Gdy
wróciłam do swojej sypialni chciałam tylko położyć się do łóżka i zasnąć, ale
sama myśl o tym bym położyła się w tym miejscu powodowała, że przypominałam
sobie o Dawidzie który jeszcze kilka minut temu w nim leżał. Poza tym o dziwo
wcale nie byłam senna. Byłam załamana, zrezygnowana, pusta. Czułam się tak jak
osoba która przez wiele lat dąży do czegoś czego pragnie, a gdy sądzi że już to
osiągnęła to coś zniknęło na zawsze. Jej sens i cel życia, jej pragnienie nie
istnieje a ona nie umie poradzić sobie w nowej rzeczywistości w której go nie
ma.
To było wyjątkowo przygnębiające.
Zeszłam więc na dół do cukierni siadając przy jednym z
wolnych stolików w całkowitej ciemności. Długo jednak tam nie przebywałam: moją
głowę wciąż zaczęła nabijać masa wspomnień. To jak razem z Tomkiem sprzątaliśmy
bar, jak żartowaliśmy i się przekomarzaliśmy. Jak pomagał mi wieszać obraz
który kupił do cukierni, jak chwalił moje ciasta. A to wszystko było kłamstwem.
Już wtedy pamiętał. Wiedział jak było między nami w
przeszłości a mimo to dalej kłamał. Musiał widzieć jak zareagowałam ja jego
słowa o tym, że jestem nietuzinkową osobą czy o porównaniu mojej pracy do pracy
artysty. Ale mimo to się nie wycofał.
By choć trochę ukoić myśli wyszłam na zewnątrz dokładnie
zamykając cukiernię. Wiedziałam, że nie powinnam włóczyć się po nocy, ale nie
wiedziałam co ze sobą zrobić. Poza tym ostatecznie musiałam pogrzebać
wspomnienia o Tomku i swoją impulsywną przeszłość. A mogłam to zrobić tylko w jeden sposób.
Klub 5&6 w
którym się poznaliśmy znajdował się niecałe trzy kwadranse drogi od mojej cukierni, które
pokonałam autobusem. Potem zatrzymałam się skręcając w uliczkę obok parku. Z
lekkim uśmiechem spojrzałam na dobrze znaną mi ławeczkę, która teraz była
zajęta przez jakiegoś pijanego chłopaka, który ledwie był w stanie usiedzieć na
własnych nogach. Czy ja też tak wyglądałam gdy zauważył mnie Tomek, spytałam w
duchu samą siebie. Czy miałam mętny wzrok, nie potrafiłam utrzymać się w pionie
i bełkotałam coś pod nosem?
„-Chcesz
się ze mną przespać?
- Słucham?
- Pytałam
czy chcesz się ze mną przespać.
- Sama
to wypiłaś?
- Pytałam
cię o coś. Tak czy nie?
- Posłuchaj
kochana jeśli podasz mi adres z chęcią odwiozę cię do domu.
- A idź
do diabła!
- No
nie, płaczesz? Hej, dziewczyno mówię do ciebie!
- Odczep
się już. Jeśli ci się nie podobam to spadaj
- A więc
tak bardzo zmartwiła cię moja odmowa?
- I
jeszcze ze mnie kpisz!
- Wcale
nie. Jesteś śliczna wiesz?
- Naprawdę?
- Kim
jest Dawid?
- Idiotą
-
Rozumiem.
- Nic
nie rozumiesz, więc przestań tak mówić! Nienawidzę jak ktoś traktuje mnie
protekcjonalnie. Pytam po raz ostatni: decyduj się
- Chodź”
Potrząsnęłam głową
starając się odgonić niepotrzebne wspomnienia. Teraz chciało mi się tylko
śmiać. Czy tak zaczyna się związek na całe życie? Przecież to normalne, że
Tomek wyciągnął całkiem logiczny wniosek odnośnie mojego charakteru. W końcu
jak kiedyś powiedział: "jaka dziewczyna proponuje swoje ciało nieznanemu
mężczyźnie?"
Nie chcąc o tym myśleć weszłam do lokalu klubu. Już w
szatni słyszałam dudniące dźwięki muzyki, gwar rozmów, zapach alkoholu.
Niechętnie podeszłam w stronę baru mimo pytania szatniarza odnośnie oddania
mojego wierzchniego odzienia, które zignorowałam.
To było tak dawno, a jednak mnie wydawało się tak, jakby
to wydarzyło się wczoraj. Odwiedziny Dawida, nasza kłótnia, złamane serce. Dziś
też było podobnie. Tyle, że kłótnię miałam z Tomkiem i to przez niego czułam
się doszczętnie żałośnie. Dlatego musiałam przez to przejść.
Katharsis.
Tak chyba nazywali to antyczni Grecy. Całkowite
oczyszczenie i uwolnienie się od bólu. Zapomnienie i pogodzenie z przeszłością.
Tylko w ten sposób mogłam zostawić za sobą przeszłość. Całą przeszłość.
Siadając przy jednym z wolnych stolików przy barze
zorientowałam się, że to tutaj wszystko się zaczęło. To w jednym z takich
miejsca Anita poznała Radka, który ją zniszczył, a ja Tomka który mnie oszukał.
To w klubie wszystko się zaczęło.
Niechętnie spojrzałam w stronę barmana decydując się
zamówić sok. Nie miałam zamiaru się upić- już nie- ale widok patrzącej na mnie
niechętnie dziewczyny stojącej po przeciwnej stronie baru wyraźnie mówił: mała,
jeśli chcesz sobie posiedzieć to idź do parku, tutaj się pije.
Szybko przekonałam się, że siedzenie i kontemplowanie
przy barze przez samotną dziewczynę nie jest odpowiednim miejscem do
samotności. Już po kilku minutach stanął obok mnie jakiś dość trzeźwy koleś
zaczynając tanią bajerkę. Nie patyczkowałam go i dość łatwo spławiłam; z drugim
miałam już więcej problemów. Był bardzo namolny i nie pozwalał się zbyć. Trochę
się zirytowałam. To uczucie było dość dziwne: z jednej strony chciałam tego, bo
potrzebowałam każdego bodźca by zapomnieć o Kamińskim (a niewątpliwie złość
była takim bodźcem); z drugiej pytałam samą siebie czy tak właśnie widział mnie
Tomek. Łatwą, biedną, pijaną dziewczynę biadolącą o swoim byłym chłopaku. Z
resztą, skoro odzyskał pamięć może sama będę miała go okazję o to spytać. To
zabawne, że do tej pory tego nie zrobiłam dając się zbyć jakimś żartem.
- A więc co taka piękna dziewczyna jak ty robi tu w
piątkowy wieczór sama?- Znów usłyszałam głos niechcianego adoratora. Upiłam łyk
soku starając się go ignorować, ale po następnych pytaniach bez odpowiedzi
koleś chyba nie zajarzył. Dlatego odparłam:
- Czekam na kogoś.
- Doprawdy?- Pożałowałam swojej odpowiedzi, bo blondynek
najwyraźniej uznał, że fakt iż się odezwałam świadczy o tym, że odpowiadam na
jego bajerkę.- A na kogóż to?
- Na faceta.- Palnęłam takim tonem jakbym zdradzała mu tajemnicę wszechświata i jakby to nie było oczywiste.
- I pozwalasz mu się tak traktować? Gdybym ja chodził z
taką laską jak ty nigdy byś na mnie nie czekała.
- Ale ty byś czekał.
- Dla takiej kobiety mógłbym czekać całą wieczność.-
Boże, banalność tej rozmowy sprawiła że wywróciłam oczami. Serio? Facet
wyglądał na dość ogarniętego a klepie takie wyświechtane teksty niczym napalony
studencik? Zdecydowałam, że szybko dopiję swój sok a potem wyjdę. Miałam już
dość. Katharsis co prawda nie do końca nastąpiło, ale w tych okolicznościach i
tak nie było możliwy. – To co, masz ochotę zatańczyć? Uwielbiam ten kawałek.
Powiesz mi chociaż jak masz na imię? Nie? Więc będę cię nazywał Moją
Ślicznotką.
Moja
Słodka Ania…
- Nie jestem żadną Ślicznotką!- Warknęłam.
- Jej, to był komplement. Jesteś Hiszpanką albo Włoszką?
Masz takie egzotyczne oczy…
- Mógłbyś sobie iść? Nie mam ochoty na żadne towarzystwo.
- Tak ci się tylko wydaje.
- To tobie się coś wydaje. Czy każdy facet musi myśleć,
że jeśli dziewczyna przychodzi tutaj sama to nie chce być zaczepiana? To przez
takich jak ty kobiety nie mogą pokazać się wieczorem same.
- Czy ktoś ci kiedyś mówił, że jesteś piękna jak się
złościsz?
- A czy tobie ktoś już powiedział, że czas skończyć
podryw na pierwszoklasistę?
- I zabawna. Świetne połączenie.
- Radzę ci spadać, bo jak przyjdzie mój chłopak to…
- To co Pięknotko?- Ze złości znów upiłam łyk napoju.-
Nie wiesz co się stanie? To jak ci powiem. Powiem mu, że jest kretynem
zostawiając taką laskę jak ty samą.
- Chciałabym to zobaczyć. Ma prawie dwa metry wzrostu i
jest bokserem.
- Wow.- Blondynik uśmiechnął się dając wyraz, że mi nie
wierzy. W dodatku jak na złość koło mnie przy barze zwolniło się miejsce które
amator podrywów wykorzystał. Stojąca po drugiej stronie baru kobieta po raz
drugi posłała mi nieprzyjazne spojrzenie. Tak jakbym to ja była winna temu, że
nie zdążyła usiąść!- No, to teraz możemy normalnie pogadać. Prawie jak
przeznaczenie, co?
- Posłuchaj, dobrze ci radzę: idź poszukaj sobie kogoś w
twojej kategorii wiekowej.
- Hej, z pewnością nie jestem od ciebie starszy. Co
prawda kobiety nie pyta się o wiek, ale ile masz lat?
- Mentalnie przynajmniej dwadzieścia lat więcej niż ty.
Zjeżdżaj.
- Ślicznotko…
- Powiedziałam zjeżdżaj, czego nie zrozumiałeś?
- Ktoś tu chyba jest zbędny.- Po wymownym odchrząknięciu
przy barze pojawił się wysoki, dość barczysty a raczej wysportowany mężczyzna,
mniej więcej w moim wieku. Był ubrany w czarne dżinsy i koszulę przez co
zwracał na siebie uwagę w takim miejscu jak to. Jego śniadą skórę podkreślała
śnieżna biel koszuli. Twarz miała charakterystyczny, zacięty wyraz. Był bardzo
przystojny: idealne proporcje twarzy, dobrze wyważona wysokość kości
policzkowych, oczy w których można by kiedyś zatonąć (mówię kiedyś, bo teraz z
pewnością nie, gdy piorunował wzrokiem przystawiającego się do mnie blondyna).
Do tego biła od niego jakaś nonszalancja i pewność siebie, a lekko kręcące się
włosy sprawiały wrażenie artystycznego nieładu jeszcze bardziej dodając mu
atrakcyjności. No i dostrzegłam w nim coś drapieżnego. Wrażenie było
nieuchwytne i być może nietrafne, ale prawdziwe. Nie pod tym względem, że
wydawał mi się być okrutny czy zdolny do zrobienie krzywdy. Nie, po prostu
wyglądał na takiego, któremu na niczym nie zależy. A jak wiadomo ten kto nie ma
nic do stracenia, walczy sto razy lepiej od najbardziej wytrawnego wojownika.
- No?- Nieznajomy arogancko uniósł brew do góry.- Spływaj
mały.- Zdziwiłam się gdy blondasek odszedł jak niepyszny rzucając mi jeszcze
tęskne spojrzenie. Przeniosłam wzrok na swojego wybawiciela, który teraz
zajmował krzesełko które zwolnił Blondyn. Co prawda nie miał dwóch metrów
wzrostu i nie wyglądał na boksera jak wymyśliłam mojemu niechętnemu
adoratorowi, ale mimo wszystko był postawnym facetem. Usłyszałam jak woła
kelnera zamawiając jakiegoś nieznanego mi drinka. Chyba musiał wyczuć na sobie
spojrzenie, bo odwrócił twarz w moją stronę.- Zamówić ci coś do picia?- Spytał.
- Nie.- Zaprzeczyłam szybko, bo zdałam sobie sprawę, że
to również może być jakiś flirciarz i że z pewnością nie spławił tamtego
kolesia z bezinteresowności. Więc wcale nie był moim wybawicielem. W dodatku
teraz proponował mi drinka. Naprawdę dziewczyny w tych czasach są takie łatwe?
Facet postawi im jednego drinka i są gotowe wskoczyć im do łóżka, pomyślałam i
zaraz spiekłam raka. Ja chciałam przecież przespać się z Tomkiem nawet gdy nie
postawił mi najzwyklejszego drinka.
- Na pewno? Mają tu wyśmienite Mojito. Long Island Iced
Tea też jest niezłe.
- Nie, dziękuję. Dopiję swój sok.
- Jak chcesz.- Nieznajomy wzruszył ramionami wyjmując z
kieszeni stuzłotowy banknot. Widocznie był dość bogaty skoro tak szastał
pieniędzmi. A ja miałam awersję do bogaczy po sytuacji z Dawidem i Tomkiem.
Potem, brunet niedbałym gestem poprawił sobie fryzurę.- Miałem spławić tamtego
gościa, prawda?- Spytałam po dobrych dwóch minutach gdy się tego zupełnie nie
spodziewałam nawet na mnie nie patrząc.
- Słucham?
- Obserwowałem cię już jakiś czas.- Oznajmił, a ja
upewniłam się że moje spostrzeżenie dotyczące kolejnego podrywacza okazały się
być trafne. Tyle, że ten wydawał się być dużo bardziej pewny siebie i swojej
wartości niż tamten Blondyn.- Zauważyłem, że chyba jego towarzystwo było ci
niemiłe, ale jeśli się pomyliłem to przepraszam.
- Nie, nie pomyliłeś się. Przyszłam sama.- Dodałam szybko
tego żałując. Jeszcze uzna to za zaproszenie.- Ale nie po to by kogoś poznać
tylko pobyć sama.
- Rozumiem.- Mrugnął upijając łyk z przyniesionego mu
właśnie drinka. Wygiął lekko kącik ust tak jakby doskonale wiedział jakim torem
podążają moje myśli.- Spokojnie, nie mam zamiaru się do ciebie przystawiać.
Chciałem ci tylko pomóc.
- Tak po prostu?
- Po prostu.
- I zupełnie bezinteresownie?
- Tak. Chociaż nie.- Urwał wymownie.- Prawdę mówiąc była
to transakcja wiązana.
- Wiązana?
- Aha.- Odparł biorąc kolejny łyk.- Mnie zależało na
miejscu przy barze żeby się napić, a tobie na spławieniu kolesia. Tak więc jak
widzisz, obojgu nam przyświecał własny cel, który choć różny był całkiem zbieżny.
- A propozycja drinka?
- Hm, no cóż ta była całkowicie bezinteresowna. Poza tym
uwierz mi, że nie mam ochoty na żadne romanse z kobietami choć jeszcze jakiś
czas temu zapewne bym się skusił.
- Jesteś gejem?- Wymsknęło mi się. Akurat odkładał
kieliszek, ale moje pytanie sprawiło że go upuścił kilka centymetrów nad barem.
Na szczęście był już pusty.
- Skąd? Wyglądam na geja?
- Nie, ale gdy dodałeś że te romanse dotyczą kobiet…-
Zakłopotałam się właściwie nie wiedząc dlaczego. Ten koleś był dla mnie
całkowicie obcy i go nie znałam. A choć był nieziemsko przystojny (choć dla
mnie Tomek i tak wydawał się być najbardziej atrakcyjnym facetem pod słońcem),
nie podobał mi się w sposób damsko-męski ani nie zależało mi na nim, więc jego
opinia o mnie nie powinna mnie obchodzić. Mimo to dodałam szybko:- Przepraszam.
Mam tę wadę, że najpierw robię a potem myślę. Choć mówię też. Jestem okropnie
impulsywna co już się na mnie wielokrotnie zemściło choć niestety wciąż nie mogę się tego oduczyć.
- W porządku.- Powiedział tylko niczego właściwie nie
wyjaśniając. Wydawało mi się nawet, że moja uwaga nie tylko go nie zdenerwowała
ale i rozbawiła. Potem spojrzał przed siebie w kierunku baru nie zwracając już
na mnie uwagi. Ja przez ten czas dopiłam swój sok i właściwie mogłabym odejść
gdyby nie ciekawość. Zupełnie irracjonalna trzeba przyznać.
Bo siedzący obok mnie facet zamawiał drinka po drinku. W
trakcie gdy ja dopijałam swoją połówkę soku, on zdołał wypić już trzy kieliszki
i właśnie zamawiał następny. Nie wyglądał mi na pijaka; już raczej na jakiegoś
biznesmena odpoczywającego po tygodniu ciężkiej harówki, chociaż wydawał się być mniej więcej w moim wieku, więc był na to zdecydowanie zbyt młody. A nawet jeśli todlaczego w takim
miejscu? Poza tym, jak wcześniej zauważyłam w jego oczach było coś dziwnego.
Jakby jakaś obojętność. Jakby siedząc tu i pijąc alkohol robił to tylko i
wyłącznie z nudów.
Chwilę później ponownie podszedł do mnie jakiś gość,
który oferował mi postawienie drinka oraz taniec. Uprzejmie odmówiłam, ale mimo
to nie rezygnował. I wtedy znów pomógł mi siedzący obok nieznajomy.
- Dzięki.- Powiedziałam do niego.
- Drobiazg. Kto by pomyślał, że kiedyś będę ratował z
opresji młode kobiety. Mój kumpel z uczelni nieźle by się uśmiał.- Mrugnął
pijąc kolejny łyk ze swojej szklanki. Jego odpowiedź mnie ośmieliła. No i fakt,
że go nie znałam, więc w razie czego szybko będę mogła się ulotnić.
- Dlaczego właściwie chcesz się upić?- Spytałam go.
Sądziłam, że mi nie odpowie, ale o dziwo z dobrym pięciosekundowym opóźnieniem
odpowiedział mi pytaniem:
- A musi być jakiś powód?
- Właściwie to nie. Ale zwykle jest.- Moja odpowiedź
wyraźnie go rozśmieszyła.- Powiedziałam coś nie tak?
- Nie skądże. A ty? Czemu tu jesteś? Z całym szacunkiem
nie wyglądasz na bywalczynię takich miejsc.
- Też mam powód.- Odparłam wzruszając ramionami. Moja
dezercja wyraźnie go ubawiła.
- Czyżby zawód miłosny?- Już chciałam go zbyć, ale zaraz
dotarło do mnie, że wcale go nie znam, więc czemu by nie być szczerym?
- Gigantyczny.
- Coś o tym wiem.- Choć powiedział to cicho po raz enty
pijąc zawartość swojego kieliszka i tak to usłyszałam.A więc to był powód jego prób upicia się, zrozumiałam.
- Zapijasz więc swoje smutki alkoholem.
- Wcale nie. Po prostu robię to z nudów. Zamiast spędzać
czas sam w czterech ścianach wolę spędzać go otoczony przez masę ludzi.
- To, że jesteś otoczony masą ludzi nie oznacza, że nie
jesteś samotny. Poza tym klubowicze nie są raczej odpowiednim towarzystwem.
- Może. Ale lepsze to niż żadne.- Westchnął ciężko.- I
tak w ogóle nie rozumiem czemu dyskutuję o tym z nieznaną sobie dziewczyną.
- Pewnie z tych samych powodów dla których ja rozmawiam z
tobą.
- Czyli?- Uśmiechnął się do mnie.
- Czyli chęci wygadania się komuś.
- Nie sądzę. Raczej nie jestem zbyt rozmowny odkąd…to
znaczy moi kumple tak nie uważają.
- Mogę zadać ci niedyskretne pytanie?
- Strzelaj. Najwyżej na nie nie odpowiem.
- Ta dziewczyna o której chcesz zapomnieć…kochała kogoś
innego?
- Nie, ale nie kochała mnie dość by ze mną zostać. A co z
tobą? Kto porzucił taką ładną laskę?
- Nikt. Właściwie to ja go porzuciłam.- Odparłam znów
czując gulę w gardle. Na szczęście wśród dudniącej muzyki lekkie drżenie mojego
głosu nie było słyszalne.
- Miałaś jakiś specjalny powód?
- Miałam masę powodów. Przynajmniej tuzin poważniejszych,
ale i tych pomniejszych nazbierało się dość by dać sobie z nim spokój.
- Więc czemu tego nie zrobiłaś wcześniej?
- Bo jestem idiotką, która wierzyła w bajki i szczęśliwe
zakończenia.
- Więc mamy coś ze sobą wspólnego, bo ja chyba też.-
Przyznał. A potem nie wiedząc dlaczego opowiedziałam mu o Tomku. Naturalnie bez
żadnych faktów, dat czy nazwisk; bez zagłębiania się w szczegóły. Zakończyłam
swoją opowieść na tym, że chciałam odkuć się na nim za to co mi zrobił chcąc
przespać się z byłym narzeczonym.
On odwzajemnił mi się tym samym. Powiedział o dziewczynie
w której zakochał się po raz pierwszy raz w życiu, o tym że dla niej był w
stanie zrezygnować ze wszystkiego a ona i tak go opuściła. Że dawniej był
notorycznym podrywaczem i jeszcze prawie dwa lata temu gdyby siedział obok mnie
roztaczałby nade mną swój urok. I że czuje się jak żałosny idiota wciąż na nowo
roztrząsając co mogłoby się wydarzyć gdyby.
- Nie martw się, ja mam tak samo.- Pocieszałam go.-
Tom…to znaczy ten facet o którym ci opowiadałam wielokrotnie robił coś co mnie
raniło nawet tego nie zauważając. Ja też podjęłam wiele złych decyzji.
Czasami…czasami zastanawiam się czy to nie jest żadna kara.
- Kara?
- Dawniej też byłam taka jak ty. Może, może nie sypiałam
z facetami, ale lubiłam ich prowokować i pławić się w ich zachwycie. A teraz
gdy ci dwaj do mnie podeszli miałam ochotę powiedzieć im jak bardzo są żałośni.
- Więc zgodnie z twoją teorią to, że zostawiła mnie
dziewczyna z którą chciałem wiązać swoją przyszłość również jest moją karą.
- Tak, to znaczy…być może. Zresztą, nie wiem. To wszystko
jest zbyt pogmatwane.
- Ciebie przynajmniej twój facet kocha.
- Twoja dziewczyna też musiała cię kochać.
- Akurat. A zwieńczeniem tej miłości był wyjazd z innym
facetem.
- Z przyjacielem.
- Przyjaźń damsko-męska nie istnieje.- Prychnął.
- Nie, między emocjonalnie nie zaangażowanymi partnerami.
Ale ona cię kochała. – Powtórzyłam uparcie co chyba tylko go zirytowało, bo
spytał lekko sarkastycznie:
- A skąd ty możesz to wiedzieć?
- Bo fajny z ciebie facet.- Tą lekko żartobliwą odpowiedzią nieco zbiłam
go z tropu jednocześnie rozluźniając między nami napiętą przez ostatnie sekundy
atmosferę. Nieznajomy uśmiechnął się do mnie, a potem roześmiał. Ja zrobiłam to
samo.
- Ty też jesteś fajna. Szkoda, że jesteśmy uczuciowo
takimi nieszczęśnikami, co? Chyba nawet mógłbym się w tobie zakochać.
- Bo godzinie znajomości?- Spytałam żartobliwie.
- Jasne. A po tygodniu wzięlibyśmy ślub.- Odparł mi w
podobnym tonie. Mnie to jednak nie rozbawiło. Z bolesną świadomością zdałam
sobie sprawę, że z Tomkiem zrobiłam to w zaledwie trzy miesiące.- Hej, tylko
żartowałem; spokojnie.
- Wiem. Spoważniałam dlatego, że przypomniałeś mi o mojej
impulsywności. Z tym mężczyzną o którym ci opowiedziałam…wzięłam ślub po kilku
tygodniach znajomości.
- Chcąc zapomnieć o tamtym? Rzeczywiście niezły kwas. Przy
tobie moja uciekająca narzeczona to pikuś.
- Bez przesady.- Obruszyłam się. A potem właściwie bez
powodu się roześmiałam. Cała ta rozmowa i sytuacja wydała mi się tak absurdalna
że aż śmieszna.
Właściwie w towarzystwie tego nieznajomego spędziłam
bardzo miły wieczór. Spodziewałam się, że powinnam płakać w poduszkę z żalu nad
końcem związku z Kamińskim, ale wcale tak się nie stało. Udało mi się nie tylko
zapomnieć, ale i się z tego śmiać. Z tego jak potraktowałam Dawida, jak
spławiłam przystawiających się do mnie kolesi z baru. A potem wyszliśmy z
nieznajomym na zewnątrz. Zamierzałam zaczekać na nocny autobus, ale on mi na to
nie pozwolił. Zamówił taksówkę i obiecał że mnie odwiezie.
- Bez obaw, wysiądziesz jakieś dwie uliczki bliżej więc
nie będziesz musiała się obawiać, że poznam twój adres.
- Nie o to chodzi. Po prostu nie chcę cię kłopotać.- O
dziwo była to prawda. Bo nie bałam się, że ten facet może zrobić mi krzywdę.
Owszem, znałam go nieco ponad dwie godziny i tą znajomość zawarliśmy w klubie
to jednak coś w głębi duszy mówiło mi, że nie jest zły i mnie nie oszukał. Bo
przecież ta historia o zmarłej dziewczynie którą kochał mogła być tylko
wabikiem. Ale jakimś cudem wiedziałam, że tak nie jest.
- Żaden problem…- Urwał patrząc na mnie pytająco.- Cholera, nawet nie wiem jak masz na imię.
- Mam na imię…
- Nie, nie mów. Ja też nie zdradzę ci swojego imienia.
Chyba przez te całe pogaduchy trochę wytrzeźwiałem, bo zaczynam zastanawiać się
jakie głupoty ci wygadywałem.- Uśmiechnęłam się do niego patrząc w oczy. Wciąż
nie mogłam nadziwić się temu jak harmonijne ma rysy. I temu, że to w ogóle na
mnie nie działa.
- Masz rację, takie jednowieczorowe spotkanie jest okej.
Ale na potrzeby sytuacji, do końca wieczora możesz mówić mi…Jola.
- A ty mi…Michał.
- A więc Michale, bardzo dziękuję.
- Drobiazg Jolu.
I tak, po niespełna pół godzinie spędzonej w taksówce i
towarzystwie niby-Michała wróciłam do domu i cukierni. A tam nawet nie
zawracając sobie głowy zdjęciem ubrań rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
Mimo tego, że położyłam się po pierwszej w nocy obudziłam
się niespełna przed siódmą raną. Dziwiłam się swojemu spokojowi, bo poprzedni
dzień był bardzo zwariowany. Najpierw kolacja z Tomkiem, potem wyznanie Ilony,
poznanie prawdy o współpracy Pauliny z Władysławem Kamińskim, chęć przespania
się z byłym narzeczonym a wreszcie wyjście do klubu i rozmowa z tajemniczym
nie-Michałem. Boże, dlaczego w takim razie nie byłam ani trochę zdołowana? Czyżby spadło na mnie tak dużo, że zdawałam sobie sprawę, że tego nie uniosę, więc w ogóle nie próbowałam?
Niechętnie, choć ze świadomością swoich obowiązków,
wzięłam szybki prysznic a potem się ubrałam. Zeszłam na dół do kuchni by
dokończyć desery na dzisiejszą sprzedaż. Robiłam to mechanicznie; pieczenie
było moją pasją, ale czasami były chwile gdy i nawet ona nie wystarczała.
Równo o wpół do dziewiątej skończyłam; potem przejrzałam
mały stosik leżącej na zapleczu poczty. Same rachunki i opłaty, a sprzedaż
spadła diametralnie w ciągu niespełna miesiąca. Konkurencja mnie wykańczała. Na
dodatek gdy wydało się kto jest nadawcą dziesięciu tysięcy wiedziałam, że muszę
je oddać. Problem polegał na tym, że z całej sumy został mi jej niewielki
ułamek. A niedługo miałam jeszcze zapłacić wypłatę Paulinie…
Na myśl o jej dwulicowości poczułam ból. Naprawdę
sądziłam, że jest moją przyjaciółką, że mnie lubi; z wzajemnością zresztą. A
ona była tylko na usługach mojego teścia. Jej, rzeczywiście byłam mało bystra
by odkryć to wcześniej. Przecież przemawiało za nią wiele szczegółów: to że nie
mówiła prawdy, czasami zachowywała się dość nerwowo, nastawiała przeciwko
Tomaszowi. Nawet fakt, że nie wyznała mi kto podarował te dziesięć tysięcy, a ja jak głupia wcale tego nie drążyłam. Być może już wtedy
zrozumiałabym prawdę.. A
podczas wizyt Władysława Kamińskiego niemal kurczyła się w sobie. Z pewnością
bała się, że w każdej chwili może do niej podejść i ją wydać. Poza tym… taka
wielka bogaczka jak ona miałaby chcieć pracować w podrzędnej cukierni za marne
grosze? I trafić akurat do mojego „Słodkiego świata”? Ależ w duchu musiała ze
mnie kpić. W końcu tak szybko i łatwo mnie podeszła; byłam tak zdesperowana, spragniona
przyjaźni i bratniej duszy po swoich ostatnich problemach, że łatwo to kupiłam.
Teraz plułam sobie w brodę nad własną ignorancją.
Najgorsze było to, że sama mnie przed nim ostrzegała;
wielokrotnie mówiła że Władysław Kamiński jest zły, żebym mu nie ufała, że chce
mnie tylko rozdzielić z mężem.
-
Tylko... uważaj na jego ojca. To nie jest dobry człowiek.
- Kogo
masz na myśli?
-
Władysława Kamińskiego. On jest niebezpieczny.
- A co
jest z mafii?
Nie. Ale
niewiele mu brakuje. Ma pieniądze i dużo władzy. Nie ufaj mu.
Nawet ostatnio wymsknęło jej się zdanie: Mogłaś powiedzieć mu, że się rozwodzisz z
Tomkiem. On nadal sądzi, że to blef i że chcecie być razem. Stałam się by
zrozumiał…to znaczy łatwiej byłoby dla ciebie by myślał, że chcecie się
rozstać. Niepotrzebnie go prowokujesz.
Chciałam by zrozumiał…a więc musiała się z nim
kontaktować, rozmawiać. Musiała opowiadać mu wszystko to co dzieje się u mnie w
cukierni i w życiu prywatnym, to jak zapatruje się w danej chwili na związek z
Tomkiem.
To była podwójna perfidia. By się dłużej nie dręczyć
zostawiłam resztę poczty, a raczej miałam zamiar to zrobić, bo moją uwagę
przykuło śliczne opakowanie czekoladek okrytych jedwabną wstążką. Sądziłam, że
są od Tomka albo Dawida, ale się przeliczyłam. W środku pudełka, obok
wykwintnie wyglądających czekoladek widniała kartka napisana odręcznym
charakterem pisma. A na niej skreślone zaledwie kilka słów które sprawiły, że
na kilka chwil wstrzymałam oddech.
„Mówią, że życie jest jak pudełko czekoladek.
Nigdy nie wiadomo na co się trafi. Twoje na pewno. Z pozdrowieniami, tak żebyś
nie sądziła, że o tobie nie zapomniałem. Władysław Kamiński”
Ale tak naprawdę to nie słowa mnie przeraziły. W końcu
już nie raz mi groził. Ale karteczka na której napisana była wiadomość nie była
zwyczajna. Na jej odwrocie było logo pewnej firmy.
A konkretnie cukierni, która stała prawie naprzeciw
„Słodkiego świata”.
Miałam ochotę się roześmiać. Przecież to było takie
proste. Jak mogłam wcześniej nie wpaść na to, że to ten podły człowiek
postanowi zniszczyć mnie w ten sposób? Że żaden normalny przedsiębiorca nie
decydowałby się na postawienie cukierni niedaleko innej która prosperowała tam
już od kilku lat (choć pod inną nazwą) sprzedając tam słodycze tańsze średnio o
20% od ich średniej ceny rynkowej? Przecież był na tym tylko stratny.
Mimo jawnych faktów i dowodów jakaś część mnie nie
chciała w to uwierzyć. Przecież lokal zaczęto remontować już wiele miesięcy
temu. Do dziś pamiętam jak razem z Paulą siedziałyśmy przed schodkami cukierni
zastanawiając się co otworzą po drugiej stronie ulicy. Uśmiechnęłam się
sarkastycznie. Pewnie dobrze o tym wiedziała. Już wtedy znała plany starego
Kamińskiego, ale nie puściła pary z ust. Ba, nawet więcej. Potrafiła sobie z
tego żartować. Wiedziała, że za jakiś czas tak ostra i nieczysta konkurencja
doprowadzi mnie na skraj bankructwa, ale mimo to nawet się nie zawahała.
By się uspokoić i ukoić nerwy wzięłam kilka głębokich
wdechów. Nie powinnam się teraz denerwować. Iza miała się przecież tu zjawić
się już za dwa kwadranse bo w weekendy otwierałam cukiernię o godzinę później
niż zazwyczaj. I wszystko miało potoczyć się tak jak dawniej: znów nadejdzie następny
dzień, znów będę pracować w cukierni, przyjmować klientów i dzisiejszą dostawę
produktów…Albo i nie.
Ze złością wzięłam do ręki swoją komórkę i wystukałam
wiadomość. Bo nic nie będzie tak jak dawniej. Już nigdy nie pozwolę robić z
siebie idiotki. I powiem to w twarz ojcu Tomasza przy najbliższej okazji. Jak
śmiał wysyłać mi taką wiadomość?
By nie marnować czasu opróżniłam szafkę na zapleczu
chowając całą jej zawartość do torebki. Nic mnie to nie obchodziło. I tak postępowałam
bardzo wielkodusznie że nie wyrzuciłam tego od razu na bruk. Bo Babecka na to
zasłużyła.
- Ania? Ania jesteś tu?!- Nie sądziłam, że zjawi się tak
szybko. Wiadomość wysłałam jej zaledwie dziesięć minut temu, więc musiała
znajdować się niedaleko by dotrzeć tu po tak krótkim czasie. Ale zapewne mnie
szpiegowała. W końcu te kity o drugiej pracy opiekunki były tylko kitami.
- Tutaj!- Odkrzyknęłam jej z zaplecza. Potem usłyszałam
stukot jej obcasów.
- Matko, zostawiłaś drzwi otwarte i się trochę
przestraszyłam, że wczoraj zapomniałam ich zamknąć. Bo ciebie ani widu, ani
słychu.- Powiedziała na mój widok swobodnym tonem. Jakby nic się między nami
nie zmieniło. Jakby jej perfidia się nie wydała. Ale przecież ona nie wiedziała
o tym , że ja to wiem. To normalne więc, że wciąż grała.
- Dobrze, że tak szybko odczytałaś wiadomość.- Odezwałam
się.
- Wiadomość? Jaką wiadomość? Masz na myśli SMS-a? Nie,
niczego nie odczytałam. Wręcz przeciwnie: zostawiłam wczorajszego wieczora
komórkę przy kasie. Dlatego wpadłam na chwilę.
- Na chwilę…- Uśmiechnęłam się do niej nieszczerze.- …bo
potem idziesz do pracy?
- Tak, spieszę się. Pawełek jakimś cudem dokładnie wie o
której przychodzę i zawsze zaczyna płakać jak się spóźniam.
- No tak. Musi cię bardzo kochać. – Skwitowałam to
ironicznie, choć ona tego najwyraźniej nie zauważyła. Bo jaki znów Pawełek? Przecież wymyśliła sobie to dziecko
tak jak i wszystko inne na potrzeby mistyfikacji.
- Ania, wszystko gra?
- Jasne, że tak.
- Brzmisz jakoś dziwnie.
- Doprawdy? To znaczy jak?
- Nie wiem.
Ale…inaczej. To znowu przez Tomka, prawda?
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo ubrałaś się wczoraj tak ładnie. I nie wróciłaś do
dziesiątej.
- Nie wróciłam.- Przyznałam.
- Czy ty i on…?
- Czy ze sobą spaliśmy? Nie.
- Całe szczęście. Choć naprawdę zaczynam się o ciebie martwić.
- Nie ma potrzeby. Dopiero teraz zaczynam brać życie we
własne ręce. Rzuciłam go definitywnie.
- Naprawdę? Jej to super. To znaczy…eee przepraszam,
pewnie jest ci z tym ciężko.
- Wręcz przeciwnie. – Odparłam jej stanowczo. Potem
podeszłam do niej wręczając torbę pełną jej rzeczy.- Proszę.
- Co to jest?
- Twoje drobiazgi.
- Przecież widzę.- Prychnęła.- Ale czemu mi je dajesz?
- Bo należą do ciebie. Od dziś tutaj nie pracujesz.
- Co?
- Zwalniam cię.
- Anka…to jakiś żart?
- Bynajmniej zapewniam cię.
- Już wiem. Ten oszust byś go nie zostawiała nagadał ci o
mnie jakichś głupot, co?
- Powiedział tylko prawdę.
- Co ci powiedział? Ania nie wierz mu. On cię okłamuje.
On…
-…odzyskał pamięć kilka tygodni temu? Wiem. Spotykał się
za moimi plecami z Iloną? Też wiem. Wiedział, że jego własny ojciec wynajął cię
byś mnie szpiegowała? To także mi powiedział.
- Boże.
- Właśnie.- Roześmiałam się gorzko. – Powiedz, naprawdę
sądziłaś że to się nigdy nie wyda?
- Nie rozumiesz, to wszystko nie tak.- W głosie Pauliny
brzmiał autentyczny strach i przerażenie. I bardzo dobrze, bo powinna się bać.
- Przednio się bawiłaś, przyznaj. Szpiegowałaś naiwną
cukierniczkę, która nie miała pojęcia o własnym biznesie i śmiała zakochać się
w bogaczu z twojej sfery.
- Jakiej znowu sfery? O czym ty do diabła mówisz?
- Przestań zgrywać niewiniątko!
- Ale ja nikogo nie udaję, naprawdę.
- Nie? Sugerujesz, że nie podawałaś się za pilnie
poszukującą pracy? Że zjawiłaś się na progu mojej cukierni w ogłoszeniu na
pracę z niewłaściwymi intencjami? Że szpiegowałaś mnie na rzecz Władysława
Kamińskiego choć paradoksalnie przestrzegałaś mnie przy tym jaki to okrutnik?
Że udawałaś moją przyjaciółkę, dobrze znałaś nadawcę torebki z dziesięcioma
tysiącami złotych? I doskonale wiedziałaś o cukierni stojącej obok!
- Jakiej cukierni?
- Nie udawaj idiotki!- Nie wytrzymałam.- Dziś wydało się
kto jest jej właścicielem: Władysław Kamiński.- Na widok jej zaskoczonej miny
dodałam:- Och daj już spokój, nie sil się na udawanie zaskoczenia.
- Ale ja nie wiedziałam naprawdę…to znaczy, że on…?
- Wiesz, zaczyna mnie to coraz bardziej nudzić.
- Nie, wysłuchaj mnie.
- Naprawdę sądzisz, że jest coś co może przemawiać na
twoją korzyść?
- Błagam, wiem jak to wygląda ale daj mi szansę.
- To zabawne jak wiele osób prosi mnie teraz o to. Tomek,
Dawid, a teraz ty. Ale ja chyba nie
jestem jednak taka miłosierna jak to się wam wydaje. Dość nadstawiania drugiego
policzka.
- Aniu…
- Powiedziałam oddaj klucze.
- Pozwól mi tylko na krótkie
wyjaśnienia. Tylko kilka minut. Proszę. Wiem, że nie jestem tego warta, ale
potrzebuję tej pracy.
- Na Boga, naprawdę chcesz się w
to bawić?- Miałam już dość tego, że udawała ofiarę. Nawet łzy w jej oczach
wyglądały na szczere. Marnowała się . Byłaby świetną aktorką.
- Nie udaję. Wysłuchaj mnie. Nie
mam pieniędzy, muszę zapłacić za mieszkanie. Nie daję już rady. Jeśli nawet
mnie nienawidzisz nie możesz być tak okrutna by zwolnić mnie z dnia na dzień.-
Już miałam jej odpowiedzieć coś nieprzyjemnego: na przykład żeby poszła do
Władysława Kamińskiego po następną zaliczkę, ale ugryzłam się w język. Inna
sprawa, że kasa którą mogła zarobić tutaj w ogóle nie była jej potrzebna. Ale Paula
mogła mi się jeszcze przydać. W końcu dlaczego miałabym jej nie wysłuchać i nie
poznać całej prawdy?
- Okej.- Westchnęłam ciężko. –
Jeśli powiesz mi prawdę i wyznasz
wszystko co mi mówiłaś to pozwolę ci tu pracować.
- Naprawdę?
- Tak, ale tylko przez jakiś
krótki czas.
- O matko, dziękuję, bardzo ci dziękuję. Wiedziałam, że nie jesteś…
- Nie dziękuj. Najpierw prawda.
Siadaj. – Stanowczym gestem wskazałam jej krzesło obok jednego stolika. Potem
sama zrobiłam to samo. – Od początku gdy zjawiłaś się w cukierni miałaś za
zadanie mnie szpiegować?
- Tak. Władysław Kamiński
skontaktował się ze mną już wtedy. A ja, jak wiesz po tym jak uciekłam sprzed
ołtarza spaliłam za sobą wszystkie mosty. Rodzice wyrzucili mnie z domu, nie miałam
pieniędzy, znajomi po prostu przestali mnie zauważać. Dlatego gdy zaproponował
mi ten układ to się zgodziłam.
- Te szczegóły nie są ważne.-
Wtrąciłam.
- Dla mnie są. Motywy są bardzo
ważne.
- Masz rację. Więc zastanówmy
się…od samego początku wiedziałaś jaką perfidię chcesz popełnić. Byłaś
dwulicowa: nie tylko donosiłaś na mnie, ale i udawałaś przyjaciółkę.
- To nie tak. Naprawdę byłaś
moją przyjaciółką.
- Skoro według ciebie
przyjaciółki postępują tak jak ty to nie chcę wiedzieć jak według ciebie wyglądają
wrogowie.- Odparłam jej sarkastycznie nie mogąc się powstrzymać.
- A co miałam według ciebie
zrobić? Byłam zdesperowana, zagubiona i przerażona. Propozycja Kamińskiego
spadła mi z nieba. Na dodatek nie znałam cię wtedy. Nie wiedziałam czy mogę ci
ufać.
- Ale potem już poznałaś. Mogłaś
wyznać mi prawdę.
- Bałam się nie rozumiesz? Kiedy
zrozumiałam, że to co o tobie mówił mi ojciec Tomka…no i że jesteś wcale
interesowną naciągaczką to…to naprawdę cię polubiłam. Potem kilkakrotnie
chciałam wyznać ci prawdę, ale nie byłam w stanie. Możliwość konfrontacji z
tobą napawała mnie przerażeniem. Naprawdę byłaś moją przyjaciółką. Kochałam cię
jak siostrę. I nadal kocham.
- Paula, to trwa już kilka
miesięcy. Nie mów mi, że nie miałaś szansy i okazji na powiedzenie mi prawdy.
- Kiedy to prawda. – Nie chcąc
ponownie zaprzeczyć tylko pokręciłam głową. Dalsza dyskusja była tu bezcelowa.
Ona naprawdę nie poczuwała się do winy.
- Dobrze, to chyba wszystko co
chciałam wiedzieć. A teraz się wynoś.- Jej mina w reakcji na moje słowa była
całkiem zabawna. Wciąż mokre po płaczu oczy zrobiły się okrągłe jak spodki a
usta otworzyły się w niemym „o”.- No, mam cię odprowadzić do drzwi?
- Ale Ania…
- Co ale Ania? Serio sądziłaś,
że mam ochotę trzymać u siebie wroga?
- Ale ja wcale nie jestem twoim
wrogiem. Nigdy nie byłam.
- Dość, ani słowa więcej. Idź
już.
- Obiecałaś mi, że mnie nie
zwolnisz.- Przypomniała. Słysząc to parsknęłam niewesołym śmiechem. Miała
niezły tupet.
- Kłamałam. Sądzisz, że tylko ty
z Tomkiem macie na to patent?
- Nie możesz…co ja mam zrobić?
- To już nie mój problem. Ale
dam ci ostatnią dobrą radę: idź do Władysława Kamińskiego. On ci z pewnością
pomoże. Poza tym cukiernia i tak stoi na skraju bankructwa, więc długo byś tu
nie popracowała. A teraz do widzenia.
- Ania…
- Paula, nie sprawiaj by ta
sytuacja była jeszcze bardziej żenująca niż jest. I chyba w tej sytuacji nie
będziesz dopominać się o wypłatę co? W końcu już dość długo pobierałaś ją od
dwóch szefów.
- Wybacz mi. Przepraszam.-
Rzuciła jeszcze, a potem wybiegła z płaczem z lokalu. Patrzyłam za nią z
obojętną miną dopóki nie zniknęła mi z oczu. Potem usiadłam na krześle jeszcze
raz biorąc do ręki wiadomość od Władysława Kamińskiego.
A więc to sprawdzimy. Zobaczysz jak łatwo traci się przyjaciół, znajomych,
męża, rodzinę. Zobaczysz jak bardzo moje pieniądze zniszczą twoje życie. Nie
muszę nawet wychodzić poza nawias prawa o co mnie wcześniej pytałaś. Zniszczę
cię zgodnie z nim. Wszystko co kochasz zniknie tylko dlatego, że ja tak
postanowię. I dlatego, że jednak pieniądze mogą wszystko.
Przypomnienie sobie jego dawno wypowiedzianych słów i
zawartej w nich groźby sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej. Każdego można
kupić, powiedział mi. I okazało się, że miał rację. Swobodnie dyrygował mną,
Tomkiem, Pauliną czy Dawidem. Bez przeszkód zniszczył moje plany o własnej
cukierni, nawet nie wychodząc poza nawias prawa tak jak mi obiecał. A ja
śmiałam z nim polemizować. Śmiechu warte.
Pieniądze mogą wszystko.
Nie chciałam w to wierzyć. Nie chciałam wierzyć, że żyje
w świecie zachowywania pozorów, świecie w którym liczy się ten kto ma kasę. To
było przerażające odkrycie. Przerażająca była ta prawda.
- Witaj Aniu!- Z radosnym uśmiechem z ponurych rozmyślań
wyrwał mnie głos właśnie wchodzącej do lokalu Agnieszki. Obok niej szła Iza.
- Cześć.- Przywitała się bardziej powściągliwie choć z
uśmiechem. Ja jednak nawet nie odpowiedziałam na ich pozdrowienie. Już miałam
spytać co tu robią, gdy uświadomiłam sobie że Izabela właśnie miała rozpocząć
pracę o dziewiątej. A za 10 minut miała przecież nadejść na godzina.
- No, Aniu mam dla ciebie wypełnioną ewidencję dokumentów
za ten miesiąc.- Zaczęła Agnieszka przysiadając się do mnie i wyciągając z
torebki jakąś teczkę.- Dobra wiadomość jest
taka, że nie musisz płacić podatku dochodowego.
- Jest aż tak źle?- Spytałam ją. Bo doskonale wiedziałam
co to znaczy. Nie byłam aż taką ignorantką w sprawach finansowych by tego nie
wiedzieć. Nie osiągnęłam dochodu, a mój wynik finansowy musiał być ujemny.
- Bez przesady.- Aga zbyła mnie machnięciem ręki.-
Mówiłam ci, że początki są ciężkie. Za jakiś czas osiągniesz konkretny zysk a
tę stratę będziesz mogła sobie odliczyć od podatku i będziesz z niej
zadowolona.- Uśmiechnęłam się smutno. Zadowolona? Za jakiś czas?
- Jaka w takim razie jest ta zła wiadomość?
- Nazbierało się trochę Vat-u. Sprzedałaś starą kuchenkę
gdy Tomek dał ci duży piec i kilka innych drobiazgów.
- Od tego też muszę zapłacić Vat?
- Niestety. Ale dość o tym. Powiedz lepiej gdzie
pierścionek.
