Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 18 maja 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXXVII: Przyjęcie u Magdy



- O, jesteś już.- Szybko odsunęłam się od drzwi, o które do tej pory się opierałam. Otworzyłam oczy pospiesznie mrugając i przywołując na twarz uśmiech.
- Tak.
- O co chodziło z tą paczką? Wyjaśnił  się jej adresat?
- Co?- Spytałam zdezorientowana nie wiedząc o czym ona mówi. Dopiero po dobrej chwili zrozumiałam- A nie, to nie ta którą mi wysłano ze sweterkiem Kubusia. Chodziło o jakąś pomyłkę w adresie innej. Wyjaśniałam to kurierowi.
- Aha. No więc? Wracamy do tematu który podjęłyśmy przed twoim wyjściem?
- To znaczy?
- Telefonu do Jacka.- Odparła znacząco Beti.
- Nie, nie mam na to ochoty.
- Karola, mówiłam ci że…
- Proszę, Beti.- Przerwałam cicho czując jak drży mi głos.
- Hej, kochana.- Gdy przyjaciółka do mnie podeszła i mnie objęła nie mogłam się powstrzymać i wtuliłam twarz w jej ramię. Widocznie wyczuła, że jestem w totalnej rozsypce. Słowa Łukasza mówiące o tym, że definitywnie nie chce mieć ze mną nic wspólnego bolały jak na nowo otwarta dawno zagojona już rana.- Naprawdę będzie dobrze. Jeśli chcesz to ja najpierw porozmawiam z Jackiem. Wyjaśnię mu wszystko.- Przypominając sobie, że Beti nadal myśli, że przespałam się z Jackiem zmobilizowałam się do działania.
- Nie, sama sobie z tym poradzę. To tylko chwilowa słabość.
- Ale…
- Poważnie, mówię serio. Potrzebuję tylko czasu na uporządkowanie swoich uczuć. I ramienia na którym będę mogła się oprzeć.
- W takim razie daję ci swoje.- Zażartowała z bladym uśmiechem. Odpowiedziałam jej takim samym.- Obejrzymy jakiś film?
- Tak.- Ucieszyłam się, że w końcu dała za wygraną.- A ja zrobię popcorn.
W ten sposób resztę popołudnia spędziłam z Beti przekomarzając się i żartując. Jej mąż chyba zaczął się niecierpliwić, bo wieczorem zjawił się pod moimi drzwiami razem z córkami. Obecność dwóch energicznych dziewczynek pozwoliła mi zapomnieć o wielkiej drzazdze w sercu.
W weekend postanowiłam wybrać się na wieś do rodzinnego domu. Przy okazji odwiedziłam również swoją siostrę i jej dzieci: Kasię i małego Jasia oraz Wojtka który również wpadł na pomysł przyjazdu do domu. Przez ten czas wciąż ignorowałam SMS-y od Jacka nie chcąc z nim rozmawiać. Na razie było na to za wcześniej. I nie wiedziałam czy kiedykolwiek będę na to gotowa. Nie po tym co zrobił. I co przez niego przeszłam w ciągu kilkunastu ostatnich dni z powodu nadanej paczki.
Spotkanie z mamą i rodziną bardzo mi pomogło. Przede wszystkim podsycać w sobie złość na Łukasza. Bo teraz zamiast zranienia czułam tylko czystą wściekłość. Bo starałam się spojrzeć na sytuację obiektywnie: oboje byliśmy wolnymi ludźmi, bo jak sam przyznał z tą całą Agatą nic go nie łączyło. A więc nie chciał byśmy spróbowali jeszcze raz. Gdyby chociaż był w związku z tą kobietą, miałabym dla niego jakieś tłumaczenie. Mogłabym go zrozumieć, potraktować to co się stało jako pomyłkę. Ale tak? Nie, nie mogłam tego zrozumieć. I dlatego nawet wcale nie próbowałam.
W niedzielę z powrotem wróciłam do Warszawy i razem z Krysią (Beti nie mogła a Asia źle się czuła) udałyśmy się do centrum handlowego by poszukać czegoś na prezent dla Magdy (w międzyczasie dzwoniła do mnie jeszcze Patrycja chcąc potwierdzić moją obecność.). Jej urodziny miały odbyć się już w ten piątek, więc do tego czasu powinnam kupić jakiś fajny gadżet. Dobrze, że byłam właśnie po wypłacie, więc nie musiałam martwić się o koszty. A przynajmniej nie tak bardzo.
Przez następny tydzień starałam się nie myśleć o Łukaszu i nie zagłębiać się w kwestię swoich uczuć. Musiałam po prostu na nowo odnaleźć w swoim życiu ład i porządek oraz przypomnieć sobie wskazówki najbliższych. I żaden były mąż nie jest mi do tego potrzebny.
Po którymś z kolei nieodebranym połączeniu od Jacka w końcu postanowiłam się z nim spotkać. Złość na niego trochę przyblakła i została wyparta przez to co wydarzyło się w moim życiu w związku z Łukaszem. Czekałam do czwartku: wiedziałam, że tego dnia ma dzień wolny od pracy i postanowiłam go odwiedzić.
Rozmowa od początku nie przebiegała tak jak chciałam: chciałam zachować się możliwie jak najbardziej beznamiętnie i dobitnie dać  Jackowi odczuć, że nigdy nie wybaczę mu tego co zrobił.  Sądziłam nawet, że nasze spotkanie zakończy się porządną awanturą, ale Bończak wydawał się być przygnębiony i pełen poczucia winy. Wciąż mnie przepraszał wyjaśniając motywy swojego postępowania. Mówił, że żałuje tego co zrobił ostatnio, tego że w ciągu ostatnich kilku lat bacznie obserwował moje życie tylko czekając na to aż rozstanę się z Łukaszem. Nie krył niczego: faktu że wynajęty przez niego detektyw zrobił mi wiele zdjęć, że sam kilkakrotnie odwiedził stolicę by choć na chwilę mnie zobaczyć. A w mojej głowie narastała coraz to większa niechęć połączona z wyrzutami sumienia. Bo to co opowiadał trochę mnie przerażało. Czułam, że Jacek wcale mnie nie kocha, że z jego strony to nie była miłość ale zwykła obsesja. I nie omieszkałam mu tego powiedzieć.
Nie zabolała go moja diagnoza. Nawet potwierdził, że być może mam rację ale on i tak nic nie potrafi z tym zrobić. I że jeśli tylko jestem w stanie mu wybaczyć to obiecuje mi, że nigdy więcej mnie nie zrani. Słysząc to pokręciłam stanowczo głową.
- Przecież nie możesz być tego pewny.- Odrzekłam przypominając sobie, że Łukasz obiecywał mi to samo. Tyle, że rzeczywistość okazała się całkiem inna.
- Masz rację, ale postaram się nigdy do tego nie dopuścić. Jeśli tylko zgodzisz się spróbować raz jeszcze. Wiem, że to spieprzyłem wysyłając ci tę paczkę z rzeczami zmarłego synka, ale to był wyłącznie akt desperacji.
- Twoja desperacja wiele mnie kosztowała.
- Naprawdę to wiem. Ale wiem też, że przed tym wszystkim chciałaś ze mną spróbować. Że tamten pocałunek wstrząsnął również tobą. I sama przyznałaś, że nie kochasz Łukasza.- Czy naprawdę tak kiedyś powiedziałam próbując wypierać się przed samą sobą?
- O ile pamiętam to ty wtedy powiedziałeś, że byliśmy sobie z Kowalskim przeznaczeni.
- Tak mi się wówczas wydawało.
- I jak się okazało trafnie.- Mrugnęłam cicho, ale najwyraźniej i tak to usłyszał.
- Co to znaczy?
- Nic.- Pokręciłam z uśmiechem głową. Przypomniałam sobie ostatnie spotkanie z Kowalskim i jego słowa o tym, że nigdy już nie możemy być razem bo zwyczajnie tego nie chce.- Po prostu…- Samo wspomnienie wywołało u mnie przygnębienie. Cholera, czemu  musiałam o tym myśleć?
- Karolina…- Jacek uklęknął przede mną a ja poczułam jak znów się rozklejam. Potem dotknął mojego policzka. Zupełnie się tego nie spodziewałam więc drgnęłam podnosząc na niego twarz. Czułam w oczach delikatną wilgoć. Dlaczego wciąż tak bardzo bolało mnie to jak potraktował mnie Łukasz? Przecież to nie powinno mieć dla mnie żadnego znaczenia. On wcale nie chciał się ze mną wiązać, więc ja też nie powinnam tego chcieć. Tak podpowiadał rozum. Tyle, że serce nie chciało słuchać.- A więc tak się sprawy mają.- Przygryzłam dolną wargę czując jak po policzku spływa mi pierwszą łza. Intuicyjnie wyczuwałam, że Jacek domyślił się wszystkiego. A zresztą: jaki sens miałoby udawanie i wypieranie się? Tyle, że nie zamierzałam o tym z nim rozmawiać. Już nie był moim przyjacielem i kimś komu mogłabym zaufać.
- Przepraszam, ja muszę już iść.- Szybko się odsunęłam podnosząc się z fotela na którym siedziałam.- Muszę wracać do domu.
- On o tym wie?
- Kto?- Próbowałam jeszcze udawać głupią.
- Dobrze wiesz kto. Powiedziałaś mu, że nadal go kochasz?
- Nie.- Odpowiedziałam tylko lakonicznie kierując się do przedpokoju. Tam nasunęłam na siebie cienki płaszczyk.
- Dlaczego?
- Bo nie mam na to ochoty.
- Karolina nie cierpię Łukasza, ale jeśli przy nim możesz być szczęśliwa to…
-…to co?- Przerwałam mu niegrzecznie atakując go samym tonem swojej wypowiedzi.- Przecież mówiłeś mi, że wcale tego nie chcesz. Że jeśli mam być z kimkolwiek innym niż ty a już zwłaszcza z Kowalskim to wolisz abym nie była z nikim i umarła.
- Wcale tak nie powiedziałem. Nie rób ze mnie pieprzonego psychola. Wiesz, że nie o to mi wówczas chodziło.
- Ale właśnie tak to zabrzmiało.
- Miałem na myśli to, że zawsze będzie mi to przeszkadzało. Ale jeśli będziesz szczęśliwa będzie mi łatwiej. Nawet jeśli…jeśli to stanie się przy jego boku. Może też mam zadatki na super bohatera? Kto wie.- Drobnym żartem próbował rozładować sytuację, ale mnie wcale nie było do śmiechu. Miałam ochotę łkać z rozpaczy.- Hej, kochana…
- Ja…przespałam się z nim.
- Co?
- Spędziłam z nim noc.- Wyznałam w końcu tępo wpatrując się w jakiś punkt na ścianie ponad ramieniem Jacka. Nie chciałam w tej chwili widzieć wyrazu jego twarzy.- To było w czwartek, dokładnie tydzień temu. Po naszej rozmowie  i wyjściu od ciebie pojechałam do niego.
- O Boże.- Bończak odsunął się ode mnie totalnie zszokowany. Na mojej twarzy pojawił się groteskowy uśmiech.
- Tak. Sama nie wiem po co to zrobiłam. Po prostu po tym co mi wyznałeś zrozumiałam jak niewłaściwie go do tej pory oceniałam i chciałam tylko przeprosić. Naprawdę. Nie zamierzałam…- Po mojej twarzy ponownie spłynęła kolejna porcja łez.
- Spokojnie, tylko spokojnie.- Usłyszałam kojący głos Jacka. Milczeliśmy dłuższą chwilę podczas gdy mną targały spazmy szlochu. Bończak musiał na chwilę odejść, bo potem podsunął mi pod rękę chusteczkę.
- Dzięki.- Szepnęłam.
- Drobiazg. Co było dalej?
- Nic.- Kontynuowałam po jakimś czasie.- Po wszystkim uciekłam gdy tylko się obudziłam nie wiedząc co myśleć. A właściwie to obudziła mnie obecność jakiejś kobiety w jego mieszkaniu.
- A to sukinsyn.
- Nie, to nie tak jak myślisz. To była tylko jego koleżanka z pracy.- Wyjaśniłam szybko.- Ale początkowo też tak wysunęłam takie wnioski. I gdyby tak było naprawdę może zniosłabym to łatwiej.
- Dlaczego?
- Bo następnego dnia on przyszedł do mnie po pracy. I kazał o wszystkim zapomnieć. Przeprosił mnie za swoją chwilę słabości biorąc całą winę na siebie, choć wcale tak nie było. Jeśli już musielibyśmy wskazać winnego to byłabym nim tylko ja. Do tej pory jest mi za siebie okropnie wstyd. I na samo wspomnienie…- Wzdrygnęłam się odruchowo.
- Nie musisz mówić nic więcej. Rozumiem. Widocznie ja też nie znam go tak świetnie jak sądziłem. Mógłbym przysiąc, że nadal cię kocha.
- Nie tylko ty się pomyliłeś.- Mój głos brzmiał strasznie żałośnie.
- Przepraszam, nie chciałem cię do niczego prowokować. Cholera, gdybym wtedy nie wyznał tego co powiedziałem. I gdybym nie wspomniał o mojej rozmowie z nim gdy…
-…w porządku, przecież to nie twoja wina. Ja też uroiłam sobie coś w głowie co okazało się całkowitą głupotą. Dobrze, że Łukasz wyjeżdża z miasta. Jeśli miałabym go znowu zobaczyć chyba wolałabym umrzeć.
- Mogę z nim porozmawiać jeśli chcesz. Pojadę do Lublina i jakoś go namierzę. Dowiem się o co w tym wszystkim chodzi.
- Nie, nie rób tego. Chcę zapomnieć o tym co zrobiłam, a nie ganiać za Kowalskim prosząc go i błagając o uczucie. Nigdy już nie będę tego robiła.- Pozbierawszy się do kupy już ostatecznie osuszyłam łzy chusteczką. Potem przez jakiś czas siedzieliśmy tylko z Jackiem w milczeniu. Zastanawiałam się o czym teraz myśli? Czy żałuje tego co powiedział mi kilka dni temu? Czy tak jak facet z Kozią Bródką czuje teraz do mnie nie smak zastanawiając się jak wyplątać się z tej sytuacji z twarzą?
- O czym myślisz?- Spytał mnie w pewnej chwili zupełnie nieświadomy tego że ja myślę o tym samym w kontekście jego. To spowodowało, że  się uśmiechnęłam.
- Prawdę mówiąc zastanawiałam się nad tym samym odnośnie ciebie.- Wyznałam szczerze.
- To znaczy?
- Zastanawiałam się za jaką dziewczynę musisz mnie teraz uważać i czy słysząc to wszystko nadal chcesz ze mną być czy dumasz nad tym jak taktownie się wycofać.
- Wcale nie uważam cię za winną w tej sytuacji z Łukaszem. To raczej on jest winny skoro wykorzystał twoją chwilę słabości.
- To nie tak, Jacek. To wcale nie było…
-…nie, było dokładnie tak. Wiedział przedtem że nie chce zaczynać z tobą na poważnie, ale mimo wszystko zgodził się gdy ty wyszłaś z inicjatywą. Nic go nie usprawiedliwia. A jeśli chodzi o twoje pytanie to mylisz się. Wcale nie zamierzam się wycofywać . Nawet, a właściwie to powinienem powiedzieć zwłaszcza po tym co dzisiaj usłyszałem.- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam. Sądziłam, że przynajmniej się zmiesza, spuści wzrok, może się zaczerwieni. Ale jego głos nigdy nie brzmiał tak pewnie. A więc naprawdę mnie kochał mimo iż czasami to uczucie przypominało wręcz obsesję. Tak jak najwyraźniej Łukasz nigdy nie potrafił.
- Dlaczego?- Spytałam totalnie zszokowana.-  Przecież cię nie kocham. Na dodatek przespałam się kilka dni temu z innym mężczyzną, ledwo wyszłam z ciężkiej depresji, nie mogę przeboleć śmierci jedynego syna. Czemu skoro nawet będąc z tobą i sądząc, że jesteś dla mnie tym jedynym nie byłam w stanie ci zaufać?
- Bo taka właśnie jest miłość. I nieważne jak bardzo staram się o tobie zapomnieć, nieważne jak mocno jakaś dziewczyna przypominała mi w przeszłości ciebie. Ona po prostu nie była tobą.- Bończak zrobił krótką pauzę- Poza tym jest jeszcze nadzieja.
- Nadzieja?
- Na to, że jednak jeszcze mnie pokochasz. Kiedyś, gdy przebywałem w szpitalu po twoim porwaniu odwiedziłaś mnie i powiedziałaś coś co pamiętam do tej pory.
- Co takiego?
- Że jakaś cząstka ciebie zawsze będzie mnie kochać pomimo wszystko.
- Och…- Zmieszałam się. Zupełnie nie pamiętałam tej sytuacji, ale wiedziałam że tak mogło być. Takie lekko melodramatyczne słowa były w moim stylu. Po tym jak Jacek bohatersko próbował mnie uratować czułam do niego tym większą wdzięczność, że chyba pomyliłam ją z miłością choć już wówczas czułam coś do Łukasza. Dlatego nie zamierzałam teraz udawać że jest inaczej. Bo nigdy nie pokocham Jacka.- W takim razie chyba oboje jesteśmy głupcami.
- I na dodatek nieszczęśliwie zakochanymi.- Roześmiałam się przez łzy zastanawiając się jak mogę to robić w takiej sytuacji. Ale tak właśnie działał na mnie Jacek: w najtrudniejszej chwili sprawiał, że moje problemy nie wydawały mi się już być tak beznadziejne jak chwilę wcześniej. Zupełnie zapomniałam o tym, że oprócz bycia moim przyjacielem wysłał mi paczkę z bluzeczka Kubusia. I że nie powinnam mu tego wybaczać. Jacek wyciągnął do mnie obie dłonie zmuszając bym je ujęła i wstała. Gdy to zrobiłam kontynuował.- I dlatego masz szansę osiągnąć jako takie zadowolenie.
- A co z tobą?
- Dla mnie sama świadomość, że będziesz ze mną sprawi, że będę szczęśliwy. Nie potrzeba mi nic więcej. Już dawno nauczyłem się doceniać to co daje mi los.
- To się nie uda. Przecież już próbowaliśmy i…
- …a więc pozwól mi po prostu przy tobie być. Jako przyjaciel, powiernik, sąsiad czy cokolwiek innego. To mi wystarczy.
- Nie możesz tak mówić. Musisz poznać kogoś, pokochać na nowo.
- A ty umiałabyś przestać kochać Łukasza?- Było to pytanie czysto retorycznie, więc nawet nie zawracałam sobie głowy odpowiedzią.- Właśnie. Więc nie proś mnie bym spróbował zrobić to samo, bo wiesz że to po prostu niemożliwe.
- Przepraszam.
- Nie. Wiem co czujesz. Ale niedługo będzie lepiej, uwierz mi. Postaraj się tylko zapomnieć o Łukaszu.
- Tak. I właśnie to mam zamiar zrobić.
Rozmowa z Jackiem, a przede wszystkim otworzenie się przed kimś bardzo mi pomogło. Ostatecznie doszłam do wniosku, że Łukasz nie jest wart mojej miłości. Starałam się na nowo go znienawidzić przypominając sobie jak traktował mnie w przeszłości: jak całe dnie spędzał w pracy, jak jego udział w prowokacji przyczynił się do śmierci Kubusia, jak potraktował mnie po wspólnie spędzonej nocy. Tyle, że nie potrafiłam. Nie po tym jak okazało się, że starał się mnie tylko chronić, że kiedyś mocno mnie kochał nawet jeśli nie czuł tej miłości teraz. Miałabym mieć do niego o to pretensje? Cieszyłam się, że przed wspólnie spędzoną nocą otwarcie nie przyznałam ile dla mnie znaczy i jak bardzo mi na nim zależy. Tylko w ten sposób mogłam zbagatelizować sprawę sprowadzając ją do zwykłego popędu czy feromonów. I uratować swoją dumę.
W końcu nadszedł piątek. Po skończonym tygodniu pracy byłam trochę zmęczona, ale nie zamierzałam zawieść Madzi. By ukryć swoje cienie pod powiekami użyłam odrobinę korektora (zastanawiałam się skąd go w ogóle mam, bo przecież od dawna nie robiłam zakupów kosmetycznych) i zrobiłam lekki makijaż. Taki przejaw próżności od razu poprawił mi nastrój. Znów ze złością pomyślałam o Kowalskim. Jeśli nie chciał ze mną być to jego problem. Ale ja nie mam zamiaru wyglądać tak jak dawniej. Byłam młoda i w końcu zaczęłam zdawać sobie sprawę, że całe życie stoi przede mną otworem. Bo Kubuś też by tego chciał.
Jeszcze zanim wyszłam na przystanek autobusowy (nie zgodziłam się gdy Patrycja zaproponowała, że po mnie przyjedzie a własnego samochodu nie posiadałam) bratowa Łukasza zadzwoniła do mnie jeszcze raz upewniając się, że dojadę. Powiadomiłam ją więc, że właśnie opuściłam mieszkanie z prezentem pod pachą i udałam się na przystanek. I jakieś pół godziny później dojechałam na miejsce.
W pierwszej chwili poczułam się zdezorientowana, bo otoczenie domu Patrycji i Emila uległo zmianie. Przede wszystkim znajdował się obok niego jakiś bliźniak, którego kilka lat temu jeszcze nie było, a park chyba trochę się rozrósł. Dlatego wolno zmierzałam do drzwi wejściowych by móc to wszystko obserwować.
- Ciocia!- Drzwi otworzyła mi rozradowana Magda. Na mojej twarzy również rozkwitł uśmiech. A więc jeszcze jakieś dziecko cieszy się na mój widok i go do siebie nie zniechęciłam. (Nad bliźniaczkami Beti i Krzyśka musiałam jeszcze trochę popracować)
- Jak się masz trzynacho?- Przywitałam się z nią kładąc swoją dość sporą paczkę na podłodze i przyklękając obok dziewczynki.- Wszystkiego dobrego.
- Super, że przyszłaś. Myślałam, że jednak się wymówisz.
- Jakże bym mogła?- Słysząc dochodzące z wnętrza domu odgłosy rozmów zorientowałam się, że oświadczenie Pati, że na przyjęciu będzie tylko najbliższa rodzina jest dalekie od prawdy. Zaczęłam ściągać swój płaszcz.- Hm, chyba spore to twoje przyjęcie, co?
- Tak. Pomyślałam, że warto zaprosić więcej krewnych, bo to dobra okazja do spotkania. No i zawsze więcej prezentów.- Ostatnie zdanie powiedziała nachylając się nade mną. Roześmiałam się cicho.
- No tak. A propos, proszę bardzo.- Wręczyłam jej swoją paczuszkę.
- Ojej, ty nie musiałaś. Wystarczy mi, że przyszłaś.- Odparła, ale już wyciągała ręce po paczkę.
- Ależ mi kadzisz.
- Bo jesteś moją ulubioną ciocią, pamiętasz?- Dokładnie w tym momencie zjawiła się Patrycja. I bardzo dobrze, bo znów zaczęłam wpadać w melancholijny nastrój po słowach Madzi.
- Hej Karola!- Tak jak i córka Patrycja objęła mnie w swoim uścisku.- Dawno przyszłaś? Czemu nie weszłaś do salonu? Wszyscy goście już tam są.
- Ucięłam sobie krótką pogawędkę z jubilatką.
- Ach tak. A ty Magda? Czemu nie zaprowadziłaś cioci na przyjęcie?
- Właśnie miałam zamiar to zrobić. To co, idziemy?
- Tak, chodźmy.- Odpowiedziałam. I wkroczyliśmy do salonu. Bałam się znaleźć w centrum zainteresowania, ale na szczęście nic takiego się stało. Bo choć w ogromnym salonie było przynajmniej z pięćdziesiąt osób to nikt nie zwracał na mnie zbytniej uwagi poza paroma osobami, które wcześniej znałam jako żona Łukasza.
- O Matko. Kopę lat. Karolina?- Jedną z nich był właśnie pan Grzegorz Malinowski, brat pani Marioli czyli matki Łukasza i Emila.
