Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 26 października 2015

Ktoś całkiem inny: Rozdział XX

DODAJĘ TROCHĘ PÓŹNIEJ Z POWODU KŁOPOTÓW Z INTERNETEM, WIĘC BĄDŹCIE DLA MNIE WYROZUMIALI, BO NAPRAWDĘ MIAŁAM ZAMIAR DODAĆ CZĘŚĆ WCZORAJSZEGO WIECZORA GDY BYŁA GOTOWA. KOLEJNĄ JUŻ ZACZĘŁAM, WIĘC MOŻE DO ŚRODY JĄ SKOŃCZĘ.



Wieczorem sprzątając w cukierni, a potem myjąc podłogę zastanawiałam się co jest ze mną nie tak, że dałam się podejść Tomkowi. Przecież spotkanie między nami niczego nie zmieni.  W dodatku tamten pocałunek na parkingu…jak mogłam w ogóle na niego pozwolić? Tyle, że gdy odpowiedziałam mu iż się zgadzam on objął mnie mocno z szerokim uśmiechem na ustach. A potem odsunął się trochę na tyle by spojrzeć mi w twarz i podziękować. Ale być może w moim wzroku wyczytał coś co sama ukrywałam przed sobą. Patrzyliśmy więc sobie w oczy, a potem Kamiński nachylił się nade mną i obwiódł ustami mój policzek. Długą dłonią pogładził moją twarz aż do brody, a potem jego wargi dotknęły kącika moich ust.
Potrząsnęłam szybko głową starając się pozbyć tego wspomnienia. Dlaczego od razu się od niego nie odsunęłam? Dlaczego znów dałam się zmanipulować? Miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy zwłaszcza, że w wbrew sobie bardzo chciałam by Tomek mnie przekonał. Doceniałam to, że nie oskarżył Anity, że wciąż przychodził do cukierni gdy ja traktowałam go jak powietrze, że dał mi namalowany przez siebie obraz z moim wizerunkiem. I choć od czasu gdy zobaczyłam go po raz pierwszy nie oglądałam go ponownie, to jednak dedykacja na nim zawarta wciąż powracała mi do głowy.

„Aby znaleźć miłość nie pukaj do każdych drzwi. Gdy przyjdzie twoja godzina, wejdzie do twojego domu, w twe życie, do twojego serca.”

W dodatku w oczach Tomka nie widziałam już żadnego śladu kpiny czy żadnego rozbawienia gdy na mnie patrzył. Zachowywał się poważniej, a gdy żartował nie robił tego ze mnie ale z samego siebie. Gdy powiedziałam mu o tym, że podkochiwałam się we Franku nie oskarżył mnie o romansowanie z nim a poza jednym epizodem (gdy uderzył Raczkowskiego) nie wyrzucał mi też znajomości z Dawidem. No i wciąż podkreślał, że to jego wina że mi nie zaufał. Czy jednak trwanie w takim związku miało sens?
Paula kategorycznie twierdziła, że nie. Wciąż przypominała mi o krzywdach jakie wyrządził mi Tomek. Iza doradzała rozsądek a Klaudia, która zadzwoniła do mnie po wielu miesiącach milczenia po usłyszeniu mojej historii kazała to wszystko przemyśleć na spokojnie. Powiedziała nawet, że miłość pokona wszelkie przeszkody na swojej drodze.
Jednak tak naprawdę to wizyta Agnieszki pozwoliła mi ostatecznie podjąć decyzję. Młoda mama zjawiła się w cukierni na niecałą godzinkę wciąż rozpływając się w zachwytach nad swoimi malcami. Zarzuciła mi nawet, że wcale jej nie odwiedziłam. Poczułam się trochę niezręcznie,  bo prawdę mówiąc nie zrobiłam tego celowo. Nie chciałam przyzwyczajać się do niemowlaków skoro rozwodzę się z Tomkiem. Ale w którymś momencie  Aga zmieniła temat. I z prawdziwym podnieceniem zawołała do mnie:
- Och nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu ostatecznie się z Tomkiem pogodziliście. Ale macie rację: pieprzyć starego Kamińskiego.
- Co?
- No nie udawaj. Przecież wiem, że chcecie wziąć ślub kościelny.- Widocznie widok mojej twarzy dał Kamińskiej do myślenia.- O matko, a więc jeszcze ci się nie oświadczył?
- Czekaj, ty mówisz, że Tomek…?
- Tak, on kupił pierścionek. Już kilka dni temu, pomagałam mu w wyborze. Dlatego sądziłam, że do tej pory…o matko, zepsułam mu niespodziankę. Cholera, mówił o piątku, ale sądziłam że poprzednim. A jemu pewnie chodziło o ten który ma nastąpić.- Niemal czułam jak blednę. W ten piątek miała odbyć się nasza ostatnia kolacja, którą  mój mąż na mnie wymusił. Czyżby to dlatego tak mu na tym zależało? Naprawdę chciał mnie poprosić o to bym wyszła za niego i przysięgła miłość przed Bogiem?- Jej, błagam nie mów mu tego, że ci to powiedziałam. On mnie chyba zabije. Zaufał mi, a ja…jestem chyba gorszą plotkarą niż Majka. Postaraj się udawać zaskoczoną, okej? Boże, ale wszystko schrzaniłam.
- Wcale nie.- Mrugnęłam nie mogąc wyjść z konsternacji. Bo przecież Tomek nie mógł mnie tak po prostu poprosić o to bym jeszcze raz za niego wyszła. Nie, gdy za kilka dni miało nastąpić rozwiązanie naszego cywilnego małżeństwa. I nie po tym co między nami zaszło. Przecież w życiu nie mogłabym udzielić mu odpowiedzi twierdzącej. W życiu.
- Aniu, czy ty płaczesz?
- Ja? Skąd?- Skłamałam pospiesznie mrugając powiekami by odgonić z oczu niechcianą wilgoć. I w zasadzie dlaczego? Przecież to nic nie znaczyło. To, że Kamiński dałby mi pierścionek nie sprawiłoby że zapomniałabym o tym co było złe między nami. I wcale nie kusiłoby mnie by dać mu jeszcze jedną szansę. Bo wcale nie chciałam z nim być. Wcale nie…
- No tak, ale ze mnie głuptas. Jasne, że jesteś w szoku. Ale błagam nie zdradź się przed nim. Gdy cię poprosi o rękę udawaj.
- Agnieszka, ja…- Urwałam niezdolna wydobyć z ust jeszcze jednego słowa. Poza tym nie mogłam jej wyjaśnić, że Tomek wcale nie chce się ze mną ożenić, że będziemy się rozwodzić. A nawet jeśli by tak się stało…jeśli chciałby zaproponować mi ponowny ślub to ja bym się nie zgodziła. Ale sama myśl o tym wywoływała u mnie ból. Na szczęście Aga była tak rozemocjonowana, że nie zauważyła mojego podłego nastroju zwalając go najprawdopodobniej na krab zaskoczenia jej rewelacją. Tyle, że prawda była zupełnie inna.
- Nic nie mów, wiem jak się czujesz. Ja sama mało się nie rozbeczałam gdy Krzysiek dał mi pierścionek. Ale wiesz co? Powiem ci coś co na pewno poprawi ci nastrój. Nasz teść organizuje w ten piątek jakiś bankiet…
- To dlatego Tomek mnie zaprosił?- Spytałam szybko czując jak coś uciska mnie w krtani na samo wspomnienie jakie zgotował mi kilkanaście dni wcześniej ojciec Tomasza. Bo może tak kolacja była zaaranżowana przez Władysława Kamińskiego? I może mój mąż zgodził się mnie na nią zaprosić by się przekonać jakie dowody na moją interesowność zdobył jeszcze jego ojciec? Do dziś pamiętam słowa Tomasza, gdy pomimo niechęci przyjęcia zaproszenia obiadu u jego ojca, postanowił tam iść.
Inaczej nie dowiemy się co knuje, powiedział. Czyżby więc teraz też chodziło mu tylko o to? Czy nadal mi nie ufał i wietrzył podstęp? Czy jego nieufność była tak wielka by nie zwracał uwagi na upokorzenie które mnie z pewnością czeka?
Odruchowo zaczęłam zastanawiać się w jaki sposób Władysław Kamiński mógłby mnie jeszcze skompromitować. Może śledził mnie gdy byłam z Dawidem na łyżwach? Może wynajęty przez niego detektyw sprawiłby, że zrobione przez  niego fotografie sprawiałyby wrażenie, że odnowiliśmy naszą znajomość jako para? Nie, jeśli już to szykowałby coś poważniejszego. W końcu nawet teraz Tomek nie pytał mnie o poprzednie zdjęcia ani moich uczuć względem Dawida. Chociaż…może właśnie dlatego?
- Ależ skąd, bankiet ma odbyć się u niego.- Wróciłam do rzeczywistości słysząc odpowiedź Agnieszki podczas gdy w mojej głowie wcześniejsze pytania przesuwały się z szybkością błyskawicy.- Tomek przecież zaprosił cię na kolację u siebie. Tylko we dwoje.- Dodała wymownie. Starałam się nie dać po sobie poznać jak bardzo dziwi mnie jej doskonałe zorientowanie się w sytuacji. – Chciałam tylko powiedzieć, że gdy Ilonka dowiedziała się, że Tomka nie będzie to z radością powiadomiłam jej o tym, że spędzi ten wieczór ze swoją żoną.
- Nie powinnaś tego robić.
- Dlaczego? Niech dziewczyna da sobie już spokój. Okej, na początku nie miała pojęcia, że Tomek jest z kimś związany. Ale teraz? Smalić cholewki do żonatego faceta?- Z trudem powstrzymałam się od komentarza, że już niedługo weźmiemy z Kamińskim rozwód. I może Ilona nie będzie miała już przeszkód na to by związać się z moim obecnym mężem. Ta myśl przyniosła mi ból. Nie chciałam by był z inną, ale sama też nie potrafiłam mu zaufać. Czy było we mnie więc coś z psa ogrodnika?- Poza tym jej zainteresowanie Tomkiem ma raczej inną naturę niż powinno.
- To znaczy?
- To znaczy, że z powodu minionego kryzysu i koniunktury rynkowej firma jej tatusia poważnie ucierpiała. Mówi się nawet o zamknięciu działalności albo nawet bankructwie. Oczywiście to tylko pogłoski, ale moim zdaniem bardzo prawdopodobne. Dlatego nie mam dla niej litości. Gdyby kochała Tomka, a tak? Jej zależy tylko na kasie.
- Mówisz poważnie?
- Oczywiście. To cwana bestyjka o naturze wyrachowanej dzi…no wiesz kogo. Nie jest zdolna by kogoś kochać chyba że czyjś portfel. Ojej, przepraszam cię na moment, mogę porwać Izę? Chciałam ją zapytać o pewną kwestię związaną z karmieniem piersią.
- Jasne, zastąpię ją.
- Zaraz do ciebie wrócę Aniu tylko…
- Daj spokój, porozmawiajcie sobie. Ja zabawię się teraz trochę w kelnerkę.
Gdy Agnieszka się ze mną pożegnała zamieniając jeszcze kilka zdań z Izą powitałam to z ulgą. Oczywiście zgodziłam się by podawać gościom ich zamówienia, ale robiłam to mechanicznie. Dzięki Adze miałam przecież nad czym rozmyślać. A potem poszłam do siebie na górę i wyjęłam z szuflady pierścionek, który kiedyś podarował mi Tomek. Wpatrywałam się w piękne kółeczko przypominając sobie moment gdy Kamiński włożył mi go na palec. Jego spojrzenie i wyzierającą z oczu czułość. I słowa szepczące miłosne zaklęcia.  O tym jaki był dla niego ważny, bo od wielu lat przebywał w rodzinie jego zmarłej matki…

- W każdym bądź razie dziękuję.
- Za co?
- Za to, że jednak zatrzymałaś pierścionek. Jest dla mnie bardzo ważny.
- Wiem. Agnieszka wyjaśniła mi, że jest w twojej rodzinie od dawna.
- Tak. To właściwie jedyna pamiątka jaka została mi po matce. I jest wiele wart.
- Sądziłam, że jego wartość jest tylko sentymentalna.
-Tak, ale nie tylko. Widzisz te tłoczenia? To bardzo stara, tradycyjna metoda wyrobu gdy jeszcze nie używano do tego maszyn. Ten ametyst utrzymuje…
- Ametyst? A te małe kamienie wokół to co?
- To szmaragdy fasetowane.
- Żartujesz.
- Nie.
- Ile on jest warty?
- Nie wiem, nie znam się bardzo na kamieniach, ale biorąc pod uwagę obróbkę, jakoś kamieni, wykonanie no i autentyczność potwierdzoną papierami mogę w przybliżeniu stwierdzić, że około trzech, czterech tysięcy. Może nawet pięć.
- Pięć tysięcy. Chcesz mi powiedzieć, że przez ponad dwa miesiące nosiłam na palcu pięć tysięcy złotych?
- Na to wygląda. Bardzo przerażona?
- Tak. Nie miałam pojęcia. A co jeśli bym to zgubiła?
- Na szczęście tego uniknęłaś. Potem włożył mi pierścionek w dłoń.
-  Co ty robisz?
- Oddaję ci go.
- Jak to?
- Jak już wiesz ta błyskotka wiele dla mnie znaczy i wiem, że będziesz o nią należycie dbała. To ważny symbol przekazywany z pokolenia na pokolenie swojej przyszłej żonie przez męża w rodzinie mojej zmarłej matki.

