– Ania
ja... ja nie wiem od czego zacząć.- Paulina ciężko westchnęła.
– Może
najlepiej od początku. Skąd znasz mojego chłopaka?- Spytałam oskarżycielskim tonem.
– Widzisz
ja...ja trochę cię okłamałam.
– Tego
zdążyłam się już domyśleć. Ponawiam pytanie: skąd znasz Tomka i Kamińskich?
– Ja
jestem Babecka z... no wiesz, tych Babeckich.
– Nie,
nie wiem. Powinnam cię znać?
– W zasadzie
to nie.
– Więc
czemu mówisz tak jakbym miała cię znać?
– Bo
moim rodzice są właścicielami połowy piekarni w mieście i większość osób
kojarzy chociaż moje nazwisko.
– No
tak. Bar- bec.- Powiedziałam recytując nazwę sieci najbardziej popularnych
sklepów.- Jak mogłam się nie domyśleć.- Paula skrzywiła się jakby z żalem.
– Nie
mogłaś. W końcu dlaczego ktoś taki jak ja miałby starać się u ciebie o pracę?
– No właśnie. Dlaczego?
– No cóż, ja... ja miałam powód.
– Jeśli
jeszcze raz rozpoczniesz w ten sposób zdanie to chyba własnoręcznie wyleję ci
ten biszkopt na głowę.
– Przepraszam. Widzisz ja... Och, no tak
miałam tego nie robić, ale...
– Paula, możesz mówić wprost?
– Widzisz,
ja miałam dość już rodziców i tego całego bogactwa. Wiesz, chcieli mnie
zaręczyć z jakimś przygłupem, wyobrażasz sobie? I to tylko dlatego, że jest
bogaty i wpływowy. Wiesz to Marciniak, ten od patentu na...
– Nie
obchodzi mnie to.- Przerwałam jej niegrzecznie.- Skąd znasz Kamińskich?
– My
obracaliśmy się w podobnych środowisku. Ojciec Tomka zna się z moimi rodzicami
i czasami zaprasza ich na jakieś bankiety. To wszystko. Naprawdę nie ma nic
więcej. No i był taki epizod, że pan Władysław chciał swatać mnie z Krzyśkiem,
ale z Tomkiem nic mnie nie łączyło. Przysięgam.
– Więc czemu od początku mi nie powiedziałaś,
że go znasz?
– Bo nie wiedziałam kim jesteś. Przecież nie
mówiłaś mi jak nazywa się twój
narzeczony:
dopiero kilka dni temu udało mi się skojarzyć fakty gdy powiedziałaś o
rodzeństwie Tomka: Mai i Krzysztofie. Uznałam, że to nie mógłby być przypadek.
– Właśnie.
Więc czemu nie wyznałaś mi prawdy?
– Nie
wiem. Po prostu bałam się, że możesz zmienić o mnie zdanie. No wiesz, bogata
rozpieszczona pannica próbuje sama zakosztować prawdziwego życia i trudu
zarabiania na siebie.
– A nie
jest tak?
– Jasne,
że nie. Naprawdę mam już dość rodziców. Nie wiesz jak to jest gdy jesteś dla
nich tylko rzeczą służącą do poprawienia pozycji społecznej. Dlatego uciekłam.
Uciekłam i postanowiłam radzić sobie sama.- Zrobiła krótką pauzę.- Tak bardzo zależało mi na
tej pracy, Ania. I nadal zależy.- Zapewniła żarliwie- Pozwól mi
nadal tu pracować, a obiecuję że znów będę dawała z siebie wszystko. Nie
będziesz żałować. Tylko daj mi szansę.
– No nie
wiem. A co jeśli twoi rodzice się zorientują?
– Nie
mają pojęcia gdzie pracuję. Gdy zerwałam zaręczyny mają mnie gdzieś.
– Więc
gdzie mieszkasz?
– W
wynajętym domu. Zanim się wyprowadziłam podwędziłam im z konta kilkanaście
tysięcy.
– Boże...
– Ania,
proszę. Nie zwalniaj mnie. Jeśli odejdę nikt inny mnie nie zatrudni. Ja
studiuję na czwartym roku.
– I nie chodzisz na zajęcia?
– I tak niedługo sesja.
– Właśnie.
– Dam
sobie radę. Gdy tylko wracam do domu zakuwam. Nie opuszczę żadnego dnia.
– Nawet egzaminu?- Spytałam sceptycznie.
– No,
może oprócz tego. A zresztą…na prywatnej uczelni wszystko jest możliwe. Ale nawet
jeśli to wszystko odrobię.- Obiecała kładąc sobie dłoń na sercu.- Przysięgam.
Proszę. Jeśli trzeba będzie to będę cię nawet błagać.
– Nie
trzeba. I tak doskonale wiesz, że znajduję się w patowej sytuacji i nie mogę
liczyć na inną pomoc.- Westchnęłam ciężko.- Ale to nie znaczy, że nie będę się
za nią rozglądać.
– Och,
dziękuję.- Pocałowała mnie w oba policzki mocno ściskając.- Na pewno nie
pożałujesz.
– Mam
nadzieję.- Odparłam.- A teraz skoro już to sobie wyjaśniłyśmy to zmykaj do
domu. Jutro chciałabym z tobą porozmawiać.
– O Tomku, tak?- Domyśliła się.
– Tak.
– Możemy to zrobić teraz jeśli chcesz. Choć w
zasadzie to niewiele o nim wiem.
– Jak długo go znasz?
– Poznałam
go zaraz po liceum. Nie zrobił na mnie najlepszego wrażenia: wiesz, panoszył się
jak jakiś najwspanialszy facet pod słońcem, a każde jego spojrzenie mówiło... o
Boże, to znaczy...
– Nie musisz się przy mnie krygować. Wiesz
doskonale, że niewiele wspominał
mi o
swojej przeszłości. Chcę znać jak najwięcej faktów.
– Wiem, ale nie znam go z najlepszej strony.
– Jest podrywaczem?
– Tak. To znaczy był. Nie wiem jak zachowuje
się teraz.- Poprawiła się.
– A co łączy go z Iloną?
– No oni
spotykali się kilkanaście miesięcy. Zarówno rodzina Olkowskich jak i Kamińskich
była zadowolona z tego związku licząc w przyszłości na mariaż, ale potem oni
zerwali. Po jakimś czasie wrócili do siebie i ta sytuacja powtórzyła się kilka
razy.- A więc zawsze do niej wracał, pomyślałam sobie starając się ignorować
ból w sercu. Na dodatek domyślałam się co robił w przerwach. Podrywał inne
dziewczyny. Takie naiwne jak ja.- Ale nie sądzę, żeby ją kochał. Zwłaszcza
teraz mając ciebie.
– Oszczędź
mi tych pochlebstw.- Powiedziałam tylko zmieniając zdanie. Chyba jednak nie chciałam wiedzieć nic więcej o
Tomaszu. Najpierw powinien odzyskać pamięć. Dopiero potem będzie mi się ze
wszystkiego tłumaczył.
– To nie
są pochlebstwa.- Zaprotestowała.- Naprawdę uważam, że on cię kocha i będziecie
ze sobą bardzo szczęśliwi. Tylko niech no odzyska pamięć.
– Ja też
mam taką nadzieję.- Wstałam z krzesełka.- No cóż, na razie to wszystko. Wracaj do domu, a ja dokończę biszkopt. Jeszcze prawie
nic nie uszykowałam na jutrzejszą sprzedaż.
– Naprawdę
cię podziwiam. I jeszcze raz dziękuję.- Paulina szybko narzuciła na siebie
płaszczyk. Jednak tuż przed wejściem się zatrzymała.
– Coś
nie tak?- Spytałam ją.
– Nie.-
Pokręciła głową z jakimś nerwowym śmiechem.- Tylko... uważaj na jego ojca. To
nie jest dobry człowiek.
– Kogo
masz na myśli?
– Władysława
Kamińskiego.- Odruchowo przypomniałam sobie sztywną postać i twarz bez
jakiegokolwiek wyrazu którą widziałam w szpitalu. Wzdrygnęłam się nie wiadomo
dlaczego.- On jest niebezpieczny.
– A co
jest z mafii?- Zażartowałam.
– Nie.-
O dziwo Paulina potraktowała moje pytanie poważnie- Ale niewiele mu brakuje. Ma
pieniądze i dużo władzy. Takie białe rękawiczki jeśli wiesz o czym mówię. Nie
ufaj mu.
– Paula,
ja nawet go nie znam. Spotkałam go jeden raz w szpitalu.
– Ale poznasz. Dobra, lecę już. Miłej pracy.
– Dzięki.
Do jutra.- Gdy zostałam sama od razu zabrałam się do roboty, choć ostatni
komentarz Pauliny utkwił mi w głowie. Prawdę mówiąc jej ostrzeżenie wydało mi
się odrobinę komiczne, choć zamierzałam je wziąć sobie do serca.
W piątek
cały dzień spędziłam w cukierni pracując nad nową linią owocowych babeczek. I
tak nie miałabym jak odwiedzić Tomka, bo wyszperałam w internecie adres
Kamińskich i okazało się, że znajduje się on prawie godzinę drogi od cukierni.
Mnożąc ten czas podwójnie, po wliczeniu drogi powrotnej miałabym tylko niecałą
godzinę na wizytę, bo po południu miała przyjść dostawa towaru i musiałam ją
nadzorować. Dlatego postanowiłam przełożyć wizytę na niedzielę. Choć odrobinkę łudziłam
się, że przed nią to on się ze mną wcześniej skontaktuje. Niestety, nie zrobił
tego. Wiedziałam, że oznaczało to iż pamięć wcale mu nie wróciła i najprawdopodobniej
ten fakt coraz bardziej irytuje Tomasza.
W
sobotni wieczór z trudem nie wykręciłam jego numeru telefonu. Powstrzymała mnie
myśl o tym, że poza grzecznościowymi pytaniami o stan zdrowia nie miałam mu nic
więcej do powiedzenia, bo przecież mnie nie pamiętał. Dlatego wykręciłam
całkiem inny numer choć nie miałam zbytniej nadziei na to, że osoba po drugiej
stronie słuchawki odbierze.
– Halo?-
Gdy usłyszałam ten cudownie znajomy głos w moich oczach niemal stanęły łzy.
Boże, tak bardzo bałam się tego momentu że teraz nie miałam pojęcia co powinnam
powiedzieć. - Halo, jest tam kto?
– Tato,
tato to ja.- Zdołałam wypowiedzieć. Od jakiegoś czasu próbowałam się z nim
skontaktować, ale zazwyczaj dzwoniła moja mama. Przeważnie kazała mi wracać do
domu to strasząc, to grożąc, aż w końcu prosząc. Ja jednak nie mogłam tego
zrobić. Jeszcze nie.
– Och
Ania.- W jego głosie wyczułam radość- Tak się cieszę kochanie.
– Ja
też. Myślałam, że odbierze mama. A właściwie to nie odbierze.
– Położyła
się wcześniej spać. Ale nie łudź się: nadal jest na ciebie zła za ten odwołany
ślub.
– Domyślam
się.- Powiedziałam krzywiąc się. Oczywiście zdradę Dawida nie uważała za
wystarczającą przyczynę do zerwania ceremonii ślubnej na niecały miesiąc przed
nią. Pamiętam jak namawiała mnie abym do niego wróciła, że przecież miał prawo
się wyszaleć i tego typu bzdety. Bo przecież zdrada, to zdrada. To nic, że nie
byłam z Dawidem po ślubie; przecież fakt, iż byłam jego narzeczoną też nie był
bez znaczenia. A lepiej chyba, że zdradził mnie przed ślubem niż po.- Jak się
czujesz? Co u ciebie? Opowiadaj.
– Niewiele
się u nas zmieniło. Nadal żyjemy sobie z mamą po malutku. Lepiej powiedz co u
ciebie skarbie. Masz pieniądze? Wiem, że ta twoja cukiernia pewnie jeszcze nie
jest zbyt rentowna. Więc jeśli potrzebujesz trochę to podaj mi twój adres. Wyślę
ci coś pocztą...
– Nie, tato. Nie potrzebuję pieniędzy. Jeśli
chodzi o cukiernię to…idzie mi świetnie.- Skłamałam.
– Naprawdę? Bardzo mnie to cieszy. Od lat o
tym marzyłaś.
– Tak.- Powiedziałam tylko przypominając sobie
złość mamy gdy zamiast
liceum
wybrałam technikum gastronomiczne. Chciała by jej jedyna teraz córka skończyła
studia i najlepiej pracowała w jakiejś bardzo prestiżowej firmie. A potem
najlepiej żeby po kilku latach została jej prezesem.- Nazwałam ją „Słodki
świat.”
– Jestem z ciebie bardzo dumny.
– Dziękuję.
Niedługo zamierzam cię odwiedzić. Mam nadzieję, że mama trochę ochłonie po tym
co jej powiem. Mam jej sporo do powiedzenia.
– Coś się stało?- W głosie taty usłyszałam
zaniepokojenie.
– Złego, nie. Ale w moim życiu zaszło wiele
zmian.
– Na pewno wszystko dobrze?
– Tak
tato. Po prostu wydarzyło się kilka rzeczy. To nic nieprzyjemnego, zapewniam
cię. Wręcz przeciwnie: sądzę, że to może nawet cię ucieszyć.- Dodałam
przypominając sobie o pieniądzach Tomka. Bo przecież mama zawsze ten fakt
podkreślała jako główną zaletę mężczyzn.
– Teraz mnie zaintrygowałaś.
– Na to
liczyłam.- Roześmiałam się. Potem zaczęłam przekomarzać się z tatą jak za
dawnych lat od razu odzyskując dobry humor. Rozmawialiśmy o tym co
wydarzyło
się w mojej rodzinnej wsi, ja odwzajemniłam mu się opowiadając kilka zabawnych
anegdot dotyczących swojej klienteli. Starałam się przedstawić wszystko w jak najlepszych barwach, choć do końca nie było tak różowo. Nie chciałam jednak by mój
ojciec się o mnie martwił. W końcu od dawna byłam już dorosła i powinnam umieć
wziąć za siebie odpowiedzialność.- Dobrze, nie będę cię dłużej męczyć.- Z
niechęcią po kilkunastominutowej rozmowie myślałam o jej zakończeniu. Wsparcie
taty nawet na odległość dawało mi wiele siły.- Pozdrów mamę ode mnie.
– Jesteś pewna?
– Tak,
powiedz jej że dzwoniłam. No chyba, że boisz się iż możesz mieć za to negatywne
konsekwencje?
– Od
twojej mamy? Po prawie trzydziestu latach wspólnego życia zdążyłem już
przywyknąć do jej fochów.
– Jej, mówimy o niej jakby była potworem.-
Poczułam się z tym strasznie.
– Bo
jest. Wie jak zachował się wobec ciebie Dawid, a dba tylko o swoją urażoną
dumę. Zupełnie jakby to ją ktoś zostawił przed ołtarzem.
–
Uraziłam coś znacznie więcej.- Odpowiedziałam uświadamiając sobie sposób
swojego odejścia. A właściwie ucieczkę z rodzinnego domu. I swój późniejszy
telefon w którym kazałam się mamie o nic nie martwić gdy ta prosiła bym wróciła
do domu. Czemu wtedy rzuciłam jej te słowa w twarz?- Trochę ją rozumiem.
– A ja
nie. Dobrze zrobiłaś przeganiając tego Raczkowskiego. Zasługujesz na kogoś
lepszego.
– Nie jesteś obiektywny jako mój ojciec.
– Może, ale bardzo cię kocham.
– A ja ciebie.- Wzięłam głęboki wdech. - Co z
nim?
- Masz
na myśli Dawida?- Przytaknęłam czekając w napięciu na dalszą wypowiedź ojca.-
Właściwie to chyba dobrze. Na początku był trochę zły, nawet bardziej niż
trochę a potem wyjechał.
- To
wiem. Jakimś cudem udało mu się ze mną skontaktować dobrych kilka tygodni temu .
- Jak
sądzę nic z tego nie wyszło?- Pytanie ojca na moment wytrąciło mnie z równowagi.
Myślami cofnęłam się wstecz do tego dnia gdy się z Dawidem spotkaliśmy: gdy
mnie przepraszał padając przede mną nawet na kolana. I jak załamana jego
nędznymi argumentami zdrady (sugerującymi, że to była moja wina bo nie
zgadzałam się na spanie z nim) poszłam wieczorem do klubu i upiłam się jak
bela. A potem wyszłam do pobliskiego parku w którym spotkałam Tomka. Czy gdyby
Dawid sobie odpuścił nie spotkałabym Kamińskiego? Nie cierpiałabym przez
ostatnie tygodnie? A przede wszystkim nie zakochałabym się w nim?- Aniu, jesteś
tam? Kochanie?
- Tak,
jestem.- Z trudem udało mi się wyartykułować.- A więc Daniel nie mieszka w
rodzinnym domu? Sądziłam, że wrócił na wieś po naszej nieudanej rozmowie.
- Nie, już nie. Prawdę mówiąc to tak jak reszta
mieszkańców sądziłem, że wyjechał do stolicy cię szukać i być może mu się to
udało. Albo uda się niebawem. Ale nie kontaktował się z tobą potem w żaden
sposób?
- Nie.
Nie sądzę nawet, że próbował. Najwyraźniej kieruje nim wstyd. W końcu minęło
już kilka miesięcy odkąd jestem w stolicy.
- Ach
tak. W takim razie najpewniej leczy rany gdzie indziej. O ile w ogóle jakieś
musi leczyć.- Uśmiechnęłam się smutno do słuchawki przypominając sobie zupełnie
inną rozmowę z byłym narzeczonym tydzień po tym jak nakryłam go w łóżku ze
swoją przyjaciółką. Jego błagalne prośby, zapewnienia że mnie kocha i zgodzi
się na przełożenie ślubu w czasie ale nie na jego całkowite anulowanie. By
zdobyć czas udałam, że się na to zgadzam a potem uciekłam jak zwykły tchórz nie
mówiąc nic nikomu. Nawet własnej rodzinie. A numer komórki zmieniłam gdy tuż po
przyjeździe do Warszawy zadzwonił do
mnie Dawid. Był wściekły, że wycięłam mu taki numer i powiedział mi wiele
przykrych słów zrzucając całą winę za rozpad naszego przyszłego związku na
mnie.
„Jesteś cholerną cnotką, a ja
jestem facetem i mam swoje potrzeby. A twoja przyjaciółka się do mnie kleiła
więc co miałem zrobić?”
„Cholera, będziesz tego żałować,
rozumiesz? W końcu zdasz sobie sprawę że źle postąpiłaś, ale wtedy to ja nie
będę chciał cię już znać.”
„Jak niby zamierzasz sobie
poradzić? Bez pieniędzy, perspektyw, przyjaciół? I to na dodatek w stolicy?
Życie to nie telenowela. Nie zjawi się książę na białym koniu który ci
bezinteresownie pomoże.”
Teraz, z
perspektywy czasu rozumiałam jego złość. Może i mnie zdradził, ale mimo
wszystko coś nas łączyło. Trudno było mi nazwać to teraz miłością, ale
zauroczenie? Tak, to było odpowiednie słowo.
-
Kochanie jesteś tam? Po raz drugi chyba odpłynęłaś.- Gdy w telefonie usłyszałam głos taty, wróciłam do
rzeczywistości. I poczułam zawstydzenie. Dzwoniłam do niego chcąc dowiedzieć
się jak się czuje a zamiast to robić roztrząsałam znajomość z Raczkowskim.
- Tak.-
Odpowiedziałam. Zaraz potem odchrząknęłam, bo w gardle stanęła mi gula.
Zrozumiałam, że powinnam już kończyć, bo niechybnie się zaraz rozpłaczę.- Kiedy
mogę zadzwonić znowu?
