Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 1 listopada 2015

Ktoś całkiem inny: Rozdział XXII




         Gdy wróciłam do swojej sypialni chciałam tylko położyć się do łóżka i zasnąć, ale sama myśl o tym bym położyła się w tym miejscu powodowała, że przypominałam sobie o Dawidzie który jeszcze kilka minut temu w nim leżał. Poza tym o dziwo wcale nie byłam senna. Byłam załamana, zrezygnowana, pusta. Czułam się tak jak osoba która przez wiele lat dąży do czegoś czego pragnie, a gdy sądzi że już to osiągnęła to coś zniknęło na zawsze. Jej sens i cel życia, jej pragnienie nie istnieje a ona nie umie poradzić sobie w nowej rzeczywistości w której go nie ma.
To było wyjątkowo przygnębiające.
Zeszłam więc na dół do cukierni siadając przy jednym z wolnych stolików w całkowitej ciemności. Długo jednak tam nie przebywałam: moją głowę wciąż zaczęła nabijać masa wspomnień. To jak razem z Tomkiem sprzątaliśmy bar, jak żartowaliśmy i się przekomarzaliśmy. Jak pomagał mi wieszać obraz który kupił do cukierni, jak chwalił moje ciasta. A to wszystko było kłamstwem.
Już wtedy pamiętał. Wiedział jak było między nami w przeszłości a mimo to dalej kłamał. Musiał widzieć jak zareagowałam ja jego słowa o tym, że jestem nietuzinkową osobą czy o porównaniu mojej pracy do pracy artysty. Ale mimo to się nie wycofał.
By choć trochę ukoić myśli wyszłam na zewnątrz dokładnie zamykając cukiernię. Wiedziałam, że nie powinnam włóczyć się po nocy, ale nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Poza tym ostatecznie musiałam pogrzebać wspomnienia o Tomku i swoją impulsywną przeszłość. A mogłam to zrobić tylko w jeden sposób.
Klub 5&6  w którym się poznaliśmy znajdował się niecałe trzy  kwadranse drogi od mojej cukierni, które pokonałam autobusem. Potem zatrzymałam się skręcając w uliczkę obok parku. Z lekkim uśmiechem spojrzałam na dobrze znaną mi ławeczkę, która teraz była zajęta przez jakiegoś pijanego chłopaka, który ledwie był w stanie usiedzieć na własnych nogach. Czy ja też tak wyglądałam gdy zauważył mnie Tomek, spytałam w duchu samą siebie. Czy miałam mętny wzrok, nie potrafiłam utrzymać się w pionie i bełkotałam coś pod nosem?

„-Chcesz się ze mną przespać?
- Słucham?
- Pytałam czy chcesz się ze mną przespać.
- Sama to wypiłaś?
- Pytałam cię o coś. Tak czy nie?
- Posłuchaj kochana jeśli podasz mi adres z chęcią odwiozę cię do domu.
- A idź do diabła!
- No nie, płaczesz? Hej, dziewczyno mówię do ciebie!
- Odczep się już. Jeśli ci się nie podobam to spadaj
- A więc tak bardzo zmartwiła cię moja odmowa?
- I jeszcze ze mnie kpisz!
- Wcale nie. Jesteś śliczna wiesz?
- Naprawdę?
- Kim jest Dawid?
- Idiotą
- Rozumiem.
- Nic nie rozumiesz, więc przestań tak mówić! Nienawidzę jak ktoś traktuje mnie protekcjonalnie. Pytam po raz ostatni: decyduj się
- Chodź”

 Potrząsnęłam głową starając się odgonić niepotrzebne wspomnienia. Teraz chciało mi się tylko śmiać. Czy tak zaczyna się związek na całe życie? Przecież to normalne, że Tomek wyciągnął całkiem logiczny wniosek odnośnie mojego charakteru. W końcu jak kiedyś powiedział: "jaka dziewczyna proponuje swoje ciało nieznanemu mężczyźnie?"
Nie chcąc o tym myśleć weszłam do lokalu klubu. Już w szatni słyszałam dudniące dźwięki muzyki, gwar rozmów, zapach alkoholu. Niechętnie podeszłam w stronę baru mimo pytania szatniarza odnośnie oddania mojego wierzchniego odzienia, które zignorowałam.
To było tak dawno, a jednak mnie wydawało się tak, jakby to wydarzyło się wczoraj. Odwiedziny Dawida, nasza kłótnia, złamane serce. Dziś też było podobnie. Tyle, że kłótnię miałam z Tomkiem i to przez niego czułam się doszczętnie żałośnie. Dlatego musiałam przez to przejść.
Katharsis.
Tak chyba nazywali to antyczni Grecy. Całkowite oczyszczenie i uwolnienie się od bólu. Zapomnienie i pogodzenie z przeszłością. Tylko w ten sposób mogłam zostawić za sobą przeszłość. Całą przeszłość.
Siadając przy jednym z wolnych stolików przy barze zorientowałam się, że to tutaj wszystko się zaczęło. To w jednym z takich miejsca Anita poznała Radka, który ją zniszczył, a ja Tomka który mnie oszukał. To w klubie wszystko się zaczęło.
Niechętnie spojrzałam w stronę barmana decydując się zamówić sok. Nie miałam zamiaru się upić- już nie- ale widok patrzącej na mnie niechętnie dziewczyny stojącej po przeciwnej stronie baru wyraźnie mówił: mała, jeśli chcesz sobie posiedzieć to idź do parku, tutaj się pije.
Szybko przekonałam się, że siedzenie i kontemplowanie przy barze przez samotną dziewczynę nie jest odpowiednim miejscem do samotności. Już po kilku minutach stanął obok mnie jakiś dość trzeźwy koleś zaczynając tanią bajerkę. Nie patyczkowałam go i dość łatwo spławiłam; z drugim miałam już więcej problemów. Był bardzo namolny i nie pozwalał się zbyć. Trochę się zirytowałam. To uczucie było dość dziwne: z jednej strony chciałam tego, bo potrzebowałam każdego bodźca by zapomnieć o Kamińskim (a niewątpliwie złość była takim bodźcem); z drugiej pytałam samą siebie czy tak właśnie widział mnie Tomek. Łatwą, biedną, pijaną dziewczynę biadolącą o swoim byłym chłopaku. Z resztą, skoro odzyskał pamięć może sama będę miała go okazję o to spytać. To zabawne, że do tej pory tego nie zrobiłam dając się zbyć jakimś żartem.
- A więc co taka piękna dziewczyna jak ty robi tu w piątkowy wieczór sama?- Znów usłyszałam głos niechcianego adoratora. Upiłam łyk soku starając się go ignorować, ale po następnych pytaniach bez odpowiedzi koleś chyba nie zajarzył. Dlatego odparłam:
- Czekam na kogoś.
- Doprawdy?- Pożałowałam swojej odpowiedzi, bo blondynek najwyraźniej uznał, że fakt iż się odezwałam świadczy o tym, że odpowiadam na jego bajerkę.- A na kogóż to?
- Na faceta.- Palnęłam takim tonem jakbym zdradzała mu tajemnicę wszechświata i jakby to nie było oczywiste.
- I pozwalasz mu się tak traktować? Gdybym ja chodził z taką laską jak ty nigdy byś na mnie nie czekała.
- Ale ty byś czekał.
- Dla takiej kobiety mógłbym czekać całą wieczność.- Boże, banalność tej rozmowy sprawiła że wywróciłam oczami. Serio? Facet wyglądał na dość ogarniętego a klepie takie wyświechtane teksty niczym napalony studencik? Zdecydowałam, że szybko dopiję swój sok a potem wyjdę. Miałam już dość. Katharsis co prawda nie do końca nastąpiło, ale w tych okolicznościach i tak nie było możliwy. – To co, masz ochotę zatańczyć? Uwielbiam ten kawałek. Powiesz mi chociaż jak masz na imię? Nie? Więc będę cię nazywał Moją Ślicznotką.
Moja Słodka Ania…
- Nie jestem żadną Ślicznotką!- Warknęłam.
- Jej, to był komplement. Jesteś Hiszpanką albo Włoszką? Masz takie egzotyczne oczy…
- Mógłbyś sobie iść? Nie mam ochoty na żadne towarzystwo.
- Tak ci się tylko wydaje.
- To tobie się coś wydaje. Czy każdy facet musi myśleć, że jeśli dziewczyna przychodzi tutaj sama to nie chce być zaczepiana? To przez takich jak ty kobiety nie mogą pokazać się wieczorem same.
- Czy ktoś ci kiedyś mówił, że jesteś piękna jak się złościsz?
- A czy tobie ktoś już powiedział, że czas skończyć podryw na pierwszoklasistę?
- I zabawna. Świetne połączenie.
- Radzę ci spadać, bo jak przyjdzie mój chłopak to…
- To co Pięknotko?- Ze złości znów upiłam łyk napoju.- Nie wiesz co się stanie? To jak ci powiem. Powiem mu, że jest kretynem zostawiając taką laskę jak ty samą.
- Chciałabym to zobaczyć. Ma prawie dwa metry wzrostu i jest bokserem.
- Wow.- Blondynik uśmiechnął się dając wyraz, że mi nie wierzy. W dodatku jak na złość koło mnie przy barze zwolniło się miejsce które amator podrywów wykorzystał. Stojąca po drugiej stronie baru kobieta po raz drugi posłała mi nieprzyjazne spojrzenie. Tak jakbym to ja była winna temu, że nie zdążyła usiąść!- No, to teraz możemy normalnie pogadać. Prawie jak przeznaczenie, co?
- Posłuchaj, dobrze ci radzę: idź poszukaj sobie kogoś w twojej kategorii wiekowej.
- Hej, z pewnością nie jestem od ciebie starszy. Co prawda kobiety nie pyta się o wiek, ale ile masz lat?
- Mentalnie przynajmniej dwadzieścia lat więcej niż ty. Zjeżdżaj.
- Ślicznotko…
- Powiedziałam zjeżdżaj, czego nie zrozumiałeś?
- Ktoś tu chyba jest zbędny.- Po wymownym odchrząknięciu przy barze pojawił się wysoki, dość barczysty a raczej wysportowany mężczyzna, mniej więcej w moim wieku. Był ubrany w czarne dżinsy i koszulę przez co zwracał na siebie uwagę w takim miejscu jak to. Jego śniadą skórę podkreślała śnieżna biel koszuli. Twarz miała charakterystyczny, zacięty wyraz. Był bardzo przystojny: idealne proporcje twarzy, dobrze wyważona wysokość kości policzkowych, oczy w których można by kiedyś zatonąć (mówię kiedyś, bo teraz z pewnością nie, gdy piorunował wzrokiem przystawiającego się do mnie blondyna). Do tego biła od niego jakaś nonszalancja i pewność siebie, a lekko kręcące się włosy sprawiały wrażenie artystycznego nieładu jeszcze bardziej dodając mu atrakcyjności. No i dostrzegłam w nim coś drapieżnego. Wrażenie było nieuchwytne i być może nietrafne, ale prawdziwe. Nie pod tym względem, że wydawał mi się być okrutny czy zdolny do zrobienie krzywdy. Nie, po prostu wyglądał na takiego, któremu na niczym nie zależy. A jak wiadomo ten kto nie ma nic do stracenia, walczy sto razy lepiej od najbardziej wytrawnego wojownika.
- No?- Nieznajomy arogancko uniósł brew do góry.- Spływaj mały.- Zdziwiłam się gdy blondasek odszedł jak niepyszny rzucając mi jeszcze tęskne spojrzenie. Przeniosłam wzrok na swojego wybawiciela, który teraz zajmował krzesełko które zwolnił Blondyn. Co prawda nie miał dwóch metrów wzrostu i nie wyglądał na boksera jak wymyśliłam mojemu niechętnemu adoratorowi, ale mimo wszystko był postawnym facetem. Usłyszałam jak woła kelnera zamawiając jakiegoś nieznanego mi drinka. Chyba musiał wyczuć na sobie spojrzenie, bo odwrócił twarz w moją stronę.- Zamówić ci coś do picia?- Spytał.
- Nie.- Zaprzeczyłam szybko, bo zdałam sobie sprawę, że to również może być jakiś flirciarz i że z pewnością nie spławił tamtego kolesia z bezinteresowności. Więc wcale nie był moim wybawicielem. W dodatku teraz proponował mi drinka. Naprawdę dziewczyny w tych czasach są takie łatwe? Facet postawi im jednego drinka i są gotowe wskoczyć im do łóżka, pomyślałam i zaraz spiekłam raka. Ja chciałam przecież przespać się z Tomkiem nawet gdy nie postawił mi najzwyklejszego drinka.
- Na pewno? Mają tu wyśmienite Mojito. Long Island Iced Tea też jest niezłe.
- Nie, dziękuję. Dopiję swój sok.
- Jak chcesz.- Nieznajomy wzruszył ramionami wyjmując z kieszeni stuzłotowy banknot. Widocznie był dość bogaty skoro tak szastał pieniędzmi. A ja miałam awersję do bogaczy po sytuacji z Dawidem i Tomkiem. Potem, brunet niedbałym gestem poprawił sobie fryzurę.- Miałem spławić tamtego gościa, prawda?- Spytałam po dobrych dwóch minutach gdy się tego zupełnie nie spodziewałam nawet na mnie nie patrząc.
- Słucham?
- Obserwowałem cię już jakiś czas.- Oznajmił, a ja upewniłam się że moje spostrzeżenie dotyczące kolejnego podrywacza okazały się być trafne. Tyle, że ten wydawał się być dużo bardziej pewny siebie i swojej wartości niż tamten Blondyn.- Zauważyłem, że chyba jego towarzystwo było ci niemiłe, ale jeśli się pomyliłem to przepraszam.
- Nie, nie pomyliłeś się. Przyszłam sama.- Dodałam szybko tego żałując. Jeszcze uzna to za zaproszenie.- Ale nie po to by kogoś poznać tylko pobyć sama.
- Rozumiem.- Mrugnął upijając łyk z przyniesionego mu właśnie drinka. Wygiął lekko kącik ust tak jakby doskonale wiedział jakim torem podążają moje myśli.- Spokojnie, nie mam zamiaru się do ciebie przystawiać. Chciałem ci tylko pomóc.
- Tak po prostu?
- Po prostu.
- I zupełnie bezinteresownie?
- Tak. Chociaż nie.- Urwał wymownie.- Prawdę mówiąc była to transakcja wiązana.
- Wiązana?
- Aha.- Odparł biorąc kolejny łyk.- Mnie zależało na miejscu przy barze żeby się napić, a tobie na spławieniu kolesia. Tak więc jak widzisz, obojgu nam przyświecał własny cel, który choć  różny był całkiem zbieżny.
- A propozycja drinka?
- Hm, no cóż ta była całkowicie bezinteresowna. Poza tym uwierz mi, że nie mam ochoty na żadne romanse z kobietami choć jeszcze jakiś czas temu zapewne bym się skusił.
- Jesteś gejem?- Wymsknęło mi się. Akurat odkładał kieliszek, ale moje pytanie sprawiło że go upuścił kilka centymetrów nad barem. Na szczęście był już pusty.
- Skąd? Wyglądam na geja?
- Nie, ale gdy dodałeś że te romanse dotyczą kobiet…- Zakłopotałam się właściwie nie wiedząc dlaczego. Ten koleś był dla mnie całkowicie obcy i go nie znałam. A choć był nieziemsko przystojny (choć dla mnie Tomek i tak wydawał się być najbardziej atrakcyjnym facetem pod słońcem), nie podobał mi się w sposób damsko-męski ani nie zależało mi na nim, więc jego opinia o mnie nie powinna mnie obchodzić. Mimo to dodałam szybko:- Przepraszam. Mam tę wadę, że najpierw robię a potem myślę. Choć mówię też. Jestem okropnie impulsywna co już się na mnie wielokrotnie zemściło choć niestety wciąż nie mogę się tego oduczyć.
- W porządku.- Powiedział tylko niczego właściwie nie wyjaśniając. Wydawało mi się nawet, że moja uwaga nie tylko go nie zdenerwowała ale i rozbawiła. Potem spojrzał przed siebie w kierunku baru nie zwracając już na mnie uwagi. Ja przez ten czas dopiłam swój sok i właściwie mogłabym odejść gdyby nie ciekawość. Zupełnie irracjonalna trzeba przyznać.