Nie chciałam o tym pamiętać. Nie chciałam wierzyć Agnieszce i jednocześnie chciałam jej wierzyć. Wmawiałam sobie, że między mną i Tomkiem wszystko skończone, że przecież ciągnięcie tego jest bez sensu, ale jednak…jakaś część mnie nie chciała ostatecznie rozstać się z Tomkiem. Dobrze wiedziałam, że mogłabym się od niego uwolnić z łatwością gdybym tylko chciała. Że tak naprawdę te trzy miesiące są tylko wymówką i on najprawdopodobniej też o tym wie. Może to nawet dlatego wciąż  wiedział, że go kocham i nieważne co zrobi i tak mu wybaczę i przy nim zostanę.
Tyle, że ja się bałam. Bałam się że jeśli znów mu zaufam ponownie wystawię gołą skórę na zranienie i ból, a on to wykorzysta. Bo gdy byłam mu wrogo nastawiona starał się mnie uszczęśliwić. Ale gdy to ja za nim ganiałam…nazwał mnie rzepem. Czy mogłam tak po prostu o tym zapomnieć?
Moje skonfundowanie pogłębiły jeszcze odwiedziny Dawida. Co prawda nie odwoływał się do sprawy naszych uczuć względem siebie, ale ja i tak zdawałam sobie sprawę, że udawanie i przemilczanie tego nic nie da. W dodatku odruchowo zaczęłam przypominać sobie rozmowę z Anetą. Ona kochała Raczkowskiego, a dla niego nie była nikim ważnym. I choć już nie była moją przyjaciółką cały ten galimatias mnie przerastał. Bo przecież teraz znów chciał wrócić do mnie odbudowując to co się między nami zniszczyło.
- Mogę wpaść do ciebie jutro?- Spytał mnie w pewnym momencie były narzeczony.- Wiem, że zamykasz około ósmej, ale może udałoby ci się zrobić wyjątek i zrobić to trochę wcześniej? Albo poprosiłabyś tę swoją pracownicę…Paulinę, aby zrobiła to za ciebie co? Chciałbym z tobą poważnie porozmawiać.
- Przykro mi, nie mogę. – Odparłam mu.
- Dlaczego?
- Po prostu…jestem zajęta.
- Wychodzisz gdzieś?- Nie odpowiedziałam. Jak miałam mu powiedzieć, że wybieram się na kolację z mężem na której prawdopodobnie poprosi mnie o rękę? Brzmiało to tak niedorzecznie i nierealnie, że właściwie sama nie miałam pojęcia jak skończy się dla mnie jutrzejszy wieczór. Poza tym pomimo faktu, że tuż przed ślubem mnie zdradził nie potrafiłam być aż tak gruboskórna. Ale zapomniałam, że Dawid nie przypadkowo zdobył na uniwerku tytuł inżyniera i magistra.- Spotykasz się jutro z nim, prawda? Z tym Kamińskim.
- Dawid…to jest mój mąż.
- Więc nie chcesz się z nim rozwieść?
- Chcę.
- Ale?
- Co: ale?
- Przecież wiem, że musi być jakieś ale. Mówiłaś, że się rozwodzicie.
- Nie ma. A jeśli już chcesz wiedzieć to będziemy rozmawiać właśnie o rozwodzie.- To nie była cała prawda, ale i nie kłamstwo. Dlatego by nie robić mu nadziei dodałam szybko:- Ale to nie znaczy, że skoro ja i on to historia to my…że możemy wrócić do tego co było.
- Aniu, właśnie o tym chciałem z tobą jutro porozmawiać.
- Niepotrzebnie, nie ma nic do wyjaśniania.
- Aniu…
- Dawid podaj mi te jajka z lodówki.- Przerwałam mu tchórząc.- Muszę zrobić jeszcze krem do karpatki.
- Aniu…- Nie dał się tak łatwo spławić po raz kolejny powtarzając moje imię. Ciężko westchnęłam.
- Dawid, nie chcę o tym rozmawiać.
- Rozumiem.- Odparł mi po dłuższej chwili. I sama nie potrafiłam wskazać przyczyny, ale naprawdę czułam, że on to rozumie. Że wie o mojej miłości do męża, o tym że mnie choć mnie ranił i mu nie ufam to jednak nie potrafię tak po prostu i ostatecznie zakończyć naszych relacji. Że to nie jest tylko pusty frazes. Udowodnił to mówiąc jeszcze:- Mam tylko nadzieję, że cię nie skrzywdzi. I że jeśli miałabyś jakiś problem to możesz na mnie liczyć.
- Wiem, dziękuję. I tak dużo ci zawdzięczam. Gdyby nie te pieniądze od ciebie to bym sobie nie poradziła. Zwłaszcza teraz gdy obroty znów spadły.
- Wszystko się jakoś ułoży. Przecież wiesz, że jesteś świetna i twoje wypieki przewyższają te które są dostępne na rynku.
- Bez przesady…no dobra, może tak trochę myślę. Ale mimo to, ta konkurencyjna cukiernia znacznie zmniejszyła moje przychody.
- Bo to ich początek dlatego stosują liczne promocje. Potem to się zmieni.- Powiedział praktycznie to samo co Paula i Agnieszka co mnie pocieszyło.
- Mam nadzieję.- Stwierdziłam ciesząc się w duchu ze zmiany tematu. A potem spędziłam miłą godzinę na pogawędce o niczym jednocześnie przygotowując desery na jutrzejszą sprzedaż.
Wieczorem, gdy dość zmęczona szykowałam się do wzięcia prysznica zadzwonił do mnie Tomek. Pytał jak się czuję i czy przestałam się smucić z powodu głupstw, które naopowiadał mi Jędruchniewicz. Może to dlatego, że nie nawiązywał do naszych relacji rozmawiałam z nim długo i bez skrępowania (zwłaszcza mając w pamięci rozmowę z byłym narzeczonym). Dopiero na koniec nawiązał do naszych relacji:
- Tęsknię za tobą. I już się nie mogę doczekać jutra.
- Ja…ja jestem teraz zmęczona.- Dokończyłam z wielkim trudem, bo już miałam zamiar odpowiedzieć, że ja też za nim tęsknię.- Muszę rano wstać.
- Rozumiem, już kończę. Przyjadę do ciebie o siódmej, pamiętasz?
- Tak, ale…
- Ale? Chyba się teraz nie wycofasz?
- Nie.- Z trudem powstrzymałam się przed zadaniem pytania czy to prawda, że chce ponownie wziąć ze mną ślub.- Ale wolałabym przyjechać sama. Nie chcę byś ty po mnie przyjeżdżał.
- Uf, odetchnąłem z ulgą. W takim razie zamówię ci taksówkę.
- Nie, poradzę sobie.
- Na pewno?
- Na pewno. A teraz przepraszam, mam jeszcze trochę pracy.- Skłamałam.
- W takim razie miłych snów.- Nie odpowiadając odłożyłam komórkę.
Po tej rozmowie miałam mętlik w głowie za który sobą gardziłam. Przecież nie chciałam mieć nic z Tomkiem wspólnego. Miałam o nim zapomnieć. Czemu więc moje serce nie potrafi tego zrozumieć? Czemu wciąż go kocha nie wiadomo za co? Czemu sugerowałam jego ojcu, byłej dziewczynie oraz mojemu byłemu narzeczonemu że jest inaczej? I przede wszystkim czemu tak łatwo zapomniałam o krzywdach które wyrządził mi mąż?
Byłam zdania, że miłość wcale nie jest bezinteresowna. To zauroczenie jest bezinteresowne. Jasne, że trzeba akceptować wady drugiej połówki, ale nie wyobrażałam sobie jak można na przykład kochać recydywistę. Albo człowieka do cna zepsutego, kogoś kto tobą pomiata, kto cię nie kocha, kto tobą gardzi. Nie znaczy to oczywiście, że Kamiński postępował tak wobec mnie, ale mimo wszystko wielu jego cech nie potrafiłam zaakceptować. Był wybuchowy i najpierw robił a potem myślał, czasami powinien zrobić coś co krzywdziło innych nie widząc w tym nic złego, a gdy jemu wyrządzono krzywdę potrafił odpłacić za nią z dziesięciokrotnie mocniejszą mocą. Był nieustępliwy, zawsze uważał że ma rację i szybko zapominał o własnych błędach za to za cudze długo potrafił chować urazę. Oprócz tego lubił żartować, wprawiać mnie w irytację, złościć tylko dlatego że jak mówił uwielbiał moją twarz gdy to robiłam. Czy więc to była tak naprawdę jego wada?
Mimo wieczornych rozmyślań rano wstałam wypoczęta i w dobrym humorze. Powtarzałam sobie, że przyczyną wcale nie jest fakt, iż dziś spotkam się z Tomkiem na kolacji. Ani to, że już z samego rana wysłał mi wiadomość na przywitanie dnia. Po prostu byłam radosna. I tyle. Od rana piekłam ciasta ze zdwojoną energią, a gdy już się z tym uporałam poszłam na salę i pomagałam Izabeli obsługiwać klientów. W międzyczasie z nią rozmawiałam. W pewnym momencie poczułam się nawet głupio uświadomiwszy sobie, że ona pracuje tu od kilku tygodni, a ja poświęciłam dopiero zaledwie dwie godzinki na to by pomóc jej zdobyć doświadczenie w gastronomi. Ale ona zbagatelizowała moją winę mówiąc, że bardzo podoba jej się praca kelnerki.
A potem, jakieś trzy godziny później gdy Izabelę zastąpiła w pracy Paula, w cukierni pojawił się ktoś kto kilka minut później przewrócił mój świat do góry nogami.
Ilona Olkowska.
Naturalnie gdy wchodziła do cukierni zadzierając nos wyżej niż głowę jeszcze wtedy o tym nie wiedziałam. Dlatego z rozbawieniem obserwowałam jej rozglądanie się dookoła tak jakby czegoś szukała. A gdy usiadła przy jednym ze stolików już całkiem mnie zatkało.
- Co tu robisz?- Spytałam ją gdy tylko zbliżyłam się do stolika który zajęła jednocześnie starając się ukryć zaskoczenie. Zrobiłam to jednak całkiem obojętnie i grzecznie, a nie z wyrzutem.
- Miałam ochotę na kawę i coś słodkiego, a że akurat byłam w okolicy to wpadłam.- Posłała mi szeroki uśmiech.- No i proszę, okazało się, że to twoja cukiernia. Cóż za zbieg okoliczności, prawda?- Spojrzałam na nią beznamiętnym wzrokiem, a przynajmniej tak zamierzałam. Nie wiedziałam jaki jest cel tej wizyty, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, że jej historyjka o przypadku jest nieprawdziwa. Dlaczego więc tu przyszła? Przecież już kiedyś u mnie była. A teraz udawała, że wpadła tu niby przypadkiem?
– Zamawiasz coś?- Zdecydowałam się nie wdawać w nią w żadne dyskusje.
Nawet jeśli zamierzała mnie prowokować, to nie uda jej się to gdy ograniczę się tylko do wykonywania swojej pracy.
– Tak. Szarlotkę i cappuccino. Niestety nie masz tu w karcie nawet trójwarstwowego late... Nie dziwię się, że tak kiepsko ci idzie w tym interesie.
– Doceniam twoją troskliwość.- Odparłam nie starając się ukryć sarkazmu. Dziś była wobec mnie wyjątkowo wroga. Jasne, daleko było nam do przyjaciółek, ale mimo wszystko ona była mistrzem kamuflażu. Nigdy nie była zołzą, już raczej ją udawała. Dlatego realizując jej zamówienie z trudem powstrzymałam się przed dosypaniem do ciasta soli i napluciu do kawy. Powstrzymała mnie od tego tylko jedna myśl: ona doskonale wiedziała że dziś Tomek zaprosił mnie na kolację, powiedziała jej o tym Agnieszka. Poza tym musiała być zła, że wybrał mnie w czasie gdy jego ojciec organizował wielki bankiet na który ona była zaproszona.  Na dodatek z powodu moich słów, które wypowiedziałam do niej przy naszym ostatnim spotkaniu sądziła, że chcę być z Tomkiem i że układa się nam coraz lepiej, dlatego Ilona czuła że przegrała. Uśmiechnęłam się szeroko do samej siebie. Co kombinowała tym razem aby mnie zdenerwować? Nadal uśmiechnięta wkroczyłam na salę i podałam jej filiżankę oraz talerzyk.
– Naplułaś tam?- Spytała niby od niechcenia.
– Nie.- Odparłam i nie mogąc się powstrzymać dodałam:- Prawdę mówiąc miałam na to ochotę, ale reputacja mojej cukierni jest dla mnie ważniejsza niż ty.
– Doprawdy?- Prychnęła z trudem skrywając złość. Pogratulowałam sobie w duchu jednocześnie zdając sobie sprawę jaka ona jest żałosna.- Mimo to nie zaryzykuję. Naczynia mogły być brudne lub niedokładnie umyte.
– Ale będziesz musiała zapłacić.
– Oczywiście. W porównaniu z pewnymi osobami stać mnie na to.- Roześmiała się patrząc w moją twarz jakby dając do zrozumienia kogo miała na myśli. Miałam już rzucić jakąś złośliwość w stylu, że  chyba nie, skoro firma jej tatusia bankrutuje, ale dałam sobie z tym spokój. Nie chciałam zniżać się do jej poziomu. Zamiast tego posłałam jej tylko lekko ironiczny uśmiech.
– Świetnie. W takim razie życzę smacznego gdybyś zdecydowała się jednak zjeść, a dodatkowy cukier do kawy jest przy barze.- Wyrecytowałam formułkę z zamiarem odejścia. Ale ona mi nie pozwoliła.
– Obraziłam cię jakbyś się nie zorientowała.- Stanęłam już odwrócona do niej plecami. Lekko przekręciłam głowę  w bok by na nią spojrzeć:
– Teraz mam się zdenerwować?- Spytałam.
– Ktoś bardziej subtelny i mniej gruboskórny by tak zrobił.
– A więc możesz mnie uznać za gruboskórną i niesubtelną.- Odpowiedziałam jej i już robiłam krok by odejść.
– Nie da się ciebie obrazić prostaczko?!- Nieznacznie podniosła głos. Tym razem znów przystanęłam. Nie ze strachu, ale dlatego iż nie zamierzałam wszczynać kłótni w moim lokalu.  I tak zauważyłam, że jej pytanie wywołało sensacyjną ciekawość wśród gości z sąsiedniego stolika. Miałam ochotę wyciągnąć ją z lokalu za te jej sztucznie wydłużone włosy. W ciągu kilku minionych miesięcy z trudem pracowałam na swoją renomę, choć teraz z powodu konkurencyjnego lokalu odnotowywałam spore zmniejszenie się utargu. I ona miałaby mi jeszcze bardziej pogarszać wynik? Może to była przyczyna faktu, że zareagowałam ostrzej niż powinnam. Bo paniusia mogła mnie obrażać ile chce, ale ja nie pozwolę obrażać mojego „Słodkiego świata”. Dlatego zmrużyłam oczy i podeszłam do niej z chmurną miną kładąc ręce na stoliku.
– Jeśli krzykniesz jeszcze raz to będę zmuszona cię wyrzucić. I uwierz mi, że zrobię to z prawdziwą chęcią.
– Nie wątpię. Plebs z przyjemnością używa siły, prawda?- Westchnęłam. Jak długo miałam jeszcze tracić czas z powodu jej bzdurnej paplaniny?
– Naprawdę nie masz ani krztyny dumy?
– Słucham?
– Och, skoro chcesz się kłócić to wyłóżmy karty na stół. Wiesz, że przegrałaś i to cię wkurza. Ostatnim przebłyskiem siły próbujesz się podnieść i mnie znokautować, ale wiesz że to i tak nic nie da. Bo Tomek już wybrał. I to nie ciebie.
– Ja nie mam dumy?- Żachnęła się. A potem głośno roześmiała.- To ty jej nie masz. Na dodatek jesteś kompletną idiotką jeśli sądzisz, że wygrałaś. Ja tylko dałam ci szansę na zdobycie go, bo sama nie mam zamiaru marnować już czasu z Tomkiem.- Słysząc to z trudem powstrzymałam rozbawienie. Widocznie Ilona była naprawdę zdesperowana albo uważała mnie za kompletną nawiną idiotkę skoro sądziła, że uwierzę w jej słowa. Na dodatek sugerowanie, że to ona nie chciała być z Kamińskim a nie on z nią było absurdalne. Teraz zrozumiałam, że nawet jeśli Paulina faktycznie widziała mojego męża całującego się z tą panną na ulicy ( w co coraz mniej wierzyłam, bo Babecka po prostu na siłę próbowała odwieść mnie od związku z mężem chcąc zaoszczędzić mi bólu), to najprawdopodobniej to Olkowska sama sprowokowała tę sytuację. Dlatego zamiast wdawać się z nią w jakiekolwiek dyskusje odezwałam się:
– Naprawdę jest mi cię żal.- Zdumiałam przy tym samą siebie odkrywając, że to prawda. I pomyśleć, że kiedyś bałam się kobiety, której jedyną bronią był sarkazm i arogancja, śmiechu warte. A teraz? Miałam gdzieś czy nazwie mnie prostaczką czy nędzarką. Bo ona mnie nawet nie denerwowała. Już nie. Potrafiłam czuć tylko litość do dziewczyny, która najprawdopodobniej nawet nie kochała Tomasza, a zależało jej wyłącznie na prestiżu i pozycji jaki wynikałby z tego mariażu. Na dodatek jeśli to co mówiła o stanie majątku Olkowskich Agnieszka jest prawdą, jeszcze dla pieniędzy bojąc się biedy. Zupełnie jak dwa wieku temu, pomyślałam.
– Słucham? Coś ty powiedziała?
- Prawdę. Zamiast knuć i wymyślać intrygi dałabyś już sobie z tym spokój. Przecież jesteś jeszcze młoda i dość ładna; na pewno mogłabyś znaleźć sobie kogoś innego kto choć trochę potrafiłby cię docenić. Wystarczyłoby tylko powściągnąć twój jędzowaty charakterek.
- Dość ładna? Jędzowaty charakterek?- Powtórzyła z niedowierzaniem. Potem jej twarz wykrzywiła maska pogardy.- Żal ci mnie?- Żachnęła się. Albo prychnęła nie byłam w stanie tego stwierdzić.- A mnie jest żal ciebie. Zobaczysz. Dziś wieczorem przekonasz się jaka jest prawda i po co on cię do siebie zaprosił. Pytałaś po co przyszłam. A więc ci powiem po co: właśnie po to. By cię ostrzec.
– Przed czym?- Spytałam z ironią.
– Przed oszustem jakim jest twój mąż.
– Wybacz, chętnie posłuchałabym tych twoich andromed, ale mam kolejnego klienta.- Zdecydowanym krokiem odwróciłam się idąc w kierunku baru. Zaraz jednak znów usłyszałam jej głos. Tym razem chciałam go zignorować, ale wypowiedziane słowa sprawiły, że odruchowo przystanęłam.
– Moje andromedy są niczym w porównaniu z twoimi lamentami w pamiętniku.- Ilona zauważyła wrażenie jakie wywarły na mnie jej słowa i kontynuowała.- Naprawdę boki zrywać.
– Skąd wiesz o pamiętniku?
– Jak to skąd? A jak myślisz?- Nie doczekawszy się mojej reakcji dopowiedziała w końcu:- Oczywiście od Tomka.
– Tomek powiedział ci, że prowadzę pamiętnik?- Przecież on nie mógł o nim wiedzieć. Mówiłam mu o nim zanim stracił pamięć. A i wtedy tylko zaledwie o tym wspomniałam.
– O, nawet lepiej. Przeczytał jego fragment, bo powiedział że nie był wstanie przebrnąć przez całość. Podobno potrafisz rozwodzić się nad opisem swoich wewnętrznych przeżyć.- Poczułam gulę w gardle.
– Kłamiesz.- Odezwałam się, choć mój głos nie brzmiał tak pewnie jak poprzednio. Na dodatek śmiech Ilony jeszcze bardziej pozbawił mnie pewności siebie.
– Tak myślisz? A skąd niby miałabym o tym wiedzieć? Mam ci przytoczyć to co mówił mi ze śmiechem Tomek? Jak opisywałaś swoją wielką miłość do niego? Jak płakałaś widząc nas całujących się razem w ogrodzie twojego teścia? No i ten cytat... To była Isadora Du...duncan, dobrze zapamiętałam prawda? No i jeszcze ta opowiastka o jaskółce ze złamanym skrzydłem. Doprawdy, nieźle pokładaliśmy się ze śmiechu. Ja słuchając, a Tomek opowiadając o tym. Powinnaś pisać bajki, naprawdę masz do tego talent.- Milczałam, a ona tryumfując dodała:- No co? Teraz mi wierzysz? Już nie powiesz, że jestem żałosna? A może chcesz wiedzieć kto ogrzewał jego łóżko w czasie gdy jego dziewicza żonka odzyska pamięć?
– Mogę w czymś pomóc?- Ulga jaką poczułam na widok Pauli była tak wielka, że z przyjemnością wykorzystałam moment i się ulotniłam. Zanim to jednak zrobiłam rzuciłam jeszcze tylko:
– Tak, dotrzymaj pani towarzystwa. Najwyraźniej lubi takie pogawędki.- A potem odeszłam. Zdążyłam usłyszeć, jak zaskoczona Ilona pyta Paulę jak to się stało, że tu pracuje. Potem weszłam na zaplecze.
Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie powiedziała mi Ilona.
Nie mogłam uwierzyć w to, że Tomek czytał mój pamiętnik i razem z nią śmiał się z jego treści kpiąc z moich uczuć.
Nie mogłam uwierzyć, że w ogóle mógł do niego zajrzeć nawet jeśli odkrył go przez przypadek.
A przede wszystkim to nie chciałam uwierzyć.
Nie po tym co wydarzyło się między nami kilka dni temu.
Nie po tym jak Agnieszka w sekrecie wyznała, że dzisiejszego wieczoru ma oficjalnie poprosić mnie o rękę byśmy przysięgli sobie miłość przed Bogiem.
I nie po tym jak jeszcze wczorajszego wieczoru mówił, że za mną tęskni.
Nie, to po prostu nie mogła być prawda.
Szybkim krokiem pobiegłam na schody a potem górę do swojego pokoju. Tam wyjęłam z szuflady mały zeszyt oprawiony w czarną imitację skóry. Otworzyłam go szukając interesującego mnie fragmenty, choć już wcześniej zdawałam sobie sprawę, że wszystko się zgadzało: fakt, że opisy wewnętrzne były długie, scena pocałunku, moje rozterki... Dokładnie pamiętałam moment w którym to napisałam i uczucia które wówczas mną targały. Było to w dniu, kiedy po licznych kłótniach z Tomkiem i odwiedzinach w domu jego ojca zdecydowałam się powiedzieć mu prawdę. Ale nie powiedziałam mu, że jesteśmy małżeństwem, bo zauważyłam jak w ogrodzie całuje się z Iloną. A potem siedząc na ławce dosiadł się do mnie Władysław Kamiński i powiedział, że dla jego syna jestem tylko zabawką co jeszcze bardziej mnie podłamało. W duchu, otworzyłam pamiętnik na właściwej stronie i odczytałam pierwsze słowa tego co dawniej napisałam:

