- O, jesteś już.- Szybko odsunęłam się od drzwi, o które
do tej pory się opierałam. Otworzyłam oczy pospiesznie mrugając i przywołując
na twarz uśmiech.
- Tak.
- O co chodziło z tą paczką? Wyjaśnił się jej adresat?
- Co?- Spytałam zdezorientowana nie wiedząc o czym ona mówi.
Dopiero po dobrej chwili zrozumiałam- A nie, to nie ta którą mi wysłano ze
sweterkiem Kubusia. Chodziło o jakąś pomyłkę w adresie innej. Wyjaśniałam to
kurierowi.
- Aha. No więc? Wracamy do tematu który podjęłyśmy przed
twoim wyjściem?
- To znaczy?
- Telefonu do Jacka.- Odparła znacząco Beti.
- Nie, nie mam na to ochoty.
- Karola, mówiłam ci że…
- Proszę, Beti.- Przerwałam cicho czując jak drży mi
głos.
- Hej, kochana.- Gdy przyjaciółka do mnie podeszła i mnie
objęła nie mogłam się powstrzymać i wtuliłam twarz w jej ramię. Widocznie
wyczuła, że jestem w totalnej rozsypce. Słowa Łukasza mówiące o tym, że
definitywnie nie chce mieć ze mną nic wspólnego bolały jak na nowo otwarta
dawno zagojona już rana.- Naprawdę będzie dobrze. Jeśli chcesz to ja najpierw porozmawiam
z Jackiem. Wyjaśnię mu wszystko.- Przypominając sobie, że Beti nadal myśli, że
przespałam się z Jackiem zmobilizowałam się do działania.
- Nie, sama sobie z tym poradzę. To tylko chwilowa
słabość.
- Ale…
- Poważnie, mówię serio. Potrzebuję tylko czasu na
uporządkowanie swoich uczuć. I ramienia na którym będę mogła się oprzeć.
- W takim razie daję ci swoje.- Zażartowała z bladym
uśmiechem. Odpowiedziałam jej takim samym.- Obejrzymy jakiś film?
- Tak.- Ucieszyłam się, że w końcu dała za wygraną.- A ja
zrobię popcorn.
W ten sposób resztę popołudnia spędziłam z Beti
przekomarzając się i żartując. Jej mąż chyba zaczął się niecierpliwić, bo
wieczorem zjawił się pod moimi drzwiami razem z córkami. Obecność dwóch
energicznych dziewczynek pozwoliła mi zapomnieć o wielkiej drzazdze w sercu.
W weekend postanowiłam wybrać się na wieś do rodzinnego
domu. Przy okazji odwiedziłam również swoją siostrę i jej dzieci: Kasię i
małego Jasia oraz Wojtka który również wpadł na pomysł przyjazdu do domu. Przez
ten czas wciąż ignorowałam SMS-y od Jacka nie chcąc z nim rozmawiać. Na razie
było na to za wcześniej. I nie wiedziałam czy kiedykolwiek będę na to gotowa.
Nie po tym co zrobił. I co przez niego przeszłam w ciągu kilkunastu ostatnich
dni z powodu nadanej paczki.
Spotkanie z mamą i rodziną bardzo mi pomogło. Przede
wszystkim podsycać w sobie złość na Łukasza. Bo teraz zamiast zranienia czułam
tylko czystą wściekłość. Bo starałam się spojrzeć na sytuację obiektywnie:
oboje byliśmy wolnymi ludźmi, bo jak sam przyznał z tą całą Agatą nic go nie
łączyło. A więc nie chciał byśmy spróbowali jeszcze raz. Gdyby chociaż był w
związku z tą kobietą, miałabym dla niego jakieś tłumaczenie. Mogłabym go
zrozumieć, potraktować to co się stało jako pomyłkę. Ale tak? Nie, nie mogłam
tego zrozumieć. I dlatego nawet wcale nie próbowałam.
W niedzielę z powrotem wróciłam do Warszawy i razem z
Krysią (Beti nie mogła a Asia źle się czuła) udałyśmy się do centrum handlowego
by poszukać czegoś na prezent dla Magdy (w międzyczasie dzwoniła do mnie
jeszcze Patrycja chcąc potwierdzić moją obecność.). Jej urodziny miały odbyć
się już w ten piątek, więc do tego czasu powinnam kupić jakiś fajny gadżet.
Dobrze, że byłam właśnie po wypłacie, więc nie musiałam martwić się o koszty. A
przynajmniej nie tak bardzo.
Przez następny tydzień starałam się nie myśleć o Łukaszu
i nie zagłębiać się w kwestię swoich uczuć. Musiałam po prostu na nowo odnaleźć
w swoim życiu ład i porządek oraz przypomnieć sobie wskazówki najbliższych. I
żaden były mąż nie jest mi do tego potrzebny.
Po którymś z kolei nieodebranym połączeniu od Jacka w
końcu postanowiłam się z nim spotkać. Złość na niego trochę przyblakła i
została wyparta przez to co wydarzyło się w moim życiu w związku z Łukaszem. Czekałam
do czwartku: wiedziałam, że tego dnia ma dzień wolny od pracy i postanowiłam go
odwiedzić.
Rozmowa od początku nie przebiegała tak jak chciałam: chciałam
zachować się możliwie jak najbardziej beznamiętnie i dobitnie dać Jackowi odczuć, że nigdy nie wybaczę mu tego
co zrobił. Sądziłam nawet, że nasze
spotkanie zakończy się porządną awanturą, ale Bończak wydawał się być
przygnębiony i pełen poczucia winy. Wciąż mnie przepraszał wyjaśniając motywy
swojego postępowania. Mówił, że żałuje tego co zrobił ostatnio, tego że w ciągu
ostatnich kilku lat bacznie obserwował moje życie tylko czekając na to aż
rozstanę się z Łukaszem. Nie krył niczego: faktu że wynajęty przez niego
detektyw zrobił mi wiele zdjęć, że sam kilkakrotnie odwiedził stolicę by choć
na chwilę mnie zobaczyć. A w mojej głowie narastała coraz to większa niechęć
połączona z wyrzutami sumienia. Bo to co opowiadał trochę mnie przerażało.
Czułam, że Jacek wcale mnie nie kocha, że z jego strony to nie była miłość ale
zwykła obsesja. I nie omieszkałam mu tego powiedzieć.
Nie zabolała go moja diagnoza. Nawet potwierdził, że być
może mam rację ale on i tak nic nie potrafi z tym zrobić. I że jeśli tylko
jestem w stanie mu wybaczyć to obiecuje mi, że nigdy więcej mnie nie zrani. Słysząc
to pokręciłam stanowczo głową.
- Przecież nie możesz być tego pewny.- Odrzekłam
przypominając sobie, że Łukasz obiecywał mi to samo. Tyle, że rzeczywistość
okazała się całkiem inna.
- Masz rację, ale postaram się nigdy do tego nie
dopuścić. Jeśli tylko zgodzisz się spróbować raz jeszcze. Wiem, że to
spieprzyłem wysyłając ci tę paczkę z rzeczami zmarłego synka, ale to był
wyłącznie akt desperacji.
- Twoja desperacja wiele mnie kosztowała.
- Naprawdę to wiem. Ale wiem też, że przed tym wszystkim
chciałaś ze mną spróbować. Że tamten pocałunek wstrząsnął również tobą. I sama
przyznałaś, że nie kochasz Łukasza.- Czy naprawdę tak kiedyś powiedziałam
próbując wypierać się przed samą sobą?
- O ile pamiętam to ty wtedy powiedziałeś, że byliśmy
sobie z Kowalskim przeznaczeni.
- Tak mi się wówczas wydawało.
- I jak się okazało trafnie.- Mrugnęłam cicho, ale
najwyraźniej i tak to usłyszał.
- Co to znaczy?
- Nic.- Pokręciłam z uśmiechem głową. Przypomniałam sobie
ostatnie spotkanie z Kowalskim i jego słowa o tym, że nigdy już nie możemy być
razem bo zwyczajnie tego nie chce.- Po prostu…- Samo wspomnienie wywołało u
mnie przygnębienie. Cholera, czemu
musiałam o tym myśleć?
- Karolina…- Jacek uklęknął przede mną a ja poczułam jak
znów się rozklejam. Potem dotknął mojego policzka. Zupełnie się tego nie
spodziewałam więc drgnęłam podnosząc na niego twarz. Czułam w oczach delikatną
wilgoć. Dlaczego wciąż tak bardzo bolało mnie to jak potraktował mnie Łukasz?
Przecież to nie powinno mieć dla mnie żadnego znaczenia. On wcale nie chciał
się ze mną wiązać, więc ja też nie powinnam tego chcieć. Tak podpowiadał rozum.
Tyle, że serce nie chciało słuchać.- A więc tak się sprawy mają.- Przygryzłam
dolną wargę czując jak po policzku spływa mi pierwszą łza. Intuicyjnie wyczuwałam,
że Jacek domyślił się wszystkiego. A zresztą: jaki sens miałoby udawanie i
wypieranie się? Tyle, że nie zamierzałam o tym z nim rozmawiać. Już nie był
moim przyjacielem i kimś komu mogłabym zaufać.
- Przepraszam, ja muszę już iść.- Szybko się odsunęłam
podnosząc się z fotela na którym siedziałam.- Muszę wracać do domu.
- On o tym wie?
- Kto?- Próbowałam jeszcze udawać głupią.
- Dobrze wiesz kto. Powiedziałaś mu, że nadal go kochasz?
- Nie.- Odpowiedziałam tylko lakonicznie kierując się do
przedpokoju. Tam nasunęłam na siebie cienki płaszczyk.
- Dlaczego?
- Bo nie mam na to ochoty.
- Karolina nie cierpię Łukasza, ale jeśli przy nim możesz
być szczęśliwa to…
-…to co?- Przerwałam mu niegrzecznie atakując go samym
tonem swojej wypowiedzi.- Przecież mówiłeś mi, że wcale tego nie chcesz. Że
jeśli mam być z kimkolwiek innym niż ty a już zwłaszcza z Kowalskim to wolisz
abym nie była z nikim i umarła.
- Wcale tak nie powiedziałem. Nie rób ze mnie pieprzonego
psychola. Wiesz, że nie o to mi wówczas chodziło.
- Ale właśnie tak to zabrzmiało.
- Miałem na myśli to, że zawsze będzie mi to
przeszkadzało. Ale jeśli będziesz szczęśliwa będzie mi łatwiej. Nawet
jeśli…jeśli to stanie się przy jego boku. Może też mam zadatki na super
bohatera? Kto wie.- Drobnym żartem próbował rozładować sytuację, ale mnie wcale
nie było do śmiechu. Miałam ochotę łkać z rozpaczy.- Hej, kochana…
- Ja…przespałam się z nim.
- Co?
- Spędziłam z nim noc.- Wyznałam w końcu tępo wpatrując
się w jakiś punkt na ścianie ponad ramieniem Jacka. Nie chciałam w tej chwili
widzieć wyrazu jego twarzy.- To było w czwartek, dokładnie tydzień temu. Po
naszej rozmowie i wyjściu od ciebie
pojechałam do niego.
- O Boże.- Bończak odsunął się ode mnie totalnie
zszokowany. Na mojej twarzy pojawił się groteskowy uśmiech.
- Tak. Sama nie wiem po co to zrobiłam. Po prostu po tym
co mi wyznałeś zrozumiałam jak niewłaściwie go do tej pory oceniałam i chciałam
tylko przeprosić. Naprawdę. Nie zamierzałam…- Po mojej twarzy ponownie spłynęła
kolejna porcja łez.
- Spokojnie, tylko spokojnie.- Usłyszałam kojący głos
Jacka. Milczeliśmy dłuższą chwilę podczas gdy mną targały spazmy szlochu.
Bończak musiał na chwilę odejść, bo potem podsunął mi pod rękę chusteczkę.
- Dzięki.- Szepnęłam.
- Drobiazg. Co było dalej?
- Nic.- Kontynuowałam po jakimś czasie.- Po wszystkim
uciekłam gdy tylko się obudziłam nie wiedząc co myśleć. A właściwie to obudziła
mnie obecność jakiejś kobiety w jego mieszkaniu.
- A to sukinsyn.
- Nie, to nie tak jak myślisz. To była tylko jego
koleżanka z pracy.- Wyjaśniłam szybko.- Ale początkowo też tak wysunęłam takie
wnioski. I gdyby tak było naprawdę może zniosłabym to łatwiej.
- Dlaczego?
- Bo następnego dnia on przyszedł do mnie po pracy. I
kazał o wszystkim zapomnieć. Przeprosił mnie za swoją chwilę słabości biorąc
całą winę na siebie, choć wcale tak nie było. Jeśli już musielibyśmy wskazać
winnego to byłabym nim tylko ja. Do tej pory jest mi za siebie okropnie wstyd.
I na samo wspomnienie…- Wzdrygnęłam się odruchowo.
- Nie musisz mówić nic więcej. Rozumiem. Widocznie ja też
nie znam go tak świetnie jak sądziłem. Mógłbym przysiąc, że nadal cię kocha.
- Nie tylko ty się pomyliłeś.- Mój głos brzmiał strasznie
żałośnie.
- Przepraszam, nie chciałem cię do niczego prowokować.
Cholera, gdybym wtedy nie wyznał tego co powiedziałem. I gdybym nie wspomniał o
mojej rozmowie z nim gdy…
-…w porządku, przecież to nie twoja wina. Ja też uroiłam
sobie coś w głowie co okazało się całkowitą głupotą. Dobrze, że Łukasz wyjeżdża
z miasta. Jeśli miałabym go znowu zobaczyć chyba wolałabym umrzeć.
- Mogę z nim porozmawiać jeśli chcesz. Pojadę do Lublina
i jakoś go namierzę. Dowiem się o co w tym wszystkim chodzi.
- Nie, nie rób tego. Chcę zapomnieć o tym co zrobiłam, a
nie ganiać za Kowalskim prosząc go i błagając o uczucie. Nigdy już nie będę
tego robiła.- Pozbierawszy się do kupy już ostatecznie osuszyłam łzy
chusteczką. Potem przez jakiś czas siedzieliśmy tylko z Jackiem w milczeniu.
Zastanawiałam się o czym teraz myśli? Czy żałuje tego co powiedział mi kilka
dni temu? Czy tak jak facet z Kozią Bródką czuje teraz do mnie nie smak
zastanawiając się jak wyplątać się z tej sytuacji z twarzą?
- O czym myślisz?- Spytał mnie w pewnej chwili zupełnie
nieświadomy tego że ja myślę o tym samym w kontekście jego. To spowodowało, że się uśmiechnęłam.
- Prawdę mówiąc zastanawiałam się nad tym samym odnośnie
ciebie.- Wyznałam szczerze.
- To znaczy?
- Zastanawiałam się za jaką dziewczynę musisz mnie teraz
uważać i czy słysząc to wszystko nadal chcesz ze mną być czy dumasz nad tym jak
taktownie się wycofać.
- Wcale nie uważam cię za winną w tej sytuacji z
Łukaszem. To raczej on jest winny skoro wykorzystał twoją chwilę słabości.
- To nie tak, Jacek. To wcale nie było…
-…nie, było dokładnie tak. Wiedział przedtem że nie chce
zaczynać z tobą na poważnie, ale mimo wszystko zgodził się gdy ty wyszłaś z
inicjatywą. Nic go nie usprawiedliwia. A jeśli chodzi o twoje pytanie to mylisz
się. Wcale nie zamierzam się wycofywać . Nawet, a właściwie to powinienem
powiedzieć zwłaszcza po tym co dzisiaj usłyszałem.- Nie takiej odpowiedzi
oczekiwałam. Sądziłam, że przynajmniej się zmiesza, spuści wzrok, może się
zaczerwieni. Ale jego głos nigdy nie brzmiał tak pewnie. A więc naprawdę mnie
kochał mimo iż czasami to uczucie przypominało wręcz obsesję. Tak jak
najwyraźniej Łukasz nigdy nie potrafił.
- Dlaczego?- Spytałam totalnie zszokowana.- Przecież cię nie kocham. Na dodatek przespałam
się kilka dni temu z innym mężczyzną, ledwo wyszłam z ciężkiej depresji, nie
mogę przeboleć śmierci jedynego syna. Czemu skoro nawet będąc z tobą i sądząc,
że jesteś dla mnie tym jedynym nie byłam w stanie ci zaufać?
- Bo taka właśnie jest miłość. I nieważne jak bardzo
staram się o tobie zapomnieć, nieważne jak mocno jakaś dziewczyna przypominała
mi w przeszłości ciebie. Ona po prostu nie była tobą.- Bończak zrobił krótką
pauzę- Poza tym jest jeszcze nadzieja.
- Nadzieja?
- Na to, że jednak jeszcze mnie pokochasz. Kiedyś, gdy
przebywałem w szpitalu po twoim porwaniu odwiedziłaś mnie i powiedziałaś coś co
pamiętam do tej pory.
- Co takiego?
- Że jakaś cząstka ciebie zawsze będzie mnie kochać
pomimo wszystko.
- Och…- Zmieszałam się. Zupełnie nie pamiętałam tej
sytuacji, ale wiedziałam że tak mogło być. Takie lekko melodramatyczne słowa
były w moim stylu. Po tym jak Jacek bohatersko próbował mnie uratować czułam do
niego tym większą wdzięczność, że chyba pomyliłam ją z miłością choć już
wówczas czułam coś do Łukasza. Dlatego nie zamierzałam teraz udawać że jest
inaczej. Bo nigdy nie pokocham Jacka.- W takim razie chyba oboje jesteśmy
głupcami.
- I na dodatek nieszczęśliwie zakochanymi.- Roześmiałam
się przez łzy zastanawiając się jak mogę to robić w takiej sytuacji. Ale tak
właśnie działał na mnie Jacek: w najtrudniejszej chwili sprawiał, że moje
problemy nie wydawały mi się już być tak beznadziejne jak chwilę wcześniej. Zupełnie
zapomniałam o tym, że oprócz bycia moim przyjacielem wysłał mi paczkę z
bluzeczka Kubusia. I że nie powinnam mu tego wybaczać. Jacek wyciągnął do mnie
obie dłonie zmuszając bym je ujęła i wstała. Gdy to zrobiłam kontynuował.- I
dlatego masz szansę osiągnąć jako takie zadowolenie.
- A co z tobą?
- Dla mnie sama świadomość, że będziesz ze mną sprawi, że
będę szczęśliwy. Nie potrzeba mi nic więcej. Już dawno nauczyłem się doceniać
to co daje mi los.
- To się nie uda. Przecież już próbowaliśmy i…
- …a więc pozwól mi po prostu przy tobie być. Jako
przyjaciel, powiernik, sąsiad czy cokolwiek innego. To mi wystarczy.
- Nie możesz tak mówić. Musisz poznać kogoś, pokochać na
nowo.
- A ty umiałabyś przestać kochać Łukasza?- Było to
pytanie czysto retorycznie, więc nawet nie zawracałam sobie głowy odpowiedzią.-
Właśnie. Więc nie proś mnie bym spróbował zrobić to samo, bo wiesz że to po
prostu niemożliwe.
- Przepraszam.
- Nie. Wiem co czujesz. Ale niedługo będzie lepiej,
uwierz mi. Postaraj się tylko zapomnieć o Łukaszu.
- Tak. I właśnie to mam zamiar zrobić.
Rozmowa z Jackiem, a przede wszystkim otworzenie się przed
kimś bardzo mi pomogło. Ostatecznie doszłam do wniosku, że Łukasz nie jest wart
mojej miłości. Starałam się na nowo go znienawidzić przypominając sobie jak
traktował mnie w przeszłości: jak całe dnie spędzał w pracy, jak jego udział w
prowokacji przyczynił się do śmierci Kubusia, jak potraktował mnie po wspólnie
spędzonej nocy. Tyle, że nie potrafiłam. Nie po tym jak okazało się, że starał
się mnie tylko chronić, że kiedyś mocno mnie kochał nawet jeśli nie czuł tej
miłości teraz. Miałabym mieć do niego o to pretensje? Cieszyłam się, że przed
wspólnie spędzoną nocą otwarcie nie przyznałam ile dla mnie znaczy i jak bardzo
mi na nim zależy. Tylko w ten sposób mogłam zbagatelizować sprawę sprowadzając
ją do zwykłego popędu czy feromonów. I uratować swoją dumę.
W końcu nadszedł piątek. Po skończonym tygodniu pracy
byłam trochę zmęczona, ale nie zamierzałam zawieść Madzi. By ukryć swoje cienie
pod powiekami użyłam odrobinę korektora (zastanawiałam się skąd go w ogóle mam,
bo przecież od dawna nie robiłam zakupów kosmetycznych) i zrobiłam lekki
makijaż. Taki przejaw próżności od razu poprawił mi nastrój. Znów ze złością
pomyślałam o Kowalskim. Jeśli nie chciał ze mną być to jego problem. Ale ja nie
mam zamiaru wyglądać tak jak dawniej. Byłam młoda i w końcu zaczęłam zdawać
sobie sprawę, że całe życie stoi przede mną otworem. Bo Kubuś też by tego
chciał.
Jeszcze zanim wyszłam na przystanek autobusowy (nie
zgodziłam się gdy Patrycja zaproponowała, że po mnie przyjedzie a własnego
samochodu nie posiadałam) bratowa Łukasza zadzwoniła do mnie jeszcze raz
upewniając się, że dojadę. Powiadomiłam ją więc, że właśnie opuściłam
mieszkanie z prezentem pod pachą i udałam się na przystanek. I jakieś pół
godziny później dojechałam na miejsce.
W pierwszej chwili poczułam się zdezorientowana, bo
otoczenie domu Patrycji i Emila uległo zmianie. Przede wszystkim znajdował się
obok niego jakiś bliźniak, którego kilka lat temu jeszcze nie było, a park
chyba trochę się rozrósł. Dlatego wolno zmierzałam do drzwi wejściowych by móc
to wszystko obserwować.
- Ciocia!- Drzwi otworzyła mi rozradowana Magda. Na mojej
twarzy również rozkwitł uśmiech. A więc jeszcze jakieś dziecko cieszy się na
mój widok i go do siebie nie zniechęciłam. (Nad bliźniaczkami Beti i Krzyśka
musiałam jeszcze trochę popracować)
- Jak się masz trzynacho?- Przywitałam się z nią kładąc
swoją dość sporą paczkę na podłodze i przyklękając obok dziewczynki.-
Wszystkiego dobrego.
- Super, że przyszłaś. Myślałam, że jednak się wymówisz.
- Jakże bym mogła?- Słysząc dochodzące z wnętrza domu
odgłosy rozmów zorientowałam się, że oświadczenie Pati, że na przyjęciu będzie
tylko najbliższa rodzina jest dalekie od prawdy. Zaczęłam ściągać swój
płaszcz.- Hm, chyba spore to twoje przyjęcie, co?
- Tak. Pomyślałam, że warto zaprosić więcej krewnych, bo
to dobra okazja do spotkania. No i zawsze więcej prezentów.- Ostatnie zdanie
powiedziała nachylając się nade mną. Roześmiałam się cicho.
- No tak. A propos, proszę bardzo.- Wręczyłam jej swoją
paczuszkę.
- Ojej, ty nie musiałaś. Wystarczy mi, że przyszłaś.- Odparła,
ale już wyciągała ręce po paczkę.
- Ależ mi kadzisz.
- Bo jesteś moją ulubioną ciocią, pamiętasz?- Dokładnie w
tym momencie zjawiła się Patrycja. I bardzo dobrze, bo znów zaczęłam wpadać w
melancholijny nastrój po słowach Madzi.
- Hej Karola!- Tak jak i córka Patrycja objęła mnie w
swoim uścisku.- Dawno przyszłaś? Czemu nie weszłaś do salonu? Wszyscy goście
już tam są.
- Ucięłam sobie krótką pogawędkę z jubilatką.
- Ach tak. A ty Magda? Czemu nie zaprowadziłaś cioci na
przyjęcie?
- Właśnie miałam zamiar to zrobić. To co, idziemy?
- Tak, chodźmy.- Odpowiedziałam. I wkroczyliśmy do
salonu. Bałam się znaleźć w centrum zainteresowania, ale na szczęście nic
takiego się stało. Bo choć w ogromnym salonie było przynajmniej z pięćdziesiąt
osób to nikt nie zwracał na mnie zbytniej uwagi poza paroma osobami, które
wcześniej znałam jako żona Łukasza.
- O Matko. Kopę lat. Karolina?- Jedną z nich był właśnie
pan Grzegorz Malinowski, brat pani Marioli czyli matki Łukasza i Emila.
- Dzień dobry.- Powiedziałam.- Jak się pan ma?
- Tak jak może się czuć stary człowiek. A co u ciebie
dziecinko? Łukasz, czemu nie mówiłeś że twoja była żona wpadnie?- Uśmiech
zamarł mi na ustach gdy zorientowałam się, że w samym rogu pokoju znajduje się
Kowalski. Przecież miał wyjechać do tego swojego Lublina! Dlaczego do tej pory
tego nie zrobił?!
- Bo nie wiedziałem.- Odparł dobrze znany mi głos mojego
byłego męża.- Witaj Karolina.- Zignorowałam jego przywitanie, ale żeby nie
wyjść na niegrzeczną skinęłam lekko głową.
- Ho, ho a to ci dopiero.- Roześmiał się jowialnie pan
Grzegorz.
- Wujku, daj już spokój.- Zgromił go delikatnie Emil.-
Karolina podejdź tutaj. Zaraz dostawię ci krzesełko. Przepraszam, trochę słabo
to wszystko zorganizowałem.
- Bo liczyłeś, że jednak nie przyjdzie.- Patrycja nawet
nie starała się mówić cicho. Mąż zgromił ją wzrokiem.- No co, zaprzeczysz?
Uwierzysz Karola, że sądził że nie przyjdziesz gdy dowiesz się że będzie tutaj
Łukasz? Przecież są tylko byłym małżeństwem i z tego co wiem to umieją
porozumieć jak cywilizowani ludzie, prawda?- Było to pytanie czysto retoryczne,
ale mimo to skinęłam głową. Nie miałam zamiaru wdawać się w zbędną dyskusję
mówiąc, że nie miałam pojęcia o obecności Kowalskiego i rzeczywiście mając tę
świadomość wcale by mnie tu nie było. Nie po tym jak się z nią przespałam. Ani
też wiedząc o tym, że Patrycja sugerowała mężowi iż tak było. Nie wierzyłam w
to, że taki szczegół mógł uciec jej z głowy i zapomniała mi o nim wspomnieć z
roztrzepania. A nawet jeśli by tak było, przyznała by się do tego teraz. O co
więc chodziło?
-A więc siadajmy już. Zaraz podadzą rosół.
- Poczekaj Emil. Karola nie może siedzieć na rogu jak na
przyczepkę. Tam po prawej stronie jest jeszcze miejsce. W samym rogu.- Czyli
tam gdzie siedział Łukasz. A więc już zrozumiałam do czego zmierza Pati. Super.
Jeszcze tylko swatki mi brakowało.
- Nie, to nie jest konieczne Patrycja. Będzie mi wygodnie
tu, naprawdę. I nie wierzę w żadne przesądy.
- O nie, żaden z moich gości nie będzie siedział przy
dostawionym miejscu.
- W takim razie pan Grzegorz chętnie się ze mną zamieni,
prawda?- Zaproponowałam. Nie miałam zamiaru tańczyć tak jak zagra mi Patrycja.
Poczułam przypływ irytacji.
-O tak, jasne. Przesuniemy krzesełka trochę w lewo i będzie
dobrze. Wszyscy się zmieszczą.
- Sama nie wiem.- Najwyraźniej Pati nie wiedziała co ma
powiedzieć by jej plan posadzenia mnie obok Łukasza się nie powiódł.
- Patuś, nie zawracaj sobie już głowy.- Kontynuował pan
Grzegorz.- Ja z Karolinką pagadamy o dawnych czasach.
- No, skoro tak wujku...- Patrycja nareszcie się poddała,
więc ja usiadłam w na nowo przydzielonym mi miejscu. Tyle, że nie zrobiłam tego
z ulgą. Bo teraz zamiast siedzieć obok Łukasza znajdowałam się praktycznie
naprzeciw jego. Dlatego wbijałam wzrok w talerz lub w pana Malinowskiego by nie
patrzeć na niego. Cholera, a miało być tak miło.
- No, to co tam porabiałaś kochana przez ostatnie dwa
lata?- Spytał mnie mój sąsiad.
- Właściwie to nic ciekawego…- Zaczęłam wdając się w
pogawędkę o sobie i swoim życiu. Na początku ciężko było mi się skupić, bo choć
nie patrzyłam w jego stronę czułam, że Kowalski na mnie patrzy. Na dodatek
zdawałam sobie sprawę z obecności swoich byłych teściów. Pan Włodzimierz
przyglądał mi się spode łba wilkiem, a jego żona ze smutnym uśmiechem. O tym
też zapomniałam. A przecież powinnam domyślić się, że na urodzinach Magdy nie
mogłoby zabraknąć jej dziadków.
Aż do pierwszego posiłku czułam się jak kołek, ale potem
sytuacja zaczęła się rozluźniać gdy niektórzy z gości zaczęli wstawać by
zatańczyć. Pan Grzegorz nawet namawiał mnie na to, ale wymówiłam się od tego.
Nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek ucztowanie. Jubilatka wraz z
młodszymi kuzynami i przyjaciółkami jakiś czas temu wyniosła się do swego
pokoju, więc nawet nie mogłam udawać że interesuje mnie rozpakowywanie przez
nią prezentów. Niektórzy z gości wymawiając się późną porą zaczęli się nawet
zbierać. A ja z każdą mijającą minutą gratulowałam sobie konsekwencji bo
udawało mi się ignorować obecność Łukasza. Spojrzałam na zegarek. Widząc
dochodzącą tam dziesiątą pomyślałam że za pół godziny zacznę się zbierać by
zdążyć na autobus zatrzymujący się bezpośrednio pod moim domem.
- Mogę się dosiąść?- Usłyszałam obok siebie kobiecy głos
właśnie się nad tym zastanawiałam.- Spojrzałam na stojącą obok mojego krzesła
panią Mariolę.
- Oczywiście.- Odparłam jej szybko. Podziękowała mi
siadając na krześle.
- Nie wiedziałam, że nadal utrzymujesz kontakt z Patrycją
i jej rodziną. –Zaczęła na wstępie. Nie było w tym żadnego wyrzutu, że nie
zrobiłam tego samego w stosunku do niej. Mimo to poczułam irracjonalną chęć
wytłumaczenia się.
- Właściwie to spotkałyśmy się dopiero niedawno na
cmentarzu gdy odwiedzałyśmy grób Kubusia. I potem Madzia zaproponowała mi
zaproszenie na przyjęcie. Nie mogłam jej odmówić.
- Cieszę się.- Obie zamilkłyśmy na moment patrząc na
tańczących. Przez moment złapałam nawet chmurny wzrok pana Władysława. Jego
niechęć do mnie rosła chyba proporcjonalnie z każdą spędzoną tu przeze mnie
minutą. Przypomniało mi to o czymś ważnym.
- Chyba powinnam panią przeprosić.
- Mnie?
- Tak. Za to jak niegrzecznie potraktowałam panią kilka
tygodni wcześniej oskarżając Łukasza o coś czego nie zrobił. Naprawdę bardzo mi
przykro.
- A, to masz na myśli.- Starsza kobieta uśmiechnęła się-
Nie musisz się tym przejmować. Syn wszystko mi wyjaśnił i rozumiem twoje
postępowanie.
- Mimo to proszę o wybaczenie. To co zrobiłam było
niezwykle grubiańskie.
- Nie mówmy już o tym. Powiedz lepiej jak się trzymasz.
- Dużo lepiej, dziękuję. W zasadzie to już zupełnie
dobrze.
- Słyszałam…słyszałam że spotykasz się z Jackiem.-
Podjęła nowy wątek po chwili wahania.
- Tak.- Potwierdziłam zastanawiając się czy tą informację
zdobyła od Łukasza.- Przykro mi, że…
-…daj spokój. Naprawdę rozumiem. Widocznie związek z
Łukaszem nie był ci pisany.- Poczułam w gardle wielką gulę odruchowo kierując
wzrok właśnie w tamto miejsce przy stole gdzie akurat siedział. Gdy nasze oczy
się spotkały szybko uciekłam tchórzliwie na bok. Czy słyszał to co powiedziała
jego matka? Miałam nadzieję, że nie.
- A co słychać u pani?
- O, w zasadzie to wiele się nie zmieniło. Ja zajmuję się
hodowlą kwiatów w ogrodzie, a mój mąż na swój sposób wciąż zmienia świat na
lepsze tyle że już bez odznaki. Ostatnio odszedł na emeryturę.
- Nie wiedziałam.
- Tak. W końcu zrozumiał, że to ponad jego siły choć mógł
zrobić to już dawno temu. Staż pracy w służbach specjalnych jest dużo niższy
niż dla szarego pracownika takiego jak ja.
- No tak. Pewnie bardzo się pani cieszy.
- Oczywiście. Zwłaszcza, że mógł już wiele lat temu
przejść na emeryturę.
- Mamo, mogę na chwilkę porozmawiać z Karoliną?- Słysząc
za sobą głos Łukasza miałam ochotę krzyknąć. A o czym on niby chciał ze mną
rozmawiać?
- Naturalnie. Bardzo proszę. Już się ulatniam.
- Nie musi pani.- Zaprotestowałam.- Ja i Łukasz właściwie
nie mamy sobie nic…- Przerwałam widząc, że jest to jak walenie grochem o ścianę
bo pani Mariola już oddalała się z stronę swojego miejsca.- Jesteś z siebie
zadowolony?- Zwróciłam się do niego lekko karcącym tonem.- Właśnie
przepraszałam twoją mamę.- Nie do końca tak było, ale choćby ostentacyjnie
musiałam wyrazić mu swoją niechęć. Bo niby czemu teraz nagle chciał ze mną
rozmawiać? Po tym co powiedział mi kilka dni temu?
- Ona i tak nie ma do ciebie o nic żalu.- Odpowiedział mi.
Nie trudziłam się komentowaniem tego mając nadzieję, że w końcu zirytowany moim
milczeniem odejdzie. Ale chyba tak się nie stało. - Masz ochotę zatańczyć?
- Słucham?- A więc
tylko po to tu przyszedł? Spytać czy z nim zatańczę? Żarty sobie stroił?
- Nie daj się prosić. Pamiętam, że to twoja ulubiona
piosenka.- Popatrzyłam Łukaszowi w twarz już szykując w głowie odpowiednio
złośliwą odpowiedź, ale gdy tylko otworzyłam usta nie wydobyło się z nich żadne
słowo. Bo w mojej głowie pojawiła się myśl a wraz z nią kiełkująca nieśmiało
nadzieja: co jeśli on w ten sposób chce coś mi zakomunikować? Że żałuje tego co
powiedział mi tydzień temu? I może jednak nadal coś do mnie czuje? A ja
zachowując się jak złośliwe dziecko mu to uniemożliwię i być może stracę jedyną
okazję byśmy kiedykolwiek byli jeszcze razem?
Choć nic nie odpowiedziałam Łukasz zauważył moje
stanowisko (a przynajmniej wahanie) i wyciągnął do mnie dłoń. Ujęłam ją po
chwili niezdecydowania. Gdy znaleźliśmy się w miejscu mającym imitować parkiet
Kowalski przyciągnął mnie delikatnie do siebie. Jedną dłoń położył na moim
biodrze; w drugiej wciąż trzymał moją. Poczułam się dziwnie gdy zaczęliśmy się
poruszać w zgodnym rytmie.
- Rozluźnij się. Jeśli naprawdę nie chcesz to możemy się
przespacerować.
- Nie. Po prostu czuję się trochę dziwnie. To wszystko.
- Bo tańczysz ze mną?
- Bo tańczę w ogóle. Od bardzo dawna tego nie robiłam. W
zasadzie od śmierci Kubusia.- Wyznałam po chwili milczenia.
- Ja też.- Dokładnie w tej chwili spojrzeliśmy sobie w
twarz. Moja złość na Łukasza odrobinkę się zmniejszyła.
- Dlaczego jeszcze nie wyjechałeś do Lublina?
- Miałem powód.
- Jaki?- Drążyłam. Na jego twarzy pojawił się
nieodgadniony wyraz.
- Musiałem coś załatwić, a raczej naprawić pewną
sytuację. No i poza tym… jest jeszcze coś. To właściwie dotyczy ciebie.
- Mnie?- Powtórzyłam głupio. Moje serce zaczęło bić
szybciej.- To znaczy, że zmieniłeś zdanie?
- Odnośnie czego?
- Nas.- Powiedziałam nieśmiało zbierając się na odwagę.
Nagle przyszło mi do głowy, że może on naprawdę jest tak mało domyślny i być
może nie rozumie ile dla mnie znaczy. W końcu otwarcie nie wyznałam mu swoich
uczuć, nie powiedziałam że chcę byśmy zaczęli od nowa. A może bał się, że nadal
mam do niego żal o przeszłość? Pomyślałam, że byłoby bardzo głupio nie
spróbować przez coś takiego. Zranioną dumę i ból przed porażką. Dlatego
zebrałam się na odwagę.- Ja wiem, że być może to nie będzie dla łatwe, ale…ale
wierzę że tym razem może nam się udać. To co się stało tydzień temu, gdy
zostałam w twoim mieszkaniu na noc to choć wcale tego nie planowałam…to nie
żałuję.- Czekałam na jakąś reakcję, ale nie doczekałam się jej. Łukasz
delikatnie okręcił mnie wokół własnej osi skupiając się na tańcu.- Powiedziałam
coś nie tak?
- Karolina, nie to miałem na myśli. Chciałem tylko
upewnić się ,że sobie ze wszystkim poradzić. Jeszcze raz przepraszam cię za to
co między nami zaszło. To nigdy nie powinno się wydarzyć.
- O Boże.- Szepnęłam czując jak palą mnie policzki.- Ale
się wygłupiłam.- Roześmiałam się zażenowana. Starałam się od niego odsunąć i
wyrwać dłoń, ale mi na to nie pozwolił.
- Karola, nie odchodź. Nie w ten sposób.
- Daj mi spokój. Już i tak zrobiłam z siebie
wystarczającą kretynkę.- Udało mi się oswobodzić i odejść z parkietu.
Najwyraźniej obawy Łukasza nie miały podstaw, bo nikt z tańczących czy
siedzących gości nie zwrócił na nas uwagi. Może poza panem Władysławem, który
wciąż nie spuszczał ze mnie gniewnego wzroku. Widocznie sądził, że swoim zachowaniem
naraziłam jego syna na śmieszność.
- Karolina!- Krzyknął za mną choć niezbyt głośno gdy ja
wyszłam na korytarz. Bałam się, że pójdzie za mną, ale na szczęście tego nie
zrobił. Gdy się odwróciłam zauważyłam dlaczego. Jego ojciec stanowczo trzymał go
za ramię gestykulując o czymś zawzięcie. A więc tym razem niechęć do mnie pana
Władysława na coś się przydała.
Kilkakrotnie głośno odetchnęłam. Właściwie nie miałam tu
już czego szukać: dotrzymałam złożonej Magdzie obietnicy, więc teraz mogłam bez
przeszkód pójść do domu. Wzięłam z wieszaka umieszczonego na korytarzu swoje
rzeczy narzucając na siebie płaszcz. Potem odszukałam wzrokiem Patrycję i
podeszłam do niej informując, że muszę już iść. Nie była zadowolona, ale kupiła
moją bajeczkę o jutrzejszej pracy i pożegnała. Nie chcąc spędzać tu jeszcze
więcej czasu poprosiłam by ucałowała ode mnie Madzię.
Będąc już na zewnątrz okazało się, że do autobusu mam
jeszcze kilka minut. Wolnym, spacerowym krokiem zmierzałam więc ku
przystankowi. Gdy tam dotarłam oparłam się rozpalonym policzkiem do szklanej
ścianki. Plułam sobie w brodę zastanawiając się jak mogłam się tak bardzo
pomylić i odebrać niewłaściwie przekaz Łukasza. I poniżyć do błagania. Jeszcze
tak nisko nie upadłam nigdy.
- Karolina? Miałem nadzieję, że jeszcze zdążę cię złapać
zanim odjedziesz.- Nawet nie otwierając oczu (wiedziałam, że osobą
wypowiadającą mojej imię jest Łukasz) spytałam:
- Czego chcesz?
- Jesteś na mnie zła?
- Nie. Dlaczego?- Nawet nie starałam się ukryć ironii.
- A ja myślę, że tak. Gniewasz się za to co ci
powiedziałem.- Otworzyłam oczy patrząc mu prosto w twarz i przywołując całą
swoją wściekłość (by nie dać się porwać smutkowi i broń Boże nie rozpłakać)
odezwałam się gniewnym tonem:
- Posłuchaj, naprawdę nie mam zamiaru z tobą gadać .
Zwłaszcza jeśli to znowu ma być monolog w stylu: ja i mój wielki wyrzut
sumienia. A jeśli sądzisz że nie upokorzyłeś mnie dostatecznie swoją odmową to
informuję cię, że tak się już stało więc możesz sobie odpuścić. No chyba że
chcesz napawać się nad swoim tryumfem. W końcu kiedyś to ja rzuciłam ciebie
więc możesz się odkuć. Śmiało, nie krępuj się.
- Tu nie o to chodzi.
- Doprawdy? Więc o co? Nie możesz mi wybaczyć tego, że
obwiniałam cię o śmierć naszego syna? Że cię zostawiłam?
- Nie.- Jego głos brzmiał żałośnie. A może tak mi się
tylko wydawało?
- Więc o co? O Agatę? Chcesz z nią być? A może jest jakaś
inna kobieta?
- Nie!- Tym razem niemal krzyknął.
- Nie wierzysz w to, że tym razem nam się uda? Boisz się
nawet spróbować? A może wątpisz, że to co do ciebie czuję jest prawdziwe?
- Kara…
- To dlaczego Łukasz?! Tamta noc rzeczywiście nic dla
ciebie nie znaczyła? Przespałeś się ze mną tylko korzystając z nadarzającej się
okazji i gdyby jakaś inna kobieta była na moim miejscu zrobiłbyś to samo z
nią?- Z każdym wypowiedzianym słowem
słyszałam jak drży mi głos.
- Proszę, nie utrudniaj mi tego.- Poprosił cicho ze
zbolałym wyrazem twarzy sprawiając, że poczułam się jeszcze żałośniej.
- Co, chcesz mi powiedzieć, że wielki super bohater i
obrońca świata Łukasz Kowalski wstydzi się, że nie odwzajemnia uczuć swojej
byłej żony? Jest mu zwyczajnie głupio, więc nie chce słuchać o tym, że gdy
tylko po dwóch latach znowu go zobaczyła nie może przestać o nim myśleć ? Że
nie potrafi zbudować związku z kimś innym bo jej serce wciąż należy do niego?
Że jak głupia aż do tej pory, aż to tego dnia łudziła się, że on jednak również
coś do niej czuje?
- Kara przestań!- Łukasz złapał mnie za nadgarstki
starając się w ten sposób sprawić bym się uspokoiła. Ale ja i tak nie byłam w
stanie. Teraz rozumiałam te wszystkie dziewczyny skomlące o najmniejszy
okruszek uczucia swoich byłych chłopaków. I choć zdawałam sobie sprawę, że
zachowuję się tak jak one czyli bardzo żałośnie nie potrafiłam inaczej.
- Ale to prawda. Bo…bo ja cię kocham, słyszysz? I choć
starałam się wmawiać sobie, że jest inaczej, że cię nienawidzę to…- Przerwałam
nagle czując, że nie mogę powiedzieć ani jednego słowa więcej, bo moje wargi są
skrępowane. Dopiero po chwili zorientowałam się dlaczego.
Łukasz mnie całował. Namiętnie i zachłannie tak jak nigdy
dotąd (nawet podczas naszej wspólnie spędzonej tydzień temu nocy). Zrobił to całym
sobą jakby za minutę miał zawalić się cały świat, jakby nic innego się nie
liczyło. I jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi- jakbyśmy znajdowali się na
świecie tylko we dwoje. Przy tym mocno trzymał dłońmi moją głowę lekko wykręcając
ją do tyłu by móc bez przeszkód pogłębić pocałunek.
Przez krótką chwilę zanim dałam porwać się zmysłom i
sercu w mojej głowie powstała myśl żeby się od niego odsunąć. Że przecież
zranił mnie już dostatecznie, że dla niego to nie znaczyło tak wiele jak dla
mnie. Tyle, że…nie potrafiłam. Nie byłam w stanie tak po prostu odsunąć się do
tyłu, a potem uderzyć go w twarz. Nie potrafiłam zmusić się by stawić jakikolwiek
opór. Przestałam więc walczyć sama ze sobą postanawiając przyjąć od Łukasza wszystko co chce mi dać na
jego warunkach.
- Ehm.- Usłyszałam wymowne chrząknięcie, a potem Łukasz
choć z trudem łapiąc oddech odsunął się ode mnie. Rzuciłam przelotne spojrzenie
na około pięćdziesięcioletnią kobietę, która właśnie dotarła na przystanek. I
nagana w jej wzroku sprawiła, że poczułam się jeszcze gorzej. Spojrzałam na
Kowalskiego, ale w jego oczach też nie znalazłam w nich tego co chciałam. Tylko
poczucie winy. A więc nic się między nami nie zmieniło. Pocałował mnie z
litości.
- Karolina choć ze mną. Dokończymy naszą rozmowę.-
Powiedział do mnie cicho.
- Za chwilę nadjedzie mój autobus.- Odparłam mu słabym
tonem wciąż oszołomiona tym na co się odważył.
- Odwiozę cię do domu.
- Nie ma takiej potrzeby.- Mój głos zabrzmiał ostrzej.
Nie rozumiałam po co mnie tak dręczy. I tak wiedziałam, że nie usłyszę od niego
tego co bym chciała. Na dodatek poczułam złość na samą siebie za to, że tylko
jednym pocałunkiem udało mu się wyprowadzić mnie z równowagi.
- Jest. Nie powiedziałem ci wszystkiego.
- Mylisz się: wiem już to co chciałam.
- Nie. Jest coś o czymś nie wiesz. Gdybyś to wiedziała to
znienawidziłabyś mnie.- Uśmiechnęłam się z lekką drwiną.
- W tej chwili nienawidzę raczej siebie za to co zrobiłam.
- Karolina…
- Łukasz, proszę.- Powiedziałam cicho głównie ze względu
na towarzysząca nam kobietę. - My nie mamy o czym rozmawiać. A jeśli nie
potrafisz zdecydować czy chcesz zaryzykować czy nie to już twój problem. Ja nie
mam zamiaru błagać raz jeszcze.- Nie wiedziałam już dlaczego on się tak
zachowuje; nie potrafiłam go rozgryźć. Mogłabym przysiąc, że w jego wzroku
ujrzałam cierpienie i smutek. Ale przecież prosiłam go dwa razy. Aż dwa razy
otwarcie przyznałam ile dla mnie znaczy: dziś już zupełnie otwarcie. Nie było więc
mowy o jakiejkolwiek pomyłce czy nieporozumieniu.
Tyle, że jego odpowiedź nie była taka jakiej się
spodziewałam, czyli zdecydowana i tryumfalna za to jak potraktowałam go w
przeszłości. I był jeszcze ten pocałunek. Przecież dla niego to też coś
znaczyło. To nie mogła być tylko litość, po prostu nie mogła. Co więc to
oznaczało? Nie miałam zielonego pojęcia. I właśnie w tym był problem.
- Kara, ja…
- Co Łukasz?- Spytałam nie mogąc się powstrzymać gdy po raz
kolejny nie dokończył tego co chciał. Wziął głęboki wdech.
- Ja… nie potrafię dać ci szczęścia.
- Raczej nie chcesz.- Żachnęłam się słysząc tak banalne
usprawiedliwienie.
- Proszę, zrozum…
- … nie, nie rozumiem. I już nawet nie próbuję. Albo
chcesz być ze mną albo nie. Nie mam zamiaru być zabawką w twoich rękach. Nie
mamy po szesnaście lat i nie jesteśmy niepewnymi siebie nastolatkami którzy
zastanawiają się czy stworzyć wspólny związek tylko dorosłymi ludźmi. I nie
musimy już sprawdzać nawzajem siły swoich uczuć kilkanaście razy, a etap kto
pierwszy zadzwoni dawno już za nami. Choć właściwie to nigdy go nie
przerabialiśmy.- Spojrzałam w lewo widząc, że mój autobus właśnie nadjeżdża.
Potem kątem oka rzuciłam spojrzenie staruszce. Niby na nas nie patrzyła, ale i
tak wiedziałam że doskonale wszystko słyszy. Ale w końcu co mnie to obchodziło?
I tak jej nie znałam. Dlatego w szybkich, trochę nieskładnych słowach
wyrzuciłam z siebie:- Najpierw zjawiasz się po dwóch latach nieobecności
przychodząc do kwiaciarni w której pracuję, i nawet nie próbuj mi wmawiać, że o
tym nie wiedziałeś; potem pomagasz wyjaśnić sprawę ze sweterkiem i pozytywką
Kubusia, mówisz że rozstaliśmy się bo bałeś się o mnie. Następnie spędzamy
razem noc po której każesz mi o wszystkim zapomnieć. Teraz, po tym wszystkim
zapraszasz mnie do tańca, ale gdy spytałam cię raz jeszcze o to czy jest między
nami szansa po prostu udajesz że nie wiesz o co mi chodzi. Ale mnie
pocałowałeś. Zauważyłeś schemat? Bo ja tak: najpierw krok w przód, potem w tył.
Tyle, że wiesz co ci powiem? Musisz się na coś zdecydować, bo ja nie zniosę
dłużej niepewności. Jeśli teraz nie zdobyłeś się na tę próbę ja już nigdy
więcej nie ponowię swojej oferty. I mam nadzieję, że jeśli tak się stanie to nigdy
się już nie spotkamy. Tym razem za zawsze.- Już chciał mi przerwać, dlatego
nieznacznie podniosłam głos.- Na koniec mimo wszystko chcę ci podziękować za to
co zrobiłeś dla mnie po powrocie: za rozwiązanie tajemnicy paczki, troskliwą
opiekę i kwiaty które przynosiłeś na grób Kubusia. A teraz żegnaj.
- Czekaj. Jeśli tak stawiasz sprawę to muszę ci
powiedzieć o moim ojcu. Potem zdecydujesz czy… - Nie dokończył niszcząc
kiełkującą we mnie nadzieję. Zamiast tego spytał:- Co miałaś na myśli mówiąc o
tych kwiatach?
- Już nie musisz udawać. Wiem o astrach.
- Astrach?
- Na nagrobku Kuby które zostawiałeś co tydzień.- Słysząc
to wyglądał na tak zszokowanego, że poczułam się zdezorientowana.- To nie ty je
tam wysyłałeś? Łukasz?
- Nie…to znaczy wiem kto je wysyłał.
- Na twoje polecenie?
- Tak.- Potwierdził po dłuższej chwili jakby z wahaniem.
- To dobrze.- Odparłam choć niepokojem. Przez kilka
następnych sekund patrzyłam jeszcze na Łukasza stojąc obok niego czekając aż
coś powie. W końcu przecież przerwał swoją wypowiedź Jeśli
tak stawiasz sprawę to muszę ci powiedzieć o moim ojcu. Potem zdecydujesz czy… chcesz
ze mną być? To chciał powiedzieć? Chyba jednak nie, choć ja wciąż stałam przy
nim prawie błagając o to wzrokiem. W końcu mój autobus przyjechał. Zwlekałam
nawet jeszcze wtedy ustępując pierwszeństwa staruszce, ale gdy ona wsiadła do
pojazdu nie pozostała mi żadna wymówka. Przełknęłam szybko ślinę i odwróciłam
się od Łukasza w stronę autobusu. Potem bez słowa do niego wsiadłam. Kowalski
miał swoją szansę, ale z niej nie skorzystał bo po prostu nie chciał. Nie
dlatego, że nie mógł. Bo nie było już między nami żadnych barier czy problemów.
A ja powinnam przyjąć to wszystko ze stoickim spokojem i starać się nie
załamywać. W końcu przeżyłam śmierć własnego syna. Odejście męża miałoby mnie
teraz załamać?
Pojazd ruszył. I mimo później pory
patrząc przez szybę zobaczyłam tam jego twarz. Łukasza. Nasze oczy się
spotkały. A ja nie przestawałam na niego patrzeć nawet wtedy gdy autobus ruszał.
Kochana, siedzę, czytam i ryczę!
OdpowiedzUsuńTak mi żal ich wszystkich, naprawdę wszystkich, i Karoliny, i Łukasza, I Jacka, naprawdę smutne.
No i ciekawi mnie, co zrobił Pan Kowalski...?
Pozdrawiam
Ania
Eh.... Znów się skomplikowało... Mam nadzieję, że Łukasz wreszcie wyzna Karolinie całą prawdę... czekam niecierpliwie na dalszy rozwój akcji... Pozdr.I.
OdpowiedzUsuńAle trzymasz nas w niepewności. Czytałam rozdział i zastanawiałam się czy Karolina i Łukasz w końcu będą razem. Mam nadzieje, że Łukasz powie w końcu całą prawdę. Czekam na następny rozdział. pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńJuż myślałam że w tym rozdziale wszystko się wyjaśni, a tu proszę ;) Dawno żaden rozdział nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak ten. Jak zwykle super!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kinga ;)
Jestem pod wrażeniem. Dziękuję po raz kolejny i czekam na ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńKiedy kiedy kolejny :)
OdpowiedzUsuńIle jeszcze tajemnic skrywa Łukasz i najażniejsze - kiedy zawalczy o Karolinę? Super opowiadanie :) czekam na cd :)) w.
OdpowiedzUsuńczekam na cd pozdrawiam
OdpowiedzUsuń