Bo siedzący obok mnie facet zamawiał drinka po drinku. W trakcie gdy ja dopijałam swoją połówkę soku, on zdołał wypić już trzy kieliszki i właśnie zamawiał następny. Nie wyglądał mi na pijaka; już raczej na jakiegoś biznesmena odpoczywającego po tygodniu ciężkiej harówki, chociaż wydawał się być mniej więcej w moim wieku, więc był na to zdecydowanie zbyt młody. A nawet jeśli todlaczego w takim miejscu? Poza tym, jak wcześniej zauważyłam w jego oczach było coś dziwnego. Jakby jakaś obojętność. Jakby siedząc tu i pijąc alkohol robił to tylko i wyłącznie z nudów.
Chwilę później ponownie podszedł do mnie jakiś gość, który oferował mi postawienie drinka oraz taniec. Uprzejmie odmówiłam, ale mimo to nie rezygnował. I wtedy znów pomógł mi siedzący obok nieznajomy. 
- Dzięki.- Powiedziałam do niego.
- Drobiazg. Kto by pomyślał, że kiedyś będę ratował z opresji młode kobiety. Mój kumpel z uczelni nieźle by się uśmiał.- Mrugnął pijąc kolejny łyk ze swojej szklanki. Jego odpowiedź mnie ośmieliła. No i fakt, że go nie znałam, więc w razie czego szybko będę mogła się ulotnić.
- Dlaczego właściwie chcesz się upić?- Spytałam go. Sądziłam, że mi nie odpowie, ale o dziwo z dobrym pięciosekundowym opóźnieniem odpowiedział mi pytaniem:
- A musi być jakiś powód?
- Właściwie to nie. Ale zwykle jest.- Moja odpowiedź wyraźnie go rozśmieszyła.- Powiedziałam coś nie tak?
- Nie skądże. A ty? Czemu tu jesteś? Z całym szacunkiem nie wyglądasz na bywalczynię takich miejsc.
- Też mam powód.- Odparłam wzruszając ramionami. Moja dezercja wyraźnie go ubawiła.
- Czyżby zawód miłosny?- Już chciałam go zbyć, ale zaraz dotarło do mnie, że wcale go nie znam, więc czemu by nie być szczerym?
- Gigantyczny.
- Coś o tym wiem.- Choć powiedział to cicho po raz enty pijąc zawartość swojego kieliszka i tak to usłyszałam.A więc to był powód jego prób upicia się, zrozumiałam.
- Zapijasz więc swoje smutki alkoholem.
- Wcale nie. Po prostu robię to z nudów. Zamiast spędzać czas sam w czterech ścianach wolę spędzać go otoczony przez masę ludzi.
- To, że jesteś otoczony masą ludzi nie oznacza, że nie jesteś samotny. Poza tym klubowicze nie są raczej odpowiednim towarzystwem.
- Może. Ale lepsze to niż żadne.- Westchnął ciężko.- I tak w ogóle nie rozumiem czemu dyskutuję o tym z nieznaną sobie dziewczyną.
- Pewnie z tych samych powodów dla których ja rozmawiam z tobą.
- Czyli?- Uśmiechnął się do mnie.
- Czyli chęci wygadania się komuś.
- Nie sądzę. Raczej nie jestem zbyt rozmowny odkąd…to znaczy moi kumple tak nie uważają.
- Mogę zadać ci niedyskretne pytanie?
- Strzelaj. Najwyżej na nie nie odpowiem.
- Ta dziewczyna o której chcesz zapomnieć…kochała kogoś innego?
- Nie, ale nie kochała mnie dość by ze mną zostać. A co z tobą? Kto porzucił taką ładną laskę?
- Nikt. Właściwie to ja go porzuciłam.- Odparłam znów czując gulę w gardle. Na szczęście wśród dudniącej muzyki lekkie drżenie mojego głosu nie było słyszalne.
- Miałaś jakiś specjalny powód?
- Miałam masę powodów. Przynajmniej tuzin poważniejszych, ale i tych pomniejszych nazbierało się dość by dać sobie z nim spokój.
- Więc czemu tego nie zrobiłaś wcześniej?
- Bo jestem idiotką, która wierzyła w bajki i szczęśliwe zakończenia.
- Więc mamy coś ze sobą wspólnego, bo ja chyba też.- Przyznał. A potem nie wiedząc dlaczego opowiedziałam mu o Tomku. Naturalnie bez żadnych faktów, dat czy nazwisk; bez zagłębiania się w szczegóły. Zakończyłam swoją opowieść na tym, że chciałam odkuć się na nim za to co mi zrobił chcąc przespać się  z byłym narzeczonym.
On odwzajemnił mi się tym samym. Powiedział o dziewczynie w której zakochał się po raz pierwszy raz w życiu, o tym że dla niej był w stanie zrezygnować ze wszystkiego a ona i tak go opuściła. Że dawniej był notorycznym podrywaczem i jeszcze prawie dwa lata temu gdyby siedział obok mnie roztaczałby nade mną swój urok. I że czuje się jak żałosny idiota wciąż na nowo roztrząsając co mogłoby się wydarzyć gdyby.
- Nie martw się, ja mam tak samo.- Pocieszałam go.- Tom…to znaczy ten facet o którym ci opowiadałam wielokrotnie robił coś co mnie raniło nawet tego nie zauważając. Ja też podjęłam wiele złych decyzji. Czasami…czasami zastanawiam się czy to nie jest żadna kara.
- Kara?
- Dawniej też byłam taka jak ty. Może, może nie sypiałam z facetami, ale lubiłam ich prowokować i pławić się w ich zachwycie. A teraz gdy ci dwaj do mnie podeszli miałam ochotę powiedzieć im jak bardzo są żałośni.
- Więc zgodnie z twoją teorią to, że zostawiła mnie dziewczyna z którą chciałem wiązać swoją przyszłość również jest moją karą.
- Tak, to znaczy…być może. Zresztą, nie wiem. To wszystko jest zbyt pogmatwane.
- Ciebie przynajmniej twój facet kocha.
- Twoja dziewczyna też musiała cię kochać.
- Akurat. A zwieńczeniem tej miłości był wyjazd z innym facetem.
- Z przyjacielem.
- Przyjaźń damsko-męska nie istnieje.- Prychnął.
- Nie, między emocjonalnie nie zaangażowanymi partnerami. Ale ona cię kochała. – Powtórzyłam uparcie co chyba tylko go zirytowało, bo spytał lekko sarkastycznie:
- A skąd ty możesz to wiedzieć?
- Bo fajny z ciebie facet.-  Tą lekko żartobliwą odpowiedzią nieco zbiłam go z tropu jednocześnie rozluźniając między nami napiętą przez ostatnie sekundy atmosferę. Nieznajomy uśmiechnął się do mnie, a potem roześmiał. Ja zrobiłam to samo.
- Ty też jesteś fajna. Szkoda, że jesteśmy uczuciowo takimi nieszczęśnikami, co? Chyba nawet mógłbym się w tobie zakochać.
- Bo godzinie znajomości?- Spytałam żartobliwie.
- Jasne. A po tygodniu wzięlibyśmy ślub.- Odparł mi w podobnym tonie. Mnie to jednak nie rozbawiło. Z bolesną świadomością zdałam sobie sprawę, że z Tomkiem zrobiłam to w zaledwie trzy miesiące.- Hej, tylko żartowałem; spokojnie.
- Wiem. Spoważniałam dlatego, że przypomniałeś mi o mojej impulsywności. Z tym mężczyzną o którym ci opowiedziałam…wzięłam ślub po kilku tygodniach znajomości.
- Chcąc zapomnieć o tamtym? Rzeczywiście niezły kwas. Przy tobie moja uciekająca narzeczona to pikuś.
- Bez przesady.- Obruszyłam się. A potem właściwie bez powodu się roześmiałam. Cała ta rozmowa i sytuacja wydała mi się tak absurdalna że aż śmieszna.
Właściwie w towarzystwie tego nieznajomego spędziłam bardzo miły wieczór. Spodziewałam się, że powinnam płakać w poduszkę z żalu nad końcem związku z Kamińskim, ale wcale tak się nie stało. Udało mi się nie tylko zapomnieć, ale i się z tego śmiać. Z tego jak potraktowałam Dawida, jak spławiłam przystawiających się do mnie kolesi z baru. A potem wyszliśmy z nieznajomym na zewnątrz. Zamierzałam zaczekać na nocny autobus, ale on mi na to nie pozwolił. Zamówił taksówkę i obiecał że mnie odwiezie.
- Bez obaw, wysiądziesz jakieś dwie uliczki bliżej więc nie będziesz musiała się obawiać, że poznam twój adres.
- Nie o to chodzi. Po prostu nie chcę cię kłopotać.- O dziwo była to prawda. Bo nie bałam się, że ten facet może zrobić mi krzywdę. Owszem, znałam go nieco ponad dwie godziny i tą znajomość zawarliśmy w klubie to jednak coś w głębi duszy mówiło mi, że nie jest zły i mnie nie oszukał. Bo przecież ta historia o zmarłej dziewczynie którą kochał mogła być tylko wabikiem. Ale jakimś cudem wiedziałam, że tak nie jest.
- Żaden problem…- Urwał patrząc na mnie pytająco.- Cholera, nawet nie wiem jak masz na imię.
- Mam na imię…
- Nie, nie mów. Ja też nie zdradzę ci swojego imienia. Chyba przez te całe pogaduchy trochę wytrzeźwiałem, bo zaczynam zastanawiać się jakie głupoty ci wygadywałem.- Uśmiechnęłam się do niego patrząc w oczy. Wciąż nie mogłam nadziwić się temu jak harmonijne ma rysy. I temu, że to w ogóle na mnie nie działa.
- Masz rację, takie jednowieczorowe spotkanie jest okej. Ale na potrzeby sytuacji, do końca wieczora możesz mówić mi…Jola.
- A ty mi…Michał.
- A więc Michale, bardzo dziękuję.
- Drobiazg Jolu.
I tak, po niespełna pół godzinie spędzonej w taksówce i towarzystwie niby-Michała wróciłam do domu i cukierni. A tam nawet nie zawracając sobie głowy zdjęciem ubrań rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
Mimo tego, że położyłam się po pierwszej w nocy obudziłam się niespełna przed siódmą raną. Dziwiłam się swojemu spokojowi, bo poprzedni dzień był bardzo zwariowany. Najpierw kolacja z Tomkiem, potem wyznanie Ilony, poznanie prawdy o współpracy Pauliny z Władysławem Kamińskim, chęć przespania się z byłym narzeczonym a wreszcie wyjście do klubu i rozmowa z tajemniczym nie-Michałem. Boże, dlaczego w takim razie nie byłam ani trochę zdołowana? Czyżby spadło na mnie tak dużo, że zdawałam sobie sprawę, że tego nie uniosę, więc w ogóle nie próbowałam?
Niechętnie, choć ze świadomością swoich obowiązków, wzięłam szybki prysznic a potem się ubrałam. Zeszłam na dół do kuchni by dokończyć desery na dzisiejszą sprzedaż. Robiłam to mechanicznie; pieczenie było moją pasją, ale czasami były chwile gdy i nawet ona nie wystarczała.
Równo o wpół do dziewiątej skończyłam; potem przejrzałam mały stosik leżącej na zapleczu poczty. Same rachunki i opłaty, a sprzedaż spadła diametralnie w ciągu niespełna miesiąca. Konkurencja mnie wykańczała. Na dodatek gdy wydało się kto jest nadawcą dziesięciu tysięcy wiedziałam, że muszę je oddać. Problem polegał na tym, że z całej sumy został mi jej niewielki ułamek. A niedługo miałam jeszcze zapłacić wypłatę Paulinie…
Na myśl o jej dwulicowości poczułam ból. Naprawdę sądziłam, że jest moją przyjaciółką, że mnie lubi; z wzajemnością zresztą. A ona była tylko na usługach mojego teścia. Jej, rzeczywiście byłam mało bystra by odkryć to wcześniej. Przecież przemawiało za nią wiele szczegółów: to że nie mówiła prawdy, czasami zachowywała się dość nerwowo, nastawiała przeciwko Tomaszowi. Nawet fakt, że nie wyznała mi kto podarował te dziesięć tysięcy, a ja jak głupia wcale tego nie drążyłam. Być może już wtedy zrozumiałabym prawdę.. A podczas wizyt Władysława Kamińskiego niemal kurczyła się w sobie. Z pewnością bała się, że w każdej chwili może do niej podejść i ją wydać. Poza tym… taka wielka bogaczka jak ona miałaby chcieć pracować w podrzędnej cukierni za marne grosze? I trafić akurat do mojego „Słodkiego świata”? Ależ w duchu musiała ze mnie kpić. W końcu tak szybko i łatwo mnie podeszła; byłam tak zdesperowana, spragniona przyjaźni i bratniej duszy po swoich ostatnich problemach, że łatwo to kupiłam. Teraz plułam sobie w brodę nad własną ignorancją.
Najgorsze było to, że sama mnie przed nim ostrzegała; wielokrotnie mówiła że Władysław Kamiński jest zły, żebym mu nie ufała, że chce mnie tylko rozdzielić z mężem.

- Tylko... uważaj na jego ojca. To nie jest dobry człowiek.
- Kogo masz na myśli?
- Władysława Kamińskiego. On jest niebezpieczny.
- A co jest z mafii?
Nie. Ale niewiele mu brakuje. Ma pieniądze i dużo władzy. Nie ufaj mu.

Nawet ostatnio wymsknęło jej się zdanie: Mogłaś powiedzieć mu, że się rozwodzisz z Tomkiem. On nadal sądzi, że to blef i że chcecie być razem. Stałam się by zrozumiał…to znaczy łatwiej byłoby dla ciebie by myślał, że chcecie się rozstać. Niepotrzebnie go prowokujesz.

Chciałam by zrozumiał…a więc musiała się z nim kontaktować, rozmawiać. Musiała opowiadać mu wszystko to co dzieje się u mnie w cukierni i w życiu prywatnym, to jak zapatruje się w danej chwili na związek z Tomkiem. 
To była podwójna perfidia. By się dłużej nie dręczyć zostawiłam resztę poczty, a raczej miałam zamiar to zrobić, bo moją uwagę przykuło śliczne opakowanie czekoladek okrytych jedwabną wstążką. Sądziłam, że są od Tomka albo Dawida, ale się przeliczyłam. W środku pudełka, obok wykwintnie wyglądających czekoladek widniała kartka napisana odręcznym charakterem pisma. A na niej skreślone zaledwie kilka słów które sprawiły, że na kilka chwil wstrzymałam oddech.

Mówią, że życie jest jak pudełko czekoladek. Nigdy nie wiadomo na co się trafi. Twoje na pewno. Z pozdrowieniami, tak żebyś nie sądziła, że o tobie nie zapomniałem. Władysław Kamiński”