„ Nadzieja jest rośliną trudną do wyplenienia. Można nie wiem ile odrąbać gałęzi i zniszczyć, a zawsze będzie wypuszczać nowe pędy, jak powiedziała kiedyś słynna tancerka amerykańska. Ja jednak w tej chwili się z nią nie zgadzałam. Bo patrząc na całującą się Ilonę z Tomkiem czułam jak umiera. A ja razem z nią.
Dlaczego to boli aż tak bardzo? Dlaczego choć wiem, że on mnie nie pamięta, nie pamięta naszej miłości? Że na mój widok nie uśmiecha się, a jego oczy nie błyszczą; że nigdy już nie obejmie mnie sprawiając, że poczuję się bezpiecznie, że nigdy więcej nie pocałuje?
Kiedyś, opowiedział mi o jaskółce znalezionej pod drzewem gdy był nastoletnim chłopcem. O biednym ptaszku z połamanym skrzydłem do którego wezwał weterynarza. Przypomniałam sobie jak opisał moment gdy zwierzę odzyskawszy przytomność zorientowało się, że nie może latać. Ten strach widoczny w małych czarnych ślepkach gdy uświadomiło sobie, że części jego skrzydełka już nie ma. Czułam się teraz jak ta jaskółka. Z połamanym skrzydłem, bez nadziei na to że jeszcze będę kiedyś latać. Nigdy nie sądziłam, że cierpienie może wywołać fizyczny ból. Teraz doświadczyłam tego na własnej skórze...”

Nie, nie, nie, powtarzałam w myślach. To nie może być prawda. To tylko kompletny zbieg okoliczności. To, że wiedziała o cytacie, jaskółce, pocałunku. Ilona chciała mnie tylko rozzłościć i zranić, bo wiedziała, że...
Boże, kogo ja chcę oszukać. Ona znała treść mojego pamiętnika, a przynajmniej jego fragmentu. Nie mogła zdobyć go ani mi ukraść, bo nigdy nawet nie zbliżyła się do cukierni, a tym bardziej piętra. Pamiętnik wciąż tu był, więc nikt go też nie ukradł ani nie skopiował. Ale był ktoś, kto mógł mieć do niego dostęp. Przypomniałam sobie ten dzień kiedy Tomek czekał na mnie w moim własnym pokoju leżąc wygodnie na moim łóżku. I jego dziwne zadowolenie zważywszy na fakt, że kilka dni wcześniej widział mnie z Dawidem a ja powiedziałam że kocham byłego narzeczonego. O Jezu...

- Przeczytał jego fragment, bo powiedział że nie był wstanie przebrnąć przez całość. Podobno potrafisz rozwodzić się nad opisem swoich wewnętrznych przeżyć
– Kłamiesz
– Tak myślisz? A skąd niby miałabym o tym wiedzieć? Mam ci przytoczyć to co mówił mi ze śmiechem Tomek? Jak opisywałaś swoją wielką miłość do niego? Jak płakałaś widząc nas całujących się razem w ogrodzie twojego teścia?

To było gorsze. Sto razy gorsze niż wszystko co do tej pory przeżyłam. Mogłam znieść jego obojętność, nawet nienawiść do mnie, flirtowanie z Iloną czy upokorzenie podczas kolacji jaką zaaranżował jego ojciec. Ale nie to. Nie pogwałcenie mojej prywatności i wykpienie jej w tak bezlitosny sposób. Przecież nawet jeśli już przeczytał ten pamiętnik nie musiał od razu dzielić się nim z Iloną. Ale nie, on musiał mnie upokorzyć. Wspomnienie śmiechu i kpiących słów Ilony wróciło do mnie głośnym echem orzeźwiając niczym kubeł zimnej wody.
„ Wiesz, Tomek chce poprosić cię o rękę.”, powiedziała mi wczoraj Agnieszka. A ja głupia tak cieszyłam się na ten moment. Sądziłam, że Tomasz mnie pokochał a nawet jeśli nie to chce spróbować. Nawet nie brałam pod uwagę wersji Ilony.

„Dziś wieczorem przekonasz się jaka jest prawda i po co on cię tam zaprosił. Pytałaś po co przyszłam. A więc ci powiem po co: właśnie po to. By cię ostrzec. Przed kompletnym upokorzeniem.”

