Powinniśmy się
pobrać.
Te trzy słowa dźwięczały mi echem w głowie wciąż na nowo
jakby odbijając się od mojej podświadomości, która nie chciała ich przyjąć do
wiadomości.
Powinniśmy się
pobrać.
Zwariował. Bończak musiał totalnie ześwirować jeśli
sądził, że zgodzę się na coś takiego. Że dla własnej wygody zwiążę się z nim
świętym węzłem małżeńskim tylko dlatego że jestem w tarapatach finansowych.
Miałabym się sprzedać za bezpieczną przyszłość? Nigdy w życiu.
- Świetny żart, naprawdę. Przez chwilę sądziłam, że
mówisz serio.- Roześmiałam się z przymusem.
- To wcale nie jest żart, Karola.
- No wiesz? Już nie musisz mnie wkręcać. Doceniam twoją
chęć rozbawienia mnie, ale…- Kłamałam. Wiedziałam, że mówił szczerze; że to nie
jest żaden dowcip. Czułam to w jego wzroku, napiętej sylwetce, tonie głosu.
Miałam jednak nadzieję, że moja reakcja sprowokuje go do wycofania się a potem
oboje będziemy się z tego śmiać. I nic między nami się nie zmieni. Żałośnie naiwne.
- Mówię poważnie. Chcę się z tobą ożenić.
- Przestań.- Zakryłam uszy dłońmi.
- Karolina, posłuchaj…
- Nie mam zamiaru tego słuchać.
- Ale to rozsądne wyjście.
- Dość!- Krzyknęłam w końcu z drżącym ze zdenerwowania
głosem.- Mężczyzna którego kocham zaginął i nie mam o nim wieści od miesiąca.
Odchodzę od zmysłów a na dodatek jestem z nim jeszcze w ciąży. Żyję w
notorycznym strachu każdego ranka podsycanym nadzieją, że to właśnie ten dzień
będzie tym w którym Łukasz się odnajdzie kończonym bezwzględnym rozczarowaniem. A
ty mnie pytasz czy chcę się z tobą ożenić?
- To nie tak. Ja…
-…chyba będzie lepiej jak sobie pójdziesz.
- Do diabła wysłuchaj mnie chociaż. Nie mówię o…
-…powtarzam: wyjdź. Wtedy będę mogła uznać, że tej
propozycji nigdy nie było i oboje o niej zapomnimy.
- Uspokój się: nie chciałem cię zdenerwować. Ta myśl nie
przyszła mi do głowy przed pięcioma minutami, ale rozważałem ją bardzo
dokładnie.
- Doprawdy? Pewnie jeszcze uważasz, że powinnam być ci
wdzięczna?- Spytałam ironicznie bo w moim mózgu jakiś głosik oznajmił: Jacek
jak zwykle korzysta z okazji . Do tego przypominałam też sobie jego słowa, bo
tym jak wyznałam mu o tym że spędziłam noc z byłym mężem.
Poza tym jest jeszcze nadzieja. Na to, że
jednak jeszcze mnie pokochasz. Kiedyś, gdy przebywałem w szpitalu po twoim
porwaniu odwiedziłaś mnie i powiedziałaś coś co pamiętam do tej pory. Że jakaś
cząstka ciebie zawsze będzie mnie kochać pomimo wszystko.
Boże, a co jeśli to prawda: jeśli on tylko wykorzystuje
okazję?
- Uważam, że powinnaś powstrzymać się od sarkastycznych
uwag tego typu i wysłuchać mnie do końca.- Jacek zrobił krótką pauzę.- Po
pierwsze wszyscy sądzą, że spodziewasz się mojego dziecka.- Zaczął. Tylko
widząc nieprzejednany ton jego głosu zmusiłam się by wysłuchać tych bredni do
końca,- Nasze małżeństwo byłoby więc logicznym rozwiązaniem i nikogo zbytnio by
nie zdziwiło. Do tego ty uzyskałabyś komfort i warunki do bezpiecznego życia
oraz odpowiednią opiekę. Nie musiałabyś zastanawiać się już skąd wziąć
pieniądze.
- Więc według ciebie mam się sprzedać? Nigdy nie
pomyślałabym, że wykorzystasz moją słabość ani że w ogóle pomyślisz sobie, że…
-…dasz mi powiedzieć do końca?- Spytał retorycznie.-
Dziękuję.- No więc chcę by było to rozwiązanie tylko przejściowe: jeśli Łukasz
się odnajdzie…
-…chciałeś powiedzieć „gdy” się odnajdzie.- Sprostowałam.
- Tak.- Jacek westchnął ciężko gdy po raz kolejny mu
przerwałam. – No więc gdy się odnajdzie lub gdy będziesz chciała to zrobić to
nic nie stanie ci na przeszkodzie by to zrobić.
- A co z dzieckiem? Dałbyś mu swoje nazwisko?- Jacek
zwlekał chwilę z odpowiedzią.
- Jeśli tego wymagała by sytuacja to tak. Jeśli tylko
chciałabyś być ze mną.
- To szantaż.
- Tylko propozycja.
- Wcale nie. Stosujesz dziecko jako kartę przetargową. Do
tego w przeszłości oszukałeś mnie już dwukrotnie w ważnych dla mnie sprawach:
najpierw tej odnoszącej się do twojej przeszłości a potem adresata paczki. Jak
mogę ci ufać po czymś takim?- Spytałam. Zaraz jednak postanowiłam zapytać go o coś
innego. Coś czego przestraszyłam się chwilę wcześniej.- Poza tym, byłoby to małżeństwo tylko na
papierze. Zaakceptowałbyś to?
- Tylko o takim rozmawiamy.- Odpowiedział, a w jego oczach
nie ujrzałam żadnego zaskoczenia, więc pewnie naprawdę tak sądził. To mnie
trochę uspokoiło. Ale nie do końca.
- I nie przekroczysz tej granicy? To co było między nami
należy już do przyszłości i nigdy: powtarzam nigdy nie będzie możliwości bym pokochała cię w ten sam sposób co
Łukasza.- Zabrzmiało to brutalnie, ale musiałam uświadomić Bończakowi na co się
pisze. Choćby tylko po to by definitywnie rozwiać jego nadzieję.
- Chyba znasz mnie na tyle by wiedzieć o mnie choć to.
- Nic już nie wiem.- Akurat siedziałam, więc teraz bez
specjalnego ładu i składu zaczęłam chodzić po pokoju.- Wiem tylko, że chcę by
Łukasz się odnalazł cały i zdrowy. Że jestem zgnębiona, żyję w permanentnym
strachu i nie mam pojęcia co robić. I czuję, że ty to wykorzystujesz. Nie
sądziłam, że będziesz zdolny do zaproponowania czegoś takiego.
- Do cholery zachowujesz się tak jakbym zabił Łukasza
albo cię zwymyślał. Próbowałem pomóc!- Jackowi w końcu puściły nerwy.
- Komu? Mnie czy sobie?- Nie mogłam się powstrzymać przed
zadaniem tego pytania. Po prostu czułam się przez niego oszukana: w końcu sam
zaproponował mi stopę przyjaźni a teraz wyskakiwał jak Filip z konopi z naszym
małżeństwem?
- Jeśli tak o mnie myślisz to chyba masz rację: lepiej
już pójdę.- Jacek zrobił kilka kroków w stronę korytarza. Nie umknął mi wyraz
złości na jego twarzy i zaciśnięte wargi. Był zły. Ale ja też. Nawet nie za samą
propozycję małżeństwa, choć to też mnie zdenerwowało. Raczej o tą pewność, że
Łukasz się już nie odnajdzie. A już na pewno nie żywy.
- Wiem, że uważasz że już się nie znajdzie, prawda?- Choć
był już na korytarzu, to moje słowa go zatrzymały. Podeszłam bliżej.- Sądzisz,
że został zabity. Ale ja w to nie wierzę, rozumiesz? I nie uwierzę dopóki nie
uzyskam dowodów. Poza tym czułabym to. Czułabym to tutaj.- Uderzyłam się lekko
w pierś choć wypadło to nieco teatralnie. Przez kilka chwil mierzyliśmy się z
Jackiem wzrokiem.
- W takim razie bardzo mi przykro. Widzę, że chcesz
łudzić się że on się znajdzie tak samo jak ja że mnie pokochasz.
- To nie to samo!
- Nie? A ja myślę, że tak. Bo nawet jeśli Łukasz jeszcze
żyje to długo nie uda mu się ukrywać.
- Co masz na myśli?
- To, że niebezpieczni ludzie też go szukają. Federalni
sądzą, że on próbuje się tylko przed nimi schować; ja uważam że już to zrobili.
- Skąd to wiesz?
- Z własnego śledztwa, pytania Kucharskiego, wniosków
płynących z rozmowy z Pawełkiem Astrem. Łukasz nieźle się im naraził i teraz w
końcu uzyskali zgodę na zabicie go.
- Nie- Szepnęłam odruchowo.- Dlaczego? Przecież dawniej
go chronili.
- Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Wiem
tylko, że on może być już martwy a ty…
-…Przestań wciąż to powtarzać!
- A ty przestań się łudzić! Minął miesiąc. Trzydzieści
cholernych dni! Kto mógłby przeżyć ucieczkę z prowizorycznej chaty tracąc prawie
pół litra krwi?! Słyszałaś co mówili w telewizji: został postrzelony,
prawdopodobnie w klatkę piersiową, a może i serce. Tego nie przeżyłby żaden
człowiek.
- Łukasz jest silny.
- Jasne.- Prychnął Jacek.- Widzę, że naoglądałam się za
dużo filmów.
- Chodzi mi o to, że to wcale nie musi być jego krew.
Jeszcze nic nie wiadomo.
- To, że nie podali tego w telewizji nie znaczy że już
nie mają wyników.
- Więc to już pewne?To była jego…krew?
- Tak.- Przymknęłam oczy. Bolesna obręcz wokół mojego
brzucha zaczęła zaciskać się coraz mocniej. Dlatego powtarzałam sobie w
myślach, że jestem silna że to nic nie znaczy Że Łukasz się znajdzie. To
pomogło.- I tylko na tej podstawie sugerujesz, że może już nie…że coś mu się
stało? To śmieszne.
- Nie wiem czy bardziej ci współczuję czy bardziej mnie
złościsz tą swoją pewnością. Ale wiesz co? Rób jak chcesz. Złożyłem ci
propozycję która została odrzucona i po tych słowach które usłyszałem nie sądzę
bym mógł pomóc ci w jakikolwiek inny sposób. Do widzenia.- Powiedział, a potem wyszedł.
Gdy usłyszałam trzask drzwi pozwoliłam łzom swobodnie spłynąć po moich
policzkach. Nie mogłam ich powstrzymać choć bardzo chciałam. Wiedziałam, że
kryła się w tym niejako rezygnacja i wiara w słowa Jacka ale nie mogłam
inaczej. Wbrew temu co sądził Bończak nie byłam naiwna. Wiedziałam co to znaczy
stracić pół litra krwi. Ale z drugiej strony wiedziałam też, czego nie musi to
znaczyć. A mianowicie śmierci Łukasza.
Bo jak mogłam żyć dalej dopuszczając do siebie tę drugą
możliwość? Jak gdy byłam tak blisko szczęścia, które jednak po raz kolejny
uciekło mi z rąk? Jak gdy kochałam byłego męża tak bardzo, że aż to bolało; tak
że każda moja cząstka dopominała się jego obecności. Tak, że serce i rozum
nieustannie podsuwały mi wizję pozytywnego zakończenia całej tej sprawy.
Łukasz się znajdzie nie martw się, szeptał mi w głowie
jakiś głosik. A potem wspólnie będziecie się z tego śmiać i żartować. I będzie
na ciebie zły za to, że znów o siebie nie dbasz będąc brzemienna. Chociaż gdy
dowie się o ojcostwie cała ta złość szybko z niego wyparuje.
Tyle, że wcale może nie poznać tego faktu.
Może nigdy nie dowiedzieć się , że po raz drugi zostanie
ojcem.
Że pomimo tego co wiem chcę z nim być.
Że czuję się winna i z chęcią wynagrodzę mu swoje
zachowanie jeśli tylko mi na to pozwoli i będzie tego chciał.
Jeśli tylko nadal mnie kocha.
Ten dzień był dla mnie trudny, więc przeleżałam go w
łóżku zajadając się chipsami i ciasteczkami. Zasłaniałam się pogodą: dziś po
południu nastąpiło załamanie pogody i praktycznie tuż po wyjściu Jacka lunął porządny deszcz który nie ustawał aż do wieczora. Tyle, że nie usprawiedliwiało
to całego dnia lenistwa.
Dopadła mnie rezygnacja: wiedziałam że w pewien sposób
Jacek miał rację chcąc przygotować mnie na tę wiadomość, a ja potraktowałam go
jak posłańca przynoszącego złe wieści. Na dodatek ta propozycja
małżeństwa…czułam się jak bohaterka jakiejś opery mydlanej. Ślub z rozsądku i
konieczności? Bez miłości? Bez jakiejkolwiek szansy na nią? Próbowałam
wyobrazić sobie takie życie, ale nie potrafiłam. Jeszcze gdyby Bończak nie
darzył mnie uczuciem to byłoby możliwe. Rozwiązanie przejściowe, ale do
zaakceptowania. Tyle, że wówczas Jacek nic by z tego nie miał co oznaczało, że…
Nie, takie rozwiązania do niczego nie prowadzą, a tylko
mnie denerwują. Bo przecież to wcale nie znaczyło, że chciał mnie oszukać bym
tylko go poślubiła i nigdy nie spełniłby swoich obietnic. Poza tym przecież nie
byłabym bezbronna i w razie potrzeby mogłabym go opuścić. Nie żyliśmy przecież
w dziewiętnastowiecznej Anglii gdzie żona nie miała nic do powiedzenia. Nadmiar
stresu sprawiał, że znowu miałam nadpobudliwą wyobraźnię.
Niespodziewanie rozmyślania przerwał mi uporczywy dźwięk.
Dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili chciałam go zignorować bo nie miałam
ochoty na niczyje odwiedziny (a spodziewałam się, że to może być prawdopodobnie
moja mama ponownie próbująca mnie przekonać bym wróciła do domu skoro nie
pracuję). Jednak jakiś impuls kazał mi wstać. W drodze przygładziłam tylko
włosy i poprawiłam bluzkę, która i tak wyglądała na nieco pomiętą. Potem
spojrzałam w wizjer.
Nie pomyliłam się. Przeczucie okazało się całkiem
słuszne, bo za drzwiami stała żona Włodzimierza Kowalskiego, która właśnie
odwracała się zrezygnowana widocznie brakiem odpowiedzi na sygnał. Szybko
odblokowałam zamek.
- Pani Mariolu?- Zawołałam za nią.
- Karolina.- Spojrzała na mnie niepewnie.- Już myślałam,
że pomyliłam adres albo cię nie ma.
- Nie, po prostu…odpoczywałam.- Odparłam.- Wejdzie pani
do środka?
- Tak. Dziękuję.- Weszłyśmy do środka korytarza gdzie
moja była teściowa zdjęła marynarkę i buty choć na to nie nalegałam. Potem
poszłyśmy do kuchni.
Domyślałam się czego dotyczy jej wizyta, ale nie
zamierzałam jej pospieszać. Dlatego najpierw zaproponowałam owocową herbatę i
ciasteczka. W całkowitej ciszy chrupałyśmy po jednym. Potem zapytała mnie o
samopoczucie, a ja widząc tęsknotę na jej twarzy miałam zamiar wyjaśnić że
dziecko którego się spodziewam będzie jej wnukiem. Powstrzymało mnie tylko od
tego wspomnienie reakcji jej męża. Bo jak niby miałabym udowodnić swoją rację?
To mógł zrobić tylko Łukasz.
- Ja, ja przyszłam tutaj by wszystko ci wyjaśnić. Wiem,
że Włodek uważa inaczej ale ja wiem swoje. Kochasz go, prawda?- Wiedziałam, że
nie ma na myśli swojego męża tylko młodszego syna.
- Tak.- Przyznałam patrząc jej prosto w oczy. Uśmiechnęła
się do mnie smutno.
- On też bardzo cię kocha. Mam nadzieję, że gdy to
wszystko się skończy jeszcze będziecie razem mimo…mimo wszystko.- Dokończyła
ogólnym stwierdzeniem choć domyślałam się że ma na myśli moją ciążę.- Dlatego
chcę byś znała prawdę.
- Chodzi o prawdziwego ojca Łukasza? – Spytałam cicho.
Intuicyjnie wyczuwałam, że to nie będzie dla niej łatwa. Ba, ja w ogóle nie
miałam pojęcia że będzie to nie tylko nie łatwe ale wręcz nieziemsko trudne.
- Tak. Na cmentarzu zrozumiałaś, że nie jest nim Gardo
prawda?- Skinęłam tylko głową.- Tak myślałam. Bałam się co możesz o mnie
myśleć; musiałaś sobie przecież wykalkulować że Emil był wtedy zaledwie w przedszkolu. Ale ja nie zdradziłam męża świadomie, Karolino. Nie chciałam tego.
- Rozumiem.- Powiedziałam, choć nie miałam o niczym
pojęcia. Jak można zdradzić męża nieświadomie? Wypiła zbyt dużą ilość alkoholu
czy co? Mimo tych myśli zmusiłam się do dodania: - I wcale pani nie obwiniam
ani nie myślę niczego złego. Każda kobieta popełnia błędy. Ja sama żałuję tego
jak postąpiłam z Łukaszem więc nie mam prawa pani oceniać.
- Cieszę się, że tak to postrzegasz.- Odpowiedziała z
pewną dozą melancholii. Potem umilkła na moment jakby zbierając się w sobie.-
Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę po
twoim rozwodzie z Łukaszem? – Zanim odpowiedziałam z kłębów wspomnień
próbowałam wyłowić to właściwe:
„Ja też kiedyś
byłam młoda i w sytuacji zdawać by się mogło bez wyjścia. Też obwiniałam
swojego męża za coś co wydawało mi się być jego winą. I też tak jak ty bardzo
cierpiałam. Ja chciałam nawet odejść od męża tak jak teraz ty. Ale gdyby
Włodzimierz nie był stanowczy i pozwoliłby mi na to, to teraz wiem, że
żałowałabym tego do końca życia i być może nigdy nie była już szczęśliwa.”
- Mówiła pani o tym, że też kiedyś
przeżywała trudne chwile z mężem.- Starałam się powściągnąć swój język zanim
dodałam, że wcale się nie dziwię że miała na to ochotę. W końcu pan Kowalski
był apodyktyczny, dumny, a przekonany o
słuszności własnych czynów nie potrafił ich zmienić. Zwłaszcza w stosunku do
mnie- Tak jak ja z Łukaszem.
- A więc pamiętasz? No cóż, tak właśnie było. Poznałam
się z nim jeszcze jako nastolatka, a zakochałam w szkole średniej. Po jej
skończeniu wzięliśmy ślub. Byliśmy wtedy praktycznie dziećmi: on dopiero po
studiach na stażu, ja bez pracy. Jak zakochani wierzyliśmy, że nasza miłość
wystarczy. Tyle, że nie wystarczyła.- Pani Mariola zrobiła krótką pauzę. Nie do
końca rozumiałam dlaczego mi o tym wszystkim opowiada, ale nie chciałam jej przerywać.
- Włodek uwielbiał swoją pracę, od początku miał wrodzone poczucie uczciwości i
sprawiedliwości. Godzinami mogłam słuchać jego opowieści o wizji świata bez
przestępców i złoczyńców, o tym jak chce zmieniać świat. Byłam tym wręcz
zafascynowana. Może teraz trudno jest ci w to uwierzyć, ale był prawdziwym
idealistą i zaszczepił to w Łukaszu. Koniec końców właśnie za to go pokochałam.
Tyle, że praca była jego drugą namiętnością. Po jakimś czasie zaczęło mi to
przeszkadzać. Właściwie to byłam bardzo podobna do ciebie: chciałam by mniej
pracował, robiłam mu liczne wyrzuty, żaliłam się że ledwie dajemy sobie
finansowo radę z małym dzieckiem. Bo zapomniałam wspomnieć, że moja rodzina
ostro sprzeciwiała się mojemu małżeństwu. Owszem, Włodzimierz był dla nich
odpowiednim kandydatem na zięcia, ale uważali że najpierw powinniśmy stać się
bardziej samodzielni, co było dość rozsądne ale nie dla młodych zakochanych w
sobie ludzi. Dlatego po ślubie Włodek odrzucał jakiekolwiek sposoby pomocy
moich rodziców. Uważał, że w ten sposób przyznamy im rację. Poza tym był dumny.
Tak więc gdy Emil miał już 4 lat zaproponowałam, że wrócę
do pracy ale mąż nie chciał o tym słyszeć. Argumentował, że wydamy masę
pieniędzy na opiekunkę bo nie zgadzał się na to by opiekowała się nimi moja
mama. Dałam więc za wygraną chociaż…- Uśmiechnęła się z pewną doza melancholii-
…nawet nie wiesz jak nieźle musiałam się czasami głowić by wyczarować smaczne
danie z kilku ziemniaków, kawałka kości i trochę warzyw.Wy z Łukaszem przynajmniej nie mieliście problemów finansowych.
- I zdecydowała się pani na zostawienie męża?
- Właściwie to nie. Byłam zła, ale starałam się go
zrozumieć: był młody, pełny ideałów. Poza tym to było ponad 40 lat temu: wtedy
jeszcze trend feminizmu właściwie dopiero raczkował i rodziny patriarchalne były
na porządku dziennym. No i rozumiałam jak bezsilny musiał się czuć człowiek,
który nie mógł zapewnić swojej rodzinie tego co pragnął. Bolało mnie tylko, że
nie pozwalał mi sobie pomóc. Potem złość nieco opadła gdy dostał awans: tyle że
w domu zaczął być praktycznie gościem: w biurze spędzał nie tylko dni robocze,
ale i coraz częściej weekendy. Protestowałam usiłując apelować do jego
rozsądku; on tłumaczył mi że to tylko przejściowe.- Doskonale ją rozumiałam, bo
Łukasz robił to samo. Historia mojej byłej teściowej tak bardzo przypominała moją,
że coraz częściej łapałam się na tym że tak właśnie ją postrzegam.- Dwa
miesiące później został postrzelony, bardzo blisko mięśnia sercowego.
- Co?- Ta rewelacja tak mnie zaskoczyła, że nie mogłam
powstrzymać się od cichego okrzyku.
- Tak. Awansując stał się asystentem kogoś z biura CBŚ.
Mieli zająć się jakąś prowokacją dotyczącą ówczesnej mafii
pruszkowskiej…szczegóły nie są ważne. Wysłali go tam, choć nie miał właściwie
żadnego doświadczenia poza pracą za biurkiem. Potem tłumaczyli mi, że brakowało
im ludzi a Włodek zgłosił się na ochotnika i że przecież nic się nie stało bo
przeżyło. Mieli jeszcze czelność gratulować mi jego odwagi.- Pani Mariola
prychnęła. – Przepłakałam prawie dwie doby gdy leżał nieprzytomny na OIOM-ie, a
oni mi gratulowali. Miałam ochotę ich zamordować.
- Ale w końcu się obudził?
- Tak. Byłam tak szczęśliwa, że odpuściłam sobie robienie
mu jakichkolwiek wymówek. Jednak gdy doszedł do siebie chciałam by wytłumaczył
mi czemu to zrobił, dlaczego wychylił się do tak niebezpiecznego zadania tylko
po to by ująć jakiś złoczyńców. Mocno się pokłóciliśmy. Do dziś pamiętam jego
ostatnie słowa: powiedział że czasami trzeba ponieść ofiarę w imię czegoś
większego. Nie rozumiałam tego, nie byłam w stanie pojąć jak mógł wyżej cenić
swoją pracę niż rodzinę. Przecież Emil był taki malutki. Jak poradziłby sobie
bez ojca? Dlatego postawiłam mu ultimatum: nakazał mu by zmienił pracę, bo ta w
CBŚ jest zbyt niebezpieczna. W przeciwnym razie się wyprowadzę. Naturalnie nie
zmienił pracy.
- I zrobiła to pani? Wyprowadziła się?
- Tak. Wzięłam Emila i spakowałam rzeczy. Wróciłam do
matki, bo tata już wówczas nie żył. Zmarł dwa lata wcześniej. I wiesz co? Nawet
go to nie ruszyło. Wrócił do domu późno w nocy, a rankiem znów wyszedł i nawet
tego nie zauważył. Dopiero wieczorem zorientował się, że coś jest nie tak-
Boże, a ja narzekałam na Łukasza. Jego ojciec był sto razy gorszy…błąd to nie
był przecież jego ojciec. Jak więc mogli być tak do siebie podobni? I to nie
tylko zewnętrznie? Wciąż nie mogłam tego pojąć. Przecież pan Włodzimierz nie
miał brata, więc żona nie mogła zdradzić go z nim. Postanowiłam więc dłużej się
nad tym nie zastanawiać tylko cierpliwie słuchać opowieści swojej byłej
teściowej do końca.- Oczywiście chciał bym wróciła do domu, obiecał nawet że przemyśli
to co mu powiedziałam. Sprytne zagranie, ale ja nie dałam się oszukać. Zostałam
u mamy. A potem był ten napad.
- Jaki napad?- Znów mnie zaskoczyła.
- Minął może tydzień lub trochę dłużej odkąd mieszkałam u
mamy. Zamierzałam zrobić zakupy, ale Włodek zadzwonił prosząc mnie o rozmowę.
Postanowiłam że spotkamy się w naszym mieszkaniu bo dzięki temu upiekę dwie
pieczenie przy jednym ogniu. Boże, nawet po tylu latach pluję sobie w brodę
zastanawiając się jak potoczyłoby się moje życie gdybym tego nie zrobiła.- Choć
zaczęłam się wszystkiego domyślać, nadal nie mogłam w to uwierzyć. Dlatego
kolejne słowa pani Marioli zaczęły docierać do mnie jak przez mgłę.- Po prostu
szłam zwyczajną ulicą: żadnym skrótem. Był biały dzień. To stało się tak
szybko, że nawet nie jestem w stanie powiedzieć ilu ich było ani w jaki sposób
zaciągnęli mnie do tamtej uliczki. Pamiętam tylko zapach na białej chusteczce
którą mnie odurzyli. A potem…potem mnie zgwałcili. Nie wiedziałam kto, nie
wiedziałam ilu ich było; do czasu aż znalazłam się w szpitalu w ogóle nie
miałam pojęcia że coś mi zrobili, bo nic nie pamiętałam. Dopiero lekarze i rany
na nogach powiedziały mi wszystko.- Głos pani Marioli lekko zadrżał zdradzając
targające nią emocje.- Podobno…podobno zrobił to tylko jeden z nich; tylko to
chciałam wiedzieć. Nie mogłam żyć ze świadomością, iż mogło ich być nawet
pięciu lub sześciu a ja nic nie czułam ani nie pamiętałam tego. Innym razem swoją
niepamięć traktowałam jako opatrzność:
może dzięki niewiedzy łatwiej było mi się po tym wszystkim
pozbierać? Tyle, że…wcale tak nie było. Bo w nocy wielokrotnie budziłam się
targana koszmarem przeżywając możliwe zakończenia tej historii. W moich snach
wyobraźnia podsuwała mi brutalne i odrażające wizje które przecież mogły być prawdą.
Budziłam się w nocy zlana potem uciekając od niewidzialnego przeciwnika. Włodek
wtedy próbował mnie pocieszać i uspokajać. Do pewnego stopnia przynosiło mi to
pewną ulgę i pociechę, ale wtedy wróciło pewne wspomnienie. Męski głos mówiący,
że może mój mężuś nauczy się teraz nie wściubiać nosa w nieswoje sprawy.
- O Boże.- Jęknęłam ze łzami w oczach zakrywając sobie
usta dłonią.- A więc do dlatego…dlatego panią…?
- Tak. Pobito mnie a potem zgwałcono, bo mój mąż naraził
się komuś swoją pracą. Możesz sobie wyobrazić co wtedy czułam. Początkowo nie
chciałam temu wierzyć: przecież to wspomnienie mogło być niczym więcej jak inną
z brutalnych rojeń sennym jakie przeżywałam w tamtym okresie. Ale te słowa
wciąż do mnie wracały: poza tym jako jedyne nie były rozmyte a kontekst
sytuacyjny ze szczegółami wciąż taki sam. Powiedziałam mu to. Wykrzyczałam, że
to wszystko jego wina: obrzuciłam stekiem wyzwisk, kazałam mu się do siebie nie
zbliżać, krzyczałam, biłam, kopałam, nie chciałam znać…Byłam w kompletnej
rozsypce i tylko dzięki świadomości, że przecież mam jeszcze syna Emila byłam w
stanie się z tego podnieść. Chciałam wnieść pozew o rozwód: czara goryczy
przelała się i nie zamierzałam mieć nic wspólnego z moim mężem. Myślałam nie
tylko o sobie, ale i o naszym synu który również mógł ucierpieć. Sama myśl o
tym, że gdybym wzięła go ze sobą na spotkanie z ojcem tak jak mnie o to prosił
sprawiała że włosy jeżyły mi się na głowie. Co zrobiłby widząc to co robi mi
jakiś przestępca? Jak wielkie ślady zostawiłoby to w jego psychice?Albo co oni mogliby mu zrobić? Mógł przecież skończyć jak Kubuś.- Na wzmiankę o zmarłym synu poczułam zimny dreszcz biegnący wokół kręgosłupa. Pospiesznie zmieniłam temat:
- Ale nie wzięliście rozwodu, prawda?
- Nie. Chociaż Włodek się zgodził. W końcu zrozumiał, że
moje obawy były słuszne. Że poprzez swoją pracę nieodwracalnie mnie skrzywdził.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam jego łzy. Nie wiedział co ma powiedzieć, jak
się usprawiedliwić. Wciąż mnie przepraszał, mówił o tym że znajdzie tego kto mi
to zrobił i zabije go własnymi rękoma. Przeraziło mnie to co ujrzałam wtedy w
jego oczach. To była żądza mordu. Nie jakaś przenośnia czy metafora: jego słowa
były prawdziwe. Miałam ochotę poprosić go by tego nie robił, by nie niszczył
również swojego życia. Ale z drugiej strony nie mogłam pozwolić by przestępca
uniknął kary. Chciałam by ten kto mnie skrzywdził odpowiedział za to.
Jednocześnie bardzo się tego bałam. Bałam się, że gdy zobaczę jego twarz
wspomnienia wrócą, że przypomnę sobie szczegóły tego okropnego czynu. Że jego
będzie mnie to prześladować do końca. A potem…potem dowiedziałam się o ciąży.-
Czułam jak łza płynie po moim policzku, ale nie próbowałam jej wytrzeć. Z oczu
pani Marioli też wciąż skapywały nowe.- Nawet nie jesteś w stanie wyobrazić
sobie tego co czułam. Nosiłam pod sercem dziecko gwałciciela i prawdopodobnie przestępcy. Na
dodatek nie miałam pojęcia kim jest. Czułam obrzydzenie do niego i samej
siebie: nie chciałam go. Tak bardzo go nie chciałam, że zgłosiłam się do
szpitala. Powiedziałam temu samemu
lekarzowi który półtora miesiąca temu przyjął mnie na oddział o swoim stanie. Zażądałam usunięcia dziecka.- Choć to Łukasz musiał być tym dzieckiem i
wiedziałam że ta historia skończy się dobrze, to jednak sama świadomość że pani
Mariola rozważała coś takiego napełniła mnie zgrozą. Może to dlatego że sama
utraciłam dziecko i nie mogłam się z tym pogodzić? Chyba wyczytała te myśli z
moich oczu bo zaczęła się tłumaczyć:- Miałam do tego prawo: ciąża była przecież
wynikiem gwałtu. Nie wiesz co wtedy czułam, jak wielką rozpacz i poczucie
beznadziei. Nie wiesz jak bardzo bałam się zasypiać obawiając się że tym razem
zamiast niewyraźnego zarysu męskiej sylwetki zobaczę w swoim koszmarze wyraźną twarz
gwałciciela. Nie wiesz jak idąc ulicą i przechodząc obok jakiegoś nieznajomego
mężczyzny który spojrzał na mnie przelotnie albo delikatnie się uśmiechnął
bałam się, że mijam się właśnie ze swoim gwałcicielem. Wydaje ci się, że
chciałam postąpić okrutnie, ale to dziecko…to dziecko było dla mnie
przypomnieniem tego co się stało. A ja chciałam o tym zapomnieć. Na zawsze
wymazać ten gwałt ze swoich myśli i wspomnień. Dziecko wydawało mi się być
przeszkodą.
- Nie obwiniam pani.- Zaprzeczyłam czując wyrzuty
sumienia. – Przepraszam, po prostu po tym co przeszłam z Kubusiem świadomość że
jakaś kobieta mogła chcieć usunąć ciążę jest dla mnie niezrozumiały. Ale pani
była w zupełnie innej sytuacji. –
- Nie rozumiesz.- Pokręciła łagodnie głową.-
Nie chciałam urodzić tego dziecka nie tylko dlatego, że było przypomnieniem o
gwałcie. Bałam się, że zniszczę mu życie, rozumiesz? Że znienawidzę je tak samo
jak myśli o mężczyźnie który go spłodził. Że nie będę umiała go kochać.
- Dlaczego zmieniła pani zdanie?
- Nie zmieniłam. Doktor zgodził się na zabieg, choć chciał
bym się jeszcze nad tym zastanowiła. Mijał dopiero ósmy tydzień i gdyby nie
fakt, że zawsze mój organizm działam regularnie nie domyśliłabym się swojego
odmiennego stanu. Tylko, że chciał rozmawiać najpierw z moim mężem.
Zdenerwowało mnie to. Powiedziałam, że nie ma żadnej możliwości że dziecko
mogłoby być jego, bo od dawna ze sobą nie sypiamy, a teraz zamierzamy się
rozwieść i nie jesteśmy już razem, więc ta sprawa go nie dotyczy. Wpadłam wtedy
w prawdziwą histerię: on chyba dostrzegł moją depresję bo podszedł do sprawy
bardzo personalnie. Odszukał w papierach numer do mojego męża i powiedział mu o
mojej ciąży wbrew temu co mu powiedziałam. Teraz mu za to dziękuję. Nie wiem
czy gdyby tego nie zrobił nie doszłabym do wniosku że chcę urodzić za późno.
Gdy zjawiłam się następnego dnia w szpitalu on już na
mnie czekał w gabinecie, z lekarzem. Czułam się zdradzona: nie mogłam uwierzyć
że doktor go powiadomił. Chyba nieźle mu wtedy zwymyślałam. On jednak nic sobie
z tego nie zrobił. Zostawił mnie sam na sam z mężem. Tym razem Włodzimierz
wyglądał inaczej: w jego twarzy widać było zdecydowanie i pewność siebie taką
jak dawniej a nawet większą. Nie przypominał tego załamanego mężczyzny który ze
łzami w oczach błagał mnie na kolanach o wybaczenie. Powiedział tylko jedno
zdanie: Nie zgadzam się na usunięcie dziecka. Byłam u kresu wytrzymałości: nadal
przeżywałam tamtą napaść, byłam w niechcianej ciąży…znowu spanikowałam i
zaczęłam go atakować. A on nie zwracał na to uwagi. Mówił, że anulujemy decyzję
o rozwodzie i będziemy razem. Że wciąż mnie kocha i zrobi wszystko bym doszła
do siebie. Jakże go wtedy nienawidziłam.- Delikatnie chwyciłam dłoń byłej
teściowej w geście pocieszenia. Nie starałam się nawet zastanawiać co ja
zrobiłabym w takiej sytuacji, bo sama myśl o tym mnie paraliżowała. Miała
rację: nie byłam w stanie zrozumieć i pojąć jej bólu który pomimo wielu lat nie
ustał. Świadczył o tym jej stan gdy wracała myślami do tamtych wspomnień. Mnie
samej trudno było o tym słuchać. - Było ciężko, bardzo ciężko. Nadal mieszkałam
z mamą i Emilem a Włodek nas odwiedzał. Nie będę zanudzała cię szczegółami
takimi jak tygodniowy pobyt w specjalnym szpitalu…było mi bardzo ciężko. Dopiero
gdy narodziło się dziecko…Łukasz, zrozumiałam, że wszystkie moje obawy okazały
się być bezpodstawne. Że Gardo miał rację: że pokocham to dziecko tak samo jak
Emila.On zrobił to już wcześniej. Łzy stanęły mi w oczach gdy po raz pierwszy
zauważyłam jak trzyma go na rękach. Zrozumiałam w końcu, że ta mała kruszyna
jest moją częścią i tylko tak powinnam ją postrzegać.
Po porodzie zaczęłam wracać do normalności. Czułam
wyrzuty sumienia wobec starszego syna, który przez prawie rok nie miał
prawdziwej matki. Przez ten czas bardzo zbliżyli się siebie z moją mamą. Gdy po
jakimś czasie chciałam go za wszystko przeprosić powiedział, że tatuś już mu
wyjaśnił, że byłam bardzo chora i że cieszy się że wszystko już ze mną dobrze i
że ma braciszka. To wtedy zdałam sobie sprawę, że wcale nie nienawidzę Włodka.
Że wciąż go kocham i wiele zawdzięczam. Że przecież to nie on zrobił mi tę
straszną rzecz tylko ci bandyci. Postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną szansę
w innym miejscu. Na samo wspomnienie tamtego parku w pobliżu naszego bloku
gdzie napadli na mnie tamci bandyci dostawałam ataku paniki. Jeszcze przez
długi czas nasze relacje były platoniczne, ale on był bardzo cierpliwy. Nigdy
do niczego mnie nie zmuszał, rozumiał że czasami niewinny w gruncie rzeczy
dotyk wywołuje we mnie wstręt. Potem razem ze mną chodził na terapię. Przez ten
cały czas zrezygnował ze służby pracując jako zwykły ochroniarz w
supermarkecie. Gdy Łukasz skończył pół roku poprosiłam męża by wrócił do CBŚ.
To była jego pasja i nie mogłam go jej pozbawiać. Długo jednak z tym zwlekał.
- Czy znaleziono…znaleziono tego kto to pani zrobił?
- Nie.- Starsza kobieta westchnęła ciężko.- Przez te
wszystkie lata, aż do teraz starałam się wyprzeć to ze świadomości myśl o
prawdziwym ojcu Łukasza. Dla mnie był nim tylko Włodzimierz.
- A on nie próbował go odszukać?
- Czy nie próbował? Przewertował wszystkie sprawy które
dotychczas prowadził: nawet takie którymi zajmował się zza biurka. Począwszy od
tej sprawy z mafią, po różnych złodziei aż do drobnych pijaczków karanych za
zaśmiecanie środowiska. Wciąż uważał że to była jego wina. I to niszczyło.
-…tak samo jak Łukasz w sprawie Kubusia.
- Tak.- Przyznała pani Mariola.- Dlatego mój mąż rozumiał
chęć Łukasza odnalezienia morderców syna.
- Czy Łukasz o tym wie?- Spytałam, ale zaraz uzyskałam
gotową odpowiedź przypominając sobie to wszystko czego dowiedziałam się po jego
powrocie od Emila: że początkowo obwiniał za coś panią Mariolę (widocznie
uważał, że zdradziła męża i jest owocem jej romansu) a potem to uczucie
przeniosło się na pana Włodzimierza (widocznie dowiedział że tak nie było). I naszą
rozmowę w której wyznał mi całą prawdę o naszym rozstaniu gdy ja zarzuciłam mu
że zostawił mnie z egoistycznych pobudek.
„(…)Że gdy
zostaniesz przy moim boku może stać się krzywda tobie? Że przestępcy mogą
porwać cię tak samo jak naszego syna i potraktować dużo gorzej? Że mogliby cię
poniżać, bić, gwałcić ile tylko zechcą a ja mógłbym tylko szlochać do słuchawki
słysząc twój płacz? Tego byś chciała? Żeby historia się powtórzyła?”
Żeby historia się powtórzyła…
Tak, Łukasz doskonale wiedział że był wynikiem gwałtu. Na dodatek pewnie poznał swojego prawdziwego ojca.
- Obiecaliśmy z Gardo, że nigdy nikomu o tym nie powiemy.
Tylko moja mama wiedziała: znajomi domyślali się zapewne że przeżyłam jakieś
załamanie nerwowe, ale kładli to na krab ciąży i szoku poporodowego. Początkowo chciałam nawet to
zrobić, ale mąż mnie powstrzymał. Powiedział, że gdy wyznamy prawdę Łukaszowi
uzna to za mój romans co będzie rodziło kolejne pytania. Nie chciał bym od nowa
przeżywała cały ten koszmar. Ale nie powinnam tego była robić. Przeszłość
prędzej czy później nas dopada…nawet po- jak w tym wypadku- prawie czterdziestu
latach.- Pani Mariola zmięła w dłoni chusteczkę którą jej dałam.- Próbuję nie
myśleć o tym co musiał czuć dowiadując się tego wszystko, ale nie potrafię. Tak
bardzo chciałabym by był szczęśliwy. Tak bardzo go kocham mimo tego a może
właśnie ze względu na to kim jest jego ojciec.
- Przecież nie wiemy na pewno czy miał tego świadomość.
Może wcale nie…- Urwałam widząc wzrok pani Marioli.
- Wiem, że chcesz mnie pocieszyć, ale to ty rozmawiałaś z
Łukaszem gdy stwierdził że winę za jego zachowanie ponosi jego ojciec. Nie
mogło chodzić o Gardo. On kocha Łukasza i nigdy nie zrobiłby niczego co mogłoby
go skrzywdzić.- Tak, miała rację. Choć pan Włodzimierz nie traktował mnie w ostatnich
miesiącach dobrze, to jednak teraz lepiej rozumiałam jego stanowisko i chęć
obrony rodziny. Tak dużo przeszli.- Przecież nie musiał zgadzać się na to by
szkolić go na agenta choć Łukasz od początku tego chciał. Wiesz co stałoby się
gdyby to się wydało? Poza tym, Włodek znalazł w jego laptopie stary e-mail z wynikami
badania DNA. Badanie wyszło negatywnie: jak pewnie się domyślasz dotyczyło jego
i mojego męża.
- Więc Łukasz wie kto jest jego ojcem.- Stwierdziłam.
- To jest możliwe- Przyznała.
- A…pani? Chciałaby się tego dowiedzieć?- Zanim odpowiedziała, pani Mariola ciężko westchnęła.
- Do dziś nie uważałam się za wystarczająco silną choć
minęło wiele lat. Ale teraz myśląc o tym co musiał przeżywać Łukasz gdy ten
przestępca się z nim skontaktował budzi się we mnie wściekłość. Jestem matką i
krzywda mojego dziecka boli mnie sto razy bardziej niż własna. Nieważne, że
Łukasz czy Emil już dawno są samodzielni. Nadal są moimi dziećmi.
- Więc ci przestępcy którzy go ścigają…robią to na
polecenie ojca?- Tak, ta wersja zgadzałaby się z tym co mówił Jacek: że chcieli
przekabacić Łukasza na swoją stronę. Teraz rozumiałam dlaczego jego:
biologiczny ojciec mojego byłego męża uważał, że to właśnie Łukasz powinien
kontynuować jego dzieło. Dlaczego więc teraz zmienił front? Czemu wydał rozkaz
zabójstwa własnego syna? A może Jacek się mylił? Może te postrzelenie było
przypadkowe?
- Tak, jestem tego pewna. Gardo wszystkim się teraz
zajmuje. Obiecał mi, że gdy tylko znajdzie biologicznego ojca Łukasza spotka go
zasłużona kara. A jeśli…jeśli ten bydlak który prawie czterdzieści lat temu
mnie zgwałcił zrobił coś Łukaszowi to…to ja zabiję go własnoręcznie choćbym
miała spędzić w więzieniu ostatnie chwile.
Przejmująca część!
OdpowiedzUsuńTylko jedna rzecz w miarę "radosna" a mianowicie to, że Karolina nie zgodziła się na małżeństwo z Jackiem.
Pozdrawiam
Ania
Powinnaś normalnie jakaś książkę napisać, tak wszystko jest fajnie napisane, wciąga twoje opowiadanie na maksa, masz wyobraźnię dziewczyno, super! :)
OdpowiedzUsuńKiedy kolejny :)
OdpowiedzUsuńNa jutro wieczorem powinna być gotowa kolejna
UsuńSuper, nie mogę się doczekać, rozdziały świetne a możesz chociaż wspomnieć czy juz niedługo odnajdzie się Łukasz?
UsuńNa razie mogę tylko powiedzieć ze juz niedługo wszystko sie wyjaśni bo planuje zakonczyc to opowiadanie. Jak? Juz niedługo to się okaże. Jesli nic sie nie zmieni w moim grafiku to może nawet ud a mi się to w tym tygodniu
UsuńJacek i ta jego propozycja śmierdzą na kilometr, wydaje mi się, że on stoi za zniknięciem Łukasza...
OdpowiedzUsuńuwielbiam to opowiadanie, nie mogę się doczekać kolejnej części. Świetnie piszesz :))
pozdrawiam, w.