Łączna liczba wyświetleń

sobota, 18 lipca 2015

Seans: Rozdział VIII

Co?!- gdy upłynęło może pięć sekund, które dla mnie osobiście okazało się być
wiecznością, Jakub się wreszcie odezwał.- To jakiś żart?
– Wcale nie- Karol widocznie jeszcze bardziej chciał mnie pogrążyć. Albo w ogóle wątpił w
moje słowa, gdy tłumaczyłam jak niebezpieczny może okazać się Kuba Graj.- Zebrała nas
tutaj i opowiada jakieś niestworzone historie.
– To prawda?- zwrócił się do mnie zło-wróżebnie suchym tonem.- Chcesz mi coś powiedzieć?
– Nie, to nie tak- wtrącił się Damian próbując zażegnać spór.- Chłopaki żartują.
– Nie żartują. No powiedz- zwrócił się do mnie Karol. Przyjęłam wyzwanie.
– Świetnie, że przyszedłeś, choć nieproszony.- odezwałam się lekko drżącym głosem. Szybko
się opanowałam.- Rozmawialiśmy o tamtym wieczorze.
– Sara- próbował powstrzymać mnie Damian.
– I co? Sądzisz, że miałem coś wspólnego ze śmiercią Marioli? Pogrzało cię?- zaczął się do
mnie zbliżać szybkim krokiem. Odsunęłam się odrobinę do tyłu. Na szczęście między nas
wtrącił się Damian.
– Stary, uspokój się.
– Ja mam się uspokoić? Ta wieczna amatorka horrorów oskarża mnie o coś takiego. Ja nawet
nie wiem czy mam się z tego śmiać czy płakać, takie to wszystko niedorzeczne.
– Zobaczymy czy tak będzie ci do śmiechu kiedy opowiem o wszystkim policji- ujrzałam w
jego oczach stalowy błysk.
– Ty...- nie dokończył próbując wyrwać się z uścisku Damiana- Jesteś chora! Powinnaś się
leczyć! Jak możesz myśleć o tym, że mógłbym zrobić coś swojej dziewczynie, a co dopiero
to zrobił?!- krzyczał nabrzmiałym z emocji głosem. Zastanawiałam się tylko czy tymi
emocjami był żal i cierpienie po śmierci Marioli czy strach i niepewność tego, że wszystko
się wyda.- Puść mnie!- warknął na Damiana, po czym brutalnie go odepchnął tak, że ten
wylądował z głuchym łoskotem na komodę. Po drodze jednak próbował uniknąć ciosu
chwytając obrus który był na biurku. Z niego błyskawicznie posypały się wszystkie
przedmioty. Przez chwilę wszyscy zastygliśmy w bezruchu nie dowierzając co się właściwie
stało.
– Co się tutaj dzieje?- nawet nie zauważyłam kiedy drzwi się otworzyły i do pokoju weszła
mama Kariny. Podeszła z niepokojem do Damiana- Nic ci nie jest?
– Nie- odparł tamten próbując wstać. Skrzywił się przy tym z bólu
– Ktoś mi powie co tu się dzieje?- odezwała się ponownie pani Jasińska, tym razem lekko
podniesionym tonem.
– Wszystko w porządku. Po prostu chłopaki się tylko przekomarzali...- odezwała się
niepewnym głosem Karina. Nikt z nas nie zaprzeczył.- Ale już będą szli, prawda?- Janusz z
Karolem spojrzeli niepewnie na Kubę, z którego ewidentnie biła złość. Ja z kolei
spojrzałam na Damiana. I szerzej otworzyłam oczy na widok pierwszej kropelki krwi, która
pojawiła się pod jego nosem. Chciałam do niego podejść, ale obawiałam się, że mnie
odepchnie. Poczekałam więc aż pozostali chłopcy wyjdą. Ale Kuba zanim to zrobił posłał
mi jeszcze mordercze spojrzenie.
– Proszę- odezwałam się do Damiana podając mu chusteczkę. Przyjął ją bez słowa
przedkładając ją sobie do nosa. W tym czasie mama Kariny spojrzała na córkę i ponowiła
pytanie. Słyszałam tylko urywki ich cichej rozmowy z której wynikało, że moja przyjaciółka
kryje nas wszystkich i to co się przed chwilą stało. Odetchnęłam z ulgą gdy wyszła
wyprzedzając za sobą wózek z Kariną. Zostaliśmy z Wranickim sami. Dobre kilkadziesiąt
sekund nie mogłam wydobyć z siebie głosu zastanawiając się co mu powiedzieć.-
Przepraszam- szepnęłam tylko cicho nie patrząc mu nawet w oczy.
– Dlaczego?- nie zrozumiałam jego pytania. Chyba dlatego dodał- Sądziłaś, że Kuba ucieszy
się z oskarżenia? A może przyzna?
– No nie.- zrobiło mi się głupio. Był wyraźnie zły. Nagle zauważyłam, że wstaje.- Idziesz już?
Ale twój nos...
– Poradzę sobie- zbył mnie wrzucając chusteczkę do kosza.- Na razie.
– Poczekaj- poprosiłam, ale zupełnie mnie zignorował. Po chwili usłyszałam tylko głośne:
„Do widzenia” prawdopodobnie wypowiedziane do pani Jasińskiej. Pokonując odrętwienie
zrobiłam to samo naciągając pospiesznie kurtkę i żegnając się z przyjaciółką. Potem
rozejrzałam się za Damianem, ale nigdzie go nie było. Szybko wsiadłam do autobusu
zdecydowana poczekać na niego pod jego domem. Miałam nadzieję, że właśnie tam się
teraz uda. Jednak moje przypuszczenia nie okazały się tak trafne jak sądziłam. W
rzeczywistości bowiem stałam prawie godzinę co chwila drepcząc w miejscu aby pokonać
ogarniające mnie zimno. Spojrzałam na zegarek: była już prawie osiemnasta. Postanowiłam
zrezygnować: było już późno, a nie chciałam znów dostać bury od rodziców.
– Co ty tu robisz?- usłyszałam wtedy za swoimi plecami. Odwróciłam się.
– Damian- powiedziałam na głos jego imię i się uśmiechnęłam zupełnie zapominając o
zimnie- Przyszłam, bo chciałam z tobą porozmawiać.
– Chyba już znam twoje pomysły. Idź lepiej do domu.- odparł wymijając mnie.
– Nie pójdę dopóki mnie nie wysłuchasz.- Zatrzymał się i odwrócił.
– A czego mam słuchać? Że na własną rękę bawisz się w coś takiego? Nawet nie wiesz coś ty
zrobiła...
– Dobra wiem, okej?- wzięłam głęboki wdech- Może zareagowałam zbyt emocjonalnie, ale
Kuba naprawdę coś ukrywa.
– Właśnie z nim rozmawiałem. Był wyraźnie rozczarowany twoimi podejrzeniami. Z resztą ja
też. Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Wtedy mógłbym powiedzieć ci, że to kompletna
bzdura.
– Może dla ciebie, ale nie dla mnie.
– Aleś ty uparta.- westchnął ciężko.- Chodź- odparł wprawiając mnie w zdumienie- Cała się
trzęsiesz a twój nos ma kolor buraka. Wejdź chociaż na dziesięć minut żeby się ogrzać.
– Czy to znaczy, że mi wybaczyłeś?
– Co: że przez ciebie najlepszy kumpel rozkwasił mi nos i poobijał trochę żeber? To chyba
Kubę powinnaś przeprosić za te podejrzenia.
– Przeproszę go- obiecałam dodając w myślach: jeśli tylko wiarygodnie mi to wszystko
wytłumaczy. Na szczęście to usatysfakcjonowało Wranickiego.
Gdy dotarliśmy do mieszkania okazało się, że jego mamy nie ma w domu. Jest w pracy, wyjaśnił, a
mi znów zrobiło się niezręcznie. No bo jakby nie było nigdy nie zaprosił nikogo z naszej paczki w
komplecie do swojego domu. No może poza Kubą. Ale raczej starał się tego unikać. A tu najpierw
te korepetycje z historii a teraz to...już sama nie wiedziałam co o tym myśleć.
– Skąd w ogóle wzięłaś ten pomysł z Jakubem w roli czarnego charakteru?- spytał po kilku
minutach wciskając mi do ręki gorącą herbatę z cytryną. Od razu położyłam na niej
zziębnięte dłonie aby je ogrzać.
