Dogoniłam Paulinę tuż przed
cukiernią. Wciąż płakała więc ją przytuliłam prosząc łagodnie by się uspokoiła.
Nawet jeśli moje podejrzenia o niej i Tomku okazałyby się być prawdą to mimo
wszystko bardzo tego żałowała.
Gdy otworzyłam drzwi „Słodkiego świata” Babecka nie
chciała wejść do środka. Widocznie obawiała się, że będę ją wypytywać. Nie
mogłam jej jednak obiecać że tego nie zrobię. Nakazałam jej więc stanowczo
wejść do środka a potem z powrotem zamknęłam drzwi cukierni. W środku
posadziłam ją przy jednym z wolnych stolików i poszłam na zaplecze po gorącą
czekoladę. Zalałam ją w dwa kubki. Gdy wróciłam z powrotem na salę, już nie
płakała choć oczy miała bardzo smutne. Dosiadłam się do niej podstawiając jej
pod nos gorący płyn. Dobre pięć minut siedziałyśmy tak bez słowa dopóki nie
usłyszałyśmy pukania do drzwi. Przez szybę widziałam, że to Tomek.
- Nie wpuścisz go?- Spytała mnie moja przyjaciółka po raz
pierwszy się odzywając od czasu gdy weszłyśmy do środka.
- A chcesz bym to zrobiła?- Spytałam łagodnie.
- Nie.- Pokręciła głową.
- W takim razie tego nie zrobię. Czemu na ciebie krzyczał
mówiąc, że mnie oszukujesz? I dlaczego jesteś w takim stanie?- Nie
odpowiedziała mi od razu. Wolno podniosła kubek do ust drżącą ręką i upiła duży
łyk. Potem skrzywiła się. Widocznie czekolada była wciąż za gorąca do picia.
- On chce pozyskać twoje zaufanie, Aniu. Chce bym cię do
niego przekonała. I kazał…kazał mi cię szpiegować.
- Co?
- No…pytał czy spotykasz się z Dawidem, czy kręcili się
wokół ciebie jacyś mężczyźni. Ja…ja nic mu nie powiedziałam, choć przecież nie
byłoby czego.
- Czym cię szantażował?- Gdy nie odpowiedziała
pospieszyłam ją.- Paula?
- On…on chyba nie wie, że wiesz o mojej drugiej pracy.
Sądzi, że będziesz na mnie zła gdy się dowiesz.
- Tylko tyle?
- A co jeszcze ma być?
- Widziałam w twojej torebce test ciążowy. Czy ty…czy ty
i Tomek…?- Nawet zbierając w sobie całą siłę woli nie byłam w stanie dokończyć
pytania.
- Co? Oczywiście, że nie! Jak mogłaś przez moment sądzić,
że ja i on? Ja go nienawidzę. Nienawidzę całej rodziny Kamińskich.- Wyznała z
trochę przerażającą zaciętością. Widząc moją reakcję trochę się zakłopotała i
dodała:- …tak jak i wszystkich bogaczy. Ja…widzisz, ostatnio nie jestem sobą,
jest mi ciężko. I mam tylko ciebie.
- Wiesz, że możesz na mnie liczyć.
- Ale ty nie możesz mi pomóc.
- Spróbuj. Czasami nie doceniamy zdolności innych.
- Dobrze.- Wyszeptała z trudem.- A więc…zacznę może od
tego, że nie jestem w ciąży. Bałam się że tak jest, a raczej byłam przerażona,
ale na szczęście nie jestem.
- Kim byłby potencjalny ojciec? To Wojtek?
- Nie, skąd.- Prychnęła jakby trochę ubawiona tą myślą.-
To zwyczajny nudziarz choć rzeczywiście okazało się, że nie szpieguje na rzecz
Roberta. Nigdy nawet nie pozwoliłam mu na pocałunek choć nawet przed tą
historią z Marciniakiem do mnie zarywał.
- Więc spotkałaś kogoś innego?
- Niestety nie. Zrobiłam coś bardzo głupiego co było
zwieńczeniem wszystkich głupot w moim życiu. Przespałam się z…byłym narzeczonym.-
Gdy to wyznała zapadła między nami druzgocząca cisza. A potem Babecka zaczęła
wyrzucać z siebie:- Już od jakiegoś czasu nękał mnie swoimi telefonami prosząc
o spotkanie. Za każdym razem go spławiałam choć ostatnio miałam nawet chęć
obluzgać go tak by przestał to robić, tak mnie tym irytował. Ale nie zdążyłam, bo to
on przyszedł do mnie. Powiedział, że jeśli nie Mahomet do góry, to góra
przyszła do Mahometa. Chciałam go wyrzucić, ale mi się nie udało. Zaczął więc
opowiadać mi jakie to wiedzie wspaniałe życie. Że za pieniądze moich rodziców
uruchomili patent i teraz wysyłają procesory nawet do Stanów. Mówił, że teraz
nawet mógłby się już rozwieźć z tą moją siostrzyczką, bo jest mu niepotrzebna chociaż znacznie ładniejsza ode mnie. No i że mógłby to znieść, gdyby nie była
też sto razy bardziej tępa. Wkurzyło mnie to i choć przyznawałam temu opisowi
rację, to jednak była i jest moja siostra. Powiedziałam mu więc jakim jest
szują i kanalią, ale jego to tylko bawiło. Śmiał się ze mnie i mojego wyglądu,
pytał czy nie potrzebna mi pożyczka bo mieszkam w takiej ruderze. A potem
chwycił moją dłoń mówiąc, że jest szorstka jak u jakiejś zwykłej baby. Wtedy go
uderzyłam, a on się tylko zaśmiał. Ponowiłam więc atak, ale tym razem się go
spodziewał więc go odparł. Unieruchomił mi dłonie, a potem dodał, że w sumie
ich chropowatość mu nie przeszkadza. I mnie pocałował. Nawet nie zauważyłam jak
kieruje mnie na łóżko dopóki nie poczułam jego ciała na sobie.
- Boże, czy on cię zgwałcił?
- Nie. I to jest najgorsze. Bo potem gdy był pewny, że
nie mam jak mu uciec to odsunął ode mnie swoje obleśne usta i zaczął mówić, że
za mną tęskni. Że zmusił się by przespać kilkakrotnie z moją siostrą, ale ona
go nawet nie podnieca. Że udało mu się to zrobić tylko dlatego, że wyobrażał sobie moją twarz gdy oni...no i że wciąż myśli tylko o mnie. Z wyrzutem spytał dlaczego
uciekłam z tego ślubu, bo moglibyśmy być razem tacy szczęśliwi. Mówił to takim
tonem, jakby naprawdę tak myślał. Niemal czułam jego złość i bezsilność oraz
to, że paradoksalnie zraniłam go swoją ucieczką. Wyznał nawet, że to co do mnie
czuł i to co nas łączyło to było coś szczególnego. I wtedy zrozumiałam dwie
rzeczy. Po pierwsze, na swój chory i egoistyczny sposób mnie kochał. A po
drugie, ja też nadal czuję do niego coś silnego, pomimo całej garści jego
obrzydliwych zachowań. Że choć nim gardzę
i nienawidzę, to jednak wciąż granica między tymi antagonistycznymi
uczuciami jest bardzo cienka. Zachowałam się jak dziwka, Aniu. Przecież nawet
go nie szanuję i nim pomiatam. A jednak te dwa fakty sprawiły mi niemal
perwersyjną radość gdy byłam z nim w łóżku. W dodatku zdradziłam własną
siostrę. Czuję się jak szmata.
- Paula, nie mów tak o sobie.
- A jak mam mówić? Przecież to prawda. Mówiłam ci jaki on
jest, a jednak…jednak to zrobiłam. A gdy przyszedł znów to, to on po
prostu się ze mnie śmiał. Mówił, że
nagle stałam się świętoszką ale jemu to w zasadzie nie przeszkadza. Chciał…chciał
żebym się z nim przespała jeszcze raz. Wtedy posłałam mu taką wiązkę epitetów,
że nawet sama nie wiedziałam skąd znam takie określenia. A on przynajmniej
przestał się uśmiechać i mnie przekonywać. Zamiast tego zaczął mnie
szantażować. Mówił, że powie o wszystkim mojej siostrze jeśli nie zgodzę się
być jego kochanką.
- Boże.
- Tak, kawał sukinsyna co?
- I co zrobiłaś?
- Nie zgodziłam się naturalnie. To było ponad tydzień
temu. Moja siostra dzwoniła do mnie kilkakrotnie, ale ja nie odebrałam. Boję
się, że ten śmieć powiedział jej prawdę i to tak by to z siebie zrobić ofiarę.
Gdy zjawiła się w cukierni kilka tygodni temu ledwie to zniosłam.
- Paula, trzeba było mi powiedzieć.
- A jak miałabym ci to powiedzieć? Tobie, która jesteś
wzorem wszelkiej moralności; zresztą innych cnót też. Nie możesz tego
zrozumieć.
- Ale staram się. Wiem, że nie jest ci łatwo. I masz
rację: może trochę ciężko jest mi postawić się w twojej sytuacji, ale mimo
wszystko nie zamierzam cię oskarżać. A co do mojej moralności…to dobrze wiesz w
jaki sposób poznałam Tomka. No i ostatnio nawet trochę ucierpiała.
- Może i tak, ale mimo wszystko…co miałaś na myśli
mówiąc, że ostatnio trochę ucierpiała? Ania ty chyba nie…o matko nie mów mi, że
się z nim przespałaś?!
- Nie, ale…
- Boże, całe szczęście.
- …ale chciałam.- Dokończyłam. Wiedząc, że Paulinie
ciężko było podzielić się ze mną zdradą którą popełniła z byłym facetem,
postanowiłam wyznać jej wszystko co wydarzyło się piątkowego wieczoru.
- Dobrze, że mimo wszystko nic między wami nie zaszło.-
Skomentowała na koniec.- Bo ty nie możesz z nim być, on na ciebie nie zasługuje.
A nawet jeśli byłoby inaczej to stary
Kamiński by wam na to nie pozwolił.
- Mam go gdzieś. Już mnie szantażował, ale ja mu
pokazałam gdzie raki zimują.
- Wcale nie. Mogłaś powiedzieć mu, że się rozwodzisz z
Tomkiem. On nadal sądzi, że to blef i że chcecie być razem. Stałam się by
zrozumiał…to znaczy łatwiej byłoby dla ciebie by myślał, że chcecie się
rozstać. Niepotrzebnie go prowokujesz.
- Ja myślę inaczej. Chociaż trochę odkuję się za to jak
potraktował mnie kilkanaście dni temu. Niech wymyśla na mnie inne paszkwile.
Nie boję się go.- Powiedziałam stanowczo patrząc Pauli w oczy, ale ona spuściła
wzrok. Z trudem zmuszając się do uśmiechu chwyciłam ją za dłoń.- Hej, będzie
dobrze; wszystko się jakoś ułoży. Ja skończyłam z Tomkiem, ty z Marciniakiem.
Tylko po prostu musimy się w nich odkochać.
- Więc nie chcesz już spotkać się z mężem? Nie chcesz z
nim rozmawiać?- Spytała mnie chyba głównie dlatego, że Tomek wciąż stał pod
cukiernią. Na moment spojrzałam na niego przez szybę.
- Nie.- Odparłam choć wewnątrz mnie coś ścisnęło się w
supeł.- Twoje wyjaśnienia całkiem mi wystarczą.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. Tobie ufam, a jemu…jemu już nie. Nie chcę
by dłużej mącił.
Kamiński jeszcze tylko przez dwie lub trzy minuty stał
pod cukiernią, ale w końcu najwyraźniej dał sobie spokój. Tak więc na nowo
mogłyśmy z Pauliną otworzyć „Słodki świat”. Jak zauważyłam jakiś czas później,
Tomek dał sobie spokój tylko dlatego, że zaczął dzwonić. Oczywiście nie
odbierałam, więc po jakimś czasie przyszła wiadomość:
SPOTKAJMY SIĘ.
Chciałam ją zignorować, ale po kilku minutach przyszła
następna:
JEŚLI TEGO NIE ZROBISZ BĘDĘ NACHODZIŁ CIĘ W CUKIERNI.
Czytając to niemal zagryzałam wargi do krwi. Miałam
nadzieję, że skoro do końca naszej umowy pozostał tydzień da mi już spokój. Ale
najwyraźniej nie dał. I jeszcze próbował szantażować Paulę by szpiegowała mnie
na jego rzecz. To były sztuczki poniżej pasa o które w życiu bym go nie
podejrzewała. Wiedział jak Babeckiej jest teraz ciężko, a mimo to wykorzystywał
ją w tak okrutny sposób. Chyba czas wreszcie przestać go bronić, uświadomiłam
sobie. Bo Tomek może i potrafił być czarujący jeśli chciał, ale gdy nie…Jeśli
nie chciał to zmieniał się w prawdziwego okrutnika i tyrana, który niszczył
jednym słowem bez jakiegokolwiek pardonu.
Niechętnie wysłałam mu więc wiadomość, że nie mam ochoty
z nim rozmawiać. Odpowiedź nadeszła w ciągu paru chwil.
MUSIMY POROZMAWIAĆ. NIE DAŁAŚ MI NAWET SZANSY WYJAŚNIĆ
PRZYCZYNY KŁÓTNI Z PAULINĄ. NIE UFAJ JEJ.
Roześmiałam się gdy to przeczytałam. Jej miałabym nie
ufać? Mając wybór między nim a moją przyjaciółką nie zastanawiałabym się dwa
razy nad wyborem tej drugiej.
A TOBIE MAM UFAĆ? OSOBIE KTÓRA SZANTAŻUJE I KARZE MNIE
SZPIEGOWAĆ?, Odpisałam mu.
NIE WIEM CZEGO ONA CI NAOPOWIADAŁA, ALE TO KŁAMSTWA.
PRZECIEŻ SAMA SŁYSZAŁAM.
NICZEGO NIE SŁYSZAŁAŚ. TWOJA NIECHĘĆ DO MNIE JEST
ZROZUMIAŁA, ALE JEŚLI JUTRO O DWUNASTEJ ZJAWISZ SIĘ W PARKU KOŁO CUKIERNI
WYJAŚNIĘ CI WSZYSTKO. I WYZNAM CAŁĄ
PRAWDĘ.
NIE SĄDZĘ.
NAWET JEŚLI MI NIE UFASZ ANI NIE WIERZYSZ, MUSISZ
PRZYNAJMNIEJ DAĆ SZANSĘ WYPOWIEDZIEĆ SIĘ OBU STRONOM. TAK BĘDZIE SPRAWIEDLIWIE.
- Tak będzie sprawiedliwie.- Wymamrotałam pod nosem
czytając ostatniego SMS-a, który wzbudził we mnie wściekłość.
Sprawiedliwie.
Dla Tomka było sprawiedliwie gdy wszyscy płaszczyli się przed nim i wierzyli bez zastrzeżeń. Gdy mógł stosować swoje okrutne metody nie martwiąc się, że rani przy tym innych. A co on robił? Osądzał ludzi bez dowodów i szansy wyjaśnienia, szantażem wymuszał posłuszeństwo, próbował zmuszać moją przyjaciółkę do tego by mnie szpiegowała i mu donosiła. Dlaczego tego nie uważał za niesprawiedliwe?
Sprawiedliwie.
Dla Tomka było sprawiedliwie gdy wszyscy płaszczyli się przed nim i wierzyli bez zastrzeżeń. Gdy mógł stosować swoje okrutne metody nie martwiąc się, że rani przy tym innych. A co on robił? Osądzał ludzi bez dowodów i szansy wyjaśnienia, szantażem wymuszał posłuszeństwo, próbował zmuszać moją przyjaciółkę do tego by mnie szpiegowała i mu donosiła. Dlaczego tego nie uważał za niesprawiedliwe?
Z tych wszystkich powodów postanowiłam, że nie dam
Tomaszowi możliwości do rozmowy ze mną. Dość już tańczenia tak jak mi zagra,
dość wymuszeń i prowokacji z jego strony. Teraz czekałam już tylko na nasz
rozwód.
W zasadzie to spodziewałam się, że łatwo nie odpuści.
Dlatego widząc go następnego dnia w cukierni wcale mnie to nie zdziwiło. A
jeśli już to jego dość szybka kapitulacja. Po fakcie jednak doszłam do wniosku,
że zachowywał się w miarę powściągliwie tylko ze względu na Izabelę, bo
najwyraźniej bał się że może donieść Agnieszce o tym jak mnie traktuje. Bo już
nazajutrz gdy zjawił się w cukierni nie ustąpił tak szybko. Jak zwykle swoją
techniką próbował zmusić mnie do rozmowy szantażując, że jeśli tego nie zrobię,
on zacznie wyjaśnienia na sali pełnej ludzi. W zasadzie to zajęte były tylko
cztery stoliki przy których siedziało zaledwie siedem osób, ale mimo wszystko by
do tego nie dopuścić wyszłam z cukierni.
Właściwie nie wiedziałam czy chcę czy nie chcę by poszedł
za mną; ale oczywiście zrobił to. Starałam się go przy tym ignorować; szłam
ulicą bez słowa zastanawiając się po co właściwie i gdzie mogłabym pójść. A on
wciąż gadał.
- Wiesz, to nie było fair, że dałaś wiarę słowom Pauli.
Nie wiem co ona ci na mnie nagadała, ale to wszystko nie jest prawdą.
Oczywiście z twojej perspektywy gdy zobaczyłaś nas na ulicy to wszystko mogło
wydawać się być inne, więc cię rozumiem. Słuchasz mnie w ogóle?- Spytał w
pewnym momencie. I choć wcale tak nie było (mimo mej usilnej sile woli by go
całkowicie ignorować) to jednak nie odpowiedziałam.- No dobrze, jeśli wolisz
milczeć to w porządku. Rozumiem, że możesz być zła…- Z trudem zacisnęłam zęby
by nie wydobyło się zza nich żadne najmniejsze słówko. Rozumiem, że możesz być
zła…cóż za wyrozumiałość. Miałam go za to oprawić w ramkę i ozłocić?- …ale nie
ma potrzeby zachowywać się jak dziecko. Moglibyśmy na przykład gdzieś się
zatrzymać i porozmawiać jak normalni ludzie, a ja wciąż tylko muszę cię gonić.
Ale to chyba lubisz, prawda? Ostatnio niemal muszę żebrać o najkrótszą
możliwość spotkania z tobą.- Więc tego nie rób, mówiłam sobie w myślach wciąż
mając daremną nadzieję, że jeśli nie będę tego mówiła na głos to on w końcu się
wkurzy i odejdzie. Tyle, że jego ta cała ucieczka zaczęła tylko bawić.- Tylko
wiesz, w końcu się zmęczysz i będziesz się musiała zatrzymać. Poza tym ja mam
znacznie dłuższe nogi, więc gdy ty prawie biegniesz ja mogę sobie spokojnie iść
co oznacza, że zrobisz to szybciej niż ja. Mam na myśli to, że nie dasz rady no bo kobiety z natury mają mniejszą wytrzymałość niż mężczyźni.-
Boże, gdy doszliśmy do skrzyżowania i siłą rzeczy musiałam na moment przystanąć
by zatrzymać się przed sygnalizacją świetlną, miałam ochotę krzyczeć albo rwać
sobie włosy z głowy. Albo robić i jedno i drugie. A on wciąż gadał, i gadał.-
O, już rozumiem. A więc idziemy porozmawiać spokojnie do tego parku po drugiej
stronie ulicy? No tak, masz rację na chodniku taka rozmowa mogłaby być trochę
niezręczna. A już zwłaszcza przy Pauli. Swoją drogą to mało masz teraz
klientów, co? Przez ten lokal, który ktoś otworzył kilka tygodni temu. Ale nie
martw się, twoje wypieki i tak są najlepsza. Poza tym dzieci uwielbiają twój
sposób dekoracji. Ja prawdę mówiąc też jestem pod wrażeniem. Nie wiem czy już
ci to kiedyś mówiłem, ale to po prostu niewiarygodne by osoba która tak
wspaniale dekoruje torty malowała je w tak fatalny sposób. Pamiętasz tamten
obraz który namalowałaś w domu mojego ojca? Na dodatek twoja interpretacja…-
Gdy nie mogąc wytrzymać jego gadaniny, zatrzymałam się tak gwałtownie, że
niemal na mnie wpadł.
- Nie wiem co bardziej mnie w tobie irytuje.-
Powiedziałam cedząc słowa przez zęby.- Twoja arogancja czy udawanie że wszystko
jest w porządku. A może dwulicowość? Chyba jednak wszystkie te czynniki po
trochu. Tak więc skoro już to wiesz to mógłbyś sobie iść i się ode mnie
odczepić.
- Ania, sądziłem że ustaliliśmy już że należy mi się byś
mnie chociaż wysłuchała.
- Należy ci się?- Żachnęłam się. Naprawdę czasami zastanawiałam
się jak mogłam kiedykolwiek chcieć z nim być. Okej, może i był przystojny. Ale
nie miał w sobie nic więcej za co mogłam go pokochać. Żadnej z cech, których
pożądałabym u swojego przyszłego męża. Wcześniej traktowałam go wyrozumiale
sądząc, że po części wynika to ze środowiska w jakim się wychował i dorastał,
ale przecież to nie było żadne usprawiedliwienie. Nie każdy Polak jest przecież
złodziejem, a Rosjanin ma twardą głowę. A czasami nawet wśród najbardziej
patologicznej rodzin może wyrosnąć wspaniały człowiek. Czy Tomek wciąż nie
powinien mieć łatwiej mając do dyspozycji atuty których przeciętna osoba nie
miała? Przecież mógłby robić co tylko chce; miał rodzinę która go kochała (no
dobra, może prócz ojca), pieniądze za które mógł spełniać swoje pasje,
możliwość robienie tego co chce. Przecież jego brat Krzysiek wydawał się być
wspaniałym człowiekiem. Czemu nie jest choć trochę do niego podobny?
- Tak, bo nie mam pojęcia czego naopowiadała ci Paulina.
I jakim prawem oczernia mnie mówiąc, że wciąż flirtuję z Iloną.
- Doprawdy? A więc możesz przysiąc, że w ciągu dwóch
ostatnich miesięcy nie widywałeś się z nią tak jak mi obiecałeś?
- Nie, bo to ona mnie nachodziła.
- Świetna wymówka. Wcześniej po nią dzwoniłeś? Zresztą,
nie odpowiadaj. I tak mnie to nie obchodzi. – Żałowałam, że wdałam się z
Tomkiem w tę krótką sprzeczkę. Chciałam przecież być konsekwentna i ignorować
go do końca tak by to on zrezygnował. A po prostu dałam się sprowokować. Zła na
siebie i na niego przyspieszyłam kroku kierując się do parku. Miałam nadzieję,
że tam go zgubię.
Niestety mój mąż nie znał pojęcia „nie” i znów zaczął za
mną iść. Czułam absurd całej tej sytuacji nie mając pojęcia co mam zrobić i jak
długo zachowywać się dziecinnie. W dodatku czułam, że jego to tylko bawi. Z
chwilą gdy to pomyślałam zauważyłam dwójkę młodych chłopaków rozmawiających ze
sobą. Jeden z nich siedział na ławce, a drugi opierał o nią nogę. O czymś
dyskutowali. I choć wyglądali na typowych dresów to miałam zamiar zwrócić się
do nich o pomoc mówiąc, że mężczyzna który za mną idzie już od jakiegoś czasu
mnie śledzi. Miałam gdzieś czy obiją Tomkowi tę jego śliczną buźkę czy nie
(choć najpewniej to zrobią) Ale gdy tylko zwróciłam się do nich mówiąc
„przepraszam”, zamarłam. Bo tej który siedział na ławce spojrzał na mnie i
zdjąć kaptur. I okazało się, że nie był taki młody jak sądziłam. A przede
wszystkim go poznałam.
To był Radek Jędruchniewicz. Mężczyzna, z którym kilka
lat temu zapoznałam swoją siostrę, a który ją zniszczył. Diler, który
sprzedawał jej narkotyki.
W czasie gdy ja totalnie zaskoczona wpatrywałam się w
niego z pewnie niezbyt inteligentną miną zastanawiając się co robi w Warszawie
skoro jeszcze kilkanaście dni temu widziałam go w swojej wsi, on rzucił na mnie
przelotne spojrzenie. Potem jego towarzysz rzucił coś do niego ze śmiechem, ale
ja nie za bardzo zrozumiałam co. Dopiero gdy Radek zwrócił na mnie wzrok
ponownie zrozumiałam, że musiała być to jakaś uwaga na mój temat. Bo obdarzył
mnie szerokim wymownym uśmieszkiem. A potem wstał z ławki.
- Co tam laleczko? Zgubiłaś się?- Spytał trochę
ironicznie, a ja nadal nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Ten człowiek stał
naprzeciwko mnie, a choć ja bardzo pragnęłam tego by z nim porozmawiać, teraz
nie miałam pojęcia co mu powiedzieć.- Hej, pomyślałbym że jesteś niemową,
gdybyś się na początku nie odezwała. Chyba, że to przepraszam rzucił twój
kolega, hm?- Wymownym gestem wskazał na Tomka, który właśnie się do mnie
zbliżył. Ignorując patrząc na mnie mężczyzn, spytał:
- W porządku, Aniu? Zaczepili cię?
- To twoja lala nas zaczepiła koleś.- Wtrącił się kolega
Jędruchniewicza. Kamiński nawet na niego nie spojrzał patrząc na mnie.
- Idziemy Aniu?- Delikatnie złapał mnie za ramię, a
raczej próbował bo się od niego odsunęłam. Wciąż jednak nie mogłam dość do
siebie.
- Chyba lala nie ma na to ochoty co? Zostajesz z nami
Aniuś?- Powiedział Radek.
- Idziemy.- Tym razem ton mojego męża był bardzo
stanowczy. Pozwoliło mi obudzić się z letargu.
- Nie, zostaję tutaj.- Oznajmiłam wprawiając Tomka w
konsternację a pozostałych w rozbawienie.
- Oj, chyba laska ma cię dość koleś. Spadaj.
- Ania, o co chodzi?- Tomek znów zwrócił się do mnie nie
reagując na zaczepkę. Spowodowało to złość u stojących obok nas mężczyzn.
- Mnie się nie ignoruje, koleś. A może jesteś głupi?- Radek
zaczął zbliżać się do Tomka z zamiarem wszczęcia bury. Musiałam więc działać.
- Idź stąd.- Zwróciłam się do Kamińskiego.- Ja…ja ich
znam. To moi…znajomi.- Trochę nagięłam prawdę, bo po pierwsze znałam tylko
Jędruchniewicza, a po drugie to w życiu nie nazwałabym go swoim znajomym.- Chcę
z nimi porozmawiać.
- Widzisz kolo? Jesteś całkowicie zbędny.- Widząc, że
Tomek patrzy wściekle na Radka zaciskając dłonie w pięść odezwałam się
ponownie:
- Proszę, idź już.- Poprosiłam cicho. Gdzieś miałam co sobie
o mnie pomyśli; może nawet to że Jędruchniewicz to mój były kochanek? W końcu
zawsze sądził o mnie jak najgorzej. Dlatego niemal wbrew sobie dorzuciłam tonem
wyjaśnienia: - Potem porozmawiamy.- Tomek spojrzał na mnie uważnie, ale
widocznie wyczytał w moich oczach strach.
- Nie zostawię cię tu z nimi.- Oznajmił.
- Z nimi? A co ja jestem jakąś ropuchą wymuskany gogusiu?-
Wtrącił się znów Radek.
- Idź stąd dobrze? Choć raz zrób to o co cię proszę.-
Wiedząc, że mogę stracić okazję by poznać prawdę na temat przeszłości musiałam
być bardziej stanowcza.
- Ale Aniu…
- Tomek odejdź.
- Jeśli już chcesz zostać to ja też to zrobię. Nie
pozwolę by…
- Nic mi się nie stanie to tylko rozmowa.
- I tak tu zostanę.- Powtórzył uparcie. Wiedziałam w jego
wzroku, że nie ustąpi, więc dałam za wygraną. Taka szansa może mi się nie
powtórzyć. A jeśli się uda może spotkam się z Radkiem jeszcze raz. Co z tego,
że Tomek pozna niepochlebną prawdę na temat mojej rodziny i zmarłej siostry?
Teraz nie miało to dla mnie żadnego znaczenia. W końcu i tak czekaliśmy tylko
na rozwód. Dlatego ignorując obecność męża spojrzałam na dawnego chłopaka
siostry. W jego wzroku dostrzegłam ciekawość i jakby aprobatę. Czyżby
spodziewał się, że naprawdę moje zainteresowanie nim wynika z przyczyn
damsko-męskich? W ogóle mnie nie pamiętał?- Wiesz kim jestem?- Spytałam go na
początku, bo chyba zmylił mnie fakt, iż użył w stosunku do mnie mojego imienia.
Ale najwyraźniej zwrócił się nim do mnie dlatego, że usłyszał jak tak nazwał
mnie wcześniej Tomek.
- Dziewczyną z którą zjem dzisiaj kolację?- Odparł mi
ironicznie powodując rechot swojego kumpla. Od strony Kamińskiego rozległ się
dziwny odgłos przypominający warknięcie. Może to dlatego Jarek dodał:- Byle bez
niego.
- Pytałam poważnie. Naprawdę mnie nie poznajesz?-
Zauważyłam, ze zaintrygowany spojrzał na mnie uważniej i nie bez tej
towarzyszącej mu kpiny. Ale w jego oczach nie dostrzegłam żadnego błysku
rozpoznania.
- Prawdę mówiąc wydajesz mi się być znajoma, ale ni w ząb
nie kojarzę skąd. A zapamiętałbym taką ślicznotkę, gwarantuję.
- Właściwie to bardziej znałeś moją siostrę.- Oznajmiłam.
- Doprawdy? Czyli?
- Anitę.- Po moich słowach zaległa cisza. Wiedziałam, że
wprawiłam go w niezłe osłupienie zapewne przywołując niezbyt przyjemne
wspomnienia. Ale ku mojemu szczeremu zaskoczeniu oprócz zmarszczenia brwi,
Jarek nie wydawał się być ani trochę zmieszany czy winny. Poczułam
niewiarygodną wściekłość dopóki nie spojrzałam mu w oczy. I wtedy zrozumiałam coś jeszcze gorszego.
Imię mojej siostry nic mu nie mówiło.
Imię dziewczyny którą pośrednio zabił i wciągnął w
narkotykowe bagno było dla niego zupełnie obce.
Miałam ochotę się roześmiać. Przecież nawet jeśli nie
zapamiętał jej jako swojej dziewczyny, bo widząc teraz jego podejście do mnie
samej musiał ich mieć niemało, to przede wszystkim musiał chociaż powiązać to
imię ze sprawą, przez którą trafił do więzienia. A przynajmniej tak mi się
wydawało. On natomiast zachowywał się tak jakby nie miał o tym wszystkim
pojęcia. Liczyłam się z tym, że mógł tak świetnie grać, ale nie wierzyłam w
to.
- Spotykaliście się przez ponad rok ponad sześć lat temu.
- I sądzisz, że mam to pamiętać? Ona cię tu na mnie
nasłała?- Jeśli do tej pory miałam jakieś wątpliwości, że może grać, to teraz
się one rozwiały. Z trudem powstrzymałam gorycz która napłynęła mi do ust.
- Anita nie żyje.
- Przykro mi.- Rzucił, ale nie brzmiało to szczerze;
zupełnie tak jakby zrobił to odruchowo.
- Bo powinno skoro ją zabiłeś.
- Słucham? Co to ma być? Zjeżdżaj mała, bo chyba zacząłem
tracić cierpliwość.
- Anita Parulska, naprawdę nic ci to nie mówi?- Spytałam
a potem wymieniłam kilka faktów z przeszłości. Miejsce tamtej dyskoteki na
której się poznali, nazwę miejscowości z której pochodzę, rozprawę która
sprawiła że został skazany. I chyba wreszcie przypomniał sobie fakty.
- O cię w życie. Jesteś siostrą Nity?- Odezwał się
retorycznie, a ja dopiero teraz przypomniałam sobie, że wówczas tak właśnie ją
nazywał. Swoją Nitą. A przynajmniej tak mówiła mi moja zmarła już siostra- No tak, ta smarkata blondyna to ty. Ale wyrosłaś.- Nie
skomentowałam tego, choć nazwanie niespełna dziewiętnastoletniej dziewczyny
którą wówczas byłam smarkatą, było trochę nie na miejscu. Skinęłam więc tylko
głową.- A ten tchórz z tobą to kto?
- Ten tchórz…- Zaczął Kamiński, ale mu przerwałam.
- Nikt kto jest związany z tą historią.
- Nie pies?
- Kto?
- Glina.
- Nie, skąd.
- Więc po co tu jesteś? I jak mnie znalazłaś?
- Przypadkiem.
- Życie nauczyło mi nie wierzyć w przypadki.
- Ale ten jest akurat prawdziwy.
- Nie sądzę. Spadamy Rudy.
- Czekaj. Ja chcę tylko wiedzieć dlaczego.
- Co wiedzieć?
- Dlaczego ją zniszczyłeś.- Odparłam twardo. Przez chwilę
miałam wrażenie, że Radek zaraz się na mnie rzuci, ale zaraz potem jego
zagniewana twarz się rozpogodziła, a nawet wydawała się być uśmiechnięta.
- Zniszczyłem?- Spytał ironicznie.- Laleczko, ja nikogo
nie zniszczyłem.
- Sprzedawałeś jej narkotyki.
- Zamknij się, bo ktoś cię usłyszy.- Warknął.
- Wcale się nie zamknę. A ty powinieneś siedzieć w
więzieniu tam gdzie twoje miejsce.
- Jakie ostre i dramatyczne słowa.- Skomentował całkiem
już rozbawiony, choć ja miałam nadzieję go rozzłościć.
- Nie masz nawet aż krzty przyzwoitości by to przyznać?
Anita zginęła przez ciebie.
- Słuchaj księżniczko uważnie, bo powiem to tylko raz.
Twoja siostra zginęła, bo była ćpunką. Ja nie wmuszałem w nią narkotyków. –
Dodał ciszej.
- Ale umożliwiłeś jej do nich dostęp.
- I to czyni ze mnie jej mordercę?
- Tak. Poza tym ona nie żyje co chyba muszę ci
przypomnieć. I nie pozwolę byś mówił o niej w tak obelżywy sposób.
- Niby jaki? Ćpunka? Przecież to prawda.
- Jeśli nawet brała narkotyki i się od nich uzależniła to
tylko przez ciebie.
- Dobre, Rudy co?- Roześmiał się Jędruchniewicz.
- Nie będzie ci tak do śmiechu kiedy powiadomię policję,
że nadal handlujesz.- Odgryzłam się. Dokładnie gdy kończyłam wypowiadać
ostatnią sylabę znienacka zbliżył się do mnie tak, że gdyby nie szybka
interwencja Tomka z pewnością rzuciłby się na mnie.
- Zbliż się do niej na metr, a porachuję ci wszystkie
kości.- Warknął do niego. Radek nic sobie jednak z tego nie zrobił; zaśmiał się
tylko złowieszczo, a potem Tomek jakimś dziwnym sposobem znalazł się na ziemi.
Dopiero po fakcie zorientowałam się, że do akcji wkroczył ignorowany do tej
pory przeze mnie „Rudy”. Irracjonalnie pomyślałam, że ten zbir zrobił dokładnie
to samo co mój mąż kilka dni temu Dawidowi. Tyle, że z jego nosa nie ciekła
krew.
- Ja jednak radziłbym tobie uważać. Bo nas jest dwóch, a
na dodatek twoja lala nieźle mnie wkurzyła.- Przywrócił mnie do rzeczywistości
głos byłego chłopaka siostry. Poza tym mówiąc to Jarek spojrzał na mnie i w tej
chwili dotarło do mnie, że mama i tata a nawet Franek mieli rację ostrzegając
mnie przed nim. To był zły człowiek. Przestępca. A ja sądziłam, że porozmawiam
z nim normalnie i moje zarzuty przyjmie z wyrozumiałością? Śmiechu warte.
Czasami, a raczej powinnam powiedzieć wciąż byłam zdumiewająco naiwna. To
wszystko nie rozgrywało się tak jak chciałam. Dlatego mimo wszystko, by nie
rozwścieczać bandziorów zdecydowałam się na łagodną perswazję. Wiedziałam, że
jeśli to schrzanię to odpowiem za to razem z Tomkiem. Do tej pory przez park
nikt nie przechodził, poza staruszką która przechodząc obok nas wymownie
odwróciła głowę w drugą stronę udając, że nie widzi nic złego w tym, że jakiś
mężczyzna uderzył drugiego tak że leży na ziemi. Nie mogłam jej jednak za to
winić. W końcu i tak nie mogłaby się mierzyć z dwójką kryminalistów.
- Jarek, chodzi mi tylko o prawdę, dla mnie samej. Nie
chcę ciągać cię po żadnych sądach, ani o nic obwiniać. Nie mam też żadnego
podsłuchu, a Tomek nie jest policjantem.- O dziwo, moje słowa i towarzyszący im
ton go udobruchał. Niewerbalnym gestem skinienia głową dał znak swojemu
kompanowi, by odszedł od Kamińskiego pozwalając mu wstać.
- Więc czego chcesz? Tylko się streszczaj.
- Chcę wiedzieć czy…- Już miałam ochotę powiedzieć: czy
celowo podałeś jej tamten narkotyk, ale ugryzłam się w język. Miałam go
przecież nie złościć.- …czy dawka narkotyków którą miała Anita była za duża czy
to była jej wina.
- Jasne, że jej.- Prychnął.- Przecież mówiłem jej, że
towar jest całkowicie czysty i mocny. A to, że wzięła za dużo nie jest moją
winą.- Z trudem udało mi się nad sobą zapanować gdy to mówił i nie wybuchnąć że
jednak zawinił. Może i bezpośrednio nie zmusił jej do ćpania, ale jej to
umożliwił. W dodatku złościło mnie jego całkowite niepoczuwanie się do
odpowiedzialności. Nawet ja czułam się winna gdy tylko zapoznałam Anitę z tym
człowiekiem, a on? Diler? Jak mógł spokojnie żyć ze świadomością, że jego
„klientka” zmarła. Ba, nawet dziewczyna, bo przecież Anita spotykała się z nim
prawie rok praktycznie do czasu swojej śmierci. Nie miał skrupułów, serca?
- Ale jak? Nie wiedziała jak ją dozować?
- Jej, po prostu była na takim głodzie, że brała ile
miała. Nic nie dawało jej się przetłumaczyć. Skończyła jak typowa ćpunka.
- Czemu więc jej nie pomogłeś?- Pytając starałam się
powściągnąć wyrzut tkwiący w moim tonie. Na szczęście Jarek albo go nie
zauważył, albo też celowo zignorował.
- A co ja jestem pan Bóg żeby komuś pomagać? Ostrzegałem
ją, okej?
- Ale byłeś jej chłopakiem.- Przypomniałam.
- W ostatnich miesiącach już nie. Ja tylko dawałem jej
towar, to wszystko. Jej zresztą tylko dragi były w głowie, a gdy nie miała na
nie kasy i się z kimś puściła to miłość wyparowała.- Zakończył nieco
ironicznie.
- Moja siostra by nie…a na pewno nie za narkotyki.
- Więc o niczym nie masz pojęcia.
- To ty nie masz o niczym pojęcia. Jak śmiesz ją
oczerniać?!- Mimo swoich silnych postanowień nie byłam w stanie się powstrzymać
i prawie krzyknęłam z gniewnym wyrazem twarzy.
- Nie mam powodu by to robić. Ale zapytaj kogo chcesz,
Rudego, naszych innych znajomych. Każdy mógł ją mieć gdy nie miała towaru.-
Słysząc to poczułam tak wielką nienawiść, że nie bacząc na nic rzuciłam się na
Jędruchniewicza z pięściami. Zdążyłam się jednak tylko zamachnąć, bo szybko
mnie unieruchomił, choć nie puścił. Szarpiąc się zdołałam zauważyć, że Tomek
ponownie zostało powalony przez Rudego na ziemię. Najwyraźniej próbował mi
pomóc.- No co kwiatuszku? Nie wierzysz w to jaką sprzedajną dupą była twoja
starsza siostrzyczka, hm? W to, że gdy nie miała już co oferować oferowała
nawet ciebie?
- Kłamiesz!
- Ja kłamię?!- Gdy szarpnął mnie za głowę poczułam łzy w
oczach na poły spowodowane przez ból fizyczny na poły psychiczny. – Rudy może
to potwierdzić, znał Kałamarza któremu wpadłaś w oko. Pamiętasz imprezkę u Małego?
Spodobałaś się chłopczykowi, a że Nita dla dragów zrobiła by wszystko
zaoferowała ciebie, choć trzeba jej przyznać, że najpierw samą siebie. Ale
Kałamarz się napalił na ciebie. Zwłaszcza gdy dowiedział się jaka jesteś
niewinna. Także jak widzisz, powinnaś być zadowolona z tego, że umarła. Bo
tydzień później nie byłabyś już takim niewiniątkiem. A najpewniej to
wciągnęłaby cię jeszcze w takie samo bagno w jakim ona tkwiła.
- Anita nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła.-
Wyszeptałam z trudem.
- Więc sobie nie wierz, mi to prawdę mówiąc wisi. Albo
wiesz co, zapytaj rodziców; oni byli na rozprawie i wszystko im powiedziałem. A
raczej sędzinie. Ale oni też tam byli i słyszeli. Poza tym wbrew temu co mówisz
nie mam powodów by kłamać, bo i po co? Nie znam ciebie, a Nita jak mówisz jest
już w piachu. – To powiedziawszy puścił mnie powodując, że z zaskoczenia
upadłam na kolana. Zaskoczenia i bólu.
Jakaś część mojej świadomości nie dawała wiary temu co
powiedział Jędruchniewicz. Wbrew temu co powiedział miał powód by kłamać.
Obraziłam go, więc chciał się odkuć. Tylko, że to co mówił o moich rodzicach i
rozprawie…to przecież mogłam sprawdzić. Oni upewnią mnie, że kłamał. Tyle
tylko, że we wzroku mamy gdy chciałam rozmówić się z Radkiem gdy spotkałam go
po wyjściu z kościoła było coś bardzo dziwnego.
Co da ci
rozmowa z nim? Chcesz żeby ciebie też skrzywdził?
Ciebie też skrzywdził…
Na dodatek dobrze pamiętałam Kałamarza: wstrętnego,
wytatuowanego mięśniaka który choć przystojny mnie wydawał się być obleśny. I
te jego nędzne próby poderwania mnie na imprezie. Ale Anita nigdy by…
„Aniula,
co ty na to byśmy wybrały się na domówkę?
Zanocujemy u moich znajomych, trochę wyrwiesz się z domu, bo po trzecim
roku już masz wakacje. Na dodatek poznasz faceta, któremu się spodobałaś. W
zasadzie to już go znasz, ale…”
Nie wiem jak mogłam doskonale pamiętać słowa
wypowiedziane przez moją zmarłą siostrę tak dokładnie skoro wypowiedziała je 6
lat temu, ale jednak tak było. Tyle, że uświadomienie sobie ich nie było miłe.
A raczej było okropne. Poczułam tak silny skurcz gardła, że czułam jak się
duszę. Niemal spazmatycznie zaczęłam łapać powietrze choć sprawiało mi to dużą
trudność.
Nie, to nie może być prawda. Anita by mi tego nie
zrobiła, nie za dragi. Nigdy nie skrzywdziłaby mnie w ten sposób. Kochała mnie
a ja ją. Ufałam jej. Dlaczego więc teraz dawałam wiarę słowom jakiegoś dilera
który nie miał żadnych skrupułów? Przecież równie dobrze mógł sobie wymyślić tę
historyjkę. Co z tego, że wiele szczegółów z jego opowieści odpowiadało
rzeczywistości? To czysty przypadek.
Życie
nauczyło mnie nie wierzyć w przypadki.
Nie! Nie! Nie!
- Aniu, w
porządku?- Czując obok siebie ciało Tomka w pierwszej chwili chciałam się
odsunąć, ale nie byłam w stanie tego zrobić czując się jak osoba sparaliżowana.
Trwaliśmy więc tak tylko klęcząc na ziemi, a z mojej twarzy ciekły łzy. Dopiero
po upływie kilku minut zdołałam się jako
tako uspokoić. Wtedy stanowczo odepchnęłam Kamińskiego.
Nagle uświadomiłam sobie czego był świadkiem. I
czego dowiedział się o mojej rodzinie. Ale litość w jego oczach wywołała we
mnie prawdziwą złość. Dlatego choć łamiącym się głosem zaczęłam mówić:
- Moja siostra…Anita była wspaniałą dziewczyną i moją
najlepszą przyjaciółką. Zawsze mnie wspierała i była bardzo zdolna. Zdobyła
wiele nagród w konkursach z różnych dziedzin, studiowała dwa kierunki
jednocześnie, a w weekendy dorabiała sobie pracując. Uwielbiałyśmy się
nawzajem, więc to nieprawda co powiedział o niej Radek. W nic mnie nie
wciągnęła. I nigdy by nie…- Wymówienie tego co sugerował Jędruchniewicz było
ponad moje siły. Szczególnie gdy patrzyłam przy tym Tomaszowi w oczy. Dlatego
zanim kontynuowałam wbiłam wzrok w podłoże i wzięłam głęboki wdech.- To przez
niego wpadła w nałóg, który doprowadził ją do śmierci. To on był winny jej
upadkowi. I ja, bo gdybym ich ze sobą nie poznała to ona nigdy nie zaczęłaby
się z nim spotykać. Ale wtedy nie miałam pojęcia czym on handluje. Nie wiem
czego naopowiadał ci twój ojciec ale ona taka nie była. Mnie możesz uważać za
najgorszego robaka ale moja siostra nie była żadną dziwką i ćpunką. Trochę się
pogubiła to wszystko.
- Ania…
- Spokojnie, możesz sobie już iść. Już dochodzę do
siebie. Nie powinnam była rozmawiać z tym kryminalistą. Przynajmniej w tym
miałeś rację. – Roześmiałam się nagle czując przypływ wisielczego humoru choć
był to śmiech przez łzy, które wciąż nie przestawały płynąć.
- Aniu, pomogę ci. Niedaleko mam samochód, doprowadzisz
się do ładu, porozmawiamy.
- Nie chcę.- Oznajmiłam twardo.
- Ale powinnaś…
- Dobrze wiem co powinnam zrobić.
- Aniu…
- Zostaw mnie.- Wyszeptałam w końcu podnosząc na niego
udręczone spojrzenie.- Po prostu mnie zostaw i nie udawaj że moje łzy czy ból
robią na tobie jakiekolwiek wrażenie. Ale nie poczekaj: przecież to tylko
kolejne kłamstwo w mojej dobrze zaplanowanej strategii. Jestem w końcu świetną
aktorką czyż nie?
- Nigdy tego nie powiedziałem.
- Nie? Teraz się będziesz wypierał? Czekaj, jak to było?
„Nie jestem z tych których rozczula widok kobiecych łez. A szczególnie w
wykonaniu takiej oszustki i wyrachowanej kobiety jak ty.” Dobrze zapamiętałam
to co powiedziałeś mi w gabinecie swojego ojca? Chociaż wspomniałeś coś jeszcze
o melodramatycznych gestach.
- Błagam zapomnij o tym. Wiem, że byłem sukinsynem i
gadałem same głupoty których w żaden sposób nie mogę odpokutować.
- Nie potrafię tak po prostu zapominać jak ty. – Odparłam
mu cicho nie wiadomo dlaczego czując nowy napływ łez. Przymknęłam nawet oczy by
zapobiec ich dalszemu potokowi, choć nic mi to nie pomogło.
- W takim razie potraktuj mnie jak nieznajomego który
chce ci pomóc. Sama musisz przyznać, że nie możesz wrócić w takim stanie do
cukierni.- Nagła rzeczowość i racjonalny ton Kamińskiego w pierwszej chwili
zbiły mnie z tropu, ale może dzięki temu pozwoliły się wziąć w garść. Mimo wszystko
nie chciałam z nim iść, choć niewątpliwie było to najlepsze wyjście z tej
sytuacji. Dopiero gdy poczułam jego dłoń którą objął moją pozwoliłam
zaprowadzić się do auta. Choć już po kilku krokach wyrwałam ją z jego uścisku.
Znalazłszy się w środku, Tomek od razu dał mi chusteczki
higieniczne, a potem w lusterku samochodowym mogłam doprowadzić do ładu swoją
twarz. Z wolna zaczęłam się uspokajać zwłaszcza gdy Kamiński o nic mnie nie
pytał tylko milczał. Nawet na mnie nie patrzył pozwalając mi pozbierać się do
końca. Ale po kilku minutach usłyszałam jego cichy głos:
- Gdy umarła mi mama miałem zaledwie cztery lata.
Niektórzy mogą stwierdzić: co tam może pamiętać dziecko z tego okresu, ale ja
pamiętam bardzo dużo. Kojący ton jej głosu gdy czytała mi bajkę na dobranoc,
dźwięk śmiechu gdy bawiliśmy się w berka biegając po całym domu w czasie gdy
nie było ojca, dotyk dłoni którą tuż przed opuszczeniem wieczorem mojego pokoju
nakrywała mi czoło. Zaangażowanie gdy lepiliśmy z plasteliny małe zwierzątka i
noszenie mnie do góry nogami co uwielbiałem. No i to jej nucenie. Do dziś
pamiętam melodię którą wciąż mamrotała pod nosem.- Gdy spojrzałam na Tomka
zauważyłam, że na twarzy ma lekko melancholijny uśmiech a jego oczy patrzą
gdzieś prosto przed siebie niewidzącym wzrokiem jakby teraz były skierowane na
przeszłość.- To były najszczęśliwsze lata mojego dzieciństwa: ojca prawie razem
z nami nie było; zjawiał się tylko czasami na kolacji i klepał mnie po głowie
jak dobrze wytresowanego pieska. Czasami pytał nawet jak minął dzień, a gdy
uradowany że go to obchodzi zaczynałem opowiadać nawet nie stać go było na
utrzymanie odrobinki zainteresowania. Dlatego obecność matki znaczyła dla mnie
bardzo wiele, a gdy jej zabrakło czułem, że zawalił mi się cały świat. Teraz z
perspektywy czasu sądzę, że może dobrze się stało. Ona też nie była szczęśliwa
w małżeństwie. Była żoną potwora, którym był mój ojciec a jej beznadziejność
pogłębiał fakt, że kochała go nieodwzajemnioną miłością. Pamiętam jak czasami
prosiła go o to by został trochę dłużej w domu, by zjadł z nią śniadanie. Ale
on nigdy tego nie zrobił, chyba że miał ku temu powód. Pochłaniała go firma,
tak się zawsze tłumaczył. Prawda była jednak taka, że ożenił się z mamą na
złość rodzinie.
- Co to znaczy?- Spytałam nawet nie zauważając kiedy
zapomniałam o własnym smutku i pochłonęła mnie historia dzieciństwa Tomka o
którym nigdy mi nie opowiadał.
- Podobno poznał kogoś w czasie studiów. Zakochał się,
choć mnie wydaje się być to teraz niemożliwe, bo on w ogóle nie ma serca. Ale
może wtedy jeszcze je miał, nie wiem. W każdym bądź razie dziewczyna była
nieodpowiednia: biedna, a jej rodzice byli zwykłymi robotnikami. Ojciec mimo to
chciał się z nią ożenić, ale jego własny ojciec z matką nie wyrazili na to
zgody. A on postępował zawsze tak jak chcieli dlatego ożenił się z odpowiednią
panną jaką była moja matka. I unieszczęśliwił i ją, i siebie. I zapewne tę
nieszczęsną studentkę.
- A więc to złamane serce sprawiło, że teraz jest twardy
jak głaz?
- Dla mnie jego serce zawsze było głazem, ale może w
młodości potrafił zachowywać się inaczej. W zasadzie nie wiem ile z tego
wszystkiego jest prawdą, a ile tylko złośliwą plotką. Ale tę historię
usłyszałem wiele lat od babci, która miała wtedy prawie siedemdziesiąt lat. W
dodatku miała demencję starczą co czyni jej wypowiedź niewiarygodną. Tyle, że
kilka osób wspomniało kiedyś o wielkiej miłości ojca jak się o niej ironicznie wyrażali.
- Myślę, że może być prawdziwa.- Stwierdziłam na koniec.-
Podobno niektórzy ludzie przeżywając zawód miłosny gorzknieją i tracą całą
radość życia. Być może tak stało się z twoim ojcem: kto wie, może nawet żałował
zmarnowanej okazji? Może gdyby walczył o swoją miłość…- Urwałam świadoma, że
odruchowo współczuję temu starszemu człowiekowi który potraktował mnie tak
haniebnie. Na dodatek rozmowa o przeszłości była bezcelowa, bo to było
zwyczajne gdybanie. Jaki więc był sens zastanawiać się nad wariantami rozwoju
sytuacji takich na przykład jaki byłby Władysław Kamiński gdyby ożenił się z
miłością swojego życia? Dlatego spytałam o coś jeszcze co mnie ciekawiło:- A co
z matką Krzysztofa i Mai? Czy ją kocha?
- Małgorzatę? Raczej nie. Może ją lubi, to wszystko.
- Więc dlaczego się z nią związał?
- Jak znam te jego średniowieczne poglądy to pewnie
chciał mieć pewność, że ma swojego zapasowego syna który mógłby przejąć po nim
firmę. Albo po prostu ten stary diabeł wiedział, że ja nie będę miał na to
ochoty. W zasadzie to malowałem od małego, w dodatku byłem bardzo chorowity a
że wychowywała mnie głównie matka a po jej śmierci rzesza opiekunek byłem dość
wrażliwy i delikatny. Pamiętam, że dużo wody upłynęło zanim krzyki ojca
przestały powodować, że cały kurczyłem się w sobie. Zawsze kiedy płakałem
robił się dużo bardziej nieprzyjemny.- Dodał już ciszej. Spojrzałam na niego
widząc smutek malujący się na jego twarzy. Tomek nigdy wcześniej nie zająknął
się na ten temat, nie zdradził ze swoim bólem, nie opowiadał o nieszczęśliwym
dzieciństwie czy śmierci matki. Czasami czułam, że w ogóle go nie znam.
- Musiało ci być bardzo ciężko.
- I było, choć teraz z perspektywy czasu nie wydaje mi
się to być takie trudne. Nie bił mnie przecież, nie maltretował; po prostu miał
mnie za chodzące rozczarowanie. Wiele osób żyje w gorszych warunkach ode mnie:
ja przecież miałem co jeść, czym się bawić, gdzie spać. Otaczała mnie cała
armia opiekunów, szoferów, znajomych. Każdego roku podczas ferii letnich i zimowych
wyjeżdżałem za granicę a w weekendy bawiłem się w największych centrach dla maluchów a potem młodzieży. Do tego mnóstwo dzieci znajomych ojca którzy chcieli wkupić się w moje
łaski i dawali łatwo sobą kierować. Czy mam więc powód do narzekań? Miałem
przecież wszystko.- Dodał ironicznie.
Choć jeszcze niedawno sama przyznałabym mu rację teraz
zrozumiałam, że się myliłam. Słuchać dalszej części jego opowieści o odczuciach
po śmierci matki zrozumiałam, że po jej odejściu nie miał miłości. A ona była
przecież w życiu najważniejsza. Bez uczuć ludzie stawali się tylko robotami nie
potrafiącymi współczuć i odczuwać, takimi jak Władysław Kamiński.
W pewnym momencie Tomasz powiedział mi, że od bardzo
dawna nosi w portfelu zdjęcie matki co mu bardzo pomaga w chwilach gdy czuje
się nie najlepiej. A potem mi je pokazał. Przez dobrą chwilę wpatrywałam się na
piękną, góra dwa lata starszą ode mnie kobietę (bo Tomek wyznał mi, że zrobiono
je na pół roku przed śmiercią jego matki) w biało czarnej scenerii. Na jej
szeroki uśmiech, błyski w oczach które tak dobrze znałam u Tomka. Była
niezaprzeczalnie piękna, a jej maleńkie zmarszczki wokół ust świadczyły o
skłonności do uśmiechu. Ale nie jej fizyczne walory zwróciły moją uwagę. Po
prostu poczułam irracjonalne uczucie, że gdzieś już kiedyś widziałam tę
kobietę. Wysilając cały swój umysł starałam się sobie przypomnieć gdzie, ale
zaraz uświadomiłam sobie absurdalność tego spostrzeżenia. Przecież skoro matka
mojego męża zmarła gdy miał cztery lata, to mnie nawet nie było jeszcze na
świecie. Jak mogłabym więc ją kiedykolwiek spotkać czy znać? Niestety ta myśl
mnie nie uspokoiła; bo było w niej coś znanego, coś co już wcześniej
widziałam..
Lekko zirytowana oddałam Tomkowi fotografię jego matki, a
potem skupiłam się już na słuchaniu dalszej części jego historii, a więc latach gdy był nastolatkiem a potem
młodym mężczyzną; o próbach skojarzenia go z Iloną, o waśni z Krzyśkiem któremu
zazdrościł, o zmuszeniu go przez ojca do porzucenia malarstwa. Teraz przyznawał,
że było w tym trochę racji: w dzisiejszych czasach raczej trudno utrzymać się z
pędzla, ale mimo wszystko ma do niego żal o to, że go nie wspierał.
Słuchając tego doszłam do wniosku, że moje życie
diametralnie różniło się od tego które on wiódł. Nawet nie ze względów
materialnych czy wynikających z odmiennych pozycji, ale charakteru moich
rodziców. Mama może i była czasami irytująca, może często powinna trzymać język
za zębami i być mniej bezpośrednia to
jednak mnie kochała. Tata choć wyznawał zasadę, że mówienie jest srebrem
a milczenie złotem, to jednak jego obecność była mi bardzo kojąca. A kogo miał
Tomek gdy zmarła jego rodzicielka? Ojca który go ignorował i młodsze rodzeństwo
na które był wściekły z powodu faktu, że kobieta która wydała je na świat
niejako zastąpiła jego ukochaną matkę.
Próbowałam wyobrazić sobie przerażonego po utracie
ukochanej matki czterolatka mieszkającego w wielkim domu, którym ojciec się nie
interesował. Który po nieco ponad roku musiał zaakceptować obecność macochy, a
potem nowego rodzeństwa. Teraz lepiej już rozumiałam jego ból który maskował
okazując im niechęć.
Współczułam mu. Próbowałam się od tego powstrzymać
przypominając sobie liczne sytuacje w przeszłości ukazujące, że Tomek jednak
nie jest taki święty za jakiego chce uchodzić, ale nawet to nie pomogło. Ani
się spojrzałam a zaczęłam opowiadać mu o Anicie i o naszych młodzieńczych
wybrykach. O tym jak wymykałyśmy się z domu by nocą spać w domku na drzewie a
rankiem mama kaprysiła wypominając nam to gdy jakiś czas później złapałyśmy
grypę choć od tamtego wydarzenia minęło dobrych kilka tygodni. O tym jak razem
jeździłyśmy na wycieczki rowerowe czy organizowałyśmy pikniki, jak zawsze była
wobec mnie cierpliwa i wyrozumiała gdy często musiała dostosowywać się do możliwości
młodszej o pięć lat siostrzyczki. Aż w końcu o tym jak poznałam ją z Radkiem: o
swoich wyrzutach sumienia i śmierci za jaką się obarczam. O tym, że nawet jeśli
Jędruchniewicz nie kłamał i naprawdę była gotowa na to by w zamian za narkotyki
wmanewrować mnie w wieczór z Kałamarzem, to mimo wszystko nie pozwoliłaby na to
by mi coś zrobił.
- Aniu, wiem że Anita była wyjątkowa.- Powiedział mi
wówczas Tomek.- A nawet jeśli pod koniec życia zrobiła coś czego mogłaby
żałować to tylko pod wpływem nałogu i bólu. Ale choć cierpiała, nie mogłaś jej
pomóc. Tak jak ja nie mogłem pomóc własnej matce. Po prostu tak musiało się
stać: ona ciężko zachorowała, a twoja siostra przedawkowała narkotyki. Nie masz
prawa obwiniać się o cokolwiek. Ledwie ukończyłaś pełnoletność, miałaś
skończone osiemnaście lat. Nie mogłaś wiedzieć jak złe potrafią być narkotyki.
To jasne, że wierzyłaś zapewnieniom siostrze o tym, że to kontroluje- swoją
drogą tak mówi każdy uzależniony nie chcąc przyznać się do tego że ma problem.-
W tym nie było twojej winy.
- Ale ja go z nią zapoznałam. Gdyby nie ja to…
- Gdyby nie ty, to przedstawiłby mu ją ktoś inny. Albo
sam by w końcu do niej podszedł. Mówiłaś, że od dłuższego czasu ją obserwował
na tamtej dyskotece.
- Tak, ale…
- Tu nie ma żadnego ale, Aniu. W głębi ducha to wiesz,
ale kierując zarzuty w konkretną stronę, możesz zwalić na kogoś winę.
Gloryfikujesz Anitę nie pozwalając jej odejść ani sobie żyć bez bólu.
- Wcale tego nie robię. Wiem, że miała wady, że potrafiła
być złośliwa, że nie umiała docenić Franka, który kochał ją z wytrwałością
godną pochwały przez wiele lat. Przez jakiś czas byłam o to nawet na nią zła,
bo sama się w nim podkochiwałam.- Dodałam melancholijnie.
- Masz na myśli tego weterynarza z którym rozmawiałeś gdy
odwiedziłem cię w twoim domu?
- Tak, to właśnie Franek. Bardzo kochał Anitę. Gdyby go
wybrała to…
- Widzisz, znów to robisz. Próbujesz zmienić scenariusz
życia.
- Może. A czy ty nie chciałbyś by twoja mama wróciła?
- Nie, bo pogodziłem się już z jej odejściem. Ty nie
pozwalasz na to Anicie. I myślę, że to dlatego tak naprawdę nie potrafisz być
szczęśliwa. Po prostu tego nie chcesz czując, że ją zdradzasz.
- To…to najbardziej głupia…- Urwałam nie mogąc
zaprzeczyć.
Czujesz, że ją zdradzasz…
Czy to była prawda? Czy podświadomie nie pozwalałam sobie
na szczęście podejmując masę impulsywnych decyzji w głębi ducha wiedząc, że
przyniosą mi ból? Czy tym były zaręczyny z Dawidem, założenie cukierni bez
należytego przygotowania czy w końcu ślub z Tomkiem? Bo wiedziałam, że będę
cierpieć?
- Aniu? W porządku?
- Tak.- Potrząsnęłam głową próbując się pozbyć tej
głupiej myśli. Przecież to było zupełnie irracjonalne. Nie robiłabym sobie
krzywdy tylko po to by się ukarać. Nawet podświadomie.
- Mogę zadać ci jedno pytanie dotyczące Dawida?
- Jeśli chcesz znów wracać do tego co nas teraz łączy to…
- Nie, chodzi o coś zupełnie innego.- Tomek zrobił krótką
pauzę.- Dlaczego się z nim rozstałaś?- W pierwszej chwili miałam ochotę rzucić
jakąś sarkastyczną uwagę, że to dziwne iż ani moja gadatliwa matka, ani też
jego wszechwiedzący ojciec mu tego nie powiedzieli. Ale dałam sobie z tym
spokój. Może rzeczywiście czasami zachowywałam się zbyt dziecinnie? W końcu on
kiedyś opowiedział mi o Ilonie...
- Nakryłam go w gabinecie jak…jak całował się a raczej
dość odważnie pieścił z moją ówczesną przyjaciółką.
- Z Anetą.- Dodał najwyraźniej przypominając sobie, że
sama myśl o spotkaniu z nią napawała mnie strachem a raczej przerażeniem.
- Tak, z nią. Miała być moją świadkową na ślubie.
- Uciekłaś więc nazajutrz bez słowa?
- Nie, nie zachowałam się aż tak melodramatycznie. Przez
kilka dni chlipałam w poduszkę i…no dobra, może to było dość melodramatyczne.
Ale w końcu podniosłam się z tego dołka i rozmówiłam z Dawidem. Chciałam z nim zerwać
i odwołać ślub, ale mama mnie od tego odwiodła. Mówiła, że z powodu jednego
błędu nie mogę przekreślać miłości swojego życia. Tyle tylko, że rozmowa z
Raczkowskim sprawiła, że uświadomiłam sobie iż jest to niemożliwe. Zadzwoniłam
więc do Klaudii pytając czy mogę zamieszkać na piętrze cukierni. Pracowałam tam
już wcześniej, więc wiedziałam że mieści się tam pokoik. A potem udając, że
wybaczyłam narzeczonemu bez słowa uciekłam zostawiając własną rodzinę z całym
galimatiasem.
- Mówiłaś, że twoja matka bardzo obstawała za Dawidem.
Ostatnio mnie próbowała przekonać, że był dla ciebie nic nie znaczącym
epizodem.
- Naprawdę? Cała ona: wyczuła że jesteś bogaty i chciała
upolować dla mnie bogatą partię.
- Chcesz powiedzieć, że jest interesowna?
- Nie wiem czy tak można to nazwać.- Odpowiedziałam po
głębszym namyśle.- Ona po prostu wierzy, że odpowiedzialny i godny zaufania
mężczyzna jest w stanie utrzymać się na więcej niż przyzwoitym poziomie i to
jest dowodem jego zaradności. Czasami nawet gdy bywa szczególnie zła na tatę za
zakup następnego chorego konia zamiast nowej sukienki dla niej lubi wypominać
mu, że miała okazję poślubić bogacza który by ją rozpieszczał, ale wybrała jego
i musi się z nim męczyć przez resztę życia.- Uśmiechnęłam się z rozbawieniem przypominając
sobie jedną z takich scen.
- A kim był odrzucony wybranek?
- W jej mniemaniu milionerem. W rzeczywistości jednak ten
jej wielki bogacz ma teraz mały sklepik i gromadkę dzieci klepiąc przysłowiową
biedę. – Słysząc to Kamiński się roześmiał.
- Marzenia przecież nic nie kosztują. Ale wiesz,
polubiłem ją. Początkowo gdy przyjechałem i nie zastałem cię w domu byłem
przerażony: potrafi być prawdziwą apodyktyczką zupełnie tak jak ty. Dopiero
potem uświadomiłem sobie jaka jest ciepła i troskliwa. I nawet…
- Tak?
- Nawet przez chwilę wyobraziłem sobie, że należę do
waszej rodziny czując zazdrość. Wolałbym urodzić się jako twój brat niż jako
nikogo nie obchodzący nikogo dziedzic i pierworodny wielkiego Władysława
Kamińskiego. Mieszkałbym sobie na wsi i…- Urwał nagle jakby zdał sobie z czegoś
sprawę.- Chociaż nie, chyba jednak…
- Ha, wiedziałam że nie dałbyś rady. Mieszkać w maleńkim
pokoiku, co lato pomagać tacie przy żniwach a zimą karmić zwierzęta i wywozić
od nich nawóz. No i musiałbyś się pożegnać z wypasionym telefonem, samochodem
czy markowymi ubraniami.- O dziwo, w moich słowach nie było wyrzutu; po prostu
lekka doza satysfakcji i może szczypta melancholii z powodu świadomości różnic
jakie były między nami.
- Zanim mi przerwałaś miałem ochotę powiedzieć coś
innego.
- Czyżby?- Spytałam rozbawiona.
- Tak. Zamierzałem wcześniej powiedzieć, że chyba jednak
nie chciałbym urodzić się twoim bratem, bo wtedy nie mógłbym związać się z
tobą, bo bylibyśmy rodzeństwem.- Nawiązanie do naszej przeszłości, teraźniejszości
i niepewnej przyszłości sprawiło, że dopiero teraz zdałam sobie sprawę gdzie
jestem i co robię. Rozmowa z Tomkiem, jego szczery żal i opowieść o
dzieciństwie na chwilę sprawiły, że zapomniałam o tym jak wielkie są nasze
problemy i że za tydzień się rozwodzimy. Ale rzucone przez niego przed momentem
słowa uświadomiły mi, że nic się między nami nie zmieniło.
- Chyba powinnam już iść.- Powiedziałam naciskając klamkę
od drzwi auta.
- Aniu, poczekaj…
- Dziękuję ci za pocieszenie i chusteczki. Nie będę
zabierać ci więcej czasu.
- Nie odchodź jeszcze.
- Muszę wrócić do cukierni.
- Tęsknię za tobą. Tęsknię za twoim widokiem. I ty
przecież też za mną tęsknisz.
- Wcale nie.
- Nie zaprzeczaj.
- Przestań znów się w to bawić. Obiecałeś mi to,
pamiętasz? Powiedziałeś, że po trzech miesiącach dasz mi spokój i dasz rozwód
bez żadnych problemów. Chcesz się z tego wycofać?
