Zwykle lubiłam wesela (no może nie po śmierci
Anity, ale przed nią), a nawet wręcz je uwielbiałam. Tyle, że tym razem było
inaczej. Uroczystość z okazji ślubu Pauliny i Wojtka dłużyła mi się
niemiłosiernie. A wszystko za sprawą Tomka. Czemu do mnie nie podszedł w
trakcie oczepin? Wiedział, że jako druhna muszę to nadzorować, ale przecież
moglibyśmy zamienić kilka słów. Nic by się nie stało. A on po prostu stał na
samym końcu sali, a potem znów gdzieś zniknął. Zauważyłam, że Krzysztof też,
więc pewnie był z nim. Jej, mam tylko nadzieję, że nie nagada mojemu byłemu
mężowi jakichś głupot. Bo skoro naprawdę sądzi, że ja i Andrzej…
Dość, takie myśli mi nie pomogą, powiedziałam
sobie w myślach. Przecież najpóźniej za
godzinę wszystko się skończy. Będą jeszcze tańce i ostatni ciepły posiłek który
musiałam nadzorować (po kiego licho zgodziłam się pomóc Pauli w organizacji
cateringu który szwankował?). A potem będę wolna.
Z biegiem czasu trochę się uspokoiłam. W końcu
czekałam na to spotkanie 10 miesięcy. Nic się przecież nie stanie jak poczekam
jeszcze trochę.
Niestety, gdy nadszedł moment gdy dyskretnie
mogłam się oddalić w poszukiwaniu Tomka znów moja uwaga została odwrócona. A to
za sprawą Andrzeja, którego znalazłam w korytarzu męskiej łazienki. Przez ten
czas gdy zostawiłam go samego musiał sporo wypić. Miał tak mętny wzrok, że nie
byłam pewna czy nawet zarejestrował moje wejście.
- Andrzej?- Powiedziałam jego imię. Tak jak się
spodziewałam nie zareagował.- Do kroćset.- Mrugnęłam pod nosem. Potem podeszłam
do niego bliżej. Nie tylko sporo wypił. Był pijany jak bela. Postanowiłam, że
gdy wytrzeźwieje poruszę z nim ten temat. Dalej pijąc z taką częstotliwością i
ilością może niechybnie wprowadzić się w nałóg.- Sławiński, wstawaj.- Dodałam
już na głos.- Słyszysz? To ja, Ania.
- Aniaaaa.- Wymruczał uśmiechając się pod nosem.
Wywróciłam oczami klękając koło niego zastanawiając się jak go niby udźwignę
albo kto ewentualnie może mi pomóc by narobić mu jak najmniejszego wstydu.
- Tak, to ja. Czemu aż tak się upiłeś? Czy nie mogę
zostawić cię na chwilę niczym małego dziecka? Obiecałeś mi już nie pić.- No
dobra, może i nie obiecał. Ale tak czy owak i tak zrobił źle.
- Wiem.- Niemal wyszeptał. A potem zaśmiał się
tylko trochę bełkotliwie.
- Pięknie. Co tam sobie wyobrażasz w swojej
pijackiej wizji, że jesteś taki rozbawiony?
- Nic. Po prostu przypomniałem sobie coś.
- Co?- Otworzył usta jakby chciał mi coś
powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnował.
- Jesteś taka do niej podobna, wiesz?
- Hm?- Nie miałam pojęcia o czym on mówi.
- Do Julki.- W jednej chwili poczułam ogromne
rozczulenie. Jak bardzo musiał ją kochać skoro wciąż o niej myśli, skoro nie
może zapomnieć i żyć dalej. Skoro alkohol stanowi jego odskocznię.-
Przesadziłem co? Z alkoholem. Zwykle się tak szybko nie upijam. Ale dziś…jestem
idiotą.
- Wcale nie.
- Tak. Ona…naprawdę już się z tym pogodziłem.
Ale czasami…czasami to tak mocno boli. Jakbym utracił jakąś cząstkę siebie.
Jakbym teraz nie mógł normalnie funkcjonować. To tak jakby odcięto mi rękę lub
nogę. Nigdy nie będę już kompletny.- Co można było na to powiedzieć?- Jestem
żałosny.
- Wcale nie.
- Wcale tak. Użalam się nad sobą. I wiem o tym.
Ale nie wiem jak bardzo bym się starał to i tak czuję pustkę, której nie
potrafię zapełnić pracą czy spotkaniami z kumplami. Oni mają rodziny, mają
kochające żony a ja? Ja nie mam nic. Nigdy nie sądziłem, że będę im zazdrościł
ale tak jest.
- Och, Andrzej, Andrzej. Uda ci się. Wierzę, że
ci się uda. Musisz tylko chcieć o tym porozmawiać, wyrzucić to z siebie.
- Nie potrafię. Nawet teraz czuję się jak
bałwan. Albo klaun. Tak mnie nazywała wiesz? Mówiła, że jestem klaunem. Nigdy
tylko nie wyjaśniła mi właściwie dlaczego. I chyba już nie wyjaśni.
- Wiesz ja…ja mogę tam z tobą pojechać.
- Gdzie?
- Do niej. Na jej…grób.
- Nie chcę.
- Andrzej, ale to może…
- Nie chcę, rozumiesz?- W jednej chwili jakby
wytrzeźwiał. Zaczął podnosić się z
podłogi. Gdy próbowałam mu pomóc odsunął od siebie moją dłoń.- Zostaw, dam
sobie radę.- W milczeniu obserwowałam jak próbuje zmusić swoje ciało do przybrania
pozycji pionowej, ale nie za bardzo mu to wychodzi. Dlatego mimo jego niechęci
postanowiłam mu pomóc. Potem ostrożnie podtrzymując, z trudem skierowałam się
do tylnego wyjścia przez kuchnię. W ten sposób nikt nie widział Sławińskiego
pijanego. Miałam zamiar zadzwonić po taksówkę, ale kalkulując, iż o tej porze
może zjawić się w najlepszym razie za godzinę
i wykorzystując fakt, iż sama nie piłam (oprócz jednego toastu na cześć
par młodej, ale to było jeszcze o ósmej wieczorem i wypiłam pół kieliszka, więc
uznałam że do trzeciej w nocy już wytrzeźwiałam) postanowiłam odwieść Andrzeja
do domu jego samochodem. Uprzedziłam tylko o tym główną kucharkę i lekko
zdenerwowana usiadłam za fotel kierowcy. Bądź co bądź obsługa małego fiata
rodziców to mały pikuś w porównaniu ze sportowym wozem. Miałam nadzieję, że o
tej porze drogi będą jednak puste i jakoś uda mi się dojechać na miejsce bez
szwanku.
Tak też się stało. Wiedziałam gdzie mieszka
Sławiński, bo już kiedyś byłam w jego mieszkaniu gdy pomagał mi przy remoncie
piętra cukierni. Wstąpił wtedy bo swoje narzędzia. Teraz więc mogłam
bezpiecznie odstawić go do domu. Problem pojawił się gdy uświadomiłam sobie, że
teraz to ja nie mam jak wrócić na wesele. Mogłam co prawda wziąć jego samochód
wracając tak jak przyjechałam, ale nie chciałam aż tak korzystać z
nieświadomości Andrzeja. Byłam pewna, że by mi na to pozwolił, ale mimo
wszystko wypadało spytać go o zgodę. A o tej porze autobusy kursowały bardzo
rzadko. Najbliższy właśnie uciekł mi dziesięć minut temu, więc następny miałam
za godzinę. No cóż, przynajmniej położę Sławińskiego do łóżka, a potem wyjdę na
autobus. Stamtąd już w kilka minut dotrę na miejsce.
Niestety, wszystko potoczyło się nie tak jak
chciałam. Bo zaczęliśmy rozmawiać z Andrzejem na kanapie; potem zrobiłam mu
mocnej kawy by wytrzeźwiał. Sama wybrałam gorącą herbatę. A potem nie wiedzieć
czemu zasnęłam zupełnie zapominając o weselu i Tomku z którym miałam
porozmawiać.
Obudziłam się następnego dnia z niesmakiem w
ustach i bardzo bolącą szyją. Właściwie nie wiedziałam co z tych dwóch rzeczy
jest straszniejsze. Z cichym jękiem otworzyłam oczy próbując wstać i
zorientowałam się, że szyja boli mnie z powodu niewygodnej pozycji w której
spałam. Bo spałam na ramieniu Andrzeja, który z kolei opierał swoją głowę na
mnie tak, że gdy wstałam przechylił się w jedną stronę budząc się. Komicznie
potrząsnął głową niczym pies po wpadnięciu do wody. Potem spojrzał na mnie
kilkakrotnie mrugając jakby nie mógł uwierzyć, że mnie widzi.
- Ania?- Mrugnął.
- Jak widać.- Uśmiechnęłam się sięgając do
swojej kieszeni i wyjmując z niej komórkę. Kurczę, była prawie dziewiąta. Na
dodatek na wyświetlaczu ujrzałam kilka nieodebranych połączeń od Pauli, Wojtka,
Agnieszki i kucharki. Widocznie martwili się czemu tak długo nie wracam.
Ostrożnie pokręciłam kilkakrotnie swoją szyją. No, może nie było aż tak źle.-
Masz dużego kaca?
- Co…? Nie, chyba nie. Co ty tu robisz?
- Najwyraźniej zasnęłam odwożąc cię do domu.
- Naprawdę? Niezbyt to pamiętam.
- Nie dziwię ci się. Gdyby ja tyle wypiła to też
bym nie pamiętała.- Albo mi się wydawało, albo się zaczerwienił. No, chociaż
tyle dobrze. To, że był zakłopotany swoim stanem świadczyło o tym, że nie jest
jeszcze nałogowcem. Alkoholicy zazwyczaj nie widzą problemu w tym, że piją.-
Dobra, w takim razie idę do kuchni zrobić nam porcję kawy. Potem zostawiam cię
tutaj samego, bo muszę wracać na salę. Pewnie jeszcze nie jest sprzątnięta, a
miałam w tym pomóc.
- Ja też mogę pomóc.
- Ty lepiej doprowadź się do porządku.
- W takim razie kto cię odwiezie?
- Na pewno nie ktoś, kto wczoraj wypił
hektolitry alkoholu.
- Hej, nie przesadzaj.
- Nie przesadzam. A teraz idź pod prysznic, to
cię otrzeźwi. Kawa zrobi resztę.
- Dzięki.
- Drobiazg.- Z trudem zachowałam kamienny wyraz
twarzy gdy widziałam jego niepewność. Widocznie to, że po raz drugi stałam się
świadkiem jego upokorzenia (bo najpierw upił się w barze a teraz na weselu
Wojtka) i zapewne jak sądził się przy mnie uzewnętrzniał wprawiało go w
zakłopotanie. Nie miałam dłużej czasu o tym myśleć, bo już piętnaście minut
później byłam gotowa do drogi. Dopijając łyk swojej kawy z zazdrością patrzyłam
na orzeźwionego po kąpieli Andrzeja zdając sobie sprawę ze swojego żałosnego i
nieświeżego wyglądu. No ale trudno, odpocznę później.
Pod weselną salą zjawiłam się niecałe trzy
kwadranse później. Spieszyłam się przy tym jak tylko mogłam, bo i tak czułam że
nie wywiązałam się z powierzonego mi
zadania. Miałam wszystko nadzorować a ja co robiłam? Niańczyłam pijanego
faceta. Na dodatek nie pożegnałam się z Pauliną i Wojtkiem, którzy mieli
wyjechać dziś rano na krótką podróż poślubną do Ustki.
W środku zastałam krzątających się pracowników;
wśród nich była Iza. Na mój widok się uśmiechnęła. Od razu zaczęłam ją
przepraszać (miałyśmy koordynować całą akcję razem, a ja zwaliłam to na jej
barki), ale ona przerwała mi łagodnie:
- Dobrze, że już jesteś. Tomek czeka na ciebie
już od pół godziny.
- Tomek tu jest?
- Tak.
- Boże.- Skwitowałam to tylko myśląc o swoim
koszmarnym wyglądzie. Izabela jakby czytając mi w myślach roześmiała się.
- Wyglądasz dobrze. Tylko sukienka ci się trochę
wygniotła. A tak w ogóle to gdzieś ty nocowała?
- Długa historia; potem ci opowiem. A gdzie on
teraz jest?
- Chyba w kuchni. Pomaga w zmywaniu. Jeszcze
wczoraj…to znaczy dzisiaj, bo w zasadzie było wtedy po północy dał się
wmanewrować Paulinie. Podobno obiecał kiedyś rewanż za to co się wydarzyło
między nimi w przeszłości. No i ta zaproponowała pomoc przy sprzątaniu. Chyba
miała nadzieję, że w ten sposób da wam sposobność rozmowy, ale ty gdzieś się
zmyłaś.
- Dobra, w takim razie już lecę do kuchni. Iza?
- Tak?
- Naprawdę dobrze wyglądam?- Kasprzyk roześmiała
się tylko kiwając głową, a potem wróciła do ścierania stołów. Ja z kolei
weszłam do kuchni.
Nie od razu mnie zauważył, ale ja jego tak.
Wydawał mi się być jakby wyższy choć było to przecież absurdalne. Wiek w którym
mógłby urosnąć już dawno minął. Ale z tyłu jego sylwetka wyglądała dużo
masywniej. Albo to kwestia kroju tego fartuszka który miał na sobie. Bo
zdecydowanie był przeznaczony dla osób mniejszych od niego.- Tomek?- Zawołałam.
- No, nareszcie.- Odezwał się nawet się nie
odwracając.- Coś kiepsko się zwijasz Iza i nie mam już czego zmywać. Gdy
Agnieszka była w trzecim miesiącu miała już niezły brzuszek, ale za to wigoru
dwa razy więcej niż zazwy…- Dopiero teraz odwrócił się delikatnie przez prawe
ramię. Uśmiech na jego twarzy zgasł gdy spojrzał mi prosto w oczy. Zaraz potem
ponownie rozświetlił mu rysy. Przełknęłam kilkakrotnie ślinę czując jak zaczyna
mi brakować powietrza. Bo stał tu. Przede mną. Żywy i w stu procentach
prawdziwy. Na dodatek się do mnie uśmiechał.- Cześć.- Usłyszałam po
nieskończenie ciągnącej się w moich myślach ciszy podczas gdy w rzeczywistości
upłynęły może trzy sekundy.
- Cześć.- Odpowiedziałam mu w ten sam banalny sposób.
Ale jak to zwykle w takich przypadkach bywa, gdy ludzie mają sobie zbyt dużo do
powiedzenia, nie wiedząc od czego zacząć po prostu milczą. Tak było teraz
między nami. W głowie wirowała mi masa myśli, kłębiło się wiele pytań począwszy
od tego dlaczego nie powiedział mi o swoim niespodziewanym przyjeździe a
skończywszy na pytaniach odnośnie jego pobytu we Francji. No i najważniejszego:
rozmowy która wydarzyła się między nami przed jego wyjazdem. I obietnicy. Jak
miałam go więc teraz traktować? Jak on potraktuje mnie? Jak znajomą?
Przyjaciółkę? Swoją ukochaną? Nie miałam zielonego pojęcia.
- Ja…
- Dlaczego…- Po przedłużającej się ciszy
zaczęliśmy mówić niemal jednocześnie. I oboje przerwaliśmy. Potem się
uśmiechnęliśmy. Tomek gestem kazał mi bym zaczęła.
- Ja chciałam spytać kiedy wróciłeś. I dlaczego
wczoraj się ze mną nie przywitałeś. Zauważyłam cię na weselu, ale z powodu roli
jaką pełniłam nie mogłam tak po prostu podejść.
- Wiem, ale gdy cię zobaczyłem…wiedziałem, że
będziesz druhną bo mówił mi o tym Wojtek. Poza tym na ślubie…
- Czekaj, więc byłeś na ślubie Wojtka z Paulą?
- Nie, chociaż bardzo chciałem. Gdyby samolot
się nie opóźnił z pewnością bym zdążył.- A więc przyjechał na przyjęcie prosto
z lotniska.
- Och.- Skomentowałam to tylko. Potem znów zapadła
między nami na moment cisza.
- Poza tym…- Kontynuował Tomek po dłuższej
chwili.- …postanowiłem zadowolić się obserwacją ciebie. No i sądziłem, że
będziemy mieli szansę na rozmowę nieco później.
- Tak, ja też. Ale Andrzej…to znaczy przyjaciel
twojego brata trochę się upił i musiałam pomóc mu dotrzeć do domu.
- Nocowałaś u niego?- Starałam się dostrzec, czy
w jego słowach brzmiał wyrzut lub podejrzliwość. Ale nie zauważyłam żadnego z
tych elementów. Dlatego szczerze odparłam:
- Tak. Taksówka przyjechałaby dość późno, a
on…no, nie był w najlepszym stanie.
- Rozumiem.- Mrugnął spuszczając głowę. Potem
znów ją podniósł patrząc mi prosto w oczy.- Agnieszka mówiła, że bardzo się
zaprzyjaźniliście.- W tym stwierdzeniu również nie dostrzegłam niczego niepokojącego.
- Jakoś tak wyszło. Całkiem przypadkiem.
- Podobno ciężko mu po stracie Julki.
- Tak, ale teraz jest już lepiej.-
Odpowiedziałam lekko naginając prawdę. Bo z Andrzejem wcale nie było lepiej.
Najgorsze było to, że ukrywał swoje emocje i ból nawet przede mną. Jednego dnia
potrafił śmiać się i żartować, a drugiego mówić jak bardzo ją kocha załamując
się pod wpływem alkoholu. To nie sugerowało niczego dobrego. Jednak informując
o tak intymnych szczegółach Tomka czułam, że w ten sposób zdradziłabym Andrzeja.
- To chyba dobrze. Ale dość o nim. Co u ciebie?
Jak idzie prowadzenie cukierni, sprzedaż? Słyszałem, że razem z Agnieszką
weszłyście w spółkę.
- Tak, choć zrobiły to tylko po to by zapewnić
mi początkowy kapitał którego potrzebowałam. Ale mam nadzieję, że niedługo im
się to zwróci. Do tego Paula kilka razy w tygodniu wpada na trochę gdy Pawełek
ma z kim zostać. No i Izabela całkiem dobrze radzi sobie z deserami, ale niedługo
pewnie nie będzie chciała pracować ze względu na ciążę. Choć może to i dobrze
bo ma prawdziwy talent. Jeszcze trochę i
będzie lepsza niż ja.
- Nie sądzę; jesteś najlepszą cukierniczką.
- Z ciebie za to prawdziwy pochlebca. Tak
właściwie to powinnam ci podziękować za to, że „Słodki świat” może wciąż
funkcjonować. Dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś.
- To był drobiazg. I w ogóle nie powinnaś mi za
to dziękować. A co poza tym? Jak twoi rodzice?
- Sądzę, że całkiem nieźle. Teraz mam sporo
czasu, więc staram się ich odwiedzać raz w miesiącu. Także jak widzisz przez te
10 miesięcy u mnie nic się nie działo. Dlatego to ja raczej powinnam spytać co
u ciebie…- Mówiłam, a on wdał się w dłuższy monolog choć głównie oparty na
frazesach i ogólnikach bez zarysu szczegółów na temat swojej pracy, spędzania
wolnego czasu i kilku anegdotkach o nowo poznanych znajomych wynikających z
różnic kulturowych. Słuchałam go uważnie, ale dopóki sobie tego nie
uświadomiłam zrozumiałam, że Tomek jest tak samo niepewny jak ja. I że
rozmawiamy ze sobą jak dwoje znajomych, którzy spotkali się po wielu latach.
Owszem, kiedyś byli przyjaciółmi i nie wyobrażali sobie bez siebie życia, ale
teraz czas i nowe doświadczenia minionego czasu sprawiły, że teraz nic nie mają
sobie do powiedzenia. A przecież tak nie było. Przecież w nas obojgu kotłowały
się pokłady nagromadzonych emocji i niewypowiedzianych słów. Przecież ledwie
mogłam powstrzymać szaleńcze uderzenia krwi w rytm pulsującego serca. Na
szczęście z każdą przemijającą sekundą było coraz lepiej. Mimo to gdy do kuchni
weszła jedna ze sprzątających kelnerek poczułam ulgę. Tomek wrócił do zmywania
rzucając jakąś żartobliwą uwagę o Pauli, która prowokacją zmusiła go do pracy.
Ja z kolei poszłam na salę by pomóc nosić naczynia. Robiłam to jednak w
transie. Na dodatek co chwila musiałam przy tym wchodzić do kuchni i wówczas
moje oczy spotykały się z oczami Tomka.
Dopiero dwie godziny później wszystko było posprzątane,
więc mogłam wrócić do domu. To znaczy do cukierni, bo nadal zajmowałam pokój na
piętrze. Teraz miałam środki by móc sobie wynająć jakieś małe mieszkanko, ale mieszkając
w miejscu pracy było mi po prostu wygodniej. Nie musiałam marnować czasu na
dojazdy. Poza tym, choć może było to głupie, czułam się wówczas bardziej
związana z Tomkiem. Bo to tutaj wszystko się zaczęło. To do cukierni przyszedł
po raz pierwszy, gdy po tym jak nocowałam u niego przekonana że zaszło między
nami coś więcej, chciał oddać mi torebkę. I to tutaj wielokrotnie pomagał mi w
przygotowaniach do otwarcia „Słodkiego świata”, obserwował mnie przy pieczeniu,
rozmawiał, wspierał. Może wiązało się to również z faktem, że powstanie mojej
cukierni zbiegło się z jego poznaniem. Ale tak czy inaczej wciąż mieszkałam nad
cukiernią. Po raz ostatni spojrzałam w stronę drzwi. Gdzie był Tomek? Czyżby
wcale nie miał ochoty na rozmowę ze mną i jego wczorajsza dezercja miała
przyczynę? A może uważał, że wszystko między nami definitywnie skończone? W
sumie od czasu powrotu nie nawiązał zupełnie do naszego związku czy swoich
uczuć.
- Czekasz na mnie?- Gdy nagle ujrzałam go obok
siebie z zaskoczenia z trudem powstrzymałam się od pisku. Zamiast tego
ograniczyłam się tylko do drgnięcia.
- Właściwie to tak.- Przyznałam zgodnie z
prawdą. Zaraz jednak w świetle swoich ostatnich rozważań postanowiłam być
trochę ostrożna.- Uznałam, że warto abyś zobaczył to, w co władowałeś taką masę
pieniędzy.
- Mówisz o cukierni?- Spytał domyślnie. Skinęłam
głową.
- Tak. Chyba, że masz inne plany?
- Właściwie to nie. Z tymi z którymi chciałem
przywitałem się na weselu.
- A…twój ojciec?- Nie mogłam powstrzymać się od
zadania tego pytania.
- Może trochę poczekać. Z pewnością za mną nie
tęskni. Co to, idziemy?
- Tak.- Jako środek transportu zgodziłam się
jechać razem z nim samochodem. Podczas podróży znów milczał, więc poważnie
zaczęłam się zastanawiać czy on nie myśli tylko o tym by się mnie jak
najszybciej pozbyć. Ta myśl powodowała, że czułam się koszmarnie. Najgorsze
było to, że nie miałam tyle odwagi by wprost spytać go o to czy wciąż kocha
mnie tak jak obiecywał mi to przed wyjazdem. Może jego uczucia w stosunku do
mnie się zmieniły? Z moimi w końcu też się tak stało. Można powiedzieć, że
ewoluowały i utwierdziły mnie w tym, że chcę spędzić z Tomkiem resztę życia.
Ale najpierw muszę z nim porozmawiać; sprawdzić czy stał się taki jakim
chciałam aby był. Przekonać się czy jego reakcja na to, że zaprzyjaźniłam się z
Andrzejem wynikała tylko z faktu, że przestał widzieć we mnie najgorsze, a
zaczął mi ufać. Bo mogło być przecież tak, że było mu to najzwyczajniej w
świecie obojętne. Boże, a jeśli pragnął bym przyznała że zakochałam się w innym
facecie? Może już w Sali weselnej podczas sprzątania miał szczerą ochotę
powiedzieć:
„Jej, to super że
spotykasz się z Andrzejem. Bo wiesz, ja też zacząłem się z kimś spotykać. Ta
przerwa między nami uświadomiła mi, że tak naprawdę wcale cię nie kocham. Może
byłem zakochany, ale już mi przeszło. Dobrze się złożyło, prawda? Gdybyś ty nie
odkryła tego samego byłby niezły kwas”
- W porządku?- Gdy po niczym niezmąconej ciszy
Tomek nagle się odezwał, znów mnie lekko przestraszył.
- Ttak.- Trochę wydukałam.- Czemu pytasz?
- Bo masz przerażoną minę.
- Tak?- Spytałam głupio. Potem by do reszty się
nie skompromitować dodałam:- Bo trochę za szybko jedziesz.
- W tym korku?- Zauważył łagodnie trochę
rozbawiony. Rozejrzałam się dookoła przez szybę w samochodzie. Rzeczywiście,
przed nami ciągnęła się kaskada kilkunastu samochodów, przed nami też. Więc
Tomek z pewnością nie mógł jechać więcej niż 40 km na godzinę. Na dodatek teraz
staliśmy. A ja narzekałam na zbyt szybką jazdę… Czułam, że spiekłam raka. By
się nie skompromitować nie powiedziałam nic więcej.- Zapomniałem już jak o tej
porze ulice potrafią być zakorkowane. Gdyby nie to wybrałbym autobus.
- Nie sądzę by teraz miały jakieś przywileje w
tym korku.- Próbowałam zażartować.
- Pewnie tak.- I znów cisza. Chyba on też
zorientował się, że cienko nam to idzie, bo w końcu włączył radio. Wówczas
poczułam się trochę pewniej. Do tej pory z powodu tej ciszy bałam się nawet
głębiej odetchnąć.
Dopiero w cukierni poczułam się lepiej, bo byłam
u siebie. Mimo to z pewnym skrępowaniem pokazywałam Tomkowi zmiany jakie
wprowadziłyśmy jeszcze z Agnieszką, Izą i Paulą a także odremontowaną salę na
piętro. Gdy o tym wspomniałam zaczął mnie przepraszać mówiąc, że chciał również
zająć się i tym pamiętając o tym, iż chciałam organizować tam niewielkie
przyjęcia urodzinowe dla dzieci, ale niestety nie zdążył tego zrobić przed
wyjazdem. Zapewniłam go więc, iż wszystko w porządku. Potem, gdy już pokazałam
wszystko to co chciałam, ponownie poczułam się nieswojo.
- Aniu?- Usłyszałam wtedy swoje imię.
- Tak?
- Może miałabyś ochotę jechać teraz do mojego
brata i Agnieszki? Obiecałem, że porozmawiam z nimi więcej gdy tylko uporam się
ze sprzątaniem po przyjęciu, ale przyjechałem tutaj z tobą i…
-…przepraszam, gdybym wiedziała to wcale bym cię
tutaj nie ciągnęła. Nie chciałam byś…
- Aniu.- Po raz drugi powtórzył moje imię. Potem
dotknął swoją dłonią mojej z racji tego, że siedzieliśmy obok siebie przy
jednym ze stolików. Jego niespodziewany gest sprawił, że zadrżałam. A raczej
delikatnie odsunęłam rękę. On szybko zrobił to samo. Poczułam się głupio. Skąd
to skrępowanie? Nie tak to wszystko sobie wyobrażałam.- Więc? Masz ochotę
spotkać się z moją rodziną i swoimi przyjaciółmi?- Tomek posłał mi szeroki
uśmiech, ale ja wiedziałam że jest tylko na pokaz. Bo w jego oczach ujrzałam
zakłopotanie. Widocznie moja reakcja również go zaskoczyła. Zamierzałam mu to
wszystko wyjaśnić. Powiedzieć, że liczyłam iż po jego przyjeździe znów będziemy
mogli zacząć budować coś na nowo, ale jeśli on tego nie chce to wcale nie
musimy tego robić. Tyle, że znów stchórzyłam. Och, dlaczego strach przed prawdą
niemal mnie paraliżuje? Przecież lepsza najgorsza prawda niż niepewność jak
mówiło znane porzekadło. Chociaż nie, to było coś w stylu: lepsze znane zło niż
nieznane dobro. Tak więc odnosząc to do mojej sytuacji, wolałabym by Kamiński
powiedział mi, iż chce bym zniknęła z jego życia niż starał się być miły. Odkąd
to do diaska był taki poważny i miły? Przecież on nieustannie żartował.- Aniu?
- Hm?
- Pytałem czy masz ochotę na wizytę u Krzyśka i
Agi. Jeśli nie to zrozumiem.
- Nie. Skąd. To znaczy…jasne że mam.-
Oznajmiłam. Uznałam, że to dobry pomysł. W końcu może wyjaśnię Krzysztofowi, iż
jego pomysł o romansie między mną i Andrzejem jest niedorzeczny.
- A więc jedźmy.
- Tak.
W zasadzie to można powiedzieć, że nasza podróż
była taka sama jak poprzednio. Tak samo milcząca i nic nie wnosząca jak
poprzednio. Potem u Kamińskich nie było lepiej. A nawet było gorzej, bo
zauważyłam że Tomek zachowuje się przy bracie i szwagierce zupełnie tak jak
dawniej. A więc jego powaga wobec mnie nie wynikała z faktu, iż się zmienił,
ale przyczyną byłam sama ja. Dlatego choć starałam się nie poddawać
pesymistycznym myślom, nie czułam się najlepiej. Miałam ochotę uciec. Tym
bardziej dowiadując się, iż Tomek dostał ofertę przedłużenia pracy w Paryżu.
Czemu nic mi o tym nie powiedział? Czyżby to była przyczyna jego dawnego
zachowania? Chciał wrócić do Paryża? Przyjechał do mnie tylko po to by się
pożegnać? By się tego dowiedzieć uważnie czekałam na jego odpowiedź:
- Prawdę mówiąc to rozważałem to.- Powiedział
tylko w końcu do chwili zastanowienia.
- Nie dziwię ci się. Rębacki bardzo cię
chwalił.- Odparł mu brat.
- A ty skąd wiesz?
- Przecież to Build&Project remontowało mu biuro, nie pamiętasz? Od
tamtej pory mam z nim kontakt.
- Chcesz powiedzieć, że mnie sprawdzałeś?
- Tylko patrzyłem jak sobie radzisz.- Krzysztof
wzruszył ramionami. W odpowiedzi na ten nonszalancki gest Tomek rzucił w brata
trzymanym w dłoni ciastkiem. Tamten tylko się roześmiał. Aga za to nieźle
wkurzyła.
- Hej, piekłam je dziś z samego rana specjalnie
dla ciebie.- Spojrzała na niego oskarżycielsko.
- Przepraszam.- Rzucił tylko choć wiedziałam, że
nieszczerze. Zwłaszcza gdy widziałam jego minę po ugryzieniu kęsa. Sama nie
miałam ochoty na nic do jedzenia, więc nie pokusiłam się o spróbowanie wypieku
Agnieszki, ale widocznie nie był najlepszej jakości.
- Akurat, powiedz szczerze że ciastka są do
bani.- Krzysiek nie miał widocznie takich skrupułów. Albo raczej dążył do
samozniszczenia.
- Burak. –Syknęła mu w odpowiedzi żona.
- No co? Jestem szczery. Czy kobiety nie tego
pragną w związku?
- Uważaj braciszku, bo ktoś tu będzie dzisiaj
spał na kanapie.
- Nie podsuwaj jej pomysłów.
- Nie musi. Sam nie umie gotować. Ani smakują
moje ciastka, prawda?
- No tak.- Przytaknęłam choć jak wcześniej
mówiłam, wcale ich nie próbowałam.
- Nie sądzę, przecież nawet ich nie próbowała.-
Zauważył Tomek patrząc na mnie z rozbawieniem.- Może spróbuje teraz?
- Dziękuję, nie jestem głodna.- Odparłam. Miałam
mu powiedzieć, że choć od rana nie miałam nic w ustach to w jego obecności mój
żołądek był zwinięty w taki supeł, że z trudem przełknęłam kilka łyków herbaty?
I czemu tak na mnie spojrzał?
- Masz rację nie próbuj tego. Każda wymówka jest
dobra.
- Tomek!- Wrzasnęła Agnieszka.
- Nie krzycz, bo twój syn jest z ciebie
niezadowolony. Nie widzisz jakim oskarżycielskim wzrokiem na ciebie patrzy?-
Wcale nie była to prawda. Jaś bawił się z Małgosią w rogu pokoju na dużym
puchowym kocyku krusząc wszędzie jakieś ciasteczka. Jej, widząc reakcję Tomka i
Krzysztofa miałam nadzieję, że to nie te z wypieku Agnieszki. A jeśli
nawet…widocznie malec zrozumiał że słodycze są niejadalne, więc je po prostu
kruszył.
- Jej zawsze sądziłam, że masz więcej oleju w
głowie niż twój brat, ale jak widać się pomyliłam.- Prychnęła Agnieszka.- A tak
w ogóle to co z wami? Od początku spotkania nie puściliście pary z ust na temat
waszej relacji.
- Aga.- Uciszył ją mąż.
- No co? Ja zawsze byłam bezpośrednia. Więc?
Dzisiaj jakoś dziwnie unikacie swojego wzroku choć przyjechaliście razem.
- Wydaje ci się.- Zbył ją Tomek.
- Chyba jednak nie. To jak jest Aniu? Czyżby
znów cię czymś zdenerwował podczas ostatnich 24 godzin?
- Wcale nie.- Głos zamiast mnie zabrał Tomek.-
Poza tym spotkaliśmy się zaledwie kilka godzin temu.
- No tak. A propos, gdzie zniknęłaś dziś w nocy,
co?
- Kochanie, to chyba nie twoja sprawa. –Zaczął
znów Krzysiek. Ja jednak nie widziałam celu ukrywania czegokolwiek. Przecież
wyznałam już Tomkowi prawdę.
- Spokojnie, już przyzwyczaiłam się do wścibstwa
twojej żony.- Uśmiechnęłam się lekko.- A nocowałam u Andrzeja. Był trochę
niedysponowany.
- No tak.- Mrugnęła Agnieszka. A po spojrzeniu
jakie wymieniła z mężem domyśliłam się, że wyciągnęła nieprawdziwe wnioski tak
jak wczoraj Krzysiek. Już miałam ochotę wyjaśnić, że nic między nami nie
zaszło, gdy uświadomiłam sobie, iż byłoby to równoznaczne z tłumaczeniem się. A
przecież ja wcale nie byłam winna. No i Tomek mi wierzył.
- Dobrze, a teraz wybaczcie, powinienem w końcu
zjawić się u ojca. Mimo wszystko zasługuje chociaż na pięć minut mojego czasu,
prawda?- Spytał retorycznie Tomasz podnosząc się z kanapy.
- Tak. Naprawdę się o ciebie martwił. Wiele razy
o ciebie pytał.
- Krzysiek, już ja wiem jak wyglądały te jego
pytania.
- Mówię serio. Chyba trochę się zmienił odkąd na
światło dzienne wyszła ta historia z mamą Ani.
- I dobrze, bo to najwyższy czas. Choć raczej
trudno mi w to uwierzyć. Aniu, zbieramy się? Po drodze odstawię cię pod
cukiernię.
- Jasne.
I tak jeszcze raz powtórzył się schemat, który
nastąpił już wcześniej: ja milczałam, a Tomek udawał, że jest bardzo skupiony
na jeździe. To było do bani.
Gdy w końcu znalazłam się w cukierni wciąż nie
zebrałam się na odwagę by cokolwiek wyjaśnić między mną a nim. On zresztą też
się do tego nie kwapił, więc niejako się w ten sposób rozgrzeszałam. Ale z
drugiej strony jak długo można? Byłam skonfundowana. Dobrze, że musiałam
przygotować desery na jutrzejszą sprzedaż, bo miałam jakieś zajęcie. Tak
przynajmniej choć trochę mogłam przestać o tym myśleć.
- Hej, co to za mina?- Słysząc obok siebie głos
z zaskoczenia upuściłam talerz który właśnie trzymałam w dłoni. Potem
usłyszałam śmiech osoby która mnie przestraszyła.- Jezu, Andrzej! Musisz mnie
tak straszyć?
- No co? Widocznie masz coś do ukrycia skoro aż
tak cię przeraziłem.
- Raczej zaskoczyłeś. I tak w ogóle to jak się
tutaj dostałeś?
- Drzwi były otwarte.- Puścił mi oko co
spowodowało, że wywróciłam oczami. Potem uklękłam by posprzątać bałagan.
- Wstawaj, ja to pozbieram. Ty się pokaleczysz.
- Może dam radę.
- Jej, coś ty taka kwaśna?
- Ty za to tryskasz optymizmem. Co się stało, że
przyszedłeś?
- Stęskniłem się za tobą.
- Zabawne.
- Bardzo.- Roześmiał się. Potem uklęknął obok
mnie na podłodze.- Trzymaj. Zostawiłaś w moim mieszkaniu podczas naszej
pierwszej wspólnej nocy.- Zamachał mi przed głową szalikiem.
- Aleś ty dowcipny.- Skwitowałam biorąc od niego
szalik na moment porzucając zbieranie rozbitego szkła.- I tylko po to się
fatygowałeś?
- Jej, naprawdę jesteś wkurzona. Aż tak źle
poszło ci z Tomkiem? Chyba nie odprawił cię z kwitkiem?- W odpowiedzi
otworzyłam usta chcąc posłać w jego kierunku jakąś miażdżącą reprymendę, ale po
chwili tylko je zacisnęłam. Bo przecież miał rację.- Hej, serio kopnął cię w
tyłek? Mam go załatwić?- Tym razem pomimo dość żartobliwego pytania zabrzmiało
ono całkiem poważnie. Z delikatnym uśmiechem pokręciłam głową.
- W porządku. W zasadzie to nie było aż tak źle.
Tylko…
- Tylko?
- No właśnie…nic.
- Nic?
- Możesz przestać powtarzać za mną końcówki? Do
tej pory miałam cię za inteligentnego faceta.
- Auć. Ale szpila. Czyli, co podpowiada mi mój
intelekt którego mi przed chwilą odmówiłaś, oznacza że Tomek w żaden sposób się nie zdeklarował co?
- Jednak nie jesteś taki głupi.
- Dobra, dobra panno kąśliwa. Wstawaj lepiej i
powiedz mi w końcu o co chodzi. Od początku do końca.- Początkowo byłam dość
niechętna i mówiłam tylko monosylabami pociągana za język pytaniami
Sławińskiego. Dopiero po kilku minutach odprężyłam się na tyle by mu wszystko
opowiedzieć. Ale moja złość powróciła gdy w na końcu się roześmiał.
- Jej, czasami potrafisz zachowywać się jak
kobieta.
- Dla jasności: ja jestem kobietą, Andrzej.
- Przecież wiesz o co mi chodziło.- Zbył mnie
machnięciem ręki.- Chodzi mi o to, że wy, kobiety wszystko rozdrabniacie na
małe kawałeczki i z poszczególnych maciupeńkich fragmencików interpretujecie zdarzenia
jakby nie były całością.
- Więc jak niby miałam interpretować zachowanie
Tomka?
- Skarbie, a jak on miał interpretować twoje
zachowanie?
- Co to znaczy?
- To co słyszałaś. Powiedziałaś mu, że za nim
tęskniłaś? Że cieszysz się z jego powrotu? Pytałaś o to czy nadal cię kocha?
- Przecież mówiłam ci, że bałam się jego
odpowiedzi.
- Tak jak on twojej. Nie przyszło ci do tej
twojej ślicznej główki że on jest tak samo niepewny w stosunku do ciebie jak ty
do niego?
- To znaczy, że…ty chcesz powiedzieć, że on też
boi się co do niego czuję?
- Brawo. Widać też potrafisz używać swoich
neutronów.
- Ale…co ja mam w takim razie zrobić? Tak po
prostu spytać go o to?
- To byłoby najprostsze: musisz zrobić pierwszy
krok. Ale pewnie nie masz na to odwagi, co? W takim razie musisz zmusić go by
to on wykonał ten krok.
- Niby jak?
- Sprowokuj go, kobiety są dobre w takich
gierkach.
- Czasami zastanawiam się za co się lubię.
- Bo tak naprawdę mnie nie lubisz.- Słysząc to
zmarszczyłam brwi.- Kochasz mnie do szaleństwa, ale masz świadomość
nierealności tego uczucia, więc zadowalasz się Tomkiem.
- Słucham?!- Warknęłam bijąc go w ramię. Nawet
nie starał się przed nimi uchylić wciąż się śmiejąc. W pewnym momencie sama
zaczęłam czuć rozbawienie. Aż nadeszło olśnienie.- Tak, to jest to.
- Hm?
- Kocham cię. I to powiem Tomkowi.
- Co?
- Jej, nareszcie to zrozumiałam.
- Ania, co ty znów wymyśliłaś? Wiesz, że ja…-
Widząc jego poważną minę teraz to ja miałam ochotę się roześmiać.
- Tak mu powiem, rozumiesz? Powiem, że w
międzyczasie gdy go nie było zbliżyliśmy się do siebie i zakochaliśmy. I
poczekam na jego reakcję. Jeśli to zaakceptuje to znaczy, że przestał mnie
kochać. A jeśli będzie zły i wściekły to będzie oznaczało, że nie jestem mu
obojętna.
- To głupie. I takie banalne nie sądzisz?
Wzbudzenie zazdrości. No i typowo…
- …tak kobiece, pamiętam. Ale mówiłeś też, że
muszę sprowokować Tomka do pierwszego kroku jeśli sama nie chcę go wykonać. A
chcę mieć tylko bufor bezpieczeństwa.
- A jeśli w napadzie szału mnie zabije?
- No cóż, wtedy będziesz miał świadomość że zginąłeś
w słusznym celu.
- Okej. Ale posadzisz wtedy na moim grobie
kwiatki?
- Stoi.
- I będziesz je podlewać co tydzień?
- Nawet codziennie.
- Więc okej. Zrobię to tylko subtelnie.
- Kiedy?
- Kiedy nadarzy się okazja.
- Żartujesz?
- Nie, a jak według ciebie mam to zrobić?
Wparować mu do jego mieszkania i oznajmić żeby odwalił się od mojej dziewczyny?
- Coś w tym stylu.
- Jej, naprawdę nie masz pojęcia o strategii.
Zwłaszcza w związku. Gdy zrobię to tak jak chcesz to Tomek od razu zorientuje
się, że coś jest nie tak. I że go podpuszczam.
- Tak, tak już rozumiem.-Westchnęłam ciężko
nagle czując się strasznie głupio. Bo prawdę mówiąc nie miałam ochoty grać z Tomkiem w żadne gierki. Ale jeśli to
miało pomóc…
Następnego dnia cukiernia na nowo została
otwarta. Tym razem kelnerowała Iza, która korzystając z okazji również spytała mnie o byłego męża. A ja tylko ją zbyłam.
Sam Kamiński zjawił się dopiero koło
siedemnastej. Nie byłam pewna, czy Andrzej powiadomił go już
o moim planie, a z jego miny nie mogłam nic odczytać. No i zachowywał się nie
mniej oficjalnie niż wczoraj, poza tym nic się nie zmieniło. Zaproponował mi
tylko, że jeśli mam ochotę mogę obejrzeć z nim jego wyremontowane już
mieszkanie w ramach rewanżu za to że ja zademonstrowałam mu zmiany jakie zaszły
w cukierni. I znów nie mogłam nic wyczytać z tego gestu, bo wspominał w nim o
rewanżu…Mimo to zgodziłam się. I tak niecałą godzinę później oglądałam
odnowione piętro domu w którym prawie rok temu ostatecznie podjęłam decyzję o
tym by kopnąć Tomka w tyłek. Miejsce, z którym wiązała się masa wspomnień.
- I jak ci się podoba?- Spytał mnie w pewnym
momencie.
- Bardzo ładne. Masz prawdziwy talent. I zmysł
artystyczny. Nie myślałeś o tym by malować freski?
- Co? Skąd.- Roześmiał się jakby to była całkiem
absurdalna myśl.- Mam kiepską technikę.
- Dla mnie jest cudowna. Nadajesz temu miejscu
duszę.
- Traktuję to jako komplement.
- Oczywiście, że tak. A nawet całkiem spory
komplement.
- Prawdę mówiąc moja wizja była trochę inna, ale
nie wyszło najgorzej. Poza tym zawsze będzie można to zamalować.
- Nie, skąd. Nigdy. Nie pozwolę ci tego zrobić.- Moja gorliwość i szybkość reakcji na
jego słowa spowodowała, że powiedziałam za dużo. Szybko przełknęłam ślinę.- To
znaczy…wolałabym abyś tego nie robił, ale jeśli będziesz chciał to...to
oczywiście zrób to.
- Chciałbym aby wszystkie osoby które będą
mieszkać w tym domu czuły się tutaj dobrze.- Jego jedyną reakcją była ta nieco enigmatyczna
odpowiedź. Bo co to niby miało znaczyć? Czy była to subtelna aluzja do tego, że
jeśli będę chciała to będę mogła tu zamieszkać i wówczas Tomek nie usunie
swoich malunków? A może w ten sposób dyplomatycznie dawał do zrozumienia, że
miał na myśli kogoś innego?- I… i miałem
nadzieję, że będzie ci się to podobać.- Gdy dodał to zdanie, po raz pierwszy od
jego przyjazdu poczułam ulgę. Bo w jakikolwiek sposób nawiązał do naszych
uczuć. Dlatego korzystając z okazji postanowiłam pociągnąć go za język:
- A dlaczego ci na tym tak bardzo zależało?- W
odpowiedzi tylko się do mnie uśmiechnął. Potem spytał cicho:
- Czytałaś moje listy?
- Tak.- Przytaknęłam nie dodając nic więcej. On
też się nie dopytywał, więc czułam że nie powinnam rozwijać tematu. A może
powinnam? Z chwilą gdy o tym pomyślałam on odezwał się po raz kolejny.
- Odwiedziłem wczoraj ojca. Wydawał się być
jakiś inny, tak jak mówił Krzysiek. Powitał mnie nawet dość wylewnie jak na
niego, bo zamiast podać mi dłoń i ją uścisnąć to mnie objął. Co prawda na
bardzo krótką chwilę, ale mimo wszystko…może serio się zmienił?
- Kto wie? Kiedyś sądziłam, że to niemożliwe,
ale teraz…widziałam jak zachowuje się wobec wnuków gdy kiedyś odwiedziłam
Agnieszkę i on tam akurat był. Rozpieszcza te maluchy.
- Tak, Krzysiek też mi to mówił. Chociaż Aga nie
jest zadowolona z jego częstych odwiedzin. Nadal mu nie ufa.
- Nie dziwię się. Po tym co jej zrobił też
byłabym sceptyczna.- I w ten sposób rozmowa zeszła na sprawy Krzysztofa i
Agnieszki. Nawet przy wcześniejszej kolacji poruszaliśmy wszystkie tematy prócz
nas dwojga tak, że czułam iż kolejny dzień biję głową w mur. Dopiero gdy Tomek
odwiózł mnie pod cukiernię pożegnał się ze mną dodając:
- Dziękuję, za dzisiejszy dzień. Od wielu
tygodni chciałem ci pokazać to miejsce gdy myślałem o powrocie. Miałem zamiar
nawet zostać trochę dłużej, ale…tęskniłem.
- Za mną?- Odważyłam się spytać.
- Tak.- Przyznał, co bardzo mnie ucieszyło.
Przynajmniej zanim nie dodał:- Ale
tłumaczyłem sobie, że robię to wszystko dla ciebie.
- Co masz na myśli?
- Swój wyjazd, kupno domu…chciałem by ci się
podobał, bardzo tego pragnąłem. Te rysunki na ścianach nic dla mnie nie
znaczyły i nie będą znaczyć jeśli by ci się nie podobały.
- Jak to? Nie sprawiają ci radości? Nie
cieszyłeś się malując je?
- No…tak; w końcu lubię malować. Ale to motyw
był motorem mojego działania.
- Tomek, posłuchaj…- Zamierzałam właśnie wdać
się w dłuższy wywód, gdy usłyszałam
wibrację swojej komórki. Tomek też ją usłyszał.
- W porządku, odbierz. I tak mieliśmy się już
pożegnać. Spotkamy się jutro?
- Jeśli chcesz.
- W takim razie wpadnę do cukierni i trochę ci poprzeszkadzam.- W odpowiedzi
obdarzyłam go delikatnym i nieco wymuszonym uśmiechem. A potem odebrałam
połączenie Pauliny. Choć była w podróży poślubnej, znalazła chwilkę by zapytać
o sprawy cukierni. A przynajmniej ja chciałam sobie tłumaczyć to troską o nią.
W końcu gdybym ja była na miodowym miesiącu nie zawracałabym sobie głowy
cukiernią nawet jeśli bardzo ją kochałam. Ale najwyraźniej Paula nie tylko
miała na to ochotę ale i czas. Nie wróżyło to jak najlepiej jej małżeństwu z
Wojtkiem. Do tej pory jakoś unikałam tematu łączących ich relacji. Naturalnie
gdy Wojtek wpadał czasem do cukierni widać było, że zaczęła ich łączyć czułość,
ale czy coś więcej? Nie miałam pojęcia i chyba tak naprawdę nie chciałam
wiedzieć.
Po skończonej rozmowie wróciłam myślami do
swojej ostatniej rozmowy z Tomkiem. Wiedziałam, że powinnam czuć się
szczęśliwa- mimo wszystko fortel jaki chciałam zastosować z Andrzejem był
niepotrzebny, ale…no właśnie.
Te rysunki na ścianach
nic dla mnie nie znaczyły i nie będą znaczyć jeśli by ci się nie podobały.
Nie to było motorem
mojego działania…
Pewnie powinno mi to pochlebiać, w końcu o tym
marzą inne dziewczyny i kobiety. O tym by facet którego kochają potrafił się
dla nich zmienić, na każde słowo reagować natychmiastowym wykonaniem rozkazu.
Ale ja do nich nie należałam. Bo przecież to właśnie była lekcja którą miał
opanować Tomek. Miał poznać własne pragnienia, zmienić się na lepsza dla siebie
a nie dla mnie. Nie chciałam by w ten
sposób czuł się za to zależny. Czy była więc między nami szansa na to by móc
zacząć jeszcze raz? Mimo wszystko nie
chciałam tak szybko się poddawać. W końcu to były tylko słowa. Może w ten
sposób Tomek chciał tylko wyrazić jak wiele dla niego znaczę? Może nie chciał
wyznać, że robił wszystko z mojego powodu?
Niestety, w ciągu kolejnych dwóch dni
przekonałam się, że łudziłam się nadaremno.
Bo gdy Tomek w tamtym aucie pośrednio wyznał mi swoje uczucia, czuł się
już znacznie pewniej. Ja za to byłam spięta. Starałam się wmówić sobie, że to
przecież nic nie znaczy; że przecież kocham Tomka i chcę z nim być. Tyle, że
potem przypominałam sobie wydarzenia z przeszłości. Do diaska, przecież on miał
tylko zrozumieć jedną małą rzecz. Chciałam by w końcu postępował tak jak chce a
nie jak każą mu inni; nie tak jak żąda tego od niego jego ojciec czy tak jak
sądzi pragnę tego ja. Czy to było aż tak dużo? A już dość mieliśmy już prób.
Postanowiłam, że więcej nie pozwolę na żadną z nich w jakiejś ważnej kwestii. A to
zdecydowanie była ważna kwestia.
Z tego powodu chodziłam jak struta przez dwa
kolejne dni. Aż w końcu nadeszła sobota,
dzień wolny od pracy w cukierni. Tomek miał
zjawić się u mnie również dzisiaj. Na samą myśl o tym co chciałam mu
powiedzieć czułam, że znów pęka mi serce. Ale nie mogłam inaczej: im dłużej
będę zwlekać tym w konsekwencji dłużej będę cierpieć. Teraz spędziłam z nim po
jego powrocie zaledwie kilka godzin w przerwie między pracą. Jeśli znów zacznę
się z nim spotykać będzie jeszcze trudniej.
Gdy się zjawił powitał mnie uśmiechem tak jak
zawsze, ale już chwilkę później odkryłam, że to zwyczajnie na pokaz. I choć
starałam się zebrać w sobie i delikatnie powiedzieć mu to co chciałam to jednak
on zaczął.
- Wiesz skąd zarodki ptaków biorą tlen?
- Co?
- W skorupce.- Wyjaśnił tak jakbym wcześniej nie
zrozumiała.
- Rozumiem. Ale nie mam pojęcia czemu mnie o to
pytasz.
- Tak po prostu. Chociaż nie, dość kłamstw i
niedopowiedzeń. Po prostu chciałem odwlec to co nieuniknione.
- Nieuniknione?
- Nie jestem głupi. Widzę co się dzieje, Aniu.
Widzę to jak mnie traktujesz, jak unikasz wzroku. Nie rozumiem tylko dlaczego
czekałaś aż kilka dni by w końcu posłać mnie w diabły tylko znosiłaś moje
wizyty.
- Tomek, to nie tak.
- No tak, ale zawsze byłaś bardzo empatyczna.
Nawet ta twoja propozycja spotkania się po roku…wiedziałaś, że wszystko się
między nami zmieni, prawda? Na dodatek pojawił się Andrzej.
- Tomek, pozwól mi wszystko wyjaśnić. Ja…-
Urwałam dopiero teraz spostrzegając jakąś ciemniejącą poświatę na jego
policzku, która wcześniej wydawała mi się być grą światła. Potem spojrzałam mu w oczy. Był wyraźnie
wściekły, a jego wzrok jakiś taki…nieobliczalny? Nie wiedziałam jak to nazwać.
Poczułam jak zasycha mi w gardle. Nie ze strachu przed nim, o nie. Może i
powodował mną strach, ale przed tym co miał mi za chwilę powiedzieć.
Strach przed prawdą.
- Dlaczego masz siny policzek Tomek?- Spytałam
go nie chcąc znać odpowiedzi na to pytanie.
- Tak więc w sumie to rozumiem.- Kontynuował
swoją przemowę jakby nie usłyszał mojego pytania.- W końcu czemu miałabyś się
zadowalać takim frajerem jak ja? Co z tego, że cię kocham, że przez ostatnie 10
miesięcy wszystko co robiłem było dla ciebie i z myślą o tobie?
- Co ty zrobiłeś?
- A jeśli w napadzie szału mnie zabije?
- No cóż, wtedy będziesz miał świadomość że
zginąłeś w słusznym celu.
- Okej. Ale posadzisz wtedy na moim grobie
kwiatki?
- Stoi.
- I będziesz je podlewać co tydzień?
- Nawet codziennie.
- To
wszystko: odbudowa cukierni, kupno i odremontowanie tego pieprzonego domu było
tylko dla ciebie, nie rozumiesz? Każdy metr podłogi, każdą ścianę malowałem
wyobrażając sobie twoją reakcję. Każdy mebel wybierałem z myślą o tobie.
- Tomek, proszę nie mów tego. Nie mów nic
więcej.
- Bo co, czujesz się winna? Niepotrzebnie. Ale
słuchaj dalej: teraz będzie jeszcze lepsze. Tak więc wyjechałem specjalnie dla
ciebie: po to by się zmienić, by na ciebie zasłużyć. Po powrocie zastałem
kobietę którą kocham w objęciach innego mężczyzny. Pląsali razem na parkiecie.
Mężczyzna ten, na dodatek przyjaciel mojego młodszego brata oznajmiło mi, że
kocha ciebie a ty kochasz jego.- Boże, a więc jednak Andrzej spełnił swoją
obietnicę.- Nieźle co? I wtedy nie wytrzymałem: cała moja cierpliwość poszła na
marne.
- Co ty zrobiłeś?- Gdy nie odpowiedział z
napięciem w głosie spytałam ponownie: Tomek, co ty zrobiłeś Andrzejowi?
- Nic. Uderzyłem go. No, może dwa razy. Choć z
trudem powstrzymałem się by nie dowalić mu raz jeszcze.
- Boże, Tomek…muszę ci wszystko wyjaśnić. To nie
jest tak jak…
-…ale potem go przeprosiłem. – Przerwał mi. Tą
informacją nieco zbił mnie z tropu, więc tylko na niego patrzyłam. Ale
przynajmniej się uspokoiłam. Przez moment pomyślałam, że naprawdę mógł zrobić
mu krzywdę.
- A wiesz dlaczego? Bo w końcu dotarło do mnie
coś bardzo ważnego.- Kamiński zrobił wymowną pauzę.- Uznałem, że nie jesteś tego
warta. Ale mówiąc to nie mam zamiaru ci uwłaczać; wręcz przeciwnie. Masz i
miałaś dla mnie bardzo dużą wartość. Tyle, że niczego mi nie obiecywałaś. To ja
głupi miałem nadzieję, że…teraz to już nieważne. W każdym chodzi mi o to, że
choć wszystko pozornie poszło w cholerę to jednak nie mam zamiaru się poddać.
Może i kupiłem i wyremontowałem swój dom z myślą o naszym wspólnym życiu, może
i kupiłem cukiernię malując w środku kwiecisty pejzaż by wyrazić nim miłość do
ciebie. Może i wyjechałem tylko dlatego, że tak chciałaś…ale mimo wszystko z
tego powodu dużo się nauczyłem. Zrozumiałem kim jestem i że też jestem coś
wart. I wiesz co? Bez ciebie też mi się uda. Pewnie będzie piekielnie trudno,
ale nie jestem nikim. I mimo wszystko dziękuję ci za tą lekcję choć była nieco
brutalna. A, i wybacz że wciąż pisałem jak idiota te wszystkie listy których
nie miałaś zamiaru czytać gdybym wiedział wcześniej, że…
- Dość!- Krzyknęłam czując jak pierwsza łza
skapuje na mój policzek. Łza szczęścia. Jeszcze chwilę temu czułam się naprawdę
koszmarnie ze świadomością, że Tomek od wyjazdu do Francji wcale się nie
zmienił, ale teraz…teraz byłam w siódmym niebie. Bo on w końcu zrozumiał.
Zrozumiał, że by być szczęśliwym musi pragnąć być lepszym i postępować lepiej
tylko dla siebie. Nie dla mnie, rodziny czy świata. Ale tylko dla siebie.
- Masz rację.- Parsknął niewesoło wciąż
przekonany, że go nie kocham.- Nie ma potrzeby bym wylewał na ciebie swoje
gorzkie żale. To ja wszystko spieprzyłem podle cię traktując po tym jak
straciłem amnezję. A potem nie ufając i nie wierząc. Nie dziwię się, że
wybrałaś Andrzeja. Choć muszę cię ostrzec, że on wciąż kocha Julię. Ale jeśli
tylko będzie traktował cię jako jej substytut czy zapomnienie to…- Przerwałam
mu w końcu podchodząc do niego i kładąc palec na ustach. Nie chciałam
przedłużać jego cierpienia. Bo liczyło się tylko to, że mnie kochał. I że w
końcu zrozumiał.
Mój gest wyraźnie zbił go z tropu; przyglądał mi
się tylko w milczeniu nie wykonując żadnego ruchu. Postanowiłam więc
wykorzystać tę okazję i zrobić coś na co miałam ochotę już odkąd wrócił do
Polski.
Pocałowałam go.
Nie było to proste, bo on stojąc wyprostowany
jak struna niczego mi nie ułatwiał. Dopiero gdy w końcu dotarło do niego co
robię (co niestety stało się po jakichś pięciu sekundach podczas których mój
tył głowy dotykał karku- tak mocno ją unosiłam do góry-, wiec było to niemal
bolesne i piekielnie niewygodne), schylił się z cichym westchnieniem
odwzajemniając mi się. I już po chwili całował mnie zachłannie, całym sobą
jednocześnie mocno mnie do siebie przytulając. Czułam jak moje łzy zraszają
jego policzki, jak bardzo bije mi serce i…jak bardzo chce mi się w tym momencie
śmiać. Byłam tak szczęśliwa, że nie potrafiłam skupić się na pocałunku a
jednocześnie tylko tego pragnęłam. Ale oprócz tego chciałam go przytulić,
dotykać, wyjaśnić, spytać o tyle rzeczy. No i przede wszystkim powiedzieć o tym
co do niego czuję. Ale Tomek chyba tego nie rozumiał. Widocznie pomyślał, że po
prostu zamierzam się od niego odsunąć bo mój pocałunek miał być tylko gestem
litości, bo na jego twarzy malował się zawód. Dlatego z wyraźnym trudem,
odezwałam się cicho gładząc go po policzku:
- Tomek ja…ja i Andrzej…my nigdy…to znaczy ja
nic do niego nie czuję. A to co ci powiedział to…
- Chcesz powiedzieć, że go nie kochasz?-
Przerwał mi z wyraźną nadzieją wciąż nie wiedząc co chce mu zakomunikować. Uśmiechnęłam
się kręcąc głową, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć dodał zirytowany:- Anka, co
to za gierki?- No tak, nieopatrznie zinterpretował mój niewerbalny gest.
- Nie, nie rozumiesz. Chodziło mi o to, że nigdy
nic między nami nie było. Byliśmy i właściwie wciąż jesteśmy tylko
przyjaciółmi. I to ja kazałam mu powiedzieć, że się ze sobą spotykamy.
- Dlaczego?
- Bo chciałam zobaczyć jak na to zareagujesz.
- Co?!
- No bo…bo przed wyjazdem próbowałam ci
wytłumaczyć, że…
- Ty…chcesz powiedzieć, że celowo przez ostatnie
dni przechodziłem piekło bo ty chciałaś zobaczyć jak zareaguję widząc cię w
ramionach innego faceta?
- No niedokładnie o to chodziło, ale w
zasadzie…- Urwałam widząc jego wzrok, a potem nieśmiało się do niego
uśmiechnęłam.- Teraz wiem, że to było głupie.
- Bardzo.- Odpowiedział trochę urażonym tonem.
- Jesteś na mnie zły?- Odważyłam się spytać.
- Nie chcesz znać odpowiedzi na to pytanie.
- Tomek…
- Nie, nic już nie mów. Na rozmowę przyjdzie
czas później.
- Ale…- Znów nie dokończyłam zdania. Tyle, że
tym razem przerwały mi jego usta; tak samo wymagające jak kilka chwil temu.
Czułam jego ręce na swojej twarzy gdy dotykał mojego karku, delikatny nacisk
ciała. W tym momencie staliśmy się jednym ciałem i duszą.
- Nawet nie wiesz jak bardzo za tobą tęskniłem.-
Wyszeptał mi gdy jego wargi ześlizgnęły się z moich ust na policzek a potem
niedaleko ucha.- Tak mocno, że tylko świadomość tego że gdy w końcu do ciebie
wrócę i zrobię wszystko na co mam ochotę podtrzymywała mnie na duchu. To, że
będę cię całował, dotykał. To, że będziesz mi na to pozwalać. Boże, tak bardzo
na to czekałem, że to aż bolało.
- Ale teraz w końcu się ziściło. Jesteśmy razem.
- Tak.- Roześmiał się patrząc mi prosto w oczy.
– Kocham cię.
- Ja też cię kocham.- Odparłam mu z radością
zauważając jak w momencie mojego wyznania błyszczą mu oczy.- I te ostatnie
miesiące również były katorgą dla mnie. Tylko fakt, że mam tą cukiernię która
mi podarowałeś i towarzystwo przyjaciół oraz rodziców podtrzymywał mnie na
duchu. Do tego obraz wiszący na ścianie, który dla mnie namalowałeś. Codziennie
na niego patrzyłam bo w ten sposób upewniałam się, że miłość która z niego biła
nie jest moim wymysłem. No i twoje listy. Wiesz, że niektóre czytałam po wiele
razy aż potrafiłam recytować je z pamięci?
- Jej, a ja czasami zastanawiałem się czy nie
produkuję się na marne.- Powiedział rozbawiony.
- Nie, nigdy. Czasami tak bardzo chciałam wysłać
ci swoją odpowiedź, swój list. Ale ograniczałam się tylko do chowania ich do
szuflady.
- Naprawdę?
- Wątpisz?- Ostrożnie uwolniłam się z jego objęć
i gestem dłoni kazałam by za mną poszedł. Znalazłszy się na górze w swoim
pokoju wyjęłam plik kilku listów.- Proszę. W sumie myślę, że mógłbyś je
przeczytać teraz. – Tomek wziął ode mnie listy wpatrując się w nie trochę z
niedowierzaniem. Po dłuższej chwili przeniósł wzrok na mnie.
- Później. Teraz…teraz chcę tylko upewnić się,
że to nie jest sen a ty ze mnie nie kpisz.- Już miałam odpowiedzieć mu coś w
stylu, że to nieprawda ale takie zapewnienia nie miałyby teraz sensu, bo
przecież mówiłam mu to już wcześniej. Poza tym dotarło do mnie, że pomimo faktu
iż będąc przystojnym mężczyzną tłoczyła się wokół niego masa kobiet, to jednak
wciąż nie był mnie pewnym. I zależało mu na tym bym to właśnie ja wybrała
niego. Inne dla niego nie istniały. W duchu śmiałam się z tej ironii losu: do
tej pory to ja wiecznie uważałam się za tę gorszą stronę, za stronę która musi
zabiegać o czyjeś względy a nawet na nie zasługiwać. Ale teraz…teraz
wiedziałam, że wcale tak nie jest. I że owszem, z przyjemnością wciąż będę
zabiegać o Tomka, ale tylko dlatego by wyrazić mu w ten sposób swoją miłość.
Tak jak teraz.
- Kocham cię.- Powiedziałam więc znów gdy tylko podszedł
do mnie dość blisko. I znów ten szczególny błysk w jego oczach sprawił, że moje
serce wywinęło koziołka.
- Powtórz to.- Zażądał.
- Kocham cię.- Z radością wypełniłam jego
polecenie.
- Powiedz to jeszcze raz.- Wymruczał mi do ucha
jednocześnie zdejmując frotkę z moich włosów. Chwilę później opadły kaskadą na
moje ramiona.
- Jeszcze raz?
- Tak.
- Nie, wtedy szybko ci się to znudzi.
- Nigdy.- Odpowiedział gorliwie.- Nigdy mi się
to nie znudzi.- Ponownie powróciliśmy do czynności którą przerwaliśmy na dole.
A mianowicie zaczęliśmy się całować. Nie mogłam się nadziwić temu uczuciu które
mnie wówczas ogarniało. Wciąż pytałam samą siebie jak mogłam do tej pory bez
tego funkcjonować. Jak mogłam żyć bez niego, bez dotyku jego ust czy dłoni, bez
pieszczot którymi pokrywał moje ciało…I w końcu zrozumiałam, że już nie muszę
się bez tego obywać. Uświadomiwszy to sobie drgnęłam a potem po raz drugi
odsunęłam się od Tomka. Zrobił lekko zdziwioną minę.
- Daj mi chwilę.- Wyjaśniłam właściwie niczego
nie wyjaśniając.- Muszę tylko coś załatwić.
- Ale…
- Dosłownie dwie minuty.- Niczym zawodowy
biegacz rzuciłam się pędem na dół, a potem porwałam kluczyki i przekręciłam
zamek w drzwiach. Po drodze próbowałam się uspokoić i choć trochę przestać aż
tak ekscytować, ale nie potrafiłam. Całe moje ciało było pobudzone i
rozgorączkowane faktem, że w końcu z mojej i Tomka drogi zniknęły wszelkie
bariery.
Gdy zjawiłam się z powrotem na górze, on
siedział już na łóżku. To w zasadzie dobrze się składało, tyle że na mój widok
wstał.
- Nie, nie. Siedź tam nadal.
- Co?
- Nie wstawaj…to znaczy usiądź ponownie bo już
stoisz.
- O co chodzi?
- Ja…ja zamknęłam drzwi na dole.
- Po co?
- By nikt nam nie przeszkadzał.- Powiedziałam,
ale na jego twarzy nie pojawił się żaden wyraz. Dlatego dodałam:- Chciałam być
z tobą sama. Tylko z tobą.- No, miałam nadzieję, że teraz to zrozumie. Bo tylko
kompletny idiota nie zrozumiałby tego zaproszenia.
- Tak, mamy dużo do omówienia i wyjaśnienia. Na
początek może powiesz mi dlaczego wciąż tu mieszkasz?- No dobra, może nie
kompletny idiota, ale kompletny ignorant.
- Tomek.- Jęknęłam, a potem roześmiałam się
rozbawiona.- Chcę być z tobą sama, bo chcę się z tobą kochać.
- Teraz?- Na widok jego miny z trudem zachowałam
względnie poważny wyraz twarzy.
- Tak, teraz. I tutaj. Nie chcę już na nic
czekać. Może…może powinniśmy jeszcze poczekać i trochę pobyć ze sobą,
pospotykać się by sprawdzić czy do siebie pasujemy: w końcu nawet przed ślubem
praktycznie się nie znaliśmy, ale ja…ja chcę zrobić to tak czy inaczej. I chcę
zrobić o z tobą. Chcę byś to ty był moim pierwszym. Nawet jeśli potem okaże się
że jednak tak nie jest i do siebie nie pasujemy i się rozstaniemy. I tym razem
to nie jest nieprzemyślana czy impulsywna decyzja podjęta pod wpływem chwili. Ja
też przez ostatnie miesiące czegoś się nauczyłam. Koniec z szaleństwami. Ale
spanie z tobą z pewnością do nich nie należy.
- Jezu. Ania…- Widziałam jak gwałtownie przełyka
ślinę patrząc na mnie jak nieprzytomny. A potem w kilku susłach znalazł się
przy mnie całując namiętnie, a w przerwach między pocałunkami z jego gardła
zaczęły wypływać słowa niczym tama:
- Tak bardzo cię kocham…nie wierzyłem że kiedyś
w końcu nadejdzie ta chwila…zawsze będę chciał tylko ciebie…I nigdy cię nie opuszczę
rozumiesz? Razem zbudujemy idealny związek. Razem będziemy go pielęgnować a
każda kłótnia czy sprzeczka będzie tylko go umacniać. Nie pozwolę ci już
odejść…nigdy więcej. I bardzo cię pragnę. Tak bardzo, że nie potrafię wyrazić
tego słowami.
- Więc nic już nie mów.- Odezwałam się z
rozbawieniem. Potem spojrzałam mu prosto w oczy i rozbawienie mi minęło.- Tylko mnie kochaj. Po prostu mnie
kochaj.
- Z przyjemnością.- Roześmiał się, a potem znów
objął i pocałował. Przymknęłam na moment oczy delektując się dotykiem jego warg
na swojej skórze szyi. Ostatkiem świadomości pomyślałam o tym jak kilka ostatnich dni okazało się dla mnie
prawdziwą katorgą, bo stałam się ofiarą własnego strachu. A przecież mogłam
zaufać Tomkowi. Tak od teraz już będę mu ufać, postanowiłam czując jak zdejmuje
ze mnie rozsuwany sweterek. Nie będę
wietrzyć wszędzie podstępu jak dotychczas…- Nie. Stop.- Usłyszałam po chwili
czując, że się przewracam. A wszystko z powodu Kamińskiego, który nagle się ode
mnie odsunął tak że straciłam równowagę. Dobrze chociaż, że udało mu się mnie
podtrzymać. Wtedy byłoby całkiem zabawnie.- Musimy przerwać.
- Słucham?
- Nie mogę tego zrobić.- Czy ja jeszcze pięć
minut temu powiedziałam, że będę mu ufać? Chyba straciłam rozum.
- To znaczy, że ty nie chcesz…?
- Nie, to znaczy tak, bardzo chcę. Ale nie
możemy.
- Dlaczego? Ja też tego chcę.
- Nie utrudniaj mi. – Jęknął odwracając się ode
mnie.
- Czego mam ci nie utrudniać?
- Zachowania silnej woli.- Tomek wziął głęboki
wdech zanim kontynuował:- Mam świadomość jak głupio to zabrzmi, zwłaszcza w
ustach kogoś takiego jak ja, ale chcę poczekać. Nigdy nie sądziłem, że po tak
długim okresie abstynencji wypowiem te słowa i to bez jakiegokolwiek przymusu,
ale czuję że tak trzeba.
- Co trzeba? Nie straż mnie.
- Kochanie, nie musisz się niczego bać. Po
prostu wiem jakie to dla ciebie ważne.
- Tak Tomek, to jest ważne. Dlatego chcę byś to
ty był moim pierwszym kochankiem.
- Właśnie. Dlatego z tego powodu to dla mnie też
jest już ważne. Wcześniej, nasza noc poślubna nie doszła do skutku, bo miałem
wypadek. A potem ta amnezja…ale teraz…teraz chcę by nastąpiła ponownie.
- Więc chcesz abyśmy najpierw…?
- Tak, chcę byś w oczach ludzi i Boga stała się
moją żoną. Chcę by twój…a raczej nasz pierwszy raz odbył się w noc poślubną
choć jednocześnie coś wewnątrz mnie na te słowa skręca się w supeł. Ale gdzieś
tam głęboko w swojej podświadomości wiem, że to właściwe. Także dlatego
najpierw muszę coś załatwić. Tak więc…może to nie będzie zbyt romantyczne, ale
chcę byś została moją żoną. To znaczy…eee…chyba powinienem sformułować ci to
jako pytanie a nie komunikat, prawda? Bo w ten sposób niejako nie daję ci
możliwości wyboru. Chociaż nie przeczę, że wolałbym byś go nie miała. Bo pewnie
nie będziesz chciała zgodzić się tak szybko i…a ja bardzo chciałbym byś została
moją żoną. i…
- Tomek.- Przerwałam mu z szerokim uśmiechem
widząc jak się mota.- Po prostu zadaj mi to pytanie.
- Właśnie do tego dążę. I chcę to zrobić
odpowiednio więc mnie nie poganiaj.- Teraz już nie mogłam się nie roześmiać.
- Co tylko kilka słów.
- Bardzo ważnych słów, które mogą posłużyć ci
jako wymówkę by mnie spławić. Już ja to
wiem.
- Co ty bredzisz?
- To nie brednie. Przez te pięć dni od mojego
powrotu nie było minuty bym nie zastanawiał się czy nie zadzwonisz do mnie
mówiąc, że wszystko skończone. Teraz miałabym to schrzanić niewłaściwymi
oświadczynami? Aż taki głupi nie jestem.
- Jesteś. Bo oświadczyny nie mogą być
niewłaściwe, głuptasie. Niewłaściwy może być facet zadający to pytanie.
- No, teraz to mnie nie pocieszyłaś.- Czaił się
dalej. W końcu nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- Za pierwszym razem gdy mi się oświadczyłeś poszło
ci dużo lepiej.
- Za pierwszym razem byłem aroganckim dupkiem,
który sądził że dla każdej kobiety zaszczytem będzie wyjście za mnie za mąż. I
że ucieszysz się gdy zorientujesz się jaki jestem bogaty.
- Więc byłeś raczej zakompleksionym dupkiem.-
Sprostowałam.
- Aroganckim też.
- Tak więc?
- Hm?
- Co z twoim pytaniem?- Odezwałam się tylko
troszeczkę zirytowana. No dobra, trochę bardziej.
- Pytaniem…?- Jęknął i już szykował się by coś
powiedzieć, ale na widok mojej miny zrozumiał, że najwyraźniej przesadził. Bo
domyśliłam się w końcu, że przedłużał
swoje oświadczyny nie z obawy
przed moją odpowiedzią, tylko po to by
odkuć się za to jak ja trzymałam go w niepewności. - No tak…a więc…Anno
Parulska, moja była żono i kobieto którą jako jedyną na świecie pragnę poślubić…wyjdziesz
za mnie? Jeszcze raz?- Miałby się z pyszna gdybym mu teraz odmówiła, pomyślałam
z przekąsem. Mimo to nie mogłam odmówić sobie kilku sekund zwłoki i przybrania
miny głębokiego zastanowienia.
- Jasne, że tak. Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Po pierwsze: nigdy nie nazwę twojego ojca
ojcem a nawet teściem; po drugie w naszym związku będzie równouprawnienie.
- Masz to jak w banku. W takim razie ja też
stawiam jeden warunek.
- Słucham?
- Spokojnie, to nic takiego. Pogodzisz się z
Majką, bo słyszałem że wciąż drzecie ze sobą koty.
- Ha, masz na myśli twoją siostrę? Nic z tego.
- Dlaczego?
- Bo ona mnie nie znosi.
- Jest wspaniała, przekonasz się.
- Wcale nie. Na dodatek uważa mnie za jakąś
harpię.
- Bo obie jesteście uparte i jak lwice bronicie
swojego terytorium. Tylko nie wiedzie, że jesteście w jednym stadzie.
- W jakim znów stadzie? Oszalałeś?
- Aniu, więc po prostu spędźmy z nią trochę
czasu okej?
- No właściwie…- Mrugnęłam po dłuższej
chwili.-…to chyba mogę ci to obiecać. Chociaż nie, zdefiniuj co to znaczy
trochę czasu?
- Dwa lub trzy spotkania przy kawie czy
obiedzie.
- Ok, ale z tobą.
- Stoi. Aha, i skoro jesteśmy już przy warunkach
to…to wolałbym by twoja przyjaźń z Andrzejem odeszła w zapomnienie.
- Co?
- No bo mimo wszystko to mnie trochę niepokoi.
- Tomek, ja uwierzyłam ci na słowo gdy mówiłeś o
tym, że we Francji nie było żadnych kobiet. Ja ci ufam.
- Ja też ci ufam. Tylko nie ufam jemu. Jesteś
pewna, że cię nie kocha?
- Oczywiście, że nie. Jak słusznie zauważyłeś
wcześniej, on wciąż kocha Julkę.
- Ale gdy mówił mi, że cię kocha…
- Bo go o to poprosiłam, głuptasie.
- Wiem, ale w jego oczach była jakaś
autentyczność.
- Jaka autentyczność? Nawet jeśli to dlatego, że
jest niezłym aktorem.
- Tak czy inaczej czułbym się lepiej wiedząc, że
nie kręci się gdzieś koło ciebie. A tak w ogóle to serio nigdy nic między wami
nie było?
- Przecież mówiłam.
- Nawet…pocałunek?
- Hm…no może było ich kilka…-Zrobiłam wymowną
pauzę.-…w policzek. Na przykład w dniu jego urodzin gdy upiekłam mu tort.
Zaraz, zaraz i chyba się wtedy nawet objęliśmy.
- Anka, nie przeciągaj struny.
- Więc przestań już. Nie chcę Andrzeja, Dawida
czy innego chłopaka z którym kiedyś się spotykałam. Chcę tylko ciebie.-
Powiedziałam a potem usłyszałam jego ciche przekleństwo.
- Andrzej.- Skarciłam go.
- No co? Muszę jakoś odreagować i pozbyć się
tego napięcia skoro mnie prowokujesz.
- Ja cię niby prowokuję? Jak?
- Swoimi słowami. A ja złożyłem uroczystą
obietnicę. Choć chyba już jej żałuję.- Jęknął jeszcze zakrywając dłońmi twarz w
żartobliwej parodii. Gdy się roześmiałam rzucił w moją stronę:- I otwórz lepiej
te drzwi na dole, bo mogę się jednak nie powstrzymać.- Spełniłam jego
polecenie, choć prawdę mówiąc jeszcze kilka minut temu bardzo chciałam kochać
się z Tomkiem. Ale to że pamiętał iż kiedyś wyznałam mu jakie to było dla mnie
ważne…To mnie totalnie rozbroiło.
Jednocześnie trochę przeraziło. Bo naprawdę pod tym względem byłam dość
staroświecką dziewczyną (okej, ci którzy przypominają sobie akcję pierwszego
spotkania z Tomkiem pewnie tak nie powiedzą, ale przypominam że tłumaczył mnie
alkohol). Tyle, że teraz to jakoś nie miało znaczenia. Przestało się dla mnie
liczyć to czy byłabym dla niego zabawką na raz, narzeczoną czy nawet już żoną.
Po prostu chciałam zbliżyć się do niego tak jak to jest tylko możliwe. A gdy
tak się stało to on stwierdził, że nasza pierwsza wspólna noc będzie nocą
poślubną. Czyżby czytał mi w myślach i robił to z przekory? Wiedziałam, że to
absurdalny wniosek, ale nieco zabawny. Zupełnie nieświadomie zmieniliśmy swoje
stanowiska w tej sprawie chcąc dostosować się do partnerów przez co znów
byliśmy w kropce. Tyle, że długo ona nie potrwa.
Już następnego dnia Tomek wręczył mi pierścionek
który podarowała mu matka z nakazem dania go
jego przyszłej żonie (tak, ten sam który dał mi już wcześniej a ja po
rozwodzie mu go oddałam). Poza tym kupił również inny, choć mówiłam mu że to
niepotrzebne. Ale chyba zapomniałam jaki potrafi być piekielnie uparty, więc w
końcu ustąpiłam.
Po weekendzie wróciła Paula z Wojtkiem z podróży
poślubnej. To właściwie oni jako pierwsi dowiedzieli się o naszym szczęśliwym
powrocie do siebie i planowanym ślubie. Potem stopniowo informowaliśmy
pozostałych: Krzyśka i Agnieszkę, Bartka i Izę, moich rodziców, dawnych przyjaciół z rodzinnej wsi. Wszyscy
oni cieszyli się naszym szczęściem. My z Tomaszem też; przeważnie, bo czasami
potrafiliśmy się nieźle spiąć. On na
przykład wciąż nie potrafił pojąć, że nie zlikwiduję pokoiku nad
cukiernią. Gdy po raz enty argumentował, że przecież będę miała własny dom w
którym będziemy razem mieszkać, więc pokój jest mi nie potrzebny odparłam mu
słodko, że muszę mieć jakąś alternatywę gdyby mnie bardzo wkurzył. Do tego
wciąż wątpił w swoje umiejętności, więc gdy coraz to nowi klienci cukierni
zainteresowani tak pięknym malunkiem na jednej ze ścian „Słodkiego świata”
pytali o autora, z zadowoleniem wskazywałam im Tomka, jeśli akurat był w
cukierni. A jeśli nie to dumna jak paw oznajmiałam, że to dzieło mojego
chłopaka. Ale on tylko mnie za to rugał mówiąc, że nie ma wystarczających
kwalifikacji. I że malowanie na ścianach jest znacznie trudniejsze, bo
potrzebna jest przestrzenna wizja pozwalająca nakreślić określone proporcje. (a
przynajmniej tyle zrozumiałam tyle z jego bełkotu, który w rzeczywistości oznaczał:
jej, ale jestem niepewny siebie.) Dlatego nic sobie z tego nie robiłam. Tak jak
najwyraźniej on z odzywek pyskatej Majki wobec mnie podczas tych jego „obiadków
przyjaźni”. I miał jeszcze czelność śmiać się ze mnie zamiast mnie bronić przed
siostrą. Idiota jeden.
I tak, kilka miesięcy później, nadszedł dzień
naszego ślubu. To znaczy mojego i Tomka. Dla mnie mimo wszystko był naprawdę
idealny: odbył się w moim małym wiejskim kościółku w mojej wsi (do dziś
pamiętam wzrok największych plotkar moich sąsiadek widzących tyle wypasionych
aut przed kościołem), a wesele w jednej z warszawskich sal. Oczywiście chciałam
czegoś skromnego, ale znajomi nie chcieli się na to zgodzić. Zwłaszcza
Agnieszka i Majka (tak, mam na myśli siostrę Tomka i Krzyśka, dacie wiarę?),
która zaczęła mi się we wszystko wpieprzać chyba tylko z czystej złośliwości.
Nie, no dobra: teraz to ja byłam złośliwa: jej rady były niezłe: nie zawracała
mi głowy jakimiś durnymi pierdołami takimi jak usadzenie gości i czy kolor
serwetek oferując swoją pomoc. I tak po jakimś czasie uświadomiłam sobie, że- o
zgrozo- zawiązałyśmy chyba coś na kształt przyjaźni. Ale wcale nie było między nami aż tak słodko,
o nie. Bo nie przeszkadzało to nam dogryzać sobie przy byle okazji, skądże. Ale
były to raczej niegroźne potyczki słowne niż rzeczywiste złośliwości. Ja na
przykład przy byle okazji mówiłam jakie to szczęście, że znalazłam tak dzianego
faceta jak Tomek robiąc subtelne aluzje wskazujące na to jakoby to była jedyna
przyczyna dla której chcę związać się z jej starszym bratem; ona z kolei
czasami narzekała na mój trywialny gust. Ale w sumie dla mnie była to bardzo
dobra sytuacja. Nigdy nie będziemy rozumieć się tak jak z Agnieszką czy Paulą,
ale mimo wszystko ta rozpieszczona pannica miała swój urok. No i miło było
patrzeć na nią i Filipa razem. Tacy piękni, bogaci i…kompletnie różni, a mimo
to mocno się kochający.
Przestałam o tym myśleć po raz ostatni zerkając
w lustro w łazience. Jej, nie wiem czemu ale poryczałam się w kościele gdy
Tomek przysięgał mi przed Bogiem miłość i wierność, więc teraz mój makijaż
wyglądał trochę niechlujnie. Lekko go poprawiłam nie chcąc dłużej zawracać
sobie tym głowy. Co mnie w końcu obchodził mój wygląd? A to, że innym będzie
przeszkadzać to przecież nie moja sprawa, prawda? Z tą myślą już miałam wrócić
na salę gdy usłyszałam głos Pauli:
- Jej, ale się guzdrasz. Sądziłam już, że żałujesz i uciekłaś przez
okno.
- Kurczę, a do tej pory szukałam pomysłu by się
z tego wyplątać. Czemu nie podrzuciłaś
mi tego wcześniej?- Paulina w odpowiedzi roześmiała się.
- Choć już.- Po raz ostatni spojrzałam w lustro
wiedząc, że i tak lepiej się nie „poprawię”. Razem z Paulą wyszłyśmy z łazienki
na korytarz.- Niedługo kolejny toast.
- Super.- Rzuciłam.
- Hej, trochę entuzjazmu.
- Mam dużo entuzjazmu, ale nie w tej kiecce. Jak
biorę głęboki wdech boję się, że gorset
tego nie wytrzyma i zacznę paradować w prześwitującym staniczku przez prawie
dwustoma gośćmi.
- Jestem pewna, że oni nie mieliby nic przeciwko
temu.- Gdy dotarłyśmy na salę, nie dojrzałyśmy
pana młodego.
- Pięknie. A co jeśli on też teraz wpadł na taki
pomysł jak ja i szuka ucieczki?
- Nie marudź.
Zaraz go znajdziemy. A tak, już wiem. – Pstryknęła palcami ciągnąc mnie
za rękę w stronę mieszczącej się na zewnątrz piwnicy.- Miał z Krzyśkiem przynieść
jakieś wino z 1995 roku by zaspokoić podniebienia tych podstarzałych nudnych
finansistów. Chociaż muszę przyznać, że ten cały Szymek to ciasteczko.
- Ejże,
bo powiem Wojtkowi.- Zagroziłam
wymierzając w nią palec. Były to jednak żarty, bo ku radości wszystkich już
jakiś czas po ślubie losy państwa Rogowskich się uporządkowały. Pawełek był ich
legalnie adoptowanym potomkiem, a Paulina w końcu zrozumiała że stałość i
solidność Wojtka ma swoje zalety. Do dziś pamiętam jak kilka miesięcy temu
przybiegła do mnie o pierwszej w nocy zapłakana wyrywając mnie ze snu i
oznajmiając tę nowinę jakby co najmniej ktoś umarł. A ja pół przytomna nie mogłam zrozumieć o co
jej chodzi. „Tak bardzo go kocham”, szlochała w moje ramiona, które
niepotrzebnie jej ofiarowałam. Bo po kiego licho zawracała mi głowę zamiast
powiedzieć o tym mężowi? Gdy zadałam jej to pytanie o dziwo jeszcze bardziej
zaczęła płakać: „Bo on był dla mnie taki dobry, wiesz? On…niczego na mnie nie
wymuszał. Początkowo mnie to cieszyło,
ale teraz…on chyba żałuje że się ze mną
ożenił. Chyba zdążył się już odkochać.” Wówczas w niewybrednych słowach dałam
jej do zrozumienia, że upadła na głowę. W końcu nie mogąc tego wytrzymać
zadzwoniłam do Wojtka, który był już nieźle zirytowany nagłym zniknięciem
swojej żony. Powiedziałam mu to co wyznała mi Paula mimo wszystko karząc mu być
delikatnym. Paula naprawdę zachowywała się tak jakby zawalił jej się cały
świat. A już następnego dnia rozpoczęła
z mężem prawdziwą małżeńską sielankę która trwała do dziś. I jak tu nie wierzyć
w szczęśliwe zakończenia?
- Dobra, już dobra. Ale przyznasz że Szymek ma w sobie coś
takiego.
- Może i
ma, a jeśli nawet to mam to gdzieś póki mam Tomka.
- O, tak jak myślałam drzwi są otwarte i…
- Cicho.-
Zażądałam słysząc swoje imię. Nie byłam tylko pewna czy wypowiedział je mój mąż
czy Krzysiek. Musiałam więc podsłuchać. Tak wiem: ostatnio nabrałam tego
paskudnego nawyku, ale jakoś nie mogłam się od tego odzwyczaić. W końcu dzięki
podsłuchiwaniu wiele się dowiedziałam, prawda? Dlatego teraz kładąc sobie palec
na ustach niewerbalnie dałam Pauli do zrozumienia by zachowywała się cicho. Aż
podeszłyśmy bezpośrednio pod drzwiczki piwnicy.
- Więc jak udało ci się ją przekonać?- Z tej
odległości mogłam już rozpoznać, że to pytanie wypowiedział Krzysiek.
- Właściwie to nie wiem.- Odparł mu Tomek.-
Byłem wściekły; prawdę mówiąc chyba trochę przesadziłem. Powiedziałem jej, że
bez niej dam sobie radę.- O, a więc opowiadał bratu o tym jak się
pogodziliśmy. Uśmiechnęłam się pod nosem
na to wspomnienie, a on mówił dalej.- A potem rzuciła mi się na szyję.- Uśmiech zamarł mi na ustach. Że co?
- Co?-Krzysiek też był skonsternowany.
- No właśnie. Chyba zrozumiała, że mnie straci i
w końcu się ugięła. Od początku mogłem być taki stanowczy.
- Co za…- Zaczęła Paula, ale jej przerwałam.
Potem gestem kazałam iść po cichu za sobą w stronę Sali balowej. Dopiero tam
kontynuowała:- Słyszałaś go? Sądzi, że do niego wróciłaś, bo sądziłaś że nie
będzie już za tobą ganiał.- Tak jak i ja domyśliła się o którym momencie
swojego życia opowiadał bratu Tomasz. Bo kilka dni po tym wydarzeniu ze
szczegółami jej o tym opowiedziałam. –Jej, on serio uważa że wróciłaś do niego
bo nie mogłaś bez niego żyć.
- I co z tego?- Roześmiałam się.
- Co z tego? Może czas mu uświadomić prawdę.
- Paula, to nie ma znaczenia. On się zmienił dla
siebie i tylko dla siebie, a nie dla mnie. Tego właśnie pragnęłam i to był mój
warunek powrotu do niego.
- No właśnie. A on przed chwilą przecież mówił
Krzyśkowi coś zupełnie innego. Burak nawet nie ma pojęcia o twoich
motywach…hej,, tobie właśnie o to chodzi.- Dodała z błyskiem w oku w końcu
wszystko rozumiejąc.
- Jasne, że tak. Tomek w końcu wrócił na prostą
i żyje w zgodzie z samym sobą. A to, że nie ma pojęcia co sprawiło że do niego
wróciłam dodatkowo sprawia, że wartość czego dokonał wzrasta. On nawet nie ma
zielonego pojęcia o co prosiłam go przed wyjazdem do Francji; niczego wówczas
nie zrozumiał. A teraz sam do tego doszedł.
- Jesteś prawdziwą bestią Aniu.
- Może troszkę. Ale sama przyznasz, że to
całkiem zabawne?- Obie zgodnie się roześmiałyśmy.
Wiele hałasu
i toastów później, wymuszonych uśmiechów i gratulacji, tańców i udziału
w zabawach, niezliczonych pocałunkach z członkami rodziny dalszymi i bliższymi
w końcu mogliśmy z Tomkiem urwać się z przyjęcia. Co prawda podróż poślubną
mieliśmy zaplanowaną dopiero na jutrzejsze popołudnie (a raczej dzisiejsze biorąc
pod uwagę, iż była trzecia w nocy), ale mimo wszystko byliśmy zmęczeni i
postanowiliśmy udać się hotelu gdzie mieliśmy spędzić noc poślubną. Marzyłam tylko o śnie, więc gdy Tomek
zaproponował mi żebym pierwsza wzięła kąpiel nie protestowałam. Dzięki temu już
dwadzieścia minut później byłam gotowa do snu. Ledwie przyłożyłam głowę do
poduszki i usnęłam.
Obudziłam się z dziwnym uczuciem ciężaru na
plecach. Gdy otworzyłam oczy okazało się, że należał on do ręki Tomka.
Uśmiechnęłam się ściągając ją z siebie. I dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że
to była nasza noc poślubna. A ja tak po prostu zasnęłam. A może i nie? Może
my…? Ale nie, wciąż miałam na sobie gruby flanelowy szlafrok. No i przecież
raczej bym tego nie przegapiła: na weselu wypiłam może ze dwa kieliszki
szampana. Jej, miałam nadzieję, że Tomek
nie był na mnie zły. W końcu tyle na to czekaliśmy…
- Już wstałaś?- Widocznie zdejmując ze swoich
pleców jego dłoń zrobiłam to nieostrożnie i go obudziłam. Obdarzyłam go
uśmiechem.
- Tak, przepraszam że cię obudziłam.
- Nie ma sprawy.- Odwzajemnił mi się ziewając i
wyciągając się. Dlatego zauważyłam, że jego klatka piersiowa jest goła. Czyżby
sypiał nago? Odruchowo chciałam stopą dotknąć jego nogi, ale zrezygnowałam.
Chyba jednak wolałam tego nie wiedzieć. A przynajmniej na razie.- Odpoczęłaś?
Wczorajszy dzień chyba cię wykończył, co?- To chyba był delikatny przytyk do
naszej nocy poślubnej, więc ze skruchą oznajmiłam:
- Tak. Przepraszam. Nie zrobiłam tego
specjalnie.
- Czego?
- No…tego że usnęłam. Chciałam na ciebie
poczekać, ale oczy mi się same zamknęły. Nie chciałam by tak wyszło.
- Ach, masz na myśli dzisiejszą noc.
- A ty nie?
- Prawdę mówiąc to nie. Ale skoro już jesteśmy
przy tym temacie to…to prawdę mówiąc moja noc poślubna spełniła moje
oczekiwania.
- Co?
- No bo…po raz pierwszy spałem z kobietą w
sensie dosłownym.
- I jak?
- Bardzo przyjemnie.- Odpowiedział przez co się
roześmieliśmy. Potem mnie przytulił. Chwilę później jego usta spoczęły na moich
a górna połowa ciała lekko się uniosła gdy pogłębił pocałunek.
-Tomek?- Wypowiedziałam jego imię gdy na moment
odsunął ode mnie swoje wargi.
- Tak?
- I co teraz będzie?
- Koniec świata.- Mrugnął składając mi całusa na
nosie który zmarszczyłam uśmiechając się szeroko. Ale potem gdy dodał: -A raczej
wszystko czego sobie zamarzymy.- Spoważniałam. Bo jego słowa przypomniały mi
nasz pierwszy ślub. Uroczystość tak inną od tej która wydarzyła się wczoraj;
która niosła radość, pewność i bezpieczeństwo jutra. Która obiecywała
szczęście. Poczułam łzy między powiekami. Ponieważ on też to pamiętał. Dlatego wiedziałam,
że od tej pory wszystko będzie między nami w porządku. Bo oto w ten sposób historia zatoczyła koło. I
zakończyła się tak samo jak się rozpoczęła. No, może z małymi wyjątkami. Bo
teraz nikt nam nie przerwie. Nie będzie żadnej dzwoniącej Majki, wypadku Tomka
czy amnezji. Będziemy tylko my dwoje.
- Kocham cię.- Szepnęłam do niego patrząc prosto
w oczy.
- Ja też cię kocham. I nigdy nie przestanę.
- Mam nadzieję.- Odparłam. Potem poczułam jak
dłonią ściera mi z policzka łzę. Następnie pocałował to miejsce. A jeszcze później
ciasno objęci stopniowo zaczynaliśmy zapominać o rzeczywistości.
Koniec.
Zakończenie w wersji super ekspresowej, ale mam nadzieję że wam się podobała taka niespodzianka. Bo pewnie mało kto domyślał się, że ten rozdział będzie ostatni.
Tak więc w ten oto sposób zakończyłam historię Ani i Tomka. Co do innych wątków troszkę mniej wyjaśnionych to z góry uprzedzam, iż planuję następne części cyklu opowiadań o Kamińskich i ich przyjaciołach czy rodzinie ale na pewno nie bezpośrednio po tym opowiadaniu), więc najprawdopodobniej wszystko inne będę stopniowo wyjaśniać w kolejnych.
Co do tej historii to przede wszystkim dziękuję wam za za wasze komentarza. Możecie wierzyć lub nie, ale dokończenie tej historii (a właściwie kontynuowanie jej od około połowy) było dla mnie dość ciężkie i czasami nawet chciałam przerwać. Ale widząc, że komuś się to podoba czułam, że może historia nie jest tak kiepska jak mi się wydaje, choć zrobiła się nieco melodramatyczna. Aha, i przepraszam za pewne nieścisłości czy niezgodności w fabule (bo wiem że takowe były; np imię byłego narzeczonego Pauli w początkowych rozdziałach nazwałam go Robert, potem chyba Marcin, ale nawet jeśli któraś z czytelniczek zwróciła na to uwagę to zignorowała to za co dziękuję)
Aha chciałabym jeszcze tylko dodać, że ten tydzień będzie dla mnie jeszcze pełny zajęć, ale w następnym ruszymy już z kolejnym opowiadaniem. Z racji tego, że historia Ani i Tomka była trochę ciut za poważna, to tym razem mam ochotę na coś lekkiego (a na pewno coś lżejszego). Co wy na to?
Na koniec jeszcze raz wielkie dzięki za wytrwałość. Bez was by mnie tu nie było dlatego bardzo wam dziękuję.
O.......
OdpowiedzUsuńDziękuję za piękne opowiadanie, wspaniałe zakończenie.
Tak jak pisałam niejednokrotnie, masz ogromny talent, wspaniale pokazujesz emocje bohaterów, którymi sa ludzie tacy jaky my; czytelnicy.
Twoje opowiadania dużo wnoszą, daja iskierkę, płomyk radości.
Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!!!!
Pozdrawiam
Ania
ps. A czy może myślałaś, żeby połączyć Andrzeja i Andżelikę( chyba w jej małżeństwie nie dziję się za dobrze), którzy juz kiedys byli ze sobą? Kobieta po przejściach i mężczyzna z przeszłością, ale to tylko moja sugestia.
Hm...prawdę mówiąc kiedyś to rozważałam aczkolwiek teraz mam troche inny pomysł. Chociaż może później wpadnę na jeszcze cos innego. Myślałam raczej o kontynuowaniu wątku Andrzeja i rozwinieciu i perypetii Andżeliki i jej męża Cezarego. Ale zobaczymy jak mi się będzie chciało pokierować ich losami.:-) Na razie nie mówię"nie"
UsuńIm bardziej brnęłam w opowiadanie czułam, że to prawdopodobnie ostatnia część.. Ale dziękuję, przebrnęłam i jestem zachwycona :) czekam na kolejne perypetie Kamińskich lub jakieś zupełnie inne opowiadania. I oczywiście pragnę Ci przypomnieć, że masz wielki talent. Brawo!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Radość ale i smutek że to już koniec. Jestem zachwycona Twoim stylem pisania rzetelnością i talentem. Dziękuję za Twoje opowiadania są cudowne a Ty jesteś najlepsza :-)
OdpowiedzUsuńświetne!
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już koniec tego opowiadania. Jak każda Twoja historia bardzo mnie wciągnęła. Już się zastanawiam co wymyślisz tym razem. A cokolwiek to nie będzie przeczytam z przyjemnością. Pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłam że dodałaś posta pomyślałam , że to ostatni rozdział ale tak potem czytając miałam nadzieję ,że zrobisz tak jak w od nienawiści do miłości gdzie napisałaś kilka rozdziałów po pogodzeniu Agi i Krzyska . To moje ulubione opowiadanie z tej serii zaraz po od nienawiści do miłości . Czekam z niecierpliwością na nowe opowiadanie :* Strasznie zdziwiła mnie przemiana Władysława Kamińskiego ale jestem jak najbardziej za .
OdpowiedzUsuńDodasz cos nowego jeszcze w tym tygodniu?:)
OdpowiedzUsuńW tym raczej nie. Do wtorku jestem uziemiona, ale potem będzie trochę luźniej, więc coś może pojawi się w środę lu czwartek. Chyba, że w ramach odstresowania się któregoś wieczorka wcześniej napiszę jakieś krótkie jednoczęściowe opowiadania, ale niczego nie obiecuję.
Usuń"- Andrzej - skarciłam go" chyba powinno być Tomek. Wydaje mi się, że się pomyliłaś. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń