Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 6 października 2015

Ktoś całkiem inny: Rozdział XV





         Tak jak sądziłam swoim zachowaniem nie udało mi się zwieść taty; mama  kuchni wciąż wdzięczyła się do Tomka co jego wyraźnie bawiło. Mnie z kolei bardzo złościło. Miałam ochotę krzyknąć na mamę by przestała mu tak nadskakiwać, bo dla niego jest nikim, ale ona i tak by mnie pewnie nie posłuchała. W którymś momencie zagruchała do Kamińskiego:
- Ania, nawet nic o tobie nie wspomniała. Ale pewnie dlatego, że się wstydziła.- Słysząc to odruchowo uśmiechnęłam się rozbawiona choć bez cienia wesołości.
- Być może było to wynikiem naszej kłótni. Jeszcze nie zdążyliśmy sobie wszystkiego wyjaśnić, ale mam nadzieję, że w końcu nam się to uda.- Odparł jej. Marzyć sobie możesz, pomyślałam. Bo nie miałam ochoty z nim rozmawiać. Już nie. Nie miałam pojęcia czego chce i co kombinuje, a choć wmawiałam sobie że po raz trzeci nie pozwolę się zranić czy wykorzystać to jednak przy tak zręcznym przeciwniku trochę się niepokoiłam. W końcu on wyglądał tak spokojnie. Może znów szykował mi jakąś rewelację.
- W czasie gdy cię nie było Aniu, Tomek mówił nam, że twoja cukiernia ma piękny wystrój i że osiągnęłaś duży sukces.
- Doprawdy?- Chyba tylko ona nie wyczuła w moim głosie kpiny.
- Tak. Jestem z ciebie bardzo dumna córeczko. – Powstrzymałam się od komentarza, że wczoraj też powiedziałam jej o swojej cukierni to samo, a ona nie zareagowała nawet w tak połowie entuzjastycznie. Skąd dowiedziała się o tym, że Kamiński jest bogaty, myślałam. Czy sam jej powiedział? A może powiedział jej to jego płaszcz, koszula czy zegarek na nadgarstku który z pewnością był złoty?- I wiesz co jeszcze o tobie mówił, kochanie?
- Nie mam pojęcia.- Wzruszyłam ramionami udając szeroki uśmiech.- Że to wszystko dzięki niemu, bo to on zafundował mi nowy wystrój?- Dopiero gdy usłyszałam śmiech mamy zrozumiałam, że wypowiedziałam tą ironiczną myśl na głos. Na szczęście została odebrana jako żart.
- Wręcz przeciwnie.- Ciągnęła mama.- Że jesteś bardzo zaradną osóbką i bardzo pracowitą. I że praktycznie zaharowujesz się w tej cukierni.- Choć starałam się nie dać nic po sobie poznać w duchu przetrawiałam te informacje. W co tym razem grał Tomek? Co chciał osiągnąć mówiąc to wszystko? Przekabacić moich rodziców na swoją stronę? W końcu mnie też próbował przekonać o swoich dobrych intencjach i byłby pewnie to zrobił gdyby pod koniec nie zaczął mnie szantażować.- Tylko nie zdążyłam go spytać jak się poznaliście.- Dodała mama.
- Och to bardzo zabawna i romantyczna historia.- Podchwyciłam przypominając sobie określenie jakiego użył Norbert opowiadając to całemu klanowi Kamińskim, wpatrując się w Tomka.- Tego samego dnia odwiedził mnie Dawid; prosił bym do niego wróciła. Tłumaczył, że mnie kocha i że to co zrobił to była pomyłka. Po tym spotkaniu byłam roztrzęsiona jak się spodziewacie i poszłam do klubu. Tam…
-…tam spotkała mnie i zaczęliśmy rozmawiać. I Ania opowiedziała mi o tym co ją spotkało.- Przerwał mi Tomasz kłamiąc. Nawet za to znienawidziłam go jeszcze bardziej. Oczekiwał, że mam mu być za to wdzięczna kiedy powstrzymał mnie gdy w końcu decydowałam się wyznać prawdę? Miałam już tego wszystkiego powyżej dziurek w nosie. Tego piskliwego służalczego głosiku mamy, spojrzeń jakimi obrzucał mnie tata, zachowaniem Kamińskiego który najwyraźniej postanowił udawać mojego wielkiego przyjaciela. Chciałam tylko odpocząć w rodzinnym domu i uporać się ze swoją przeszłością. Jakim więc prawem on ładował się w moje życie z buciorami?
- Wybaczcie, może przejdziecie rozmawiać gdzie indziej. Ja uszykuję kolację.- Zasugerowałam.
- Dobrze, a więc pójdziemy do salonu.
- A odkąd my niby mamy salon?
- Ania.- Mama wytrzeszczyła na mnie wymownie oczy. A zresztą, co mnie to obchodziło? Kiedyś gdy mi jeszcze zależało na Tomku martwiłabym się jak odbierze nasz skromny dom, moich trochę staroświeckich rodziców, ich zajęcie. Ale teraz miałam to zupełnie gdzieś. Zastanawiałam się tylko co musiał czuć patrząc na to wszystko podczas gdy sam jego pokój pewnie był większy od kuchni „salonu” który w rzeczywistości był dużą sypialnią rodziców, mojej sypialni i łazienki razem wziętych.
- Tak będzie najlepiej.- Potwierdziłam. Gdy zaczęli wstawać, z wolna uspokajałam się. Potem zaczęłam wyjmować składniki które były mi potrzebne do zrobienia naleśników z serem.
- Aniu, o co tutaj chodzi?- Słysząc głos taty zamarłam z jajkiem w dłoni. Potem szybko zamknęłam lodówkę przyoblekając na twarz uśmiech.
- To znaczy?
- Dobrze wiesz co mam na myśli. To on jest powodem twojego przyjazdu tutaj?
- Ależ skąd, po prostu chciałam cię odwiedzić.
- Córeczko, jeśli nie chcesz mi powiedzieć to nie mów. Nie okłamuj mnie tylko stosując takie uniki. Może dla mamy to wystarczy ale nie dla mnie.
- Wiem tato. Przepraszam. Po prostu…po prostu Tomek jest moim przyjacielem. I poważnie się z nim pokłóciłam przed wyjazdem. – Kłamanie przychodziło mi teraz z wielkim trudem.- I po część to z jego powodu tutaj jestem, ale nie całkiem.
- Czy on cię skrzywdził? I co to w ogóle znaczy, że jest twoim przyjacielem? Zaczęłaś się z nim spotykać?- Tutaj już nie mogłam skłamać.
- Tak. Ale to okazało się błędem. Nie miałam pojęcia jaki on jest, z jakiego świata pochodzi.
- Co przez to rozumiesz?
- To że jest bardzo bogaty. Bardzo.- Dodałam by uzmysłowić jego skalę.
- Więc wstydzisz się, że cię tutaj odwiedził? To dlatego zachowujesz się tak dziwnie?
- Nie, wcale nie. Wręcz przeciwnie.- Tym razem powiedziałam prawdę.- Ale po prostu zrozumiałam, że to nie ma sensu stosując jakąś błahą wymówkę. On najwyraźniej tego nie zrozumiał. I przyjechał tutaj.
- Jeśli chcesz bym się go pozbył to…
- Nie tato.- Przerwałam mu przypominając sobie o szantażu Tomka. Bo fakt, iż zaczęłam się z kimś spotykać pięć miesięcy po zerwanych zaręczynach nie był aż tak niezręczny jak to, że poślubiłam faceta po trzech miesiącach znajomości.- Jest dobrze serio. Tylko czuję się…dziwnie, tak jak zresztą sam powiedziałeś.
- Wyglądałaś jakbyś go nie lubiła.
- Bo po prostu jestem na niego zła.- Zanim odpowiedział, tata spojrzał na mnie bacznie.- Naprawdę.- Przekonywałam. W końcu po jakichś trzydziestu sekundach dał za wygraną najwyraźniej mi wierząc.
- W takim razie idę teraz do koni.
- Tato?- Zatrzymałam go jeszcze.
- Tak?
- Możesz mi powiedzieć gdzie mieszka teraz Radek Jędruchniewicz?
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?- Odparł mi pytaniem choć bez zacięcia które widziałam u mamy gdy informowałam ją że muszę się spotkać z tym mężczyzną. Może to dlatego wyznałam szczerze:
- Bo chce z nim porozmawiać. O śmierci Anity.
- Aniu, zostaw już to. Ten człowiek jest kryminalistą; wyzutym z jakichkolwiek uczuć i morali. Wizyta u niego nic ci nie da.
- Więc wiesz, tak?- Ciężko westchnął.
- Nie, nie wiem. Ale nawet gdybym wiedział to nie powiedziałbym ci. Czy to dlatego pojechałaś dziś do miasta? Jakoś nie widziałem byś trzymała w dłoni jakieś siatki.
- Tato…jak po prostu muszę to zrobić.
- Wcale nie.
- Ale tato…
- Bez dyskusji Aniu. Gdybym wiedział, że to chodzi ci po głowie nie dostałabyś żadnych kluczyków. Masz porzucić ten zamiar rozmowy, bo nic dobrego nie przyniesie, rozumiesz?
- Tak.- Odparłam z rozczarowaniem .Czemu sądziłam, że nadopiekuńczy ojciec pomoże mi w spotkaniu z chłopakiem mojej zmarłej siostry który jest byłym kryminalistą?
- Przysięgnij.
- Słucham?
- Przysięgnij na Boga, że tego nie zrobisz.- Jęknęłam w duchu. Jak dobrze mnie znał by wiedzieć że tylko taką obietnicą może sobie zagwarantować pewność iż postąpię dokładnie tak jak chce. Dlatego spróbowałam raz jeszcze:
- Chcę go tylko zapytać o przyczynę, nic więcej. I z pewnością przy tym spotkaniu nie będziemy sami. Zabiorę Franka albo ciebie…
- Aniu.- Tym razem głos taty zabrzmiał bardziej twardo. – Mówię poważnie: nie pozwolę ci się z nim spotkać, rozumiesz? Nic dobrego nie wyniknie z takiej wizyty.
- Wiem tato. I przepraszam. Po prostu chciałam zrozumieć.- Spuściłam na moment głowę czując, że jest mi bardzo smutno. Ojciec w tym czasie podszedł do mnie i lekko uścisnął.
- Wiem, że ci jej brakuje. Mnie też. Ale to nie jest sposób na złagodzenie bólu. On odsiedział swoje.
- Za mało.
- Może tak, może nie. Ale jeśli nawet zawiodła sprawiedliwość ludzka, to boska już nie. Ta świadomość niesie mi duże pocieszenie i powinna robić to i tobie. Poza tym powinniśmy nauczyć się wybaczać.
- Wiem tato.- Przymknęłam na moment oczy delektując się jego znajomym zapachem.- Ale czasami jest tak bardzo trudno.
- Jest, kochanie, jest.- Przyznał ojciec nie mając pojęcia, że w tej chwili nie pomyślałam wcale o siostrze a o Tomku. – I właśnie na tym polega cały szkopuł.- Odsunął się ode mnie choć z wyraźną niechęcią.- No, skoro już oboje trochę się pocieszyliśmy i doszliśmy do porozumienia to mogę już iść w spokoju odwiedzić moje koniki.
- Tak.- Uśmiechnęłam się do niego ciepło. A potem zaczęłam zastanawiać czy zwrócił uwagę, że właściwie to niczego mu nie obiecałam…Ciężko westchnęłam czując się fatalnie z myślą o tym co chciałam zrobić. Ale rodzice odsuwali mnie od tego już bardzo długo. Zbyt długo. I zbyt długo ja sama byłam też bierna. Ale wyjście z więzienia Jędruchniewicza mnie otrzeźwiło. I przede wszystkim przypomniało. Jak więc mogłam wybaczyć tak jak sugerował to tata? Może jeszcze zbyt mało pokładałam wiarę w Boga skoro wątpiłam w jego interwencję. Takie szuje jak Radek dożywały sędziwego wieku wśród luksusów niszcząc w koło życie ludziom. A kara i tak ich nie spotykała.
Pół godziny później musiałam wytrzymać jedzenie posiłku przy jednym stole z Tomkiem, który wciąż oczarowywał mamę. No i może trochę tatę ,bo po tym co mu wcześniej wyznawałam w kuchni, zdawał się być o mnie spokojniejszy. Praktycznie rozmawiali przez cały czas, a ja nie mogłam się nadziwić jak to możliwe. W końcu byli zupełnie innymi ludźmi: ojciec był człowiekiem prostym, dla którego ziemia stanowiła najwyższą wartość, ceniącym pracę i uczciwość. Tomasz z kolei był nieodpowiedzialnym facetem żyjąc na łasce ojca, który najprawdopodobniej nie przepracował w swoim życiu ani jednego dnia (no dobra, nie licząc tego epizodu gdy pracował przy przeprowadzkach). Do tego przekonanym o własnej wyższości i szczycącym się swoją błękitną krwią. Jak więc mógł aż tak udawać zainteresowanie z dyskusji którą toczyli z moim ojcem? Choć do tej pory się w nią nie wsłuchiwałam, teraz zaczęłam, choć sama i tak się nie wtrącałam. Ale gdy to zrobiłam zrozumiałam, że tematem rozmowy są konie. I to dlatego tak szybko udało się Kamińskiemu przekabacić tatę.
Gdy zjedliśmy, właściwie bez większych zgrzytów poza moimi paroma uwagami gdy Tomek zrobił dziwną minę pijąc łyk mleka (oznajmiłam mu wtedy, że to mleko od krowy a nie produkowane przez karton za co mama mnie ochrzaniła) a gdy moja rodzicielka zaproponowała mu coś do picia poprosił o kawę (ja rzuciłam ironiczną uwagę na temat picia kawy wieczorem a potem jeszcze jedną gdy Tomek zaofiarował się sam zaparzyć sobie ten napój nie chcąc robić nikomu kłopotu a potem spytał gdzie znajdzie ekspres; oczywiście niczego takiego nie było w naszym domu co uświadomiłam mu dość sarkastycznie). Potem mama krzątając się zaczęła zbierać naczynia, a do mnie dotarło, że zbliża się wieczór i trzeba będzie Tomka gdzieś ulokować. Najchętniej dałabym mu poduszkę karząc spać na korytarzu, ale nie mogłam tego zrobić. Zirytowałam się przypominając sobie po raz kolejny o jego groźbie. Och, jak z chęcią bym go wyrzuciła. Na dodatek gdy niezwykle uczynna mama zaoferowała się znaleźć świeżą pościel i ubrania na zmianę by gość się wykąpał, a on zbył ją mówiąc że to nie potrzebne bo może przespać się gdziekolwiek nawet na sofie w salonie bądź też pokoju gościnnym. Gdy więc odeszła do innego pokoju po świeżą pościel nie wytrzymałam:
- Niestety oprócz ekspresu do kawy nie ma tu pokoju gościnnego. Ani również siłowni czy toalety z wielką wanną. Jak widzisz mieszkamy dość skromnie, więc będziesz musiał najprawdopodobniej przespać się na materacu. Ale jeśli ci to nie odpowiada to zawsze możesz wracać do swojego luksusowego pałacu.
- Jak dla mnie bomba.- Żachnęłam się doskonale zdając sobie sprawę, że najwyraźniej cała ta sytuacja go bawi. Tak jak i moja złość.
- Świetnie. Zaraz przyniosę ci materac i pompkę.
- Zaczekaj chwilkę.- Słysząc to niechętnie przystanęłam patrząc na niego wymownie.- Dasz mi w końcu szansę wszystko wyjaśnić?
- Nie.- Odpowiedziałam lakonicznie. Potem tak po prostu wyszłam z pokoju zostawiając go samego.
Skończyło się na tym, że Kamiński nocował w moim pokoju, bo choć dałam mu materac mama wzięła mnie na bok bardzo ze mnie niezadowolona. Oznajmiła, że powinnam traktować Tomka z większą gościnnością, bo on zachowywał się wobec mnie bardzo grzecznie. Szkoda, że nie wyznałam jej jak traktował mnie dwa dni temu. Ciekawe czy wówczas wymagałaby ode mnie wykazania się większą gościnnością. Chociaż znając ją…? Przecież nawet gdy wyznałam jej, że zastałam Dawida w dwuznacznej sytuacji z Anetą zamiast mówić jaki z niego skurczybyk kazała ochłonąć. W końcu, tłumaczyła, nie wszystko na pierwszy rzut oka wygląda tak jak się wydaje. W sumie przyznawałam jej rację. Tomek też przecież wydawał mi się być inny…
Tak więc gdy Kamiński zajął mój pokój ja z kolei postanowiłam spać w łóżku i pokoju Anity. Z dwojga złego wolałam by Tomasz spał u mnie niż u niej.
Wbrew swoim obawom, gdy rodzice zniknęli w swojej sypialni, Tomek nie próbował szukać już okazji do rozmowy, co było mi na rękę. Nie miałam zamiaru go wysłuchiwać. Mógł wymuszać swoim szantażem swoją obecność tutaj, ale nic ponadto.
Nazajutrz wstałam bardzo wcześniej. Od razu się ubrałam i poszłam do kuchni świadoma, że rodzice już rozpoczęli swoją poranną krzątaninę. Na wsi dni rozpoczynały się bardzo wcześniej i choć wstałam kilka minut po siódmej śniadanie już czekało na stole.
- O kochanie, już wstałaś. Właśnie miałam cię budzić. - Mama przywitała mnie cała w skowronkach. Wiedziałam, że to z powodu Tomka i niedługo rozpocznie te swoje wypytywanie, bo wczoraj nie miała na to zbytnio okazji.- A co z twoim przyjacielem?
- Mój przyjaciel….- zaczęłam lekko ironicznie.-…jest typowym mieszczuchem i nie wstanie przed dziewiątą.- Odparłam jej choć doskonale pamiętałam jak o tej porze zjawiał się w cukierni.
- Więc może idź do niego i zawołaj na śniadanie.
- Lepiej dam mu pospać.- Powiedziałam świadoma, że udając troskę przekonam mamę. I oczywiście miałam rację.
- No tak, bidulek pewnie jest zmęczony.- Ciekawe czym, pomyślałam, ale nie zamierzałam wypowiedzieć tej myśli na głos.- Czemu wcześniej nie powiedziałaś mi o swojej sympatii kochanie?
- Bo to wcale nie jest moja sympatia.
- Ale jak to? Przecież…
- Mamo, Tomek jest tylko moim kolegą, niczym więcej.
- Ale to przecież taki cudowny chłopiec. I widać jak jest w tobie zakochany. Powinnaś chociaż postarać się odwzajemnić jego uczucie.- Oto moja mama i jej skłonność do opiniowania czyichś charakterów po pozorach. Tak samo jeszcze pół roku mówiła o Dawidzie.
- Jakie znowu uczucie mamo? On jest we mnie zakochany nie bardziej niż ja w nim.
- Ania, ja wiem że pewnie jeszcze gryziesz się Raczkowskim i boisz się co ludzie pomyślą, ale…
- Ja się boję?- Żachnęłam się. Mama na moment spuściła wzrok co u niej wyrażało irytację.
- Nie mam pojęcia czemu mnie atakujesz.
- Serio nie masz? Do tej pory mówiłaś tylko jakim błędem była ucieczka do stolicy i zostawienie Dawida przed ślubem, a teraz rozpływasz się w skowronkach nad facetem którego ledwo znasz choć nic o nim nie wiesz poza tym, że jest bogaty. I na tym ma polegać wyjątkowość Tomka?
- Ufam swojemu pierwszemu wrażeniu.
- Ja też. Tylko z doświadczenia wiem, że ono nie zawsze jest prawdziwe.- Być może dokładnie w tym momencie rozgorzałaby między nami prawdziwa kłótnia gdyby do kuchni nie wszedł tata. Od razu zrozumiał co się święci, więc spytał o śniadanie. Potem zaczął rozmowę o wszystkim innym niż o Kamińskim.
Po porannym posiłku pomogłam mamie w sprzątaniu kuchni i ścieleniu łóżek choć rozśmieszyło mnie, że gdy chciałam odkurzyć kazała mi użyć miotły by nie obudzić Tomka. W międzyczasie zadręczała mnie oczywiście masą pytań tak, że już po kilku minutach miałam dość. Oznajmiłam więc, że wychodzę do Franka. Nie była z tego powodu bardzo zadowolona, ale widocznie sądziła że wrócę zanim Tomek się obudzi. Nic bardziej mylnego bo nie to było mi w głowie. Zamierzałam bowiem unikać go tak długo jak tylko się da aż w końcu da sobie spokój i wyjedzie sam by skupić się na zlokalizowaniu Jędruchniewicza.
Po wczorajszej rozmowie z ojcem zrozumiałam jednak, że Franek tak jak i on może nie być skłonny mi pomóc, więc zamierzałam powiedzieć mu tylko, że chcę rozmawiać z matką Radka. Tego przecież nie mógł mieć mi za złe, pomyślałam.
Tym razem go zastałam, choć jadł z rodzicami śniadanie. Czułam się trochę głupio, gdy mu je przerwałam, ale nie miałam innego wyjścia. Z racji przyjazdu Tomka chciałam wyjechać do miasta jak najszybciej od razu po nabożeństwie rocznicowym śmierci Anity, ale tylko wtedy gdy rozmówię się z Radkiem. Sama właściwie nie rozumiałam czemu aż tak bardzo mi na tym zależało. Może kobiecą intuicją wyczuwałam, że powinnam to zrobić.
- Więc co właściwie się stało Aniula, że zadręczasz mnie od samego rana?- Spytał rozbawiony.
- Przepraszam, wiem że o dziewiątej musisz jechać do kliniki, ale zależało mi na kilku minutach rozmowy.
