Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 5 listopada 2015

Ktoś całkiem inny: Rozdział XXIII



Już kilka dni później na lokal, w którym prowadziłam cukiernię pojawił się następny kupiec z lepszą propozycją (A nawet odważyłabym się powiedzieć bardzo korzystną), więc zdecydowałam się sprzedać „Słodki świat”. Robiłam to z ciężkim sercem, ale mimo wszystko wiedziałam że postępuję słusznie. Dopełnienie formalności kosztować mnie miało kilka dodatkowych dni, dlatego z utęsknieniem wyczekiwałam powrotu do domu. W międzyczasie Tomek pozytywnie odpowiedział na moją propozycję rozwodu, więc miał być tylko formalnością- wyznaczono już nawet termin rozprawy. Widocznie po naszej ostatniej rozmowie zrozumiał, że nie ma dla nas żadnej nadziei.
Niestety, tata gdy zadzwoniłam do niego by choć trochę się wyżalić wygadał się mamie o moim rozwodzie, więc zaczęła nękać mnie licznymi telefonami pytając o szczegóły. Nie mogła uwierzyć, że wzięłam ślub z Tomkiem nic jej o tym nie mówiąc a na dodatek oszukując (bo przecież gdy przyjechał do naszego rodzinnego domu mogłam choć o tym wspomnieć)
Wiedziałam, że szykują się kłopoty. Znając mamę przeczuwałam, że jest na mnie wściekła, iż zataiłam przed nią tak ważną informację. W końcu tata o tym wiedział: to nieistotne, że  nie ja powiedziałam mu prawdę tylko Tomek, ale mimo wszystko wiedział. Ja, nawet jej się na ten temat nie zająknęłam.
Z tych powodów postanowiłam załagodzić rodzący się konflikt już w zarodku- i tak nie prowadziłam już cukierni, więc miałam masę wolnego czasu. Tak więc wsiadłam w pierwszy nadjeżdżający do domu pociąg i przyjechałam do domu. Byłam gotowa wyjaśnić wszystko mamie, choć jednocześnie miałam świadomość że nie zrozumie. I tak zawsze nazywała mnie córeczką tatusia- nie mogła nawet ukryć, że czasami jest zazdrosna o naszą więź. Ale ona z kolei miała Anitę, która traktowała ją jak przyjaciółką (no, może poza kwestią zatajenia informacji o swoich dragach) a z kolei z tatą nie potrafiła się dogadać. Poza tym rozmowy z mamą zwykle wyglądały tak, że to ona pozowała na skrzywdzoną i zranioną. A ja teraz byłam za bardzo w rozsypce by móc to znieść.
Mimo to zaryzykowałam, choć prawdę mówiąc zrobiłam to raczej z pragmatyzmu niż rzeczywistej chęci. W końcu już za kilka dni zamierzałam na jakiś czas znów przeprowadzić się do domu do momentu aż nie postanowię co teraz robić z własnym życiem.
Z powodu natarczywych i raczej mało przyjemnych telefonów mamy spodziewałam się, że zastanę ją w bojowym nastroju. Dlatego jej widok mnie zaskoczył. Bo nie wyglądała na złą czy zagniewaną, ale zmartwioną. Owszem, było w tym trochę egoistycznego żalu, ale gdy w końcu usiadłyśmy przy herbacie i normalnie porozmawiałyśmy okazało się, że moja mama nie tylko potrafi mnie wiecznie strofować czy łajać ale i wspierać. Wyznałam jej więc o początku związku z Tomkiem nie zagłębiając się jednak w zbytnie szczegóły, o jego utracie pamięci, o knowaniach jego ojca i naszych własnych problemach z komunikacją. I wtedy zrozumiałam, że bardzo tego potrzebowałam: przyjaciółki, której spokojnie mogłam się wygadać a której teraz mi brakowało. Bo Pauli już nie miałam. A po tym co nagadałam Agnieszce…
Westchnęłam w duchu. Wiedziałam, że powiedziałam jej same głupoty. Tak naprawdę nie wierzyłam w to, że mogłaby mnie zdradzić. Ale to co zrobiła Babecka, a jeszcze wcześniej Dawid zbiło mnie z tropu. Atakowałam więc jak ranne zwierzę tego kogo mogłam dosięgnąć. Nie mogłam odkuć się na tych którzy mnie skrzywdzili, więc zadowoliłam się  byle kim. To było dziecinne i niedojrzałe, ale wtedy wydawało mi się być jedynym rozwiązaniem by poczuć się lepiej.
- Nie chcę nic mówić, ale czemu właściwie twoja cukiernia dziś nie jest otwarta? Bo skoro pokłóciłaś się z tą całą kłamczuchą Pauliną, a nie sądzę byś tak szybko znalazła jakieś zastępstwo lub jakąś nową dziewczynę do pomocy…- Z rozmyślań wybił mnie głos mamy. No tak, o zamknięciu „Słodkiego świata” jeszcze nie zdążyłam jej  poinformować.
- Sprzedałam lokal.- Oznajmiłam jej. Od początku miałaś rację.- Powiedziałam tonem podsumowania.- Nie nadawałam się na właścicielkę restauracji czy jakąkolwiek bizneswoman. Byłam naiwna sądząc, że dam sobie radę.
- Nie gadaj głupot.- Ofuknęła mnie stanowczo.- Jesteś bystra i inteligentna jak mało kto.- Dodała bardzo mnie zaskakując. No, może zanim nie dodała:- Ale nie ma się czemu dziwić, w końcu jesteś moją córką. Pomogę ci.
- Słucham?
- No przecież też skończyłam studia i to z niezła lokatą. Może coś tam jeszcze pamiętam. Gdybym wcześniej nie była taka uparta to…
- Mamo, to już nieważne. Lokal i tak został sprzedany.
 - Ale możesz to cofnąć. Umowa nie jest ważna jeszcze przez dwa tygodnia. Do tego czasu możesz swobodnie…
-…wiem, ale właśnie tego chcę. Chcę zacząć od początku.
- To przez niego, prawda? Kochasz tego Tomka.
- To już nieważne.
- Wręcz przeciwnie, to bardzo ważne.- Podkreśliła. Z irytacji zaczęłam tupać odruchowo nogą. Chyba nigdy nie odzwyczaję się od tego głupiego nawyku.- Więc?- Wiedziałam, że będzie to drążyć, więc dla świętego spokoju odparłam:
- Tak mamo. Ale przekonałam się, że miłość nie wystarczy.
- A ten Tomek? Jesteś pewna, że cię kocha?
- Nie wiem.
- To znaczy, że nie?
- To znaczy, że nie wiem.
- Ale chyba możesz powiedzieć czy bardziej tak czy bardziej nie. To ja mogę być niepewna, bo przecież miałam z nim styczność przez kilka dni i na dodatek nie miałam pojęcia kim jest, więc to naturalne że łatwo mógł mnie zwodzić udając do ciebie miłość.
- Mamo.- Zirytowałam się. Po co o tym wszystkim mówiła?
- No więc?- W końcu dałam za wygraną.
- Tak. Chyba mnie kocha. To znaczy tak mi powiedział. Ale być może to jest jego kolejne kłamstwo. Być może to tylko następny element w walce ze swoim ojcem. Naprawdę już nie wiem.
- Co za galimatias. Nigdy nie sądziłam, że tak to się wszystko potoczy.- Nie wiem dlaczego, ale coś w tonie jej głosu mnie zaniepokoiło.
- Co masz na myśli?
- Nic.- Pokręciła głową.- No zbieram się.. I ty też.
- Jak to?
- Tak to. Wracamy do Warszawy .To znaczy ty wracasz; ja muszę tam coś załatwić.
- A co ty możesz mieć do załatwienia w stolicy?
- Opowiem ci później.
- Ale mamo, ty nie znasz Warszawy. Nie mamy tam też żadnej rodziny.
- Studiowałam tutaj, nie pamiętasz?
- Ale od tego czasu minęło ze trzydzieści lat.
- I co z tego? Dawałam sobie radę wtedy, dam i teraz. Trzymaj się kochanie. I uszy do góry. Może będę mogła ci się na coś przydać.- Mama zbliżyła się do mnie cmokając w policzek.- Przegryź coś, a ja pójdę powiadomić tatę. Wolałabym wyruszyć jak najszybciej.- Lekko skołowana przebiegiem tej rozmowy dałam sobie spokój z wszelkimi próbami zrozumienia mamy. Ona zawsze była całkowicie nieprzewidywalna. Zwłaszcza, że gdy wróciła od taty zaczęła się bardzo starannie szykować. Ja w tym czasie, by jakoś zabić czas włączyłam komputer, ale nie miałam ochoty na czytanie plotek o gwiazdach czy bieżących wiadomości, więc szybko go zamknęłam. Nurtowało mnie przecież co innego.
Agnieszka.
Czułam z jej powodu wyrzuty sumienia i dlatego postanowiłam do niej zadzwonić .Nie sądziłam, że odbierze, ale zrobiła to. A ja w zwięzłych słowach ją przeprosiłam.
Nie brzmiała tak jakby była na mnie zła. Wręcz przeciwnie: była wyjątkowo empatyczna i współczująca. Potem zrozumiałam dlaczego gdy wspomniała o Pauli.
- Dowiedziałam się, że cię szpiegowała. Dlatego lepiej rozumiem twoją złość i rozżalenie.
- Nie, to mnie nie tłumaczy. Ty z Izą nie byłyście niczemu winne.
- Daj spokój, to już naprawdę nieważne. A co z nią?
- To znaczy?
- No, rozmawiałaś z nią od tamtej pory gdy ją wyrzuciłaś?