– Zadzwoń
pojutrze. Mama wychodzi do przyjaciółki i będę miał wolne popołudnie. I może
wreszcie dokładnie wyjaśnisz mi jak ja będę mógł do ciebie zadzwonić gdybym
miał okazję.
– Mówiłam ci, że wystarczy tylko wykręcić mój
numer. Dzwoń kiedy chcesz.
Chociaż
pracuję postaram się odebrać. Dobrze, kończę już bo nie chcę cię już dłużej zamęczać.
I przepraszam, że nie zrobiłam tego wcześniej. Dobranoc.
– Nic
się nie stało kochanie. Dobranoc. - Dzięki tej rozmowie uspokojona dość szybko
zasnęłam.
Odkąd
niemal uciekłam z rodzinnej miejscowości i wyniosłam się do stolicy mama miała
do mnie o to żal. W końcu Dawid był świetnym kandydatem na męża i najpewniej do
tej pory na wsi ludzie o tym gadali zastanawiając się jak mogłam okazać się
taką kretynką aby go zostawić. Nie wiedzieli jaki naprawdę był Raczkowski.
Dawida
poznałam jeszcze w gimnazjum. Wówczas, jako zbyt szczupły nastolatek nie
wyróżniał się zbytnio w tłumie. Nawet wręcz przeciwnie: fakt, iż jego ojciec był
właścicielem jedynej fabryki na wsi powodował, że był odrobinkę nieśmiały przez
to wydawał mi się być tym bardziej słodszy. Potem jednak wyjechał do stolicy
uczyć się w ogólniaku, a potem skończył studia. Gdy z powrotem wrócił do wsi po
patyczkowatej postawie nie było ani śladu. Zamienił ją na muskulaturę i
niewymuszony wdzięk w postawie, które oprócz przystojnej twarzy zjednały mu
wkoło masę wielbicielek. On jednak podczas przypadkowego spotkania w miejscowym
sklepie zwrócił uwagę na mnie. W pierwszej chwili go nie poznałam: był dla mnie
wysokim młodym mężczyzną w śnieżnobiałej koszuli i ciemnych dżinsach. Dopiero po
oczach i uśmiechu poznałam z kim mam do
czynienia. I moje szczenięce zauroczenie wróciło. Tyle, że po śmierci starszej
o rok siostry Anity nie byłam już tą samą popularną i pewną siebie nastolatką.
Usunęłam się w cień próbując jakoś oswoić się z bólem. Dawid natomiast wręcz
przeciwnie. Po jego dawnej nieśmiałości nie było ani śladu: w Warszawie złapał
animuszu. Nie krępował się ze mną flirtować, rzucać lekko prowokujące uwagi.
Odrobinę naigrywał się z mojego nowego wcielenia, jak to nazywał. Po niecałym
roku byliśmy już oficjalnie zaręczeni.
Niedługo
potem, gdy wspólnie zaczęliśmy planować ślub przyszedł do mnie ojciec Dawida.
Ostrzegał, że jego syn się bardzo zmienił i nie jest dla mnie odpowiednią
partią; że nie powinnam wychodzić za niego za mąż. Bardzo mnie ceni i lubi,
więc robi to tylko po to aby mnie ostrzec przed swoim synem choć nie powinien
tego robić. Wówczas zła, że najwyraźniej biedną córkę rolników uznał za
niewystarczającą kandydatkę na żonę dla ukochanego jedynaka uprzejmie
podziękowałam mu za radę. Decyzji o ślubie naturalnie nie zmieniłam.
Dopiero
dwa miesiące później przekonałam się, że popełniłam błąd zastając Dawida w
łóżku z moją koleżanką z klasy. Ból przerodził się w szok, a potem poprzez
niedowierzanie aż do nienawiści. Najbardziej bolało mnie to jego tłumaczenie:
„gdybyś ty mi tego nie odmawiała
do niczego by nie doszło.” Jasne, tylko w rok albo dwa po ślubie. Bo gdyby naprawdę mnie kochał to
nigdy nawet nie pomyślałby o kimś innym w ten sposób. Jednak dla niego nadal
byłam najpopularniejszą i najbardziej pożądaną dziewczyną we wsi. Dlatego
zerwałam ślub i wszystkie związane z nim przygotowania uciekając do Warszawy ku
przerażeniu matki i zaniepokojeniu ojca. No i błaganiu o drugą szansę Dawida.
Czy go kochałam? Z perspektywy czasu widzę, że nie jednak wówczas, gdy
wyjeżdżałam pociągiem do dużego miasta moje serce bolało mnie tak, że z trudem
mogłam wziąć głęboki wdech. Teraz jednak gdy poznałam Tomka wiedziałam, że
tamto uczucie, które żywiłam do Raczkowskiego było niczym innym jak tylko
bzdurnym zauroczeniem. Bo byłam pewna że kochałam Tomasza Kamińskiego. Nawet pomimo
kłamstw na swój temat czy niedopowiedzeń mogłam odczuwać tylko irytację i
złość. Nie przeczę, że w pierwszej chwili w szpitalu widząc jego rodzinę
wpadłam w szok, jednak teraz coraz bardziej go rozumiałam. Przecież etykietka
najpopularniejszej dziewczyny w szkole sprawiała, że oglądali się za mną
wszyscy chłopcy nawet nie znając mojego charakteru, a co było gdy on był
bogaty? Najwyraźniej chciał sprawdzić siłę mojego uczucia zanim zdecyduje się
na poważniejszy krok. A ja musiałam sprawić, by nie żałował tej decyzji.
W
niedzielę, tuż przed południem wybrałam numer Tomka aby upewnić się, że będzie
w domu no i w ogóle spytać czy mogę go odwiedzić. Gdy po kilku sygnałach nie
odebrał, zażenowana chciałam odłożyć już komórkę. Ale wtedy usłyszałam jego
głos. Powiedziałam kto dzwoni i po co. Moją propozycję odwiedzin przyjął:
aczkolwiek jak zdołałam wyczytać z jego głosu bez większego przekonania. Nie
zraziło mnie to. Od razu wsiadłam do odpowiedniego autobusu i po jakimś czasie
byłam na miejscu.
Mimo
adresu jego dom znalazłam z małą pomocą jakiegoś przechodzącego właśnie tamtędy
mężczyzny. Aczkolwiek jego reakcja na moje pytanie była nieco dziwna: wyjaśnił
mi jak trafić do Kamińskich, choć potem ze śmiechem dodał, że i tak
trafiłabym
tam nawet gdybym go nie zapytała szukając po prostu najbardziej okazałego domu.
Nie zdążyłam spytać co dokładnie miał na myśli, bo niemal od razu odszedł
dalej. A ja dopiero po kilku minutach zrozumiałam co miał na myśli. Bo dom
Kamińskich- jak słusznie wyrażali się o nim niektórzy był dość dużą, postawną
rezydencją z wielkim ogrodem i werandą wokół domu oraz ścieżką wysadzaną
jakimiś iluminowanymi płytkami (choć pewnie nazywało się to inaczej) wprost do
dużych masywnych drzwi. Największe wrażenie zrobił na mnie jednak sam budynek.
Na planie sześciokąta przywodził na myśl jakiś książęcy zamek albo chociaż
dworek. Nie mogłam wprost uwierzyć w to co widzę. Nie wiem ile czasu stałam tak
pod bramą
obserwując to wszystko i sycąc oczy niczym wygłodniały żebrak przed którym
postawiono suto zastawiony stół tak, że nawet nie jest w stanie zdecydować się
na co ma ochotę. Tyle, że przyczyna mojej bezczynności była inna. Ja po prostu
nadal nie mogłam uwierzyć, że to tutaj wychowywał się Tomek. Przecież to tak
jakbym nagle znalazła się w innym bajkowym świecie pełnym przepychu i piękna.
W końcu
otrzeźwiałam na tyle, by wcisnąć jakiś guzik. Po chwili brama stała przede mną
otworem.
Myślę,
że najwyraźniej oczekiwano mojej wizyty, bo nawet nie zdążyłam wejść po kilku
schodkach do drzwi gdy wyłoniła się z nich jakaś na oko czterdziestoletnia
kobieta w czerni. Potem gestem kazała mi iść za nią. Poczułam się tak jakbym
przeniosła się żywcem do dziewiętnastego wieku. Czy tak to właśnie wyglądało?
Jakaś służąca w uniformie wprowadzała do salonu gości? W takim razie chyba
powinnam przyjść z jakąś przyzwoitką, pomyślałam z rozbawieniem. Zaraz jednak
zniknęło, gdy mknąc jakimś korytarzem a potem wkraczając na piętro ujrzałam
wszystko ze szczegółami. Aż mnie zastało z wrażenia na widok tych obrazów,
rzeźb czy innych dekoracji na nieskazitelnej przestrzeni ścian. Wszystko
wyglądało tak perfekcyjnie, że niemal nierzeczywiście niczym muzeum. Ponownie
powróciło do mnie skojarzenie do zamku. Przecież niemożliwe aby tu ktokolwiek
mieszkał!
– To
tutaj. Pan Tomasz panią oczekuję.- damski głos wyrwał mnie z mojego cielęcego
zachwytu.
– Bardzo
dziękuję.- Zdążyłam tylko powiedzieć, bo kobieta zaraz odeszła zostawiając mnie
przed drzwiami samą. Wzięłam głęboki wdech zanim w nie zapukałam. Nie
usłyszałam jednak żadnego odzewu, dlatego zrobiłam to raz jeszcze. Dopiero
potem weszłam.
Wnętrze
pokoju poraziło mnie nie mniej niż wygląd korytarza. Te meble, dekoracyjne
poduszki, kolor ścian układający się w zawiłą kompozycję... zastanawiałam się
czy prezydent Polski ma takie udogodnienia, a Tomek miał to na co dzień!
– Miałem
zamiar poprosić cię o pomoc w nalaniu szklanki wody, ale to chyba ty jej
potrzebujesz.- Z trudem spojrzałam na osobę wypowiadającą to pytanie. Lekko się
zarumieniłam z zakłopotaniem uśmiechając do rozbawionego Tomka.- Co tak bardzo
pochłonęło twoją uwagę?
– Ślicznie
tu.- Powiedziałam w końcu nie chcąc wyjść na jakąś parweniuszkę w zachwytach
roztkliwiając się nad każdym meblem czy detalem który mi się podobał.
– Być
może.- Odparł mi tylko Tomasz przejeżdżając wzrokiem bez jakiejkolwiek
emocjonalności. Jak taki przepych i przejaw bogactwa: nawet jeśli wytrawny i
urządzony ze smakiem może nie robić wrażenia? Ja chyba nigdy nie byłabym
w stanie
zobojętnieć na coś takiego.- Trochę zmieniło się tutaj odkąd pamiętam.
Zwłaszcza ta część. Kanapa i komoda z pewnością wyglądały inaczej. Cieszę się,
że łóżko jest chociaż takie samo. - W jego głosie pobrzmiewała irytacja jak za
każdym razem gdy konfrontacja jego wspomnień kłóciła się z rzeczywistością. No
ale w końcu przecież omijał w niej ponad pięć lat.
– Więc
nadal nic sobie nie przypomniałeś?- Było to głupie pytanie, bo przecież gdyby
tak się stało to by mi o tym powiedział. Musiałam jednak czymś zapełnić ciszę.
– Nie
bardzo. A minął już kolejny tydzień. Zaczynam powoli świrować.- Westchnął
ciężko.- Siadaj, wyglądasz na zmęczoną.- Z ulgą spełniłam jego polecenie, bo
istotnie padałam z nóg. Przez cały wczorajszy dzień sprzątałam dokładnie
kuchnię i próbowałam doprowadzić do ładu finanse próbując dociec, czy znajduję
się już na plusie czy nadal na minusie. Jednak gdy to drugie zaczęło przeważać
postanowiłam dać sobie z tym na razie spokój. I tak wystarczająco przygnębiał
mnie stan Tomka. Nie musiałam się jeszcze pogrążać moim nieodpowiadającym
rzeczywistości majakom na temat realiów prowadzenia cukierni.
– Dziękuję,
miałam dość długa podróż autobusem.- Odparłam. Nadal czułam się niezręcznie,
choć wiedziałam, że nie powinnam. Jednak świadomość, iż on mnie nie pamięta
sprawiała, że to ja czułam się tak jakbym rozmawiała z nieznajomym a nie
odwrotnie. I dlatego za swój obowiązek uważałam wypełnianie wolnych przestrzeni
swoją paplaniną.
– Trzeba
było powiedzieć to posłałbym po ciebie taksówkę.
– Nie
trzeba. Jakoś trafiłam.- Gdy znów zapadła cisza miałam w głowie totalną pustkę.
Dla Tomka taka cisza najwyraźniej ani trochę nie była krępująca, bo bez
przeszkód patrzył w okno. Ja odruchowo również spojrzałam w tamtym kierunku
widząc jakiegoś ogrodnika przycinającego żywopłot. Zaczęłam się zastanawiać co
on widzi w tym tak frapującego. Potem dotarło do mnie, że najwyraźniej nie miał
ochoty na spotkanie ze mną. A może po prostu nie miał ochoty na rozmowę z
kimkolwiek?- Wiesz, rozumiem teraz jak twój dom musiał wydawać ci się
groteskowy w porównaniu tego wszystkiego.- Gdy na mnie spojrzał na jego twarzy
nie było widać nawet cienia zainteresowania. Widocznie zorientował się, że paplam
bez sensu. Dlatego dodałam:- Przyszłam, bo chciałam wyjaśnić ci parę rzeczy.-
To go zainteresowało, bo zauważyłam że z jego spojrzenia zniknęła ta chłodna
beznamiętność.
– Doprawdy?
Ostatnio twierdziłaś coś przeciwnego.
– Chciałam
ci tylko opowiedzieć nieznane ci fakty, bo najwyraźniej nie utrzymywałeś
bliskich relacji z rodziną.
– I tu
muszę cię zaskoczyć.- Odpowiedział mi- Podobno właśnie było wręcz przeciwnie.
Pogodziłem się z bratem, pomogłem mojej siostrze w jej małżeństwie, nawet nie
kłóciłem się z ojcem choć w to ostatnie jakoś trudno mi uwierzyć, ale skoro
Małgorzata tak twierdzi to...
– Twoja
macocha?- Upewniłam się.
– Tak.-
Zdziwił się, że o to pytam. Zaraz potem dał nawet temu wyraz.- Zadziwiasz mnie
czasami: twierdzisz, że tak świetnie się znamy, choć jak się okazuje nie
mówiłem ci o dość istotnych faktach ze swojego życia.
– Powiedziałeś
po prostu, że twoja matka nie żyje. Ja błędnie założyłam, że nie masz macochy.
To wszystko.- Oczywiście skłamałam, bo przed wypadkiem mówił mi, że jego ojciec
zmarł kilka lat temu. Jaki więc miało wówczas sens zadawania pytania czy ma
macochę? Nie wiem czemu to jednak skłamałam, bo po pierwsze: za kilka dni gdy
wróci mu pamięć będzie o tym wiedział, a po drugie to mówiąc nieprawdę nie
dawałam mu szansy na przypomnienie sobie tego faktu. Wyobraziłam sobie, że być
może właśnie ten drobny szczególik uruchomi machinę, która przywróci pamięć
Tomkowi. Dlatego pełna skuchy wyjaśniłam:- Właściwie to nie do końca tak.
Powiedziałeś mi, że twoja matka zmarła gdy byłeś małym chłopcem, a ojciec kilka
lat temu.
– Naprawdę
tak ci powiedziałem?
– Tak,
skłamałeś.
– No
cóż, właściwie to nie.- Odparł po głębszym zastanowieniu.- Dla mnie ojciec
równie dobrze mógłby nie żyć.- Zmroziły mnie jego słowa. Czyżby w ogóle jego
własny rodziciel był mu zupełnie obojętny?- Zszokowałem cię?
– Nie.-
Skłamałam. Roześmiał się.
– I ty
też z pewnością niedługo go poznasz i przekonasz się czemu to mówię. A wracając
do tematu i tych pytań, to chciałbym znać jak najwięcej szczegółów wydarzeń,
które wydarzyły się tuż przed wypadkiem. Lekarz mówił, że to może pomóc.
– A więc
byłeś u tego psychiatry?
– A mam
inne wyjście?- Prychnął wzruszając ramionami.- Ci idioci cały czas uparcie
powtarzają, że ze mną wszystko w porządku a przecież nic nie pamiętam z
ostatnich kilku lat. Według nich udaję?
– Po
prostu lekarze nie znają przyczyny. Gdyby było inaczej na pewno by ci pomogli.
– Więc
lepiej niech to się uda. Mam już tego wszystkiego powyżej dziurek w nosie.
Wyobraź sobie, że wczoraj dzwonił do mnie prawnik mówiąc jakieś
niedorzeczności.
– Niedorzeczności?- Powtórzyłam cicho
zastanawiając się o co może chodzić.
Czyżby
o...
– Tak,
coś dotyczące moich udziałów w firmie czy coś takiego. Nie wiem dokładnie o co
chodziło, bo ojciec od razu zaprosił go do swojego gabinetu, ale chyba
zamierzałem zamrozić na jakiś czas swoje pieniądze...- Gdy zaczął o tym mówić
rozluźniłam się oddychając z ulgą. A więc nie wiedział. Sama nie rozumiałam
dlaczego to dla mnie takie ważne by na razie pozostało to tajemnicą. Po prostu
jakoś źle bym się czuła mówiąc Tomkowi o czymś tak ważnym wiedząc, że on nie ma
o tym zielonego pojęcia. Na dodatek teraz, a nie zaraz po tym jak się obudził.
Mógłby być na mnie o to zły. Na szczęście mówił o czymś zupełnie innym.- Czemu
masz taką minę?
– Jaką?
– Nie wiem. Jakbyś myślała, że mówię o czymś
innym. Jest coś o czym powinienem wiedzieć? To znaczy pamiętać.- Poprawił się.
– Nie,
skądże. To znaczy tak, istnieje wiele takich pomniejszych spraw, ale...nic
ważnego.- Tomek patrzył na mnie badawczo, a ja zastanawiałam się czy wyczytał z
mojej twarzy kłamstwo. Nawet jeśli to nie skomentował tego w żaden sposób.
– Więc
opowiedz mi o tej nocy przed wypadkiem. Maja powiedziała mi, że byłaś wtedy ze
mną.
– Tak.
Spędziliśmy wtedy cały dzień.
– I pół
nocy.- Dodał znacząco.
– Nie
całkiem, bo około północy zadzwoniła twoja siostra. Była zapłakana i dokładnie
chyba nie wyjaśniła ci o co chodzi, bo wydawałeś się być bardzo zmartwiony jej
stanem.
– Tak,
to wiem.- Na widok zdziwienia malującego się na mojej twarzy dodał z goryczą:-
Oczywiście od Majki, a nie korzystając z własnych wspomnień. Powiedz mi co było
przed. Co robiliśmy, o czym rozmawialiśmy...- Niemal czułam jak cała pokrywam
się ogniem. Co robiliśmy? Miałam mu powiedzieć, że właśnie mieliśmy zamiar
spędzić ze sobą pierwszą noc? Że zostawił mnie na wpół rozebraną we własnym
mieszkaniu? I że wcześniej podarował mi pierścionek? A jeszcze wcześniej...
–Tego
dnia poszliśmy na spacer.- Powiedziałam w końcu decydując się zacząć opowieść
od południa.- Potem zjedliśmy lody gdzieś w centrum miasta...chyba na Hożej po
czym wsiedliśmy do twojego auta. Pozwoliłeś mi trochę poprowadzić...-
Przerwałam uśmiechając się do swoich wspomnień-
i śmiałeś się ze mnie gdy omal nie wjechałam w wielką dziurę nie
zauważając znaku mówiącego o robotach publicznych. Około siódmej powiedziałeś,
że więcej nie ryzykujesz i od teraz to ty będziesz prowadził. Nie pamiętam kto
to zaproponował, ale pojechaliśmy twoim autem nad jezioro. Poleżeliśmy tam
jakiś czas aż do chwili gdy zrobiło się dość ciemno. Wypiłam chyba trochę
wina... ty nie, bo prowadziłeś. Potem wróciliśmy do twojego mieszkania.
– Raczej
obory.- Mrugnął.
– Twojego
mieszkania.- Powtórzyłam stanowczo.- Zaproponowałam, że zrobię coś do jedzenia,
ale ty powiedziałeś że nie jesteś głodny. Potem zadzwonił twój telefon.
– A co z
pozostałymi dwoma godzinami? Mówiłaś, że do domu dotarliśmy około siódmej, a
komórka zadzwoniła po dwunastej.
– No
tak.- Przyznałam zaskoczona jego spostrzegawczością.- Po prostu wypiliśmy
herbatę, a potem rozmawialiśmy.
– O
czym?- O tym, że chcesz mnie uwieść, pomyślałam.
– O
niczym konkretnym. O mojej cukierni, filmie który niedawno oglądaliśmy…Nie
pamiętam dokładnie.
– To tak
jak ja.- Westchnął- No cóż, niewiele mi to pomogło.
– Przykro
mi.
– Nie,
to chyba nic nie da. Od tego wszystkiego tylko pęka mi głowa. Czasami
mam
wrażenie jakby miała niemal eksplodować gdy jak najmocniej próbuję się
skoncentrować na moim wspomnieniach.
– Może
to jest właśnie klucz?
– Co
masz na myśli?
– Może
tak usilnie starasz się przywrócić swoje wspomnienia, że to cię blokuje.
– Tak
myślisz? Hm... być może coś w tym jest. Ale z drugiej strony...więc według tej
teorii mam bezwolnie czekać aż pamięć sama wróci?
– Nie
bezwolnie, ale bez żadnego stresu i związanych z tym emocji. Przecież niedługo
to nastąpi, prawda?- Spytałam retorycznie. Gdy skinął głową dodałam w myślach:
i wówczas będziesz się przede mną gęsto tłumaczyć.
W
następnym tygodniu odwiedziłam Tomka tylko raz i to bardzo krótko, bo praca w
cukierni okazała się być dużo bardziej wymagająca niż mogły to unieść dwie
osoby tam pracujące. I tak nic się nie zmieniło: Tomasz nadal nie odzyskał
pamięci, a na dodatek potraktował mnie dość obojętnie. Po tej wizycie
zastanawiałam się czy kiedykolwiek go jeszcze odwiedzę. A to za sprawą Mai
Drągowicz, która gdy wychodziłam zaproponowała mi krótką rozmowę. Choć
właściwie to był jej monolog. Zarzuciła mi- a właściwie ostrzegła- że jeśli
jestem jedną z tych naciągaczek żerujących na krzywdzie innych to rodzina
Kamińskich mi nie przepuści. I że to iż Tomasz stracił pamięć nie znaczy, że
jej nie odzyska i wówczas okaże się czy mówiłam prawdę. Na koniec dodała, że to
ona poczuwa się do odpowiedzialności za to co spotkało jej starszego brata i
jeśli tylko w jakikolwiek sposób go skrzywdzę to będę miała z nią do czynienia.
Początkowo miałam nawet ochotę powiedzieć jej, że wcale nie jestem żadną
naciągaczką, ale gdzieś po piątym czy szóstym zdaniu zaniechałam tego.
Wyglądało na to, że siostra Tomka po prostu musi wypowiedzieć to co leży jej
„na wątrobie”. Nie chciałam więc pogłębiać wrogości między nami pozwalając jej
wyrecytować swój przygotowany „wierszyk”, choć przychodziło mi to z dużym
trudem. Bo niebezpiecznie przypominało mi to pretensje jakie żywiła do mnie
rodzina po śmierci Anity. Potrząsnęłam głową starając się o tym nie myśleć.
Potem udałam się do kościoła. Jak zawsze ta coniedzielna wizyta przyniosła mi
ukojenie.
Gdy
zjawiłam się w domu Kamińskich w następny czwartek mijał równy miesiąc od
wypadku. Ucieszyłam się gdy na miejscu zastałam Agnieszkę z Krzysztofem
siedzących na werandzie z Tomkiem.
Wyglądał
całkiem dobrze. Nawet gips na lewej ręce zastąpił temblak i gdyby nie on nikt
nie powiedziałby, że jeszcze kilka tygodni temu ten mężczyzna cudem uniknął
śmierci.
– Dzień
dobry.- Przywitałam się z nimi gdy tylko znalazłam się przed domem.
Starałam
się nie zauważyć, że rozmowa na mój widok umilkła.
– O,
Ania.- Przynajmniej Agnieszka ucieszyła się na mój widok.- Witaj.
– Cześć.-
Odwzajemniłam jej uśmiech.
– Przyłączysz
się do nas?- Zaproponował Krzysztof, nie Tomek. Znów czułam, że dzisiejsza
wizyta niczego nie wniesie. Tomasz nadal nie zmienił swojego stosunku do mnie. Najwyraźniej poznał jeszcze jakiś szczegół który nie nastroił go do mnie pozytywnie.
– Tak,
dziękuję. Jak się czujesz?- Zwróciłam się do Agi gotowa ignorować
Tomka
tak jak on mnie.
– Och,
coraz cięższa, ale poza tym jest okej.
– Jak
dużo czasu ci jeszcze zostało?
– Pięć
tygodni. Nie wiem jak to zniosę.- Roześmiała się.- Tomek, nalej Ani czegoś do
picia. Zajmij się swoją dziewczyną.
– A jak
mam to niby zrobić jedną ręką, co?- Zirytował się.
– W
takim razie ja obsłużę ładną dziewczynę.- Krzysiek puścił do mnie żartobliwie
oko.
– Hej,
ja jestem tu obok a ty już flirtujesz? Nie możesz się powstrzymać nawet w mojej
obecności?- Strofowała go żona. Te drobne żarty może i rozładowały sytuację,
ale nie moje napięcie. Bo świadomość, że Tomek mnie kompletnie ignoruje była
dość bolesna. Z trudem zmusiłam się do uśmiechu udając rozbawienie.
– Proszę
Aniu.- Brat Tomka podał mi szklankę.- A ty moja droga skoro jesteś aż tak
bardzo zazdrosna to może pójdziesz się przespacerować? Jest ładna pogoda.-
Zwrócił się do Agnieszki.
– Żebyś
ty tu został? Nie ma mowy. Idziesz ze mną.- Tym sposobem już po dłuższej chwili
zostałam z Tomkiem całkiem sama. Oczywiście nie wierzyłam w udawaną zazdrość
Krzysztofa i Agnieszki: zrobili to tylko po to by dać mi szansę porozmawiać z
chłopakiem sam na sam. Ale nie bardzo im się to udało. Między nami (to znaczy mną a Tomkiem) zapadła
niezręczna cisza. A przynajmniej dla mnie. Jak zawsze zresztą.
– Jak
się czujesz?- Spytałam o pierwsze co przyszło mi do głowy. Podniosłam wzrok na
Tomasza gdy nie odpowiadał. Wzruszył wówczas ramionami.
– W
porządku. O ile w mojej sytuacji można w ogóle coś takiego powiedzieć.- Posłał
mi krzywy uśmiech popijając łyk swojego piwa. Próbowałam ukryć skrzywienie się.
Nigdy nie lubiłam gdy mężczyźni pili piwo prosto z butelki, bo wydawało mi się
to jakieś niesmaczne. Może to ze względu na moją przeszłość? A właściwie
przeszłość Anity...- Liczyłaś na to, że coś się zmieni?
– Prawdę
mówiąc to nie. Po prostu chciałam cię odwiedzić. Myślałam, że możesz się
nudzić.
– O, to
akurat mi nie grozi.- Zapewnił.- Całe stado rodziny, znajomych czy moich niby
przyjaciół przyłazi tu chmarami tak, że nie mogę się od nich odpędzić.-
Zastanawiałam się czy był to przytyk do mnie, ale nie odważyłam się o to spytać
ze strachu przed odpowiedzią. Czyżby właśnie tak postrzegał moje wizyty? Miałam
nadzieję, że nie.- Pewnie wydaje im się zabawne wmawianie mi albo mówienie o
różnych szczegółach, których z racji tego co się stało kilka tygodni temu nie
mogę pamiętać.
– To
musi być dla ciebie trudne.
– Trudne?
Czemu?- Wolałam gdy zamiast tego kpiarskiego tonu był zirytowany.
Wtedy
przynajmniej nie musiałabym analizować dokładnie każdego jego gestu szukając w
nim ukrytych znaczeń. Przecież musiał wiedzieć o co mi chodziło: o to, że
odwiedzające go osoby, których on nie pamięta musiały go przynajmniej krępować.
Tak jak ty, podsunął jakiś głosik w mojej głowie. Tak jak ty.
– Przyniosłam
ci czekoladowe muffinki.- Zmieniłam temat wyjmując z torby zgrabnie zapakowane
sześć babeczek.
– Dzięki,
ale jakoś nie mam ochoty. Możesz dać je Agnieszce: ona pochłania teraz wszystko
bez wyjątku. Poza tym nie przepadam za słodyczami.- Kolejny szok. On nie
przepadał za słodyczami? Przecież gdy odwiedzał mnie w cukierni nieustannie
wyjadał mi różne kremy czy podbierał palcami surowe ciasto na biszkopt choć
nieustannie go za to upominałam. A teraz mówi, że nie przepada za słodyczami? W
końcu odpowiednio zinterpretowałam jego słowa w połączeniu z urazą jaka
brzmiała w jego głosie. Był na mnie zły, bo podczas ostatniej wizyty znów
nagabywał mnie na pocałunek a ja się nie zgodziłam. Chociaż zły to za dużo powiedziane.
Powiedzmy... lekko zirytowany. Więc mogło chodzić właśnie o to.
– Dobrze.-
Odparłam mu tylko znów czując się zakłopotana. Dlaczego mnie tak traktował?
Czego ode mnie oczekiwał? I dlaczego nie istnieje żaden poradnik jak zachowywać
się wobec osoby która straciła pamięć i cię nie pamięta?
– Masz
pomysł na co mogłem wydać ponad trzydzieści patyków?
– Słucham?- A więc to była przyczyna jego złego humoru.
- Bank
wysłał mi comiesięczny wyciąg z konta i przeglądając go zauważyłem, że w ciągu
ostatniego miesiąca pobrałem znaczącą sumę. Nie mam jednak pojęcia na co to
mogło pójść. Pomyślałem sobie, że skoro jesteś moją dziewczyną...- Czy tylko mi
się zdawało czy on naprawdę ostatnie słowo powiedział z ironicznym przekąsem?-
...to możesz wiedzieć coś na ten temat.
– Hm,
nie wiem.- Powiedziałam po głębszym zastanowieniu. Oczywiście wiedziałam, że
połowę tej kwoty pożyczył mi na rozkręcenie cukierni to jednak co mogło stać
się z drugą połową? Już miałam wspomnieć o pożyczce gdy znowu spytał:
– A
komputer? Miałem w mieszkaniu laptopa?
– No...
nigdy go nie widziałam.- Przyznałam namacalnie czując jego rosnącą irytację.
Rzeczywiście byłam bezużyteczna. Chociaż... zaraz, przecież widziałam u
niego...- Miałeś laptopa. Przypominam sobie torbę po laptopie, którą widziałam
kiedyś w twojej sypialni.- To go zainteresowało.
– Torbę
po laptopie?
– Tak.-
Potwierdziłam raz jeszcze.- Więc z pewnością musiałeś mieć również jej
wyposażenie.
– Ale w
tym mieszkaniu niczego nie było. Przecież dokładnie je przewertowałem.
– Byłeś
tam?
– Tak,
kilka dni temu przenosząc resztę swoich rzeczy. Ale laptopa tam nie było,
a też
jestem przekonany, że przecież musiałem go używać. Przeglądałem swój portal i
wchodziłem tam jeszcze miesiąc temu. Przecież nie mogłem tego robić w jakiejś
kafejce.
– Ale
mogłeś korzystać z telefonu.- Zasugerowałam przetrawiając wiadomość o tym, że
udziela się na jakimś portalu społecznościowym. Zawsze uważałam to za zabawę
nastolatków lub podstarzałych playboyów, którzy w ten sposób wyrywają
dziewczyny no ale żeby Tomek? Nigdy nawet o tym słowem nie wspomniał.
– Taa,
którego teraz również nie mam, bo jakimś cudem zniknął wśród rumoru szpitala.
Krzysiek mówił, że był jeszcze w pierwszych dniach gdy leżałem na OIOM- ie, ale
potem zaginął. Zadziwiające zbiegi okoliczności, co? Laptop, telefon...
– Myślisz,
że to ja ci je ukradłam?- Ton jego głosu wyraźnie sugerował to, o co właśnie zapytałam. On jednak tylko
spojrzał na mnie i roześmiał się.
– Ty?
Skąd. Miałem na myśli inną osobę. Tyle, że nie mogę zrozumieć co mogłaby chcieć
tym osiągnąć.- Wydawało mi się, że wpadł w jakąś zadumę, więc mu nie
przerywałam. - Nieważne.- Powiedział po chwili jakby do siebie.- Odpowiesz mi
dziś na parę pytań? A może znowu wymigasz się od tego mówiąc, że to może mi
tylko zaszkodzić?
– Powiedziałam
tylko, że lekarz kazał aby nie sugerowano ci żadnych emocji.
– Tak,
wiem. Tylko fakty. Więc możemy skupić się na nich skoro nie chcesz robić czego
innego.- Skinęłam niepewnie głową.- Mówiłaś, że się zaręczyliśmy. Nie dziwił
cię więc fakt, że nie przedstawiłem cię żadnemu ze swojego rodzeństwa lub
rodziców?
– Mówiłeś,
że mieszkają daleko, a rodzice nie żyją. Zauważyłam, że nie chcesz o tym mówić,
więc nie naciskałam.
– A
twoja rodzina? Poznałem ich?
– Nie.
– Trochę
dziwne nie sądzisz?
– Może.-
Odparłam zażenowana, bo gdy przedstawiał sprawę w ten sposób rzeczywiście tak
było.
– Więc
znaliśmy się dosyć słabo.
– Znaliśmy
się trzy miesiące i przez ten czas spotykaliśmy się ze sobą dość intensywnie.
– Ale
chyba nie dość skoro cię okłamałem?- Nie odpowiedziałam, bo nawet nie
wiedziałam jak mogę odpowiedzieć na to pytanie.- Milczysz?
– Sądzę,
że powinniśmy o tym porozmawiać gdy wróci ci pamięć.- Tomek zaśmiał się. Tym
razem nie było w tym jednak nonszalanckiej wesołości, ale lekka żałość.
– „Gdy”
odzyskam pamięć? Chyba należałoby użyć słowa „jeśli”.
– Tomek...
z czasem przypomnisz sobie wszystko.
–Doprawdy?-
W jego oczach pojawiły się iskierki rozbawienia, a ja odetchnęłam z ulgą. A
może jego chwilowe załamanie było tylko ułudą? Może tylko mi się wydawało, że
widziałam jego ból? Gdy zaczął się we mnie wpatrywać znów poczułam się
niezręcznie. Potem wstał i usiadł koło mnie. Zaniepokojona spojrzałam na
Krzyśka spacerującego z Agnieszką, który prawie znikał w ogrodzie. On w tym
czasie objął mnie lekko ramieniem w talii. Potem nachylił jakby chciał
pocałować. Próbowałam się delikatnie odsunąć.- Co znowu?- Westchnął.
– Nie
potrafię cię zrozumieć. Wydawało mi się, że jesteś na mnie zły.
– A co
to ma do rzeczy? Jesteś podobno moją dziewczyną, więc mam chyba prawo cię
całować?- Prawie mnie udobruchał, gdy dotarł do mnie sens jego słów.
– Podobno?
– Jezu,
Anka.- Wstał z ławki tak gwałtownie jak szybko na nią usiadł. Potem zaczął się
kierować w stronę swojego domu. Nie mogłam uwierzyć, że tak po prostu ma zamiar
zostawić mnie samą sobie.
–Tomek!-
zawołałam za nim również wstając z miejsca. Nawet się nie odwrócił nie
wspominając o przystanięciu. Dlatego musiałam niemal do niego podbiec.
– O co
chodzi, co?- Zatrzymał się przede mną tak blisko, że dzieliły nas tylko
centymetry.- Kim my w ogóle dla siebie jesteśmy?
– Już ci
mówiłam: spotykamy się od...
– Tak
wiem. Trzech miesięcy. A raczej ponad czterech jeśli liczyć ten po wypadku.-
Dokończył sarkastycznie.- Miałem na myśli twoje uczucia do mnie.
– Moje?
– Tak.
Kochasz mnie?- Spytał prosto z mostu. W innych okolicznościach skwapliwie
zapewniłabym go o sile swoich uczuć, ale teraz byłam zdolna jedynie do
kiwnięcia głową. I tak czułam się z tym tak, jakbym wyznawała miłość
nieznajomemu, bo tak właśnie traktował mnie Tomek.- Świetnie.- Najwyraźniej
moje wyznanie go ucieszyło. Nie zdążyłam jednak pomyśleć o czymś innym, bo
poczułam jego usta na swoich. Objął mnie trochę nieporadnie, bo użył przy tym
tylko jednej dłoni i ramienia, ale i tak poczułam w tym jego siłę. Potem nie
mogłam już myśleć o niczym innym jak tylko o
naszych
zespolonych ze sobą ciałach i jego języku we wnętrzu moich ust. Tyle, że choć
wiedziałam iż całuje mnie Tomek, to paradoksalnie tego nie czułam.
Bo jego
pocałunek był zupełnie inny niż te, którymi obdarowywał mnie w przeszłości.
Tak, wiedziałam że to głupie, ale nic nie mogłam na to poradzić. Znów to ja
przerwałam kontakt odsuwając się od niego najdelikatniej jak to tylko było
możliwe, choć nadal pozostawałam w jego ramionach. (a właściwie ramieniu jeśli
chciałam być dosłowna)
– Czekaj.
– Co
znowu?
– Twój
brat i bratowa...- Urwałam znacząco.
– Są w
ogrodzie. A poza tym nawet jeśli nas zauważą to co?- Z uśmiechem na ustach znów
próbował przypuścić szturm na moje wargi. Ja jednak nie mogłam na to pozwolić.
Coś było nie tak w tym pocałunku, w tym gwałtownym zetknięciu się ze sobą dwóch
warg, w jego dłoniach na mojej twarzy. Coś co
było bardzo podniecające, ale jednocześnie jakieś... bez emocjonalne. Zupełnie
tak jakby to było wystudiowane. Albo…bez żadnych głębszych uczuć. Ja tak nie
potrafiłam.
– Przepraszam
cię, ale wolałabym na razie z tym zaczekać.
– Ty
mówisz poważnie?- żachnął się.
– Tak.
Naprawdę na razie nie powinniśmy...- Urwałam gdy puścił mnie tak gwałtownie jak
mnie złapał.
– Powtarzasz
się.- Przerwał mi suchym tonem. Zmusiłam się do uśmiechu, który miał go
udobruchać.
– Przecież
mieliśmy porozmawiać, zapomniałeś? Choć usiądziemy to odpowiem na twoje
pytania.
– Skoro
tak to może odpowiesz mi na jedno, które zadawałem ci już kilkanaście razy: kim
tak naprawdę jesteś?- Idealna okazja aby wyznać prawdę. By wyznać, że... ale
nie. To wszystko okazałoby się być dla niego zbyt dużym szokiem. A ja nie
mogłam na to pozwolić.
