W
weekend Karczewska pozwoliła sobie na trochę więcej leniuchowania: spędziła
trochę czasu z chłopakiem co pozwoliło jej zapomnieć o obecności Daniela w
swojej firmie i życiu, odwiedziła Grzegorza który poinformował ją o
konieczności wzięcia dwóch tygodniu urlopu. Okazało się bowiem, że mała Lilka
jest chora: podczas rutynowych badań wykryto zmiany w żołądku. Podejrzewano
nowotwór. Jednak szczegółowe informacje mieli dostać dopiero po poniedziałkowym
cyklu badań. Malinowscy byli jednak załamani: ich mała córeczka nie miała
jeszcze pięciu lat, a już jej życiu groziło niebezpieczeństwo. Justyna nie
mogła zrozumieć czemu wszystko się teraz waliło w jej życiu: starała się jednak
nie poddawać pesymistycznym myślom zapewniając Grześka i Milenę że wszystko
będzie dobrze. Sama jednak już dawno przestała w to wierzyć. Bo życie wcale nie
było sprawiedliwe. Ona doskonale się o tym przekonała na własnej skórze.
Tuż
przed wyjazdem do kliniki poprosiła Malinowskiego, by po badaniach wpadł do
niej do Roxila. Nie wytrzymałaby aż do skończenia pracy by poznać wyniki.
Kochała Lilkę jak własną córkę której nie miała. Jeśli coś jej się stanie to
jakaś część niej umrze razem z dziewczynką.
Na
szczęście, tuż przed szesnastą, a więc przed końcem pracy większości
pracowników Małgosia oznajmiła Justynie, że Grzesiek czeka na parkingu. Od razu
poprosiła sekretarkę by wprowadziła go do jej gabinetu.
Na
widok małej Liliany wbiegającej jeszcze przed ojcem od razu ją przytuliła. Bardzo
chciała spytać Grześka lub Milenę o rokowania, ale nie chciała tego robić przy
małej. Wystarczył jej jednak jeden rzut oka na przyjaciela by stwierdzić, że
nie jest dobrze. Małgorzata musiała wyczuć jej ciekawość, bo zaprosiła Grześka
z żoną na rozmowę. Na dodatek dostrzegła, że młodzi rodzice potrzebują pocieszenia.
I tak Karczewska została z chrześnicą sama. Mała bez żadnego wypytywania
zaczęła opowiadać jej o okropnych rurkach wpychanych jej do gardła i oślizgłej
mazi na brzuchu. Prosiła, by przekonała rodziców by nigdy więcej jej tego nie
robili. Justyna trzymała ją wtedy na kolanach. Z trudem panując nad emocjami
zaczęła wyjaśniać jej, że to dla jej dobra; że w jej brzuszku jest zły guz i
musi być teraz bardzo dzielna. W końcu postanowiła opowiedzieć swoją historię
której nie mówiła nawet przyjacielowi jakim był dla niej Grzesiek.
-
Wiesz, miałam tylko rok więcej niż ty gdy też musiałam być odważna. Porwano
mnie z zamiarem wzięcia okupu.
- Ojej,
kto ci to zrobił?- Spytała mała naiwnie.
- Źli
ludzie, kochanie. Mój tatuś jest bardzo bogaty i chcieli zdobyć od niego
pieniądze. Ale coś poszło nie tak: porywacze się wystraszyli. Byłam wówczas
związana i zakneblowana w bagażniku, a oni uciekli. Potem klapa się zacisnęła.
- I co
się stało? Znaleźli cię?- Na to pytanie dziewczyna nie mogła się nie
uśmiechnąć.
- Jestem tu z tobą, prawda?- Roześmiała się
całując ją w czoło.- Ale spędziłam sporo czasu w zamknięciu. Kiedy mnie
znaleziono byłam nieźle wystraszona.- Oczywiście znacznie to wszystko
upraszczała sprawiając że nie wyglądało tak groźnie i strasznie jakie było w
rzeczywistości. Bo prawda była taka, że sześcioletnia Justyna spędziła w
ciasnym bagażniku aż dwie godziny podczas których z powodu paniki i płaczu
prawie się udusiła. Miała zakneblowane usta, dłonie, nogi więc szloch sprawiał
że nos miała zatkany; na dodatek rwał jej się oddech a powietrze w ciasnej
przestrzeni stawało się coraz bardziej duszne. Nawet mimo upływu lat pamiętała
tamto uczucie przerażenia i moment gdy w końcu wieko się uniosło. Zawsze bała
się ciemności, ale był to naturalny dziecięcy strach: ot, taki jaki przeżywają
zwykle sześciolatki. Po porwaniu przed dobrych kilka lat musiała sypiać przy
zapalonym świetle; nawet teraz czasami ograniczała się do lampki ale nadal nie mogła pozbyć
się fobii. W małych, ciemnych pomieszczeniach strach i potworne przerażenie
wracało obejmując ją w posiadanie swoimi mackami. Ale teraz zdała sobie sprawę,
że już dawno powinna się z tym uporać.- I wiesz co się wtedy stało? Moja mama
wzięła mnie tak jak ja ciebie teraz na kolana i powiedziała żebym się nie
martwiła bo nigdy nic złego mi się już nie przytrafi. Dała mi talizman który
miał mi przynieść szczęście.
-
Naprawdę?
- Tak.
I teraz ja zamierzam dać go tobie.- Justyna ostrożnie otworzyła swoją torebkę i
wyjęła z niej srebrną spinkę. Potem delikatnie wpięła ją we włosy Lilki.
- Jest
śliczna.
- Tak.
I od teraz będzie cię chronić. Także jeśli będziesz się kiedyś bać tak jak ja,
pamiętaj że ta błyszcząca ważka nie pozwoli ci zrobić krzywdy. Będzie cię
strzec.
- A
ciebie? Kto będzie teraz bronił?
- Mnie?
Teraz już umiem się sama obronić, kochanie. No, a teraz jeśli już się trochę
uspokoiłaś to zejdziemy do bufetu na ciasteczko, dobra?
-
Jasne. Jesteś znakomitą ciocią. I najlepszą chrzestną jaką mam!
- Bo
jedyną.- Odpowiedziała uradowana Justyna. Zaraz jednak uśmiech znikł jej z twarzy
gdy zobaczyła na korytarzu przed jej biurem Daniela.
- O to
ten pan co Dagmara się w nim zakochała!- Pisnęła mała. Justyna słysząc to
rzuciła przelotne spojrzenie Wyrzykowskiemu, ale widząc że zamierza zabrać głos
uprzedziła go:
- Muszę
teraz zająć się małą, ale jeśli to coś pilnego to poczekaj tutaj. Postaram się
zjawić jak najszybciej, ale nie wiem o której będę mogła się zjawić.
- W
porządku, zaczekam.- Odpowiedział jej Daniel. A potem odprowadzał wzrokiem jej
postać aż nie zniknęła na schodach. Słyszał całą rozmowę Justyny z dziewczynką:
a właściwie to jej większość. I nie mógł pozbyć się ukucia żalu. A więc tym
była spinka z którą nigdy się nie rozstawała: talizmanem który miał chronić
sześcioletnią dziewczynkę którą wówczas była przez złem i ciemnością, miał przynieść
jej odwagę i zapewniać że wszystko będzie dobrze. A on widział w tym przejaw
dziecinności swojej ówczesnej narzeczonej. Boże, jakim był idiotą! A ta
sytuacja z zaciętą windą? Był zirytowany i zawstydzony zachowaniem
Karczewskiej, ale teraz lepiej je rozumiał. Bała się ciemnych i ciasnych
miejsc, a winda właśnie takim była. Kojarzyły się jej z koszmarem który przeszła
gdy była małą dziewczynką. A on z gorzkimi wyrzutami sumienia przypomniał
sobie, że nawet jej po wszystkim nie przytulił.
Nie
znał jej: uważał za rozpieszczoną smarkulę nie dostrzegając w niej wrażliwości
a delikatność biorąc za oznakę głupoty. A ta jej ciągła radość życia, cieszenie
się z każdej chwili i nieznikający uśmiech na twarzy traktował jako naiwność. A
Justyna wcale taka nie była: lepiej rozumiała nastroje innych ludzi, chciała
dawać im swoje szczęście. Przypomniał sobie, jak któregoś dnia w firmie w
bufecie obchodziła urodziny a pracownicy tłoczyli się do niej chcąc złożyć
życzenia. Jeden z nich powiedział coś takiego co powinno ją obrazić: Wyraził
nadzieję, że nigdy nie obejmie po ojcu stanowiska i nie rozwali Roxila w proch.
Ale Justyny wcale to nie zdenerwowało: wręcz przeciwnie. Roześmiana poważnie
odparła, że postara się do tego nie dopuścić. On był z kolei wściekły: spytał
ją wówczas czy nie rozumiała, że tamten wyraźnie ją obraził. A ona naiwnie
wzruszając ramionami odparła:
„ Czemu miałabym pozbawiać go tej odrobiny radości?
Jeśli ta drobna złośliwość ma ją mu zapewnić to mi to nie przeszkadza. Przecież
nie zrobił mi krzywdy”
Tak,
była prawdziwą altruistką i znawczynią ludzkich charakterów. Dopiero teraz
uświadomił sobie, że najwyraźniej musiała zdawać sobie sprawę z żartów na swój
temat, porozumiewawczych spojrzeń czy docinków. A ona zawsze tylko się z tego śmiała
dając rozmówcy do zrozumienia, że wcale się nie obraża. Na dodatek te jej
niedorzeczne pytania…Kiedyś zapytała go co może czuć ptak latając. Albo czy
wierzy w przeznaczenie: w to że jeden gest może zaważyć na całym naszym życiu.
Miała bardzo bogatą wyobraźnię i duże pokłady szczerości i
bezpretensjonalności. A wszyscy traktowali to jako objaw głupoty. Zawstydził
się, bo on myślał tak samo. Wcześniej miał na dostrzeżenie tego pół roku: mimo
to nie udało mu się. Teraz wystarczyła mu tylko chwila by to zauważyć. Czemu
więc tego nie zrobił?
- Już
jestem.- Usłyszał jej głos przerywając swoje myśli o niej.- Więc co miałeś mi
do powiedzenia?- Dłuższą chwilę milczał zapominając o tym czego od niej chciał.
Zamierzał nawet przeprosić ją za jego zachowanie w tamtej windzie, za ból jaki
jej sprawił kłamiąc że wyglądała pokracznie w sukni ślubnej z butiku, za to że
nie potrafił dostrzec jaka była wyjątkowa. W końcu zorientował się że nie
przyjęłaby tego najlepiej. W końcu podsłuchiwał. Na dodatek podczas ich
ostatniej rozmowy jasno powiedziała, że nie zamierza z nim dyskutować o
przeszłości i chce by od tej pory łączyły ich sprawy zawodowe. Z powodu natłoku
myśli udało mu się w końcu wykrztusić:
- To
dotyczy mojej pracy.
- Więc
chodźmy do gabinetu.- Rozkazała zamykając drzwi. Pomyślał, że dobrze zrobiła bo
sam tylko przez uchylone drzwi doskonale słyszał jej rozmowę z Lilianą.- O co
chodzi?
- O
komputery. Sądzę, że nie będzie potrzebna całkowita produkcja nowych.
- Nie?
Ale przecież są zawirusowane.
- Tak,
ale nie wszystkie. Poza tym sądzę, że uda mi się całkowicie zlikwidować
zagrożenie.
- Ale
jak? Przecież poprzedni programista mówił mi, że to niemożliwe.
- Też
tak myślałem, ale po usunięciu wszystkich błędów…to będzie żmudne, ale sądzę że
dam rady. Mam jeszcze dwa tygodnie, prawda?
- Tak,
choć właściwie nie całe.- Westchnęła.- Komputery muszą być przecież gotowe do
wysyłki i jeszcze zostać skontrolowane…Nie wiem co mam robić.
-
Rozumiem: z pewnością uniknęłabyś dużych kosztów. Ale z drugiej strony zaufanie
mi wydaje ci się pewnie czymś niemożliwym.
- To
nie do końca tak. Ufam twojej opinii, a przynajmniej w tej kwestii, ale jestem
realistką i wiem, że dwa tygodnie to bardzo krótko. Mogę opóźnić dostawę o parę
dni, ale to wszystko. A przecież laptopy muszą przejść kolejne testy. Nie wiem
czy to w ogóle możliwe.
-
Posiedzę dłużej w firmie i dam radę.
- Nie
wiem. Tych laptopów jest pięćset do sprawdzenia.
- Z
czego pięć wadliwych już udało mi się rozpracować. Wystarczy tylko wgrać dobre
oprogramowanie.
-
Właśnie: pięć. Bubli jest prawie pięćdziesiąt.
- Ale
zapomniałaś, że rozpracowałem już wirusa. Pozbycie się go z pozostałych modeli
to tylko kwestia techniki i żmudności. Żadnego tracenia czasu na zrozumienie
co, jak, gdzie.- Justyna w myślach rozważała za i przeciw. W końcu, nie do
końca pewna czy dobrze robi oznajmiła:
- Okej,
daję ci wolną rękę. Jeśli sądzisz, że jesteś w stanie tego dokonać to proszę.
Przypominam ci jednak, że do pracy masz tylko siebie.
- Rozumiem.
- To
wszystko?
-
Właściwie tak, ale…
-
Słucham?
-
Przypadkiem podsłuchałem część twojej rozmowy z małą. Nie zrobiłem tego celowo:
drzwi były uchylone i nie było twojej sekretarki.
- I?
-
Usłyszałem, że Liliana jest chora.- Justyna przez moment się nie odzywała.
Wahała się czy może rozmawiać o tak prywatnej sprawie Grześka. W końcu zrozumiała, że Daniel i tak
prędzej czy później się o tym dowie. A raczej już wiedział.
- Tak,
ma nowotwór żołądka. Gdy odprowadziłam małą do bufetu zamieniłam z Grześkiem
parę zdań: konieczna jest operacja, która w przypadku tak małej istotki wiąże
się ze sporym ryzykiem. Z drugiej jednak strony fakt tak szybkiego wykrycia
guza daje sporą szansę na całkowite wyzdrowienie.
-
Trudno się nie dziwić, że ją to spotkało. Wygląda na bardzo żywą i pełną życia.
- Bo
taka jest: wciąż gdzieś goni, wciąż po coś sięga, biegnie…Grzesiek czasami
śmieje się mówiąc, że jest taka sama jak ja. Dlatego tym trudniej uwierzyć, że
to spotkało właśnie ją. Przecież jest taka kochana.- Na twarzy Justyny pojawił
się smutny uśmiech.- Najgorsza jest jednak ta bezsilność: trzeba czekać i
liczyć na cud. W takich chwilach człowiek sobie uświadamia, że nawet pieniądze
niewiele znaczą.- Karczewska pogrążyła się we wspomnieniach i bolączkach, ale
zaraz przypomniała sobie z kim rozmawia: „(…)
człowiek sobie uświadamia, że nawet pieniądze niewiele znaczą”, powiedziała. A przecież dla niego zawsze były
najważniejsze. Dokładnie tak jej powiedział po tym jak podsłuchała jego rozmowę
z Małgorzatą Jastrzębską. I udowodnił to gdy nawet nie zawahał się wykorzystać
jej uczuć by zdobyć pieniądze. Dlatego nie czekając na jego odpowiedź wyszła z
biura. Miała nadzieję, że zrobi to zaraz po niej.
***
Daniel
przeżył prawdziwy szok, gdy przypadkiem dowiedział się, że ten facet z którym
widział ją pierwszego dnia na parkingu jest obecnym partnerem Justyny. I sam
nie rozumiał dlaczego. Powinien cieszyć się, że Justyna znalazła miłość, ale
jakoś nie był w stanie. Może to przez próżność: w końcu przecież okazało się,
że udało jej się o nim zapomnieć. I jest szczęśliwa. Ale mimo to nie mógł
pozbyć się wrażenia, że chociaż on ją oszukiwał to jej oczy gdy z nim była
miały ten szczególny błysk. Dlatego gdy wychodził z pracy obserwował jak ten
wesołek otwiera przed nią drzwiczki swojego auta. A ona nawet nie zwraca na ten
galanteryjny gest i zatopiona w swoich myślach po prostu wsiada do środka
samochodu. Notabene starego i taniego. Okej, może i Piotruś był młodym studenciakiem
i on sam nie ma teraz własnego pojazdu, ale to i tak trochę żałosne. Chociaż
nie, to on był żałosny że tak mu się przypatrywał. Przecież to, że Justyna ufa
ojcu i znalazła nowego chłopaka nie znaczy, że ten chce ją od razu oszukać. I
za kogo on się ma by uważać się za jej wyrocznię? A może mierzył go własną
miarą?
Ale
mimo to nadal to robił: wciąż go obserwował. A za każdym razem wprawiało go to
w irytację: tym bardziej że z powodu urlopu Grześka to właśnie Justynie miał
zdawać relację ze swoich postępów przez co spotkał się z młodym studentem
dwukrotnie w gabinecie pani prezes. Pocieszało go to, że Karczewska jakoś
specjalnie nie wydawała się być zachwycona wizytami swojego chłopaka. A może
tak mu się tylko zdawało?
Nie
chciał o tym myśleć: ale mimo to myślał. O tym, że Justyna nie jest tak radosna jak kiedyś; że ubiera się poważnie i
w taki sam wyraz twarzy przyobleka swoją twarz, że zniknęła gdzieś jej
spontaniczność wobec zupełnie obcych sobie osób. Tylko przy małej Lilce była
bardziej odprężona, prawie taka jak dawniej. No właśnie: prawie.
- Jak
ci idzie?- Drgnął usłyszawszy jej głos. Pogrążony we własnych rozmyślaniach
przez kilka minut bezczynnie siedział na krześle w swoim piekielnie gorącym i
ciasnym pokoiku. Przetarł oczy.
- Chyba
nieźle.- Odpowiedział jej.
- Jest
już prawie dziewiętnasta.- Zauważyła z lekkim wyrzutem.- Uśmiechnął się. Choć
nadal na każdą wzmiankę o przeszłości od razu zamykała się w sobie i
odpowiadała wrogością ukrytą pod płaszczykiem złośliwości w swoich relacjach osiągnęli
niejaki konsensus. A przynajmniej jako tako mogli rozmawiać tak by nie kończyło
się to kłótnią. Tak jak teraz.- Jak długo jeszcze zamierzasz dzisiaj pracować?
-
Czyżbyś się o mnie martwiła?- Wiedział, że niepotrzebnie się z nią drażni ale
nie mógł się powstrzymać. Wcześniejsza Justyna roześmiałaby się głupkowato i
mrugnęła coś o tym jak bardzo go kocha, ale ta teraźniejsza zmarszczyła lekko
nos jakby poczuła coś co brzydko pachnie.
-
Chciałbyś.- Prychnęła. To też było u niej nowe, pomyślał. Nigdy wcześniej nie
zauważył by wykonała ten gest. O dziwo wydało mu się to urocze. Coś na kształt
rozbawionego kociaka.- Po prostu dbam o swoje interesy. A na nic mi się jutro
nie przydasz jeśli dziś całego cię wyeksploatuje.- Z trudem powstrzymał się od
śmiechu słysząc jej dobór słów wypowiedziany tak poważnym tonem.
Dziś całego cię wyeksploatuje…
Zabrzmiało
to prawie tak jakby miała na myśli coś innego.
-
Rozumiem. W każdym razie dziękuję.
- Nie
ma za co. Długo zamierzasz jeszcze pracować?- Powtórzyła pytanie.
-
Skończę jeszcze tylko ten laptop.- Odpowiedział jej wstukując kombinację
liczb.- To zajmie niecały kwadrans.
- To
dobrze, chciałam już zamknąć biuro. Pracownicy już dawno skończyli zmianę.
- A ty?
Pracujesz tu do tak późna?
-
Jestem prezesem.- Powiedziała jakby to wyjaśniało wszystko.- Do tego nowym, mam
masę pracy wynikającej z poznania całej specyfiki.
- Ta
Jastrzębska ci nie pomaga?
-
Pomaga, ale wolę mieć pod kontrolą jak największą część tego co powinnam. Choć
najlepiej byłoby mieć całość.- Chrząknęła.- W takim razie ci nie przeszkadzam.
Czekam przy głównym wyjściu: gdy skończysz daj mi znać to zamknę pokój.
-
Możesz dać mi kluczyki. Jak skończę to wyjdę i nie będziesz musiała na mnie
czekać.- Widział, że się zawahała. W końcu niedbalstwo lub zapomnienie o
zamknięciu drzwi mogłoby spowodować dużo komplikacji gdyby weszła do niego
nieodpowiednia osoba. A już kilka osób w Roxilu szeptało, że musi to być jakieś
sekretne miejsce. Z pewnością ktoś wykorzystałby taką okazję.
- Nie
trzeba poradzę sobie.
- Jak
chcesz.- Odpowiedział tylko odrobinkę rozczarowany. Bo chociaż się zawahała.
Nie zaprzeczyła od razu co zrobiłaby w pierwszym tygodniu ich znajomości. W
jakimś niewielkim stopniu, ale mu zaufała. To było już coś. I bardzo go
ucieszyło. Tylko nie miał pojęcia dlaczego.
***
Kilka
dni później większość komputerów była naprawiona, a Justyna odzyskiwała spokój
ducha. Katastrofa spowodowana machinacjami ojca była powoli zażegnana, a
operacja małej Liliany przebiegła bez komplikacji. Dziewczynka przebywała
jeszcze w szpitalu, ale lekarze nie przewidywali nawrotu choroby.
Justyna
postanowiła więc zająć się sprawą wuja Daniela, Jarosławem. Choć detektyw
którego wynajęła nadal nie miał nic do powiedzenia na temat jego współpracy
Romanem Karczewskim, dostarczył jej wiele cennych informacji. Na przykład
takich, że w ciągu ostatnich dwóch lat czerpie zyski z nieznanego źródła i
zajął się inwestowaniem na giełdzie. Poza tym potwierdził fakt, że nie miał
kontaktu z Danielem poza tym jednym półtora miesiąca temu o których jej
powiedział. A więc okazywało się, że mówił prawdę.
Justynę
ta informacja ucieszyła, ale jednocześnie zbiła z tropu. Przez niemal ostatnie
trzy lata postrzegała go jako zmarłego a jeśli to jej się nie udawało to jako
kogoś pozbawionego skrupułów, amoralnego, kwintesencję samego zła. Ale
przychodziło jej to coraz trudniej. Bo jak mogła go nienawidzić gdy jej pomagał?
Gdy przez całe dnie pracował nad usunięciem z komputerów wirusów poświęcając
swoją pracę? Inna sprawa, że jego praca w galerii handlowej jako sprzedawca w
sklepie komputerowym nie była spełnieniem marzeń więc dużo nie tracił. Jednak z
drugiej strony nie chciała mu ufać: był zbyt sprytny, a ona nie potrafiła go
wyczuć. A czasami gdy na niego patrzyła czuła coś czego nie chciała już nigdy
czuć.
Bo
czuła się jak dawna, biedna Justynka. Dziewczyna którą można manipulować i
mamić. Z której można się bezkarnie śmiać. Na której można żerować i
wykorzystywać swoje uwodzicielskie sztuczki.
Po prostu nie zamierzam marnować jej na ciebie. Już
dość się z tym wygłupiałem w przeszłości.
Właśnie
tak powiedział jej ponad miesiąc temu: że jego udawana miłość do niej była
wygłupianiem się. Oto dowód na to, że nie miał nawet wyrzutów sumienia z powodu
tego co zrobił. Wręcz przeciwnie: hołubił się nimi.
A ona
na dodatek niesie mu kawę. Nie do wiary. Po co w ogóle to robi? Co ją obchodzi
to, że on siedzi w firmie od rana do dziewiętnastej? Może i to dla niej
korzyść, ale tak naprawdę to jego sprawa: chce to robić, to niech to robi. Z tą
myślą wściekle wparowała do małego pokoiku.
- Jeśli
sądzisz, że zapłacę ci za nadgodziny to się mylisz.- Powiedziała poważnym, choć
nie wrogim tonem. Daniel nawet się nie odwrócił i nie przestał wstukiwać coś w
klawiaturę.
- Szkoda.
Sądziłem, że coś wytarguje.- W końcu się obrócił. Na jego twarzy był szeroki
uśmiech. Nie spodobało jej się, że odruchowo chciała go odwzajemnić. Ani to, że
choć usilnie chciała go obrazić czy sprowokować nie udawało jej się to, bo po
nim zdawało się to spływać jak po kaczce.- Hm, co to kawa? Dałbym królestwo za
jeden łyk.