- Z Paulą? Nie. Nie mam zamiaru tego robić.
- A chyba powinnaś.
- Dlaczego?
- Bo istnieje możliwość iż w stosunku do niej się myliłaś.
- Myliłam? Agnieszka, przecież ona sama mi się do wszystkiego przyznała.
- Ale czasami prawda wygląda zupełnie inaczej niż nam się wydaje.
- A każdy kij ma dwa końce; jasne, załapałam. Ale akurat w tym przypadku to nie jest prawda. Nie wiem co ci nagadała, ale…
- Niczego mi nie mówiła. Spotkałam ją przypadkiem i nie wyglądała na zbyt szczęśliwą. Szukała pracy. Nie sądzisz, że gdyby pracowała dla Kamińskiego to nie musiałaby tego robić?
-  A skąd ja mogę wiedzieć co chodzi jej po głowie?
- Ania, nie udawaj że nie wiesz o czym mówię.
- Nie udaję, okej? Ale ona mnie oszukała, Agnieszka. Przez całe miesiące udawała moją przyjaciółkę a tak naprawdę dostarczała informacji mojemu wrogowi, który wykorzystywał je by mnie zniszczyć i tym zręczniej manipulować. Tego tak łatwo nie można zapomnieć. Poza tym już ci kiedyś mówiłam, że mam już dość być tą empatyczną.
- Masz rację, rozumiem. Więc to już koniec „Słodkiego świata”?
- Niestety.
- I Tomka też.
- Tak.
- Przykro mi, choć to żałośnie mało.
- Wręcz przeciwnie, bardzo dużo. Teraz szczególnie potrzeba mi wsparcia.
- Wiesz, że możesz w każdej chwili mnie odwiedzić? Ja nie za bardzo mam jak się ruszyć, ale z chęcią przyda mi się pomoc w opiece nad dwoma nieposłusznymi szkrabami.
- Teraz nie bardzo mogę, ale zanim wyjadę to to zrobię.- Skłamałam.
- Aniu, przecież dobrze wiesz że rozwodzisz się z Tomkiem. Nasza znajomość nie musi się kończyć.
- Może, ale to będzie wyglądać bardzo dziwnie nie sądzisz?
- Wręcz przeciwnie. Poza tym jeśli boisz się natknąć na Tomka to raczej nie masz na to szans. Od jakiegoś czasu nie bywa w moim domu.
- Wszystko z nim w porządku?
- A jak myślisz? Rozwodzi się. Nadal cię kocha. Wie, że wasze rozstanie to tylko jego wina.
- Agnieszka ja…
- Spokojnie, to nie był żaden zarzut. Doskonale cię rozumiem. W końcu ty też cierpisz i to jest dla ciebie tak samo trudne jak dla niego. Ale nie byłabym sobą gdybym nie spytała jeszcze raz: jesteś tego absolutnie pewna? Może separacja byłaby dobrym pomysłem, nawet oficjalna. Po co od razu rozwód?
- Bo jeśli tego nie zrobię znów będę tkwiła z Tomkiem w tym bagnie. Lepiej zakończyć to definitywnie zanim do reszty oboje się wypalimy.
- A jeśli będziesz żałować?
- Na pewno będę żałować.- Roześmiałam się do komórki choć wcale nie było mi do śmiechu.- Ale będę żałować też wtedy gdy z nim zostanę. Ja nie mam alternatywy dobrej a złej opcji. Moją alternatywą jest wybór mniejszego zła. A tym właśnie jest dla mnie rozwód.
- Jesteś bardzo dzielna. I może to teraz głupio zabrzmi, ale wierzę że będziesz szczęśliwa. Z Tomkiem czy bez niego…ale uda ci się. Bo na to zasługujesz.
- Dziękuję ci.- Odpowiedziałam jej czując ciepło napływające mi do serca. Zaraz potem usłyszałam przez głośnik płacz dziecka.
- Przepraszam cię. Muszę spadać zanim Jasiek obudzi mi Gosię. Jeszcze raz wszystkiego dobrego. I nie zapomnij o wizycie.
- Jasne. Pozdrów męża i dzieci.
- Niewiele zrozumieją, ale to zrobię. Trzymaj się.
Rozmowa z Agnieszką podniosła mnie na duchu choć jednocześnie sprawiła, że znów przypomniałam sobie o własnych problemach. Na szczęście nie na długo, bo zaraz usłyszałam pospieszający mnie głos mamy. A potem gdy ją zobaczyłam przeżyłam prawdziwy szok.
Może to dlatego, że zawsze myślałam o niej tylko i wyłącznie w kategoriach matki, nigdy nie widziałam w niej kobiety. Na dodatek pomimo wieku atrakcyjnej. Przez całe życie pracowała tylko w domu, więc zazwyczaj widywałam ją w zwyczajnych swetrach a w czasie żniw nawet w staromodnych podomkach. Teraz w dopasowanej garsonce i żakiecie do kompletu przekonałam się, że nadal ma bardzo ładną figurę i sylwetkę. A szpilki- choć niewielkie- podkreślały jeszcze smukłość nóg. Na dodatek ten makijaż i ułożone włosy…wciąż nie mogłam wyjść z szoku. Kiedy ostatni raz widziałam ją chociaż w szmince na ustach? I na dodatek tak elegancką? Od kilku dobrych lat nie malowała się nawet na święta.
- No co się tak patrzysz?- Gdy odezwała się do mnie lekko zirytowana zdałam sobie sprawę z tego co robię i szybko odwróciłam wzrok.
- Po prostu zastanawiam się czy to ty czy to twoja siostra bliźniaczka.
- Dobrze wiesz, że nie mam siostry bliźniaczki.- Odparła mi już łagodniej widocznie zadowolona z wyzierającego z mojego komentarza komplementu. Potem delikatnie poprawiła sobie włosy.- No cóż, po kimś w końcu musiałaś odziedziczyć tę swoją urodę, chyba nie myślałaś że po ojcu?- Roześmiałyśmy się zgodnie niczym dwie nastolatki. Potem usłyszałyśmy głos taty.
- A co tak rozbawiło moje kochane panie?
- Ty.- Odparła mu szczerze mama.- Powiedziałam właśnie Ani, że urodę odziedziczyła po mnie a nie po tobie.
- Bo to prawda.- Tata, jak to tata nie poczuł się ani trochę urażony. To prawda, że nie był klasycznie przystojny, ale miał w sobie urok i ciepło które sprawiało że wydawał się być atrakcyjny. Poza tym wciąż mimo ponad sześćdziesięciu lat trzymał się prosto, a jego czupryna była gęsta bez żadnego pasemka siwizny. Do tego sylwetka, poprzez systematyczną pracę w gospodarstwie nadal zachowała sprężystość i siłę.- Ale ty, Alu, wyglądasz dziś bardzo pięknie.
- Dziękuję ci.- Odparła mama skromnie. Zaraz potem dodała wrednie:- Za to o tobie nie można tego powiedzieć.- Zmarszczyła nos.- Czy to co jest na twojej koszuli ma coś wspólnego z końskim nawozem? A zresztą, nie odpowiadaj; chyba nie chcę wiedzieć.- Słysząc to tata uśmiechnął się powściągliwie jak to miał w swoim zwyczaju. Potem podszedł do mnie.
- Przepraszam kochanie, że nie miałem czasu na rozmowę z tobą. Chciałem, żebyś wszystko wyjaśniła sobie z mamą. Wybacz, że zdradziłem jej twój sekret, ale uważałem że powinna o tym wiedzieć.- Powiedział bardzo cicho tak by mama nie usłyszała.
- Nie szkodzi.- Odparłam mu również szeptem. Potem ucałowałam w oba policzki.- Jeszcze zdążymy się nagadać, a raczej już niedługo gdy wreszcie sfinalizuję transakcję sprzedaży.
- Długo jeszcze będziecie nam szeptać?- Wtrąciła się mama jak zwykle zazdrosna o więź łączącą mnie z tatą.- Pociąg nam ucieknie.
- Już idę.- Powiedziałam.
- Na pewno nie chcecie bym was odwiózł?- Spytał jeszcze ojciec.
- Na pewno.- Odpowiedziała zirytowana już mama.- Przecież jesteś brudny. Zniszczyłbyś tylko tapicerkę.
- Zmienię koszulę. To potrwa tylko…
-…Daj spokój, Rysiek. Damy sobie radę.
- Tylko nie pozwól by ktoś podrywał mamę, Aniu.- Zażartował.
- Nie pozwolę.- Odparłam z uśmiechem. Mama za to przekręciła oczami i mruknęła coś pod nosem. Znając ją, raczej mało pochlebną.
- Idziemy w końcu?- Westchnęła ciężko.
W końcu udało nam się wyjść, a potem wsiąść do pociągu i znaleźć się w Warszawie. Podczas prawie półtoragodzinnej podróży nie udało mi się wydusić z mamy jakie ma plany. Irytowało mnie to tym bardziej, że zwykle jej gadatliwa natura sama wcześniej czy później brała górę. Dopiero gdy znalazłyśmy się w Warszawie oznajmiła:
- Chcę porozmawiać z Kamińskim.
- Z Tomkiem? Niby po co?
- Nie mam na myśli twojego męża.- Odparła mi po dłuższej chwili. Zmarszczyłam brwi.
- Więc kogo? No nie, chyba nie mówisz o…?
- Tak, mam na myśli jego ojca.
- Ale po co?
- Żeby zrozumieć.
- Mamo, tu nie ma nic do rozumienia.
- Aniu, i tak zrobię to z tobą albo bez ciebie.- Byłam zła i zniesmaczona. Nie chciałam by mama mieszała się w moje sprawy; bo i co miała zamiar osiągnąć rozmawiając z moim teściem? On przyczynił się do mojej klęski z Tomkiem, ale nie był jej bezpośrednią przyczyną. Poza tym nie widziałam w tym żadnego celu.
- Ale po co?- Powtórzyłam z uporem.- Przecież to bez sensu.
- Ktoś, kto tak brutalnie traktuje moją córkę zasługuje na naganę.
- Mamo, on przecież nawet cię nie wpuści. Gdy tylko usłyszy twoje nazwisko każe sekretarce cię spławić.
- Ha, niech tylko spróbuje.- Prychnęła mama z całą pewnością siebie na jaką było ją stać. A ja zrezygnowana w duchu wiedziałam, że nie będę mogła nie towarzyszyć jej przed jej całkowitą kompromitacją.
Gdy znalazłyśmy się pod biurem Build&Project tak jak się spodziewałam, sekretarka poinformowała nas miło, choć stanowczo że pana Kamińskiego teraz nie ma.
- Bzdura.- Odpowiedziała jej zadziornie mama.- Teraz prezesem jest jego syn, więc nie ma tak dużo spraw na głowie by nie móc znaleźć pięciu minut na rozmowę ze mną.
- Przykro mi, ale pan Kamiński naprawdę zabronił mi umawiać na dzisiaj wizyty.
- Więc niech pani chociaż powie mu kto przyszedł. Jestem pewna, że znajdzie dla mnie czas.
- Naprawdę bardzo mi przykro, ale ja nie mogę…
- Ja za to mogę. Dlatego nalegam. I zapewniam, że nie ruszę się stąd bez rozmowy z tym…z tym panem.- Trochę zaczęłam współczuć sekretarce. Już sama zdążyłam zapomnieć, jakie wiercenie w brzuchu przez moją mamę potrafi być irytujące. Ja już dawno dla świętego spokoju postarałam się zapytać Kamińskiego…chociaż nie, pomyślałam. Dziewczyna była między młotem a kowadłem. Z jednej strony krwiożerczy biznesmen a z drugiej strony nieustępliwa przekupka. Ciekawe które z nich wygra. Jej, aż się bałam co się stanie gdy mama dojdzie do głosu w gabinecie Władysława Kamińskiego gdy zdecyduje się ją wpuścić.
Na szczęście (Albo i nieszczęście), sekretarka skapitulowała. Mama uśmiechnęła się do mnie wymownie. Zaczęłam jej więc tłumaczyć, że to nic nie znaczy, że stary Kamiński i tak jej zapewne nie wpuści, ale ona nie słuchała. A gdy jakiś czas później sekretarka zwróciła się do niej:
- Miała pani rację. Pan Kamiński zdecydował się panią przyjąć, ale tylko na kilka minut.- Mama tylko wzruszyła ramionami jakby wcale nie miała wątpliwości co do tego, że tak będzie.
- Bądź ostrożna.- Nie mogłam powstrzymać się od ostrzeżenia.- Ten człowiek jest groźny. On będzie próbował nastraszyć cię swoją postawą i…- Urwałam gdy myśl przyszła mi do głowy- A może to ja z tobą pójdę?
- Oczywiście, że nie. Umiem poradzić sobie z tym manipulantem.
- Mamo, nie znasz go.
- Mylisz się. Znam go doskonale.
- Mamo, na tacie czy na mnie możesz stosować ten swój reżim, ale Kamiński to inna para kaloszy.
- Aniu, nie musisz mnie ostrzegać. Naprawdę wiem jaki to człowiek.
- Niby skąd?
- Niedługo wszystko ci wyjaśnię.- Nie dając mi szansy na zadanie jakiegokolwiek pytania poszła za sekretarką.
Czekając w holu na korytarzu, z każdą minutą czułam coraz większe napięcie. Bezmyślnie patrzyłam na zegarek i na przesuwające się wolno wskazówki. Aż w końcu uświadomiłam sobie, że ta najmniejsza okrążyła tarczę już pięć razy.
Minęło pięć minut.
Pięć minut odkąd moja matka w nastroju generała wojennego wkroczyła na teren wroga.
Gdybym  nie była aż tak zdenerwowana roześmiałabym się chyba ze swoich myśli i bzdurnych skojarzeń, ale teraz wcale nie było mi do śmiechu. Władysław Kamiński nie był potulnym pieskiem, on był nieoswojonym wilkiem który atakował przebiegle i dotkliwie. Może nawet w tej chwili sprawia że moja mama cierpi?
Ciężko westchnęłam ponownie wlepiając wzrok w tarczę zegara. Minęła kolejna minuta. A przecież mama miała już wyjść, do diaska. Przecież miało być tylko pięć minut, prawda?  A przynajmniej tak powiedziała sekretarka…nie, to miało być kilka minut. Ale ile to jest kilka minut? Trzy, pięć, siedem, dziesięć, piętnaście? Nie, to już jest kilkanaście.
Zaczęłam się denerwować. Na dodatek chwilkę temu sekretarka odebrawszy jakiś telefon zostawiła recepcję gdzieś wychodząc. Słyszałam kręcących się dookoła ludzi, ale żaden nie zbliżał się do prywatnego korytarza. Odruchowo by zająć czymś myśli zaczęłam się zastanawiać jak to właściwie jest. No bo przecież Krzysiek już zajął miejsce ojca w firmie. Czemu więc on nadal zajmuje pokój prezesa? A może wszystkie pomieszczenia mają swoje specjalne korytarze? Tak mogło faktycznie być zwłaszcza sądząc po wielkości całego budynku…
Chyba po raz setny spojrzałam w stronę drzwi za którymi zniknęła moja mama. Potem rzuciłam okiem na wolną recepcję. Nadarzała się doskonała szansa na to by pomóc mamie- jeśli tego potrzebuje. Jeszcze raz rozejrzałam się dookoła: nie wydawało mi się by ktoś szedł w tę stronę. By się nie zniechęcać szybko zbliżyłam się w stronę gabinetu. Zamierzałam tylko zobaczyć czy mama jest zdenerwowana, nic więcej. A jeśli tak by było to zabrać ją z tamtego pokoju.
Jak postanowiłam, tak też zrobiłam. Jak najciszej podeszłam do wskazanych drzwi delikatnie przekręcając klamkę. Przeżyłam szok gdy zamiast w gabinecie znalazłam się w kolejnym małym korytarzyku. To jakiś labirynt, czy co? Dopiero po chwili ujrzałam kolejne drzwi, umieszczone nieco z boku. To pewnie jest właściwy pokój. I to dlatego nie słyszałam nawet strzępka dochodzącego ze środka głosu. Zanim bardzo cicho przekręciłam gałkę, wzięłam kilka głębokich oddechów. Serce zaczęło mi bić szybciej gdy drgnęły i usłyszałam wyraźnie głos mojej mamy. O dziwo nie brzmiał w nim ani strach, ani wrogość czy nienawiść, lecz zwyczajna obojętność. Z powodu skupienia się na swojej czynności nie zarejestrowałam tego co powiedziała, ale odpowiedź Kamińskiego już tak:
- Sprawa Anny i Tomka już mnie nie interesuje.
- Bo ich związek jest już zniszczony, prawda?
- Jeśli nawet to nie jest moja sprawa….
Mimo faktu, że się spierali odetchnęłam z ulgą. Mama nic nie straciła ze swojej brawury, a Kamiński był wobec niej zadziwiająco delikatny; w głosie mamy wyraźnie pobrzmiewał wyrzut. Widocznie próbował przekonać ją, że jednak nie jest takim czarnym charakterem za jaki mają go wszyscy. A że go nie znała to…
-…przestań w końcu chrzanić, Władek. Połóż wreszcie karty na stół. No tak, zapomniałam o twojej nadrzędnej zasadzie: zawsze udawaj wobec przeciwnika wyższość by nawet gdy stoi na wygranej pozycji nie czuł się zbyt pewnie.- Drgnęłam z dłonią na klamce gdy już gotowa byłam ją zamknąć. Bo uderzyły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, kilka minut to stanowczo zbyt mało by zacząć zwracać się do kogoś „per ty” (pomijając już raczej kwestię, że mama użyła wobec Kamińskiego zdrobnienia jego imienia); po drugie co miało znaczyć to zawsze? Bo zabrzmiało to tak, jakby ta dwójka znała się już wcześniej.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Doprawdy? Przecież doskonale wiem, że chodziło ci o mnie. Ale nawet wiedząc jaki jesteś zepsuty i cyniczny nigdy nie podejrzewałabym cię o to by móc odgrywać się na mojej córce.- O czym ty do diabła mówisz mamo, myślałam coraz bardziej rozgorączkowana czując jak robi mi się gorąco.
- Radzę ci powściągnąć język. Tak nie odzywa się do mnie nawet mój wróg, bo wie ile może na tym stracić.
- Ale ja mam to gdzieś, zapomniałeś? Zawsze miałam.
- O tak, doskonale pamiętam.- Mówiąc to spojrzał na mamę tak, jakby wspominał coś, co ich łączyło  i co ona również bardzo dobrze znała. Szkoda, że nie ja.- Ale mylisz się co do mnie: nie chcę po prostu by ktoś taki jak twoja córka stał się moją rodziną. Tomek zasługuje na kogoś innego.
- Zgadzam się.- Prychnęła mama.- Bo nie ma lepszej dziewczyny niż ona. I twój syn widocznie też to zauważył. Nie rozumiem tylko po co im to wszystko utrudniasz. Jeśli tak bardzo ci zależy to mścij się na mnie, proszę bardzo .Nawet stoję tu dzisiaj przed tobą.
- Sądzisz, że aż tyle mnie obchodzisz?- Ku mojemu totalnemu zaskoczeniu mama roześmiała się podchodząc do Kamińskiego bliżej.
- Nie sądzę.- Odpowiedziała mu wprawiając go w taką konsternację tak jak i mnie. Jego pewnie dlatego, że spodziewał się innej odpowiedzi; mnie dlatego, że…no cóż w sumie z tego samego powodu. Bo jakoś nie mogłam sobie wyobrazić mamy jako kobiety którą kochał pan Władysław. Bo on przecież….- Bo ty nie umiesz nikogo kochać.- Mama zza drzwi dokończyła moją myśl.
- Kochałem cię do cholery! Dobrze wiesz jak bardzo.
- To dlatego ożeniłeś się z Karoliną?
- To ty pierwsza wybrałaś tego swoje prostaka robiąc ze mnie durnia!
- Zabraniam ci tak mówić o Ryśku!
- A więc tak ma na imię? Ryszard? No cóż w sumie nie powinien się dziwić: idealne imię dla takiego wieśniaka z widłami.
- Nie dorastasz mu nawet do pięć.- Z pogardą odgryzła mu się mama. On z kolei uśmiechnął się:
- Powiedz, jak żyje ci się na małej wsi wśród otoczenia pospolitych ludzi bez ambicji, w ubóstwie? Pewnie każdego dnia żałujesz, że odeszłaś co?
O Boże. Nie, to nie mogła być prawda.  A więc jednak miałam rację: mój teść nie chciał rozdzielić mnie z synem tylko z powodu mojego statusu materialnego, ale znajomości z moją matką…Odruchowo zaczęłam przypominać sobie przeszłość. Te całe gadki mamy o wielkim bogaczu za którego mogła wyjść…i jej reakcja na to jak poznała nazwisko Tomka…

 Jego ojciec jest potworem bez serca. Jak mogłam wcześniej nie zauważyć podobieństwa? Przecież te błękitne oczy, twardo zarysowany podbródek, ciemne włosy…to istna kopia ojca.

Nie, nie, nie. To nie może być prawda. Tym razem konfrontując to ze słowami Tomasza, gdy kiedyś opowiadał mi o młodości swojego ojca:

Podobno poznał kogoś w czasie studiów. Zakochał się, choć mnie wydaje się być to teraz niemożliwe, bo on w ogóle nie ma serca. Ale może wtedy jeszcze je miał, nie wiem. W każdym bądź razie dziewczyna była nieodpowiednia: biedna, a jej rodzice byli zwykłymi robotnikami. Ojciec mimo to chciał się z nią ożenić, ale jego własny ojciec z matką nie wyrazili na to zgody. A on postępował zawsze tak jak chcieli dlatego ożenił się z odpowiednią panną jaką była moja matka. I unieszczęśliwił i ją, i siebie. I zapewne tę nieszczęsną studentkę.

Studentkę…rodzice robotnikami…Jezu, przecież mama studiowała na tej samej uczelni co Kamiński! Była stypendystką i tylko dlatego dostała się do prywatnej szkoły dla bogaczy. A moi dziadkowie pracowali w miejscowej fabryce ceramiki.
- Ania? Aniu, co ty tu robisz?- Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie głos mamy. Zorientowałam się, że całkowicie oszołomiona podsłuchaną rozmową machinalnie szerzej uchyliłam drzwi przez co w końcu mnie zauważyli.
- To prawda? Znałaś pana Kamińskiego z lat młodości?
- Aniu, spokojnie. – Widocznie mama zauważyła mój nerwowy stan.
- Odpowiedz: znałaś ojca Tomka czy nie?
- Kochanie, porozmawiam z tobą i wszystko ci wyjaśnię później.
- Owszem, znaliśmy się. Znamy się od wielu lat. Prawda Alicjo?- Wtrącił się Kamiński.
- Wyjdźmy stąd Aniu.
- Oszukałaś mnie, zatajając przede mną tę informacje.
- Aniu, proszę…
- Jak mogłaś?- Przerwałam jej z bólem odwracając się do tyłu z zamiarem wyjścia.
- Poczekaj, córeczko….
- Zostaw mnie.
 -Aniu…
- Pewnością trafisz do sama do pociągu.
- Nie zachowuj się w ten sposób.- Próbowała mnie zatrzymać, ale ja nie chciałam jej słuchać. Nie teraz. Nie w takim stanie. Nie, gdy okazało się że kolejna osoba mnie oszukała. I to osoba po której w życiu bym się tego nie spodziewała.
A więc to sprawdzimy. Zobaczysz jak łatwo traci się przyjaciół, znajomych, męża, rodzinę. Zobaczysz jak bardzo moje pieniądze zniszczą twoje życie. Nie muszę nawet wychodzić poza nawias prawa o co mnie wcześniej pytałaś. Zniszczę cię zgodnie z nim. Wszystko co kochasz zniknie tylko dlatego, że ja tak postanowię. I dlatego, że jednak pieniądze mogą wszystko.
Sparaliżowała mnie świadomość, że ten okrutny człowiek miał rację. Dzisiaj nic się nie liczyło: uczucie, więzy krwi, wewnętrzne zasady, sumienie, wiara…Kamiński miał rację: pieniądze mogą sprawić wszystko. Tylko nie moja mama. Mogłam znieść zdradę Pauli, Dawida, bo nawet Tomasza, ale ona? Matka, którą kochałam przez całe swoje życie? Jak mogłam znieść to, że mój ojciec którego tak wielbiłam był dla niej tylko i wyłącznie ukojeniem po stracie Kamińskiego? I którego- sądząc po jej dzisiejszych słowach- nawet nigdy nie kochała? Owszem, wiedziałam że ma wiele wad. Że potrafi być płytka, małostkowa, że czasami potrafi zranić nierozważnym słowem, ale nigdy nie była wyrachowana. A teraz okazywało się , że jest.
Z trudem walcząc z natłokiem własnych myśli zaczęłam w duchu analizować wszystkie sytuacje z przeszłości: to z jaką pogardą mówiła o pasji ojca do hodowania koni, jak złośliwie go traktowała i czasami kpiła z jego niewielkiego wykształcenia. I na dodatek wciąż żyła przeszłością żałując, że nie poślubiła wielkiego bogacza: jak się teraz okazało, właśnie Kamińskiego.
- Aniu, kazałam ci się zatrzymać. Nie będę tego już powtarzać. Nie zachowuj się jak dziecko!- Gdy tylko wyszłyśmy z budynku od razu odzyskała rezon. No tak, w przedsiębiorstwie swojego byłego ukochanego udawała wytworną światową damę, ba nawet nie było widać śladu jakiejkolwiek maniery tak dobrze jej znanej. Nie mówiąc już o tym, że czasami pomimo swojej religijności gdy była zdenerwowana potrafiła kląć jak szewc.- Nie będę się powtarzać moja panno.
- Daj mi spokój.
- Przestań uciekać jak mała dziewczynka przed problemem. Nie mogę za tobą…- Nie dokończyła gdy zirytowana doszczętnie gwałtownie się zatrzymałam powodując, że niema na mnie wpadła.
- Wcale nie uciekam przed problemem.- Odparłam jej twardo. Prawdę mówiąc zabolały mnie jej słowa. Tomek też mówił, że uciekam przed nim, przed samą sobą, przed szczęściem.- Po prostu nie chcę cię słuchać, bo doskonale wszystko rozumiem.
- Nic nie rozumiesz. Wiem, że uważasz iż to przeze mnie rozwodzisz się z mężem, ale…
- Serio sądzisz, że dlatego jestem wściekła? Jestem wściekła z powodu taty. Wie w ogóle o Kamińskim?- Na twarzy mamy pojawił się grymas zakłopotania. Z przerażeniem pomyślałam o tym, że on również mógł o wszystkim wiedzieć, ale to przede mną zataił tak ja ona.
- Nie.- Odparła mi mama uspokajając mnie. Zaraz jednak przekonałam się, że nie mam się z czego cieszyć. Bo skoro tak było to znaczyło że okłamywała i jego i mnie.
- Jak mogłaś?- Spytałam tylko cicho.- Jak mogłaś tak go potraktować? Niczym nędzną imitację? Przecież on cię kocha!
- Co ty mówisz? Przecież on mnie nie kocha.- Jej słowa mnie zmroziły. Czy ona udawała, że nic nie widzi? Tak było jej łatwiej?- Jest zapatrzony tylko w siebie i niszczy ludzi dookoła, tak jak próbował zniszczyć ciebie.- Dopiero po chwili zorientowałam się o kim mowa.
- Ja miałam na myśli tatę.- Sprostowałam.
- Och.- Mrugnęła mama.
- Och?- Żachnęłam się.- Tylko tyle masz do powiedzenia?
- Nie rozumiem dlaczego mnie atakujesz. To, że nie wyznałam twojemu ojcu prawdy o mnie i Kamińskim to nic wielkiego, bo nigdy nic dla mnie nie znaczył.
- Nie mogę uwierzyć, że to mówisz. To tak jakby ja nie powiedziała Tomkowi o Dawidzie.
- To zupełnie inna sytuacja.- Broniła się.
- Bardzo go kochałaś? Błagam powiedz, że wyszłaś za mąż za tatę bo byłaś zbolała.- Nie chciałam dowiedzieć się, że zrobiła to by uczynić na złość panu Władysławowi, który jednak ze względu na status społeczny nie chciał się z nią oficjalnie związać.
- Oczywiście, że nie.- Słysząc to jęknęłam.
- Więc…więc zrobiłaś to z konieczności?
- Co nazywasz koniecznością?
- Anitę.- Dopiero teraz reszta klocków weszła na swoje miejsce. Uświadomiłam sobie, że fakt, iż moja siostra urodziła się wiele miesięcy po ślubie nic nie znaczy. Mama mogła zdradzać tatę nawet wtedy.
- Anno Parulska, nie wiem co ty imputujesz, ale…
-…och jestem pewna że doskonale wiesz co. Czy ona była jego córką?
- Kto?- Z irytacji mocniej zacisnęłam zęby.
- Anita.- Syknęłam.- To córka Władysława Kamińskiego?
- Co ty opowiadasz?! Za kogo ty mnie masz?!- Widząc jej wybuch starałam się uspokoić.
- Mamo, nie będę cię osądzać; naprawdę. Tylko chcę znać prawdę; obiecuję że nie powiem nic ojcu.
- No nie, tego już za wiele. Chodź.- Gdy znienacka pociągnęła mnie za rękę jęknęłam z trudem zapobiegając wypadkowi.
- Gdzie mnie ciągniesz?
- To tej kawiarni. Musimy porozmawiać, a zanosi się na dość długą rozmowę, więc wolałabym tego nie robić na ulicy.
- Ale mamo tu jest na pewno drogo  i…
- …Zamówimy tylko kawę. Ja zapłacę.
Oczywiście zgodziłam się. Chciałam poznać wreszcie tajemnice mamy, choć jednocześnie obawiałam się prawdy. Gdzieś pomiędzy tymi dwoma antagonistycznymi myślami kołatała się jeszcze jedna: jak to możliwe że mamie udało się zachować to tak długo w sekrecie? Kobiecie tak gadatliwej?
- Jak się już zapewne domyślasz, poznałam Władysława Kamińskiego na studiach.- Skinęłam głową.- Byliśmy na jednym roku, choć był trzy lata starszy bo wcześniej zrobił dyplom z zarządzania. Potem studiował drugi fakultet.
- I zakochaliście się w sobie.
- Wręcz przeciwnie. Nie znosiłam go. Władek był dumny i arogancki tak jak teraz. Może i mniej, ale raczej ze względu na swój młody wiek niż lepszy charakter. Do tego snob jakich mało. Zawziął się na stypendystów i otwarcie z nich kpił; nawet wśród wykładowców. Rzucał jakieś uwagi typu, że filantropia jest już wszędzie: nawet tu, na uniwersytecie sprawiając, że nasza słaba i tak pozycja była jeszcze gorsza. To były lata siedemdziesiąte; choć segregacja społeczna właściwie już nie istniała, to jednak bogacze wciąż lubili podkreślać swoją wyższość szczycąc się pochodzeniem czy posiadanym majątkiem.
- Chyba czegoś nie rozumiem. Przecież on powiedział, że cię kochał.
- Kochał…- Powtórzyła mama niemal wypluwając to słowo.- Ten człowiek nie wiedział o miłości więcej niż teraz. Nienawidził mnie. Czasami specjalnie potrafił blokować mi drzwi albo ironicznie pytać czy nie dołączę do niego i grupki jego znajomych by iść na lunch do stołówki. Doskonale wiedział, że mnie na to nie stać. Czasami był tak okrutny, że chciałam rzucić studia wracając do domu z płaczem. Ale wtedy powtarzałam sobie, że chcę do czegoś w życiu dojść, że się nie poddam i pokonam go jego własną bronią. Dodatkowo wiedziałam, że złamałabym serce rodzicom. Oni tak bardzo cieszyli się z tego stypendium. Pamiętasz dziadków, Aniu? Byli prostymi ludźmi, ledwie skończyli po osiem klas podstawówki. Dziadek nawet nie, bo przerwała mu wojna. Uważali, że studia umożliwią mi lepszy start. Na dodatek codziennie starali się dawać mi kieszonkowe. Przyjmowałam je udając radość, choć za moją tygodniówkę mogłabym kupić jednego batona. Ale nie chciałam ich martwić. Oni tak bardzo się z tego cieszyli…- Mama zamilkła na moment; domyśliłam się że wspomina zmarłych rodziców, bo w jej oczach zakręciła się łezka. Szybko ją starła i jej twarz wykrzywiła pogarda.- A tamten i tak z tego kpił. Mogłam znieść siebie, ale nie gdy żartował sobie z moich rodziców mówiąc, że składają w fabryce jakieś naczynia za kilka tysięcy…to znaczy groszy, bo wiesz to było przed denominacją. Tak czy owak zezłościłam się i po raz pierwszy się mu postawiłam. A potem nie zajrzałam na uczelnię przez tydzień. Bałam się, że szykuje dla mnie coś specjalnego.
- I szykował?- Gdy zamilkła nie mogłam nie pospieszyć jej tym pytaniem.
- A jakże. Był dwa razy bardziej złośliwy, dwa razy bardziej wredny i okrutny. Dwa razy bardziej groźniejszy. Sprawił, że spora część grupy przestała mnie zauważać bojąc się wpływowego bogacza. Któregoś razu, po ćwiczeniach z ekonomiki które skończyły się dość późno, a ja miałam zamiar udać się na przystanek autobusowy, kilku z nich mnie otoczyło. Byli pijani, co jednak ich nie tłumaczy. Początkowo to były jakieś niegroźne zaczepki; wołali na mnie Mruczek, bo jak wiesz z domu nazywałam się Mruczkowska. Po chwili któryś stwierdził, że wyglądam raczej jak zmokła kicia; zaczął rosić deszcz i mimo ciepłego maja było mi zimno. Ich żarciki i uwagi stawały się coraz bardziej prowokacyjne. Może nie stałoby się nic złego gdyby wśród nich nie był Adam Jastrzębki. Kilka miesięcy wcześniej próbował umówić się ze mną na randkę, ale był typowym podrywaczem nie w moim typie, więc go zignorowałam. Od tamtej pory nie cierpiał mnie prawie tak samo mocno jak Kamiński.
- Mamo…czy oni…czy oni cię…
- Zgwałcili? Na szczęście nie. Ale być może tak by się stało. Alkohol, do tego fakt że działali w grupie….wiesz, wtedy każdy czuje się bezkarny; jeden podjudza drugiego. Tu dotknie, tam uszczypnie, gdzieś przytrzyma. Do tej pory pamiętam swój paniczny strach.Choć z drugiej strony...sama nie wiem. Może jednak nic by się nie stało? Może skończyłoby się na przepychankach słownych i nastraszeniu mnie? W końcu byli synami wpływowych ludzi.
- Jak się od nich uwolniłaś?
- To właśnie Kamiński mi pomógł.
- Władysław Kamiński?
- Tak, ten sam. Wyjeżdżał z parkingu swoim fordem; co było w tamtych czasach niezłym luksusem, ale na widok kolegów z uczelni. Przystanął. Gdy mnie zauważył oczy zwęziły mu się złowrogo, a ja skuliłam się jeszcze bardziej. Pamiętam, że zaczęłam nawet płakać. Ale on krzyknął tylko coś w stylu: co tu się dzieje, a gdy nikt mu nie odpowiedział zwrócił się z tym pytaniem do mnie. Tyle, że nie krzyczał. Nie odpowiedziałam, więc spytał czy nic mi nie zrobili. Potrząsnęłam głową bojąc się reakcji na to gdybym nie zaprzeczyła, w końcu to byli jego przyjaciele. Modliłam się jednak by jakimś cudem mnie od nich uwolnił. Tyle, że on potem się uśmiechnął. Poklepał stojącego najbliżej Adama mówiąc, że teraz on chciałby się trochę zabawić.  Z przerażeniem słuchałam zapewnień chłopaków, że nie mają nic przeciwko całkowicie sparaliżowana. Jak głupia, nawet nie próbowałam uciekać. Poza tym, może to i tak było bez sensu? W końcu ich było sześciu a ja jedna. Jakie miałam szanse?
- Co ci zrobił Kamiński?
- To zabawne, bo nic. Gdy ja w panice starałam się wyszarpać z jego uchwytu on nie puszczał mojej ręki wlokąc mnie do auta. Potem niemal siłą wepchnął mnie do środka sam zajmując miejsce obok. Zablokował drzwi, więc nie mogłam uciec. Zaczęłam więc tylko mocniej płakać. A wtedy stało się coś dziwnego: rzucił mi coś na nogi co okazało się być chusteczkami i kazał się uspokoić mówiąc, że nie zrobi mi krzywdy. Ale nie było w tym słychać irytacji. Dopiero później, gdy mówił o Adamie i innych studentach którzy mnie zaczepili nie szczędził im obelg. Tego pierwszego nazwał Casanovą prawiczkiem, który nawet nie potrafi zainteresować sobą kobiety bo nie ma nic w głowie tylko musi zmuszać ją do wszystkiego siłą. Pamiętam to do dziś. Potem wyglądając naprawdę groźnie obiecał, że spotka ich zasłużona kara. Że z dwoma z nich współpracuje jego ojciec i z łatwością może ich zniszczyć.
- Więc…obronił cię?
- Tak. Ja też nie mogłam uwierzyć, ale po wszystkim odwiózł mnie do domu nie czyniąc jakichś złośliwych uwag. Chyba mnie nawet za nich przeprosił.
- Kamiński?
- Też, uważam to za niezwykłe. Chociaż teraz…to znaczy z perspektywy czasu sądzę, że popełniłam błąd. Widzisz po tym wydarzeniu chyba uważał się za mojego obrońcę, bo nie dopuszczał by ktoś mnie obraził czy ze mnie żartował. To znaczy ja myślałam o tym w ten sposób, bo on najwyraźniej nie. Chciał się ze mną umówić. Uważałam to za niegroźne, w dodatku uznałam że jestem mu to winna za to że mnie wtedy uratował. Ale z czasem…z czasem okazało się, że on traktuje to dużo poważniej niż ja. A ja już wtedy poznałam twojego tatę i nie chciałam być wobec niego nieuczciwa.
- Więc zwodziłaś ich obu, tak?
- Jasne, że nie. Tylko, że…imponowało mi, że ktoś taki jak on: bogaty, wpływowy i przystojny zwrócił na mnie uwagę, nawet jeśli to było chwilowe zauroczenie. No, i…Po prostu…po prostu przyjmowałam od niego prezenty. Oczywiście niewinne: kwiaty, czekoladki. Chociaż nie, czekoladę było wtedy bardzo ciężko dostać. To nie teraz, że kupisz ją w każdym sklepie. W czasach gdzie za chlebem czy papierem toaletowym stało się w kolejkach on dawał mi szwajcarskie czekoladki. Może sobie tego nie wyobrażasz, ale to tak jakby teraz na każdą randkę mężczyzna kupował ci bukiet ze stu róż.
- Chcesz powiedzieć, że sprzedałaś się za czekoladki?
- Zabraniam ci tak mówić.
- Więc jak to nazwiesz?- W moich słowach nie było wyrzutu; po prostu oznajmiałam fakt.
- Aniu, było nam, to znaczy mnie mojemu rodzeństwu i rodzicom bardzo ciężko. Wiesz, że była nas czwórka; ja byłam najstarsza. Oprócz tego twoja ciocia Janina, Urszula i Krystian…wiesz jak się cieszyli jedząc prawdziwą czekoladę?
- Mamo, ale to było nieuczciwe. Zwodziłaś ich obu. W tym samym czasie spotykałaś się z dwoma mężczyznami.
- Ale tylko z twoim tatą na poważnie. Z Władkiem nic mnie nie łączyło, przysięgam. Nie powiem, jego status społeczny robił na mnie wrażenie, ale to wszystko. Gdy wyznał mi, że chce mnie oficjalnie przestawić swoim rodzicom prawie zemdlałam z wrażenia. Chyba do tej pory wolałam się łudzić, że stanowię dla niego zwykłą zabawkę. Albo przyjaciółkę.
- Ale gdyby wyrazili zgodę…- Przerwałam zbierając się w sobie by wydusić pytanie na które bałam się usłyszeć odpowiedzi.- …gdyby wyrazili zgodę…- Spróbowałam raz jeszcze.-…to wyszłabyś za niego?
- Jasne, że nie. I co to znaczy gdyby wyrazili zgodę? Sądzisz, że tego nie zrobili? Że nie pozwolili ukochanemu synkowi na wybór żony?
- A nie było tak?- Spytałam szczerze zaskoczona. W końcu z opowieści Tomka jasno wynikało, że jego ojciec stał się taki z powodu tchórzostwa wobec nie akceptacji wyboru swojej przyszłej żony przez jego rodziców.
- Oczywiście, że nie. Nie wiem kto naopowiadał ci takich rzeczy, ale nic nie stało nam na przeszkodzie. To znaczy jego rodzice nie byli jakoś specjalnie dumni z tego kim jest jego dziewczyna, ale mimo to akceptowali mnie. Mogłam być z Władysławem, ale wybrałam twojego tatę, Aniu. I nigdy nie żałowałam. Wiem, że czasem…to znaczy nawet często narzekam; że jestem burkliwa i humorzasta, ale naprawdę kocham Ryśka. Musisz mi uwierzyć.- Gdy to mówiła łezka zakręciła jej się w oku.- Gdy tylko go zobaczyłam wiedziałam, że chcę wyjść za niego za mąż. Sądzisz, że taki milczący piernik jak on sam podszedłby do mnie na zabawie? To ja musiałam niby przypadkiem wylać na niego sok. Inaczej wciąż tylko ględziłby o tym, że jest prostym synem rolników po zawodówce i gdzie mu tam startować do ślicznej studentki.- Roześmiałam się z ulgą. – Poza tym ja…ja kocham wieś. I owszem, chciałam iść na studia, ale zawsze była dla mnie najważniejsza rodzina. Poznając trochę wielki świat zrozumiałam, że to nie dla mnie. Że w głębi duszy wcale nie jestem ambitna i nie mam ochoty szturmem zdobyć Warszawy. Marzył mi się tylko wspólny dom z Ryszardem. A gdy urodziła się Anita byliśmy w siódmym niebie nawet jeśli Bóg tak wcześniej mi ją zabrał. Potem ty…- Z oczu mojej mamy pociekła łza.- Czułam wtedy, że mam szczęście. I nigdy nie żałowałam. Przenigdy. Tak jak niecałe trzydzieści pięć lat temu wiedziałam, że twój tata jest tym jedynym tak wiem to i teraz. To jednak nie przeszkadza mi wciąż się  z nim kłócić i droczyć. Choć chyba główną zaletą jest to, że pozwala mi mówić bez zastrzeżeń i znosi moje humory. A co do jego koni to…to tak naprawdę wcale ich nie nie znoszę. Uwielbiam zapach stajni. A szczególnie na nim.
- Mamo.- Ofuknęłam ją żartobliwie choć jej wyznanie sprawiło mi satysfakcję.- Bez takich.
- No cóż, twój tatuś jest bardzo przystojnym mężczyzną, przyznasz chyba? No i prawie nie zmieniła mu się sylwetka. No i wciąż jest bardzo namiętny.
- Mamo!- Syknęłam tym razem głośniej tak, że zwróciłam uwagę kilku gości.
- No co?- Spytała retorycznie z pewną dozą prowokacji.
- To, że niektórych rzeczy nie chciałoby się wiedzieć o swoich rodzicach.- Mama roześmiała się nazywając mnie małą kaczuszką (tak mówiła do mnie jako dziecko), a ja po chwili do niej dołączyłam. Nie zdawałam sobie sprawy jaką ulgę sprawiła mi wiadomość, że mama nie wyszła za tatę z rozpaczy po Kamińskim lub co gorsza Anita była tylko moją przyrodnią siostrą. Mój strach był więc całkowicie bezpodstawny. Mimo to musiałam przeprowadzić tę rozmowę do końca.
- Co się stało gdy wyznałaś panu Władysławowi prawdę? A może sam zrozumiał, że wodziłaś go za nos?
- Nie, nie dowiedział się o Ryśku; a przynajmniej nie wtedy. Po prostu udałam głupią; powiedziałam że sądziłam że jesteśmy przyjaciółmi i takie tam. Nie powiem, był wściekły. Dlatego czuję wyrzuty sumienia.
- Co zrobił?
- Jak mówiłam stypendyści nie byli raczej popularni na prywatnym uniwersytecie, ale miałam jedną bliską przyjaciółkę.
- Karolinę Krzyżewską.- Powiedziałam nagle doznając olśnienia. I już wiedziałam, dlaczego zdjęcie matki które kiedyś pokazał mi Tomek wydawało mi się być znajome. Bo kiedyś widziałam je w albumie mojej mamy gdy pozowały razem roześmiane z Karoliną.
- Tak. A więc już wiesz, że to była matka twojego męża?- Skinęłam głową. Ona ciężko westchnęła.- Ach, Karolina była po uszy zakochana w Kamińskim, a on to okrutnie wykorzystał. Uważał, że gdy ją poślubi zemści się w ten sposób na mnie. A zniszczył życie i sobie i jej.
- Wiesz, że nie żyje?
- Tak, wiem. Choć dowiedziałam się o tym dopiero kilka lat po jej śmierci. Długo czułam się temu winna. Ba, nawet teraz się tak czuję.
- Przecież nie było w tym twojej winy. To Kamiński ją poślubił.
- Może i tak. Ale gdyby nie ja i Rysiek, może by jej nie zwodził.
- Ktoś taki jak on nie liczył się z nikim ani niczym. Poza tym twoja przyjaciółka mogła odmówić.
- Kochała go.- Przypomniała mama.- Wierzyła w to, że kiedyś ją pokocha.
- Więc sama była sobie winna. To było jej ryzyko, nie twoje.- Sama nie wiedziałam jak to się stało, że nagle to ja musiałam pocieszać płaczącą nad przeszłością mamę. Doszło nawet do tego, że podeszła do nas mocno zmartwiona kelnerka pytając czy wszystko w porządku. Bąknęłam coś uprzejmego prosząc o rachunek. Co prawda mama nie do końca się uspokoiła, ale uznałam że i tak zrobiłyśmy niezłe widowisko. Gdy wróciłyśmy do lokalu gdzie dawniej znajdowała się moja cukiernia, pokazałam ją mamie. Choć teraz było to puste pomieszczenie z poustawianymi w rogach stolikami i krzesełkami oczyma pamięci z detalami opisywałam jej szczegóły wystroju i rozstawienie mebli. W pewnej chwili spytała mnie:
- Jesteś pewna, że chcesz ją zamknąć? Tego zawsze pragnęłaś. Teraz Władysław Kamiński po mojej rozmowie z nim da ci spokój.
- Tego nie możesz być pewna.
- Mogę. Wie, że jego zemsta nie zrobi na żadnej z nas żadnego wrażenia. Do tego i tak rozwodzisz się z jego synem. No chyba, że…
- Chyba, że co?
- Chyba, że jednak postanowisz inaczej.
- Nie, mamo. Poza tym już na to za późno. Rozprawa za niecałe dwa tygodnie. Choć w zasadzie to tylko kwestia złożenia paru podpisów.
- Jesteś pewna?
- Tak już ci to mówiłam. Czemu znów o to pytasz?
- Bo cię kocham. Chciałabym byś była szczęśliwa, a wcale nie jesteś.
- Jestem. Odkąd znam całą prawdę to jestem.
- Jak chcesz. Ale pamiętaj, że choć Tomek nie jest idealny, to razem możemy go wychować. Z moją pomocą stanie się idealnym mężem, gwarantuję ci to.
- Mamo.- Powiedziałam z trudem hamując śmiech.- Kocham cię.
Ku mojemu zaskoczeniu i o dziwo radości (Bo wizja nocującej u mnie mamy nie byłaby przyjemna gdybyśmy wcześniej się do siebie nie zbliżyły), mama została u mnie na noc dopiero nazajutrz wracając do domu. Chciała bym ja też z nią pojechała, ale ja wolałam nie zostawiać za sobą niedokończonych spraw. Wolałam uporządkować wszystko ostatecznie zanim wyjadę do rodzinnego domu i już nigdy do niej nie wracać. No, może nie nigdy, choć właśnie tak myślałam w tej chwili.
Poza tym nocleg mamy stanowił moją wymówkę w nie odwiedzeniu Agnieszki. Wiedziałam, że muszę to zrobić, ale wolałam odwlec to w czasie. Wciąż czułam się głupio na samą myśl o naszym ostatnim spotkaniu.
Nazajutrz, po wspólnie zjedzonym śniadaniu mama wyjechała. W międzyczasie przyrządziłam słodki deser czekoladowy taki jaki lubił tata, by po przyjeździe mogła mu go podać. Serdecznie ją uściskałam wiedząc, że od teraz (to znaczy od kiedy wyznała mi prawdę) nasze relacje będą dużo lepsze. Tylko jedno na mnie wymogła: miałam nic nie mówić tacie o jej znajomości z Kamińskim pozwalając jej samej wszystko mu wyjaśnić. Przystałam na to: w końcu teraz całkowicie pewna jej uczuć do taty nie widziałam powodu by rozdrapywać stare rany.
Potem jednak żałowałam. To znaczy nie tego, że nie rozdrapywałam starych ran, skądże. Mam na myśli raczej swój wyjazd. Bo pod moją cukiernią, a raczej byłą cukiernią (Wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić) zjawił się gość.
Mężczyzna.
Nie, to nie był ani Dawid, ani Tomek, ani nawet jego ojciec. To był Wojtek. Nieco zaskoczona wpuściłam go, bo nie miałam powodu tego nie robić. No chyba że przyszedłby tu w imieniu mojego męża i próbował w jakiś sposób wpłynąć, ale to w sumie wydawało mi się teraz niedorzeczne. Bo przecież Tomek zrozumiał już swój błąd.
- Cześć Aniu. Masz chwilkę na rozmowę?
- Raczej tak. Coś się stało, że przyszedłeś?
- Nie. To znaczy raczej tak. Chodzi o Paulę.
- Coś jej się stało?- Zaniepokoiłam się.
- Zależy co przez to rozumiesz. Ale jeśli chodzi o jej zdrowie fizyczne to nic jej nie jest.- Ta wiadomość mnie uspokoiła, dlatego zaraz rozgorzała we mnie złość. Przypomniałam sobie dwulicowość Babeckiej, udawanie mojej przyjaciółki, przemycanie informacji dla wrogiej cukierni z drugiej strony ulicy. No tak, teraz już przynajmniej wiedziałam dlaczego w swojej ofercie mieli praktycznie te same desery co ja.
- Skoro tak to nie mam zamiaru o niej rozmawiać. – Odparłam twardo. Wojciech przez dłuższą chwilę milczał.
- Jesteś wobec niej niesprawiedliwa.
- Zamierzasz jej bronić?- Byłam zaskoczona. Ale zaraz potem przypomniałam sobie jak w ciągu ostatnich kilku tygodni latał za Pauliną która kompletnie go zlewała.
- Tak zamierzam. Bo jak powiedziałem wcześniej potraktowałaś ją niesprawiedliwie. I nie dałaś jej szansy na obronę.
- Więc przysłała ciebie? Jako swojego obrońcę?- Prychnęłam ironicznie.
- Wcale nie, jestem to z własnej woli. Ona została w moim domu; nic o tym nie wie.
- Proszę proszę. A więc mieszka u ciebie?
- Tak.- Słysząc to roześmiałam się.
- No cóż, w takim razie jeszcze lepsza z niej sztuka niż sądziłam.
- Co masz na myśli?- Spytał mnie Wojtek z wyraźną wrogością. Nie mogłam uwierzyć, że ten miły chłopak dał się omotać tak cwanej i podstępnej dziewczynie jak Paula. Chciałam już nawet powiedzieć, żeby dał sobie z nią spokój, ale zrozumiałam że to bezcelowe. On i tak ufał Babeckiej, bo ją kochał. I był ślepy na jej charakter. Poza tym co mnie to tak naprawdę obchodziło? Dlatego wzruszając ramionami mrugnęłam:
- Ależ nic.
- A ja jednak myślę, że tak. I wiesz co? Do tej pory uważałem cię za dobrą i empatyczną osobę, ale ty bezpardonowo odepchnęłaś od siebie dwie osoby które cię kochały: Tomka i Paulę.- No nie, tego już za wiele, pomyślałam czując wściekłość. Więc to ja jestem ta zła?- A poza tym sugerowanie, że Paula jest cwana jest niesprawiedliwe. A jeśli chcesz już wiedzieć, to mieszka u mnie tymczasowo jako lokatorka i przyjaciółka, po tym jak została przez ciebie bezpardonowo oszukana.
- Przyjaźń...- Powtórzyłam bardzo wolno uśmiechając się pod nosem.- Może z jej strony to jest przyjaźń, bo na pewno nie z twojej, zapewniam cię. Mówiła ci jak cię nazywała? Nudziarz i flegmatyk jeśli cię to interesuje. Mówiła też o tym, że przed tym jak spotykała się z Robertem startowałeś do niej, a ona cię olała. Albo o tym jak przespała się z byłym narzeczonym choć teraz jest mężem jej siostry. No? Mówiła ci? A może jednak robi ci nadzieje, co?- Odgryzłam się, bo zabolały mnie jego oskarżenia. Do tej pory uważałam Wojtka za spokojnego i sympatycznego faceta; może odrobinkę nudnego jak stwierdziła Paulina, ale mimo wszystko stabilnego i porządnego. A teraz był wobec mnie bardzo nie fair. To jednak nie usprawiedliwiało tego, że zachowałam się wobec niego jak najgorsza suka. A tak się poczułam widząc w jego oczach iskierkę bólu gdy mówiłam o słowach jakimi określała go Paulina. Widocznie naprawdę ją kochał, a ja sypałam sól w jego rany. Choć z drugiej strony może tylko rozwiewałam jego nadzieję robiąc mu wielką przysługę? W końcu skoro nie ma szans u kobiety którą kocha to lepiej niech już dłużej się nie łudzi.
- Moje uczucia są moją osobistą sprawą; ona mnie nie zwodzi.- Odparł mi po dłuższej chwili dość szybko odzyskując rezon.
- Szkoda tylko, że moje uczucia są z kolei twoją osobistą sprawą.- Mimo wszystko nie ustępowałam.
- Okej, pas.- Powiedział ugodowo. Potem wziął głęboki wdech.- Aniu, nie chcę się kłócić. Chciałem tylko byś zrozumiała, że Paula też cierpi.
- Niby z jakiego powodu?
- Bo boli ją twoje odrzucenie choć wie, że jest winna.- Raczej to, że nie może już dłużej wyciągać pieniędzy od Władysława Kamińskiego, chciałam powiedzieć, ale ostatkiem sił ugryzłam się w język.
- Przykro mi. Na pocieszenie powiem, że mnie boli to sto razy bardziej. A teraz przepraszam, muszę wyjść. Mam coś do załatwienia na mieście.- Skłamałam.  Wojtek jednak nie zrobił ani jednego ruchu czy gestu świadczącego o tym, że zbiera się do wyjścia. Zaczęła we mnie rosnąć irytacja.- Wojtek.- Wymówiłam jego imię.
- Wiesz kim jest Pawełek?
- Hm?
- Pawełek to czteromiesięczny maluch którego zamierza adoptować Paulina. Jego mama zginęła w wypadku samochodowym potrącona przez pijanego kierowcę i dlatego…
- Nie rozumiem po co mi to mówisz.
- …i dlatego Paula postanowiła się nim zająć.- Kontynuował jakby mnie nie słyszał.- Poza tym nie miał żadnej bliższej rodziny, więc alternatywą byłby dom dziecka. Biologiczny ojciec dziecka nie chciał mieć z synem nic wspólnego.
- Wojtek…
- Paula nie miała ani pieniędzy, ani stałej pracy i czasu; rzuciła więc studia by się nim zająć. Wcześniej pomagała finansowo jego matce, bo czuła się odpowiedzialna za tego chłopca.- Nagle coś zaczęło mi świtać w głowie. Przypomniałam sobie jak kiedyś Paulina opowiadała mi o małym chłopczyku którym się kiedyś opiekuje…i o okolicznościach które spowodowały, że uciekła z własnego ślubu.
- Czy on…ten Pawełek…to syn Roberta, prawda?- Nie musiał odpowiadać; i tak już znałam prawdę. W zasadzie mogłam się już tego domyślić wcześniej. Przecież zdawałam sobie sprawę, że Paulina czuła się winna temu co spotkało tę nieszczęsną młodą dziewczynę ze strony jej niedoszłego męża. Wiedziałam o tym. Ale mimo to jej nie pomogłam. Jaka była więc ze mnie przyjaciółka? Zaraz, zaraz; w mojej głowie odezwał się kolejny głosik. To przecież nie jest żadne usprawiedliwienie tego jak oszukiwała mnie przez dobrych kilka miesięcy. Nie musiała przecież kłamać tak długo; mogła wyznać mi prawdę, ale ona wolała grać na dwa fronty. Nie omieszkałam powiedzieć tego wszystkiego Wojtkowi.
- Mylisz się.- Oznajmił mi cicho, choć stanowczo.- Ona wciąż się tym gryzła; wciąż żyła w strachu że się dowiesz. I już po miesiącu zrezygnowała z tego wiesz? Nie chciała pieniędzy od Kamińskiego; poznała cię i wiedziała że nie jesteś żadną bogaczką polującą na Tomasza tylko szczerze go kochasz. Nie chciała was rozdzielić.
- Więc dlaczego teraz znów do niego donosiła? Skąd pomysł otworzenia przez niego cukierni, tego że znał moje posunięcia, to jak zmieniał się mój stosunek do Tomka, no? Skąd wiedział gdzie uderzyć?
- Ma dobrą intuicję. Poza tym…Paulina dała mu się podejść ponownie. Jako bezrobotna nie mogłaby się starać o adopcję. A ona kocha to dziecko, Aniu. Bardziej niż swoje własne. A takie małe niemowlaki szybko znajdują nowe domy. Wiedziała, że nie może dłużej czekaj; pomóc mógł jej tylko Władysław Kamiński. Jest hojnym darczyńcą ośrodka w którym tymczasowo przebywał Pawełek. Na dodatek zna kilku sędziów, ma spore wpływy lobbingowe…ale to pewnie już wiesz. Paula zdecydowała się więc wybrać mniejsze zło: wiedziała, że Kamiński prędzej czy później wyzna ci prawdę o tym kim była. To była przecież jego ostatnia karta przetargowa. W końcu Tomek cię pokochał, odzyskał pamięć. Coraz trudniej było mu was rozdzielić.
- Ale dlaczego mi nie powiedziała?- Wciąż nie mogłam pozbyć się ukucia żalu.- Przecież wiele razy widziałam jej smutek; wiele razy prosiłam ją by wyznała mi prawdę. Ale ona nie chciała. Zbywała mnie mówiąc, że wszystko w porządku albo że to tylko zmęczenie.
- A jak myślisz: dlaczego? Może właśnie dlatego, że bała się tej chwili. Wiedziała jaką jesteś idealistką. Nie łatwo wybaczasz ludziom.
- Och wybacz, że nie potrafię tak po prostu machnąć ręką jak ktoś miesiącami śledzi mnie i oszukuje po to by dostarczać informacji innej osobie.
- Wiem, że to nie było dobre; i naprawdę rozumiem twój gniew i rozgoryczenie.
- Serio Wojtek? Nie sądzę. Nie sądzę, że wiesz jak to jest obudzić się któregoś dnia i odkryć, że wszyscy dookoła ciebie grają w jakieś sztuce a każde udaje kogoś innego. Tylko szkoda, że nikt wcześniej mi o tym nie powiedział.
- Naprawdę mi przykro.- Powtórzył tylko. Uśmiechnęłam się smutno widząc w jego oczach szczerość.
- W porządku. – Odparłam.- Teraz to już i tak nie ma znaczenia. A co do Pauli…to jeśli to jej coś pomoże to powiedz jej, że nie jestem na nią wściekła. Może nie potrafię jej wybaczyć, ale z czasem…może mi się uda.
- Nie odwiedzisz jej?
- Przykro mi, ale nie. Już chyba nie będę mogła jej zaufać. A przynajmniej teraz. Zbyt wiele osób nadwyrężyło moje zaufanie bym jeszcze miała siłę na to by ryzykować.
- Spróbuj chociaż.- Perswadował.- Paulinie naprawdę potrzebne jest wsparcie.
- Domyślam się. I cieszę się, że powiedziałeś mi to wszystko, bo dzięki temu lepiej ją zrozumiałam. Choć i tak środki które wybrała są dla mnie całkowicie niezrozumiałe.- Wojtek dodał coś jeszcze na temat Babeckiej, ale nie próbował mnie więcej przekonać. A potem rzucając kilka słów pożegnania, odszedł. Wśród nich było żal z powodu rozwodu z Tomkiem.
Dłuższą chwilę stałam skonsternowana. Myślałam o bogatej, rozpieszczonej panience, którą w ciągu kilku miesięcy życie dało niezłą szkołę życia. Głupi tchórz, pomyślałam z bólem. Przecież gdyby wyznała mi prawdę wszystko mogło potoczyć się inaczej. Może i nie obwiniałam jej o swoje rozstanie z mężem- w końcu tak jak kiedyś powiedziałam Władysław Kamiński podłożył nam z Tomkiem nieco parę kłód pod nogi, ale gdybyśmy mieli być razem to jego intrygi i tak nie zdałyby się na nic- ale mimo wszystko zdradziła przyjaźń którą ją obdarzyłam rzucając mi ją w twarz. Jak mogłam teraz tak po prostu poklepać ją po ramieniu mówiąc: oj tam, Paula zapomnij o wszystkim; nic się nie stało. To tak jak zabójstwo zawsze pozostanie zabójstwem mimo okoliczności jego popełnienia. I zawsze pozostanie tak samo złe.
Kilka dni później, gdy uporządkowałam resztę zaległych spraw i trochę uspokoiłam się po rozmowie z Wojciechem (choć wciąż myślałam o sprawie Babeckiej), spotkała mnie jeszcze jedna niespodzianka. 
Listonosz
Przez moment sądziłam, że być może został mi do zapłacenia jakiś zaległy rachunek bądź źle naliczony podatek, ale okazało się, że paczka wcale nie dotyczyła spraw „Słodkiego świata”,, który jako firma przestał już istnieć ponad tydzień temu, (dzięki zaliczce którą dostałam za sprzedaż lokalu spłaciłam cały dług wobec Klaudii)- dlatego teraz otworzyłam ją z ciekawością. W środku było drogie opakowanie belgijskich czekoladek. A obok nich karteczka mniej więcej wielkości zeszytu do nut w pięciolinię.

Chyba musimy spotkać się po raz ostatni by wyjaśnić ostatecznie całą tę sytuację między nami. Przyjdź do mojego domu pojutrze około południa. Tym razem to nie jest groźba tylko prośba. Wierzę w to, że nasze spotkanie okaże się owocne dla obu stron.
Władysław Kamiński


Czytając tak rzeczowe kilka słów z trudem zmusiłam się by nie podrzeć karteczki na drobny mak. Zamiast tego po prostu ją zgniotłam wrzucając do kosza. Tak jak i belgijskie czekoladki. Owocne spotkanie, też coś. Czego tym razem chciał ode mnie ten stary cap? I serio sądził, że będę miała ochotę do niego przyjść i porozmawiać? Śmiechu warte…chociaż: co gdybym to ja miała się śmiać? Przecież teraz nic nie może mi zrobić, myślałam. Uważaj, uważaj Aniu. Już wiele razy zlekceważyłaś przeciwnika, odezwał się głos rozsądku. Może i tak, pomyślałam, ale nigdy więcej tego nie zrobię. Tym razem to Władysław Kamiński przekona się, że tez mam pazurki.

8 komentarzy:

  1. Tak, tak, tak, niech Ania pokaże mu pazurki, koniecznie!!!!!!!
    Dość manipulowania ludźmi!
    I jeszcze sprawa Pauliny, nie wiem, bardzo trudna sytuacja, troche pogmatwana, ale jak znam życie to wybrniesz z tego.
    Pozdrawiam
    Ania
    ps, jak zwykle czytało mi sie bardzo przyjemnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Dużo spraw się wyjaśniło mam nadzieję że jeszcze troszkę potrwa to opowiadanie choć z drugiej strony tęsknię do szczęśliwego zakończenia

    OdpowiedzUsuń
  3. Może po tej rozmowie Ania odzyska miłość i cukiernie bo póki co wszystko straciła....chociaż znając ojca Tomka to mało prawdopodobne....

    OdpowiedzUsuń
  4. niech Kamiński da jej w końcu spokój , doprowadził do rozstania Ani z Tomkiem , czego on może od niej chcieć ? Mam nadzieję , że mimo wszystko Ania będzie zTomkiem . Szkoda , że Tomek zgodził się na rozwód :( Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział <3 Fajnie by było gdybyś coś dziś dodała <3 pozdrawiam :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiedzi
    1. Dzisiaj mam troche zajęć do zrobienia: nauka do kolosa i prezentacja więc raczej sie nie wyrobie. Prawdopodobnie wrzucę cos dopiero jutro

      Usuń
  6. Świetnie piszesz :) szukam też czegoś innego do poczytania masz może coś do polecenia? jakaś inna autorkę?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, kiedyś już gdzieś o tym pisałam, ale jesli podasz mi kategorie (np. obyczajowy, przygodowy, wątkiem romansowym) to będę mogla ci polecić juz cos konkretnie. Ale rozumiem ze masz teraz na myśli ten ostatni tak więc śmiało mogę ci polecić suzane Philips (seria Chicago star) albo Cecelia Ahern (pamiętnik z przeszłości, love Rosie) wandelin Van Draamen (czy cos takiego) Dziewczyna i chłopak wszystko na opak. Ta ostatnia właściwie skierowana do nastolatek, ale fajnie sie czyta.Poza tym niezwykle akty prawdziwej miłości. A jesli interesuje cie troche inna tematyka to napisz co konkretnie i wtedy postaram ci się doradzić.

      Usuń