- Nie, ale od tego momentu nie upłynęły jeszcze trzy
miesiące.
- Chcesz kłócić się o kilka dni?
- Chcę byś zgodziła się odwiedzić mnie w domu który
wynająłem.
-Nie mogę; zresztą
nie mam na to czasu. Poza tym nie mam zamiaru pozwalać ci na kolejne
manipulatorskie zagrywki.
- To nie będą żadne manipulatorskie zagrywki.
- Nie? Więc co?
- Ostatni wieczór.- Słysząc to roześmiałam się krótko.
- Ostatni wieczór, tak? I co masz nadzieję na nim
uzyskać?- Spytałam podejrzliwie czując jak moje policzki zabarwiają się na
różowo na wspomnienie tamtego wieczoru gdy Tomek przyłapał mnie z Dawidem. I
tego co zaszło między nami później.
- Chcę tylko byśmy zjedli kolację, porozmawiali, ostatecznie
wszystko sobie wyjaśnili. Nic więcej. Obiecuję ci, że nie mam żadnych
nieczystych zamiarów.
- Po co? Przecież tu nie ma co wyjaśniać.
- Bo po prostu tego chcę.- Przymknęłam na moment oczy próbując
zebrać się w sobie.
- Tomek…- Zaczęłam cichym tonem.-…to że dziś
opowiedzieliśmy sobie o przeszłości niczego między nami nie zmieniło. Po prostu
potrzebowałam pocieszenia, to wszystko. Przyjęłam je więc od ciebie. To nie
znaczy, że ci wybaczyłam.
- Wiem, ale...ale nie mogę tak po prostu się poddać.
- Poddać? To przecież nie jest wojna ani żadna gra w
której jest zwycięzca i przegrany. Pewnie właśnie na tym polega twój problem: prowadzasz
wszystko do walki i próbujesz wygrać choć cel jest dla ciebie mało znaczący, bo
liczy się tylko chęć bycia górą. Ale rywalizacja sprawia, że wydaje ci się iż
jest inaczej.
- Wcale nie. Jesteś dla mnie ważna i to nie ma nic
wspólnego z rywalizacją.
- A właśnie, że ma. A nawet jeśli…jeśli nie ma, to i tak
powinniśmy dać sobie z tym spokój. Wiele razy już próbowaliśmy, Tomek. Może
czas wreszcie pogodzić się z prawdą i ją zaakceptować?
- Jaką prawdą?
- Taką, że do siebie nie pasujemy i nigdy nie
pasowaliśmy. Że oboje zadajemy sobie ból, że to nie ma żadnego sensu.
- Wiesz, że to nieprawda.
- Nie, to ty wiesz że to prawda tylko sam nie potrafisz
tego zaakceptować.
- Więc spójrz mi w oczy i powiedz, że nigdy nic do mnie
nie czułaś. Że traktowałaś naszą znajomość lekko, że twoje łzy w tamtym domku
na drzewie czy gabinecie mojego ojca były tylko wynikiem zranionej dumy.- Gdy
zbliżył się do mnie stając naprzeciw mnie spuściłam wzrok nie mogąc znieść siły
jego spojrzenia.- Widzisz, nie możesz tego zrobić.
- Nie, nie mogę.- Przyznałam.- Ale to nie znaczy, że chcę
w tym trwać.
- Nie chcę cię w żaden sposób do tego zmuszać. Chcę tylko
byś spotkała się ze mną po raz ostatni i wysłuchała moich racji. Obiecuję ci,
że wyznam ci całą prawdę o sobie. Odpowiem na każde pytanie z całkowita
szczerością. I wtedy podejmiesz ostateczną decyzję.
- Tomek, ona się nie zmieni. Chcę rozwodu.
- Więc niczym nie ryzykujesz, prawda? Chcę tylko kilku
godzin; co najwyżej trzech. Może i na to nie zasłużyłem, ale bardzo mi na tym
zależy. Poza tym dla ciebie też wyniknie z tego korzyść.
- Niby jaka?
- Poznasz moje motywy, uczucia, to jak to wszystko
wyglądało między nami z mojej perspektywy. Poza tym porozmawiamy wtedy również
o rozwodzie jeśli chcesz.- Patrząc mu w oczy zrozumiałam, że chce mi coś
wyznać. Coś, co w jego mniemaniu może wpłynąć na zmianę mojego stanowiska wobec
niego. Tylko co?- Więc jak? Zgadzasz się?- Pospieszał mnie gdy bez słowa tylko
na niego patrzyłam. Przygryzłam na moment dolną wargę w geście bezsilności i
irytacji wynikającej z niezaspokojonej ciekawości. Tak, on wiedział doskonale
jak budować napięcie by osiągnąć swój cel.
- Co takiego chcesz mi powiedzieć?- Spróbowałam zapytać
bezpośrednio. Ale tak jak się spodziewałam niczego tym nie osiągnęłam. Tomek
wzruszył tylko ramionami.
- Dowiesz się tego gdy zgodzisz się na spotkanie. To jak
będzie?
Robi się coraz ciekawiej. Wszystko wskazuje na to, że Władysław Kamiński jednak kiedyś miał serce:) i nie był tak podły. Tą jego wielką miłością zapewne była mama Ani. Ciekawe tylko dlaczego się rozstali. .Czyżby jakaś intryga jego rodziców? I dlatego Kamiński postępuje tak samo wobec swoich synów. Mam nadzieję, że nam to wyjaśnisz :) pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńCoś tam szykuję, ale obiecuję że wszelkie zawirowania wyjaśnię z czasem i kolejnymi rozdziałami. Pozdrawiam.
UsuńMam wrażenie, że tą biedną studentką pokochaną przez starego Kamińskiego była mama Ani.
OdpowiedzUsuńZarówno Ania jak i Tomek noszą bagaż przezyć, doświadczeń, właśnie ten rozdział dzisiejszy dosadnie to pokazał.
Mam nadzieję, że uda się im poskładać wszystko do kupy i będą razem.
Aha, i jeszcze Babecka, hmm jakoś jej do końca nie wierze, nie wiem czemu ale tak jest.
Pozdrawiam
Ania
Liczę że Ania przekona się do Tomka....
OdpowiedzUsuńCzy jeszcze dużo planujesz rozdziałów? Ten świetny jak zawsze :-)
OdpowiedzUsuńPrawdę mówiąc to nie mam pojęcia. Zgodnie z moimi wcześniejszymi planami historię Ani i Tomka miałam zakończyć jakieś 3-4 rozdziały temu. Ale jakoś ciężko mi ich pogodzić...może jeszcze zmienię zdanie i zaskoczę samą siebie co do dalszej fabuły? Naprawdę nie wiem. Do tej pory jakoś udawało mi się mniej więcej zaplanować treść opowiadania, ale co do tego to nie bardzo mi wychodzi.Także nie mogę ci odpowiedzieć, bo to opowiadanie samo "żyje" pod moimi palcami na klawiaturze. Chociaż spodziewam się że dojadę niedługo do finiszu.
UsuńPlanujesz po tym opowiadaniu jakomś kontynuację losów Kamińskich oraz ich bliskich?
OdpowiedzUsuńHm...myślę że mogłabym to zrobić. Ale najpierw dokończę to opowiadanie (które już prawdę mówiąc mnie trochę nuży- planowałam ze będzie troche wesołe ale mi nie wyszło i wyszlo zwyczajnie smutne). Potem zobaczę jak będzie u mnie z pomysłami. Ale jesli czytelnicy będą chcieli to cos wymyślę
UsuńMogła byś wymyślić jeszcze jedna część. Bo naprawdę fajnie się czyta. I jeszcze jak byś jakiś wątek z Julka i Andrzejem wymyśliła ze jednak ona wyzdrowiała to by było super. :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest cudowne, codziennie czekam na kolejne części ;) pisz dalej, masz ogromny talent :D a tak jak jest, dla mnie jest super, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak dla mnie fajna była część o Mai i Filipie może jakaś kontynuacja ?
OdpowiedzUsuńDodasz dzisiaj coś?
OdpowiedzUsuńNie, akurat dzis wieczór mam zajęty. Może jutro sie zabiorę za pisanie.
UsuńJesli chodzi o poruszoną kwestię że opowiadanie Cię troszkę nuży bo wyszło smutne to muszę powiedzieć że raczej określiłabym je jako wzruszające :-) ponadto piszesz świetnie i nie ma mowy żeby się nie podobało :-) cokolwiek byś nie wymyśliła ;-) kontynuacja losów rodziny jest super pomysłem zarówno jeśli chodzi o Maję i Filipa czy też Krzyśka i Agę. Nawet wspomniany wątek Andrzeja i Julki uważam za możliwy do zrealizowania chociaż nie dałaś się namówić wcześniej. Rzeczywiście ja też byłam za terapią eksperymentalną w Ameryce :-) teraz tym bardziej bo wiem że jest to możliwe nawet w takim stadium choroby Julki. Także pomysłów my troszkę podsuwamy ale Twój wybór i Twoje Decyzje są najważniejsze i szanujemy je. Gratulacje dużo weny i pozdrowienia jesteś naj naj najlepsza :-)
OdpowiedzUsuńo której będzie dziś ten rozdział ? :)))))
OdpowiedzUsuńNiestety man male kłopoty z Internetem w mieszkaniu (teraz pisze z telefonu) wiec nie miałam jak wstawić kolejnej części. Zrobię to gdy tylko będę miała taka możliwość.
UsuńRównież uważam, że historia Julki i Andrzeja mogła by być kontynuowana.. Z twoim talentem i niesamowitą wyobraźnią mielibyśmy kolejne mega wzruszające opowiadanie a ja z wielką chęcią bym je przeczytała. Tak właściwie to bardzo jest mi szkoda Andrzeja i ich wielkiej miłości. Ale oczywiście to Ty zdecydujesz o czym będziesz dalej pisać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ewelina
Zgadzam się z Tobą w 1000000000%
Usuń