- Więc
będziesz musiał sobie zamówić w automacie. Ta jest dla mnie.- Skłamała.
-
Akurat. Ty nie lubisz czystej kawy.- A więc domyślił się prawdy. Zirytowało ją
to.
-
Polubiłam. Nocne zakuwanie na studiach było wtedy zdecydowanie efektywniejsze.
- A
właśnie. Nigdy cię o to nie zapytałem. Jak sobie tam poradziłaś ? Ukończyłaś je
z wyróżnieniem.
- Jak
to jak? Sypiałam z wykładowcami i dawałam w łapę.
- Daj
spokój, pytam poważnie.
-
Sugerując, że zrobiłam coś niemożliwego? Pytając o to to w sposób tendencyjny?
- Nie o
to mi chodziło.- Odpowiedział jej jednocześnie zamykając laptop i wstając z
krzesełka. To już był ich rytuał, że gdy Justyna zamierzała wychodzić z pracy
jako ostatnia (poza nim), przychodziła tu po niego. I wtedy razem wychodzili.
Lubił te momenty, a czasami wręcz ich wyczekiwał. Nie przyznawał się do tego
przed samym sobą, ale pracował tu tak późno właśnie po to. By zobaczyć jej
twarz. Choćby była poważna i wykrzywiona pogardą gdy na niego patrzy co jednak…zdarzało
się obecnie coraz rzadziej.- Miałem na myśli uczelnię i kierunek , bo jest dość
ciężki. No i nigdy raczej nie miałaś ambicji na to by się dokształcać.
-
Zrobiłam to dla Roxila: w końcu tylko on mi został. Dlatego teraz jest dla mnie
wszystkim. Poza tym…miałeś w tym swój udział. Chciałam udowodnić sobie i innym,
że jednak też coś potrafię.
- A więc
bardzo cieszy mnie to, że się do tego przyczyniłem.
-
Raczej nie powinno.- Oczywiście to wiedział, ale nie chciał dopuścić by teraz
wracali do przeszłości. Bo wtedy ta nić porozumienia znów pęknie. Tak jak
pękała zawsze ilekroć do tego wracał. Dlatego nie miał nawet okazji jej
odpowiednio przeprosić.- Powiedziałam to ironicznym tonem.
- Zdaję
sobie z tego sprawę .Wiesz, ja zamierzam zając się na poważnie programowaniem.
- Mało
mnie to interesuje, ale takt wymaga mi złożenia chociaż gratulacji.
- Dziękuję.
Chciałem jednak dodać, że stało się to dzięki tobie.
-
Doprawdy?
- Tak.
Powiedziałaś kiedyś, że jestem w tym dobry i powinienem zając się tym na
poważnie.
- Nie
przypominam sobie niczego takiego, ale znając bzdury jakie wygadywałam to jest
do mnie podobne.- Znów zręcznie wbita mu szpilka tylko go rozbawiła. Tyle, że
czuł w tych słowach ziarno goryczy. Dlatego odpowiedział jej poważnie:
- Nie
wygadywałaś bzdur. Po prostu byłaś szczera w tym co robiłaś i mówiłaś. Między
tymi dwiema płaszczyznami nie było żadnego rozdźwięku. Jeśli już miałaś do
powiedzenia coś co ci się nie podobało wolałaś raczej nic nie mówić. Pamiętasz
imieniny twojej koleżanki…tej Karoliny? Miała taką okropną sukienkę i…
- Dość.
Nie mam już ochoty o tym rozmawiać. Poza tym rzeczywiście masz rację: mówienie
prawdy dla kogoś takiego jak ty jest pewnie sporą trudnością, co?- Spytała
ironicznie, ale zanim zdążyła dać mu szansę na odpowiedź znaleźli się przy
głównym wyjściu. A gdy dodała: do widzenia, Danielowi nie pozostało nic innego
jak jej posłuchać. Jednak mimo niemiłego końca rozmowy był z niej zadowolony:
Justyna powoli czuła się przy nim swobodnie i otwarcie. Wiedział że jej się to
nie podoba: walczyła z tym co zdradzały nagłe huśtawki charakteru. Ale nie
potrafiła pokonać.
Gdy
znalazł się wreszcie w wynajmowanej kawalerce odetchnął z ulgą. Co prawda miał
jeszcze do zrobienia jeden zaległy komputer do naprawy, ale postanowił to
przełożyć na jutro. Od kiedy zaczął pracować w Roxilu dłużej, nie miał czasu na
prywatne dorabianie w domu. Zrezygnował więc z tego typu zleceń decydując się
tylko dokończyć te które już posiadał. Dlatego gdy ledwie dziesięć minut po
jego przyjściu usłyszał dzwonek do drzwi zrozumiał, że to właśnie klienta
przyszła odebrać swój egzemplarz. Niechętnie zwlókł się z kanapy.
- Dobry
wieczór panu.- Przywitała się uprzejmie. Była ładną, góra
dwudziestopięciolatką.
-
Witam. Zaraz przyniosę laptopa.
-
Wolałabym go najpierw sprawdzić.
-
Oczywiście, w takim razie zapraszam do mojego pokoju. Przepraszam za bałagan.
Ostatnio sporo pracuję i nie mam czasu na porządki.
- Nie
szkodzi.- Odpowiedziała mu. Nie był głupi: wyczuł w jej tonie flirciarski
nastrój, ale jakoś wcale nie miał ochoty odpowiadać w tym samym stylu. Łatwe
dziewczyny nigdy go nie pociągały. Musiały mieć klasę i inteligencje. Ta tutaj
wyraźne traktowała go jak przedmiot. A odkąd wynikła ta sytuacja z Justyną
Karczewską postanowił nigdy więcej z tego nie korzystać. Jeśli się zakocha, to
owszem: seks z miłości nie był przecież seksem z wyrachowania. Tyle, że jakoś
nie mógł się zakochać. Dlatego teraz grzecznie wyjaśnił kobiecie co było i nie
tak i co naprawił, a gdy wręczyła mu pieniądze podziękował i uprzejmie ją
wyprosił .Nie miał ochoty na niezobowiązujące numerki. A tym bardziej z jakąś
bogatą panienką w nadziei na oskubanie jej. Nigdy więcej.
W
niedzielę nie pracował w Roxilu, więc w zasadzie miał wolny dzień. W zasadzie,
bo Roman Karczewski wciąż nie dawał mu spokoju: wymyślił sobie nawet spotkanie.
Początkowo Wyrzykowski chciał je sobie odpuścić, ale uznał że z samej tylko
ciekawości powinien dowiedzieć się czego tamten chce chociaż doskonale się tego
domyślał. I nie pomylił się.
Ojciec
Justyny chciał go przekupić: na początku więc stosował perswazję. Potem gdy to
nie przyniosło rezultatów zaczął mu grozić, że go pogrąży. Spytał również jakie
ma plany wobec Justyny. A Daniel tylko dla samej frajdy odparł, że rozkocha ją
w sobie tak samo jak dawniej i nie pozwoli swojej przyszłej żonie na
utrzymywanie go czy pobłażanie w wydatkach. Gdy tamten zrobił się purpurowy na
twarzy zaczął się zastanawiać czy nie przesadził: Karczewski może przecież
zwiększyć teraz czujność a plan Justyny spali na panewce. Nie mógł się jednak
opanować. Ona nadal wierzyła ojcu co stanowiło w jego oku poważną drzazgę
której nie mógł usunąć. Nie po to w końcu zniknął z jej życia 3 lata temu by
teraz pozwolić by własny ojciec puścił ją z torbami. Na to nigdy się nie
zgodzi.
Jadąc
autobusem rozmyślał nad całą tą sytuacją. W pewnej chwili jednak pojazd
gwałtownie zahamował. Daniel stłumił przekleństwo cisnące mu się na usta.
Zdenerwowany odwrócił się w stronę okna i…zobaczył tam coś czemu nie mógł dać
wiary.
Za
wielką, przezroczystą szybą restauracji siedziała młoda dziewczyna: profil
miała całkiem ładny więc wnosił że taka jest pewnie i reszta. Jednak to nie ona
zwróciła jego uwagę, a towarzyszący jej mężczyzna.
Bo był
to Piotrek Jaszczur, chłopak Justyny. I okej, Daniel mógłby uznać to za
spotkanie przyjaciół, bo między Bogiem a prawdę nigdy go nie lubił a zachowanie
młodego studenciaka zawsze go irytowało. Był jednak pewny, że dziewczyna z
którą się spotkał była dla niego kimś więcej niż przypadkową osobą. I po raz
pierwszy żałował, że czerwone światło na szosie trwa za krótko. Teraz chciał by
trwało choć kilka sekund dłużej, by para gruchających gołąbków zrobiła coś co
definitywnie rozwiałoby jego wątpliwości. Niestety, już po chwili zielone
światło się zapaliło. A choć na najbliższym przystanku wysiadł i wrócił się pod
restaurację młodzieniaszków już nie było.
***
Roman
Karczewski był pewny, że jego plan się powiedzie: w końcu Jarek Wyrzykowski
wszystko świetnie zaplanował. Nie podobało mu się tylko jedno: fakt że ich
działania nie są do końca legalne. A on nie chciał iść do więzienia. Poza tym
choć wuj Daniela zapewnił go o całkowitej dyskrecji i powodzenia całej tej
akcji gdy Danielek znów pojawił się na scenie Karczewski zaczął się obawiać, że
Wyrzykowscy chcą go wykiwać. Nic sobie nie robił ze słów Jarka: tacy jak on są
wytrawnymi oszustami i świetnie potrafią kłamać tak że człowiek się nawet nie
zorientuje. A Daniel znów oczarował Justynę…
Roman
Karczewski uczył się na błędach dlatego teraz nie zamierzał biernie czekać na
rozwój sytuacji, zamierzał działać. Szybko przekonał się, że Piotrek będzie
idealną osobą do kierowania nim. Poza tym kochał Justynę co przemawiało za jego
korzyść więc jego córeczka też będzie szczęśliwa. Pozostawało więc tylko prawić
by młodzi jak najszybciej się zaręczyli i wzięli ślub zanim Daniel do reszty
zawróci jej w głowie. I uzyskać pełne zaufanie tego Jaszczura. Dodatkowo
Karczewski przez cały czas nastawiał córkę przeciwko Danielowi. Nieustannie
przypominał jej o przeszłości, o tym że nie raz słyszał plotki pracowników jak
za jej plecami się z niej śmieje, jak jemu samemu wyznał (to jedno było akurat
prawdą) że z łatwością może ją w sobie rozkochać. I z satysfakcją zauważał, że
to znakomicie działa. Na sam dźwięk jego imienia stawała się bardziej poważna i
nieprzystępna. A on gratulował sobie pomysłowości. W duchu śmiał się z
Wyrzykowskiego: 3 lata temu sądził, że Jarosławowi coś się pomieszało i jego
bratanek tak naprawdę nie kocha Justyny, ale teraz obserwując jego zachowanie
zaczynał w to wątpić. I bardzo go to bawiło: przecież wówczas z łatwością
mógłby ją zdobyć; teraz nie ma na to najmniejszych szans.
- Dzień
dobry panie Karczewski.- Usłyszał zatopiony w swoich myślach. Zgodnie z planem
w niedzielny wieczór umówił się z chłopakiem swojej córki.
- Witaj
Piotrze. Usiądziesz?
- Z
chęcią. Chciał mnie pan widzieć?
- Tak,
chciałem z tobą porozmawiać. Mam nadzieję, że moja prośba nie kolidowała ze
spotkaniem z Justyną?
- Ależ
skąd. Właściwie to ona cały czas pracuję. Dziś udało mi się lewie na kilka
godzin odciągnąć ją od pracy.
- To
dobrze. Miałem na myśli oczywiście wynikającą z tego możliwość naszego
spotkania. Ale najpierw: napijesz się czegoś?- Po wstępnie wymienionych
uprzejmościach Roman od razu przeszedł do rzeczy. – Chodzi mi o Justynę i
ciebie. Jakie masz wobec niej zamiary?
- To
znaczy?- Spytał tamten ostrożnie.
- To
znaczy czy traktujesz się poważnie.
-
Oczywiście.- Padła natychmiastowa odpowiedź.
- Świetnie.
W takim razie sądzę, że powinniście to jakoś uwiarygodnić.
- Pan
wybaczy, nie bardzo rozumiem.
- To
proste: zaręczcie się. Jesteście młodzi, zakochani a dzięki Roxilowi również
bogaci. Poza tym dzięki temu szybciej bo już teraz będę mógł wprowadzić cię w
tajniki zarządzania takim imperium. A wierz mi, że to nie łatwe.
-
Domyślam się. Tyle, że nie wiem czy nie jest na to za wcześniej. My znamy się z
Justyną tylko 7 miesięcy.
- I
dobrze. To właściwy okres by się poznać. Poza tym ja mówię tylko o zaręczynach,
ślub może się odbyć za powiedzmy dwa lata.
- Ale
nie jestem pewny. To ledwie pół roku…
-
Piotrze, jeśli mogę ci dać radę: moja córka jest bardzo konkretna. Jeśli z tobą
jest to znaczy że cię zna i ci ufa. Poza tym Daniela znała jeszcze krócej i była
gotowa wyjść za niego za mąż.
-
Jakiego Daniela?
- Jej
byłego narzeczonego, nie mówiła ci o nim? Och, wiesz to trochę smutna historia,
w dodatku wydarzyła się prawie trzy lata temu i właściwie nie warto o niej
mówić, ale jako jej przyszły mąż chyba powinieneś o tym wiedzieć.- Z
rozbawieniem obserwował konsternację Piotrka. Czasami tak mało wystarczy by
wzbudził w kimś zazdrość i popchnąć do działania. Kto wie: może sam studencik
pomoże mu pozbyć się z gry Wyrzykowskiego?
***
W
poniedziałek po pracy, którą dziś kończyła kwadrans po siedemnastej nadeszło do
długo oczekiwanego przez wielu wydarzenia. A mianowicie spotkania twarzą w
twarz między Danielem a Piotrkiem. Niestety, tylko bardzo nieliczna część
pracowników firmy miała okazję być świadkiem ich kłótni, bo pozostali skończyli
pracę o czwartej i od razu udali się do własnych domów. Potem jednak srodze
tego żałowali. Wszystko zaczęło się jednak dość niewinnie: Justyna wychodziła z
biura razem z Wyrzykowskim oraz Grześkiem który mimo urlopu postanowił wpaść do
Roxila by dowiedzieć się jak przebiega oczyszczanie zawirusowanych laptopów.
Przed wyjściem czekał już Jaszczur.
-
Piotrek? A co ty tu robisz?- Spytała go wówczas zaskoczona Karczewska.
- Jak
to co? Muszę mieć powód by przyjechać po swoją dziewczynę?- Dwa ostatnie słowa
wyraźnie podkreślił, więc nawet gdyby nie patrzył gniewnie na Daniela i tak
wszyscy mogliby domyślić się skrywanej aluzji.
-
Oczywiście, że nie. No cóż, w takim razie dziękuję. Do widzenia chłopaki.-
Zwróciła się do Malinowskiego i Wyrzykowskiego idąc w stronę Piotra.
- Nie
tak szybko. Chciałbym zamienić kilka słów z twoim byłym narzeczonym.- Słysząc
to Justyna zorientowała się, że coś jest nie tak. Jej zwykle radosny chłopak
wyglądał na niezwykle wściekłego. I skąd w ogóle wiedział o niej i Danielu?
- O
czym ty mówisz?
-
Raczej o kim. Mam na myśli jego.- Wskazał dłonią na Wyrzykowskiego. – Czemu mi
o nim nie powiedziałaś?
- Bo po
prostu uznałam to za mało ważne.
-
Doprawdy? Fakt, że planowałaś ślub a więc związek na całe życie z kimś innym
wydawał ci się błahy?
-
Piotrek, stoimy prosto przed kamerą i jesteśmy w publicznym miejscu.
Porozmawiamy o tym w domu.
- O
nie, załatwimy wszystko od razu.
- W
takim razie lepiej będzie jeśli z Danielem sobie pójdziemy.- Wtrącił się
Grzesiek.
- Nie, on
ma zostać.- Oznajmił Jaszczur. Potem zwrócił się do swojej dziewczyny.- Chcę by
wyniósł się z twojego życia.
-
Piotrek, to stało się już dawno. Teraz Daniel jest tylko moim pracownikiem.