Ale tak naprawdę to nie słowa mnie przeraziły. W końcu już nie raz mi groził. Ale karteczka na której napisana była wiadomość nie była zwyczajna. Na jej odwrocie było logo pewnej firmy.
A konkretnie cukierni, która stała prawie naprzeciw „Słodkiego świata”.
Miałam ochotę się roześmiać. Przecież to było takie proste. Jak mogłam wcześniej nie wpaść na to, że to ten podły człowiek postanowi zniszczyć mnie w ten sposób? Że żaden normalny przedsiębiorca nie decydowałby się na postawienie cukierni niedaleko innej która prosperowała tam już od kilku lat (choć pod inną nazwą) sprzedając tam słodycze tańsze średnio o 20% od ich średniej ceny rynkowej? Przecież był na tym tylko stratny.
Mimo jawnych faktów i dowodów jakaś część mnie nie chciała w to uwierzyć. Przecież lokal zaczęto remontować już wiele miesięcy temu. Do dziś pamiętam jak razem z Paulą siedziałyśmy przed schodkami cukierni zastanawiając się co otworzą po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnęłam się sarkastycznie. Pewnie dobrze o tym wiedziała. Już wtedy znała plany starego Kamińskiego, ale nie puściła pary z ust. Ba, nawet więcej. Potrafiła sobie z tego żartować. Wiedziała, że za jakiś czas tak ostra i nieczysta konkurencja doprowadzi mnie na skraj bankructwa, ale mimo to nawet się nie zawahała.
By się uspokoić i ukoić nerwy wzięłam kilka głębokich wdechów. Nie powinnam się teraz denerwować. Iza miała się przecież tu zjawić się już za dwa kwadranse bo w weekendy otwierałam cukiernię o godzinę później niż zazwyczaj. I wszystko miało potoczyć się tak jak dawniej: znów nadejdzie następny dzień, znów będę pracować w cukierni, przyjmować klientów i dzisiejszą dostawę produktów…Albo i nie.
Ze złością wzięłam do ręki swoją komórkę i wystukałam wiadomość. Bo nic nie będzie tak jak dawniej. Już nigdy nie pozwolę robić z siebie idiotki. I powiem to w twarz ojcu Tomasza przy najbliższej okazji. Jak śmiał wysyłać mi taką wiadomość?
By nie marnować czasu opróżniłam szafkę na zapleczu chowając całą jej zawartość do torebki. Nic mnie to nie obchodziło. I tak postępowałam bardzo wielkodusznie że nie wyrzuciłam tego od razu na bruk. Bo Babecka na to zasłużyła.
- Ania? Ania jesteś tu?!- Nie sądziłam, że zjawi się tak szybko. Wiadomość wysłałam jej zaledwie dziesięć minut temu, więc musiała znajdować się niedaleko by dotrzeć tu po tak krótkim czasie. Ale zapewne mnie szpiegowała. W końcu te kity o drugiej pracy opiekunki były tylko kitami.
- Tutaj!- Odkrzyknęłam jej z zaplecza. Potem usłyszałam stukot jej obcasów.
- Matko, zostawiłaś drzwi otwarte i się trochę przestraszyłam, że wczoraj zapomniałam ich zamknąć. Bo ciebie ani widu, ani słychu.- Powiedziała na mój widok swobodnym tonem. Jakby nic się między nami nie zmieniło. Jakby jej perfidia się nie wydała. Ale przecież ona nie wiedziała o tym , że ja to wiem. To normalne więc, że wciąż grała.
- Dobrze, że tak szybko odczytałaś wiadomość.- Odezwałam się.
- Wiadomość? Jaką wiadomość? Masz na myśli SMS-a? Nie, niczego nie odczytałam. Wręcz przeciwnie: zostawiłam wczorajszego wieczora komórkę przy kasie. Dlatego wpadłam na chwilę.
- Na chwilę…- Uśmiechnęłam się do niej nieszczerze.- …bo potem idziesz do pracy?
- Tak, spieszę się. Pawełek jakimś cudem dokładnie wie o której przychodzę i zawsze zaczyna płakać jak się spóźniam.
- No tak. Musi cię bardzo kochać. – Skwitowałam to ironicznie, choć ona tego najwyraźniej nie zauważyła. Bo jaki  znów Pawełek? Przecież wymyśliła sobie to dziecko tak jak i wszystko inne na potrzeby mistyfikacji.
- Ania, wszystko gra?
- Jasne, że tak.
- Brzmisz jakoś dziwnie.
- Doprawdy? To znaczy jak?
 - Nie wiem. Ale…inaczej. To znowu przez Tomka, prawda?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo ubrałaś się wczoraj tak ładnie. I nie wróciłaś do dziesiątej.
- Nie wróciłam.- Przyznałam.
- Czy ty i on…?
- Czy ze sobą spaliśmy? Nie.
- Całe szczęście. Choć naprawdę zaczynam się o ciebie martwić.
- Nie ma potrzeby. Dopiero teraz zaczynam brać życie we własne ręce. Rzuciłam go definitywnie.
- Naprawdę? Jej to super. To znaczy…eee przepraszam, pewnie jest ci z tym ciężko.
- Wręcz przeciwnie. – Odparłam jej stanowczo. Potem podeszłam do niej wręczając torbę pełną jej rzeczy.- Proszę.
- Co to jest?
- Twoje drobiazgi.
- Przecież widzę.- Prychnęła.- Ale czemu mi je dajesz?
- Bo należą do ciebie. Od dziś tutaj nie pracujesz.
- Co?
- Zwalniam cię.
- Anka…to jakiś żart?
- Bynajmniej zapewniam cię.
- Już wiem. Ten oszust byś go nie zostawiała nagadał ci o mnie jakichś głupot, co?
- Powiedział tylko prawdę.
- Co ci powiedział? Ania nie wierz mu. On cię okłamuje. On…
-…odzyskał pamięć kilka tygodni temu? Wiem. Spotykał się za moimi plecami z Iloną? Też wiem. Wiedział, że jego własny ojciec wynajął cię byś mnie szpiegowała? To także mi powiedział.
- Boże.
- Właśnie.- Roześmiałam się gorzko. – Powiedz, naprawdę sądziłaś że to się nigdy nie wyda?
- Nie rozumiesz, to wszystko nie tak.- W głosie Pauliny brzmiał autentyczny strach i przerażenie. I bardzo dobrze, bo powinna się bać.
- Przednio się bawiłaś, przyznaj. Szpiegowałaś naiwną cukierniczkę, która nie miała pojęcia o własnym biznesie i śmiała zakochać się w bogaczu z twojej sfery.
- Jakiej znowu sfery? O czym ty do diabła mówisz?
- Przestań zgrywać niewiniątko!
- Ale ja nikogo nie udaję, naprawdę.
- Nie? Sugerujesz, że nie podawałaś się za pilnie poszukującą pracy? Że zjawiłaś się na progu mojej cukierni w ogłoszeniu na pracę z niewłaściwymi intencjami? Że szpiegowałaś mnie na rzecz Władysława Kamińskiego choć paradoksalnie przestrzegałaś mnie przy tym jaki to okrutnik? Że udawałaś moją przyjaciółkę, dobrze znałaś nadawcę torebki z dziesięcioma tysiącami złotych? I doskonale wiedziałaś o cukierni stojącej obok!
- Jakiej cukierni?
- Nie udawaj idiotki!- Nie wytrzymałam.- Dziś wydało się kto jest jej właścicielem: Władysław Kamiński.- Na widok jej zaskoczonej miny dodałam:- Och daj już spokój, nie sil się na udawanie zaskoczenia.
- Ale ja nie wiedziałam naprawdę…to znaczy, że on…?
- Wiesz, zaczyna mnie to coraz bardziej nudzić.
- Nie, wysłuchaj mnie.
- Naprawdę sądzisz, że jest coś co może przemawiać na twoją korzyść?
- Błagam, wiem jak to wygląda ale daj mi szansę.
- To zabawne jak wiele osób prosi mnie teraz o to. Tomek, Dawid, a teraz ty.  Ale ja chyba nie jestem jednak taka miłosierna jak to się wam wydaje. Dość nadstawiania drugiego policzka.
- Aniu…
- Powiedziałam oddaj klucze.      
- Pozwól mi tylko na krótkie wyjaśnienia. Tylko kilka minut. Proszę. Wiem, że nie jestem tego warta, ale potrzebuję tej pracy.
- Na Boga, naprawdę chcesz się w to bawić?- Miałam już dość tego, że udawała ofiarę. Nawet łzy w jej oczach wyglądały na szczere. Marnowała się . Byłaby świetną aktorką.
- Nie udaję. Wysłuchaj mnie. Nie mam pieniędzy, muszę zapłacić za mieszkanie. Nie daję już rady. Jeśli nawet mnie nienawidzisz nie możesz być tak okrutna by zwolnić mnie z dnia na dzień.- Już miałam jej odpowiedzieć coś nieprzyjemnego: na przykład żeby poszła do Władysława Kamińskiego po następną zaliczkę, ale ugryzłam się w język. Inna sprawa, że kasa którą mogła zarobić tutaj w ogóle nie była jej potrzebna. Ale Paula mogła mi się jeszcze przydać. W końcu dlaczego miałabym jej nie wysłuchać i nie poznać całej prawdy?
- Okej.- Westchnęłam ciężko. – Jeśli powiesz mi prawdę  i wyznasz wszystko co mi mówiłaś to pozwolę ci tu pracować.
- Naprawdę?
- Tak, ale tylko przez jakiś krótki czas.
- O matko, dziękuję, bardzo  ci dziękuję. Wiedziałam, że nie jesteś…
- Nie dziękuj. Najpierw prawda. Siadaj. – Stanowczym gestem wskazałam jej krzesło obok jednego stolika. Potem sama zrobiłam to samo. – Od początku gdy zjawiłaś się w cukierni miałaś za zadanie mnie szpiegować?
- Tak. Władysław Kamiński skontaktował się ze mną już wtedy. A ja, jak wiesz po tym jak uciekłam sprzed ołtarza spaliłam za sobą wszystkie mosty. Rodzice wyrzucili mnie z domu, nie miałam pieniędzy, znajomi po prostu przestali mnie zauważać. Dlatego gdy zaproponował mi ten układ to się zgodziłam.
- Te szczegóły nie są ważne.- Wtrąciłam.
- Dla mnie są. Motywy są bardzo ważne.
- Masz rację. Więc zastanówmy się…od samego początku wiedziałaś jaką perfidię chcesz popełnić. Byłaś dwulicowa: nie tylko donosiłaś na mnie, ale i udawałaś przyjaciółkę.
- To nie tak. Naprawdę byłaś moją przyjaciółką.
- Skoro według ciebie przyjaciółki postępują tak jak ty to nie chcę wiedzieć jak według ciebie wyglądają wrogowie.- Odparłam jej sarkastycznie nie mogąc się powstrzymać.
- A co miałam według ciebie zrobić? Byłam zdesperowana, zagubiona i przerażona. Propozycja Kamińskiego spadła mi z nieba. Na dodatek nie znałam cię wtedy. Nie wiedziałam czy mogę ci ufać.
- Ale potem już poznałaś. Mogłaś wyznać mi prawdę.
- Bałam się nie rozumiesz? Kiedy zrozumiałam, że to co o tobie mówił mi ojciec Tomka…no i że jesteś wcale interesowną naciągaczką to…to naprawdę cię polubiłam. Potem kilkakrotnie chciałam wyznać ci prawdę, ale nie byłam w stanie. Możliwość konfrontacji z tobą napawała mnie przerażeniem. Naprawdę byłaś moją przyjaciółką. Kochałam cię jak siostrę. I nadal kocham.
- Paula, to trwa już kilka miesięcy. Nie mów mi, że nie miałaś szansy i okazji na powiedzenie mi prawdy.
- Kiedy to prawda. – Nie chcąc ponownie zaprzeczyć tylko pokręciłam głową. Dalsza dyskusja była tu bezcelowa. Ona naprawdę nie poczuwała się do winy.
- Dobrze, to chyba wszystko co chciałam wiedzieć. A teraz się wynoś.- Jej mina w reakcji na moje słowa była całkiem zabawna. Wciąż mokre po płaczu oczy zrobiły się okrągłe jak spodki a usta otworzyły się w niemym „o”.- No, mam cię odprowadzić do drzwi?
- Ale Ania…
- Co ale Ania? Serio sądziłaś, że mam ochotę trzymać u siebie wroga?
- Ale ja wcale nie jestem twoim wrogiem. Nigdy nie byłam.
- Dość, ani słowa więcej. Idź już.
- Obiecałaś mi, że mnie nie zwolnisz.- Przypomniała. Słysząc to parsknęłam niewesołym śmiechem. Miała niezły tupet.
- Kłamałam. Sądzisz, że tylko ty z Tomkiem macie na to patent?
- Nie możesz…co ja mam zrobić?
- To już nie mój problem. Ale dam ci ostatnią dobrą radę: idź do Władysława Kamińskiego. On ci z pewnością pomoże. Poza tym cukiernia i tak stoi na skraju bankructwa, więc długo byś tu nie popracowała. A teraz do widzenia.
- Ania…
- Paula, nie sprawiaj by ta sytuacja była jeszcze bardziej żenująca niż jest. I chyba w tej sytuacji nie będziesz dopominać się o wypłatę co? W końcu już dość długo pobierałaś ją od dwóch szefów.
- Wybacz mi. Przepraszam.- Rzuciła jeszcze, a potem wybiegła z płaczem z lokalu. Patrzyłam za nią z obojętną miną dopóki nie zniknęła mi z oczu. Potem usiadłam na krześle jeszcze raz biorąc do ręki wiadomość od Władysława Kamińskiego.

A więc to sprawdzimy. Zobaczysz jak łatwo traci się przyjaciół, znajomych, męża, rodzinę. Zobaczysz jak bardzo moje pieniądze zniszczą twoje życie. Nie muszę nawet wychodzić poza nawias prawa o co mnie wcześniej pytałaś. Zniszczę cię zgodnie z nim. Wszystko co kochasz zniknie tylko dlatego, że ja tak postanowię. I dlatego, że jednak pieniądze mogą wszystko.

Przypomnienie sobie jego dawno wypowiedzianych słów i zawartej w nich groźby sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej. Każdego można kupić, powiedział mi. I okazało się, że miał rację. Swobodnie dyrygował mną, Tomkiem, Pauliną czy Dawidem. Bez przeszkód zniszczył moje plany o własnej cukierni, nawet nie wychodząc poza nawias prawa tak jak mi obiecał. A ja śmiałam z nim polemizować. Śmiechu warte.
Pieniądze mogą wszystko.
Nie chciałam w to wierzyć. Nie chciałam wierzyć, że żyje w świecie zachowywania pozorów, świecie w którym liczy się ten kto ma kasę. To było przerażające odkrycie. Przerażająca była ta prawda.
- Witaj Aniu!- Z radosnym uśmiechem z ponurych rozmyślań wyrwał mnie głos właśnie wchodzącej do lokalu Agnieszki. Obok niej szła Iza.
- Cześć.- Przywitała się bardziej powściągliwie choć z uśmiechem. Ja jednak nawet nie odpowiedziałam na ich pozdrowienie. Już miałam spytać co tu robią, gdy uświadomiłam sobie że Izabela właśnie miała rozpocząć pracę o dziewiątej. A za 10 minut miała przecież nadejść na godzina.
- No, Aniu mam dla ciebie wypełnioną ewidencję dokumentów za ten miesiąc.- Zaczęła Agnieszka przysiadając się do mnie i wyciągając z torebki jakąś teczkę.-  Dobra wiadomość jest taka, że nie musisz płacić podatku dochodowego.
- Jest aż tak źle?- Spytałam ją. Bo doskonale wiedziałam co to znaczy. Nie byłam aż taką ignorantką w sprawach finansowych by tego nie wiedzieć. Nie osiągnęłam dochodu, a mój wynik finansowy musiał być ujemny.
- Bez przesady.- Aga zbyła mnie machnięciem ręki.- Mówiłam ci, że początki są ciężkie. Za jakiś czas osiągniesz konkretny zysk a tę stratę będziesz mogła sobie odliczyć od podatku i będziesz z niej zadowolona.- Uśmiechnęłam się smutno. Zadowolona? Za jakiś czas?
- Jaka w takim razie jest ta zła wiadomość?
- Nazbierało się trochę Vat-u. Sprzedałaś starą kuchenkę gdy Tomek dał ci duży piec i kilka innych drobiazgów.
- Od tego też muszę zapłacić Vat?
- Niestety. Ale dość o tym. Powiedz lepiej gdzie pierścionek.
- Jaki pierścionek?
- Od Tomka. Bo poprosił cię w końcu o rękę, prawda?- Przypomnienie mi tej chwili kosztowało mnie wiele samokontroli. By się więc nie skompromitować wolałam skinąć głową.- Więc? Gdzie on jest?
- Nie powiedziałam, że się zgodziłam.
- Co?
- Jeszcze dziś wnoszę sprawę o rozwód.
- Ale jak to…przecież wy się kochacie. Chcesz się z nim rozwieść? A co na to Tomek?
- Mam to gdzieś.
- Aniu! Nie poznaję cię.
- Dlaczego? Bo w końcu zrozumiałam jakim jest draniem?
- Co znów się między wami wydarzyło?
- Nic o czym chciałabym rozmawiać .Zresztą spytaj jego, on z pewnością ci o tym powie. Chociaż nie, najpewniej sama już o tym wiesz. Pewnie nawet mu pomagałaś.
- W czym?
- No jasne.- Nagle naszło mnie olśnienie.- Ty też udawałaś moją przyjaciółkę tylko po to by pozyskać moje zaufanie. A ta propozycja prowadzenia księgowości wcale nie była bezinteresowna.
- Oczywiście, że była.- Prychnęła Agnieszka. – Ale nie przeczę, że wpadłam na nią dopiero po sugestii Tomka.
- Dobrze wiesz, że nie mam na myśli Tomka.
- Więc kogo?
- Władysława Kamińskiego. Współpracowałaś z nim by mnie zniszczyć, prawda?
- Anka, pogięło cię czy co? A może upadłaś na głowę?
- Wręcz przeciwnie: dopiero teraz widzę wszystko takim jakim jest w rzeczywistości. A ty Iza…- Zwróciłam się do stojącej obok kobiety.- …też chciałaś pracować tu by mnie szpiegować.
- Aniu, chyba lepiej będzie jeśli powiesz nam co się stało i skąd te absurdalne podejrzenia.
- Wcale nie są absurdalne!
- Więc serio sądzisz, że pomagałabym temu staremu dziadowi po tym co mi zrobił?- Głos z powrotem zabrała Agnieszka.- Przecież mówiłam ci jak próbował rozdzielić mnie z Krzysztofem.
- A czemu nie? Od tego czasu upłynęła masa wody. Poza tym należysz już do jego rodziny. A krew jak wiadomo nie woda.
 -Ty też należysz do rodziny.
- Wcale nie. Ja nigdy nie zostałam oficjalnie zaakceptowana. O tym kim jestem wie zaledwie kilka osób z waszych kręgów.
- Jakich znów kręgów? To nie osiemnastowieczna monarcha, Ania. Nie mamy już szlachty i arystokracji.
- Przestań traktować mnie protekcjonalnie.- Warknęłam.
- Więc przestań zachowywać się jak idiotka.- Odparła mi Kamińska.- Dobrze wiesz, jak bardzo chciałam by tobie z Tomkiem się udało, jak wiele razy was wspierałam. Już zapomniałaś?
- Wręcz przeciwnie: doskonale pamiętam jak te wszystkie zabiegi kończyły się moim upokorzeniem.
- Wiesz co? Nie mam teraz czasu, ale nawet gdybym go miała to nie mam ochoty wysłuchiwać tych bzdur. Widzę, że jesteś roztrzęsiona czymś o czym ktoś cię poinformował choć wprowadził w błąd. Wpadnę tu gdy się uspokoisz.
- Nie trudź się.- Odparłam jej, choć ona już odwracała się w kierunku wyjścia. Potem przez dłuższą chwilę siedziałam bez słowa wpatrując się w jakiś punkcik na stole.
- Byłaś wobec niej niesprawiedliwa, wiesz?- Słysząc te słowa niemal podskoczyłam na krześle. Zdążyłam zapomnieć o obecności Izabeli.
- Nie sądzę.
- Agnieszka naprawdę cię wspierała.
- Mam to gdzieś. I zdaje mi się, że ty też miałaś stąd iść.
- Wyrzucasz mnie?
- Tak.
- A kto będzie tu pracował? Sądzisz, że dasz sobie tu radę sama z Paulą?
- Tej oszustki też się pozbyłam, ale tak dam sobie radę sama.
- Aniu, to wszystko mi się naprawdę nie podoba. Usiądźmy i porozmawiajmy jak dorośli ludzie.
 -Nie. Już dość rozmawiałam; dość długo pozwalałam sobą manipulować, ale to już koniec. Nie pozwolę znów robić z siebie idiotki; zwłaszcza przed bogaczami którzy uważają, że pieniądze czynią ich lepszymi.
- Popełniasz błąd.
- Nie, Iza. Dopiero teraz mu zapobiegam. Czas wreszcie wziąć sprawy w swoje ręce.
- Jak chcesz.- Odparła mi po dłuższej chwili.- Tylko pamiętaj, że gdybyś zmieniła zdanie i potrzebowała jednak pomocy to możesz do mnie zadzwonić.
- Nie zmienię zdania.- Odpowiedziałam jej. A potem patrzyłam jak i ona wychodzi z cukierni. Miałam szczerą ochotę się rozpłakać gdyby nie wejście pierwszego klienta. Wstałam więc z krzesełka przyoblekając na twarz uśmiech. Potem przyjęłam zamówienie.
Pracowałam przez cały dzień i o dziwo nikt mnie nie odwiedził. Mój telefon za to dzwonił bez przerwy; Dawid, Tomek, Paula…nawet był telefon od Klaudii. Zdziwiłam się, że zadzwoniła, ale czytając wiadomość którą mi najwyraźniej zostawiła po tym jak nie mogła się ze mną skontaktować wszystko zrozumiałam.

ANIU PRZEPRASZAM, ŻE TAK NAGLE I GŁUPIO MI O TYM PISAĆ, ALE POTRZEBUJĘ PIENIĘDZY. ZDECYDOWALIŚMY SIĘ Z CZARKIEM SPRZEDAĆ KAWALERKĘ I KUPIĆ WŁASNE MIESZKANIE. NIE OCZEKUJĘ OD CIEBIE ZWROTU OD RAZU CAŁEJ KWOTY, ALE CHOCIAŻ JEJ CZĘŚCI. PRZYDA NAM SIĘ KAŻDY GROSZ. NA KONIEC CHCĘ DODAĆ, ŻE ZOSTANIESZ CIOCIĄ!

