Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 czerwca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XLVI: Trop



Siedziałam właśnie w kuchni szykując dressing do lekkiej sałatki greckiej na którą miałam ochotę gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Dość natarczywy zresztą. Miałam nadzieję, że to Jacek ale wiedziałam że robiłby tego w ten sposób. Bo w moje drzwi uderzała w ten sposób tylko jedna osoba. Jeszcze zanim je otworzyłam wiedziałam kto to.
- Beti.- Uśmiechnęłam się do niej lekko.- Mniej na względzie to, że nie jestem bogata jak ty, więc jeśli tylko uszkodzisz mi drzwi to nie zawaham się obciążyć się rachunkiem za ich naprawę lub wymianę.
- O czym ty gadasz? Wchodź do środka, muszę ci wszystko wyjaśnić.
- Daj spokój, tylko żartowałam.
- Ale ja nie. Nie chodzi o drzwi. Tylko o Łukasza. Widziałam w telewizji reportaż o jego porwaniu.- Gwałtownie spoważniałam.
- Mówili o tym w telewizji? Wiedzą już coś?
- Nie bardzo. Ale widzę, że ty też już to wiesz. Co jest grane? Jakie porwanie? Jaka mafia?
- Usiądź, zaraz ci opowiem. A przynajmniej tyle co wiem, bo jest tego niewiele.- Momentalnie straciłam apetyt. Wiedziałam już, że dopiero co odzyskana równowaga zostanie przeze mnie z powrotem stracona, bo każda wzmianka o Łukaszu bardzo mnie bolała. Dlatego ostatnio wolałam w ogóle o tym nie myśleć. Zwłaszcza po spotkaniu z ginekologiem, który wyczuł moją nerwowość i zalecał spokój. Tylko jak miałam go osiągnąć gdy ojciec dziecka którego kocham zaginął?
Początkowo Beata nie zauważała mojej nerwowości, ale szybko zorientowała się że rozmowa o zaginięciu Łukasza wyprowadziła mnie z równowagi. Dość łatwo domyśliła się moich uczuć.
- Co więc z Jackiem? Co zrobisz gdy Łukasz się odnajdzie?
- Nie wiem Beti. W tej chwili nie potrafię skupić się na niczym innym poza porwaniem Kowalskiego.- Odparłam jej starając się nie wdawać w szczegóły. Przecież nadal uważała, że dziecko które noszę pod sercem jest Bończaka.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Chyba nie. Chociaż mogłybyśmy porozmawiać o czymś innym, bo ten temat bardzo mnie przygnębia. Na przykład co słychać u Asi?
- No cóż, termin porodu tuż tuż, więc jest bardzo zdenerwowana…- Zaczęła moja przyjaciółka ale mimo najśmielszych chęci nie potrafiłam wykrzesać z siebie zbyt dużego entuzjazmu. Życie Joasi było tak uporządkowane i względnie szczęśliwe że aż jej tego zazdrościłam. Miała kochającego męża i wkrótce miała zostać mamą. A ja? Nie miałam nic.
- Słuchaj…- Beata zmieniła temat.- Wiem, że nie miałam już wspominać o Łukaszu i jego zaginięciu, ale mówiłaś że Jacek ci pomaga. Nie ma nic przeciwko temu?
- Nie.- Zaprzeczyłam krótko. Co prawda Bończak mi pomagał, ale od kilku dni właściwie się z nim nie widywałam bo zajmował się tylko pracą. Byłam tym coraz bardziej zaniepokojona, bo wydawało mi się, że coś przede mną ukrywa. Czyżby odkrył coś co mogłoby mnie zmartwić?
Reszta rozmowy minęła nam już spokojniej. Spytałam Beti co mówili w wiadomościach (plułam sobie w brodę, że nie choć do tej pory nie omijałam żadnych wiadomości to tego dnia dałam sobie z tym spokój), ale policja nadal nic nie wiedziała. Wspominano tylko o tym, że nadal nic nie wiadomo choć dziennikarzom udało się powiązać gang Mochowskiego z Bajkowskim. O udziale mafii czy Astra nic nie mówiono. Moja przyjaciółka starała się już nie nawiązywać do porwania Łukasza pytając o moje samopoczucie czy płeć dziecka. Wyznałam jej, że na razie jeszcze o niczym nie wiadomo, ale chyba nie zdecyduję się na to by ją teraz poznać. Nie chciałam się rozczarować. Z jednej strony pragnęłam by to był chłopiec, z  drugiej nie chciałam by zastąpił mi zmarłego Kubusia. Bo jego nie dało się zastąpić. Wciąż tkwił w moim sercu, a każda myśl o nim przynosiła mi ukojenie.
Następnego dnia wybrałam się na spacer. Miałam zamiar wszystko przemyśleć, ale bezwiednie skierowałam się na cmentarz. Był to dość nagły impuls ale postępując zgodnie z nim czułam że postępuję właściwie.
Chciałam opowiedzieć mu o porwaniu jego ojca, o tym że znów wszystko zepsułam. O tym, że Łukasz robił to wszystko dla niego, że chciał pomścić jego śmierć. Myślałam też o tym jak bardzo cieszył się na wieść o mojej ciąży. Jak mówił do mojego brzucha, jak nie pozwalał mi niczego robić, jak kupował liczne zabawki czy ubrania a nawet samodzielnie wyremontował pokoik. Przypomniałam sobie o błękitnej tapecie w kolorowe rybki i smutnej cukierkowej melodii o księżniczce z marcepana. W pewnym momencie przymknęłam na moment oczy niemal słysząc tę łagodną nutę. Przed oczami stanęła mi twarz Kubusia. Ale zaraz zniknęła zamieniając się w nieco starszą i szczuplejszą z ciemniejszymi włosami.
Odwiedzi mnie pani jeszcze?
Adaś. Pięcioletni syn Pawła Astra, który był zaniedbywany i niekochany przez ojca. W ciągu kilku ostatnich dni starałam się o nim nie myśleć, ale teraz wróciłam myślami do naszego spotkania. Czy Jacek zrobił coś w jego kierunku? Miałam nadzieję, że tak.
Nie chciałam jednak myśleć o tym dłużej, bo wciąż niepokoiła mnie myśl o udziale w tym wszystkim Tomasza Astra. Czego chciał od Łukasza? I czy rzeczywiście kwiaty które ktoś zostawiał na grobie mojego zmarłego synka były od niego? A może to zwykły przypadek? Sama nie wiedziałam już co jest prawdą a co tylko moją wybujałą wyobraźnią. Wolałam wierzyć w to drugie niż żyć ze świadomością iż ktoś taki wysyłał Kubusiowi kwiaty. Czy robił to celowo? Czy Tomasz Aster co jakiś czas obserwował grób śmiejąc się ze mnie i mojego bólu? A może wysyłał do tego celu swojego mało rozgarniętego synka?
Choć było ciepło a wręcz gorąco przeszył mnie zimny dreszcz. Mimo wszystko nie mogłam uwierzyć w istnienie aż takiego zła. Wychowując się na wsi życie wydawało mi się być dużo prostsze i z wielu rzeczy nie zdawałam sobie sprawy. A potem poznałam Jacka i Łukasza: mężczyzn z których każdy stał po przeciwnych stronach barykady i pokazał mi ich najgorsze cienie. Jak długo będą kładły się jeszcze na moim życiu? Jak długo przeszłość wciąż będzie mnie prześladować?
Zatopiona we własnych myślach początkowo w ogóle nie zauważyłam kilku mężczyzn znajdujących się koło grobu Kubusia. Dopiero wchodząc w uliczkę w której znajdował się jego nagrobek upewniłam się że majstrują coś przy nim. I już wiedziałam, że przeczucie znów mnie nie zawiodło: nie miałam pojęcia kim są ci mężczyźni. Na dodatek co mogli robić w takim miejscu i o takiej porze? (dochodziła już osiemnasta) Już zaczęłam się zastanawiać czy od razu nie pobiec do nich i o to nie zapytać czy może zadzwonić na policję gdy kolejna postać wstała z malutkiej ławeczki znajdującej się przed nagrobkiem Kubusia.
I zobaczyłam jej twarz.
To był Włodzimierz Kowalski. Moja konsternacja wzrosła. Co robił tu z dwoma innymi mężczyznami? Plus tej sytuacji był taki, że już nie obawiałam się tam podejść.
- Dzień dobry.- Odezwałam się dość wcześniej gdy dzieliło nas więcej niż dziesięć metrów. Były teść spojrzał na mnie z wyraźnym zaskoczeniem.- Co pan tu robi?- Spytałam zwracając się do Kowalskiego.
- Przyszedłem zebrać odciski palców z nagrobka. Chcę zbadać kto wysyłał kwiaty na grób mojego wnuka.
- Och…- Byłam w szoku. A więc jednak mimo wszystko mi zaufał badając ten trop? A może Emil wcale nie wyjaśnił, że wie to ode mnie?
- Nie mam pojęcia czy ma to związek z jego porwaniem czy nie, ale tak czy inaczej chciałem zbadać ten ślad. Mogłaś powiedzieć mi o tym wcześniej, ale dobrze że powiedziałaś o tym chociaż Emilowi.- Wyjaśnił bez żadnej zachętny z mojej strony zupełnie jakby wiedział jakim torem podążały moje myśli.-  Mariola jest tu ze mną. Poszła kupić świeczkę, więc jeśli obawiasz się że zamierzam zdewastować nagrobek albo…
- Oczywiście, że nie.- Przerwałam jego irracjonalną uwagę.- Po prostu czuję się zaskoczona. To wszystko.- Dodałam.
- W takim razie panowie, wracajcie do pracy. To jest…- Zanim dokończył zrobił dłuższą przerwę.-…była żona Łukasza.- Obaj faceci skinęli mi głową. Zrobiłam to samo.
- Już pobrałem odciski palców, szefie.- Odezwał się po chwili jeden z nich.- Możemy już wracać chyba, że mamy zrobić jeszcze coś.
- Nie, to już wszystko. W takim razie jedźcie już do domu. Tylko najpierw wyślijcie analizę do laboratorium. Chcę mieć wyniki jak najwcześniej.
- Się rozumie. Do widzenia pani.- Pożegnali się ze mną.
- Do widzenia. – Odparłam zostając z panem Włodzimierzem sama. Oboje wpatrywaliśmy się w zdjęcie zamieszczone na nagrobku Kubusia bez słów.
- Czy coś już wiadomo?- Pierwsza przerwałam ciszę.
- Wciąż trwa śledztwo, ale miejsce pobytu Łukasza nadal pozostaje nieznane.- Wyjaśnił. Nadal gdy ze mną rozmawiał jego ton przybierał dość formalną formę, ale już nie otwarcie niegrzeczną jak poprzednio. Zastanawiałam się co powiedział mu Emil że teraz traktuje mnie lepiej.
- Nie ma żadnych tropów?
- Nie. Wiemy już przynajmniej o Astrze i jego powiązaniach z mafią Mochowskiego, ale nic więcej. Wciąż nie rozumiem dlaczego zainteresował się Łukaszem.
- Czy to jest aż tak istotne dla sprawy?
- Motyw zawsze jest istotny bo w zasadzie pozwala ją rozstrzygnąć w większości przypadków.
- Wiem, ale może czasami trzeba szukać po omacku: po prostu sprawdzać potencjalne miejsca pobytu zaginionego. Jakieś opuszczone domy, baraki na obrzeżach miasta.
-No cóż robimy i to, ale skoro uważasz że to niewystarczające to skoro tak bardzo znasz się na śledztwie…
- Nie to miałam na myśli- Choć wyraźnie próbał mnie obrazić nie chciałam zwiększać  miedzy nami rozdźwięku.
- Jak udało ci się przekonać Emila do twojej wersji zdarzeń?- Nagła zmiana tematu na moment zbiła mnie z tropu.
- Słucham?
- Co się stało że ci uwierzył? Zwłaszcza w tę historię o ciąży.
- Ta historia o ciąży jak się pan wyraził jest prawdziwa. – Odpowiedziałam lodowatym tonem.- A jeśli pan nie wierzy to już nie mój problem. Przyszłość rozstrzygnie kto miał rację.
- Słusznie.- Przyznał.- Zastanawia mnie tylko jedno.- Czy właśnie to powiedziałaś Łukaszowi? Że ułożyłaś sobie życie z Jackiem? I że spodziewasz się jego dziecka?- Spytał dalej nie wierząc w to, że dziecko którego się spodziewałam wcale nie jest Bończaka.
- Wcale nie.- Obruszyłam się.- Wtedy nawet nie miałam pojęcia o ciąży.
- A więc co mu powiedziałaś? Co takiego spowodowało, że znów wyjechał znienacka do Lublina?
-…nie powiedziałam mu niczego co mogłoby stanowić przyczynę jego wyjazdu. A tym bardziej zniknięcia.- Przerwałam pani Marioli odpowiadając zarzutom jej męża, bo jak zwykle próbowała przerwać nasz spór.
- Doprawdy? A jednak wygląda na to, że gryzie cię poczucie winy i coś wiesz.
- To co między nami zaszło jest tylko naszą prywatną sprawą. Więc nie rozumiem czemu to pana obchodzi.
- Nie w sytuacji gdy zaginął. I na dodatek z twojej winy. W tej chwili liczy się dla mnie każdy trop.
- Niech pan nie będzie bezczelny: jak niby miałabym mieć coś wspólnego z jego porwaniem?
- Mówię tylko to co myślę. Znów pewnie powiedziałaś mu, że jest winny wszystkim twoim nieszczęściom co? A on jak zwykle starał się udowodnić że tak nie jest więc wyjechał.
- Sam sobie pan zaprzecza. Prowadzi pan śledztwo zaginięcia syna, a jednocześnie sugeruje że ukrył się gdzieś po to by w samotności leczyć rany co jest po prostu śmieszne.
- Cieszę się, że cię to bawi ale mi nie jest to śmiechu w sytuacji gdy nie mam pojęcia co dzieje się z moim synem już od ponad trzech tygodni. Poza tym chodziło mi tylko o motyw. Wracając do Lublina mógł nacisnąć komuś na odcisk.
- Doskonale pan wie, że nie o to mi chodziło.- Syknęłam rozzłoszczona, bo ubodło mnie do żywego to iż uważał że rzeczywiście mnie to nie obchodzi.
- Więc skoro już tu jesteś i naprawdę chcesz pomóc to wyznaj co wiesz. O czym rozmawialiście gdy wybiegł za tobą po przyjęciu u mojej wnuczki?
- Karolina? Ty też tutaj? Widzę że ucięliście sobie z mężem pogawędkę.- Pogawędkę? Nawet posługując się najbardziej naciąganym eufemizmem naszej wymiany zdań nie można było nazwać inaczej niż kłótnią. I pani Mariola doskonale o tym wiedziała. Tyle, że po raz kolejny podjęła rolę mediatora między mną a panem Włodzimierzem.
- Tak. Wybrałam się na spacer i przechodząc obok cmentarza postanowiłam zajrzeć do Kubusia. No i spotkałam pana Kowalskiego z dwojgiem jakichś mężczyzn.
- Nie robili niczego złego. Po prostu…
-…już jej to wyjaśniłem kochanie.- Przerwał żonie kategorycznie.- Możesz zaczekać na mnie w aucie? Chcę dokończyć rozmowę z Karoliną.
- Rozmowę?
- Mariola, zaraz przyjdę.
- Możecie zrobić to przy mnie. No chyba, że ja nie mogę przy tym być.
- Oczywiście, że możesz. Po prostu…po prostu sądziłem że tak będzie lepiej. Chciałem spytać Karolinę o czym rozmawiała po raz ostatni z Łukaszem przed jego zaginięciem. To wszystko.
- I dlatego na nią krzyczysz?
- Wcale tego nie robię.
- Nie? Słychać cię na całym cmentarzu. Nie powinieneś jej tak traktować…
Przez jakiś czas przysłuchiwałam się ich dyskusji, ale potem zaczęło docierać do mnie coś jeszcze. Coś, co w pierwszej chwili wydawało mi się niedorzeczne, ale z każdą chwilą nabierało coraz realniejszych kształtów.
„Prosiłem go i perswadowałem by porozmawiał o tym z ojcem, ale on nie chciał o tym słyszeć. Na dodatek gdy dowiedział się, że mu o tym powiedziałem wściekł się i na mnie.”
„I zawsze były to krótkie przyjazdy z których w większości kłócił się z ojcem albo go unikał. Tata chciał by Łukasz wrócił w końcu do stolicy, ale tamten się uparł. Podczas którejś kłótni Łukasz powiedział nawet, że powinien się cieszyć że go w ogóle odwiedza bo po tym co zrobił nie powinien tego robić. Wyraźnie miał do niego o coś żal.”
Tak o kontaktach Łukasza z ojcem wypowiadał się Emil. Jego słowa jednoznacznie dowodziły, że nie było to lekkie spięcie ale coś co miało poważną przyczynę. A co powiedział mi sam Łukasz? Próbowałam wysilić swój umysł do przypomnienia sobie jego słów.
„Czekaj. Jeśli tak stawiasz sprawę to muszę ci powiedzieć o moim ojcu. Potem zdecydujesz czy…”
„Gdybyś wiedziała znienawidziłabyś mnie”
„Wcześniej nie chciałem ci o tym mówić, bo nie sądziłem że kiedykolwiek jeszcze my…to znaczy że będzie istniała szansa… Bo tak naprawdę ona nie istnieje. My nie możemy być już razem, bo to nie jest…”
Boże, jak mogłam wcześniej tego nie dostrzec?! To było właśnie to brakujące ogniwo, to właśnie ta myśl nieustannie mi umykała! I to właśnie to starałam się sobie przypomnieć.
- To pan jest winny wyjazdu Łukasza.- Odezwałam się cichym acz pewnym tonem.
- Co?- Spytali jednocześnie Kowalscy. Zignorowałam jednak panią Mariolę i spojrzałam twardo na pana Włodzimierza.
- Wiem, że się pan z nim kłócił, że Łukasz po naszym rozwodzie już panu nie ufał. I nie miało to nic wspólnego ze mną. Łukasz musiał mieć ważny powód.
- Co ty bredzisz dziewczyno? Zgadzaliśmy się we wszystkim poza kwestią dotyczącą ciebie. I wcale nie było to tak poważne jak sugerujesz.
- Czyżby? Chce pan wiedzieć czego dotyczyły ostatnie słowa pańskiego syna przed jego zaginięciem?- Zrobiłam wymowną pauzę.- Pana. Łukasz powiedział mi, że nie możemy być razem bo gdy dowiem się prawdy o panu nie będę chciała go znać.
- Nie mógł tego powiedzieć.
- Ale powiedział. Bał się pana. Bał się, że być może pan mnie skrzywdzi.- Ostatnie zdanie wypowiedziałam lekko niepewnym tonem. Sama nie wierzyłam w to co mówię, ale nie znajdowałam innego rozwiązania. Bo jakoś nie mogłam uwierzyć w to, że pan Kowalski mógł zrobić mi realną krzywdę. Ale w głosie Łukasza brzmiał autentyczny strach. On naprawdę bał się swojego ojca.
- To najbardziej absurdalne oskarżenie jakie słyszałem. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę co sugerujesz? To zwyczajna potwarz. Nigdy nie skrzywdziłbym własnego syna.- Widząc ogień i prawdę w jego oczach na moment straciłam rezon. Nie wydawało mi się że kłamie. Jego oburzenie było szczere. Ale to co widziałam w oczach byłego męża też. O co więc mogło chodzić?
„Czekaj. Jeśli tak stawiasz sprawę to muszę ci powiedzieć o moim ojcu. Potem zdecydujesz czy…”
„Gdybyś wiedziała znienawidziłabyś mnie”
- Nie sugeruję, że mógłby mnie pan skrzywdzić.- Odparłam, bo zrozumiałam że wcale nie o to mogło Łukaszowi chodzić.- Powiedziałam tylko, że pański syn czegoś się bał. Wyznał mi, że gdybym poznam prawdę o jego ojcu to nie będę chciała go znać, to go znienawidzę.- Dopiero teraz trybiki w mojej głowie zaczęły działać układając się w logiczną całość.- Tak, teraz już wszystko rozumiem. On sugerował, że musi załatwić jakąś sprawę. I że to przez pana grozi nam niebezpieczeństwo.- Wymierzyłam w niego oskarżycielsko palec, choć scena ta wyglądała bardzo melodramatycznie: ja spocona i rozczochrana w zwykłym dresie, Kowalski z nieprzejednanym wyrazem twarzy patrzący na mnie niczym lew gotujący się do skoku na swoją przyszłą ofiarę. Tyle, że jak nieco niepewny lew co zauważyłam przyglądając się mu nieco uważniej.
- Mój syn nigdy by tak nie powiedział- Odezwał po dobrej chwili.
- Ale to zrobił. Bał się pana.
- Jak…
-…powiedział, że grozi mu niebezpieczeństwo ze strony ojca? Tak dokładnie się wyraził?- Wtrąciła się pani Mariola. Dopiero wtedy przypomniałam sobie o jej istnieniu. Zauważyłam też w jej oczach niepokój.
- Taak. Chyba tak.- Odparłam z namysłem.- Nie pamiętam dokładnie, bo byłam bardzo rozżalona. Poza tym od tego czasu minął już prawie miesiąc.
- Powiedział ojciec czy Gardo?
- Nie pamiętam.- Nie rozumiałam czemu aż tak to drąży. Przecież to nie miało znaczenia, bo gdyby miało znaczyłoby że…- Co znaczy to pytanie?
- Boże.- Mrugnęła tylko starsza kobieta chowając twarz w dłoniach. Spojrzałam na nią z niepokojem. Potem przeniosłam wzrok na jej męża, który nerwowo zaciskał dłonie. Na jego twarzy malował się wyraz przerażenia: stał się przy tym bardzo blady tak że po raz pierwszy nie widziałam w nim zaciekłego policjanta ale starszego człowieka znękanego po zniknięciu syna.
- Czy…- Ciężko było zadać mi to pytanie, ale musiałam:- …czy ojcem Łukasza jest ktoś inny?
- Oczywiście, że nie.- Odparł natychmiast pan Włodzimierz potrząsając głową jakby chciał wyrwać się spod wpływu swoich myśli.- Musimy już iść Mariolu.
- Przestań już.- Zaprotestowała jego żona.- Ona musi poznać prawdę.
- Jaką znowu prawdę? Powinna wracać lepiej do Jacka.
- Włodziu, i tak jest w to zamieszana. Słyszałeś, że przed wyjazdem Łukasza coś między nimi zaszło.
- Tak i dlatego związała się z Jackiem, co?
- Wcale nie jestem związana z Jackiem!- Miałam już dość jego ciągłych oskarżeń i rozmawiania o mnie tak jakby mnie tam nie było.
- Nieważne. Nie mam czasu na kłótnie. – Machnął dłonią w lekceważącym geście. Zauważyłam, że szykuje się do odejścia.
- Boże, czy to możliwe? Po tylu latach…- W przeciwieństwie do męża pani Kowalska wcale nie zdołała się pozbierać. Miała tak zgnębiony głos, że choć bardzo chciałam nie próbowałam jej zatrzymać żądając wyjaśnień. Poza tym właściwie ich nie potrzebowałam. Przecież zrozumiałam o co chodziło. Zrozumiałam to doskonale.
A więc chodziło o prawdziwego ojca Łukasza. Kowalski nie był jego biologicznym ojcem, choć dał mu swoje nazwisko. Kto więc był nim w rzeczywistości? Co się z nim stało? I dlaczego sama wzmianka o nim napawała panią Mariolę aż takim strachem? Czy naprawdę prawdziwy ojciec Łukasza mógł mieć związek z jego zniknięciem? Tylko niby co? Tak bardzo chciałabym zapytać o to pana Włodzimierza, ale zaniechałam tego. Patrząc jak swoim ramieniem mocno obejmuje żonę zdałam sobie sprawę, że za tą historią kryje się więcej niż podejrzewałam. Dramat, który niszczył życie przynajmniej trzem osobom. Tyle tylko czy miał on związek z porwaniem Łukasza?
To dlatego nakazałam sobie cierpliwość. Nie byłam aż tak samolubna by nie wiedzieć, że ten temat sprawia mu ból. Mogłam go nie znosić jako człowieka, ale nigdy nie byłam gruboskórna i nie zamierzałam go ranić. Choć bardzo ciekawiły mnie okoliczności tego wszystkiego. Poza tym Łukasz zawsze wydawał mi się być podobny do ojca, ale może to tylko podobieństwo pozorne? Może po prostu siłą sugestii tak mi się  tylko wydawało. Od tych licznych rozmyślań rozbolała mnie głowa. Miałam dość tajemnic i ciągłych rewelacji; chciałam zapaść w głęboki sen i obudzić się dopiero wtedy gdy wszystko się już rozwiąże. Z Łukaszem nad moim łóżkiem. Ale to niestety była tylko mrzonka.
Słowa pani Marioli prześladowały mnie przez resztę wieczoru i nocy. Nie mogłam uwierzyć, że mogła zdradzić męża. Przecież musiała urodzić już Emila. Mógł mieć jakieś 5-6 lat. Dlaczego więc związała się z kimś innym? I mimo wszystko została przy panu Kowalskim?
Zastanawiałam się również nad tym czy Łukasz o tym wie. Istniała możliwość, że to przede mną zataił, ale obstawiałabym raczej że nie miał o tym zielonego pojęcia. Chyba, że nie znałam go tak dobrze jak sądziłam: mógł przecież ukrywać przede mną ten fakt.
Dwa dni później, trochę ochłonąwszy po kolejnej dawce rewelacji jakie poznałam na grobie Kubusia, wybrałam się na duże zakupy spożywcze do hipermarketu. Nie pracowałam, więc moje skromne zapasy gotówki z wypłaty kurczyły się bardzo szybko dlatego musiałam zachowywać się oszczędnie.
Po nich miałam zamiar odwiedzić Emila. Po naszej ostatniej rozmowie zdecydowałam, że jest on odpowiednią osobą do wyjaśnienia mi kwestii ojcostwa lub nie Włodzimierza Kowalskiego. Trochę bałam się sytuacji gdy nie będzie miał o tym pojęcia. Nie chciałam dodatkowo zakładać mu zmartwień, ale jeśli ten fakt był istotny dla porwania Łukasza musiałam spróbować i tego. Postanowiłam jednak, że gdy brat mojego byłego męża nie będzie o niczym wiedział wtedy porozmawiać z panem Włodzimierzem. Temat trudny czy nie po prostu musiałam znać prawdę. Miałam jednak szczerą nadzieję, że tego uniknę a nawet jeśli nie to dwa dni na zebranie mentalnych sił musiało mu wystarczyć na rozmowę z potencjalnym wrogiem za jakiego z pewnością mnie uważał.
Stało się jednak inaczej.
Tak jak zwykle moje planowanie nie zdało się na nic, bo los miał dla mnie inne atrakcje. A był im kolejny komunikat w wiadomościach dotyczących porwania.
W zasadzie coraz większe zainteresowanie sprawą mediów nie było dziwne: od czasów sprawy Masy głośniejszego śledztwa w Polsce nie było. Tyle, że co innego jak słuchasz w telewizji czy czytasz w prasie o jakimś strasznym wydarzeniu gdy dotyczy ono abstrakcyjnych osób; inaczej jest gdy są nimi ludzie z twojego otoczenia.
Zwłaszcza gdy jednego z nich kochasz.
To dlatego słysząc o wielkim przełomie w prowadzonym śledztwie totalnie wmurowana w fotel z napięciem słuchałam każdego słowa dziennikarza choć docierały do mnie z trudem.
Bo nie chciałam wierzyć w to co słyszałam.
Znaleziono ślady DNA byłego agenta Kowalskiego opuszczonym baraku…
Plamy krwi na pozostawionym ubraniu...
Agenci szukają nowych tropów…
W przerażenie wprawiło mnie zwłaszcza ostatnie zdanie spikerki: Niewykluczone, że jeśli krew należy do zaginionego, może to oznaczać coś więcej niż zranienie.
Coś więcej niż zranienie.
Coś więcej niż zranienie.
Nie, nie powinnam poddawać się przerażeniu. Łukasz żył i miał się dobrze. Musiałam w to wierzyć, jeśli nie chciałam do reszty sfiksować. Bo on po prostu musiał żyć: innych opcji nie było. Bo jeśli tak nie było moja dusza też stałaby się martwa.
Czułam jak w moich oczach stają łzy. Tym razem płakałam bezgłośnie: starałam się nie poddawać rozpaczy, tłumaczyć że to jeszcze nic nie znaczy, że wcale nie powiedziano że krew należała do Łukasza. Tyle, że co z tego? Mijał równo miesiąc od jego zniknięcia a ja nadal nic nie wiedziałam. Teraz miałam się jeszcze zastanawiać czy on w ogóle żyje?
„Kocham cię Łukasz. I nie zostawiaj mnie nigdy, dobrze? Nawet jeśli będę plotła głupoty to pamiętaj o tym.”
– Wiem, Karola, wiem.”
Przypomniałam sobie moment, gdy uświadomiłam sobie, że jestem w ciąży z Kubą. Łagodne kojące słowa mojego byłego już męża zapewniające mnie że wszystko będzie w porządku, że cieszy się z dziecka. I swoje gdy lekko zakłopotana swoim wcześniejszym wybuchem poprosiłam go o to by nigdy mnie nie zostawiał. Co jednak znaczy taka obietnica wobec śmierci?
Byłam bezsilna: gdyby cokolwiek zależało ode mnie, nawet jeśli byłoby to piekielnie trudne to czułabym się lepiej. Sama świadomość tego, że nie jestem bezużyteczna przyniosłaby mi ukojenie. A tak? Po zwolnieniu z pracy przez całe dnie zamartwiałam się przechadzając się od pokoju do pokoju i starając się nie myśleć o porwaniu. Było to jednak bezcelowe, bo wciąż myśl o nim siedziała mi w głowie.
Wieczorem, jeszcze tego samego dnia po telewizyjnym komunikacie odwiedził mnie Bończak. Jego wizyta była dla mnie zaskoczeniem, bo od ponad tygodnia praktycznie mnie nie odwiedził (rozmawialiśmy tylko raz gdy powiedziałam mu o tym, że Gardo nie jest biologicznym ojcem Łukasza). Mimo to paradoksalnie spodziewałam się jej. Wcześniej odebrałam już telefon od Beaty i mamy która dopiero co dowiedziała się o całej sprawie. Teraz, gdy sprawa nabierała rozgłosu nie emitowano jej tylko na jednym kanale ale przynajmniej trzech.
Na początku Jacek spytał mnie o to czy widziałam komunikat: było to zbędne bo moje samopoczucie mówiło samo za siebie. Doceniałam jednak że starał się być delikatny. Pocieszał mnie jak tylko umiał. Zapewniał, że Łukasz prędzej czy później się znajdzie, że na pewno żyje i ma się dobrze. Że widząc mnie w takim stanie byłby mną rozczarowany. (To miało służyć zmuszeniu mnie do zjedzenia kolacji na którą nie miałam najmniejszego apetytu). Ja jednak nie miałam zamiaru tego robić. Bo jak mogłam w takiej chwili myśleć o jedzeniu? I żaden argument dotyczący potrzeb dziecka do mnie nie przemawiał. Gdyby moje maleństwo rzeczywiście potrzebowałoby posiłku to organizm sam dałby mi to odczuć. Może jak na koniec pierwszego trymestru praktycznie nie miałam brzucha, ale lekarz zapewniał mnie że dziecko rozwija się prawidłowo więc nie mam powodów do obaw. Nie był to wynik mojego braku apetytu. Poza tym co niby miałam robić, gdy żołądek stale podchodził mi do gardła?
Kilka następnych dni było jeszcze gorszych: przez moje mieszkanie i komórkę przewinęła się masa osób i numerów telefonu: mama, siostra, brat, przyjaciółki, Jacek, Patrycja, Emil… Niektórzy chcieli znać szczegóły akcji, inni starali się mnie pocieszyć. Jeszcze inni jak na przykład moja siostra nie wiedząc nic o uczuciach którymi darzyłam byłego męża dolewała jeszcze sól na moje rany mówiąc o nim jakby już zginął. A on przecież żył, do cholery. Musiał żyć. Słowa Jacka wciąż tkwiły mi w głowie niosąc pocieszenie. Dlatego zdziwiłam się gdy podczas jego kolejnych odwiedzin powiedział mi coś zupełnie innego.
- Karola, myślałaś o tym co się stanie jeśli Łukasz się nie odnajdzie?
- Jak to się nie odnajdzie? Przecież sam zapewniałeś mnie, że tak się nie stanie, że to niemożliwe.
- Tak, ale to czysto hipotetyczne pytanie. Wiem, że rzuciłaś pracę, pieniędzy z ostatniej wypłaty nie starczy ci pewnie nawet na bieżący czynsz i opłaty. Na dodatek mieszkasz tu sama, bez żadnej opieki i jesteś w ciąży.
- Do czego zmierzasz?- Przerwałam mu suchym tonem. Żałośnie słuchało się o własnych niedostatkach z ust przyjaciela.
- Do tego, że twoja sytuacja jest niezmiernie trudna. A będzie jeszcze trudniejsza gdy Kowalski się nie odnajdzie.
- Łukasz się znajdzie. Wiem o tym. On żyje.
- Pewnie tak. Ale wiesz też, że to może się stać za godzinę, jutro, miesiąc, rok a nawet i lata.- Z każdym słowem Bończaka moje serce biło coraz szybciej.- Dlatego mam pewne rozwiązanie.
- Rozwiązanie.- Powtórzyłam słabo, bo czułam jak zaczynam się pocić. Intuicyjnie wyczuwałam, że to co zaraz usłyszę może wywrócić mój świat do góry nogami.
- Tak.- Przytaknął. Potem spojrzał na mnie i przełknął ślinę zanim dodał:- Uważam, że powinniśmy się pobrać.

10 komentarzy:

  1. Nie, nie, nie. Karolina nie może zgodzić się na ślub z Jackiem. Przecież to by jeszcze bardziej wszystko pogmatwało. A Jacek chce wykorzystać sytuację. No i kto jest biologicznym ojcem Łukasza!!!!??? Coraz bardziej mnie zaskakujesz :) pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  2. coraz bardziej nie ufam Jackowi sądze,że może być powiązany z porwaniem Łukasza..

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale sie namieszało jeszcze brakuje żeby Jacek i Łukasz byli prawdziwymi braćmi hahah ;p Mam mieszane uczucia co do Jacka , bardzo dużo pomógł Karolinie był przy niej praktycznie zawsze ,no ale nikogo do miłości nie można zmusić . Mam nadziej że jego postać jednak nie okarze się zdrajcą , bo jest naprawdę fajnym facetem .Opowiadanie świetne , dobrze sie je czyta .Czekam na kolejne zaskoczenia ;p ile mniej więcej jeszcze części planujesz ? ;D Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  4. Niespodzianka goni niespodziankę.
    Zamieszałaś i to nieźle......
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  5. NO CHYBA ON KPI! jak śmie proponować jej ślub..jeśli by się zgodziła to Łukasz nei powinien jej tego wybaczyć bo to by świadczyło o tym jaka z niej podła osoba

    OdpowiedzUsuń
  6. Pamietam jak wrozka przepowiedziala jej ponowne szczescie, ale rowniez to ze czlowiek ktorego uwaza za przyjaciela z pewnoscia nim nie jest.. nie podoba mi sie jacek, sadze ze wie, ze cbs wpadlo na dobry slad i chce szybko poslubic karoline po to by nie miala mozliwosci bycia z lukaszem.. coraz bardziej wierze w to ze jacek ma cos wspolnego z jego zniknieciem..

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam nadzieję, że się Karolina nie zgodzi! Jak to zrobi to wszystko zniszczy. Łukasz pewnie się odnajdzie, a ona będzie żoną Jacka z dzieckiem Łukasza? Nie, nie, przecież Karola chyba nie jest aż tak głupia....chociaż jak się tak zastanowić to podjęła kilka złych decyzji. Oby w tej sprawie postapiła dobrze i odpowiedziała przecząco na pytanie Jacka :)
    Pozdrawiam, Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  8. kiedy kolejny?:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetne!
    Znasz moze jakies blogi z opowiadaniami godne polecenia?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, czytam głównie książki. Kilka lat temu czytałam jakieś opowiadania internetowe i to od tego zaczęła się moja fascynacja literaturą, ale nie pamiętam już tytułów. Ale jeśli chcesz mogę polecić ci kilka fajnych powieści. Określ tylko swoje preferencje.

      Usuń