Przez kilka następnych dni dochodziłam do względnej
równowagi. Próbowałam na nowo dojść ze sobą do ładu i zapomnieć o mrzonkach
związanych ze związkiem z Łukaszem. Jednocześnie na samą myśl czułam się
wewnętrznie chora: wciąż niesmakiem napawał mnie fakt tak bezpardonowej odmowy
mojego byłego męża. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam dlaczego.
Ból odrzucenia, oto co czułam. Z chwilą gdy to przyszło
mi do głowy zdałam sobie sprawę, że to prawda. Bo do tej pory to ja byłam
stroną która odrzucała: nieśmiałe końskie zaloty kolegów z liceum, niezgrabnego
Czarka (tego od paczki z kondomami) ochroniarza Maćka, chłopaka Jacka czy męża
Łukasza. I nawet jeśli do ostatniej dwójki czułam szczególne uczucie cierpiąc
po rozstaniu to mimo wszystko ja o nim zdecydowałam. Świadomość tego
zmniejszała poczucie żalu i straty, sprawiała że mimo wszystko wiedziałam, iż
mogłabym postąpić inaczej gdybym tylko chciała; że miałam wybór. W sytuacji z
Kowalskim tak nie było: byłam zmuszona przyjąć jego stanowisko i pogodzić się z
faktem, że drugi raz to on dokonał wyboru. To jednak powodowało, że na nowo
wyrzucałam sobie swoje zachowanie na przyjęciu u Madzi. Dlaczego wyznałam mu
tak otwarcie to co czułam? Przecież już wcześniej jasno dał mi do zrozumienia,
że powinniśmy zapomnieć o wspólnie spędzonej nocy. Najpierw gdy poprosiłam go o
obejrzenie rzeczy Kubusia i naszej wspólnej rozmowie w piwnicy gdy spytałam go
o to czy sądzi że gdyby nie śmierć naszego syna nadal bylibyśmy razem; potem po
wspólnie przespanej nocy; wreszcie podczas przyjęcia urodzinowego Madzi. Klarowniej
się chyba nie dało. Więc czemu do cholery jak głupia żebrałam o okruszki jego
uczuć? Równie dobrze mogłabym jeszcze klęknąć przed jego kolanami zalewając się
rzewnymi łzami. Sama wizja tego sprawiła, że aż się wzdrygnęłam. Nie było sensu
tego roztrząsać: stało się i już. Czasu i tak nie cofnę. I dlatego by nie kusić
swojej siły woli wyrzuciłam karteczkę z numerem telefonu którą dał mi po swoim
powrocie do Warszawy. Jeszcze tego brakowało bym w chwili słabości chwyciła za
nią wykręcając numer.
Utwierdziłam się w tym przekonaniu, gdy w rocznicę śmierci
Kubusia wybrałam się na jego grób. Bałam się, że Łukasz znów zrobi mi
niespodziankę i jednak okaże się że nie wyjechał jeszcze do Lublina, a ja na
niego wpadnę. W końcu pamiętałam jak wyznał mi, że przyjechał do Warszawy
specjalnie by być przy grobie Kuby w dniu jego drugiej rocznicy śmierci. Tyle,
że jednak mając w perspektywie upierdliwą byłą żonę zdecydował się być może na
odwiedziny grobu syna wczesną lub bardzo późną porą byleby tylko jej nie
spotkać.
Zbliżałam się więc niepewnie w stronę nagrobka aż do
czasu gdy zorientowałam się, że dwie stojące przy nim sylwetki nie należą do
Kowalskiego. Podeszłam więc z ulgą witając się z Patrycja i Madzią.
Początkowo wymieniłyśmy tylko kilka uprzejmości; Madzia z
kolei podziękowała mi za prezent urodzinowy. Dopiero pod koniec rozmowy, gdy
oznajmiła, że zapomniała kwiatków które kupiła dla Kubusia za swoje kieszonkowe
i musi wrócić do samochodu zostałyśmy z Patrycją przez chwilę same. I tak
rozmowa w pewnym momencie skierowała się na Łukasza.
- Nie jesteś na mnie zła za to, że nie uprzedziłam cię o jego
obecności na przyjęciu?- Spytała.
- W sumie to nie. Początkowo, gdy tam weszłam to tak,
czułam lekką złość na ciebie. Dopiero po jakimś czasie zrozumiałam, że
właściwie nie mam po temu żadnych powodów.- Była to prawda. Mimo niefortunnej
rozmowy z byłym mężem paradoksalnie cieszyłam się z niej. Bo dzięki temu
ostatecznie upewniłam się, że dla Kowalskiego jestem właściwie tylko byłą żoną.
I nigdy nie będę musiała zastanawiać się czy noc którą spędziliśmy razem
rzeczywiście nic dla niego nie znaczyła czy może badał moją reakcję i miał
nadzieję, że przyznam iż coś do niego czuje. Nawet kosztem odarcia siebie z
dumy.
- Cieszę się. Emil mówił mi, że to głupota ale wiesz, ja
zawsze lubię bawić się w swatkę. A odkąd Łukasz przyjechał z Lublina wciąż
pytał mnie o ciebie. Oczywiście starał się by brzmiało to jak gdyby od
niechcenia, ale prawda była inna. A przynajmniej tak mi się wydawało. Wiem, że
się tego domyśliłaś Karola.- Nawet nie siliłam się na odpowiedź. Pozwalałam na
przeprosiny choć jej monolog stał się zbyt długi. Do czasu, gdy nie wspomniała
o Łukaszu.- …no i pożegnał się z nami, choć myśleliśmy że zostanie. Prawdę
mówiąc trochę naiwnie sądziłam, że wrócił po ciebie. Bo niby dlaczego miałby to
robić? Skoro w Lublinie ułożył sobie życie?
- Co ty mówisz?- Spytałam ją z konsternacją.
- Łukasz wyjechał z Warszawy.
- Co?- Sama nie wiem czemu słysząc tę informacje
zareagowałam tak gwałtownie. Przecież spodziewałam się tego: ba, nawet miałam
nadzieję że tak się stało i nigdy więcej nie zobaczę Kowalskiego.Czemu więc
poczułam w piersi wielki ciężar?
- No tak. Dobrze słyszałaś. Nie rozumiem dlaczego, bo
nawet nie miał tego w planach. To znaczy miał, ale Emil mówił, że wahał się czy
ich nie zmienić. Wspomniał i pobrzdąkiwał ostatnio coś o tym, że chce zakończyć
jakieś zaległe sprawy i osiedlić się na stałe w stolicy jak dawniej. Ale on po
prostu wyjechał z samego rana po przyjęciu urodzinowym Madzi wymawiając się
pracą, choć sprawa nad którą pracował jest już zakończona…- Nie słuchałam jej
dalej czując jak serce boleśnie zwija mi się z bólu. A więc wyjechał. Nawet nie
pofatygował się by mnie o tym powiadomić, by choć mimochodem wspomnieć o tym,
że już jutro ma zamiar wyjechać. Jeśli do tej pory nawet nie przyznając się do tego
przed sobą łudziłam się ile dla niego znaczę, to już wiedziałam. Zachciało mi
się śmiać. Patrycja zastanawia się nad powodem jego wyjazdu? Gdyby wiedziała,
że byłam nim ja…
Bo byłam pewna, że zrobił to z mojego powodu. Jego wyjazd
był zupełnie spontaniczny jak sama przyznała Patrycja, a więc pewnie
spowodowany rozmową ze mną. Widocznie zdenerwował się, że wciąż zakochana w nim
była żona znowu zacznie go prześladować, a on nie będzie mógł delikatnie
powiedzieć jej by się od niego odczepiła. Więc zdecydował, że najlepiej
wyjechać i uciec.
- Karola, ta wiadomość aż tak cię zaskoczyła? Zbladłaś.
- Nie, po prostu nie spodziewałam się tego. Wspominał mi,
że zamierza zostać do rocznicy śmierci Kuby.- Zmyśliłam na poczekaniu.
- Myślę, że zaskoczył nas wszystkich.
- Pewnie tak.- Mrugnęłam. Potem obie pogrążyłyśmy się w
ciszy. Patrzyłam w zdjęcie na nagrobku Kubusia zastanawiając się co myślałby o
tym Kuba. Czy gdzieś tam z góry też uważał że jego ojciec zachował się wobec
mnie niesprawiedliwie czy może to ja byłam winna? Może wciąż nosił w sobie
zadane przeze mnie rany gdy po rozwodzie obwiniałam go o wszystko co złe w moim
życiu?
- Mamo, mamo zobacz kogo spotkałam!- Słysząc głos Madzi
odruchowo spojrzałam w tamtą stronę. I zamarłam, bo spojrzałam w niebieskie
oczy Włodzimierza Kowalskiego. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, pewnie już
leżałabym martwa. Nie rozumiałam dlaczego mój były teść czuje do mnie aż tak
wielką awersję. To znaczy rozumiałam, ale umówmy się: rozstałam się z jego
synem, a nie z nim więc ta niemal namacalna wrogość nie była potrzebna. W końcu
pani Mariola wybaczyła mi nawet wtargnięcie do jej mieszkania.
- O, witajcie.- Przywitała się z nimi Patrycja całując w
policzek. Ja w tym czasie wyjęłam swój bukiet i dużą świeczkę, którą
zamierzałam zapalić.
- Jak się masz, Karolino?- Gdy tylko Pati wypuściła panią
Kowalską z objęć ta z lekkim uśmiechem spojrzała na mnie.
- Dobrze. A pani?
- Jak widać. Cieszę się, że ponownie się spotykamy.
- Ja też.- Rozmowa wyraźnie się nie kleiła przez otwartą
wrogość Kowalskiego. W pewnym momencie poczułam na niego złość. Co aż tak złego
zrobiłam, że patrzy na mnie jak na najgorszego robaka? Nie miał prawa traktować
mnie w ten sposób. Zupełnie jakbym była trędowata albo kogoś zabiła. Przecież
dawniej nazywał mnie swoją córką!
Postałam jeszcze nad grobem synka przez kilka minut pod
nosem nucąc słowa modlitwy. Potem zamieniłam jeszcze kilka słów z Patrycją i
panią Mariolą. Ta ostatnia zaproponowała nawet spotkanie. Potem pożegnałam się
z nimi i z Magdą. Panu Włodzimierzowi tylko lekko skinęłam głową.
- Możemy chwilę porozmawiać?- Niemal wytrzeszczyłam
szerzej oczy zdając sobie sprawę, że te zdanie wypowiedział do mnie. A nawet
gdy już byłam tego pewna: w końcu wzrok miał skierowany bezpośrednio na
mnie, to i tak do wymówienia
najmniejszej sylaby byłam zdolna kilka sekund później.
- Tak, oczywiście.- Odeszliśmy od reszty osób
odprowadzani ich ciekawskim wzrokiem. Niemal czułam jak usilnie pracują trybiki
w ich głowie zastanawiając się dlaczego Kowalski zaproponował mi rozmowę. Bo te
w mojej pracowały tak samo. Czyżby wrogość którą u niego wyczuwałam nie
istniała?
- Nie chcę byś spotykała się z moją żoną.- Usłyszałam
przebijający się przez moje myśli głos. Głos którego właścicielem był Władysław
Kowalski.
- Co?- Aż mnie zatkało. Jak mógł mieć aż tyle tupetu by
powiedzieć mi coś takiego? I jak w ogóle śmiał to zrobić?!
- Wiem, że Mariola proponowała ci spotkanie, ale chcę być
odmówiła.
- Dlaczego miałabym to robić?
- Dobrze wiesz dlaczego.- Zagrzmiał tylko.
- Raczej nie.- Odparłam
z czystej przekory.
- Mówię poważnie. Nie chcę byś znowu wkraczała w nasze
życie zakłócając nam spokój.
- Słucham? Ja zaburzam pański spokój?!
- Ciszej. Moja żona na nas patrzy.
- I niech patrzy, bo to co pan mówi jest po prostu
śmiechu warte.- Zasyczałam przez zęby z trudem się hamując.- Może pan nie
pamięta, ale byłam żoną pańskiego syna a
więc synową dla pańskiej żony. I jeśli pani Mariola chce byśmy odnowiły kontakt
ja nie mam nic przeciwko temu.
- Czego jeszcze chcesz? Nie dość ci było Łukasza?
- W jakim sensie?
- Nie udawaj. Widziałem was na tamtym przyjęciu. I to jak
za tobą wybiegł, a potem wrócił przygnębiony.- Starałam się nie dać po sobie
poznać jakie wrażenie wywarła na mnie ta informacja. Wrócił przygnębiony? A
więc czuł aż tak duże wyrzuty sumienia z powodu mojego niewygodnego afektu?- Znowu
próbowałaś wzbudzić w nim poczucie winy? W co go znowu wmanewrowałaś?
- W nic.-
Powiedziałam oburzona tą insynuacją. Ja miałabym go skrzywdzić? To przecież on
skrzywdził mnie!
- A ja myślę inaczej. To przez ciebie wyjechał z
Warszawy.
- Nie miałam z tym nic wspólnego.- Zaprzeczyłam, choć
wiedziałam że tak nie było. Ale co niby miałam mu powiedzieć? Że przestraszył
się mojego wyznania? Że nie odwzajemniał moich uczuć? Że to przed tym uciekł
jego syn?
- Nie wiem jaki masz w tym cel: może chcesz go dręczyć i
wciąż obwiniać o śmierć Kubusia, ale ja na to nie pozwolę.
- A co mi niby pan zrobi?- Spytałam ze złością.
Wiedziałam, że powinnam się wytłumaczyć; wyjaśnić, że to raczej Łukasz zrobił
mnie w bambuko i tym razem to on był stroną krzywdzącą. Ale nie zrobiłam tego.
Nie w sytuacji gdy zostałam tak jawnie oskarżona.
- Nie pozwolę na to.- Oznajmił mi tylko stanowczo.-
Potrafię ochronić całą swoją rodzinę.
- Nie sądzi pan, że Łukasz jest na to stanowczo za duży?-
Wymsknęło mi się. Chciał mieć wojnę to będzie ją miał. Nie miałam zamiaru
pozwolić mu się obrażać. Niech ma mnie za modliszkę albo harpię. Teraz jego opinia
na mój temat wcale mnie nie obchodziła.
- Posłuchaj, naprawdę rozumiem że z powodu przeszłości ty
również ucierpiałaś, ale może czas pomyśleć o kimś innym niż ty sama? Może
rozglądając się wokół zobaczysz jak wiele osób krzywdziłaś do tej pory i jaką cenę
nadal za to płacą. Aż do tej pory.
- Ta rozmowa jest bezsensowna.- Ucięłam w końcu mniej
gniewnym tonem nie chcąc wdawać się w zbędne dyskusje. Bo w końcu zrozumiałam
przyczyny złości pana Władysława na mnie: on sądził że znów skrzywdzę Łukasza.
Ciekawe co by zrobił gdybym powiedziała, że to ja zbłaźniłam się przy jego
młodszym synu wyznając mu uczucia, które w nim już dawno wygasły.
- Zgadzam się. Ja już powiedziałem to co chciałem. Mam
nadzieję, że zastosujesz się do moich próśb.- Próśb?! Chyba raczej gróźb,
pomyślałam z trudem gryząc się w język. Ale jako że próbował tylko chronić syna
przed nieistniejącą wizją mnie w roli harpii dałam sobie spokój z kłótnią. Na
koniec pożegnałam się tylko z nim właściwie niczego nie deklarując. Miałam
nadzieję, że tego nie zauważył.
Po rozmowie ze swoim byłym teściem miałam stanowczo dosyć
wszystkiego: ostatnie wydarzenia skumulowały się w mnie sprawiając, że miałam
ochotę wybuchnąć. I w końcu, gdy już wróciłam do mieszkania zrobiłam to.
Wybuchłam… fontanną łez. Dosłownie. Po prostu całe napięcie ze mnie opadło:
miałam ochotę przeklinać Łukasza za to że mnie odrzucił, jego ojca który traktował
mnie jak przestępczynie bo kilka lat temu to ja porzuciłam jego syna, siebie za
to jak bardzo się przed nim poniżyłam i Jacka za to jak bardzo mnie oszukał.
Łkając w poduszkę w pewnym momencie sama już nie znałam przyczyny wylewanych
łez. Mimo to nadal płakałam chcąc wylać z siebie cały żal. Było mi też
niedobrze od szybko wciąganego powietrza. Jednak dzięki temu załamaniu zmęczona
usnęłam.
Obudził mnie telefon od Jacka. Bończak prosił mnie o
spotkanie, ale ja nie byłam na nie gotowa. Chwilę potem z przerażającą
jasnością zdałam sobie sprawę, że nigdy nie będę.
Bo zdałam sobie sprawę, że Jacek nigdy nie odzyska już
mojego zaufania, a ja zawszę będę obawiać się że być może właśnie w tej chwili
mnie okłamuje. Świństwo jakie zrobił mi wysyłając tamtą paczkę rozdzieliło nas
definitywnie. Nawet nasze ostatnie spotkanie nie pomogło mi pozbyć się tego
uczucia dominującej melancholii w kontaktach z nim. Mogłam wybaczyć mu to co
zaszło między nami kilka lat temu: w końcu po wyjaśnieniu całej sprawy gdy
okazał się być niewinny tamtego zabójstwa przez jakiś czas miałam nawet ochotę
do niego wrócić. Tyle, że mimo wszystko wrodzone zasady i normy moralne
zwyciężyły. Ale teraz, gdy wysłał mi paczkę z rzeczami Kubusia? Żeby
zrobić coś takiego z powodu niechęci do
faceta którego uważał za swojego rywala by zrzucić winę na niego?
Już dawno powinnam się przekonać, że jego uczucie
przekroczyło już zwyczajowe normy. Nawet
gdy byliśmy już razem wciąż chciał spędzać ze mną każdą chwilę, nieustannie
kontrolował, a czasami nawet wydawał się być zazdrosny o zwykłego kolegę z
uczelni. Tyle, że wówczas nie zdawałam sobie sprawy. Byłam w nim zakochana, więc
lekko wyidealizowałam jego obraz o czym świadczył fakt iż nawet nie zdawałam
sobie sprawy kim był tak naprawdę. Na dodatek po raz pierwszy byłam w
prawdziwym związku i tak naprawdę nie wiedziałam jak powinien wyglądać. Dopiero
normalnie wyglądające relacje, długie szczere rozmowy, wspólne śmiechy i
kłótnie to a także wszystko pokazał mi Łukasz…
Cholera, dlaczego musiałam sobie teraz o nim przypomnieć?
Nie chciał cię, powtarzałam w myślach. Wykorzystał spędzając z tobą noc
korzystając z twojej słabości i uczucia jakim go darzyłaś a potem udawał że nic
wielkiego się nie stało. I wyjechał do tego swojego Lublina zapominając o
tobie. Ty musisz zrobić tak samo.
- Karolina, nie mówisz poważnie.- Do rzeczywistości
przywrócił mnie głos Bończaka dochodzący z głośnika w komórce.- Wiem, że teraz jesteś na mnie wściekła, ale nie
odrzucaj mnie. Teraz gdy Łukasz cię zostawił jestem ci potrzebny najbardziej.
- Jak najbardziej, Jacek. Owszem: mówię poważnie.-
Odparłam mu.- Mówiłam ci już wcześniej, że każde z nas powinno iść swoją drogą.
Inaczej obydwoje będziemy siebie krzywdzić: ja nie mogąc odwzajemnić twojego
uczucia, a ty żyjąc nadzieją że kiedyś się to stanie będziesz chciał mnie dla
siebie zmobilizować.
- To nieprawda.- Zaprzeczył.
- Nie? A co wtedy gdy kogoś spotkam? Gdy…gdy na nowo się
zakocham?- Było to głupie pytanie i czysto hipotetyczne, bo już nawet z chwilą
gdy je wypowiedziałam poczułam się jak
kłamczucha. Na nowo zakocham? Przecież to już raczej nigdy nie nastąpi. Wiedziałam,
że to co czułam do Łukasza jest tak głębokie i prawdziwe, że związek z kimś
innym byłby tylko co najwyżej jego niewielką namiastką.
- Jeśli będzie to ktoś odpowiedni dla ciebie to uszanuję
to. Tak jak w przypadku Łukasza.
- Jesteś niekonsekwentny.- Zarzuciłam mu przypominając
sobie, że kiedyś twierdził inaczej. Poza tym, w jego stwierdzeniu uderzyło mnie
coś jeszcze.- I co to znaczy jeśli będzie to ktoś odpowiedni? Odpowiedni dla
kogo? Dla mnie czy dla ciebie?
- To przecież to samo.
- Obawiam się, że nie. I właśnie na tym polega nasz
problem Jacek. Dla ciebie nigdy nikt nie będzie dla mnie dość dobry. A poza tym
to tkwiąc przy moim boku unieszczęśliwiasz tylko siebie. I to się musi
skończyć.
- Skończy się jeśli tylko będziesz na to gotowa. Teraz
cierpisz po tym jak potraktował cię Łukasz.
- Jacek, zawsze będzie ten czy inny problem. Zawsze w
moim życiu w każdym jego momencie zdarzy się coś co je zaburzy. Choroba,
kłótnia z przyjaciółką, wylanie z pracy, czyjaś śmierć…Takie już jest życie i
muszę umieć radzić sobie z tym sama. Powinnam wcześniej tak zrobić, tyle że łatwiej
było mi na kimś polegać. Teraz czas to zmienić.- Gdy wypowiadałam te słowa
zdałam sobie sprawę, że właśnie tak powinno być od samego początku. Doznałam
olśnienia, które pozwoliło mi dostrzec jakie błędy popełniłam w przeszłości. I
już wiedziałam jaki powinien być mój następny krok.- Do widzenia Jacek. Albo
powinnam raczej powiedzieć: żegnaj.
- Karolina, nie mów tak.
- To prowadzi nas donikąd i ty też to wiesz. Czas zerwać
ten chory układ między nami. Bo on jest chory. Wróć do Gdańska, do swojej rodziny
i znajomych. Musisz o mnie zapomnieć.
- A więc teraz gdy już jesteś wystarczająco silna by
poradzić sobie sama znowu odkładasz mnie na bok tak?
- Nie wzbudzisz we mnie poczucia winy. Jak sam wcześniej
przyznałeś to ty podjąłeś tę decyzję. Nigdy nic ci nie obiecywałam.
- Robiłem to z miłości.
- Wiem i dlatego jest mi przykro. Jeszcze raz za wszystko
przepraszam. Skłamałabym gdybym powiedziała, że nie powinniśmy się spotkać
tamtego wieczoru w tej alejce, ale dla ciebie z pewnością byłoby to lepsze. Żegnaj.-
Trudno było mi zakończyć tę rozmowę ze świadomością, że jest to jednocześnie
koniec naszej znajomości. Ciężko westchnęłam pytając siebie w duchu czy dobrze
zrobiłam. Ale tam nie znalazłam odpowiedzi. Chyba, że była nią odczuwalna ulga.
Bo w końcu załatwiłam kolejną sprawę. Pogodziłam się z
odejściem mojego synka, zakończyłam definitywnie „związek” z Łukaszem,
pożegnałam Jacka. Teraz wreszcie mogłam myśleć tylko o sobie.
A fakty były takie, że miałam prawie trzydzieści lat i
mogłam zacząć wszystko od nowa. Ta przeszłość która dawniej wydawała się być
nadmiernym balastem teraz okazywała się być źródłem mojej siły. Bo byłam dużo
odporniejsza na ciosy niż dawniej. Na przykład to co wydarzyło się między mną a
Kowalskim. Dawniej płakałabym jak osiemnastoletnia dziewica po opuszczeniu
przez niedoszłego kochanka żaląc się wszystkim swoim znajomym, a teraz
poryczałam sobie trochę do poduszki i mi przeszło. Jasne, że na samą myśl o
Kowalskim całe moje ciało się spinało. Ale uznawałam to za dobry znak, bo było gotowe
do walki. Było zmobilizowane do tego by nigdy więcej nie dać się zranić.
Teraz pora na drugi krok. Idąc do łazienki obmyłam twarz
pozbywając się z niej resztek łez. Moja twarz była trochę opuchnięta, ale poza
tym czułam się dobrze. Podeszłam więc do biurka i włączyłam laptopa. Miałam
zamiar przejrzeć ogłoszenia o pracę by w końcu zacząć pracować w swoim zawodzie
i robić coś co dawniej było moim konikiem i pasją. Uwielbiałam Patrycję i pracę
w jej kwiaciarni, jednak jej urok nie rekompensował mi duchowej satysfakcji z
odpowiednio wykonanego bilansu płatniczego lub wyliczeniu najkorzystniejszej
opcji wyboru wariantu. To było coś co dawało mi spełnienie i pozwalało
jednocześnie godziwie zarobić.
Po dwóch godzinach poszukiwań znalazłam kilka
interesujących mnie ofert i sporządzając swoje CV wysłałam je dwóm czy trzem
firmom. Miałam nadzieję, że mimo niewielkiego doświadczenia (poza roczną pracą
w agencji banku kilka lat temu, stażami i kursem księgowości) i długiej przerwy
przynajmniej jedna osoba da mi szansę. Gorzej tylko co wówczas powiem Pati. Że
było mi u niej źle? W końcu praca w jej kwiaciarni bardzo mi pomogła…. Potrząsnęłam głową decydując się teraz o tym
nie myśleć. W końcu ktoś najpierw będzie musiał się do mnie odezwać.
Na szczęście tak się stało. I tak, ponad trzy tygodnie
później znów mogłam z czystym sumieniem powiedzieć, że moje życie wróciło na
normalne tory. Właśnie miałam zacząć pierwszy dzień pracy w małym biurze
rachunkowym jako pomocnica głównej księgowej (za mną były już 3 dni próbnego
szkolenia kompetencji). Patrycja w miarę spokojnie przyjęła rezygnację i mimo
moich zapewnień, że nie odejdę z kwiaciarni dopóki nie znajdzie kogoś na moje
miejsce stanowczo kazała mi skorzystać z okazji i iść na rozmowę
kwalifikacyjną. A gdy potem okazało się, że mam przyjść okres próbny bez
wahania pozwoliła urwać mi się z pracy. Na koniec, gdy wiedziałam już że
wszystko mi się udało uściskałyśmy się obie ze łzami w oczach. Może daleko było
między nami do tej relacji która łączyła mnie chociażby z Krysią czy Beti, ale
mimo wszystko była dla mnie kimś ważnym. Po wszystkim obiecałyśmy sobie
utrzymywać kontakt i od czasu do czasu się spotkać.
A skoro mowa już o Beti to ta zdecydowanie nie dawała mi
spokoju w związku z Jackiem. Zgodnie z moją prośbą nie powiedziała Asi i Kryśce
o tym, że niby się z nim przespałam (nadal nie sprostowałam tego, że nie
zrobiłam tego z Jackiem ale z Łukaszem) za co byłam jej wdzięczna. Ale gdy
tylko rozmawiałyśmy na osobności gnębiła mnie pytaniami: dlaczego się z nim
rozstałam, czy coś mi zrobił i co właściwie ma znaczyć moja decyzja o
zakończeniu związku (który notabene nigdy nie istniał) skoro nie wyglądam na
szczęśliwą, ale starałam się ją zbyć. Z jednej strony miałam ochotę wyznać jej
prawdę: powiedzieć, że wciąż kocham bez
wzajemności Łukasza i to przez niego nie czuję się najlepiej. Wyjaśnić wszystko
to co zaszło między nami przed wyjazdem. Ale z drugiej strony czułam się głupio
na samą myśl o tym. Bo w końcu ją oszukałam. Mogłam przecież wyznać jej
wszystko od razu, a nie po tak długim czasie kłamstw które nieźle się już
nakręciły i zaczęły żyć własnym życiem. A znałam Beti na tyle by wiedzieć, że
nie przyjęłaby tego najlepiej. Dlatego zostawiłam to tak jak jest: tłumaczyłam
tylko, że na razie mam dość facetów, że bycie singielką też ma swoje dobre
strony, że czas bym wreszcie doszła do czegoś sama i może skupiła się na
karierze. Ale ona jak zwykle podsumowała mnie trafnie jednym sloganem kręcąc przy
tym głową:
- Bujasz Karola.- Tyle, że mimo to nie naciskała na
dalsze wyjaśnienia.
Po pierwszym dniu pracy byłam tak zmęczona z powodu
czerwcowego upału, że wracając do mieszkania z ulgą klapnęłam na swoją sofę. Już
od jakiegoś czasu nie czułam się najlepiej: zwykle w czerwcu lub lipcu łapałam
porządne przeziębienie i musiałam przez tydzień leżeć w łóżku. Miałam nadzieję,
że w tym roku to mnie ominie, ale chyba raczej nie. Dlatego wzięłam zwykłą
tabletkę aspiryny i położyłam się do łóżka nakrywając kocem. Byłabym spędziła
na nim resztę gorącego popołudnia gdyby nie zadzwonił dzwonek do drzwi.
Okazało się, że to była moja siostra, Marlena. Była
przejazdem w Warszawie i przy okazji postanowiła mnie odwiedzić. Sprawiła mi
przy tym i radość i lekkie zakłopotanie, bo prawdę mówiąc w mieszkaniu panował
lekki bałagan. No ale w końcu Marlena nie była inspekcją sanepidu.
- I jak tam nowa praca?- Spytała mnie gdy tylko wróciłam
z kuchni z paczką jakichś ciastek i dwiema szklankami soku z lodem. Podczas
naszej ostatniej rozmowy telefonicznej która odbyła się kilka dni temu
powiedziałam jej o tym.
- Na razie wydaje się być w porządku. Właściwie nie babka
u której pracuje nie dała mi żadnych znaczących zadań: zapoznanie się ze
specyfiką firmy, parę druków do skserowania, sprawdzenie merytoryczne faktur,
porządkowanie je i takie tam. Mam nadzieję, że jutro będzie ciekawiej, bo
prawdę mówiąc trochę się wynudziłam.
- Nie wątpię.- Uśmiechnęła się do mnie tym swoim ciepłym
uśmiechem.- Zawsze byłaś ambitna. Cieszę się, że to wróciło. Znów widzę w
twoich oczach blask.
- O tak. Ambicja to moje drugie imię.- Zażartowałam.-
Choć ostatnio ciężko u mnie z kondycją. Przez te upały czuję się jak słoń.-
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę właściwie o niczym gdy w końcu wypłynął temat
Jacka. Czułam się rozdarta: z Marleną zawsze byłyśmy dość blisko i nie chciałam
jej okłamywać, ale nie miałam też ochoty niczego wyjaśniać. Postanowiłam więc
postąpić połowicznie.
- Jacek zdecydował się wrócić do Gdańska.- Oznajmiłam.
Zauważyłam jak delikatnie zmarszczyła brwi z konsternacją zastanawiając się co
to właściwie znaczy. Że wyjechał na kilka dni? A może na dłużej? Dlatego
cierpliwie czekała na ciąg dalszy.- Między nami już wszystko skończone.-
Dodałam więc nie owijając niczego w bawełnę.
- Ty podjęłaś tę decyzję?
- Tak.
- A Jacek? Jak ją przyjął?
- Trochę
niechętnie. Ale nie pokłóciliśmy się jeśli o to pytasz.- Odetchnęłam
głęboko.- Właściwie chyba tak jak ja od początku zdawał sobie sprawę, że to nie
ma sensu. To co kiedyś nas łączyło chyba nigdy już nie wróci. A my na siłę
staraliśmy rozpalić coś co od dawna już wygasło.
- Ale był jakiś konkretny powód, prawda?- Zawahałam się.
W tej chwili powinnam chyba powiedzieć Marioli o tym, że to Jacek okazał się nadawcą paczki.
Tyle, że nie wspomniałam jej nawet o niej. Miałabym teraz wywlekać tę historię
od samego początku i ją przerazić? Nie, nie mogłam tego zrobić. Jednocześnie z
tą myślą pojawiło się w mojej głowie spostrzeżenie, że od dłuższego czasu to ja
chciałam kogoś chronić przed cierpieniem wykazując się byciem stroną silniejszą
a nie odwrotnie. Cieszyłam się z tego powodu.
- Marlena, na razie nie mogę niczego powiedzieć.
Przepraszam.
- Rozumiem. Nie musisz mówić mi jaki konkretnie.- Moja
siostra zauważyła moje zakłopotanie.- Chcę tylko wiedzieć czy to z powodu Jacka
znowu przewróciłaś swoje życie do góry nogami. Bo ta nowa praca, powrót do
noszenia kolorowych rzeczy- tu obrzuciła uważnym spojrzeniem moje błękitne
rybaczki i koszulę na krótki rękaw z żabotem w tym samym kolorze.- twoja blada
cera- wyliczała dalej-to ma swoją przyczynę, prawda?
- Tak. Jacek zrobił coś czego nie mogę mu wybaczyć.
- Ale kochasz go?
- Nie w ten sposób. Właściwie był dla mnie więcej jak
przyjaciel niż partner.
- A więc reasumując: dobrze się stało.- Podsumowała z
pytającym wyrazem twarzy.
- Chyba tak.- Zgodziłam się.
- Nie widzę jednak u ciebie radości.- Zrobiła krótką
pauzę.- Jeśli nie chcesz o tym rozmawiać zrozumiem.- Bo wiem, że jest coś
jeszcze. Wiem też, że tym razem czujesz się już na siłach uporać się z tym
sama. Po prostu chcę byś wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie tak
jak wtedy w czasie tej historii z Bończakiem gdy zostałaś wciągnięta w cały ten
wir wydarzeń związanych z zabójstwem, jego statusem świadka koronnego,
śledztwem CBŚ będąc z tym całym bałaganem sama. Dlatego jeśli tylko mogę ci
jakoś pomóc to nie wahaj się powiedzieć mi o wszystkim.
- Nie, nie o to chodzi. Nic się nie dzieje. To znaczy nic
co mogłoby być dla mnie choć trochę niebezpieczne. Po prostu…- Gwałtownie
przeczesałam dłonią włosy. -…po prostu pojawił się ktoś inny.
- Och…a więc to dlatego zerwałaś z Jackiem. Powinnam się
tego domyślić wcześniej. I to twoje zachowanie.
- Co? Jakie zachowanie?
- Jesteś zakochana.- Czułam jak moja cera staje się
czerwona, bo poczułam nagły przypływ
gorąca do górnej partii ciała. Czy aż tak do było widać?- Z twojego wyrazu
twarzy wnoszę, że to ktoś nieodpowiedni?
- Tak. To znaczy właściwie nie. Tyle, że nie chce ze mną
być.
- Powiedział to wprost?
- Jaśniej nie mógł się wyrazić. Poza tym ja wyznałam mu
to otwarcie. To znaczy wyznałam mu swoje uczucia, powiedziałam że chcę byśmy
spróbowali. Ale on po prostu udał, że nie wie o co mi chodzi. Zupełnie tak
jakbym uroiła sobie coś czego nie było. Na samo wspomnienie o tym jak się przed
nim poniżyłam to…- Urwałam bojąc się, że powiem za dużo. Albo że przypadkiem
wymsknie mi się imię byłego męża.
- Przykro mi. Zasługujesz na szczęście jak nikt inny. I
wiesz co? Założę się, że w końcu ten dupek zrozumie że stracił tak ekstra babkę
jak ty i będzie żałował. Ale ty już dawno będziesz miała go gdzieś nie
pamiętając jak się w ogóle nazywa. - Parsknęłam śmiechem. Łukasz nazwany
dupkiem? Gdyby Mariola wiedziała że mówimy o nim…
- Jesteś niezastąpiona. Od razu mi lepiej.
- Cieszę się. Nie chcę cię widzieć już smutnej. Właściwie
to przyszłam tu w konkretnym celu. I jak się okazało całkiem trafnym.
- Jakim?
- Na weekend chciałam jechać z dzieciakami na Mazury, ma
być świetna pogoda. Miałam jechać z moim drogim mężusiem, ale w ostatniej
chwili coś wypadło my w fabryce i nie może zostać. Dlatego mamy wolne miejsce w
pokoju. Wybierz się tam z nami. O koszty nie musisz się martwić: tak jak
powiedziałam wszystko jest już praktycznie opłacone.- Na moment wróciłam
wspomnieniami do swojego wyjazdu z Łukaszem właśnie w tamto miejsce. Do tego
jak byłam na niego wściekła za to, że na tę wycieczkę wziął ze sobą laptopa i
pracował. Ale również to tego jak było nam tam razem dobrze: biegając i
chlapiąc się w wodzie jak małe dzieci a potem kochając się w wynajętym pokoju
zajadając się przy tym niezdrowymi przekąskami które potem walały się po całej
pościeli. Znów poczułam niedaleko serca iskierkę bólu, ale udało mi się ją
zwalczyć. To była przeszłość, która nigdy nie wróci. Nie powinnam jej
rozpamiętywać. I tym razem powtórny wyjazd w to samo miejsce tym razem z
rodziną siostry pozwoli mi to zrobić. Będzie to dla mnie jak kolejne katharsis.
- Jasne. To znakomity pomysł. Zgadzam się.- Odparłam
siostrze.
- Cudownie. Jak za dawnych lat, co?- W odpowiedzi
uśmiechnęłam się do niej. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że powrót z wycieczki znów
wywróci moje życie do góry nogami.
Ha, mam wrażenie, że Karolina jest w ciąży:)
OdpowiedzUsuńNiech się wreszcie dziewczynie ułoży.
Swietny rozdział, tak jak wszystkie dotychczas.
Pozdrawiam
Ania
Kiedy kolejna czesc? Juz sie doczekac nie mogę. Boskie opowiadanie :*
OdpowiedzUsuńPostaram się jak najwcześniej, ale tak jak pisałam spodziewajcie się teraz jednej części na tydzień. Na razie na więcej nie mam czasu. Będę miała wolny weekend, więc możne następną uda mi się napisać w sobotę i wstawić. Ale nic nie obiecuję :(
UsuńZgadzam się z Anią, także wydaje mi się, że Karolina jest w ciąży. Ciekawa jestem czy powie o tym Łukaszowi. I ciszę się, że w końcu zniknął Jacek. Może Karolina w końcu wyprostuje swoje życie :) Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. Pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńKochana, skąd w Twojej głowie takie pomysły? normalnie jestem w szoku, budujesz napięcie i opowiadania się nie nudzi, bo ciągle coś się dzieje. Czekam na kolejny rozdział, chciałabym, żeby Karolina i Łukasz byli szczęśliwi, bo oboje na to zasługują, życie ich nie oszczędzało...
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, w.