- Skoro
tak, to go zwolnij.
- Nie
bądź śmieszny.
-
Wyglądam na rozbawionego?
- Nie,
ale…
-…no
właśnie. Poza tym nie widzę w mojej propozycji niczego zabawnego.
- A
więc nie ufasz swojej dziewczynie?- Spytał go retorycznie Daniel. Zrobił to
jednak tylko dlatego, iż miał nadzieję że tamten zrobi z siebie jeszcze większego
durnia.
- Nie
wtrącaj się!- Warknął na niego Piotr. Przez moment obaj mierzyli się wzrokiem.-
Już ja wiem co z ciebie za ziółko: wiem jak trzy lata temu pogrywałaś sobie z
uczuciami Justyny. Ale po raz drugi nie pozwolę ci jej oszukać. Nie masz nawet
szans na to by zakochała się w tobie ponownie.
- Skoro
jesteś tego taki pewny to czemu chcesz się mnie pozbyć? A może jednak się
trochę boisz, co?
- Zaraz
zetrę ci tę twoją szczęśliwą minkę na gębie.- Piotr szybkim ruchem zbliżył się
do Daniela i z pięści uderzył go w twarz aż tamten upadł. Z nosa zaczęła
cieknąć mu stróżka krwi.
-
Zapłacisz mi za to studenciku. Już wkrótce.- Odezwał się spokojnie Wyrzykowski podnosząc
się z ziemi i ocierając wierzchem płynącą krew przez co groźba wydała się dużo
bardziej niebezpieczna.- Chociaż nie…wiesz co? Zamierzałem to zrobić na
osobności, ale skoro ty wolisz publicznie, to proszę bardzo. Może wyjaśnisz
swojej dziewczynie kim była ta kobieta z którą spotkałeś się wczoraj koło
południa w restauracji?
-
Słucham?
- No,
jestem pewien że doskwiera ci tylko głupota a nie głuchota. Pochwal się
Justynie. A może zapomniałeś jej o tym powiedzieć?
- Nie
mam pojęcia o czym mówisz.
-
Czyżby?- Drążył Daniel. Do tej pory jeszcze miał jakieś wątpliwości, ale teraz
całkowicie zniknęły. Bo skoro dziewczyna z którą się spotkał byłaby w
rzeczywistości jego przyjaciółką to nie wypierałby się spotkania tylko
spokojnie wszystko wytłumaczył. Ale Piotruś nie zrobił tego. Żałosny typ.
Wyrzykowski wpadł we wściekłość: Jaszczur był tak potwornym hipokrytą że on sam
nie mógł się z nim równać. Przecież właśnie w tym momencie oskarżał go o zabawę
uczuciami Justyny podczas gdy on robił dokładnie to samo. – Mam ci przypomnieć
jej wygląd proszę bardzo: szczupła brunetka, włosy do ramion, lekko kręcące
się. Ubrana w zieloną sukienkę lub spódnicę: nie miałem okazji dobrze się
przyjrzeć.
-
Świetnie, sądzisz że tymi marnymi kłamstwami zasiejesz w Justynie wątpliwości,
że dzięki temu na nowo zdobędziesz jej uczucie? W takim razie dalej: daj popis
swojej wyobraźni.
-
Dobrze wiesz, że mówię prawdę.
- Widocznie twoja prawda to coś innego niż
prawda ogólnie rozumiana. Radzę ci: wynoś się stąd i z życia mojej dziewczyny.
-
Jesteś gorszym śmieciem ode mnie!- Krzyknął Daniel gdy zauważył że tamten
oddala się z lekko zszokowaną tym wszystkim Justyną.- Ja przynajmniej
potrafiłem przyznać się do oszustwa!- Westchnął i spuścił głowę próbując się
uspokoić choć wewnętrznie aż kipiał.
- Choć
ze mną na parking. W samochodzie mam apteczkę. Musisz jakoś zatamować to
krwawienie.- Z tego wszystkiego zapomniał o Grześku który teraz oferował mu
pomoc.
- Nie
trzeba, poradzę sobie.
- Daj
spokój, nie zgrywaj macho. Ten młokos nieźle ci przywalił. – Wolno, bez słowa
zaczęli iść w pożądanym kierunku. Potem Malinowski wyjął z niewielkiego pudełka
chusteczki. Podał całe opakowanie Danielowi.
-
Trzymaj.
-
Dzięki.- Choć Wyrzykowski miał nadzieję, że po tym Grzesiek odjedzie tamten nie
zrobił tego. Spojrzał na niego z pytaniem w oczach.- Chciałeś coś ode mnie?
- Chcę
wiedzieć czy mówiłeś prawdę o Piotrze Jaszczurze czy powiedziałeś o jego
spotkaniu z jakąś dziewczyną tylko po to by go rozwścieczyć.
- A
uwierzysz mi jeśli powiem, że to prawda?
- Nie
wiem, przekonaj mnie.- Daniel uśmiechnął się cynicznie. Po raz pierwszy poczuł
palącą go bezsilność: Justyna mu nie uwierzyła: widział to w jej oczach a co
zrobi jej przyjaciel? Przecież Grzesiek nie cierpiał go już wtedy, prawie 3
lata temu. Co z tego, że kilka tygodni temu zaufał mu w sprawie intrygi jego
wuja? Poza tym nie przejawiał do niego zbytniej sympatii.- No? Więc przyznajesz
że kłamałeś?
- Nie,
ale nie mam na to żadnych dowodów.- Po krótce opowiedział jak doszło do tego że
go wczoraj zobaczył.
- A
jesteś pewny, że to było on?
-
Jasne, że tak.
- Ale
mówiłeś, że widziałeś go tylko profilem. W dodatku przez mniej niż 5 sekund.
- Wiem,
ale to był on: Piotr. Nie mówiłbym tak gdyby tak nie było.
-
Trudno mi w to uwierzyć: to chłopak idealny dla Justyny. Znam go trochę:
kilkakrotnie odwiedzali mnie nawet z Justyną i miałem szansę z nim porozmawiać.
Nie wydaje mi się, żeby był interesowny.
-
Może.- Daniel zacisnął zęby.- Ale jest gorszym oszustem ode mnie. Gdyby tak
dziewczyna była jego przyjaciółką lub znajomą mógłby się przecież chociaż
przyznać, prawda?
- Jeśli
to był on.
- Nie
wierzysz mi prawda?
- Nie,
ale czasami prawda leży po środku.
- To
znaczy?
- Może
odebrałeś tę sytuację nie tak jak powinieneś.
-
Mówiłem ci, że gdyby Piotrek nie miał niczego na sumieniu to przyznałby się do
tego spotkania.
- Więc
może miał ku temu powód?
- Niby
jaki? Nie rozumiem jak możesz tego nie widzieć.
- Po
prostu wolę nikogo nie oczerniać zanim nie udowodnię jego winy.
-
Jasne.- Powiedział sceptycznie Daniel.- I wiesz co? Nawet ci się nie dziwię, że
mi nie ufasz.- Wyrzykowski odszedł a Grzegorz wciąż go obserwował. Sam nie
wiedział już komu i w co wierzyć. Dawniej nienawidził Daniela uważając za kogoś
bez skrupułów, ale teraz przecież pomagał Justynie z własnej woli. Przecież
mógłby skontaktować się z jej ojcem i za pieniądze wyznać to teraz robi, a on
tego nie zrobił. Inna sprawa, że Justyna skreśliłaby go definitywnie ale co by
go to obchodziło skoro miałby upragnione pieniądze? W dodatku jego twarz…był
pewny że to była bezsilność: bezsilność spowodowana faktem, że nikt mu nie
uwierzył. W końcu jak można wierzyć oszustowi? Tyle, że…no właśnie: Grzesiek miał
co do tego pewne wątpliwości.
***
Wracając
do mieszkania z Piotrkiem Justyna była zbita z tropu: Daniel zasiał w niej małe
wątpliwości. Dlatego dyskretnie spytała swojego chłopaka o jego rzekome
spotkanie. Jednak tylko go tym zirytowała: powiedział nawet że bardziej ufa
Wyrzykowskiemu niż jemu: i miał rację, bo przez moment mu wierzyła. Tak jak
dawniej. I znów dała się oszukać.
Ojciec
od jakiegoś czasu dzwoniąc do niej pytał o Wyrzykowskiego: namawiał i
perswadował by go wyrzuciła z pracy, by nie niszczyła związku z tak wspaniałym
chłopakiem jak Piotr. Ale tego się spodziewała: w końcu musiał przekonać ją
jaki to z niego oszust i karierowicz- inaczej mógłby pokrzyżować jego plany .
Mówił więc o tym jak za jej plecami się z niej śmieje, jak planuje na nową ją
rozkochać, jak się z nim spotyka by wyłudzić od niego pieniądze. Naturalnie w
to nie wierzyła: zwłaszcza w to ostatnie. Daniel udowodnił już swoją lojalność.
Dlaczego więc skłamał o Piotrku?
-
Justyna, przyszedł Wyrzykowski.- Usłyszała przez megafon głos Jastrzębskiej-
Chce z tobą porozmawiać.- O wilku mowa, pomyślała Karczewska.
- W
takim razie go wprowadź.- Przez minutę którą miała do jego przyjścia ułożyła
dokumenty w zgrabny stosik. Potem w napięciu oczekiwała. Czy chciał ją
przeprosić za wczorajsze kłamstwo? A może jednak przekonywać że to prawda?
-
Cześć.- Usłyszała po chwili.
-
Witaj. Chciałeś się ze mną spotkać.
- Tak.-
Potwierdził. Dyskretnie spojrzała na jego nos zauważając, że nie jest nawet
silny. Widocznie Piotr nie zranił go aż tak bardzo. Gdy cisza między nimi się
przedłużała spytała:
- Więc?
- Z tym
Jaszczurem łączy cię coś poważnego? Kochasz go?
- Nie
rozumiem co to za pytanie.
-
Proste. Tak lub nie?
-
Daniel, jeśli chcesz roztrząsać moje uczucia to lepiej wyjdź. Sądziłam, że
chcesz porozmawiać o twojej pracy.
- To
też, ale przede wszystkim chce rozmawiać o nim.
-
Dlaczego?- Wstała.- Czemu znów chcesz go oczerniać?
- Nie
oczerniłem go wczoraj. Powiedziałem tylko prawdę.
-
Jasne. Skoro tak to możesz już wyjść.
-
Justyna, ten facet cię oszukuje. Widziałem go z jakąś laską, rozumiesz? Gdyby
to była jego przyjaciółka to by się do tego przyznał.
-
Kazałam ci chyba wyjść. Nie będę słuchać tych wierutnych bzdur.
- Mówię
prawdę do cholery!
- Nie
podnoś na mnie głosu.- Powiedziała sztywno.
- Więc oprzytomnij. On nie jest ciebie wart.
-
Oczywiście masz na to dowody, prawda?
- Nie,
ale uda mi się je zdobyć jeśli tylko poczekasz.
-
Więc…jak domyśliłeś się prawdy co? Poznałeś po zachowaniu, które dawniej
stosowałeś? Po sztuczkach?
-
Możesz mnie obrażać ale to nie zmieni faktu, że ten facet do dupek.
- To ty
mnie obrażasz sugerując coś takiego. Spotkałam w końcu mężczyznę który potrafi
mnie docenić, dla którego nie jestem tylko głupią lalką wypchaną pieniędzmi a
tobie to nie pasuje? Dlaczego?
- Bo
chcę twojego dobra. Wiem, że kiedyś zachowałem się nagannie i nigdy mi tego nie
wybaczysz, ale uwierz mi: zmieniłem się.
-
Świetnie. Wybacz jednak, ale altruizm i ty to coś jak woda i ogień.
-
Sądzisz więc, że co? Że nadal mam ochotę na twoje pieniądze?
- A tak
nie jest?
- Do
diabła, oczywiście że nie. Już dawno mnie one nie obchodzą.
- O ile
pamiętam kiedyś były najważniejszą rzeczą w twoim życiu.
- Ale
teraz nie są. Zmieniłem się: zmieniłem swoje życie. Nie jestem już taki jak
dawniej.
-
Ludzie się tak łatwo nie zmieniają.
- Nie?
Tobie to wyszło wspaniale: nowa fryzura, ciuchy, piorunujące spojrzenie, chłód
w oczach, poważny wyraz twarzy. Istna królowa śniegu.
- Boli
cię to, że nie jestem już taka głupia i naiwna co?- Zrobiła parę kroków w jego stronę i zaśmiała mu się w twarz.- Nie
spodziewałeś się z tego, że biedna Justysia stanie się groźnym przeciwnikiem.
Miałeś nadzieję, że uda ci się mnie w sobie rozkochać tak łatwo jak dawniej.
- Już
mówiłem że nie.
-
Jasne, dlatego teraz zmieniłeś taktykę i próbujesz odsunąć ode mnie Piotrka.
Tylko naprawdę sądzisz, że wtedy do ciebie wrócę by przepiać całe udziały?
Nawet ja nie jestem taka naiwna. Trzy lata temu ledwie ci się udało to
osiągnąć, ale teraz…- Jej pogarda bardzo go ubodła i zezłościła. Nie mógł więc
powstrzymać się przed zastosowaniem tej samej sztuczki.
-
Ledwie? O ile pamiętam już miałaś gotowe podpisane oświadczenie. Udziały byłyby
w moich rękach gdyby…
-…gdybym
nie przejrzała twojego oszustwa.
-
Niczego nie przejrzałaś. Doskonale wiesz, że gdybym chciał przeprosiłbym cię a
tym byś mi wybaczyła. Kochałaś mnie i nie miałaś pojęcia jaki jestem.-
Odpowiedział jej sarkastycznie zdenerwowany jej oskarżeniami. I choć wiedział,
że miała rację nie mógł słuchać ze spokojem jakim był dupkiem.
-
Mylisz się.- Skłamała.- Nie wybaczyłabym ci, bo odkąd poznałam prawdę
znienawidziłam cię całym sercem. I nawet po latach ci tego nie darowałam,
słyszysz? Dla mnie zawsze pozostaniesz oszustem i naciągaczem. Dam ci jednak
dobrą radę: skup się lepiej na tych swoich panienkach które odwiedzają cię
wieczorem w mieszkaniu.
- O
czym ty mówisz?
-
Zaskoczony, że o tym wiem? Już ci mówiłam, że nie jestem taka naiwna.
Sprawdziłam cię: wiem o twoich wieczornych…nazwijmy to „randkach” trwających
zaledwie pół godziny a czasami trochę mniej. I wiesz co? Jestem pod wrażeniem
twoich umiejętności.
- Nie
jestem dziwką!
-
Jasne, bo tylko kobieta może się puszczać: facetowi rośnie prestiż prawda?-
Patrzył w jej gniewne, pełne pogardy spojrzenie i coś się w nim złamało. Miała
rację: jego życie było żałosne, a każde oskarżenie w jego odczuciu było jak
porządny policzek. Tylko, że te słowa…nie mogła ich wypowiedzieć Justyna. Nie
jego słodka i niewinna narzeczona której uśmiech sprawiał, że dzień wydawał mu
się być lepszy. I nagle dotarło do niego, że ona rzeczywiście się zmieniła. Nie
tylko zewnętrznie: nie tylko na pokaz jak do tej pory sądził, ale w środku, w
głębi swojego serca. Dawna Justyna nie powiedziałaby mu tego co mówiła ona,
dawna Justyna nie sugerowałaby czegoś w tak wulgarny sposób. Zastosowałaby
najdelikatniejszy eufemizm albo wolała zamilknąć niż wdawać się w starcie. Jaki
głupi był do tej pory by sądzić że to co jej zrobił może zostać zapomniane: to
zawsze będzie stało na ich drodze niczym drewniana drzazga tkwiąca w ranie. A przede wszystkim był królem głupców sądząc,
że ona nadal coś do niego czuje. – Czyżbyś poczuł się urażony?
- Ależ
skąd.- Odparł wyrywając się z własnych myśli. Potrząsnął głową uśmiechając się
ironicznie.- W końcu męska dziwka nie ma sumienia, tak właśnie myślisz?
- A
więc się przyznajesz?
- Do
czego?- Westchnął ciężko. Poczuł się tak jakby miał sto lat.- Do kłamstw na
temat twojego chłoptasia? Nie. Powiedz mi tylko jedno: czy to on ci to wszystko
o mnie powiedział?
- Nie,
teraz umiem myśleć już sama. Nikt nie musi mówić mi co mam zrobić czy
powiedzieć.
- Tak
myślałem. W takim razie bardzo mi
przykro.
-
Tobie? A niby dlaczego?
- Bo mi
cię żal, naprawdę. Dawniej choć może i żyłaś w swoim własnym świecie ale mimo
wszystko umiałaś czerpać z tego radość. Teraz obrzucając mnie błotem czerpiesz
z tego satysfakcję.
-
Odwracasz kota ogonem.
- Wcale
nie. To ty to robisz. Mówisz, że zmieniłaś się przeze mnie, że zmieniłaś się
dla siebie i Roxila. Pomyślałaś jednak w co?
-
Doprawdy, niezmiernie mnie bawisz. Więc teraz to ja jestem czarnym charakterem?
Poczułeś się urażony? W takim razie bardzo mi przykro.- Powiedziała tonem
sugerującym coś wręcz przeciwnego. Zaraz potem dodała: - Pomyślmy jednak w co
się zamieniłam. W osobę pewną siebie i potrafiącą poradzić sobie z ludzką
zawiścią i zazdrością, w kobietę stanowczą która umie walczyć o swoje i bronić się
sama. Czy nie tego właśnie chciałeś? Przecież właśnie to powiedziałeś mi trzy
lata temu dokładnie w tym gabinecie, pamiętasz? Życie nie jest takie piękne,
nie umie odróżnić przyjaciół od wrogów…Więc teraz to do cholery robię. Uczę
się, że ludziom nie można ufać a osoba którą kochasz najbardziej może ci wbić
nóż w plecy.- Gardziła sobą za to, że przy ostatnim zdaniu ton głosu jej się
załamał, ale nie mogła nic na to poradzić.- Tak więc reasumując…nie, nie
żałuję. Wolę być zimną suką bez serca niż niewinną dziewczynką którą każdy
wykorzystuje. Nie będę już głupią i naiwną Justyną, rozumiesz? Nigdy więcej.
Nie poniżę się tak jak dawniej.- Słysząc to Daniel poczuł się tak jakby dostał
cios prosto w splot słoneczny: był oszołomiony i pełen niedowierzania. Nie mógł
dać wiary w to, że tamtej Justyny już nie ma. I to przez niego. Być może
dlatego zrobił coś czego absolutnie się po sobie nie spodziewał: z twardo
wbitym w nią spojrzeniem odpowiedział jej tak samo gniewnie:
- Tak,
byłaś głupią i naiwną dziewczyną. Ale byłaś moją głupią i naiwną Justyną. Moją!-
Zaraz potem ją pocałował. Sam nie rozumiał dlaczego, nie wiedział po co to robi
ani nawet do końca w to nie wierzył. Uległ jednak temu szalonemu impulsowi.
Pocałunek wcale nie był miły i delikatny; w niczym nie przypominał tych
nieśmiałych zetknięć ich warg których wymienili całą masę w przeszłości. Ten
był pocałunkiem namiętnym w których ich języki splątały się ze sobą a oddech
zmieszał. W którym krew Daniela zapłonęła ogniem a ciało pożądaniem. Ręce same
ześlizgnęły mu się z jej głowy na kark a potem ramiona: zaczął pieścić jej
plecy zdziwiony tym że nie czuje tak jak dawniej zarysu żeber i kręgosłupa. Ale
jej ciało choć wciąż było szczupłe to jednak straciło dawną kościstość i
kanciastość. Było łagodnie zaokrąglone we właściwych miejscach co przyprawiło
go o zawrót głowy. Miał ochotę na więcej: na to by ją dotykać i pieścić tak jak
nigdy tego nie robił. Na to by odpowiedziała mu z taką samą pasją jaką on czuł.
-
Puszczaj!- Usłyszał jej syknięcie po czym poczuł bolesne pulsowanie prawego
policzka. Odruchowo przyłożył do niego dłoń i na nią spojrzał. Była
zarumieniona: oddychała ciężko a z oczu sypały jej się iskry. Pomyślał, że
jeszcze nigdy nie wyglądała tak pięknie.
-
Przepraszam.- Odpowiedział cicho wciąż wracając do równowagi.
- Mam
gdzieś twoje przeprosiny. Wynoś się z mojego biura i wracaj do pracy. I dobrze
ci radzę nigdy więcej nie powtarzaj tego co zrobiłeś bo następnym razem nie
będę taka miła jasne? Gdybym nie potrzebowała twojej pomocy jako fachowca
wyrzuciłabym cię z tego budynku już w tej chwili.
-
Przepraszam- Powtórzył robiąc krótką pauzę na wzięcie głębokiego wdechu-.
Justyna ja...
- Dla
ciebie jestem od tej chwili panią prezes.
- Do
cholery, przestań. Przestań udawać. Przecież nadal coś do mnie czujesz, prawda?
- Nie,
kocham Piotrka. Dotarło? A nawet gdybym go nie kochała to nie powtórzyłabym
historii z tobą. Uczę się na błędach. – Dodała jeszcze
zanim wyszedł. A gdy to zrobił bezwładnie usiadła na podłodze. Potem dotknęła
dłonią swoich ust. Nie musiała patrzeć w lustro by wiedzieć, że są powiększone
od pocałunku Daniela; nie musiała widzieć wyrazu swoich oczu by wiedzieć że
sprawiają wrażenie nieprzytomnych; nie musiała widzieć własnych rąk by wyczuć
ich drżenie…spuściła głowę przymykając powieki i próbując się uspokoić.
Nadaremnie jednak, bo wciąż nie mogła zapomnieć o zachowaniu Wyrzykowskiego, o
jego języku w jej ustach o rękach błądzących po jej ciele. Nigdy tak jej nie
całował. Nigdy nie spowodował, że nie mogła utrzymać się na nogach a w głębi
siebie poczuła prawdziwe pragnienie. Dawniej uwielbiała jego delikatne niczym
pieszczota pocałunki ale po tym stwierdziła że nie miała pojęcia co to burza
zmysłów i to uporczywe pragnienie.
Pomyślała
o Piotrku i poczuła wyrzuty sumienia. Jak mogła pozwolić na coś takiego? I to
komu: komuś kto już dawniej zakpił z jej uczuć? Kto ją porzucił? Kto nawet
kilka minut temu orzekł, że jest godna pogardy bo zachowuje się jak pieprzona
królowa śniegu! Roześmiała się lekko histerycznie. Pocałował ją po to by ją
ukarać a dla niej było to najbardziej fascynujące przeżycie erotyczne w całym
jej życiu. Była żałosna. Znowu.
I znowu
przez niego.
Wstała
z podłogi, a potem uspokoiwszy się trochę poszła do łazienki. A on jeszcze na
koniec tak pewny siebie chciał by przyznała się, że go kocha. Niedoczekanie,
pomyślała. Potem popełniła jednak ten błąd, że spojrzała w swoje odbicie. I
zrozumiała coś czego nie chciała przyznać nawet przed samą sobą: kochała
Daniela Wyrzykowskiego. Mogła sobie wmawiać, że go nienawidzi i nie znosi, że
chce by jak najszybciej opuścił jej życie ale to tylko kolejne z sieci kłamstw
którymi otaczała się przez trzy ostatnie lata w swoim życiu. I choć wiedziała jaki jest
naprawdę, choć przekonała się o jego małostkowości, egoizmie i chęci posiadania
pieniędzy to nadal jak głupia pchała się do ognia.
- Nie
miałeś racji, Danielu.- Wyszeptała cicho do swojego odbicia.- Nic się nie
zmieniłam. Nadal jestem tą samą zadurzoną w tobie idiotką.- Poczuła jak
pierwsza łza skapuje na jej policzek. Nie starła jej jednak, tak jak i
kolejnych. Płakała bezgłośnie pozwalając sobie na to po raz ostatni przez
niego. Bo jutro nawet przed samą sobą nie przyzna się do własnych uczuć. I znów
zmieni w królową śniegu.
Oby jak najszybciej dowiedziała się że piotrek ja zdradza a do Daniela przychodzą kobiety po laptopy ;-)
OdpowiedzUsuńAleż się cieszę, że wróciłaś z nowym opowiadaniem i to tak fajnym! :)
OdpowiedzUsuńNiech Daniel przekona w końcu Justynę o swoich uczuciach :)
Pozdrawiam, Kinga :)