Nie wiedząc co o tym myśleć i jak interpretować postanowiłam zadzwonić do Kariny. Ale
ona nie odbierała telefonu. Może to i lepiej, pomyślałam bo gdyby dowiedziała się prawdy o
śmierci Marioli chybaby dostała zawału. Wykręciłam więc numer do Damiana. Chciałam spotkać
się z nim na neutralnym gruncie takim jak park czy plac zabaw, ale on zaproponował wizytę u
siebie. Jako, że nie miałam daleko od miejsca w którym się znajdowałam do jego bloku zgodziłam
się. Po kilku minutach szybkiego marszu go wcisnęłam domofon z odpowiednim numerem. A gdy
mi otworzył chciałam zasypać go wszystkimi wiadomościami, które dzisiaj poznałam i które wiele
wniosły do naszego śledztwa. Ale wtedy zapomniałam o wszystkim co chciałam mu powiedzieć na
widok wielkiego sińca na policzku.
– Boże, co ci się stało?
– Ach to...nic takiego.- machnął ręką.
– Jak to nic takiego? Przecież wygląda strasznie. Czy ty znów pobiłeś się z Kubą przeze
mnie?
– Nie. Oczywiście, że nie.
– Więc?- drążyłam.
– Nic, naprawdę uwierz mi- po chwili westchnął zrezygnowany na widok mojej nieustępliwej
miny.- Dobra już dobra. Po prostu wczoraj wieczorem napadło mnie dwóch dresów przed
blokiem i oberwałem niezły łomot. Jak widzisz nie jest to powód do chluby.
– Przecież było ich dwóch. To jasne, że szanse nie były wyrównane. Zgłaszałeś to w ogóle na
policję? Ktoś to widział?
– Raczej nie, a jeśli nawet to ja nikogo nie zauważyłem. Ale zostawmy ten temat. Czemu
miałaś taki wystraszony głos gdy do mnie dzwoniłaś?
– A, właśnie. Byłam u pani Stankiewicz i przypadkiem dowiedziałam się, że wypadek Marioli
na skałkach to ściema. Tak naprawdę to znaleziono ją w pieczarze cygańskiej.
– W starej nieużywanej części cmentarza?
– Tak, tak. Podobno weszła tam, a wtedy „drzwi” zasypały się z nią. W ten sposób została
uwięziona.
– O Boże. I przez te kilka dni musiała się strasznie męczyć.
– Wolę o tym nie myśleć.
– Sara, naprawdę ona ci to powiedziała? Bo jeśli to prawda to znaczy, że mamy dowód na to,
że to nie był żaden wypadek.
– Odpowiadając na twoje pytanie muszę powiedzieć, że tak, to prawda. Chociaż była już
nieźle podpita, ale nie żartowałaby przecież ze śmierci jedynej córki, prawda?
– No chyba tak- zgodził się- Ale to stawia wszystko w zupełnie nowym świetle. Policja już o
tym wie?
– Nie wiem. Wydaje mi się, że tak. Przecież Stankiewicze nie mogli przekupić wszystkich
żeby milczeli.
– Ale z drugiej strony to by oznaczało, że to też był wypadek. I nikt nie „pomógł” jej w
zawaleniu się wyjścia do krypty.
– Nie wykluczając oczywiście, że tak rzeczywiście mogłoby być- zauważył.
– Masz pojęcie jak wielkie znaczenie ma to co odkryłam?
– Być może, ale prosiłem cię żebyś jak najmniej się w to angażowała. Chyba rzeczywiście za
bardzo się nakręciłaś na to wszystko.- znów mnie zaskoczył.
– I ty mi to mówisz? Dzisiaj? Po tym jak dwa dni temu...?- pokręciłam głową niezdolna
dokończyć zdania.
– Sara, proszę. To dla twojego bezpieczeństwa.
– Mojego? Sam toczysz to śledztwo: ci dresi którzy cię pobili nie napadli na ciebie przez
przypadek, prawda?
– Sara- po jego tonie zauważyłam, że trafiłam. I poczułam się z tym jeszcze gorzej.
