prostu wygodniej. Nie musiałam marnować czasu na dojazdy. Poza tym, choć może było to głupie, czułam się wówczas bardziej związana z Tomkiem. Bo to tutaj wszystko się zaczęło. To do cukierni przyszedł po raz pierwszy, gdy po tym jak nocowałam u niego przekonana że zaszło między nami coś więcej, chciał oddać mi torebkę. I to tutaj wielokrotnie pomagał mi w przygotowaniach do otwarcia „Słodkiego świata”, obserwował mnie przy pieczeniu, rozmawiał, wspierał. Może wiązało się to również z faktem, że powstanie mojej cukierni zbiegło się z jego poznaniem. Ale tak czy inaczej wciąż mieszkałam nad cukiernią. Po raz ostatni spojrzałam w stronę drzwi. Gdzie był Tomek? Czyżby wcale nie miał ochoty na rozmowę ze mną i jego wczorajsza dezercja miała przyczynę? A może uważał, że wszystko między nami definitywnie skończone? W sumie od czasu powrotu nie nawiązał zupełnie do naszego związku czy swoich uczuć.
- Czekasz na mnie?- Gdy nagle ujrzałam go obok siebie z zaskoczenia z trudem powstrzymałam się od pisku. Zamiast tego ograniczyłam się tylko do drgnięcia.
- Właściwie to tak.- Przyznałam zgodnie z prawdą. Zaraz jednak w świetle swoich ostatnich rozważań postanowiłam być trochę ostrożna.- Uznałam, że warto abyś zobaczył to, w co władowałeś taką masę pieniędzy.
- Mówisz o cukierni?- Spytał domyślnie. Skinęłam głową.
- Tak. Chyba, że masz inne plany?
- Właściwie to nie. Z tymi z którymi chciałem przywitałem się na weselu.
- A…twój ojciec?- Nie mogłam powstrzymać się od zadania tego pytania.
- Może trochę poczekać. Z pewnością za mną nie tęskni. Co to, idziemy?
- Tak.- Jako środek transportu zgodziłam się jechać razem z nim samochodem. Podczas podróży znów milczał, więc poważnie zaczęłam się zastanawiać czy on nie myśli tylko o tym by się mnie jak najszybciej pozbyć. Ta myśl powodowała, że czułam się koszmarnie. Najgorsze było to, że nie miałam tyle odwagi by wprost spytać go o to czy wciąż kocha mnie tak jak obiecywał mi to przed wyjazdem. Może jego uczucia w stosunku do mnie się zmieniły? Z moimi w końcu też się tak stało. Można powiedzieć, że ewoluowały i utwierdziły mnie w tym, że chcę spędzić z Tomkiem resztę życia. Ale najpierw muszę z nim porozmawiać; sprawdzić czy stał się taki jakim chciałam aby był. Przekonać się czy jego reakcja na to, że zaprzyjaźniłam się z Andrzejem wynikała tylko z faktu, że przestał widzieć we mnie najgorsze, a zaczął mi ufać. Bo mogło być przecież tak, że było mu to najzwyczajniej w świecie obojętne. Boże, a jeśli pragnął bym przyznała że zakochałam się w innym facecie? Może już w Sali weselnej podczas sprzątania miał szczerą ochotę powiedzieć:
„Jej, to super że spotykasz się z Andrzejem. Bo wiesz, ja też zacząłem się z kimś spotykać. Ta przerwa między nami uświadomiła mi, że tak naprawdę wcale cię nie kocham. Może byłem zakochany, ale już mi przeszło. Dobrze się złożyło, prawda? Gdybyś ty nie odkryła tego samego byłby niezły kwas”
- W porządku?- Gdy po niczym niezmąconej ciszy Tomek nagle się odezwał, znów mnie lekko przestraszył.
- Ttak.- Trochę wydukałam.- Czemu pytasz?
- Bo masz przerażoną minę.
- Tak?- Spytałam głupio. Potem by do reszty się nie skompromitować dodałam:- Bo trochę za szybko jedziesz.
- W tym korku?- Zauważył łagodnie trochę rozbawiony. Rozejrzałam się dookoła przez szybę w samochodzie. Rzeczywiście, przed nami ciągnęła się kaskada kilkunastu samochodów, przed nami też. Więc Tomek z pewnością nie mógł jechać więcej niż 40 km na godzinę. Na dodatek teraz staliśmy. A ja narzekałam na zbyt szybką jazdę… Czułam, że spiekłam raka. By się nie skompromitować nie powiedziałam nic więcej.- Zapomniałem już jak o tej porze ulice potrafią być zakorkowane. Gdyby nie to wybrałbym autobus.
- Nie sądzę by teraz miały jakieś przywileje w tym korku.- Próbowałam zażartować.
- Pewnie tak.- I znów cisza. Chyba on też zorientował się, że cienko nam to idzie, bo w końcu włączył radio. Wówczas poczułam się trochę pewniej. Do tej pory z powodu tej ciszy bałam się nawet głębiej odetchnąć.
Dopiero w cukierni poczułam się lepiej, bo byłam u siebie. Mimo to z pewnym skrępowaniem pokazywałam Tomkowi zmiany jakie wprowadziłyśmy jeszcze z Agnieszką, Izą i Paulą a także odremontowaną salę na piętro. Gdy o tym wspomniałam zaczął mnie przepraszać mówiąc, że chciał również zająć się i tym pamiętając o tym, iż chciałam organizować tam niewielkie przyjęcia urodzinowe dla dzieci, ale niestety nie zdążył tego zrobić przed wyjazdem. Zapewniłam go więc, iż wszystko w porządku. Potem, gdy już pokazałam wszystko to co chciałam, ponownie poczułam się nieswojo.
- Aniu?- Usłyszałam wtedy swoje imię.
- Tak?
- Może miałabyś ochotę jechać teraz do mojego brata i Agnieszki? Obiecałem, że porozmawiam z nimi więcej gdy tylko uporam się ze sprzątaniem po przyjęciu, ale przyjechałem tutaj z tobą i…
-…przepraszam, gdybym wiedziała to wcale bym cię tutaj nie ciągnęła. Nie chciałam byś…
- Aniu.- Po raz drugi powtórzył moje imię. Potem dotknął swoją dłonią mojej z racji tego, że siedzieliśmy obok siebie przy jednym ze stolików. Jego niespodziewany gest sprawił, że zadrżałam. A raczej delikatnie odsunęłam rękę. On szybko zrobił to samo. Poczułam się głupio. Skąd to skrępowanie? Nie tak to wszystko sobie wyobrażałam.- Więc? Masz ochotę spotkać się z moją rodziną i swoimi przyjaciółmi?- Tomek posłał mi szeroki uśmiech, ale ja wiedziałam że jest tylko na pokaz. Bo w jego oczach ujrzałam zakłopotanie. Widocznie moja reakcja również go zaskoczyła. Zamierzałam mu to wszystko wyjaśnić. Powiedzieć, że liczyłam iż po jego przyjeździe znów będziemy mogli zacząć budować coś na nowo, ale jeśli on tego nie chce to wcale nie musimy tego robić. Tyle, że znów stchórzyłam. Och, dlaczego strach przed prawdą niemal mnie paraliżuje? Przecież lepsza najgorsza prawda niż niepewność jak mówiło znane porzekadło. Chociaż nie, to było coś w stylu: lepsze znane zło niż nieznane dobro. Tak więc odnosząc to do mojej sytuacji, wolałabym by Kamiński powiedział mi, iż chce bym zniknęła z jego życia niż starał się być miły. Odkąd to do diaska był taki poważny i miły? Przecież on nieustannie żartował.- Aniu?
- Hm?
- Pytałem czy masz ochotę na wizytę u Krzyśka i Agi. Jeśli nie to zrozumiem.
- Nie. Skąd. To znaczy…jasne że mam.- Oznajmiłam. Uznałam, że to dobry pomysł. W końcu może wyjaśnię Krzysztofowi, iż jego pomysł o romansie między mną i Andrzejem jest niedorzeczny.
- A więc jedźmy.
- Tak.
W zasadzie to można powiedzieć, że nasza podróż była taka sama jak poprzednio. Tak samo milcząca i nic nie wnosząca jak poprzednio. Potem u Kamińskich nie było lepiej. A nawet było gorzej, bo zauważyłam że Tomek zachowuje się przy bracie i szwagierce zupełnie tak jak dawniej. A więc jego powaga wobec mnie nie wynikała z faktu, iż się zmienił, ale przyczyną byłam sama ja. Dlatego choć starałam się nie poddawać pesymistycznym myślom, nie czułam się najlepiej. Miałam ochotę uciec. Tym bardziej dowiadując się, iż Tomek dostał ofertę przedłużenia pracy w Paryżu. Czemu nic mi o tym nie powiedział? Czyżby to była przyczyna jego dawnego zachowania? Chciał wrócić do Paryża? Przyjechał do mnie tylko po to by się pożegnać? By się tego dowiedzieć uważnie czekałam na jego odpowiedź:
- Prawdę mówiąc to rozważałem to.- Powiedział tylko w końcu do chwili zastanowienia.
- Nie dziwię ci się. Rębacki bardzo cię chwalił.- Odparł mu brat.
- A ty skąd wiesz?
- Przecież to Build&Project  remontowało mu biuro, nie pamiętasz? Od tamtej pory mam z nim kontakt.
- Chcesz powiedzieć, że mnie sprawdzałeś?
- Tylko patrzyłem jak sobie radzisz.- Krzysztof wzruszył ramionami. W odpowiedzi na ten nonszalancki gest Tomek rzucił w brata trzymanym w dłoni ciastkiem. Tamten tylko się roześmiał. Aga za to nieźle wkurzyła.
- Hej, piekłam je dziś z samego rana specjalnie dla ciebie.- Spojrzała na niego oskarżycielsko.
- Przepraszam.- Rzucił tylko choć wiedziałam, że nieszczerze. Zwłaszcza gdy widziałam jego minę po ugryzieniu kęsa. Sama nie miałam ochoty na nic do jedzenia, więc nie pokusiłam się o spróbowanie wypieku Agnieszki, ale widocznie nie był najlepszej jakości.
- Akurat, powiedz szczerze że ciastka są do bani.- Krzysiek nie miał widocznie takich skrupułów. Albo raczej dążył do samozniszczenia.
- Burak. –Syknęła mu w odpowiedzi żona.
- No co? Jestem szczery. Czy kobiety nie tego pragną w związku?
- Uważaj braciszku, bo ktoś tu będzie dzisiaj spał na kanapie.
- Nie podsuwaj jej pomysłów.
- Nie musi. Sam nie umie gotować. Ani smakują moje ciastka, prawda?
- No tak.- Przytaknęłam choć jak wcześniej mówiłam, wcale ich nie próbowałam.
- Nie sądzę, przecież nawet ich nie próbowała.- Zauważył Tomek patrząc na mnie z rozbawieniem.- Może spróbuje teraz?
- Dziękuję, nie jestem głodna.- Odparłam. Miałam mu powiedzieć, że choć od rana nie miałam nic w ustach to w jego obecności mój żołądek był zwinięty w taki supeł, że z trudem przełknęłam kilka łyków herbaty? I czemu tak na mnie spojrzał?
- Masz rację nie próbuj tego. Każda wymówka jest dobra.
- Tomek!- Wrzasnęła Agnieszka.
- Nie krzycz, bo twój syn jest z ciebie niezadowolony. Nie widzisz jakim oskarżycielskim wzrokiem na ciebie patrzy?- Wcale nie była to prawda. Jaś bawił się z Małgosią w rogu pokoju na dużym puchowym kocyku krusząc wszędzie jakieś ciasteczka. Jej, widząc reakcję Tomka i Krzysztofa miałam nadzieję, że to nie te z wypieku Agnieszki. A jeśli nawet…widocznie malec zrozumiał że słodycze są niejadalne, więc je po prostu kruszył.
- Jej zawsze sądziłam, że masz więcej oleju w głowie niż twój brat, ale jak widać się pomyliłam.- Prychnęła Agnieszka.- A tak w ogóle to co z wami? Od początku spotkania nie puściliście pary z ust na temat waszej relacji.
- Aga.- Uciszył ją mąż.
- No co? Ja zawsze byłam bezpośrednia. Więc? Dzisiaj jakoś dziwnie unikacie swojego wzroku choć przyjechaliście razem.
- Wydaje ci się.- Zbył ją Tomek.
- Chyba jednak nie. To jak jest Aniu? Czyżby znów cię czymś zdenerwował podczas ostatnich 24 godzin?
- Wcale nie.- Głos zamiast mnie zabrał Tomek.- Poza tym spotkaliśmy się zaledwie kilka godzin temu.
- No tak. A propos, gdzie zniknęłaś dziś w nocy, co?
- Kochanie, to chyba nie twoja sprawa. –Zaczął znów Krzysiek. Ja jednak nie widziałam celu ukrywania czegokolwiek. Przecież wyznałam już Tomkowi prawdę.
- Spokojnie, już przyzwyczaiłam się do wścibstwa twojej żony.- Uśmiechnęłam się lekko.- A nocowałam u Andrzeja. Był trochę niedysponowany.
- No tak.- Mrugnęła Agnieszka. A po spojrzeniu jakie wymieniła z mężem domyśliłam się, że wyciągnęła nieprawdziwe wnioski tak jak wczoraj Krzysiek. Już miałam ochotę wyjaśnić, że nic między nami nie zaszło, gdy uświadomiłam sobie, iż byłoby to równoznaczne z tłumaczeniem się. A przecież ja wcale nie byłam winna. No i Tomek mi wierzył.
- Dobrze, a teraz wybaczcie, powinienem w końcu zjawić się u ojca. Mimo wszystko zasługuje chociaż na pięć minut mojego czasu, prawda?- Spytał retorycznie Tomasz podnosząc się z kanapy.
- Tak. Naprawdę się o ciebie martwił. Wiele razy o ciebie pytał.
- Krzysiek, już ja wiem jak wyglądały te jego pytania.
- Mówię serio. Chyba trochę się zmienił odkąd na światło dzienne wyszła ta historia z mamą Ani.
- I dobrze, bo to najwyższy czas. Choć raczej trudno mi w to uwierzyć. Aniu, zbieramy się? Po drodze odstawię cię pod cukiernię.
- Jasne.
I tak jeszcze raz powtórzył się schemat, który nastąpił już wcześniej: ja milczałam, a Tomek udawał, że jest bardzo skupiony na jeździe. To było do bani.
Gdy w końcu znalazłam się w cukierni wciąż nie zebrałam się na odwagę by cokolwiek wyjaśnić między mną a nim. On zresztą też się do tego nie kwapił, więc niejako się w ten sposób rozgrzeszałam. Ale z drugiej strony jak długo można? Byłam skonfundowana. Dobrze, że musiałam przygotować desery na jutrzejszą sprzedaż, bo miałam jakieś zajęcie. Tak przynajmniej choć trochę mogłam przestać o tym myśleć.
- Hej, co to za mina?- Słysząc obok siebie głos z zaskoczenia upuściłam talerz który właśnie trzymałam w dłoni. Potem usłyszałam śmiech osoby która mnie przestraszyła.- Jezu, Andrzej! Musisz mnie tak straszyć?
- No co? Widocznie masz coś do ukrycia skoro aż tak cię przeraziłem.
- Raczej zaskoczyłeś. I tak w ogóle to jak się tutaj dostałeś?
- Drzwi były otwarte.- Puścił mi oko co spowodowało, że wywróciłam oczami. Potem uklękłam by posprzątać bałagan.
- Wstawaj, ja to pozbieram. Ty się pokaleczysz.
- Może dam radę.
- Jej, coś ty taka kwaśna?
- Ty za to tryskasz optymizmem. Co się stało, że przyszedłeś?
- Stęskniłem się za tobą.
- Zabawne.
- Bardzo.- Roześmiał się. Potem uklęknął obok mnie na podłodze.- Trzymaj. Zostawiłaś w moim mieszkaniu podczas naszej pierwszej wspólnej nocy.- Zamachał mi przed głową szalikiem.
- Aleś ty dowcipny.- Skwitowałam biorąc od niego szalik na moment porzucając zbieranie rozbitego szkła.- I tylko po to się fatygowałeś?
- Jej, naprawdę jesteś wkurzona. Aż tak źle poszło ci z Tomkiem? Chyba nie odprawił cię z kwitkiem?- W odpowiedzi otworzyłam usta chcąc posłać w jego kierunku jakąś miażdżącą reprymendę, ale po chwili tylko je zacisnęłam. Bo przecież miał rację.- Hej, serio kopnął cię w tyłek? Mam go załatwić?- Tym razem pomimo dość żartobliwego pytania zabrzmiało ono całkiem poważnie. Z delikatnym uśmiechem pokręciłam głową.
- W porządku. W zasadzie to nie było aż tak źle. Tylko…
- Tylko?
- No właśnie…nic.
- Nic?
- Możesz przestać powtarzać za mną końcówki? Do tej pory miałam cię za inteligentnego faceta.
- Auć. Ale szpila. Czyli, co podpowiada mi mój intelekt którego mi przed chwilą odmówiłaś, oznacza że Tomek w  żaden sposób się nie zdeklarował co?
- Jednak nie jesteś taki głupi.
- Dobra, dobra panno kąśliwa. Wstawaj lepiej i powiedz mi w końcu o co chodzi. Od początku do końca.- Początkowo byłam dość niechętna i mówiłam tylko monosylabami pociągana za język pytaniami Sławińskiego. Dopiero po kilku minutach odprężyłam się na tyle by mu wszystko opowiedzieć. Ale moja złość powróciła gdy w na końcu się roześmiał.
- Jej, czasami potrafisz zachowywać się jak kobieta.
- Dla jasności: ja jestem kobietą, Andrzej.
- Przecież wiesz o co mi chodziło.- Zbył mnie machnięciem ręki.- Chodzi mi o to, że wy, kobiety wszystko rozdrabniacie na małe kawałeczki i z poszczególnych maciupeńkich fragmencików interpretujecie zdarzenia jakby nie były całością.
- Więc jak niby miałam interpretować zachowanie Tomka?
- Skarbie, a jak on miał interpretować twoje zachowanie?
- Co to znaczy?
- To co słyszałaś. Powiedziałaś mu, że za nim tęskniłaś? Że cieszysz się z jego powrotu? Pytałaś o to czy nadal cię kocha?
- Przecież mówiłam ci, że bałam się jego odpowiedzi.
- Tak jak on twojej. Nie przyszło ci do tej twojej ślicznej główki że on jest tak samo niepewny w stosunku do ciebie jak ty do niego?
- To znaczy, że…ty chcesz powiedzieć, że on też boi się co do niego czuję?
- Brawo. Widać też potrafisz używać swoich neutronów.
- Ale…co ja mam w takim razie zrobić? Tak po prostu spytać go o to?
- To byłoby najprostsze: musisz zrobić pierwszy krok. Ale pewnie nie masz na to odwagi, co? W takim razie musisz zmusić go by to on wykonał ten krok.
- Niby jak?
- Sprowokuj go, kobiety są dobre w takich gierkach.
- Czasami zastanawiam się za co się lubię.
- Bo tak naprawdę mnie nie lubisz.- Słysząc to zmarszczyłam brwi.- Kochasz mnie do szaleństwa, ale masz świadomość nierealności tego uczucia, więc zadowalasz się Tomkiem.
- Słucham?!- Warknęłam bijąc go w ramię. Nawet nie starał się przed nimi uchylić wciąż się śmiejąc. W pewnym momencie sama zaczęłam czuć rozbawienie. Aż nadeszło olśnienie.- Tak, to jest to.
- Hm?
- Kocham cię. I to powiem Tomkowi.
- Co?
- Jej, nareszcie to zrozumiałam.
- Ania, co ty znów wymyśliłaś? Wiesz, że ja…- Widząc jego poważną minę teraz to ja miałam ochotę się roześmiać.