Naprawdę po to mnie zaprosił? Dlatego chciał byśmy spotkali się w jego niedawno zakupionym mieszkaniu? Dlaczego tak bardzo zależało mu na rozmowie ze mną? Co takiego chciał mi powiedzieć? A co jeśli chciał potem odwieźć mnie na bankiet ojca; jeśli chciał mnie tylko zgnoić? Jeśli zezłościło go to, że nie chciałam postępować zgodnie z jego wolą, że szykował mi jakieś inne upokorzenie? Przymknęłam na moment oczy bojąc się, że moje oczy zaraz się zaszklą a ja zacznę płakać.
Dopiero po upływie dwóch minut zorientowałam się, że jednak łzy nie popłyną. Byłam tak załamana, że nawet nie miałam na to ochoty. Irracjonalnie zachciało mi się śmiać i…i dokładnie w tej samej chwili zadzwonił mój telefon.
Tomek.
Odebrałam z chęcią obluzgania go i powiedzenia jakim jest obłudnikiem, ale gdy usłyszałam jego głos w głośniku nie byłam w stanie tego zrobić.
- Hej. Na początku, zanim powiesz że cię drażnię chcę powiedzieć, że dzwonię bo bardzo się za tobą stęskniłem. I odliczam godziny do naszego spotkania co chwili zastanawiając się czy na nie przyjdziesz czy jednak się wycofasz. Dlatego pomyślałem sobie, że by tego uniknąć zadzwonię do ciebie i w razie potrzeby przekonam. Chociaż teraz doszedłem do wniosku, że gdybyś nie chciała przyjść, to i tak nie przyjdziesz, więc nic co powiem cię nie przekona, prawda? Więc pomyślałem o czymś innym. O niespodziance. Mam nadzieję, że jeśli nie zjawisz się dla mnie to choć trochę będzie powodować tobą kobieca ciekawość. Tylko nie pomyśl sobie nic złego: żadnych spotkań z ojcem, żadnych strasznych rzeczy…kurczę dopiero teraz zorientowałem się, że tym tylko mogę cię wystraszyć. W końcu do tej pory wszystkie niespodzianki jakie spotykały cię z mojej strony nie były zbyt przyjemne. Hm, może więc przyjmiemy, że dopiero teraz zaczęła się nasza rozmowa, że ostatnich dwóch minut nie było, co?- Poczułam ból gdzieś w okolicy serca. Szybko starałam się go stłumić. Szczególnie gdy swoje przywitanie ze mną zakończył słowami:
- Tak więc…cześć Aniu. Dzwonię, bo chciałem ponownie zaproponować ci, że po ciebie przyjadę. A jeśli naprawdę tego nie chcesz, to pozwól bym wynajął dla ciebie taksówkę która zawiezie cię spod cukierni. Nie chcę byś włóczyła się komunikacją miejską wieczorem. Poza tym nigdy jeszcze nie odwiedziłaś mnie odkąd zacząłem mieszkać sam, więc możesz mieć problem z trafieniem, a tak… Aniu, co ty na to? I czy ty w ogóle tak jesteś?- Parsknęłam nie mogąc się powstrzymać. Dopiero teraz zauważył, że coś może być nie tak? Po swoim długim monologu w czasie którego nie wypowiedziałam podaj słowa przytaknięcia lub zaprzeczenia?- Aniu? Coś się stało?
A może chcesz wiedzieć kto ogrzewał jego łóżko w czasie gdy jego dziewicza żonka odzyska pamięć?
- Nie.- Odparłam po dłuższej chwili z trudem pokonując gulę która narosła w moim gardle na wspomnienie słów Ilony. - Wszystko w porządku.
- Na pewno? Brzmisz jakoś dziwnie.
- Wydaje ci się. Po prostu jestem trochę rozstrojona po wizycie pewnej…to znaczy mojej przyjaciółki.
- Klaudia wpadła na kilka dni do stolicy?
- Nie, to nie ona.
- Więc kto?
- Imię i tak nic ci nie powie. Nie znasz jej.- Skłamałam, bo przecież znał Ilonę dobrze. A nawet bardzo dobrze.
- Rozumiem. A więc wracając do tematu spotkanie dalej aktualne?- Jak śmiesz, miałam ochotę mu odpowiedzieć. Jak śmiesz po tym wszystkim co wyznała mi Ilona udawać, że jest w porządku, że ci na mnie zależy? Jak mogłeś spać z nią i wyśmiewając jednocześnie moje zasady i to, że wciąż jestem niewinna?- Aniu?
- Oczywiście, że jest aktualne. Ja…ja też mam dla ciebie pewną niespodziankę.
- O. Teraz mnie zaciekawiłaś.- Po raz pierwszy od chwili tej rozmowy się uśmiechnęłam.
- Taką miałam nadzieję. I nie, nie przysyłaj taksówki. Przyjadę sama.
- Aniu…
- Spokojnie, wynajmę własną taksówkę. Już ci to wcześniej mówiłam.
- Na pewno?
- Tak.
- Wolałbym po ciebie przyjechać.
- To nie jest konieczne…a właściwie to przyjedź.
- Co?
- Masz rację, tak będzie najlepiej.- Zdecydowałam rozmyślając nad rodzącym się w moim umyśle pomyśle. A raczej „niespodziance”.
- Więc mam po ciebie przyjechać?- Upewniał się widocznie nieźle zaskoczony nagłą i niespodziewaną zmianą mojego stanowiska.
- No tak, gdybyś mógł. Chyba, że nie chcesz.
- Ależ skąd. Przyjadę. Powiedzmy za trzy godziny?- Spojrzałam na znajdujący się na moim nadgarstku zegarek. Dochodziło w pół do czwartej.
- Tak, zdążę się uszykować. W takim razie do zobaczenia.
- Do zobaczenia słodka Aniu.- Rozłączyłam się z ulgą. A potem wyszłam z kuchni na salę. Ku mojemu zdziwieniu Ilony Olkowskiej nie było już przy stoliku. W swoich myślach zaklęłam nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
- Gdzie ona jest?- Spytałam Paulę podchodząc do niej. Akurat niosła tacę z zamówieniem, ale nie obchodziło mnie to.
- Kto, Ilona?
- Tak, ona.
- Wyszła chwilkę temu. Dosłownie przed…Aniu, Aniu gdzie ty idziesz?!- Nie reagując na jej pytanie wyszłam na zewnątrz. Miałam nadzieję, że dogonię Ilonę i się z nią rozmówię. Tyle, że rozglądając się dokoła nigdzie jej nie widziałam. Tupnęłam gniewnie nogą czując, że straciłam okazję na zemstę. Miałam nadzieję poprosić ją by mi pomogła by towarzyszyła mi na kolacji u Tomasza, ale teraz dałam sobie już z tym spokój. Musiałam wymyśleć coś innego by się na nim zemścić a nie posiłkować się inną osobą. Teraz byłam już na to wystarczająco silna by ostatecznie pokazać, że już nie chcę być ofiarą.
Kwadrans później wróciłam do cukierni nieźle zmarznięta. W końcu był już praktycznie listopad, a ja miałam na sobie cienką białą koszulę. Paula przywitała mnie zmartwionym spojrzeniem podając gościom ich zamówione desery, dlatego wysiliłam się na blady uśmiech. Bo skuwający moje wnętrze lód nie pozwolił na nic więcej. Z każdą upływającą minutą zastanawiałam się co powinnam zrobić. Może jednak zignorować zaproszenie Tomka? Zadzwonić mówiąc, że to już ostateczny koniec nie podając przyczyny? A może wprost zapytać go o mój pamiętnik i jego relację z Iloną? Albo mogłam też zjawić się na kolacji. Mogłam powiedzieć, że mam go gdzieś i wyśmiać jego propozycję wzięcia ślubu kościelnego jeśli Agnieszka miała rację i właśnie taki był jego cel zaproszenia mnie. Lub…
Tak mogłam też zabawić się w tę samą grę w jaką od grał ze mną tak jak podczas telefonicznej rozmowy z moim mężem wpadło mi do głowy. Nawet teraz po wyznaniu Ilony nie potrafiłam zrozumieć jaki cel ma Kamiński w chęci uwiązania nas ze sobą ślubem kościelnym, ale mimo wszystko jego intencje nie mogły być czyste. W końcu jak sobie teraz uświadomiłam po wypadku nigdy nie wyznał mi miłości. Co prawda mówił, że coś do mnie czuje, ale to mogła być sympatia, złość, żal a nawet nienawiść. W końcu to też są uczucia. I przynajmniej nie bezpośrednie kłamstwo.
Znów z tą myślą coś boleśnie szarpnęło moje wnętrze, a ja znów to stłumiłam. Miałam jeszcze trzy godziny do kolacji u Tomka lub dwie jeśli brałabym pod uwagę przygotowanie się do kolacji. I co zrobię gdy one miną?
- Anka co nagadała ci ta tyczka?- Słysząc stanowcze pytanie Pauli potrząsnęłam tylko głową.
- Nic.
- Przecież widziałam w jakim stanie odchodziłaś od stolika. A raczej uciekałaś.
- Bo jak zwykle mnie zdenerwowała.
- Wyglądałaś tak jakbyś chciała się rozpłakać a nie była rozzłoszczona.
- Bo po prostu czasami gniew wywołuje we mnie bezsilność i rodzące łzy.
- Na pewno?
- Tak.- Skłamałam po raz kolejny. Ale nie chciałam mówić Pauli o tym co wyznała mi Ilona o Tomaszu. Nie chciałam by mi współczuła a przede wszystkim stwierdziła: „przecież mówiłam ci, że tak będzie”. To było najgorsze co mogłabym w tej chwili usłyszeć.- Wracaj na salę. Widziałam przy stoliku tego dziadka, który zawsze „zapomina” o rachunku.
- Okej. Ale wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, prawda?
- Tak, dziękuję. Aha, i zamkniemy cukiernię trochę wcześniej.
- Dlaczego?
- Bo wychodzę. Muszę coś załatwić.
- Ale przecież mogę sama zająć się sprzedażą.
- Nie musisz. Poza tym zbliża się koniec listopada, trzeba będzie zrobić inwentaryzację, posprzątać. A ty nawet teraz jesteś wykończona.
- Po prostu się nie wyspałam. To nie znaczy, że nie mam siły by pracować.
- Wiem, że masz.- Odparłam jej choć prawdę mówiąc w to wątpiłam.- Ale nie martw się, zapłacę ci tak jak za normalną dniówkę.
- Nie musisz.
- Muszę.- Odparłam jej. – A teraz zmykaj  na salę.
- Dzięki, szefowo.
- Raczej przyjaciółko, co?- Nie wiedzieć dlaczego moja odpowiedź spowodowała, że szeroki uśmiech zniknął z twarzy Babeckiej. Pojawiło się na niej napięcie. Miałam już spytać co się stało, ale nie dała mi na to szansy bo pognała na salę. Wzruszyłam więc tylko ramionami. Może tylko mi się przywidziało?
Z powodu zajętego wieczora  postanowiłam zająć się pieczeniem na jutrzejszy dzień trochę wcześniej. Nie uporałam się ze wszystkim, ale widząc godzinę w pół do szóstej na zegarku postanowiłam ograniczyć wypieki. Przecież nic się nie stanie jak przygotuję kremy rano. A nawet lepiej, bo będą świeże.
Zdejmując fartuch otrzepałam dłonie z mąki, a potem poszłam na górę wziąć prysznic. Potem stojąc w ręczniku przed szafą zastanawiałam się co na siebie założyć. Czy miałam gdzieś najbardziej zwyczajną bluzkę i spodnie…? Gdy podążałam wzrokiem po półkach  z odzieżą moją uwagę przykuła  biała, koronkowa sukienka z odkrytymi ramionami. Uśmiechnęłam się pod nosem. Dokładnie pięć i pół miesiąca temu brałam w niej ślub z Tomaszem. A teraz…
Wyciągnęłam ją decydując się włożyć ją na siebie. Porzuciłam pomysł by wyglądać jak szkarada; przecież zrobić wrażenie mogłam w zupełnie inny sposób. 
Zgodnie ze swoim postanowieniem włożyłam ślubną sukienkę a potem uczesałam swoje długie włosy trochę je podkręcając. Nałożyłam jeszcze trochę makijażu, kolczyki…i pierścionek zaręczynowy. Po namyśle zamieniłam go na ten, który podarował mi w dniu ślubu cywilnego i który należał od wielu pokoleń do rodziny matki Tomka. Dzięki temu od razu będę mogła mu go oddać.
Wkładając szpilki (jedyne jakie miałam w swojej garderobie) podeszłam do lustra. Wyglądałam pięknie. Może i spostrzeżenie było nieskromne, ale w pełni prawdziwe. Przyglądałam się swojej sercowatej twarzy, różowych ustach dzięki szmince i cerze, która dzięki pudrowi uzyskała idealny odcień. Potem niżej na sukienkę która podkreślała wszystkie atuty mojej sylwetki: piersi, płaski brzuch i szczupłe nogi które dodatkowo wydłużały założone na stopach szpilki. Widząc to wszystko zastanawiałam się po co do tej pory ukrywałam swoją urodę. Jaki sens miało zakładanie luźnych sweterków czy golfów; nie noszenie sukienek (oprócz dni gdy zamieniałam się w kelnerkę choć i wtedy sięgały mi one ponad kolana), obcasów,  związywanie włosów? Dopiero teraz zrozumiałam jaka byłam głupia. Przecież to nie przywróci życia mojej siostrze. Wzięłam głęboki oddech by stłumić płacz widząc w lustrze jak w moich oczach lśnią łzy. Paradoksalnie na mojej twarzy było to bardzo pożądane; tęczówki lśniły nadając oczom niesamowity efekt. Mocno zacisnęłam wargi prawie do krwi. Tak właśnie widzieli mnie wszyscy faceci: ładne opakowanie. I tak zawsze chciał widzieć mnie pewnie Tomek. Ciekawe co zrobi gdy mnie taką zobaczy.
Odczekałam jeszcze kilka minut aż do jego przyjazdu. Oznajmił mi o tym klakson; umówiłam się z nim, żeby nie wchodził do cukierni. Nie chciałam spięcia z Paulą, a że nie miała pojęcia o zaproszeniu Kamińskiego zapewne starałaby się mnie od tego odwieźć nie mając pojęcia, że ja realizuję własny plan.
Rzeczywiście, gdy mnie zobaczyła na dole, zrobiła kwaśną minę. Załapała wszystko w lot, ale tylko dzięki klientom nie podeszła do mnie nakazując zmiany decyzji. Swoją dezaprobatę wyraziła tylko w jeden sposób: smutno kręcąc głową. Udawałam, że tego nie zauważyłam szybko naciągając na siebie płaszcz. Wiedziałam, że gdyby znała prawdę o moich zamiarach z szerokim uśmiechem pomogłaby mi jeszcze w przygotowaniach.
- Ślicznie wyglądasz.- Oznajmił Tomek na mój widok.
- Dziękuję.- Odparłam starając się powściągnąć emocje. Zastanawiałam się co może sobie teraz o mnie myśleć. Jej wygląd coś oznacza? W końcu przestała udawać taką trudną? Ciekawe w takim razie jak zareaguje gdy zobaczy moją sukienkę, pomyślałam.
- Poczekaj, otworzę ci drzwi.
- Nie, poradzę sobie.- Zaprotestowałam czując, że chyba nie dam rady grać tej komedii. Ja nie byłam Tomkiem. Nie potrafiłam tak po prostu udawać. Ale musiałam. Musiałam mu wreszcie pokazać, że ja też potrafię się bronić i nie jestem ofiarą. Przynajmniej ten jeden honorowy raz.
- Hej, a chciałem chociaż udawać dżentelmena.- Stłumiłam gorzki śmiech. Zachowywał się beztrosko tak jakby umówił się ze swoją dziewczyną na randkę a nie szykował do upokorzenia żony z którą chciał się rozwieść. To mnie zezłościło. Dlaczego ja nie potrafię aż tak się zdystansować? Czemu nie mogę go znienawidzić tak jak na to zasługuje?- Na pewno wszystko gra? Jesteś dziś jakaś cicha.
- Cicha? Nie. Po prostu…trochę ciekawa dzisiejszego wieczoru. To wszystko.- No, to była przynajmniej prawda.
- Już niedługo się przekonasz. Mam nadzieję, że nie jadłaś kolacji. Przygotowałem coś specjalnego.
- Ty?
- Tak. Z niewielką pomocą.- Trochę zdziwiłam się jak łatwo było mi z nim toczyć beztroską pogawędkę, choć pewnie nie bez znaczenia był fakt, iż nie nawiązywaliśmy bezpośrednio do spraw naszych uczuć. A potem Kamiński zatrzymał samochód. Zatopiona przez ostatnie minuty jazdy we własnych myślach nie od razu to zarejestrowałam. Dopiero łagodne wymówienie przez Tomka mojego imienia mi to uświadomiło.
- To tutaj mieszkasz?
- Tak. Podoba ci się?
- Jest ciemno. Nie widzę dokładnie budynku. Chociaż mówiłeś, że to mieszkanie.
- Mieszkanie, dom…w sumie to samo, prawda?
- Nie. Dom jest samodzielny, a mieszkanie najczęściej wynajmuje się w bloku.
- Jesteś rozczarowana?
- Tak…to znaczy nie.- Poprawiłam się. Miałam mu wyznać, że poczułam lekki niepokój uświadomiwszy sobie, że od najbliższych sąsiadów dzieli nas kilka minut drogi a i wówczas to tylko blok, którego klatka jest dobrze strzeżona? No nie, znów wpadałam w tę swoje urojenia. Przecież po tym jak Tomek zauważył, że prawie pocałowałam się z Dawidem mógł mnie wykorzystać a jednak tego nie zrobił. Teraz też tego nie zrobi.
- A więc chodźmy do środka, pokażę ci wnętrze.- Wciąż zdenerwowana podałam mu rękę i wysiadłam z samochodu. A potem w milczeniu czekałam aż otworzy drzwi kluczem.
Gdy weszłam do środka zdziwiło mnie wiele rzeczy. Po pierwsze dom był mniejszy niżbym się mogła tego spodziewać po kimś takim jak Tomek. Po drugie wydawał się być jeszcze nie w pełni urządzony (a przynajmniej na korytarzu). A po trzecie pomimo to zwodniczo przypominał wystrojem jego poprzedni dom. A właściwie ruderę jak go nazywał. Meble, choć nowe przypominały swą prostotą te które widziałam w dawnym mieszkaniu Tomasza. Ściany miały ładne pastelowe odcienie, a rzeczy były ułożone w taki sposób by sprawiać przestrzenne wrażenie. Dzięki temu wnętrze wydawało się być duże i spokojne, sprawiało poczucie bezpieczne i przytulnego.
- I jak, podoba ci się? Jak zauważyłaś wiele jeszcze brakuje; przede wszystkim dekoracji czy wszelkiego rodzaju ozdób a nawet kwiatów. No i na piętrze wyremontowałem tylko sypialnię.
- Ty to wszystko robiłeś?
- W środku dom był w stanie surowym.
- Ale przecież masz go dopiero od nieco ponad miesiąca.
- Codziennie sporo przy nim pracowałem. Dodatkowo wynająłem dwóch fachowców, ale ścianę w salonie malowałem już sam. Jeden z murarzy śmiał się ze mnie gdy powiedziałem mu, że jestem malarzem amatorem i powiedział, że skoro tak to dam radę sam pomalować ściany. Bo w końcu co za różnica czy maluję po gipsie czy po płótnie? Po fakcie zorientowałem się, że mnie sprowokował, ale efekt wyszedł całkiem niezły. No i pozwoliło mi to trochę zaoszczędzić…Poza tym miał trochę racji. Malowanie ścian to też twórczość. Prawie tak samo jak twój zawód. Ty malujesz na swoich tortach cukrową masą, więc też jesteś niejako artystką.- Opowiadał rozentuzjazmowany jak mały chłopiec. Ja jednak słysząc ostatnie zdanie przestałam go słuchać.
Bo wiesz, ja jako artysta maluję farbami na płótnie, a ty malujesz na swoich biszkoptach słodkimi kremami.
Wspomnienie dawno wypowiedzianych przez Tomka słów odbiło się echem w mojej głowie.
Ty malujesz na swoich tortach cukrową masą, więc też jesteś niejako artystką.
Boże, dlaczego akurat teraz musiał mi o tym przypominać? Czemu tak bardzo mącił mi umysł powodując, że rozsypywałam się na tysiąc kawałków? A on wciąż mówił i mówił. O tym jak udało mi się wykonać poszczególne elementy domu, jak w ich doborze pomógł mu Krzysiek doskonale znający się na budowlance skoro prowadził firmę budowlaną w całej Polsce. Wchodząc na piętro po schodach pokazywał mi nawet swoje szorstkie dłonie poorane licznymi pęcherzami. Mimo to widziałam, że świadomość wykonanej przez niego pracy sprawiła mu radość choć mnie krajało się serce. W końcu, chyba zauważył, że moje milczenie ma jakąś przyczynę bo uśmiechnął się zażenowany.
- Przepraszam, nawet nie dałem ci dojść do słowa ani zdjąć płaszcza. Zgrzejesz się.- Wyciągnął niewłaściwe wnioski za które byłam mu wdzięczna. Zauważyłam, że wyciągnął już ręce po to by mi pomóc, ale udałam że tego nie dostrzegam i sama rozpięłam płaszcz kładąc go na stojącym obok krześle.
- Meble też wybierałeś sam?- Spytałam nawet na niego nie patrząc. Bo moją uwagę przykuła mała toaletka umieszczona w rogu sypialni na piętrze na które niedawno weszliśmy choć nie byłam tego zupełnie świadoma. Była typowo kobieca i delikatna. Z łatwością mogłabym ujrzeć tam siebie siedząca przy lustrze i czeszącą włosy…W końcu zrozumiałam, że z jakiegoś powodu mój mąż milczy. Odwróciłam się w jego stronę z konsternacją. Czyżby zostawił mnie samą?
Ale wcale tak nie było. Bo gdy nasze oczy się spotkały zrozumiałam na co tak patrzy.
Na moją sukienkę.
Zupełnie zapomniałam o tym, że mam ją na sobie, bo choć nie chciałam się do tego przyznać opowieść Tomka o jego nowym domu sprawiła, że na moment zapomniałam o swoich planach i zemście. I przypomnienie o tym jaka kiedyś byłam szczęśliwa. A raczej sądziłam, że jestem.
- Ta sukienka…- Wyszeptał.- To jest…
- Podoba ci się?- Tym razem już weszłam w swoją rolę okręcając się wokół własnej osi.
- Tak. Jest…jest piękna.
- Dziękuję.- Odparłam zaskoczona wrażeniem jakie na nim wywarła. Owszem była ładna, a nawet bardzo, ale mimo wszystko bardzo skromna bo choć ramiona miała odkryte to jednak nie ukazywała ani skrawka dekoltu poniżej nich. A mimo że opinała figurę jak druga skóra to jednak nie wyglądało to wulgarnie, ale delikatnie i dziewczęco. Poza tym dla mnie miała ważne znaczenie, bo to w niej wzięłam ślub. A dla Tomka? On nawet nie pamiętał, że byliśmy małżeństwem. Czemu więc wyglądał na zbitego z tropu?
- Nigdy nie wyglądałaś tak pięknie.- Wyszeptał.
- A skąd wiesz?- Spytałam figlarnie tym razem już z łatwością grając.- Przecież nie pamiętasz.- By ukryć jakoś złośliwość zawartą w tym stwierdzeniu, okrasiłam je szerokim uśmiechem.
- Masz rację.- Odparł wyraźnie zmieszany. Pożałowałam swoich słów, ale po namyśle stwierdziłam, że nie mam powodów by go żałować. On nie miał dla mnie litości. Poza tym od jakiegoś czasu przestał już nawiązywać do swojej utraty pamięci, więc najpewniej już się z nią pogodził.- Masz ochotę na coś do picia?
- Tak, jasne.
- A więc zejdźmy na dół.- Nauczona poprzedni doświadczeniami wzięłam z krzesełka swój płaszcz. Bo gdy wyjdę z domu Tomasza przynajmniej nie zmarznę tak jak w dniu gdy Władysław Kamiński mnie upokorzył. Do tej pory pamiętam jak wybiegłam z jego posiadłości bez wierzchniego okrycia i torebki…
Biorąc głęboki wdech poszłam za Tomkiem. Przez grę byłam spięta i on to wyczuł co jakiś czas pytając mnie o samopoczucie. Dopiero gdy zaczęliśmy jeść jakąś potrawę a on opowiadał mi o tym jak ją przyrządził trochę się rozluźniłam. Wiązało się to z faktem, że zbliżała się pora mojej zemsty. Nie przyjmowałam do wiadomości, że mogę się mylić. W końcu Ilona nie była prorokiem a nikt inny prócz Tomka nie mógłby przeczytać mojego pamiętnika. Nawet mój teść, choć do tej pory pamiętałam naszą ostatnią rozmowę i jego groźbę. Ale nawet on nie byłby w stanie tego zrobić. Co zaś się tyczy drugiego zarzuty…to już wcześniej widziałam jak Olkowska flirtuje z moim mężem. Widocznie moja oziębłość i chętna Ilona spowodowała, że skorzystał z łatwej zdobyczy. W końcu nie był z tych facetów którzy zachowywali monogamię. Był lowelasem. A Ilona nie mogłaby wiedzieć o tym, że odmawiam mu jego małżeńskich praw i nadal jestem dziewicą gdyby jej tego nie powiedział. Już wyobrażałam sobie jak leżąc w łóżku po tym jak się ze sobą kochali śmieją się z mojej naiwności…Brr, ta myśl spowodowała, że aż się wzdrygnęłam z obrzydzenia. Ale przynajmniej teraz jego zachowanie po tym jak po raz pierwszy zobaczył mnie i Dawida razem było w pełni zrozumiałe. Nie skorzystał z mojego zaproszenia do łóżka, bo nie musiał mając Ilonę.
- I jak, smakuje ci?
- Hm?
- Moja potrawka z kurczaka. Smakuje?
- Tak.- Wybąkałam wywołując na ustach męża uśmiech.
- Nie widać. Od jakiegoś czasu tylko stukasz widelcem o talerz.- Gdy mi to uświadomił zdałam sobie sprawę, że to prawda. Spiekłam raka natychmiast przestając to robić. Tomek spoważniał.- Czy jest jakiś szczególny powód twojego zdenerwowania?
- To znaczy?- Nie wiem dlaczego, ale czułam że mnie przejrzał.
- Nie wiem. Boisz się czegoś? A może obawiasz się mnie w jakiś sposób?- A jednak nie wiedział. Odetchnęłam z ulgą.
- Nie, oczywiście, że nie. Tylko nigdy nie jadłam z tobą tak eleganckiej kolacji tylko we dwoje.
- Czujesz się niezręcznie? Jeśli chcesz mogę zadzwonić po pizzę.
- Nie, oczywiście że nie. – Wbrew sobie poczułam rozbawienie. Co prawdę wciąż nieco nerwowo, ale mimo to rozbawienie. Szybko jednak minęło gdy Tomek wstał ze swojego krzesełka i nalał mi do kieliszka wina. Potem podszedł do mnie i włożył mi go w rękę.- Wypij.
- Pppo co?
- To cię trochę rozluźni.
- Nie sądzę by…
- Potem cię odwiozę. Masz na to moje słowo. – Twoje słowa nie są nic warte, pomyślałam ze smutkiem. – Aniu, co się dzieje?
- Co?
- Masz łzy w oczach.
- Och…Coś…coś najwyraźniej wpadło mi do oczu.
- Obu?
- Tak.- Jęknęłam pospiesznie mrugając by odgonić niechcianą wilgoć. Przez dłuższą chwilę milczał.
- Widzę, że już nie będziesz chciała dokończyć jedzenia. W takim razie skoro ja też zaspokoiłem swój apetyt przejdziemy do salonu?
- Świetnie. To doskonały pomysł.
- Właściwie to nie wiem od czego zacząć.- Powiedział po kilku minutach gdy wygodnie rozsiedliśmy się na oddzielnych fotelach a z radia zaczęła sączyć się jakąś melodia. Chyba czekał na to aż się choć trochę uspokoję.- Na początku chcę wyraźnie podkreślić, że nie chcę rozwodu między nami. Wiem, że po tym co dziś usłyszysz możesz być na mnie wściekła, ale naprawdę wierzę w to, że choć podjęliśmy decyzję o naszym małżeństwie impulsywnie, to jednak nie przypadkowo.
- Ośmielam się sądzić inaczej.- Zauważyłam nie mogąc się powstrzymać. Bardzo chciałam rozegrać wszystko inaczej: rzucić jakąś ironiczną uwagę o moim pamiętniku i zobaczyć jak się zachowa. Albo spytać go czy moja odmowa dzielenia się z nim sypialnią jest dla niego trudna. Wszystko to rozegrać zupełnie bez emocji, pokazując, że nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Tyle, że nie potrafiłam. Bo to miało dla mnie znaczenie, ogromne. To, że Tomek nie potrafił kochać mnie tak jak tego pragnęłam tak strasznie bolało. Ale teraz powinnam być silna. Powinnam zakończyć to ostatecznie. Tym razem nie jako przegrany. Też powinnam nauczyć się traktować nasz związek jak grę. Tak jak on.
- Hm? Co masz na myśli?- Spytał mnie lekko zdezorientowany.
- Nic. Po prostu obiecałeś mi prawdę. Więc może to ty odpowiesz mi na parę pytań?- Powiedziałam patrząc mu prosto w oczy. Z zadowoleniem stwierdziłam, że jego konsternacja wzrosła.
- Co to znaczy?
- Na początek: po co tak naprawdę mnie tu sprowadziłeś?
- Nie rozumiem…
- Pytanie jest bardzo proste. Jaki miałeś w tym cel?
- Aniu, spokojnie. Widzę, że jesteś jakaś nieswoja od początku gdy tu przyszłaś. Paula naopowiadała ci jakichś głupot?
- Nikt nie musi mi nic opowiadać bym wiedziała jakie z ciebie ziółko. No więc?- Gdy nie doczekałam się jego reakcji dodałam:- W takim razie informuję cię, że za dwie minuty wychodzę. Jeśli nie uzyskam satysfakcjonującej mnie odpowiedzi to zrobię to. I nigdy więcej nie będziesz miał szansy na żadne wyjaśnienia, bo nigdy nie zamienię z tobą słowa.
- Co to ma znaczyć?- Był wyraźnie zbity z tropu nagłą i niespodziewaną zmianą mojego zachowania.
- To co słyszysz.
- Jeśli to jakiś żart to…
- Nie, Tomek. To nie jest żart. Mówię poważnie. I tym razem ostatecznie.- Zauważyłam jak totalnie zaskoczony ciężko przełyka ślinę.
- Dlaczego tak się zachowujesz? Przecież mieliśmy…chciałem…
- …co chciałeś? Przekonać mnie jaki to jesteś wspaniały remontując dom który kupiłeś za pieniądze ojca którego przecież nienawidzisz? Własnoręcznie przyrządzając kolację która miała mnie olśnić? Uśmiechając się i próbując uspokoić winem? Więc ci się nie udało.
- Wcale nie to było moim zamiarem.- Warknął. No, w końcu reakcja którą chciałam wywołać. Bo tylko wściekły mówił prawdę. A przynajmniej jej większą część.
- Więc o co ci niby chodziło?- Gdy milczał moja złość wzrosła.- No, o co ci tak naprawdę chodzi? Czemu tak bardzo nalegałeś na tę kolację? Odezwij się w końcu!- Krzyknęłam gdy prychnął uśmiechając się lekko.
- O to.- Mrugnął, a potem rzucił coś w moim kierunku. Choć zupełnie się tego nie spodziewałam, ale moje dłonie wiedzione impulsem złapały małe pudełeczko. Patrząc na nie poczułam jak odpływa ze mnie krew.
To zabawne, bo przecież już Agnieszka mnie o tym uprzedziła. Przecież z radosnym podekscytowaniem szczebiotała niczym Majka o tym jak pomagała Tomkowi wybierać pierścionek, a potem pełna wyrzutów sumienia prosiła bym udawała zaskoczoną. Dlaczego więc teraz poczułam, że tracę równowagę i mogę upaść?

– Jeśli mi nie ufasz, to proszę: rozumiem, choć jest mi przykro. Nie zniosę natomiast jeśli będziesz mnie traktował jak idiotkę
– Aniu…
– Muszę to skończyć.
– Możesz to zrobić potem.
– Potem muszę upiec ciasta na jutrzejszy dzień, więc jeśli chcesz mi coś wyjaśnić to zrób to teraz? Więc jeśli tak, to lepiej już wyjdź. Mam dużo pracy.
– Nie zachowuj się w ten sposób.
– Jaki? Ty wypytywałeś mnie o wszystko: nawet o mój związek z Dawidem. Chciałeś wiedzieć wszystko: kiedy, gdzie, moje osobiste odczucia i uczucia względem niego. Ty natomiast nie mówisz mi o sobie prawie nic. To było do przyjęcia na początku, teraz jednak nasz związek nie może iść na przód. Nie jesteśmy nastolatkami którzy spotykają się aby się spotykać, prawda? A może jesteśmy? Może byłam dla ciebie chwilową rozrywką i gdy zorientowałeś się, że tak łatwo ci ze mną nie pójdzie to…
– Chciałaś wiedzieć co mnie tak absorbowało? Proszę, już wiesz. No przymierz, nie jestem pewny czy wybrałem dobry rozmiar
– Tomek...ja...
– Jak widzisz miałaś rację, rzeczywiście chciałem się z tobą rozstać. Każdym swoim dziewczynom kupuję na koniec pierścionek zaręczynowy.
– Przepraszam....

Znów wspomnienia zalały mnie niczym spieniona fala podczas przypływu, znów poczułam tamto uczucie szczęścia choć złudnego. A teraz to wydarzało się po raz drugi. Po raz drugi praktycznie w ten sam sposób mi się oświadczał.
Poczułam uczucie deja vu.
- Moja odpowiedź brzmi: nie. Ale to chyba już wiesz.- Odezwałam się zupełnie beztrosko, choć nie miałam pojęcia jak udało mi się to zrobić. Bo jeszcze sekundę temu byłam pewna, że stać mnie tylko na płacz.- A teraz wybacz, śpieszę się.- Porzuciłam swoje plany zemsty. W sumie mogłam uznać, że choć trochę ukarałam byłego już niedługo męża. Byłam na nią zbyt słaba. W moich myślach cała ta kolacja miała przebiegać inaczej.
Na początku miałam być dla niego słodka niczym miód czekając na to aż uklęknie przede mną i poprosi o rękę. Potem odrzucałam jego oświadczyny ze śmiechem. Korzystając z zaskoczenia mówiłam Tomkowi o tym, że wiem o Ilonie czy o czytaniu przez niego mojego pamiętnika. Potem beształam mówiąc jakim jest draniem i wychodziłam z dumnie uniesioną głową. Niestety nic nie poszło tak jak chciałam. Jednak nie potrafiłam grać.
Ta myśl mnie rozwścieczyła. Miałam ochotę krzyczeć wniebogłosy z powodu własnej naiwności i słabości. Zamiast tego szybko nałożyłam na siebie płaszcz i wyszłam z jego domu. Ale tuż za drzwiami, na swojej dłoni poczułam czyjś dotyk. A jednak nie uda mi się ta dezercja…
- Aniu, nie odchodź w ten sposób. Wyjaśnij mi o co chodzi.
- O nic. A raczej o to, że to już koniec.
- Dlaczego się tak zachowujesz?
- Bo mam na to ochotę.
- Błagam cię byś…
- Już nie musisz.- Przerwałam mu dość niegrzecznie. Gdy na jego twarzy pojawił się wyraz konsternacji dodałam tylko:-  Przejrzałam cię.
- O czym ty mówisz?
- Znam prawdę, Tomek. Ilona mi wszystko o tobie powiedziała.
- Co?- Z wrażenia aż puścił moją dłoń. Jeśli do tej pory wątpiłam lub miałam nadzieję, że jednak Olkowska kłamała, to teraz musiałam przyznać że się myliłam. Reakcja Tomka całkowicie mnie do tego przekonała.- Co ona ci powiedziała?
- Wszystko, Tomek. Wszystko.- Czułam jak łzy w oczach mącą mi wzrok, ale uparcie nie chciały spłynąć. Patrzyłam więc na męża nie do końca widząc go wyraźnie.- Nie masz powodu więc udawać, że ci na mnie zależy.
- To nieprawda. Wiesz, że tak jest.
- I to dlatego sypiałeś z nią, hm? Po to by mi to pokazać?
- Słucham?  Nie zdradziłem cię z nią.
- Przestań już.
- Mówię prawdę. To kłamstwo.- W odpowiedzi tylko się zaśmiałam.- Mówię serio. Nie spałem z Iloną od ponad roku! Musisz mi uwierzyć. Nie wiem czego ci naopowiadała ta kłamczucha, ale to najwyraźniej kłamstwa! A raczej oszczerstwa.
- Oszczerstwa? Nawet teraz nie masz odwagi się przyznać?!
- Nie mam do czego!
- Dobrze wiesz, że masz!
- Okłamała cię do cholery. Nic mnie z nią nie łączy już od wielu miesięcy. To prawda, że poszedłem z nią na wesele i ślub siostry, że czasami mnie nachodziła i flirtowała a ja się do tego przyłączałem, ale nie zrobiłem tego. Pocałowaliśmy się kiedyś w ogrodzie ojca, co widziałaś, ale nie było niczego więcej poza pocałunkiem. Uwierz mi.
-  Nie mogę.- Szepnęłam kręcąc głową nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia. Gardziłam sobą za przypływ nadziei i wątpliwości. Ale przecież miałam dowody. Nie mogłam negować faktu, że dwa i dwa to cztery. Bo po prostu tak było.
- Spójrz na mnie.- Zażądał. Odruchowo spełniłam jego polecenie.- Wiem, że wiele razy kłamałem i nie byłem wobec ciebie szczery. Wiem, że czasami nie dawałem dość do słowa, oskarżałem zanim poznałem wszystkie okoliczności, czasami naginałem prawdę. Ale teraz mówię szczerze. To, co sugerowała ci o nas Ilona to kłamstwo.
- Mój pamiętnik też jest kłamstwem?- Spytałam retorycznie. Nie chciałam pozwolić by znów mnie omamił i przekonał. Widocznie wciąż miał jeszcze nadzieje, że jego kochanka nie powiedziała mi niczego co byłoby dla niego w pełni obciążające. Dlatego kułam żelazo puki gorące starając się dostrzec w jego twarzy prawdę.- Kłamstwem jest fakt, że wiedziała o prowadzeniu przeze mnie pamiętnika i z detalami opisała napisaną w nim kiedyś przeze mnie pewną scenę? Że potem razem z tego kpiliście i szydziliście? Że wiedziała iż ze sobą nie sypiamy i jestem dziewicą? To wszystko też kłamstwa? Chcesz powiedzieć, że panna Olkowska ma jakieś magiczne zdolności i potrafi czytać w myślach albo stawać się niewidzialna by móc niepostrzeżenie wnikać do cudzych mieszkań a potem czytać ich dzienniki?
- Nie.- Niemal wyszepnął ignorując ironię zawartą w moim pytaniu. Potem spuścił głowę. Wymowa tego gestu aż kuła w oczy. Był winny. I choć jakiekolwiek wyrzuty nie miały w tej chwili żadnego sensu to jednak nie mogłam się powstrzymać przed ich wypowiedzeniem:
- Dlaczego? Dlaczego nie miałeś dla mnie ani grama szacunku i pozbawiłeś mnie godności? Dlaczego aż tak bardzo pogwałciłeś moją prywatność? A potem na dodatek naśmiewałeś się z tego ze swoją kochanką? To nawet nie było podłe tylko zwyczajnie okrutne.
- Nie, Aniu. To nie tak. Wyjaśnię ci to.
- A co tu jest do wyjaśnienia? Romansowałeś z nią za moimi plecami i wyśmiewałeś się z naiwnej prostaczki za którą w duchu mnie miałeś. I nadal masz.
- Nie, nie, nie. To wszystko nie tak. Błagam Aniu…naprawdę sądzisz, że jestem takim sukinsynem? Nic mnie nie łączy z Iloną. A co się tyczy twojego pamiętnika…nie wiem co ona ci powiedziała, ale przeczytałem tylko ten jeden fragment, nic więcej. To było tamtego dnia gdy czekałem na ciebie w cukierni w twoim pokoju na górze, bo ty gdzieś wyszłaś. Prawdopodobnie by przede mną uciec, ale to teraz nie jest ważne. Dlatego chciałem tylko na ciebie zaczekać i porozmawiać, to wszystko. Wyjaśnić, że jednak ufam ci i nie podejrzewam o to, że za moimi plecami flirtujesz z byłym facetem choć zarzuciłem ci tego samego dnia wcześniej. Usiadłem więc na łóżku, ale długo nie przychodziłaś więc wstałem i rozglądałem się po wnętrzu. Nie w celu przeszukiwania twoich rzeczy, ale zwyczajnej ludzkiej ciekawości. A ten pamiętnik ujrzałem przypadkiem; właściwie dopiero gdy go otworzyłem zorientowałem się co to jest.
- Ale go nie odłożyłeś.- Zauważyłam.- Wystarczyło przecież przeczytanie jednego zdania zawartego w tym zeszycie by przekonać się czym jest. Jedno zdanie.
- Tak wiem, ale nie zrobiłem tego. Chociaż chciałem; uwierz mi. Bardzo tego chciałem. Tyle, że chęć poznania twoich uczuć była silniejsza. Bałem się, że już mnie nienawidzisz, że nie ma dla nas nadziei. Wiedziałem, że to co zrobił mój ojciec było niewybaczalne. Tak samo jak moja niewiara w ciebie i nasza rozmowa w jego gabinecie. Dlatego byłem przerażony na samą myśl o tym, że możesz już mieć mnie dość.
- Daruj sobie.
- Mówię szczerze, tak jak czuję.
- Więc dlaczego czułeś też potrzebę wypaplania wszystkiego Ilonie, hm? Jakie na to znajdziesz teraz wytłumaczenie, no słucham. A może już uszykowałeś dla mnie kolejną bajeczkę?- W żaden sposób nie zareagował na moją zaczepkę. Choć starałam się go sprowokować do złości, on był w pełni spokojny i opanowany gdy podjął:
- To było kilka dni później, po tym jak zobaczyłem cię całującą się z Raczkowskim. I po tym co wówczas między nami…
- Nie całowałam się  z nim.- Sprostowałam odruchowo.
- Ale chciałaś…zresztą, to teraz nieważne. Chodzi o to, że po tamtym wieczorze…i naszej rozmowie w twoim pokoju oraz mojej wulgarnej propozycji poczułem do siebie niesmak. Byłem na ciebie wściekły. To, że byłaś gotowa przespać się ze mną byleby tylko się ode mnie uwolnić paliło mnie żywym ogniem. Chociaż  nie to było złe słowo. Wcale nie byłem wściekły. Bardziej czułem się zraniony.
- I wtedy w ramionach cudownie wyrozumiałej i kochającej Ilony znalazłeś pocieszenie.
- Nie. Możesz mi w końcu przestać wkładać w usta słowa których nie powiedziałem? Jak mówiłem wcześniej nie spędziłem z nią żadnej z nocy jakie nastąpiły po naszym poznaniu się. Ale zjawiła się tamtego wieczoru w moim domu. Byłem załamany i lekko… a raczej bardzo nawiany. Chciałem zapić swoje smutki alkoholem. To chyba wówczas mogłem jej coś powiedzieć. Pamiętam tylko tyle, że niemal płacząc jak małe dziecko, jak ten ostatni kretyn chowając głowę między nogami gdy siedzieliśmy razem na kamiennej posadzce przed domem mówiłem jej, że pisałaś iż mnie kochasz a tak naprawdę wystarczył widok byłego narzeczonego byś o mnie zapomniała. Że zraniłem cię już tyle razy iż twoje uczucie do mnie z pewnością zmieniły się w nienawiść podczas gdy moje…moje się zmieniły. Najwyraźniej wymsknęło mi się dużo więcej. Może, może wspomniałem coś o jaskółce ze złamanych skrzydłem, miłości i nadziei oraz tej baletnicy której cytatu użyłaś. Teraz tego nie pamiętam, ale tak musiało być. Alkohol musiał mnie zamroczyć sprawiając, że stałem się bardzo wylewny i o wszystkim jej powiedziałem.
- I to jest usprawiedliwienie?
- Nie, nie jest.- Odparł z ciężkim westchnieniem jakby na jego piersi legł wielki ciężar.- Wiem, że zawiniłem. Chcę tylko byś wiedziała, że wcale nie kpiłem z ciebie ani twoich uczuć co sugerowała Ilona. Powiedziałem jej to wszystko w desperacji a nie ze śmiechem na ustach. Taka jest prawda, Aniu. I nigdy cię nie zdradziłem odkąd jesteśmy małżeństwem, przysięgam. To właśnie dziś chciałem ci wszystko wyjaśnić. Między innymi sprawę pamiętnika. Dlatego cię zaprosiłem. Ale wiedz, że to ona kłamała. Nigdy, nawet gdybyś była dla mnie zupełnie obcą osobą albo gdybym cię nie znosił nie zrobiłbym czegoś takiego. Nawet najgorszemu wrogowi. Poza tym nie kocham Ilony Olkowskiej ani nigdy nie kochałem. I nawet po utracie przeze mnie pamięci nie czułem chęci by cię zdradzić choć wtedy nie znaczyłaś dla mnie tyle co teraz.
- Doprawdy? Więc skoro teraz postanowiłeś być taki prawdomówny to może powiesz prawdę do końca tej biednej gąsce, hm?- Jakby na znak jednocześnie spojrzeliśmy z Tomkiem ku zmierzającej ku nam Ilonie Olkowskiej. Bo to ona wypowiedziała to wygłoszone ironicznym tonem pytanie. Na naszych twarzach musiało się malować absolutne zaskoczenie, za to jej…jej była nawet rozbawiona.- No, Tomeczku. Może powiesz co wydarzyło się tamtej nocy gdy Ania wyjechała do rodziców na wieś. Wtedy też jej nie zdradziłeś i między nami były tylko pocałunki?

7 komentarzy:

  1. W takim momencie jesteś mistrzynią w budowaniu napięcia :-) i kto tu kłamie a kto mówi prawdę rewelacyjna część mam cichą nadzieję na tą środę :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. aż się boję czy to co ilona powie to będzie prawda czy kolejny wymysł...i czy Ania uwierzy w te jej bajki...ale namieszałaś :(( liczyłam co coś pozytywnego w końcu w relacjach między nimi....

    OdpowiedzUsuń
  3. Wydaje mi się, że Ania i Tomek potrzebują czasu, żeby od siebie odpocząć.Zatęsknić. Może i jedno, i drugie zrozumie wtedy jakie błędy popełnili i jak ranili siebie nawzajem. Może to pomogłoby im dojść do porozumienia i żyć długo i szczęśliwie :) czekam na kolejną część pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  4. wow już nie wiem co myśleć na temat relacji i tego co się dzieje między Anią i Tomkiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak zwykle jestem pod wrażeniem ;)
    Kiedy kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  7. Uda się dziś czy jeszcze trochę cierpliwości będzie potrzebne :-) ?

    OdpowiedzUsuń