Łączna liczba wyświetleń

piątek, 19 czerwca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XLIII: Szok



Gdy się ocknęłam leżałam najprawdopodobniej na jakimś łóżku z kompresem na głowie. Przyjemny chłód sprawiał ulgę mojemu rozgrzanemu z emocji ciału. Nadal jednak nie otwierałam oczu. Starałam się słuchać kłótni jaka rozgorzała między panią Mariolą a panem Włodzimierzem (ta pierwsza zarzucała mężowi jego niegrzeczne zachowanie wobec mnie, które spowodowało moje zasłabnięcie) która choć prowadzona przyciszonymi głosami była dla mnie dobrze słyszalna. Nie byłam jednak w stanie , bo w głowie wciąż pobrzmiewały mi słowa byłego teścia wbijając sztylet prosto w serce.
Boże, jaka byłam głupia. Jaka bezdennie głupia w swej rozpaczy i egoistyczna; jak bardzo zapomniałam o tym, że strata Kubusia nie była tylko moją stratą. Że to był również i jego syn. Łukasza.
Przypomniałam sobie moment gdy dowiedział się o mojej ciąży, jaki dumny był z tego że zostanie ojcem, jak wciąż nie mógł przestać dotykać mojego brzucha a czasami nawet do niego mówił. I te liczne drobiazgi: jak wtedy gdy po całodziennej  harówce w pracy pierwsze co robił to kierował się do sypialni w której spałam z małym. Jak potrafił wpatrywać się w śpiącego maluszka z szerokim uśmiechem kryjącym dumę i radość; jak śmiały mu się oczy gdy kładł go sobie na ramionach, jak opowiadał mu o tym, że w przyszłości będą grać w piłkę biorąc popiskiwania Kubusia za zgodę. Jak z chwalił się nim w gronie znajomych jakby był pierwszym ojcem na świecie.  I choć spędzał z nim relatywnie mało czasu jednak gdy nie pracował był z synem każdą wolną chwilę. Nie wychodził na piwo z kolegami tak jak inni mężczyźni. Nie grymasił gdy ja zmęczona całodobowym etatem bycia mamą miałam ochotę oderwać się od tego wszystkiego i odwiedzić przyjaciółkę, nie wypominał gdy mieszkanie czasami przypominało graciarnię gdy zmęczona nie miałam nawet siły posprzątać. Zawsze miał dla mnie jakieś usprawiedliwienie.
„Jak według ciebie czuł się słuchając tego gdy i tak zżerały go wyrzuty sumienia?” Och, jak bardzo chciałabym by tamte słowa nigdy nie padły. Bym nie nazwała Łukasza mordercą naszego syna. Bym pozwoliła mu się pocieszyć i z czasem być może nawet bez pomocy psychologów doszłabym do siebie. Niemal naocznie pojawiła mi się przed oczami scena gdy razem leżymy w łóżku a on tuli mnie do siebie i delikatnie całuje w skroń. Tyle czułości potrafił zawrzeć w zgoła niewinnym geście czy słowie.
„On cię naprawdę kochał, wiesz?”
Kolejne łzy pociekły po moich policzkach gdy to sobie uświadomiłam. A ja? Jaka ja dla niego byłam? Wiecznie kłócąca się o byle drobnostkę, zła że tak dużo pracuje. Kiedy w ciągu ostatnich miesięcy małżeństwa powiedziałam, że go kocham? I czy w ogóle powiedziałam? Jak mogłam dziwić mu się teraz, że tak łatwo ze mnie zrezygnował skoro ja teraz nawet po naszej wspólnie spędzonej nocy gdy sugerował że powinniśmy o wszystkim zapomnieć czułam się tak jak źle iż nie chciałam go znać? A on nawet to zrobił  dla mnie: chronił chcąc najpierw odnaleźć zabójców naszego by potem prawdopodobnie zyskać tym moje przebaczenie. Być może uznał, że dopiero wówczas będziemy mogli być razem.
„Zaprzeczysz, że nazwałaś go mordercą? Że obarczałaś winą za śmierć Kuby choć nie miał z nią nic wspólnego?”
Tak, nazwałam go mordercą choć teraz gdybym mogła to jakimś cudem cofnąć to bym to zrobiła. Przypomniałam sobie jak kilkakrotnie po jego powrocie do Warszawy starałam się go za nie przeprosić, a on choć mówił że to nieważne jakimś trafem zawsze do tego wracał. Gdyby mówił prawdę i mi wybaczył nie robiłby tego. Bo te słowa najwyraźniej wciąż w nim siedziały. Ktoś kiedyś powiedział, że słowa raz wypowiedziane zaczynają żyć własnym życiem. W tym przypadku okazało się to być szczerą prawdą.
„A obeszłoby cię to gdyby zginął?”
Tym razem wspominając słowa Włodzimierza Kowalskiego w gardle stanęła mi gula. Z trudem zmusiłam się do bezruchu by moje drobne oszustwo się nie wydało. Próbowałam odpowiedzieć samej sobie: co bym zrobiła gdyby Łukasz zginął? Zwłaszcza teraz, po tym co przed chwilą usłyszałam? Gdyby umarł jedyny człowiek przy którym potrafiłam żyć, a nie tylko egzystować? Który terapią szokową wyciągnął mnie z bagna które przeszłam po sprawie Jacka i próbował tego ponownie po utracie syna choć ja posyłałam go do diabła? I nie od razu zrezygnował, uświadomiłam sobie. Wielokrotnie powtarzał mi, że muszę się wziąć w garść, że mam jeszcze po co żyć, że muszę żyć bez Kubusia...A ja tym wzgardziłam. Mało tego rzuciłam mu te słowa w twarz mówiąc, że żyjąc normalnie czułabym się tak jakbym zdradziła naszego syna i że on myśląc w ten sposób też go zdradza. Przypomniałam sobie jak kazał wyrzucić każdą rzecz należącą do naszego syna. A co się potem okazało? Że przechowywał je wszystkie w piwnicy. Czemu, pomyślałam rozgoryczona, udawał? Czemu kazał mi zapomnieć podczas gdy sam niemal umierał z bólu? Czemu ukrywał swój żal tak, że wydawało mu się iż nie cierpi? Po chwili zastanowienia zrozumiałam. I znałam już odpowiedź.
Właśnie dlatego.
Właśnie dlatego, że ja byłam słaba, więc on musiał być silny.
Właśnie dlatego, że to ja potrzebowałam pocieszenia, a on jak zwykle chciał sobie dać radę sam. W głowie pojawił mi się obraz gdy próbując go sprowokować do jakiejś reakcji włączyłam pozytywkę Kuby a on zniszczył ją w drobny mak. Czy tak zachowywał się ojciec niekochający własnego syna jeśli z równowagi wyprowadziła go tak niewinna rzecz? Jego wygląd w dniu pogrzebu, cienie pod oczami… Tłumaczyłam sobie tylko, że przyjmował pozę udręczonego ojca, bo tak było mi wygodniej. Bo łatwiej było obarczyć winą kogoś konkretnego, a nie fatum czy los. A Łukasz był moją skałą. Skałą, którą mogłam uderzać, walić, bić a ona się nierozpadła. Zapomniałam tylko, że ta skała nie jest niezniszczalna. Że czasami nie fizyczna siła, ale nawet systematyczne uderzenia małych kropelek wody w końcu ją uszkodzi, a po jakimś czasie zniszczy. Tak jak moje oskarżenia zniszczyły Łukasza.
Najgorzej bolał mnie teraz fakt, że nie miałam pojęcia o tym że rzucił pracę w CBŚ. Nie chodziło tylko o to, że mnie okłamywał iż pracuje nad rozpracowywaniem nowej sprawy w Lublinie. Chodziło o świadomość tego, że jej zaniechał, bo  dla niego praca zawsze była najważniejsza. A przynajmniej tak myślałam do tej pory. Teraz okazywało się, że żyłam w kłamstwach. Myślałam, że Łukasz rozwiódł się ze mną bo nasze uczucie wygasło: Jacek uświadomił mi jednak że zrobił to tylko ze strachu o mnie; jak się okazało słusznego. Potem skłamał na temat rzeczy Kubusia które miał rzekomo zniszczyć choć przechowywał je w domu. Teraz okazywało się, że jego praca w Lublinie to też ściema. Czemu więc wyjechał? Czy pan Włodzimierz miał rację i Łukasz zrobił to przeze mnie? Czy w jakiś sposób domyślił się czegoś w rozwikłaniu sprawy śmierci Kuby? Czy zrozumiał dlaczego jego śmierć była nie na rękę przestępcą? I kto tak naprawdę nimi dowodził? Czy ja nieświadomie dałam mu tę wskazówkę? Sama gubiłam się już w swoich domysłach.
- Wezwij karetkę. Ona wciąż się nie budzi. -Przez potok myśli przebiły mi się w głowie słowa pani Marioli.
- Nic się nie stało. Poza tym sama chciała prawdy.- Odparł jej mąż.
- Ale w taki sposób. Jeśli coś stanie się jej albo dziecku to ci nie wybaczę.-  Po tych słowach zdecydowałam, że już czas się „obudzić”.
- Eeem…- Zamruczałam niewyraźne delikatnie unosząc powieki.
- Widzisz?- Spytał retorycznie pan Kowalski.- Nic się nie stało.- Potem chyba wyszedł. Gdy rozejrzałam się dookoła zorientowałam się, że tak jak podejrzewałam leżę w jednym z pokoi.
- Karolino, dziecinko jak się masz?- Zapytała mnie retorycznie pani Mariola.
- Dobrze. Przepraszam, za to omdlenie.- Próbowałam podnieść się do pozycji siedzącej, ale pani Mariola mi na to nie pozwoliła.
- Nie wstawaj, pewnie jeszcze kręci ci się w głowie. Mój mąż nie powinien tego wszystkiego mówić.- Powtórzyła.
- Ale cieszę się, że to zrobił.- Powiedziałam słabym głosem.- Czy on…czy Łukasz naprawdę tak bardzo wszystko przeżywał? To znaczy nasze rozstanie?- Zauważyłam, że po moim pytaniu szybko uciekła gdzieś wzrokiem.
- Pójdę do kuchni zaparzyć ci ziołowej herbaty. Szybciej dojdziesz do siebie.
- Nie.- Złapałam ją za dłoń.- Ja chcę wiedzieć.
- Teraz to już nie jest ważne, Karolino.
- Dla mnie jest.- Samym wzrokiem starałam się przekazać jej jakie to ma dla mnie znaczenie. W końcu, po dłuższej chwili ją przekonałam.
- Tak, był załamany. W końcu rozpadło mu się małżeństwo, zmarł syn. Przez jakiś czas chodził jak nieprzytomny. Bałam się wtedy o niego. Do tego odciął się ode mnie, od rodziny. I ten wyjazd do Lublina nie wiadomo po co. Dlatego nie chcę o tym mówić. Sama rozumiesz, że teraz nikomu nie przyniesie to nic dobrego.
- Nie miałam pojęcia, że zrezygnował z pracy. I że zajmował się odnalezieniem prawdziwego zleceniodawcy śmierci Kubusia.
- My też dowiedzieliśmy się niedawno. No, a teraz przyniosę ci chociaż trochę zimnej wody. Wciąż jesteś dość blada. Powinnaś teraz szczególnie na siebie uważać.
- Dobrze.- Przytaknęłam rozumiejąc jej chęć zmiany tematu. I tak cieszyłam się, że choć tyle mi powiedziała. Mimo wszystko chciałam zadać jeszcze kilka pytań: o to czy po powrocie Łukasz mówił coś o swoich uczuciach do mnie, o to czy nie kierowała nim tylko troska i litość ale miłość. Jednak nie zadałam żadnego z nich, bo do pokoju wszedł Władysław Kowalski. Spojrzał na mnie spod oka i rzucił:
- Odwiozę cię skoro czujesz się już lepiej.
- To nie jest konieczne.- Odparłam wciąż z wrogością. Nie zapomniałam w końcu o tym jak w brutalny sposób uzmysłowił mi prawdę.- Wrócę autobusem.
- Nie rób problemu, bo żona będzie mi truła głowę o to że przeze mnie źle się czujesz.- A więc robił to tylko dlatego? Zbytek łaski, pomyślałam zirytowana ale jednocześnie zniechęcona. Posłusznie wstałam z łóżka zdając sobie sprawę, że czuję się już dobrze.
Przez całą drogę milczeliśmy. Pan Włodzimierz pewnie cieszył się z tego faktu, a ja byłam po prostu zbyt słaba psychicznie by odpierać jego zarzuty. Poza tym, czy byłyby one bezpodstawne? Teraz nie byłam tego taka pewna.
- Gdzie mam cię zawieść?- Niemal mechanicznie podałam mu adres, bo moje myśli wciąż błądziły wokół Łukasza. Wracałam do momentu naszej ostatniej rozmowy gdy zdesperowana niemal błagałam go byśmy znów spróbowali.
„- To dlaczego Łukasz?! Tamta noc rzeczywiście nic dla ciebie nie znaczyła? Przespałeś się ze mną tylko korzystając z nadarzającej się okazji i gdyby jakaś inna kobieta była na moim miejscu zrobiłbyś to samo z nią?
- Proszę, nie utrudniaj mi tego.
- Co, chcesz mi powiedzieć, że wielki super bohater i obrońca świata Łukasz Kowalski wstydzi się, że nie odwzajemnia uczuć swojej byłej żony? Jest mu zwyczajnie głupio, więc nie chce słuchać o tym, że gdy tylko po dwóch latach znowu go zobaczyła nie może przestać o nim myśleć? Że nie potrafi zbudować związku z kimś innym bo jej serce wciąż należy do niego? Że jak głupia aż do tej pory, aż to tego dnia łudziła się, że on jednak również coś do niej czuje?  
- Kara przestań!
- Ale to prawda. Bo…bo ja cię kocham, słyszysz? I choć starałam się wmawiać sobie, że jest inaczej, że cię nienawidzę to…”
A potem tak po prostu mnie pocałował. Wcześniej sądziłam, że zrobił to tylko po to by mnie nie słuchać i uciszyć, by nie czuć się jeszcze bardziej zażenowany, by wyrazić w ten sposób swoją litość do mnie. Ale po tym co dzisiaj usłyszałam wcale tak już nie sądziłam. Jego pocałunek jawił się mi jako desperacki, skrywający głębię targających nim uczuć którym nie mógł się poddać. Czemu wcześniej tak tego nie odbierałam? Dlaczego potrafiłam czuć tylko poniżenie? Dlaczego nie mogłam pokonać swojej dumy i nie zauważyć że były mąż wciąż mnie kocha? Czemu nie zaufałam swojemu sercu? Przecież w tamtej kawalerce nie mógłby kochać się ze mną z taka pasją i uczuciem gdyby nie kierowała nim miłość ale zwyczajne pożądanie.
A teraz mogło być na to za późno. Miejsce pobytu Łukasza było nieznane od ponad tygodnia,a więc dość czasu na to by go torturować, głodzić czy nawet…
Chciało mi się płakać, ale przy byłym teściu nie mogłam tego zrobić. Sama myśl o tym, że Łukasza mogłoby już nie być powodowało że wewnętrznie byłam cała w rozsypce. Nawet cichutki głosik wewnątrz mnie zrozumiał beznadziejność sytuacji, bo zamiast kpić i dogryzać mi tak jak zawsze zaczął mnie pocieszać, mówiąc:
Daj już spokój. Przecież gdyby coś mu się stało to coś bym przecież poczuła.
 Tylko czy na pewno? Gdy Kubuś umierał w szpitalu czułam tylko ulgę, że się odnalazł. Dopiero na kilka minut przed jego śmiercią poczułam niepokój. Czyżby historia miała się więc powtórzyć?
„ A obeszłoby cię to gdyby zginął? Przecież w końcu miałby za swoje. Oko za oka, tak? Śmierć Łukasza w zamian za śmierć Kuby. To by cię zadowoliło?”
Nie, to nie może się stać. Nie Łukasz, nie teraz gdy w końcu zrozumiałam co jest dla mnie najważniejsze. Nie, gdy wiedziałam jak bardzo mnie kocha a ja kocham jego. To się nie może tak skończyć. Los nie może być wobec mnie tak okrutny jeszcze raz. Nie może odebrać mi najważniejszej osoby w moim życiu. To po prostu by mnie zabiło. Najpierw Kubuś, teraz Łukasz. To nie może się stać. Po prostu nie może.
Gardziłam sobą za myśl która pojawiła się w mojej głowie, ale nic nie mogłam na to poradzić. Nawet dziecko które nosiłam pod sercem wzmagało tylko mój dramatyzm. A jeśli to miałoby być moje pocieszenie? Jeśli miało za cel pomóc złagodzić mój ból po stracie Łukasza? Odruchowo pogładziłam się po brzuchu. Czy mój maluszek miał tylko za zadanie nie pozwolić mi się załamać tak jak dwa lata temu? Bym mimo wszystko miała po co żyć? Tylko czy potrafiłabym to zrobić ze świadomością, że jego ojciec nie żyje i to prawdopodobnie przeze mnie?
- No, to chyba jesteśmy na miejscu.
- Dziękuję.- Odparłam (bo choć tyle należało mu się za fatygę) i otworzyłam drzwiczki pojazdu.
- Posłuchaj, nie mam nic do ciebie.- Odezwał się do mnie ponownie wprawiając w prawdziwe zdziwienie nie tylko samym faktem, ale również tym co mówił a nie wrzeszczał czy o coś oskarżał.- Po prostu to co stało się z moim synem i cała ta historia z waszym małżeństwem…uważam że być może nie było wam pisane wspólne życie i tyle. Nie musisz czuć się winna z tego powodu ani gnębić wyrzutami sumienia oraz współczuciem.- Naprawdę tak sądził? Uważał, że takie kierowały mną pobudki? Że nie kochałam jego młodszego syna? Że nie chciałam by się odnalazł?-  Łukasz dawał sobie radę po waszym rozwodzie bez ciebie to da i teraz. Tylko nie mieszaj się w to. Nie dawaj mu nadziei by znów się rozczarował.
- Znajdzie go pan?- Spytałam nie komentując żadnego z jego wcześniejszych twierdzeń.
- Postaram się. Ale uprzedzam byś się w to nie mieszała. Dlatego nawet nie próbuj robić czegokolwiek w tym kierunku. Jeśli coś ci się stanie albo znów stracisz dziecko Łukasz nigdy mi tego nie wybaczy.
- Ale ja nie mogę…
-…Karolina. – Przerwał mi tym razem dużo łagodniejszym tonem.- Wiem, że jesteś dobrą dziewczyną. Naprawdę. Po tym co dziś powiedziałem możesz czuć się zobowiązana, sądzić że tak trzeba, że jesteś to winna Łukaszowi, ale wcale nie musisz tego robić. Żałuję że dałem ponieść się złości i wszystko ci wyjaśniłem. Gdyby nie to nie czułabyś teraz się zobowiązana.
- Ja nie…
-…pozwól mi skończyć.- Kontynuował nie dając mi dość do słowa.- Znajdę Łukasza bez twojej pomocy choćby nie wiem ile trudu i wyrzeczeń mnie to kosztowało. Całego i zdrowego. Obiecuję. I obiecuję też, że gdy to nastąpi to ci o tym powiem. Ale ty ze swojej strony musisz mi obiecać, że nie będziesz się z nim nigdy więcej kontaktować. Bo nic dobrego z tego nie wyniknie. To co, umowa stoi?
- Przykro mi, nie mogę tego obiecać.
- A więc wolisz bawić się jego uczuciami, tak? Zadręczać go i śmiać w żywe oczy z jego cierpień?
- Kocham go.- Odparłam po prostu. W odpowiedzi prychnął.
- Gdyby naprawdę tak było dałabyś mu spokój by mógł być w końcu względnie szczęśliwy.
- Będzie szczęśliwy tylko ze mną.
- To nie telenowela brazylijska. On jest twardym facetem. Od waszego rozstania upłynęło dużo czasu i już dawno się pozbierał. Poza tym Agata jest dla niego odpowiednią kobietą. Gdybyś się nie wtrąciła być może ich uczucie zdążyłoby się rozwinąć.
- Ta policjantka? Łukasz mówił mi, że są tylko przyjaciółmi.
- Ale mogą być kimś więcej jeśli tylko dasz im szansę.
- Nie, bo teraz wiem że i on mnie kocha.
- Kochasz? To co czujesz to tylko wyrzuty sumienia. Nic więcej. Na dodatek jesteś w ciąży z Jackiem. Naprawdę sądzisz, że on to dobrze przyjmie? A może właśnie to powiedziałaś mu przed jego wyjazdem? Że nosisz dziecko innego mężczyzny? Czy to była przyczyna dla której wyjechał?
- Nie, przecież wtedy sama jeszcze o tym nie wiedziałam na Boga. To dopiero początek trzeciego miesiąca. A poza tym nawet jeśli by tak było to prędzej bym go w ten sposób zatrzymała niż zmusiła do powrotu.
- Nie rozumiem.- Pan Kowalski wydawał się być zdezorientowany. Postanowiłam więc zaryzykować.
- Bo to dziecko które noszę pod sercem…ono nie jest Jacka.
- Nie.- Mrugnął kręcąc głową- Tylko nie próbuj mi wmawiać, że to mój wnuk.
- Ale to jest pański wnuk.
 - Wiesz co? Teraz to już zdecydowanie przesadziłaś. Chciałem porozmawiać z tobą normalnie, bez złości i kłótni wyłuszczyć mój punkt widzenia. Sądziłem, że dojdziemy do podobnym wniosków. Ale żeby uciekać się do czegoś takiego? Inaczej cię oceniałem, choć najwyraźniej się pomyliłem.
- Panie Włodzimierzu to naprawdę jest dziecko Łukasza.
- Dość. Jak możesz tak kłamać? Myślisz, że ci w to uwierzę?- Tym razem jego ton wcale nie był miły. Emanował nieskrywaną wrogością i pogardą tak jakbym nawet nie zasłużyła na to by ze mną rozmawiał.- Do widzenia. A raczej żegnaj.- Dodał tylko włączając silnik auta. Potem odjechał.
A ja stałam jeszcze przez kilka minut w tym samym miejscu zastanawiając się po co mu to do cholery powiedziałam. Przecież wiedziałam że w tych okolicznościach nigdy mi nie uwierzy. A nawet wręcz przeciwnie: wywołam tym odwrotną reakcję do zamierzonej wzbudzając jeszcze większą wrogość byłego teścia. Ale mimo wszystko nie chciałam już kłamać; nie chciałam niczego zatajać, bo jak się okazało nic dobrego z tego nie wynika. Gdyby wszyscy byli wobec siebie szczerzy i uczciwi nie dochodziłoby do wielu nieporozumień. Szkoda tylko, że takie myśli przychodzą zwykle do głowy dopiero po fakcie dokonanym. Gdy wszystko dookoła jest rozpieprzone przez kłamstwo.
Po wejściu do własnego mieszkania nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Czułam się okropnie bezużyteczna: usiadłam więc przed kanapą i włączyłam telewizor w nadziei, że na jakimś kanale podadzą kolejną informację o Łukaszu. Na próżno jednak. Żaden z nich ani słowem nie wspomniał o porwaniu Kowalskiego.
Przez kilka następnych dni było tak samo: nikt nie zadzwonił do mnie z żadną informacją a media milczały. W piątek wpadłam na pomysł by skontaktować się z Czarkiem. Niedawno spotkaliśmy się podczas wspólnej wycieczki na jednym z mazurskich jezior, więc miałam nadzieję że chociaż on mi pomoże. Wciąż pracował w CBŚ w biurze Włodzimierza Kowalskiego, więc mógłby dostarczyć mi interesujących mnie informacji. W to, że zrobi to mój były teść już nie wierzyłam. Nie po tym jak oskarżył mnie o to, że dziecko którego się spodziewam nie jest jego młodszego syna.
W tym czasie Jacek stanowił dla mnie wielką podporę, no ale czy nie zawsze tak było? Bończak sprawdzał się w sytuacjach kryzysowych, takich po których ledwie potrafiłam się mentalnie pozbierać. Wiedziałam, że to się powinno wreszcie skończyć: tym bardziej jeśli inni mieliby uwierzyć w ojcostwo Łukasza, ale nie potrafiłam odmówić sobie tej jedynej osoby która wiedziała o wszystkim i przed którą nie musiałam w ogóle udawać. Rodziny nie chciałam w to na razie mieszać: w końcu mama wierzyła w rzekome ojcostwo Jacka, a zawsze miała słabość do Łukasza więc nie wątpiłam by przejęła stronę pana Włodzimierza (tzn prosząc mnie abym się w to wszystko nie mieszała). Z kolei przyjaciółki żyły już zbliżającym się urlopem i wyjazdami. Cieszyłam się, że zadowolone i podekscytowane podróżami nie zauważyły podczas telefonicznych rozmów niczego dziwnego w moim zachowaniu. No i że nie usłyszały z telewizji informacji o zaginięciu Łukasza.
A propos zaginięcia…
No właśnie: ta cała reporterka wyraźnie mówiła o zaginięciu. Dopiero pod koniec reportażu sugerowała, iż może to być porwanie. Natomiast pan Kowalski pewnie posługiwał się tylko tym drugim słowem wyraźnie podkreślając, że „oni” go porwali. Kim więc byli owi „oni”? To mnie upewniło w tym, że coś wiedział ale nie miał zamiaru mi o tym powiedzieć. No tak, w końcu jak się wyraził w swoich ostatnich słowach miał to zrobić tylko jeśli obiecam iż nigdy więcej nie skontaktuję się  z jego młodszym synem. Ale jak miałam mu to obiecać? Przecież nie mogłam.
- A wiec…- Zaczął sobotniego popołudnia Jacek, gdy poprosiłam go o jego opinię na temat tego całego zajścia:- …uważam tak jak pan Włodzimierz.
- Że co?- Aż mnie zatkało.- Sądzisz, że Łukasz wyjechał przeze mnie?
- Nie oburzaj się tak. Po prostu złóż wszystko do kupy: Patrycja powiedziała ci, że jego wyjazd był spontaniczny bo na powrót planował osiedlić się w stolicy najpewniej z tobą; poza tym z tego co mówiłaś wynikało to z twojej rozmowy z ojcem Łukasza. Podczas waszej ostatniej rozmowy nieświadomie musiałaś zasugerować mu coś, co mogło podsunąć mu trop śledztwa. On pojechał do Lublina to zbadać, nacisnął komuś na odcisk i został porwany. Pytanie tylko dlaczego nie zabity.
- Nie mów tak.
- Przecież nie mówię, że tak jest. Powinnaś się raczej cieszyć: gdyby przestępcy zamierzali go zabić za to że 2 lata temu wsadził do pierdla ich szefa już by to zrobili. Ale najwyraźniej mają wobec niego inne plany.
- Jakie twoim zdaniem?
- Nie mam pojęcia. Już wcześniej mówiłem ci, że to wszystko jest bardzo dziwne. Najpierw porywają Kubę, potem Łukasza. Tu może wcale nie chodzić o żadną zemstę czy też uzyskanie wtyczki w kręgach CBŚ. Tu może chodzić personalnie o konkretną osobę.
- Chyba nie nadążam.
- Po prostu od początku chodziło im o Kowalskiego. Najwyraźniej nie chcą go zabić ani skrzywdzić. Mają wobec niego inne plany.
- Sądzisz, że chcą przeciągnąć go na swoją stronę?
- Nie, to byłoby zbyt banalne wyjaśnienie. W dodatku nierealne. No i tak pozostawałoby pytanie: czemu akurat jego. Jedyne co przychodzi mi do głowy to możliwość, że Łukasz pracując nad tą sprawą w cywilu uzyskał jakieś poważne dowody przeciw gangowi, które teraz chcą odzyskać przestępcy. Może jakieś nagranie, zdjęcia, nie wiem. Dopóki je ma, jest bezpieczny i nic mu nie grozi.Tak tylko jestem sobie w stanie wyjaśnić czemu go jeszcze nie zabili.
- Miałeś tego nigdy więcej nie mówić.
- Przepraszam, czasami zapominam że wobec ciebie powinienem być łagodniejszy.- Jacek przeczesał dłonią włosy. Potem spojrzał na mnie.- Przypomnij sobie wszystko o czym rozmawialiście.
- Już ci przecież mówiłam: nie powiedziałam niczego co mogłoby sprowokować go do wyjazdu.
- Więc zrób to jeszcze raz. Przytocz całą waszą rozmowę.
- Ale przecież….
-…Karolina, jeśli naprawdę chcesz mu pomóc to się skup. Inaczej nic z tego.- Posłusznie oddałam się wspomnieniom tamtego dnia podczas urodzinowego przyjęcia Madzi. Do momentu gdy Łukasz poprosił mnie do tańca, a potem mojego wyznania w trakcie. I jego reakcji. No i mojej ucieczki. Miałam powiedzieć Jackowi, że zdesperowana podsuwałam Kowalskiego prawdopodobne przyczyny według których nasz związek nie miał szans bytu a on w odpowiedzi na to mnie pocałował? Ale przecież z tego nic nie wynikało. A może to jak próbując ukryć fakt jak bardzo jestem zraniona gdy dziękowałam mu za to że pomagał mi znaleźć paczkę z rzeczami Kubusia (wówczas nie miałam pojęcia, że był nim Jacek)? Nagle poczułam jak moje serce szybciej bije, jak całe ciało spina się w oczekiwaniu…tylko na co?
Znów to cholerne uczucie.
Uczucie, które mówiło mi że przeoczyłam coś ważnego, coś co pomoże mi rozwikłać całą tajemnicę. Próbowałam odszukać w zakamarkach swojej pamięci dokładny przebieg naszej rozmowy z Łukaszem. Niestety, wcale  mnie nie olśniło.
- Nie wiem Jacek. Po naszej kłótni podziękowałam mu tylko za to, że pomagał mi po powrocie do stolicy i za to że wysyłał kwiaty na grób Kubusia. No i jeszcze kwestia tej paczki, bo przecież …
- …Co miałaś na myśli mówiąc o tych kwiatach?- Przerwał mi Bończak. Poczułam uczucie deja vu. W końcu Łukasz zareagował na to w ten sam sposób. A mianowicie kompletnym zdziwieniem i zaskoczeniem. I zadał dokładnie to samo pytanie co Jacek. To dało mi do myślenia. Czyżby więc o tym nie wiedział?
„- Co miałaś na myśli mówiąc o tych kwiatach?
- Już nie musisz udawać. Wiem o astrach.
- Astrach?
- Na nagrobku Kuby które zostawiałeś co tydzień. To nie ty je tam wysyłałeś? Łukasz?
- Nie…to znaczy wiem kto je wysyłał.
- Na twoje polecenie?
- Tak.
- To dobrze.”
Nie, przecież potwierdził że domyśla się kto był nadawcą bukietu. Może wydawał mi się być trochę zdenerwowany ale w sumie trudna było mu się dziwić biorąc pod uwagę nasz wcześniejszy temat rozmowy.
- Karolina?
- Hm?- W końcu się otrząsnęłam.- A…chodzi ci o te astry?
- Jakie astry?
- No te kwiaty zostawiane co tydzień na nagrobku Kubusia.
- To były astry?- Spytał z napięciem w głosie, które udzieliło się i mnie.
- Tak. Czy to ma jakieś znaczenie?
- Tak. Nie wiem, być może. Chociaż…nie.- Wydawało mi się, że Bończak bije się z myślami. Patrzyłam na niego w skupieniu, aż w końcu pokręcił zdecydowanie głową.
- Nie, po prostu kiedyś znałem pewnego faceta o tym pseudonimie, ale to niemożliwe by to w jakikolwiek sposób się ze sobą łączyło.
- Sądzisz, że tych kwiatów wcale nie wysyłał Łukasz albo jego teściowie?
- Już mówiłem ci, że to tylko błędne przypuszczenie.
- Dlaczego błędne? Może być prawdziwe: pamiętam jak Łukasz się zmieszał gdy o tym mówiłam i wydawał się być nieźle zdenerwowany. Zupełnie jakby rodzaj kwiatów był istotny.
- Nie, Karolina. To niemożliwe, bo po pierwsze to był handlarz narkotyków dilujący w Gdańsku, po drugie nie mógł mieć żadnego związku z Kowalskim, a po trzecie jest chyba nawet trochę młodszy ode mnie, więc nie wyobrażam sobie jak mógłby poradzić sobie z Łukaszem. Poza tym był dość kiepski w tym co robił, zwyczajna ciapa jeśli wiesz o czym mówię. Wszyscy kpili z niego niemiłosiernie ograniczając się jednak tylko ze względu na fakt, iż jego ojciec trząsł całym osiedlem na mieście. Więc nie byłby w stanie nawet porwać muchy a co dopiero funkcjonariusza służb specjalnych. Chyba nawet siedzi w więzieniu.
- A jeśli, jeśli to prawda…- Zaczęłam, a w mój głos znów zaczął wkradać się niepokój.- Jeśli jednak tego mężczyznę coś łączy z Łukaszem, to po co miałby wysyłać kwiaty na grób mojego zmarłego syna? Tamten chłopak z cmentarza mówił, że zapłacono mu dziesięć tysięcy.
- Jaki chłopak? Jakie dziesięć tysięcy? O czym ty do diabła mówisz?
- O tych astrach. Widziałam nadawcę: to taki nastolatek .Zatrzymałam go pytając czemu to robi, czy znał Kubusia i się przyznał. Powiedział, że zlecił mu to jakiś facet koło czterdziestki i dobrze wynagrodził. Myślałam, że miał na myśli Łukasza.
- Czemu wcześniej mi o tym nie powiedziałaś?
- Powiedziałam. Tylko że wtedy wyszła ta akcja z paczką, twoimi tajemniczymi spotkaniami z Kucharskim gdy nie wiedziałam jeszcze że jest twoim opiekunem i jakoś wypadło mi to z głowy.
- Kiedy to zauważyłaś?
- Już kilka tygodni temu. Wiesz o co tu chodzi?
- Nie wiem. Po prostu to wszystko jest albo bardzo dziwne, albo twój zwyczaj robienia wideł z igieł udzielił się i mnie.
- Jacek!- Ofuknęłam go urażona.
- No co? Przecież taka jest prawda.- Posłał mi przepraszający uśmiech.- Pamiętasz co stało się gdy odkryłaś ze Pajęczak nie żyje? Uważałaś, że miał coś wspólnego z wysłaną ci paczką.
- No i dobrze, ale jak się okazuje teraz, miałam rację. Poza tym gdbyś nie wpadł na ten durny pomysł może wcześniej zauważyłabym  nielogiczności w fakcie, że ktoś zleca wysyłkę kwiatów na grób dziecka.
- Okej, pasuję. Masz rację, to moja wina. Tak czy owak zadzwoń do Maćka i powiedz mu to.
- O tym chłopaku?
- Tak. To może być ważny trop.
- Okej.- Odpowiedziałam Jackowi, ale coś w wyrazie jego twarzy mnie zaniepokoiło.- A ty co zamierzasz zrobić?
- Ja wybiorę się chyba w małą podróż.
- Jeśli ma związek z tym całym Astrem to jadę z tobą.- Odparłam nie znoszącym sprzeciwu tonem.

7 komentarzy:

  1. Jestes boska <3 dziekuje ze tak szybko dodalas
    Ania
    Ps. Jak egzaminy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawie zaliczone choć nieco gorzej niż zazwyczaj 😃 Ale dzieki temu teraz mam więcej czasu na nadrobienie pisania. A przynajmniej dopóki nie wznowie pracy al i tak będę dodawać części częściej.

      Usuń
  2. O........, i to na tyle, pięknie wchodzisz dusze człowieka.........
    Dziękuję, przepiękny rozdział.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowna część <3

    OdpowiedzUsuń
  4. wow świetny rozdział:) trochę ("dużo") namieszało się w życiu Karoliny i Łukasza,
    nie myślałam, że z pozoru przykładny policjant może dopuścić się do takiego czynu, żeby na własną rękę wymierzać sprawiedliwość ;/ szkoda mi jego, ale mam nadzieję że wróci cały i zdrowy:)
    standardowe pytanie kiedy kolejna część??

    pozdrawiam Amelka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nawet jeszcze jutro bo będę miała wolny dzień. Ale niczego nie obiecuję

      Usuń