- Tak mu powiem, rozumiesz? Powiem, że w międzyczasie gdy go nie było zbliżyliśmy się do siebie i zakochaliśmy. I poczekam na jego reakcję. Jeśli to zaakceptuje to znaczy, że przestał mnie kochać. A jeśli będzie zły i wściekły to będzie oznaczało, że nie jestem mu obojętna.
- To głupie. I takie banalne nie sądzisz? Wzbudzenie zazdrości. No i typowo…
- …tak kobiece, pamiętam. Ale mówiłeś też, że muszę sprowokować Tomka do pierwszego kroku jeśli sama nie chcę go wykonać. A chcę mieć tylko bufor bezpieczeństwa.
- A jeśli w napadzie szału mnie zabije?
- No cóż, wtedy będziesz miał świadomość że zginąłeś w słusznym celu.
- Okej. Ale posadzisz wtedy na moim grobie kwiatki?
- Stoi.
- I będziesz je podlewać co tydzień?
- Nawet codziennie.
- Więc okej. Zrobię to tylko subtelnie.
- Kiedy?
- Kiedy nadarzy się okazja.
- Żartujesz?
- Nie, a jak według ciebie mam to zrobić? Wparować mu do jego mieszkania i oznajmić żeby odwalił się od mojej dziewczyny?
- Coś w tym stylu.
- Jej, naprawdę nie masz pojęcia o strategii. Zwłaszcza w związku. Gdy zrobię to tak jak chcesz to Tomek od razu zorientuje się, że coś jest nie tak. I że go podpuszczam.
- Tak, tak już rozumiem.-Westchnęłam ciężko nagle czując się strasznie głupio. Bo prawdę mówiąc nie miałam ochoty  grać z Tomkiem w żadne gierki. Ale jeśli to miało pomóc…
Następnego dnia cukiernia na nowo została otwarta. Tym razem kelnerowała Iza, która korzystając z okazji  również spytała mnie o byłego męża.  A ja tylko ją zbyłam.
Sam Kamiński zjawił się dopiero koło siedemnastej. Nie byłam pewna, czy Andrzej powiadomił  go  już o moim planie, a z jego miny nie mogłam nic odczytać. No i zachowywał się nie mniej oficjalnie niż wczoraj, poza tym nic się nie zmieniło. Zaproponował mi tylko, że jeśli mam ochotę mogę obejrzeć z nim jego wyremontowane już mieszkanie w ramach rewanżu za to że ja zademonstrowałam mu zmiany jakie zaszły w cukierni. I znów nie mogłam nic wyczytać z tego gestu, bo wspominał w nim o rewanżu…Mimo to zgodziłam się. I tak niecałą godzinę później oglądałam odnowione piętro domu w którym prawie rok temu ostatecznie podjęłam decyzję o tym by kopnąć Tomka w tyłek. Miejsce, z którym wiązała się masa wspomnień.
- I jak ci się podoba?- Spytał mnie w pewnym momencie.
- Bardzo ładne. Masz prawdziwy talent. I zmysł artystyczny. Nie myślałeś o tym by malować freski?
- Co? Skąd.- Roześmiał się jakby to była całkiem absurdalna myśl.- Mam kiepską technikę.
- Dla mnie jest cudowna. Nadajesz temu miejscu duszę.
- Traktuję to jako komplement.
- Oczywiście, że tak. A nawet całkiem spory komplement.
- Prawdę mówiąc moja wizja była trochę inna, ale nie wyszło najgorzej. Poza tym zawsze będzie można to zamalować.
- Nie, skąd. Nigdy. Nie pozwolę ci tego  zrobić.- Moja gorliwość i szybkość reakcji na jego słowa spowodowała, że powiedziałam za dużo. Szybko przełknęłam ślinę.- To znaczy…wolałabym abyś tego nie robił, ale jeśli będziesz chciał to...to oczywiście zrób to.
- Chciałbym aby wszystkie osoby które będą mieszkać w tym domu czuły się tutaj dobrze.- Jego  jedyną reakcją była ta nieco enigmatyczna odpowiedź. Bo co to niby miało znaczyć? Czy była to subtelna aluzja do tego, że jeśli będę chciała to będę mogła tu zamieszkać i wówczas Tomek nie usunie swoich malunków? A może w ten sposób dyplomatycznie dawał do zrozumienia, że miał na myśli kogoś innego?- I… i  miałem nadzieję, że będzie ci się to podobać.- Gdy dodał to zdanie, po raz pierwszy od jego przyjazdu poczułam ulgę. Bo w jakikolwiek sposób nawiązał do naszych uczuć. Dlatego korzystając z okazji postanowiłam pociągnąć go za język:
- A dlaczego ci na tym tak bardzo zależało?- W odpowiedzi tylko się do mnie uśmiechnął. Potem spytał cicho:
- Czytałaś moje listy?
- Tak.- Przytaknęłam nie dodając nic więcej. On też się nie dopytywał, więc czułam że nie powinnam rozwijać tematu. A może powinnam? Z chwilą gdy o tym pomyślałam on odezwał się po raz kolejny.
- Odwiedziłem wczoraj ojca. Wydawał się być jakiś inny, tak jak mówił Krzysiek. Powitał mnie nawet dość wylewnie jak na niego, bo zamiast podać mi dłoń i ją uścisnąć to mnie objął. Co prawda na bardzo krótką chwilę, ale mimo wszystko…może serio się zmienił?
- Kto wie? Kiedyś sądziłam, że to niemożliwe, ale teraz…widziałam jak zachowuje się wobec wnuków gdy kiedyś odwiedziłam Agnieszkę i on tam akurat był. Rozpieszcza te maluchy.
- Tak, Krzysiek też mi to mówił. Chociaż Aga nie jest zadowolona z jego częstych odwiedzin. Nadal mu nie ufa.
- Nie dziwię się. Po tym co jej zrobił też byłabym sceptyczna.- I w ten sposób rozmowa zeszła na sprawy Krzysztofa i Agnieszki. Nawet przy wcześniejszej kolacji poruszaliśmy wszystkie tematy prócz nas dwojga tak, że czułam iż kolejny dzień biję głową w mur. Dopiero gdy Tomek odwiózł mnie pod cukiernię pożegnał się ze mną dodając:
- Dziękuję, za dzisiejszy dzień. Od wielu tygodni chciałem ci pokazać to miejsce gdy myślałem o powrocie. Miałem zamiar nawet zostać trochę dłużej, ale…tęskniłem.
- Za mną?- Odważyłam się spytać.
- Tak.- Przyznał, co bardzo mnie ucieszyło. Przynajmniej zanim  nie dodał:- Ale tłumaczyłem sobie, że robię to wszystko dla ciebie.
- Co masz na myśli?
- Swój wyjazd, kupno domu…chciałem by ci się podobał, bardzo tego pragnąłem. Te rysunki na ścianach nic dla mnie nie znaczyły i nie będą znaczyć jeśli by ci się nie podobały.
- Jak to? Nie sprawiają ci radości? Nie cieszyłeś się malując je?
- No…tak; w końcu lubię malować. Ale to motyw był motorem mojego działania.
- Tomek, posłuchaj…- Zamierzałam właśnie wdać się  w dłuższy wywód, gdy usłyszałam wibrację swojej komórki. Tomek też ją usłyszał.
- W porządku, odbierz. I tak mieliśmy się już pożegnać. Spotkamy się jutro?
- Jeśli chcesz.
- W takim razie wpadnę do cukierni i  trochę ci poprzeszkadzam.- W odpowiedzi obdarzyłam go delikatnym i nieco wymuszonym uśmiechem. A potem odebrałam połączenie Pauliny. Choć była w podróży poślubnej, znalazła chwilkę by zapytać o sprawy cukierni. A przynajmniej ja chciałam sobie tłumaczyć to troską o nią. W końcu gdybym ja była na miodowym miesiącu nie zawracałabym sobie głowy cukiernią nawet jeśli bardzo ją kochałam. Ale najwyraźniej Paula nie tylko miała na to ochotę ale i czas. Nie wróżyło to jak najlepiej jej małżeństwu z Wojtkiem. Do tej pory jakoś unikałam tematu łączących ich relacji. Naturalnie gdy Wojtek wpadał czasem do cukierni widać było, że zaczęła ich łączyć czułość, ale czy coś więcej? Nie miałam pojęcia i chyba tak naprawdę nie chciałam wiedzieć.
Po skończonej rozmowie wróciłam myślami do swojej ostatniej rozmowy z Tomkiem. Wiedziałam, że powinnam czuć się szczęśliwa- mimo wszystko fortel jaki chciałam zastosować z Andrzejem był niepotrzebny, ale…no właśnie.

Te rysunki na ścianach nic dla mnie nie znaczyły i nie będą znaczyć jeśli by ci się nie podobały.

Nie to było motorem mojego działania…

Pewnie powinno mi to pochlebiać, w końcu o tym marzą inne dziewczyny i kobiety. O tym by facet którego kochają potrafił się dla nich zmienić, na każde słowo reagować natychmiastowym wykonaniem rozkazu. Ale ja do nich nie należałam. Bo przecież to właśnie była lekcja którą miał opanować Tomek. Miał poznać własne pragnienia, zmienić się na lepsza dla siebie a nie dla  mnie. Nie chciałam by w ten sposób czuł się za to zależny. Czy była więc między nami szansa na to by móc zacząć jeszcze raz? Mimo wszystko  nie chciałam tak szybko się poddawać. W końcu to były tylko słowa. Może w ten sposób Tomek chciał tylko wyrazić jak wiele dla niego znaczę? Może nie chciał wyznać,  że robił  wszystko z mojego powodu?
Niestety, w ciągu kolejnych dwóch dni przekonałam się, że łudziłam się nadaremno.  Bo gdy Tomek w tamtym aucie pośrednio wyznał mi swoje uczucia, czuł się już znacznie pewniej. Ja za to byłam spięta. Starałam się wmówić sobie, że to przecież nic nie znaczy; że przecież kocham Tomka i chcę z nim być. Tyle, że potem przypominałam sobie wydarzenia z przeszłości. Do diaska, przecież on miał tylko zrozumieć jedną małą rzecz. Chciałam by w końcu postępował tak jak chce a nie jak każą mu inni; nie tak jak żąda tego od niego jego ojciec czy tak jak sądzi pragnę tego ja. Czy to było aż tak dużo? A już dość mieliśmy już prób. Postanowiłam, że więcej nie pozwolę na żadną z nich w jakiejś ważnej  kwestii. A to  zdecydowanie była ważna kwestia.
Z tego powodu chodziłam jak struta przez dwa kolejne dni. Aż w końcu  nadeszła sobota, dzień wolny od pracy w cukierni. Tomek miał  zjawić się u mnie również dzisiaj. Na samą myśl o tym co chciałam mu powiedzieć czułam, że znów pęka mi serce. Ale nie mogłam inaczej: im dłużej będę zwlekać tym w konsekwencji dłużej będę cierpieć. Teraz spędziłam z nim po jego powrocie zaledwie kilka godzin w przerwie między pracą. Jeśli znów zacznę się z nim spotykać będzie jeszcze trudniej.
Gdy się zjawił powitał mnie uśmiechem tak jak zawsze, ale już chwilkę później odkryłam, że to zwyczajnie na pokaz. I choć starałam się zebrać w sobie i delikatnie powiedzieć mu to co chciałam to jednak on zaczął.
- Wiesz skąd zarodki ptaków biorą tlen?
- Co?
- W skorupce.- Wyjaśnił tak jakbym wcześniej nie zrozumiała.
- Rozumiem. Ale nie mam pojęcia czemu mnie o to pytasz.
- Tak po prostu. Chociaż nie, dość kłamstw i niedopowiedzeń. Po prostu chciałem odwlec to co nieuniknione.
- Nieuniknione?
- Nie jestem głupi. Widzę co się dzieje, Aniu. Widzę to jak mnie traktujesz, jak unikasz wzroku. Nie rozumiem tylko dlaczego czekałaś aż kilka dni by w końcu posłać mnie w diabły tylko znosiłaś moje wizyty.
- Tomek, to nie tak.
- No tak, ale zawsze byłaś bardzo empatyczna. Nawet ta twoja propozycja spotkania się po roku…wiedziałaś, że wszystko się między nami zmieni, prawda? Na dodatek pojawił się Andrzej.
- Tomek, pozwól mi wszystko wyjaśnić. Ja…- Urwałam dopiero teraz spostrzegając jakąś ciemniejącą poświatę na jego policzku, która wcześniej wydawała mi się być grą światła.  Potem spojrzałam mu w oczy. Był wyraźnie wściekły, a jego wzrok jakiś taki…nieobliczalny? Nie wiedziałam jak to nazwać. Poczułam jak zasycha mi w gardle. Nie ze strachu przed nim, o nie. Może i powodował mną strach, ale przed tym co miał mi za chwilę powiedzieć. Strach  przed prawdą.
- Dlaczego masz siny policzek Tomek?- Spytałam go nie chcąc znać odpowiedzi na to pytanie.
- Tak więc w sumie to rozumiem.- Kontynuował swoją przemowę jakby nie usłyszał mojego pytania.- W końcu czemu miałabyś się zadowalać takim frajerem jak ja? Co z tego, że cię kocham, że przez ostatnie 10 miesięcy wszystko co robiłem było dla ciebie i z myślą o tobie?
- Co ty zrobiłeś?

- A jeśli w napadzie szału mnie zabije?
- No cóż, wtedy będziesz miał świadomość że zginąłeś w słusznym celu.
- Okej. Ale posadzisz wtedy na moim grobie kwiatki?
- Stoi.
- I będziesz je podlewać co tydzień?
- Nawet codziennie.

- To wszystko: odbudowa cukierni, kupno i odremontowanie tego pieprzonego domu było tylko dla ciebie, nie rozumiesz? Każdy metr podłogi, każdą ścianę malowałem wyobrażając sobie twoją reakcję. Każdy mebel wybierałem z myślą o tobie.
- Tomek, proszę nie mów tego. Nie mów nic więcej.
- Bo co, czujesz się winna? Niepotrzebnie. Ale słuchaj dalej: teraz będzie jeszcze lepsze. Tak więc wyjechałem specjalnie dla ciebie: po to by się zmienić, by na ciebie zasłużyć. Po powrocie zastałem kobietę którą kocham w objęciach innego mężczyzny. Pląsali razem na parkiecie. Mężczyzna ten, na dodatek przyjaciel mojego młodszego brata oznajmiło mi, że kocha ciebie a ty kochasz jego.- Boże, a więc jednak Andrzej spełnił swoją obietnicę.- Nieźle co? I wtedy nie wytrzymałem: cała moja cierpliwość poszła na marne.
- Co ty zrobiłeś?- Gdy nie odpowiedział z napięciem w głosie spytałam ponownie: Tomek, co ty zrobiłeś Andrzejowi?
- Nic. Uderzyłem go. No, może dwa razy. Choć z trudem powstrzymałem się by nie dowalić mu raz jeszcze.
- Boże, Tomek…muszę ci wszystko wyjaśnić. To nie jest tak jak…
-…ale potem go przeprosiłem. – Przerwał mi. Tą informacją nieco zbił mnie z tropu, więc tylko na niego patrzyłam. Ale przynajmniej się uspokoiłam. Przez moment pomyślałam, że naprawdę mógł zrobić mu krzywdę.
- A wiesz dlaczego? Bo w końcu dotarło do mnie coś bardzo ważnego.- Kamiński zrobił wymowną pauzę.- Uznałem, że nie jesteś tego warta. Ale mówiąc to nie mam zamiaru ci uwłaczać; wręcz przeciwnie. Masz i miałaś dla mnie bardzo dużą wartość. Tyle, że niczego mi nie obiecywałaś. To ja głupi miałem nadzieję, że…teraz to już nieważne. W każdym chodzi mi o to, że choć wszystko pozornie poszło w cholerę to jednak nie mam zamiaru się poddać. Może i kupiłem i wyremontowałem swój dom z myślą o naszym wspólnym życiu, może i kupiłem cukiernię malując w środku kwiecisty pejzaż by wyrazić nim miłość do ciebie. Może i wyjechałem tylko dlatego, że tak chciałaś…ale mimo wszystko z tego powodu dużo się nauczyłem. Zrozumiałem kim jestem i że też jestem coś wart. I wiesz co? Bez ciebie też mi się uda. Pewnie będzie piekielnie trudno, ale nie jestem nikim. I mimo wszystko dziękuję ci za tą lekcję choć była nieco brutalna. A, i wybacz że wciąż pisałem jak idiota te wszystkie listy których nie miałaś zamiaru czytać gdybym wiedział wcześniej, że…
- Dość!- Krzyknęłam czując jak pierwsza łza skapuje na mój policzek. Łza szczęścia. Jeszcze chwilę temu czułam się naprawdę koszmarnie ze świadomością, że Tomek od wyjazdu do Francji wcale się nie zmienił, ale teraz…teraz byłam w siódmym niebie. Bo on w końcu zrozumiał. Zrozumiał, że by być szczęśliwym musi pragnąć być lepszym i postępować lepiej tylko dla siebie. Nie dla mnie, rodziny czy świata. Ale tylko dla siebie.
- Masz rację.- Parsknął niewesoło wciąż przekonany, że go nie kocham.- Nie ma potrzeby bym wylewał na ciebie swoje gorzkie żale. To ja wszystko spieprzyłem podle cię traktując po tym jak straciłem amnezję. A potem nie ufając i nie wierząc. Nie dziwię się, że wybrałaś Andrzeja. Choć muszę cię ostrzec, że on wciąż kocha Julię. Ale jeśli tylko będzie traktował cię jako jej substytut czy zapomnienie to…- Przerwałam mu w końcu podchodząc do niego i kładąc palec na ustach. Nie chciałam przedłużać jego cierpienia. Bo liczyło się tylko to, że mnie kochał. I że w końcu zrozumiał.
Mój gest wyraźnie zbił go z tropu; przyglądał mi się tylko w milczeniu nie wykonując żadnego ruchu. Postanowiłam więc wykorzystać tę okazję i zrobić coś na co miałam ochotę już odkąd wrócił do Polski.
Pocałowałam go.
Nie było to proste, bo on stojąc wyprostowany jak struna niczego mi nie ułatwiał. Dopiero gdy w końcu dotarło do niego co robię (co niestety stało się po jakichś pięciu sekundach podczas których mój tył głowy dotykał karku- tak mocno ją unosiłam do góry-, wiec było to niemal bolesne i piekielnie niewygodne), schylił się z cichym westchnieniem odwzajemniając mi się. I już po chwili całował mnie zachłannie, całym sobą jednocześnie mocno mnie do siebie przytulając. Czułam jak moje łzy zraszają jego policzki, jak bardzo bije mi serce i…jak bardzo chce mi się w tym momencie śmiać. Byłam tak szczęśliwa, że nie potrafiłam skupić się na pocałunku a jednocześnie tylko tego pragnęłam. Ale oprócz tego chciałam go przytulić, dotykać, wyjaśnić, spytać o tyle rzeczy. No i przede wszystkim powiedzieć o tym co do niego czuję. Ale Tomek chyba tego nie rozumiał. Widocznie pomyślał, że po prostu zamierzam się od niego odsunąć bo mój pocałunek miał być tylko gestem litości, bo na jego twarzy malował się zawód. Dlatego z wyraźnym trudem, odezwałam się cicho gładząc go po policzku:
- Tomek ja…ja i Andrzej…my nigdy…to znaczy ja nic do niego nie czuję. A to co ci powiedział to…
- Chcesz powiedzieć, że go nie kochasz?- Przerwał mi z wyraźną nadzieją wciąż nie wiedząc co chce mu zakomunikować. Uśmiechnęłam się kręcąc głową, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć dodał zirytowany:- Anka, co to za gierki?- No tak, nieopatrznie zinterpretował mój niewerbalny gest.
- Nie, nie rozumiesz. Chodziło mi o to, że nigdy nic między nami nie było. Byliśmy i właściwie wciąż jesteśmy tylko przyjaciółmi. I to ja kazałam mu powiedzieć, że się ze sobą spotykamy.
- Dlaczego?
- Bo chciałam zobaczyć jak na to zareagujesz.
- Co?!
- No bo…bo przed wyjazdem próbowałam ci wytłumaczyć, że…
- Ty…chcesz powiedzieć, że celowo przez ostatnie dni przechodziłem piekło bo ty chciałaś zobaczyć jak zareaguję widząc cię w ramionach innego faceta?
- No niedokładnie o to chodziło, ale w zasadzie…- Urwałam widząc jego wzrok, a potem nieśmiało się do niego uśmiechnęłam.- Teraz wiem, że to było głupie.
- Bardzo.- Odpowiedział trochę urażonym tonem.
- Jesteś na mnie zły?- Odważyłam się spytać.
- Nie chcesz znać odpowiedzi na to pytanie.
- Tomek…
- Nie, nic już nie mów. Na rozmowę przyjdzie czas później.
- Ale…- Znów nie dokończyłam zdania. Tyle, że tym razem przerwały mi jego usta; tak samo wymagające jak kilka chwil temu. Czułam jego ręce na swojej twarzy gdy dotykał mojego karku, delikatny nacisk ciała. W tym momencie staliśmy się jednym ciałem i duszą.
- Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem.- Wyszeptał mi gdy jego wargi ześlizgnęły się z moich ust na policzek a potem niedaleko ucha.- Tak mocno, że tylko świadomość tego że gdy w końcu do ciebie wrócę i zrobię wszystko na co mam ochotę podtrzymywała mnie na duchu. To, że będę cię całował, dotykał. To, że będziesz mi na to pozwalać. Boże, tak bardzo na to czekałem, że to aż bolało.
- Ale teraz w końcu się ziściło. Jesteśmy razem.
- Tak.- Roześmiał się patrząc mi prosto w oczy. – Kocham cię.
- Ja też cię kocham.- Odparłam mu z radością zauważając jak w momencie mojego wyznania błyszczą mu oczy.- I te ostatnie miesiące również były katorgą dla mnie. Tylko fakt, że mam tą cukiernię która mi podarowałeś i towarzystwo przyjaciół oraz rodziców podtrzymywał mnie na duchu. Do tego obraz wiszący na ścianie, który dla mnie namalowałeś. Codziennie na niego patrzyłam bo w ten sposób upewniałam się, że miłość która z niego biła nie jest moim wymysłem. No i twoje listy. Wiesz, że niektóre czytałam po wiele razy aż potrafiłam recytować je z pamięci?
- Jej, a ja czasami zastanawiałem się czy nie produkuję się na marne.- Powiedział rozbawiony.
- Nie, nigdy. Czasami tak bardzo chciałam wysłać ci swoją odpowiedź, swój list. Ale ograniczałam się tylko do chowania ich do szuflady.
- Naprawdę?
- Wątpisz?- Ostrożnie uwolniłam się z jego objęć i gestem dłoni kazałam by za mną poszedł. Znalazłszy się na górze w swoim pokoju wyjęłam plik kilku listów.- Proszę. W sumie myślę, że mógłbyś je przeczytać teraz. – Tomek wziął ode mnie listy wpatrując się w nie trochę z niedowierzaniem. Po dłuższej chwili przeniósł wzrok na mnie.
- Później. Teraz…teraz chcę tylko upewnić się, że to nie jest sen a ty ze mnie nie kpisz.- Już miałam odpowiedzieć mu coś w stylu, że to nieprawda ale takie zapewnienia nie miałyby teraz sensu, bo przecież mówiłam mu to już wcześniej. Poza tym dotarło do mnie, że pomimo faktu iż będąc przystojnym mężczyzną tłoczyła się wokół niego masa kobiet, to jednak wciąż nie był mnie pewnym. I zależało mu na tym bym to właśnie ja wybrała niego. Inne dla niego nie istniały. W duchu śmiałam się z tej ironii losu: do tej pory to ja wiecznie uważałam się za tę gorszą stronę, za stronę która musi zabiegać o czyjeś względy a nawet na nie zasługiwać. Ale teraz…teraz wiedziałam, że wcale tak nie jest. I że owszem, z przyjemnością wciąż będę zabiegać o Tomka, ale tylko dlatego by wyrazić mu w ten sposób swoją miłość. Tak jak teraz.
- Kocham cię.- Powiedziałam więc znów gdy tylko podszedł do mnie dość blisko. I znów ten szczególny błysk w jego oczach sprawił, że moje serce wywinęło koziołka.
- Powtórz to.- Zażądał.
- Kocham cię.- Z radością wypełniłam jego polecenie.
- Powiedz to jeszcze raz.- Wymruczał mi do ucha jednocześnie zdejmując frotkę z moich włosów. Chwilę później opadły kaskadą na moje ramiona.
- Jeszcze raz?
- Tak.
- Nie, wtedy szybko ci się to znudzi.
- Nigdy.- Odpowiedział gorliwie.- Nigdy mi się to nie znudzi.- Ponownie powróciliśmy do czynności którą przerwaliśmy na dole. A mianowicie zaczęliśmy się całować. Nie mogłam się nadziwić temu uczuciu które mnie wówczas ogarniało. Wciąż pytałam samą siebie jak mogłam do tej pory bez tego funkcjonować. Jak mogłam żyć bez niego, bez dotyku jego ust czy dłoni, bez pieszczot którymi pokrywał moje ciało…I w końcu zrozumiałam, że już nie muszę się bez tego obywać. Uświadomiwszy to sobie drgnęłam a potem po raz drugi odsunęłam się od Tomka. Zrobił lekko zdziwioną minę.
- Daj mi chwilę.- Wyjaśniłam właściwie niczego nie wyjaśniając.- Muszę tylko coś załatwić.
- Ale…
- Dosłownie dwie minuty.- Niczym zawodowy biegacz rzuciłam się pędem na dół, a potem porwałam kluczyki i przekręciłam zamek w drzwiach. Po drodze próbowałam się uspokoić i choć trochę przestać aż tak ekscytować, ale nie potrafiłam. Całe moje ciało było pobudzone i rozgorączkowane faktem, że w końcu z mojej i Tomka drogi zniknęły wszelkie bariery.
Gdy zjawiłam się z powrotem na górze, on siedział już na łóżku. To w zasadzie dobrze się składało, tyle że na mój widok wstał.
- Nie, nie. Siedź tam nadal.
- Co?
- Nie wstawaj…to znaczy usiądź ponownie bo już stoisz.
- O co chodzi?
- Ja…ja zamknęłam drzwi na dole.
- Po co?
- By nikt nam nie przeszkadzał.- Powiedziałam, ale na jego twarzy nie pojawił się żaden wyraz. Dlatego dodałam:- Chciałam być z tobą sama. Tylko z tobą.- No, miałam nadzieję, że teraz to zrozumie. Bo tylko kompletny idiota nie zrozumiałby tego zaproszenia.
- Tak, mamy dużo do omówienia i wyjaśnienia. Na początek może powiesz mi dlaczego wciąż tu mieszkasz?- No dobra, może nie kompletny idiota, ale kompletny ignorant.
- Tomek.- Jęknęłam, a potem roześmiałam się rozbawiona.- Chcę być z tobą sama, bo chcę się z tobą kochać.
- Teraz?- Na widok jego miny z trudem zachowałam względnie poważny wyraz twarzy.
- Tak, teraz. I tutaj. Nie chcę już na nic czekać. Może…może powinniśmy jeszcze poczekać i trochę pobyć ze sobą, pospotykać się by sprawdzić czy do siebie pasujemy: w końcu nawet przed ślubem praktycznie się nie znaliśmy, ale ja…ja chcę zrobić to tak czy inaczej. I chcę zrobić o z tobą. Chcę byś to ty był moim pierwszym. Nawet jeśli potem okaże się że jednak tak nie jest i do siebie nie pasujemy i się rozstaniemy. I tym razem to nie jest nieprzemyślana czy impulsywna decyzja podjęta pod wpływem chwili. Ja też przez ostatnie miesiące czegoś się nauczyłam. Koniec z szaleństwami. Ale spanie z tobą z pewnością do nich nie należy.
- Jezu. Ania…- Widziałam jak gwałtownie przełyka ślinę patrząc na mnie jak nieprzytomny. A potem w kilku susłach znalazł się przy mnie całując namiętnie, a w przerwach między pocałunkami z jego gardła zaczęły wypływać słowa niczym tama:
- Tak bardzo cię kocham…nie wierzyłem że kiedyś w końcu nadejdzie ta chwila…zawsze będę chciał tylko ciebie…I nigdy cię nie opuszczę rozumiesz? Razem zbudujemy  idealny  związek. Razem będziemy go pielęgnować a każda kłótnia czy sprzeczka będzie tylko go umacniać. Nie pozwolę ci już odejść…nigdy więcej. I bardzo cię pragnę. Tak bardzo, że nie potrafię wyrazić tego słowami.
- Więc nic już nie mów.- Odezwałam się z rozbawieniem. Potem spojrzałam mu prosto w oczy i rozbawienie mi  minęło.- Tylko mnie kochaj. Po prostu mnie kochaj.
- Z przyjemnością.- Roześmiał się, a potem znów objął i pocałował. Przymknęłam na moment oczy delektując się dotykiem jego warg na swojej skórze szyi. Ostatkiem świadomości pomyślałam o tym  jak kilka ostatnich dni okazało się dla mnie prawdziwą katorgą, bo stałam się ofiarą własnego strachu. A przecież mogłam zaufać Tomkowi. Tak od teraz już będę mu ufać, postanowiłam czując jak zdejmuje ze mnie rozsuwany  sweterek. Nie będę wietrzyć wszędzie podstępu jak dotychczas…- Nie. Stop.- Usłyszałam po chwili czując, że się przewracam. A wszystko z powodu Kamińskiego, który nagle się ode mnie odsunął tak że straciłam równowagę. Dobrze chociaż, że udało mu się mnie podtrzymać. Wtedy byłoby całkiem zabawnie.- Musimy przerwać.
- Słucham?
- Nie mogę tego zrobić.- Czy ja jeszcze pięć minut temu powiedziałam, że będę mu ufać? Chyba straciłam rozum.
- To znaczy, że ty nie chcesz…?
- Nie, to znaczy tak, bardzo chcę. Ale nie możemy.
- Dlaczego? Ja też tego chcę.
- Nie utrudniaj mi. – Jęknął odwracając się ode mnie.
- Czego mam ci nie utrudniać?
- Zachowania silnej woli.- Tomek wziął głęboki wdech zanim kontynuował:- Mam świadomość jak głupio to zabrzmi, zwłaszcza w ustach kogoś takiego jak ja, ale chcę poczekać. Nigdy nie sądziłem, że po tak długim okresie abstynencji wypowiem te słowa i to bez jakiegokolwiek przymusu, ale czuję że tak trzeba.
- Co trzeba? Nie straż mnie.
- Kochanie, nie musisz się niczego bać. Po prostu wiem jakie to dla ciebie ważne.
- Tak Tomek, to jest ważne. Dlatego chcę byś to ty był moim pierwszym kochankiem.
- Właśnie. Dlatego z tego powodu to dla mnie też jest już ważne. Wcześniej, nasza noc poślubna nie doszła do skutku, bo miałem wypadek. A potem ta amnezja…ale teraz…teraz chcę by nastąpiła ponownie.
- Więc chcesz abyśmy najpierw…?
- Tak, chcę byś w oczach ludzi i Boga stała się moją żoną. Chcę by twój…a raczej nasz pierwszy raz odbył się w noc poślubną choć jednocześnie coś wewnątrz mnie na te słowa skręca się w supeł. Ale gdzieś tam głęboko w swojej podświadomości wiem, że to właściwe. Także dlatego najpierw muszę coś załatwić. Tak więc…może to nie będzie zbyt romantyczne, ale chcę byś została moją żoną. To znaczy…eee…chyba powinienem sformułować ci to jako pytanie a nie komunikat, prawda? Bo w ten sposób niejako nie daję ci możliwości wyboru. Chociaż nie przeczę, że wolałbym byś go nie miała. Bo pewnie nie będziesz chciała zgodzić się tak szybko i…a ja bardzo chciałbym byś została moją żoną. i…
- Tomek.- Przerwałam mu z szerokim uśmiechem widząc jak się mota.- Po prostu zadaj mi to pytanie.
- Właśnie do tego dążę. I chcę to zrobić odpowiednio więc mnie nie poganiaj.- Teraz już nie mogłam się nie roześmiać.
- Co tylko kilka słów.
- Bardzo ważnych słów, które mogą posłużyć ci jako wymówkę by mnie spławić.  Już ja to wiem.
- Co ty bredzisz?
- To nie brednie. Przez te pięć dni od mojego powrotu nie było minuty bym nie zastanawiał się czy nie zadzwonisz do mnie mówiąc, że wszystko skończone. Teraz miałabym to schrzanić niewłaściwymi oświadczynami? Aż taki głupi nie jestem.
- Jesteś. Bo oświadczyny nie mogą być niewłaściwe, głuptasie. Niewłaściwy może być facet zadający to pytanie.
- No, teraz to mnie nie pocieszyłaś.- Czaił się dalej. W końcu nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- Za pierwszym razem gdy mi się oświadczyłeś poszło ci dużo lepiej.
- Za pierwszym razem byłem aroganckim dupkiem, który sądził że dla każdej kobiety zaszczytem będzie wyjście za mnie za mąż. I że ucieszysz się gdy zorientujesz się jaki jestem bogaty.
- Więc byłeś raczej zakompleksionym dupkiem.- Sprostowałam.
- Aroganckim też.
- Tak więc?
- Hm?
- Co z twoim pytaniem?- Odezwałam się tylko troszeczkę zirytowana. No dobra, trochę bardziej.
- Pytaniem…?- Jęknął i już szykował się by coś powiedzieć, ale na widok mojej miny zrozumiał, że najwyraźniej przesadził. Bo domyśliłam się w końcu, że przedłużał  swoje oświadczyny  nie z obawy przed moją odpowiedzią,  tylko po to by odkuć się za to jak ja trzymałam go w niepewności. - No tak…a więc…Anno Parulska, moja była żono i kobieto którą jako jedyną na świecie pragnę poślubić…wyjdziesz za mnie? Jeszcze raz?- Miałby się z pyszna gdybym mu teraz odmówiła, pomyślałam z przekąsem. Mimo to nie mogłam odmówić sobie kilku sekund zwłoki i przybrania miny głębokiego zastanowienia.
- Jasne, że tak. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Po pierwsze: nigdy nie nazwę twojego ojca ojcem a nawet teściem; po drugie w naszym związku będzie równouprawnienie.
- Masz to jak w banku. W takim razie ja też stawiam jeden warunek.
- Słucham?
- Spokojnie, to nic takiego. Pogodzisz się z Majką, bo słyszałem że wciąż drzecie ze sobą koty.
- Ha, masz na myśli twoją siostrę? Nic z tego.
- Dlaczego?
- Bo ona mnie nie znosi.
- Jest wspaniała, przekonasz się.
- Wcale nie. Na dodatek uważa mnie za jakąś harpię.
- Bo obie jesteście uparte i jak lwice bronicie swojego terytorium. Tylko nie wiedzie, że jesteście w jednym stadzie.
- W jakim znów stadzie? Oszalałeś?
- Aniu, więc po prostu spędźmy z nią trochę czasu okej?
- No właściwie…- Mrugnęłam po dłuższej chwili.-…to chyba mogę ci to obiecać. Chociaż nie, zdefiniuj co to znaczy trochę czasu?
- Dwa lub trzy spotkania przy kawie czy obiedzie.
- Ok, ale z tobą.
- Stoi. Aha, i skoro jesteśmy już przy warunkach to…to wolałbym by twoja przyjaźń z Andrzejem odeszła w zapomnienie.
- Co?
- No bo mimo wszystko to mnie trochę niepokoi.
- Tomek, ja uwierzyłam ci na słowo gdy mówiłeś o tym, że we Francji nie było żadnych kobiet. Ja ci ufam.
- Ja też ci ufam. Tylko nie ufam jemu. Jesteś pewna, że cię nie kocha?
- Oczywiście, że nie. Jak słusznie zauważyłeś wcześniej, on wciąż kocha Julkę.
- Ale gdy mówił mi, że cię kocha…
- Bo go o to poprosiłam, głuptasie.
- Wiem, ale w jego oczach była jakaś autentyczność.
- Jaka autentyczność? Nawet jeśli to dlatego, że jest niezłym aktorem.
- Tak czy inaczej czułbym się lepiej wiedząc, że nie kręci się gdzieś koło ciebie. A tak w ogóle to serio nigdy nic między wami nie było?
- Przecież mówiłam.
- Nawet…pocałunek?
- Hm…no może było ich kilka…-Zrobiłam wymowną pauzę.-…w policzek. Na przykład w dniu jego urodzin gdy upiekłam mu tort. Zaraz, zaraz i chyba się wtedy nawet objęliśmy.
- Anka, nie przeciągaj struny.
- Więc przestań już. Nie chcę Andrzeja, Dawida czy innego chłopaka z którym kiedyś się spotykałam. Chcę tylko ciebie.- Powiedziałam a potem usłyszałam jego ciche przekleństwo.
- Andrzej.- Skarciłam go.
- No co? Muszę jakoś odreagować i pozbyć się tego napięcia skoro  mnie prowokujesz.
- Ja cię niby prowokuję? Jak?
- Swoimi słowami. A ja złożyłem uroczystą obietnicę. Choć chyba już jej żałuję.- Jęknął jeszcze zakrywając dłońmi twarz w żartobliwej parodii. Gdy się roześmiałam rzucił w moją stronę:- I otwórz lepiej te drzwi na dole, bo mogę się jednak nie powstrzymać.- Spełniłam jego polecenie, choć prawdę mówiąc jeszcze kilka minut temu bardzo chciałam kochać się z Tomkiem. Ale to że pamiętał iż kiedyś wyznałam mu jakie to było dla mnie ważne…To  mnie totalnie rozbroiło. Jednocześnie trochę przeraziło. Bo naprawdę pod tym względem byłam dość staroświecką dziewczyną (okej, ci którzy przypominają sobie akcję pierwszego spotkania z Tomkiem pewnie tak nie powiedzą, ale przypominam że tłumaczył mnie alkohol). Tyle, że teraz to jakoś nie miało znaczenia. Przestało się dla mnie liczyć to czy byłabym dla niego zabawką na raz, narzeczoną czy nawet już żoną. Po prostu chciałam zbliżyć się do niego tak jak to jest tylko możliwe. A gdy tak się stało to on stwierdził, że nasza pierwsza wspólna noc będzie nocą poślubną. Czyżby czytał mi w myślach i robił to z przekory? Wiedziałam, że to absurdalny wniosek, ale nieco zabawny. Zupełnie nieświadomie zmieniliśmy swoje stanowiska w tej sprawie chcąc dostosować się do partnerów przez co znów byliśmy w kropce. Tyle, że długo ona nie potrwa.
Już następnego dnia Tomek wręczył mi pierścionek który podarowała mu matka z nakazem dania go  jego przyszłej żonie (tak, ten sam który dał mi już wcześniej a ja po rozwodzie mu go oddałam). Poza tym kupił również inny, choć mówiłam mu że to niepotrzebne. Ale chyba zapomniałam jaki potrafi być piekielnie uparty, więc w końcu ustąpiłam.
Po weekendzie wróciła Paula z Wojtkiem z podróży poślubnej. To właściwie oni jako pierwsi dowiedzieli się o naszym szczęśliwym powrocie do siebie i planowanym ślubie. Potem stopniowo informowaliśmy pozostałych: Krzyśka i Agnieszkę, Bartka i Izę, moich rodziców,  dawnych przyjaciół z rodzinnej wsi. Wszyscy oni cieszyli się naszym szczęściem. My z Tomaszem też; przeważnie, bo czasami potrafiliśmy się nieźle spiąć. On na  przykład wciąż nie potrafił pojąć, że nie zlikwiduję pokoiku nad cukiernią. Gdy po raz enty argumentował, że przecież będę miała własny dom w którym będziemy razem mieszkać, więc pokój jest mi nie potrzebny odparłam mu słodko, że muszę mieć jakąś alternatywę gdyby mnie bardzo wkurzył. Do tego wciąż wątpił w swoje umiejętności, więc gdy coraz to nowi klienci cukierni zainteresowani tak pięknym malunkiem na jednej ze ścian „Słodkiego świata” pytali o autora, z zadowoleniem wskazywałam im Tomka, jeśli akurat był w cukierni. A jeśli nie to dumna jak paw oznajmiałam, że to dzieło mojego chłopaka. Ale on tylko mnie za to rugał mówiąc, że nie ma wystarczających kwalifikacji. I że malowanie na ścianach jest znacznie trudniejsze, bo potrzebna jest przestrzenna wizja pozwalająca nakreślić określone proporcje. (a przynajmniej tyle zrozumiałam tyle z jego bełkotu, który w rzeczywistości oznaczał: jej, ale jestem niepewny siebie.) Dlatego nic sobie z tego nie robiłam. Tak jak najwyraźniej on z odzywek pyskatej Majki wobec mnie podczas tych jego „obiadków przyjaźni”. I miał jeszcze czelność śmiać się ze mnie zamiast mnie bronić przed siostrą. Idiota jeden.
I tak, kilka miesięcy później, nadszedł dzień naszego ślubu. To znaczy mojego i Tomka. Dla mnie mimo wszystko był naprawdę idealny: odbył się w moim małym wiejskim kościółku w mojej wsi (do dziś pamiętam wzrok największych plotkar moich sąsiadek widzących tyle wypasionych aut przed kościołem), a wesele w jednej z warszawskich sal. Oczywiście chciałam czegoś skromnego, ale znajomi nie chcieli się na to zgodzić. Zwłaszcza Agnieszka i Majka (tak, mam na myśli siostrę Tomka i Krzyśka, dacie wiarę?), która zaczęła mi się we wszystko wpieprzać chyba tylko z czystej złośliwości. Nie, no dobra: teraz to ja byłam złośliwa: jej rady były niezłe: nie zawracała mi głowy jakimiś durnymi pierdołami takimi jak usadzenie gości i czy kolor serwetek oferując swoją pomoc. I tak po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że- o zgrozo- zawiązałyśmy chyba coś na kształt przyjaźni.  Ale wcale nie było między nami aż tak słodko, o nie. Bo nie przeszkadzało to nam dogryzać sobie przy byle okazji, skądże. Ale były to raczej niegroźne potyczki słowne niż rzeczywiste złośliwości. Ja na przykład przy byle okazji mówiłam jakie to szczęście, że znalazłam tak dzianego faceta jak Tomek robiąc subtelne aluzje wskazujące na to jakoby to była jedyna przyczyna dla której chcę związać się z jej starszym bratem; ona z kolei czasami narzekała na mój trywialny gust. Ale w sumie dla mnie była to bardzo dobra sytuacja. Nigdy nie będziemy rozumieć się tak jak z Agnieszką czy Paulą, ale mimo wszystko ta rozpieszczona pannica miała swój urok. No i miło było patrzeć na nią i Filipa razem. Tacy piękni, bogaci i…kompletnie różni, a mimo to mocno się kochający.
Przestałam o tym myśleć po raz ostatni zerkając w lustro w łazience. Jej, nie wiem czemu ale poryczałam się w kościele gdy Tomek przysięgał mi przed Bogiem miłość i wierność, więc teraz mój makijaż wyglądał trochę niechlujnie. Lekko go poprawiłam nie chcąc dłużej zawracać sobie tym głowy. Co mnie w końcu obchodził mój wygląd? A to, że innym będzie przeszkadzać to przecież nie moja sprawa, prawda? Z tą myślą już miałam wrócić na salę gdy usłyszałam głos Pauli:
- Jej, ale się guzdrasz.  Sądziłam już, że żałujesz i uciekłaś przez okno.
- Kurczę, a do tej pory szukałam pomysłu by się z tego wyplątać.   Czemu nie podrzuciłaś mi tego wcześniej?- Paulina w odpowiedzi roześmiała się.
- Choć już.- Po raz ostatni spojrzałam w lustro wiedząc, że i tak lepiej się nie „poprawię”. Razem z Paulą wyszłyśmy z łazienki na korytarz.- Niedługo kolejny toast.
- Super.- Rzuciłam.
- Hej, trochę entuzjazmu.
- Mam dużo entuzjazmu, ale nie w tej kiecce. Jak biorę głęboki wdech boję się,  że gorset tego nie wytrzyma i zacznę paradować w prześwitującym staniczku przez prawie dwustoma gośćmi.
- Jestem pewna, że oni nie mieliby nic przeciwko temu.- Gdy dotarłyśmy na salę, nie dojrzałyśmy  pana młodego.
- Pięknie. A co jeśli on też teraz wpadł na taki pomysł jak ja i szuka ucieczki?
- Nie marudź.  Zaraz go znajdziemy. A tak, już wiem. – Pstryknęła palcami ciągnąc mnie za rękę w stronę mieszczącej się na zewnątrz piwnicy.- Miał z Krzyśkiem przynieść jakieś wino z 1995 roku by zaspokoić podniebienia tych podstarzałych nudnych finansistów. Chociaż muszę przyznać, że ten cały Szymek to ciasteczko.
-  Ejże, bo powiem  Wojtkowi.- Zagroziłam wymierzając w nią palec. Były to jednak żarty, bo ku radości wszystkich już jakiś czas po ślubie losy państwa Rogowskich się uporządkowały. Pawełek był ich legalnie adoptowanym potomkiem, a Paulina w końcu zrozumiała że stałość i solidność Wojtka ma swoje zalety. Do dziś pamiętam jak kilka miesięcy temu przybiegła do mnie o pierwszej w nocy zapłakana wyrywając mnie ze snu i oznajmiając tę nowinę jakby co najmniej ktoś umarł.  A ja pół przytomna nie mogłam zrozumieć o co jej chodzi. „Tak bardzo go kocham”, szlochała w moje ramiona, które niepotrzebnie jej ofiarowałam. Bo po kiego licho zawracała mi głowę zamiast powiedzieć o tym mężowi? Gdy zadałam jej to pytanie o dziwo jeszcze bardziej zaczęła płakać: „Bo on był dla mnie taki dobry, wiesz? On…niczego na mnie nie wymuszał. Początkowo  mnie to cieszyło, ale teraz…on chyba  żałuje że się ze mną ożenił. Chyba zdążył się już odkochać.” Wówczas w niewybrednych słowach dałam jej do zrozumienia, że upadła na głowę. W końcu nie mogąc tego wytrzymać zadzwoniłam do Wojtka, który był już nieźle zirytowany nagłym zniknięciem swojej żony. Powiedziałam mu to co wyznała mi Paula mimo wszystko karząc mu być delikatnym. Paula naprawdę zachowywała się tak jakby zawalił jej się cały świat.  A już następnego dnia rozpoczęła z mężem prawdziwą małżeńską sielankę która trwała do dziś. I jak tu nie wierzyć w szczęśliwe zakończenia?
- Dobra, już dobra.  Ale przyznasz że Szymek ma w sobie coś takiego.
-  Może i ma, a jeśli nawet to mam to gdzieś póki mam Tomka.
- O, tak jak myślałam drzwi są otwarte i…
-  Cicho.- Zażądałam słysząc swoje imię. Nie byłam tylko pewna czy wypowiedział je mój mąż czy Krzysiek. Musiałam więc podsłuchać. Tak wiem: ostatnio nabrałam tego paskudnego nawyku, ale jakoś nie mogłam się od tego odzwyczaić. W końcu dzięki podsłuchiwaniu wiele się dowiedziałam, prawda? Dlatego teraz kładąc sobie palec na ustach niewerbalnie dałam Pauli do zrozumienia by zachowywała się cicho. Aż podeszłyśmy bezpośrednio pod drzwiczki piwnicy.
- Więc jak udało ci się ją przekonać?- Z tej odległości mogłam już  rozpoznać,  że to pytanie wypowiedział Krzysiek.
- Właściwie to nie wiem.- Odparł mu Tomek.- Byłem wściekły; prawdę mówiąc chyba trochę przesadziłem. Powiedziałem jej, że bez niej dam sobie radę.- O, a więc opowiadał bratu o tym jak się pogodziliśmy.  Uśmiechnęłam się pod nosem na to wspomnienie, a on mówił dalej.- A potem rzuciła mi się na szyję.-  Uśmiech zamarł mi na ustach. Że co?
- Co?-Krzysiek też był skonsternowany.
- No właśnie. Chyba zrozumiała, że mnie straci i w końcu się ugięła. Od początku mogłem być taki stanowczy.
- Co za…- Zaczęła Paula, ale jej przerwałam. Potem gestem kazałam iść po cichu za sobą w stronę Sali balowej. Dopiero tam kontynuowała:- Słyszałaś go? Sądzi, że do niego wróciłaś, bo sądziłaś że nie będzie już za tobą ganiał.- Tak jak i ja domyśliła się o którym momencie swojego życia opowiadał bratu Tomasz. Bo kilka dni po tym wydarzeniu ze szczegółami jej o tym opowiedziałam. –Jej, on serio uważa że wróciłaś do niego bo nie mogłaś bez niego żyć.
- I co z tego?- Roześmiałam się.
- Co z tego? Może czas mu uświadomić prawdę.
- Paula, to nie ma znaczenia. On się zmienił dla siebie i tylko dla siebie, a nie dla mnie. Tego właśnie pragnęłam i to był mój warunek powrotu do niego.
- No właśnie. A on przed chwilą przecież mówił Krzyśkowi coś zupełnie innego. Burak nawet nie ma pojęcia o twoich motywach…hej,, tobie właśnie o to chodzi.- Dodała z błyskiem w oku w końcu wszystko rozumiejąc.