– Bo nas okłamał. Powiedział, że Mariola kontaktowała się z nim w środę, a tymczasem
policja odkryła, że nie żyła już we wtorek.- znów zapadła między nami chwila ciszy.
– Z jej telefonu wysłano tego SMS-a.- powiedział w końcu Damian. Spojrzałam na niego
zaskoczona.
– Chcesz powiedzieć, że...
– Tak, najwyraźniej ktoś wysłał tą wiadomość.- zgodził się niechętnie jakby żałował, że mi to
w ogóle zdradził.
– Więc ty też wiedziałeś, że ktoś jeszcze maczał w tym udział- wskazałam na niego
oskarżycielsko palcem- A nazywałeś mnie amatorką horrorów!
– To nie ja cię tak nazwałem- odparł na to. Prychnęłam.
– Nie o to chodzi. Ty, Kuba czy Karol...to nieważne, bo wszyscy tak myśleliście. I ty masz
czelność mówić mi, że ci nie ufałam?- wstałam z krzesełka nagle czując, że dłużej już tego
nie zniosę. Znacie to uczucie nagłego rozczarowania, gdy robicie coś w co wierzycie, a
potem okazuje się, że nie było tym do czego zmierzaliście? No cóż, ja wierzyłam w
Damiana. I gorzko się rozczarowałam. Sarkastycznie pomyślałam, że nagle z roli kata
stałam się ofiarą.
– Sara, poczekaj- powiedział łagodnie jakby było mu przykro.
– Dzięki za herbatę. Już się rozgrzałam. Na razie- odparłam lakonicznie. Gdy dotarłam już
pod drzwi dosłownie w trzech susłach znalazł się przy mnie aby je zagrodzić. Lekko się
przy tym skrzywił, więc domyśliłam się, że dokuczają mu niedawne obrażenia. Właśnie ta
cenna sekunda zmarnowana na współczucie dla Damiana, który jakby nie było nabawił się
ich przeze mnie spowodowała, że się zawahałam. A on w tym czasie zablokował mi wyjście.
– O ile pamiętam chciałaś porozmawiać.- zauważył.
– O ile pamiętam kazałeś mi przestać bawić się w detektywa dla dzieci- te jego słowa
dokładnie pamiętałam.
– Dobra, sory- powiedział w końcu głośno wypuszczając powietrze ustami aż poczułam jego
lekki podmuch na swoich włosach. Bo stał bardzo blisko mnie. Odsunęłam się czując się
nieswojo.
– Okej- skapitulowałam, bo moja złość spowodowana jego bliskością gdzieś wyparowała.-
Chyba nie mam ochoty tego słuchać, ale ty mnie raczej nie wypuścisz, co?- uśmiechnął się.
– Więc może usiądziesz?
– Może postoję?- znów ten lekki półuśmiech.
– Jak to się stało, że wcześniej nie zauważyłem jaka jesteś złośliwa i uparta?
– Zazwyczaj dobrze się z tym kryję- odparłam.- Więc? Podejrzewałeś wcześniej, że coś tamtej
nocy zaszło nie tak?- skinął głową.
– Tak, ale nie byłem pewien.
– Więc czemu wtedy nic mi nie powiedziałeś?
– Z takiego samego powodu jak teraz. Nie mam zamiaru ciebie w to wciągać. Dopóki to było
dość niegroźne zabawy z wróżką- czy musiał przypominać mi moją kompromitację?- czy
też spacery po cmentarzu- cholera, a więc o tym też wiedział?!- postanowiłem nie
interweniować.
– Dlaczego? Przecież mogłabym pomóc.
– Powiedziałem już, że nie.
– Bo? Dziewczyny są bardziej ograniczone?
– Bo nie zamierzam cię narażać- odparł, co całkiem zbiło mnie z tropu. Bo zdążyłam się
przygotować na postawę ofensywną. Więc nie chciał mnie narażać...
– Ale ja nie jestem jak Karina- zaprotestowałam chociaż dość słabo.
– Wiem. I właśnie dlatego. Z twoją możliwością ładowania się w kłopoty.
– Hej, co to miało znaczyć? Kiedy niby wpadłam w jakieś kłopoty?
– A urodziny u Marioli? Impreza u Stefana, szkolna wycieczka. Przecież prawie wyleciałaś
przez okno chcąc chronić Karinę.
– Przecież w żadnej z tych sytuacji nie stało się nic złego.
– Pamiętaj, że znam cię dopiero od niecałych czterech miesięcy, więc jeszcze wiele może się
zdążyć.
– Nie zmieniaj tematu. Chcę w tym uczestniczyć. Nie sądzisz, że powinniśmy iść z tym na
policję?
– Policję? A kto uwierzy takim dzieciakom jak my? Przecież śmierć Marioli została oficjalnie
uznana za wypadek....- zaczął mi tłumaczyć, a ja uświadomiłam sobie, że ma rację. Przecież
te argumenty powstrzymywały mnie od tego wcześniej. Jednak nie zamierzam się
poddawać. Twardo obstawałam przy swoim, aż w pewnym momencie usłyszeliśmy dzwonek
do drzwi. To była pani Wranicka, która właśnie wróciła z pracy. Przywitałam się szybko.
– Dobry wieczór- odezwałam się i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jest już dość późno,
a ja tu sobie miło konwersuję z Damianem. Przecież mama mnie zabije jal wrócę. Chociaż
to nie jest najtrafniejsze określenie. Zwłaszcza po tym co stało się z Mariolą.- Ja...chyba już
powinnam wrócić do domu. Do widzenia- niewątpliwie zrobiłam z siebie kompletną idiotkę,
co potwierdził pobłażliwy uśmiech mamy Damiana. Spojrzała na swojego syna.
– Damian, może powinieneś odprowadzić swoją przyjaciółkę? Jest już dość późno...
– O nie, naprawdę nie trzeba- zaprotestowałam szybko zasuwając kurtkę- To tylko pół
godziny drogi, dziesięć minut autobusem...
– Mama ma rację- przerwał mi.- Poczekaj chwilę, przyniosę swoją kurtkę.- I w ten sposób
spędziłam z Damianem pół godziny więcej. Zdecydowaliśmy się na spacer, choć właściwie
oboje nie podjęliśmy tej decyzji. Po prostu odruchowo zaczęliśmy kierować się w stronę
mojego domu, a nie przystanku. Drogę umilaliśmy sobie rozmową. Choć właściwie nie
wiem czy można to właściwie nazwać umilaniem, bo rozmawialiśmy o Marioli. I jej
jutrzejszym pogrzebie. Gdy dochodziliśmy już do mojego domu odezwałam się zmieniając
temat:.
– Dziękuję za wszystko co dzisiaj dla mnie zrobiłeś.
– Nie ma sprawy. Choć nadal trochę boli mnie biodro po tym bliskim spotkaniu z komodą.-
speszyłam się, bo prawdę mówiąc miałam bardziej na myśli wyznanie mi prawdy odnośnie
podejrzeń co do Stankiewicz.
– W sumie to nie musiałeś mnie bronić, ale za to też dziękuję. Jestem twoją dłużniczką.
– Tak?- powiedział zdziwiony- Więc chyba musisz spełnić moje jedno życzenie.
– Strzelaj. Od razu mówię, że nie jestem zbyt posłuszna, ale jeśli będę w stanie to zrobić to...-
urwałam gdy poczułam jego dłoń na swoim policzku. Odwróciłam lekko głowę, ale zaraz
się za to skarciłam i odważnie spojrzałam mu w oczy. Uśmiechał się do mnie delikatnie.
– Mogę?- spytał. Wiedział o co mu chodzi. Pocałunek. Chciał mnie pocałować, a ja chciałam
tego samego. Nie mogłam uwierzyć we własne szczęście, choć w tej chwili jednocześnie
moje serce łomotało szybkim galopem nie dowierzając, że taki chłopak jak Damian
rzeczywiście chce....Skinęłam głową i również odwzajemniłam uśmiech czekając na to czego
pragnęłam od tak wielu dni. A praktycznie od kilkunastu tygodni, od których go znałam.
Nasz pocałunek był delikatny i jak dla mnie za krótki, ale całkowicie mnie oszołomił. A gdy
się skończył przez chwilę nie byłam zdolna otworzyć oczu. Tylko co jeśli to wszystko mi się
tylko przyśniło? Ale nie: on stał tam dalej; blisko mnie patrząc mi w oczy. Po chwili
zupełnie niespodziewanie przyciągnął moją głowę do swojej jeszcze raz i powtórzył
pocałunek tym razem wkładając w niego więcej pasji i żaru.- Od dawna chciałem to zrobić.
Cholernie mi się spodobałaś.
– Naprawdę?- ucieszyłam się nadal nie do końca wierząc w to co się właśnie stało.- Ja też odważyłam
się wyznać. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy szczerząc się do siebie jak
głupi. Po kilku minutach wreszcie się pożegnaliśmy.
Otwierając drzwi do domu poczułam się lekko jak nigdy dotąd: zapomniałam o ostatnich
problemach i nawet gdy mama znów zarzekała na godzinę mojego powrotu i bałagan w pokoju
mogłam się do niej tylko uśmiechnąć. Jednak wchodząc do niego zauważyłam, że jednak jest tam
czysto. A więc mama jednak mi posprzątała. Usiadłam na krześle obracając się na nim kilkakrotnie
i wciąż rozpamiętując pocałunek Damiana. Po kilkunastu sekundach przestałam. Otwierając oczy
zauważyłam na biurku obok jakiś drobniaków zwiniętą karteczkę. Zdziwiona wzięłam ją do rąk.
„Wielka z ciebie realistka
co przyjaciółką wielu się mieni,
lecz uważaj komu ufasz
bo jeden z ich życie twe w koszmar zmieni.”
Przeczytawszy ten czterowersowy wierszyk mój dobry humor prysł jak bańka mydlana. To była
halloweenowa wróżba: byłam tego pewna. Moja wróżba.
– Mamo! Zawołałam szybko się podnosząc i wchodząc do kuchni w której akurat się
krzątała.- Skąd wzięły się te rzeczy na moim biurku?
– O czym mówisz?- spytała. Wzięłam ją za rękę i zaprowadziłam do swojego pokoju- Ach to.-
machnęła ręką- Wyjęłam chyba z kieszeni jakichś twoich spodni, bo musiałam wyprać ten
cały stos. Zajęło mi to...
– Ta karteczka na pewno była w spodniach?- nie wiem dlaczego, ale to banalne wyjaśnienie
jeszcze bardziej zbiło mnie z tropu. Ale zaraz skarciłam się za to. A co sobie wyobrażałam?
Że bandyta który zranił Janusza poluje teraz na mnie i włamał się do pokoju aby zostawić
mi wiadomość? Śmiechu warte.
– Jaka karteczka? Mówiłam, że wszystko co było w środku czy kieszeniach położyłam na
biurko. Skąd niby miałam to wziąć?
– No tak, przepraszam- odezwałam się słabo. A gdy wyszła zaczęłam się zastanawiać
dlaczego znalazłam ją akurat teraz.
Następnego dnia jednak w ogóle nie zaprzątałam sobie tym głowy. Zwolniłam się trochę ze szkoły,
aby zdążyć na pogrzeb Marioli, choć większość mojej paczki w ogóle darowała sobie ten dzień. Dla
mnie to nawet lepiej bo gdybym musiała spotkać się dziś z Jakubem niechybnie skończyłoby się to
poważną awanturą. I tak podczas mszy rzucał mi wściekłe spojrzenia. Nadal był na mnie zły. I w
sumie to się mu nie dziwię.
Procesja była przygnębiająca. Oczywiście pogrzeb zawsze ma coś takiego w sobie: nie wiem czy to
ta specyficzna atmosfera, muzyka, czarne ubrania i posępne twarze ludzi (choć może wszystkiego
po trochu), ale ten odczułam wyjątkowo. Może dlatego, że Mariola była moją koleżanką z klasy.
Tuż po wszystkim starałam się przeprosić Jakuba: przyjął moje przeprosiny, aczkolwiek niechętnie i
chyba tylko dla świętego spokoju (bo Wranicki cały czas go delikatnie szturchał). Gdy odchodziłam
zauważyłam panią Stankiewicz: miała na sobie modną i dopasowaną czarną garsonkę, a twarz
przysłaniała jej woalka. Zawsze była bardzo elegancka. Ale to dzięki obserwacji jej stroju
uświadomiłam sobie, że zapomniałam o czymś ważnym. Przecież powinnam z nią porozmawiać
aby choć trochę ruszyć swoje śledztwo z miejsca. A teraz miałaś świetną wymówkę: mogłam złożyć
kondolencję. Zdecydowałam, że odwiedzę matkę Marioli jutro przed południem. Dzisiaj chciałam
jeszcze porozmawiać z Kariną i Damianem o swoich planach. Oczywiście z tym drugim o wiele
bardziej. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie pocałunku. I choć wiedziałam, że nie jest w
najlepszym tonie cieszyć się zaraz po uroczystości pogrzebowej, ale ja nic nie mogłam na to
poradzić. Bo po raz pierwszy byłam zakochana. I wszystko wskazywało na to, że z wzajemnością.
Mimo wszystko podczas spotkania z Wranickim postanowiłam upewnić się, że wczorajszy
pocałunek coś dla niego znaczył. Ale okazało się, że moje obawy były bezpodstawne: od razu
powitał mnie uśmiechem i delikatnie objął.
Tak jak wcześniej sobie postanowiłam nazajutrz odwiedziłam panią Stankiewicz wcześniej
upewniwszy się, że zastanę ją w domu. Było to istotne, bo jako właścicielka potężnej firmy
transportowej często wyjeżdżała z mężem i praktycznie nie miała czasu dla Marioli. Być może
dlatego była taka jaka była: skoncentrowana na sobie, nieufna, cyniczna...Próbowałam pozbyć się z
głowy tych współczujących myśli. Dotarłszy pod dom nacisnęłam przycisk na bramie i przez wizjer
przedstawiłam się. Po chwili brama się otworzyła, a ja znalazłam się w środku eleganckiej
rezydencji. Poczułam się tam trochę nie na miejscu: choć Mariola zapraszała mnie tutaj kilka razy
(oczywiście tylko wtedy gdy nie miała innego wyjścia, bo pozostali z naszej paczki również byli
zaproszeni). Tym razem było jednak inaczej. I sama nie wiedziałam dlaczego.
– Witaj. Jesteś Karina, prawda?- przywitała się ze mną pani Stankiewicz.
– Nie, ja jestem Sara. Karina jest moją przyjaciółką i Marioli też...była- dodałam niezręcznie.
Na szczęście kobieta nie poczytała mi tego za złe.
– Proszę, usiądź. Nie mam zbyt wiele czasu, ale skoro chciałaś porozmawiać o czymś
ważnym to słucham- jej bezpośredniość nieco zbiła mnie z tropu.
– Właściwie to nie przyszłam w konkretnej sprawie. Po prostu....chciałam porozmawiać o
Marioli.
– O mojej córce?- skinęłam głową.
– Tak. Chodzi mi o to, że wszyscy z jej dawnych znajomych zastanawiamy się co robiła na
tamtych skałkach.
– Skoro byłaś przyjaciółką Marioli to powinnaś wiedzieć, że miała dość dziwne pomysły.
Zawsze fascynowała się gotyckością: lubiła przesiadywać na cmentarzu, ubierać się na
czarno czy nosić tzw satanistyczne znaki. O ile to ostatnie nie było celowym zabiegiem aby
mnie zdenerwować, oczywiście- odezwała się lekko ironicznie popijając łyk ze swojego
kieliszka. Dopiero teraz dotarło do mnie, że pani domu chyba nie jest w najlepszym stanie.
Zrobiło mi się przykro. Prawdę mówiąc rodziców (a zwłaszcza matkę Marioli) uważałam za
wyzbytą z wszelkich macierzyńskich uczuć. Dla niej nie było ważne co córka robiła w czasie
kilkudniowej nieobecności, ale czy ktoś się o tym nie dowiedział; nie liczyło się to, że nie
spędza wakacji z córką, ale że wysyła ją na zagraniczną wycieczkę, że potrzebuje miłości, a
dostaje w zamian tylko pieniądze... Czemu takie rzeczy docierają do mnie akurat teraz? To
jaka Mariola była nieszczęśliwa, jak bardzo potrzebowała przyjaciela, czy po prostu
drugiego człowieka? Czemu wcześniej nie zauważyłam, że jej cynizm był tylko maską?
– Proszę pani, czy policja badała jej sprawę? Bo wiem, że to był wypadek, ale...
– A więc wiesz o tym, że tak naprawdę poszła do tej krypty, tak?- spytała retorycznie.
Zaskoczyła mnie ta wiadomość. Początkowo zamierzałam spytać o szczegóły, ale
zrozumiałam, że ta informacja wymsknęła się pani Stankiewicz tylko przez przypadek.
– No tak. Wiem o fascynacji Marioli. Też byłam jej przyjaciółką- a przynajmniej w jej
otoczeniu, dodałam w myślach.
– Więc może wiesz po co tam w ogóle szła: sama i w nocy. Przecież musiała wiedzieć, że to
jest zabronione. Tamta część cmentarza jest już dawno zamknięta. A ona głupia...pochowała
sama siebie w tej pieczarze.
– Jak to? Co miało znaczyć to ostatnie zdanie?- z chwilą gdy wypowiedziałam to pytanie
uświadomiłam sobie odpowiedź na nie. Pani Stankiewicz mówi o zamkniętej nieczynnej
części cmentarza i starej rodzinnej pieczarze cyganów, która podobno mieściła się w
tamtejszej grocie. Parę razy nawet żartowaliśmy w naszej paczce, żeby tak iść, ale
jednocześnie każdy z nas zdawał sobie sprawę, że ta grota jest bardzo stara a wejście na jej
teren niebezpiecznie. I Mariola naprawdę chciała ją zobaczyć. Tylko czemu akurat tamtej
nocy w Halloween? A może właśnie dlatego: uznała że to będzie wystarczająco straszne?
Czyżby to był efekt spożycia narkotyku?- Chce pani powiedzieć, że...ta grota się zapadła
gdy ona tam była?
– A więc nie wiedziałaś?- kobieta zaśmiała się, ale bez cienia jakiejkolwiek radości. Znów
pociągnęła spory łyk alkoholu.- Trudno, teraz już nie zależy mi na uniknięciu skandalu.
Niech wszyscy dowiedzą się jaką miałam głupią córkę, która zdolna była umrzeć w tak
głupi sposób.- jej słowa mnie zmroziły, wydały się straszne, takie...bezduszne. A więc
dlatego nie powiedziała nikomu prawdy? Bo chciała uchronić się przed skandalem? Jakby w
odpowiedzi na moje pytanie podniosła głowę i wbiła we mnie wzrok.- Tak, zrobiłam to. Ale
nie tylko dla siebie, ale i dla niej. Przecież to właściwie takie głupie...Jak można zabić się
samemu?- zaczynała wpadać w coraz bardziej ponury nastrój zaprawiony wisielczym
humorem. Czułam się coraz bardziej niezręcznie. Czy gdy już wiem to co wiem powinnam
już iść? A może zostać i jej pomóc?
– Proszę pani, zawołam panią Grażynę- odezwałam się mając na myśli jej gosposię.- Ja muszę
już iść.
– Ale nie, zostań. Napijesz się ze mną?
– Nie sądzę- to stawało się coraz bardziej żenujące. Oczywiście rozumiałam jej cierpienie, ale
mimo wszystko...była pijana jak bela rozmawiając z koleżanką własnej córki, która właśnie
wczoraj została pochowana. Pospiesznie dodałam jeszcze: do widzenia i wyszłam.
Gdy z powrotem dotarłam już na ulicę odetchnęłam z ulgą zaczynając przetwarzać informację,
które nieświadomie zdradziła mi mama Marioli: że wcale nie zginęła na skałkach, ale w starej
pieczarze, która prawdopodobnie zawaliła się gdy tam weszła. A Mariola została pochowana
żywcem. Gwałtownie przełknęłam ślinę wyobrażając sobie jak bardzo musiała być przerażona, jak
wielki musiał być jej strach w ciągu tych ostatnich kilkudziesięciu godzin życia. Bo jak żyje
człowiek mając świadomość, że jego śmierć jest nieunikniona? Nagle zatrzymałam się. Zrobiło mi
się słabo, gdy w głowie układały się wyrazy w czterowersową rymowankę:
„Dziś ostatni dzień wśród żywych,
doceń to co teraz masz
bo w ciemnej mogile sama
na rozmyślania na pewno znajdziesz czas.”
W wróżbę z Halloween. W karteczkę z wieczorku quija.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz