Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 8 listopada 2015

Ktoś całkiem inny: Rozdział XXIV




Długo wahałam się czy zjawić się pod domem Kamińskiego. Prawdę mówiąc aż do samego końca. Ale uznałam, że skoro kończę definitywnie ze swoim dawnym życiem to powinnam ostatecznie rozmówić się ze swoim wrogiem. A jeśli nawet pan Władysław szykuje dla mnie jakieś brudne zagranie to trudno. Chyba nic nie mogłoby mnie zranić bardziej niż to co już przez niego przeszłam. A jeśli nawet okaże się że nie…no cóż, w takim razie też sobie poradzę. W końcu, jak to mówią, co cię nie zabije to cię wzmocni.
Mimo to nawet gdy dotarłam już na miejsce obawy nie mijały. W końcu mogło czekać mnie tyle upokorzeń: zamknięta brama, wielki bankiet a nawet odesłanie mnie z kwitkiem. Na szczęście żadna z tych opcji się nie sprawdziła, bo po kilku sekundach od naciśnięcia przeze mnie guziczka na bramie, koło mnie zjawiła się jakaś nieznana mi wcześniej służąca (bo przecież kilkakrotnie odwiedzałam tu Tomka tuż po wypadku) doskonale znająca powód mojej wizyty. Tak sądziłam, bo nawet nie musiałam wyjaśniać do kogo przyszłam, kim jestem i w jakiej sprawie, a już kazała mi iść za sobą do gabinetu pana Kamińskiego.
Ostrożnie rozglądałam się dookoła posłusznie za nią idąc bojąc się, że mogę natknąć się na męża. Zaraz jednak zganiłam się za takie myśli. Po pierwsze: to nie byłoby przecież nic wielkiego. Po drugie, Tomek od kilku tygodni nie mieszka już w rodzinnym domu.
- Jesteśmy na miejscu. Życzy sobie pani kawy albo herbaty?- Spytała mnie w pewnym momencie młoda dziewczyna, która mnie tu przyprowadziła.
- Nie dziękuję. Raczej nie zabawię tu długo.- W myślach dodałam: jeśli dopisze mi szczęście. A gdy służąca odeszła biorąc głęboki wdech wyważonym ruchem stuknęłam kilkakrotnie w grube dębowe drzwi. Potem nie czekając na żaden sygnał (w końcu Kamiński musiał doskonale wiedzieć, że przybyłam a więc niedługo zjawię się w jego gabinecie), chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Tak jak się spodziewałam mój ruch nawet go nie zaskoczył. Spojrzał tylko na mnie przenikliwie tak jak zawsze nie zdradzając cienia emocji na pooranej bruzdami choć niewątpliwie wciąż przystojnej twarzy. Odruchowo zaczęłam się zastanawiać jaki był w młodości. I przede wszystkim jakim cudem mógł zakochać się w kimś tak mało rozgarniętym i szalonym jak moja mama? Okej, kochałam ją; nawet bardzo. Ale taki zamknięty w sobie i poważny mężczyzna jak Władysław Kamiński? Co takiego urzekło go w mojej mamie?
- Zapewne zastanawiasz się po co cię tutaj wezwałem.- Odezwał się do mnie bez żadnego wstępu czy przywitania przechodząc do meritum sprawy. Dzięki temu wróciłam do rzeczywistości. Spojrzałam beznamiętnie w jego twarz starając się powściągnąć emocje by nie widzieć w nim młodego chłopaka chcącego ożenić się z młodą biedną dziewczyną która nim wzgardziła. Ale sam widok Władysława Kamińskiego w jego obecnym stanie wytrącał mnie z równowagi przypominając liczne krzywdy i upokorzenia jakich od niego zaznałam. Co z tego więc, że kiedyś został skrzywdzony i w jakiejś niewielkiej części winę za to ponosiła moja mama? To było usprawiedliwienie wyżywania się na wszystkich dookoła i niszczenie im życia? Nawet życia własnego syna? Wróciłam do chwili gdy kilkanaście tygodni temu tak jak teraz ze złamanym sercem przekroczyłam próg tego gabinetu i zamierzając sfinalizować lipny rozwód z Tomkiem. Wtedy praktycznie sytuacja wyglądała tak samo: on władczy za swoim biurkiem i ja nieświadoma tego co mnie czeka i niemal przerażona. Na dodatek moja mama też ucierpiała z jego strony; nie mogłam przecież o tym zapomnieć. Co z tego, że potem się w niej zakochał i to ona kopnęła go w tyłek? Odruchowo zacisnęłam dłonie w pięść. Wiedziałam, że krzyk i złość nic mi nie da, ale mimo to  trudno było mi nie wykrzyczeć całego swojego bólu. Ciekawa byłam jak motywuje sobie moje przyjście tutaj. Ciekawość? Strach? A może chęć poznania jego kroków? Albo…co jeśli on  teraz śmie uważać, że będę tańczyła tak jak mi zagra skoro posłusznie odpowiedziałam na jego przeklętą karteczkę znów dając mu nad sobą władzę? Niedoczekanie, pomyślałam. Już nigdy się tak nie stanie.- Usiądź, proszę.
- Nie, postoję.- Odpowiedziałam. Przynajmniej tym drobnym gestem chciałam dać mu do zrozumienia, że wcale nie wygrał.
- Jak chcesz.- Wzruszył ramionami sam siadając na swoim wielkim fotelu po drugiej stronie biurka. Naturalnie starał się mnie onieśmielić. Zastanawiałam się jak wiele sztuczek zna ten stary i podły mężczyzna by manipulować ludźmi. I jak w istocie musi nimi pogardzać za ową słabość choć paradoksalnie czerpie z niej siłę.- Choć z pewnością byłoby ci wygodniej.
- Zapewniam, że tak też jest dobrze.- Miałam nadzieję, że mój głos zabrzmiał wystarczająco lodowato.
- Widzę, że jesteś na mnie zła. I nawet to rozumiem.- Albo mi się zdawało, albo on się właśnie do mnie…uśmiechnął? Ale oczywiście znów miał zamiar osiągnąć swój cel. Przypomniałam sobie, jak kilka miesięcy temu zagubiona w tej całej sytuacji utraty pamięci przez Tomka uznałam go za swojego przyjaciela. A przecież od początku chciał mnie tylko zniszczyć. Ta myśl wróciła moje rozgoryczenie. Jak wiele krzywd mi wyrządził tylko z powodu własnego widzimisię. I zapewne teraz zamierzał uczynić kolejną.- Dlatego chciałem cię przeprosić.
- Przeprosić.- Powtórzyłam głucho. Naturalnie nie uwierzyłam w jego słowa, choć byłam nimi zaskoczona. Miał mnie za idiotkę, uświadomiłam sobie. Musiał mieć skoro sądził, że dam się nabrać dwa razy na ten sam numer.
- Tak.- Miał czelność wyglądać nawet na lekko zakłopotanego jakby był zirytowany tym faktem. Naprawdę, można by mu było bić brawo. Marnował się jako prezes firmy. Lepszą karierę zrobiłby w Hollywood.- Żałuję tego jak postąpiłem w kilku kwestiach. Nie powinienem ...-Potrząsnął głową nie dokańczając zdanie. Potem uniósł ją z powrotem przyszpilając mnie swoim spojrzeniem.- Dlatego chcę ci powiedzieć, że od teraz macie z Tomkiem zielone światło. Nie będę wam już przeszkadzał. Możecie być razem: ja już nie zamierzam ingerować w wasz związek.- Nic nie odpowiedziałam. Pokręciłam lekko głową sama się sobie dziwiąc za rozbawienie jakie poczułam słysząc te słowa. Było ono jednak pomieszane z bólem. Za kogo on się do cholery uważał? Nawet nie za Boga, bo ten z racji wolnej woli nie ma przecież wpływu na to jak postępują ludzie i z kim się związując. Uważał się więc za kogoś ponad nim: kogoś kto może sobie powiedzieć bądźcie razem i bum, już będziemy. Jak jakieś bezrozumne pionki na szachownicy: jeden ruch dłonią i przesuwają się do przodu zajmując określoną pozycję. - Nic nie powiesz?
- A co powinnam powiedzieć: dziękuję jest pan bardzo łaskawy? A może z wdzięczności paść panu u stóp. Niech pan powie panie Kamiński, czego pan ode mnie oczekuje bym pana nie rozczarowała. W końcu tak świetnie dyryguje pan ludźmi.- Powiedziałam ironicznie. Skrzywił się.
- Nie wierzysz mi.- Skwitował to tylko powodując wybuch mojego śmiechu. Sama nie wiedziałam nawet, że potrafię się na to zdobyć, że jeszcze potrafię się śmiać przy tym człowieku choć nie z radości ale smutku i rozżalenia.- I wcale ci się nie dziwię.- Kontynuował nic sobie nie robiąc z mojego zachowania choć wyraźnie widziałam, że go tym zirytowałam.- Przez ostatnie kilkanaście tygodni robiłem wszystko by cię z nim rozdzielić: usuwałem wszystkie rzeczy Tomasza które miały związek z tobą, kłamałem i preparowałem dowody, podsuwałem mu fałszywe tropy które ukazywałyby cię w złym świetle jako karierowiczkę czy materialistkę. Ale prawda była zupełnie inna.- Zrobił krótką pauzę.- Mój syn cię kochał.
- Niech pan przestanie.- Nagle ta cała komedia przestała mnie bawić. Ja wiedziałam, że jest złym człowiekiem i nigdy już mu nie zaufam; on też musiał to wiedzieć; nie był w końcu głupi. Doszłam więc do wniosku, że jedynym celem sprowadzenia mnie tutaj było tylko zadawanie mi ran poprzez rozgrzebywanie przeszłości. Może też chciał dowiedzieć się czy mama wyznała mi w końcu prawdę o łączących ich kiedyś relacjach.
- Ale taka jest prawda.- Powiedział stanowczo. Potem zrobił dłuższą przerwę wstając z krzesła i odwracając się w stronę okna. Przez moment sądziłam nawet, że w ten sposób chce zakomunikować koniec rozmowy, ale wówczas usłyszałam jego głos.- Nawet nie wiesz jaki byłem wściekły gdy Tomek zaczął zachowywać się inaczej. To było jeszcze przed tym jego wypadkiem. A wszystko przez ciebie. Wyprowadził się z domu, znalazł pracę, oderwał się od rodziny i dawnych znajomych z którymi trwonił moje ciężko zarobione pieniądze, przestał uganiać się za kobietami. W zasadzie ucieszyło mnie to: miałem nadzieję, że wydoroślał. Że ustatkuje się tak jak Krzysiek. Byłem tak zmęczony jego zachowaniem, że nawet sprawiło mi to ulgę: gdy wyjawił mi że się naprawdę zakochał byłem gotów zgodzić się nawet na jego małżeństwo. Dopóki detektyw nie zdradził mi twojego nazwiska.
- Wiedział pan od razu kim była moja matka?- Spytałam choć właściwie nie musiałam o to pytać. Przytaknął.
- Tak. Już ci kiedyś powiedziałem, a raczej prawie powiedziałem, że wyglądasz tak samo jak twoja matka gdy była w twoim wieku. Ale nawet jeśli to nie byłby wystarczający dowód to twoje nazwisko nie mogło być przypadkiem. Bo znałem nazwisko twojego ojca: mężczyzny za którego wyszła porzucając mnie. A gdy detektyw to potwierdził wpadłem we wściekłość.
- Jak zawsze.- Dodałam uszczypliwie, ale jeśli miałam nadzieję go rozwścieczyć to srodze się zawiodłam.
- Alicja opowiedziała ci już, że dawniej byliśmy razem prawda? Że zakochałem się w niej a ona wzgardziła tym uczuciem wybierając zwykłego syna rolnika.
- Z jej perspektywy wyglądało to trochę inaczej.- Wtrąciłam się, bo mama przecież opowiedziała mi ze szczegółami tę historię. I to właśnie Władysław Kamiński nie dawał jej spokoju choć ona traktowała ich znajomość na stopie koleżeńskiej w pewien sposób podtrzymując tę znajomość z wdzięczności za to, iż kiedyś obronił ją przed napaścią swoich kolegów.
- Być może, ale naprawdę ją kochałem. Ty pewnie nie sądzisz, że jestem zdolny do miłości, ale tak było. Kiedyś…kiedyś byłem inny. Nie taki twardy i surowy jak teraz zanim życie nauczyło mnie, że takim właśnie trzeba być. I trzydzieści trzy lata temu stało się tak właśnie dzięki twojej matce. Gdy powiedziała mi o ślubie z Ryszardem wściekłem się. Potem ożeniłem z matką Tomasza, która była jej przyjaciółką by zrobić jej na złość, by pokazać że nic dla mnie nie znaczyła. Ale znaczyła. Bardzo dużo.- Powstrzymałam się od komentarza, że skoro tak to czemu zniszczył życie innej niewinnej kobiety, matki Tomka żeniąc się z nią.- Dlatego gdy syn wyznał mi, że cię kocha przeszłość wróciła do mnie jak bumerang. Znów odżyła we mnie dawna uraza, znów poczułem się jakbym był tamtym młodym chłopakiem zakochanym w Ali, a ona mnie oszukała.
- Sądził pan, że tak samo wykpię Tomka?
- Prawdę mówiąc nie. Wówczas myślałem tylko o tym jak twoja matka musi w duchu cieszyć się z rozwoju sytuacji, jak musi bawić ją to wszystko. Chciałem się zemścić.
- Przecież ona nawet nie miała pojęcia o tym za kogo wyszłam za mąż. Ba, nie wiedziała w ogóle że wyszłam za mąż.- Mimo, iż obiecałam sobie że nie dam się wciągnąć w zbędne dyskusje i beznamiętnie wyłożę swoje zdanie to nie zdołałam się jednak powstrzymać od zadawania pytań. Może to ostatnia okazja by poznać jego punkt widzenia? W końcu znałam swoją matkę na tyle by wiedzieć, że czasami miała skłonność do nadmiernego przerysowywania faktów albo naginania ich do własnej woli tak by nie były kłamstwem, ale spaczały pogląd naprawdę. Przez głowę przełknęła mi myśl czy być może jej niewinne zwodzenia pana Władysława nie było czymś więcej. Może jednak robiła mu nadzieje?
- Wtedy o tym nie wiedziałem. A gdy się dowiedziałem to… to wmawiałem sobie że i tak nie mogę pozwolić na ten związek. Nienawidziłem cię. Nienawidziłem cię tak bardzo za to, że ją przypominałaś; za to że patrzyłaś na mnie w ten sam sposób, za to jak wielka siła w tobie tkwiła pomimo przeciwności losu jakie cię spotkały. Pytałaś czy uważałem, że wykpisz Tomka…jak mówiłem nie wierzyłem w to, ale byłem nieufny. Początkowo sądziłem i brałem pod uwagę, że możesz być karierowiczką: w końcu Dawid Raczkowski nie był byle kim, mój syn też nie. Potem jednak, tocząc z tobą walkę, zacząłem darzyć cię niechętnym szacunkiem. Mimo to nadal nie chciałem pozwolić na twój związek z moim synem. Paradoksalnie, bo byłem zły za to że nie potrafi dostrzec twojej wartości, że pomiata tobą ganiając za Iloną. Tak, byłem hipokrytą. W końcu sam już nie wiedziałem czego chcę. Aż do tej chwili gdy Alicja wściekle wparowała do mojego biura rzucając mi moją perfidię w twarz. Bo zrozumiałem, że być może to jest dla nas wszystkich szansa.
- Szansa? Dla kogo?
- Dla ciebie, mojego syna, mnie i twojej matki. Szansa na to, by zakończyć ten dawny spór. Dlatego spotkałem się tu z tobą dzisiaj. Wiem, że poprzez moje manipulacje Tomek cię ranił, ale musisz mu wybaczyć. Wiem, że go kochasz a on ciebie, a wasz rozwód nie jest jeszcze prawomocny, więc nie musicie rezygnować ze swojego związku.- Gdy pan Kamiński zamilkł zaczęłam w końcu myśleć, że on mówi szczerze. Te emocje w które wplecione były jego wypowiedzi, złość emanująca z oczu jakby wcale nie chciał mówić tego co powiedział, jego ostatnie słowa. Może i byłam naiwna, ale tym razem mu uwierzyłam. Tyle, że nic to nie zmieniało.
- Czy to wszystko co miał mi pan do powiedzenia?- Spytałam
- Wciąż mi nie wierzysz, prawda? No cóż, wcale ci się nie dziwię. Ja pewnie sam bym sobie nie uwierzył. Ale wkrótce przekonasz się, że mówiłem szczerze. Nie będę już dłużej sprzeciwiał się twojemu związkowi z moim synem. Co do tamtej cukierni naprzeciwko twojej…ona już nie istnieje. Właśnie wszcząłem procedurę zamknięcia jej, więc jak widzisz twój „Słodki świat” nie musi obawiać się już niezdrowej konkurencji.
- A co z Pauliną Babecką?
- Ach, masz na myśli naszą uciekającą narzeczoną…no cóż, przyznaję; to był błąd. Ale już dla mnie nie pracuje, więc nie musisz się jej obawiać. Wiem, że się z nią zaprzyjaźniłaś i z powodu tego że dla mnie pracowała przestałaś już ufać, ale to już przeszłość.- Boże, słuchając tego człowieka nie mogłam wprost uwierzyć w jego bezkarność. Przecież właśnie komunikował mi: „spokojnie, już jej nie szantażuję, więc ci na mnie nie donosi. Przyjaźnij się z nią dalej.”-  Widzę, że wciąż jesteś w szoku. Z pewnością w tej właśnie chwili zastanawiasz się czy to moje kolejne knowania, ale nie będę cię po raz kolejny zapewniał, że nie. Za jakiś czas sama się o tym przekonasz. No, a teraz skoro już powiedziałem to co chciałem to możesz już iść. Z pewnością chciałabyś porozmawiać z mężem by unieważnić wasz rozwód.
- Skąd ta pewność, że to zrobię?-  Nie mogłam uwierzyć w jego tupet. I teraz dałam ujście swojej złości.
- Przecież właśnie tego chcesz; gdyby nie, już dawno byś go zostawiła. A jeśli obawiasz się jego reakcji to niepotrzebnie. Powiedziałem mu, że wszystko ci wyjaśnię i po tej rozmowie zrozumiesz że naprawdę cię kocha i to wszystko było moją winą.
- Nie mogę uwierzyć w to co słyszę.- Odezwałam się cicho.- A więc sprowadził mnie pan tutaj licząc na co? Na to, że zadowolona pobiegnę do pańskiego syna i rzucę mu się w ramiona? Że zgodzę się  wciąż być jego żoną?
- Przecież wyznałem ci, że to wszystko było moją winą. Że to ja sugerowałem Tomkowi, że jesteś dla niego nikim; to ja ukradłem jego laptopa, to ja…
- Dość.- Przerwałam mu bezceremonialnie. Wzięłam głęboki wdech z trudem panując nad gniewem.- Naprawdę myśli pan, że teraz grzecznie wrócę do Tomka? Że pana słowa mają nade mną aż taką władzę? Otóż nie. Bo ja nie przyszłam tu po to by znów dać się podejść pańskiej manipulacji.
- To nie jest żadna manipulacja.
- Nie? A jak pan nazwie to co pan zrobił? „No, a teraz skoro już powiedziałem to co chciałem to możesz już iść. Z pewnością chciałabyś porozmawiać z mężem by unieważnić wasz rozwód.”- Zacytowałam jego słowa.-  Może i tym razem pańskie motywy były trochę inne bo zamiast niszczyć tym razem chciał pan coś zbudować, ale mimo to i tak są i były manipulacją. Miał pan zamiar sprawić, że wybaczę Tomkowi. Myśli pan, że mnie to obchodzi? Ja już z nim skończyłam.
- Tylko dlatego, że ja tak chciałem. Bo to ja prowokowałem te wszystkie sytuacje, nie rozumiesz?
- To pan tego nie rozumie. To spotkanie, ta cała rozmowa i to co pan w niej powiedział miało na celu tylko jedno: pokazanie mi jak Tomek bardzo mnie kocha i że jego błędy były spowodowane przez pana.
- Obawiam się, że nie rozumiem.
- I nie zrozumie pan, bo choć pan zaprzecza nadal jest pan takim samym nieustępliwym mężczyzną jak dawniej. Mężczyzną którego wola musi być natychmiast wykonana a każda myśl jest rozkazem.
- Młoda damo, zabraniam ci…
-…Czego? Wyrażania własnego zdania? Nie może pan. Wcześniej ja pana cierpliwie wysłuchałam, ale teraz to pan wysłucha mnie. Przez te ostatnie tygodnie bez litości niszczył pan moje życie używając swojej władzy. Powiedział mi pan kiedyś, że ten kto ma pieniądze ma władzę, że każdego można kupić. A ja naiwnie panu nie wierzyłam. Nie wierzyłam w to, że ludzie mogą być aż tak przekupni, że bez żadnych pytań mogą dowoli naginać się za parę banknotów. Nawet gdy Agnieszka opowiedziała mi jak sprowokował pan wypadek jej ojca ja wciąż nie wierzyłam. Ale nie w słabość i przekupność ludzkich przekonań i charakterów. Nie w siłę pieniądza, bo to prawda że one i tak budzą najgorsze instynkty w ludziach od wieczności. Po prostu nie wierzyłam w to, że jest człowiek który ośmieli się to sprawdzić. Który mając wszystkich w pogardzie wykorzystywał ludzi do własnych celów. To czysta hipokryzja, bo nawet z tego powodu powinien darzyć ich minimalnym szacunkiem. A pan nawet nie wnikał w ich problemy. Paulina Babecka została wyrzucona przez rodziców i znienawidzona przez rodzinę przyszłego i niedoszłego męża do tego chciała adoptować jego nieślubnego syna a pan bez skrupułów zgodził się wykorzystać jej słabość zmuszając by mnie szpiegowała. A także Dawida który mimo wszystko nadal mnie kochał i chciał odzyskać ale pan skalał jego uczucie. Sprawił pan też, że moja cukiernia praktycznie upadła otwierając naprzeciwko niej inną po bardzo konkurencyjnych, prawie dumpingowych cenach. A teraz tak po prostu pan sądzi, że gdy wypowie jedno małe słówko przepraszam wszystko wybaczę i postąpię według jego woli. Otóż myli się pan.
- Więc to dlatego? Z powodu złości na mnie? Chcesz pokazać, że nie wygrałem tracąc przy tym Tomka?
- Chcę pokazać, że guzik mam to czego pan chce. Nie mam zamiaru mieć nic wspólnego z pańską rodziną. I tylko po to tutaj przyszłam. Nie miałam żadnych nadziei jeśli to pan właśnie myśli. Nie. Nie oczekiwałam też, że nagle stanie się pan aż tak wspaniałomyślny i dostrzeże swój błąd. Po prostu chciałam by pan wiedział, że mimo iż udało się panu udowodnić swoją tezę i kupić ludzi z mojego otoczenia to mnie pan nie kupił. I to pan jest w tym wszystkim przegranym.- Po raz ostatni obrzuciłam go pogardliwym spojrzeniem, a potem odwróciłam się w kierunki drzwi. Nacisnęłam już klamkę i pociągnęłam za nią, ale jego słowa mnie zatrzymały.
- Może więc nie jesteś wcale go warta. Z powodu głupiej dumy i urażonej godności rezygnujesz z kogoś kogo kochasz.
- Wcale go nie kocham!- Krzyknęłam nie mogąc się opanować. I mimo iż obiecałam sobie nie dać ponieść się emocjom to tym razem coś we mnie pękło: jakaś ostatnia bariera która odgradzała mnie od całkowitej beznadziejności. Miałam dość swojego życia, dość tego że nadal sama myśl o Tomku sprawiała że po mojej twarzy płynęły łzy. I dość stojącego obok mnie mężczyzny, którego nienawidziłam całym sercem a dzięki któremu mimo wszystko uniknęłam życiowego błędu jakim było zaufanie Tomkowi.- Dawniej kochałam kogoś innego: prostego robotnika mieszkającego w starym drewnianym domu na przedmieściach który zamiast do wykwintnych restauracji zabierał mnie na pikniki do lasu i rowerowe wycieczki. Który śmiał się i żartował z cukru czy mąki w moich włosach, którego pasją było malowanie i wcale się tego nie wstydził. Człowieka, którego cieszyły proste rzeczy: uśmiech małej dziewczynki na ulicy czy czekoladowa babeczka ze śmieszną minką upieczona przeze mnie na jego imieniny. Człowieka, któremu wystarczyły cztery tygodnie by wiedzieć, że to ja jestem tą z którą chce spędzić resztę życia i wyznać mi miłość.- Przy ostatnim słowie mój głos się załamał.- Ale ten ktoś był tylko iluzją: okłamywał mnie na każdym kroku począwszy od nie zdradzenia swojej tożsamości a skończywszy na prawdziwych uczuciach. Ten ktoś bawił się moimi uczuciami, bo fascynowała go biedna zakochana w nim wiejska dziewczyna która wyruszyła w wielki świat po porzuceniu narzeczonego.  Jej, nawet dla mnie brzmi to jak fabuła niskobudżetowej romantycznej amerykańskiej komedyjki. I może nawet  Tomek początkowo uważał że to nie będzie nic wielkiego: ot lekki flirt który nikomu nie zaszkodzi. Może nawet sam się trochę zaangażował? Teraz jednak nikt nie może mi odpowiedzieć na to pytanie. Ważne jest jednak to, że to co on traktował lekkomyślnie dla dziewczyny było czymś więcej. A potem gdy stracił pamięć to…to ona wciąż daremnie łudziła się że łączyło ich coś więcej. Że pamięć a z nią wspomnienie o ich miłości wróci. Ale potem zrozumiała, że właściwie nie ma co wracać bo on nigdy jej nie kochał.- Ukradkiem otarłam łzę która akurat spływała mi po twarzy.- Naprawdę więc pan sądzi, że gdybym kochała pańskiego syna i chciała z nim być to pan by mnie powstrzymał? Musiałby mnie pan zabić by to zrobić, bo jeśli tylko Tomek chciałby ze mną być to ja trwałabym u jego boku tak jak robiłam to do tej pory pomimo ciągle rzucanych mi pod nogi kłód. I przeszkody tylko utwierdzałyby mnie w tym a moje przywiązanie do niego rosło. Nic to by pan zrobił by mnie nie powstrzymało. Bo to nie pańskie intrygi nas rozdzieliły, ale jego błędy.- Po moim długim monologu zapadło między nami milczenie. Kamiński wpatrywał się we mnie a raczej moje oczy jakby chciał coś z nich wyczytać. Wydawało mi się, że po raz pierwszy to on czuje się jak pionek gry, której reguł wcale nie zna. Utwierdziły mnie w tym jego następne słowa:
- Masz rację, nie rozumiem. I chyba nie zrozumiem. Ja na twoim miejscu chwytałbym byka za rogi i…
-…tak postąpił pan właśnie z moją, matką prawda? Chciał ją pan zmusić do tego by z panem była. A oboje wiemy jak skończyła się ta historia i kogo w ostateczności wybrała.
- Popełniasz błąd.
- O nie, właśnie w tej chwili go unikam. Bo poznanie pańskiej rodziny przyniosło mi tylko ból. A zwłaszcza Tomka. Nawet nie wie pan jak bardzo żałuję że go poznałam.- To było kłamstwo. Mimo wszystko nie oddałabym tych miesięcy spędzonych z Tomkiem nawet wiedząc jak skończy się nasza przygoda i nie mogąc uniknąć popełnianych przez nas błędów. Nawet jeśli teraz moje serce było skopane i rozbite, nawet jeśli nie wyobrażałam sobie bym jeszcze kiedykolwiek mogła być szczęśliwa na polu uczuciowym. Bo oprócz tego całego bólu nauczyłam się jeszcze dodatkowo wiele rzeczy. Zrozumiałam, że wcale nie jestem słaba tylko silna; że potrafię dać sobie radę z sytuacją która kiedyś napawała mnie przerażeniem. Że moja impulsywność wynikała nie z prawdziwego charakteru, ale z faktu, że podświadomie obarczałam się śmiercią siostry chcąc się w ten sposób ukarać. Już za to jedno powinnam być wdzięczna Tomkowi. Poza tym pokazał mi miłość, pokazał mi jak ulotna i czasami wymagająca potrafi być. Jak trzeba cieszyć się chwilą.
- Skoro taką podjęłaś decyzję, to ją szanuję. Mam jednak nadzieję, że naprawdę wynika z twoich przekonań. Wiem, że niepotrzebnie karałem cię za to co zrobiła twoja matka, ale chcę byś wiedziała że bardzo cię szanuję. Czasami wydaje mi się, jakbym cofnął się trzydzieści lat wstecz i znów stała przede mną.- Dodał na koniec cicho. A ja, choć chciałam wyjść z jego gabinetu jak najszybciej nie mogłam nie zapytać:
- Naprawdę ją pan kochał?
- Tak. Całym sercem.- Nie dodał nic więcej; nie miał zamiaru niczego wyjaśniać ani zdradzać sekretów meandrów swoich uczuć. Ale ton głosu jakim to mówił, coś co widziałam w jego oczach, sposób w jaki zapadła się jego twarz uświadomił mi szokującą prawdę. On na swój sposób wciąż kochał moją mamę. Być może nawet to pojednanie miało swoją przyczynę w rozmowie z nią; być może chciał ją zadowolić. Miałam tylko nadzieję, że nie będzie próbował jej odzyskać. W końcu było to już niemożliwe: oboje byli w związkach; na dodatek nie wątpiłam już w szczerość uczuć które mama czuła do taty. Nie, to było głupie przypuszczenie. Pozbywając się tych myśli ostatniej świadomości wyjęłam z torebki niewielką paczuszkę kładąc ją  na stoliku.
- Co to?
- To pańskie pieniądze. Dziesięć tysięcy wraz z odsetkami. Uważam, że jednak się panu należą.
- To wcale nie są moje pieniądze. Zabierz jej z powrotem.
- Przecież wiem kto był ich nadawcą. Nie wiem tylko czy Dawid powiedział mi prawdę i są pańskie, ale nawet jeśli nie, to lepiej załatwicie to między sobą.
- Anno…
- Niech pan nie każe mi ich brać z powrotem jeśli to co pan powiedział mi przedtem jest choć trochę prawdziwe.
- Skoro tak…powodzenia.
Wychodząc z posiadłości Kamińskich myślałam o efekcie motyla. Teorii mówiącej, że gdy w jednym miejscu ten malutki owad trzepocze skrzydełkami, w innym powoduje tornado. Myślałam o nim w kontekście swojego związku z Tomkiem;  o tym, że coś co miało miejsce ponad trzydzieści trzy lata temu między naszymi rodzicami, spowodowało skutki między nami. Zastanawiałam się też co by się stało gdyby mama poślubiła Kamińskiego albo gdyby on sam nie miał pojęcia, że jego starszy syn ożenił się z córką kobiety którą kiedyś kochał. Czy wówczas dalibyśmy sobie z Tomaszem radę? Czy nawet bez intryg  pana Władysława i tak sami zrujnowalibyśmy swoją przyszłość?
Efekt motyla.
Paula, która przyszła do mojej cukierni prosząc o pracę i która ją dostała. Pracowała dla dwóch antagonistycznych obozów przez co z czasem zaczęła się w tym wszystkim gubić. Która chciała adoptować obce dziecko. Czy zrobiła by to samo trafiając na kogoś innego? Jak potoczyłoby się jej życie gdyby nie ingerencja Kamińskiego? Czy pracowałaby w jakiejś podrzędnej firmie na etacie sprzątaczki gdzie rosłaby jej frustracja do świata? A może to trochę dzięki mnie zrozumiała co jest w życiu ważne?
A Dawid? Czy gdyby nie obietnica zawarta w słowach Kamińskiego wciąż łudziłby się, że ma u mnie szanse pielęgnując swoją miłość? A może zakochałby się ponownie tak jak ja? Może nawet w Anecie?
Efekt motyla, czyli przedstawienie zjawisk meteorologicznych z których wielcy filozofowie zrobili jeszcze większą teorię i sposób na życie. Teorię chaosu jakim było nasze życie. Tylko czemu to teraz nie wydawało mi się głupie? Dlaczego pozwoliło zrozumieć, że ludzkie życie wcale nie jest idealne i nigdy nie może takie być? Że choć byśmy tego bardzo pragnęli i żyli w zgodzie z własnymi przekonaniami, Bogiem, prawami natury to i tak nigdy nie osiągniemy pełni? Że choć słuszne wydawało mi się być zerwanie z Tomkiem czy odprawienie Pauliny i Dawida z mojego życia to jednak w pewien sposób postąpiłam wobec nich nie fair? Nie wspominając nawet o tym, że do tej pory moje idealistyczne i bezpardonowe poglądy nie dały mi nic innego oprócz bólu.
Ta niemal godzinna refleksja przyniosła mi tak wiele odpowiedzi i jeszcze więcej pytań. Ale mimo wszystko pomogła mi uświadomić sobie co tak naprawdę jest w moim życiu ważne i że ja też popełniam błędy. Dlatego zamiast wracać do cukierni postanowiłam odwiedzić kogoś innego.
To miała być niespodzianka, dlatego by ją zrealizować najpierw musiałam namierzyć Wojtka, bo nie miałam jego numeru telefonu. Nie mogłam skontaktować się z Tomkiem ani samą Paulą, więc zadzwoniłam do Agnieszki która z prawdziwą radością mi pomogła.  Zadowolona wstąpiłam jeszcze do sklepu z dziecięcymi zabawkami kupując kilka grzechotek i misia, a potem udałam pod adres domu Wojciecha. Kilkanaście minut wcześniej go o tym uprzedziłam, więc nie miał nic przeciwko, ale zakazałam informować o tym Paulinę. Dlatego na mój widok była w sporym szoku. Gdy weszłam do odpowiedniego pokoju do którego wprowadziła mnie siostra Wojtka, Tamara (o której istnieniu do tej pory nie miałam pojęcia), Babecka razem z Wojciechem pochylali się nad maleńkim bobasem bawiącym się na dużym, puszystym kocyku. Na moment przystanęłam tylko się w to wpatrując.
Wyglądali jak rodzina: mama z tatą bawiący się ze swoim malutkim pierworodnym dzieckiem. Szkoda tylko, że tak naprawdę ta „mama” nie przepadała za „tatą”, a dziecko było niechcianym bękartem półsierotą niedoszłego męża Pauli. Żadne z nich nie zauważyło mojego wejścia, więc dość głośno chrząknęłam po wyjściu Tamary. Gd Paulina mnie zauważyła uśmiech zszedł z jej ust.
- Witaj. To jest pewnie Pawełek?- Zwróciłam się do niej. Skinęła mi tylko głową w odpowiedzi.- Proszę, to dla niego mały prezent.
- Dziękuję.- W końcu coś do mnie powiedziała.
- Drobiazg. A to dla ciebie.- Podałam jej wyjętą z torebki białą kopertę.
- Co to?- Spytała zdezorientowana.
- Twoja ostatnia wypłata. Przepraszam, że dopiero teraz.
- Ale nie musisz.
- Muszę. To twoje pieniądze, a ja nie powinnam ci ich odmawiać z powodu naszych prywatnych niesnasek. Zapracowałaś na nie. Poza tym bardzo ci się teraz przydadzą.
- Dziękuję.- Odparła powściągliwie. Widocznie nadal nie rozumiała czy kieruje mną chęć pojednania czy coś więcej. I bała się tego. Bardzo chciałam porozmawiać z nią w cztery oczy, ale niestety przeszkadzała nam obecność osób trzecich. Na szczęście Wojtek chyba zorientował się w sytuacji, bo wziął małego na ręce i wyszedł z pokoju zostawiając nas same. A wtedy zapadła między nami cisza.
- Naprawdę nie musisz mi oddawać tych pieniędzy.- Pierwsza przerwała ją Paula.- Wiem, że teraz cukiernia ciężko przędzie, są ci potrzebne…
- Już nie.- Przerwałam jej łagodnie.- Już ponad dwa tygodnie temu sprzedałam cukiernię, więc mam pieniądze.
- Boże. Sprzedałaś „Słodki świat”? Wszystko przeze mnie.
- Nie, nie przez ciebie.
- Tak. I przez Kamińskiego. Ta cukiernia po drugiej stronie…To jego sprawka. Ale ja o tym nie wiedziałam, przysięgam musisz mi uwierzyć. Donosiłam mu, ale głównie nieistotne rzeczy. Gdybym wiedziała…- Mówiła tak gwałtownie, że wiedziałam iż z tej emocjonalnej przemowy bije szczerość.
- Spokojnie, wiem o tym. I nie obwiniam cię o to.
- Ale ja jestem winna, nawet się temu nie opieram.- Odparła mi ze łzami w oczach.
- Paula…- Starałam się jej przerwać, bo bolało mnie że wciąż się tym gryzie.
- Nie; nic nie mów. To prawda: zachowywałam się jak suka. Mogłam ci powiedzieć, ale nie zrobiłam tego z czystego egoizmu. Bo chciałam mieć przyjaciółkę, chciałam nawet mieć jej iluzję a wiedziałam że nawet ona minie gdy dowiesz się prawdy. Do tej pory liczyły się tylko moje pieniądze. Wszyscy niby mnie lubili i szanowali, ale tak naprawdę zawsze traktowali na pogranicza pogardy.  A ty…nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczyło.
- Wiem, bo dla mnie znaczyło tyle samo.
- To był tylko miesiąc, Aniu. Potem powiedziałam Kamińskiemu, że nie będę dłużej tego robić. Zrobiłam to w taki sposób, by zasugerować że nie masz niczego do ukrycia bo przecież tak było. Nie chciałam by przysłał kogoś innego, więc uważnie obserwowałam kto się koło ciebie kręcił. Potem jednak…gdy matka Pawełka umarła...musiałam znów się do niego zwrócić o pomoc.
- To on zaproponował ci byś znów szpiegowała, prawda?
- Tak, choć nawet nie sprawdzał raportów. Po prostu płacił mi i zajął się sprawą Pawełka. Nie rozumiałam o co mu chodzi, ale taki układ mi pasował. Czasami nawet umiałam sobie wmówić, że nikogo przy tym nie krzywdzę.
- Kamiński chciał tylko bym wiedziała, że cię przekupił.- Wyjaśniłam jej, bo teraz już to wiedziałam.- Że ludzi można kupić.- Dodałam potem streszczając mu jedną z rozmów jakie stoczyliśmy podsumowując:- Tak więc w pewien sposób to moja wina. Postawiłam mu wyzwanie, które przyjął.
- Aniu, nie broń mnie. Wiem, że na to nie zasługuje.
- Raczej ja. Zamiast ci pomóc w trudnym dla ciebie momencie jeszcze cię zgnoiłam.
- Bo cię oszukałam.
- Już dość, nie wracaj do tego. Powiedz mi lepiej co z Pawełkiem, twoimi rzuconymi studiami, mieszkaniem u Wojtka. A Robert? Wie, że Pawełek to jego syn?
- Tak, wie. O tym, że staram się o jego adopcję też. Nawet śmiał się gdy kazałam mu podpisać papiery zrzekające się ojcostwa, ale darowałam mu to bo choć w metryce urodzenia chłopca nie figuruje nawet jako jego ojciec, to mimo wszystko to jego syn i łatwo byłoby mu to udowodnić w sądzie.
- Byłaś bardzo sprytna: w ten sposób nigdy nie będzie miał do niego prawa gdy jakimś cudem obudzą się w nim ojcowskie uczucia.
- Na to bym nie liczyła, ale już wcześniej nauczyłam się dmuchać na zimne. Bieda wymaga zaradności, prawda?
- Tak.- Mrugnęłam tylko, bo z trudem mogłam ugryźć się w język by nie spytać dlaczego mi niczego nie powiedziała. A przecież było to pytanie retoryczne. Mówiąc o Pawełku, musiałaby mi wyznać o pracy na rzecz Kamińskiego. A tego nie mogła zrobić, więc została z tym całkowicie sama. Przypomniałam sobie jak czasami bardzo była smutna i raz się  prawie rozpłakała gdy nazwałam ją swoją przyjaciółką. Cierpiała sto razy bardziej niż ja.
- Wiesz, początkowo sądziłam że Kamiński nic nie zrobi w sprawie adopcji. Do końca poprzedniego tygodnia nic się nie ruszyło; byłam załamana. Ale kilka dni temu właścicielka ośrodka do mnie zadzwoniła informując, że komisja mimo mojego stanu panieńskiego pozytywnie rozważyła wniosek o możliwość adopcji i jeśli chcę mogę zająć się małym we własnym domu przez kilka dni. Możesz w to uwierzyć? Oczywiście to dopiero wierzchołek góry lodowej; pewnie sprawy biurokratyczne będą się ciągnąć latami. Będę musiała udowodnić, że jestem w stanie się utrzymać, że mam gdzie mieszkać no i w końcu będę samotną matką, ale ja nie tracę nadziei…- Mówiła mi rozemocjonowana nie mając pojęcia, że w mojej głowie trybiki pracują na najwyższych obrotach. A więc stary Kamiński nie kłamał; dziś był wobec mnie szczery i mimo wszystko dotrzymał złożonej Pauli obietnicy. Choć z drugiej strony: wypełniła przecież swoją rolę jako pokazanie mi że każdego można kupić, więc zgodnie z biznesową umową on musiał teraz wypełnić swoją część. Tyle, że do kilku dni wstecz wcale nie chciał tego robić. Wiedziałam co spowodowało tę zmianę. Rozmowa z moją mamą. Do mojej głowy wkradło się zdumiewające pytanie: czy gdyby Kamiński ożenił się z nią to przestałby być robotem bez uczuć? Przecież teraz robił te wszystkie rzeczy byleby tylko ją zadowolić.
Długo rozmawiałyśmy z Paulą, choć ona z pewnością chciała teraz spędzić czas z Pawełkiem, którego przywieziono do niej dopiero dzisiaj. Gdy zwróciłam na to uwagę trochę żartobliwie, zapewniła że wcale tak nie jest choć jej oczy mówiły co innego. Dlatego zaproponowałam, że chciałabym go chociaż potrzymać.
Gdy szłyśmy do odpowiedniego pokoju i w końcu weszłyśmy do pokoju pełnego zabawek maluszek już spał w bujanej kołysce z masą różnorakich gadżetów. Odruchowo rozejrzałam się po umieszczonych na podłodze licznych zabawkach i grzechotkach.
- To Wojtek wszystko kupił.- Wyjaśniła Paula, jakby doskonale zdając sobie sprawę jakim torem podążają moje myśli.- Właściwie to on mnie utrzymuje i zapewnia wszelkie wygody pomimo sprzeciwu rodziny. No, może oprócz Tamary. To super dziewczyna.
- Tak, poznałam ją.- Mrugnęłam. Potem, Babecka dała mi znak byśmy wyszły z pokoju imitującego pokój dziecięcy. Zanim to zrobiła, pogłaskała policzek dziecka, szczelniej przykryła go kołderką i cmoknęła w policzek patrząc z czułością. Choć kilkanaście sekund później z powrotem znalazłyśmy się na korytarzu wciąż mówiła bardzo cicho:
- Gdyby nie on, nie wiem co by się ze mną stało. Nie mam pojęcia jak mu się odwdzięczyć.
- Wiesz, że cię kocha prawda?- Spytałam również bardzo cicho, choć wydawało się że znajdujemy się na korytarzu same.
- Tak. Z tego powodu to co dla mnie robi jest dla mnie jeszcze trudniejsze i bardzo mi ciąży. Nie zrozum mnie źle: bardzo go lubię, ale miłość? Jest mi ciężko ze względu na niego. Mówiłam mu, że nigdy…no wiesz, że raczej z mojej strony może liczyć tylko na przyjaźń, ale boję się, że on mimo wszystko się łudzi. Do tego to jak traktowałam go w cukierni…mam wobec niego potworne wyrzuty sumienia.
- To zrozumiałe, choć nie całkiem prawdziwe. Jesteś wobec niego szczera. Niczego mu nie obiecujesz.
- Niby tak, ale spójrz na ten dom, na zabawki które kupił Pawełkowi. Przecież on pokłócił się z własnymi rodzicami bym mogła tu zostać.
- Paulina, mówiłam ci że…
- Nie, Aniu. Nie rozumiesz. Ja…ja potrzebuję męża bym mogła zaadoptować Pawełka. Mogę łudzić się, że będzie inaczej, ale prawda jest taka że kilkumiesięczny malec jest spełnieniem marzeń wielu bezdzietnych rodzin. A ja przecież jestem młoda, nieodpowiedzialna jeśli weźmie się pod uwagę fakt ucieczki sprzed ołtarza, pozbawiona środków. Poza tym muszę za kilka miesięcy wrócić na studia, bo na razie tylko je zawiesiłam biorąc urlop dziekański. Sędzia z łatwością może z tego złożyć portret rozpieszczonej dziewczynki która chce zabawić się w mamusie. Poza tym sama przecież jestem zdrową kobietą i mogę mieć dzieci. Po co mi więc Pawełek? A wpływy Kamińskiego nie są aż tak wielkie. On mógł tylko poprzeć moją kandydaturę; sądu dla mnie nie przekupi abstrahując od tego iż wcale tego nie chcę. Dlatego potrzebny mi mąż.
- I chcesz poprosić Wojtka by nim został.- Szybko zrozumiałam w czym rzecz.
- Właśnie. Uważasz mnie pewnie za amoralną skoro w ogóle myślę o tym by go w ten sposób wykorzystać?
- Ależ skąd.- Zaprzeczyłam szybko.
- Nie, gdy wypowiedziałam tę myśl na głos zrozumiałam jak bardzo jest niedorzeczna. Mam prosić faceta który mnie kocha o to by poślubił mnie tylko po to bym w oczach sądu ukazała się jako wiarygodna matka? I to przyjmując pod dach żonę która go nie kocha i dziecko które jest synem jej niedoszłego męża spod którego niezdrowej obsesji wciąż nie może się uwolnić? Chcąc dać nic w zamian żądając opieki, poczucia bezpieczeństwa, akceptacji i wygodnego życia?
- A czemu nie?- Obie drgnęłyśmy słysząc to pytanie wypowiedziane z ust Wojciecha, który pojawił się z końca korytarza prawie nie wiadomo kiedy.- To wyjście dobre dla obu stron.
Poczułam się strasznie głupio, że usłyszał ostatnią część naszej rozmowy a może nawet jej całość. Dlatego wiedziałam, że Paula musi czuć się sto razy gorzej. Nie byłam w stanie określić czy wyglądała na bardziej przerażoną czy pełną poczucia winy.
- Wojtek, ja…ja bardzo przepraszam. Nie powinnam była rozmawiać o tym z Anią. Wiem, że to niemożliwe, ale postaraj się o tym zapomnieć, dobrze?- Plątała się wyjaśniając, tym bardziej że on wyglądał na całkowicie spokojnego i niezakłopotanego.
- Nie masz za co przepraszać.- Powiedział do niej. Potem dodał patrząc na mnie.- Cieszę się, że doszłyście do porozumienia.
- Tak.- Mrugnęłam tylko. W końcu, gdy cisza między nami się przedłużała zrozumiałam co muszę zrobić.- W takim razie będę już szła.
- Już? Zostań jeszcze Aniu.- Paula patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, ale ja wiedziałam że nie mogę jej pomóc. To była jej własna potyczka. Poza tym moim zdaniem świetnie pasowała do Wojtka. Była odrobinkę szalona co równoważyłoby jego powagę. Poza tym Wojciech był dobry i ją kochał. Nigdy by jej nie skrzywdził a ona z czasem nauczyłaby się go kochać. Chociaż…może zbytnio wszystko upraszałam? W końcu nawet kilka minut temu powiedziała, że wciąż czuje coś czego nie powinna czuć do byłego narzeczonego. No i jak Wojtek może się czuć mając świadomość, że zostanie ojcem dziecka swojego rywala? Czy ten fakt nie sprawi, że za jakiś czas jego miłość do Pauliny zmieni się w rozgoryczenie a potem w nienawiść? Szkoda, że ludzkie losy nie są tak nieskomplikowane jak w bajkach czy baśniach.
Postanowiłam dłużej się nie zastanawiać nad tą kwestią, bo przede mną była jeszcze jedna wizyta. Chciałam zwrócić należną kwotę pieniędzy Tomkowi. Bo choć już za kilka dni mieliśmy się spotkać na podpisaniu papierów rozwodowych w towarzystwie naszych adwokatów, uznałam że nie mogę tego zrobić wtedy. Poza tym może nie być nawet na to czasu.
W zasadzie to poszło mi bezproblemowo; naturalnie tak jak się spodziewałam Tomek wcale nie chciał przyjąć swoich piętnastu tysięcy, które kiedyś mi pożyczył, ale gdy wyłuszczyłam mu swój punkt widzenia przyjął mój czek (zdecydowałam się nie chodzić z tak dużą gotówką przy sobie, więc uznałam że czek będzie lepszym i bezpieczniejszym rozwiązaniem).
- Skoro to nie daje ci spokoju, to proszę bardzo. Choć i tak wkurzyłaś mnie tym, że nie chciałaś się zgodzić na przyjęcie połowy należnej ci kwoty z funduszu.
- Bo nie była moja. Twoja mama zostawiła ją dla ciebie.
- Dla mnie i dla mojej żony.- Sprostował.
- Właśnie. Kiedyś jeszcze ci się przyda.
- Źle to rozegrałem. Powinienem nie zgodzić się na twoje naciski pod groźbą, że w innym wypadku nie zgodzisz się na rozwód. W takim wypadku miałbym chociaż poczucie, że należycie cię zabezpieczyłem.
- Dam sobie radę. Sprzedałam przecież cukiernię.
- A pieniądze z niej pochłonął kredyt, pożyczka od Klaudii, oddanie mojemu ojcu jego „darowizny”, rozliczenia z urzędem i ZUS-em no i ze mną. Coś ci z tego zostało?
- A żebyś wiedział.- Odpowiedziałam właściwie nie kłamiąc. W końcu niecałe pięć tysięcy to też coś prawda? Na to by nie czuć się pasożytem po powrocie do rodzinnego domu wystarczy. Potem znajdę pracę i jakoś uda mi się ułożyć swoje życie na nowo. Poza tym i tak nie sądziłam, że uda mi się sprzedać lokal po tak dobrej cenie w tak krótkim czasie. Miałam prawdziwe szczęście.
- Więc…więc znalazłaś kupca na cukiernię?
- Tak, sprzedałam ten lokal. Jutro muszę się wyprowadzić. Przyszły właściciel nie był tak łaskawy by zaczekać kilka dni więcej, ale cena którą mi zaoferował była dobra, więc nie narzekam.
- Wiesz kto go kupił?
- Jakiś młody przedsiębiorca. Chce tam otworzyć biuro rachunkowe. Jakoś nie wyobrażam sobie tego, ale pewnie to dlatego, że tamto miejsce zawsze będzie kojarzyło mi się z cukiernią.
- Pewnie tak.- Mrugnął.- Jesteś bardzo rozczarowana?- Wiedziałam, że nie pyta mnie tylko o sprzedaż lokalu, ale o to co czuję na myśl o stracie „Słodkiego świata”.
- O dziwo nie tak bardzo jakbym się tego mogła spodziewać. Jest mi trochę smutno, ale to zaakceptowałam. Spełniłam swoje marzenie.
- I co teraz?
- No cóż, będę starała się spełnić następne. Może znajdę zatrudnienie u samej Ani Starmach?
- Nawet by mnie to nie zdziwiło. Jesteś bardzo ambitna i zdolna.- Skomentował to z rozbawieniem.
- Tak. Tak jak i ty teraz jak widzę.- Wymownie spojrzałam na jego nieco niechlujny strój pełen malutkich punkcików po białej farbie, który właściwie dodawał mu uroku.- Choć do twarzy ci w tej czapeczce z gazet.- Roześmiał się krótko zdejmując ją z głowy jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że wciąż tam jest.
- Właśnie kończyłem remont pokoju na piętrze.
- Wciąż wszystko remontujesz?
- Tak. A zostało mi niewiele czasu.
- Dlaczego?- Spytałam czując, że pod jego odpowiedzią kryje się więcej niż chce przyznać.- Tomek?
- Zamierzałam ci o tym powiedzieć w dniu rozwodu lub wcześniej, ale nie chciałem byś sądziła, że wciąż chce cię przekonać do zaniechania rozwodu.- Zaczął.- Chodzi o to, że podjąłem decyzję.
- To znaczy?
- To znaczy, że…że zamierzam wyjechać. Jedna z firm współpracujących z Build&Project zajmuje się renowacją francuskiego muzeum. Zdecydowałem, że tam pojadę.
- Na jak długo?- Spytałam z trudem nie mając pojęcia dlaczego tak trudno zadać mi to pytanie.
- Na rok.- Poczułam się tak jakby ktoś uderzył mnie pięścią w brzuch. Czułam jak do oczu napływają mi łzy. Dobrze, że miałam spuszczoną głowę a Tomek akurat na mnie nie patrzył, więc z pewnością tego nie zauważył. Wystarczyły mi tylko dwie sekundy by kilkakrotnym mruganiem odgonić niechcianą wilgoć. Boże, miałam ochotę błagać go by tego nie robił choć wiedziałam, że mogę powstrzymać go tylko w jeden sposób zmuszając by został. A mianowicie mówiąc, żeby mnie nie zostawiał. Ale tego nie mogłam zrobić. Dlatego niemal wbrew sobie powiedziałam:
- Och, to…to chyba będzie dla ciebie dobre. I twój ojciec się ucieszy.
- Nie robię tego jako przedstawiciel firmy. Robię to jako wolny strzelec, choć nie ukrywam że polecił mnie mój brat, Krzysiek jak prezes Build&Project.
- Kiedy wyjeżdżasz?
- Tydzień po naszym rozwodzie. Muszę jeszcze trochę odświeżyć swój francuski.
- Nie miałam pojęcia, że znasz ten język.
- Niemiecki, angielski i francuski. Ojciec zawsze uważał, że kluczem do sukcesu jest znajomość wielu języków. Może do dlatego, że sam z ledwością zna dziś nikomu nie przydatny rosyjski, a angielski nie jest jego mocną stroną. Dlatego rozmowy biznesowe z zagranicznymi zleceniodawcami poprzez pośredników bardzo go irytują.- Uśmiechnął się do mnie lekko.- Rozmawiał ze mną wczoraj, wiesz? Z tobą chyba też zamierza.
- Nie, zrobił to już dzisiaj.- Słysząc to Tomek wyglądał na zaskoczonego.
- Powiedział ci coś czego nie powinien?
- Wręcz przeciwnie. Był bardzo miły.- Po krótce streściłam mu przebieg naszej rozmowy kończąc słowami:- Na zakończenie powiedział nawet, że naje nam zielone światło. Tak jakby tylko jego słowo mogło sprawić, że coś się dzieje lub nie.
- No cóż, to cały on. – Skomentował Tomek.- Choć nie ukrywał, że z tego akurat bym się ucieszył.- By nie dopuścić, by sprawy zeszły na nasze uczucia spytałam szybko:
- Wiesz już o jego powiązaniach z moją mamą?
- Tak, wyjaśnił mi wszystko. Choć słuchając tej historii nie mogłem w nią uwierzyć. Nigdy nie uwierzyłbym by mój ojciec mógł zakochać się w takiej kobiecie jak twoja matka…naturalnie nie mam nic złego na myśli ale sama popatrz. On poważny i małomówny, ona radosna i gadatliwa, pełna życia i energii. Ale z drugiej strony to wszystko tłumaczy.
- Niby co?
- To, że ja też się w tobie zakochałem. W końcu jako ojciec i syn mamy podobne gusta.- Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć uznałam więc, że milczałam. Bo i co można było na to odpowiedzieć?
- Twój wyjazd jest już pewny?
- Raczej tak. To znaczy na pewno tak. Po prostu muszę wyjechać, Aniu. Inaczej zwariuję.
- Nie chcę byś…- Zaczęłam z trudem powstrzymując się przed dokończeniem tego zdania. Tomek jednak i tak się tego domyślił.
- A co innego mi pozostaje? Sama powiedziałaś że to błędne koło. Nie liczę na to, że w ten sposób wymuszę na tobie moralny szantaż i do mnie wrócisz; skądże. Po prostu uznałem, że powinnaś o tym wiedzieć. I jeśli sądzisz, że jest mi łatwo to się grubo mylisz. Wciąż cię kocham i nie sądzę, że tak łatwo przestanę nawet pomimo odległości. Ale w ostatnich dniach zrozumiałem jak cię raniłem, jak przeze mnie cierpiałaś. I wiem, że to nie do przebaczenia.
- Tomek, naprawdę nie musisz…
- Proszę, pozwól mi skończyć. – Poprosił cicho.- Gdy otworzyłaś mi oczy czułem się tak jak najgorszy śmieć. I jest mi bardzo przykro.- Na razie nie mówił mi nic nowego, ale zgodnie z jego wolą postanowiłam mu nie przerywać.- Dlatego ten wyjazd jest konieczny. Chcę przemyśleć wiele spraw. Chcę w końcu wziąć za siebie odpowiedzialność i poszukać własnej drogi. Bycie artystą jest częścią mnie, ale po głębszym zastanowieniu chyba jednak nie chciałbym być zawodowym malarzem nawet gdybym mógł się z tego utrzymać; w tym ojciec miał rację.- W tym momencie zaczęłam się zastanawiać czy nie nawiązać do sprawy obrazu który mi podarował. Czułam, że powinnam mu go oddać, ale jednocześnie wcale tego nie chciałam. Poprzestałam tylko na pierścionku i ekspresie do kawy. A może jednak powinnam? Nie zagłębiałam się w odpowiedź na to pytanie, bo Kamiński kontynuował:- Liczę na to, że nowe miejsce i otoczenie pomoże mi się otworzyć, zrozumieć jak pokierować swoim życiem bym był szczęśliwy. Nie chcę już dłużej być wiecznym chłopcem na utrzymaniu rodziny. Chcę się zmienić i być dojrzałym mężczyzną z którego można być dumnym. Zrozumiałem teraz jak śmiesznie brzmiały moje prośby o to byś ze mną została. Sam nie mam do siebie ani krzty szacunku, więc dlaczego ty niby miałabyś ją do mnie mieć?
- To nie tak. Oczywiście, że mam do ciebie dużo szacunku i…
- Nie miałem na myśli nic złego. Chodziło mi raczej o to, że teraz nie mam ci nic do zaoferowania. Nawet te pieniądze z funduszu są niczym. Pomijając kwestię, że dostałem je za darmo. Dlatego chcę się zmienić. Chcę zmienić się dla ciebie. Nie musisz tak na mnie patrzeć; jak już mówiłem nie zamierzam robić ci problemów z rozwodem.  Ale gdybym wierzył że jest między nami cień nadziei to nigdy bym cię nie zostawił i walczyłbym. Tyle, że w tych okolicznościach to nie ma żadnego sensu.
- Ma.- Odparłam całkiem stanowczo.
- Słucham?- Spytał mnie mąż bardzo cicho, jakby z niedowierzaniem.  Ja prawdę mówiąc też nie wierzyłam, że to powiedziałam choć było to bardzo szczerze. Z trudem przełknęłam ślinę zbierając się na odwagę.
- Ja…chciałam powiedzieć, że rozmowa z twoim ojcem wiele mi uświadomiła. Zrozumiałam, że nie ma coś takiego jak idealna miłość czy życie i to wcale nie musi oznaczać czegoś gorszego albo suplementu.
- Chcesz powiedzieć, że nie chcesz byśmy się rozwodzili?- Choć wyraźnie się starał, Tomek nie potrafił ukryć nadziei zawartej w swoim głosie.
- Nie, nie o to mi chodziło. Po prostu...po prostu słuchając cię zdałam sobie sprawę, że masz rację, a twój wyjazd jest potrzebny i może nam pomóc.- Zamilkłam na moment zastanawiając się czy dobrze robię.- Że może dzięki rozłące zrozumiemy w końcu swoje uczucia i przekonamy się ile są warte.- Spojrzałam mu prosto w oczy.- Posłuchaj, oboje popełniliśmy błędy, oboje raniliśmy się nawzajem i nie potrafiliśmy poradzić sobie z emocjami i piętrzącymi się problemami. Było ich za dużo, żeby jedno słowo przepraszam sprawiło byśmy o nich zapomnieli dlatego teraz naszym jedynym sprzymierzeńcem jest czas. Potraktujmy więc tę rozłąkę jako test.
- Test?
- Tak, test. Sprawdzimy, czy będziemy za sobą tęsknić, myśleć o sobie nawzajem. Czy to co czuliśmy do siebie umrze śmiercią naturalną czy było to coś więcej niż sami sądzimy.
- Aniu, ja to doskonale wiem. Kocham cię i…
- Wcale nie; to znaczy…teraz może tak tylko tak ci się wydaje. Dlatego spotkamy się za rok i zdecydujemy. Co ty na to?
- Oczywiście, że się zgadzam.- Powiedział z emfazą.- Ale czy w takim razie nasz rozwód jest potrzebny? Skoro i tak za rok do siebie wrócimy?
- Tomek, źle mnie zrozumiałeś. Wcale nie twierdziłam, ze wtedy do siebie wrócimy.
- No tak, wiem. Ale mimo wszystko....wiem też, że mnie kochasz. Poza tym przyjadę z Francji zupełnie odmieniony. I w końcu na ciebie zasłużę.
- Nie, zapomnij o tym co mówiłam.- Pokręciłam przecząco głową.- To bez sensu.
- W takim razie dlaczego to powiedziałaś i zaproponowałaś?- Gdy się nie odezwałam dodał:- Aniu, nie igraj ze mną.
- Nie robię tego.- Wykrztusiłam w końcu- Naprawdę jestem szczera, ale ty nie rozumiesz.
- Czego nie rozumiem?
- To nie tak że musisz na mnie zasłużyć. Mówiłam ci, że masz wiele cech które w tobie podziwiam, że jesteś wartościowym człowiekiem.
- Powiedziałaś też, że wiele we mnie nie możesz zaakceptować.
- To prawda, ale nie miałam na myśli tego byś się radykalnie zmieniał, byś na mnie zasłużył jak się wyraziłeś.
- Ale ja to zrobię: chcę na ciebie zasłużyć.
- A ja ci mówiłam, że nie musisz tego robić.- Jej, dlaczego nie potrafił zrozumieć? Czemu nie chciał przyjąć do wiadomości, że tak naprawdę nie musi zmieniać się dla nikogo innego, ale dla siebie samego? Że jego przemiana będzie miała wartość tylko wówczas gdy będzie wypływać z serca?- Tomek, nie musisz na mnie zasłużyć.- Powtórzyłam po raz kolejny.- Musisz tylko dojść do ładu z samym sobą. Zdecydować kim jesteś i jaki jesteś, co sprawia i daje ci szczęście.
- To proste: ty.
- Nie, nie ja. Szczęście musi wypływać z samego ciebie, nie może być związane z zewnętrznymi rzeczami czy osobami ale tobą samym; nie może być od nikogo zależne.
- Dlaczego wydaje mi się, że brzmisz jak jakiś nauczyciel opisujący grecką filozofię którego nie cierpiałem w szkole i którego bełkotu nigdy nie potrafiłem zrozumieć?
- Wcale nie usiłuję udawać błyskotliwej. Po prostu chodzi mi o to, że twoja zmiana nie będzie nic warta jeśli będzie robiona na siłę. Musisz chcieć jej dla samego siebie. Musi być właściwie umotywowana.
- Przecież ja też tego chce. Dla ciebie.- Pokręciłam głową w ten sposób dając wyraz swojego niezadowolenia. Ale nie chciałam tłumaczyć mu tego po raz kolejny. Nie zrozumiałam za pierwszym razem, a w czasie dzisiejszej rozmowy też nie. Jaki był więc sens powtarzania tego znowu? Szkoda tylko, że znów czułam że popełniłam błąd. Niepotrzebnie w ogóle zaczynałam ten temat. Widziałam w oczach Tomka prawdziwe podniecenie i autentyczną radość z powodu mojej propozycji. A po jego słowach zrozumiałam, że on nigdy nie zrozumie o co mi tak naprawdę chodziło.
- Jak chcesz.- Powiedziałam w końcu z lekką rezygnacją.
- Więc?
- Hm?
- Poczekasz na mnie?- Chciałam skłamać; naprawdę. Bałam się, że jeśli tego nie zrobię on zamknie się w sobie ze swoim bólem i poczuciem skrzywdzenia które będzie do mnie czuł i cel jego wyjazdu nie zostanie spełniony. Ale nie mogłam kłamać.
- Tak, poczekam na ciebie Tomek.- Odpowiedziałam mu widząc jak coś w jego oczach się zapala. Dlatego musiałam dodać:- Ale mogę ci obiecać tylko szansę, nic więcej. Nie to, że za rok rzucę ci się w ramiona i obiecam że nigdy cię nie opuszczę, bo nie mam pojęcia co wydarzy się przez ten rok. Czy poznam kogoś komu będę chciała dać szansę, czy będę chciała zawierzyć się rozwojowi swojej kariery; nie mam pojęcia. Ale jeśli to cię pocieszy to nie zamierzam również budować nowego związku z kimkolwiek. Na razie chcę odpocząć od tego typu relacji, bo mam dość tych które już miałam.
- To mi w zupełności wystarczy.- Ucieszył się. A ja choć wiedziałam, że pomimo moich słów wciąż nic nie rozumiał, nie miałam serca pozbawiać go tej radości. Trudno, pomyślałam. Najwyżej przeżyje rozczarowanie po powrocie. Ja zresztą też. A teraz…teraz przynajmniej nadzieja będzie go utrzymywać przy życiu.- Nie zawiedziesz się, obiecuję. Nie zawiedziesz się, Aniu.
Kilka dni później stało się to co miało się stać. Przestałam być żoną Tomasza Kamińskiego a on przestał być moim mężem. Nasza nieopisana umowa, którą zawiązaliśmy kilka dni temu, niczego nie zmieniła; bo zresztą nie miała. Dopiero za rok miało się wszystko wyjaśnić. Mieliśmy sprawdzić, czy nasza miłość przetrwa próbę czasu. Nawet pomimo konieczności rozwiązania naszego małżeństwa.
Trochę absurdalnym wydał mi się fakt, że to wszystko stało się za sprawą jednego podpisu. Podpisu, który sprawiał że od dziś stawaliśmy się dla siebie obcymi osobami.
Oprócz koniecznych procedur i pozdrowienia właściwie nie rozmawialiśmy. Tomek tylko po raz ostatni spytał mnie o to czy dotrzymam złożonej mu obietnicy a gdy przytaknęłam spytał czy pożegnam się z nim na lotnisku. Zawahałam się, ale potem pokręciłam głową. Uznałam, że tak będzie lepiej.
- Więc…to nasze ostatnie spotkanie?- Podsumował Tomek retorycznym pytaniem gdy staliśmy przed budynkiem sądu.
- Tak.
- I zobaczymy się dopiero za rok.
- Zgadza się.- Potwierdziłam, choć wcale mnie o to nie pytał. Po prostu patrzył w oczy.
- Będę mógł do ciebie pisać?
- Nie wiem czy to będzie możliwe.
- Jak to?- Zmartwił się.
- Uważam, że tak będzie dla nas lepiej. Jeśli nie będziemy się kontaktować będziemy mogli w ten sposób całkowicie odnaleźć się w swoim uczuciach. Inaczej nie poradzimy sobie z tym.
- Więc…więc jak ty to sobie wyobrażasz? Że nie będziemy do siebie dzwonić, pisać czy mailować? Nie będziemy wiedzieć czy druga strona jest nam wierna, bo przecież nie musi skoro już nie łączy nas węzeł małżeństwa; nie będziemy wiedzieć czy wciąż kocha drugą stronę lub czy pokochała kogoś innego albo może wręcz zastanawia się jak spławić drugą stronę?- Słyszałam w jego pytaniach złość i jednocześnie zranienie. Ale nie mogłam teraz ustąpić.
- Tomek, przecież już wcześniej się na to zgodziliśmy.
- Ale nie na takich warunkach. Okej, była mowa o rocznej przerwie, ale nie bez jakiegokolwiek kontaktu.
- Wtedy nie przekonamy się co czujemy.
- Już mówiłem ci, że ja doskonale o tym wiem.
- Tomek, nie rób mi tego teraz. Nie zachowuj się w ten sposób.
- To ty się tak nie zachowuj. To był ten twój wielki plan, tak? Wiedziałaś, że się nie zgodzę, więc wcale niczym nie ryzykowałaś.
- Wiesz, że tak nie było.
- Nic już nie wiem oprócz tego, że cię kocham.- Słysząc to objęłam go mocno. Było to absurdalne po tym jak kilka minut wcześniej oficjalnie orzeczono między nami rozwód, ale musiałam to zrobić. Szybko mi się odwzajemnił.- Nie wytrzymam tego. Już za tobą tęsknię.
- Wytrzymasz.- Szepnęłam mu do ucha.- Wytrzymasz.
Dłuższą chwilę staliśmy ciasno objęci, a potem pożegnaliśmy się ostatecznie, jakby rozwód był tylko nikomu nie potrzebną formalnością. Jakby ból w moim sercu był niepotrzebny. Coś we mnie krzyczało: no więc po co idiotko to robiłaś skoro teraz cierpisz? Po co katujesz siebie i Tomka mówiąc mu, że za rok wszystko się może zdarzyć skoro wiesz, że się w nim nie odkochasz?  Można przecież zadowolić się ochłapami.  Dla wielu ludzi to byłoby nawet dużo. Kochał cię. Może nie tak jak chciałaś, ale cię kochał. Wiele razy to zresztą powtarzał, choćby nawet i dziś, przed chwilą. Obiecał, że się dla ciebie zmieni. Czemu więc chciałaś jeszcze więcej?
Odpowiedź na to pytanie upewniła mnie w mojej decyzji. Bo już dość zadowalania się byle czym, półproduktami. Dość obwiniania się o śmierć Anity, dość impulsywności i wiary w siebie. Bo byłam warta bardzo dużo i zasługiwałam na pełnię szczęścia. Nie musiałam godzić się na mniej. Już nigdy więcej, obiecałam sobie. Nigdy więcej. Tomek musi udowodnić, że mu zależy; że jest pewien swojej miłości i ufa mojej; dowiedzieć się kim jest i dokąd zmierza. Może dwanaście miesięcy to za mało by się o tym przekonać, czasami nie starcza na to całego życia, ale mimo wszystko dość czasu na to by choć określić swój kierunek. Wierzyłam w to, że mojemu byłemu mężowi uda się chociaż to.
Byłemu mężowi, jej ten zwrot sprawił że miałam ochotę się rozpłakać, a wcale tego nie chciałam. Na dodatek moi znajomi i rodzina doskonale wiedzieli, że o tej porze z pewnością jestem już po rozwodzie z Tomaszem, więc spokojnie mogą dzwonić. A ja czułam się w obowiązku odebrać, bo i tak nie pozwoliłam nikomu towarzyszyć sobie w gmachu sądu podczas rozwodu. Tyle, że pocieszenia Pauli, mamy a nawet taty nie za wiele mi pomogły. Były przecież zupełnie niepotrzebne.
Choć po rozprawie nie miałam czego szukać w Warszawie, niechętnie zostałam dłużej z powodu obietnicy złożonej Agnieszce. Nie chciałam by się na mnie gniewała, a przecież przyrzekłam, że przed ostatecznym wyjazdem do rodzinnego domu ją odwiedzę. Dlatego też wsiadłam w odpowiedni autobus dodatkowo wysyłając jej wiadomość o swojej wizycie. Po drodze po raz ostatni widziałam swój lokal gdzie mieściła się moja ukochana cukiernia. Przez kilka sekund gdy autobus stał na światłach patrzyłam na robotników pracujących w środku zrywających tapetę ze ścian. Zrobiło mi się smutno, choć przecież nie powinno. To miało być teraz biuro rachunkowe i jasna tapeta w kwiatki zdecydowanie psułaby szyk i powagę miejsca. Poza tym lokal nie był mój i miał nowego właściciela. Nie powinnam więc czuć się tak jakby ulegał dewastacji.
Gdy zjawiłam się pod domem Agnieszki okazało się, że Krzysiek również był w domu. Od razu poczułam się niezręcznie, zwłaszcza gdy spytał mnie o rozwód. Potem jego żona trochę złagodziła napięcie zapraszając mnie do sypialni bym zobaczyła bliźniaków, którzy akurat bawili się z jakąś starszą panią, która okazała się być matką Agi.  Przywitałam się z nią więc, a potem dałam niemowlakom po małej grzechotce, którą kupiłam poprzedniego dnia. Zdziwiłam się jak szybko maluchy podrosły. Poza tym pomimo faktu, że byli bliźniakami jednojajowymi już było widać iż w przyszłości będą zupełnie różni. Teraz Małgosia miała praktycznie łysą główkę i była wysoka, a Jasiek za to miał gruby meszek zamiast włosów i nie odznaczał się budową ciała taką jak siostra.
- Są słodcy, prawda?- W pewnym momencie spytała mnie retorycznie Agnieszka wpatrując się w malców niemal z matczyną dumą.- Mogłabym bawić się z nimi godzinami. I pomyśleć, że po porodzie chciałam wyrzucić ich na śmietnik.- Zażartowała.- Ale to z powodu mąk jakie wycierpiałam przy wydawaniu ich na świat. Wiesz, choć od tego czasu minęło już wiele tygodni wciąż pamiętam ten ból. Ale z drugiej strony widok takich cudów jest wart wysiłku.
- Z pewnością.- Odpowiedziałam jej nagle czując tęsknotę. Najpierw widok Pauli z Pawełkiem a teraz Agnieszki z bliźniętami uświadomił mi coś, z czego do tej pory nie zdawałam sobie sprawy. Ja też bardzo chciałabym zostać matką. Byłam w końcu w podobnym wieku co moja rozmówczyni, a ona miała już dwójkę. A kiedy ja będę miała realną szansę na to by mieć dzieci? Zanim wróci Tomek minie rok, a po nim nastąpi wielka niewiadoma. A nawet jeśli rozważyć całkowicie teraz dla mnie absurdalną opcję, czyli że zapomnę o Tomku będzie musiało minąć wiele czasu; potem trzeba będzie znaleźć innego kandydata, zakochać się w nim, wziąć ślub…tak więc w najlepszym razie może to nastąpić dopiero za dwa, trzy lata. Będę miała wówczas trzydzieści lat.
- Hej, spokojnie nie będzie tak źle; tylko sobie żartowałam. Poród nie jest taki ciężki, nie musisz być taka przerażona.- Aga opatrznie odebrała moje zachowanie.
- Nie o to chodzi. Po prostu…po prostu nie sądzę bym w najbliższym czasie będę miała na to szansę. Albo czy w ogóle będę miała.
- Aniu…przepraszam, nie powinnam mówić czegoś takiego w dniu twojego rozwodu. To było bardzo nietaktowne.- W oczach Agnieszki pojawiło się współczucie. Z trudem zmusiłam się do uśmiechu.
- W porządku, jasne że będę miała możliwość; tak mi się tylko po prostu powiedziało.- Roześmiałam się z trudem.
- Przykro mi. Ale nie z powodu tego co zaszło między tobą a Tomkiem, ale z powodu własnej bezsilności. Bardzo chciałabym żebyście byli razem.
- Wiesz, być może to jeszcze będzie możliwe.
- Co to znaczy?- Po krótce opowiedziałam młodej mamie o naszej umowie: Kamiński ma dojść ze sobą do ładu, a ja upewnić się czy jestem gotowa z nim być. A po jego przyjeździe z Francji mamy spotkać się i podjąć decyzję. Agnieszka wyglądała na bardzo ucieszoną z tej decyzji tak samo zresztą jak Tomek. Widocznie tak jak i on uważała, że „być może” to to samo co „na pewno”. Ale jej nie zamierzałam tego tłumaczyć.
Po naszej rozmowie, temat wrócił do bliźniaków. Agnieszka opowiadała mi o nich masę ciekawych anegdotek, śmiesznym zachowań czy min. Wiele z nich zresztą oboje z Krzyśkiem uwiecznili na zdjęciach. Potem wspomnieli o planowanych chrzcinach, o nieprzespanych nocach i zmienianiu pieluszek. A ja słuchając tego tak bardzo im zazdrościłam, że wydawało mi się, iż nie potrafię tego ukryć.
W końcu, uznałam że spełniłam swój obowiązek. Poprosiłam tylko Agnieszkę by skontaktowała się w moim imieniu z Izabelą i przeprosiła ją w moim imieniu. Tłumaczyłam, że chciałam to zrobić telefonicznie, ale nie odebrała ode mnie telefonu, a nie chciałam ograniczać się do SMS-a. Obiecała, że to zrobi.
Jednak tuż przy wyjściu, gdy już ostatecznie żegnałam się z małymi rozrabiakami do drzwi Kamińskich zapukał niespodziewany gość. Przywitał go sam Krzysiek, a Agnieszka słysząc głos gościa również bardzo się ucieszyła zostawiając mnie na chwilę w przedpokoju z maluchami samą (bo jej mama wyszła jakieś pół godziny wcześniej). Troszkę rozbawiło mnie takie ignorowanie maluchów, ale w sumie leżąc na kocyku nie mogły zrobić sobie krzywdy; poza tym była to oznaka ufności Kamińskim w stosunku do mnie. Po raz ostatni spojrzałam na Jasia i Małgosię posyłając im całusy, po czym naciągnęłam na siebie płaszcz. Chciałam wyjść jak najszybciej by uniknąć spotkania z nieznanym mi gościem, bo i tak prawdopodobnie byłam spóźniona na wcześniejszy pociąg. Ale gdybym się pospieszyła być może jednak…
- Aniu, zobacz kto nas odwiedził.- Usłyszałam za sobą głos gospodyni. Radosny trzeba dodać.- Nie miałaś chyba jeszcze okazji poznać przyjaciela Krzyśka z liceum, Andrzeja Sławińskiego. I mojego zresztą też.- Dopiero teraz się odwróciłam, więc mogłam dokładnie ujrzeć wyrazistą twarz o ciemnych oczach i kręconych włosach, wysoką sylwetkę nieznajomego, który jednocześnie był tak bardzo znajomy… Jęknęłam w duchu. Sądząc po reakcji mężczyzny on również mnie poznał. I tak samo nie był tym faktem zachwycony. Jej, dlaczego sądziłam, że uzewnętrzniając swoje wewnętrze rozterki obcemu facetowi spotkanemu w barze będę miała tyle szczęścia, że rzeczywiście nigdy go nie spotkam?- A to jest Ania Parulska, do niedawna a właściwie do dziś żona Tomka.- Rzeczony Andrzej, choć mi przedstawił się jako Michał stał teraz obok Kamińskich jak słup soli nie mając pojęcia co zrobić. Dlatego to ja postanowiłam zareagować posyłając mu szeroki uśmiech.
- To ty.- Mrugnął wzbudzając konsternację gospodarzy.
- Na to wygląda.- Odparłam wzruszając ramionami. Potem, jakiś złośliwy chochlik kazał mi dodać:- Michale.

19 komentarzy:

  1. mam tylko nadzieję że Ania nie będzie z Andrzejem...cieszę się że z wątku z nim bo bardzo go polubiłam i niestety bardzo cierpiał a na to nie zasługiwał :( oby po roku wróciła do Tomka..powinni to przetrwać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo przyjemnie mi się czytało!
    jestem bardzo dumna z postawy Ani wobec obu Panów Kamińskich.
    Mam nadzieję, że pojawienie się Andrzeja to tylko epizod w tym opowiadaniu.
    Na dalsze jego losy chyba przyjdzie pora w następnym Twoim opowiadaniu.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie nie zdradzę jaką rolę odegra Andrzej w tym opowiadaniu. Co do dalszych losów to takie planuje, aczkolwiek prawdę mówiąc mam pomysł na zupełnie nowe opowiadania więc pewnie na razie to trochę przełożę w czasie.

      Usuń
  3. wchodziłam na bloga po to, żeby zapytać czy będzie dziś rozdział , a tu taka niespodzianka , już dodałaś ! Bardzo podoba mi się ten rozdział ! Szkoda , że jednak wzięli ten rozwód ale cieszę się , że Ania zaproponowała spotkanie po roku , nie mogę się doczekać następnych rozdziałów <3 Zaskoczyła mnie ta przemiana Kamińskiego, on naprawdę kochał i chyba dalej kocha mamę Ani . Czekam na następny rozdział z niecierpliwością i kiedy możemy się go spodziewać ? Pozdrawiam:***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. noi oczywiście mam nadzieję , że między Anią a Andrzejem nic nie będzie :))

      Usuń
    2. Następnego chyba nie za szybko- dziś cały dzień mam zajęty, więc nie jestem pewna czy będę nawet w stanie cokolwiek zacząć dziś pisać. Tak więc pewnie zabiorę się za to dopiero w środę, a część pojawi się w czwartek czyli trochę później niż zazwyczaj. Ale teraz mam dość gorący okres, więc wysupłanie trochę czasu jest ciężkie.

      Usuń
  4. Dziekuje iż wstawiłaś kolejne opowiadanie, szkoda, że nie siódmego , ale ósmego tez się dobrze czytało. Cieszę się, iż Ania przestała się karać za śmierć Anity .Po drugie zastanawia mnie co się zdarzy podczas tego roku , czy zrobisz duży przeskok w czasie i zobaczymy Anie dopiero przy spotkaniu z Tomkiem w kolejnym rozdziale czy karzesz nam czytelnikom troszeczkę na to poczekać . Milo , iż Ania pozna Michala jako Andrzeja Slawinskiego :) Pozdrawiam Nienieidelana Dużo weny czasu i pomysłów:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale naprawdę się starałam.Tyle, że napisanie jednej części zajmuje mi trochę czasu. W każdym razie życzę wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Trochę spóźnione, ale szczere :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Przypuszczam , iż to pytanie Cię zdziwi , jednakże nurtuje mnie od dluzszego czasu . Jaki masz ustawiony czas na blogu, bo nie jest to Z pewnością Polski , oraz czym to jest spowodowane :) czy może to jest tak specjalnie zaplanowane by wzbudzać ciekawość :)

      Usuń
    3. Ha, ha. Prawdę mówiąc mnie też to nurtuje bo nie mam zielonego pojęcia :) A to, że wyświetla się tak jak się wyświetla wynika tylko z mojej nieznajomości niuansów technicznych prowadzenia bloga, bo nie mam pojęcia jak to się zmienia. Tak więc to nie żadne próby wzbudzenia ciekawości a zwykła ignorancja technologiczna :)

      Usuń
  5. Może to dziwne , ale cały czas zastanawiam się co się stało z 3 dziewczyna , przyjaciółka Izy i Agnieszki , prawdopodobnie miala na imię Angelika( mogę sie mylić) która chodziła z dziewczynami do Brylantowego Liceum , byla takze dziewczyną Slawinskiego i została przez niego zraniona . Jak dobrze pamiętam to jak Agnieszka chodziła na studia to miala sporo chłopaków:-) ale jak się potoczyły jej losy to nie wiem , a chcialabym wiedzieć :-) Zapomniałam wspomnieć, iż współczuję Wojtkowi i Babeckiej , ta sytuacja nie jest komfortowa dla nich obojga , ale wierze ze pomimo iż oboje nie kochają to moze z czasem milosc obustronna się pojawi tylko żeby nie było to za późno , bo mogą się wczesniej znienawidzić :) Pozdrawiam Nienieidealna

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, miała na imię Andżelika. A co do tego to w końcówce "Od nienawiści..." wspomniałam, że wyjechała na studia do innego miasta (bodajże Bydgoszczy, aczkolwiek nie jestem pewna- trzeba byłoby to sprawdzić w ostatnim rozdziale), a potem chyba również napomknęłam o niej w "Miłosnym galimatiasie" gdy Agnieszka wybierała się z Izą na pogrzeb jej ojca, ale Andżeli nie było choć przyszedł jej mąż. Tak więc ogólnie rzecz biorąc jak to bywa, ich przyjaźń się trochę rozmyła.

      Usuń
    2. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi , cóż chyba muszę sobie przypomnieć trochę Twoje opowiadania gdyż dawno ich już nie czytałam. Dziękuję także za życzenia; ) Mam nadzieję iz rozwiniesz wątek Wojtka i Babeckiej :) Podziwiam Pauline za odwagę i ogólnie zachowanie odnośnie adopcji :) CiesZę się na powrót Slawinskiego , to mój typ romantyka , ale w prawdziwym życiu trudno takiego znaleźć. Pozdawiam Nienieidealna Życzę szybkich rozwiązań problemów i innych przeszkód, żebyś miała więcej czasu , chęci i motywacji do pisania.

      Usuń
  6. Dodasz dzisiaj nowy ? Proszę :***** nawet po północy ( czyli w zasadzie jutro ) bo i tak muszę się uczyć i przynajmniej będzie jedna pożyteczna rzecz z tej nauki - przeczytam dziś rozdział . Czekam z niecierpliwością :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, dochodzi 23.30, więc nie sądzę bym się dzisiaj wyrobiła. Także marzycielko, nie nastawiaj się na dzisiaj. Naprawdę ciężko ostatnio u mnie z czasem, a jak już go mam to jestem tak wypluta, że moją jedyną rozrywką jest dłuższy sen- na przykład tak jak dzisiaj do jedenastej. Matko, nawet nie pamiętam kiedy ja spałam do jedenastej. Także proszę o zrozumienie, bo pisanie z taką częstotliwością jest żmudne.

      Usuń
    2. Rozumiem , rozumiem i przepraszam za nacisk ale twoje opowiadanie jest boskie i mogłabym cały czas je czytać :))

      Usuń
  7. kiedy coś dodasz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero wróciłam wiec najpewniej późnym wieczorem

      Usuń