- Jasne, że tak. Tomek w końcu wrócił na prostą i żyje w zgodzie z samym sobą. A to, że nie ma pojęcia co sprawiło że do niego wróciłam dodatkowo sprawia, że wartość czego dokonał wzrasta. On nawet nie ma zielonego pojęcia o co prosiłam go przed wyjazdem do Francji; niczego wówczas nie zrozumiał. A teraz sam do tego doszedł.
- Jesteś prawdziwą bestią Aniu.
- Może troszkę. Ale sama przyznasz, że to całkiem zabawne?- Obie zgodnie się roześmiałyśmy.
Wiele hałasu  i toastów później, wymuszonych uśmiechów i gratulacji, tańców i udziału w zabawach, niezliczonych pocałunkach z członkami rodziny dalszymi i bliższymi w końcu mogliśmy z Tomkiem urwać się z przyjęcia. Co prawda podróż poślubną mieliśmy zaplanowaną dopiero na jutrzejsze popołudnie (a raczej dzisiejsze biorąc pod uwagę, iż była trzecia w nocy), ale mimo wszystko byliśmy zmęczeni i postanowiliśmy udać się hotelu gdzie mieliśmy spędzić noc poślubną.  Marzyłam tylko o śnie, więc gdy Tomek zaproponował mi żebym pierwsza wzięła kąpiel nie protestowałam. Dzięki temu już dwadzieścia minut później byłam gotowa do snu. Ledwie przyłożyłam głowę do poduszki i usnęłam.
Obudziłam się z dziwnym uczuciem ciężaru na plecach. Gdy otworzyłam oczy okazało się, że należał on do ręki Tomka. Uśmiechnęłam się ściągając ją z siebie. I dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to była nasza noc poślubna. A ja tak po prostu zasnęłam. A może i nie? Może my…? Ale nie, wciąż miałam na sobie gruby flanelowy szlafrok. No i przecież raczej bym tego nie przegapiła: na weselu wypiłam może ze dwa kieliszki szampana. Jej, miałam nadzieję, że Tomek  nie był na mnie zły. W końcu tyle na to czekaliśmy…
- Już wstałaś?- Widocznie zdejmując ze swoich pleców jego dłoń zrobiłam to nieostrożnie i go obudziłam. Obdarzyłam go uśmiechem.
- Tak, przepraszam że cię obudziłam.
- Nie ma sprawy.- Odwzajemnił mi się ziewając i wyciągając się. Dlatego zauważyłam, że jego klatka piersiowa jest goła. Czyżby sypiał nago? Odruchowo chciałam stopą dotknąć jego nogi, ale zrezygnowałam. Chyba jednak wolałam tego nie wiedzieć. A przynajmniej na razie.- Odpoczęłaś? Wczorajszy dzień chyba cię wykończył, co?- To chyba był delikatny przytyk do naszej nocy poślubnej, więc ze skruchą oznajmiłam:
- Tak. Przepraszam. Nie zrobiłam tego specjalnie.
- Czego?
- No…tego że usnęłam. Chciałam na ciebie poczekać, ale oczy mi się same zamknęły. Nie chciałam by tak wyszło.
- Ach, masz na myśli dzisiejszą noc.
- A ty nie?
- Prawdę mówiąc to nie. Ale skoro już jesteśmy przy tym temacie to…to prawdę mówiąc moja noc poślubna spełniła moje oczekiwania.
- Co?
- No bo…po raz pierwszy spałem z kobietą w sensie dosłownym.
- I jak?
- Bardzo przyjemnie.- Odpowiedział przez co się roześmieliśmy. Potem mnie przytulił. Chwilę później jego usta spoczęły na moich a górna połowa ciała lekko się uniosła gdy pogłębił pocałunek.
-Tomek?- Wypowiedziałam jego imię gdy na moment odsunął ode mnie swoje wargi.
- Tak?
- I co teraz będzie?
- Koniec świata.- Mrugnął składając mi całusa na nosie który zmarszczyłam uśmiechając się  szeroko. Ale potem gdy dodał: -A raczej wszystko czego sobie zamarzymy.- Spoważniałam. Bo jego słowa przypomniały mi nasz pierwszy ślub. Uroczystość tak inną od tej która wydarzyła się wczoraj; która niosła radość, pewność i bezpieczeństwo jutra. Która obiecywała szczęście. Poczułam łzy między powiekami. Ponieważ on też to pamiętał. Dlatego wiedziałam, że od tej pory wszystko będzie między nami w porządku.  Bo oto w ten sposób historia zatoczyła koło. I zakończyła się tak samo jak się rozpoczęła. No, może z małymi wyjątkami. Bo teraz nikt nam nie przerwie. Nie będzie żadnej dzwoniącej Majki, wypadku Tomka czy amnezji. Będziemy tylko my dwoje.
- Kocham cię.- Szepnęłam do niego patrząc prosto w oczy.
- Ja też cię kocham. I nigdy nie przestanę.
- Mam nadzieję.- Odparłam. Potem poczułam jak dłonią ściera mi z policzka łzę. Następnie pocałował to miejsce. A jeszcze później ciasno objęci stopniowo zaczynaliśmy zapominać o rzeczywistości. 

Koniec.

Zakończenie w wersji super ekspresowej, ale mam nadzieję że wam się podobała taka niespodzianka. Bo pewnie mało kto domyślał się, że ten rozdział będzie ostatni. 
Tak więc w ten oto sposób zakończyłam historię Ani i Tomka. Co do innych wątków troszkę mniej wyjaśnionych to z góry uprzedzam, iż planuję następne części cyklu opowiadań o Kamińskich i ich przyjaciołach czy rodzinie ale na pewno nie bezpośrednio po tym opowiadaniu), więc najprawdopodobniej wszystko inne będę stopniowo wyjaśniać w kolejnych.
Co do tej historii to przede wszystkim dziękuję wam za za wasze komentarza. Możecie  wierzyć lub nie, ale dokończenie tej historii (a właściwie kontynuowanie jej od około połowy) było dla mnie dość ciężkie i czasami nawet chciałam przerwać. Ale widząc, że komuś się to podoba czułam, że może historia nie jest tak kiepska jak mi się wydaje, choć zrobiła się nieco melodramatyczna. Aha, i przepraszam za pewne nieścisłości czy niezgodności w fabule (bo wiem że takowe były; np imię byłego narzeczonego Pauli w początkowych rozdziałach nazwałam go Robert, potem chyba Marcin, ale nawet jeśli któraś z czytelniczek zwróciła na to uwagę to zignorowała to za co dziękuję)
Aha chciałabym jeszcze tylko dodać, że ten tydzień będzie dla mnie jeszcze pełny zajęć, ale w następnym ruszymy już z kolejnym opowiadaniem. Z racji tego, że historia Ani i Tomka była trochę ciut za poważna, to tym razem mam ochotę na coś lekkiego (a na pewno coś lżejszego). Co wy na to?
Na koniec jeszcze raz wielkie dzięki za wytrwałość. Bez was by mnie tu nie było dlatego bardzo wam dziękuję.

10 komentarzy:

  1. O.......
    Dziękuję za piękne opowiadanie, wspaniałe zakończenie.
    Tak jak pisałam niejednokrotnie, masz ogromny talent, wspaniale pokazujesz emocje bohaterów, którymi sa ludzie tacy jaky my; czytelnicy.
    Twoje opowiadania dużo wnoszą, daja iskierkę, płomyk radości.
    Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!!!!
    Pozdrawiam
    Ania

    ps. A czy może myślałaś, żeby połączyć Andrzeja i Andżelikę( chyba w jej małżeństwie nie dziję się za dobrze), którzy juz kiedys byli ze sobą? Kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością, ale to tylko moja sugestia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm...prawdę mówiąc kiedyś to rozważałam aczkolwiek teraz mam troche inny pomysł. Chociaż może później wpadnę na jeszcze cos innego. Myślałam raczej o kontynuowaniu wątku Andrzeja i rozwinieciu i perypetii Andżeliki i jej męża Cezarego. Ale zobaczymy jak mi się będzie chciało pokierować ich losami.:-) Na razie nie mówię"nie"

      Usuń
  2. Im bardziej brnęłam w opowiadanie czułam, że to prawdopodobnie ostatnia część.. Ale dziękuję, przebrnęłam i jestem zachwycona :) czekam na kolejne perypetie Kamińskich lub jakieś zupełnie inne opowiadania. I oczywiście pragnę Ci przypomnieć, że masz wielki talent. Brawo!!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Radość ale i smutek że to już koniec. Jestem zachwycona Twoim stylem pisania rzetelnością i talentem. Dziękuję za Twoje opowiadania są cudowne a Ty jesteś najlepsza :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że to już koniec tego opowiadania. Jak każda Twoja historia bardzo mnie wciągnęła. Już się zastanawiam co wymyślisz tym razem. A cokolwiek to nie będzie przeczytam z przyjemnością. Pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zobaczyłam że dodałaś posta pomyślałam , że to ostatni rozdział ale tak potem czytając miałam nadzieję ,że zrobisz tak jak w od nienawiści do miłości gdzie napisałaś kilka rozdziałów po pogodzeniu Agi i Krzyska . To moje ulubione opowiadanie z tej serii zaraz po od nienawiści do miłości . Czekam z niecierpliwością na nowe opowiadanie :* Strasznie zdziwiła mnie przemiana Władysława Kamińskiego ale jestem jak najbardziej za .

    OdpowiedzUsuń
  6. Dodasz cos nowego jeszcze w tym tygodniu?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym raczej nie. Do wtorku jestem uziemiona, ale potem będzie trochę luźniej, więc coś może pojawi się w środę lu czwartek. Chyba, że w ramach odstresowania się któregoś wieczorka wcześniej napiszę jakieś krótkie jednoczęściowe opowiadania, ale niczego nie obiecuję.

      Usuń
  7. "- Andrzej - skarciłam go" chyba powinno być Tomek. Wydaje mi się, że się pomyliłaś. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń