Jeszcze tego samego ranka, po kolacji u ojca Tomka
zeszłam z piętra na dół. Choć nie miałam na to specjalnej ochoty musiałam
rozmówić się z Babecką.
- A to co? Jezu, nie mów mi tylko że wprowadzasz się do
Kamińskich?!- Pisnęła Paula na widok walizki w mojej dłoni.
- Nie, jasne że nie.- Odpowiedziałam jej starając się
przybrać normalny ton głosu.
- Co za ulga. Chociaż…to znaczy, że jednak wprowadzisz
się do mieszkania, które twój mąż zdecydował się wynająć?
- Nie, Paulina. Jadę do rodziców. Muszę trochę odpocząć.
- Na jak długo?
- Kilka dni.
- A co z cukiernią? Kto będzie przez ten czas piekł? Wiesz,
że bez ciebie niczego sama nie pociągnę
- Tak wiem. Ale to…to nieważne, zamknij ją gdy skończą
się ciasta. I tak mamy nieoczekiwany bonus w postaci torby z dziesięcioma a
raczej już ośmioma patykami, więc strata utargu nie powinna nas martwić. Poza
tym i tak we wtorek jest święto; nikogo nie zdziwi, że przedłużyliśmy sobie
weekend.
- To tak racja. W takim razie przekażę to Izie.
- Tak dzięki. Byłabym o tym zapomniała.
- Drobiazg. A jak tam na wczorajszej kolacji? Nie było aż
tak źle?- Na samo wspomnienie upokorzenia jakie stało się moim udziałem prawie
skurczyłam się w sobie. Potem wróciła do mnie scena rozmowy w gabinecie
Władysława Kamińskiego, niewiara (we mnie) Tomka. Jego gniewne słowa
których nie mogłam mu wybaczyć. I niemal czułam jak kurczę się w sobie.
- Schowaj ten ekspres do kawy.
- Hm?
- Nie będziemy z niego korzystać. I z nagłośnienia też.
Trzeba będzie je wymontować.
- O czym ty mówisz?
- I zamień te obrusy na stołach.- Kontynuowałam, a potem
zostawiając walizkę w przejściu podeszłam bliżej baru ściągając z niego obraz
który podarował mi Tomek.- Wyrzuć to.
- Ale dlaczego? Ania?
- I te kwiaty też. I wazoniki. I cokolwiek jeszcze co
zostało kupione za pieniądze Tomka.
- Ania, co się stało? Przerażasz mnie.
- Nic, wszystko w porządku.
- Przecież widzę. Oczy masz całe opuchnięte od płaczu.
- To tylko zmęczenie.
- Co on ci zrobił?- Pytała nadal Paula.
- Nic.
- Więc dlaczego usuwasz te wszystkie prezenty?
- Bo nic od niego nie chcę. A teraz muszę już iść.
- Poczekaj. Musisz mi to powiedzieć.- Paulina delikatnie
dotknęła swoją ręką mojej dłoni. Nawet tak niewinny gest wyrażający zrozumienie
wprawił mnie w popłoch i wypełnił moje wnętrze smutkiem. W końcu z rezygnacją i
wisielczym humorem odparłam:
- Zależy czy pytasz o ojca czy syna bo oboje wczoraj
nieźle mi dopiekli.
- Co on ci zrobił? Co się stało na tamtej kolacji?
- Nie mogę o tym mówić, przepraszam. Sama właściwie wciąż
jestem w szoku.
- Wiedziałam, że ten człowiek jest zły i tylko nie
sądziłam, że zdoła zmanipulować Tomka.
- Tak, ostrzegałaś mnie. A ja widziałam w nim tylko
niegroźnego staruszka. Boże, nawet nie wiesz jak łatwo dałam się podejść.- Powiedziałam
rozumiejąc, że dla Kamińskiego nawet nie byłam łatwym przeciwnikiem. Byłam
zerowym przeciwnikiem. To tak jakby postawić przed lwem małego kurczaczka
licząc na to, że kurczaczek przeżyje.
- Aniu, usiądź. Opowiesz mi o wszystkim.
- Nie, zaraz mam autobus. A ty musisz przyszykować
wszystko na otwarcie.
- Ale Ania…
- Rób co mówię. Dzisiaj otwórz normalnie. A jutro jeśli
starczy ci towaru. Aha, i w poniedziałek też będziesz musiała przyjść bo będzie
dostawa. Pieniądze weź z tamtej torby. I
zlicz utarg. Nie zapomnij też o poinformowaniu Izabeli o tej przerwie. I jeśli
będziesz miała chwilę to zrób inwentaryzację. Zobacz jak duże mamy braki…-
Starałam się mówić rzeczowo choć już czułam napływające łzy. Ale teraz nie
chciałam się już rozklejać. Nie przy Pauli. Na łzy przyjdzie czas potem. I
pomyśleć, że wydawało mi się, że już je wszystkie wypłakałam.
Jadąc autobusem by dotrzeć na dworzec kolejowy a stamtąd
już bezpośrednio do domu wciąż starałam się nie myśleć. W końcu, doszłam do
nieco filozoficznego wniosku, że nie myślenie tak jak i nic nie robienie jest
czynnością. Dlatego próba nie odtwarzania wczorajszej rozmowy i w jadalni, i w
gabinecie Kamińskich była bez sensu. W
końcu co da mi gdybanie? I świadomość, że łatwiej odparłabym zarzuty Władysława
Kamińskiego teraz gdy dokładnie wiedziałam co powie? Albo gdybym zdradziła
Tomkowi swoją przeszłość? To raniło mnie tylko jeszcze bardziej.
Gdy dotarłam na miejsce ledwie udało mi się kupić bilet i zdążyć na pociąg, bo
przez rozmowę z Paulą miałam pięciominutowe opóźnienie. Wchodziłam do pociągu z
ciężkim sercem. Przez całą prawie półtora godzinną podróż patrzyłam w szybę
starając się nie myśleć o własnym bólu, ale o mijanych właśnie domach, polach i
łąkach. O tym, że już niedługo zobaczę ukochane twarze rodziców. Że spotkam się
z Anitą.
Że nie będę musiała widzieć Tomka.
Ani jego ojca, który tak perfidnie mną manipulował a ja
na to pozwoliłam nie przeczuwając zdrady.
I o świecie bogatych ludzi dla których poniewieranie mną
było czymś tak naturalnym jak oddychanie tylko dlatego, że nie urodziłam się
córką premiera czy potentata naftowego z kieszeniami wypchanymi pieniędzmi. Bo
wtedy Władysław Kamiński by mnie zaakceptował. Nie mówiłby, że zależy mi tylko na
pieniądzach Tomka, nie poniżał i nie upokarzał nawet jeśli byłabym taką
latawicą jak Ilona. Ale ona z powodu pochodzenia i koneksji była uważana za
dobrą partię. Ja byłam nikim. Nieznaną nikomu w szerszych kręgach Anią
Parulską, która miała nadzieję na zostanie Anią Kamińską.
Nawet nie zauważyłam kiedy dojechałam na miejsce, tak
byłam pochłonięta swoimi myślami. W ostatniej chwili wcisnęłam guzik
otwierający drzwi i wysiadłam z pociągu. Pierwsze co zrobiłam to rozejrzałam
się dookoła, wzięłam pierwszy wdech wiejskiego powietrza, usłyszałam śpiew
ptaków. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo za tym tęskniłam. Jak dobrze
czułam się we własnym domu, jak miło było zobaczyć znajome otoczenie, jak
kochałam wieś. Kilka minut później ruszyłam szosą w kierunku domu.
Z każdym przybliżającym mnie tak krokiem czułam jak
mocniej bije mi serce. Minęłam tylko dwóch sąsiadów z których jeden
(osiemdziesięcioletni staruszek) mnie chyba nie poznał a drugi (piętnastoletni
syn największej wioskowej plotkary) z pewnością zaraz doniesie swojej matce o
moim powrocie. Nie obchodziło mnie to jednak. Mimo tęsknoty zrozumiałam, że nie
tutaj jest moje miejsce. Tak więc plotkarze mogą mówić o mnie co chcą.
Tuż przy moim domu przywitało mnie szczekanie psa, Gońca.
Widząc pierwszą znajomą twarz- mimo że psią- uśmiechnęłam się. Następnie pokonałam furtkę i weszłam do domu.
Mimo, że po raz ostatni byłam tu przeszło pół roku temu
to nic się od tamtej pory nie zmieniło: ten sam kolor w holu i ganku, ten sam
wystrój…Wolno weszłam do kuchni zostawiając obok siebie walizkę. Od razu
zauważyłam mamę krzątającą się koło kuchenki gazowej. Łzy stanęły mi w oczach
gdy usłyszałam jej ciche nucenie. Tak kojące
i tak…znajome. Z trudem przełknęłam ślinę.
- Mamo?- Szepnęłam. Nie sądziłam, że mnie usłyszy, ale
zrobiła to. Zamarła z łyżką wazową w dłoni. Potem się odwróciła.
- Ania?- Spytała z niedowierzaniem. Szeroko otwierając
oczy.- Boże, Ania. Co ty tu robisz?!- Prawie krzyknęła, a potem z uśmiechem na
twarzy (wciąż z wielką łyżką w dłoni) do mnie podeszła. Objęła mnie mocno i
przytuliła niemal zgniatając żebra. Roześmiałam się przez łzy, które już jakiś
czas temu napłynęły mi do oczu.- Córeczko.- Wyszeptała mi we włosy całując
gdzieś niedaleko skroni tak, że mogłam poczuć się przez chwilę jak mała
dziewczynka.- Moja Aniula…- Niespodziewanie tak szybko się ode mnie odsunęła,
tak jak wcześniej objęła. Już się nie uśmiechała.- No tak, córka marnotrawna
wróciła co? I to pewnie z podkulonym ogonem.- Od razu zrozumiałam, że wciąż
gniewa się za to jak zakończyła się moja historia z Dawidem Raczkowskim. Ale
mimo to przywitała mnie ciepło a nawet bardzo gorąco.
- Mamo, przepraszam.
- I sądzisz, że to rozwiązuje sprawę?
- Nie. Ale dobrze wiesz, że miałam powód aby zostawić
Dawida.
- Może i miałaś, ale mogłaś postarać się mu wybaczyć.
- Możemy o tym teraz nie rozmawiać?- Zaproponowałam.-
Stęskniłam się za tobą.- Na moment w oczach mamy rozbłysła czułość, ale szybko
ją stłumiła.
- Najlepiej udawać, że się nic nie stało.- Prychnęła.
- Wcale nie. Po prostu to było bardzo dawno temu.
- Zaledwie sześć i pół miesiąca temu.- Boże, czy to było
naprawdę ponad pół roku temu? Mnie
wydawało się rozegrać w zupełnie innym życiu.
- Gdzie tata?- Postanowiłam zmienić temat zanim moja
rodzicielka nieźle się nakręci.
- W stajni; jak zwykle tylko przy tych swoich koniach.
- Pójdę do niego.
- Potem. Teraz siadaj.- Niemal siłą pociągnęła mnie na
krzesełko tak, że klapnęłam tyłkiem wprost na twarde siedzenie.- Jesteś tak
zabiedzona i chuda jak szczapa. Ale to nie dziwota jak samowolnie uciekłaś z
domu.- Cała mama, pomyślałam z czułością. Teraz wciąż udawała zagniewaną, ale
bardzo się o mnie martwiła. Może nie akceptowała mojej decyzji o odwołaniu ślubu
z Raczkowskim, ale mimo to nie wyrzuciła się czego trochę się spodziewałam; w
końcu przez cały okres jaki minął od mojego wyjazdu nie odbierała ode mnie
praktycznie żadnych telefonów a gdy już to robiła to tylko po to by namówić
mnie do powrotu.
- Więc co na obiad?- Spytałam, choć nie byłam specjalnie
głodna mimo tego, że dochodziła już pierwsza po południu, a ja od czasu
wczorajszej kolacji u Kamińskich nie miałam nic w ustach. I choć teraz wciąż
coś skręcało mnie w środku na myśl choćby o kęsie zupy to mimo to miałam zamiar
ją zjeść. Bo chciałam sprawić mamie przyjemność.
- Kluski śląskie. Ale najpierw włożę ci zupy
rabarbarowej. Aż serce mi się kraje gdy widzę cię taką. Czy ty w ogóle coś
jesz?
- Mamo, przecież dobrze mnie znasz. Jem tyle ciast i
kremów, że chyba tylko szybka przemiana materii chroni mnie przez utyciem.
- Widocznie aż za dobrze. Naprawdę zmarniałaś.- Nie
skomentowałam tego, bo zdawałam sobie sprawę, że po wczorajszym wielogodzinnym
płaczu z kilkoma przerwami moja twarz nie może prezentować się odpowiednio. Ale
jakoś dziwnie mnie to nie obchodziło.
- Tylko ci się wydaje bo dawno mnie nie widziałaś.
Dlaczego nie chciałaś nawet odbierać moich telefonów?
- Bo chciałam żebyś wróciła do domu. Sądziłam, że jak trochę zatęsknisz lub podwinie ci się noga to to zrobisz. No i jak się okazało miałam rację.
- Bo chciałam żebyś wróciła do domu. Sądziłam, że jak trochę zatęsknisz lub podwinie ci się noga to to zrobisz. No i jak się okazało miałam rację.
- Mamo…ja raczej nie zamierzam wrócić na stałe do...
- Ania?- Wstałam z krzesełka słysząc ukochany głos.
- Tata!- Krzyknęłam i tak jak wcześniej wobec mamy
puściłam się do niego biegiem mocno obejmując. A on śmiał się głośno.
- O Boże, a jednak przyjechałaś. Sądziłem, że już nigdy
tego nie zrobisz. Obiecałaś mi, że wpadniesz już ponad dwa miesiące temu.
- Wiem, przepraszam . Nie miałam za bardzo kiedy.
Cukiernia pochłania mi masę czasu.
- Nie dziwota skoro ją kupiłaś. Ile zaciągnęłaś kredytu?-
Wtrąciła się mama.
- Nieważne.- Zbył ją tata.
- Ważne. Już splajtowałaś?
- Alicja, daj jej już spokój.
- Przecież tylko pytam.- Mama nie widziała w tym nic
złego. I chociaż jej pytania nie świadczyły pochlebnie na mój temat, to jednak
ten znajomy sceptycyzm przyniósł mi ukojenie. Poza tym był niczym w porównaniu
do tego co powiedział mi Tomek. Do tego był mi znajomo kojący.
- Nie, mamo. Cukiernia prosperuje całkiem nieźle. I
trochę musiałam się zapożyczyć, ale jakoś sobie radzę. Niedługo nawet zatrudnię
księgową.- Powiedziałam przypominając sobie o Agnieszce, która wciąż prowadziła
moje finanse. Ale z racji tego co zaszło między mną a jej szwagrem taki stan
nie był możliwy do kontynuowania.
- Więc nie wróciłaś tu na stałe?
- Nie.- Uśmiechnęłam się widząc zawiedzioną minę mamy,
którą jednak starała się ukryć.- Wpadłam w odwiedziny.
Niestety, jak się potem okazało powinnam się była
wstrzymać z tą wiadomością, bo fochy mamy trwały aż do wieczora. Albo może po
prostu radość spowodowana moim widokiem nie przezwyciężyła jej gniewu na mnie. Patrzyła
bowiem urażonym wzrokiem i starała się o nic nie pytać, choć jak zauważyłam
uważnie słuchała każdego mojego słowa które kierowałam w odpowiedzi na zadane mi
pytania przez tatę. Oczywiście w swojej opowieści trochę co nieco ubarwiłam i
przede wszystkim nie wspomniałam nic o Kamińskim. Miałam nadzieję, że gdy
zgodnie z naszą wcześniejszą umową za miesiąc uzyskam rozwód moi rodzice nawet
nie dowiedzą się o tym epizodzie.
Po obiedzie poszłam na spacer z lubością widząc znajome
widoki pól i zwierząt. Miałam ochotę przywitać się nawet z moją ulubioną kózką
Zosią, ale gdy właśnie do niej szłam zauważyłam wychodzącą ze stodoły postać:
- Franek?!- Ni to krzyknęłam ni to powiedziałam jego
imię. Zaraz potem przypomniałam sobie wczorajsze zdjęcie na którym się z nim
przytulałam. Znów w mojej głowie pojawiło się pytanie skąd Kamiński miał te
zdjęcia.
- Anka?! O cię w życie to ty?!- Roześmiał się mój
przyjaciel idąc w moim kierunku szybkim krokiem.
- Tak, to ja. Nie miałam pojęcia że tu teraz jesteś.
Myślałam, że nadal oprowadzasz tylko wycieczki.- Miałam na myśli dzieci ze
szkół, które zjawiały się kilka razy w miesiącu by popatrzeć na prace i
zwierzęta w gospodarstwie. Jako że mój tata zdecydował się prowadzić agrobiznes
i wyraził zgodę na taką możliwość szkoły często z niej korzystały. Zwłaszcza
warszawskie, w których miastowe dzieci nigdy nawet nie miały okazji zobaczyć na
żywo konia czy krowy. I właśnie trzydziestoletni Franek służył wtedy za
przewodnika. Mieszkał w bliskim sąsiedztwie, więc było mu to na rękę. Ojciec
dawał mu za to połowę zysku z takiej eskapady, a dla dwudziestoletniego wówczas
studiującego Rzadkiewicza były to niemałe sumy.
- Nie, trochę się tutaj ostatnio zmieniło od paru
miesięcy. Po pracy w czasie żniw i nawet teraz raz czy dwa razy w tygodniu pomagam
twojemu ojcu, teraz znacznie ciężej mu zajmować się wszystkim osobiście.
- Jest chory?- Spytałam zaniepokojona.
- Nie, tyle że z powodu wieku znacznie szybciej się męczy
i doskwiera mu kręgosłup. Ale na starość nie ma lekarstwa. A co tam u ciebie?
Jak sobie radziłaś przez ten czas?
- Z trudem, ale
jakoś. To długa historia. Kiedy będzie więcej czasu to ci opowiem.
- Trzymam cię za słowo.
W takim razie lecę, bo czeka na mnie jeszcze trochę pracy przy zbożu.
Miło mi było cię widzieć.
- Wzajemnie.- Odpowiedziałam mu. A potem poszłam do Zosi.
Moja ulubienica jak zwykle próbowała naderwać krzak dzikiej róży sfrustrowana
gdy kolce jej to uniemożliwiały. Patrzyłam na to z rozbawieniem spędzając z nią
przynajmniej pół godziny. Potem zrobiłam rundę dookoła całego domu odwiedzając
resztę zwierząt jednocześnie ciesząc się znajomą niezmiennością. Czułam, że
tutaj mogłabym zostać na zawsze, że tak daleko moje problemy nie sięgały. Ale
jednocześnie jakąś cząstką swojej duszy wiedziałam, że to niemożliwe.
Po spacerze wróciłam do domu i krzątającej się po domu
mamy. Zaoferowałam jej swoją pomoc, ale ona tylko odparła mi, że jako gość
wcale nie muszę tego robić. Oczywiście tego gościa podkreśliła dość wyraźnie.
Nadal była na mnie trochę zła: wciąż nie mogła mi darować zerwanych zaręczyn
gdy ślub był już gotowy i zaplanowany. Tyle, że aż do wieczora nie rozumiałam w
pełni żalu jaki do mnie żywiła. Uświadomił mnie o tym w końcu jej wybuch gdy
żartowaliśmy z tatą przy kolacji.
- Nawet nie wiesz jakie mieliśmy problemy przez twoją
ucieczkę. Raczkowscy umyli od tego ręce: zresztą wcale się im nie dziwię. I to
ja musiałam wszystko odwoływać: zespół, zamówiony tort, catering, gości. Wiesz,
że do każdego musiałam dzwonić osobiście i za każdym razem powstrzymywać
głęboki wstyd gdy ktoś pytał o przyczynę? A ciocia Krysia z Zakopanego z całą
rodziną zjawili się w dniu ślubu, wiesz? Bo najwyraźniej ich przeoczyłam.
Przyjechali z kościoła nie wiedząc, że wesela wcale nie będzie. I zostawili te
piekielne prezenty.
- Ala, już dość.- Nakazał mój ojciec.
- Nie, nie dość. A teraz ona tak po prostu przyjeżdża
sobie jak gdyby nigdy nic. Ludzie do dziś się ze mnie śmieją i uśmiechają
wymownie pytając o córkę która uciekła z podkulonym ogonem. Mówią, że pierwszą
wplątała się w nieciekawe towarzystwo i narkotyki, a druga uciekła sprzed
ołtarza. I uśmiechają się porównując tę historię z Kogla Mogla nazywając ją
nową Solską. A ilekroć spotykam samą Raczkowską mało się nie kulę od jej
nienawistnych spojrzeń. Nie mówiąc już o stratach materialnych. Sprzedaliśmy
przecież hektar ziemi by wszystko kupić na wesele. A pieniądze poszły w błoto.
- Kazałem ci przestać.- Tym razem głos taty brzmiał
bardziej stanowczo.
- A proszę bardzo broń jej, zresztą zawsze była córeczką
tatusia. Niech dalej tak postępuje, w końcu ktoś nauczy ją rozumu. I mogę być
tą złą, jak zwykle zresztą. Człowiek chce dobrze, a i tak posądzą go o
najgorsze. – Przełykany właśnie kęs niemal stanął mi w gardle. Czując wielką
gorycz wyszłam na zewnątrz. Usiadłam na kamiennych schodkach pomimo tego, że
były zimne i był wieczór. Ale chłód pozwalał mi choć trochę oderwać myśli od
innych spraw.
Mama miała rację: postąpiłam bardzo tchórzliwie. Bo w
końcu zrozumiałam jej całe rozżalenie. Bo to wcale nie chodziło o zostawienie
Dawida. Tu chodziło o moją ucieczkę.
Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy ile ją to wszystko
kosztowało: dumy, pieniędzy i sił. Zwłaszcza, że wielokrotnie chwaliła się przed
swoimi znajomymi tym, że jej córka stanie się panią Raczkowską. Dlatego
odwoływanie tego wszystkiego musiało być dla niej podwójnie trudne.
- Aniu, dobrze się czujesz?- Tak jak się mogłam
spodziewać tata za mną wyszedł. Posłałam mu blady uśmiech.
- Tak, w porządku.
- Wiesz, że to wcale nie chodzi o pieniądze, prawda? Mama
cię bardzo kocha.
- Wiem. I wiem też, że zostawiłam ją z tym całym
ambarasem choć do tej pory nie zdawałam sobie spraw y z ogromu wstydu jaki na
nią spadł.
- Do którego sama się przyczyniła. Przecież oznajmiała
wszem i wobec z kim zawierasz małżeński związek z wielkim panem Raczkowskim.
- Przecież nie wiedziała, że się nie odbędzie. Ja sama
tego nie wiedziałam. Może powinnam wyjść wtedy za Dawida mimo wszystko?
- Żartujesz? Tylko po to by uszczęśliwić matkę?
- Nie. Po to by zapobiec jeszcze większemu nieszczęściu.
- Co masz na myśli?
- Nic tato.- Odpowiedziałam mu czując jak łza spływa mi po prawym policzku wbrew mojej świadomości i woli.
- Nic tato.- Odpowiedziałam mu czując jak łza spływa mi po prawym policzku wbrew mojej świadomości i woli.
Powiedz
mi, że taka nie jesteś, przypomniałam sobie ostatnie słowa jakie
wypowiedział do mnie mój mąż. Powiedz, że
te zdjęcia to fotomontaż, że na tych zdjęciach jest twoja zmarła siostra. Do
diabła nawet skłam, ale tak bym ci uwierzyć.
- Ania…czy w Warszawie stało się coś o czym powinienem
wiedzieć? Coś cię trapi? A może ktoś cię skrzywdził?- Pytanie taty przywróciło
mnie do rzeczywistości.
- Nie, wszystko dobrze. To znaczy nie całkiem, ale nie jest to coś z czym bym sobie nie poradziła.
- Nie, wszystko dobrze. To znaczy nie całkiem, ale nie jest to coś z czym bym sobie nie poradziła.
- Wiesz, że możesz mi o tym powiedzieć, prawda?
- Tak, wiem. Ale…ale bardzo się wstydzę.- Kolejna porcja łez spadła na moje policzki.- Ja…ja zrobiłam coś bardzo głupiego, nawet od ucieczki na kilka tygodni przed własnym ślubem.
- Tak, wiem. Ale…ale bardzo się wstydzę.- Kolejna porcja łez spadła na moje policzki.- Ja…ja zrobiłam coś bardzo głupiego, nawet od ucieczki na kilka tygodni przed własnym ślubem.
- Przecież jestem twoim ojcem. Zrozumiem wszystko. I
pomogę ci.
- Wiem, tatusiu. Ale nie możesz tego zrobić, nikt tego
nie może. Sama wpakowałam się w tę kabałę i sama się z niej wyplączę.
- Na pewno? Zmartwiłaś mnie.
- Nie chciałam.
- Nie płacz już, kochanie. Serce mi się kraje.
- Przepraszam, wiesz że zawsze byłam bardzo
sentymentalna.W dodatku przyjazd tutaj wyzwolił jeszcze więcej emocji.
- Tak, z pewnością. Na pewno nie chcesz mi nic powiedzieć? Nie będę
cię oceniał jak mama.
- Wiem, ale chyba nie jestem jeszcze gotowa. Wracamy do
domu? Trochę zmarzłam.- Szybkim ruchem wytarłam twarz rękawem mojej bluzki by
zniknęły jakiekolwiek ślady moich łez. Może i kapitulowałam po raz kolejny
tchórząc, ale chyba wolałam być tchórzem niż w oczach rodziców osobą, która wyszła za mąż za
faceta którego znała trzy miesiące.
Nie wiedziałam jakie to może być dla mnie trudne.
Sądziłam, że w domu rodzinnym odnajdę spokój i ulgę, ale okazało się być
inaczej. I paradoksalnie to dało mi siłę, bo nie musiałam się skupić na swoim
zranionym przez Tomka uczuciu. Bo miałam dużo ważniejsze problemy. Tyle, że
zanim położyłam się do na swojej komórce ujrzałam wiadomość od Pauli.
CUKIERNIA OTWARTA JAK ZWYKLE. UTARG NIECAŁY TYSIĄC. BYŁ
TOMEK I PYTAŁ O CIEBIE. POWIEDZIAŁAM ŻE NIE WIEM GDZIE JESTEŚ I NIC MU NIE
POWIEDZIAŁAM, ALE UWAŻAŁ ŻE KŁAMIĘ I TROCHĘ SIĘ WKURZYŁ.
Skończywszy czytać wiadomość z głębokim westchnieniem
przymknęłam na moment powieki. A więc nawet tutaj nie dawał mi spokoju. Czyżby
tak szybko chciał zająć się sprawą rozwodu? A może miał nadzieję na użycie na
mnie kolejnej porcji wyzwisk i obelżywych epitetów?
Jaka
dziewczyna proponuje obcemu facetowi swoje ciało? Nawet nie prostytutka, bo ona
robi to przynajmniej za pieniądze.
Boże, jeszcze nikt nigdy nie nazwał mnie dziwką, choć
prawdę mówiąc w swojej przeszłości nie raz zasłużyłam na to określenie. Bo choć
nie sprzedawałam swojego ciała ani nigdy nawet nie spałam z żadnym facetem i
jedyne do czego się posunęłam z chłopakiem to były pocałunki to jednak
prowokowałam. Uważałam się za najpiękniejszą dziewczynę w sąsiedztwie a że
wszyscy chłopcy zabiegali o moją uwagę nie wahałam się ich podjudzać do bójek o
mnie czy dawanie prezentów. Nie raz zakładałam głębokie dekolty albo
eksponowałam latem swoje nogi w króciutkich szortach. A nawet wtedy nikt nie
potraktował mnie w ten sposób, nikt nie próbował wymusić pocałunku, nikt nie
nazwał łatwą. Paradoksalnie, bo gdy się zmieniłam i mojemu postępowaniu nie można
było nic zarzucić teraz spotkałam się z atakiem na moją moralność. I to przez
kogoś na kim bardzo mi zależało. Powinnam jednak wiedzieć, że przed własną
przeszłością nie można uciec. To zawsze wcześniej czy później wypłynie na
wierzch jak tłusta oliwa ponad taflą wody.
Na dodatek wciąż nie mogłam uwierzyć, że pan Władysław
Kamiński mógł mnie tak poniżyć. Przecież mógł to wszystko powiedzieć tylko
Tomkowi, ewentualnie w mojej obecności. Nie musiał pozwalać by słuchały tego
jego żona, córka z mężem i służba. Nie musiał aż tak bardzo pokazywać, że nie
jestem nic warta. Ani tak jak potem starszy syn nazywać dziwką.
Bardzo byli do siebie podobni, oj bardzo. Zresztą chyba
istnieje nawet takie powiedzenie, że chcąc dowiedzieć się jaka będzie w
przyszłości twoja żona musisz spojrzeć na jej matkę. I najwyraźniej w
odniesieniu do panów to też jest jak najbardziej trafne. Bo Tomek był takim
samym egoistą, manipulantem i przekonanym o własnej wyższości z powodu grubości
portfela facetem jak ojciec. Nie uwierzył mi tylko dlatego, że byłam biedna a
moi rodzice byli rolnikami, którzy…Nie, nie powinnam tak o nim myśleć nawet
jeśli czułam się przez niego zraniona. On po prostu nie potrafił ufać czy
wierzyć. Aż tak przyzwyczaił się do kłamstw, że teraz wszystko negował. Ale to
nie zmieniało faktu, że nie było między nami przyszłości. Zapomniałam, że nie
tylko jego pamięć stoi nam na przeszkodzie. Zapomniałam o różnicach społecznych
, o słabej znajomości jego charakteru, o tym że przecież spotykaliśmy się
zaledwie trzy miesiące przed ślubem i niewiele o sobie wiedzieliśmy wzajemnie
zatajając fakty z przeszłości. A siejąc ziarna kłamstw i niedopowiedzeń
zbieraliśmy tylko złość i nienawiść. Ciągnięcie tego dłużej było całkowicie
bezcelowe. Ja pasowałam do Tomka jak wół do karocy.
Wpatrując się w ekran swojej komórki, pospiesznie
odpisałam przyjaciółce żeby nie zdradziła Tomkowi mojego adresu dopiero po
fakcie uświadamiając sobie, że przecież Paula i tak go nie zna, więc nie może
mu go też podać. Ale z nerwów o tym nie pomyślałam. Bo nie chciałam się teraz z
nim widzieć, już nie. Potrzebowałam spokoju, przemyślenia swojego postępowania,
rozsądnych wniosków. A przede wszystkim uporania się z własną przeszłością od
której uciekłam zanim pomyślę o teraźniejszości. A jak się wczoraj przekonałam to było najlepsze wyjście.
Z powodu natłoku myśli nie mogłam spać, więc cichutko
wyszłam ze swojego pokoju do tego znajdującego się obok. Starałam się to robić
jak najrzadziej, bo każda taka wizyta kończyła się całym dniem melancholii i
przybicia. Ale teraz i tak byłam tak przybita, że gorzej być nie mogło.
Zapaliłam światło z ulgą widząc, że od jej śmierci nic
się tutaj nie zmieniło. Szafa była opróżniona, ale na regałach wciąż były jej
zdjęcia i puchary a na ścianach oprawione dyplomy. Łóżko przykrywał jej
ulubiony kocyk prany co jakiś czas choć od czasu gdy ktoś go użył niedługo
minie sześć lat.
Anita.
Tak bardzo chciałabym żeby moja ukochana siostra nie
umarła. Tak bardzo pragnęłam by tak jak dawniej ze śmiechem i lekką
pobłażliwością mnie przytuliła. Wiedziałam nawet to by mi powiedziała: „Anka,
chyba żartujesz żeby płakać po takim frajerze co? Okej, niezłe z niego było
ciasteczko z głębokimi kieszeniami, ale takim dupków to my wodzimy za nos, nie
pamiętasz?”
Tyle, że już nie wodzimy, a raczej wodziłyśmy uświadomiłam
sobie. Bo jej już nie ma.
Wróciłam do pokoju po swój pamiętnik, który nosiłam
zawsze ze sobą, bo odwiedziny pokoju Anity były błędem. Czasami pisanie dziennika
przynosiło mi pewną ulgę, więc miałam nadzieję że stanie się tak i teraz.
Dochodziła już jedenasta wieczorem i dawno powinnam już spać by jutrzejszego
dnia wstać wcześniej. I szczerze rozmówić się z mamą wyjaśniając wszelkie
niesnaski.
Nie było mi łatwo. Mama przyjęła moje wyjaśnienia (bo
wyznałam że po zdradzie Dawida byłam w całkowitej rozsypce) i przestała się na
mnie gniewać, chociaż i tak wyczuwałam że gdzieś tam na dnie jej duszy czai się
żal. Ale potem jak zwykle rozbawiła mnie mówiąc, że w sumie mnie rozumie.
- Bo wiesz, córciu…- Zaczęła dobrze znaną mi już
śpiewkę-…ja też kiedyś mogłam zostać żoną bogacza. I to nie byle kogo. Ale
wybrałam miłość i tak klepiemy sobie biedę z twoim tatą.- Tak jak zwykle nic
jej na to nie odpowiedziałam, bo słyszałam to już tak wiele razy wcześniej, że
już wiedziałam iż najlepszym sposobem jest milczenie. Zwykle gdy mama zaczynała
te swoje wynurzenia o bardzo majętnym mężczyźnie który chciał ją poślubić z
tatą wymienialiśmy porozumiewawcze spojrzenia. Bo ktoś taki nie istniał. A
nawet jeśli to jego majętność sprowadzała się do posiadania kilku krów czy
małego sklepiku. Ale mama lubiła sobie wyobrażać, że mogła być kimś. Nie
chodziło jej o podkreślenie tego z czego niby zrezygnowała. Chodziło jej raczej
o to byśmy z tatą docenili jej poświęcenie które powstało z miłości. Ale
łaskawie pozwalaliśmy jej pleść te swoje fantazje: w końcu oboje wiedzieliśmy
że nie są prawdziwe, więc nikomu to nie szkodziło. – Dlatego wiem, jacy
potrafią być bogaci mężczyźni: egoiści chcący by kobieta była na wszelkie ich
skinienie. Ale sądziłam, że Dawid taki nie jest. W końcu wychował się praktycznie
z tobą od małego. I to był taki miły chłopaczek…- Znając doskonale gadatliwość
swojej mamusi po prostu postanowiłam zająć myśli czymś innym dopóki tata nie
skończy wiązać krawata i nie pojedziemy do kościoła. Tyle, że to było trudne.
Uwielbiałam swoją mamę, ale znałam też jej wady. A była gadatliwa, lubiła
plotkować i czasami zbytnio się czymś egzaltowała. Ale paradoksalnie za to ją
kochałam.
I tak już kilka minut później wsiedliśmy w samochód
ruszając do małego kościółka znajdującego się na skraju dwóch wsi znajdującego
się około cztery kilometry od naszego domu.
Niestety gdy w końcu tam zajechaliśmy zapomniałam o jednym ważnym
szczególe.
A mianowicie takim, że mieszkając na wsi mój powrót nie
zostanie niezauważony. Moim rodzicom chyba też całkiem wypadło to z głowy; tak
więc do czasu rozpoczęcia nabożeństwa musiałam wysłuchiwać pytań starszych
plotkar i ich fałszywych zapewnień o współczuciu- oczywiście dotyczącym
zerwanych zaręczyn. Jedna była też zupełnie pozbawiona taktu mówiąc, że źle zrobiłam
zrywając z Raczkowskim, bo to była świetna partia. A teraz inne dziewczyny są
jej pozbawione, bo chłopak ze wstydu wyniósł się ze wsi. Miałam już powyżej
dziurek w nosie jej trajkotania. Tyle, że uświadomiłam sobie że skoro
największa plotkara w wiosce nie ma pojęcia o przyczynie zerwanych zaręczyn to
nikt inny też nie. I przede wszystkim, że nie wiedzą o Anecie. To wydawało mi
się być trochę żałosne: w końcu jaka różnica byłaby w tym gdyby wiedzieli, iż
rozstałam się z Dawidem bo nakryłam go w łóżku ze swoją koleżanką Anetą? (
chociaż w jakim łóżku, oni to robili praktycznie na biurku) Najwyżej wydałabym
się trochę żałosna a tak wychodziłam na harpię. Ciekawiło mnie czy Dawid
wspomniał w ogóle swoim rodzicom o przyczynie zerwanych zaręczyn czy chciał się
raczej wybielić zatajając ten fakt. Być może to dlatego wciąż byli źli na moich
rodziców? Nie miałam okazji ich spytać, bo właśnie wchodziliśmy do kościoła.
Poza tym do tej pory jeszcze się na nich nie natknęłam: mieszkali prawie pięć
kilometrów od mojego rodzinnego domu.
Godzinę później nakazałam mamie (tata miał zostać i
załatwić ostatnie formalności z proboszczem związane z mszą za duszę mojej
zmarłej siostry bo pojutrze wypadała rocznica jej śmierci) szybkie wyjście
jeszcze przed pieśnią na zakończenie, bo nie miałam zamiaru znów być otoczona
ciekawskimi kobietami szukającymi sensacji. Ale gdyby tak się nie stało to bym
go nie zauważyła.
Radosława Jędruchniewicza.
Widok byłego chłopaka Anity wytrącił mnie z równowagi tak
bardzo, że zatrzymałam się w pół drogi. Mama siłą rzeczy musiała zrobić to
samo, szłyśmy pod ramię.
- Co się stało?- Spytała mnie.
- To on. W tym parku, koło ławki. Rozmawia z jakimś chłopakiem. Widzisz? To Radek.- Z zaciśniętych warg mamy i stalowego spojrzenia taty zrozumiałam, że najwyraźniej jego widok nie robi na nich wrażenia.- Więc już wyszedł z więzienia? Wiedziałaś o tym i nic mi nie powiedziałaś?
- To on. W tym parku, koło ławki. Rozmawia z jakimś chłopakiem. Widzisz? To Radek.- Z zaciśniętych warg mamy i stalowego spojrzenia taty zrozumiałam, że najwyraźniej jego widok nie robi na nich wrażenia.- Więc już wyszedł z więzienia? Wiedziałaś o tym i nic mi nie powiedziałaś?
- Chodźmy już, Ania.- Opowiedziała mi tylko.
- Ale przecież to on sprzedawał jej narkotyki.
- To już nieważne. Odsiedział swoje.
- Jak to nieważne mamo? On zabił Anitę.- Widziałam jak
twarz mamy skurczyła się w paradoksie bólu jak zawsze zresztą gdy ktoś
wspominał jej starszą córkę. I choć od tego momentu minęło już prawie sześć
lat- a dokładnie minie za dwa dni- to nic nie przyćmiło tego bólu. Kiedyś nawet
powiedziała, że nie istnieje większe cierpienie od przeżycia własnego dziecka.
Ja w myślach dodawałam, że przedawkowanie narkotyków jest najbardziej
niepotrzebną śmiercią ze wszystkich.- Muszę z nim porozmawiać.
- Nigdzie nie pójdziesz.
- Ale mamo…
- To bandyta, Aniu.
- Raczej cwaniaczek, który sądzi że jest wielkim panem.
Już ja mu nagadam do słuchu.
- Powiedziałam, że wracamy do samochodu.
- Ale ja muszę. Rozumiem, że pozwalałaś mi z tatą na rozmowę z nim po wypadku Anity:
miałam w końcu niecałe dwadzieścia lat, ale teraz jestem starsza. Chcę znać
wszystkie szczegóły.
- Nie.- Ucięła mama.
- Ale…
- Powiedziałam. Mało nam już narobił problemów? Co da ci rozmowa z nim? Chcesz żeby ciebie też
skrzywdził?- Nic na to nie odpowiedziałam tylko posłusznie zrobiłam następny
krok a potem kolejny aż doszłyśmy do parkingu. Ale nie przestawałam myśleć o
Radku. Siedząc już w samochodzie i czekając na tatę przypomniałam sobie uśmieszek Radka, który widziałam jeszcze kilka
minut temu w parku. I tego chłopaka który z nim był. Mógł mieć nie więcej niż
16 lat. A najprawdopodobniej już zniszczył sobie życie kupując od
Jędruchniewicza dragi. Stłumiłam wściekłość pomieszaną z bólem. A więc tragedia
jaką wyrządził Anicie nic go nie obeszła. Byłam pewna, że nadal handlował, że
robił to jeszcze przed chwilką. Nienawidziłam go. Nie rozumiałam jak może tak
lekko do tego podchodzić. Nawet sześć lat temu jego jedynym problemem kilka dni
po śmieci Anity był fakt, że z powodu przyczyny jej śmierci policja zainteresowała
się od kogo brała towar. I tak doszli do Radka, a potem skazali za handel
narkotykami na pięć lat po prawie rocznym siedzeniu w areszcie. Ale
najwyraźniej już wyszedł. I to, że zmarnował życie niewinnej dziewczynie go
niczego nie nauczyło.
Mimo sprzeciwu mamy wiedziałam, że spotkam się z Radkiem
czy tego chce czy nie. Bo po prostu musiałam to zrobić. Chciałam choć trochę
zrozumieć.
Po przyjeździe do domu mama poszła do swojego pokoju
wyraźnie zasmucona. Widocznie spotkanie z Jędruchniewiczem też wytrąciło ją z
równowagi.
Tata z resztą też nie wyglądał najlepiej. Wczoraj wciąż
się uśmiechał ale cieszył się po prostu z mojego przyjazdu. Teraz zbliżająca
się rocznica wytrąciła wszystkich z równowagi.
Ja też byłam coraz bardziej wytrącona z równowagi, gdy po
południu odwiedziła nas pani Grażyna a potem jeszcze jedna sąsiadka
argumentując się chęcią zobaczenia mnie. Oczywiście wyrażały radość, że jestem
w tak dobrej kondycji. Uff, nie miałam pojęcia że mój powrót wywoła aż taką
sensację. Ale w sumie nie powinno mnie to dziwić. Mieszkałam na wsi a tam każdy
wie o każdym prawie wszystko. Poza tym ucieczka ze ślubu z wielkim bogaczem
była smakowitą sensacją w tak małej miejscowości jak moja liczącej nie więcej
jak tysiąc mieszkańców. Przebywałam w domu od niecałych dwudziestu czterech
godzin a już zdążyłam się przekonać, że po sześciu miesiącach ludzie nadal tym
żyją.
- Ach, pewnie przyjechałaś na rocznicę śmierci siostry,
Panie świeć nad jej duszą.- Westchnęła pani Grażyna. Nic jej nie
odpowiedziałam, ale to niestety nie sprawiło że zaprzestała swojego monologu.-
No tak, zawsze byłaś do niej bardzo przywiązana. Szkoda, że nie wróciłaś na
stałe tylko zagnieździłaś się w Warszawie; taka dobra z ciebie była dziewczyna.
Zawsze pomogłaś, miałaś miłe słowo. przywitałaś się. I z tym Raczkowskim to też
dobrze zrobiłaś.- No tak, mogłam spodziewać się że monolog skieruje się na te
tory.- Jestem pewna, że miałaś dobry powód kochaniutka. I nie przejmuj się tym
całym gadaniem wioskowych plotkach.- Uśmiechnęłam się leciutko uświadamiając
sobie, że ona się najwyraźniej za taką nie uważa.- Gadają, bo i zawsze będą
gadać. Chociaż teraz to i tak przycichło. Tylko ta wielka pani Raczkowska nadal
nie odzywa się do przyjaciółek mamy wyobrażasz sobie? A, i w ogóle odwiedziłaś już
kogoś?- Staruszka przeskakiwała z tematu na temat.- Twoi znajomi bardzo
tęsknili.
- Niestety, wróciłam dopiero wczoraj koło południa. –
Odparłam jej z trudem powstrzymując się od uwagi, że ona raczej nie może mieć o
tym pojęcia.- Nie miałam kiedy: wolałam spędzić ten czas z rodzicami.
- I słusznie, słusznie. Rodzina rzecz święta. Ale Anetka
to prawie się za tobą zapłakała. Wciąż pytała twoich rodziców kiedy wrócisz. I
od tamtej pory wciąż błąka się po wsi taka smutna.- By stłumić złość zacisnęłam
dłoń na rękojeści kubka. Zapłakała się za mną? Raczej przez własną podłość. A
jeśli już chciała ze mną rozmawiać to pewnie tylko i wyłącznie dlatego, że bała
się iż rozpowiem o niej i Dawidzie sąsiadom. Bo tak naprawdę nigdy nie była
moją przyjaciółką. Ktoś kto wskakuje do łóżka twojemu narzeczonemu na trzy
miesiące przed ślubem nie może liczyć na takie miano.
Zastanawiałam się też, czy nasze drogi się skrzyżują i co
wówczas zrobi. Przestraszy się? Będzie błagać o przebaczenie? A może zdejmie
maskę i wyzna że nigdy mnie nie cierpiała i zawsze zazdrościła więc uwiedzenie
Dawida było tylko zemstą?
Westchnęłam ciężko. Jeszcze jakiś czas temu celowo
spacerowałabym się pod jej domem aby się o tym przekonać. Albo po prostu
zapukała i wygarnęła co o niej myślę. Teraz jednak mało mnie to obchodziło.
Sprawa Raczkowskiego przyschła w mojej pamięci tak jak i jego zdrada. Inna
rzecz, że teraz miałam dużo większe problemy niż gdybanie nad przeszłością. Cukiernia,
problem pieniędzy od nieznajomego, rozwód z Tomkiem i nienawiść jego ojca.
Zerwane zaręczyny wydawały mi się w porównaniu z tym wszystkim całkowicie
banalne. Czasami nie mogłam zrozumieć jak mogłam schrzanić tak własne życie po
całej bandzie.
Gdy obie sąsiadki wyszły, postanowiłam zabrać się za
robienie obiadu, bo mama nadal nie wychodziła ze swojego pokoju. Zwykle w
niedzielę jadaliśmy wcześniej, ale w ciągu ostatnich kilku miesięcy mogło to
się zmienić. Dlatego dyskretnie spytałam o to taty, który pracował już na
podwórku i karmił zwierzęta gospodarskie. Gdy to potwierdził zabrałam się do
robienia makaronu.
Wiejskie życie ma to do siebie, że można być bliżej
natury i przygotowywać smaczne dania. Tak jak teraz: w mieście do głowy by mi
nie przyszło samodzielnie ugniatać ciasta na makaron, ale tutaj już tak. W
zasadzie to lubiłam to. Czasami można się było „wyżyć” na cieście a teraz tego mi brakowało. Dlatego
wałkowałam ze zdwojoną energią wciąż myśląc o Radku. Jutro pójdę do jego domu,
porozmawiam nawet wbrew zakazowi mamy. Po prostu musiałam to zrobić.
Sześć lat temu, gdy policja prowadziła śledztwo w jej
sprawie, moi rodzice poprosili ciocię z Augustowa bym przez okres wakacji
przebywała u niej. Może gdybym jakoś protestowała albo stanowczo się nie
zgodziła; tyle że ja byłam jak w transie. Nie mogłam się pozbierać po śmierci
Anity, na dodatek wciąż czułam się winna. Postanowiłam więc spełnić prośby
rodziców. Wróciłam dopiero trzy miesiące później, choć mama nalegała bym
zrobiła to wcześniej. Chyba mimo wszystko sądziła, że spełnię jej marzenia i
pójdę na studia tak jak ona a potem założę własną firmę zostając bogatą i
szanowaną kobieta. Że cukiernictwo będzie moim hobby. Ale tak się nie stało.
Paradoksalnie śmierć mojej siostry mi pomogła. Zrozumiałam, że jedyną szansą by
się dłużej nie zadręczać jest robienie czegoś; czegoś co pozwoli mi zająć
myśli. I tak kilka tygodni później zatrudniłam się w miejscowej kafejce.
Niestety, bardziej byłam kelnerką niż cukierniczką, więc po kilku miesiącach
zrezygnowałam. Na dodatek irytowały mnie zaczepki chłopaków, które wcześniej
tak bardzo lubiłam, bo świadczyły o moim powodzeniu wśród płci przeciwnej. Nie
chciałam tego. Chciałam tylko zająć myśli by uciec przed poczuciem winy, a
przez te zaczepki nieustannie sobie przypominałam jak to się wszystko zaczęło.
Bo to ja podczas jakiejś dyskoteki zwróciłam uwagę, że
jakiś młody facet gapi się na Anitę. Tym facetem był właśnie Radek. Po jej
śmierci dotarło do mnie, że tak naprawdę to on był wszystkiemu winny, że
mężczyźni wcale nie są dobrzy. Zaczęłam poważniej traktować sprawy duchowe
szukając pocieszenia w Bogu: nawet czytać biblię. Przestałam się malować, nosić
ubrania które podkreślały moją figurę, nosić rozpuszczone włosy. Od tamtej pory
związywałam je w prosty węzeł na czubku głowy a do końca żałoby w mojej szafie
królowała czerń. Potem szarość i ciemne kolory. W końcu mężczyźni zrozumieli,
że się zmieniłam i przestali traktować mnie jak flirciarę którą dawniej byłam.
Dwóch czy trzech bardzo odpowiedzialnych i o kilka lat ode mnie starszych choć
nie grzeszących urodą, których nigdy wcześniej nie ośmieliło się nawet ze mną
porozmawiać zaproponowało mi coś poważniejszego. Ale ja nie chciałam słyszeć o
żadnym związku czy małżeństwie. Miałam dopiero dwadzieścia cztery lata. Poza
tym w mojej duszy wciąż czaił się żal do Jędruchniewicza, który był dla mnie przykładem
podłości rodzaju męskiego. Do czasu gdy zjawił się Dawid.
Gdy teraz mogłam spojrzeć na wszystko z odpowiedniej
perspektywy zrozumiałam, jak wiele popełniłam błędów. I jak w moją zmianę
ciężko było uwierzyć Kamińskiemu tak samo jak Raczkowskiemu.
Pamiętam jak po raz pierwszy gdy Dawid zaczął mnie
całować a potem jego pieszczoty stały się coraz bardziej odważniejsze,
powiedziałam mu że nie chcę jeszcze z nim spać. Że chcę z tym poczekać.
A on mnie wyśmiał sądząc, że to żart. Potem, gdy
zorientował się że jednak nie starał się zamaskować swoją reakcję, ale ja już
wtedy powinnam zrozumieć, że wyraźnie nie był z tego zadowolony. I przede
wszystkim, że zmienił się tak jak i ja. Przestał być nieśmiałym chłopakiem,
który od czasu do czasu posyłał mi niepewny uśmiech jakby wstydząc się
porozmawiać. Stolica sprawiła, że nabrał animuszu. I nabrał odwagi. Ja za to
wręcz przeciwnie. Zrozumiałam, że zachowywałam się wulgarnie i prowokująco; że
przyczyniłam się do śmierci swojej siostry i nigdy nie pozbędę się tego
ciężaru, a bardzo trudno mi z tym żyć. Gdy jednak rozmawiałam o tym z Dawidem
on tego nie rozumiał. Przecież ty nie podetknęłaś jej pod nos tych narkotyków,
tłumaczył. Anita sama zaczęła je brać. Tyle, że ja po jakimś czasie się
zorientowałam. Mogłam powiedzieć rodzicom, ale ona prosiła bym tego nie robiła.
- Aniula, ja…ja czasami po prostu wysiadam.- Prosiła mnie
Anita gdy znalazłam w jej pokoju białe tabletki nieznanego pochodzenia.- To
wszystko mnie przerasta. Ta presja, rodzice którzy chcą bym była najlepsza. A
studia wcale nie są takie banalne jak się wydaje. Ciągnięcie dwóch kierunków
jest strasznie trudne. Do tego koło naukowe, przygotowania do konkursu, praca
magisterska, staż w Kanadzie…a te tabletki pomagają mi być w formie, rozumiesz?
- Więc odpocznij.- Sugerowałam naiwnie.- Zrezygnuj na
razie z germanistyki. W końcu za rok skończysz ekonomię i zarządzanie. Będziesz
mogła poświęcić się tylko nauce języka.
- To nie takie proste.
- Ale boję się o ciebie.
- Popatrz, czy ja ci wyglądam na ćpunkę?
- Nie, ale to uzależnia. Czytałam o tym. I może ci się
stać krzywda.
- Wcale nie. Poprawia koncentrację i moją wydolność.
Teraz nauka idzie mi znacznie wydajniej.
- Tak jest na początku. Potem są stany lękowe, depresja,
drgawki…czytałam o tym.
- Kochana, przecież nie jestem głupia. Zdaję sobie sprawę do czego prowadzi uzależnienie,
ale ja do tego nie dopuszczę. Dopiero zaczynam.- Perswadowała mi, a ja jako
nieświadoma zagrożenia nastolatka jej wierzyłam. Teraz już bym tego nie zrobiła,
bo zdawałam sobie sprawę, że to klasyczny syndrom wyparcia. Tak jak alkoholik
nigdy nie nazwie się pijakiem albo osoba z zaburzeniami żywienia, że jest
anorektyczką. Ale wtedy nie miałam o tym zielonego pojęcia. Dopiero po śmierci
Anity liczne poradniki pozwoliły mi zrozumieć i zaakceptować problem nałogu
jaki ją dopadł.
- Wiem, ale…
- Ania, po prostu zapomnij o tych tabletkach, okej? Za
parę miesięcy po końcu roku wszystko się skończy. Po co martwić rodziców?
- Obiecujesz?
- Jasne, że tak. Przecież ciebie bym nie okłamała.
A jednak to zrobiła, pomyślałam z bólem. Dałam się jej
podejść jak małe dziecko a miałam przecież dziewiętnaście lat. Mogłam coś
zrobić. Mogłam powiedzieć mamie lub tacie, choć oni prawdopodobnie nawet nie
wiedzieli co to są narkotyki czy dopalacze. I może moja siostrzyczka dziś by
jeszcze żyła. Zwłaszcza gdyby nie było Radka który sprzedawałby jej działki.
Dlatego musiałam się z nim spotkać; miałam nadzieję
zrobić to nawet po obiedzie. Tyle, że poprosiłam o kluczyki do samochodu a to
wywołało pytania. Musiałam więc skłamać, że muszę pojechać do miasta do sklepu
po parę niezbędnych drobiazgów których nie zdążyłam zapakować. Było mi przykro
z powodu kłamstwa ale nie miałam wyboru.
I tak kilka minut później jechałam wąską szosą pod dobrze
znany mi adres. Na miejscu trochę się bałam; właściwie nie miałam pojęcia jak
zacząć rozmowę z Radkiem. Ale drzwi otworzyła mi nieznana wcześniej kobieta.
Powiedziała, że Jędruchniewicze już tutaj nie mieszkają. Byłam tym bardzo
zaskoczona.
- Bo i nie ma się co dziwić.- Staruszka która mnie
przywitała, machnęła ręką w geście bagatelizacji.- Parę lat temu drugi synalek
trafił do więzienia to i ludzie zaczęli męczyć biedną kobiecinę. Co prawda to
prawda: wychowała trzech łobuzów z których tylko jednemu Jaśkowi po poprawczaku
udało się wyjść na prostą, ale z drugiej strony co miała zrobić? Marian świętej
pamięci, zmarł gdy najstarszy Olek miał dziewięć lat, a Radek zaledwie pięć. By
jakoś zapewnić im byt musiała harować od świtu do nocy. Kiedy niby miała ich
wychować?- Nie podobało mi się, że z powodu słów nieznanej mi kobiety wbrew
sobie poczułam współczucie. Ale w końcu była matką mordercy i handlarza
narkotyków. Przecież człowiek rodzi się dobry: to potem otoczenie czy ludzie go
wypaczają. Trochę zainteresowania matki z pewnością by pomogło.
- Przepraszam w takim razie za najście.- Odpowiedziałam
kobiecie z rezygnacją.- Nie wie pani może gdzie się przeprowadzili?
- O, co to to nie. Ale pewnie daleko. Ludziom nie podobało się kogo mają za sąsiadkę.
- O, co to to nie. Ale pewnie daleko. Ludziom nie podobało się kogo mają za sąsiadkę.
- Ale ja widziałam dziś jednego z synów pani
Jędruchniewicz.
- Tutaj? W mieście?
- Tak. W parku koło kościoła.- Wyjaśniłam.
-Ach tak, więc
znów pewnie zaczął ten swój kryminał. Co za chłopak.- Kręciła głową.- Ale skoro
tak to pewnie matka go wyrzuciła; z tych swoich ciemnych sprawek on pewnie ma
dosyć pieniędzy żeby włóczyć się po hotelach.
- Naprawdę nie ma pani pojęcia gdzie mogą mieszkać?-
Spytałam raz jeszcze.
- Niestety, kochaniutka; podobno wynajęła coś w sąsiednim
mieście, ale to mogą być tylko plotki.
- W takim razie dziękuję za informacje.- Powiedziałam
choć właściwie niczego nie udało mi się uzyskać. Wsiadłam do auta rodziców
zastanawiając się co powinnam teraz zrobić? Zacząć spytki? A może wtajemniczyć
kogoś w swój plan? Tak, Franek z pewnością będzie coś wiedział. I na pewno mi
pomoże, bo kochał Anitę nawet bardziej niż ja. Byłam pewna, że gdyby moja
siostra zakochała się w tym skromnym weterynarzu żyłaby do dziś. Ale ona zawsze
uważała Franka za zero. Mówiła, że brak mu ambicji, że to typowy wieśniak, że
tylko zwierzęta mu w głowie. Że może i ta jego praca w polu pomogła mu
wyrzeźbić niezłe ciałko, ale mimo wszystko nie mogłaby nawet się z kimś takim przespać.
Podróż do domu zajęła mi trochę więcej czasu, bo na
mieście z powodu jakiegoś wypadku ruch był dość ograniczony. I tak zamiast
jechać godzinę to wracałam do domu prawie dwie. A gdy wróciłam do domu było już
koło szesnastej. Wysiadając z auta zdziwiło mnie trochę, że nie widzę taty przy
zagrodzie koni, ale być może przez ostatnie kilka miesięcy zmieniły się mu
nawyki. Dawniej to właśnie w ten sposób lubił spędzać czas. Patrząc na swoich
ulubieńców.
Ale gdy weszłam do domu i przywitał mnie śmiech mamy
zwracającej się do jakiegoś gościa z pytaniem o coś do picia. Westchnęłam z
lekką irytacją zastanawiając się kto znowu wpadł na pomysł by na własne oczy
przekonać się, że wróciłam do domu. Nie miałam jednak zamiaru się o tym
przekonywać. Pomyślałam, że ostrożnie wyjdę na zewnątrz i od razu rozmówię się
z Frankiem.
Jak pomyślałam tak też zrobiłam. Jak już wcześniej
wspominałam byliśmy sąsiadami, więc nie miałam zbyt długiej drogi. Tyle, że gdy
znalazłam się na podwórku okazało się, że dostał pilne wezwanie do chorej
klaczy. Miałam zamiar iść, ale matka Franka zaprosiła mnie na herbatę i
ciastka. Jako że bardzo ją lubiłam zgodziłam się. Poza tym jakoś nie miałam
specjalnej ochoty na to by wysłuchiwać od kolejnej plotkary jak to dobrze lub
źle zrobiłam porzucając Dawida. I z tego trochę zwierzyłam się pani
Rzadkiewicz, która doskonale to rozumiała. Starała się mnie pocieszyć mówiąc
żebym nie zwracała na to uwagi. Bo ludzie i tak zawsze gadają i będą gadać. Tylko chciałabym, żeby niekoniecznie robili to o mnie.
Pół godziny później wróciłam z powrotem do domu. Już w
ganku przywitała mnie rozentuzjazmowana mama.
- Córciu, gdzie byłaś? Dobre pół godziny temu patrzę: samochód stoi na podwórku a ciebie
nie ma.
- Wpadłam jeszcze na chwilę do Franka.- Wyjaśniałam.
Potem spytałam ciszej:- Ten ktoś kto nas odwiedził już poszedł?
- O nie.- Mama roześmiała się a raczej zachichotała co
było do niej bardzo niepodobne. Zmarszczyłam z konsternacji brwi. Zazwyczaj
wizyty ciekawskich sąsiadów tylko ją denerwowały, a teraz zdawała się być
rozeemocjonowana.- Jest tutaj. Właściwie to przyszedł do ciebie.
- Do mnie?
- Tak. Nie wiedziałam, że ty…- Mama nie dokończyła kręcąc głową.- Ale ty nawet nie puściłaś pary z ust więc skąd miałam to wiedzieć?
- Tak. Nie wiedziałam, że ty…- Mama nie dokończyła kręcąc głową.- Ale ty nawet nie puściłaś pary z ust więc skąd miałam to wiedzieć?
- Mamo, o czym ty mówisz?
- Jak to o czym? O twoim przyjacielu ze stolicy.
- Jak to o czym? O twoim przyjacielu ze stolicy.
- Tam nie mam żadnych przyjaciół.- Odpowiedziałam
twardo.- Kto jest w kuchni?
- Sama zobacz.
- Nie mam ochoty bawić się w zagadki.- Rzuciłam chcąc iść
prosto do swojego pokoju. Ale robiąc to spojrzałam na wieszak i szafkę na buty
znajdujące się w korytarzu. I ciężko przełknęłam ślinę. Bo dobrze wiedziałam do
kogo należy to sportowe obuwie i szary płaszcz. W głowie poczułam tępe
pulsowanie. Nie, to nie może być prawda; po prostu nie może. Przecież on nie
znał mojego adresu, Paula też by mu nie powiedziała. Nie mógłby tu przyjechać.
- Witaj Aniu.- A jednak, pomyślałam słysząc dochodzący
gdzieś obok mnie dobrze znany głos. Głos przez który jeszcze wczorajszej nocy
zalewałam się łzami, tak jak i dwa dni temu. Głos który mówił że mi ufa i
trochę kocha, gdy tak naprawdę uwierzył w to co nakazał mu własny ojciec. I
poczułam złość. Witaj Aniu? Serio? Po tym jak praktycznie wyrzucił mnie ze
swojego domu dwa dni temu wita się ze mną jak gdyby nigdy nic?
- Co ty tu robisz?- Odezwałam się stanowczo patrząc na
Tomka obojętnym wzrokiem, a przynajmniej taką miałam nadzieję. A moja złość
jeszcze urosła, gdy w jego niebieskich oczach ujrzałam dobrze znany mi błysk
rozbawienia.
- Pomyślałem, że cię odwiedzę. I poznam twoich rodziców.-
Złość przez moment została wyparta przez strach. Co im właśnie powiedział? Tata
patrzył na mnie właściwie z ciekawością, za to mama była w siódmym niebie. Czy
to dlatego, że wyznał rodzicom, iż jesteśmy małżeństwem? Czy z tego powodu była
taka radosna ciesząc się, że jednak złapałam bogatego męża? Boże, to nie mogła
być prawda.
- A więc już to zrobiłeś.- Odparłam zimno.- A teraz
możesz już wracać.- Patrzyłam na niego twardo, więc nie widziałam konsternacji
malującej się na twarzy mojej mamy. Ale to, że nie słyszałam już jej śmiechu
było więcej niż wymowne.
- Aniu.- Zganiła mnie.- Nie ładnie tak wyrzucać gościa.
- Wcale go nie wyrzucam. Po prostu nie sądzę by miał
ochotę na spędzeniu tutaj ani chwili więcej.
- Ale córeczko. Nie powinnaś…
- Zdaje się pani Alicjo, że powinniśmy na chwilę zostać z
Anią sami i wyjaśnić nasz drobny spór.- Drobny spór?! Kpił czy co? Co nazywał
drobnym sporem?- Wyjdziemy na chwilę na zewnątrz?- Zwrócił się teraz do mnie.
Nie odpowiedziałam tylko szybko zbliżyłam się do drzwi wyjściowych z trudem
panując nad złością i bólem. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą, by moi
rodzice dowiedzieli się o łączących nas relacjach. Zaledwie kilka sekund później
usłyszałam jak on robi to samo.
Nie odwróciłam się w od razu w jego kierunku, po prostu
nie mogłam na niego patrzeć. Gdy to robiłam czasami zapominałam jak potrafił
zranić mnie swoim jednym słowem, jak mi nie ufał, ani tak naprawdę nie kochał. To
co nas łączyło nie znaczyło dla niego tyle ile dla mnie.
- Skąd zdobyłeś mój adres?- Spytałam nadal na niego nie
patrząc.
- Od swojego ojca.- Odpowiedział mi robiąc parę kroków moją
stronę. W końcu zbliżył się do mnie na tyle by stanąć naprzeciwko mnie.
- No tak, mogłam się tego spodziewać.- Powiedziałam
cicho.- W końcu pewnie jest o wszystkim co ze mną związane bardzo dobrze
poinformowany. Co w takim razie skłoniło cię do przyjazdu tutaj? Nie mogłeś po
prostu zadzwonić?
- A odebrałabyś?- Odparł mi pytaniem. Uśmiechnęłam się
smutno doskonale wiedząc, że odpowiedź nie jest potrzebna. Ale i tak jej
udzieliłam:
- Raczej nie.
- Jak udało ci się dotrzeć wtedy do domu bez płaszcza i
torebki?
- Czy to teraz ważne?
- Tak. Gdybym wiedział, że tak po prostu uciekniesz to…
-…co to?- Przerwałam mu łagodnie.- To odwiózłbyś do domu
kogoś takiego jak ja? Przecież wiesz, że nie. Ja też to wiedziałam, bo nawet mi
o tym powiedziałeś. I chyba tak naprawdę nie sądziłeś, że po tym wszystkim co
wydarzyło się w gabinecie twojego ojca zwrócę się do niego z tą prośbą? Albo do
twojej siostry która mnie nie cierpi lub jej męża którego nie znam? A może
miałam poprosić któregoś ze służących?
- Wiesz, że nie. Chyba po prostu o tym wtedy nie
myślałem. Przepraszam.- Usłyszałam po chwili absolutnej ciszy. I wtedy po raz
pierwszy na niego spojrzałam:
- I fatygowałeś się taki kawał drogi by powiedzieć to
jedno słowo?
- Jesteś na mnie zła.- Stwierdził.
- Wcale nie.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo teraz
moja początkowa złość jego niespodziewaną wizytę zamieniła się tylko w
rezygnację i rozżalenie.- Jestem tylko zraniona. I dziwię się, że uznałeś że
warto przyjeżdżać do kobiety gorszej niż prostytutka.
- Nie chciałem tego powiedzieć. Byłem zdenerwowany i nie
myślałem racjonalnie. Nie uważam cię za taką i chyba tak naprawdę nigdy nie
uważałem. Czy stałbym tu teraz gdyby tak było?- Zanim odpowiedziałam ciężko
westchnęłam. Potem pokręciłam z dezorientacją głową.
- Nie wiem Tomek. Wiem tylko, że najwyraźniej znowu
popełniłam błąd. Że moje życie to kompletny chaos, którego nie potrafię
naprawić. I że cierpię.
- Ja też.
- Wiem. Ale to chyba właśnie dlatego nie ma sensu.
- Co masz na myśli?
- Nas.
- Wiem, że moje piątkowe zachowanie było potworne. Wiem,
że dałem podejść się ojcu, że powiedziałem ci rzeczy które trudno wybaczyć.
- Nie sądzę byś mi wierzył. Nie ufasz mi. Dałeś temu
wyraz w piątek i tak szybko nie zmieniłbyś swojej opinii.
- Ale to zrobiłem, bo pojawiły się nowe okoliczności.
- Niby jakie?
- Takie które wymagają dłuższej rozmowy i wyjaśnień.
- Wcale nie. Niczego nie widzisz, prawda?
- Czemu mówisz zagadkami? Czego nie widzę?
- Czemu mówisz zagadkami? Czego nie widzę?
- Tego, że w końcu zrozumiałeś, że skoro twój ukochany
tatuś zrobił ze mnie zwykłą latawicę polującą na bogacza, to jednak mogę być
inna bo sprzeciwia się naszemu pseudo-związkowi. Bo tak działa ta twoja reguła
przekory, według której postępujesz dokładnie odwrotnie niż on.
- To bzdura.
- A więc skąd wiesz, że jednak nie jestem taką dziewczyną jak to
przedstawiał w swoim gabinecie? Może chodzi mi tylko o twoje pieniądze: w końcu
cukiernia jest dla mnie wszystkim. I nigdy tego nie ukrywałam.- Zauważyłam jak
na moment coś błysnęło w jego oczach. A więc mimo swoich słów nadal nie był
pewny czy ma rację; czy powinien mi wierzyć. Stłumiłam iskierkę bólu.
- Po prostu teraz to wiem.- Uciął.- I wcale nie dlatego
zmieniłem zdanie. Sam to zrozumiałem. I dlatego przyjechałem naprawić swój
błąd.
- Błąd.- Prychnęłam autentycznie rozbawiona. Pozbawił
mnie dumy, odarł z godności, zgnoił na oczach kilku ludzi razem z ojcem i to nazywa
błędem. Był aż tak gruboskórny czy arogancki? Naprawdę sądził, że mówiąc to
jedno słówko wymaże wspomnienia tego koszmarnego wieczoru?
- Tak, błąd.- Potwierdził.
- To nie był błąd. Ty mnie po prostu osądziłeś jeszcze
zanim poznałeś moje argumenty, nawet na to nie czekając. A nawet jeśli o coś
pytałeś to i tak nie ufałeś mojej wypowiedzi.- Sprostowałam. Zauważyłam jak
westchnął.
- A dziwisz mi się?- Spytał w końcu.- Opowieść mojego
ojca brzmiała całkiem logicznie. Do tego w twoich oczach widziałem poczucie
winy. Jak mogłem w to wątpić?
- Widzisz?- Zauważyłam.- Nawet teraz łatwo dałeś mi się
podejść przyznając, że mam rację.
- Wcale nie. Okej, niesłusznie cię oskarżyłem. Ale jeżeli już mamy być wobec siebie całkowicie szczerzy to nie doszło by do tego gdybyś była wobec mnie całkowicie szczera od samego początku. Jak miałem ci uwierzyć skoro kłamałaś już wcześniej?
- Wcale nie. Okej, niesłusznie cię oskarżyłem. Ale jeżeli już mamy być wobec siebie całkowicie szczerzy to nie doszło by do tego gdybyś była wobec mnie całkowicie szczera od samego początku. Jak miałem ci uwierzyć skoro kłamałaś już wcześniej?
- Tylko raz.
- Ale w bardzo ważnej kwestii jaką było nasze małżeństwo.
– Odparł.
- Może.- Przyznałam.- Ale to nie jest żadne
usprawiedliwienie. Nie miałeś prawa tak mnie potraktować. A teraz na co
liczysz? Że mam tak po prostu o tym zapomnieć? Przecież my tylko kręcimy się w
kółko. Nigdy nie wybaczysz mi tego, że to przed tobą zataiłam i wciąż będziesz
to wywlekał tak jak w tej chwili.
- Teraz nie chodziło mi o to by cię ukarać.
- Ale to stale wypływa w naszych kolejnych kłótniach,
wciąż mi to zarzucasz.- Ponownie ciężko westchnął.
- Więc obiecuję ci, że to już nigdy nie nastąpi. Tak jak
i to, że nie obwinię cię bez poznania okoliczności. Chcę wysłuchać o twojej
przeszłości od ciebie samej. I nawet jeśli zrobiłaś coś za co powinnaś się
wstydzić to nie będę cię osądzać. Miałaś rację; ja też nie jestem ani nie byłem
kryształowy; to co było zanim się poznaliśmy jest tylko naszą prywatną sprawą.
Dlatego nie powinniśmy złościć się o Ilonę czy Dawida. Po prostu wróćmy do
Warszawy i spokojnie to obgadajmy.
- Zrób to sam. Ja jeszcze nie mogę wyjechać.
- Nie możesz czy nie chcesz tego robić ze mną?
- Obie opcje po części są tego przyczyną.
- Więc musisz to zrobić. Poza tym nie wrócę sam.-
Wcześniej, gdyby mi nie przerwał dodałabym że chcę uczestniczyć w nabożeństwie
za duszę siostry, ale coś w jego stalowym tonie mnie zaniepokoiło. Pięć
ostatnich słów nie brzmiało już tak wyrozumiale jak poprzednie. Już raczej jak
rozkaz.
- Co masz na myśli?
- To, co słyszałaś. Przyjechałem po ciebie.- Powtórzył z
większą stanowczością.
- Wolne żarty. Ja zamierzam zostać tu jeszcze kilka dni.
- Mówiłem poważnie. Wracamy razem, w końcu jesteś moją
żoną. Poza tym co z twoją cukiernią?
- Jeśli chcesz wiedzieć to Paula daje sobie radę; poza
tym pojutrze i tak jest święto zmarłych, więc „Słodki świat” tak czy inaczej
zostałby zamknięty. Aha, i nie wiem czy Paula wykonała moje polecenie, ale
kazałam jej usunąć z sali wszelkie prezenty od ciebie. A jeśli nawet nie, to ja
to zrobię i oddam ci po powrocie do stolicy. A za nagłośnienie i jego montaż
zapłacę.
- Aniu, wiesz że nie musiałaś tego robić.
- Obawiam się, że
jednak musiałam. A teraz przepraszam, ale jestem zmęczona i chcę odpocząć w
swoim domu.
- Naprawdę nie wrócić ze mną?
- Nie.- Powtórzyłam po raz enty.
- W takim razie ja też tutaj zostaję.
- Co?
- To co słyszałaś;
w przeciwieństwie do ciebie twoja
mama jest bardzo gościnna.
- Tylko spróbuj a cię wyrzucę.- Byłam tak wściekła, że w
tej chwili byłam gotowa spełnić swoje groźby.
- A ja ci gwarantuje, że jeszcze za pięć minut z szerokim
uśmiechem na twarzy przedstawisz mnie swoim rodzicom jako swojego przyjaciela z
którym ostatnio trochę się pokłóciłaś o błahostkę, ale teraz pogodziłaś.
- Chyba sobie żartujesz.
- Może. Pamiętaj jednak, że mogę powiedzieć twoim
rodzicom prawdę: o tym że jesteś moją żoną. Sądzisz, że odmówią swojemu
zięciowi noclegu?- Niemal czułam jak robię się coraz bardziej blada. Coś
wewnątrz mnie zwijało się powodując okropny ból. I wciąż nie mogłam zrozumieć
dlatego. Jak ten człowiek mógł mieć nade mną aż taką władzę? Jak łatwo
przewidział moją niechęć do wyznania prawdy moim rodzicom, jak zgrabnie teraz
to przeciwko mnie wykorzystywał. Nawet gdybym teraz zablefowała, że to mi wisi
i tak wiedziałby że to kłamstwo.
- Jesteś lepszy nawet od swojego tatusia, wiesz?-
Spytałam retorycznie.- Przez moment nawet uwierzyłam w to, że jednak choć w
niewielkiej maciupeńkiej części zrozumiałeś jak bardzo mnie skrzywdziłeś i
naprawdę twoje przeprosiny były szczere. Ale to był tylko ruch w starannie
przeprowadzonej technice.
- To nie tak. Nie miałem zamiaru sugerować, że…
- Och skończ wreszcie
z tym udawaniem. Postawmy sprawę jasno: znów mnie szantażujesz, po co
więc bawić się w jakieś gierki o tym jak bardzo ci przykro, jak żałujesz faktu
że mnie zraniłeś? Po prostu bądź teraz całkiem szczery; śmiało. Bo i tak już
wiem jaki jesteś naprawdę: atakujesz niespodziewanie niczym puma.
- Ania…
- Dość, ani słowa więcej. Nie wysilaj się na kolejne
kłamstwa i manipulacje. Tylko nie mam mnie jakimiś gadkami o zaufaniu czy
przyjaźni bo nie masz o tym zielonego pojęcia.- Weszłam do domu nawet nie
starając się przygotować odpowiednio swojej twarzy tak by wydawała się być choć
odrobinę radosna. – Mamo, tato to jest Tomek. Mój…przyjaciel.- Ostatnie słowo
przyszło mi z trudem.- Przyjechałam tutaj właśnie z powodu kłótni z nim, a
teraz się pogodziliśmy. Jeśli może to chciałabym aby tu przenocował.- Nie
czekałam na reakcję rodziców; bez słowa zostawiłam ich w ganku razem z
wchodzącym tam Tomkiem a sama poszłam do siebie.
We własnym pokoju zastanawiałam się czemu to zrobiłam.
Przecież i tak rodzice byli mną rozczarowani. Popełniałam w życiu błąd za
błędem…jakie więc znaczenie miałoby małżeństwo z kimś kto mną pogardzał?
Przecież nie mogliby myśleć o mnie jeszcze gorzej. A jednak tego nie chciałam.
Za miesiąc mieliśmy się z Tomkiem rozwieźć i miałam nadzieję, że uda mi się
zataić ten epizod. Oczywiście swojemu kolejnemu przyszłemu mężowi będę musiała
o tym wspomnieć, ale nikomu poza tym. Cieszyłam się, że chociaż nie popełniłam
wiarołomstwa przed Bogiem biorąc z Kamińskim ślub kościelny, bo teraz w zgodzie
z własnym sumieniem nie mogłabym go zostawić. Takie małżeństwo byłoby
nierozerwalne. A tak, cywilny mnie do niczego nie zobowiązywał. Bałam się tylko
co znów wymyślił Tomek, po co w ogóle przyjechał.
pojawiły
się nowe okoliczności, (…) które wymagają dłuższej rozmowy i wyjaśnień.
I
dlatego przyjechałem by wszystko wyjaśnić.
Ciekawe co takiego, pomyślałam z ironią. Co takiego niby
chciał mi powiedzieć? Jakim kłamstwem uraczyć tak by znów zranić? I do tego
sugerował, że zmieniło to jego postrzeganie mnie nie dlatego że zrozumiał iż
jego ojciec chce nas rozdzielić, ale dlatego że sam to dostrzegł.
Pamiętaj
jednak, że mogę powiedzieć twoim rodzicom prawdę: o tym że jesteś moją żoną.
Starałam się jednak o tym nie myśleć. Dwa razy mi
wystarczyły, nie pozwolę zgnoić się i złamać sobie serca jeszcze raz. W końcu
jak to mówią do trzech razy sztuka. I ja też umiem uczyć się na błędach. Od
teraz we własnych myślach wypowiedziałam Tomkowi wojnę. Niech no tylko spróbuje
znów mnie skrzywdzić. Niech tylko powie komuś prawdę o łączących nas relacjach
a pożałuje. Dość bycia dla niego miłą, dość prób tłumaczenia jego karygodnego
zachowania utratą pamięci. Był dupkiem przekonanym o własnej wartości i to się
liczyło. Teraz nie pozwolę by udało mu się przekonać mnie że jest inaczej. Może
utrata pamięci trochę go złamała, ale nic nie usprawiedliwia takie
okrucieństwa.
Z tą myślą zeszłam na dół zdając sobie sprawę, że
rozsądny tata mógł zauważyć, że jednak wcale nie chciałam by Tomek tu nocował i
coś jest nie w porządku. Dlatego przyoblekając na twarzy uśmiech weszłam do
kuchni. Z niejaką dumą pomyślałam, że nawet nie mam ochoty teraz płakać. Może
nawet dzięki niemu zrobię się twarda…chociaż nie, nie chciałabym mu niczego
zawdzięczać. Ale taka lekcja życia mi się przyda. Niech Tomeczek zobaczy, że
nie jestem tak naiwna i głupia jak sądził. Że umiem coś innego niż ciągły płacz
i zapewnianie go o swojej miłości. Teraz miałam go całkowicie gdzieś. I czas by
on to w końcu zrozumiał.
Jeju boski <3 nastawiłam się , że pewnie dodasz jutro a tu taka niespodzianka <3 Szkoda , że Tomek jest dopiero w końcówce no ale w sumie dziwne by to było gdyby pojawił się zaraz na początku xD Zdziwiła mnie reakcja mamy Ani kiedy ta przyjechała ale to chyba na plus , od początku opowiadania wydawała mi się. taką jakby oschłą kobietą . Czekam jak praktycznie zawsze z niecierpliwością na kolejny rozdział i na rozwinięcie akcji . Jestem ciekawa czy Tomek zostanie u Ani na dłużej czy może wyjedzie następnego dnia . Pozdrawiam i życzę weny :*****
OdpowiedzUsuńSuper niespodzianka rozdział świetny i chyba jestem za tą zasadą do trzech razy sztuka (w tym przypadku oczywiście) :-)
OdpowiedzUsuńciekawa jestem co takiego się wydarzyło że Tomek zmienił zdanie..przypomniał sobie coś czy dowiedział się czegoś...szkoda mi Ani..cierpi przez niego..mam nadzieję że nie odpuści i będzie stawał na rzęsach by odzyskać jej zaufanie
OdpowiedzUsuńCzęść jak zwykle świetna.Zastanawiam się co będzie dalej i kolejna część?
OdpowiedzUsuńto kiedy nowy ?
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział kiedy kolejny?
OdpowiedzUsuńBardzo fajne opowiadanie:)
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny? :)
OdpowiedzUsuńKolejny rozdział będzie trochę później bo mam jeszcze sporo zajęć związanych z przeprowadza i załatwianiem różnych spraw związanych ze studiami. Na razie nie miałam nawet czasu żeby zacząć kolejny rozdział. Ale tak jak napisałam gdzies wczesniej, gdy uda mi się ogarnac swoje sprawy opowiadanie przyspieszy. I tu odpowiadam zarazem dla wszystkich niecierpliwych:)
UsuńBędzie coś dziś?
UsuńTak, wieczorem. Dokończę tylko rozdział i może za dwie lub trzy godzinki wrzucę.
Usuń