– Wiem,
że zachowuję się dziwnie- Przyznałam z głową wbitą w dłonie- ale dla mnie to
też nie jest łatwe.- Odważyłam się na niego spojrzeć. Gdy zmarszczył tylko brwi
nic nie mówiąc kontynuowałam.- Wiem, że to ty straciłeś pamięć, ale świadomość
tego, że nic nie pamiętasz... wiem, że wydaje ci się iż przecież z mojej
perspektywy nic się nie zmieniło, ale to nieprawda. Bo ja czuję, że ty...
– Że ja:
co?
– Że
jesteś jakiś inny. Co jest zrozumiałe, bo przecież mnie nie pamiętasz.- Dodałam
prędko.
– Nadal
nie rozumiem co to ma wspólnego z naszymi pocałunkami. Składaliśmy jakieś śluby
czystości czy co?- Pytanie było pełne ironii, dlatego ja na złość chciałam mu
już wyznać, że tak, nigdy jeszcze ze sobą nie spaliśmy. Owszem, parę razy
pozwoliliśmy sobie na poważniejsze pieszczoty, ale to wszystko. Przedtem to
akceptował. Teraz wydawało mi się, że z trudem nad sobą panuje.
– Chcę
po prostu zaczekać aż odzyskasz pamięć.
– A do
tej pory co? Mamy się traktować jak nieznajomi?
– Nie.
– Więc
jak? Niewinni kochankowie?
– Nie
musisz z tego kpić.
– Sory,
ale czy ty sama siebie słyszysz? Chcę pocałować swoją dziewczynę, a ona
wyjeżdża mi z takimi tekstami?- Roześmiał się w sposób, który mi się
zdecydowanie nie podobał. Bo śmiał się ze mnie.
– Widzę,
że cię nieźle ubawiłam.
– Żebyś
wiedziała.- Odparł nie zważając na zgryźliwą nutę zawartą w moim komentarzu.
Nadal nie przestawał się przy tym ze mnie śmiać. W końcu jednak przestał
patrząc mi prosto w oczy już bez rozbawienia.- Muszę wziąć coś przeciwbólowego,
bo boli mnie ręka. Idziesz ze mną do pokoju?- Udobruchana skinęłam głową.
Wiedziałam, że w innych okolicznościach jego zachowanie wydawało by mi się
niezwykle zabawne, ale nie teraz. Przypomniałam sobie jak po naszym pierwszym
spotkaniu uciekłam z jego domu sądząc, że mnie
wykorzystał. A właściwie mój zapijaczony stan świadomości. Wówczas
również ze mnie kpił w jakiś dobroduszny sposób. Dzięki temu wspomnieniu
poczułam się dużo lepiej. A więc gdzieś jeszcze był mój prawdziwy Tomek. Nawet
jeśli teraz nie do końca rozpoznawałam go w towarzyszącym mi mężczyźnie.
Gdy
dotarliśmy do jego pokoju ustałam blisko drzwi patrząc na niewielką półkę ze
zdjęciami naprzeciwko mnie. Z tej odległości nie mogłam widzieć dokładnie, ale
rozpoznawałam jako tako kilkanaście lat młodszego Tomka. Szczerzył się do
aparatu obejmując jakąś ciemnowłosą dziewczynkę. Kim była? Nie mogłam poznać.
– Naciśniesz
tamten guzik? Chciałbym napić się wody.
– Guzik?
– Tak,
ten koło drzwi. Dzięki temu zaraz ktoś przyjdzie.
– Przecież
ja mogę ci ją przynieść.
– Po co?
Od tego mamy służbę. Fajnie, nie?- Dodał widząc moją minę.
– Zupełnie
jakbym przeniosła się w czasy renesansu.- Niepewnie wcisnęłam niewielki
guziczek.
– Chodzi
ci o architekturę? Nigdy nie byłem dobry ze sztuki.
– Tak.-
Przyznałam z trudem powstrzymując się przed dodaniem: ty nie byłeś dobry ze
sztuki? Przecież pamiętałam jak w czasie pozowania mu do portretu opowiadał mi
jakieś śmieszne i mało znane anegdotki o dawnych malarzach czy artystach. Robił
to w sposób niewymuszony, zakładający że doskonale wiedział o czym mówi.
Dlaczego więc teraz kłamie?
– Znów
ta mina. Co znowu zrobiłem nie tak?- Spytał domyślnie.
– Nic.
Dawniej sporo opowiadałeś mi o sztuce.- Postanowiłam w końcu wyznać.
W końcu
to był fakt, a nie stan emocjonalny więc mogłam to zrobić w zgodzie z własnym
sumieniem i zaleceniem doktora. Gdy Tomek nic nie powiedział odezwałam się
znów:- Malowałeś.
– Malowałem?
– Tak.
Miałeś swój warsztat na strychu i farby. Parę razy widziałam cię przy pracy...
Czemu tak na mnie patrzysz?- Teraz z kolei to ja zadałam mu to pytanie.
– Nie wiedziałem,
że mówiłem ci o tym. Nawet mój brat czy siostra nie wiedzą, że nadal od czasu
do czasu maluję.- Wydawał się być tym faktem zakłopotany.
– No
cóż- Zaczęłam zadowolona, że najwyraźniej takie informacje znaczą, że jednak w
przeszłości odgrywałam w jego życiu jakąś rolę, bo inaczej bym przecież o tym
nie wiedziała.- być może w ciągu tych ostatnich pięciu lat, których obecnie nie
jesteś sobie w stanie przypomnieć stałeś się bardziej otwarty.
– Nie
sądzę. Mówiłaś, że czasami widziałaś mnie przy pracy. To znaczy, że widziałaś
moje rysunki?
– Właściwie
to nie. Zacząłeś malować obraz, ale go nie dokończyłeś. Potem obiecałeś pokazać
mi gotowe płótno.- Powiedziałam wspominając chwile gdy spontanicznie oznajmił
mi, że mnie namaluje. Tak więc ja pozowałam mu przez kilka wieczorów, czasami
znudzona pośpieszając go żartobliwie widząc jak niewiele wykonał. On jednak
śmiał się tylko ze mnie mówiąc, że najwspanialsze dzieła powstawały czasami
latami. A potem, gdy już zaczął malować zarys twarzy nie pozwalał mi nawet
zerknąć na jego pracę argumentując, ze zobaczę ją dopiero gotową. Potem wiele
razy żartował sobie ze mnie, że używając wyobraźni maluje mnie nago, ale ja w
to nie wierzyłam. Przeważnie. Bo czasami wydawał mi się być taki z siebie
zadowolony, że już sama nie byłam pewna.
– I ty
przy tym byłaś?
–Tak.-
Skinęłam głową widząc, że jego konsternacja się powiększa. Czyżby zawsze
malował sam? A może to była tylko jego samotnia? Bardzo chciałam go o to
zapytać, ale intuicyjnie poznawałam, że tylko go tym zirytuje. Najwyraźniej on
sam nie mógł jeszcze dojść do ładu z tą rewelacją, którą go uraczyłam.
Widziałam, że jest zakłopotany i zupełnie nie rozumiałam dlaczego. Dopóki się
nie odezwał:
– Cholera,
ale mnie zaskoczyłaś. Naprawdę nikomu nie mówiłem o swoim malowaniu, a to że o
tym wiesz... jedyna osoba, która o tym wie to mój ojciec, więc nie sądzę żeby
on ci to powiedział.
– Myślisz,
że skłamałam?
– Nie.-
Dodał prędko widząc widocznie wymowę wyrazu mojej twarzy.- Po prostu... no to
trochę żałosne.
– Żałosne?-
Nie miałam pojęcia o czym on mówi.
– No bo
wiesz, w moim wieku rozrywką facetów jest raczej wyjście do klubu, wypad z
kolegami, wspólny turniej golfa lub inny sport. A ja lubię malować.
– Nie
wiem gdzie ty widzisz tu powód do wstydu. Przecież to... urocze.- Zabrakło mi
odpowiedniejszego słowa. Tomek parsknął śmiechem.
– Urocze...
hm dzięki, że uświadomiłaś mi, iż mam uroczą pasję. To sprawiło, że czuję się
bardziej męski.
– Naprawdę
jesteś dziecinny. Nie potrafię zrozumieć co w tym zawstydzającego.
– I
pewnie dlatego ci o tym powiedziałem. Tylko nie mów o tym nikomu.- Nakazał mi.-
Chyba spaliłbym się ze wstydu gdyby moja rodzina i znajomi o tym wiedzieli.
– Przecież
lubisz to robić. Mówiłeś nawet kiedyś, że chciałeś iść na ASP.
– Naprawdę
ci to powiedziałem? No cóż, marzenie ściętej głowy. Poza tym nawet gdybym i był
wystarczająco dobry żeby zdać testy wstępne i rysunek mój tatuś skutecznie by
się postarał o to by mnie jednak nie przyjęli.
– Nie
chciał abyś tam studiował?
– Nie
chciał? To za słabe słowo. On po prostu dostawał apopleksji na samą myśl o
tym.- Tomasz zaśmiał się gorzko jakby do tylko sobie znanego wspomnienia.-
Wiesz, jeszcze niedawno... to znaczy biorąc pod uwagę te pięć lat których nie
pamiętam...- Skrzywił się mówiąc o tym- ...to ja miałem wszystko dziedziczyć i
być prezesem wielkiego Build& Project. Zwłaszcza po tym jak Krzysiek zaczął
spotykać się z Agnieszką wbrew ojcu. Chciał go nawet wydziedziczyć, ale ja otwarcie
przeciwstawiłem się ojcu. Niestety dopiero w rok po ukończeniu swoich studiów.
Czyli dla mojej pamięci jakieś... trzy miesiące temu.- Uśmiechnął się smutno. -
Choć naprawdę od tego czasu minęło pięć lat i trzy miesiące.
– Będzie
dobrze.- Wolno podeszłam do niego kładąc mu dłoń na ramieniu. Gdy podniósł
głowę i spojrzał mi w oczy ujrzałam w nim chłopięcą bezbronność i
dezorientację. Pochyliłam się nad nim mając szczerą ochotę mocno go przytulić i
zapewnić, że wszystko będzie dobrze, gdy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Ulotna
chwila minęła. Na twarzy Tomasza znów ukazała się maska zblazowanego faceta gdy
odpowiadał głośno: proszę. Potem pojawiła się starsza kobieta.
– O pani
Renia, nareszcie ktoś kogo znam a nie te młode paniusie które nawet nie umieją
porządnie odkurzyć.- Klasnął w dłonie, a staruszka uśmiechnęła się wesoło.
Widocznie pracowała tu od dawna i Tomek ją pamiętał a ona bardzo go lubiła.
– Tak,
to ja. To może mi teraz powiesz z jakiego powodu odciągnąłeś mnie właśnie od
robienia obiadu.- Swobodny ton, który nawet dla tak postronnego obserwatora jak
ja był wyraźnie widoczny w ich rozmowie zdobył moje uznanie. Bo chociaż dom
Kamińskich, a właściwie w moich oczach pałac był pełen służby, to jednak ludzi
tu pracujących traktowano z szacunkiem. I wyraźną sympatią.
– Chciałem
tylko poprosić o moje tabletki. Znowu coś mnie rwie w tej nodze.
– Przecież
dopiero co zdjęto ci szwy. Powinieneś uważać na siebie i chodzić o kulach, a
nie zgrywać wielkiego macho. Zaraz przyniosę ci maść.
– Dziękuję.
Pamiętaj, że jeśli z tego powodu Gadzina będzie chciał cię zwolnić to możesz
bez wahania zwalić winę na mnie.
– Nie
omieszkam!- odkrzyknęła mu jeszcze ze śmiechem kobieta i wyszła.
– Kim
jest: Gadzina?
– Nie
wiesz? To mój szanowny tatuś. Jeszcze nie miałaś wątpliwej przyjemności go
poznać? Ale nie, przecież widziałaś go w szpitalu.
– Tak,
pamiętam. Tyle, że od tamtej pory choć byłam tu już kilkakrotnie to go nie
spotkałam.
– Więc
dziękuj za to Bogu. Kurczę, zapomniałem spytać co będzie na obiad.
– Przecież
ta pani zaraz tu wróci.- Odparłam mu ze śmiechem.
– No
tak.- Chrząknął.- Więc może teraz wrócimy do tego na czym stanęliśmy?
– A na
czym niby stanęliśmy?
– O ile
pamiętam pochylałaś się nade mną w jakimś konkretnym celu.
– O ile
pamiętam robiłam to w innym celu niż ty przypuszczasz.- Wbrew sobie spodobała
mi się ta gra między nami i ten figlarny błysk w jego oczach gdy wstawał z
fotela. Tym razem pozwoliłam mu się pocałować, bo ja również tego pragnęłam.
Pragnęłam poczuć, że jednak mnie kocha, że mnie nie zapomniał. Niezmiernie
głupie, bo przecież wiedziałam iż to niemożliwe, bo nie pamięta żadnego, nawet
najbardziej istotnego szczegółu z ostatnich kilku lat swojego życia. Jednak nic
nie mogłam poradzić na swoje romantyczne rojenia.
I tym
razem pocałunek Tomasza był inny od poprzednich. W myślach wyraźną linią
oddzielałam każde jego zachowanie klasyfikując je: przed wypadkiem i po
wypadku. Pocałunki zdecydowanie należały do tej drugiej kategorii. Jednak teraz
potrafiłam już
zrozumieć
na czym polegała ta nieuchwytna dla mnie na pierwszy rzut oka (choć powinnam
raczej powiedzieć: dotknięcie mojego języka przez jego): po prostu brakowało w
nich tej znanej mi wcześniej czułości, subtelności czy delikatnej nutki. Te
pocałunki po wypadku były władcze, wymagające i twardo zmierzające do celu o
czym przekonałam się gdy przyciągnął mnie bliżej do siebie. Czułam, że mnie
pożąda. Nie mógł tego ukryć nawet gdyby chciał. Inna spawa to to, iż wcale nie
starał się tego zrobić. Nie powiem: mnie też zrobiło się gorąco i bardzo,
bardzo przyjemnie. Ale głos rozsądku wygrał i tym razem. Nie mogłam kochać się
z mężczyzną swojego życia po raz pierwszy gdy ten mnie wcale nie pamiętał. Być
może darzył mnie teraz jakąś dozą uczucia, to jednak nie była to miłość.
Pomijając nawet fakt, że za chwilę miała wrócić pani Renata z lekami dla Tomka.
Tak więc i tym razem musiałam to przerwać. Gdy jednak zaczęłam protestować, on
wcale nie chciał mnie puścić.
– Doprowadzasz
mnie do szaleństwa.- Jęknął wodząc ustami po mojej szyi. Głęboko wciągnęłam
nosem powietrze niemal się nim zachłystując.
– Nie.-
Szepnęłam słabo.- Pani Renata...
– Nie wejdzie
bez pukania. A poza tym możemy się zamknąć.- To mnie otrzeźwiło.
– Przecież
będzie wiedziała co tu robimy.- Powiedziałam już przytomniej. Tomek wzruszył
ramionami.
– I co z
tego? Przecież nie mamy pięciu lat.- Po chwili jego usta znów zakryły moje wargi.
– Proszę.-
Odezwałam się odkręcając się w prawo tak
by jego usta znalazły się na moim policzku.- Nie powinniśmy.- Całe
roztargnienie i rozbawienie Tomasza gdzieś zniknęło. Wypuścił mnie tak
beznamiętnie jak jeszcze kilkanaście minut temu na zewnątrz wracając z powrotem
na kanapę. Patrzył przy tym gdzieś w bok.-Przepraszam.- Odezwałam się nie mogąc
dłużej znieść tej przytłaczającej ciszy między nami. I choć wcale nie czułam,
że popełniłam jakiś błąd to jednak on wydawał się być wyraźnie na mnie zły.
– Za co?
Za to, że wciąż mówisz mi tylko: nie i nie? Nie masz mi nic więcej do
powiedzenia?- Zupełnie automatycznie odpowiedziałam:
– Nie.
– Starasz
się być zabawna?- Spytał mnie twardo z lekką złością, którą skrzyły mu się
nawet oczy. Już chciałam ponownie powiedzieć: nie, ale dotarło do mnie, że
uznałby iż celowo go prowokuję. Dlatego tylko pokręciłam głową. Potem
zauważyłam, że Tomasz wstaje i kieruje się ku drzwiom. Chwilę zajęło mi
zrozumienie, że wyszedł zostawiając mnie w swoim pokoju zupełnie samą. Pospiesznie
wyszłam za nim.
– Tomek!-
Zawołałam go, bo nie miałam pojęcia gdzie mógłby pójść. Nie bardzo znałam
jeszcze cały dom, ponieważ byłam tu tylko kilka razy, więc nie pozostało mi nic
innego jak skierować się na dół do wyjścia. Tę trasę: poczynając od drzwi
frontowych do pokoju Tomasza opanowałam zupełnie.
Miałam
szczęście, bo dogoniłam go już na schodach. Jeszcze raz go przeprosiłam, a gdy
się do mnie nie odezwał zamierzałam poczęstować go jakąś większą tyradą. Co on
ma osiemnaście lat, żeby za każdym razem podczas moich wizyt rzucać się na
mnie?
Przecież przynajmniej od kilku lat powinien doskonale panować nad swoimi
hormonami.
– O tu
jesteście.- Przy schodach na dole pojawiła się Agnieszka z Krzyśkiem
przerywając mi w ostatniej chwili (bo już brałam głęboki wdech przygotowując
się do ataku na Tomka)- Tak myśleliśmy, że najpewniej poszliście do domu na
obiad. Jest już gotowy?
– Nie
wiem, pani Renia mówiła, że kończy ale nie wiem dokładnie na jakim jest
etapie.- Odparł jej Tomasz.
– Świetnie.-
Ucieszyła się Aga. W końcu chyba zrozumiała, że coś jest nie tak, bo spojrzała
najpierw bacznie na mnie, potem na mężczyznę stojącego obok mnie.- W takim
razie pójdę z Anią do jadalni i się przekonamy.
– Nie ma
potrzeby. Ona właśnie wychodzi.- Odezwał się Tomek. Zupełnie zaskoczona nie
odezwałam się tylko stojąc niemal wrośnięta do podłogi. Jak on mógł mnie tak
potraktować? Wyrzucał mnie z własnego domu? I to z powodu... Zmusiłam się do
uśmiechu z wielkim trudem.
– Tak,
muszę już wracać.- Potwierdziłam, choć miałam szczerą ochotę zaprzeczyć temu co
wcześniej powiedział mój chłopak. Bo jak śmiał wyrzucać mnie w tak upokarzający
sposób? Zupełnie jakby mnie odprawiał.
– O,
szkoda.- Najwyraźniej pani Kamińska nie uwierzyła słowom brata jej męża, ale
taktownie o nic nie pytała. A ja po krótkim pożegnaniu znalazłam się wreszcie
na zewnątrz. Tuż przy furtce odruchowo się odwróciłam. Przy jednym z okien na
piętrze zauważyłam jakąś męską sylwetkę. W pierwszej chwili pomyślałam, że
mężczyzna mnie obserwuje, jednak napotykając mój wzrok zupełnie się nie
speszył. Poznałam go mimo odległości .To był Władysław Kamiński.
serce mi się kroi i łzy stają w oczach gdy czytam jak Tomek traktuje Anię...aby tylko nie zrobił żadnego głupstwa i jej nie zdradził....
OdpowiedzUsuńI znowu pewnie stary Kamiński namiesza, szkoda mi tej Ania, jest taka sympatyczna, oddana a Tomek po utracie pamięci zachowuje się jak pajac.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ania