Długo wahałam się czy zjawić się pod domem Kamińskiego.
Prawdę mówiąc aż do samego końca. Ale uznałam, że skoro kończę definitywnie ze
swoim dawnym życiem to powinnam ostatecznie rozmówić się ze swoim wrogiem. A jeśli
nawet pan Władysław szykuje dla mnie jakieś brudne zagranie to trudno. Chyba
nic nie mogłoby mnie zranić bardziej niż to co już przez niego przeszłam. A
jeśli nawet okaże się że nie…no cóż, w takim razie też sobie poradzę. W końcu,
jak to mówią, co cię nie zabije to cię wzmocni.
Mimo to nawet gdy dotarłam już na miejsce obawy nie
mijały. W końcu mogło czekać mnie tyle upokorzeń: zamknięta brama, wielki bankiet
a nawet odesłanie mnie z kwitkiem. Na szczęście żadna z tych opcji się nie
sprawdziła, bo po kilku sekundach od naciśnięcia przeze mnie guziczka na
bramie, koło mnie zjawiła się jakaś nieznana mi wcześniej służąca (bo przecież
kilkakrotnie odwiedzałam tu Tomka tuż po wypadku) doskonale znająca powód mojej
wizyty. Tak sądziłam, bo nawet nie musiałam wyjaśniać do kogo przyszłam, kim
jestem i w jakiej sprawie, a już kazała mi iść za sobą do gabinetu pana
Kamińskiego.
Ostrożnie rozglądałam się dookoła posłusznie za nią idąc
bojąc się, że mogę natknąć się na męża. Zaraz jednak zganiłam się za takie
myśli. Po pierwsze: to nie byłoby przecież nic wielkiego. Po drugie, Tomek od
kilku tygodni nie mieszka już w rodzinnym domu.
- Jesteśmy na miejscu. Życzy sobie pani kawy albo
herbaty?- Spytała mnie w pewnym momencie młoda dziewczyna, która mnie tu
przyprowadziła.
- Nie dziękuję. Raczej nie zabawię tu długo.- W myślach
dodałam: jeśli dopisze mi szczęście. A gdy służąca odeszła biorąc głęboki wdech
wyważonym ruchem stuknęłam kilkakrotnie w grube dębowe drzwi. Potem nie
czekając na żaden sygnał (w końcu Kamiński musiał doskonale wiedzieć, że
przybyłam a więc niedługo zjawię się w jego gabinecie), chwyciłam za klamkę i
weszłam do środka. Tak jak się spodziewałam mój ruch nawet go nie zaskoczył.
Spojrzał tylko na mnie przenikliwie tak jak zawsze nie zdradzając cienia emocji
na pooranej bruzdami choć niewątpliwie wciąż przystojnej twarzy. Odruchowo
zaczęłam się zastanawiać jaki był w młodości. I przede wszystkim jakim cudem
mógł zakochać się w kimś tak mało rozgarniętym i szalonym jak moja mama? Okej,
kochałam ją; nawet bardzo. Ale taki zamknięty w sobie i poważny mężczyzna jak
Władysław Kamiński? Co takiego urzekło go w mojej mamie?
- Zapewne zastanawiasz się po co cię tutaj wezwałem.-
Odezwał się do mnie bez żadnego wstępu czy przywitania przechodząc do meritum
sprawy. Dzięki temu wróciłam do rzeczywistości. Spojrzałam beznamiętnie w jego
twarz starając się powściągnąć emocje by nie widzieć w nim młodego chłopaka chcącego
ożenić się z młodą biedną dziewczyną która nim wzgardziła. Ale sam widok
Władysława Kamińskiego w jego obecnym stanie wytrącał mnie z równowagi
przypominając liczne krzywdy i upokorzenia jakich od niego zaznałam. Co z tego
więc, że kiedyś został skrzywdzony i w jakiejś niewielkiej części winę za to
ponosiła moja mama? To było usprawiedliwienie wyżywania się na wszystkich
dookoła i niszczenie im życia? Nawet życia własnego syna? Wróciłam do chwili
gdy kilkanaście tygodni temu tak jak teraz ze złamanym sercem przekroczyłam
próg tego gabinetu i zamierzając sfinalizować lipny rozwód z Tomkiem. Wtedy
praktycznie sytuacja wyglądała tak samo: on władczy za swoim biurkiem i ja
nieświadoma tego co mnie czeka i niemal przerażona. Na dodatek moja mama też
ucierpiała z jego strony; nie mogłam przecież o tym zapomnieć. Co z tego, że
potem się w niej zakochał i to ona kopnęła go w tyłek? Odruchowo zacisnęłam
dłonie w pięść. Wiedziałam, że krzyk i złość nic mi nie da, ale mimo to trudno było mi nie wykrzyczeć całego swojego
bólu. Ciekawa byłam jak motywuje sobie moje przyjście tutaj. Ciekawość? Strach?
A może chęć poznania jego kroków? Albo…co jeśli on teraz śmie uważać, że będę tańczyła tak jak
mi zagra skoro posłusznie odpowiedziałam na jego przeklętą karteczkę znów dając
mu nad sobą władzę? Niedoczekanie, pomyślałam. Już nigdy się tak nie stanie.-
Usiądź, proszę.
- Nie, postoję.- Odpowiedziałam. Przynajmniej tym drobnym
gestem chciałam dać mu do zrozumienia, że wcale nie wygrał.
- Jak chcesz.- Wzruszył ramionami sam siadając na swoim
wielkim fotelu po drugiej stronie biurka. Naturalnie starał się mnie
onieśmielić. Zastanawiałam się jak wiele sztuczek zna ten stary i podły
mężczyzna by manipulować ludźmi. I jak w istocie musi nimi pogardzać za ową
słabość choć paradoksalnie czerpie z niej siłę.- Choć z pewnością byłoby ci
wygodniej.
- Zapewniam, że tak też jest dobrze.- Miałam nadzieję, że
mój głos zabrzmiał wystarczająco lodowato.
- Widzę, że jesteś na mnie zła. I nawet to rozumiem.-
Albo mi się zdawało, albo on się właśnie do mnie…uśmiechnął? Ale oczywiście
znów miał zamiar osiągnąć swój cel. Przypomniałam sobie, jak kilka miesięcy
temu zagubiona w tej całej sytuacji utraty pamięci przez Tomka uznałam go za
swojego przyjaciela. A przecież od początku chciał mnie tylko zniszczyć. Ta
myśl wróciła moje rozgoryczenie. Jak wiele krzywd mi wyrządził tylko z powodu
własnego widzimisię. I zapewne teraz zamierzał uczynić kolejną.- Dlatego
chciałem cię przeprosić.
- Przeprosić.- Powtórzyłam głucho. Naturalnie nie
uwierzyłam w jego słowa, choć byłam nimi zaskoczona. Miał mnie za idiotkę,
uświadomiłam sobie. Musiał mieć skoro sądził, że dam się nabrać dwa razy na ten
sam numer.
- Tak.- Miał czelność wyglądać nawet na lekko
zakłopotanego jakby był zirytowany tym faktem. Naprawdę, można by mu było bić
brawo. Marnował się jako prezes firmy. Lepszą karierę zrobiłby w Hollywood.-
Żałuję tego jak postąpiłem w kilku kwestiach. Nie powinienem ...-Potrząsnął
głową nie dokańczając zdanie. Potem uniósł ją z powrotem przyszpilając mnie
swoim spojrzeniem.- Dlatego chcę ci powiedzieć, że od teraz macie z Tomkiem
zielone światło. Nie będę wam już przeszkadzał. Możecie być razem: ja już nie
zamierzam ingerować w wasz związek.- Nic nie odpowiedziałam. Pokręciłam lekko
głową sama się sobie dziwiąc za rozbawienie jakie poczułam słysząc te słowa.
Było ono jednak pomieszane z bólem. Za kogo on się do cholery uważał? Nawet nie
za Boga, bo ten z racji wolnej woli nie ma przecież wpływu na to jak postępują
ludzie i z kim się związując. Uważał się więc za kogoś ponad nim: kogoś kto
może sobie powiedzieć bądźcie razem i bum, już będziemy. Jak jakieś bezrozumne
pionki na szachownicy: jeden ruch dłonią i przesuwają się do przodu zajmując
określoną pozycję. - Nic nie powiesz?
- A co powinnam powiedzieć: dziękuję jest pan bardzo
łaskawy? A może z wdzięczności paść panu u stóp. Niech pan powie panie
Kamiński, czego pan ode mnie oczekuje bym pana nie rozczarowała. W końcu tak
świetnie dyryguje pan ludźmi.- Powiedziałam ironicznie. Skrzywił się.
- Nie wierzysz mi.- Skwitował to tylko powodując wybuch
mojego śmiechu. Sama nie wiedziałam nawet, że potrafię się na to zdobyć, że
jeszcze potrafię się śmiać przy tym człowieku choć nie z radości ale smutku i
rozżalenia.- I wcale ci się nie dziwię.- Kontynuował nic sobie nie robiąc z
mojego zachowania choć wyraźnie widziałam, że go tym zirytowałam.- Przez
ostatnie kilkanaście tygodni robiłem wszystko by cię z nim rozdzielić: usuwałem
wszystkie rzeczy Tomasza które miały związek z tobą, kłamałem i preparowałem
dowody, podsuwałem mu fałszywe tropy które ukazywałyby cię w złym świetle jako
karierowiczkę czy materialistkę. Ale prawda była zupełnie inna.- Zrobił krótką
pauzę.- Mój syn cię kochał.
- Niech pan przestanie.- Nagle ta cała komedia przestała
mnie bawić. Ja wiedziałam, że jest złym człowiekiem i nigdy już mu nie zaufam;
on też musiał to wiedzieć; nie był w końcu głupi. Doszłam więc do wniosku, że
jedynym celem sprowadzenia mnie tutaj było tylko zadawanie mi ran poprzez
rozgrzebywanie przeszłości. Może też chciał dowiedzieć się czy mama wyznała mi
w końcu prawdę o łączących ich kiedyś relacjach.
- Ale taka jest prawda.- Powiedział stanowczo. Potem
zrobił dłuższą przerwę wstając z krzesła i odwracając się w stronę okna. Przez
moment sądziłam nawet, że w ten sposób chce zakomunikować koniec rozmowy, ale
wówczas usłyszałam jego głos.- Nawet nie wiesz jaki byłem wściekły gdy Tomek
zaczął zachowywać się inaczej. To było jeszcze przed tym jego wypadkiem. A
wszystko przez ciebie. Wyprowadził się z domu, znalazł pracę, oderwał się od rodziny
i dawnych znajomych z którymi trwonił moje ciężko zarobione pieniądze, przestał
uganiać się za kobietami. W zasadzie ucieszyło mnie to: miałem nadzieję, że
wydoroślał. Że ustatkuje się tak jak Krzysiek. Byłem tak zmęczony jego
zachowaniem, że nawet sprawiło mi to ulgę: gdy wyjawił mi że się naprawdę
zakochał byłem gotów zgodzić się nawet na jego małżeństwo. Dopóki detektyw nie
zdradził mi twojego nazwiska.
- Wiedział pan od razu kim była moja matka?- Spytałam
choć właściwie nie musiałam o to pytać. Przytaknął.
- Tak. Już ci kiedyś powiedziałem, a raczej prawie
powiedziałem, że wyglądasz tak samo jak twoja matka gdy była w twoim wieku. Ale
nawet jeśli to nie byłby wystarczający dowód to twoje nazwisko nie mogło być
przypadkiem. Bo znałem nazwisko twojego ojca: mężczyzny za którego wyszła
porzucając mnie. A gdy detektyw to potwierdził wpadłem we wściekłość.
- Jak zawsze.- Dodałam uszczypliwie, ale jeśli miałam
nadzieję go rozwścieczyć to srodze się zawiodłam.
- Alicja opowiedziała ci już, że dawniej byliśmy razem
prawda? Że zakochałem się w niej a ona wzgardziła tym uczuciem wybierając
zwykłego syna rolnika.
- Z jej perspektywy wyglądało to trochę inaczej.-
Wtrąciłam się, bo mama przecież opowiedziała mi ze szczegółami tę historię. I
to właśnie Władysław Kamiński nie dawał jej spokoju choć ona traktowała ich
znajomość na stopie koleżeńskiej w pewien sposób podtrzymując tę znajomość z
wdzięczności za to, iż kiedyś obronił ją przed napaścią swoich kolegów.
- Być może, ale naprawdę ją kochałem. Ty pewnie nie
sądzisz, że jestem zdolny do miłości, ale tak było. Kiedyś…kiedyś byłem inny.
Nie taki twardy i surowy jak teraz zanim życie nauczyło mnie, że takim właśnie
trzeba być. I trzydzieści trzy lata temu stało się tak właśnie dzięki twojej
matce. Gdy powiedziała mi o ślubie z Ryszardem wściekłem się. Potem ożeniłem z
matką Tomasza, która była jej przyjaciółką by zrobić jej na złość, by pokazać
że nic dla mnie nie znaczyła. Ale znaczyła. Bardzo dużo.- Powstrzymałam się od
komentarza, że skoro tak to czemu zniszczył życie innej niewinnej kobiety,
matki Tomka żeniąc się z nią.- Dlatego gdy syn wyznał mi, że cię kocha przeszłość
wróciła do mnie jak bumerang. Znów odżyła we mnie dawna uraza, znów poczułem
się jakbym był tamtym młodym chłopakiem zakochanym w Ali, a ona mnie oszukała.
- Sądził pan, że tak samo wykpię Tomka?
- Prawdę mówiąc nie. Wówczas myślałem tylko o tym jak
twoja matka musi w duchu cieszyć się z rozwoju sytuacji, jak musi bawić ją to
wszystko. Chciałem się zemścić.
- Przecież ona nawet nie miała pojęcia o tym za kogo
wyszłam za mąż. Ba, nie wiedziała w ogóle że wyszłam za mąż.- Mimo, iż
obiecałam sobie że nie dam się wciągnąć w zbędne dyskusje i beznamiętnie wyłożę
swoje zdanie to nie zdołałam się jednak powstrzymać od zadawania pytań. Może to
ostatnia okazja by poznać jego punkt widzenia? W końcu znałam swoją matkę na
tyle by wiedzieć, że czasami miała skłonność do nadmiernego przerysowywania
faktów albo naginania ich do własnej woli tak by nie były kłamstwem, ale
spaczały pogląd naprawdę. Przez głowę przełknęła mi myśl czy być może jej
niewinne zwodzenia pana Władysława nie było czymś więcej. Może jednak robiła mu
nadzieje?
- Wtedy o tym nie wiedziałem. A gdy się dowiedziałem to…
to wmawiałem sobie że i tak nie mogę pozwolić na ten związek. Nienawidziłem
cię. Nienawidziłem cię tak bardzo za to, że ją przypominałaś; za to że
patrzyłaś na mnie w ten sam sposób, za to jak wielka siła w tobie tkwiła pomimo
przeciwności losu jakie cię spotkały. Pytałaś czy uważałem, że wykpisz
Tomka…jak mówiłem nie wierzyłem w to, ale byłem nieufny. Początkowo sądziłem i
brałem pod uwagę, że możesz być karierowiczką: w końcu Dawid Raczkowski nie był
byle kim, mój syn też nie. Potem jednak, tocząc z tobą walkę, zacząłem darzyć
cię niechętnym szacunkiem. Mimo to nadal nie chciałem pozwolić na twój związek
z moim synem. Paradoksalnie, bo byłem zły za to że nie potrafi dostrzec twojej
wartości, że pomiata tobą ganiając za Iloną. Tak, byłem hipokrytą. W końcu sam
już nie wiedziałem czego chcę. Aż do tej chwili gdy Alicja wściekle wparowała
do mojego biura rzucając mi moją perfidię w twarz. Bo zrozumiałem, że być może
to jest dla nas wszystkich szansa.
- Szansa? Dla kogo?
- Dla ciebie, mojego syna, mnie i twojej matki. Szansa na
to, by zakończyć ten dawny spór. Dlatego spotkałem się tu z tobą dzisiaj. Wiem,
że poprzez moje manipulacje Tomek cię ranił, ale musisz mu wybaczyć. Wiem, że
go kochasz a on ciebie, a wasz rozwód nie jest jeszcze prawomocny, więc nie
musicie rezygnować ze swojego związku.- Gdy pan Kamiński zamilkł zaczęłam w
końcu myśleć, że on mówi szczerze. Te emocje w które wplecione były jego
wypowiedzi, złość emanująca z oczu jakby wcale nie chciał mówić tego co
powiedział, jego ostatnie słowa. Może i byłam naiwna, ale tym razem mu
uwierzyłam. Tyle, że nic to nie zmieniało.
- Czy to wszystko co miał mi pan do powiedzenia?-
Spytałam
- Wciąż mi nie wierzysz, prawda? No cóż, wcale ci się nie
dziwię. Ja pewnie sam bym sobie nie uwierzył. Ale wkrótce przekonasz się, że
mówiłem szczerze. Nie będę już dłużej sprzeciwiał się twojemu związkowi z moim
synem. Co do tamtej cukierni naprzeciwko twojej…ona już nie istnieje. Właśnie
wszcząłem procedurę zamknięcia jej, więc jak widzisz twój „Słodki świat” nie
musi obawiać się już niezdrowej konkurencji.
- A co z Pauliną Babecką?
- Ach, masz na myśli naszą uciekającą narzeczoną…no cóż,
przyznaję; to był błąd. Ale już dla mnie nie pracuje, więc nie musisz się jej
obawiać. Wiem, że się z nią zaprzyjaźniłaś i z powodu tego że dla mnie
pracowała przestałaś już ufać, ale to już przeszłość.- Boże, słuchając tego
człowieka nie mogłam wprost uwierzyć w jego bezkarność. Przecież właśnie
komunikował mi: „spokojnie, już jej nie szantażuję, więc ci na mnie nie donosi.
Przyjaźnij się z nią dalej.”- Widzę, że
wciąż jesteś w szoku. Z pewnością w tej właśnie chwili zastanawiasz się czy to
moje kolejne knowania, ale nie będę cię po raz kolejny zapewniał, że nie. Za
jakiś czas sama się o tym przekonasz. No, a teraz skoro już powiedziałem to co
chciałem to możesz już iść. Z pewnością chciałabyś porozmawiać z mężem by
unieważnić wasz rozwód.
- Skąd ta pewność, że to zrobię?- Nie mogłam uwierzyć w jego tupet. I teraz
dałam ujście swojej złości.
- Przecież właśnie tego chcesz; gdyby nie, już dawno byś
go zostawiła. A jeśli obawiasz się jego reakcji to niepotrzebnie. Powiedziałem
mu, że wszystko ci wyjaśnię i po tej rozmowie zrozumiesz że naprawdę cię kocha
i to wszystko było moją winą.
- Nie mogę uwierzyć w to co słyszę.- Odezwałam się
cicho.- A więc sprowadził mnie pan tutaj licząc na co? Na to, że zadowolona pobiegnę
do pańskiego syna i rzucę mu się w ramiona? Że zgodzę się wciąż być jego żoną?
- Przecież wyznałem ci, że to wszystko było moją winą. Że
to ja sugerowałem Tomkowi, że jesteś dla niego nikim; to ja ukradłem jego
laptopa, to ja…
- Dość.- Przerwałam mu bezceremonialnie. Wzięłam głęboki
wdech z trudem panując nad gniewem.- Naprawdę myśli pan, że teraz grzecznie
wrócę do Tomka? Że pana słowa mają nade mną aż taką władzę? Otóż nie. Bo ja nie
przyszłam tu po to by znów dać się podejść pańskiej manipulacji.
- To nie jest żadna manipulacja.
- Nie? A jak pan nazwie to co pan zrobił? „No, a teraz
skoro już powiedziałem to co chciałem to możesz już iść. Z pewnością chciałabyś
porozmawiać z mężem by unieważnić wasz rozwód.”- Zacytowałam jego słowa.- Może i tym razem pańskie motywy były trochę
inne bo zamiast niszczyć tym razem chciał pan coś zbudować, ale mimo to i tak
są i były manipulacją. Miał pan zamiar sprawić, że wybaczę Tomkowi. Myśli pan,
że mnie to obchodzi? Ja już z nim skończyłam.
- Tylko dlatego, że ja tak chciałem. Bo to ja
prowokowałem te wszystkie sytuacje, nie rozumiesz?
- To pan tego nie rozumie. To spotkanie, ta cała rozmowa
i to co pan w niej powiedział miało na celu tylko jedno: pokazanie mi jak Tomek
bardzo mnie kocha i że jego błędy były spowodowane przez pana.
- Obawiam się, że nie rozumiem.
- I nie zrozumie pan, bo choć pan zaprzecza nadal jest
pan takim samym nieustępliwym mężczyzną jak dawniej. Mężczyzną którego wola
musi być natychmiast wykonana a każda myśl jest rozkazem.
- Młoda damo, zabraniam ci…
-…Czego? Wyrażania własnego zdania? Nie może pan.
Wcześniej ja pana cierpliwie wysłuchałam, ale teraz to pan wysłucha mnie. Przez
te ostatnie tygodnie bez litości niszczył pan moje życie używając swojej
władzy. Powiedział mi pan kiedyś, że ten kto ma pieniądze ma władzę, że każdego
można kupić. A ja naiwnie panu nie wierzyłam. Nie wierzyłam w to, że ludzie
mogą być aż tak przekupni, że bez żadnych pytań mogą dowoli naginać się za parę
banknotów. Nawet gdy Agnieszka opowiedziała mi jak sprowokował pan wypadek jej
ojca ja wciąż nie wierzyłam. Ale nie w słabość i przekupność ludzkich przekonań
i charakterów. Nie w siłę pieniądza, bo to prawda że one i tak budzą najgorsze
instynkty w ludziach od wieczności. Po prostu nie wierzyłam w to, że jest człowiek
który ośmieli się to sprawdzić. Który mając wszystkich w pogardzie
wykorzystywał ludzi do własnych celów. To czysta hipokryzja, bo nawet z tego
powodu powinien darzyć ich minimalnym szacunkiem. A pan nawet nie wnikał w ich
problemy. Paulina Babecka została wyrzucona przez rodziców i znienawidzona
przez rodzinę przyszłego i niedoszłego męża do tego chciała adoptować jego
nieślubnego syna a pan bez skrupułów zgodził się wykorzystać jej słabość
zmuszając by mnie szpiegowała. A także Dawida który mimo wszystko nadal mnie
kochał i chciał odzyskać ale pan skalał jego uczucie. Sprawił pan też, że moja
cukiernia praktycznie upadła otwierając naprzeciwko niej inną po bardzo
konkurencyjnych, prawie dumpingowych cenach. A teraz tak po prostu pan sądzi,
że gdy wypowie jedno małe słówko przepraszam wszystko wybaczę i postąpię według
jego woli. Otóż myli się pan.
- Więc to dlatego? Z powodu złości na mnie? Chcesz
pokazać, że nie wygrałem tracąc przy tym Tomka?
- Chcę pokazać, że guzik mam to czego pan chce. Nie mam
zamiaru mieć nic wspólnego z pańską rodziną. I tylko po to tutaj przyszłam. Nie
miałam żadnych nadziei jeśli to pan właśnie myśli. Nie. Nie oczekiwałam też, że
nagle stanie się pan aż tak wspaniałomyślny i dostrzeże swój błąd. Po prostu
chciałam by pan wiedział, że mimo iż udało się panu udowodnić swoją tezę i
kupić ludzi z mojego otoczenia to mnie pan nie kupił. I to pan jest w tym
wszystkim przegranym.- Po raz ostatni obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem, a
potem odwróciłam się w kierunki drzwi. Nacisnęłam już klamkę i pociągnęłam za
nią, ale jego słowa mnie zatrzymały.
- Może więc nie jesteś wcale go warta. Z powodu głupiej
dumy i urażonej godności rezygnujesz z kogoś kogo kochasz.
- Wcale go nie kocham!- Krzyknęłam nie mogąc się
opanować. I mimo iż obiecałam sobie nie dać ponieść się emocjom to tym razem
coś we mnie pękło: jakaś ostatnia bariera która odgradzała mnie od całkowitej
beznadziejności. Miałam dość swojego życia, dość tego że nadal sama myśl o
Tomku sprawiała że po mojej twarzy płynęły łzy. I dość stojącego obok mnie
mężczyzny, którego nienawidziłam całym sercem a dzięki któremu mimo wszystko
uniknęłam życiowego błędu jakim było zaufanie Tomkowi.- Dawniej kochałam kogoś
innego: prostego robotnika mieszkającego w starym drewnianym domu na przedmieściach
który zamiast do wykwintnych restauracji zabierał mnie na pikniki do lasu i
rowerowe wycieczki. Który śmiał się i żartował z cukru czy mąki w moich
włosach, którego pasją było malowanie i wcale się tego nie wstydził. Człowieka,
którego cieszyły proste rzeczy: uśmiech małej dziewczynki na ulicy czy
czekoladowa babeczka ze śmieszną minką upieczona przeze mnie na jego imieniny.
Człowieka, któremu wystarczyły cztery tygodnie by wiedzieć, że to ja jestem tą
z którą chce spędzić resztę życia i wyznać mi miłość.- Przy ostatnim słowie mój
głos się załamał.- Ale ten ktoś był tylko iluzją: okłamywał mnie na każdym
kroku począwszy od nie zdradzenia swojej tożsamości a skończywszy na
prawdziwych uczuciach. Ten ktoś bawił się moimi uczuciami, bo fascynowała go biedna
zakochana w nim wiejska dziewczyna która wyruszyła w wielki świat po porzuceniu
narzeczonego. Jej, nawet dla mnie brzmi
to jak fabuła niskobudżetowej romantycznej amerykańskiej komedyjki. I może
nawet Tomek początkowo uważał że to nie
będzie nic wielkiego: ot lekki flirt który nikomu nie zaszkodzi. Może nawet sam
się trochę zaangażował? Teraz jednak nikt nie może mi odpowiedzieć na to
pytanie. Ważne jest jednak to, że to co on traktował lekkomyślnie dla
dziewczyny było czymś więcej. A potem gdy stracił pamięć to…to ona wciąż
daremnie łudziła się że łączyło ich coś więcej. Że pamięć a z nią wspomnienie o
ich miłości wróci. Ale potem zrozumiała, że właściwie nie ma co wracać bo on
nigdy jej nie kochał.- Ukradkiem otarłam łzę która akurat spływała mi po
twarzy.- Naprawdę więc pan sądzi, że gdybym kochała pańskiego syna i chciała z
nim być to pan by mnie powstrzymał? Musiałby mnie pan zabić by to zrobić, bo
jeśli tylko Tomek chciałby ze mną być to ja trwałabym u jego boku tak jak
robiłam to do tej pory pomimo ciągle rzucanych mi pod nogi kłód. I przeszkody
tylko utwierdzałyby mnie w tym a moje przywiązanie do niego rosło. Nic to by
pan zrobił by mnie nie powstrzymało. Bo to nie pańskie intrygi nas rozdzieliły,
ale jego błędy.- Po moim długim monologu zapadło między nami milczenie.
Kamiński wpatrywał się we mnie a raczej moje oczy jakby chciał coś z nich
wyczytać. Wydawało mi się, że po raz pierwszy to on czuje się jak pionek gry,
której reguł wcale nie zna. Utwierdziły mnie w tym jego następne słowa:
- Masz rację, nie rozumiem. I chyba nie zrozumiem. Ja na
twoim miejscu chwytałbym byka za rogi i…
-…tak postąpił pan właśnie z moją, matką prawda? Chciał
ją pan zmusić do tego by z panem była. A oboje wiemy jak skończyła się ta
historia i kogo w ostateczności wybrała.
- Popełniasz błąd.
- O nie, właśnie w tej chwili go unikam. Bo poznanie
pańskiej rodziny przyniosło mi tylko ból. A zwłaszcza Tomka. Nawet nie wie pan
jak bardzo żałuję że go poznałam.- To było kłamstwo. Mimo wszystko nie
oddałabym tych miesięcy spędzonych z Tomkiem nawet wiedząc jak skończy się
nasza przygoda i nie mogąc uniknąć popełnianych przez nas błędów. Nawet jeśli
teraz moje serce było skopane i rozbite, nawet jeśli nie wyobrażałam sobie bym
jeszcze kiedykolwiek mogła być szczęśliwa na polu uczuciowym. Bo oprócz tego
całego bólu nauczyłam się jeszcze dodatkowo wiele rzeczy. Zrozumiałam, że wcale
nie jestem słaba tylko silna; że potrafię dać sobie radę z sytuacją która
kiedyś napawała mnie przerażeniem. Że moja impulsywność wynikała nie z prawdziwego
charakteru, ale z faktu, że podświadomie obarczałam się śmiercią siostry chcąc
się w ten sposób ukarać. Już za to jedno powinnam być wdzięczna Tomkowi. Poza
tym pokazał mi miłość, pokazał mi jak ulotna i czasami wymagająca potrafi być.
Jak trzeba cieszyć się chwilą.
- Skoro taką podjęłaś decyzję, to ją szanuję. Mam jednak
nadzieję, że naprawdę wynika z twoich przekonań. Wiem, że niepotrzebnie karałem
cię za to co zrobiła twoja matka, ale chcę byś wiedziała że bardzo cię szanuję.
Czasami wydaje mi się, jakbym cofnął się trzydzieści lat wstecz i znów stała
przede mną.- Dodał na koniec cicho. A ja, choć chciałam wyjść z jego gabinetu
jak najszybciej nie mogłam nie zapytać:
- Naprawdę ją pan kochał?
- Tak. Całym sercem.- Nie dodał nic więcej; nie miał zamiaru
niczego wyjaśniać ani zdradzać sekretów meandrów swoich uczuć. Ale ton głosu
jakim to mówił, coś co widziałam w jego oczach, sposób w jaki zapadła się jego
twarz uświadomił mi szokującą prawdę. On na swój sposób wciąż kochał moją mamę.
Być może nawet to pojednanie miało swoją przyczynę w rozmowie z nią; być może
chciał ją zadowolić. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie próbował jej
odzyskać. W końcu było to już niemożliwe: oboje byli w związkach; na dodatek
nie wątpiłam już w szczerość uczuć które mama czuła do taty. Nie, to było
głupie przypuszczenie. Pozbywając się tych myśli ostatniej świadomości wyjęłam
z torebki niewielką paczuszkę kładąc ją
na stoliku.
- Co to?
- To pańskie pieniądze. Dziesięć tysięcy wraz z
odsetkami. Uważam, że jednak się panu należą.
- To wcale nie są moje pieniądze. Zabierz jej z powrotem.
- Przecież wiem kto był ich nadawcą. Nie wiem tylko czy
Dawid powiedział mi prawdę i są pańskie, ale nawet jeśli nie, to lepiej
załatwicie to między sobą.
- Anno…
- Niech pan nie każe mi ich brać z powrotem jeśli to co
pan powiedział mi przedtem jest choć trochę prawdziwe.
- Skoro tak…powodzenia.
Wychodząc z posiadłości Kamińskich myślałam o efekcie
motyla. Teorii mówiącej, że gdy w jednym miejscu ten malutki owad trzepocze
skrzydełkami, w innym powoduje tornado. Myślałam o nim w kontekście swojego
związku z Tomkiem; o tym, że coś co
miało miejsce ponad trzydzieści trzy lata temu między naszymi rodzicami,
spowodowało skutki między nami. Zastanawiałam się też co by się stało gdyby
mama poślubiła Kamińskiego albo gdyby on sam nie miał pojęcia, że jego starszy
syn ożenił się z córką kobiety którą kiedyś kochał. Czy wówczas dalibyśmy sobie
z Tomaszem radę? Czy nawet bez intryg
pana Władysława i tak sami zrujnowalibyśmy swoją przyszłość?
Efekt motyla.
Paula, która przyszła do mojej cukierni prosząc o pracę i
która ją dostała. Pracowała dla dwóch antagonistycznych obozów przez co z
czasem zaczęła się w tym wszystkim gubić. Która chciała adoptować obce dziecko.
Czy zrobiła by to samo trafiając na kogoś innego? Jak potoczyłoby się jej życie
gdyby nie ingerencja Kamińskiego? Czy pracowałaby w jakiejś podrzędnej firmie
na etacie sprzątaczki gdzie rosłaby jej frustracja do świata? A może to trochę
dzięki mnie zrozumiała co jest w życiu ważne?
A Dawid? Czy gdyby nie obietnica zawarta w słowach
Kamińskiego wciąż łudziłby się, że ma u mnie szanse pielęgnując swoją miłość? A
może zakochałby się ponownie tak jak ja? Może nawet w Anecie?
Efekt motyla, czyli przedstawienie zjawisk
meteorologicznych z których wielcy filozofowie zrobili jeszcze większą teorię i
sposób na życie. Teorię chaosu jakim było nasze życie. Tylko czemu to teraz nie
wydawało mi się głupie? Dlaczego pozwoliło zrozumieć, że ludzkie życie wcale
nie jest idealne i nigdy nie może takie być? Że choć byśmy tego bardzo pragnęli
i żyli w zgodzie z własnymi przekonaniami, Bogiem, prawami natury to i tak
nigdy nie osiągniemy pełni? Że choć słuszne wydawało mi się być zerwanie z
Tomkiem czy odprawienie Pauliny i Dawida z mojego życia to jednak w pewien
sposób postąpiłam wobec nich nie fair? Nie wspominając nawet o tym, że do tej
pory moje idealistyczne i bezpardonowe poglądy nie dały mi nic innego oprócz
bólu.
Ta niemal godzinna refleksja przyniosła mi tak wiele
odpowiedzi i jeszcze więcej pytań. Ale mimo wszystko pomogła mi uświadomić
sobie co tak naprawdę jest w moim życiu ważne i że ja też popełniam błędy.
Dlatego zamiast wracać do cukierni postanowiłam odwiedzić kogoś innego.
To miała być niespodzianka, dlatego by ją zrealizować
najpierw musiałam namierzyć Wojtka, bo nie miałam jego numeru telefonu. Nie
mogłam skontaktować się z Tomkiem ani samą Paulą, więc zadzwoniłam do Agnieszki
która z prawdziwą radością mi pomogła.
Zadowolona wstąpiłam jeszcze do sklepu z dziecięcymi zabawkami kupując
kilka grzechotek i misia, a potem udałam pod adres domu Wojciecha. Kilkanaście
minut wcześniej go o tym uprzedziłam, więc nie miał nic przeciwko, ale
zakazałam informować o tym Paulinę. Dlatego na mój widok była w sporym szoku.
Gdy weszłam do odpowiedniego pokoju do którego wprowadziła mnie siostra Wojtka,
Tamara (o której istnieniu do tej pory nie miałam pojęcia), Babecka razem z
Wojciechem pochylali się nad maleńkim bobasem bawiącym się na dużym, puszystym
kocyku. Na moment przystanęłam tylko się w to wpatrując.
Wyglądali jak rodzina: mama z tatą bawiący się ze swoim
malutkim pierworodnym dzieckiem. Szkoda tylko, że tak naprawdę ta „mama” nie
przepadała za „tatą”, a dziecko było niechcianym bękartem półsierotą
niedoszłego męża Pauli. Żadne z nich nie zauważyło mojego wejścia, więc dość
głośno chrząknęłam po wyjściu Tamary. Gd Paulina mnie zauważyła uśmiech zszedł
z jej ust.
- Witaj. To jest pewnie Pawełek?- Zwróciłam się do niej.
Skinęła mi tylko głową w odpowiedzi.- Proszę, to dla niego mały prezent.
- Dziękuję.- W końcu coś do mnie powiedziała.
- Drobiazg. A to dla ciebie.- Podałam jej wyjętą z
torebki białą kopertę.
- Co to?- Spytała zdezorientowana.
- Twoja ostatnia wypłata. Przepraszam, że dopiero teraz.
- Ale nie musisz.
- Muszę. To twoje pieniądze, a ja nie powinnam ci ich
odmawiać z powodu naszych prywatnych niesnasek. Zapracowałaś na nie. Poza tym
bardzo ci się teraz przydadzą.
- Dziękuję.- Odparła powściągliwie. Widocznie nadal nie
rozumiała czy kieruje mną chęć pojednania czy coś więcej. I bała się tego.
Bardzo chciałam porozmawiać z nią w cztery oczy, ale niestety przeszkadzała nam
obecność osób trzecich. Na szczęście Wojtek chyba zorientował się w sytuacji,
bo wziął małego na ręce i wyszedł z pokoju zostawiając nas same. A wtedy
zapadła między nami cisza.
- Naprawdę nie musisz mi oddawać tych pieniędzy.-
Pierwsza przerwała ją Paula.- Wiem, że teraz cukiernia ciężko przędzie, są ci
potrzebne…
- Już nie.- Przerwałam jej łagodnie.- Już ponad dwa
tygodnie temu sprzedałam cukiernię, więc mam pieniądze.
- Boże. Sprzedałaś „Słodki świat”? Wszystko przeze mnie.
- Nie, nie przez ciebie.
- Tak. I przez Kamińskiego. Ta cukiernia po drugiej
stronie…To jego sprawka. Ale ja o tym nie wiedziałam, przysięgam musisz mi
uwierzyć. Donosiłam mu, ale głównie nieistotne rzeczy. Gdybym wiedziała…-
Mówiła tak gwałtownie, że wiedziałam iż z tej emocjonalnej przemowy bije
szczerość.
- Spokojnie, wiem o tym. I nie obwiniam cię o to.
- Ale ja jestem winna, nawet się temu nie opieram.-
Odparła mi ze łzami w oczach.
- Paula…- Starałam się jej przerwać, bo bolało mnie że
wciąż się tym gryzie.
- Nie; nic nie mów. To prawda: zachowywałam się jak suka.
Mogłam ci powiedzieć, ale nie zrobiłam tego z czystego egoizmu. Bo chciałam
mieć przyjaciółkę, chciałam nawet mieć jej iluzję a wiedziałam że nawet ona
minie gdy dowiesz się prawdy. Do tej pory liczyły się tylko moje pieniądze.
Wszyscy niby mnie lubili i szanowali, ale tak naprawdę zawsze traktowali na
pogranicza pogardy. A ty…nawet nie wiesz
ile to dla mnie znaczyło.
- Wiem, bo dla mnie znaczyło tyle samo.
- To był tylko miesiąc, Aniu. Potem powiedziałam
Kamińskiemu, że nie będę dłużej tego robić. Zrobiłam to w taki sposób, by
zasugerować że nie masz niczego do ukrycia bo przecież tak było. Nie chciałam
by przysłał kogoś innego, więc uważnie obserwowałam kto się koło ciebie kręcił.
Potem jednak…gdy matka Pawełka umarła...musiałam znów się do niego zwrócić o
pomoc.
- To on zaproponował ci byś znów szpiegowała, prawda?
- Tak, choć nawet nie sprawdzał raportów. Po prostu
płacił mi i zajął się sprawą Pawełka. Nie rozumiałam o co mu chodzi, ale taki
układ mi pasował. Czasami nawet umiałam sobie wmówić, że nikogo przy tym nie
krzywdzę.
- Kamiński chciał tylko bym wiedziała, że cię przekupił.-
Wyjaśniłam jej, bo teraz już to wiedziałam.- Że ludzi można kupić.- Dodałam
potem streszczając mu jedną z rozmów jakie stoczyliśmy podsumowując:- Tak więc
w pewien sposób to moja wina. Postawiłam mu wyzwanie, które przyjął.
- Aniu, nie broń mnie. Wiem, że na to nie zasługuje.
- Raczej ja. Zamiast ci pomóc w trudnym dla ciebie
momencie jeszcze cię zgnoiłam.
- Bo cię oszukałam.
- Już dość, nie wracaj do tego. Powiedz mi lepiej co z Pawełkiem,
twoimi rzuconymi studiami, mieszkaniem u Wojtka. A Robert? Wie, że Pawełek to
jego syn?
- Tak, wie. O tym, że staram się o jego adopcję też.
Nawet śmiał się gdy kazałam mu podpisać papiery zrzekające się ojcostwa, ale
darowałam mu to bo choć w metryce urodzenia chłopca nie figuruje nawet jako
jego ojciec, to mimo wszystko to jego syn i łatwo byłoby mu to udowodnić w
sądzie.
- Byłaś bardzo sprytna: w ten sposób nigdy nie będzie
miał do niego prawa gdy jakimś cudem obudzą się w nim ojcowskie uczucia.
- Na to bym nie liczyła, ale już wcześniej nauczyłam się
dmuchać na zimne. Bieda wymaga zaradności, prawda?
- Tak.- Mrugnęłam tylko, bo z trudem mogłam ugryźć się w
język by nie spytać dlaczego mi niczego nie powiedziała. A przecież było to
pytanie retoryczne. Mówiąc o Pawełku, musiałaby mi wyznać o pracy na rzecz
Kamińskiego. A tego nie mogła zrobić, więc została z tym całkowicie sama.
Przypomniałam sobie jak czasami bardzo była smutna i raz się prawie rozpłakała gdy nazwałam ją swoją
przyjaciółką. Cierpiała sto razy bardziej niż ja.
- Wiesz, początkowo sądziłam że Kamiński nic nie zrobi w
sprawie adopcji. Do końca poprzedniego tygodnia nic się nie ruszyło; byłam
załamana. Ale kilka dni temu właścicielka ośrodka do mnie zadzwoniła
informując, że komisja mimo mojego stanu panieńskiego pozytywnie rozważyła
wniosek o możliwość adopcji i jeśli chcę mogę zająć się małym we własnym domu
przez kilka dni. Możesz w to uwierzyć? Oczywiście to dopiero wierzchołek góry
lodowej; pewnie sprawy biurokratyczne będą się ciągnąć latami. Będę musiała
udowodnić, że jestem w stanie się utrzymać, że mam gdzie mieszkać no i w końcu
będę samotną matką, ale ja nie tracę nadziei…- Mówiła mi rozemocjonowana nie
mając pojęcia, że w mojej głowie trybiki pracują na najwyższych obrotach. A
więc stary Kamiński nie kłamał; dziś był wobec mnie szczery i mimo wszystko
dotrzymał złożonej Pauli obietnicy. Choć z drugiej strony: wypełniła przecież
swoją rolę jako pokazanie mi że każdego można kupić, więc zgodnie z biznesową
umową on musiał teraz wypełnić swoją część. Tyle, że do kilku dni wstecz wcale
nie chciał tego robić. Wiedziałam co spowodowało tę zmianę. Rozmowa z moją
mamą. Do mojej głowy wkradło się zdumiewające pytanie: czy gdyby Kamiński
ożenił się z nią to przestałby być robotem bez uczuć? Przecież teraz robił te
wszystkie rzeczy byleby tylko ją zadowolić.
Długo rozmawiałyśmy z Paulą, choć ona z pewnością chciała
teraz spędzić czas z Pawełkiem, którego przywieziono do niej dopiero dzisiaj.
Gdy zwróciłam na to uwagę trochę żartobliwie, zapewniła że wcale tak nie jest
choć jej oczy mówiły co innego. Dlatego zaproponowałam, że chciałabym go
chociaż potrzymać.
Gdy szłyśmy do odpowiedniego pokoju i w końcu weszłyśmy
do pokoju pełnego zabawek maluszek już spał w bujanej kołysce z masą różnorakich
gadżetów. Odruchowo rozejrzałam się po umieszczonych na podłodze licznych
zabawkach i grzechotkach.
- To Wojtek wszystko kupił.- Wyjaśniła Paula, jakby
doskonale zdając sobie sprawę jakim torem podążają moje myśli.- Właściwie to on
mnie utrzymuje i zapewnia wszelkie wygody pomimo sprzeciwu rodziny. No, może
oprócz Tamary. To super dziewczyna.
- Tak, poznałam ją.- Mrugnęłam. Potem, Babecka dała mi
znak byśmy wyszły z pokoju imitującego pokój dziecięcy. Zanim to zrobiła,
pogłaskała policzek dziecka, szczelniej przykryła go kołderką i cmoknęła w
policzek patrząc z czułością. Choć kilkanaście sekund później z powrotem
znalazłyśmy się na korytarzu wciąż mówiła bardzo cicho:
- Gdyby nie on, nie wiem co by się ze mną stało. Nie mam
pojęcia jak mu się odwdzięczyć.
- Wiesz, że cię kocha prawda?- Spytałam również bardzo
cicho, choć wydawało się że znajdujemy się na korytarzu same.
- Tak. Z tego powodu to co dla mnie robi jest dla mnie
jeszcze trudniejsze i bardzo mi ciąży. Nie zrozum mnie źle: bardzo go lubię,
ale miłość? Jest mi ciężko ze względu na niego. Mówiłam mu, że nigdy…no wiesz,
że raczej z mojej strony może liczyć tylko na przyjaźń, ale boję się, że on
mimo wszystko się łudzi. Do tego to jak traktowałam go w cukierni…mam wobec
niego potworne wyrzuty sumienia.
- To zrozumiałe, choć nie całkiem prawdziwe. Jesteś wobec
niego szczera. Niczego mu nie obiecujesz.
- Niby tak, ale spójrz na ten dom, na zabawki które kupił
Pawełkowi. Przecież on pokłócił się z własnymi rodzicami bym mogła tu zostać.
- Paulina, mówiłam ci że…
- Nie, Aniu. Nie rozumiesz. Ja…ja potrzebuję męża bym
mogła zaadoptować Pawełka. Mogę łudzić się, że będzie inaczej, ale prawda jest
taka że kilkumiesięczny malec jest spełnieniem marzeń wielu bezdzietnych
rodzin. A ja przecież jestem młoda, nieodpowiedzialna jeśli weźmie się pod
uwagę fakt ucieczki sprzed ołtarza, pozbawiona środków. Poza tym muszę za kilka
miesięcy wrócić na studia, bo na razie tylko je zawiesiłam biorąc urlop
dziekański. Sędzia z łatwością może z tego złożyć portret rozpieszczonej
dziewczynki która chce zabawić się w mamusie. Poza tym sama przecież jestem
zdrową kobietą i mogę mieć dzieci. Po co mi więc Pawełek? A wpływy Kamińskiego
nie są aż tak wielkie. On mógł tylko poprzeć moją kandydaturę; sądu dla mnie
nie przekupi abstrahując od tego iż wcale tego nie chcę. Dlatego potrzebny mi
mąż.
- I chcesz poprosić Wojtka by nim został.- Szybko
zrozumiałam w czym rzecz.
- Właśnie. Uważasz mnie pewnie za amoralną skoro w ogóle
myślę o tym by go w ten sposób wykorzystać?
- Ależ skąd.- Zaprzeczyłam szybko.
- Nie, gdy wypowiedziałam tę myśl na głos zrozumiałam jak
bardzo jest niedorzeczna. Mam prosić faceta który mnie kocha o to by poślubił
mnie tylko po to bym w oczach sądu ukazała się jako wiarygodna matka? I to
przyjmując pod dach żonę która go nie kocha i dziecko które jest synem jej
niedoszłego męża spod którego niezdrowej obsesji wciąż nie może się uwolnić?
Chcąc dać nic w zamian żądając opieki, poczucia bezpieczeństwa, akceptacji i
wygodnego życia?
- A czemu nie?- Obie drgnęłyśmy słysząc to pytanie
wypowiedziane z ust Wojciecha, który pojawił się z końca korytarza prawie nie
wiadomo kiedy.- To wyjście dobre dla obu stron.
Poczułam się strasznie głupio, że usłyszał ostatnią część
naszej rozmowy a może nawet jej całość. Dlatego wiedziałam, że Paula musi czuć
się sto razy gorzej. Nie byłam w stanie określić czy wyglądała na bardziej
przerażoną czy pełną poczucia winy.
- Wojtek, ja…ja bardzo przepraszam. Nie powinnam była
rozmawiać o tym z Anią. Wiem, że to niemożliwe, ale postaraj się o tym
zapomnieć, dobrze?- Plątała się wyjaśniając, tym bardziej że on wyglądał na
całkowicie spokojnego i niezakłopotanego.
- Nie masz za co przepraszać.- Powiedział do niej. Potem
dodał patrząc na mnie.- Cieszę się, że doszłyście do porozumienia.
- Tak.- Mrugnęłam tylko. W końcu, gdy cisza między nami
się przedłużała zrozumiałam co muszę zrobić.- W takim razie będę już szła.
- Już? Zostań jeszcze Aniu.- Paula patrzyła na mnie
błagalnym wzrokiem, ale ja wiedziałam że nie mogę jej pomóc. To była jej własna
potyczka. Poza tym moim zdaniem świetnie pasowała do Wojtka. Była odrobinkę
szalona co równoważyłoby jego powagę. Poza tym Wojciech był dobry i ją kochał.
Nigdy by jej nie skrzywdził a ona z czasem nauczyłaby się go kochać.
Chociaż…może zbytnio wszystko upraszałam? W końcu nawet kilka minut temu
powiedziała, że wciąż czuje coś czego nie powinna czuć do byłego narzeczonego.
No i jak Wojtek może się czuć mając świadomość, że zostanie ojcem dziecka
swojego rywala? Czy ten fakt nie sprawi, że za jakiś czas jego miłość do
Pauliny zmieni się w rozgoryczenie a potem w nienawiść? Szkoda, że ludzkie losy
nie są tak nieskomplikowane jak w bajkach czy baśniach.
Postanowiłam dłużej się nie zastanawiać nad tą kwestią,
bo przede mną była jeszcze jedna wizyta. Chciałam zwrócić należną kwotę
pieniędzy Tomkowi. Bo choć już za kilka dni mieliśmy się spotkać na podpisaniu
papierów rozwodowych w towarzystwie naszych adwokatów, uznałam że nie mogę tego
zrobić wtedy. Poza tym może nie być nawet na to czasu.
W zasadzie to poszło mi bezproblemowo; naturalnie tak jak
się spodziewałam Tomek wcale nie chciał przyjąć swoich piętnastu tysięcy, które
kiedyś mi pożyczył, ale gdy wyłuszczyłam mu swój punkt widzenia przyjął mój
czek (zdecydowałam się nie chodzić z tak dużą gotówką przy sobie, więc uznałam
że czek będzie lepszym i bezpieczniejszym rozwiązaniem).
- Skoro to nie daje ci spokoju, to proszę bardzo. Choć i
tak wkurzyłaś mnie tym, że nie chciałaś się zgodzić na przyjęcie połowy
należnej ci kwoty z funduszu.
- Bo nie była moja. Twoja mama zostawiła ją dla ciebie.
- Dla mnie i dla mojej żony.- Sprostował.
- Właśnie. Kiedyś jeszcze ci się przyda.
- Źle to rozegrałem. Powinienem nie zgodzić się na twoje
naciski pod groźbą, że w innym wypadku nie zgodzisz się na rozwód. W takim
wypadku miałbym chociaż poczucie, że należycie cię zabezpieczyłem.
- Dam sobie radę. Sprzedałam przecież cukiernię.
- A pieniądze z niej pochłonął kredyt, pożyczka od
Klaudii, oddanie mojemu ojcu jego „darowizny”, rozliczenia z urzędem i ZUS-em
no i ze mną. Coś ci z tego zostało?
- A żebyś wiedział.- Odpowiedziałam właściwie nie
kłamiąc. W końcu niecałe pięć tysięcy to też coś prawda? Na to by nie czuć się
pasożytem po powrocie do rodzinnego domu wystarczy. Potem znajdę pracę i jakoś
uda mi się ułożyć swoje życie na nowo. Poza tym i tak nie sądziłam, że uda mi
się sprzedać lokal po tak dobrej cenie w tak krótkim czasie. Miałam prawdziwe
szczęście.
- Więc…więc znalazłaś kupca na cukiernię?
- Tak, sprzedałam ten lokal. Jutro muszę się wyprowadzić.
Przyszły właściciel nie był tak łaskawy by zaczekać kilka dni więcej, ale cena
którą mi zaoferował była dobra, więc nie narzekam.
- Wiesz kto go kupił?
- Jakiś młody przedsiębiorca. Chce tam otworzyć biuro
rachunkowe. Jakoś nie wyobrażam sobie tego, ale pewnie to dlatego, że tamto
miejsce zawsze będzie kojarzyło mi się z cukiernią.
- Pewnie tak.- Mrugnął.- Jesteś bardzo rozczarowana?-
Wiedziałam, że nie pyta mnie tylko o sprzedaż lokalu, ale o to co czuję na myśl
o stracie „Słodkiego świata”.
- O dziwo nie tak bardzo jakbym się tego mogła
spodziewać. Jest mi trochę smutno, ale to zaakceptowałam. Spełniłam swoje
marzenie.
- I co teraz?
- No cóż, będę starała się spełnić następne. Może znajdę
zatrudnienie u samej Ani Starmach?
- Nawet by mnie to nie zdziwiło. Jesteś bardzo ambitna i
zdolna.- Skomentował to z rozbawieniem.
- Tak. Tak jak i ty teraz jak widzę.- Wymownie spojrzałam
na jego nieco niechlujny strój pełen malutkich punkcików po białej farbie,
który właściwie dodawał mu uroku.- Choć do twarzy ci w tej czapeczce z gazet.-
Roześmiał się krótko zdejmując ją z głowy jakby dopiero teraz zdał sobie
sprawę, że wciąż tam jest.
- Właśnie kończyłem remont pokoju na piętrze.
- Wciąż wszystko remontujesz?
- Tak. A zostało mi niewiele czasu.
- Dlaczego?- Spytałam czując, że pod jego odpowiedzią
kryje się więcej niż chce przyznać.- Tomek?
- Zamierzałam ci o tym powiedzieć w dniu rozwodu lub
wcześniej, ale nie chciałem byś sądziła, że wciąż chce cię przekonać do
zaniechania rozwodu.- Zaczął.- Chodzi o to, że podjąłem decyzję.
- To znaczy?
- To znaczy, że…że zamierzam wyjechać. Jedna z firm
współpracujących z Build&Project zajmuje się renowacją francuskiego muzeum.
Zdecydowałem, że tam pojadę.
- Na jak długo?- Spytałam z trudem nie mając pojęcia
dlaczego tak trudno zadać mi to pytanie.
- Na rok.- Poczułam się tak jakby ktoś uderzył mnie
pięścią w brzuch. Czułam jak do oczu napływają mi łzy. Dobrze, że miałam
spuszczoną głowę a Tomek akurat na mnie nie patrzył, więc z pewnością tego nie
zauważył. Wystarczyły mi tylko dwie sekundy by kilkakrotnym mruganiem odgonić
niechcianą wilgoć. Boże, miałam ochotę błagać go by tego nie robił choć
wiedziałam, że mogę powstrzymać go tylko w jeden sposób zmuszając by został. A
mianowicie mówiąc, żeby mnie nie zostawiał. Ale tego nie mogłam zrobić. Dlatego
niemal wbrew sobie powiedziałam:
- Och, to…to chyba będzie dla ciebie dobre. I twój ojciec
się ucieszy.
- Nie robię tego jako przedstawiciel firmy. Robię to jako
wolny strzelec, choć nie ukrywam że polecił mnie mój brat, Krzysiek jak prezes
Build&Project.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Tydzień po naszym rozwodzie. Muszę jeszcze trochę
odświeżyć swój francuski.
- Nie miałam pojęcia, że znasz ten język.
- Niemiecki, angielski i francuski. Ojciec zawsze uważał,
że kluczem do sukcesu jest znajomość wielu języków. Może do dlatego, że sam z
ledwością zna dziś nikomu nie przydatny rosyjski, a angielski nie jest jego
mocną stroną. Dlatego rozmowy biznesowe z zagranicznymi zleceniodawcami poprzez
pośredników bardzo go irytują.- Uśmiechnął się do mnie lekko.- Rozmawiał ze mną
wczoraj, wiesz? Z tobą chyba też zamierza.
- Nie, zrobił to już dzisiaj.- Słysząc to Tomek wyglądał
na zaskoczonego.
- Powiedział ci coś czego nie powinien?
- Wręcz przeciwnie. Był bardzo miły.- Po krótce
streściłam mu przebieg naszej rozmowy kończąc słowami:- Na zakończenie
powiedział nawet, że naje nam zielone światło. Tak jakby tylko jego słowo mogło
sprawić, że coś się dzieje lub nie.
- No cóż, to cały on. – Skomentował Tomek.- Choć nie
ukrywał, że z tego akurat bym się ucieszył.- By nie dopuścić, by sprawy zeszły
na nasze uczucia spytałam szybko:
- Wiesz już o jego powiązaniach z moją mamą?
- Tak, wyjaśnił mi wszystko. Choć słuchając tej historii
nie mogłem w nią uwierzyć. Nigdy nie uwierzyłbym by mój ojciec mógł zakochać
się w takiej kobiecie jak twoja matka…naturalnie nie mam nic złego na myśli ale
sama popatrz. On poważny i małomówny, ona radosna i gadatliwa, pełna życia i
energii. Ale z drugiej strony to wszystko tłumaczy.
- Niby co?
- To, że ja też się w tobie zakochałem. W końcu jako
ojciec i syn mamy podobne gusta.- Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć uznałam
więc, że milczałam. Bo i co można było na to odpowiedzieć?
- Twój wyjazd jest już pewny?
- Raczej tak. To znaczy na pewno tak. Po prostu muszę
wyjechać, Aniu. Inaczej zwariuję.
- Nie chcę byś…- Zaczęłam z trudem powstrzymując się
przed dokończeniem tego zdania. Tomek jednak i tak się tego domyślił.
- A co innego mi pozostaje? Sama powiedziałaś że to
błędne koło. Nie liczę na to, że w ten sposób wymuszę na tobie moralny szantaż
i do mnie wrócisz; skądże. Po prostu uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć. I
jeśli sądzisz, że jest mi łatwo to się grubo mylisz. Wciąż cię kocham i nie
sądzę, że tak łatwo przestanę nawet pomimo odległości. Ale w ostatnich dniach
zrozumiałem jak cię raniłem, jak przeze mnie cierpiałaś. I wiem, że to nie do
przebaczenia.
- Tomek, naprawdę nie musisz…
- Proszę, pozwól mi skończyć. – Poprosił cicho.- Gdy
otworzyłaś mi oczy czułem się tak jak najgorszy śmieć. I jest mi bardzo
przykro.- Na razie nie mówił mi nic nowego, ale zgodnie z jego wolą
postanowiłam mu nie przerywać.- Dlatego ten wyjazd jest konieczny. Chcę
przemyśleć wiele spraw. Chcę w końcu wziąć za siebie odpowiedzialność i
poszukać własnej drogi. Bycie artystą jest częścią mnie, ale po głębszym
zastanowieniu chyba jednak nie chciałbym być zawodowym malarzem nawet gdybym
mógł się z tego utrzymać; w tym ojciec miał rację.- W tym momencie zaczęłam się
zastanawiać czy nie nawiązać do sprawy obrazu który mi podarował. Czułam, że
powinnam mu go oddać, ale jednocześnie wcale tego nie chciałam. Poprzestałam
tylko na pierścionku i ekspresie do kawy. A może jednak powinnam? Nie
zagłębiałam się w odpowiedź na to pytanie, bo Kamiński kontynuował:- Liczę na
to, że nowe miejsce i otoczenie pomoże mi się otworzyć, zrozumieć jak
pokierować swoim życiem bym był szczęśliwy. Nie chcę już dłużej być wiecznym
chłopcem na utrzymaniu rodziny. Chcę się zmienić i być dojrzałym mężczyzną z
którego można być dumnym. Zrozumiałem teraz jak śmiesznie brzmiały moje prośby
o to byś ze mną została. Sam nie mam do siebie ani krzty szacunku, więc
dlaczego ty niby miałabyś ją do mnie mieć?
- To nie tak. Oczywiście, że mam do ciebie dużo szacunku
i…
- Nie miałem na myśli nic złego. Chodziło mi raczej o to,
że teraz nie mam ci nic do zaoferowania. Nawet te pieniądze z funduszu są
niczym. Pomijając kwestię, że dostałem je za darmo. Dlatego chcę się zmienić.
Chcę zmienić się dla ciebie. Nie musisz tak na mnie patrzeć; jak już mówiłem
nie zamierzam robić ci problemów z rozwodem.
Ale gdybym wierzył że jest między nami cień nadziei to nigdy bym cię nie
zostawił i walczyłbym. Tyle, że w tych okolicznościach to nie ma żadnego sensu.
- Ma.- Odparłam całkiem stanowczo.
- Słucham?- Spytał mnie mąż bardzo cicho, jakby z
niedowierzaniem. Ja prawdę mówiąc też
nie wierzyłam, że to powiedziałam choć było to bardzo szczerze. Z trudem
przełknęłam ślinę zbierając się na odwagę.
- Ja…chciałam powiedzieć, że rozmowa z twoim ojcem wiele
mi uświadomiła. Zrozumiałam, że nie ma coś takiego jak idealna miłość czy życie
i to wcale nie musi oznaczać czegoś gorszego albo suplementu.
- Chcesz powiedzieć, że nie chcesz byśmy się rozwodzili?-
Choć wyraźnie się starał, Tomek nie potrafił ukryć nadziei zawartej w swoim
głosie.
- Nie, nie o to mi chodziło. Po prostu...po prostu słuchając
cię zdałam sobie sprawę, że masz rację, a twój wyjazd jest potrzebny i może nam
pomóc.- Zamilkłam na moment zastanawiając się czy dobrze robię.- Że może dzięki
rozłące zrozumiemy w końcu swoje uczucia i przekonamy się ile są warte.-
Spojrzałam mu prosto w oczy.- Posłuchaj, oboje popełniliśmy błędy, oboje
raniliśmy się nawzajem i nie potrafiliśmy poradzić sobie z emocjami i
piętrzącymi się problemami. Było ich za dużo, żeby jedno słowo przepraszam
sprawiło byśmy o nich zapomnieli dlatego teraz naszym jedynym sprzymierzeńcem
jest czas. Potraktujmy więc tę rozłąkę jako test.
- Test?
- Tak, test. Sprawdzimy, czy będziemy za sobą tęsknić, myśleć
o sobie nawzajem. Czy to co czuliśmy do siebie umrze śmiercią naturalną czy było
to coś więcej niż sami sądzimy.
- Aniu, ja to doskonale wiem. Kocham cię i…
- Wcale nie; to znaczy…teraz może tak tylko tak ci się
wydaje. Dlatego spotkamy się za rok i zdecydujemy. Co ty na to?
- Oczywiście, że się zgadzam.- Powiedział z emfazą.- Ale
czy w takim razie nasz rozwód jest potrzebny? Skoro i tak za rok do siebie
wrócimy?
- Tomek, źle mnie zrozumiałeś. Wcale nie twierdziłam, ze
wtedy do siebie wrócimy.
- No tak, wiem. Ale mimo wszystko....wiem też, że mnie
kochasz. Poza tym przyjadę z Francji zupełnie odmieniony. I w końcu na ciebie
zasłużę.
- Nie, zapomnij o tym co mówiłam.- Pokręciłam przecząco
głową.- To bez sensu.
- W takim razie dlaczego to powiedziałaś i
zaproponowałaś?- Gdy się nie odezwałam dodał:- Aniu, nie igraj ze mną.
- Nie robię tego.- Wykrztusiłam w końcu- Naprawdę jestem
szczera, ale ty nie rozumiesz.
- Czego nie rozumiem?
- To nie tak że musisz na mnie zasłużyć. Mówiłam ci, że
masz wiele cech które w tobie podziwiam, że jesteś wartościowym człowiekiem.
- Powiedziałaś też, że wiele we mnie nie możesz
zaakceptować.
- To prawda, ale nie miałam na myśli tego byś się
radykalnie zmieniał, byś na mnie zasłużył jak się wyraziłeś.
- Ale ja to zrobię: chcę na ciebie zasłużyć.
- A ja ci mówiłam, że nie musisz tego robić.- Jej,
dlaczego nie potrafił zrozumieć? Czemu nie chciał przyjąć do wiadomości, że tak
naprawdę nie musi zmieniać się dla nikogo innego, ale dla siebie samego? Że
jego przemiana będzie miała wartość tylko wówczas gdy będzie wypływać z serca?-
Tomek, nie musisz na mnie zasłużyć.- Powtórzyłam po raz kolejny.- Musisz tylko
dojść do ładu z samym sobą. Zdecydować kim jesteś i jaki jesteś, co sprawia i
daje ci szczęście.
- To proste: ty.
- Nie, nie ja. Szczęście musi wypływać z samego ciebie,
nie może być związane z zewnętrznymi rzeczami czy osobami ale tobą samym; nie
może być od nikogo zależne.
- Dlaczego wydaje mi się, że brzmisz jak jakiś nauczyciel
opisujący grecką filozofię którego nie cierpiałem w szkole i którego bełkotu
nigdy nie potrafiłem zrozumieć?
- Wcale nie usiłuję udawać błyskotliwej. Po prostu chodzi
mi o to, że twoja zmiana nie będzie nic warta jeśli będzie robiona na siłę.
Musisz chcieć jej dla samego siebie. Musi być właściwie umotywowana.
- Przecież ja też tego chce. Dla ciebie.- Pokręciłam głową
w ten sposób dając wyraz swojego niezadowolenia. Ale nie chciałam tłumaczyć mu
tego po raz kolejny. Nie zrozumiałam za pierwszym razem, a w czasie dzisiejszej
rozmowy też nie. Jaki był więc sens powtarzania tego znowu? Szkoda tylko, że
znów czułam że popełniłam błąd. Niepotrzebnie w ogóle zaczynałam ten temat.
Widziałam w oczach Tomka prawdziwe podniecenie i autentyczną radość z powodu
mojej propozycji. A po jego słowach zrozumiałam, że on nigdy nie zrozumie o co
mi tak naprawdę chodziło.
- Jak chcesz.- Powiedziałam w końcu z lekką rezygnacją.
- Więc?
- Hm?
- Poczekasz na mnie?- Chciałam skłamać; naprawdę. Bałam
się, że jeśli tego nie zrobię on zamknie się w sobie ze swoim bólem i poczuciem
skrzywdzenia które będzie do mnie czuł i cel jego wyjazdu nie zostanie spełniony.
Ale nie mogłam kłamać.
- Tak, poczekam na ciebie Tomek.- Odpowiedziałam mu widząc
jak coś w jego oczach się zapala. Dlatego musiałam dodać:- Ale mogę ci obiecać
tylko szansę, nic więcej. Nie to, że za rok rzucę ci się w ramiona i obiecam że
nigdy cię nie opuszczę, bo nie mam pojęcia co wydarzy się przez ten rok. Czy
poznam kogoś komu będę chciała dać szansę, czy będę chciała zawierzyć się
rozwojowi swojej kariery; nie mam pojęcia. Ale jeśli to cię pocieszy to nie
zamierzam również budować nowego związku z kimkolwiek. Na razie chcę odpocząć
od tego typu relacji, bo mam dość tych które już miałam.
- To mi w zupełności wystarczy.- Ucieszył się. A ja choć
wiedziałam, że pomimo moich słów wciąż nic nie rozumiał, nie miałam serca
pozbawiać go tej radości. Trudno, pomyślałam. Najwyżej przeżyje rozczarowanie
po powrocie. Ja zresztą też. A teraz…teraz przynajmniej nadzieja będzie go
utrzymywać przy życiu.- Nie zawiedziesz się, obiecuję. Nie zawiedziesz się,
Aniu.
Kilka dni później stało się to co miało się stać.
Przestałam być żoną Tomasza Kamińskiego a on przestał być moim mężem. Nasza
nieopisana umowa, którą zawiązaliśmy kilka dni temu, niczego nie zmieniła; bo
zresztą nie miała. Dopiero za rok miało się wszystko wyjaśnić. Mieliśmy
sprawdzić, czy nasza miłość przetrwa próbę czasu. Nawet pomimo konieczności
rozwiązania naszego małżeństwa.
Trochę absurdalnym wydał mi się fakt, że to wszystko
stało się za sprawą jednego podpisu. Podpisu, który sprawiał że od dziś
stawaliśmy się dla siebie obcymi osobami.
Oprócz koniecznych procedur i pozdrowienia właściwie nie
rozmawialiśmy. Tomek tylko po raz ostatni spytał mnie o to czy dotrzymam
złożonej mu obietnicy a gdy przytaknęłam spytał czy pożegnam się z nim na
lotnisku. Zawahałam się, ale potem pokręciłam głową. Uznałam, że tak będzie
lepiej.
- Więc…to nasze ostatnie spotkanie?- Podsumował Tomek
retorycznym pytaniem gdy staliśmy przed budynkiem sądu.
- Tak.
- I zobaczymy się dopiero za rok.
- Zgadza się.- Potwierdziłam, choć wcale mnie o to nie
pytał. Po prostu patrzył w oczy.
- Będę mógł do ciebie pisać?
- Nie wiem czy to będzie możliwe.
- Jak to?- Zmartwił się.
- Uważam, że tak będzie dla nas lepiej. Jeśli nie
będziemy się kontaktować będziemy mogli w ten sposób całkowicie odnaleźć się w
swoim uczuciach. Inaczej nie poradzimy sobie z tym.
- Więc…więc jak ty to sobie wyobrażasz? Że nie będziemy
do siebie dzwonić, pisać czy mailować? Nie będziemy wiedzieć czy druga strona
jest nam wierna, bo przecież nie musi skoro już nie łączy nas węzeł małżeństwa;
nie będziemy wiedzieć czy wciąż kocha drugą stronę lub czy pokochała kogoś
innego albo może wręcz zastanawia się jak spławić drugą stronę?- Słyszałam w
jego pytaniach złość i jednocześnie zranienie. Ale nie mogłam teraz ustąpić.
- Tomek, przecież już wcześniej się na to zgodziliśmy.
- Ale nie na takich warunkach. Okej, była mowa o rocznej
przerwie, ale nie bez jakiegokolwiek kontaktu.
- Wtedy nie przekonamy się co czujemy.
- Już mówiłem ci, że ja doskonale o tym wiem.
- Tomek, nie rób mi tego teraz. Nie zachowuj się w ten
sposób.
- To ty się tak nie zachowuj. To był ten twój wielki
plan, tak? Wiedziałaś, że się nie zgodzę, więc wcale niczym nie ryzykowałaś.
- Wiesz, że tak nie było.
- Nic już nie wiem oprócz tego, że cię kocham.- Słysząc
to objęłam go mocno. Było to absurdalne po tym jak kilka minut wcześniej
oficjalnie orzeczono między nami rozwód, ale musiałam to zrobić. Szybko mi się
odwzajemnił.- Nie wytrzymam tego. Już za tobą tęsknię.
- Wytrzymasz.- Szepnęłam mu do ucha.- Wytrzymasz.
Dłuższą chwilę staliśmy ciasno objęci, a potem pożegnaliśmy
się ostatecznie, jakby rozwód był tylko nikomu nie potrzebną formalnością.
Jakby ból w moim sercu był niepotrzebny. Coś we mnie krzyczało: no więc po co
idiotko to robiłaś skoro teraz cierpisz? Po co katujesz siebie i Tomka mówiąc
mu, że za rok wszystko się może zdarzyć skoro wiesz, że się w nim nie
odkochasz? Można przecież zadowolić się
ochłapami. Dla wielu ludzi to byłoby
nawet dużo. Kochał cię. Może nie tak jak chciałaś, ale cię kochał. Wiele razy
to zresztą powtarzał, choćby nawet i dziś, przed chwilą. Obiecał, że się dla
ciebie zmieni. Czemu więc chciałaś jeszcze więcej?
Odpowiedź na to pytanie upewniła mnie w mojej decyzji. Bo
już dość zadowalania się byle czym, półproduktami. Dość obwiniania się o śmierć
Anity, dość impulsywności i wiary w siebie. Bo byłam warta bardzo dużo i
zasługiwałam na pełnię szczęścia. Nie musiałam godzić się na mniej. Już nigdy
więcej, obiecałam sobie. Nigdy więcej. Tomek musi udowodnić, że mu zależy; że
jest pewien swojej miłości i ufa mojej; dowiedzieć się kim jest i dokąd
zmierza. Może dwanaście miesięcy to za mało by się o tym przekonać, czasami nie
starcza na to całego życia, ale mimo wszystko dość czasu na to by choć określić
swój kierunek. Wierzyłam w to, że mojemu byłemu mężowi uda się chociaż to.
Byłemu mężowi, jej ten zwrot sprawił że miałam ochotę się
rozpłakać, a wcale tego nie chciałam. Na dodatek moi znajomi i rodzina
doskonale wiedzieli, że o tej porze z pewnością jestem już po rozwodzie z
Tomaszem, więc spokojnie mogą dzwonić. A ja czułam się w obowiązku odebrać, bo
i tak nie pozwoliłam nikomu towarzyszyć sobie w gmachu sądu podczas rozwodu.
Tyle, że pocieszenia Pauli, mamy a nawet taty nie za wiele mi pomogły. Były
przecież zupełnie niepotrzebne.
Choć po rozprawie nie miałam czego szukać w Warszawie,
niechętnie zostałam dłużej z powodu obietnicy złożonej Agnieszce. Nie chciałam
by się na mnie gniewała, a przecież przyrzekłam, że przed ostatecznym wyjazdem
do rodzinnego domu ją odwiedzę. Dlatego też wsiadłam w odpowiedni autobus
dodatkowo wysyłając jej wiadomość o swojej wizycie. Po drodze po raz ostatni
widziałam swój lokal gdzie mieściła się moja ukochana cukiernia. Przez kilka
sekund gdy autobus stał na światłach patrzyłam na robotników pracujących w
środku zrywających tapetę ze ścian. Zrobiło mi się smutno, choć przecież nie
powinno. To miało być teraz biuro rachunkowe i jasna tapeta w kwiatki
zdecydowanie psułaby szyk i powagę miejsca. Poza tym lokal nie był mój i miał
nowego właściciela. Nie powinnam więc czuć się tak jakby ulegał dewastacji.
Gdy zjawiłam się pod domem Agnieszki okazało się, że
Krzysiek również był w domu. Od razu poczułam się niezręcznie, zwłaszcza gdy
spytał mnie o rozwód. Potem jego żona trochę złagodziła napięcie zapraszając
mnie do sypialni bym zobaczyła bliźniaków, którzy akurat bawili się z jakąś
starszą panią, która okazała się być matką Agi.
Przywitałam się z nią więc, a potem dałam niemowlakom po małej
grzechotce, którą kupiłam poprzedniego dnia. Zdziwiłam się jak szybko maluchy
podrosły. Poza tym pomimo faktu, że byli bliźniakami jednojajowymi już było
widać iż w przyszłości będą zupełnie różni. Teraz Małgosia miała praktycznie
łysą główkę i była wysoka, a Jasiek za to miał gruby meszek zamiast włosów i
nie odznaczał się budową ciała taką jak siostra.
- Są słodcy, prawda?- W pewnym momencie spytała mnie
retorycznie Agnieszka wpatrując się w malców niemal z matczyną dumą.- Mogłabym
bawić się z nimi godzinami. I pomyśleć, że po porodzie chciałam wyrzucić ich na
śmietnik.- Zażartowała.- Ale to z powodu mąk jakie wycierpiałam przy wydawaniu
ich na świat. Wiesz, choć od tego czasu minęło już wiele tygodni wciąż pamiętam
ten ból. Ale z drugiej strony widok takich cudów jest wart wysiłku.
- Z pewnością.- Odpowiedziałam jej nagle czując tęsknotę.
Najpierw widok Pauli z Pawełkiem a teraz Agnieszki z bliźniętami uświadomił mi
coś, z czego do tej pory nie zdawałam sobie sprawy. Ja też bardzo chciałabym
zostać matką. Byłam w końcu w podobnym wieku co moja rozmówczyni, a ona miała
już dwójkę. A kiedy ja będę miała realną szansę na to by mieć dzieci? Zanim
wróci Tomek minie rok, a po nim nastąpi wielka niewiadoma. A nawet jeśli
rozważyć całkowicie teraz dla mnie absurdalną opcję, czyli że zapomnę o Tomku
będzie musiało minąć wiele czasu; potem trzeba będzie znaleźć innego kandydata,
zakochać się w nim, wziąć ślub…tak więc w najlepszym razie może to nastąpić
dopiero za dwa, trzy lata. Będę miała wówczas trzydzieści lat.
- Hej, spokojnie nie będzie tak źle; tylko sobie
żartowałam. Poród nie jest taki ciężki, nie musisz być taka przerażona.- Aga
opatrznie odebrała moje zachowanie.
- Nie o to chodzi. Po prostu…po prostu nie sądzę bym w
najbliższym czasie będę miała na to szansę. Albo czy w ogóle będę miała.
- Aniu…przepraszam, nie powinnam mówić czegoś takiego w
dniu twojego rozwodu. To było bardzo nietaktowne.- W oczach Agnieszki pojawiło
się współczucie. Z trudem zmusiłam się do uśmiechu.
- W porządku, jasne że będę miała możliwość; tak mi się
tylko po prostu powiedziało.- Roześmiałam się z trudem.
- Przykro mi. Ale nie z powodu tego co zaszło między tobą
a Tomkiem, ale z powodu własnej bezsilności. Bardzo chciałabym żebyście byli
razem.
- Wiesz, być może to jeszcze będzie możliwe.
- Co to znaczy?- Po krótce opowiedziałam młodej mamie o
naszej umowie: Kamiński ma dojść ze sobą do ładu, a ja upewnić się czy jestem
gotowa z nim być. A po jego przyjeździe z Francji mamy spotkać się i podjąć
decyzję. Agnieszka wyglądała na bardzo ucieszoną z tej decyzji tak samo zresztą
jak Tomek. Widocznie tak jak i on uważała, że „być może” to to samo co „na
pewno”. Ale jej nie zamierzałam tego tłumaczyć.
Po naszej rozmowie, temat wrócił do bliźniaków. Agnieszka
opowiadała mi o nich masę ciekawych anegdotek, śmiesznym zachowań czy min.
Wiele z nich zresztą oboje z Krzyśkiem uwiecznili na zdjęciach. Potem wspomnieli
o planowanych chrzcinach, o nieprzespanych nocach i zmienianiu pieluszek. A ja
słuchając tego tak bardzo im zazdrościłam, że wydawało mi się, iż nie potrafię
tego ukryć.
W końcu, uznałam że spełniłam swój obowiązek. Poprosiłam
tylko Agnieszkę by skontaktowała się w moim imieniu z Izabelą i przeprosiła ją
w moim imieniu. Tłumaczyłam, że chciałam to zrobić telefonicznie, ale nie
odebrała ode mnie telefonu, a nie chciałam ograniczać się do SMS-a. Obiecała,
że to zrobi.
Jednak tuż przy wyjściu, gdy już ostatecznie żegnałam się
z małymi rozrabiakami do drzwi Kamińskich zapukał niespodziewany gość.
Przywitał go sam Krzysiek, a Agnieszka słysząc głos gościa również bardzo się
ucieszyła zostawiając mnie na chwilę w przedpokoju z maluchami samą (bo jej mama
wyszła jakieś pół godziny wcześniej). Troszkę rozbawiło mnie takie ignorowanie
maluchów, ale w sumie leżąc na kocyku nie mogły zrobić sobie krzywdy; poza tym
była to oznaka ufności Kamińskim w stosunku do mnie. Po raz ostatni spojrzałam
na Jasia i Małgosię posyłając im całusy, po czym naciągnęłam na siebie płaszcz.
Chciałam wyjść jak najszybciej by uniknąć spotkania z nieznanym mi gościem, bo
i tak prawdopodobnie byłam spóźniona na wcześniejszy pociąg. Ale gdybym się
pospieszyła być może jednak…
- Aniu, zobacz kto nas odwiedził.- Usłyszałam za sobą
głos gospodyni. Radosny trzeba dodać.- Nie miałaś chyba jeszcze okazji poznać
przyjaciela Krzyśka z liceum, Andrzeja Sławińskiego. I mojego zresztą też.-
Dopiero teraz się odwróciłam, więc mogłam dokładnie ujrzeć wyrazistą twarz o
ciemnych oczach i kręconych włosach, wysoką sylwetkę nieznajomego, który
jednocześnie był tak bardzo znajomy… Jęknęłam w duchu. Sądząc po reakcji
mężczyzny on również mnie poznał. I tak samo nie był tym faktem zachwycony.
Jej, dlaczego sądziłam, że uzewnętrzniając swoje wewnętrze rozterki obcemu
facetowi spotkanemu w barze będę miała tyle szczęścia, że rzeczywiście nigdy go
nie spotkam?- A to jest Ania Parulska, do niedawna a właściwie do dziś żona
Tomka.- Rzeczony Andrzej, choć mi przedstawił się jako Michał stał teraz obok
Kamińskich jak słup soli nie mając pojęcia co zrobić. Dlatego to ja
postanowiłam zareagować posyłając mu szeroki uśmiech.
- To ty.- Mrugnął wzbudzając konsternację gospodarzy.
- Na to wygląda.- Odparłam wzruszając ramionami. Potem,
jakiś złośliwy chochlik kazał mi dodać:- Michale.
mam tylko nadzieję że Ania nie będzie z Andrzejem...cieszę się że z wątku z nim bo bardzo go polubiłam i niestety bardzo cierpiał a na to nie zasługiwał :( oby po roku wróciła do Tomka..powinni to przetrwać...
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie mi się czytało!
OdpowiedzUsuńjestem bardzo dumna z postawy Ani wobec obu Panów Kamińskich.
Mam nadzieję, że pojawienie się Andrzeja to tylko epizod w tym opowiadaniu.
Na dalsze jego losy chyba przyjdzie pora w następnym Twoim opowiadaniu.
Pozdrawiam
Ania
Na razie nie zdradzę jaką rolę odegra Andrzej w tym opowiadaniu. Co do dalszych losów to takie planuje, aczkolwiek prawdę mówiąc mam pomysł na zupełnie nowe opowiadania więc pewnie na razie to trochę przełożę w czasie.
Usuńwchodziłam na bloga po to, żeby zapytać czy będzie dziś rozdział , a tu taka niespodzianka , już dodałaś ! Bardzo podoba mi się ten rozdział ! Szkoda , że jednak wzięli ten rozwód ale cieszę się , że Ania zaproponowała spotkanie po roku , nie mogę się doczekać następnych rozdziałów <3 Zaskoczyła mnie ta przemiana Kamińskiego, on naprawdę kochał i chyba dalej kocha mamę Ani . Czekam na następny rozdział z niecierpliwością i kiedy możemy się go spodziewać ? Pozdrawiam:***
OdpowiedzUsuńnoi oczywiście mam nadzieję , że między Anią a Andrzejem nic nie będzie :))
UsuńNastępnego chyba nie za szybko- dziś cały dzień mam zajęty, więc nie jestem pewna czy będę nawet w stanie cokolwiek zacząć dziś pisać. Tak więc pewnie zabiorę się za to dopiero w środę, a część pojawi się w czwartek czyli trochę później niż zazwyczaj. Ale teraz mam dość gorący okres, więc wysupłanie trochę czasu jest ciężkie.
UsuńDziekuje iż wstawiłaś kolejne opowiadanie, szkoda, że nie siódmego , ale ósmego tez się dobrze czytało. Cieszę się, iż Ania przestała się karać za śmierć Anity .Po drugie zastanawia mnie co się zdarzy podczas tego roku , czy zrobisz duży przeskok w czasie i zobaczymy Anie dopiero przy spotkaniu z Tomkiem w kolejnym rozdziale czy karzesz nam czytelnikom troszeczkę na to poczekać . Milo , iż Ania pozna Michala jako Andrzeja Slawinskiego :) Pozdrawiam Nienieidelana Dużo weny czasu i pomysłów:-)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, ale naprawdę się starałam.Tyle, że napisanie jednej części zajmuje mi trochę czasu. W każdym razie życzę wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Trochę spóźnione, ale szczere :)
UsuńPozdrawiam
Przypuszczam , iż to pytanie Cię zdziwi , jednakże nurtuje mnie od dluzszego czasu . Jaki masz ustawiony czas na blogu, bo nie jest to Z pewnością Polski , oraz czym to jest spowodowane :) czy może to jest tak specjalnie zaplanowane by wzbudzać ciekawość :)
UsuńHa, ha. Prawdę mówiąc mnie też to nurtuje bo nie mam zielonego pojęcia :) A to, że wyświetla się tak jak się wyświetla wynika tylko z mojej nieznajomości niuansów technicznych prowadzenia bloga, bo nie mam pojęcia jak to się zmienia. Tak więc to nie żadne próby wzbudzenia ciekawości a zwykła ignorancja technologiczna :)
UsuńMoże to dziwne , ale cały czas zastanawiam się co się stało z 3 dziewczyna , przyjaciółka Izy i Agnieszki , prawdopodobnie miala na imię Angelika( mogę sie mylić) która chodziła z dziewczynami do Brylantowego Liceum , byla takze dziewczyną Slawinskiego i została przez niego zraniona . Jak dobrze pamiętam to jak Agnieszka chodziła na studia to miala sporo chłopaków:-) ale jak się potoczyły jej losy to nie wiem , a chcialabym wiedzieć :-) Zapomniałam wspomnieć, iż współczuję Wojtkowi i Babeckiej , ta sytuacja nie jest komfortowa dla nich obojga , ale wierze ze pomimo iż oboje nie kochają to moze z czasem milosc obustronna się pojawi tylko żeby nie było to za późno , bo mogą się wczesniej znienawidzić :) Pozdrawiam Nienieidealna
OdpowiedzUsuńTak, miała na imię Andżelika. A co do tego to w końcówce "Od nienawiści..." wspomniałam, że wyjechała na studia do innego miasta (bodajże Bydgoszczy, aczkolwiek nie jestem pewna- trzeba byłoby to sprawdzić w ostatnim rozdziale), a potem chyba również napomknęłam o niej w "Miłosnym galimatiasie" gdy Agnieszka wybierała się z Izą na pogrzeb jej ojca, ale Andżeli nie było choć przyszedł jej mąż. Tak więc ogólnie rzecz biorąc jak to bywa, ich przyjaźń się trochę rozmyła.
UsuńDziękuję za wszystkie odpowiedzi , cóż chyba muszę sobie przypomnieć trochę Twoje opowiadania gdyż dawno ich już nie czytałam. Dziękuję także za życzenia; ) Mam nadzieję iz rozwiniesz wątek Wojtka i Babeckiej :) Podziwiam Pauline za odwagę i ogólnie zachowanie odnośnie adopcji :) CiesZę się na powrót Slawinskiego , to mój typ romantyka , ale w prawdziwym życiu trudno takiego znaleźć. Pozdawiam Nienieidealna Życzę szybkich rozwiązań problemów i innych przeszkód, żebyś miała więcej czasu , chęci i motywacji do pisania.
Usuńdodasz dzisiaj?
OdpowiedzUsuńDodasz dzisiaj nowy ? Proszę :***** nawet po północy ( czyli w zasadzie jutro ) bo i tak muszę się uczyć i przynajmniej będzie jedna pożyteczna rzecz z tej nauki - przeczytam dziś rozdział . Czekam z niecierpliwością :***
OdpowiedzUsuńJej, dochodzi 23.30, więc nie sądzę bym się dzisiaj wyrobiła. Także marzycielko, nie nastawiaj się na dzisiaj. Naprawdę ciężko ostatnio u mnie z czasem, a jak już go mam to jestem tak wypluta, że moją jedyną rozrywką jest dłuższy sen- na przykład tak jak dzisiaj do jedenastej. Matko, nawet nie pamiętam kiedy ja spałam do jedenastej. Także proszę o zrozumienie, bo pisanie z taką częstotliwością jest żmudne.
UsuńRozumiem , rozumiem i przepraszam za nacisk ale twoje opowiadanie jest boskie i mogłabym cały czas je czytać :))
Usuńkiedy coś dodasz
OdpowiedzUsuńDopiero wróciłam wiec najpewniej późnym wieczorem
Usuń