– Nie wiem po co tu przyszłam sądząc, że ty jesteś inny. Ale jesteś taki sam jak wszyscy
faceci.
– Daj już spokój. Chcę cię tylko chronić, zrozum...
– Rozumiem więcej niż ci się wydaje. I znów się wydurniłam.
– Nie zachowuj się w ten sposób. Przecież wiesz co do ciebie czuję- dodał, a ja momentalnie
przystanęłam. A moja wściekłość minęła jak ręką odjął.
– A co czujesz?- uśmiechnął się podchodząc do mnie świadomy mojej kapitulacji. I swojego
zwycięstwa.
– Coś szczególnego.- gdy to mówił oparł sobie moją głowę o prawe ramię i przytulił. Ufnie
wtuliłam się w niego.
– Nie rób już tak więcej. Potem czuję się fatalnie- odparłam jakiś czas później.
– Wiem, przepraszam. Gdy na czymś mi zależy bronię tego za wszelką cenę. Tylko, że ty
doskonale umiesz o siebie zadbać, prawda?- spytał retorycznie- Więc może teraz usiądziesz
i spokojnie opowiesz mi o wszystkim?
– A będziemy wspólnikami?- westchnął.
– Chyba już nimi jesteśmy.- ułagodzona zdradziłam mu wszystkie inne szczegóły których się
dowiedziałam. Jednocześnie gdy patrzyłam na jego siniejącą twarz przypomniała mi się
wróżba z karteczki, której był adresatem:
,,Chociaż z ciebie odważniaczek
co dumnie przez świat kroczy
zobaczymy co się stanie
kiedy śmierć zajrzy ci w oczy”
Czy jego wróżba również zaczyna się spełniać? Czy napad wczorajszego wieczoru był o wiele
groźniejszy niż się wydawał? Czy życie Damiana było zagrożone? Nie, wiara w durne karteczki
nie jest rzeczywiście najmądrzejszym pomysłem. Już wyobrażam sobie szyderczy śmiech Damiana
gdy mu o tym mówię. A w zasadzie to nie wyobrażam. Bo ja go naprawdę słyszę.
– Sara myślałem, że dałaś sobie już spokój z wróżbiarstwem- gdy to powiedział
zorientowałam się, że swoje myśli wypowiedziałam na głos. Zrobiło mi się głupio.
– Dałam, po prostu przypomniałam to sobie bez powodu- zbyłam go- Ale zauważyłeś jak
wszystko doskonale się układa? I pasuje?
– Przecież to wymyślał Janusz: musi pasować.
– Wiesz o co mi chodzi. Czasem...czasem trochę się tego boję.
– Przecież to ściema. A wczorajsi dresi z pewnością chcieli się tylko zabawić tłukąc na
kwaśne jabłko jakiegoś leszcza jak ja. I w głowie nie było im żadne morderstwo.
– Ja nic już nie wiem. To wszystko co wydarzyło się w Halloween mnie przeraża.
Zastanawiam się czy powinniśmy poinformować o tym co wiemy policję lub chociażby
któregoś z dorosłych. Ja nadal czuję...niepokój. Jakby to nie było wszystko.
– Dowiemy się prawdy. Minął dopiero tydzień. Zobaczymy co uda nam się odkryć. Jeśli nic to
pójdziemy na policję, dobra?- postanowił a ja się z nim zgodziłam.- A i rozmawiałaś z
kimkolwiek na temat tego co wiesz?
– Nie, poszłam od razu do ciebie- wyznałam.
– To dobrze. Nikomu o tym nie mów dopóki nie ustalimy prawdy. Nawet naszej paczce.
– Rozumiem- jego kategoryczna decyzja nieco mnie zdziwiła, ale po jakimś czasie doszłam
do wniosku, że to dobry pomysł. Na razie nikt nie musi o tym wiedzieć. Oprócz nas dwojga.
– Dobrze. Więc skoro już tu jesteś to może miałabyś ochotę na wspólny seans filmowy?
– Jasne. Tylko nie żaden horror.
– Oczywiście moja miłośniczko horrorów- odparł i puścił mi oko. Wtedy zadzwonił jego
telefon. Machinalnie wyciągnął go z kieszeni razem z kluczami do mieszkania, które upadły
na podłogę. Schyliłam się aby je podnieść.- Dzięki- wyszeptał do mnie bezgłośnie z
szerokim uśmiechem. Ale ja nie byłam w stanie go odwzajemnić. Bo patrząc na klucze i
przyczepiony do nich breloczek zdałam sobie sprawę, że już go gdzieś wcześniej widziałam.
Przy jedej z toreb Marioli.
– Przepraszam, ale jednak muszę już iść. Przypominałam sobie o czymś ważnym- nie siliłam
się na zbędne farmazony ani nie czekałam aż zakończy połączenie. Dzięki temu szybciej
mogłam opuścić mieszkanie Damiana.
Będąc na ulicy zastanawiałam się czy mam paranoję czy rzeczywiście niebieski breloczek z
miniaturowym smerfem był tą samą figurką którą widziałam wiele razy u Marioli by upewnić się,
że to prawda. I poczuć jeszcze gorzej niż dotychczas. Boże, skąd on go miał? Tym bardziej, że
doskonale pamiętałam, że w dniu Halloween Mariola miała właśnie tą torebkę z breloczkiem? Co to
znaczy? I czy w ogóle coś znaczy? Po wielokroć pytałam samą siebie nie chcąc przyjąć do
wiadomości prawdy. Cholera, czy Damian miał coś wspólnego z tym co spotkało Mariolę?
Zdenerwowana zadzwoniłam do Kariny. Tym razem odebrała. Spytałam ją czy mogę do niej wpaść i
poinformowałam, że mam ważne informacje dotyczące śmierci Marioli. To ją wyraźnie zaciekawiło
i kazała mi przyjeżdżać jak najprędzej. Gdy byłam już u niej wyjawiłam jej wszystko: jakoś
przestało obchodzić mnie to czy ją wystraszę czy nie. Ale jak na nią była dość opanowana. W sumie
czasami nieźle potrafiła zaskoczyć: byle głupstwo wyprowadzało ją z równowagi, a na wieść o
morderstwie przyjaciółki zachowywała niemal zimną krew.
– Wiesz, to zaczyna mieć coraz większy sens- odezwała się po tym jak skończyłam mówić-
Pamiętasz ten dzień gdy odwiedziliśmy tego studenta?- skinęłam głową nie wiedząc do
czego pije- A pamiętasz co znalazłaś w kurtce Damiana?- O Boże.
– Karteczkę z wróżbą Marioli.- odparłam szeptem.
– Właśnie. Nie zastanowiło cię dlaczego to on ją miał? Przecież nawet nie stał blisko niej.
– Więc czemu ją miał według ciebie?
– To chyba jasne. Sara, to nie był żaden przypadek. Zranienie Janusza, śmierć Marioli, mój
wypadek...to wszystko naprawdę mnie przeraża. Dlatego musimy coś zrobić.
– Więc...sądzisz, że to naprawdę Damian? Że on stoi za tym wszystkim? Nie, to niemożliwe.
– Przecież ty myślisz tak samo. Po to tu przyszłaś.
– Tak, ale...to znaczy nie, sama już nie wiem. Wiem tylko, że widziałam ten breloczek, to
wszystko.
– Saro, to nie musi znaczyć, że on jej coś zrobił.- powiedziała cicho, ale ja wiedziałam, że tak
właśnie myślała.- Ale pomyśl: my go nawet dobrze nie znamy: przeprowadził się tutaj
dopiero na początku tego roku szkolnego. Właściwie to nic o nim nie wiemy. Wiem, że
ciężko ci pogodzić się z tym co właśnie mówię, bo czujesz do niego coś więcej, ale nie
możesz być ślepa. Takie są fakty.
– Ale po co miałby to robić?
– Może zakochał się w niej, a ona walała Kubę?
– Przecież on się z nim przyjaźni, praktycznie znają się najlepiej z naszej paczki. A poza tym- zaczęłam
przypominając sobie o czymś jeszcze- dzisiaj miał na twarzy dużego sińca.
Wczoraj też go napadli, więc on nie może mieć z tym nic wspólnego.
– To może być tylko kamuflaż- odparła moja przyjaciółka znów pozbawiając mnie złudzeń.-
Jesteś pewna że nie był namalowany?
– Oczywiście, że tak. Nawet...- zawahałam się i nie dokończyłam. Nawet dotykałam jego
policzka swoją dłonią. Ciężko usiadłam na krześle uświadamiając sobie coś jeszcze: Damian
zakazał mi rozmawiać z kimkolwiek o tym co odkryłam podczas spotkania z panią
Stankiewicz. Czy to dlatego, że był winny? Sięgnęłam pamięcią wstecz: jakby nie było
zazwyczaj odciągał mnie od śledztwa i zniechęcał; w najlepszym wypadku traktował z
pobłażliwą akceptacją. Ale gdy Kuba był winny stanął w mojej obronie...bo wiedział, że to
nie Jakub jest winny, podszepnął jakiś głosik. A więc to nie dlatego, że czuł do mnie coś
więcej. Zdusiłam w sobie gorzkie westchnienie rozczarowania. Czy to dlatego w ostatnim
czasie zaprosił mnie kilka razy do swojego domu? Teraz gdy się tak nad tym zastanawiałam
to głównie rozmawialiśmy o moich postępach w śledztwie.
– Nie płacz- odezwała się po chwili Karina co uświadomiło mi, że rzeczywiście w oczach
mam zaczątki łez.- On nie jest tego wart. Zrobiliśmy błąd, że dopuściliśmy go do swojej
paczki praktycznie go nie znając. Gdyby nie to być może...- nie musiała dokańczać:
obydwie wiedziałyśmy że dzięki temu Mariola by żyła. Po raz ostatni zamrugałam chcąc
pozbyć się łez i potrząsnęłam głową.
– Masz rację. W takim razie co teraz robimy? Powiemy o wszystkich naszych podejrzeniach
policji?
– Na razie nie. I tak nie mamy żadnych dowodów, więc potraktowaliby nas jak dwójkę
rozwydrzonych nastolatków. Musimy go śledzić, to znaczy ty bo ja na razie nie mogę- spojrzała
smutno na swój gips- Tylko bądź ostrożna: pod żadnym pozorem nie ufaj mu i nie
zostawaj z nim sam na sam. Być może okaże się niewinny, ale środki ostrożności musimy
przedsięwziąć.
– Nie, czas z tym wreszcie skończyć. Jeszcze dzisiaj, to znaczy jutro- poprawiłam się, bo dziś
była niedziela- idę na komisariat. Mam już dość udawania dorosłej tylko dlatego, że mam
osiemnaście lat.
– Nie bądź głupia! Przecież ci nie uwierzą. Musimy jeszcze zaczekać.
– Czekaliśmy już wystarczająco długo- odrzekłam stanowczo. Pomyślałam o Marioli. Czy
gdybyśmy od samego początku powiedzieli policji, że zaginęła wszystko potoczyłoby się
inaczej? Czy zdołaliby ją znaleźć w starej cygańskiej krypcie zanim zmarła z braku
powietrza, głodu czy odwodnienia? Te straszne myśli nie dawały mi spokoju. Bo czułam, że
to ja jestem poniekąd winna jej śmierci.
– Sara, bądź rozsądna.
– Właśnie to zamierzam. Nawet jeśli nie powiem o niczym policji dzisiaj porozmawiam ze
swoją mamą.
– Okej, nie mówię że się z tym nie zgadzam. Jednakże musimy być pewni, że winnym jest
Damian- nie zamierzałam jej na razie tłumaczyć, że i tak składając zeznania nie
oskarżyłabym o cokolwiek Wranickiego. Tym bardziej bez poważnych dowodów.- Teraz nie
potraktują nas poważnie.
– Może. Jeśli nie sprawdzimy to się nie przekonamy.
– Dobra jak chcesz- zgodziła się w końcu- Ale poczekaj chociaż do wtorku, do dnia
wycieczki szkolnej. Potem jeśli nie uzyskamy przekonujących dowodów winny Damiana to
idziemy na policję razem, dobra?
– Zgoda- odpowiedziałam nie do końca usatysfakcjonowana. Ale teraz przynajmniej czułam,
że mój sekret wreszcie się skończy i nie będę musiała już dłużej tkwić w tym koszmarze
sama.
Poniedziałek nie przywitał mnie w lepszym nastroju. Zgodnie z obietnicą złożoną Karinie musiałam
milczeć jeszcze przez dwie doby: potem miałyśmy wyznać wszystko rodzicom i funkcjonariuszom
policji. Jednak udawanie wobec Damiana...Już jak wróciłam do domu odczytałam od niego kilka
wiadomości, w których pytał co mi się stało, że tak szybko od niego wyszłam. Po długim
zastanowieniu odpisałam, że wszystko w porządku. W gardle jednak czułam wielką gulę: bo nawet
jeśli to nie Damian wszystko zorganizował, to jednak milczał i nic mi nie wyjaśnił. Nie ufał mi:
zresztą tak jak ja jemu.
W szkole mimo wszystko udało mi się jakoś uniknąć niebezpieczeństwa bezpośredniego kontaktu
czy publicznego wyrażania uczuć. Naszła mnie wówczas mało przyjemna konkluzja, że jednak
uwodząc mnie (a właściwie czy dwa pocałunki można nazwać uwodzeniem?)
miał w tym swój cel i nie chce żeby inni się o tym dowiedzieli, bo ma
zamiar
uzyskać coś ode mnie dość szybko. Tylko nie wie, że ja nie jestem taka głupia jak myśli. Jednak tuż
po zajęciach od razu podszedł do mnie w szatni. Stłumiłam rozczarowanie: a więc miałam rację.
Udało mi się jakoś wymigać od spotkania tłumacząc się zakupami z mamą. Bez żadnych podejrzeń
przez chwilę wyraził swój żal, a potem po prostu odszedł. A ja nie wiedziałam czy mam się z tego
powodu cieszyć, czy smucić.
Wtorek był dniem wycieczki. Już na samym początku zaczęła się niefortunnie, bo Damian usiadł
koło mnie w autobusie. Oczywiście pojawiło się kilka „buczeń”, ale głównie dla śmiechu niż z
przekonania. Bo cała klasa wiedziała, że tylko się przyjaźnimy odkąd Wranicki wstąpił do naszej
paczki.
– Hej, jak udały się zakupy?- przywitał mnie, a ja już miałam go zapytać o jakie zakupy mu
chodzi gdy przypomniałam sobie wczorajsze kłamstwo.
– Ach zakupy...w porządku. Nieźle się nalatałam- roześmiałam się, ale nawet ja czułam, że
zabrzmiało to sztucznie. Muszę się chyba lepiej postarać.
– Hm, ja ich nie znoszę, ale dla ciebie to pewnie była frajda.
– Tak- przytaknęłam starając się w kółko nie myśleć o tym, że Damian nie taki za jakiego go
miałam. Ale moje serce nadal na jego widok szybciej biło.- Tylko, że to były zakupy
spożywcze, a nie odzieżowe...- sama nie wiem jakim cudem, ale ciągnęliśmy ten banalny
temat aż do końca podróży dygresyjnie wplatając w to inne wątki. Niemal zapłakałam z
ulgi. Ale trwała krótko, bo chłopak zaczekał na mnie przy autobusie i razem usiedliśmy na
seansie w teatrze. Siedząc obok mnie wciąż mnie czarował (a przynajmniej teraz mogłam
już to odkryć). Na szczęście bez obaw mogłam go poprosić o ciszę, bo to w końcu był
prawdziwy spektakl z żywymi ludźmi, więc wszelkie szmery powodowały trudności dla
aktorów.
Po teatrze był czas na krótką lekcję muzealną. Udało mi się na tą niecałą godzinę wpleść się
pomiędzy dwie inne dziewczyny z klasy z którymi notabene mało się znałam uważając je za puste i
mało bystre. I w ten sposób słyszałam ich głupkowaty chochot przy każdym dziwnym dla nich
słowie, którego użyła osoba prowadząca lekcję. Dlatego gdy się skończyła powitałam to z ulgą.
Potem nadszedł czas na rozrywkę, czyli wizytę w centrum handlowym z kilkoma restauracjami
typu fast-food, wieloma sklepami młodzieżowymi oraz automatami czy stołami bilardowymi.
Wreszcie mogłam się nieco rozerwać.
– Mogę się do ciebie dosiąść?- usłyszałam w pewnej chwili głos Damiana. Wiedząc, że jest za
mną z tyłu i nie widzi wyrazu mojej twarzy pozwoliłam sobie na lekki grymas.
– Jasne- odparłam odwracając się do niego z nieprzyoblekanym już uśmiechem. Odsunął sobie
krzesło stopą jednocześnie kładąc swój zestaw na stolik.
– Tak? A ja nie byłbym tego taki pewien.- oznajmił, a ja zaczęłam się zastanawiać czy mnie
przejrzał.
– Nie, dlaczego?- postanowiłam udawać głupią. Czasami ta metoda jest niezwykle skuteczna.
– Czuję jakbyś mnie unikała.
– Ja ciebie? Niby dlaczego?
– Ty mi powiedz. Zachowujesz się dziwnie. Coś się stało?
– Nie nic. Jestem tylko trochę zmęczona, to wszystko- niespodziewanie wziął moją dłoń do
ręki.
– Coś się stało? Masz jakieś kłopoty?
– Oczywiście, że nie. Po prostu się nie wyspałam- zbyłam go. Po kilku minutach
skapitulował, a dalszy posiłek upłynął nam praktycznie w milczeniu. Tak jak droga
powrotna podczas której udawałam, że śpię.
Tak jak postanowiłam w środę udałam się na komisariat. Czułam się niepewnie świadoma tego, że
przecież chcąc nie chcąc będę musiała sama siebie obciążyć: opowiedzieć o narkotykach, naszej
szczeniackiej zabawie z quija i inscenizacji Janusza. Tym bardziej patrząc na ponure twarze
policjantów gdy opisywałam im swoją historię. Byli tak nieprzeniknieni, że gdy na końcu
powiedzieli do mnie: „Dziękujemy za zeznania, ale to nie było konieczne. Twoja koleżanka zmarła
w wyniku nieszczęśliwego wypadku” zdałam sobie sprawę, że te mrugnięcia okiem wyrażają
sceptycyzm. Zła wyrzucałam z siebie dalszy potok słów, który skutkował jeszcze większą
protekcjonalnością. Próbowałam na nich wpłynąć, jakoś wymusić zajęcie się sprawą Marioli, ale
było tak jak wcześniej obawiała się tego Karina: potraktowano mnie jak głupią nastolatkę o
wybujałej wyobraźni. Na dodatek upokorzyły mnie ostatnie słowa ostatniego z policjantów:
– Dziewczyno, lepiej wracaj na lekcje. Wiesz, że wagary są karane?- skinęłam głową niemal
czerwona z upokorzenia. Po jaką cholerę tutaj przyszłam? W dodatku w środku tygodnia i o
dziewiątej rano. Chyba rzeczywiście muszę wracać na lekcję.
Tak jak zaplanowałam skierowałam się w stronę szkoły.Jednak gdy znalazłam się mniej więcej w
połowie drogi ujrzałam dwie znane mi postacie idące w tym samym co ja kierunku. Damian i Kuba.
Czemu tak jak ja nie poszli dziś do szkoły? Szybko schowałam się za jednym z bloków i weszłam
w wąską uliczkę. Gdy przechodzili obok mnie niemal zamarłam. Ale nie ze strachu przed
odkryciem mojej kryjówki, ale na widok szoku tego co powiedzieli:
– Myślisz, że ona już była na tym komisariacie? To może wszystko popsuć- powiedział Kuba.
– Nie wiem. Przecież Karina mówiła, że miała iść po szkole- odparł mu na to Damian
– Cholerna dziewucha- warknął Kuba z taką złością, że aż się wzdrygnęłam.- Mówiłem ci,
żebyś jej pilnował.
– A ja ci mówiłem, że powinniśmy jej o wszystkim powiedzieć.
– Oszalałeś? Przecież ta gaduła wszystko by rozgadała.- Nie wiem dlaczego, ale ta gaduła
zabolała mnie mocniej niż: cholerna dziewucha. Bo ja nie byłam żadną gadułą...prawda?
– Nie, jeślibym ją poprosił.
– Tak, a ona z miłości do ciebie milczałaby jak grób? Czasami zastanawiam się czy naprawdę
jesteś moim bratem.
– Co?!- z tego wszystkiego uświadomiłam sobie, że moje zdziwienie wyraziłam na głos.
Dwójka moich przyjaciół (a właściwie ex-przyjaciół zważywszy na to co przed
usłyszałam) wyraźnie to usłyszała. Z jękiem odwróciłam się z zamiarem cichej ucieczki.
– Co do dia...? Damian, to ona!- krzyknął Jakub. Wtedy rzuciłam się już pędem. Nigdy nie
byłam specjalnie wysportowana, ale teraz strach i przerażenie dodały mi odwagi.
Rozglądając się na boki szukałam dobrego miejsca na kryjówkę, ale długi park nie dawał
zbyt wielkiego pola do popisu. W końcu udało mi się zniknąć w cieniu drzew skrywając się
pomiędzy nimi. Ucieszyłam się widząc Jakuba z Damianem biegnących dalej po ścieżce.
Odczekałam jeszcze kilkanaście minut zastanawiając się co mam teraz zrobić. Moje
najgorsze obawy się spełniły: byłam sama i nikt mi nie wierzył. Graj z Wiernickim byli
winni. I na dodatek okazali się być braćmi. Boże, nadal nie mogłam w to wszystko
uwierzyć. Jak oni mogli to zrobić Marioli? I dlaczego? Zakryłam rękoma twarz. Musiałam
myśleć szybko i intensywnie. Wrócić na komisariat? Nie, tym bardziej mi nie uwierzą. A
jeśli nazajutrz znajdą moje ciało pływające z Wiśle będzie już na to za późno. Znów
jęknęłam. Powiedzieć rodzicom? Ale teraz nie ma ich w domu: obydwoje są w pracy. Iść do
Kariny? Ale oni mogą wiedzieć, że taki będzie mój następny krok: w końcu jesteśmy
najlepszymi przyjaciółkami. Na dodatek gotowi są jeszcze zrobić jej coś złego. Nie, nie
mogę jej w to wciągać. Janusza z Karolem też nie, a poza tym są w szkole. Więc? Co teraz?
Gdzie na pewno mnie nie znajdą? Nie miałam pojęcia. Mogłabym ewentualnie jechać po
firmę w której pracowała mama, ale była oddalona o jakieś 60 km od centrum i musiałabym
jechać autobusem. A nie miałam przy sobie żadnych pieniędzy. Tak czy inaczej musiałam
więc wrócić do domu. Poczekałam więc jeszcze kilka minut i ostrożnie uchyliłam się zza
drzewa. Rozejrzałam się. Nie zauważyłam nikogo. Bądź co bądź było to trochę dziwne
zważywszy na porę. Chociaż było dość chłodno...mimo wszystko wyszłam. Postanowiłam
iść na skróty w stronę domu oszczędzając w ten sposób dobre kilka minut. Co chwila
zerkałam do tyłu aby zobaczyć czy jestem ścigana. I przy tym cholernie się bałam. Gdy po
jakichś dziesięciu minutach intensywnego marszu zauważyłam swój dom niemal
odetchnęłam z ulgą. Przyspieszyłam kroku i otworzyłam furtkę. Zdjęłam plecak szukając
klucza do mieszkania. Szybko go wyjęłam i włożyłam do zamka. A gdy miałam go już
przekręcić usłyszałam za sobą głos.
– Wiedziałem, że tutaj cię znajdę.- odwróciłam się. Za mną, w oddaleniu jakichś dziesięciu
metrów stał Damian.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz