Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Roxil: Część czwarta: Oszust się zakochuje




W weekend Karczewska pozwoliła sobie na trochę więcej leniuchowania: spędziła trochę czasu z chłopakiem co pozwoliło jej zapomnieć o obecności Daniela w swojej firmie i życiu, odwiedziła Grzegorza który poinformował ją o konieczności wzięcia dwóch tygodniu urlopu. Okazało się bowiem, że mała Lilka jest chora: podczas rutynowych badań wykryto zmiany w żołądku. Podejrzewano nowotwór. Jednak szczegółowe informacje mieli dostać dopiero po poniedziałkowym cyklu badań. Malinowscy byli jednak załamani: ich mała córeczka nie miała jeszcze pięciu lat, a już jej życiu groziło niebezpieczeństwo. Justyna nie mogła zrozumieć czemu wszystko się teraz waliło w jej życiu: starała się jednak nie poddawać pesymistycznym myślom zapewniając Grześka i Milenę że wszystko będzie dobrze. Sama jednak już dawno przestała w to wierzyć. Bo życie wcale nie było sprawiedliwe. Ona doskonale się o tym przekonała na własnej skórze.
Tuż przed wyjazdem do kliniki poprosiła Malinowskiego, by po badaniach wpadł do niej do Roxila. Nie wytrzymałaby aż do skończenia pracy by poznać wyniki. Kochała Lilkę jak własną córkę której nie miała. Jeśli coś jej się stanie to jakaś część niej umrze razem z dziewczynką.
Na szczęście, tuż przed szesnastą, a więc przed końcem pracy większości pracowników Małgosia oznajmiła Justynie, że Grzesiek czeka na parkingu. Od razu poprosiła sekretarkę by wprowadziła go do jej gabinetu.
Na widok małej Liliany wbiegającej jeszcze przed ojcem od razu ją przytuliła. Bardzo chciała spytać Grześka lub Milenę o rokowania, ale nie chciała tego robić przy małej. Wystarczył jej jednak jeden rzut oka na przyjaciela by stwierdzić, że nie jest dobrze. Małgorzata musiała wyczuć jej ciekawość, bo zaprosiła Grześka z żoną na rozmowę. Na dodatek dostrzegła, że młodzi rodzice potrzebują pocieszenia. I tak Karczewska została z chrześnicą sama. Mała bez żadnego wypytywania zaczęła opowiadać jej o okropnych rurkach wpychanych jej do gardła i oślizgłej mazi na brzuchu. Prosiła, by przekonała rodziców by nigdy więcej jej tego nie robili. Justyna trzymała ją wtedy na kolanach. Z trudem panując nad emocjami zaczęła wyjaśniać jej, że to dla jej dobra; że w jej brzuszku jest zły guz i musi być teraz bardzo dzielna. W końcu postanowiła opowiedzieć swoją historię której nie mówiła nawet przyjacielowi jakim był dla niej Grzesiek.
- Wiesz, miałam tylko rok więcej niż ty gdy też musiałam być odważna. Porwano mnie z zamiarem wzięcia okupu.
- Ojej, kto ci to zrobił?- Spytała mała naiwnie.
- Źli ludzie, kochanie. Mój tatuś jest bardzo bogaty i chcieli zdobyć od niego pieniądze. Ale coś poszło nie tak: porywacze się wystraszyli. Byłam wówczas związana i zakneblowana w bagażniku, a oni uciekli. Potem klapa się zacisnęła.
- I co się stało? Znaleźli cię?- Na to pytanie dziewczyna nie mogła się nie uśmiechnąć.
-  Jestem tu z tobą, prawda?- Roześmiała się całując ją w czoło.- Ale spędziłam sporo czasu w zamknięciu. Kiedy mnie znaleziono byłam nieźle wystraszona.- Oczywiście znacznie to wszystko upraszczała sprawiając że nie wyglądało tak groźnie i strasznie jakie było w rzeczywistości. Bo prawda była taka, że sześcioletnia Justyna spędziła w ciasnym bagażniku aż dwie godziny podczas których z powodu paniki i płaczu prawie się udusiła. Miała zakneblowane usta, dłonie, nogi więc szloch sprawiał że nos miała zatkany; na dodatek rwał jej się oddech a powietrze w ciasnej przestrzeni stawało się coraz bardziej duszne. Nawet mimo upływu lat pamiętała tamto uczucie przerażenia i moment gdy w końcu wieko się uniosło. Zawsze bała się ciemności, ale był to naturalny dziecięcy strach: ot, taki jaki przeżywają zwykle sześciolatki. Po porwaniu przed dobrych kilka lat musiała sypiać przy zapalonym świetle; nawet teraz czasami ograniczała się do lampki ale nadal nie mogła pozbyć się fobii. W małych, ciemnych pomieszczeniach strach i potworne przerażenie wracało obejmując ją w posiadanie swoimi mackami. Ale teraz zdała sobie sprawę, że już dawno powinna się z tym uporać.- I wiesz co się wtedy stało? Moja mama wzięła mnie tak jak ja ciebie teraz na kolana i powiedziała żebym się nie martwiła bo nigdy nic złego mi się już nie przytrafi. Dała mi talizman który miał mi przynieść szczęście.
- Naprawdę?
- Tak. I teraz ja zamierzam dać go tobie.- Justyna ostrożnie otworzyła swoją torebkę i wyjęła z niej srebrną spinkę. Potem delikatnie wpięła ją we włosy Lilki.
- Jest śliczna.
- Tak. I od teraz będzie cię chronić. Także jeśli będziesz się kiedyś bać tak jak ja, pamiętaj że ta błyszcząca ważka nie pozwoli ci zrobić krzywdy. Będzie cię strzec.
- A ciebie? Kto będzie teraz bronił?
- Mnie? Teraz już umiem się sama obronić, kochanie. No, a teraz jeśli już się trochę uspokoiłaś to zejdziemy do bufetu na ciasteczko, dobra?
- Jasne. Jesteś znakomitą ciocią. I najlepszą chrzestną jaką mam!
- Bo jedyną.- Odpowiedziała uradowana Justyna. Zaraz jednak uśmiech znikł jej z twarzy gdy zobaczyła na korytarzu przed jej biurem Daniela.
- O to ten pan co Dagmara się w nim zakochała!- Pisnęła mała. Justyna słysząc to rzuciła przelotne spojrzenie Wyrzykowskiemu, ale widząc że zamierza zabrać głos uprzedziła go:
- Muszę teraz zająć się małą, ale jeśli to coś pilnego to poczekaj tutaj. Postaram się zjawić jak najszybciej, ale nie wiem o której będę mogła się zjawić.
- W porządku, zaczekam.- Odpowiedział jej Daniel. A potem odprowadzał wzrokiem jej postać aż nie zniknęła na schodach. Słyszał całą rozmowę Justyny z dziewczynką: a właściwie to jej większość. I nie mógł pozbyć się ukucia żalu. A więc tym była spinka z którą nigdy się nie rozstawała: talizmanem który miał chronić sześcioletnią dziewczynkę którą wówczas była przez złem i ciemnością, miał przynieść jej odwagę i zapewniać że wszystko będzie dobrze. A on widział w tym przejaw dziecinności swojej ówczesnej narzeczonej. Boże, jakim był idiotą! A ta sytuacja z zaciętą windą? Był zirytowany i zawstydzony zachowaniem Karczewskiej, ale teraz lepiej je rozumiał. Bała się ciemnych i ciasnych miejsc, a winda właśnie takim była. Kojarzyły się jej z koszmarem który przeszła gdy była małą dziewczynką. A on z gorzkimi wyrzutami sumienia przypomniał sobie, że nawet jej po wszystkim nie przytulił.
Nie znał jej: uważał za rozpieszczoną smarkulę nie dostrzegając w niej wrażliwości a delikatność biorąc za oznakę głupoty. A ta jej ciągła radość życia, cieszenie się z każdej chwili i nieznikający uśmiech na twarzy traktował jako naiwność. A Justyna wcale taka nie była: lepiej rozumiała nastroje innych ludzi, chciała dawać im swoje szczęście. Przypomniał sobie, jak któregoś dnia w firmie w bufecie obchodziła urodziny a pracownicy tłoczyli się do niej chcąc złożyć życzenia. Jeden z nich powiedział coś takiego co powinno ją obrazić: Wyraził nadzieję, że nigdy nie obejmie po ojcu stanowiska i nie rozwali Roxila w proch. Ale Justyny wcale to nie zdenerwowało: wręcz przeciwnie. Roześmiana poważnie odparła, że postara się do tego nie dopuścić. On był z kolei wściekły: spytał ją wówczas czy nie rozumiała, że tamten wyraźnie ją obraził. A ona naiwnie wzruszając ramionami odparła:
„ Czemu miałabym pozbawiać go tej odrobiny radości? Jeśli ta drobna złośliwość ma ją mu zapewnić to mi to nie przeszkadza. Przecież nie zrobił mi krzywdy”
Tak, była prawdziwą altruistką i znawczynią ludzkich charakterów. Dopiero teraz uświadomił sobie, że najwyraźniej musiała zdawać sobie sprawę z żartów na swój temat, porozumiewawczych spojrzeń czy docinków. A ona zawsze tylko się z tego śmiała dając rozmówcy do zrozumienia, że wcale się nie obraża. Na dodatek te jej niedorzeczne pytania…Kiedyś zapytała go co może czuć ptak latając. Albo czy wierzy w przeznaczenie: w to że jeden gest może zaważyć na całym naszym życiu. Miała bardzo bogatą wyobraźnię i duże pokłady szczerości i bezpretensjonalności. A wszyscy traktowali to jako objaw głupoty. Zawstydził się, bo on myślał tak samo. Wcześniej miał na dostrzeżenie tego pół roku: mimo to nie udało mu się. Teraz wystarczyła mu tylko chwila by to zauważyć. Czemu więc tego nie zrobił?
- Już jestem.- Usłyszał jej głos przerywając swoje myśli o niej.- Więc co miałeś mi do powiedzenia?- Dłuższą chwilę milczał zapominając o tym czego od niej chciał. Zamierzał nawet przeprosić ją za jego zachowanie w tamtej windzie, za ból jaki jej sprawił kłamiąc że wyglądała pokracznie w sukni ślubnej z butiku, za to że nie potrafił dostrzec jaka była wyjątkowa. W końcu zorientował się że nie przyjęłaby tego najlepiej. W końcu podsłuchiwał. Na dodatek podczas ich ostatniej rozmowy jasno powiedziała, że nie zamierza z nim dyskutować o przeszłości i chce by od tej pory łączyły ich sprawy zawodowe. Z powodu natłoku myśli udało mu się w końcu wykrztusić:
- To dotyczy mojej pracy.
- Więc chodźmy do gabinetu.- Rozkazała zamykając drzwi. Pomyślał, że dobrze zrobiła bo sam tylko przez uchylone drzwi doskonale słyszał jej rozmowę z Lilianą.- O co chodzi?
- O komputery. Sądzę, że nie będzie potrzebna całkowita produkcja nowych.
- Nie? Ale przecież są zawirusowane.
- Tak, ale nie wszystkie. Poza tym sądzę, że uda mi się całkowicie zlikwidować zagrożenie.
- Ale jak? Przecież poprzedni programista mówił mi, że to niemożliwe.
- Też tak myślałem, ale po usunięciu wszystkich błędów…to będzie żmudne, ale sądzę że dam rady. Mam jeszcze dwa tygodnie, prawda?
- Tak, choć właściwie nie całe.- Westchnęła.- Komputery muszą być przecież gotowe do wysyłki i jeszcze zostać skontrolowane…Nie wiem co mam robić.
- Rozumiem: z pewnością uniknęłabyś dużych kosztów. Ale z drugiej strony zaufanie mi wydaje ci się pewnie czymś niemożliwym.
- To nie do końca tak. Ufam twojej opinii, a przynajmniej w tej kwestii, ale jestem realistką i wiem, że dwa tygodnie to bardzo krótko. Mogę opóźnić dostawę o parę dni, ale to wszystko. A przecież laptopy muszą przejść kolejne testy. Nie wiem czy to w ogóle możliwe.
- Posiedzę dłużej w firmie i dam radę.
- Nie wiem. Tych laptopów jest pięćset do sprawdzenia.
- Z czego pięć wadliwych już udało mi się rozpracować. Wystarczy tylko wgrać dobre oprogramowanie.
- Właśnie: pięć. Bubli jest prawie pięćdziesiąt.
- Ale zapomniałaś, że rozpracowałem już wirusa. Pozbycie się go z pozostałych modeli to tylko kwestia techniki i żmudności. Żadnego tracenia czasu na zrozumienie co, jak, gdzie.- Justyna w myślach rozważała za i przeciw. W końcu, nie do końca pewna czy dobrze robi oznajmiła:
- Okej, daję ci wolną rękę. Jeśli sądzisz, że jesteś w stanie tego dokonać to proszę. Przypominam ci jednak, że do pracy masz tylko siebie.
- Rozumiem.
- To wszystko?
- Właściwie tak, ale…
- Słucham?
- Przypadkiem podsłuchałem część twojej rozmowy z małą. Nie zrobiłem tego celowo: drzwi były uchylone i nie było twojej sekretarki.
- I?
- Usłyszałem, że Liliana jest chora.- Justyna przez moment się nie odzywała. Wahała się czy może rozmawiać o tak prywatnej sprawie  Grześka. W końcu zrozumiała, że Daniel i tak prędzej czy później się o tym dowie. A raczej już wiedział.
- Tak, ma nowotwór żołądka. Gdy odprowadziłam małą do bufetu zamieniłam z Grześkiem parę zdań: konieczna jest operacja, która w przypadku tak małej istotki wiąże się ze sporym ryzykiem. Z drugiej jednak strony fakt tak szybkiego wykrycia guza daje sporą szansę na całkowite wyzdrowienie.
- Trudno się nie dziwić, że ją to spotkało. Wygląda na bardzo żywą i pełną życia.
- Bo taka jest: wciąż gdzieś goni, wciąż po coś sięga, biegnie…Grzesiek czasami śmieje się mówiąc, że jest taka sama jak ja. Dlatego tym trudniej uwierzyć, że to spotkało właśnie ją. Przecież jest taka kochana.- Na twarzy Justyny pojawił się smutny uśmiech.- Najgorsza jest jednak ta bezsilność: trzeba czekać i liczyć na cud. W takich chwilach człowiek sobie uświadamia, że nawet pieniądze niewiele znaczą.- Karczewska pogrążyła się we wspomnieniach i bolączkach, ale zaraz przypomniała sobie z kim rozmawia: „(…) człowiek sobie uświadamia, że nawet pieniądze niewiele znaczą”, powiedziała. A przecież dla niego zawsze były najważniejsze. Dokładnie tak jej powiedział po tym jak podsłuchała jego rozmowę z Małgorzatą Jastrzębską. I udowodnił to gdy nawet nie zawahał się wykorzystać jej uczuć by zdobyć pieniądze. Dlatego nie czekając na jego odpowiedź wyszła z biura. Miała nadzieję, że zrobi to zaraz po niej.

***
Daniel przeżył prawdziwy szok, gdy przypadkiem dowiedział się, że ten facet z którym widział ją pierwszego dnia na parkingu jest obecnym partnerem Justyny. I sam nie rozumiał dlaczego. Powinien cieszyć się, że Justyna znalazła miłość, ale jakoś nie był w stanie. Może to przez próżność: w końcu przecież okazało się, że udało jej się o nim zapomnieć. I jest szczęśliwa. Ale mimo to nie mógł pozbyć się wrażenia, że chociaż on ją oszukiwał to jej oczy gdy z nim była miały ten szczególny błysk. Dlatego gdy wychodził z pracy obserwował jak ten wesołek otwiera przed nią drzwiczki swojego auta. A ona nawet nie zwraca na ten galanteryjny gest i zatopiona w swoich myślach po prostu wsiada do środka samochodu. Notabene starego i taniego. Okej, może i Piotruś był młodym studenciakiem i on sam nie ma teraz własnego pojazdu, ale to i tak trochę żałosne. Chociaż nie, to on był żałosny że tak mu się przypatrywał. Przecież to, że Justyna ufa ojcu i znalazła nowego chłopaka nie znaczy, że ten chce ją od razu oszukać. I za kogo on się ma by uważać się za jej wyrocznię? A może mierzył go własną miarą?
Ale mimo to nadal to robił: wciąż go obserwował. A za każdym razem wprawiało go to w irytację: tym bardziej że z powodu urlopu Grześka to właśnie Justynie miał zdawać relację ze swoich postępów przez co spotkał się z młodym studentem dwukrotnie w gabinecie pani prezes. Pocieszało go to, że Karczewska jakoś specjalnie nie wydawała się być zachwycona wizytami swojego chłopaka. A może tak mu się tylko zdawało?
Nie chciał o tym myśleć: ale mimo to myślał. O tym, że Justyna nie jest tak  radosna jak kiedyś; że ubiera się poważnie i w taki sam wyraz twarzy przyobleka swoją twarz, że zniknęła gdzieś jej spontaniczność wobec zupełnie obcych sobie osób. Tylko przy małej Lilce była bardziej odprężona, prawie taka jak dawniej. No właśnie: prawie.
- Jak ci idzie?- Drgnął usłyszawszy jej głos. Pogrążony we własnych rozmyślaniach przez kilka minut bezczynnie siedział na krześle w swoim piekielnie gorącym i ciasnym pokoiku. Przetarł oczy.
- Chyba nieźle.- Odpowiedział jej.
- Jest już prawie dziewiętnasta.- Zauważyła z lekkim wyrzutem.- Uśmiechnął się. Choć nadal na każdą wzmiankę o przeszłości od razu zamykała się w sobie i odpowiadała wrogością ukrytą pod płaszczykiem złośliwości w swoich relacjach osiągnęli niejaki konsensus. A przynajmniej jako tako mogli rozmawiać tak by nie kończyło się to kłótnią. Tak jak teraz.- Jak długo jeszcze zamierzasz dzisiaj pracować?
- Czyżbyś się o mnie martwiła?- Wiedział, że niepotrzebnie się z nią drażni ale nie mógł się powstrzymać. Wcześniejsza Justyna roześmiałaby się głupkowato i mrugnęła coś o tym jak bardzo go kocha, ale ta teraźniejsza zmarszczyła lekko nos jakby poczuła coś co brzydko pachnie.
- Chciałbyś.- Prychnęła. To też było u niej nowe, pomyślał. Nigdy wcześniej nie zauważył by wykonała ten gest. O dziwo wydało mu się to urocze. Coś na kształt rozbawionego kociaka.- Po prostu dbam o swoje interesy. A na nic mi się jutro nie przydasz jeśli dziś całego cię wyeksploatuje.- Z trudem powstrzymał się od śmiechu słysząc jej dobór słów wypowiedziany tak poważnym tonem.
Dziś całego cię wyeksploatuje…
Zabrzmiało to prawie tak jakby miała na myśli coś innego.
- Rozumiem. W każdym razie dziękuję.
- Nie ma za co. Długo zamierzasz jeszcze pracować?- Powtórzyła pytanie.
- Skończę jeszcze tylko ten laptop.- Odpowiedział jej wstukując kombinację liczb.- To zajmie niecały kwadrans.
- To dobrze, chciałam już zamknąć biuro. Pracownicy już dawno skończyli zmianę.
- A ty? Pracujesz tu do tak późna?
- Jestem prezesem.- Powiedziała jakby to wyjaśniało wszystko.- Do tego nowym, mam masę pracy wynikającej z poznania całej specyfiki.
- Ta Jastrzębska ci nie pomaga?
- Pomaga, ale wolę mieć pod kontrolą jak największą część tego co powinnam. Choć najlepiej byłoby mieć całość.- Chrząknęła.- W takim razie ci nie przeszkadzam. Czekam przy głównym wyjściu: gdy skończysz daj mi znać to zamknę pokój.
- Możesz dać mi kluczyki. Jak skończę to wyjdę i nie będziesz musiała na mnie czekać.- Widział, że się zawahała. W końcu niedbalstwo lub zapomnienie o zamknięciu drzwi mogłoby spowodować dużo komplikacji gdyby weszła do niego nieodpowiednia osoba. A już kilka osób w Roxilu szeptało, że musi to być jakieś sekretne miejsce. Z pewnością ktoś wykorzystałby taką okazję.
- Nie trzeba poradzę sobie.
- Jak chcesz.- Odpowiedział tylko odrobinkę rozczarowany. Bo chociaż się zawahała. Nie zaprzeczyła od razu co zrobiłaby w pierwszym tygodniu ich znajomości. W jakimś niewielkim stopniu, ale mu zaufała. To było już coś. I bardzo go ucieszyło. Tylko nie miał pojęcia dlaczego.

***

Kilka dni później większość komputerów była naprawiona, a Justyna odzyskiwała spokój ducha. Katastrofa spowodowana machinacjami ojca była powoli zażegnana, a operacja małej Liliany przebiegła bez komplikacji. Dziewczynka przebywała jeszcze w szpitalu, ale lekarze nie przewidywali nawrotu choroby.
Justyna postanowiła więc zająć się sprawą wuja Daniela, Jarosławem. Choć detektyw którego wynajęła nadal nie miał nic do powiedzenia na temat jego współpracy Romanem Karczewskim, dostarczył jej wiele cennych informacji. Na przykład takich, że w ciągu ostatnich dwóch lat czerpie zyski z nieznanego źródła i zajął się inwestowaniem na giełdzie. Poza tym potwierdził fakt, że nie miał kontaktu z Danielem poza tym jednym półtora miesiąca temu o których jej powiedział. A więc okazywało się, że mówił prawdę.
Justynę ta informacja ucieszyła, ale jednocześnie zbiła z tropu. Przez niemal ostatnie trzy lata postrzegała go jako zmarłego a jeśli to jej się nie udawało to jako kogoś pozbawionego skrupułów, amoralnego, kwintesencję samego zła. Ale przychodziło jej to coraz trudniej. Bo jak mogła go nienawidzić gdy jej pomagał? Gdy przez całe dnie pracował nad usunięciem z komputerów wirusów poświęcając swoją pracę? Inna sprawa, że jego praca w galerii handlowej jako sprzedawca w sklepie komputerowym nie była spełnieniem marzeń więc dużo nie tracił. Jednak z drugiej strony nie chciała mu ufać: był zbyt sprytny, a ona nie potrafiła go wyczuć. A czasami gdy na niego patrzyła czuła coś czego nie chciała już nigdy czuć.
Bo czuła się jak dawna, biedna Justynka. Dziewczyna którą można manipulować i mamić. Z której można się bezkarnie śmiać. Na której można żerować i wykorzystywać swoje uwodzicielskie sztuczki.
Po prostu nie zamierzam marnować jej na ciebie. Już dość się z tym wygłupiałem w przeszłości.
Właśnie tak powiedział jej ponad miesiąc temu: że jego udawana miłość do niej była wygłupianiem się. Oto dowód na to, że nie miał nawet wyrzutów sumienia z powodu tego co zrobił. Wręcz przeciwnie: hołubił się nimi.
A ona na dodatek niesie mu kawę. Nie do wiary. Po co w ogóle to robi? Co ją obchodzi to, że on siedzi w firmie od rana do dziewiętnastej? Może i to dla niej korzyść, ale tak naprawdę to jego sprawa: chce to robić, to niech to robi. Z tą myślą wściekle wparowała do małego pokoiku.
- Jeśli sądzisz, że zapłacę ci za nadgodziny to się mylisz.- Powiedziała poważnym, choć nie wrogim tonem. Daniel nawet się nie odwrócił i nie przestał wstukiwać coś w klawiaturę.
- Szkoda. Sądziłem, że coś wytarguje.- W końcu się obrócił. Na jego twarzy był szeroki uśmiech. Nie spodobało jej się, że odruchowo chciała go odwzajemnić. Ani to, że choć usilnie chciała go obrazić czy sprowokować nie udawało jej się to, bo po nim zdawało się to spływać jak po kaczce.- Hm, co to kawa? Dałbym królestwo za jeden łyk.
- Więc będziesz musiał sobie zamówić w automacie. Ta jest dla mnie.- Skłamała.
- Akurat. Ty nie lubisz czystej kawy.- A więc domyślił się prawdy. Zirytowało ją to.
- Polubiłam. Nocne zakuwanie na studiach było wtedy zdecydowanie efektywniejsze.
- A właśnie. Nigdy cię o to nie zapytałem. Jak sobie tam poradziłaś ? Ukończyłaś je z wyróżnieniem.
- Jak to jak? Sypiałam z wykładowcami i dawałam w łapę.
- Daj spokój, pytam poważnie.
- Sugerując, że zrobiłam coś niemożliwego? Pytając o to to w sposób tendencyjny?
- Nie o to mi chodziło.- Odpowiedział jej jednocześnie zamykając laptop i wstając z krzesełka. To już był ich rytuał, że gdy Justyna zamierzała wychodzić z pracy jako ostatnia (poza nim), przychodziła tu po niego. I wtedy razem wychodzili. Lubił te momenty, a czasami wręcz ich wyczekiwał. Nie przyznawał się do tego przed samym sobą, ale pracował tu tak późno właśnie po to. By zobaczyć jej twarz. Choćby była poważna i wykrzywiona pogardą gdy na niego patrzy co jednak…zdarzało się obecnie coraz rzadziej.- Miałem na myśli uczelnię i kierunek , bo jest dość ciężki. No i nigdy raczej nie miałaś ambicji na to by się dokształcać.
- Zrobiłam to dla Roxila: w końcu tylko on mi został. Dlatego teraz jest dla mnie wszystkim. Poza tym…miałeś w tym swój udział. Chciałam udowodnić sobie i innym, że jednak też coś potrafię.
- A więc bardzo cieszy mnie to, że się do tego przyczyniłem.
- Raczej nie powinno.- Oczywiście to wiedział, ale nie chciał dopuścić by teraz wracali do przeszłości. Bo wtedy ta nić porozumienia znów pęknie. Tak jak pękała zawsze ilekroć do tego wracał. Dlatego nie miał nawet okazji jej odpowiednio przeprosić.- Powiedziałam to ironicznym tonem.
- Zdaję sobie z tego sprawę .Wiesz, ja zamierzam zając się na poważnie programowaniem.
- Mało mnie to interesuje, ale takt wymaga mi złożenia chociaż gratulacji.
- Dziękuję. Chciałem jednak dodać, że stało się to dzięki tobie.
- Doprawdy?
- Tak. Powiedziałaś kiedyś, że jestem w tym dobry i powinienem zając się tym na poważnie.
- Nie przypominam sobie niczego takiego, ale znając bzdury jakie wygadywałam to jest do mnie podobne.- Znów zręcznie wbita mu szpilka tylko go rozbawiła. Tyle, że czuł w tych słowach ziarno goryczy. Dlatego odpowiedział jej poważnie:
- Nie wygadywałaś bzdur. Po prostu byłaś szczera w tym co robiłaś i mówiłaś. Między tymi dwiema płaszczyznami nie było żadnego rozdźwięku. Jeśli już miałaś do powiedzenia coś co ci się nie podobało wolałaś raczej nic nie mówić. Pamiętasz imieniny twojej koleżanki…tej Karoliny? Miała taką okropną sukienkę i…
- Dość. Nie mam już ochoty o tym rozmawiać. Poza tym rzeczywiście masz rację: mówienie prawdy dla kogoś takiego jak ty jest pewnie sporą trudnością, co?- Spytała ironicznie, ale zanim zdążyła dać mu szansę na odpowiedź znaleźli się przy głównym wyjściu. A gdy dodała: do widzenia, Danielowi nie pozostało nic innego jak jej posłuchać. Jednak mimo niemiłego końca rozmowy był z niej zadowolony: Justyna powoli czuła się przy nim swobodnie i otwarcie. Wiedział że jej się to nie podoba: walczyła z tym co zdradzały nagłe huśtawki charakteru. Ale nie potrafiła pokonać.
Gdy znalazł się wreszcie w wynajmowanej kawalerce odetchnął z ulgą. Co prawda miał jeszcze do zrobienia jeden zaległy komputer do naprawy, ale postanowił to przełożyć na jutro. Od kiedy zaczął pracować w Roxilu dłużej, nie miał czasu na prywatne dorabianie w domu. Zrezygnował więc z tego typu zleceń decydując się tylko dokończyć te które już posiadał. Dlatego gdy ledwie dziesięć minut po jego przyjściu usłyszał dzwonek do drzwi zrozumiał, że to właśnie klienta przyszła odebrać swój egzemplarz. Niechętnie zwlókł się z kanapy.
- Dobry wieczór panu.- Przywitała się uprzejmie. Była ładną, góra dwudziestopięciolatką.
- Witam. Zaraz przyniosę laptopa.
- Wolałabym go najpierw sprawdzić.
- Oczywiście, w takim razie zapraszam do mojego pokoju. Przepraszam za bałagan. Ostatnio sporo pracuję i nie mam czasu na porządki.
- Nie szkodzi.- Odpowiedziała mu. Nie był głupi: wyczuł w jej tonie flirciarski nastrój, ale jakoś wcale nie miał ochoty odpowiadać w tym samym stylu. Łatwe dziewczyny nigdy go nie pociągały. Musiały mieć klasę i inteligencje. Ta tutaj wyraźne traktowała go jak przedmiot. A odkąd wynikła ta sytuacja z Justyną Karczewską postanowił nigdy więcej z tego nie korzystać. Jeśli się zakocha, to owszem: seks z miłości nie był przecież seksem z wyrachowania. Tyle, że jakoś nie mógł się zakochać. Dlatego teraz grzecznie wyjaśnił kobiecie co było i nie tak i co naprawił, a gdy wręczyła mu pieniądze podziękował i uprzejmie ją wyprosił .Nie miał ochoty na niezobowiązujące numerki. A tym bardziej z jakąś bogatą panienką w nadziei na oskubanie jej. Nigdy więcej.
W niedzielę nie pracował w Roxilu, więc w zasadzie miał wolny dzień. W zasadzie, bo Roman Karczewski wciąż nie dawał mu spokoju: wymyślił sobie nawet spotkanie. Początkowo Wyrzykowski chciał je sobie odpuścić, ale uznał że z samej tylko ciekawości powinien dowiedzieć się czego tamten chce chociaż doskonale się tego domyślał. I nie pomylił się.
Ojciec Justyny chciał go przekupić: na początku więc stosował perswazję. Potem gdy to nie przyniosło rezultatów zaczął mu grozić, że go pogrąży. Spytał również jakie ma plany wobec Justyny. A Daniel tylko dla samej frajdy odparł, że rozkocha ją w sobie tak samo jak dawniej i nie pozwoli swojej przyszłej żonie na utrzymywanie go czy pobłażanie w wydatkach. Gdy tamten zrobił się purpurowy na twarzy zaczął się zastanawiać czy nie przesadził: Karczewski może przecież zwiększyć teraz czujność a plan Justyny spali na panewce. Nie mógł się jednak opanować. Ona nadal wierzyła ojcu co stanowiło w jego oku poważną drzazgę której nie mógł usunąć. Nie po to w końcu zniknął z jej życia 3 lata temu by teraz pozwolić by własny ojciec puścił ją z torbami. Na to nigdy się nie zgodzi.
Jadąc autobusem rozmyślał nad całą tą sytuacją. W pewnej chwili jednak pojazd gwałtownie zahamował. Daniel stłumił przekleństwo cisnące mu się na usta. Zdenerwowany odwrócił się w stronę okna i…zobaczył tam coś czemu nie mógł dać wiary.
Za wielką, przezroczystą szybą restauracji siedziała młoda dziewczyna: profil miała całkiem ładny więc wnosił że taka jest pewnie i reszta. Jednak to nie ona zwróciła jego uwagę, a towarzyszący jej mężczyzna.
Bo był to Piotrek Jaszczur, chłopak Justyny. I okej, Daniel mógłby uznać to za spotkanie przyjaciół, bo między Bogiem a prawdę nigdy go nie lubił a zachowanie młodego studenciaka zawsze go irytowało. Był jednak pewny, że dziewczyna z którą się spotkał była dla niego kimś więcej niż przypadkową osobą. I po raz pierwszy żałował, że czerwone światło na szosie trwa za krótko. Teraz chciał by trwało choć kilka sekund dłużej, by para gruchających gołąbków zrobiła coś co definitywnie rozwiałoby jego wątpliwości. Niestety, już po chwili zielone światło się zapaliło. A choć na najbliższym przystanku wysiadł i wrócił się pod restaurację młodzieniaszków już nie było.

***
Roman Karczewski był pewny, że jego plan się powiedzie: w końcu Jarek Wyrzykowski wszystko świetnie zaplanował. Nie podobało mu się tylko jedno: fakt że ich działania nie są do końca legalne. A on nie chciał iść do więzienia. Poza tym choć wuj Daniela zapewnił go o całkowitej dyskrecji i powodzenia całej tej akcji gdy Danielek znów pojawił się na scenie Karczewski zaczął się obawiać, że Wyrzykowscy chcą go wykiwać. Nic sobie nie robił ze słów Jarka: tacy jak on są wytrawnymi oszustami i świetnie potrafią kłamać tak że człowiek się nawet nie zorientuje. A Daniel znów oczarował Justynę…
Roman Karczewski uczył się na błędach dlatego teraz nie zamierzał biernie czekać na rozwój sytuacji, zamierzał działać. Szybko przekonał się, że Piotrek będzie idealną osobą do kierowania nim. Poza tym kochał Justynę co przemawiało za jego korzyść więc jego córeczka też będzie szczęśliwa. Pozostawało więc tylko prawić by młodzi jak najszybciej się zaręczyli i wzięli ślub zanim Daniel do reszty zawróci jej w głowie. I uzyskać pełne zaufanie tego Jaszczura. Dodatkowo Karczewski przez cały czas nastawiał córkę przeciwko Danielowi. Nieustannie przypominał jej o przeszłości, o tym że nie raz słyszał plotki pracowników jak za jej plecami się z niej śmieje, jak jemu samemu wyznał (to jedno było akurat prawdą) że z łatwością może ją w sobie rozkochać. I z satysfakcją zauważał, że to znakomicie działa. Na sam dźwięk jego imienia stawała się bardziej poważna i nieprzystępna. A on gratulował sobie pomysłowości. W duchu śmiał się z Wyrzykowskiego: 3 lata temu sądził, że Jarosławowi coś się pomieszało i jego bratanek tak naprawdę nie kocha Justyny, ale teraz obserwując jego zachowanie zaczynał w to wątpić. I bardzo go to bawiło: przecież wówczas z łatwością mógłby ją zdobyć; teraz nie ma na to najmniejszych szans.
- Dzień dobry panie Karczewski.- Usłyszał zatopiony w swoich myślach. Zgodnie z planem w niedzielny wieczór umówił się z chłopakiem swojej córki.
- Witaj Piotrze. Usiądziesz?
- Z chęcią. Chciał mnie pan widzieć?
- Tak, chciałem z tobą porozmawiać. Mam nadzieję, że moja prośba nie kolidowała ze spotkaniem z Justyną?
- Ależ skąd. Właściwie to ona cały czas pracuję. Dziś udało mi się lewie na kilka godzin odciągnąć ją od pracy.
- To dobrze. Miałem na myśli oczywiście wynikającą z tego możliwość naszego spotkania. Ale najpierw: napijesz się czegoś?- Po wstępnie wymienionych uprzejmościach Roman od razu przeszedł do rzeczy. – Chodzi mi o Justynę i ciebie. Jakie masz wobec niej zamiary?
- To znaczy?- Spytał tamten ostrożnie.
- To znaczy czy traktujesz się poważnie.
- Oczywiście.- Padła natychmiastowa odpowiedź.
- Świetnie. W takim razie sądzę, że powinniście to jakoś uwiarygodnić.
- Pan wybaczy, nie bardzo rozumiem.
- To proste: zaręczcie się. Jesteście młodzi, zakochani a dzięki Roxilowi również bogaci. Poza tym dzięki temu szybciej bo już teraz będę mógł wprowadzić cię w tajniki zarządzania takim imperium. A wierz mi, że to nie łatwe.
- Domyślam się. Tyle, że nie wiem czy nie jest na to za wcześniej. My znamy się z Justyną tylko 7 miesięcy.
- I dobrze. To właściwy okres by się poznać. Poza tym ja mówię tylko o zaręczynach, ślub może się odbyć za powiedzmy dwa lata.
- Ale nie jestem pewny. To ledwie pół roku…
- Piotrze, jeśli mogę ci dać radę: moja córka jest bardzo konkretna. Jeśli z tobą jest to znaczy że cię zna i ci ufa. Poza tym Daniela znała jeszcze krócej i była gotowa wyjść za niego za mąż.
- Jakiego Daniela?
- Jej byłego narzeczonego, nie mówiła ci o nim? Och, wiesz to trochę smutna historia, w dodatku wydarzyła się prawie trzy lata temu i właściwie nie warto o niej mówić, ale jako jej przyszły mąż chyba powinieneś o tym wiedzieć.- Z rozbawieniem obserwował konsternację Piotrka. Czasami tak mało wystarczy by wzbudził w kimś zazdrość i popchnąć do działania. Kto wie: może sam studencik pomoże mu pozbyć się z gry Wyrzykowskiego?

***
W poniedziałek po pracy, którą dziś kończyła kwadrans po siedemnastej nadeszło do długo oczekiwanego przez wielu wydarzenia. A mianowicie spotkania twarzą w twarz między Danielem a Piotrkiem. Niestety, tylko bardzo nieliczna część pracowników firmy miała okazję być świadkiem ich kłótni, bo pozostali skończyli pracę o czwartej i od razu udali się do własnych domów. Potem jednak srodze tego żałowali. Wszystko zaczęło się jednak dość niewinnie: Justyna wychodziła z biura razem z Wyrzykowskim oraz Grześkiem który mimo urlopu postanowił wpaść do Roxila by dowiedzieć się jak przebiega oczyszczanie zawirusowanych laptopów. Przed wyjściem czekał już Jaszczur.
- Piotrek? A co ty tu robisz?- Spytała go wówczas zaskoczona Karczewska.
- Jak to co? Muszę mieć powód by przyjechać po swoją dziewczynę?- Dwa ostatnie słowa wyraźnie podkreślił, więc nawet gdyby nie patrzył gniewnie na Daniela i tak wszyscy mogliby domyślić się skrywanej aluzji.
- Oczywiście, że nie. No cóż, w takim razie dziękuję. Do widzenia chłopaki.- Zwróciła się do Malinowskiego i Wyrzykowskiego idąc w stronę Piotra.
- Nie tak szybko. Chciałbym zamienić kilka słów z twoim byłym narzeczonym.- Słysząc to Justyna zorientowała się, że coś jest nie tak. Jej zwykle radosny chłopak wyglądał na niezwykle wściekłego. I skąd w ogóle wiedział o niej i Danielu?
- O czym ty mówisz?
- Raczej o kim. Mam na myśli jego.- Wskazał dłonią na Wyrzykowskiego. – Czemu mi o nim nie powiedziałaś?
- Bo po prostu uznałam to za mało ważne.
- Doprawdy? Fakt, że planowałaś ślub a więc związek na całe życie z kimś innym wydawał ci się błahy?
- Piotrek, stoimy prosto przed kamerą i jesteśmy w publicznym miejscu. Porozmawiamy o tym w domu.
- O nie, załatwimy wszystko od razu.
- W takim razie lepiej będzie jeśli z Danielem sobie pójdziemy.- Wtrącił się Grzesiek.
- Nie, on ma zostać.- Oznajmił Jaszczur. Potem zwrócił się do swojej dziewczyny.- Chcę by wyniósł się z twojego życia.
- Piotrek, to stało się już dawno. Teraz Daniel jest tylko moim pracownikiem.
- Skoro tak, to go zwolnij.
- Nie bądź śmieszny.
- Wyglądam na rozbawionego?
- Nie, ale…
-…no właśnie. Poza tym nie widzę w mojej propozycji niczego zabawnego.
- A więc nie ufasz swojej dziewczynie?- Spytał go retorycznie Daniel. Zrobił to jednak tylko dlatego, iż miał nadzieję że tamten zrobi z siebie jeszcze większego durnia.
- Nie wtrącaj się!- Warknął na niego Piotr. Przez moment obaj mierzyli się wzrokiem.- Już ja wiem co z ciebie za ziółko: wiem jak trzy lata temu pogrywałaś sobie z uczuciami Justyny. Ale po raz drugi nie pozwolę ci jej oszukać. Nie masz nawet szans na to by zakochała się w tobie ponownie.
- Skoro jesteś tego taki pewny to czemu chcesz się mnie pozbyć? A może jednak się trochę boisz, co?
- Zaraz zetrę ci tę twoją szczęśliwą minkę na gębie.- Piotr szybkim ruchem zbliżył się do Daniela i z pięści uderzył go w twarz aż tamten upadł. Z nosa zaczęła cieknąć mu stróżka krwi.
- Zapłacisz mi za to studenciku. Już wkrótce.- Odezwał się spokojnie Wyrzykowski podnosząc się z ziemi i ocierając wierzchem płynącą krew przez co groźba wydała się dużo bardziej niebezpieczna.- Chociaż nie…wiesz co? Zamierzałem to zrobić na osobności, ale skoro ty wolisz publicznie, to proszę bardzo. Może wyjaśnisz swojej dziewczynie kim była ta kobieta z którą spotkałeś się wczoraj koło południa w restauracji?
- Słucham?
- No, jestem pewien że doskwiera ci tylko głupota a nie głuchota. Pochwal się Justynie. A może zapomniałeś jej o tym powiedzieć?
- Nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Czyżby?- Drążył Daniel. Do tej pory jeszcze miał jakieś wątpliwości, ale teraz całkowicie zniknęły. Bo skoro dziewczyna z którą się spotkał byłaby w rzeczywistości jego przyjaciółką to nie wypierałby się spotkania tylko spokojnie wszystko wytłumaczył. Ale Piotruś nie zrobił tego. Żałosny typ. Wyrzykowski wpadł we wściekłość: Jaszczur był tak potwornym hipokrytą że on sam nie mógł się z nim równać. Przecież właśnie w tym momencie oskarżał go o zabawę uczuciami Justyny podczas gdy on robił dokładnie to samo. – Mam ci przypomnieć jej wygląd proszę bardzo: szczupła brunetka, włosy do ramion, lekko kręcące się. Ubrana w zieloną sukienkę lub spódnicę: nie miałem okazji dobrze się przyjrzeć.
- Świetnie, sądzisz że tymi marnymi kłamstwami zasiejesz w Justynie wątpliwości, że dzięki temu na nowo zdobędziesz jej uczucie? W takim razie dalej: daj popis swojej wyobraźni.
- Dobrze wiesz, że mówię prawdę.
 - Widocznie twoja prawda to coś innego niż prawda ogólnie rozumiana. Radzę ci: wynoś się stąd i z życia mojej dziewczyny.
- Jesteś gorszym śmieciem ode mnie!- Krzyknął Daniel gdy zauważył że tamten oddala się z lekko zszokowaną tym wszystkim Justyną.- Ja przynajmniej potrafiłem przyznać się do oszustwa!- Westchnął i spuścił głowę próbując się uspokoić choć wewnętrznie aż kipiał.
- Choć ze mną na parking. W samochodzie mam apteczkę. Musisz jakoś zatamować to krwawienie.- Z tego wszystkiego zapomniał o Grześku który teraz oferował mu pomoc.
- Nie trzeba, poradzę sobie.
- Daj spokój, nie zgrywaj macho. Ten młokos nieźle ci przywalił. – Wolno, bez słowa zaczęli iść w pożądanym kierunku. Potem Malinowski wyjął z niewielkiego pudełka chusteczki. Podał całe opakowanie Danielowi.
- Trzymaj.
- Dzięki.- Choć Wyrzykowski miał nadzieję, że po tym Grzesiek odjedzie tamten nie zrobił tego. Spojrzał na niego z pytaniem w oczach.- Chciałeś coś ode mnie?
- Chcę wiedzieć czy mówiłeś prawdę o Piotrze Jaszczurze czy powiedziałeś o jego spotkaniu z jakąś dziewczyną tylko po to by go rozwścieczyć.
- A uwierzysz mi jeśli powiem, że to prawda?
- Nie wiem, przekonaj mnie.- Daniel uśmiechnął się cynicznie. Po raz pierwszy poczuł palącą go bezsilność: Justyna mu nie uwierzyła: widział to w jej oczach a co zrobi jej przyjaciel? Przecież Grzesiek nie cierpiał go już wtedy, prawie 3 lata temu. Co z tego, że kilka tygodni temu zaufał mu w sprawie intrygi jego wuja? Poza tym nie przejawiał do niego zbytniej sympatii.- No? Więc przyznajesz że kłamałeś?
- Nie, ale nie mam na to żadnych dowodów.- Po krótce opowiedział jak doszło do tego że go wczoraj zobaczył.
- A jesteś pewny, że to było on?
- Jasne, że tak.
- Ale mówiłeś, że widziałeś go tylko profilem. W dodatku przez mniej niż 5 sekund.
- Wiem, ale to był on: Piotr. Nie mówiłbym tak gdyby tak nie było.
- Trudno mi w to uwierzyć: to chłopak idealny dla Justyny. Znam go trochę: kilkakrotnie odwiedzali mnie nawet z Justyną i miałem szansę z nim porozmawiać. Nie wydaje mi się, żeby był interesowny.
- Może.- Daniel zacisnął zęby.- Ale jest gorszym oszustem ode mnie. Gdyby tak dziewczyna była jego przyjaciółką lub znajomą mógłby się przecież chociaż przyznać, prawda?
- Jeśli to był on.
- Nie wierzysz mi prawda?
- Nie, ale czasami prawda leży po środku.
- To znaczy?
- Może odebrałeś tę sytuację nie tak jak powinieneś.
- Mówiłem ci, że gdyby Piotrek nie miał niczego na sumieniu to przyznałby się do tego spotkania.
- Więc może miał ku temu powód?
- Niby jaki? Nie rozumiem jak możesz tego nie widzieć.
- Po prostu wolę nikogo nie oczerniać zanim nie udowodnię jego winy.
- Jasne.- Powiedział sceptycznie Daniel.- I wiesz co? Nawet ci się nie dziwię, że mi nie ufasz.- Wyrzykowski odszedł a Grzegorz wciąż go obserwował. Sam nie wiedział już komu i w co wierzyć. Dawniej nienawidził Daniela uważając za kogoś bez skrupułów, ale teraz przecież pomagał Justynie z własnej woli. Przecież mógłby skontaktować się z jej ojcem i za pieniądze wyznać to teraz robi, a on tego nie zrobił. Inna sprawa, że Justyna skreśliłaby go definitywnie ale co by go to obchodziło skoro miałby upragnione pieniądze? W dodatku jego twarz…był pewny że to była bezsilność: bezsilność spowodowana faktem, że nikt mu nie uwierzył. W końcu jak można wierzyć oszustowi? Tyle, że…no właśnie: Grzesiek miał co do tego pewne wątpliwości.

***
Wracając do mieszkania z Piotrkiem Justyna była zbita z tropu: Daniel zasiał w niej małe wątpliwości. Dlatego dyskretnie spytała swojego chłopaka o jego rzekome spotkanie. Jednak tylko go tym zirytowała: powiedział nawet że bardziej ufa Wyrzykowskiemu niż jemu: i miał rację, bo przez moment mu wierzyła. Tak jak dawniej. I znów dała się oszukać.
Ojciec od jakiegoś czasu dzwoniąc do niej pytał o Wyrzykowskiego: namawiał i perswadował by go wyrzuciła z pracy, by nie niszczyła związku z tak wspaniałym chłopakiem jak Piotr. Ale tego się spodziewała: w końcu musiał przekonać ją jaki to z niego oszust i karierowicz- inaczej mógłby pokrzyżować jego plany . Mówił więc o tym jak za jej plecami się z niej śmieje, jak planuje na nową ją rozkochać, jak się z nim spotyka by wyłudzić od niego pieniądze. Naturalnie w to nie wierzyła: zwłaszcza w to ostatnie. Daniel udowodnił już swoją lojalność. Dlaczego więc skłamał o Piotrku?
- Justyna, przyszedł Wyrzykowski.- Usłyszała przez megafon głos Jastrzębskiej- Chce z tobą porozmawiać.- O wilku mowa, pomyślała Karczewska.
- W takim razie go wprowadź.- Przez minutę którą miała do jego przyjścia ułożyła dokumenty w zgrabny stosik. Potem w napięciu oczekiwała. Czy chciał ją przeprosić za wczorajsze kłamstwo? A może jednak przekonywać że to prawda?
- Cześć.- Usłyszała po chwili.
- Witaj. Chciałeś się ze mną spotkać.
- Tak.- Potwierdził. Dyskretnie spojrzała na jego nos zauważając, że nie jest nawet silny. Widocznie Piotr nie zranił go aż tak bardzo. Gdy cisza między nimi się przedłużała spytała:
- Więc?
- Z tym Jaszczurem łączy cię coś poważnego? Kochasz go?
- Nie rozumiem co to za pytanie.
- Proste. Tak lub nie?
- Daniel, jeśli chcesz roztrząsać moje uczucia to lepiej wyjdź. Sądziłam, że chcesz porozmawiać o twojej pracy.
- To też, ale przede wszystkim chce rozmawiać o nim.
- Dlaczego?- Wstała.- Czemu znów chcesz go oczerniać?
- Nie oczerniłem go wczoraj. Powiedziałem tylko prawdę.
- Jasne. Skoro tak to możesz już wyjść.
- Justyna, ten facet cię oszukuje. Widziałem go z jakąś laską, rozumiesz? Gdyby to była jego przyjaciółka to by się do tego przyznał.
- Kazałam ci chyba wyjść. Nie będę słuchać tych wierutnych bzdur.
- Mówię prawdę do cholery!
- Nie podnoś na mnie głosu.- Powiedziała sztywno.
 - Więc oprzytomnij. On nie jest ciebie wart.
- Oczywiście masz na to dowody, prawda?
- Nie, ale uda mi się je zdobyć jeśli tylko poczekasz.
- Więc…jak domyśliłeś się prawdy co? Poznałeś po zachowaniu, które dawniej stosowałeś? Po sztuczkach?
- Możesz mnie obrażać ale to nie zmieni faktu, że ten facet do dupek.
- To ty mnie obrażasz sugerując coś takiego. Spotkałam w końcu mężczyznę który potrafi mnie docenić, dla którego nie jestem tylko głupią lalką wypchaną pieniędzmi a tobie to nie pasuje? Dlaczego?
- Bo chcę twojego dobra. Wiem, że kiedyś zachowałem się nagannie i nigdy mi tego nie wybaczysz, ale uwierz mi: zmieniłem się.
- Świetnie. Wybacz jednak, ale altruizm i ty to coś jak woda i ogień.
- Sądzisz więc, że co? Że nadal mam ochotę na twoje pieniądze?
- A tak nie jest?
- Do diabła, oczywiście że nie. Już dawno mnie one nie obchodzą.
- O ile pamiętam kiedyś były najważniejszą rzeczą w twoim życiu.
- Ale teraz nie są. Zmieniłem się: zmieniłem swoje życie. Nie jestem już taki jak dawniej.
- Ludzie się tak łatwo nie zmieniają.
- Nie? Tobie to wyszło wspaniale: nowa fryzura, ciuchy, piorunujące spojrzenie, chłód w oczach, poważny wyraz twarzy. Istna królowa śniegu.
- Boli cię to, że nie jestem już taka głupia i naiwna co?- Zrobiła parę kroków  w jego stronę i zaśmiała mu się w twarz.- Nie spodziewałeś się z tego, że biedna Justysia stanie się groźnym przeciwnikiem. Miałeś nadzieję, że uda ci się mnie w sobie rozkochać tak łatwo jak dawniej.
- Już mówiłem że nie.
- Jasne, dlatego teraz zmieniłeś taktykę i próbujesz odsunąć ode mnie Piotrka. Tylko naprawdę sądzisz, że wtedy do ciebie wrócę by przepiać całe udziały? Nawet ja nie jestem taka naiwna. Trzy lata temu ledwie ci się udało to osiągnąć, ale teraz…- Jej pogarda bardzo go ubodła i zezłościła. Nie mógł więc powstrzymać się przed zastosowaniem tej samej sztuczki.
- Ledwie? O ile pamiętam już miałaś gotowe podpisane oświadczenie. Udziały byłyby w moich rękach gdyby…
-…gdybym nie przejrzała twojego oszustwa.
- Niczego nie przejrzałaś. Doskonale wiesz, że gdybym chciał przeprosiłbym cię a tym byś mi wybaczyła. Kochałaś mnie i nie miałaś pojęcia jaki jestem.- Odpowiedział jej sarkastycznie zdenerwowany jej oskarżeniami. I choć wiedział, że miała rację nie mógł słuchać ze spokojem jakim był dupkiem.
- Mylisz się.- Skłamała.- Nie wybaczyłabym ci, bo odkąd poznałam prawdę znienawidziłam cię całym sercem. I nawet po latach ci tego nie darowałam, słyszysz? Dla mnie zawsze pozostaniesz oszustem i naciągaczem. Dam ci jednak dobrą radę: skup się lepiej na tych swoich panienkach które odwiedzają cię wieczorem w mieszkaniu.
- O czym ty mówisz?
- Zaskoczony, że o tym wiem? Już ci mówiłam, że nie jestem taka naiwna. Sprawdziłam cię: wiem o twoich wieczornych…nazwijmy to „randkach” trwających zaledwie pół godziny a czasami trochę mniej. I wiesz co? Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności.
- Nie jestem dziwką!
- Jasne, bo tylko kobieta może się puszczać: facetowi rośnie prestiż prawda?- Patrzył w jej gniewne, pełne pogardy spojrzenie i coś się w nim złamało. Miała rację: jego życie było żałosne, a każde oskarżenie w jego odczuciu było jak porządny policzek. Tylko, że te słowa…nie mogła ich wypowiedzieć Justyna. Nie jego słodka i niewinna narzeczona której uśmiech sprawiał, że dzień wydawał mu się być lepszy. I nagle dotarło do niego, że ona rzeczywiście się zmieniła. Nie tylko zewnętrznie: nie tylko na pokaz jak do tej pory sądził, ale w środku, w głębi swojego serca. Dawna Justyna nie powiedziałaby mu tego co mówiła ona, dawna Justyna nie sugerowałaby czegoś w tak wulgarny sposób. Zastosowałaby najdelikatniejszy eufemizm albo wolała zamilknąć niż wdawać się w starcie. Jaki głupi był do tej pory by sądzić że to co jej zrobił może zostać zapomniane: to zawsze będzie stało na ich drodze niczym drewniana drzazga tkwiąca w ranie.  A przede wszystkim był królem głupców sądząc, że ona nadal coś do niego czuje. – Czyżbyś poczuł się urażony?
- Ależ skąd.- Odparł wyrywając się z własnych myśli. Potrząsnął głową uśmiechając się ironicznie.- W końcu męska dziwka nie ma sumienia, tak właśnie myślisz?
- A więc się przyznajesz?
- Do czego?- Westchnął ciężko. Poczuł się tak jakby miał sto lat.- Do kłamstw na temat twojego chłoptasia? Nie. Powiedz mi tylko jedno: czy to on ci to wszystko o mnie powiedział?
- Nie, teraz umiem myśleć już sama. Nikt nie musi mówić mi co mam zrobić czy powiedzieć.
