- Nie, co ty mówisz Sara- odezwała się drżącym głosem Karina- Przecież
to była tylko inscenizacja, wypadek.- Wymieniłam spojrzenie z Damianem. A
co jeśli nie? Co wtedy gdy Halloweenowa noc była czymś więcej jak tylko
mistyfikacją?
– Masz rację- przytaknęłam przyjaciółce aby ją uspokoić.- Lepiej już
stąd chodźmy.- Byłam zła, że wzięłam ją ze sobą, bo nie nadawała się do
niebezpiecznych rzeczy. Gdybym była tu sama lub tylko z Damianem
wróciłabym do tego całego Bronka i spytała dlaczego w naszych
kieliszkach zamiast lekkich środków nasennych znalazła się substancja
GHB, ale w tej sytuacji nie mogłam. A drugi raz ten drab mnie raczej nie
przyjmie. Przeklęłam w myślach tłumiąc złość.
– Wiecie, Kuba mówił mi o Marioli. Z nią wszystko w porządku, kontaktowała się z nim.- odezwał się Damian
– Tak, wiem- odpowiedziałam przymykając lekko powieki. Tylko niech chociaż on nie mówi mi, że jestem przewrażliwiona.
– Więc niepotrzebnie tu w ogóle przyjechaliśmy.- dodał. Stłumiłam chęć
zaprzeczenia. Niepotrzebnie? Dzięki temu przynajmniej miałam dowód na
to, że Halloweenowej nocy nic nie wydarzyło się przypadkiem. Czy Damian
naprawdę mówił to co myślał? A może próbował tylko uspokoić Karinę tak
jak ja? To mnie podniosło na duchu.
– Masz rację- przyznałam- To co, wracamy do domu?- zaproponowałam chcąc
jak najszybciej pozbyć się Kariny. I poznać prawdziwe zdanie Damiana na
ten temat. Jednak nie udało mi się to. Po powrocie do domu tak jak
obiecałam zadzwoniłam do Janusza. Właściwie go nie okłamałam: wyznałam
tylko, że Bronek twierdził, że nie miał z napadem nic
wspólnego, ale że zrobił to raczej ze strachu. Starałam się przy tym
opowiadać wszystko dość lekkim tonem jakbym sama w to wierzyła. Na razie
nie chciałam niepotrzebnie go denerwować. Ani nikogo z mojej paczki.
Sama już szczerze mówiąc gubiłam się w tym wszystkim. Ale to właśnie był
ten szczegół, który od samego początku nie dawał mi spokoju. Obawa, że
tamtej nocy stało się coś złego.
Następnego dnia zdziwiłam się trochę nie widząc Kariny w swojej ławce
(bo siedziałyśmy razem). Miałam nadzieję, że za bardzo nie wystraszyła
się wczorajszą wizytą u tego całego Grześka. Mimo wszystko zdecydowałam
nie pisać do niej wiadomości. Bądź co bądź nie byłam jej niańką.
Bardziej
natomiast martwiła mnie absencja Jakuba. Dlaczego nie pojawił się w
szkole kolejny dzień? Czyżby spotykał się z Mariolą? I znów nikomu o tym
nie powiedział? Dlaczego ostatnio był taki tajemniczy i burkliwy? Czy w
ogóle te dwa fakty były jakoś ze sobą powiązane? Cholera, chyba
naprawdę zaczynam mieć obsesję. Po zajęciach decyduję się porozmawiać z
Banaszkiewicz. Mimo wszystko może zdradzi mi nazwisko drugiego studenta.
Bo choć wcześniej całej naszej szóstce udało się ustalić, że
napastników było dwóch to może w rzeczywistości to tylko narkotyk
podyktował Karinie tą informację, a drugi studencik działał sam, bo
Karol zdał sobie jednak sprawę, że to będzie bardziej ekonomiczne dla
jego portfela?
– Hej, Karol!- zawołałam go gdy był już na zewnątrz budynku. Przystanął czekając na mnie.- Możemy chwilę porozmawiać?
– Jasne- odparł- Usiądźmy na tamtej ławce.- posłusznie poszłam za nim na jedną z ławek stojących przed szkołą.
– Posłuchaj potrzebne mi nazwisko drugiego studenta którego wynająłeś
tamtej nocy postanowiłam nie owijać niczego w bawełnę. Uśmiech z twarzy
chłopaka natychmiast znikł. Wziął głęboki oddech i ze świstem wypuścił
powietrze.
– Wiedziałem, że Janusz nie dzwonił tak sobie. To ty prosiłaś go o to
wcześniej, tak?- Skinęłam głową. Nie było sensu zaprzeczać. Znów
westchnął- Sara, po co się w to ładujesz? Przecież mówiłem ci, że to nie
są normalni kolesie. Poza tym Cebula nie chce wnieść oskarżenia.
– Wiem, ale muszę to wyjaśnić. Mariola jeszcze nie wróciła, a ten cały
Bronek powiedział mi, że to nie on był wtedy na cmentarzu.
– I ty mu wierzysz? Przecież jeśli Janusz wyznałby cokolwiek policji mógłby mieć niezłe kłopoty.
– Wiem, ale on twierdził, że ty go odwołałeś.Przed seansem.
– Chyba popadasz już w lekką obsesję. Przecież Mariola się już znalazła.
– Tak?- spytałam wymownie- A kto ją widział od piątku? Jutro mija tydzień odkąd zaginęła.
– Wiesz, chyba naoglądałaś się za dużo horrorów. Co ty sugerujesz? Że w
Halloweenową noc napadli na nas prawdziwi seryjni mordercy chcąc nas
powybijać? Nie sądzisz, że gdyby tak było to nie toczylibyśmy tej
rozmowy? Bo zamroczeni narkotykiem nie zdołalibyśmy im
uciec.
– Wiem- warknęłam zła, że traktuje mnie sceptycznie. Ale czego w końcu
mogłam się po nim spodziewać? Pozostało mi tylko liczyć na Damiana.-
Więc nie dasz mi tego nazwiska?
– Już powiedziałem, że...
– Okej- przerwałam mu ugodowo- Możesz mi powiedzieć czy chociaż rozmawiałeś z nim po wszystkim?
– Właściwie to nie- przyznał a ja uśmiechnęłam się wymownie- Ale kasę dałem mu już wcześniej, więc nie było żadnych problemów.
– Dobra, możesz więc z nim porozmawiać?
– Po co?
– Po to żeby odkryć czy ten Branicki mówił prawdę i rzeczywiście ktoś odwołał ich udział w tej całej inscenizacji.
– Chyba żartujesz. Nie zamierzam mieć z nimi już nic wspólnego. To nie są...
– W porządku. W takim razie zadzwoń i podziękuj za ich robotę. Jeżeli
tam był nie zaprzeczy, jeżeli nie to powie ci, że go odwołałeś.-
zaproponowałam
– No nie wiem- Karol podrapał się po głowie z wyraźnym wahaniem- Tylko mącisz mi w głowie. Powinnaś zająć się lepiej Kariną.
– Zrobisz to dla mnie?- drążyłam- Obiecujesz?
– Dobra, postaram się- odparł po chwili wahania.
– Dzięki. A i co miałeś na myśli mówiąc o Karinie?
– Nie wiesz? Leży w domu w gipsie. Wczoraj złamała nogę.
Gdy dotarłam pod dom państwa Jasińskich byłam cała zziajana. Czułam się
winna, że nie skontaktowałam się z Kariną sama i o jej wypadku
dowiedziałam się przypadkiem dopiero następnego dnia.
– Witaj, jak się czujesz?- spytałam ją zaraz po tym jak jej młodsza siostra Zuza otworzyła mi drzwi.
– Sara, tak się cieszę, że jesteś- na mój widok wyraźnie się
rozpromieniła. Spojrzałam na jej uniesioną w pozycji poziomej prawą nogę
pokrytą świeżym jeszcze gipsem.
– Jasne, że jestem- ostrożnie cmoknęłam ją w policzek- Co się dzieje?
Kiedy zdążyłaś złamać tę nogę?- zażartowałam. Zaróżowiła się z
zakłopotania.
– Och...w głupi, naprawdę głupi sposób. Chyba naprawdę jestem największą
niezdarą w promieniu kilkunastu kilometrów. Aż dziw, że do tej pory
jestem cała przy mojej skłonności potykania się o własne nogi.
– Nie przesadzaj- odparłam tylko po to, żeby ją pocieszyć. Bo w
rzeczywistości naprawdę była bardzo niezdarna. Niczym słoń w składzie
porcelany.- Więc? Tylko nie mów, że to było w drodze powrotnej kiedy
rozstałyśmy się w autobusie.
– Tak, niestety. I to na prostej drodze uwierzysz?- roześmiała się, a po
chwili ja do niej dołączyłam- Chyba moja wróżba się spełniła.
– Jaka znów wróżba?
– No nie pamiętasz karteczek z Halloween?- spytała retorycznie. Po chwili zaczęła cytować swój wierszyk:
„Często się potykasz
patrząc ciągle w chmury,
tylko dziś uważaj
bo wpadniesz do dziury.”
Znów wybuchnęła śmiechem, ale mi jakoś dziwnie nie było do śmiechu.
Przypomniałam sobie wróżbę z kurtki Damiana, która musiała należeć do
Marioli:
„Dziś ostatni dzień wśród żywych,
doceń to co teraz masz
bo w ciemnej mogile sama
na rozmyślania na pewno znajdziesz czas.”
Mimowolnie się wzdrygnęłam, ale natychmiast skarciłam się w myślach.
Przecież to tylko wierutne bzdury. Autorstwa samego Janusza. To czysty
przypadek, że Karina właśnie teraz złamała nogę. I żadna karteczka nie
ma z tym nic wspólnego.
– Nie gadaj głupot- ofuknęłam ją delikatnie.- Lepiej powiedz jak się czujesz. Boli cię?
– W zasadzie to jeśli biorę tabletkę co kilka godzin to prawie nic nie
czuję. Ale mama każe mi nie przesadzać, bo twierdzi że mnie
otumaniają....- słuchałam jej w milczeniu od czasu do czasu przytakując
lub uśmiechając się w odpowiednich momentach. Bo wciąż nie mogłam
zapomnieć o pieprzonych karteczkach z wróżbami. Przecież „wróżba” Cebuli
też się
spełniła.
,,Ciągle patrzysz w lustro,
twa buśka zadbana,
lecz dzisiejszej nocy
cała we krwi umazana.”
został silnie zraniony w brzuch i prawie wykrwawił się na śmierć. Choć
na ironię to on był autorem rymowanki. Albo Karol. Bo Janusz nie byłby
aż tak autoironiczny. Cała nasza grupa zawsze lekko pokpiwała sobie z
jego upodobania do mody i dbałości o wygląd. I tak jak kpiliśmy czasem z
niezdarności Kariny, tak Paprocki był znany jako narcyz.
– Sara, i co w końcu z tą Mariolą? Sądzisz, że noc Halloween nie była jednak inscenizacją?
– Ależ skąd!- odparłam stanowczo i lekko się roześmiałam. Miałam
nadzieję, że wypadło to dość przekonują. Nie chciałam straszyć jej
więcej niż potrzeba. Gdy w końcu, tuż przed dziewiętnastą znalazłam się w
domu nie mogłam pozbyć się uporczywego bólu głowy. W ostatnim czasie za
dużo myślałam o tym wszystkim i chyba mój organizm się zbuntował.
Biorąc w usta tabletkę aspiryny popiłam ją kilkoma łykami wody. Potem
położyłam się na łóżku. I jak zwykle zaczęłam rozmyślać. Przypominałam
sobie seans spirytystyczny z tabliczką quija. Wcześniej w trakcie
śmiałam się gdy cała nasza siódemka z palcami na „magicznej” tabliczce
przywołuje ducha zadając mu pytania. Chyba zresztą nikt z nas nie
traktował tego poważnie. Teraz zaczęłam przypominać sobie szczegóły.
Najpierw te dziwne bębny, muzyka, wypicie kielicha z jak się potem okazało narkotykiem....
wreszcie początek naszego wieczorka okultystycznego. I wywoływanie
ducha. Nawet teraz uśmiechnęłam się do siebie na tę myśl. Karol
zaproponował swoją babcię, bo chciał dowiedzieć się gdzie schowała swoje
pieniądze z ostatniej renty, z kolei Damian roześmiał się karząc
sprowadzić
ducha Stalina i zapytać go jak czuje się ze świadomością, że jego
skremowane zwłoki mogą podziwiać miliony turystów. Wtedy jeden z
zamaskowanych mężczyzn głośno zastukał w bęben, a
potem wbił w niego nóż.
– To nie zabawa!- zagrzmiał strofując chłopaka. Ten tylko wyciągnął
przed siebie dłonie w geście przeprosin, ale nadal z lekko ironiczną
miną.
– Więc? Kogo w końcu przywołujemy?- spytała Mariola podekscytowana. Od
zawsze interesowała się światem magii, wróżbami czy horoskopami i z
pewnością miała nadzieję, że dzisiejsza przygoda odmieni jej życie. I
wszystko wskazuje na to, że jej prośby się spełniły.
– Skoro duch musi być dobry- odezwał się Janusz- To powinniśmy skupić
się na kimś kogo każdy z nas dobrze zna. Wtedy uda nam się uniknąć
podpuchy.
– Kogo masz na myśli?- zapytałam wtedy.
– A co powiecie na naszą poprzednią dyrektorkę ze szkoły? Może być niezły ubaw.
– Ta, i o co ją zapytasz? Dlaczego w świetlicy nie było kolorowych
kredek?- zaczęliśmy zawzięcie dyskutować próbując ustalić najlepszą
osobę, to znaczy jej ducha. Do momentu aż ten sam facet w masce zaczął
nas pospieszać.
– Musicie szybciej się decydować; nie mamy na to czasu...
Wtedy wybraliśmy chyba Małgosię; dziewczynę, która popełniła samobójstwo
niespełna dwa lata temu w naszej szkole. Wszyscy znaliśmy ją tak czy
inaczej: niektórzy tylko z widzenia inni, jak na
przykład Karol i Kuba trochę lepiej. Mieszkali niedaleko niej. Tak więc
nadawała się na osobę do seansu. No bo z pewnością była również dobrym
duchem. W ten sposób rozpoczęliśmy naszą zabawę z magią: zamaskowane
postacie zaczęły recytować coś po łacinie, w odpowiedniej chwili
mamrotać jakieś okrzyki. Komendy wydawał tylko jeden z nich
każąc nam odpowiednio się ustawić, położyć palce na tabliczce czy
powtórzyć za nim słowa. Pamiętam, że nadal miałam ochotę się z tego
śmiać, ale stylizacja na atmosferę grozy była doprawdy nieziemska i
stwarzała piorunujące wrażenie. Nieomal parsknęłam śmiechem, gdy dało
się słyszeć zawodzenie wiatru czy skrzypnięcie okna: ot banalne i
tandetne sztuczki, które jednak bawiły. Dlatego dalej braliśmy udział w
tej grze pozorów. Gdy duch został już wywołany, aby nie sprowadzić na
siebie złej energii zapytaliśmy go trzykrotnie czy jest dobrym duchem.
(Podobno
dopiero wtedy wyznaje prawdę) Nasze pytania zadawane duchowi też nie
były zbyt mądre: pierwsze z nich brzmiało: Czy piekło i niebo istnieją
naprawdę. Oczywiście „duch” wskazał że tak. Później pytaliśmy go o życie
ziemskie Małgosi: dlaczego popełniła samobójstwo i czemu akurat w
szkole. Tutaj trochę spoważniałam, bo słowo, które zostało ułożone w
odpowiedzi na pierwsze pytanie brzmiało: morderstwo; na drugie
dziewczyna, co można byłoby interpretować jako: zostałam zabita przez
inną dziewczynę. Moja powaga nie miała nic wspólnego z tym, że w to
wierzyłam; wręcz przeciwnie. Ale uważałam, że nie należy stroić sobie
żartów z takich rzeczy. Bo niewątpliwie któreś z pozostałej szóstki
moich
znajomych kierowało ruchami wahadła w ten sposób aby litery utworzyły te
dwa wyrazy. Chyba żeby przyjąć, że do robił rzeczywiście duch Małgosi, w
co ani trochę nie wierzyłam. Mimo to teraz na wspomnienie o tym czułam
pewien niesmak. Znów wróciłam myślą do wróżb wymyślonych przez Janusza,
które miałyby niby pochodzić od ducha. Najpierw ranny Janusz, teraz
Karina ze złamaną nogą....Pokręciłam głową. To właśnie była ta cholerna
tendencyjność wróżb: zawsze dało się ją nagiąć w odpowiedni dla siebie
sposób. Gdy na przykład w horoskopie na dziś było, że przydarzy ci się
coś złego, nawet przewrócenie się na schodach o wycieraczkę uznasz za
spełnioną wróżbę lub gdy napiszą, że będziesz miał lekkie kłopoty ze
zdrowiem kichając przyznasz im rację. Mimo to włączyłam komputer i
wpisałam w wyszukiwarkę hasło: quija. Miałam nadzieję,
że znajdę tam na ten temat wiele ciekawostek. Nie myliłam się.
Wyświetliła mi się masa propozycji począwszy od miejsc gdzie można ją
kupić, jak wygląda i jak się nią posługiwać oraz opinii na różnych
forach. Weszłam w pierwszą z kolei stronę, która mi się wyświetliła i
zaczęłam uważnie czytać sama nie wiedząc czego szukałam. Tak więc
znalazłam wiele ciekawych wpisów osób, które twierdziły, że
uczestniczyły w seansach z planszą i dowiedziały się wiele
interesujących rzeczy o których nie wiedzieli nawet pozostali członkowie
seansu. Nadal podchodziłam do tego sceptycznie.
Zganiłam się w duchu za wierzenie w takie głupoty. Jednak tuż przed snem
w mojej głowie pobrzmiewały wyczytane na którejś stronce słowa:
„Tablica quija to nie zabawa. Większość ludzi choć raz chciałaby
sprawdzić jej działanie. Kiedy już to zrobią, często woleliby nie mieć
jej w ręku”
W piątek Jakub też nie pojawił się w szkole. Tak więc z naszej paczki
byłam tylko ja, Damian i Karol. Moje podejrzenia co do Kuby rosły. Czy
miał coś wspólnego ze zniknięciem Marioli lub wiedział gdzie ona jest?
Dlaczego jej rodzice nadal nie zgłosili na policję zaginięcia? Przecież
ich córki nie ma już tydzień! Nie wierzyłam w to, że Mariola była aż tak
lekkomyślna i zrobiłaby aż takie głupstwo ukrywając się przed
wszystkimi. Jednak mając alternatywę, że przydarzyło się jej coś złego,
wolałam jednak żeby okazała się po prostu nieprzewidująca, a ja
przewrażliwioną neurotyczką. Na pierwszej długiej przerwie złapał mnie
Damian:
– Sara, co ty odstawiasz? Karol mówił, że chciałaś zdobyć nazwisko
drugiego studenta, po co ci to? Tamten pierwszy zrobił na tobie aż takie
wrażenie?- zakpił.
– Słuchaj to co robię to moja sprawa- odparłam zła, że nawet on nie jest
po mojej stronie. Choć może to nie cały świat się myli ale ja? Nie, nie
chciałam tak myśleć.
– Nie, jeśli narażasz się na niebezpieczeństwo. Mówiłem ci, że to zwykłe
szuje. Potem spotkają cię na ulicy i będą się uważały za twoich
znajomych. Chcesz tego?
– Nie przesadzaj. A poza tym to gdzie niby miałabym ich spotkać?
– Nie udawaj takiej hardej.- westchnął- Sara, naprawdę martwię się o
ciebie. Od czasu tamtego halloween zachowujesz się dziwnie wszędzie
węsząc podstęp. Okej, Karol z Januszem głupio postąpili aranżując coś
takiego i zdarzył się błąd, ale to już za nami. Nawet Mariola się
znalazła.
– Więc niech pokaże się w szkole.
– A bo to i pierwszy raz wagaruje i znika bez słowa?- nie było sensu dalej się z nim sprzeczać, więc po prostu zmieniłam temat.
– Co sądzisz o tym seansie z użyciem tabliczki quija?- wyraźnie go zaskoczyłam
– O co konkretnie pytasz?
– Chodzi mi o te wróżby, no wiesz te rymowane wierszyki które każde z nas dostało.
– Sądzisz, że to prawda?
– Oczywiście, że nie!- zaprzeczyłam, choć wcale takiej pewności nie
czułam.- Ale wczoraj wieczorem o tym myślałam. I tak się zastanawiam.
– Przyznam, że to było dość dziwne i niezwykłe odczucie, ale to była zwykła lipa.
– Tak wiem, ale mimo wszystko chyba po szkole pójdę...- urwałam nie chcąc zdradzić się ze swoim pomysłem – no nic, nie ważne.
– Ważne. Co chcesz znowu zrobić?
– A co zamierzasz mnie pilnować?- uśmiechnęłam się do niego. On dla odmiany pozostał poważny.
– Tak, jeśli to konieczne. Nie chcę żebyś wpieprzyła się w tarapaty.
– Wow, teraz to ty trochę przesadzasz. A kto przed chwilą sugerował mi, że dramatyzuję?
– Nie odwracaj kota ogonem. Widzimy się po szkole- dodał słysząc dzwonek na lekcje. Pospiesznie zaczęliśmy iść w kierunku sali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz