- Karolina…- Bończak odezwał się
do mnie wyjątkowo irytującym tonem mówiącym: co to, to nie.
- Jacek…- Odpowiedziałam mu w
podobny sposób. Przez kilkanaście sekund mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu on
skapitulował pierwszy.
- Słuchaj, spójrz na to
pragmatycznie. Odwiedziny tego gościa zajmą mi przynajmniej resztę weekendu i
pewnie wrócę dopiero w poniedziałek. Mam wolne, więc mogę się tym zająć, ty
natomiast będziesz musiała iść do biura rachunkowego.
- Niekoniecznie. Zwolnię się. I
tak planowałam to zrobić już niedługo. Kilka tygodni wcześniej nie zrobi mi
różnicy.
- Daj spokój. Przecież przydadzą
ci się pieniądze. Zwłaszcza teraz. Poza tym już mówiłem, że właściwie jestem
przekonany że on nie ma nic wspólnego z tą całą sprawą.
- Tak? Więc czemu te kwiaty
skojarzyły ci się z nim od razu?
- Nie wiem. Być może to głupi
przypadek, który nic nie wniesie, a będzie nas kosztował masę straconego czasu
i złudnych nadziei.
- I co z tego? Mimo wszystko będę
miała świadomość, że chociaż próbowałam.
- Karolina, chciałem to zrobić
delikatnie ale nie pozostawiasz mi wyboru więc powiem wprost: jadę tam sam. I
koniec dyskusji.
- Nie, Jacek. To ja też powiem ci
wprost: jadę tam z tobą czy bez ciebie.
- Ciekawe gdzie i jak?
- Choćby i pociągiem.
- I jak niby znajdziesz Astra?
Będziesz pytać się przechodniów o to czy znają mężczyznę o tym pseudonimie?
- Prawdę mówiąc mówiłeś, że to
narkoman więc pomyślałam że najpierw warto byłoby zwiedzić miejsca gdzie oni
uprawiają swój proceder.- Wzrok Jacka stał się niemal groźny.
- Słyszysz co mówisz?-
Westchnęłam.
- Tak Jacek. Naprawdę jestem u
progu sił. Nie ma o Łukaszu żadnych wieści od ponad dwóch tygodni. Wiesz jak
się czuję?
- Wiem. Ale nie pomożesz mu
narażając się. Wiesz co mi zrobi gdy wróci i się o tym dowie?
- Chciałeś chyba powiedzieć
„jeśli” się znajdzie.
- Karola…on się odnajdzie.
- Czyżby?- Czułam jak w moich
oczach stają łzy.- Sama już nie wiem. Chcę w to wierzyć, ale nigdy nie miałam
szczęścia a los nie szczędził mi ciosów. Co jeśli on już nie żyje? Albo nigdy
się nie odnajdzie?
- Odnajdzie.
- Sam w to nie wierzysz.
- Wierzę, a wiesz czemu? Bo
Łukasz ma po co żyć. Wie, że go kochasz i zrobi wszystko by znów móc być z
tobą. Będzie walczył z nadludzką siłą bo ma motyw. Nawet nie wiesz jak miłość
może zmienić, jak działa na faceta. Ja zrobiłbym dla ciebie wszystko: gdybyś
kazała mi odciąć sobie palec to
zrobiłbym to jeśli mógłbym z tobą być.
- Jacek, to nie jest dobry moment
na takie wyznania.- Boże, nic głupszego nie mogło mi przyjść do głowy. Nie jest
dobry moment? Przecież nigdy nie będzie.
- Przepraszam, znów się zagalopowałem.-
Odparł mi nieco smutnym tonem. Zaraz jednak uśmiechnął się do mnie szeroko tak
jakby ta krótka wymiana zdań o jego uczuciach nie miała między nami miejsca.- A
wracając do tematu to skoro chcesz ze mną jechać to zgadzam się., bo i tak nie
mam wyjścia. Ale pod jednym warunkiem.
- To znaczy?
- Ja i tylko ja będę z nim
rozmawiać, rozumiesz? To przestępca.
- Ale jak mówiłeś, niegroźny.
- Mówiłem, że taki był. Nie wiem
jak bardzo mógł się zmienić w ciągu dekady. Może wydoroślał, zwiększył skalę działania?
Przejął interes po ojcu? Nie mam pojęcia.
- Ale jeśli nie to…
-…jeśli nie, to i tak będę z nim
rozmawiał. I mówię poważnie.
- Dobrze.- Zgodziłam się, bo nie
pozostało mi nic innego.- W takim razie idę się spakować. Wyruszamy dziś
wieczorem?
- Jeśli się uda to tak. Najpierw
jednak odwiedzimy twojego Maćka. Dowiemy się czy oni podjęli ten trop czy nie.
No i przede wszystkim czy nasza wyprawa ma sens, bo ten cały Aster mógł zostać już zapuszkowany.
- Dobra już do nie go dzwonię.
Okazało się, że rozmowa z Maćkiem
jednak się nie powiodła . Był w pracy i jak zdołałam się domyślić nie mógł
rozmawiać bo koło niego był mój były teść Gardo. Zdołałam jednak poinformować
go o tropie jaki podjęłam z Jackiem i poprosić o sprawdzenie Astra, który w
rzeczywistości miał na imię Paweł. Wyniki miał przesłać dopiero wieczorem po
pracy, bo teraz nie miał dostępu do bazy. Byłam tym trochę rozczarowana, bo
prawdę mówiąc spodziewałam się po nim większej pomocy a on co? Aż tak bardzo
obawiał się pana Włodzimierza?
Mimo wszystko, tuż przed ósmą
wieczorem otrzymałam potrzebną informację. Aster nie siedział w więzieniu, więc
wraz z Jackiem pojechaliśmy samochodem do Gdańska. Miałam lekkie wyrzuty
sumienia za to, że to on poniesie lwią część kosztów (paliwa i wycieńczenia po
całonocnej jeździe autem), ale on tylko mnie zbył mówiąc, że jazda nocą będzie
lepsza, bo przynajmniej nie będzie korków.
Tak więc dodałam tę rzecz do istniejącej już listy rzeczy które
zawdzięczałam Bończakowi. Co wobec tego znaczyła tamta paczka z rzeczami
Kubusia którą w przypływie złości mi wysłał?
Przez moment dałam się porwać
wyrzutom sumienia. To przeze mnie Jacek cierpiał, to przeze mnie czuł się
przywiązany. Nawet dzisiejsza wymiana zdań dowodziła, że nigdy nie będzie dla
mnie przyjacielem z własnego wyboru bo chciałby być kimś więcej. A ja jeszcze
na dodatek wykorzystywałam go egoistycznie do pomocy przy znalezieniu Łukasza.
Jakbym się czuła gdybym była na jego miejscu? Gdybym miała świadomość, że
Kowalski kocha Agatę a ona poprosiła mnie o pomoc w jego znalezieniu? Czy też
potrafiłabym zachować tak wielki altruizm jak Bończak?
A czy Łukasza nie traktowałam
inaczej? Jeden mały błąd i już go skreśliłam. Nawet nie próbowałam ratować
swojego małżeństwa tak jak powinnam była zrobić. Być może wówczas
zorientowałabym się, że nawiązał kontakt z przestępcami zamierzając ich
rozpracować. Być może odwiodłabym go od tego i byłby teraz ze mną. Być może
byłby bezpieczny. A ja wyrzuciłam go jak zwykłą rzecz. Po raz pierwszy od całej
tej historii zaczęłam rozważać słowa ojca Łukasza z innej perspektywy: z
perspektywy kata którym się okazałam. Czy miał rację mówiąc, że powinnam dać mu
spokój? Że z mojej strony spotyka go tylko cierpienie? Może to właśnie ja
należałam do tego typu kobiet które umieją ranić swoich mężczyzn. Najpierw
Jacek, potem Łukasz… Nie wspominając o innych platonicznych znajomościach. Może
nie świadomie tak właśnie było. Ale cóż z tego, że wcale tego nie chciałam? Jak
to mówią dobrymi chęciami piekło wybrukowane.
- Karolina, obudź się. Jesteśmy na
miejscu.
- Hm…? Co?- Ocknęłam się z
obolałą od spania na samochodowym fotelu szyi i karkiem. Ostrożnie próbowałam
rozmasować je dłonią jednocześnie otwierając oczy.
- Trzymaj.- Powiedział tylko
niemal rzucając mi jakąś niewielką torbę na kolana.
- Dzięki.- Chrząknęłam potężnie
ziewając próbując się obudzić.- Która godzina?- Spytałam.
- Dochodzi ósma. Przyjechaliśmy
już jakiś czas temu, ale nie chciałem cię budzić.
- Przecież mieliśmy się zmienić w
połowie drogi. Obiecałeś.
- Ale usnęłaś.- Dodał jakby nie
chciał już wracać do tego tematu. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
- Dziękuję ci za wszystko.-
Szepnęłam. Odwzajemnił mój uścisk z poważną twarzą. Zrozumiał, że dziękuję mu
za coś więcej niż za ten wyjazd.
- Nie ma za co. W drodze powrotnej
to ty będziesz prowadzić i będziemy kwita.- Zaśmiałam się krótko kiwając głowa.
- To kiedy jedziemy na spotkanie
z Astrem?
- Kiedy tylko będziesz gotowa.
Kupiłem jakieś bułki i pączki bo nie wiedziałem na co będziesz miała ochotę. No
i gumę do żucia. Na razie będzie musiała nam wystarczyć. Możemy już iść?
- Gdzie?
- Do mojego domu. Przecież musisz
się trochę odświeżyć. Ja zresztą też.
- Do twojego domu?
- Właściwie mojej matki, ale nie
będzie miała mi tego za złe. Uprzedziłem ją o naszym przyjeździe.
- Ach tak. W takim razie…jasne.-
Wysiedliśmy z samochodu, a ja zorientowałam się że znajdujemy się na wielkim
strzeżonym parkingu obok którego znajduje się duży dom. Ale w końcu wiedziałam,
że Jacek był (a właściwie nadal jest bogaty) Czemu więc ten widok mnie zdziwił?
- Pamiętasz o tym co ci mówiłem? –
Spytał mnie kilka minut później gdy zdążyliśmy wejść do środka tej „willi”. Ku
mojej uldze była pusta. Bo wspominając swoje pierwsze i jedyne spotkanie z
matką Jacka nie chciałam tego robić ponownie.
- To znaczy? Masz na myśli to, że
mam się do niczego nie wtrącać gdy ty będziesz rozmawiał z Astrem? Bez obaw,
pamiętam.
- Tak. W skrócie o to chodziło. A
teraz chodź do kuchni. Zrobię ci kawę.
- Nie trzeba.- Powiedziałam, bo
nie znosiłam kawy. Ale teraz, ledwie utrzymując się na nogach z niewyspania
uzmysłowiłam sobie, że to dobry pomysł.- Chociaż z chęcią się napiję ale chyba
sama sobie poradzę…albo i nie.- Zmieniłam zdanie widząc wielki lśniący ekspres
do kawy.- Wow, ale cudo.
- Tak. Mama przepada za kofeiną.
To co, masz ochotę na zwykłą małą czarną czy może coś innego?
- Nie, chcę zwykłą kawę.-
Zdecydowałam. I tak będzie okropna a na żadne wydziwienia nie miałam ochoty.
-Dobra.- Jacek nacisnął kilka
przycisków na maszynie, a potem odwrócił się do mnie i dodał:- Idę teraz pod
prysznic. Gdyby coś się działo jestem za tamtymi drzwiami.
- Okej.- Odparłam czując się
głupio, bo miałam zamiar go pospieszać. Ale w mojej głowie wciąż widziałam
tylko Łukasza. Chciałam by znalazł się jak najszybciej.
Dopiero pół godziny później
Bończak wyszedł przebrany z łazienki i poinformował mnie, ża najpierw zamierza
jechać sam by znaleźć miejsce pobytu Astra, a dopiero potem wróci po mnie. Nie
zgodziłam się na to. Po zażartej, prawie dziesięciominutowej dyskusji doszliśmy
do względnego kompromisu: ja obiecałam siedzieć tylko w aucie i się nie
odzywać; Jacek miał zabrać mnie ze sobą.
Poszukiwania adresu Pawła zajęło
nam kolejne dwie godziny. Wcześniej mieszkał w zupełnie innym miejscu, a
aktualny lokator wskazał nam kolejne które również okazało się nieaktualne. Już
zaczynałam wątpić w celowość tego przedsięwzięcia, ale gdy tylko o tym
pomyślałam wpadliśmy na trop. Czy to był znak? Jeśli tak to być może ten wyjazd
nie był tak bezpodstawny jak początkowo sądził Bończak.
Dotarliśmy pod zwyczajnie wyglądającą
kamieniczkę: może nieco zaniedbaną, ale mimo wszystko w porządnej lokalizacji.
Jacek zapukał pod odpowiednie drzwi.
Ku mojej uldze drzwi odtworzył
nam nadmiernie szczupły facet, który wyglądał raczej żałośnie niż groźnie.
Wątłe mięśnie, które podkreślała jeszcze obcisła bokserka, blada cera i wory
pod oczami pozwalały mi sugerować, że jeśli to jest Aster to chyba sam wpadł w
sidła swojego nałogu. I jest tak samo mało niebezpieczny jak dawniej
- Co do diabła…? Kim jesteście?
- Witaj Pawełek. Możemy zająć ci
chwilkę?
- Kim ty jesteś koleś?
- Nie poznajesz mnie? To ja, Tom.
- Jaki Tom?- Spytał z taką samą
konsternacją. Zaraz jego oczy zrobiły się jednak większe.- Tomek? Kownacki?-
Najwyraźniej mężczyzna przypomniał sobie kto przed nim stoi. Odetchnęłam z
ulgą. W miarę możliwości wolałam rozwiązać naszą sprawę jak najmniej
konfliktowo, a gdyby ten facet piekliłby się z nami tak przez cały czas
wątpliwym było czy cokolwiek byśmy uzyskali.
- Teraz nazywam się trochę
inaczej, ale tak. To jak? Wpuścisz starego kumpla?
- Wchodź.- Powiedział po chwili
wahania wpuszczając nas do środka.- To twoja dupa?- Spytał Jacka, a ja tylko
siłą woli powstrzymałam się przed jakimś epitetem. Ja miałabym być niby czyjąś
hm… dupą? Kto używał takiego wulgarnego słownictwa? Gdyby któraś z moich
koleżanek nazwała Łukasza moim ogierem wcale by mi się to nie spodobało. A w
odwrotnej wersji już totalnie. No ale w końcu ten cały Pawełek jak tytułował go
Jacek to nie był normalny facet tylko handlarz narkotykami. Jego słownictwo nie
powinno mnie dziwić.
- Tak.- Przytaknął Bończak co
wcale mnie nie zdziwiło ani nie uraziło. Musieliśmy przecież zachować pozory.
- To o co chodzi? Nie sądziłem,
że pamiętasz starego kumpla.- Jacek zabawnie uniósł brwi do góry by dać mi do
zrozumienia, że nigdy nie byli kumplami. Ale nie odezwał się na ten temat ani
słowem.- To co cię do mnie sprowadza?
- Chcę pogadać.
- O czym?
- O pewnym policjancie.
- Jakim policjancie?
- Kowalskim.- Zauważyłam jak
zmieniła się twarz Pawła. I już wiedziałam, że on coś wie.
- Nie mam pojęcia o kim mówisz.
- Daj spokój, przede mną nie
musisz się zgrywać.
- Mówię, że nie znam psa. A teraz
wynocha z mojego domu.- Jacek przemieścił się tak, że stanął naprzeciw Astra i
jednocześnie mnie sobą zakrywając.
- Gówno prawda.
- Może i tak, ale nie zamierzam
gadać z tobą na ten temat. Doskonale pamiętam jak wystawiłeś wszystkich
chłopaków i wsadziłeś ich do pierdla. Po wyjściu z niego cię załatwią.
- Może. Ale najpierw ja załatwię
ciebie jeśli nie powiesz mi wszystkiego co wiesz.- Paweł spojrzał na mnie
zaskoczony zastanawiając się najwyraźniej czy Jacek blefuje i czy wydaję się
być na tyle twarda by przy mnie zamordować człowieka. Starałam się więc
wyglądać jak najbardziej nonszalancko. Zauważyłam zaniepokojenie w jego wzroku.
- Daj spokój stary.- Aster
widocznie spróbował nowej strategii.- Przecież ja nic do ciebie nie mam. Wręcz
przeciwnie uważam, że dobrze zrobiłeś wkopując te gnidy sam unikając więzienia.
I serio nic nie mam wspólnego z jakimś tam Łukaszem Kowalskim.
- Tak?- Jacek zaśmiał się, ale
nie tak jak robił to zazwyczaj. Ten śmiech był straszny: pełny cynizmu i
wrogości połączonej z rozbawieniem. Mimo iż wiedziałam, że robi to tylko na
potrzeby przestraszenia Pawła, i tak poczułam się zaniepokojona. – Więc skąd
znasz jego imię?
- Jjakie imię?- Zająknął się a
jego głos zdawał się być wyższy o oktawę.
- Tego policjanta o którym niby
nic nie wiesz. Łukasza. Wspomniałem tylko o nazwisku.
- Ja…no… tego…Jezu!- Aster złapał
się za głowę jak szalony gdy krzyknęłam.
- Boże!- Jęknęłam.
- Adam co tu znowu robisz gówniarzu?!- Warknął Aster.- Mówiłem, że masz siedzieć w pokoju!.- Dopiero teraz
zrozumiałam, że to co złapało mnie za odzież była mała rączka chłopczyka.
Chłopczyka, który mógł mieć nie więcej niż cztery lata.
- Głodny.- Odezwał się malec
zapłakanym głosem.
- Jezu, dałem ci przecież
żarcie!- W pierwszej chwili byłam totalnie zamurowana, więc nie odezwałam się
ani słowem. Dopiero po szoku jaki wywołał widok malca odzyskałam trzeźwość
umysłu. Jak ten cały Paweł mógł tak krzyczeć na takiego malca?!
- Niech pan na niego nie krzyczy-
Starałam się nie podnosić głosu choć chętnie nawrzeszczałabym na tego faceta.
- A tobie co do tego?
- To, że to małe dziecko.
- To mój syn i mogę z nim robić
co chcę!- Wobec mnie też nie był zbyt miły. Najwyraźniej było tak jak mówił mi
Jacek: Paweł był tchórzem który czuł się pewnie tylko wobec słabszych od
siebie czyli kobiet i dzieci.
- Więc niech pan go odpowiednio
traktuje.- Syknęłam widząc jak z oczu chłopczyka ciekną łzy. Zwróciłam też uwagę
na inne szczegóły: pobrudzoną jakąś czarną mazią twarzyczkę (chyba czekoladą) i
brudne ubranie.- Przecież on cuchnie.
- No co ty nie powiesz? Skoro ci
to przeszkadza to go przebierz. No zamknij się już, gówniarzu! Głowa mi już
pęka…
- Hamuj się Aster.- Choć z nas
trojga tylko Jacek nie podnosił głosu jego ton robił wrażenie. Paweł stracił
cały swój rezon.- Wyjdź z mieszkania, Karolina.
- Co?- Byłam zaskoczona, że
Bończak mówi do mnie.
- Idź do samochodu. Porozmawiam
sobie z „kolegą” sam.
- Nie mogę. A co z chłopcem?
- To nie nasz problem.
- Pójdę z nim do pokoju. Odprowadzę
go.
- Karolina…- Jacek wiedział co
chcę zrobić, ale widocznie uznał, że nie ma sensu mnie powstrzymywać więc tylko
skinął głową. A ja ostrożnie ujęłam rączkę chłopca. Ścisnęło mi się serce gdy
malec ufnie się w nią wtulił. Jak bardzo musiał być przerażony skoro lgnął do
obcej sobie osobie która okazała mu trochę czułości.
- Masz na imię Adam, tak?-
Spytałam malucha delikatnie gdy byliśmy już w pokoju. Szybko rozejrzałam się w
poszukiwaniu czegoś czystego na zmianę. W koło panował jednak taki bałagan, że
było to znacznie utrudnione.
- Tak.- Chłopczyk już nie płakał,
ale jego głosik wciąż był pełen smutku. Starałam się zwracać na to uwagę gdy
spytałam go gdzie mogę znaleźć trochę wody i czyste ubrania. Okazało się
jednak, że przeceniłam dzieciaka (w końcu z takim ojcem to prawdziwy cud że był
w stanie wyrzec kilka słów) albo był młodszy niż sądziłam. Przypatrując się mu
uważniej zaczęłam przychylać się do tej pierwszej wersji. Co prawda był bardzo
szczupły, ale pewnie był to wynik zaniedbania, bo był dość wysoki. A to, że się
moczył? Widocznie żył w tak permanentnym strachu, że po prostu nie mógł nad tym
zapanować.
Zmieniłam chłopcu ubranie na względnie
czyste które znalazłam, a potem wzięłam się do wycierania mu buzi. Pozwalał mi
robić to wszystko bez zastrzeżeń, a gdy w którymś momencie gwałtowniej uniosłam
dłoń do ust widząc na jego plecach siniaka zauważyłam, że się skulił. Łzy
napłynęły mi do oczu. Czyżby ten podły człowiek zwany jego ojcem go bił? I
jakim w ogóle był ojcem skoro doprowadził do takiego stanu swoje dziecko? A
wpuszczając mnie tutaj z nim? Mogłam okazać się pedofilką, morderczynią lub po
prostu zbić małego: jego to wcale nie obchodziło. Dlaczego ktoś mógł krzywdzić
tak niewinne dziecko?
- Mówiłeś, że jesteś głodny. W
torebce mam pączka. Chcesz?
- Taa.- Zgodził się z ulgą
rejestrując, że jednak nie czekał na niego żaden cios. I tak już po kilku
minutach siedział obok mnie zajadając słodką przekąskę a ja opowiadałam mu
historię ze smokiem, którego odczarowała królewna. Chyba uspokoił się, bo mówił
całymi zdaniami.
- Więc to był królewicz?
- Tak. Zamieniony przez złą
czarownicę.
- To głupie.- Mrugnął.- Ale
fajne.
- Trochę.- Roześmiałam się nie
mogąc się powstrzymać od pogładzenia Adama po jego brązowych loczkach.- Mój
synek bardzo ją lubił.
- Ma pani synka?
- Miałam. Miał na imię Kuba. Miał
tyle lat co ty: cztery.
- Ja mam prawie pięć. A co się z
nim stało?
- Umarł.- Znów czułam jak moje
oczy stają się wilgotne. Bo ten malec tak bardzo mi go przypominał: to samo
spojrzenie z lekko pochyloną na jedną stronę główką, te same kręcone włoski
choć w nieco ciemniejszym kolorze, ta sama postura. Tyle, że był bardzo
zaniedbany. Ja nigdy nie doprowadziłabym Kuby do takiego stanu.
- Karolina, musimy już się
zbierać.- Bez pukania drzwi do pokoju się otworzyły i stanął w nich Jacek.
Spojrzał na mnie a potem na chłopca. Zauważył w moich oczach łzy, bo jego
spojrzenie od razu złagodniało.- Karola?
- Poczekaj. A co z nim?- Spytałam
cicho Bończaka gdy tylko otarłam łzy z oczu.
- A co ma być?
- Nie udawaj Greka. Nie możemy tak
go tutaj zostawić.
- Karolina, nic nie możemy
zrobić. To jego ojciec.
-
I co z tego? On ma na plecach dużego siniaka.
- Karolina…- Jacek spojrzał na
mnie bardziej stanowczo. Niechętnie skinęłam głową po raz ostatni rzucając
spojrzenie chłopczykowi.
- Do zobaczenia Adasiu.
- Odwiedzi mnie pani jeszcze?-
Boże, każde pytanie tego chłopca przybierało tak błagalną formę. Jakby uważał,
że na nic nie zasłużył. Jakby bał się odpowiedzi odmownej.
- Postaram się.- Mrugnęłam
połykając łzy. Pozwoliłam im spłynąć dopiero po wyjściu z mieszkania.
- Wiesz, że to nie nasza sprawa
prawda?- Odezwał się do mnie Jacek gdy znaleźliśmy się w jego samochodzie.
- Tak, ale może moglibyśmy wezwać
policję, opiekę społeczną…nie wiem cokolwiek. Ten dzieciak był przerażony.
- Myślisz, że to coś by dało?
Poza tym ja widziałem takie miejsca i uwierz mi że w najgorszym domu rodzinnym
jest lepiej niż w domu dziecka. Stamtąd nikt nie wraca już normalny, ale na
zawsze pozostaje wyrzutkiem.
- A tutaj według ciebie ma
lepiej? Z ojcem narkomanem który go bije?
- Więc co według ciebie miałem
zrobić? Wziąć go ze sobą?
- Nie wiem.- Westchnęłam głośno.
– Ale nie mogę tego znieść. Jego spojrzenie będzie mnie prześladować do końca
życia.
- Mówiłem ci, żebyś została w
samochodzie. Nigdy nie zetknęłaś się z takim środowiskiem, ale takich rodzin
dysfunkcyjnych jest dużo więcej. Ten chłopiec nie był wyjątkiem.
- Jeśli każdy będzie odwracał się
od tragedii ludzkiej myśląc w ten sposób to będzie ich coraz więcej.
- Na miłość boską.- Warknął w
końcu.- To nie był Kubuś. Ty widziałaś w nim swojego synka, ale to nie był on.
- Wiem do cholery.- Krzyknęłam
choć Jacek doskonale mnie rozgryzł. Nie mogłam patrzeć na cierpienia Adasia tak
bardzo przypominającego Kubusia. Ale myślałam, że wyszłam już z tej fazy w
której każdy czterolatek przypominał mi zmarłego syna.- Ale to i tak nie
umniejsza mojego cierpienia.
-Przepraszam. Ja też jestem
wściekły bo to co widziałem…mnie to też boli. Myślisz, że mam serce z kamienia?
Ale prawo jest po jego stronie. Nikt nie odważy mu się zabrać dziecka skoro ma
za sobą ojca.
- A czego właściwie się
dowiedziałeś od tego całego Pawła?- Spytałam w końcu przypominając sobie po co
tu właściwie przyjechałam. I by nie myśleć o Adasiu.
- W zasadzie niczego
szczególnego. To znaczy czegoś co mogłoby nam pomóc w sprawie. Poza tym, że
ojciec Astra raczej nie rozszerzył swojej działalności. Został zastrzelony w
jakiejś policyjnej nagonce. Pawełek przyznał,
że jego ojciec w ostatnim czasie
interesował się Kowalskim, ale od niecałego roku czyli czasu jego śmierci nie.
- Powiedział dlaczego?
- Nie.On sądzi, że chodziło o
jakieś prywatne porachunki, ale sama go widziałaś. Nie jest najbystrzejszy.
- Czy to on miał coś wspólnego z
porwaniem Kubusia? A potem ze śmiercią Pająka i jego kolegi?
- Nie sądzę. Spytałem go o to
samo, ale wyglądało na to że nie ma o niczym zielonego pojęcia. Także wciąż
jesteśmy w lesie. - Jacek z grubsza streścił mi całą ich rozmowę z której nie
wynikało zbyt wiele. Przygnębiło mnie to tylko jeszcze bardziej pozbawiając
kolejnej nadziei. I co teraz? Co prawda uzyskaliśmy jakiś punkt zaczepienia,
ale po kolejnej rozmowie z Maćkiem nie dowiedziałam się niczego nowego. Poza
tym, że Gardo w jakiś sposób dowiedział się o mojej współpracy z Loczkiem i pod
groźbą zwolnienia dyscyplinarnego zakazał informowania mnie o śledztwie.
Chłopak bardzo mnie za to przepraszam, ale ja go rozumiałam. Ja też nie
chciałabym narażać się dla obcej sobie kobiety choćby dla byłego przyjaciela.
Co z tego że byłam wściekła w myślach wyzywając go za to, że tak szybko
pozwolił się odkryć? To nie miało żadnego znaczenia.
W środę, nie mając pojęcia od
kogo mogę uzyskać więcej informacji zadzwoniłam do Patrycji. Uprzedziłam ją, że
mam zamiar ją odwiedzić. Nasza rozmowa wydała mi się być dość dziwna, ale
szybko o tym zapomniałam. Do czasu gdy zjawiłam się u Kowalskich. Najwyraźniej
pan Włodzimierz zdążył naopowiadać o mnie niestworzonych historii, bo nawet
Madzia widząc mnie tylko przywitała się ze mną powściągliwym dzień dobry ciociu.
Z kolei Pati wyglądała na zakłopotaną. Postanowiłam więc od razu przejść do
rzeczy.
- Chciałam porozmawiać z Emilem.
Wrócił już z kancelarii?
- Tak, ale pracuje teraz w
gabinecie. Prosił aby nikt mu nie przeszkadzał.
- Ale dla mnie chyba zrobi
wyjątek, co?
- Nie wiem.
- Pati, czemu zachowujesz się tak
dziwnie?
- Karola, dlaczego tu przyszłaś?
To znaczy, nie chodzi mi o to że cię wyrzucam, ale jeśli chcesz zapytać o
Łukasza to…to…raczej…
- Co?- Spytałam ją udając, że nie
widzę jej niezręczności i dość oczywistego urwania zdania w tym miejscu.
- Chodzi mi o to, że Łukasz nadal
jest uznany za zaginionego. My nic nie wiemy.
- Rozumiem. Ale mimo wszystko chcę
porozmawiać z Emilem. Jakiś czas temu sama mi to radziłaś, pamiętasz? Mówiłaś,
że o czymś ci nie mówią z Gardo.
- Tak wiem, ale teraz jest
inaczej.
- Dlaczego? Czego naopowiadał ci
o mnie twój teść?
- Niczego. Naprawdę nie chcę się
z tobą kłócić. Mimo tego co zaszło między tobą a Łukaszem to bardzo cię lubię,
ale to wszystko robi się za bardzo niezręczne.
- Co masz na myśli?
- To, że nie powiedziałaś mi o
Jacku. A wręcz przeciwnie: gdy cię o niego spytałam zaprzeczyłaś jakoby coś was
łączyło.
- Patrycja, posłuchaj…- Urwałam
słysząc otwierające się drzwi. Spojrzałam w głąb korytarza widząc Emila. A więc
jednak uda mi się dziś z nim porozmawiać.
- Emil, to ja Karolina.
Przyszłam z tobą pogadać.
- Mówiłam jej, że jesteś zajęty-
Wtrąciła się jego żona- ale…
- W porządku Pati. Zajmę się nią.
- Chodźmy do gabinetu.- Zwrócił
się do mnie.
Gdy tylko znaleźliśmy się w
pokoju pełnym książek i z wielkim biurkiem przy ścianie zrozumiałam dwie
rzeczy. Po pierwsze nie rozumiałam jak można pracować w takich warunkach (te
księgi mnie przytłaczały) a po drugie to byłam w błędzie sadząc, że mąż
Patrycji mi pomoże. Wystarczyło mi jedno spojrzenie w twarz by zobaczyć na niej
ten sam nieprzejednany wyraz, który widniał na twarzy pana Włodzimierza. W
duchu zastanawiałam się dlaczego: przecież jeszcze kilka tygodni temu zaprosił
mnie na przyjęcie urodzinowe własnej córki- nawet jeśli stało się to za
pośrednictwem jego żony, Patrycji. No, ale w końcu musiał wyrazić na to zgodę
prawda? Czemu więc teraz spoglądał na mnie wilkiem? Co takiego zrobiłam, że też
mnie nie znosi? Tak samo zresztą jak i Patrycja.
- A więc o co chodzi?- Spytał z
uprzejmością, ale wyraźną rezerwą.
- O Łukasza. Wiem z wiadomości o
jego zaginięciu a gdy próbowałam uzyskać jakiekolwiek informacje od twojego
ojca to nie chciał mi nic powiedzieć.
- Bo nic nie wiemy.
- Coś przecież policja musi
wiedzieć. W końcu minęło już tyle czasu.
- Przecież gdyby ktokolwiek coś
wiedział z miejsca poinformowałby kogo trzeba by odnaleźć mojego brata.
- Nie chodzi mi o śledztwo. Chcę
wiedzieć czy wiesz coś na temat tego co działo się z Łukaszem w ciągu dwóch lat
podczas jego pobytu w Lublinie. Bo twój ojciec powiedział mi kilka dni temu, że
Łukasz odszedł z CBŚ i przez ten cały czas od naszego rozwodu pracował nad
rozpracowaniem gangu Bajkowskiego i Mochowskiego, który jakimś cudem się
uaktywnił. Mówił, że robił to by…by odzyskać moją miłość.
- Oczekujesz, że to potwierdzę?-
Spytał z lekką dozą ironii.
- Posłuchaj, wiem że jako bracia
byliście ze sobą blisko. I wiem też, że nigdy mnie w ten sposób nie
traktowałaś. Więc naprawdę nie rozumiem dlaczego teraz to robisz.- Nie odniósł
się w żaden sposób do mojej ostatniej sugestii. Rzucił tylko po prostu:
- Karolina, nie mieszaj się w to.
To nie jest twoja sprawa.
- Dlaczego?- Spytałam jak
dziecko. Czułam jak w oczach stają mi te głupie łzy bezsilności, które z powodu
ciąży (a przynajmniej tak sobie to tłumaczyłam) wciąż dopadały mnie w najmniej
sprzyjających okolicznościach. Bo jak niby miałam wyglądać groźnie w tej chwili
by zmusić kogokolwiek do wyznania mi tego co chciałam? W tym stanie nie
przestraszyłby się mnie nawet Paweł Aster.
W głowie zadawałam sobie nękające
mnie pytania na które nie znałam jednak odpowiedzi. Czemu nikt nie chciał mi
pomóc? Czemu traktowali mnie jakbym była wszystkiemu winna wzbudzając we mnie niesłuszne
wyrzuty sumienia? Czemu sama z pomocą Jacka musiałam błądzić jak dziecko we
mgle by samemu uzyskać jakiekolwiek informacje? Miałam już tego wszystkiego
serdecznie dość. Przecież ja też chciałam by Łukasz się odnalazł, ja też
pragnęłam by wrócił cały i zdrowy, ja też go do cholery kochałam.- Emil
przecież dawniej byliśmy rodziną. Byłam żoną Łukasza, do cholery. Ja też mam
prawo wiedzieć co się z nim dzieje.
- Daj mu już spokój.- Przerwał mi
szybko jakby z lekkim zażenowaniem. Zupełnie tak jakby moje niewylane jeszcze
łzy wprawiły go w zakłopotanie. Być może dlatego dodał łagodniej: - Proszę. Wiem,
że chcesz dobrze i wcale nie robisz tego celowo, ale jednocześnie tym bardziej
go krzywdzisz. Zwłaszcza teraz.
- Co masz na myśli? Niby jak?
- Naprawdę chcesz udawać, że o
niczym nie wiesz? – Emil westchnął ciężko. Ja w tym czasie starałam zrozumieć
co ma na myśli szukając w głowie czegokolwiek co mogłoby stanowić o mojej
winie. Dlatego czekałam na jego następne słowa w napięciu.- A więc dobrze,
powiem ci co naprawdę mam ci do zarzucenia. Mówię o tym, że gdy mój brat wrócił
do stolicy przyłączyłaś się do zabawy razem z Patrycją w swatkę choć dobrze
wiedziałaś co on do ciebie czuje. Ją przynajmniej tłumaczy fakt że nie miała
pojęcia o tym, że spotykasz się z Jackiem. Ciebie natomiast nic nie
usprawiedliwia.
- Nie miałam pojęcia o planach
twojej żony.- Palnęłam głupio.
- Chcesz udawać że tak
rzeczywiście było?
- Niczego nie udaję.- Syknęłam
rozzłoszczona tym bardziej, że czułam jak po policzku płynie mi pojedyncza łza.
Otarłam ją ze złością- Taka jest prawda. I wcale nie spotykam się z Jackiem.-
Dodałam.
- Doprawdy?- Odparł wyraźnie w
odpowiedzi na mój wojowniczy ton.- A twój stan jest spowodowany nadmiernym
apetytem co?
- Mój stan jest spowodowany ciążą
i dobrze o tym wiesz. Tyle, że ojcem dziecka wcale nie jest Jacek.
- A kto?
- Domyśl się.- Zła i zgnębiona do
reszty wyszłam z jego gabinetu. I choć słyszałam, że Emil za mną zrobił to samo
miałam nadzieję, że jakimś cudem wyjdę z mieszkania bez przeszkód. Bez słowa
wyminęłam Patrycję, którą jeszcze niedawno nie wahałabym się nazwać swoją
przyjaciółką. Miałam już dość obarczania mnie winą, dość tych wszystkich emocji
i wrażeń. Po co tu w ogóle przyszłam? Przecież najwyraźniej cały klan
Kowalskich mnie nienawidził. Od nich nie mogłam oczekiwać żadnej pomocy:
widocznie słowa Włodzimierza Kowalskiego zrobiły swoje i oni wszyscy naprawdę
uważali mnie za osobę która w jakiś sposób odpowiada za zniknięcie Łukasza. Znów chciałam być dzieckiem by móc zwinąć się
w kłębek i zamknąć oczy w nadziei, że wszystkie moje problemy znikną. Tyle, że
tym razem nie miałam żadnej realnej przesłanki na to, że tak się stanie.
Szkoda mi Karoliny, a Ty masz zmysł do takiego zagmatwania sytuacji, że nic nie wiadomo,
OdpowiedzUsuńPiszesz bardzo realnie, prawdziwie, nie ma lukru, wszystko na plus.
Dziękuję i pozdrawiam
Ania
Czytam uważnie całe opowiadanie, nigdy nie dodawałam komentarzy, ale tym razem...
OdpowiedzUsuńNigdy nie zgadnę do końca co będzie w następnej części, choć pewnie sama autorka tego nie jest pewna, lecz, wydaje mi się, że to był Kubuś. Te porównywania, taki podobny. I zgadzało by się, że Aster zostawia kwiaty, bo może to był jego wnuk tam pochowany, a w szpitalu nie poznali, bo dziecko było zagłodzone i zaniedbane, jeśli byli do siebie podobni to mogło do tego dojść. Tylko jak on się tam znalazł, młody Aster wspominał, że ojciec miał jakiś konflikt z Kowalskim. Uff, czekam na kolejną część, jak zwykle pod wrażeniem, docieniam cholerny talent i wyobraźnię :-)
Aga
Też tak pomyślałam :) No zobaczymy co autorka wymyśli :)
UsuńKinga :)
Ciekawa jestem czy Karolina z Jackiem wpadną na trop Łukasza, bo to że oni go znajdą jest bardzo prawdopodobne. I zgadzam się z poprzedniczkami, nigdy nie wiadomo co napiszesz. My coś przewidujemy, a Ty nas zaskakujesz i piszesz zupełnie coś innego. Czekam na następną część. pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńŻeby tylko Łukasz się odnalazł i był z Karolą. Jacek dobrze powiedział, że Łukasz będzie walczył bo kocha Karolę i zrobi wszystko by mogli być razem ;) Mam nadzieję, że to co powiedział Jacek sprawdzi się i Łukasz wróci ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kinga ;)
Świetne jak zwykle, kiedy możemy się spodziewać kolejnej części? :-)
OdpowiedzUsuń