Tak jak
sądziłam swoim zachowaniem nie udało mi się zwieść taty; mama kuchni wciąż wdzięczyła się do Tomka co jego
wyraźnie bawiło. Mnie z kolei bardzo złościło. Miałam ochotę krzyknąć na mamę
by przestała mu tak nadskakiwać, bo dla niego jest nikim, ale ona i tak by mnie
pewnie nie posłuchała. W którymś momencie zagruchała do Kamińskiego:
- Ania, nawet nic o tobie nie wspomniała. Ale pewnie dlatego, że się wstydziła.- Słysząc to odruchowo uśmiechnęłam się rozbawiona choć bez cienia wesołości.
- Ania, nawet nic o tobie nie wspomniała. Ale pewnie dlatego, że się wstydziła.- Słysząc to odruchowo uśmiechnęłam się rozbawiona choć bez cienia wesołości.
- Być może było to wynikiem naszej kłótni. Jeszcze nie
zdążyliśmy sobie wszystkiego wyjaśnić, ale mam nadzieję, że w końcu nam się to
uda.- Odparł jej. Marzyć sobie możesz, pomyślałam. Bo nie miałam ochoty z nim
rozmawiać. Już nie. Nie miałam pojęcia czego chce i co kombinuje, a choć
wmawiałam sobie że po raz trzeci nie pozwolę się zranić czy wykorzystać to
jednak przy tak zręcznym przeciwniku trochę się niepokoiłam. W końcu on wyglądał
tak spokojnie. Może znów szykował mi jakąś rewelację.
- W czasie gdy cię nie było Aniu, Tomek mówił nam, że
twoja cukiernia ma piękny wystrój i że osiągnęłaś duży sukces.
- Doprawdy?- Chyba tylko ona nie wyczuła w moim głosie
kpiny.
- Tak. Jestem z ciebie bardzo dumna córeczko. –
Powstrzymałam się od komentarza, że wczoraj też powiedziałam jej o swojej
cukierni to samo, a ona nie zareagowała nawet w tak połowie entuzjastycznie.
Skąd dowiedziała się o tym, że Kamiński jest bogaty, myślałam. Czy sam jej
powiedział? A może powiedział jej to jego płaszcz, koszula czy zegarek na
nadgarstku który z pewnością był złoty?- I wiesz co jeszcze o tobie mówił,
kochanie?
- Nie mam pojęcia.- Wzruszyłam ramionami udając szeroki
uśmiech.- Że to wszystko dzięki niemu, bo to on zafundował mi nowy wystrój?-
Dopiero gdy usłyszałam śmiech mamy zrozumiałam, że wypowiedziałam tą ironiczną
myśl na głos. Na szczęście została odebrana jako żart.
- Wręcz przeciwnie.- Ciągnęła mama.- Że jesteś bardzo
zaradną osóbką i bardzo pracowitą. I że praktycznie zaharowujesz się w tej
cukierni.- Choć starałam się nie dać nic po sobie poznać w duchu przetrawiałam
te informacje. W co tym razem grał Tomek? Co chciał osiągnąć mówiąc to
wszystko? Przekabacić moich rodziców na swoją stronę? W końcu mnie też próbował
przekonać o swoich dobrych intencjach i byłby pewnie to zrobił gdyby pod koniec
nie zaczął mnie szantażować.- Tylko nie zdążyłam go spytać jak się poznaliście.-
Dodała mama.
- Och to bardzo zabawna i romantyczna historia.- Podchwyciłam
przypominając sobie określenie jakiego użył Norbert opowiadając to całemu
klanowi Kamińskim, wpatrując się w Tomka.- Tego samego dnia odwiedził mnie
Dawid; prosił bym do niego wróciła. Tłumaczył, że mnie kocha i że to co zrobił
to była pomyłka. Po tym spotkaniu byłam roztrzęsiona jak się spodziewacie i
poszłam do klubu. Tam…
-…tam spotkała mnie i zaczęliśmy rozmawiać. I Ania
opowiedziała mi o tym co ją spotkało.- Przerwał mi Tomasz kłamiąc. Nawet za to
znienawidziłam go jeszcze bardziej. Oczekiwał, że mam mu być za to wdzięczna
kiedy powstrzymał mnie gdy w końcu decydowałam się wyznać prawdę? Miałam już
tego wszystkiego powyżej dziurek w nosie. Tego piskliwego służalczego głosiku
mamy, spojrzeń jakimi obrzucał mnie tata, zachowaniem Kamińskiego który
najwyraźniej postanowił udawać mojego wielkiego przyjaciela. Chciałam tylko
odpocząć w rodzinnym domu i uporać się ze swoją przeszłością. Jakim więc prawem
on ładował się w moje życie z buciorami?
- Wybaczcie, może przejdziecie rozmawiać gdzie indziej.
Ja uszykuję kolację.- Zasugerowałam.
- Dobrze, a więc pójdziemy do salonu.
- A odkąd my niby mamy salon?
- Ania.- Mama wytrzeszczyła na mnie wymownie oczy. A
zresztą, co mnie to obchodziło? Kiedyś gdy mi jeszcze zależało na Tomku martwiłabym
się jak odbierze nasz skromny dom, moich trochę staroświeckich rodziców, ich
zajęcie. Ale teraz miałam to zupełnie gdzieś. Zastanawiałam się tylko co musiał
czuć patrząc na to wszystko podczas gdy sam jego pokój pewnie był większy od
kuchni „salonu” który w rzeczywistości był dużą sypialnią rodziców, mojej
sypialni i łazienki razem wziętych.
- Tak będzie najlepiej.- Potwierdziłam. Gdy zaczęli
wstawać, z wolna uspokajałam się. Potem zaczęłam wyjmować składniki które były
mi potrzebne do zrobienia naleśników z serem.
- Aniu, o co tutaj chodzi?- Słysząc głos taty zamarłam z
jajkiem w dłoni. Potem szybko zamknęłam lodówkę przyoblekając na twarz uśmiech.
- To znaczy?
- Dobrze wiesz co mam na myśli. To on jest powodem
twojego przyjazdu tutaj?
- Ależ skąd, po prostu chciałam cię odwiedzić.
- Córeczko, jeśli nie chcesz mi powiedzieć to nie mów.
Nie okłamuj mnie tylko stosując takie uniki. Może dla mamy to wystarczy ale nie
dla mnie.
- Wiem tato. Przepraszam. Po prostu…po prostu Tomek jest
moim przyjacielem. I poważnie się z nim pokłóciłam przed wyjazdem. – Kłamanie
przychodziło mi teraz z wielkim trudem.- I po część to z jego powodu tutaj
jestem, ale nie całkiem.
- Czy on cię skrzywdził? I co to w ogóle znaczy, że jest
twoim przyjacielem? Zaczęłaś się z nim spotykać?- Tutaj już nie mogłam skłamać.
- Tak. Ale to okazało się błędem. Nie miałam pojęcia jaki
on jest, z jakiego świata pochodzi.
- Co przez to rozumiesz?
- To że jest bardzo bogaty. Bardzo.- Dodałam by
uzmysłowić jego skalę.
- Więc wstydzisz się, że cię tutaj odwiedził? To dlatego
zachowujesz się tak dziwnie?
- Nie, wcale nie. Wręcz przeciwnie.- Tym razem
powiedziałam prawdę.- Ale po prostu zrozumiałam, że to nie ma sensu stosując
jakąś błahą wymówkę. On najwyraźniej tego nie zrozumiał. I przyjechał tutaj.
- Jeśli chcesz bym się go pozbył to…
- Nie tato.- Przerwałam mu przypominając sobie o szantażu
Tomka. Bo fakt, iż zaczęłam się z kimś spotykać pięć miesięcy po zerwanych
zaręczynach nie był aż tak niezręczny jak to, że poślubiłam faceta po trzech
miesiącach znajomości.- Jest dobrze serio. Tylko czuję się…dziwnie, tak jak
zresztą sam powiedziałeś.
- Wyglądałaś jakbyś go nie lubiła.
- Bo po prostu jestem na niego zła.- Zanim odpowiedział,
tata spojrzał na mnie bacznie.- Naprawdę.- Przekonywałam. W końcu po jakichś
trzydziestu sekundach dał za wygraną najwyraźniej mi wierząc.
- W takim razie idę teraz do koni.
- Tato?- Zatrzymałam go jeszcze.
- Tak?
- Możesz mi powiedzieć gdzie mieszka teraz Radek
Jędruchniewicz?
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?- Odparł mi pytaniem choć bez zacięcia które widziałam u mamy gdy informowałam ją że muszę się spotkać z tym mężczyzną. Może to dlatego wyznałam szczerze:
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?- Odparł mi pytaniem choć bez zacięcia które widziałam u mamy gdy informowałam ją że muszę się spotkać z tym mężczyzną. Może to dlatego wyznałam szczerze:
- Bo chce z nim porozmawiać. O śmierci Anity.
- Aniu, zostaw już to. Ten człowiek jest kryminalistą;
wyzutym z jakichkolwiek uczuć i morali. Wizyta u niego nic ci nie da.
- Więc wiesz, tak?- Ciężko westchnął.
- Nie, nie wiem. Ale nawet gdybym wiedział to nie
powiedziałbym ci. Czy to dlatego pojechałaś dziś do miasta? Jakoś nie widziałem
byś trzymała w dłoni jakieś siatki.
- Tato…jak po prostu muszę to zrobić.
- Wcale nie.
- Ale tato…
- Bez dyskusji Aniu. Gdybym wiedział, że to chodzi ci po
głowie nie dostałabyś żadnych kluczyków. Masz porzucić ten zamiar rozmowy, bo
nic dobrego nie przyniesie, rozumiesz?
- Tak.- Odparłam z rozczarowaniem .Czemu sądziłam, że nadopiekuńczy ojciec pomoże mi w spotkaniu z chłopakiem mojej zmarłej siostry który jest byłym kryminalistą?
- Tak.- Odparłam z rozczarowaniem .Czemu sądziłam, że nadopiekuńczy ojciec pomoże mi w spotkaniu z chłopakiem mojej zmarłej siostry który jest byłym kryminalistą?
- Przysięgnij.
- Słucham?
- Przysięgnij na Boga, że tego nie zrobisz.- Jęknęłam w
duchu. Jak dobrze mnie znał by wiedzieć że tylko taką obietnicą może sobie
zagwarantować pewność iż postąpię dokładnie tak jak chce. Dlatego spróbowałam
raz jeszcze:
- Chcę go tylko zapytać o przyczynę, nic więcej. I z
pewnością przy tym spotkaniu nie będziemy sami. Zabiorę Franka albo ciebie…
- Aniu.- Tym razem głos taty zabrzmiał bardziej twardo. –
Mówię poważnie: nie pozwolę ci się z nim spotkać, rozumiesz? Nic dobrego nie
wyniknie z takiej wizyty.
- Wiem tato. I przepraszam. Po prostu chciałam
zrozumieć.- Spuściłam na moment głowę czując, że jest mi bardzo smutno. Ojciec
w tym czasie podszedł do mnie i lekko uścisnął.
- Wiem, że ci jej brakuje. Mnie też. Ale to nie jest
sposób na złagodzenie bólu. On odsiedział swoje.
- Za mało.
- Może tak, może nie. Ale jeśli nawet zawiodła
sprawiedliwość ludzka, to boska już nie. Ta świadomość niesie mi duże
pocieszenie i powinna robić to i tobie. Poza tym powinniśmy nauczyć się
wybaczać.
- Wiem tato.- Przymknęłam na moment oczy delektując się
jego znajomym zapachem.- Ale czasami jest tak bardzo trudno.
- Jest, kochanie, jest.- Przyznał ojciec nie mając
pojęcia, że w tej chwili nie pomyślałam wcale o siostrze a o Tomku. – I właśnie
na tym polega cały szkopuł.- Odsunął się ode mnie choć z wyraźną niechęcią.-
No, skoro już oboje trochę się pocieszyliśmy i doszliśmy do porozumienia to
mogę już iść w spokoju odwiedzić moje koniki.
- Tak.- Uśmiechnęłam się do niego ciepło. A potem
zaczęłam zastanawiać czy zwrócił uwagę, że właściwie to niczego mu nie obiecałam…Ciężko
westchnęłam czując się fatalnie z myślą o tym co chciałam zrobić. Ale rodzice
odsuwali mnie od tego już bardzo długo. Zbyt długo. I zbyt długo ja sama byłam
też bierna. Ale wyjście z więzienia Jędruchniewicza mnie otrzeźwiło. I przede
wszystkim przypomniało. Jak więc mogłam wybaczyć tak jak sugerował to tata?
Może jeszcze zbyt mało pokładałam wiarę w Boga skoro wątpiłam w jego
interwencję. Takie szuje jak Radek dożywały sędziwego wieku wśród luksusów
niszcząc w koło życie ludziom. A kara i tak ich nie spotykała.
Pół godziny później musiałam wytrzymać jedzenie posiłku
przy jednym stole z Tomkiem, który wciąż oczarowywał mamę. No i może trochę
tatę ,bo po tym co mu wcześniej wyznawałam w kuchni, zdawał się być o mnie
spokojniejszy. Praktycznie rozmawiali przez cały czas, a ja nie mogłam się
nadziwić jak to możliwe. W końcu byli zupełnie innymi ludźmi: ojciec był
człowiekiem prostym, dla którego ziemia stanowiła najwyższą wartość, ceniącym
pracę i uczciwość. Tomasz z kolei był nieodpowiedzialnym facetem żyjąc na łasce
ojca, który najprawdopodobniej nie przepracował w swoim życiu ani jednego dnia
(no dobra, nie licząc tego epizodu gdy pracował przy przeprowadzkach). Do tego
przekonanym o własnej wyższości i szczycącym się swoją błękitną krwią. Jak więc
mógł aż tak udawać zainteresowanie z dyskusji którą toczyli z moim ojcem? Choć do
tej pory się w nią nie wsłuchiwałam, teraz zaczęłam, choć sama i tak się nie
wtrącałam. Ale gdy to zrobiłam zrozumiałam, że tematem rozmowy są konie. I to
dlatego tak szybko udało się Kamińskiemu przekabacić tatę.
Gdy zjedliśmy, właściwie bez większych zgrzytów poza
moimi paroma uwagami gdy Tomek zrobił dziwną minę pijąc łyk mleka (oznajmiłam
mu wtedy, że to mleko od krowy a nie produkowane przez karton za co mama mnie
ochrzaniła) a gdy moja rodzicielka zaproponowała mu coś do picia poprosił o
kawę (ja rzuciłam ironiczną uwagę na temat picia kawy wieczorem a potem jeszcze
jedną gdy Tomek zaofiarował się sam zaparzyć sobie ten napój nie chcąc robić
nikomu kłopotu a potem spytał gdzie znajdzie ekspres; oczywiście niczego
takiego nie było w naszym domu co uświadomiłam mu dość sarkastycznie). Potem mama
krzątając się zaczęła zbierać naczynia, a do mnie dotarło, że zbliża się
wieczór i trzeba będzie Tomka gdzieś ulokować. Najchętniej dałabym mu poduszkę
karząc spać na korytarzu, ale nie mogłam tego zrobić. Zirytowałam się
przypominając sobie po raz kolejny o jego groźbie. Och, jak z chęcią bym go
wyrzuciła. Na dodatek gdy niezwykle uczynna mama zaoferowała się znaleźć świeżą
pościel i ubrania na zmianę by gość się wykąpał, a on zbył ją mówiąc że to nie
potrzebne bo może przespać się gdziekolwiek nawet na sofie w salonie bądź też
pokoju gościnnym. Gdy więc odeszła do innego pokoju po świeżą pościel nie
wytrzymałam:
- Niestety oprócz ekspresu do kawy nie ma tu pokoju gościnnego. Ani również siłowni czy toalety z wielką wanną. Jak widzisz mieszkamy dość skromnie, więc będziesz musiał najprawdopodobniej przespać się na materacu. Ale jeśli ci to nie odpowiada to zawsze możesz wracać do swojego luksusowego pałacu.
- Niestety oprócz ekspresu do kawy nie ma tu pokoju gościnnego. Ani również siłowni czy toalety z wielką wanną. Jak widzisz mieszkamy dość skromnie, więc będziesz musiał najprawdopodobniej przespać się na materacu. Ale jeśli ci to nie odpowiada to zawsze możesz wracać do swojego luksusowego pałacu.
- Jak dla mnie bomba.- Żachnęłam się doskonale zdając sobie
sprawę, że najwyraźniej cała ta sytuacja go bawi. Tak jak i moja złość.
- Świetnie. Zaraz
przyniosę ci materac i pompkę.
- Zaczekaj chwilkę.- Słysząc to niechętnie przystanęłam
patrząc na niego wymownie.- Dasz mi w końcu szansę wszystko wyjaśnić?
- Nie.- Odpowiedziałam lakonicznie. Potem tak po prostu
wyszłam z pokoju zostawiając go samego.
Skończyło się na tym, że Kamiński nocował w moim pokoju,
bo choć dałam mu materac mama wzięła mnie na bok bardzo ze mnie niezadowolona.
Oznajmiła, że powinnam traktować Tomka z większą gościnnością, bo on zachowywał
się wobec mnie bardzo grzecznie. Szkoda, że nie wyznałam jej jak traktował mnie
dwa dni temu. Ciekawe czy wówczas wymagałaby ode mnie wykazania się większą
gościnnością. Chociaż znając ją…? Przecież nawet gdy wyznałam jej, że zastałam
Dawida w dwuznacznej sytuacji z Anetą zamiast mówić jaki z niego skurczybyk
kazała ochłonąć. W końcu, tłumaczyła, nie wszystko na pierwszy rzut oka wygląda
tak jak się wydaje. W sumie przyznawałam jej rację. Tomek też przecież wydawał
mi się być inny…
Tak więc gdy Kamiński zajął mój pokój ja z kolei
postanowiłam spać w łóżku i pokoju Anity. Z dwojga złego wolałam by Tomasz spał
u mnie niż u niej.
Wbrew swoim obawom, gdy rodzice zniknęli w swojej
sypialni, Tomek nie próbował szukać już okazji do rozmowy, co było mi na rękę.
Nie miałam zamiaru go wysłuchiwać. Mógł wymuszać swoim szantażem swoją obecność
tutaj, ale nic ponadto.
Nazajutrz wstałam bardzo wcześniej. Od razu się ubrałam i
poszłam do kuchni świadoma, że rodzice już rozpoczęli swoją poranną krzątaninę.
Na wsi dni rozpoczynały się bardzo wcześniej i choć wstałam kilka minut po
siódmej śniadanie już czekało na stole.
- O kochanie, już wstałaś. Właśnie miałam cię budzić. -
Mama przywitała mnie cała w skowronkach. Wiedziałam, że to z powodu Tomka i
niedługo rozpocznie te swoje wypytywanie, bo wczoraj nie miała na to zbytnio
okazji.- A co z twoim przyjacielem?
- Mój przyjaciel….- zaczęłam lekko ironicznie.-…jest
typowym mieszczuchem i nie wstanie przed dziewiątą.- Odparłam jej choć
doskonale pamiętałam jak o tej porze zjawiał się w cukierni.
- Więc może idź do niego i zawołaj na śniadanie.
- Lepiej dam mu pospać.- Powiedziałam świadoma, że udając
troskę przekonam mamę. I oczywiście miałam rację.
- No tak, bidulek pewnie jest zmęczony.- Ciekawe czym,
pomyślałam, ale nie zamierzałam wypowiedzieć tej myśli na głos.- Czemu
wcześniej nie powiedziałaś mi o swojej sympatii kochanie?
- Bo to wcale nie jest moja sympatia.
- Bo to wcale nie jest moja sympatia.
- Ale jak to? Przecież…
- Mamo, Tomek jest tylko moim kolegą, niczym więcej.
- Ale to przecież taki cudowny chłopiec. I widać jak jest
w tobie zakochany. Powinnaś chociaż postarać się odwzajemnić jego uczucie.- Oto
moja mama i jej skłonność do opiniowania czyichś charakterów po pozorach. Tak
samo jeszcze pół roku mówiła o Dawidzie.
- Jakie znowu uczucie mamo? On jest we mnie zakochany nie
bardziej niż ja w nim.
- Ania, ja wiem że pewnie jeszcze gryziesz się
Raczkowskim i boisz się co ludzie pomyślą, ale…
- Ja się boję?- Żachnęłam się. Mama na moment spuściła
wzrok co u niej wyrażało irytację.
- Nie mam pojęcia czemu mnie atakujesz.
- Serio nie masz? Do tej pory mówiłaś tylko jakim błędem
była ucieczka do stolicy i zostawienie Dawida przed ślubem, a teraz rozpływasz
się w skowronkach nad facetem którego ledwo znasz choć nic o nim nie wiesz poza
tym, że jest bogaty. I na tym ma polegać wyjątkowość Tomka?
- Ufam swojemu pierwszemu wrażeniu.
- Ja też. Tylko z doświadczenia wiem, że ono nie zawsze
jest prawdziwe.- Być może dokładnie w tym momencie rozgorzałaby między nami prawdziwa
kłótnia gdyby do kuchni nie wszedł tata. Od razu zrozumiał co się święci, więc
spytał o śniadanie. Potem zaczął rozmowę o wszystkim innym niż o Kamińskim.
Po porannym posiłku pomogłam mamie w sprzątaniu kuchni i
ścieleniu łóżek choć rozśmieszyło mnie, że gdy chciałam odkurzyć kazała mi użyć
miotły by nie obudzić Tomka. W międzyczasie zadręczała mnie oczywiście masą
pytań tak, że już po kilku minutach miałam dość. Oznajmiłam więc, że wychodzę
do Franka. Nie była z tego powodu bardzo zadowolona, ale widocznie sądziła że
wrócę zanim Tomek się obudzi. Nic bardziej mylnego bo nie to było mi w głowie.
Zamierzałam bowiem unikać go tak długo jak tylko się da aż w końcu da sobie
spokój i wyjedzie sam by skupić się na zlokalizowaniu Jędruchniewicza.
Po wczorajszej rozmowie z ojcem zrozumiałam jednak, że
Franek tak jak i on może nie być skłonny mi pomóc, więc zamierzałam powiedzieć
mu tylko, że chcę rozmawiać z matką Radka. Tego przecież nie mógł mieć mi za
złe, pomyślałam.
Tym razem go zastałam, choć jadł z rodzicami śniadanie.
Czułam się trochę głupio, gdy mu je przerwałam, ale nie miałam innego wyjścia.
Z racji przyjazdu Tomka chciałam wyjechać do miasta jak najszybciej od razu po
nabożeństwie rocznicowym śmierci Anity, ale tylko wtedy gdy rozmówię się z Radkiem.
