Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 23 czerwca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XLIV: Aster



- Karolina…- Bończak odezwał się do mnie wyjątkowo irytującym tonem mówiącym: co to, to nie.
- Jacek…- Odpowiedziałam mu w podobny sposób. Przez kilkanaście sekund mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu on skapitulował pierwszy.
- Słuchaj, spójrz na to pragmatycznie. Odwiedziny tego gościa zajmą mi przynajmniej resztę weekendu i pewnie wrócę dopiero w poniedziałek. Mam wolne, więc mogę się tym zająć, ty natomiast będziesz musiała iść do biura rachunkowego.
- Niekoniecznie. Zwolnię się. I tak planowałam to zrobić już niedługo. Kilka tygodni wcześniej nie zrobi mi różnicy.
- Daj spokój. Przecież przydadzą ci się pieniądze. Zwłaszcza teraz. Poza tym już mówiłem, że właściwie jestem przekonany że on nie ma nic wspólnego z tą całą sprawą.
- Tak? Więc czemu te kwiaty skojarzyły ci się z nim od razu?
- Nie wiem. Być może to głupi przypadek, który nic nie wniesie, a będzie nas kosztował masę straconego czasu i złudnych nadziei.
- I co z tego? Mimo wszystko będę miała świadomość, że chociaż próbowałam.
- Karolina, chciałem to zrobić delikatnie ale nie pozostawiasz mi wyboru więc powiem wprost: jadę tam sam. I koniec dyskusji.
- Nie, Jacek. To ja też powiem ci wprost: jadę tam z tobą czy bez ciebie.
- Ciekawe gdzie i jak?
- Choćby i pociągiem.
- I jak niby znajdziesz Astra? Będziesz pytać się przechodniów o to czy znają mężczyznę o tym pseudonimie?
- Prawdę mówiąc mówiłeś, że to narkoman więc pomyślałam że najpierw warto byłoby zwiedzić miejsca gdzie oni uprawiają swój proceder.- Wzrok Jacka stał się niemal groźny.
- Słyszysz co mówisz?- Westchnęłam.
- Tak Jacek. Naprawdę jestem u progu sił. Nie ma o Łukaszu żadnych wieści od ponad dwóch tygodni. Wiesz jak się czuję?
- Wiem. Ale nie pomożesz mu narażając się. Wiesz co mi zrobi gdy wróci i się o tym dowie?
- Chciałeś chyba powiedzieć „jeśli” się znajdzie.
- Karola…on się odnajdzie.
- Czyżby?- Czułam jak w moich oczach stają łzy.- Sama już nie wiem. Chcę w to wierzyć, ale nigdy nie miałam szczęścia a los nie szczędził mi ciosów. Co jeśli on już nie żyje? Albo nigdy się nie odnajdzie?
- Odnajdzie.
- Sam w to nie wierzysz.
- Wierzę, a wiesz czemu? Bo Łukasz ma po co żyć. Wie, że go kochasz i zrobi wszystko by znów móc być z tobą. Będzie walczył z nadludzką siłą bo ma motyw. Nawet nie wiesz jak miłość może zmienić, jak działa na faceta. Ja zrobiłbym dla ciebie wszystko: gdybyś kazała mi odciąć sobie palec  to zrobiłbym to jeśli mógłbym z tobą być.
- Jacek, to nie jest dobry moment na takie wyznania.- Boże, nic głupszego nie mogło mi przyjść do głowy. Nie jest dobry moment? Przecież nigdy nie będzie.
- Przepraszam, znów się zagalopowałem.- Odparł mi nieco smutnym tonem. Zaraz jednak uśmiechnął się do mnie szeroko tak jakby ta krótka wymiana zdań o jego uczuciach nie miała między nami miejsca.- A wracając do tematu to skoro chcesz ze mną jechać to zgadzam się., bo i tak nie mam wyjścia. Ale pod jednym warunkiem.
- To znaczy?
- Ja i tylko ja będę z nim rozmawiać, rozumiesz? To przestępca.
- Ale jak mówiłeś, niegroźny.
- Mówiłem, że taki był. Nie wiem jak bardzo mógł się zmienić w ciągu dekady. Może wydoroślał, zwiększył skalę działania? Przejął interes po ojcu? Nie mam pojęcia.
- Ale jeśli nie to…
-…jeśli nie, to i tak będę z nim rozmawiał. I mówię poważnie.
- Dobrze.- Zgodziłam się, bo nie pozostało mi nic innego.- W takim razie idę się spakować. Wyruszamy dziś wieczorem?
- Jeśli się uda to tak. Najpierw jednak odwiedzimy twojego Maćka. Dowiemy się czy oni podjęli ten trop czy nie. No i przede wszystkim czy nasza wyprawa ma sens, bo  ten cały Aster mógł zostać już zapuszkowany.
- Dobra już do nie go dzwonię.
Okazało się, że rozmowa z Maćkiem jednak się nie powiodła . Był w pracy i jak zdołałam się domyślić nie mógł rozmawiać bo koło niego był mój były teść Gardo. Zdołałam jednak poinformować go o tropie jaki podjęłam z Jackiem i poprosić o sprawdzenie Astra, który w rzeczywistości miał na imię Paweł. Wyniki miał przesłać dopiero wieczorem po pracy, bo teraz nie miał dostępu do bazy. Byłam tym trochę rozczarowana, bo prawdę mówiąc spodziewałam się po nim większej pomocy a on co? Aż tak bardzo obawiał się pana Włodzimierza?
Mimo wszystko, tuż przed ósmą wieczorem otrzymałam potrzebną informację. Aster nie siedział w więzieniu, więc wraz z Jackiem pojechaliśmy samochodem do Gdańska. Miałam lekkie wyrzuty sumienia za to, że to on poniesie lwią część kosztów (paliwa i wycieńczenia po całonocnej jeździe autem), ale on tylko mnie zbył mówiąc, że jazda nocą będzie lepsza, bo przynajmniej nie będzie korków.  Tak więc dodałam tę rzecz do istniejącej już listy rzeczy które zawdzięczałam Bończakowi. Co wobec tego znaczyła tamta paczka z rzeczami Kubusia którą w przypływie złości mi wysłał?
Przez moment dałam się porwać wyrzutom sumienia. To przeze mnie Jacek cierpiał, to przeze mnie czuł się przywiązany. Nawet dzisiejsza wymiana zdań dowodziła, że nigdy nie będzie dla mnie przyjacielem z własnego wyboru bo chciałby być kimś więcej. A ja jeszcze na dodatek wykorzystywałam go egoistycznie do pomocy przy znalezieniu Łukasza. Jakbym się czuła gdybym była na jego miejscu? Gdybym miała świadomość, że Kowalski kocha Agatę a ona poprosiła mnie o pomoc w jego znalezieniu? Czy też potrafiłabym zachować tak wielki altruizm jak Bończak? 
A czy Łukasza nie traktowałam inaczej? Jeden mały błąd i już go skreśliłam. Nawet nie próbowałam ratować swojego małżeństwa tak jak powinnam była zrobić. Być może wówczas zorientowałabym się, że nawiązał kontakt z przestępcami zamierzając ich rozpracować. Być może odwiodłabym go od tego i byłby teraz ze mną. Być może byłby bezpieczny. A ja wyrzuciłam go jak zwykłą rzecz. Po raz pierwszy od całej tej historii zaczęłam rozważać słowa ojca Łukasza z innej perspektywy: z perspektywy kata którym się okazałam. Czy miał rację mówiąc, że powinnam dać mu spokój? Że z mojej strony spotyka go tylko cierpienie? Może to właśnie ja należałam do tego typu kobiet które umieją ranić swoich mężczyzn. Najpierw Jacek, potem Łukasz… Nie wspominając o innych platonicznych znajomościach. Może nie świadomie tak właśnie było. Ale cóż z tego, że wcale tego nie chciałam? Jak to mówią dobrymi chęciami piekło wybrukowane.
- Karolina, obudź się. Jesteśmy na miejscu.
- Hm…? Co?- Ocknęłam się z obolałą od spania na samochodowym fotelu szyi i karkiem. Ostrożnie próbowałam rozmasować je dłonią jednocześnie otwierając oczy.
- Trzymaj.- Powiedział tylko niemal rzucając mi jakąś niewielką torbę na kolana.
- Dzięki.- Chrząknęłam potężnie ziewając próbując się obudzić.- Która godzina?- Spytałam.
- Dochodzi ósma. Przyjechaliśmy już jakiś czas temu, ale nie chciałem cię budzić.
- Przecież mieliśmy się zmienić w połowie drogi. Obiecałeś.
- Ale usnęłaś.- Dodał jakby nie chciał już wracać do tego tematu. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Dziękuję ci za wszystko.- Szepnęłam. Odwzajemnił mój uścisk z poważną twarzą. Zrozumiał, że dziękuję mu za coś więcej niż za ten wyjazd.
- Nie ma za co. W drodze powrotnej to ty będziesz prowadzić i będziemy kwita.- Zaśmiałam się krótko kiwając głowa.
- To kiedy jedziemy na spotkanie z Astrem?
- Kiedy tylko będziesz gotowa. Kupiłem jakieś bułki i pączki bo nie wiedziałem na co będziesz miała ochotę. No i gumę do żucia. Na razie będzie musiała nam wystarczyć. Możemy już iść?
- Gdzie?
- Do mojego domu. Przecież musisz się trochę odświeżyć. Ja zresztą też.
- Do twojego domu?
- Właściwie mojej matki, ale nie będzie miała mi tego za złe. Uprzedziłem ją o naszym przyjeździe.
- Ach tak. W takim razie…jasne.- Wysiedliśmy z samochodu, a ja zorientowałam się że znajdujemy się na wielkim strzeżonym parkingu obok którego znajduje się duży dom. Ale w końcu wiedziałam, że Jacek był (a właściwie nadal jest bogaty) Czemu więc ten widok mnie zdziwił?
- Pamiętasz o tym co ci mówiłem? – Spytał mnie kilka minut później gdy zdążyliśmy wejść do środka tej „willi”. Ku mojej uldze była pusta. Bo wspominając swoje pierwsze i jedyne spotkanie z matką Jacka nie chciałam tego robić ponownie.
- To znaczy? Masz na myśli to, że mam się do niczego nie wtrącać gdy ty będziesz rozmawiał z Astrem? Bez obaw, pamiętam.
- Tak. W skrócie o to chodziło. A teraz chodź do kuchni. Zrobię ci kawę.
- Nie trzeba.- Powiedziałam, bo nie znosiłam kawy. Ale teraz, ledwie utrzymując się na nogach z niewyspania uzmysłowiłam sobie, że to dobry pomysł.- Chociaż z chęcią się napiję ale chyba sama sobie poradzę…albo i nie.- Zmieniłam zdanie widząc wielki lśniący ekspres do kawy.- Wow, ale cudo.
- Tak. Mama przepada za kofeiną. To co, masz ochotę na zwykłą małą czarną czy może coś innego?
- Nie, chcę zwykłą kawę.- Zdecydowałam. I tak będzie okropna a na żadne wydziwienia nie miałam ochoty.
-Dobra.- Jacek nacisnął kilka przycisków na maszynie, a potem odwrócił się do mnie i dodał:- Idę teraz pod prysznic. Gdyby coś się działo jestem za tamtymi drzwiami.
- Okej.- Odparłam czując się głupio, bo miałam zamiar go pospieszać. Ale w mojej głowie wciąż widziałam tylko Łukasza. Chciałam by znalazł się jak najszybciej.
Dopiero pół godziny później Bończak wyszedł przebrany z łazienki i poinformował mnie, ża najpierw zamierza jechać sam by znaleźć miejsce pobytu Astra, a dopiero potem wróci po mnie. Nie zgodziłam się na to. Po zażartej, prawie dziesięciominutowej dyskusji doszliśmy do względnego kompromisu: ja obiecałam siedzieć tylko w aucie i się nie odzywać; Jacek miał zabrać mnie ze sobą.
Poszukiwania adresu Pawła zajęło nam kolejne dwie godziny. Wcześniej mieszkał w zupełnie innym miejscu, a aktualny lokator wskazał nam kolejne które również okazało się nieaktualne. Już zaczynałam wątpić w celowość tego przedsięwzięcia, ale gdy tylko o tym pomyślałam wpadliśmy na trop. Czy to był znak? Jeśli tak to być może ten wyjazd nie był tak bezpodstawny jak początkowo sądził Bończak.
Dotarliśmy pod zwyczajnie wyglądającą kamieniczkę: może nieco zaniedbaną, ale mimo wszystko w porządnej lokalizacji. Jacek zapukał pod odpowiednie drzwi.
Ku mojej uldze drzwi odtworzył nam nadmiernie szczupły facet, który wyglądał raczej żałośnie niż groźnie. Wątłe mięśnie, które podkreślała jeszcze obcisła bokserka, blada cera i wory pod oczami pozwalały mi sugerować, że jeśli to jest Aster to chyba sam wpadł w sidła swojego nałogu. I jest tak samo mało niebezpieczny jak dawniej
- Co do diabła…?  Kim jesteście?
- Witaj Pawełek. Możemy zająć ci chwilkę?
- Kim ty jesteś koleś?
- Nie poznajesz mnie? To ja, Tom.
- Jaki Tom?- Spytał z taką samą konsternacją. Zaraz jego oczy zrobiły się jednak większe.- Tomek? Kownacki?- Najwyraźniej mężczyzna przypomniał sobie kto przed nim stoi. Odetchnęłam z ulgą. W miarę możliwości wolałam rozwiązać naszą sprawę jak najmniej konfliktowo, a gdyby ten facet piekliłby się z nami tak przez cały czas wątpliwym było czy cokolwiek byśmy uzyskali.
- Teraz nazywam się trochę inaczej, ale tak. To jak? Wpuścisz starego kumpla?
- Wchodź.- Powiedział po chwili wahania wpuszczając nas do środka.- To twoja dupa?- Spytał Jacka, a ja tylko siłą woli powstrzymałam się przed jakimś epitetem. Ja miałabym być niby czyjąś hm… dupą? Kto używał takiego wulgarnego słownictwa? Gdyby któraś z moich koleżanek nazwała Łukasza moim ogierem wcale by mi się to nie spodobało. A w odwrotnej wersji już totalnie. No ale w końcu ten cały Pawełek jak tytułował go Jacek to nie był normalny facet tylko handlarz narkotykami. Jego słownictwo nie powinno mnie dziwić.
- Tak.- Przytaknął Bończak co wcale mnie nie zdziwiło ani nie uraziło. Musieliśmy przecież zachować pozory.
- To o co chodzi? Nie sądziłem, że pamiętasz starego kumpla.- Jacek zabawnie uniósł brwi do góry by dać mi do zrozumienia, że nigdy nie byli kumplami. Ale nie odezwał się na ten temat ani słowem.- To co cię do mnie sprowadza?
- Chcę pogadać.
- O czym?
- O pewnym policjancie.
- Jakim policjancie?
- Kowalskim.- Zauważyłam jak zmieniła się twarz Pawła. I już wiedziałam, że on coś wie.
- Nie mam pojęcia o kim mówisz.
- Daj spokój, przede mną nie musisz się zgrywać.
- Mówię, że nie znam psa. A teraz wynocha z mojego domu.- Jacek przemieścił się tak, że stanął naprzeciw Astra i jednocześnie mnie sobą zakrywając.
- Gówno prawda.
- Może i tak, ale nie zamierzam gadać z tobą na ten temat. Doskonale pamiętam jak wystawiłeś wszystkich chłopaków i wsadziłeś ich do pierdla. Po wyjściu z niego cię załatwią.
- Może. Ale najpierw ja załatwię ciebie jeśli nie powiesz mi wszystkiego co wiesz.- Paweł spojrzał na mnie zaskoczony zastanawiając się najwyraźniej czy Jacek blefuje i czy wydaję się być na tyle twarda by przy mnie zamordować człowieka. Starałam się więc wyglądać jak najbardziej nonszalancko. Zauważyłam zaniepokojenie w jego wzroku.
- Daj spokój stary.- Aster widocznie spróbował nowej strategii.- Przecież ja nic do ciebie nie mam. Wręcz przeciwnie uważam, że dobrze zrobiłeś wkopując te gnidy sam unikając więzienia. I serio nic nie mam wspólnego z jakimś tam Łukaszem Kowalskim.
- Tak?- Jacek zaśmiał się, ale nie tak jak robił to zazwyczaj. Ten śmiech był straszny: pełny cynizmu i wrogości połączonej z rozbawieniem. Mimo iż wiedziałam, że robi to tylko na potrzeby przestraszenia Pawła, i tak poczułam się zaniepokojona. – Więc skąd znasz jego imię?
- Jjakie imię?- Zająknął się a jego głos zdawał się być wyższy o oktawę.
- Tego policjanta o którym niby nic nie wiesz. Łukasza. Wspomniałem tylko o nazwisku.
- Ja…no… tego…Jezu!- Aster złapał się za głowę jak szalony gdy krzyknęłam.
- Boże!- Jęknęłam.
- Adam co tu znowu robisz gówniarzu?!- Warknął Aster.- Mówiłem, że masz siedzieć w pokoju!.- Dopiero teraz zrozumiałam, że to co złapało mnie za odzież była mała rączka chłopczyka. Chłopczyka, który mógł mieć nie więcej niż cztery lata.
- Głodny.- Odezwał się malec zapłakanym głosem.
- Jezu, dałem ci przecież żarcie!- W pierwszej chwili byłam totalnie zamurowana, więc nie odezwałam się ani słowem. Dopiero po szoku jaki wywołał widok malca odzyskałam trzeźwość umysłu. Jak ten cały Paweł mógł tak krzyczeć na takiego malca?!
- Niech pan na niego nie krzyczy- Starałam się nie podnosić głosu choć chętnie nawrzeszczałabym na tego faceta.
- A tobie co do tego?
- To, że to małe dziecko.
- To mój syn i mogę z nim robić co chcę!- Wobec mnie też nie był zbyt miły. Najwyraźniej było tak jak mówił mi Jacek: Paweł był tchórzem który czuł się pewnie tylko wobec słabszych od siebie czyli kobiet i dzieci.
- Więc niech pan go odpowiednio traktuje.- Syknęłam widząc jak z oczu chłopczyka ciekną łzy. Zwróciłam też uwagę na inne szczegóły: pobrudzoną jakąś czarną mazią twarzyczkę (chyba czekoladą) i brudne ubranie.- Przecież on cuchnie.
- No co ty nie powiesz? Skoro ci to przeszkadza to go przebierz. No zamknij się już, gówniarzu! Głowa mi już pęka…
- Hamuj się Aster.- Choć z nas trojga tylko Jacek nie podnosił głosu jego ton robił wrażenie. Paweł stracił cały swój rezon.- Wyjdź z mieszkania, Karolina.
- Co?- Byłam zaskoczona, że Bończak mówi do mnie.
- Idź do samochodu. Porozmawiam sobie z „kolegą” sam.
- Nie mogę. A co z chłopcem?
- To nie nasz problem.
- Pójdę z nim do pokoju. Odprowadzę go.
- Karolina…- Jacek wiedział co chcę zrobić, ale widocznie uznał, że nie ma sensu mnie powstrzymywać więc tylko skinął głową. A ja ostrożnie ujęłam rączkę chłopca. Ścisnęło mi się serce gdy malec ufnie się w nią wtulił. Jak bardzo musiał być przerażony skoro lgnął do obcej sobie osobie która okazała mu trochę czułości.
- Masz na imię Adam, tak?- Spytałam malucha delikatnie gdy byliśmy już w pokoju. Szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu czegoś czystego na zmianę. W koło panował jednak taki bałagan, że było to znacznie utrudnione.
- Tak.- Chłopczyk już nie płakał, ale jego głosik wciąż był pełen smutku. Starałam się zwracać na to uwagę gdy spytałam go gdzie mogę znaleźć trochę wody i czyste ubrania. Okazało się jednak, że przeceniłam dzieciaka (w końcu z takim ojcem to prawdziwy cud że był w stanie wyrzec kilka słów) albo był młodszy niż sądziłam. Przypatrując się mu uważniej zaczęłam przychylać się do tej pierwszej wersji. Co prawda był bardzo szczupły, ale pewnie był to wynik zaniedbania, bo był dość wysoki. A to, że się moczył? Widocznie żył w tak permanentnym strachu, że po prostu nie mógł nad tym zapanować.
Zmieniłam chłopcu ubranie na względnie czyste które znalazłam, a potem wzięłam się do wycierania mu buzi. Pozwalał mi robić to wszystko bez zastrzeżeń, a gdy w którymś momencie gwałtowniej uniosłam dłoń do ust widząc na jego plecach siniaka zauważyłam, że się skulił. Łzy napłynęły mi do oczu. Czyżby ten podły człowiek zwany jego ojcem go bił? I jakim w ogóle był ojcem skoro doprowadził do takiego stanu swoje dziecko? A wpuszczając mnie tutaj z nim? Mogłam okazać się pedofilką, morderczynią lub po prostu zbić małego: jego to wcale nie obchodziło. Dlaczego ktoś mógł krzywdzić tak niewinne dziecko?
- Mówiłeś, że jesteś głodny. W torebce mam pączka. Chcesz?
- Taa.- Zgodził się z ulgą rejestrując, że jednak nie czekał na niego żaden cios. I tak już po kilku minutach siedział obok mnie zajadając słodką przekąskę a ja opowiadałam mu historię ze smokiem, którego odczarowała królewna. Chyba uspokoił się, bo mówił całymi zdaniami.
- Więc to był królewicz?
- Tak. Zamieniony przez złą czarownicę.
- To głupie.- Mrugnął.- Ale fajne.
- Trochę.- Roześmiałam się nie mogąc się powstrzymać od pogładzenia Adama po jego brązowych loczkach.- Mój synek bardzo ją lubił.
- Ma pani synka?
- Miałam. Miał na imię Kuba. Miał tyle lat co ty: cztery.
- Ja mam prawie pięć. A co się z nim stało?
- Umarł.- Znów czułam jak moje oczy stają się wilgotne. Bo ten malec tak bardzo mi go przypominał: to samo spojrzenie z lekko pochyloną na jedną stronę główką, te same kręcone włoski choć w nieco ciemniejszym kolorze, ta sama postura. Tyle, że był bardzo zaniedbany. Ja nigdy nie doprowadziłabym Kuby do takiego stanu.
- Karolina, musimy już się zbierać.- Bez pukania drzwi do pokoju się otworzyły i stanął w nich Jacek. Spojrzał na mnie a potem na chłopca. Zauważył w moich oczach łzy, bo jego spojrzenie od razu złagodniało.- Karola?
- Poczekaj. A co z nim?- Spytałam cicho Bończaka gdy tylko otarłam łzy z oczu.
- A co ma być?
- Nie udawaj Greka. Nie możemy tak go tutaj zostawić.
- Karolina, nic nie możemy zrobić. To jego ojciec.
-  I co z tego? On ma na plecach dużego siniaka.
- Karolina…- Jacek spojrzał na mnie bardziej stanowczo. Niechętnie skinęłam głową po raz ostatni rzucając spojrzenie chłopczykowi.
- Do zobaczenia Adasiu.
- Odwiedzi mnie pani jeszcze?- Boże, każde pytanie tego chłopca przybierało tak błagalną formę. Jakby uważał, że na nic nie zasłużył. Jakby bał się odpowiedzi odmownej.
- Postaram się.- Mrugnęłam połykając łzy. Pozwoliłam im spłynąć dopiero po wyjściu z mieszkania.
- Wiesz, że to nie nasza sprawa prawda?- Odezwał się do mnie Jacek gdy znaleźliśmy się w jego samochodzie.
- Tak, ale może moglibyśmy wezwać policję, opiekę społeczną…nie wiem cokolwiek. Ten dzieciak był przerażony.
- Myślisz, że to coś by dało? Poza tym ja widziałem takie miejsca i uwierz mi że w najgorszym domu rodzinnym jest lepiej niż w domu dziecka. Stamtąd nikt nie wraca już normalny, ale na zawsze pozostaje wyrzutkiem.
- A tutaj według ciebie ma lepiej? Z ojcem narkomanem który go bije?
- Więc co według ciebie miałem zrobić? Wziąć go ze sobą?
- Nie wiem.- Westchnęłam głośno. – Ale nie mogę tego znieść. Jego spojrzenie będzie mnie prześladować do końca życia.
- Mówiłem ci, żebyś została w samochodzie. Nigdy nie zetknęłaś się z takim środowiskiem, ale takich rodzin dysfunkcyjnych jest dużo więcej. Ten chłopiec nie był wyjątkiem.
- Jeśli każdy będzie odwracał się od tragedii ludzkiej myśląc w ten sposób to będzie ich coraz więcej.
- Na miłość boską.- Warknął w końcu.- To nie był Kubuś. Ty widziałaś w nim swojego synka, ale to nie był on.
- Wiem do cholery.- Krzyknęłam choć Jacek doskonale mnie rozgryzł. Nie mogłam patrzeć na cierpienia Adasia tak bardzo przypominającego Kubusia. Ale myślałam, że wyszłam już z tej fazy w której każdy czterolatek przypominał mi zmarłego syna.- Ale to i tak nie umniejsza mojego cierpienia.
-Przepraszam. Ja też jestem wściekły bo to co widziałem…mnie to też boli. Myślisz, że mam serce z kamienia? Ale prawo jest po jego stronie. Nikt nie odważy mu się zabrać dziecka skoro ma za sobą ojca.
- A czego właściwie się dowiedziałeś od tego całego Pawła?- Spytałam w końcu przypominając sobie po co tu właściwie przyjechałam. I by nie myśleć o Adasiu.
- W zasadzie niczego szczególnego. To znaczy czegoś co mogłoby nam pomóc w sprawie. Poza tym, że ojciec Astra raczej nie rozszerzył swojej działalności. Został zastrzelony w jakiejś policyjnej nagonce.  Pawełek przyznał, że jego ojciec w ostatnim  czasie interesował się Kowalskim, ale od niecałego roku czyli czasu jego śmierci nie.
- Powiedział dlaczego?
- Nie.On sądzi, że chodziło o jakieś prywatne porachunki, ale sama go widziałaś. Nie jest najbystrzejszy.
- Czy to on miał coś wspólnego z porwaniem Kubusia? A potem ze śmiercią Pająka i jego kolegi?
- Nie sądzę. Spytałem go o to samo, ale wyglądało na to że nie ma o niczym zielonego pojęcia. Także wciąż jesteśmy w lesie. - Jacek z grubsza streścił mi całą ich rozmowę z której nie wynikało zbyt wiele. Przygnębiło mnie to tylko jeszcze bardziej pozbawiając kolejnej nadziei. I co teraz? Co prawda uzyskaliśmy jakiś punkt zaczepienia, ale po kolejnej rozmowie z Maćkiem nie dowiedziałam się niczego nowego. Poza tym, że Gardo w jakiś sposób dowiedział się o mojej współpracy z Loczkiem i pod groźbą zwolnienia dyscyplinarnego zakazał informowania mnie o śledztwie. Chłopak bardzo mnie za to przepraszam, ale ja go rozumiałam. Ja też nie chciałabym narażać się dla obcej sobie kobiety choćby dla byłego przyjaciela. Co z tego że byłam wściekła w myślach wyzywając go za to, że tak szybko pozwolił się odkryć? To nie miało żadnego znaczenia.
W środę, nie mając pojęcia od kogo mogę uzyskać więcej informacji zadzwoniłam do Patrycji. Uprzedziłam ją, że mam zamiar ją odwiedzić. Nasza rozmowa wydała mi się być dość dziwna, ale szybko o tym zapomniałam. Do czasu gdy zjawiłam się u Kowalskich. Najwyraźniej pan Włodzimierz zdążył naopowiadać o mnie niestworzonych historii, bo nawet Madzia widząc mnie tylko przywitała się ze mną powściągliwym dzień dobry ciociu. Z kolei Pati wyglądała na zakłopotaną. Postanowiłam więc od razu przejść do rzeczy.
- Chciałam porozmawiać z Emilem. Wrócił już z kancelarii?
- Tak, ale pracuje teraz w gabinecie. Prosił aby nikt mu nie przeszkadzał.
- Ale dla mnie chyba zrobi wyjątek, co?
- Nie wiem.
- Pati, czemu zachowujesz się tak dziwnie?
- Karola, dlaczego tu przyszłaś? To znaczy, nie chodzi mi o to że cię wyrzucam, ale jeśli chcesz zapytać o Łukasza to…to…raczej…
- Co?- Spytałam ją udając, że nie widzę jej niezręczności i dość oczywistego urwania zdania w tym miejscu.
- Chodzi mi o to, że Łukasz nadal jest uznany za zaginionego. My nic nie wiemy.
- Rozumiem. Ale mimo wszystko chcę porozmawiać z Emilem. Jakiś czas temu sama mi to radziłaś, pamiętasz? Mówiłaś, że o czymś ci nie mówią z Gardo.
- Tak wiem, ale teraz jest inaczej.
- Dlaczego? Czego naopowiadał ci o mnie twój teść?
- Niczego. Naprawdę nie chcę się z tobą kłócić. Mimo tego co zaszło między tobą a Łukaszem to bardzo cię lubię, ale to wszystko robi się za bardzo niezręczne.
- Co masz na myśli?
- To, że nie powiedziałaś mi o Jacku. A wręcz przeciwnie: gdy cię o niego spytałam zaprzeczyłaś jakoby coś was łączyło.
- Patrycja, posłuchaj…- Urwałam słysząc otwierające się drzwi. Spojrzałam w głąb korytarza widząc Emila. A więc jednak uda mi się dziś z nim porozmawiać.
- Emil, to ja Karolina. Przyszłam  z tobą pogadać.
- Mówiłam jej, że jesteś zajęty- Wtrąciła się jego żona- ale…
- W porządku Pati. Zajmę się nią.
- Chodźmy do gabinetu.- Zwrócił się do mnie.
Gdy tylko znaleźliśmy się w pokoju pełnym książek i z wielkim biurkiem przy ścianie zrozumiałam dwie rzeczy. Po pierwsze nie rozumiałam jak można pracować w takich warunkach (te księgi mnie przytłaczały) a po drugie to byłam w błędzie sadząc, że mąż Patrycji mi pomoże. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w twarz by zobaczyć na niej ten sam nieprzejednany wyraz, który widniał na twarzy pana Włodzimierza. W duchu zastanawiałam się dlaczego: przecież jeszcze kilka tygodni temu zaprosił mnie na przyjęcie urodzinowe własnej córki- nawet jeśli stało się to za pośrednictwem jego żony, Patrycji. No, ale w końcu musiał wyrazić na to zgodę prawda? Czemu więc teraz spoglądał na mnie wilkiem? Co takiego zrobiłam, że też mnie nie znosi? Tak samo zresztą jak i Patrycja.
- A więc o co chodzi?- Spytał z uprzejmością, ale wyraźną rezerwą.
- O Łukasza. Wiem z wiadomości o jego zaginięciu a gdy próbowałam uzyskać jakiekolwiek informacje od twojego ojca to nie chciał mi nic powiedzieć.
- Bo nic nie wiemy.
- Coś przecież policja musi wiedzieć. W końcu minęło już tyle czasu.
- Przecież gdyby ktokolwiek coś wiedział z miejsca poinformowałby kogo trzeba by odnaleźć mojego brata.
- Nie chodzi mi o śledztwo. Chcę wiedzieć czy wiesz coś na temat tego co działo się z Łukaszem w ciągu dwóch lat podczas jego pobytu w Lublinie. Bo twój ojciec powiedział mi kilka dni temu, że Łukasz odszedł z CBŚ i przez ten cały czas od naszego rozwodu pracował nad rozpracowaniem gangu Bajkowskiego i Mochowskiego, który jakimś cudem się uaktywnił. Mówił, że robił to by…by odzyskać moją miłość.
- Oczekujesz, że to potwierdzę?- Spytał z lekką dozą ironii.
- Posłuchaj, wiem że jako bracia byliście ze sobą blisko. I wiem też, że nigdy mnie w ten sposób nie traktowałaś. Więc naprawdę nie rozumiem dlaczego teraz to robisz.- Nie odniósł się w żaden sposób do mojej ostatniej sugestii. Rzucił tylko po prostu:
- Karolina, nie mieszaj się w to. To nie jest twoja sprawa.
- Dlaczego?- Spytałam jak dziecko. Czułam jak w oczach stają mi te głupie łzy bezsilności, które z powodu ciąży (a przynajmniej tak sobie to tłumaczyłam) wciąż dopadały mnie w najmniej sprzyjających okolicznościach. Bo jak niby miałam wyglądać groźnie w tej chwili by zmusić kogokolwiek do wyznania mi tego co chciałam? W tym stanie nie przestraszyłby się mnie nawet Paweł Aster.
W głowie zadawałam sobie nękające mnie pytania na które nie znałam jednak odpowiedzi. Czemu nikt nie chciał mi pomóc? Czemu traktowali mnie jakbym była wszystkiemu winna wzbudzając we mnie niesłuszne wyrzuty sumienia? Czemu sama z pomocą Jacka musiałam błądzić jak dziecko we mgle by samemu uzyskać jakiekolwiek informacje? Miałam już tego wszystkiego serdecznie dość. Przecież ja też chciałam by Łukasz się odnalazł, ja też pragnęłam by wrócił cały i zdrowy, ja też go do cholery kochałam.- Emil przecież dawniej byliśmy rodziną. Byłam żoną Łukasza, do cholery. Ja też mam prawo wiedzieć co się z nim dzieje.
- Daj mu już spokój.- Przerwał mi szybko jakby z lekkim zażenowaniem. Zupełnie tak jakby moje niewylane jeszcze łzy wprawiły go w zakłopotanie. Być może dlatego dodał łagodniej: - Proszę. Wiem, że chcesz dobrze i wcale nie robisz tego celowo, ale jednocześnie tym bardziej go krzywdzisz. Zwłaszcza teraz.
- Co masz na myśli? Niby jak?
- Naprawdę chcesz udawać, że o niczym nie wiesz? – Emil westchnął ciężko. Ja w tym czasie starałam zrozumieć co ma na myśli szukając w głowie czegokolwiek co mogłoby stanowić o mojej winie. Dlatego czekałam na jego następne słowa w napięciu.- A więc dobrze, powiem ci co naprawdę mam ci do zarzucenia. Mówię o tym, że gdy mój brat wrócił do stolicy przyłączyłaś się do zabawy razem z Patrycją w swatkę choć dobrze wiedziałaś co on do ciebie czuje. Ją przynajmniej tłumaczy fakt że nie miała pojęcia o tym, że spotykasz się z Jackiem. Ciebie natomiast nic nie usprawiedliwia.
- Nie miałam pojęcia o planach twojej żony.- Palnęłam głupio.
- Chcesz udawać że tak rzeczywiście było?
- Niczego nie udaję.- Syknęłam rozzłoszczona tym bardziej, że czułam jak po policzku płynie mi pojedyncza łza. Otarłam ją ze złością- Taka jest prawda. I wcale nie spotykam się z Jackiem.- Dodałam.
- Doprawdy?- Odparł wyraźnie w odpowiedzi na mój wojowniczy ton.- A twój stan jest spowodowany nadmiernym apetytem co?
- Mój stan jest spowodowany ciążą i dobrze o tym wiesz. Tyle, że ojcem dziecka wcale nie jest Jacek.
- A kto?
- Domyśl się.- Zła i zgnębiona do reszty wyszłam z jego gabinetu. I choć słyszałam, że Emil za mną zrobił to samo miałam nadzieję, że jakimś cudem wyjdę z mieszkania bez przeszkód. Bez słowa wyminęłam Patrycję, którą jeszcze niedawno nie wahałabym się nazwać swoją przyjaciółką. Miałam już dość obarczania mnie winą, dość tych wszystkich emocji i wrażeń. Po co tu w ogóle przyszłam? Przecież najwyraźniej cały klan Kowalskich mnie nienawidził. Od nich nie mogłam oczekiwać żadnej pomocy: widocznie słowa Włodzimierza Kowalskiego zrobiły swoje i oni wszyscy naprawdę uważali mnie za osobę która w jakiś sposób odpowiada za zniknięcie Łukasza.  Znów chciałam być dzieckiem by móc zwinąć się w kłębek i zamknąć oczy w nadziei, że wszystkie moje problemy znikną. Tyle, że tym razem nie miałam żadnej realnej przesłanki na to, że tak się stanie.

6 komentarzy:

  1. Szkoda mi Karoliny, a Ty masz zmysł do takiego zagmatwania sytuacji, że nic nie wiadomo,
    Piszesz bardzo realnie, prawdziwie, nie ma lukru, wszystko na plus.
    Dziękuję i pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam uważnie całe opowiadanie, nigdy nie dodawałam komentarzy, ale tym razem...
    Nigdy nie zgadnę do końca co będzie w następnej części, choć pewnie sama autorka tego nie jest pewna, lecz, wydaje mi się, że to był Kubuś. Te porównywania, taki podobny. I zgadzało by się, że Aster zostawia kwiaty, bo może to był jego wnuk tam pochowany, a w szpitalu nie poznali, bo dziecko było zagłodzone i zaniedbane, jeśli byli do siebie podobni to mogło do tego dojść. Tylko jak on się tam znalazł, młody Aster wspominał, że ojciec miał jakiś konflikt z Kowalskim. Uff, czekam na kolejną część, jak zwykle pod wrażeniem, docieniam cholerny talent i wyobraźnię :-)
    Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak pomyślałam :) No zobaczymy co autorka wymyśli :)
      Kinga :)

      Usuń
  3. Ciekawa jestem czy Karolina z Jackiem wpadną na trop Łukasza, bo to że oni go znajdą jest bardzo prawdopodobne. I zgadzam się z poprzedniczkami, nigdy nie wiadomo co napiszesz. My coś przewidujemy, a Ty nas zaskakujesz i piszesz zupełnie coś innego. Czekam na następną część. pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  4. Żeby tylko Łukasz się odnalazł i był z Karolą. Jacek dobrze powiedział, że Łukasz będzie walczył bo kocha Karolę i zrobi wszystko by mogli być razem ;) Mam nadzieję, że to co powiedział Jacek sprawdzi się i Łukasz wróci ;)
    Pozdrawiam, Kinga ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne jak zwykle, kiedy możemy się spodziewać kolejnej części? :-)

    OdpowiedzUsuń