- Nic się nie stało. Przecież wiesz, że żartuję. Chyba nadal jesteśmy przyjaciółmi mimo twojej kilkumiesięcznej nieobecności, co?
- Jasne. Nawet nie wiesz jak bardzo teraz potrzeba mi przyjaciół.- Rozbawienie zniknęło z twarzy Franka.
- Ania , czy masz jakieś problemy?- Spytał już poważniej nie nazywając mnie Aniulą tak jak w przeszłości.
- Tak, a właściwie kilka. Ale jestem tu w sprawie Anity.- Dopiero teraz gdy wypowiedziałam te słowa na głos, zorientowałam się że nie powinnam tego robić. W końcu on był kiedyś bardzo zakochany w mojej siostrze. I choć ona wiele razy dawała mu kosza Franek długo się nie poddawał. Czasami nawet było mi z tego powodu go żal i czułam złość na ukochaną siostrę. Bo on był taki solidny, czuły i kochany. Może i kilka miesięcy młodszy od Anity, ale nadrabiał to dojrzałością. A ona wybrała tego dupka Radka. Franek od czasu jej śmierci z nikim się nie spotykał, choć był przystojnym facetem i dość dobrą partią. Bez nałogów, ze stałą pracą. Teraz nawet w trakcie budowania swojego domu. Ale mimo to nadal kochał Anitę. I choć nigdy mi tego nie powiedział ja po prostu to wiedziałam.
- To znaczy?
- Już nic. Przepraszam, że zawracam ci głowę. Nie powinnam. Zapomniałam, że…
- Aniu.- Przerwał mi łagodnie.- Wiesz co czułem do twojej siostry i nie musisz teraz kłopotać się z tego powodu. Od tego czasu minęło już sześć lat.- Powiedział. Tyle, że ty nadal nie przestałeś jej kochać, pomyślałam ze współczuciem.
- No dobrze. A więc chodzi mi o to, że chciałabym porozmawiać z panią Jędruchniewicz. Pojechałam nawet pod jej stary adres, ale okazuje się, że teraz w jej mieszkaniu mieszka kto inny.- Wyłuszczyłam swój problem. Tak jak się spodziewałam Franek zapatrywał się na to sceptycznie, ale gdy nalegałam zdecydował, że po szesnastej mam do niego przyjść i pojedziemy tam razem. Nie było mi to na rękę, ale stwierdziłam, że przy wyjściu będę miała chwilę czasu zostać z matką  Radka sama i spytać o adres jej syna. I Franek się o tym nie dowie.
Zadowolona z siebie wróciłam do domu, choć na myśl o Tomku coś skręcało mnie w żołądku. Postanowiłam więc jechać z tatą załatać przerwane ogrodzenie choćby tylko po to by mu towarzyszyć. Potem odwiedziłam swoją wredną kózkę, poszłam na spacer, do pobliskiego lasu. Następnie nie mając pomysłu na kryjówkę, wdrapałam się na swój stary domek na drzewie spędzając w nim ponad godzinę. A wszystko po to by uniknąć Kamińskiego. Miałam nikłą nadzieję, że w końcu da sobie spokój i odjedzie. W końcu warunki do jakich przywykł były sto razy gorsze niż nasze. Starałam się spojrzeć na to obiektywnym okiem. Mały ogródek choć zadbany nie był jakiś wyjątkowy i nijak miał się do wielkiej rabatki obsadzonej symetrycznie pięknymi kwiatami, zadbanym trawnikiem czy równo przyciętym żywopłotem i podwórkiem wysadzanym jakimś chodnikiem jaki widziałam w przed posiadłością Kamińskich. Za to nasze schody były zniszczone, choć bardzo ładne. Wnętrze domu choć schludne i czyste było raczej staroświeckie i skromne. Ojciec każdą wolną złotówkę ładował w konie. Z nadwyżki wolał kupić dodatkowy worek paszy niż nowe meble choć mama nie raz mu o tym napomykała.
- A po co nam to skoro stare są dobre?- Mówił wtedy wzbudzając jej irytację. I choć częściowo miał rację to dużo mówiło o jego charakterze. Bo było bardzo skromnym człowiekiem. I choć raczej nie można z nim było porozmawiać o filozofii czy literaturze był doskonałym znawcą ludzkich charakterów i obserwatorem. Właściwie to on jako pierwszy odradzał mi ślub z Dawidem. Mówił, że od czasu przyjazdu minęło zaledwie sześć miesięcy a my już mamy zamiar zawrzeć małżeństwo. Że nawet się dobrze nie znamy, bo choć znaliśmy się od dziecka to jednak w czasie studiów Raczkowskiego wszystko mogło się zmienić. Dlaczego więc go nie słuchałam? Przecież wiele razy jego decyzje uratowały mnie przed zgubą.
Gdy wróciłam z tatą z objazdu pomogłam mu w stajni, a potem ze śmiechem wróciłam do domu po małym wypadku z jednym małym źrebaczkiem który zmienił moją rękę w lepką od cukru. Poza tym po pracy byłam roztrzepana i brudna. Pomyślałam, że musi mi odbijać skoro zalatujący ode mnie zapach stajnią wydaje mi się być przyjemny. Ale to bardzo wyrażało moją tęsknotę za domem.
Po szybkim obyciu twarz i rąk oraz poprawieniu fryzury wyszłam z łazienki i na korytarzu spojrzałam na wiszący na ścianie zegar: był kwadrans po dwunastej. Do spotkania z Frankiem pozostało mi więc jeszcze trzy i pół godziny. Czym miałam się teraz zająć?
- O, jest i nasza Ania.- To tonie mamy poznałam, że gdzieś w pobliżu musi  być Tomek, bo jej głos jest miły tylko na jego użytek.
- Tak właśnie wróciłam. I powinnam się przebrać, więc pozwolisz że...
- Zrobisz to za chwilę. Zostawiłaś naszego gościa i bardzo się nudziliśmy. Nieładnie tak robić.
- O ile wiem to on jest twoim gościem a nie moim.- Odpowiedziałam jej choć wiedziałam, że to i tak nic nie da. Mama już zaczęła mnie ciągnąć w kierunku swojego pokoju  gdzie jak się domyślałam znajdował się Tomek. I nie myliłam się. Siedział na kanapie odwrócony do mnie tyłem i na coś patrzył. Dopiero gdy podeszłam bliżej zorientowałam się co to jest.- Czemu oglądasz mój album ze zdjęciami?- Spytałam go jednocześnie prawie wyrywając mu go z rąk.
- Twoja mama mi go pokazała.- Wyjaśnił spokojnie nic sobie nie robiąc z miażdżącego spojrzenia które mu posłałam.
- Córeczko przecież nie musisz się wstydzić.- Zwróciła się do mnie, a potem dodała chyba na użytek Tomka:- Zawsze tak reaguje.
- A ty zawsze musisz wtrącać się w nie to co trzeba. Co tu robią te kasety wideo? Pokazywałaś mu moje występy?!
- Ależ Aniu, czemu krzyczysz?- Boże, czy ona naprawdę pyta mnie czemu krzyczę? Z trudem zmusiłam się do tego by na nią nie warknąć.
- Mamo, zostaw nas samych na kilka minut dobrze.- Nawet mi się to udało.
- Dobrze, i tak powinnam zacząć przygotowania do obiadu, a skoro wróciłaś możesz dotrzymać gościowi towarzystwa. – Tak jak się spodziewałam, mama bardzo z siebie zadowolona zapomniała o mojej niegrzecznej odzywce. Widocznie bardzo jej zależało na tym bym w końcu pogodziła się z tym bogatym facetem za jakiego uważała Tomka.
- Kiedy zamierzasz wyjechać?- Spytałam go bez ogródek gdy zostaliśmy sami.
- Wtedy gdy ty to zrobisz.- Odparł mi. Złość od razu mi wróciła.
- W co ty grasz co? Po co tak naprawdę tu przyjechałeś?
- Żeby z tobą porozmawiać i dojść do porozumienia.
- Jakiego niby porozumienia? Jedyne jakie możemy zawrzeć to takie w kwestii rozwodu.
- Nie chcę się teraz z tobą rozwodzić.
- Ach, no tak zapomniałam. Jeśli nie minie sześć miesięcy będziesz musiał podzielić się ze mną pieniędzmi z funduszu twojej matki, co?
- Tu nie chodzi o żadne pieniądze.
- Nie? Więc o co? O to by jeszcze trochę podręczyć żałosną biedaczkę, która ośmieliła się wodzić za nos wielkiego Tomasza Kamińskiego?
- Możesz w końcu porzucić ten ton i porozmawiać ze mną szczerze?
- Szczerze? Przecież ty i tak wkładasz mi w usta słowa które sam uważasz za odpowiednie. Aha, i skoro chcesz się tak bawić to z łaski swojej daj mi spokój. I przestań wypytywać o mnie moją matkę albo oglądać zdjęcia z okresu dzieciństwa. Masz nadzieję znaleźć podobne do tych które pokazał ci twój ojciec? Tutaj raczej ich nie znajdziesz.
- Więc skąd je wziął?
- Nie wiem. Wróć do siebie i napraw to niedopatrzenie. Spytaj go.
- Aniu, wczoraj nie miałem zamiaru cię szantażować choć niewątpliwie tak to zabrzmiało. Przepraszam.
- Daruj już sobie. Zamiast to wciąż powtarzać po prostu stąd wyjedź. Daj spokój mnie i mojej rodzinie.
- Dlaczego po prostu mnie nie wysłuchasz?
- Dlatego, że ty też nie dałeś mi w piątek takiej szansy.
- Już cię za to przeprosiłem.
- Przepraszasz i przepraszasz. Wciąż tylko to robisz. Sądzisz, że to słowo w ogóle jest coś dla mnie warte?
- Wiesz co? Staram się. Do cholery staram się naprawić to co zepsułem, ale tobie i tak to nie wystarcza. Jak ten idiota tłumaczę się i błagam o wybaczenie chociaż tak naprawdę nie wiem czy w ogóle jest jakikolwiek sens to robić.
- Nie ma.- Potwierdziłam.- Więc po prostu tego nie rób. Wyjedź. I daj mi święty spokój.- Dodałam na odchodnym kierując się do wyjścia.
- Gdzie idziesz?
- Gdzieś z dala od ciebie. Bo najwyraźniej nawet we własnym domu nie mogę mieć zapewnionej chwili spokoju.- Nieoczekiwanie poczułam przejmujący smutek. Bo przed Tomkiem mogłam udawać, ale mimo wszystko ta sytuacja bardzo mnie bolała. Chociaż jeszcze bardziej bolał mnie fakt, że on to wszystko bagatelizował. Zupełnie jakby nazwał mnie głuptaskiem albo spóźnił się pół godziny na spotkanie. A przecież nasze problemy nie były aż tak trywialne. Nie uwierzył mi, nazwał prostytutką, znieważył. Potem jeszcze udawał przeprosiny mając nadzieję, że znów ugnę się przed jego wolą, a gdy to się nie stało zaszantażował mnie. To nie były niewinne sprawy. A ja i tak byłam tym wszystkim bardzo zmęczona na długo przed kolacją u Kamińskich. 
Następne godziny były dla mnie istną katorgą. Wolałam jednak wyczekiwać spotkania z Frankiem niż rozważać swój były związek z Tomkiem. Choć robienie tego zawsze sprawia, że czas niesamowicie się dłuży. Ale w końcu nadeszła szesnasta. Powiedziałam mamie, że zamierzam odwiedzić Franka, choć nie była z tego powodu zadowolona. Uważała, że mój chłopak ma wobec mnie anielską cierpliwość i że jeśli dalej tak będę go traktować to mnie zostawi. Powiedziałam jej wtedy, że właśnie o to mi chodzi, zostawiając ją zdenerwowaną. Czy ona naprawdę nie rozumiała, że nie mam zamiaru rozmawiać z Tomkiem? Że wcale go tu nie zaprosiłam i jego obecność jest zbędna?
Jak okazało się pół godziny później, pani Jędruchniewicz mieszkała zaledwie osiem kilometrów dalej niż 6 lat temu. Tak jak sądziłam podczas wizyty Franek nie odstępował mnie na krok. Sama matka Radka nie była do nas usposobiona przyjaźnie. Początkowo dość niegrzecznie starała się nas wyprosić, ale widząc determinację malującą się w naszych oczach dała za wygraną, choć jej zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Zwłaszcza gdy spytałam o jej syna nawet pomimo sprzeciwu Rzadkiewicza.
- A bo ja wiem co robi? Gdy poszedł do więzienia nie kontaktowałam się z nim. I nie mam zamiaru robić tego teraz. Wyrósł na przestępcę, a ja nie mogę mu wiecznie pomagać wstydząc się przed ludźmi. Bo koniec końców to ja jestem uważana za winną. A moja wina, że wychowałam trzech łobuzów? Więc jeśli chcecie cokolwiek ode mnie uzyskać to nie łudźcie się. A teraz wynocha.- Wiedząc, że najprawdopodobniej mówi prawdę  z tym odcięciem się od syna dałam za wygraną. Ale ta wizyta nieźle mnie podłamała.
- Powinnaś już to zostawić, Aniu.- Zwrócił się do mnie w drodze powrotnej Franek.- Dobrze wiesz, że gdybym nie wiedział, że i tak prędzej czy później sama postanowisz tu przyjechać to nie zabrałbym cię tutaj. To nie są ludzie z którymi dałoby się normalnie porozmawiać.
- Wiem. Ale miałam nadzieję na jakieś wyjaśnienia. Teraz wiem jakie to było głupie.- Gdy wróciłam do domu było tuż przed dziewiętnastą. Spodziewałam się, że teraz mama z pewnością już uszykowała kolację, więc chciałam zaprosić na nią Franka, ale on odmówił. Po fakcie zorientowałam się, że to właściwie dobrze: jeszcze Tomek pomyślałby sobie, że to jakiś mój kochanek albo ktoś w tym stylu. Ta myśl mnie zdenerwowała: co mnie w końcu obchodziły myśli Kamińskiego? I tak sądzi o mnie jak najgorzej.
Tak jak sądziłam cała trójka siedziała już przy stole w kuchni, mama z czegoś się śmiała rozmawiając z Tomkiem, tata się tylko temu bez słowa przysłuchiwał. Ponieważ przez chwilę stałam w rogu żadne z nich mnie nie zauważyło. Dlatego w zupełniej ciszy dowlokłam się do swojego pokoju biorąc z niego rzeczy na jutro. Domyślałam się, że mimo mojego odstręczającego zachowania Kamiński dziś również nie wyjedzie. Szybko się wykąpałam a potem położyłam się do łóżka choć dochodziła zaledwie dwudziesta. Ale świadomość jutrzejszej rocznicy i nic nie wnoszące spotkanie z panią Jędruchniewicz trochę mnie podłamały. Odpoczynek jednak nie był mi dany, bo już pół godziny później gdy wciąż jeszcze nie mogłam zasnąć usłyszałam ciche pukanie. Na wszelki wypadek postanowiłam udawać, że śpię. Tak jak się spodziewałam, to nie była ani moja mama ani tata. Doskonale znałam ten głos:
- Ania, śpisz już?- Spytał mnie cicho Tomek. Zamarłam na moment w totalnym bezruchu dopiero po chwili przypominając sobie, że powinnam miarowo oddychać by udawać głęboki sen. Ale gdy poczułam dłoń na swoim policzku nie wytrzymałam i otwierając oczy odparłam:
- Zabieraj ode mnie te łapy.- Pomimo ciemności zdołałam dostrzec jego lekki uśmiech. Niechętnie podniosłam się na łóżko do pozycji siedzącej zapalając nocną lampkę która znajdowała się na stoliku. Choć może nie był to najlepszy pomysł, bo była bardzo zakurzona. – Czego ode mnie jeszcze chcesz?- Przez dobrą chwilę tylko na mnie patrzył, nic nie mówiąc. Chyba chciał mnie tym zakłopotać, bo odruchowo zdałam sobie sprawę ze swojego wyglądu: rozpuszczone do snu włosy, zwykły bawełniany T-shirt i spodnie od piżamy. Nie byłam więc zbytnio roznegliżowana.
- Przez cały dzień przebywałaś poza domem, więc sądziłem że teraz porozmawiamy.
- Raczej nie. Jutro muszę bardzo wcześniej wstać.
- Na nabożeństwo za Anitę?
- Widzę, że mama ci już wypaplała, więc nie rozumiem po co pytasz.
- Tak. Jest bardzo otwartą osóbką. Zupełnie inną niż ty.
- No tak, bo ja zatajam wiele faktów i jestem kłamczuchą.
- Musisz zawsze wracać do tych słów?
- Muszę, bo ty najwyraźniej o nich zapominasz. Naprawdę sądzisz, że tak po prostu będę znów dla ciebie miła? Spróbuj zaproponować mi chociaż pieniądze.
- Nie chciałem, przepra…
- …przepraszasz, tak już to wiem i słyszałam. I mam gdzieś tak jak powiedziałam ci wcześniej. Skoro to wszystko, możesz już wyjść?- Spytałam sucho. Tomek milczał przez chwilę spuszczając wzrok. Potem znów na mnie spojrzał.
- Nie, to nie wszystko.- Odparł. A gdy ja już miałam zamiar poinformować go, że jeśli w ciągu pięciu minut nie opuści tego pokoju to zacznę krzyczeć, dodał:-  Nigdy nie widziałem cię w rozpuszczonych włosach. Nie wiedziałem, że są takie długie.- Przez moment zbił mnie z tropu tak trywialną uwagą, która najprawdopodobniej spełniła swoją rolę zbicia mnie z pantałyku. Spodziewałam się, że zamierza dodać coś bardziej znaczącego. Ale nie wiedzieć dlaczego jego słowa mnie zakłopotały. Z wisielczym humorem pomyślałam, że on zawsze wie co powiedzieć i jak się zachować. Teraz poza cierpiętnika i osoby która żałuje wychodziła mu wręcz fantastycznie.
- Ta uwaga była nie na miejscu.- Oświadczyłam nieprzyjaznym tonem.
- Może. Ale mimo to musiałem to powiedzieć. Gdzie tak naprawdę spędziłaś dzień? To musi być bardzo trudne.
- Co?- Spytałam wbrew sobie.
- Unikanie mnie.
- O, zapewniam cię że jakoś daję radę.- Powiedziałam, a potem chrząknęłam patrząc na niego spod oka.- Kiedy tak naprawdę chcesz wyjechać?
- Nie wiem.  Zrobię to po mszy za Anitę. Chciałbym iść do kościoła z tobą.
- To nie jest konieczne.- Odpowiedziałam mu sztywno.- Poza tym nabożeństwo jest o siódmej, więc nie mam pojęcia jak uda ci się wstać.
- Gdybyś dziś mnie obudziła to…
- …po co? W końcu bycie bogatym nie wymaga konieczności zrywania się o piątej rano do pracy czy innych zajęć prawda?
- Nie odpuścisz sobie, co? Jeszcze ci się nie znudziło udawanie obrażonej?
- A tobie tego, że wszystko jest w porządku?- Nie odpowiedział, po prostu popatrzył na mnie przez dłuższą chwilę, a potem rzucił:
- Jutro. Porozmawiamy jutro. Ostatecznie.- I wyszedł z pokoju. A ja, choć lekko roztrzęsiona po kilku minutach zasnęłam.
Jednak nawet w moim śnie Tomek wciąż mnie męczył. W nim razem spacerowaliśmy trzymając się za ręce. Potem Kamiński zaczął machać do jakiejś znajdującej się w oddali dziewczyny. Nie miałam pojęcia kim jest, ale z każdym krokiem zbliżaliśmy się do niej coraz bardziej: to była Ilona. Uśmiechała się do mnie cynicznie, a potem odepchnęła od Tomka. Gdy się podniosłam już jej nie było. Zamiast niej obok niego stała moja zmarła siostra Anita. Wpatrywałam się w nią zszokowana bo mimo tego iż śniłam zdawałam sobie sprawę, że przecież ona już  nie żyje. A potem szepnęła mi do ucha: jedno zdanie. Nie ufaj mu, bo nie jest tym za kogo się podaje. I zniknęła.
Obudziłam się dość gwałtownie roztrzęsiona i zdenerwowana. Siostra nigdy mi się nie śniła, choć kilka tygodni po jej śmierci bardzo tego chciałam.  Aż do tej pory. Może to z powodu odwiedzin Jastrzębskiej? Albo zbliżającej się jutro rocznicy jej śmierci?
Nie ufaj mu, bo nie jest tym za kogo się podaje.
Nie wiadomo dlaczego te kilka słów aż tak bardzo mnie przeraziło. W mojej głowie pojawiło się wiele wizji: każda gorsza od poprzedniej. Może mój Tomek zginął w tamtym wypadku gdy jechał z siostrą? Może ten tutaj wcale nie był nim? A może moja siostra wiedziała, że z jego strony czeka mnie tylko cierpienie? Lub, że z Iloną łączy go coś więcej niż kilka pocałunków? Gubiłam się w swoich domysłach i coraz bardziej absurdalnych przypuszczeniach. W końcu starałam się uspokoić. To był przecież tylko sen. I najprawdopodobniej słowa Anity które w nim wypowiedziała wynikają z moich własnych odczuć. W końcu sama zrozumiałam trzy dni temu, że Tomek nie ma do mnie ani trochę zaufania czy uczucia. Teraz po prostu w swojej głowie włożyłam te słowa w usta zmarłej siostry. Tylko dlaczego tak mnie to przeraziło?
Z powodu koszmaru poranek przywitałam z podpuchniętymi oczami. Rano nie byłam w stanie nic przełknąć; poza tym chcąc napić się wody poszłam do kuchni widząc tam ubranego już Kamińskiego, choć nieco zaspanego. Prawdę mówiąc miałam nadzieję, że jednak prześpi nabożeństwo nie tylko z powodu faktu, że tego nie chciałam. Po prostu jego towarzystwo w kościele razem ze mną i moimi rodzicami wzbudziło powszechną ciekawość sąsiadów, którzy również zdecydowali się pomodlić za duszę Anity. Byłam pewna, że tuż po zakończeniu rozlegną się pytania na które nie miałam ochoty.
Właściwie przez długą część mszy mogłam myśleć tylko o stojącym obok mnie Tomku, którego obecność wyczuwałam po swojej prawej stronie. Dopiero ta świadomość pozwoliła mi się skupić.
Trzy kwadranse później, było po wszystkim. Nakazałam rodzicom szybkie wyjście by żadna plotkara nie zdążyła nas zaczepić.
Okazało się jednak, że nie tylko ja się spieszę.
Aneta.
Tylko jedno spojrzenie na jej twarz wystarczyło bym wyczuła jej ból i wyrzuty sumienia. To jednak nie znaczyło, że miało to dla mnie jakiekolwiek znaczenie. W końcu to przez nią nie odbył się mój ślub z Dawidem. Przez nią…powtórzyłam w swoich myślach totalnie zdezorientowana. A może jednak dzięki niej? Ta myśl spowodowała moją konsternację. I pomimo faktu, że rodzice zauważając moją byłą przyjaciółkę kierowali się już do bocznego wyjścia (dodatkowo mama mając nadzieję, że ciągnąć mnie za ramię zrobię to samo), ja stanowczo się temu sprzeciwiłam gdy zauważyłam, że Aneta chce ze mną porozmawiać.
- Mamo, nic się nie stanie.- Uspokoiłam ją jeszcze.- Tylko z nią porozmawiam.
- Ale po co?
- Mamo…- Nie starałam się jej niczego tłumaczyć, tym bardziej przy Tomku który najwyraźniej nie miał pojęcia co się dzieje. A prawda była taka, że rozmowa między mną a Anetą była potrzebna. W końcu po to między innymi przyjechałam do rodzinnego domu. Nie tylko by odwiedzić grób Anity w dniu jej rocznicy, ale i po to by całkowicie rozliczyć się z przeszłością. Z samym Raczkowskim niestety nie będę miała takiej możliwości to zrobić, bo nie miałam pojęcia gdzie on jest, ale z byłą przyjaciółką jak najbardziej.- Wyjdźcie boczną nawą i idźcie do samochodu. Ja za kilka minut dołączę.
- Rysiek, powiedź jej że…- Usłyszałam lament mamy, którym raczyłam mojego ojca.
- Alu, daj jej to załatwić swojemu.- Zdążyłam jeszcze usłyszeć odpowiedź taty. Uśmiechnęłam się w duchu. Zawsze umiał powtrzymać mamę.
- Aneta, zaczekaj!- Krzyknęłam znalazłszy się przed kościołem i widząc wychodzącą już zza furtki dziewczynę. Widocznie nie sądziła, że za nią wybiegnę.
- Ania? Chcesz ze mną porozmawiać?- Spytała z wahaniem gdy tylko znalazłyśmy się niedaleko siebie.
- Tak, ale nie tutaj. Przyjdziesz do mnie przed południem?
- Nie mogę, twoi rodzice mnie nie wpuszczą. Nie robią tego odkąd…- Urwała, bo i nie musiała mówić dalej. Odkąd przespała się z moim narzeczonym powodując moją dezercję odnośnie ślubu.
- Wpuszczą.- Zapewniłam.
- W takim razie przyjdę.- Odpowiedziała mi. A potem bez słowa pożegnania rozstałyśmy się i każda poszła w swoją stronę.
W drodze powrotnej, po krótkiej modlitwie na grobie Anity, milczeliśmy choć zauważyłam, że mama od czasu do czasu patrzyła na mnie badawczo, a Tomek z zainteresowaniem. Widocznie bardzo chciał dowiedzieć się dlaczego ta piegowata ruda dziewczyna tak bardzo wytrąciła całą naszą rodzinę z równowagi. Prawdę mówiąc dziwiłam się czemu mama nie powie o tym szczególe Tomkowi skoro jeszcze wczoraj chętnie opowiadała mu o moim dzieciństwie i pokazywała fotografie z tego okresu. Poza tym trochę żałowałam, że nie wysłuchałam Anety od razu. Teraz mogłabym wsiąść do pierwszego lepszego autobusu i wrócić do stolicy. A tak musiałam czekać na spotkanie.
Gdy znalazłam się w swoim domu miałam zamiar zjeść śniadanie, a potem zaszyć się na podwórku z dala od Tomka. Niestety, tata musiał zająć się transportem nowego konia do swojego gospodarstwa, przez co nie mogłam mu towarzyszyć. Musiałam więc znaleźć sobie inne zajęcie takie by nie musieć zostać z Kamińskim sam na sam dając mu możliwość rozmowy. Wiedziałam, że moje zachowanie jest raczej dziecinne, ale nie mogłam inaczej. Dlatego gdy tylko zjadłam śniadanie zamknęłam się w swoim pokoju dobrze wiedząc, że mama nie pozwoli by gość czuł się niezręcznie i nie zostawi go samemu sobie. I rzeczywiście: przez jakiś czas jeszcze nachodziły mnie jakieś dźwięki rozmowy, ale po kilku minutach zniknęły. Dla pewności odczekałam więc jeszcze kilka. Czyżby wreszcie dał za wygraną i wyjechał?
Niestety, aż tak dobrze  nie było, ale przynajmniej wyszedł z domu, więc ja mogłam wyjść ze swojego pokoju. Nie byłam przyzwyczajona do bezczynności, więc włączyłam się w przygotowania do obiadu. Dopiero po kończeniu obierania ziemniaków i robienia sałatki zdecydowałam się w końcu spytać gdzie jest Tomek.
- W stodole z tatą.- Odpowiedziała mi matka właściwie nic nie wyjaśniając.
- Jak to?
- Pomaga mu ładować zboże. Sąsiad chciał kupić trochę pszenicy i…
- Jak to mu pomaga?- Z wrażenia aż jej przerwałam.
- No normalnie. Ledwie przed twoim przyjściem powiedział, że źle się czuje nic nie robiąc więc w zamian za nocleg zaoferował swoją pomoc.
- Ale przecież tata miał jechać po konia.
- I pojechał, ale wrócił.
- Prosił Tomka o pomoc?
- Nie.
- Więc dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego on to robi?
- Jak to dlaczego? Bo jest miły. Nie rozumiem więc czemu tak go traktujesz. I chyba sama masz tego świadomość, bo z tego powodu płakałaś.
- Wcale nie płakałam.
- Sądzisz, że nie widziałam rano twoich oczu? I nawet nie próbuj mi wmawiać, że to z powodu rocznicy Anity. Słyszałam, jak wieczorem do ciebie pukał. O czym rozmawialiście? Pogodziliście się w końcu?
- Nie. I się nie pogodzimy. Więc daj mi w końcu spokój. Tomek nie jest żadnym moim kandydatem na męża.
- Ale mógłby być.- Upierała się mama nie mając pojęcia, że przecież on już nim jest.- Dawid nigdy nawet nie miał w ręku wideł czy kostki siana za to twój Tomeczek…- Uśmiechnęła się pod nosem.- Widać, że to typowy mieszczuch i nie ma o niczym pojęcia, ale nadrabia to zapałem.
- Zaraz, zaraz: przecież Tomek też nie miał w ręku wideł.
- Jak to nie miał? Wczoraj pomagał tacie przy koniach.
- Kiedy?
- Kiedy, kiedy? Gdybyś była w domu a nie szwendała się nie wiadomo gdzie razem z Frankiem do byś wiedziała. – Dopiero teraz uderzyło mnie, że podczas wczorajszego dnia koszulka i spodnie które miał na sobie Kamiński (które należały do mojego ojca, bo mu je chwilowo pożyczył) wyglądały na trochę nieświeże. Ale żeby pomagał mojemu tacie? Po co to robił? Po to by jeszcze bardziej mnie do siebie przekonać? Nie, gdyby tak było to by się tym pochwalił. No, chyba że liczył iż gadatliwa mama i tak powie mi wszystko. Tak, z pewnością tak było. W końcu był świetnym manipulantem co miał po tatusiu. Dlatego gdy przygotowania do obiadu się skończyły i zawołałam obu mężczyzn do domu (to znaczy tatę i Tomka) nie omieszkałam zażartować sobie z jego wyglądu tylko po to by zobaczyć czy poczuje się zawstydzony.
- I co, jak ci się podoba praca na wsi?- O dziwo potraktował moje pytanie poważnie. Albo przy moich rodzicach przy stole byłoby mu głupio obrazić mnie żartem.
- Znośna, choć trudna. No i nie jestem do tego przyzwyczajony. Nie miałem pojęcia, że to takie ciężkie zadanie.
- A co, już masz odciski na dłoniach?
- Aniu, czemu tak gnębisz Tomka?- Jak mogłam się spodziewać mama znów wzięła w obronę Kamińskiego który słysząc jej głos posłał mi uśmiech. Idiota. Tak jakby specjalnie kpił sobie z faktu, że mama wybrała jego a nie mnie. Albo w ogóle bawiła go cała moja rodzina. Z trudem zniosłam dalszą część obiadu w duchu zastanawiając się czy Aneta stchórzyła i jednak mnie dziś nie odwiedzi. Zaraz potem, gdy tylko opróżniłam talerz jako pierwsza zresztą (mama ze śmiechem skomentowała to mówiąc, że zawsze jadłam za dwoję a mimo to jestem chuda jak szczapa), wyszłam na zewnątrz. Chciałam się przespacerować, ale prawdę mówiąc nie miałam na to ochoty. Po posiłku byłam ociężała, więc postanowiłam zmienić plany. Dlatego weszłam po chwiejnej drabinie przeznaczonej dla dwunastolatki niż dla dorosłej kobiety do starego domku na drzewie tak samo jak wczoraj. Miałam nadzieję, że może Anecie coś wypadło i jeszcze się zjawi, choć minęło już przedpołudnie. A jeśli nie, to ja przedłużę swój wyjazd i zrobię jej małą niespodziankę choć zapewne niezbyt miłą.
By szybciej upłynął mi czas, włożyłam do uszu wczoraj przyniesione tu słuchawki , a plecy oparłam o poduszkę. I tak z zamkniętymi oczami wsłuchiwałam się tylko w głośne bębnienie muzyki. Dopiero teraz zorientowałam się, jaki ten domek jest stary choć mimo to utrzymany w niezłym stanie. Czyżby rodzice restaurowali go na pamiątkę Anity? Bo gdy jeszcze żyła nazywała ten domek miejscem kontemplacji albo ucieczki od realnego życia. Teraz ja postanowiłam użyć go do drugiego celu. Próbowałam uciec od własnych myśli, od konieczności przygotowania w cukierni nowego towaru a więc upieczenia dużej partii ciast co czeka mnie z pewnością jeszcze tego samego dnia. Od Radka Jędruchniewicza, którego nie było nawet stać na pójście na mszę za duszę swojej ofiary jaką była moja siostra. Od zdrady Anety, która ma odwiedzić mnie dopiero za dwie lub trzy godziny. Od Tomka, który powinien mnie już nie obchodzić. Od własnego życia. Znów czułam, że wszystko chrzanię. I znów nic nie mogłam na to poradzić. W myślach prosiłam Boga o pomoc, choć wiedziałam że tylko ja mogę naprawić swoje błędy.