Czytając tę wiadomość łzy stanęły mi w oczach. Klaudia w ciąży, kto by pomyślał. Moja rozsądna romantyczna Klaudia wreszcie zostanie mamą tak jak tego pragnęła.
O dziwo nie byłam nawet ani trochę zła z powodu faktu, iż chce odzyskać swoje pieniądze. W końcu i tak dała mi na to dużo czasu. A ja nie mogłam wykorzystywać dłużej naszej przyjaźni.
Ta wiadomość właściwie dała mi następny impuls do działania. Jeszcze tego samego wieczoru umieściłam w internecie ogłoszenie o sprzedaży cukierni. Nie miałam przecież w niej czego szukać. Słodki świat był marzeniem, które przez krótki okres czasu się ziściło, ale to wszystko. Powinnam być z siebie dumna, że udało mi się chociaż wytrwać w swoim postanowieniu.
Jakaś część mnie sprzeciwiała się temu, ale racjonalność zwyciężyła. Dość życia mrzonkami, gdybania, bujania w obłokach. Nie nadawałam się na posiadaczkę własnej firmy; byłam tylko prostą cukierniczką która umiała piec a cyferki rysować tylko i wyłącznie na cukierkowych masach. Do tego Władysław Kamiński kupując naprzeciwko mnie lokal oferujący podobne produkty o znacznie niższych cenach zniszczył mnie doszczętnie. Nie miałam szans z taką konkurencją. Może gdybym miała kapitał, mogłabym to przeczekać. Ale on miał za dużo pieniędzy.
Poza tym powinnam to zrobić jeszcze z jednego powodu. Bo to miejsce za bardzo kojarzyło mi się z Tomkiem. A o nim chciałam definitywnie zapomnieć.
Następnego dnia mimo wszystko otworzyłam cukiernię normalnie decydując się na duże promocje by pozbyć się reszty towaru. Dobrze, że odwołałam wczorajszą dostawę- choć musiała zapłacić za koszty transportu i zmarnowany czas to i tak zaoszczędziłam sporą sumę.
Promocja ściągnęła dużą ilość klientów. Niektórzy z prawdziwym żalem słuchali o zamknięciu cukierni. Miałam bowiem sporą garstkę stałych klientów od których zawsze mogłam liczyć na napiwek i miłe słowo. Teraz miałam się z nimi definitywnie rozstać. Wieczorem, choć bardzo zmęczona robieniem inwentaryzacji i reszty dokumentacji, szukałam w internecie informacji na temat zamknięcia działalności. Do pierwszej w nocy wypełniałam niezbędne formularze by nazajutrz w poniedziałek zanieść je do urzędu. Robiłam to z ciężkim sercem. „Słodki świat” był dla mnie wszystkim, a teraz musiałam się  z nim pożegnać praktycznie z dnia na dzień.
Gdy dopełniłam niezbędnych formalności udałam się do kancelarii adwokackiej. Tym razem nie chciałam na nic czekać. A szczególnie na Tomka. Dość zachowywania się jak ofiara. W końcu czas podjąć jakieś decydujące kroki a nie tylko mówić o tym, że chcę rozwodu.
Nie miałam jednak pojęcia, że to będzie takie trudne. Choć dopiero umówiłam się na spotkanie które miało odbyć się za dwa dni (mimo wszystko nie wybrałam najlepszej agencji ze względu na koszty, więc nie musiałam też długo czekać), wychodząc z budynku czułam że ciężar na mojej piersi rośnie. Potem zadzwoniłam do Tomka i poinformowałam go zwięźle o swoim postępowaniu nie dając mu dość do słowa. Gdy skończyłam mówić naturalnie prosił mnie bym tego nie robiła, bym dała mu jeszcze jedną szansę, bym nas nie skreślała. To było tak dobrze znajome, tak znajome, że prawie potraktowałam to obojętnie. Bo ten schemat wciąż się powtarzał. Nadszedł czas by to skończyć.
Dość szybko, bo już po kilku dniach od zamieszczenia przeze mnie oferty sprzedaży,  pojawił się pierwszy zainteresowany, który zaoferował mi ceną niższą o dwadzieścia procent niż chciałam. Nie zgodziłam się. Wmawiałam sobie, bo to po prostu za tanio, ale zastanawiałam się czy to prawda. W końcu starczyłoby mi na spłatę długów. Przecież nie musiałabym jeszcze na tym zarobić.
Poza ty  w ciągu minionego tygodnia byłam bardzo zalatana. Konieczność zamknięcia lokalu wiązała się z masą biurokratycznych spraw. Poza tym spotkanie z adwokatem…z trudem udało mi się wysiedzieć do końca. Problem polegał nie tylko na tym by mówić obcemu człowiekowi o prywatnych sprawach, ale i na tym by słuchać jego rad które wynikały tylko z rozsądku.
- A więc dobrze.- Oznajmił mi po wstępnym zapoznaniu się ze sprawą.- Ważnym aspektem jest fundusz powierniczy, ale dopóki nie mam dokładnych dokumentów związanych z zapisem, nie jestem w stanie powiedzieć jakie są szanse na uzyskanie przez panią należnej jej części.
- Ale przecież ja mówiłam, że nie chcę tych pieniędzy. Nie wyszłam za mąż dla pieniędzy.- Oburzyłam się.
- Pani Parulska, rozwód jest normalną koleją rzeczy. Nikt nie mówi, że wzięła pani ślub ze względów materialnych, ale to nie znaczy że nie musi pani na nim skorzystać. Przecież poniosła pani dotkliwe straty moralne, prawda?
- Tak, ale pieniądze mi ich nie zrekompensują.
- Ale mogą znacznie ułatwić sprawę. Zwłaszcza w pani sytuacji.- Z trudem zmusiłam się by nie wstać i wyjść. Ten człowiek niczego nie rozumiał. Dla niego byłam jedną z wielu kobiet mój rozwód jednym z milionów które przeprowadził i miał przeprowadzić w swoim życiu. W dodatku mówił o tym wszystkim tak bez emocji, bez jakiegokolwiek zaangażowania. To bolało. To sprowadzanie tak ważnej dla mnie sprawy do poziomu trywialnej biurokracji. Ot, wzięłam ślub kilka miesięcy temu. Ot, teraz wezmę rozwód. Normalna kolej rzeczy, jak to powiedział. I jeszcze to co dodał o tych pieniądzach. Czy naprawdę nie rozumiał, że tego nie chciałam? Jak mogłam pragnąć czegoś co zniszczyło mi życie?
Każdego można kupić…
Te słowa wciąż powracały do mojej głowy nie pozwalając o sobie zapomnieć. Wciąż zastanawiałam się nad tym, kiedy Władysław Kamiński w końcu się ze mną skontaktuje by napawać się własnym zwycięstwem. Byłam pewna, że nie mógł sobie tego przepuścić.
Wieczorem zadzwoniłam do rodzinnego domu. Powiadomiłam rodziców o swoim rychłym przyjeździe choć na razie wolałam nie zagłębiać się w szczegóły. Musiałam uciec od stolicy, od tego co mnie tu spotkało, od Tomka.
Bałam się.
Bałam się, że w każdej chwili może mnie odwiedzić. 
Bałam się, że zjawi się Dawid lub Władysław Kamiński żądając swoich pieniędzy. 
Bałam się swojej własnej samotności i bólu który dopadał mnie na samą myśl o przyszłości która była dla mnie wielką niewiadomą. 
Bałam się gdy patrzyłam w lustro widząc w swoich oczach pustkę.  Nie chciałam jej widzieć. Nigdy nie sądziłam, że uzależnię się od kogoś emocjonalnie, że tak trudno będzie zerwać tę chorą nić która łączyła mnie z Tomkiem. A przecież dopiero zaczęłam to robić.
Któregoś dnia rzeczywiście przyszedł. Ale nie tyle chodziło mu o powstrzymanie mnie przed rozwodem co moje sprawy biznesowe. Od Agnieszki bądź Izy dowiedział się o sprzedaży cukierni próbując mnie namówić bym tego nie robiła. 
- To było twoje marzenie, nie powinnaś z niego rezygnować. Nie z mojego powodu. Jeśli chcesz obiecam, że nigdy tu nie przyjdę tylko nie niszcz wszystkiego z mojego powodu.
- Przypisujesz sobie w tym zbyt dużą rolę. Nie robię tego z powodu naszego rozwodu.
- Więc dlaczego?
- Bo nie widzę już dłużej sensu w tym co robię. Nie mam pieniędzy, a z czasem będzie jeszcze gorzej.
- To z pewnością tylko chwilowe problemy. Cukiernia obok nie może wiecznie sprzedawać cen bez naliczania marży.- Słysząc to roześmiałam się. Tomek z konsternacji zmarszczył brwi.- Co cię tak bawi?
- Ty. Naprawdę nic nie wiesz?
- Czego nie wiem?
- Jak myślisz, kto jest właścicielem lokalu po drugiej stronie ulicy? Kto byłby w stanie sprzedawać słodycze po tak niskich cenach i otwierać cukiernię gdy akurat ja ją przejęłam?
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że mój ojciec…
- Tak, dokładnie to chcę powiedzieć.- Przerwałam mu z goryczą.- Niedawno pozwolił mi to odkryć. Tak więc jak widzisz nie ma sensu bym dalej to ciągnęła. Nie mam pieniędzy na walkę z nim.
- To się musi skończyć. Nie pozwolę by…
- Nic nie rób, to dotyczy tylko jego i mnie.
- To wszystko moja wina.
- To było moje ryzyko.- Odparłam wzruszając ramionami. Nie zamierzałam mówić mu, że to nieprawda. W końcu gdybym się z nim nie związała to być może do dziś byłabym właścicielką „Słodkiego świata”. A tak będę nią tylko jeszcze przez kilka dni, może tygodni.
- A więc do tego wszystkiego co ci zrobiłem muszę dołożyć jeszcze to, co?- Usłyszałam cicho zadane mi przez Tomka pytanie. Nie wiedząc dlaczego, uśmiechnęłam się do niego.
- To nie była niczyja wina. Po prostu stało się, nie ma sensu się nad tym zastanawiać.
- Aniu ja…te pieniądze z funduszu…sporo wydałem, ale wciąż mam twoją cześć…
- Tomek, daj spokój.
- Mówię poważnie. Oddam ci je.
- Nie chcę żadnych twoich pieniędzy. Nigdy nie chciałam. Przecież nawet nie oddałam ci twoich piętnastu za które otworzyłam cukiernię. To ja jeszcze jestem ci winna dużą cześć.
- Nie jesteś mi nic winna.
- Tak  jak ty mi.
- Nie, choć w ten sposób będę mógł się trochę zrehabilitować.- Odparł mi. Potem przez chwilę oboje milczeliśmy.- Dziwnie tak teraz rozmawiać, prawda? Też czujesz w piersi taki ciężar?- Nie odpowiedziałam mu, nie byłam w stanie. Miotające mną emocje i świadomość klęski mnie przytłoczyły. Poczułam jak moje oczy stają się lekko zaszklone.
- Chyba wierzę w to, że będzie lepiej.- Skłamałam.
- Ja nie. Najgorsze jest to, że dopiero teraz zorientowałem się jak bardzo cię skrzywdziłem. Podjąłem masę złych decyzji. I tak powinienem być wdzięczny za to, że byłaś aż tak długo wyrozumiała i ze mną wytrzymałaś.  Ale mimo to…mimo to nie potrafię wierzyć że to się tak po prostu skończy.
- To już się skończyło Tomek.
- Ale nie powinno. Nie, gdy się kochamy.
- Co do tej pory przyniosła nam ta miłość? Tylko ból i cierpienie.
- Teraz może być inaczej.
- Sądziłam, że już uzgodniliśmy że na to już za późno.
- Więc co mam zrobić? Co mam zrobić byś dała mi jeszcze jedną szansę? Wiem, że jestem dupkiem i…
- Tomek, proszę przestań.
- … o wiem też, że wielokrotnie cię krzywdziłem, ale oddam ci wszystko co chcesz bylebyś tylko mnie nie zostawiała.

Czysta fizyka. Teraz dopiero tworzy się napięcie powierzchniowe wody, które zdoła przez jakiś czas wytrzymać strukturę wody. Ale za którąś następną kroplą nie wytrzymuje i bum…rozwala się. No i nadchodzi taki moment, że szklanka nie może być dłużej pełna. O…właśnie teraz. Widziałaś?

- Nadchodzi taki moment aż szklanka nie może być już dłużej pełna.- Szepnęłam cicho przypominając sobie słowa , które kilka tygodni temu wypowiedział do mnie mąż.
- Co?
- Tak mi kiedyś powiedziałeś, pamiętasz? Gdy uczyłeś mnie robić kawę na nowym ekspresie. I chyba miałeś rację.  Wciąż…wciąż cię kocham. – Wyznałam z trudem i po dłuższej przerwie wpatrując się przed siebie.-  I kochałam cię nawet po twoim wypadku. Gdy nieustannie ze mnie żartowałeś, szydziłeś, upokarzałeś flirtami z Iloną…mimo wszystko zawsze byłam przy tobie. A potem nasze problemy się piętrzyły: dowiedziałeś się o mojej rodzinie, przeszłości, okolicznościach w których się poznaliśmy. Te rysy wciąż się pogłębiały, ale mimo to nie chciałam zrezygnować. Wciąż wierzyłam, że mamy przed sobą przyszłość, że nasza miłość pokona wszelkie przeszkody. Trywializowałam sprawę uważając, że to tylko kwestia odzyskania przez ciebie pamięci. Tyle, że wcale tak nie było. Ale teraz…teraz zebrałam to wszystko do kupy. I uświadomiłam sobie, że i tak wiele zniosłam. Gdy sobie o tym przypomnę sama nawet nie wierzę w to, że dałam radę to zrobić. Ale to czego dowiedziałam się w piątek…to przelało czarę goryczy. Było przysłowiową kroplą.
- Wiem, że nie powinienem zatajać przed tobą prawdy o swojej pamięci.- Wtrącił się. Przymknęłam lekko oczy by nie jęknąć. On nadal nic nie rozumiał.
- Nie, Tomek. To mogłoby być coś zupełnie innego. Coś co napełniło tę szklankę kawy ze wszystkimi naszymi brudami i zburzyło jej napięcie powierzchniowe. Ten moment gdy nie mogła być już dłużej pełna. Poza tym, w ostatnim tygodniu miałam wiele czasu na przemyślenia. I wiesz, myślałam też nad innymi twoimi słowami. Gdy pocieszałeś mnie po rozmowie z Jędruchniewiczem. Powiedziałeś, że sama karzę się za śmierć siostry, że nie potrafię być szczęśliwa, bo gdy to robię to czuję jakbym ją zdradzała. I gdy nad tym rozmyślałam doszłam do wniosku, że tak właśnie jest.  To nawet zabawne, bo uświadomiłam sobie to w chwili gdy z zemty na tobie wylądowałam z Dawidem w łóżku.
- Co?- Przerwał mi tak suchym tonem, że poczułam się tak jakbym wbiła mu nóż w brzuch. Dodatkowo moje wyrzuty pogłębiał fakt, że jego reakcja mnie ucieszyła. Nie był wciekły, tylko zraniony tak jak do tej pory chciałam. Tyle, że teraz już nie. Dlatego szybko kontynuowałam.
- Nie zrobiłam tego, Tomek. Do niczego między nami nie doszło, ale chciałam to zrobić. Bardzo tego żałuję, choć jednocześnie ta sytuacja pozwoliła mi uświadomić sobie co musiałeś czuć po tym jak twój ojciec odmalował mnie jako materialistkę o naturze prostytutki. Dlatego niejako rozgrzeszam to co zaszło między tobą a Iloną tamtego wieczora. W końcu wtedy odzyskałeś pamięć, to powinno się liczyć prawda?
- Nie, nie powinno. Ważne są środki nie tylko motywy.
- Cieszę się, że w końcu dostrzegłeś różnicę. A wracając do tematu.. tak więc doszłam do wniosku, że może to stąd wynikło moje zachowanie, że ten cały nasz ślub był jedną wielką pomyłką, bo chciałam się ukarać za to co stało się z Anitą. Dlatego nie chcę już próbować, nie zamierzam dłużej już tkwić w tym bezsensownym związku.
- Więc się zmienię. Zrobię co tylko zechcesz.
- Nie chcę byś się zmieniał: jesteś jaki jesteś: zabawny, wrażliwy, łatwo dający ponieść się emocjom, mierzi cię zwyczajność. I naprawdę to rozumiem, ale nie chcę być z kimś takim. Ja też mam wiele wad i nie bez przyczyny wciąż się ze sobą kłóciliśmy. Na pewno gdzieś tam jesteśmy dla kogoś tymi właściwymi połówkami.
- Nie mów tak, błagam. Przecież wiesz, że to ty jesteś dla mnie właściwa.
- Niestety nie. Ale życzę ci wszystkiego co najlepsze, naprawdę. Może kiedyś nawet będziemy się z tego śmiać. Ty ze swoją żoną, a ja z mężem.
- Jaką żoną? Nigdy nie ożenię się z żadną kobietą.  Tylko z tobą.
- Teraz tak sądzisz. Ale za kilka miesięcy, za rok, dwa albo i pięć zrozumiesz że miałam rację.
- Chcesz bym był na ciebie wściekły tak? Tego właśnie chcesz?
- Wcale nie. Chcę się pożegnać. Chcę powiedzieć, że nie żałuję naszej znajomości i że mimo tego jak się skończyła oboje coś z niej wynieśliśmy. To wszystko. Teraz…teraz byłabym ci wdzięczna gdybyś odszedł.
- Aniu…- Gdy spojrzał na mnie zauważyłam na jego twarzy udręczenie. Sama nie wiem dlaczego wyciągnęłam rękę i pogłaskałam go po policzku. A gdy pocałował mnie w nią od razu ją odsunęłam.
- Idź już.- Szepnęłam.- I postaraj się być szczęśliwy.


        

11 komentarzy:

  1. Coś czuję, że ten chłopak w barze to był Andrzej :D
    Niemal się popłakałam czytając zakończenie... To takie ciężkie się rozstać z kimś kogo się kocha i naiwność, że się zapomni, aż boli. Ale jak można się jej pozbyć skoro to jest jedyna nadzieja, że wszystko się kiedyś ułoży?

    OdpowiedzUsuń
  2. jak mogło się tak wszystko posypać.....to nie może się tak skończyć :( kaminski nie może być górą....

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam i ryczałam, łzawy ten rozdział, ale jakże prawdziwy, życiowy......
    A Ania, cgyba czas, żeby do niej uśmiechnęło się słońce.....
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też czuję iż to Andrzej :) Teraz Ania wraca na wieś I co ona będzie tam robiła :);mam nadzieję, że zakończenie związku nie bedzie zakończeniem opowiadania . Mam prośbę gdybyś jeden z rozdziałów dodała 7 ; ) taki mały prezencik urodzinowy dla wiernej czytelniczki chociaż rzadko komentujacej :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też wydaję mi się, że mężczyzna z klubu to Andrzej. Wiele faktów, o których mówił pasuje do ich historii. A co do rozdziału to myślę, że Ani wszystko zwaliło się na głowę. Tomek, Paulina, stary Kamiński, Dawid to chyba trochę ponad jej siły. Ale moment, w którym dotyka się dna(a Ana ewidentnie dotknęła tego dna) sprawia, że często łatwiej się nam podnieść i myślę, że dla Ani te wszystkie życiowe porażki będą kopniakiem od losu, do tego aby się podnieść, zmienić coś w swoim życiu i zacząć wszystko od nowa. Mam tylko nadzieję, że jednak przemyśli sobie sytuacje i pomimo wszystko da szansę Tomkowi. A poza tym piszesz tak cudownie, że czytając ten rozdział czułam się tak jakbym to ja była Anią i przeżywała tę sytuację :) pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  6. Piszesz cudownie uszanuję każde zakończenie ale nie gniewaj się że napiszę króciutko: wolałabym żeby było szczęśliwe

    OdpowiedzUsuń
  7. może dodasz coś dzisiaj :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziś już raczej nie zdąże. Jutro postaram się coś wrzucić, ale najpewniej bardzo późnym wieczorem w granicach 23. lub północy

      Usuń