- Tak myślałem.  W takim razie bardzo mi przykro.
- Tobie? A niby dlaczego?
- Bo mi cię żal, naprawdę. Dawniej choć może i żyłaś w swoim własnym świecie ale mimo wszystko umiałaś czerpać z tego radość. Teraz obrzucając mnie błotem czerpiesz z tego satysfakcję.
- Odwracasz kota ogonem.
- Wcale nie. To ty to robisz. Mówisz, że zmieniłaś się przeze mnie, że zmieniłaś się dla siebie i Roxila. Pomyślałaś jednak w co?
- Doprawdy, niezmiernie mnie bawisz. Więc teraz to ja jestem czarnym charakterem? Poczułeś się urażony? W takim razie bardzo mi przykro.- Powiedziała tonem sugerującym coś wręcz przeciwnego. Zaraz potem dodała: - Pomyślmy jednak w co się zamieniłam. W osobę pewną siebie i potrafiącą poradzić sobie z ludzką zawiścią i zazdrością, w kobietę stanowczą która umie walczyć o swoje i bronić się sama. Czy nie tego właśnie chciałeś? Przecież właśnie to powiedziałeś mi trzy lata temu dokładnie w tym gabinecie, pamiętasz? Życie nie jest takie piękne, nie umie odróżnić przyjaciół od wrogów…Więc teraz to do cholery robię. Uczę się, że ludziom nie można ufać a osoba którą kochasz najbardziej może ci wbić nóż w plecy.- Gardziła sobą za to, że przy ostatnim zdaniu ton głosu jej się załamał, ale nie mogła nic na to poradzić.- Tak więc reasumując…nie, nie żałuję. Wolę być zimną suką bez serca niż niewinną dziewczynką którą każdy wykorzystuje. Nie będę już głupią i naiwną Justyną, rozumiesz? Nigdy więcej. Nie poniżę się tak jak dawniej.- Słysząc to Daniel poczuł się tak jakby dostał cios prosto w splot słoneczny: był oszołomiony i pełen niedowierzania. Nie mógł dać wiary w to, że tamtej Justyny już nie ma. I to przez niego. Być może dlatego zrobił coś czego absolutnie się po sobie nie spodziewał: z twardo wbitym w nią spojrzeniem odpowiedział jej tak samo gniewnie:
- Tak, byłaś głupią i naiwną dziewczyną. Ale byłaś moją głupią i naiwną Justyną. Moją!- Zaraz potem ją pocałował. Sam nie rozumiał dlaczego, nie wiedział po co to robi ani nawet do końca w to nie wierzył. Uległ jednak temu szalonemu impulsowi. Pocałunek wcale nie był miły i delikatny; w niczym nie przypominał tych nieśmiałych zetknięć ich warg których wymienili całą masę w przeszłości. Ten był pocałunkiem namiętnym w których ich języki splątały się ze sobą a oddech zmieszał. W którym krew Daniela zapłonęła ogniem a ciało pożądaniem. Ręce same ześlizgnęły mu się z jej głowy na kark a potem ramiona: zaczął pieścić jej plecy zdziwiony tym że nie czuje tak jak dawniej zarysu żeber i kręgosłupa. Ale jej ciało choć wciąż było szczupłe to jednak straciło dawną kościstość i kanciastość. Było łagodnie zaokrąglone we właściwych miejscach co przyprawiło go o zawrót głowy. Miał ochotę na więcej: na to by ją dotykać i pieścić tak jak nigdy tego nie robił. Na to by odpowiedziała mu z taką samą pasją jaką on czuł.
- Puszczaj!- Usłyszał jej syknięcie po czym poczuł bolesne pulsowanie prawego policzka. Odruchowo przyłożył do niego dłoń i na nią spojrzał. Była zarumieniona: oddychała ciężko a z oczu sypały jej się iskry. Pomyślał, że jeszcze nigdy nie wyglądała tak pięknie.
- Przepraszam.- Odpowiedział cicho wciąż wracając do równowagi.
- Mam gdzieś twoje przeprosiny. Wynoś się z mojego biura i wracaj do pracy. I dobrze ci radzę nigdy więcej nie powtarzaj tego co zrobiłeś bo następnym razem nie będę taka miła jasne? Gdybym nie potrzebowała twojej pomocy jako fachowca wyrzuciłabym cię z tego budynku już w tej chwili.
- Przepraszam- Powtórzył robiąc krótką pauzę na wzięcie głębokiego wdechu-. Justyna ja...
- Dla ciebie jestem od tej chwili panią prezes.
- Do cholery, przestań. Przestań udawać. Przecież nadal coś do mnie czujesz, prawda?
- Nie, kocham Piotrka. Dotarło? A nawet gdybym go nie kochała to nie powtórzyłabym historii z tobą. Uczę się na błędach. – Dodała jeszcze zanim wyszedł. A gdy to zrobił bezwładnie usiadła na podłodze. Potem dotknęła dłonią swoich ust. Nie musiała patrzeć w lustro by wiedzieć, że są powiększone od pocałunku Daniela; nie musiała widzieć wyrazu swoich oczu by wiedzieć że sprawiają wrażenie nieprzytomnych; nie musiała widzieć własnych rąk by wyczuć ich drżenie…spuściła głowę przymykając powieki i próbując się uspokoić. Nadaremnie jednak, bo wciąż nie mogła zapomnieć o zachowaniu Wyrzykowskiego, o jego języku w jej ustach o rękach błądzących po jej ciele. Nigdy tak jej nie całował. Nigdy nie spowodował, że nie mogła utrzymać się na nogach a w głębi siebie poczuła prawdziwe pragnienie. Dawniej uwielbiała jego delikatne niczym pieszczota pocałunki ale po tym stwierdziła że nie miała pojęcia co to burza zmysłów i to uporczywe pragnienie.
Pomyślała o Piotrku i poczuła wyrzuty sumienia. Jak mogła pozwolić na coś takiego? I to komu: komuś kto już dawniej zakpił z jej uczuć? Kto ją porzucił? Kto nawet kilka minut temu orzekł, że jest godna pogardy bo zachowuje się jak pieprzona królowa śniegu! Roześmiała się lekko histerycznie. Pocałował ją po to by ją ukarać a dla niej było to najbardziej fascynujące przeżycie erotyczne w całym jej życiu. Była żałosna. Znowu.
I znowu przez niego.
Wstała z podłogi, a potem uspokoiwszy się trochę poszła do łazienki. A on jeszcze na koniec tak pewny siebie chciał by przyznała się, że go kocha. Niedoczekanie, pomyślała. Potem popełniła jednak ten błąd, że spojrzała w swoje odbicie. I zrozumiała coś czego nie chciała przyznać nawet przed samą sobą: kochała Daniela Wyrzykowskiego. Mogła sobie wmawiać, że go nienawidzi i nie znosi, że chce by jak najszybciej opuścił jej życie ale to tylko kolejne z sieci kłamstw którymi otaczała się przez trzy ostatnie lata w swoim życiu. I choć wiedziała jaki jest naprawdę, choć przekonała się o jego małostkowości, egoizmie i chęci posiadania pieniędzy to nadal jak głupia pchała się do ognia.
- Nie miałeś racji, Danielu.- Wyszeptała cicho do swojego odbicia.- Nic się nie zmieniłam. Nadal jestem tą samą zadurzoną w tobie idiotką.- Poczuła jak pierwsza łza skapuje na jej policzek. Nie starła jej jednak, tak jak i kolejnych. Płakała bezgłośnie pozwalając sobie na to po raz ostatni przez niego. Bo jutro nawet przed samą sobą nie przyzna się do własnych uczuć. I znów zmieni w królową śniegu.

2 komentarze:

  1. Oby jak najszybciej dowiedziała się że piotrek ja zdradza a do Daniela przychodzą kobiety po laptopy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ się cieszę, że wróciłaś z nowym opowiadaniem i to tak fajnym! :)
    Niech Daniel przekona w końcu Justynę o swoich uczuciach :)
    Pozdrawiam, Kinga :)

    OdpowiedzUsuń