W którymś momencie, pomimo dźwięków muzyki usłyszałam jakiś hałas. Otworzyłam oczy dokładnie w chwili gdy Tomek niezdarnie wchodził przez mały otwór domku. Ze złością wyjęłam z uszu słuchawki.
- Co ty tu robisz? Złaź.- Rozkazałam. Domek na drzewie w rzeczywistości był zbitkiem desek uszczelnionych jakąś ciemną papką. Dla małych dziewczynek, którymi byłyśmy z Anitą wiele lat temu wydawał się być bardzo duży, ale w rzeczywistości pomieściłby może pięciu dorosłych mężczyzn. Dlatego teraz, obecność w nim Tomka wytrąciła mnie z równowagi.
- Nie ma mowy.- Odpowiedział mi.- Obiecałaś mi wczoraj rozmowę, pamiętasz?
- Niczego ci nie obiecywałam. To ty jak zwykle bawiłeś się w despotę próbując cokolwiek na mnie wymusić.
- Racja. Nie chciałem tego robić, ale nie pozostawiłaś mi wyboru. Chowałaś się przede mną całe dwa dni. Tym razem mi nie uciekniesz.
- Założymy się?- Spytałam butnie.- Lepiej zejdź stąd po dobroci zanim wypchnę cię przez ten otwór.
- Nie odważysz się. Poza tym nie dasz rady: takie chuchro jak ty nie ma na to dość siły.
- Chcesz to sprawdzić?- Prowokowałam wstając z kucek a potem do niego podchodząc. Jednak zamiast go wypchnąć na co był przygotowany, wyminęłam go i próbowałam zejść po drabinie na dół. Ale nie byłam wystarczająco szybka, bo zdołał temu zapobiec chwytając mnie za ramię. Przez dobrą chwilę mocowaliśmy się zawzięcie. I już prawie udało mi się mu wyślizgnąć, gdy wpadł na całkiem inny pomysł: odepchnął drabinkę tak, że tak upadła na ziemię. Z góry patrzyłam jak łamie się jedno z jej oparć. Poczułam ukucie żalu z powodu zniszczenia tak cennej pamiątki, która stanowiła część domku na drzewie, a dla Tomka nic nie znaczyła. A potem złość gdy uświadomiłam sobie, że zrzucił drabinkę specjalnie abym znów nie uciekła.
Naturalnie zdawałam sobie sprawę z faktu, że moje zachowanie jest dziecinne i bezsensowne. Ale odwlekając między nami tę ostateczną rozmowę miałam nadzieję na to, że moje serce jakimś cudem uda mi się pozbierać do kupy i zniknie gdzieś ten dominujący ból. Że będę mogła porozmawiać z Kamińskim choć z częściową obojętnością lub pobłażliwym rozbawieniem z jakim on rozmawiał ze mną. Nawet to spostrzeżenie wywołało mój smutek. Czy gdybym cokolwiek go obchodziła potrafiłby zachowywać się tak beztrosko? Mnie pękało serce, a dla niego to była tylko zwyczajna niedogodność i zabawa.
- No, teraz chyba możemy porozmawiać.- Teraz znów się do mnie uśmiechnął. Potem rzucił:- Chyba, że masz ochotę na dalszą część zapasów?- Z przerażeniem i złością zdałam sobie sprawę, że zatopiona w niewesołych myślach wciąż nie zmieniłam pozycji od czasu naszej szarpaniny. I że niemal leżę na Kamińskim opierając dłonie po obydwu stronach jego ciała. Ze wtrętem się odsunęłam.
- Brawo. Ciekawe jak teraz uda nam się zejść.- Spytałam go z ironią. Co prawda domek nie znajdował się na dużej odległości: co najwyżej niecałych trzech metrów, to jednak zwichnięcie kostki było bardzo możliwe. Poza tym jak mówiłam wcześniej domek zaprojektowano dla dwunastoletnich dziewczynek a nie dorosłej kobiety a co dopiero mężczyzny. Dlatego trudno było wejść do domku, a już stanie było niemożliwe. By wygramolić się z nieco owalnego otworu trzeba by było najpierw wytknąć nogi a potem opierając się na rękach zawiesić i puścić nie patrząc gdzie się spada. Ja nie miałam zamiaru tego robić.
- O to się nie martw. Skoczę, a potem cię złapię. I wpadniesz wprost w moje ramiona.
- Po moim trupie. Dotkniesz mnie jeszcze raz a nie ręczę za siebie. Mówię poważnie. Jestem dostatecznie wyprowadzona z równowagi, żeby spełnić swoje groźby.
- Więc nie możesz po prostu spełnić mojej prośby i porozmawiać przez pięć minut? Tylko tyle od ciebie chcę.
- Nie.
- Nie zachowuj się jak dzieciak.
- Wiem zmuś mnie: szarpnij albo obluzgaj; w końcu w tym jesteś dobry.- Nie wiem dlaczego go prowokowałam, bo przecież wiedziałam jaki potrafi być bezwzględny wybuchając złością. Tak jak teraz.
- Do dia…to znaczy do jasnej anielki- Poprawił się.-…czy nie możesz mi po prostu dać się wytłumaczyć?
- Nie, bo ty nie dałeś mi takiej możliwości. Oceniłeś mnie bez wysłuchania moich racji, więc czemu mam być bardziej wyrozumiała od ciebie?
- Przepraszam. Choć już to mówiłem wiele razy jestem gotowy zrobić to raz jeszcze.
- I sądzisz, że to mało słówko znaczy dla mnie cokolwiek? Pewnych słów nie da się wybaczyć.
- Wiem, że nie. Ale chcę zacząć od początku. To dlatego tu jestem. I wiem, że do tej pory zachowywałem się jak smarkacz, ale teraz to się zmieni.- Tym razem nie zdołałam powstrzymać gorzkiego śmiechu.
- Co masz na myśli mówiąc: „początek”?
- Mam na myśli nawiązanie między nami relacji tak jakbyśmy się nie znali.
- Żartujesz?!
- Nie. Mówię poważnie. I choć masz prawo mi nie ufać to…
- Czy ty sam siebie słyszysz? Początek między nami? Jaki początek? Już kiedyś prosiłeś mnie  o to, pamiętasz? A nawet dwukrotnie. Do tego kazałaś sobie zaufać, więc to zrobiłam. A potem bez pardonu pokazałeś ile są warte twoje słowa wątpiąc we mnie przy najbliższej okazji. Ale w końcu nie ma się czemu dziwić: w końcu zawsze możesz to zwalić na amnezję choć miała miejsce wcześniej.
- Tym razem będzie inaczej.- Zapewnił.- Bo sytuacja się zmieniła.
- Dla mnie nie.
- A dla mnie tak, bo znalazłem swojego laptopa i komórkę, a w nich zdjęcia i wiadomości od ciebie i te nadane przeze mnie do ciebie. Poza tym jest coś jeszcze. I o tym właśnie chciałem z tobą porozmawiać.  
- I to jest te twoje wielkie zaufanie? Oparte na paru SMS-ach napisanych w przeszłości której nie pamiętasz?
- SMS-ach, w których szykowaliśmy szczegóły do ślubu. Dzięki nim zrozumiałem, że byłaś w moim życiu ważna.
- Nie sądzę. W końcu realizowałeś wobec mnie swoje własne plany; to jasne że udawałeś wielkiego zakochanego. Tak samo jak i ja mogłam to robić.
- Dlaczego teraz usiłujesz przekonać mnie, że ci na mnie nie zależy?
- Wcale tego nie robię .Ale jeśli już chcesz szczerej rozmowy, to proszę bardzo. Mam gdzieś to co mówisz, robisz, twój przyjazd, przeprosiny i udawanie milusińskiego. Bo ja już ci nie zaufam, nigdy. Nieważne co mi powiesz jak bardzo będziesz udawał. Więc z góry cię uprzedzam zaprzestań czegokolwiek co planujesz zrobić przeciwko mnie, bo twoje starania będą bezowocne.
- Ania ja niczego nie planuję. Przyjechałem tutaj w dobrej wierze. Wiem, że czujesz się zraniona tamtymi słowami. I wiem, że od początku powinienem wyczuć podstęp ojca, ale…
- Zraniona?- Przerwałam mu nie mogąc dalej go słuchać.- Nie masz pojęcia jak się czuję. I ja też umiem uczuć się na błędach.- Spojrzałam na niego twardo.- Fakty są takie, że do końca naszego układu został miesiąc a potem się rozwodzimy. Tyle tylko ci jestem winna za to że zataiłam przed tobą informacje o ślubie którą z takim zapałem przeciwko mnie wykorzystujesz; poza tym złożyłam obietnicę której zamierzam dotrzymać. Ale na nic więcej nie licz. Nie licz na to, że przed twoim tatusiem znów będę udawała zakochaną, że będę pozwalała się prowadzać jak jakiś egzotyczny pokaz podczas odwiedzin twoich kumpli czy po prostu akceptowała twoje wizyty gdy tak po prostu zachcę ci się mnie podręczyć. Nie pozwolę być kolejny raz mnie skrzywdził, rozumiesz? Nie pozwolę. A teraz z łaski swojej wyjdź i zostaw mnie już w spokoju.- Poprosiłam przymykając na moment oczy czując jak głos drży mi ze zdenerwowania.
- Aniu…
- Idź zanim powiem moim rodzicom jaki z ciebie drań a oni cię nie przepędzą. Idź od tej dziwki którą mnie nazwałeś.
- Nie nazwałem cię dziwką.
- Tylko gorszą od dziwki, no tak zapomniałam. To z pewnością zmienia postać rzeczy.
- Więc co mam zrobić? Wziąłem na siebie całą winę choć dobrze wiesz, że ty nie jesteś jej pozbawiona. Gdyby od początku była uczciwa może potrafiłbym ci zaufać a nie wyczekiwał okazji do tego aż znów mnie okłamiesz.- Poczułam piekące pod powiekami łzy. O rany: serio? Teraz, gdy potrzebowałam siły? Teraz musiałam się załamać?
- W takim razie przestań to robić.- Powiedziałam cicho.- A potem patrząc mu prosto w oczy całkiem poważnie i głośno dodałam:- Tak, miałeś rację. Od początku wiedziałam o tym kim jesteś i od początku zależało mi na twojej kasie. Jak się przekonałeś jestem zwykłą wieśniaczką, która marzyła o wejściu na salony. A teraz w końcu daj mi spokój.
- Dlaczego to mówisz?
- Bo to prawda. Znudziła mi się ta gra. Sądziłam, że będziesz łatwy do ugrania, ale się pomyliłam.- Odparłam mu przypominając sobie  wskazówkę Pauli- Miałeś rację: powinnam sobie jednak poszukać naiwniejszego frajera.- Gdy skończyłam mówić przez dobrą chwilę panowała między nami cisza. W duchu szykowałam się na wyzwiska i bolesne epitety spuszczając wzrok by nie było w nim widać łez. Ale one nie nastąpiły. Bo zamiast nich Tomek odezwał się spokojnym głosem:
- Przecież wiem, że kłamiesz tylko po to by się mnie pozbyć.- I wtedy coś we mnie pękło: po prostu. Może z powodu wcześniejszego natłoku myśli, zdenerwowania z powodu przyszłych odwiedzin Moniki albo po prostu permanentnego napięcia w jakim ostatnio żyłam. W sumie to nie było ważne. Po prostu się załamałam.
- I teraz jesteś tego taki pewny, co? A gdy twierdziłam tak trzy dni temu oskarżałeś mnie o bezczelne kłamstwo?
- Pomyliłem się, już to przyznałem. Wybacz za to, że cię ośmieszono, że byłem trochę brutalny chcąc wymusić pocałunek, że nie słuchałem. Ale nie wiem co jeszcze mam zrobić byś w końcu mi uwierzyła.
- Ależ ja ci wierzę.- Uśmiechnęłam się do niego, choć chyba nie miał pojęcia, że w tym uśmiechu jest więcej bólu niż radości.
- Więc spróbujemy? To znaczy spróbujesz mi wybaczyć?
- Nie. Bo za miesiąc a potem kolejny zrobisz to samo.
- Wcale nie. Jeśli tylko będziemy współpracować to nam się uda.
- Nie, nic się nie uda. Naprawdę tego nie rozumiesz? Choć ci wybaczyłam nigdy nie uda mi się zapomnieć tego jak w tamtym momencie moje wnętrze przeszył paraliżujący ból. Jak bardzo czułam się upokorzona i poniżona tamtej nocy. Tego nie można wymazać. A ty przychodzisz tutaj jak gdyby nigdy nic. Naprawdę sądzisz, że jedno małe słówko przepraszam załatwi sprawę? A może masz mnie za tak nieczułego robota bez uczuć?- Gdy zauważyłam jak już otwiera usta i nabiera powietrza powstrzymałam go gestem dłoni:-  I nawet nie sil się na odpowiedź.
- Ania ja wcale…
- Dla ciebie to wszystko zabawa, prawda? Bagatelizujesz więc swoją winę albo udajesz że nie widzisz mojego cierpienia bo tak właśnie jest ci na rękę.- Powiedziałam. Tomek w końcu zauważył moje łzy bo uniosłam głowę do góry.
- Aniu to wcale nie jest zabawa. - Zaczął, ale ja nie pozwoliłam mu skończyć. Wycierając policzki zaprotestowałam:
- Nie, teraz to ja mówię. Chciałeś szczerości i prawdziwej rozmowy to ją dostaniesz. I być może nawet masz rację, bo to pozwoli ostatecznie wyjaśnić między nami całą sytuację i piętrzące się niesnaski.- Zrobiłam krótką pauzę nie wiedząc jak ubrać w zdanie to co chcę powiedzieć.- Zacznę od tego, że oskarżasz mnie o zatajenie prawdy; prawdy o naszym małżeństwie i być może masz rację. Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że nie zrobiłam tego gdy tylko zobaczyłam cię po wypadku. Tyle, że gdy dowiedziałam się o twoim stanie byłam załamana i pełna poczucia winy. Do tego w szpitalu dowiedziałam się, że mój zwyczajny robotnik jest w rzeczywistości synem jednego z najbogatszych ludzi w Polsce i tylko się ze mnie naśmiewał. Na dodatek spotkałam twoją dziewczynę z którą się spotykałeś a od Krzyśka i Mai dowiedziałam się, że nigdy nawet nie zająknąłeś się na mój temat ani słowa. Jak myślisz jak się czułam? Byłam zraniona twoimi kłamstwami i niedopowiedzeniami, przerażona faktem utraty przez ciebie pamięci i naszym pospiesznym małżeństwem, kłopotami w cukierni, twoim zachowaniem wobec mnie. Nie mogłam się w tym wszystkim odnaleźć a ty mi wcale w tym nie pomagałeś. I jeśli już chcesz wiedzieć to wiele razy chciałam powiedzieć ci prawdę. Wiele  razy już otwierałam usta by to zrobić, ale potem zawsze robiłeś coś co mnie do tego zniechęcało. W mojej głowie zaczęło pojawiać się coraz więcej wątpliwości, negowania łączących nas dawniej relacji. A twój ojciec mówił, że wyznałeś mu że jestem dla ciebie nikim i zależało ci tylko na pieniądzach z funduszu. Potem zobaczyłam cię z Iloną. Nie mogłam tego dłużej ciągnąć, znosić tę patową sytuację. I wiem, że sposób w jaki chciałam ją rozwiązać nie był najlepszy, ale mnie wydawał się właściwy. Dlatego nie mów mi teraz, że to wszystko jest moją winą. Bo tak wcale nie było. Bo nawet gdybyś uważał mnie za oszustkę i pogardzał to nic nie usprawiedliwia takiego okrucieństwa jakim mnie uraczyłeś w piątek. Ty nawet mnie nie wysłuchałeś, nie dałeś szansy na obronę, nie zawahałeś się oskarżyć. Więc teraz błagam, oszczędź sobie i mi tej całej szopki i po prostu zniknij z mojego życia. Bo ani cud, ani twoje bogactwo czy nawet fakt, że odzyskasz pamięć nie sprawi, że kiedykolwiek jeszcze uwierzę twoim słowom i postanowię z tobą być nawet jeśli rzeczywiście są szczere i choć trochę ci na mnie zależy. Więc po prostu odejdź.
- Aniu błagam…
- Zostaw mnie.- Jęknęłam.- Po prostu mnie zostaw, przecież i tak tylko udaję cierpienie. W końcu jestem dobrą aktorką. W końcu  skoro było mnie stać na uknucie wobec ciebie aż takiej intrygi to muszę świetnie udawać, prawda?– Nie powiedziałam nic więcej, bo zwyczajnie nie byłam w stanie. Spuściłam głowę nagle zawstydzona swoim wybuchem. Nie obchodziło mnie czy on nadal tu jest czy go nie ma; czy mnie słyszy czy nie. Miałam wszystko gdzieś. Liczył się tylko tępy, pulsujący ból w mojej głowie i na całym ciele. Potem opanowały mnie nawet dreszcze. Czułam, że się rozpadam, że dłużej nie dam rady ciągnąć tego wszystkiego. Na dodatek to spotkanie z Anetą. Nie mogłam się z nią spotkać. Nie w tym stanie.
Chciało mi się wyć. Dosłownie. Chciałam też kopać i wrzeszczeć na całe gardło pytając dlaczego to właśnie mnie spotyka. No bo dlaczego? Czemu musiałam trafiać na nieodpowiednich facetów?  Czemu Dawid nie mógł trzymać rozporka na uwięzi a Tomek bardziej mi ufać? I jeszcze chciał byśmy zaczęli od nowa? Serio? Nie szanował mnie i mi nie ufał dając temu wyraz gdy przy pierwszej możliwej okazji we mnie zwątpił. Tu nie było nawet czego budować choć niewątpliwie ostatni miesiąc był jednym z najlepszych w moim życiu. Ale miesiąc rozmów i żartów nie może się równać z prawdziwym życiem. W końcu tak to już było; w pierwszym etapie związku wszystko było piękne i ładne. Potem dopiero poznawało się wady drugiej osoby, zaczynały się kłótnie, sceny złości. Dlatego tak ważne było wtedy zaufanie którego mój mąż niestety dla mnie nie miał. To ono pozwalało przetrwać.
Poza tym ja nie chciałam wierzyć w to że kierują nim dobre pobudki, nadawać mu zalet których nie miał. Chciałam by ktoś pokochał mnie taką jaka jestem z całym moim bagażem doświadczeń, a nie kogoś kto od razu oskarżał.
Nie wiem jak długo płakałam chowając twarz w dłoniach i rozmyślając o tym wszystkim, ale musiało to trwać kilka minut. Potem z trudem podniosłam twarz. I zauważyłam niewyraźną plamę znajdującą się obok mnie.
- Proszę.- Usłyszałam od niej. Pospiesznie zamrugałam eliminując ostatnie łzy dzięki czemu wróciła mi ostrość widzenia. Podniosłam wzrok patrząc w twarz Tomka, który najwyraźniej nadal był w domku. A potem na jego dłoń w której trzymał chusteczkę. Wzięłam mu ją z ręki przez dobrą chwilę zastanawiając się czy lepiej wydmuchać nos czy wytrzeć twarz.- Dam ci drugą jeśli chcesz.- Dodał jakby doskonale znał tor jakim podążały moje myśli.- A nawet trzecią.- Bez słowa zaczęłam doprowadzać się do porządku. W końcu dopadła mnie nawet kobieca próżność: zaczęłam się zastanawiać jak fatalnie muszę się prezentować. – Czujesz się lepiej? Wiem, że to nastąpiłoby dużo szybciej gdybym wyszedł, ale nie chciałem zostawiać cię samej.
- Nie, już w porządku. Po prostu…po prostu problemy z przyszłości i przeszłości mnie dopadły kumulując się ze sobą. To właściwie nie twoja wina. A przynajmniej nie tylko.- Dodałam szczerze. Zauważyłam, że lekko się do mnie uśmiechnął.
- No tak, zapomniałem że to twój pierwszy przyjazd do rodzinnego domu od czasu tej historii z Dawidem.
- Tak.
- Twoje nerwy są spowodowane spotkaniem z Anetą?
- Tak, ale nie pytaj dlaczego.
- W takim razie skoro ci lepiej zostawiam cię samą. I chusteczki też. Poprawię drabinkę tak żebyś potem mogła z niej zejść.- Nie odpowiedziałam ani nie skinęłam głową. Miałam jednak nadzieję, że zostawi mnie samą choć jednocześnie zachowanie Tomasza bardzo mnie zaskoczyło. A przede wszystkim skrucha w jego oczach. Przypomniałam sobie, jego ostatnie słowa jakie wypowiedział do mnie w piątek:
 Aniu, błagam. Powiedz mi, że taka nie jesteś. Powiedz, że te zdjęcia to fotomontaż, że na tych zdjęciach jest twoja zmarła siostra. Do diabła nawet skłam, ale tak bym ci uwierzyć.
O dziwo teraz, po głębszym namyśle uwierzyłam, że były jednak prawdziwe. Choć samemu Tomkowi mówiłam, że próbuje tylko mi wmawiać, że mu na mnie zależy to jednak prawda była zupełnie inna. Dowodziły tego jego słowa, jego spojrzenie, szczerość jaką biła wówczas z jego oczu. Nawet to jego miotanie się i takie potraktowanie mnie w piątek. Wiedziałam, że gdybym była mu całkowicie obojętna miałby gdzieś to co powiedział mu ojciec. Tyle, że nie byłam pewna czy to miłość. A nawet jeśli to byłaby miłość, to czy wystarczyłaby nam by zbudować coś trwałego.
Bo ja nie chciałam już próbować, nie chciałam cierpieć. Mówi się, że lepiej jest cierpieć z miłości i w ogóle jej doświadczyć niż czekać na nią w całkowitej obojętności. Dla mnie były to tylko puste słowa napisane przez kogoś kto nigdy nie kochał i nie miał złamanego serca. A z Tomkiem… ja chyba po prostu miałam świadomość, że to się nie uda. I nie chciałam już dłużej próbować. Nie chciałam się łudzić, nie chciałam się z nim kłócić bo każda z takich waśni wyniszczała mnie psychicznie. Nie chciałam dłużej nie wiedzieć na czym stoję. Za to chciałam wreszcie zacząć postępować odpowiedzialnie. Zapomnieć o Kamińskim i całym tym galimatiasie.
Paradoksalnie dokładnie w chwili rozstania doszliśmy do porozumienia. Tomek nawet zaczął mnie przecież pocieszać, dał chusteczki i przeczekał mój wybuch płaczu.
W końcu zmusiłam się do wstania z twardych desek decydując się przestać się nad sobą użalać. Jaki to miało sens? Tym bardziej, że już nie musiałam unikać Kamińskiego.
Gdy wróciłam do domu, okazało się, że Tomek szykował się do wyjazdu. Przez moment poczułam smutek, ale wiedziałam że tak powinien zrobić. Pomogłam mu nawet odnaleźć jego rzeczy, bo mama akurat wyszła z domu do sklepu na zakupy. W tym czasie nie zamieniłam z nim ani jednego słowa. Dopiero gdy zamówiona przez niego taksówka przyjechała na nasze podwórko (już widzę jak sąsiedzi wytężają swoje szare komórki zastanawiając się kim jest ten gość który przez dwa dni nocował u Parulskich a potem odjeżdżał taksówką) zdecydowałam się na zamienienie z nim kilku słów. Bo mimo naszej wcześniejszej dość burzliwej rozmowy wiedziałam, że nie mogę tego zostawić tak na ostrzu noża. Byłam okropnie zażenowana faktem, że jeszcze godzinę temu tak mocno się przed nim otworzyłam i zdradziłam ze swoim bólem. Ale teraz postanowiłam o tym na chwilę zapomnieć. Szukając więc w głowie odpowiednich słów zaczęłam być może nie najbardziej zręcznie:
- Dobrze, że wyjeżdżasz. Ja zostanę tu do jutra by do końca uporać się z przeszłością. Jak mówiłam kazałam Pauli spakować wszystkie rzeczy które kupiłeś w cukierni i…
- Nie chcę ich.- Przerwał mi, ale ja nie zwróciłam na to uwagi.
- …i zdecydowałam się pokryć dodatkowo ich koszt.- Kontynuowałam niezrażona.
- Ania nie musisz tego robić.
- Muszę. Już o tym rozmawialiśmy.
- I jeszcze porozmawiamy gdy wrócisz do Warszawy.
- Nie sądzę by miało to sens. Bezpiecznej podróży.
- Aniu?- Gdy już zamierzałam od niego odejść usłyszałam ja cicho wypowiada moje imię.- Wiem, że już wiele razy to już powtórzyłem, ale wybacz mi. Chciałbym by tamten dzień i tamtej piątek nigdy nie nastąpił. Przepraszam za swoje słowa, tamten pocałunek który prawie na tobie wymusiłem, za to że ci nie wierzyłem. I wiem, że to żałośnie mało, ale nie mogę zrobić nic więcej.- Powiedział mi, a potem podszedł i cmoknął w policzek. Czując ten gest gwałtownie przełknęłam ślinę. On w tym czasie puścił mnie i odjechał zostawiając totalnie skonsternowaną. Przez moment uniosłam dłoń dotykając miejsca gdzie poczułam jego wargi na swojej twarzy.
- Kochasz go, prawda?- Nie wiem jak tak po prostu mogłam zapomnieć o tacie, który także znajdował się przecież na podwórku. Poczułam jak moje policzki oblewa purpura.
- Od dawna tu jesteś?
- Dość długo by widzieć to co chcesz przede mną ukryć. I choć starałem się cię nie oceniać, to teraz muszę chociaż wyrazić swoją opinię. Uważam, że popełniasz błąd rezygnując z niego. Tym bardziej, że jesteście małżeństwem.
- Ale skąd ty…
- Skąd wiem?- Spytał mnie domyślnie tata.- Powiedział mi. A ty sądziłaś, że tak po prostu wpuściłbym obcego mężczyznę pod swój dach nawet jeśli rzeczywiście byłby twoim przyjacielem? Zwłaszcza widząc, że wyraźnie nie chciałaś go tu widzieć i unikałaś jak tylko mogłaś? Nie jestem taki jak mama.
- Ona też wie?
- Nie, nie powiedziałem jej. Tomek zresztą też nie. To rozsądny człowiek. Wykształcony i może nieco dumny, ale z pewnością nie arogancki jak mówiłaś. Dlatego uważam że do ciebie pasuje. Powinnaś chociaż spróbować.
- Ty pewnie nie wiesz wszystkiego. Nie wiem co on ci powiedział, ale…
- Wiem więcej niż myślisz, kochanie. A widzę pewnie jeszcze więcej. Pewnie chodzi ci o tę utratę pamięci? Tak, powiedział mi to. I powiedział jeszcze, że mu na tobie zależy.
- Naprawdę?- Szepnęłam.
- Tak. A ja mu odpowiedziałem, że jeśli jest wart miłości mojej ukochanej córki to ją dostanie. Bo nikt nie jest cenniejszy niż ona.
- Och tato.- Ze łzami w oczach wtuliłam się w ramiona ojca. Jego miłość była mi dużym wsparciem i stanowiła dla mnie ogromne wsparcie, choć słowa bardzo skonsternowały. W pierwszej chwili byłam nawet zła na Tomka, że złamał obietnicę i powiedział mojemu ojcu prawdę, ale wyglądało na to że mój ojciec nie jest mną rozczarowany. Poza tym Kamiński nie próbował go przekonać do siebie czy wypytywać o moją przeszłość, bo inaczej tata z pewnością nie wyrażałby się o nim aż tak pochlebnie.
- Spróbuj Aniu. Nie bacz na przeszkody, nie bacz na dumę czy konwenanse. Może i jestem nieco staroświecki i romantyczny, ale mimo wszystko wierzę w to, że prawdziwa miłość wszystko przetrzyma a dzięki próbom tylko staje się mocniejsza. Bo nic co łatwe i przyjemne nie jest wiele warte. Poza tym gdybym ja poddał się trzydzieści pięć lat temu nie zalecając się do pewnej studentki to ciebie nie byłoby na tym świecie. A z twoją mamą pomimo różnic wykształcenia, tego że pochodziła z miasta i pomimo jej gderliwości wciąż się kochamy. Skoro nam się udało, Tomkowi i tobie też może się udać. Musisz tylko w to uwierzyć, córeczko. Tylko w to uwierzyć.
- Wierzyłam tato, bardzo długo w to wierzyłam. Może nawet za długo. Ale tu nie chodzi tylko o różnice pochodzenia. My po prostu tylko siebie ranimy. Czasami tak po prostu jest. Nie ufamy sobie, podejrzewamy najgorsze, dajemy się podejść przy najmniejszej wpadce. Tu nawet nie ma czego budować. Tu trzeba byłoby zacząć od samych fundamentów.
- Jeśli to właśnie da ci szczęście to tak zrób. Ale przemyśl to wszystko jeszcze raz. To nie jest zły chłopiec, wiesz?- Powtórzył znów tata. Skinęłam mu lekko głową, bo przecież sama doskonale o tym wiedziałam. W dodatku nazywanie ponad trzydziestoletniego mężczyzny chłopcem wydało mi się nieco zabawne. – Obiecujesz, że to rozważysz?
- Tak tato. Obiecuję.

15 komentarzy:

  1. i znów płakałam....dobrze że Ania wybuchnęła i powiedziała prawdę.....mam nadzieję że dzięki tacie uwierzy Tomkowi...nie wiem co zrobiłabym na jej miejscu....oddalić mężczyznę którego się kocha przez cierpienie...to trudne....jej po prostu brak sił i za bardzo jest zraniona...

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  3. wow widać, że Tomek nie zauroczył się Ania a ją po prostu kocha. dowodziły temu już słowa o tym żeby Ania zaprzeczyła że to nie ona jest na zdjęciach. a ten rozdział pokazuje że tomek zrozumiał swój błąd i mimo wszystko chce mieć Anię u swojego boku, pozdrawiam Asia :)

    ps kiedy kolejny ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Tata Ani wydaje się bardzo mądrym człowiekiem, potrafi słuchać i obserwować :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Będzie coś dziś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej no dajcie mi troche czasu na napisanie :-) A tak na poważnie to pewnie cos w weekend wstawie bo prawdę mówiąc nie miałam nawet czasu sie za to zabrać.

      Usuń
    2. w ogóle jak przeprowadzka, już po ?
      jak powrót na uczelnię? mój kiepski w połączeniu z pracą:(

      Usuń
    3. u mnie też jest strasznie :/ studia, studia, studia. eh. Czekam na oderwanie od rzeczywistości, czyli kolejną część KTI :)

      Usuń
    4. U mnie na razie trochę problemów biurokracyjnych, ale mam nadzieję że jakoś uda mi się to wszystko ogarnąć. Przeprowadzka spoko, studia jak na razie też. Przynajmniej tyle dobrze, że na razie odpuściłam sobie pracę bo wakacyjnej harówce. Dlatego miałam nadzieje że dokoncze to opowiadanie szybciej ale jak na złość coś mi wyskakuje. Jak zalatwilam sprawę z urzędem to teraz sie przeziębiłam:( Chciałam napisać cos dzisiaj ale chyba sobie odpuszczę. Naprawdę proszę o wyrozumiałość bo nie wiem kiedy dodam następną część. Pozdrawiam was dziewczyny i życzę powodzenia na uczelni (szkole) i pracy.

      Usuń
    5. spokojnie, rozumiemy :) Zdrowia życzę :D I również powodzenie, trzymaj się !

      Usuń
  6. świetny ! czekam z niecierpliwością na kolejny .Mam nadzieję , że Ania jednak wybaczy Tomkowi , jestem ciekawa przebiegu rozmowy Ani z Anitą . Mam nadzieję , że dodasz jutro nową część bo dziś to już chyba mało prawdopodobne , pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dodasz coś dzisiaj?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, dzis juz nie dam rady. Cały dzień co prawda spędziłam w łóżku z powodu przeziębienia, ale nie miałam sily by cos napisać. Moze jutro poczuje się trochę lepiej i dodam coś w poniedziałek albo cos krótszego jutro ale niczego nie obiecuję.

      Usuń