- Jaki pierścionek?
- Od Tomka. Bo poprosił cię w końcu o rękę, prawda?-
Przypomnienie mi tej chwili kosztowało mnie wiele samokontroli. By się więc nie
skompromitować wolałam skinąć głową.- Więc? Gdzie on jest?
- Nie powiedziałam, że się zgodziłam.
- Co?
- Jeszcze dziś wnoszę sprawę o rozwód.
- Ale jak to…przecież wy się kochacie. Chcesz się z nim
rozwieść? A co na to Tomek?
- Mam to gdzieś.
- Aniu! Nie poznaję cię.
- Dlaczego? Bo w końcu zrozumiałam jakim jest draniem?
- Co znów się między wami wydarzyło?
- Nic o czym chciałabym rozmawiać .Zresztą spytaj jego,
on z pewnością ci o tym powie. Chociaż nie, najpewniej sama już o tym wiesz.
Pewnie nawet mu pomagałaś.
- W czym?
- No jasne.- Nagle naszło mnie olśnienie.- Ty też
udawałaś moją przyjaciółkę tylko po to by pozyskać moje zaufanie. A ta
propozycja prowadzenia księgowości wcale nie była bezinteresowna.
- Oczywiście, że była.- Prychnęła Agnieszka. – Ale nie
przeczę, że wpadłam na nią dopiero po sugestii Tomka.
- Dobrze wiesz, że nie mam na myśli Tomka.
- Więc kogo?
- Władysława Kamińskiego. Współpracowałaś z nim by mnie
zniszczyć, prawda?
- Anka, pogięło cię czy co? A może upadłaś na głowę?
- Wręcz przeciwnie: dopiero teraz widzę wszystko takim
jakim jest w rzeczywistości. A ty Iza…- Zwróciłam się do stojącej obok
kobiety.- …też chciałaś pracować tu by mnie szpiegować.
- Aniu, chyba lepiej będzie jeśli powiesz nam co się
stało i skąd te absurdalne podejrzenia.
- Wcale nie są absurdalne!
- Więc serio sądzisz, że pomagałabym temu staremu
dziadowi po tym co mi zrobił?- Głos z powrotem zabrała Agnieszka.- Przecież
mówiłam ci jak próbował rozdzielić mnie z Krzysztofem.
- A czemu nie? Od tego czasu upłynęła masa wody. Poza tym
należysz już do jego rodziny. A krew jak wiadomo nie woda.
-Ty też należysz
do rodziny.
- Wcale nie. Ja nigdy nie zostałam oficjalnie
zaakceptowana. O tym kim jestem wie zaledwie kilka osób z waszych kręgów.
- Jakich znów kręgów? To nie osiemnastowieczna monarcha,
Ania. Nie mamy już szlachty i arystokracji.
- Przestań traktować mnie protekcjonalnie.- Warknęłam.
- Więc przestań zachowywać się jak idiotka.- Odparła mi
Kamińska.- Dobrze wiesz, jak bardzo chciałam by tobie z Tomkiem się udało, jak
wiele razy was wspierałam. Już zapomniałaś?
- Wręcz przeciwnie: doskonale pamiętam jak te wszystkie
zabiegi kończyły się moim upokorzeniem.
- Wiesz co? Nie mam teraz czasu, ale nawet gdybym go
miała to nie mam ochoty wysłuchiwać tych bzdur. Widzę, że jesteś roztrzęsiona
czymś o czym ktoś cię poinformował choć wprowadził w błąd. Wpadnę tu gdy się
uspokoisz.
- Nie trudź się.- Odparłam jej, choć ona już odwracała
się w kierunku wyjścia. Potem przez dłuższą chwilę siedziałam bez słowa
wpatrując się w jakiś punkcik na stole.
- Byłaś wobec niej niesprawiedliwa, wiesz?- Słysząc te
słowa niemal podskoczyłam na krześle. Zdążyłam zapomnieć o obecności Izabeli.
- Nie sądzę.
- Agnieszka naprawdę cię wspierała.
- Mam to gdzieś. I zdaje mi się, że ty też miałaś stąd
iść.
- Wyrzucasz mnie?
- Tak.
- A kto będzie tu pracował? Sądzisz, że dasz sobie tu
radę sama z Paulą?
- Tej oszustki też się pozbyłam, ale tak dam sobie radę
sama.
- Aniu, to wszystko mi się naprawdę nie podoba. Usiądźmy
i porozmawiajmy jak dorośli ludzie.
-Nie. Już dość
rozmawiałam; dość długo pozwalałam sobą manipulować, ale to już koniec. Nie
pozwolę znów robić z siebie idiotki; zwłaszcza przed bogaczami którzy uważają,
że pieniądze czynią ich lepszymi.
- Popełniasz błąd.
- Nie, Iza. Dopiero teraz mu zapobiegam. Czas wreszcie
wziąć sprawy w swoje ręce.
- Jak chcesz.- Odparła mi po dłuższej chwili.- Tylko
pamiętaj, że gdybyś zmieniła zdanie i potrzebowała jednak pomocy to możesz do
mnie zadzwonić.
- Nie zmienię zdania.- Odpowiedziałam jej. A potem
patrzyłam jak i ona wychodzi z cukierni. Miałam szczerą ochotę się rozpłakać
gdyby nie wejście pierwszego klienta. Wstałam więc z krzesełka przyoblekając na
twarz uśmiech. Potem przyjęłam zamówienie.
Pracowałam przez cały dzień i o dziwo nikt mnie nie
odwiedził. Mój telefon za to dzwonił bez przerwy; Dawid, Tomek, Paula…nawet był
telefon od Klaudii. Zdziwiłam się, że zadzwoniła, ale czytając wiadomość którą
mi najwyraźniej zostawiła po tym jak nie mogła się ze mną skontaktować wszystko
zrozumiałam.
ANIU PRZEPRASZAM, ŻE TAK NAGLE I GŁUPIO MI O TYM PISAĆ,
ALE POTRZEBUJĘ PIENIĘDZY. ZDECYDOWALIŚMY SIĘ Z CZARKIEM SPRZEDAĆ KAWALERKĘ I
KUPIĆ WŁASNE MIESZKANIE. NIE OCZEKUJĘ OD CIEBIE ZWROTU OD RAZU CAŁEJ KWOTY, ALE
CHOCIAŻ JEJ CZĘŚCI. PRZYDA NAM SIĘ KAŻDY GROSZ. NA KONIEC CHCĘ DODAĆ, ŻE
ZOSTANIESZ CIOCIĄ!
Czytając tę wiadomość łzy stanęły mi w oczach. Klaudia w
ciąży, kto by pomyślał. Moja rozsądna romantyczna Klaudia wreszcie zostanie
mamą tak jak tego pragnęła.
O dziwo nie byłam nawet ani trochę zła z powodu faktu, iż
chce odzyskać swoje pieniądze. W końcu i tak dała mi na to dużo czasu. A ja nie
mogłam wykorzystywać dłużej naszej przyjaźni.
Ta wiadomość właściwie dała mi następny impuls do
działania. Jeszcze tego samego wieczoru umieściłam w internecie ogłoszenie o
sprzedaży cukierni. Nie miałam przecież w niej czego szukać. Słodki świat był
marzeniem, które przez krótki okres czasu się ziściło, ale to wszystko.
Powinnam być z siebie dumna, że udało mi się chociaż wytrwać w swoim
postanowieniu.
Jakaś część mnie sprzeciwiała się temu, ale racjonalność
zwyciężyła. Dość życia mrzonkami, gdybania, bujania w obłokach. Nie nadawałam
się na posiadaczkę własnej firmy; byłam tylko prostą cukierniczką która umiała
piec a cyferki rysować tylko i wyłącznie na cukierkowych masach. Do tego
Władysław Kamiński kupując naprzeciwko mnie lokal oferujący podobne produkty o
znacznie niższych cenach zniszczył mnie doszczętnie. Nie miałam szans z taką
konkurencją. Może gdybym miała kapitał, mogłabym to przeczekać. Ale on miał za
dużo pieniędzy.
Poza tym powinnam to zrobić jeszcze z jednego powodu. Bo
to miejsce za bardzo kojarzyło mi się z Tomkiem. A o nim chciałam definitywnie
zapomnieć.
Następnego dnia mimo wszystko otworzyłam cukiernię
normalnie decydując się na duże promocje by pozbyć się reszty towaru. Dobrze,
że odwołałam wczorajszą dostawę- choć musiała zapłacić za koszty transportu i
zmarnowany czas to i tak zaoszczędziłam sporą sumę.
Promocja ściągnęła dużą ilość klientów. Niektórzy z
prawdziwym żalem słuchali o zamknięciu cukierni. Miałam bowiem sporą garstkę
stałych klientów od których zawsze mogłam liczyć na napiwek i miłe słowo. Teraz
miałam się z nimi definitywnie rozstać. Wieczorem, choć bardzo zmęczona
robieniem inwentaryzacji i reszty dokumentacji, szukałam w internecie
informacji na temat zamknięcia działalności. Do pierwszej w nocy wypełniałam
niezbędne formularze by nazajutrz w poniedziałek zanieść je do urzędu. Robiłam
to z ciężkim sercem. „Słodki świat” był dla mnie wszystkim, a teraz musiałam
się z nim pożegnać praktycznie z dnia na
dzień.
Gdy dopełniłam niezbędnych formalności udałam się do
kancelarii adwokackiej. Tym razem nie chciałam na nic czekać. A szczególnie na
Tomka. Dość zachowywania się jak ofiara. W końcu czas podjąć jakieś decydujące
kroki a nie tylko mówić o tym, że chcę rozwodu.
Nie miałam jednak pojęcia, że to będzie takie trudne.
Choć dopiero umówiłam się na spotkanie które miało odbyć się za dwa dni (mimo
wszystko nie wybrałam najlepszej agencji ze względu na koszty, więc nie
musiałam też długo czekać), wychodząc z budynku czułam że ciężar na mojej
piersi rośnie. Potem zadzwoniłam do Tomka i poinformowałam go zwięźle o swoim
postępowaniu nie dając mu dość do słowa. Gdy skończyłam mówić naturalnie prosił
mnie bym tego nie robiła, bym dała mu jeszcze jedną szansę, bym nas nie
skreślała. To było tak dobrze znajome, tak znajome, że prawie potraktowałam to
obojętnie. Bo ten schemat wciąż się powtarzał. Nadszedł czas by to skończyć.
Dość szybko, bo już po kilku dniach od zamieszczenia
przeze mnie oferty sprzedaży, pojawił
się pierwszy zainteresowany, który zaoferował mi ceną niższą o dwadzieścia
procent niż chciałam. Nie zgodziłam się. Wmawiałam sobie, bo to po prostu za
tanio, ale zastanawiałam się czy to prawda. W końcu starczyłoby mi na spłatę
długów. Przecież nie musiałabym jeszcze na tym zarobić.
Poza ty w ciągu
minionego tygodnia byłam bardzo zalatana. Konieczność zamknięcia lokalu wiązała
się z masą biurokratycznych spraw. Poza tym spotkanie z adwokatem…z trudem
udało mi się wysiedzieć do końca. Problem polegał nie tylko na tym by mówić
obcemu człowiekowi o prywatnych sprawach, ale i na tym by słuchać jego rad
które wynikały tylko z rozsądku.
- A więc dobrze.- Oznajmił mi po wstępnym zapoznaniu się
ze sprawą.- Ważnym aspektem jest fundusz powierniczy, ale dopóki nie mam
dokładnych dokumentów związanych z zapisem, nie jestem w stanie powiedzieć
jakie są szanse na uzyskanie przez panią należnej jej części.
- Ale przecież ja mówiłam, że nie chcę tych pieniędzy.
Nie wyszłam za mąż dla pieniędzy.- Oburzyłam się.
- Pani Parulska, rozwód jest normalną koleją rzeczy. Nikt
nie mówi, że wzięła pani ślub ze względów materialnych, ale to nie znaczy że
nie musi pani na nim skorzystać. Przecież poniosła pani dotkliwe straty
moralne, prawda?
- Tak, ale pieniądze mi ich nie zrekompensują.
- Ale mogą znacznie ułatwić sprawę. Zwłaszcza w pani
sytuacji.- Z trudem zmusiłam się by nie wstać i wyjść. Ten człowiek niczego nie
rozumiał. Dla niego byłam jedną z wielu kobiet mój rozwód jednym z milionów
które przeprowadził i miał przeprowadzić w swoim życiu. W dodatku mówił o tym
wszystkim tak bez emocji, bez jakiegokolwiek zaangażowania. To bolało. To
sprowadzanie tak ważnej dla mnie sprawy do poziomu trywialnej biurokracji. Ot,
wzięłam ślub kilka miesięcy temu. Ot, teraz wezmę rozwód. Normalna kolej
rzeczy, jak to powiedział. I jeszcze to co dodał o tych pieniądzach. Czy
naprawdę nie rozumiał, że tego nie chciałam? Jak mogłam pragnąć czegoś co
zniszczyło mi życie?
Każdego można kupić…
Te słowa wciąż powracały do mojej głowy nie pozwalając o
sobie zapomnieć. Wciąż zastanawiałam się nad tym, kiedy Władysław Kamiński w
końcu się ze mną skontaktuje by napawać się własnym zwycięstwem. Byłam pewna,
że nie mógł sobie tego przepuścić.
Wieczorem zadzwoniłam do rodzinnego domu. Powiadomiłam
rodziców o swoim rychłym przyjeździe choć na razie wolałam nie zagłębiać się w
szczegóły. Musiałam uciec od stolicy, od tego co mnie tu spotkało, od Tomka.
Bałam się.
Bałam się, że w każdej chwili może mnie odwiedzić.
Bałam się, że zjawi się Dawid lub Władysław Kamiński żądając swoich pieniędzy.
Bałam się swojej własnej samotności i bólu który dopadał mnie na samą myśl o przyszłości która była dla mnie wielką niewiadomą.
Bałam się gdy patrzyłam w lustro widząc w swoich oczach pustkę. Nie chciałam jej widzieć. Nigdy nie sądziłam, że uzależnię się od kogoś emocjonalnie, że tak trudno będzie zerwać tę chorą nić która łączyła mnie z Tomkiem. A przecież dopiero zaczęłam to robić.
Bałam się, że zjawi się Dawid lub Władysław Kamiński żądając swoich pieniędzy.
Bałam się swojej własnej samotności i bólu który dopadał mnie na samą myśl o przyszłości która była dla mnie wielką niewiadomą.
Bałam się gdy patrzyłam w lustro widząc w swoich oczach pustkę. Nie chciałam jej widzieć. Nigdy nie sądziłam, że uzależnię się od kogoś emocjonalnie, że tak trudno będzie zerwać tę chorą nić która łączyła mnie z Tomkiem. A przecież dopiero zaczęłam to robić.
Któregoś dnia rzeczywiście przyszedł. Ale nie tyle
chodziło mu o powstrzymanie mnie przed rozwodem co moje sprawy biznesowe. Od
Agnieszki bądź Izy dowiedział się o sprzedaży cukierni próbując mnie namówić
bym tego nie robiła.
- To było twoje marzenie, nie powinnaś z niego
rezygnować. Nie z mojego powodu. Jeśli chcesz obiecam, że nigdy tu nie przyjdę
tylko nie niszcz wszystkiego z mojego powodu.
- Przypisujesz sobie w tym zbyt dużą rolę. Nie robię tego
z powodu naszego rozwodu.
- Więc dlaczego?
- Bo nie widzę już dłużej sensu w tym co robię. Nie mam
pieniędzy, a z czasem będzie jeszcze gorzej.
- To z pewnością tylko chwilowe problemy. Cukiernia obok
nie może wiecznie sprzedawać cen bez naliczania marży.- Słysząc to roześmiałam
się. Tomek z konsternacji zmarszczył brwi.- Co cię tak bawi?
- Ty. Naprawdę nic nie wiesz?
- Czego nie wiem?
- Jak myślisz, kto jest właścicielem lokalu po drugiej
stronie ulicy? Kto byłby w stanie sprzedawać słodycze po tak niskich cenach i
otwierać cukiernię gdy akurat ja ją przejęłam?
- Chyba nie chcesz powiedzieć, że mój ojciec…
- Tak, dokładnie to chcę powiedzieć.- Przerwałam mu z
goryczą.- Niedawno pozwolił mi to odkryć. Tak więc jak widzisz nie ma sensu bym
dalej to ciągnęła. Nie mam pieniędzy na walkę z nim.
- To się musi skończyć. Nie pozwolę by…
- Nic nie rób, to dotyczy tylko jego i mnie.
- To wszystko moja wina.
- To było moje ryzyko.- Odparłam wzruszając ramionami.
Nie zamierzałam mówić mu, że to nieprawda. W końcu gdybym się z nim nie
związała to być może do dziś byłabym właścicielką „Słodkiego świata”. A tak
będę nią tylko jeszcze przez kilka dni, może tygodni.
- A więc do tego wszystkiego co ci zrobiłem muszę dołożyć
jeszcze to, co?- Usłyszałam cicho zadane mi przez Tomka pytanie. Nie wiedząc
dlaczego, uśmiechnęłam się do niego.
- To nie była niczyja wina. Po prostu stało się, nie ma
sensu się nad tym zastanawiać.
- Aniu ja…te pieniądze z funduszu…sporo wydałem, ale
wciąż mam twoją cześć…
- Tomek, daj spokój.
- Mówię poważnie. Oddam ci je.
- Nie chcę żadnych twoich pieniędzy. Nigdy nie chciałam.
Przecież nawet nie oddałam ci twoich piętnastu za które otworzyłam cukiernię.
To ja jeszcze jestem ci winna dużą cześć.
- Nie jesteś mi nic winna.
- Tak jak ty mi.
- Nie, choć w ten sposób będę mógł się trochę
zrehabilitować.- Odparł mi. Potem przez chwilę oboje milczeliśmy.- Dziwnie tak
teraz rozmawiać, prawda? Też czujesz w piersi taki ciężar?- Nie odpowiedziałam
mu, nie byłam w stanie. Miotające mną emocje i świadomość klęski mnie przytłoczyły.
Poczułam jak moje oczy stają się lekko zaszklone.
- Chyba wierzę w to, że będzie lepiej.- Skłamałam.
- Ja nie. Najgorsze jest to, że dopiero teraz
zorientowałem się jak bardzo cię skrzywdziłem. Podjąłem masę złych decyzji. I
tak powinienem być wdzięczny za to, że byłaś aż tak długo wyrozumiała i ze mną
wytrzymałaś. Ale mimo to…mimo to nie
potrafię wierzyć że to się tak po prostu skończy.
- To już się skończyło Tomek.
- Ale nie powinno. Nie, gdy się kochamy.
- Co do tej pory przyniosła nam ta miłość? Tylko ból i
cierpienie.
- Teraz może być inaczej.
- Sądziłam, że już uzgodniliśmy że na to już za późno.
- Więc co mam zrobić? Co mam zrobić byś dała mi jeszcze
jedną szansę? Wiem, że jestem dupkiem i…
- Tomek, proszę przestań.
- … o wiem
też, że wielokrotnie cię krzywdziłem, ale oddam ci wszystko co chcesz bylebyś
tylko mnie nie zostawiała.
Czysta
fizyka. Teraz dopiero tworzy się napięcie powierzchniowe wody, które zdoła
przez jakiś czas wytrzymać strukturę wody. Ale za którąś następną kroplą nie
wytrzymuje i bum…rozwala się. No i nadchodzi taki moment, że szklanka nie może
być dłużej pełna. O…właśnie teraz. Widziałaś?
- Nadchodzi taki moment aż szklanka nie może być już
dłużej pełna.- Szepnęłam cicho przypominając sobie słowa , które kilka tygodni
temu wypowiedział do mnie mąż.
- Co?
- Tak mi kiedyś powiedziałeś, pamiętasz? Gdy uczyłeś mnie
robić kawę na nowym ekspresie. I chyba miałeś rację. Wciąż…wciąż cię kocham. – Wyznałam z trudem i
po dłuższej przerwie wpatrując się przed siebie.- I kochałam cię nawet po twoim wypadku. Gdy
nieustannie ze mnie żartowałeś, szydziłeś, upokarzałeś flirtami z Iloną…mimo
wszystko zawsze byłam przy tobie. A potem nasze problemy się piętrzyły:
dowiedziałeś się o mojej rodzinie, przeszłości, okolicznościach w których się poznaliśmy.
Te rysy wciąż się pogłębiały, ale mimo to nie chciałam zrezygnować. Wciąż
wierzyłam, że mamy przed sobą przyszłość, że nasza miłość pokona wszelkie
przeszkody. Trywializowałam sprawę uważając, że to tylko kwestia odzyskania
przez ciebie pamięci. Tyle, że wcale tak nie było. Ale teraz…teraz zebrałam to
wszystko do kupy. I uświadomiłam sobie, że i tak wiele zniosłam. Gdy sobie o
tym przypomnę sama nawet nie wierzę w to, że dałam radę to zrobić. Ale to czego
dowiedziałam się w piątek…to przelało czarę goryczy. Było przysłowiową kroplą.
- Wiem, że nie powinienem zatajać przed tobą prawdy o
swojej pamięci.- Wtrącił się. Przymknęłam lekko oczy by nie jęknąć. On nadal
nic nie rozumiał.
- Nie, Tomek. To mogłoby być coś zupełnie innego. Coś co
napełniło tę szklankę kawy ze wszystkimi naszymi brudami i zburzyło jej
napięcie powierzchniowe. Ten moment gdy nie mogła być już dłużej pełna.
Poza tym, w ostatnim tygodniu miałam wiele czasu na przemyślenia. I wiesz,
myślałam też nad innymi twoimi słowami. Gdy pocieszałeś mnie po rozmowie z
Jędruchniewiczem. Powiedziałeś, że sama karzę się za śmierć siostry, że nie
potrafię być szczęśliwa, bo gdy to robię to czuję jakbym ją zdradzała. I gdy
nad tym rozmyślałam doszłam do wniosku, że tak właśnie jest. To nawet zabawne, bo uświadomiłam sobie to w chwili gdy z zemty na tobie wylądowałam z Dawidem w łóżku.
- Co?- Przerwał mi tak suchym tonem, że poczułam się tak jakbym wbiła mu nóż w brzuch. Dodatkowo moje wyrzuty pogłębiał fakt, że jego reakcja mnie ucieszyła. Nie był wciekły, tylko zraniony tak jak do tej pory chciałam. Tyle, że teraz już nie. Dlatego szybko kontynuowałam.
- Nie zrobiłam tego, Tomek. Do niczego między nami nie doszło, ale chciałam to zrobić. Bardzo tego żałuję, choć jednocześnie ta sytuacja pozwoliła mi uświadomić sobie co musiałeś czuć po tym jak twój ojciec odmalował mnie jako materialistkę o naturze prostytutki. Dlatego niejako rozgrzeszam to co zaszło między tobą a Iloną tamtego wieczora. W końcu wtedy odzyskałeś pamięć, to powinno się liczyć prawda?
- Nie, nie powinno. Ważne są środki nie tylko motywy.
- Cieszę się, że w końcu dostrzegłeś różnicę. A wracając do tematu.. tak więc doszłam do wniosku, że może to stąd wynikło moje zachowanie, że ten cały nasz ślub był jedną wielką pomyłką, bo chciałam się ukarać za to co stało się z Anitą. Dlatego nie chcę już próbować, nie zamierzam dłużej już tkwić w tym bezsensownym związku.
- Co?- Przerwał mi tak suchym tonem, że poczułam się tak jakbym wbiła mu nóż w brzuch. Dodatkowo moje wyrzuty pogłębiał fakt, że jego reakcja mnie ucieszyła. Nie był wciekły, tylko zraniony tak jak do tej pory chciałam. Tyle, że teraz już nie. Dlatego szybko kontynuowałam.
- Nie zrobiłam tego, Tomek. Do niczego między nami nie doszło, ale chciałam to zrobić. Bardzo tego żałuję, choć jednocześnie ta sytuacja pozwoliła mi uświadomić sobie co musiałeś czuć po tym jak twój ojciec odmalował mnie jako materialistkę o naturze prostytutki. Dlatego niejako rozgrzeszam to co zaszło między tobą a Iloną tamtego wieczora. W końcu wtedy odzyskałeś pamięć, to powinno się liczyć prawda?
- Nie, nie powinno. Ważne są środki nie tylko motywy.
- Cieszę się, że w końcu dostrzegłeś różnicę. A wracając do tematu.. tak więc doszłam do wniosku, że może to stąd wynikło moje zachowanie, że ten cały nasz ślub był jedną wielką pomyłką, bo chciałam się ukarać za to co stało się z Anitą. Dlatego nie chcę już próbować, nie zamierzam dłużej już tkwić w tym bezsensownym związku.
- Więc się zmienię. Zrobię co tylko zechcesz.
- Nie chcę byś się zmieniał: jesteś jaki jesteś: zabawny,
wrażliwy, łatwo dający ponieść się emocjom, mierzi cię zwyczajność. I naprawdę
to rozumiem, ale nie chcę być z kimś takim. Ja też mam wiele wad i nie bez
przyczyny wciąż się ze sobą kłóciliśmy. Na pewno gdzieś tam jesteśmy dla kogoś
tymi właściwymi połówkami.
- Nie mów tak, błagam. Przecież wiesz, że to ty jesteś
dla mnie właściwa.
- Niestety nie. Ale życzę ci wszystkiego co najlepsze,
naprawdę. Może kiedyś nawet będziemy się z tego śmiać. Ty ze swoją żoną, a ja z
mężem.
- Jaką żoną? Nigdy nie ożenię się z żadną kobietą. Tylko z tobą.
- Teraz tak sądzisz. Ale za kilka miesięcy, za rok, dwa
albo i pięć zrozumiesz że miałam rację.
- Chcesz bym był na ciebie wściekły tak? Tego właśnie
chcesz?
- Wcale nie. Chcę się pożegnać. Chcę powiedzieć, że nie
żałuję naszej znajomości i że mimo tego jak się skończyła oboje coś z niej
wynieśliśmy. To wszystko. Teraz…teraz byłabym ci wdzięczna gdybyś odszedł.
- Aniu…- Gdy spojrzał na mnie zauważyłam na jego twarzy
udręczenie. Sama nie wiem dlaczego wyciągnęłam rękę i pogłaskałam go po policzku.
A gdy pocałował mnie w nią od razu ją odsunęłam.
- Idź już.- Szepnęłam.- I postaraj się być szczęśliwy.
Coś czuję, że ten chłopak w barze to był Andrzej :D
OdpowiedzUsuńNiemal się popłakałam czytając zakończenie... To takie ciężkie się rozstać z kimś kogo się kocha i naiwność, że się zapomni, aż boli. Ale jak można się jej pozbyć skoro to jest jedyna nadzieja, że wszystko się kiedyś ułoży?
jak mogło się tak wszystko posypać.....to nie może się tak skończyć :( kaminski nie może być górą....
OdpowiedzUsuńCzytałam i ryczałam, łzawy ten rozdział, ale jakże prawdziwy, życiowy......
OdpowiedzUsuńA Ania, cgyba czas, żeby do niej uśmiechnęło się słońce.....
Pozdrawiam
Ania
Ja też czuję iż to Andrzej :) Teraz Ania wraca na wieś I co ona będzie tam robiła :);mam nadzieję, że zakończenie związku nie bedzie zakończeniem opowiadania . Mam prośbę gdybyś jeden z rozdziałów dodała 7 ; ) taki mały prezencik urodzinowy dla wiernej czytelniczki chociaż rzadko komentujacej :)
OdpowiedzUsuńTeż wydaję mi się, że mężczyzna z klubu to Andrzej. Wiele faktów, o których mówił pasuje do ich historii. A co do rozdziału to myślę, że Ani wszystko zwaliło się na głowę. Tomek, Paulina, stary Kamiński, Dawid to chyba trochę ponad jej siły. Ale moment, w którym dotyka się dna(a Ana ewidentnie dotknęła tego dna) sprawia, że często łatwiej się nam podnieść i myślę, że dla Ani te wszystkie życiowe porażki będą kopniakiem od losu, do tego aby się podnieść, zmienić coś w swoim życiu i zacząć wszystko od nowa. Mam tylko nadzieję, że jednak przemyśli sobie sytuacje i pomimo wszystko da szansę Tomkowi. A poza tym piszesz tak cudownie, że czytając ten rozdział czułam się tak jakbym to ja była Anią i przeżywała tę sytuację :) pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńPiszesz cudownie uszanuję każde zakończenie ale nie gniewaj się że napiszę króciutko: wolałabym żeby było szczęśliwe
OdpowiedzUsuńSpokojnie, na pewno dojdziemy do happy endu. :-)
Usuńdzięki :)
Usuńkiedy kolejna część? ;)
OdpowiedzUsuńmoże dodasz coś dzisiaj :)
OdpowiedzUsuńdziś już raczej nie zdąże. Jutro postaram się coś wrzucić, ale najpewniej bardzo późnym wieczorem w granicach 23. lub północy
Usuń