Sama właściwie nie rozumiałam czemu aż tak bardzo mi na tym zależało. Może
kobiecą intuicją wyczuwałam, że powinnam to zrobić.
- Więc co właściwie się stało Aniula, że zadręczasz mnie
od samego rana?- Spytał rozbawiony.
- Przepraszam, wiem że o dziewiątej musisz jechać do
kliniki, ale zależało mi na kilku minutach rozmowy.
- Nic się nie stało. Przecież wiesz, że żartuję. Chyba
nadal jesteśmy przyjaciółmi mimo twojej kilkumiesięcznej nieobecności, co?
- Jasne. Nawet nie wiesz jak bardzo teraz potrzeba mi przyjaciół.- Rozbawienie zniknęło z twarzy Franka.
- Jasne. Nawet nie wiesz jak bardzo teraz potrzeba mi przyjaciół.- Rozbawienie zniknęło z twarzy Franka.
- Ania , czy masz jakieś problemy?- Spytał już poważniej
nie nazywając mnie Aniulą tak jak w przeszłości.
- Tak, a właściwie kilka. Ale jestem tu w sprawie Anity.-
Dopiero teraz gdy wypowiedziałam te słowa na głos, zorientowałam się że nie
powinnam tego robić. W końcu on był kiedyś bardzo zakochany w mojej siostrze. I
choć ona wiele razy dawała mu kosza Franek długo się nie poddawał. Czasami
nawet było mi z tego powodu go żal i czułam złość na ukochaną siostrę. Bo on
był taki solidny, czuły i kochany. Może i kilka miesięcy młodszy od Anity, ale
nadrabiał to dojrzałością. A ona wybrała tego dupka Radka. Franek od czasu jej
śmierci z nikim się nie spotykał, choć był przystojnym facetem i dość dobrą
partią. Bez nałogów, ze stałą pracą. Teraz nawet w trakcie budowania swojego
domu. Ale mimo to nadal kochał Anitę. I choć nigdy mi tego nie powiedział ja po
prostu to wiedziałam.
- To znaczy?
- Już nic. Przepraszam, że zawracam ci głowę. Nie
powinnam. Zapomniałam, że…
- Aniu.- Przerwał mi łagodnie.- Wiesz co czułem do twojej
siostry i nie musisz teraz kłopotać się z tego powodu. Od tego czasu minęło już
sześć lat.- Powiedział. Tyle, że ty nadal nie przestałeś jej kochać, pomyślałam
ze współczuciem.
- No dobrze. A więc chodzi mi o to, że chciałabym
porozmawiać z panią Jędruchniewicz. Pojechałam nawet pod jej stary adres, ale
okazuje się, że teraz w jej mieszkaniu mieszka kto inny.- Wyłuszczyłam swój
problem. Tak jak się spodziewałam Franek zapatrywał się na to sceptycznie, ale
gdy nalegałam zdecydował, że po szesnastej mam do niego przyjść i pojedziemy
tam razem. Nie było mi to na rękę, ale stwierdziłam, że przy wyjściu będę miała
chwilę czasu zostać z matką Radka sama i
spytać o adres jej syna. I Franek się o tym nie dowie.
Zadowolona z siebie wróciłam do domu, choć na myśl o
Tomku coś skręcało mnie w żołądku. Postanowiłam więc jechać z tatą załatać
przerwane ogrodzenie choćby tylko po to by mu towarzyszyć. Potem odwiedziłam
swoją wredną kózkę, poszłam na spacer, do pobliskiego lasu. Następnie nie mając
pomysłu na kryjówkę, wdrapałam się na swój stary domek na drzewie spędzając w
nim ponad godzinę. A wszystko po to by uniknąć Kamińskiego. Miałam nikłą
nadzieję, że w końcu da sobie spokój i odjedzie. W końcu warunki do jakich
przywykł były sto razy gorsze niż nasze. Starałam się spojrzeć na to
obiektywnym okiem. Mały ogródek choć zadbany nie był jakiś wyjątkowy i nijak
miał się do wielkiej rabatki obsadzonej symetrycznie pięknymi kwiatami,
zadbanym trawnikiem czy równo przyciętym żywopłotem i podwórkiem wysadzanym
jakimś chodnikiem jaki widziałam w przed posiadłością Kamińskich. Za to nasze
schody były zniszczone, choć bardzo ładne. Wnętrze domu choć schludne i czyste
było raczej staroświeckie i skromne. Ojciec każdą wolną złotówkę ładował w
konie. Z nadwyżki wolał kupić dodatkowy worek paszy niż nowe meble choć mama
nie raz mu o tym napomykała.
- A po co nam to skoro stare są dobre?- Mówił wtedy
wzbudzając jej irytację. I choć częściowo miał rację to dużo mówiło o jego charakterze.
Bo było bardzo skromnym człowiekiem. I choć raczej nie można z nim było
porozmawiać o filozofii czy literaturze był doskonałym znawcą ludzkich
charakterów i obserwatorem. Właściwie to on jako pierwszy odradzał mi ślub z
Dawidem. Mówił, że od czasu przyjazdu minęło zaledwie sześć miesięcy a my już
mamy zamiar zawrzeć małżeństwo. Że nawet się dobrze nie znamy, bo choć znaliśmy
się od dziecka to jednak w czasie studiów Raczkowskiego wszystko mogło się
zmienić. Dlaczego więc go nie słuchałam? Przecież wiele razy jego decyzje
uratowały mnie przed zgubą.
Gdy wróciłam z tatą z objazdu pomogłam mu w stajni, a
potem ze śmiechem wróciłam do domu po małym wypadku z jednym małym źrebaczkiem
który zmienił moją rękę w lepką od cukru. Poza tym po pracy byłam roztrzepana i
brudna. Pomyślałam, że musi mi odbijać skoro zalatujący ode mnie zapach stajnią
wydaje mi się być przyjemny. Ale to bardzo wyrażało moją tęsknotę za domem.
Po szybkim obyciu twarz i rąk oraz poprawieniu fryzury wyszłam
z łazienki i na korytarzu spojrzałam na wiszący na ścianie zegar: był kwadrans
po dwunastej. Do spotkania z Frankiem pozostało mi więc jeszcze trzy i pół
godziny. Czym miałam się teraz zająć?
- O, jest i nasza Ania.- To tonie mamy poznałam, że
gdzieś w pobliżu musi być Tomek, bo jej
głos jest miły tylko na jego użytek.
- Tak właśnie wróciłam. I powinnam się przebrać, więc
pozwolisz że...
- Zrobisz to za chwilę. Zostawiłaś naszego gościa i
bardzo się nudziliśmy. Nieładnie tak robić.
- O ile wiem to on jest twoim gościem a nie moim.-
Odpowiedziałam jej choć wiedziałam, że to i tak nic nie da. Mama już zaczęła
mnie ciągnąć w kierunku swojego pokoju
gdzie jak się domyślałam znajdował się Tomek. I nie myliłam się.
Siedział na kanapie odwrócony do mnie tyłem i na coś patrzył. Dopiero gdy
podeszłam bliżej zorientowałam się co to jest.- Czemu oglądasz mój album ze
zdjęciami?- Spytałam go jednocześnie prawie wyrywając mu go z rąk.
- Twoja mama mi go pokazała.- Wyjaśnił spokojnie nic
sobie nie robiąc z miażdżącego spojrzenia które mu posłałam.
- Córeczko przecież nie musisz się wstydzić.- Zwróciła
się do mnie, a potem dodała chyba na użytek Tomka:- Zawsze tak reaguje.
- A ty zawsze musisz wtrącać się w nie to co trzeba. Co
tu robią te kasety wideo? Pokazywałaś mu moje występy?!
- Ależ Aniu, czemu krzyczysz?- Boże, czy ona naprawdę
pyta mnie czemu krzyczę? Z trudem zmusiłam się do tego by na nią nie warknąć.
- Mamo, zostaw nas samych na kilka minut dobrze.- Nawet
mi się to udało.
- Dobrze, i tak powinnam zacząć przygotowania do obiadu,
a skoro wróciłaś możesz dotrzymać gościowi towarzystwa. – Tak jak się
spodziewałam, mama bardzo z siebie zadowolona zapomniała o mojej niegrzecznej
odzywce. Widocznie bardzo jej zależało na tym bym w końcu pogodziła się z tym
bogatym facetem za jakiego uważała Tomka.
- Kiedy zamierzasz wyjechać?- Spytałam go bez ogródek gdy
zostaliśmy sami.
- Wtedy gdy ty to zrobisz.- Odparł mi. Złość od razu mi
wróciła.
- W co ty grasz co? Po co tak naprawdę tu przyjechałeś?
- Żeby z tobą porozmawiać i dojść do porozumienia.
- Jakiego niby porozumienia? Jedyne jakie możemy zawrzeć
to takie w kwestii rozwodu.
- Nie chcę się teraz z tobą rozwodzić.
- Ach, no tak zapomniałam. Jeśli nie minie sześć miesięcy
będziesz musiał podzielić się ze mną pieniędzmi z funduszu twojej matki, co?
- Tu nie chodzi o żadne pieniądze.
- Nie? Więc o co? O to by jeszcze trochę podręczyć
żałosną biedaczkę, która ośmieliła się wodzić za nos wielkiego Tomasza
Kamińskiego?
- Możesz w końcu porzucić ten ton i porozmawiać ze mną
szczerze?
- Szczerze? Przecież ty i tak wkładasz mi w usta słowa
które sam uważasz za odpowiednie. Aha, i skoro chcesz się tak bawić to z łaski
swojej daj mi spokój. I przestań wypytywać o mnie moją matkę albo oglądać
zdjęcia z okresu dzieciństwa. Masz nadzieję znaleźć podobne do tych które
pokazał ci twój ojciec? Tutaj raczej ich nie znajdziesz.
- Więc skąd je wziął?
- Nie wiem. Wróć do siebie i napraw to niedopatrzenie. Spytaj go.
- Nie wiem. Wróć do siebie i napraw to niedopatrzenie. Spytaj go.
- Aniu, wczoraj nie miałem zamiaru cię szantażować choć
niewątpliwie tak to zabrzmiało. Przepraszam.
- Daruj już sobie. Zamiast to wciąż powtarzać po prostu
stąd wyjedź. Daj spokój mnie i mojej rodzinie.
- Dlaczego po prostu mnie nie wysłuchasz?
- Dlatego, że ty też nie dałeś mi w piątek takiej szansy.
- Już cię za to przeprosiłem.
- Przepraszasz i przepraszasz. Wciąż tylko to robisz.
Sądzisz, że to słowo w ogóle jest coś dla mnie warte?
- Wiesz co? Staram się. Do cholery staram się naprawić to
co zepsułem, ale tobie i tak to nie wystarcza. Jak ten idiota tłumaczę się i
błagam o wybaczenie chociaż tak naprawdę nie wiem czy w ogóle jest jakikolwiek
sens to robić.
- Nie ma.- Potwierdziłam.- Więc po prostu tego nie rób.
Wyjedź. I daj mi święty spokój.- Dodałam na odchodnym kierując się do wyjścia.
- Gdzie idziesz?
- Gdzieś z dala od ciebie. Bo najwyraźniej nawet we
własnym domu nie mogę mieć zapewnionej chwili spokoju.- Nieoczekiwanie poczułam
przejmujący smutek. Bo przed Tomkiem mogłam udawać, ale mimo wszystko ta
sytuacja bardzo mnie bolała. Chociaż jeszcze bardziej bolał mnie fakt, że on to
wszystko bagatelizował. Zupełnie jakby nazwał mnie głuptaskiem albo spóźnił się
pół godziny na spotkanie. A przecież nasze problemy nie były aż tak trywialne.
Nie uwierzył mi, nazwał prostytutką, znieważył. Potem jeszcze udawał
przeprosiny mając nadzieję, że znów ugnę się przed jego wolą, a gdy to się nie
stało zaszantażował mnie. To nie były niewinne sprawy. A ja i tak byłam tym
wszystkim bardzo zmęczona na długo przed kolacją u Kamińskich.
Następne godziny były dla mnie istną katorgą. Wolałam
jednak wyczekiwać spotkania z Frankiem niż rozważać swój były związek z
Tomkiem. Choć robienie tego zawsze sprawia, że czas niesamowicie się dłuży. Ale
w końcu nadeszła szesnasta. Powiedziałam mamie, że zamierzam odwiedzić Franka,
choć nie była z tego powodu zadowolona. Uważała, że mój chłopak ma wobec mnie
anielską cierpliwość i że jeśli dalej tak będę go traktować to mnie zostawi.
Powiedziałam jej wtedy, że właśnie o to mi chodzi, zostawiając ją zdenerwowaną.
Czy ona naprawdę nie rozumiała, że nie mam zamiaru rozmawiać z Tomkiem? Że wcale
go tu nie zaprosiłam i jego obecność jest zbędna?
Jak okazało się pół godziny później, pani Jędruchniewicz
mieszkała zaledwie osiem kilometrów dalej niż 6 lat temu. Tak jak sądziłam
podczas wizyty Franek nie odstępował mnie na krok. Sama matka Radka nie była do
nas usposobiona przyjaźnie. Początkowo dość niegrzecznie starała się nas
wyprosić, ale widząc determinację malującą się w naszych oczach dała za
wygraną, choć jej zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Zwłaszcza gdy
spytałam o jej syna nawet pomimo sprzeciwu Rzadkiewicza.
- A bo ja wiem co robi? Gdy poszedł do więzienia nie
kontaktowałam się z nim. I nie mam zamiaru robić tego teraz. Wyrósł na
przestępcę, a ja nie mogę mu wiecznie pomagać wstydząc się przed ludźmi. Bo
koniec końców to ja jestem uważana za winną. A moja wina, że wychowałam trzech
łobuzów? Więc jeśli chcecie cokolwiek ode mnie uzyskać to nie łudźcie się. A
teraz wynocha.- Wiedząc, że najprawdopodobniej mówi prawdę z tym odcięciem się od syna dałam za wygraną.
Ale ta wizyta nieźle mnie podłamała.
- Powinnaś już to zostawić, Aniu.- Zwrócił się do mnie w
drodze powrotnej Franek.- Dobrze wiesz, że gdybym nie wiedział, że i tak
prędzej czy później sama postanowisz tu przyjechać to nie zabrałbym cię tutaj.
To nie są ludzie z którymi dałoby się normalnie porozmawiać.
- Wiem. Ale miałam nadzieję na jakieś wyjaśnienia. Teraz
wiem jakie to było głupie.- Gdy wróciłam do domu było tuż przed dziewiętnastą. Spodziewałam
się, że teraz mama z pewnością już uszykowała kolację, więc chciałam zaprosić
na nią Franka, ale on odmówił. Po fakcie zorientowałam się, że to właściwie
dobrze: jeszcze Tomek pomyślałby sobie, że to jakiś mój kochanek albo ktoś w
tym stylu. Ta myśl mnie zdenerwowała: co mnie w końcu obchodziły myśli
Kamińskiego? I tak sądzi o mnie jak najgorzej.
Tak jak sądziłam cała trójka siedziała już przy stole w
kuchni, mama z czegoś się śmiała rozmawiając z Tomkiem, tata się tylko temu bez
słowa przysłuchiwał. Ponieważ przez chwilę stałam w rogu żadne z nich mnie nie
zauważyło. Dlatego w zupełniej ciszy dowlokłam się do swojego pokoju biorąc z
niego rzeczy na jutro. Domyślałam się, że mimo mojego odstręczającego
zachowania Kamiński dziś również nie wyjedzie. Szybko się wykąpałam a potem
położyłam się do łóżka choć dochodziła zaledwie dwudziesta. Ale świadomość
jutrzejszej rocznicy i nic nie wnoszące spotkanie z panią Jędruchniewicz trochę
mnie podłamały. Odpoczynek jednak nie był mi dany, bo już pół godziny później
gdy wciąż jeszcze nie mogłam zasnąć usłyszałam ciche pukanie. Na wszelki wypadek
postanowiłam udawać, że śpię. Tak jak się spodziewałam, to nie była ani moja
mama ani tata. Doskonale znałam ten głos:
- Ania, śpisz już?- Spytał mnie cicho Tomek. Zamarłam na
moment w totalnym bezruchu dopiero po chwili przypominając sobie, że powinnam
miarowo oddychać by udawać głęboki sen. Ale gdy poczułam dłoń na swoim policzku
nie wytrzymałam i otwierając oczy odparłam:
- Zabieraj ode mnie te łapy.- Pomimo ciemności zdołałam
dostrzec jego lekki uśmiech. Niechętnie podniosłam się na łóżko do pozycji siedzącej
zapalając nocną lampkę która znajdowała się na stoliku. Choć może nie był to
najlepszy pomysł, bo była bardzo zakurzona. – Czego ode mnie jeszcze chcesz?-
Przez dobrą chwilę tylko na mnie patrzył, nic nie mówiąc. Chyba chciał mnie tym
zakłopotać, bo odruchowo zdałam sobie sprawę ze swojego wyglądu: rozpuszczone
do snu włosy, zwykły bawełniany T-shirt i spodnie od piżamy. Nie byłam więc
zbytnio roznegliżowana.
- Przez cały dzień przebywałaś poza domem, więc sądziłem
że teraz porozmawiamy.
- Raczej nie. Jutro muszę bardzo wcześniej wstać.
- Na nabożeństwo za Anitę?
- Widzę, że mama ci już wypaplała, więc nie rozumiem po
co pytasz.
- Tak. Jest bardzo otwartą osóbką. Zupełnie inną niż ty.
- No tak, bo ja zatajam wiele faktów i jestem kłamczuchą.
- Musisz zawsze wracać do tych słów?
- Muszę, bo ty najwyraźniej o nich zapominasz. Naprawdę
sądzisz, że tak po prostu będę znów dla ciebie miła? Spróbuj zaproponować mi
chociaż pieniądze.
- Nie chciałem, przepra…
- …przepraszasz, tak już to wiem i słyszałam. I mam
gdzieś tak jak powiedziałam ci wcześniej. Skoro to wszystko, możesz już wyjść?-
Spytałam sucho. Tomek milczał przez chwilę spuszczając wzrok. Potem znów na
mnie spojrzał.
- Nie, to nie wszystko.- Odparł. A gdy ja już miałam
zamiar poinformować go, że jeśli w ciągu pięciu minut nie opuści tego pokoju to
zacznę krzyczeć, dodał:- Nigdy nie
widziałem cię w rozpuszczonych włosach. Nie wiedziałem, że są takie długie.-
Przez moment zbił mnie z tropu tak trywialną uwagą, która najprawdopodobniej
spełniła swoją rolę zbicia mnie z pantałyku. Spodziewałam się, że zamierza
dodać coś bardziej znaczącego. Ale nie wiedzieć dlaczego jego słowa mnie
zakłopotały. Z wisielczym humorem pomyślałam, że on zawsze wie co powiedzieć i
jak się zachować. Teraz poza cierpiętnika i osoby która żałuje wychodziła mu
wręcz fantastycznie.
- Ta uwaga była nie na miejscu.- Oświadczyłam
nieprzyjaznym tonem.
- Może. Ale mimo to musiałem to powiedzieć. Gdzie tak
naprawdę spędziłaś dzień? To musi być bardzo trudne.
- Co?- Spytałam wbrew sobie.
- Unikanie mnie.
- O, zapewniam cię że jakoś daję radę.- Powiedziałam, a
potem chrząknęłam patrząc na niego spod oka.- Kiedy tak naprawdę chcesz
wyjechać?
- Nie wiem. Zrobię
to po mszy za Anitę. Chciałbym iść do kościoła z tobą.
- To nie jest konieczne.- Odpowiedziałam mu sztywno.-
Poza tym nabożeństwo jest o siódmej, więc nie mam pojęcia jak uda ci się wstać.
- Gdybyś dziś mnie obudziła to…
- …po co? W końcu bycie bogatym nie wymaga konieczności
zrywania się o piątej rano do pracy czy innych zajęć prawda?
- Nie odpuścisz sobie, co? Jeszcze ci się nie znudziło
udawanie obrażonej?
- A tobie tego, że wszystko jest w porządku?- Nie odpowiedział, po prostu popatrzył na mnie przez dłuższą chwilę, a potem rzucił:
- A tobie tego, że wszystko jest w porządku?- Nie odpowiedział, po prostu popatrzył na mnie przez dłuższą chwilę, a potem rzucił:
- Jutro. Porozmawiamy jutro. Ostatecznie.- I wyszedł z
pokoju. A ja, choć lekko roztrzęsiona po kilku minutach zasnęłam.
Jednak nawet w moim śnie Tomek wciąż mnie męczył. W nim
razem spacerowaliśmy trzymając się za ręce. Potem Kamiński zaczął machać do
jakiejś znajdującej się w oddali dziewczyny. Nie miałam pojęcia kim jest, ale z
każdym krokiem zbliżaliśmy się do niej coraz bardziej: to była Ilona.
Uśmiechała się do mnie cynicznie, a potem odepchnęła od Tomka. Gdy się
podniosłam już jej nie było. Zamiast niej obok niego stała moja zmarła siostra
Anita. Wpatrywałam się w nią zszokowana bo mimo tego iż śniłam zdawałam sobie
sprawę, że przecież ona już nie żyje. A
potem szepnęła mi do ucha: jedno zdanie. Nie ufaj mu, bo nie jest tym za kogo
się podaje. I zniknęła.
Obudziłam się dość gwałtownie roztrzęsiona i
zdenerwowana. Siostra nigdy mi się nie śniła, choć kilka tygodni po jej śmierci
bardzo tego chciałam. Aż do tej pory.
Może to z powodu odwiedzin Jastrzębskiej? Albo zbliżającej się jutro rocznicy
jej śmierci?
Nie ufaj
mu, bo nie jest tym za kogo się podaje.
Nie wiadomo dlaczego te kilka słów aż tak bardzo mnie
przeraziło. W mojej głowie pojawiło się wiele wizji: każda gorsza od
poprzedniej. Może mój Tomek zginął w tamtym wypadku gdy jechał z siostrą? Może
ten tutaj wcale nie był nim? A może moja siostra wiedziała, że z jego strony
czeka mnie tylko cierpienie? Lub, że z Iloną łączy go coś więcej niż kilka
pocałunków? Gubiłam się w swoich domysłach i coraz bardziej absurdalnych
przypuszczeniach. W końcu starałam się uspokoić. To był przecież tylko sen. I
najprawdopodobniej słowa Anity które w nim wypowiedziała wynikają z moich
własnych odczuć. W końcu sama zrozumiałam trzy dni temu, że Tomek nie ma do
mnie ani trochę zaufania czy uczucia. Teraz po prostu w swojej głowie włożyłam
te słowa w usta zmarłej siostry. Tylko dlaczego tak mnie to przeraziło?
Z powodu koszmaru poranek przywitałam z podpuchniętymi
oczami. Rano nie byłam w stanie nic przełknąć; poza tym chcąc napić się wody
poszłam do kuchni widząc tam ubranego już Kamińskiego, choć nieco zaspanego. Prawdę
mówiąc miałam nadzieję, że jednak prześpi nabożeństwo nie tylko z powodu faktu,
że tego nie chciałam. Po prostu jego towarzystwo w kościele razem ze mną i
moimi rodzicami wzbudziło powszechną ciekawość sąsiadów, którzy również
zdecydowali się pomodlić za duszę Anity. Byłam pewna, że tuż po zakończeniu
rozlegną się pytania na które nie miałam ochoty.
Właściwie przez długą część mszy mogłam myśleć tylko o
stojącym obok mnie Tomku, którego obecność wyczuwałam po swojej prawej stronie.
Dopiero ta świadomość pozwoliła mi się skupić.
Trzy kwadranse później, było po wszystkim. Nakazałam
rodzicom szybkie wyjście by żadna plotkara nie zdążyła nas zaczepić.
Okazało się jednak, że nie tylko ja się spieszę.
Aneta.
Tylko jedno spojrzenie na jej twarz wystarczyło bym
wyczuła jej ból i wyrzuty sumienia. To jednak nie znaczyło, że miało to dla
mnie jakiekolwiek znaczenie. W końcu to przez nią nie odbył się mój ślub z
Dawidem. Przez nią…powtórzyłam w swoich myślach totalnie zdezorientowana. A
może jednak dzięki niej? Ta myśl spowodowała moją konsternację. I pomimo faktu,
że rodzice zauważając moją byłą przyjaciółkę kierowali się już do bocznego
wyjścia (dodatkowo mama mając nadzieję, że ciągnąć mnie za ramię zrobię to
samo), ja stanowczo się temu sprzeciwiłam gdy zauważyłam, że Aneta chce ze mną
porozmawiać.
- Mamo, nic się nie stanie.- Uspokoiłam ją jeszcze.-
Tylko z nią porozmawiam.
- Ale po co?
- Mamo…- Nie starałam się jej niczego tłumaczyć, tym
bardziej przy Tomku który najwyraźniej nie miał pojęcia co się dzieje. A prawda
była taka, że rozmowa między mną a Anetą była potrzebna. W końcu po to między
innymi przyjechałam do rodzinnego domu. Nie tylko by odwiedzić grób Anity w
dniu jej rocznicy, ale i po to by całkowicie rozliczyć się z przeszłością. Z
samym Raczkowskim niestety nie będę miała takiej możliwości to zrobić, bo nie
miałam pojęcia gdzie on jest, ale z byłą przyjaciółką jak najbardziej.-
Wyjdźcie boczną nawą i idźcie do samochodu. Ja za kilka minut dołączę.
- Rysiek, powiedź jej że…- Usłyszałam lament mamy, którym
raczyłam mojego ojca.
- Alu, daj jej to załatwić swojemu.- Zdążyłam jeszcze
usłyszeć odpowiedź taty. Uśmiechnęłam się w duchu. Zawsze umiał powtrzymać
mamę.
- Aneta, zaczekaj!- Krzyknęłam znalazłszy się przed
kościołem i widząc wychodzącą już zza furtki dziewczynę. Widocznie nie sądziła,
że za nią wybiegnę.
- Ania? Chcesz ze mną porozmawiać?- Spytała z wahaniem
gdy tylko znalazłyśmy się niedaleko siebie.
- Tak, ale nie tutaj. Przyjdziesz do mnie przed
południem?
- Nie mogę, twoi rodzice mnie nie wpuszczą. Nie robią
tego odkąd…- Urwała, bo i nie musiała mówić dalej. Odkąd przespała się z moim
narzeczonym powodując moją dezercję odnośnie ślubu.
- Wpuszczą.- Zapewniłam.
- W takim razie przyjdę.- Odpowiedziała mi. A potem bez
słowa pożegnania rozstałyśmy się i każda poszła w swoją stronę.
W drodze powrotnej, po krótkiej modlitwie na grobie
Anity, milczeliśmy choć zauważyłam, że mama od czasu do czasu patrzyła na mnie
badawczo, a Tomek z zainteresowaniem. Widocznie bardzo chciał dowiedzieć się
dlaczego ta piegowata ruda dziewczyna tak bardzo wytrąciła całą naszą rodzinę z
równowagi. Prawdę mówiąc dziwiłam się czemu mama nie powie o tym szczególe
Tomkowi skoro jeszcze wczoraj chętnie opowiadała mu o moim dzieciństwie i
pokazywała fotografie z tego okresu. Poza tym trochę żałowałam, że nie
wysłuchałam Anety od razu. Teraz mogłabym wsiąść do pierwszego lepszego
autobusu i wrócić do stolicy. A tak musiałam czekać na spotkanie.
Gdy znalazłam się w swoim domu miałam zamiar zjeść
śniadanie, a potem zaszyć się na podwórku z dala od Tomka. Niestety, tata
musiał zająć się transportem nowego konia do swojego gospodarstwa, przez co nie
mogłam mu towarzyszyć. Musiałam więc znaleźć sobie inne zajęcie takie by nie
musieć zostać z Kamińskim sam na sam dając mu możliwość rozmowy. Wiedziałam, że
moje zachowanie jest raczej dziecinne, ale nie mogłam inaczej. Dlatego gdy
tylko zjadłam śniadanie zamknęłam się w swoim pokoju dobrze wiedząc, że mama
nie pozwoli by gość czuł się niezręcznie i nie zostawi go samemu sobie. I
rzeczywiście: przez jakiś czas jeszcze nachodziły mnie jakieś dźwięki rozmowy,
ale po kilku minutach zniknęły. Dla pewności odczekałam więc jeszcze kilka.
Czyżby wreszcie dał za wygraną i wyjechał?
Niestety, aż tak dobrze
nie było, ale przynajmniej wyszedł z domu, więc ja mogłam wyjść ze
swojego pokoju. Nie byłam przyzwyczajona do bezczynności, więc włączyłam się w
przygotowania do obiadu. Dopiero po kończeniu obierania ziemniaków i robienia
sałatki zdecydowałam się w końcu spytać gdzie jest Tomek.
- W stodole z tatą.- Odpowiedziała mi matka właściwie nic
nie wyjaśniając.
- Jak to?
- Pomaga mu ładować zboże. Sąsiad chciał kupić trochę
pszenicy i…
- Jak to mu pomaga?- Z wrażenia aż jej przerwałam.
- No normalnie. Ledwie przed twoim przyjściem powiedział,
że źle się czuje nic nie robiąc więc w zamian za nocleg zaoferował swoją pomoc.
- Ale przecież tata miał jechać po konia.
- I pojechał, ale wrócił.
- Prosił Tomka o pomoc?
- Nie.
- Więc dlaczego?
- Co dlaczego?
- Dlaczego on to robi?
- Jak to dlaczego? Bo jest miły. Nie rozumiem więc czemu
tak go traktujesz. I chyba sama masz tego świadomość, bo z tego powodu
płakałaś.
- Wcale nie płakałam.
- Sądzisz, że nie widziałam rano twoich oczu? I nawet nie
próbuj mi wmawiać, że to z powodu rocznicy Anity. Słyszałam, jak wieczorem do
ciebie pukał. O czym rozmawialiście? Pogodziliście się w końcu?
- Nie. I się nie pogodzimy. Więc daj mi w końcu spokój.
Tomek nie jest żadnym moim kandydatem na męża.
- Ale mógłby być.- Upierała się mama nie mając pojęcia,
że przecież on już nim jest.- Dawid nigdy nawet nie miał w ręku wideł czy
kostki siana za to twój Tomeczek…- Uśmiechnęła się pod nosem.- Widać, że to
typowy mieszczuch i nie ma o niczym pojęcia, ale nadrabia to zapałem.
- Zaraz, zaraz: przecież Tomek też nie miał w ręku wideł.
- Jak to nie miał? Wczoraj pomagał tacie przy koniach.
- Kiedy?
- Kiedy, kiedy? Gdybyś była w domu a nie szwendała się
nie wiadomo gdzie razem z Frankiem do byś wiedziała. – Dopiero teraz uderzyło
mnie, że podczas wczorajszego dnia koszulka i spodnie które miał na sobie
Kamiński (które należały do mojego ojca, bo mu je chwilowo pożyczył) wyglądały
na trochę nieświeże. Ale żeby pomagał mojemu tacie? Po co to robił? Po to by
jeszcze bardziej mnie do siebie przekonać? Nie, gdyby tak było to by się tym
pochwalił. No, chyba że liczył iż gadatliwa mama i tak powie mi wszystko. Tak,
z pewnością tak było. W końcu był świetnym manipulantem co miał po tatusiu.
Dlatego gdy przygotowania do obiadu się skończyły i zawołałam obu mężczyzn do
domu (to znaczy tatę i Tomka) nie omieszkałam zażartować sobie z jego wyglądu
tylko po to by zobaczyć czy poczuje się zawstydzony.
- I co, jak ci się podoba praca na wsi?- O dziwo
potraktował moje pytanie poważnie. Albo przy moich rodzicach przy stole byłoby
mu głupio obrazić mnie żartem.
- Znośna, choć trudna. No i nie jestem do tego
przyzwyczajony. Nie miałem pojęcia, że to takie ciężkie zadanie.
- A co, już masz odciski na dłoniach?
- Aniu, czemu tak gnębisz Tomka?- Jak mogłam się
spodziewać mama znów wzięła w obronę Kamińskiego który słysząc jej głos posłał
mi uśmiech. Idiota. Tak jakby specjalnie kpił sobie z faktu, że mama wybrała
jego a nie mnie. Albo w ogóle bawiła go cała moja rodzina. Z trudem zniosłam
dalszą część obiadu w duchu zastanawiając się czy Aneta stchórzyła i jednak
mnie dziś nie odwiedzi. Zaraz potem, gdy tylko opróżniłam talerz jako pierwsza
zresztą (mama ze śmiechem skomentowała to mówiąc, że zawsze jadłam za dwoję a
mimo to jestem chuda jak szczapa), wyszłam na zewnątrz. Chciałam się
przespacerować, ale prawdę mówiąc nie miałam na to ochoty. Po posiłku byłam
ociężała, więc postanowiłam zmienić plany. Dlatego weszłam po chwiejnej
drabinie przeznaczonej dla dwunastolatki niż dla dorosłej kobiety do starego
domku na drzewie tak samo jak wczoraj. Miałam nadzieję, że może Anecie coś
wypadło i jeszcze się zjawi, choć minęło już przedpołudnie. A jeśli nie, to ja przedłużę
swój wyjazd i zrobię jej małą niespodziankę choć zapewne niezbyt miłą.
By szybciej upłynął mi czas, włożyłam do uszu wczoraj
przyniesione tu słuchawki , a plecy oparłam o poduszkę. I tak z zamkniętymi
oczami wsłuchiwałam się tylko w głośne bębnienie muzyki. Dopiero teraz
zorientowałam się, jaki ten domek jest stary choć mimo to utrzymany w niezłym
stanie. Czyżby rodzice restaurowali go na pamiątkę Anity? Bo gdy jeszcze żyła
nazywała ten domek miejscem kontemplacji albo ucieczki od realnego życia. Teraz
ja postanowiłam użyć go do drugiego celu. Próbowałam uciec od własnych myśli,
od konieczności przygotowania w cukierni nowego towaru a więc upieczenia dużej
partii ciast co czeka mnie z pewnością jeszcze tego samego dnia. Od Radka
Jędruchniewicza, którego nie było nawet stać na pójście na mszę za duszę swojej
ofiary jaką była moja siostra. Od zdrady Anety, która ma odwiedzić mnie dopiero
za dwie lub trzy godziny. Od Tomka, który powinien mnie już nie obchodzić. Od
własnego życia. Znów czułam, że wszystko chrzanię. I znów nic nie mogłam na to
poradzić. W myślach prosiłam Boga o pomoc, choć wiedziałam że tylko ja mogę
naprawić swoje błędy.
W którymś momencie, pomimo dźwięków muzyki usłyszałam
jakiś hałas. Otworzyłam oczy dokładnie w chwili gdy Tomek niezdarnie wchodził
przez mały otwór domku. Ze złością wyjęłam z uszu słuchawki.
- Co ty tu robisz? Złaź.- Rozkazałam. Domek na drzewie w
rzeczywistości był zbitkiem desek uszczelnionych jakąś ciemną papką. Dla małych
dziewczynek, którymi byłyśmy z Anitą wiele lat temu wydawał się być bardzo
duży, ale w rzeczywistości pomieściłby może pięciu dorosłych mężczyzn. Dlatego
teraz, obecność w nim Tomka wytrąciła mnie z równowagi.
- Nie ma mowy.- Odpowiedział mi.- Obiecałaś mi wczoraj
rozmowę, pamiętasz?
- Niczego ci nie obiecywałam. To ty jak zwykle bawiłeś
się w despotę próbując cokolwiek na mnie wymusić.
- Racja. Nie chciałem tego robić, ale nie pozostawiłaś mi
wyboru. Chowałaś się przede mną całe dwa dni. Tym razem mi nie uciekniesz.
- Założymy się?- Spytałam butnie.- Lepiej zejdź stąd po
dobroci zanim wypchnę cię przez ten otwór.
- Nie odważysz się. Poza tym nie dasz rady: takie chuchro
jak ty nie ma na to dość siły.
- Chcesz to sprawdzić?- Prowokowałam wstając z kucek a
potem do niego podchodząc. Jednak zamiast go wypchnąć na co był przygotowany,
wyminęłam go i próbowałam zejść po drabinie na dół. Ale nie byłam wystarczająco
szybka, bo zdołał temu zapobiec chwytając mnie za ramię. Przez dobrą chwilę
mocowaliśmy się zawzięcie. I już prawie udało mi się mu wyślizgnąć, gdy wpadł
na całkiem inny pomysł: odepchnął drabinkę tak, że tak upadła na ziemię. Z góry
patrzyłam jak łamie się jedno z jej oparć. Poczułam ukucie żalu z powodu
zniszczenia tak cennej pamiątki, która stanowiła część domku na drzewie, a dla
Tomka nic nie znaczyła. A potem złość gdy uświadomiłam sobie, że zrzucił
drabinkę specjalnie abym znów nie uciekła.
Naturalnie zdawałam sobie sprawę z faktu, że moje
zachowanie jest dziecinne i bezsensowne. Ale odwlekając między nami tę
ostateczną rozmowę miałam nadzieję na to, że moje serce jakimś cudem uda mi się
pozbierać do kupy i zniknie gdzieś ten dominujący ból. Że będę mogła
porozmawiać z Kamińskim choć z częściową obojętnością lub pobłażliwym
rozbawieniem z jakim on rozmawiał ze mną. Nawet to spostrzeżenie wywołało mój
smutek. Czy gdybym cokolwiek go obchodziła potrafiłby zachowywać się tak
beztrosko? Mnie pękało serce, a dla niego to była tylko zwyczajna niedogodność
i zabawa.
- No, teraz chyba możemy porozmawiać.- Teraz znów się do
mnie uśmiechnął. Potem rzucił:- Chyba, że masz ochotę na dalszą część zapasów?-
Z przerażeniem i złością zdałam sobie sprawę, że zatopiona w niewesołych
myślach wciąż nie zmieniłam pozycji od czasu naszej szarpaniny. I że niemal
leżę na Kamińskim opierając dłonie po obydwu stronach jego ciała. Ze wtrętem
się odsunęłam.
- Brawo. Ciekawe jak teraz uda nam się zejść.- Spytałam
go z ironią. Co prawda domek nie znajdował się na dużej odległości: co najwyżej
niecałych trzech metrów, to jednak zwichnięcie kostki było bardzo możliwe. Poza
tym jak mówiłam wcześniej domek zaprojektowano dla dwunastoletnich dziewczynek
a nie dorosłej kobiety a co dopiero mężczyzny. Dlatego trudno było wejść do
domku, a już stanie było niemożliwe. By wygramolić się z nieco owalnego otworu
trzeba by było najpierw wytknąć nogi a potem opierając się na rękach zawiesić i
puścić nie patrząc gdzie się spada. Ja nie miałam zamiaru tego robić.
- O to się nie martw. Skoczę, a potem cię złapię. I
wpadniesz wprost w moje ramiona.
- Po moim trupie. Dotkniesz mnie jeszcze raz a nie ręczę
za siebie. Mówię poważnie. Jestem dostatecznie wyprowadzona z równowagi, żeby
spełnić swoje groźby.
- Więc nie możesz po prostu spełnić mojej prośby i
porozmawiać przez pięć minut? Tylko tyle od ciebie chcę.
- Nie.
- Nie zachowuj się jak dzieciak.
- Wiem zmuś mnie: szarpnij albo obluzgaj; w końcu w tym
jesteś dobry.- Nie wiem dlaczego go prowokowałam, bo przecież wiedziałam jaki
potrafi być bezwzględny wybuchając złością. Tak jak teraz.
- Do dia…to znaczy do jasnej anielki- Poprawił się.-…czy
nie możesz mi po prostu dać się wytłumaczyć?
- Nie, bo ty nie dałeś mi takiej możliwości. Oceniłeś mnie bez wysłuchania moich racji, więc czemu mam być bardziej wyrozumiała od ciebie?
- Nie, bo ty nie dałeś mi takiej możliwości. Oceniłeś mnie bez wysłuchania moich racji, więc czemu mam być bardziej wyrozumiała od ciebie?
- Przepraszam. Choć już to mówiłem wiele razy jestem
gotowy zrobić to raz jeszcze.
- I sądzisz, że to mało słówko znaczy dla mnie cokolwiek?
Pewnych słów nie da się wybaczyć.
- Wiem, że nie. Ale chcę zacząć od początku. To dlatego
tu jestem. I wiem, że do tej pory zachowywałem się jak smarkacz, ale teraz to
się zmieni.- Tym razem nie zdołałam powstrzymać gorzkiego śmiechu.
- Co masz na myśli mówiąc: „początek”?
- Mam na myśli nawiązanie między nami relacji tak
jakbyśmy się nie znali.
- Żartujesz?!
- Nie. Mówię poważnie. I choć masz prawo mi nie ufać to…
- Czy ty sam siebie słyszysz? Początek między nami? Jaki
początek? Już kiedyś prosiłeś mnie o to,
pamiętasz? A nawet dwukrotnie. Do tego kazałaś sobie zaufać, więc to zrobiłam.
A potem bez pardonu pokazałeś ile są warte twoje słowa wątpiąc we mnie przy
najbliższej okazji. Ale w końcu nie ma się czemu dziwić: w końcu zawsze możesz
to zwalić na amnezję choć miała miejsce wcześniej.
- Tym razem będzie inaczej.- Zapewnił.- Bo sytuacja się
zmieniła.
- Dla mnie nie.
- A dla mnie tak, bo znalazłem swojego laptopa i komórkę,
a w nich zdjęcia i wiadomości od ciebie i te nadane przeze mnie do ciebie. Poza
tym jest coś jeszcze. I o tym właśnie chciałem z tobą porozmawiać.
- I to jest te twoje wielkie zaufanie? Oparte na paru
SMS-ach napisanych w przeszłości której nie pamiętasz?
- SMS-ach, w których szykowaliśmy szczegóły do ślubu.
Dzięki nim zrozumiałem, że byłaś w moim życiu ważna.
- Nie sądzę. W końcu realizowałeś wobec mnie swoje własne
plany; to jasne że udawałeś wielkiego zakochanego. Tak samo jak i ja mogłam to
robić.
- Dlaczego teraz usiłujesz przekonać mnie, że ci na mnie
nie zależy?
- Wcale tego nie robię .Ale jeśli już chcesz szczerej
rozmowy, to proszę bardzo. Mam gdzieś to co mówisz, robisz, twój przyjazd,
przeprosiny i udawanie milusińskiego. Bo ja już ci nie zaufam, nigdy. Nieważne co
mi powiesz jak bardzo będziesz udawał. Więc z góry cię uprzedzam zaprzestań
czegokolwiek co planujesz zrobić przeciwko mnie, bo twoje starania będą
bezowocne.
- Ania ja niczego nie planuję. Przyjechałem tutaj w
dobrej wierze. Wiem, że czujesz się zraniona tamtymi słowami. I wiem, że od
początku powinienem wyczuć podstęp ojca, ale…
- Zraniona?- Przerwałam mu nie mogąc dalej go słuchać.-
Nie masz pojęcia jak się czuję. I ja też umiem uczuć się na błędach.-
Spojrzałam na niego twardo.- Fakty są takie, że do końca naszego układu został
miesiąc a potem się rozwodzimy. Tyle tylko ci jestem winna za to że zataiłam
przed tobą informacje o ślubie którą z takim zapałem przeciwko mnie
wykorzystujesz; poza tym złożyłam obietnicę której zamierzam dotrzymać. Ale na
nic więcej nie licz. Nie licz na to, że przed twoim tatusiem znów będę udawała
zakochaną, że będę pozwalała się prowadzać jak jakiś egzotyczny pokaz podczas
odwiedzin twoich kumpli czy po prostu akceptowała twoje wizyty gdy tak po
prostu zachcę ci się mnie podręczyć. Nie pozwolę być kolejny raz mnie
skrzywdził, rozumiesz? Nie pozwolę. A teraz z łaski swojej wyjdź i zostaw mnie
już w spokoju.- Poprosiłam przymykając na moment oczy czując jak głos drży mi
ze zdenerwowania.
- Aniu…
- Idź zanim powiem moim rodzicom jaki z ciebie drań a oni
cię nie przepędzą. Idź od tej dziwki którą mnie nazwałeś.
- Nie nazwałem cię dziwką.
- Tylko gorszą od dziwki, no tak zapomniałam. To z
pewnością zmienia postać rzeczy.
- Więc co mam zrobić? Wziąłem na siebie całą winę choć
dobrze wiesz, że ty nie jesteś jej pozbawiona. Gdyby od początku była uczciwa
może potrafiłbym ci zaufać a nie wyczekiwał okazji do tego aż znów mnie
okłamiesz.- Poczułam piekące pod powiekami łzy. O rany: serio? Teraz, gdy
potrzebowałam siły? Teraz musiałam się załamać?
- W takim razie przestań to robić.- Powiedziałam cicho.-
A potem patrząc mu prosto w oczy całkiem poważnie i głośno dodałam:- Tak,
miałeś rację. Od początku wiedziałam o tym kim jesteś i od początku zależało mi
na twojej kasie. Jak się przekonałeś jestem zwykłą wieśniaczką, która marzyła o
wejściu na salony. A teraz w końcu daj mi spokój.
- Dlaczego to mówisz?
- Bo to prawda. Znudziła mi się ta gra. Sądziłam, że
będziesz łatwy do ugrania, ale się pomyliłam.- Odparłam mu przypominając
sobie wskazówkę Pauli- Miałeś rację:
powinnam sobie jednak poszukać naiwniejszego frajera.- Gdy skończyłam mówić
przez dobrą chwilę panowała między nami cisza. W duchu szykowałam się na
wyzwiska i bolesne epitety spuszczając wzrok by nie było w nim widać łez. Ale one
nie nastąpiły. Bo zamiast nich Tomek odezwał się spokojnym głosem:
- Przecież wiem, że kłamiesz tylko po to by się mnie
pozbyć.- I wtedy coś we mnie pękło: po prostu. Może z powodu wcześniejszego
natłoku myśli, zdenerwowania z powodu przyszłych odwiedzin Moniki albo po
prostu permanentnego napięcia w jakim ostatnio żyłam. W sumie to nie było
ważne. Po prostu się załamałam.
- I teraz jesteś tego taki pewny, co? A gdy twierdziłam
tak trzy dni temu oskarżałeś mnie o bezczelne kłamstwo?
-
Pomyliłem się, już to przyznałem. Wybacz za to, że cię ośmieszono, że byłem
trochę brutalny chcąc wymusić pocałunek, że nie słuchałem. Ale nie wiem co
jeszcze mam zrobić byś w końcu mi uwierzyła.
- Ależ ja ci wierzę.- Uśmiechnęłam się do niego, choć
chyba nie miał pojęcia, że w tym uśmiechu jest więcej bólu niż radości.
- Więc spróbujemy? To znaczy spróbujesz mi wybaczyć?
- Nie. Bo za miesiąc a potem kolejny zrobisz to samo.
- Wcale nie. Jeśli tylko będziemy współpracować to nam
się uda.
- Nie, nic się nie uda. Naprawdę tego nie rozumiesz? Choć
ci wybaczyłam nigdy nie uda mi się zapomnieć tego jak w tamtym momencie moje
wnętrze przeszył paraliżujący ból. Jak bardzo czułam się upokorzona i poniżona
tamtej nocy. Tego nie można wymazać. A ty przychodzisz tutaj jak gdyby nigdy
nic. Naprawdę sądzisz, że jedno małe słówko przepraszam załatwi sprawę? A może
masz mnie za tak nieczułego robota bez uczuć?- Gdy zauważyłam jak już otwiera
usta i nabiera powietrza powstrzymałam go gestem dłoni:- I nawet nie sil się na odpowiedź.
- Ania ja wcale…
- Dla ciebie to wszystko zabawa, prawda? Bagatelizujesz
więc swoją winę albo udajesz że nie widzisz mojego cierpienia bo tak właśnie
jest ci na rękę.- Powiedziałam. Tomek w końcu zauważył moje łzy bo uniosłam
głowę do góry.
- Aniu to wcale nie jest zabawa. - Zaczął, ale ja nie
pozwoliłam mu skończyć. Wycierając policzki zaprotestowałam:
- Nie, teraz to ja mówię. Chciałeś szczerości i
prawdziwej rozmowy to ją dostaniesz. I być może nawet masz rację, bo to pozwoli
ostatecznie wyjaśnić między nami całą sytuację i piętrzące się niesnaski.-
Zrobiłam krótką pauzę nie wiedząc jak ubrać w zdanie to co chcę powiedzieć.-
Zacznę od tego, że oskarżasz mnie o zatajenie prawdy; prawdy o naszym
małżeństwie i być może masz rację. Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję, że nie
zrobiłam tego gdy tylko zobaczyłam cię po wypadku. Tyle, że gdy dowiedziałam
się o twoim stanie byłam załamana i pełna poczucia winy. Do tego w szpitalu
dowiedziałam się, że mój zwyczajny robotnik jest w rzeczywistości synem jednego
z najbogatszych ludzi w Polsce i tylko się ze mnie naśmiewał. Na dodatek
spotkałam twoją dziewczynę z którą się spotykałeś a od Krzyśka i Mai
dowiedziałam się, że nigdy nawet nie zająknąłeś się na mój temat ani słowa. Jak
myślisz jak się czułam? Byłam zraniona twoimi kłamstwami i niedopowiedzeniami,
przerażona faktem utraty przez ciebie pamięci i naszym pospiesznym małżeństwem,
kłopotami w cukierni, twoim zachowaniem wobec mnie. Nie mogłam się w tym
wszystkim odnaleźć a ty mi wcale w tym nie pomagałeś. I jeśli już chcesz wiedzieć
to wiele razy chciałam powiedzieć ci prawdę. Wiele razy już otwierałam usta by to zrobić, ale
potem zawsze robiłeś coś co mnie do tego zniechęcało. W mojej głowie zaczęło
pojawiać się coraz więcej wątpliwości, negowania łączących nas dawniej relacji.
A twój ojciec mówił, że wyznałeś mu że jestem dla ciebie nikim i zależało ci
tylko na pieniądzach z funduszu. Potem zobaczyłam cię z Iloną. Nie mogłam tego
dłużej ciągnąć, znosić tę patową sytuację. I wiem, że sposób w jaki chciałam ją
rozwiązać nie był najlepszy, ale mnie wydawał się właściwy. Dlatego nie mów mi
teraz, że to wszystko jest moją winą. Bo tak wcale nie było. Bo nawet gdybyś
uważał mnie za oszustkę i pogardzał to nic nie usprawiedliwia takiego
okrucieństwa jakim mnie uraczyłeś w piątek. Ty nawet mnie nie wysłuchałeś, nie
dałeś szansy na obronę, nie zawahałeś się oskarżyć. Więc teraz błagam, oszczędź
sobie i mi tej całej szopki i po prostu zniknij z mojego życia. Bo ani cud, ani
twoje bogactwo czy nawet fakt, że odzyskasz pamięć nie sprawi, że kiedykolwiek
jeszcze uwierzę twoim słowom i postanowię z tobą być nawet jeśli rzeczywiście
są szczere i choć trochę ci na mnie zależy. Więc po prostu odejdź.
- Aniu błagam…
- Zostaw mnie.- Jęknęłam.- Po prostu mnie zostaw, przecież
i tak tylko udaję cierpienie. W końcu jestem dobrą aktorką. W końcu skoro było mnie stać na uknucie wobec ciebie
aż takiej intrygi to muszę świetnie udawać, prawda?– Nie powiedziałam nic
więcej, bo zwyczajnie nie byłam w stanie. Spuściłam głowę nagle zawstydzona
swoim wybuchem. Nie obchodziło mnie czy on nadal tu jest czy go nie ma; czy
mnie słyszy czy nie. Miałam wszystko gdzieś. Liczył się tylko tępy, pulsujący
ból w mojej głowie i na całym ciele. Potem opanowały mnie nawet dreszcze.
Czułam, że się rozpadam, że dłużej nie dam rady ciągnąć tego wszystkiego. Na
dodatek to spotkanie z Anetą. Nie mogłam się z nią spotkać. Nie w tym stanie.
Chciało mi się wyć. Dosłownie. Chciałam też kopać i
wrzeszczeć na całe gardło pytając dlaczego to właśnie mnie spotyka. No bo
dlaczego? Czemu musiałam trafiać na nieodpowiednich facetów? Czemu Dawid nie mógł trzymać rozporka na
uwięzi a Tomek bardziej mi ufać? I jeszcze chciał byśmy zaczęli od nowa? Serio?
Nie szanował mnie i mi nie ufał dając temu wyraz gdy przy pierwszej możliwej
okazji we mnie zwątpił. Tu nie było nawet czego budować choć niewątpliwie
ostatni miesiąc był jednym z najlepszych w moim życiu. Ale miesiąc rozmów i
żartów nie może się równać z prawdziwym życiem. W końcu tak to już było; w
pierwszym etapie związku wszystko było piękne i ładne. Potem dopiero poznawało
się wady drugiej osoby, zaczynały się kłótnie, sceny złości. Dlatego tak ważne
było wtedy zaufanie którego mój mąż niestety dla mnie nie miał. To ono
pozwalało przetrwać.
Poza tym ja nie chciałam wierzyć w to że kierują nim
dobre pobudki, nadawać mu zalet których nie miał. Chciałam by ktoś pokochał
mnie taką jaka jestem z całym moim bagażem doświadczeń, a nie kogoś kto od razu
oskarżał.
Nie wiem jak długo płakałam chowając twarz w dłoniach i
rozmyślając o tym wszystkim, ale musiało to trwać kilka minut. Potem z trudem
podniosłam twarz. I zauważyłam niewyraźną plamę znajdującą się obok mnie.
- Proszę.- Usłyszałam od niej. Pospiesznie zamrugałam eliminując
ostatnie łzy dzięki czemu wróciła mi ostrość widzenia. Podniosłam wzrok patrząc
w twarz Tomka, który najwyraźniej nadal był w domku. A potem na jego dłoń w
której trzymał chusteczkę. Wzięłam mu ją z ręki przez dobrą chwilę
zastanawiając się czy lepiej wydmuchać nos czy wytrzeć twarz.- Dam ci drugą
jeśli chcesz.- Dodał jakby doskonale znał tor jakim podążały moje myśli.- A
nawet trzecią.- Bez słowa zaczęłam doprowadzać się do porządku. W końcu dopadła
mnie nawet kobieca próżność: zaczęłam się zastanawiać jak fatalnie muszę się
prezentować. – Czujesz się lepiej? Wiem, że to nastąpiłoby dużo szybciej gdybym
wyszedł, ale nie chciałem zostawiać cię samej.
- Nie, już w porządku. Po prostu…po prostu problemy z
przyszłości i przeszłości mnie dopadły kumulując się ze sobą. To właściwie nie
twoja wina. A przynajmniej nie tylko.- Dodałam szczerze. Zauważyłam, że lekko
się do mnie uśmiechnął.
- No tak, zapomniałem że to twój pierwszy przyjazd do
rodzinnego domu od czasu tej historii z Dawidem.
- Tak.
- Twoje nerwy są spowodowane spotkaniem z Anetą?
- Tak, ale nie pytaj dlaczego.
- W takim razie skoro ci lepiej zostawiam cię samą. I
chusteczki też. Poprawię drabinkę tak żebyś potem mogła z niej zejść.- Nie
odpowiedziałam ani nie skinęłam głową. Miałam jednak nadzieję, że zostawi mnie
samą choć jednocześnie zachowanie Tomasza bardzo mnie zaskoczyło. A przede
wszystkim skrucha w jego oczach. Przypomniałam sobie, jego ostatnie słowa jakie
wypowiedział do mnie w piątek:
Aniu, błagam. Powiedz mi, że taka nie jesteś. Powiedz,
że te zdjęcia to fotomontaż, że na tych zdjęciach jest twoja zmarła siostra. Do
diabła nawet skłam, ale tak bym ci uwierzyć.
O dziwo teraz, po głębszym namyśle uwierzyłam, że były jednak
prawdziwe. Choć samemu Tomkowi mówiłam, że próbuje tylko mi wmawiać, że mu na
mnie zależy to jednak prawda była zupełnie inna. Dowodziły tego jego słowa,
jego spojrzenie, szczerość jaką biła wówczas z jego oczu. Nawet to jego
miotanie się i takie potraktowanie mnie w piątek. Wiedziałam, że gdybym była mu
całkowicie obojętna miałby gdzieś to co powiedział mu ojciec. Tyle, że nie
byłam pewna czy to miłość. A nawet jeśli to byłaby miłość, to czy wystarczyłaby
nam by zbudować coś trwałego.
Bo ja nie chciałam już próbować, nie chciałam cierpieć.
Mówi się, że lepiej jest cierpieć z miłości i w ogóle jej doświadczyć niż
czekać na nią w całkowitej obojętności. Dla mnie były to tylko puste słowa
napisane przez kogoś kto nigdy nie kochał i nie miał złamanego serca. A z
Tomkiem… ja chyba po prostu miałam świadomość, że to się nie uda. I nie
chciałam już dłużej próbować. Nie chciałam się łudzić, nie chciałam się z nim
kłócić bo każda z takich waśni wyniszczała mnie psychicznie. Nie chciałam
dłużej nie wiedzieć na czym stoję. Za to chciałam wreszcie zacząć postępować
odpowiedzialnie. Zapomnieć o Kamińskim i całym tym galimatiasie.
Paradoksalnie dokładnie w chwili rozstania doszliśmy do
porozumienia. Tomek nawet zaczął mnie przecież pocieszać, dał chusteczki i
przeczekał mój wybuch płaczu.
W końcu zmusiłam się do wstania z twardych desek
decydując się przestać się nad sobą użalać. Jaki to miało sens? Tym bardziej,
że już nie musiałam unikać Kamińskiego.
Gdy wróciłam do domu, okazało się, że Tomek szykował się
do wyjazdu. Przez moment poczułam smutek, ale wiedziałam że tak powinien
zrobić. Pomogłam mu nawet odnaleźć jego rzeczy, bo mama akurat wyszła z domu do
sklepu na zakupy. W tym czasie nie zamieniłam z nim ani jednego słowa. Dopiero
gdy zamówiona przez niego taksówka przyjechała na nasze podwórko (już widzę jak
sąsiedzi wytężają swoje szare komórki zastanawiając się kim jest ten gość który
przez dwa dni nocował u Parulskich a potem odjeżdżał taksówką) zdecydowałam się
na zamienienie z nim kilku słów. Bo mimo naszej wcześniejszej dość burzliwej
rozmowy wiedziałam, że nie mogę tego zostawić tak na ostrzu noża. Byłam
okropnie zażenowana faktem, że jeszcze godzinę temu tak mocno się przed nim
otworzyłam i zdradziłam ze swoim bólem. Ale teraz postanowiłam o tym na chwilę
zapomnieć. Szukając więc w głowie odpowiednich słów zaczęłam być może nie
najbardziej zręcznie:
- Dobrze, że wyjeżdżasz. Ja zostanę tu do jutra by do
końca uporać się z przeszłością. Jak mówiłam kazałam Pauli spakować wszystkie
rzeczy które kupiłeś w cukierni i…
- Nie chcę ich.- Przerwał mi, ale ja nie zwróciłam na to uwagi.
- …i zdecydowałam się pokryć dodatkowo ich koszt.-
Kontynuowałam niezrażona.
- Ania nie musisz tego robić.
- Muszę. Już o tym rozmawialiśmy.
- I jeszcze porozmawiamy gdy wrócisz do Warszawy.
- Nie sądzę by miało to sens. Bezpiecznej podróży.
- Aniu?- Gdy już zamierzałam od niego odejść usłyszałam
ja cicho wypowiada moje imię.- Wiem, że już wiele razy to już powtórzyłem, ale
wybacz mi. Chciałbym by tamten dzień i tamtej piątek nigdy nie nastąpił. Przepraszam
za swoje słowa, tamten pocałunek który prawie na tobie wymusiłem, za to że ci
nie wierzyłem. I wiem, że to żałośnie mało, ale nie mogę zrobić nic więcej.-
Powiedział mi, a potem podszedł i cmoknął w policzek. Czując ten gest
gwałtownie przełknęłam ślinę. On w tym czasie puścił mnie i odjechał zostawiając
totalnie skonsternowaną. Przez moment uniosłam dłoń dotykając miejsca gdzie
poczułam jego wargi na swojej twarzy.
- Kochasz go, prawda?- Nie wiem jak tak po prostu mogłam
zapomnieć o tacie, który także znajdował się przecież na podwórku. Poczułam jak
moje policzki oblewa purpura.
- Od dawna tu jesteś?
- Dość długo by widzieć to co chcesz przede mną ukryć. I
choć starałem się cię nie oceniać, to teraz muszę chociaż wyrazić swoją opinię.
Uważam, że popełniasz błąd rezygnując z niego. Tym bardziej, że jesteście
małżeństwem.
- Ale skąd ty…
- Skąd wiem?- Spytał mnie domyślnie tata.- Powiedział mi.
A ty sądziłaś, że tak po prostu wpuściłbym obcego mężczyznę pod swój dach nawet
jeśli rzeczywiście byłby twoim przyjacielem? Zwłaszcza widząc, że wyraźnie nie chciałaś
go tu widzieć i unikałaś jak tylko mogłaś? Nie jestem taki jak mama.
- Ona też wie?
- Nie, nie powiedziałem jej. Tomek zresztą też nie. To
rozsądny człowiek. Wykształcony i może nieco dumny, ale z pewnością nie
arogancki jak mówiłaś. Dlatego uważam że do ciebie pasuje. Powinnaś chociaż
spróbować.
- Ty pewnie nie wiesz wszystkiego. Nie wiem co on ci
powiedział, ale…
- Wiem więcej niż myślisz, kochanie. A widzę pewnie
jeszcze więcej. Pewnie chodzi ci o tę utratę pamięci? Tak, powiedział mi to. I
powiedział jeszcze, że mu na tobie zależy.
- Naprawdę?- Szepnęłam.
- Tak. A ja mu odpowiedziałem, że jeśli jest wart miłości
mojej ukochanej córki to ją dostanie. Bo nikt nie jest cenniejszy niż ona.
- Och tato.- Ze łzami w oczach wtuliłam się w ramiona
ojca. Jego miłość była mi dużym wsparciem i stanowiła dla mnie ogromne wsparcie,
choć słowa bardzo skonsternowały. W pierwszej chwili byłam nawet zła na Tomka,
że złamał obietnicę i powiedział mojemu ojcu prawdę, ale wyglądało na to że mój
ojciec nie jest mną rozczarowany. Poza tym Kamiński nie próbował go przekonać
do siebie czy wypytywać o moją przeszłość, bo inaczej tata z pewnością nie
wyrażałby się o nim aż tak pochlebnie.
- Spróbuj Aniu. Nie bacz na przeszkody, nie bacz na dumę
czy konwenanse. Może i jestem nieco staroświecki i romantyczny, ale mimo
wszystko wierzę w to, że prawdziwa miłość wszystko przetrzyma a dzięki próbom
tylko staje się mocniejsza. Bo nic co łatwe i przyjemne nie jest wiele warte.
Poza tym gdybym ja poddał się trzydzieści pięć lat temu nie zalecając się do
pewnej studentki to ciebie nie byłoby na tym świecie. A z twoją mamą pomimo
różnic wykształcenia, tego że pochodziła z miasta i pomimo jej gderliwości
wciąż się kochamy. Skoro nam się udało, Tomkowi i tobie też może się udać.
Musisz tylko w to uwierzyć, córeczko. Tylko w to uwierzyć.
- Wierzyłam tato, bardzo długo w to wierzyłam. Może nawet
za długo. Ale tu nie chodzi tylko o różnice pochodzenia. My po prostu tylko
siebie ranimy. Czasami tak po prostu jest. Nie ufamy sobie, podejrzewamy
najgorsze, dajemy się podejść przy najmniejszej wpadce. Tu nawet nie ma czego
budować. Tu trzeba byłoby zacząć od samych fundamentów.
- Jeśli to właśnie da ci szczęście to tak zrób. Ale
przemyśl to wszystko jeszcze raz. To nie jest zły chłopiec, wiesz?- Powtórzył
znów tata. Skinęłam mu lekko głową, bo przecież sama doskonale o tym
wiedziałam. W dodatku nazywanie ponad trzydziestoletniego mężczyzny chłopcem
wydało mi się nieco zabawne. – Obiecujesz, że to rozważysz?
- Tak tato. Obiecuję.
i znów płakałam....dobrze że Ania wybuchnęła i powiedziała prawdę.....mam nadzieję że dzięki tacie uwierzy Tomkowi...nie wiem co zrobiłabym na jej miejscu....oddalić mężczyznę którego się kocha przez cierpienie...to trudne....jej po prostu brak sił i za bardzo jest zraniona...
OdpowiedzUsuńSwietne opowiadanie
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńwow widać, że Tomek nie zauroczył się Ania a ją po prostu kocha. dowodziły temu już słowa o tym żeby Ania zaprzeczyła że to nie ona jest na zdjęciach. a ten rozdział pokazuje że tomek zrozumiał swój błąd i mimo wszystko chce mieć Anię u swojego boku, pozdrawiam Asia :)
OdpowiedzUsuńps kiedy kolejny ?
Tata Ani wydaje się bardzo mądrym człowiekiem, potrafi słuchać i obserwować :)
OdpowiedzUsuńBędzie coś dziś?
OdpowiedzUsuńEj no dajcie mi troche czasu na napisanie :-) A tak na poważnie to pewnie cos w weekend wstawie bo prawdę mówiąc nie miałam nawet czasu sie za to zabrać.
Usuńw ogóle jak przeprowadzka, już po ?
Usuńjak powrót na uczelnię? mój kiepski w połączeniu z pracą:(
u mnie też jest strasznie :/ studia, studia, studia. eh. Czekam na oderwanie od rzeczywistości, czyli kolejną część KTI :)
UsuńU mnie na razie trochę problemów biurokracyjnych, ale mam nadzieję że jakoś uda mi się to wszystko ogarnąć. Przeprowadzka spoko, studia jak na razie też. Przynajmniej tyle dobrze, że na razie odpuściłam sobie pracę bo wakacyjnej harówce. Dlatego miałam nadzieje że dokoncze to opowiadanie szybciej ale jak na złość coś mi wyskakuje. Jak zalatwilam sprawę z urzędem to teraz sie przeziębiłam:( Chciałam napisać cos dzisiaj ale chyba sobie odpuszczę. Naprawdę proszę o wyrozumiałość bo nie wiem kiedy dodam następną część. Pozdrawiam was dziewczyny i życzę powodzenia na uczelni (szkole) i pracy.
Usuńspokojnie, rozumiemy :) Zdrowia życzę :D I również powodzenie, trzymaj się !
Usuńświetny ! czekam z niecierpliwością na kolejny .Mam nadzieję , że Ania jednak wybaczy Tomkowi , jestem ciekawa przebiegu rozmowy Ani z Anitą . Mam nadzieję , że dodasz jutro nową część bo dziś to już chyba mało prawdopodobne , pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDodasz coś dzisiaj?
OdpowiedzUsuńNie, dzis juz nie dam rady. Cały dzień co prawda spędziłam w łóżku z powodu przeziębienia, ale nie miałam sily by cos napisać. Moze jutro poczuje się trochę lepiej i dodam coś w poniedziałek albo cos krótszego jutro ale niczego nie obiecuję.
Usuńa dziś coś będzie ? :))
OdpowiedzUsuń