- Dzień dobry.- Powiedziałam.- Jak się pan ma?
- Tak jak może się czuć stary człowiek. A co u ciebie dziecinko? Łukasz, czemu nie mówiłeś że twoja była żona wpadnie?- Uśmiech zamarł mi na ustach gdy zorientowałam się, że w samym rogu pokoju znajduje się Kowalski. Przecież miał wyjechać do tego swojego Lublina! Dlaczego do tej pory tego nie zrobił?!
- Bo nie wiedziałem.- Odparł dobrze znany mi głos mojego byłego męża.- Witaj Karolina.- Zignorowałam jego przywitanie, ale żeby nie wyjść na niegrzeczną skinęłam lekko głową.
- Ho, ho a to ci dopiero.- Roześmiał się jowialnie pan Grzegorz.
- Wujku, daj już spokój.- Zgromił go delikatnie Emil.- Karolina podejdź tutaj. Zaraz dostawię ci krzesełko. Przepraszam, trochę słabo to wszystko zorganizowałem.
- Bo liczyłeś, że jednak nie przyjdzie.- Patrycja nawet nie starała się mówić cicho. Mąż zgromił ją wzrokiem.- No co, zaprzeczysz? Uwierzysz Karola, że sądził że nie przyjdziesz gdy dowiesz się że będzie tutaj Łukasz? Przecież są tylko byłym małżeństwem i z tego co wiem to umieją porozumieć jak cywilizowani ludzie, prawda?- Było to pytanie czysto retoryczne, ale mimo to skinęłam głową. Nie miałam zamiaru wdawać się w zbędną dyskusję mówiąc, że nie miałam pojęcia o obecności Kowalskiego i rzeczywiście mając tę świadomość wcale by mnie tu nie było. Nie po tym jak się z nią przespałam. Ani też wiedząc o tym, że Patrycja sugerowała mężowi iż tak było. Nie wierzyłam w to, że taki szczegół mógł uciec jej z głowy i zapomniała mi o nim wspomnieć z roztrzepania. A nawet jeśli by tak było, przyznała by się do tego teraz. O co więc chodziło?
-A więc siadajmy już. Zaraz podadzą rosół.
- Poczekaj Emil. Karola nie może siedzieć na rogu jak na przyczepkę. Tam po prawej stronie jest jeszcze miejsce. W samym rogu.- Czyli tam gdzie siedział Łukasz. A więc już zrozumiałam do czego zmierza Pati. Super. Jeszcze tylko swatki mi brakowało.
- Nie, to nie jest konieczne Patrycja. Będzie mi wygodnie tu, naprawdę. I nie wierzę w żadne przesądy.
- O nie, żaden z moich gości nie będzie siedział przy dostawionym miejscu.
- W takim razie pan Grzegorz chętnie się ze mną zamieni, prawda?- Zaproponowałam. Nie miałam zamiaru tańczyć tak jak zagra mi Patrycja. Poczułam przypływ irytacji.
-O tak, jasne. Przesuniemy krzesełka trochę w lewo i będzie dobrze. Wszyscy się zmieszczą.
- Sama nie wiem.- Najwyraźniej Pati nie wiedziała co ma powiedzieć by jej plan posadzenia mnie obok Łukasza się nie powiódł.
- Patuś, nie zawracaj sobie już głowy.- Kontynuował pan Grzegorz.- Ja z Karolinką pagadamy o dawnych czasach.
- No, skoro tak wujku...- Patrycja nareszcie się poddała, więc ja usiadłam w na nowo przydzielonym mi miejscu. Tyle, że nie zrobiłam tego z ulgą. Bo teraz zamiast siedzieć obok Łukasza znajdowałam się praktycznie naprzeciw jego. Dlatego wbijałam wzrok w talerz lub w pana Malinowskiego by nie patrzeć na niego. Cholera, a miało być tak miło.
- No, to co tam porabiałaś kochana przez ostatnie dwa lata?- Spytał mnie mój sąsiad.
- Właściwie to nic ciekawego…- Zaczęłam wdając się w pogawędkę o sobie i swoim życiu. Na początku ciężko było mi się skupić, bo choć nie patrzyłam w jego stronę czułam, że Kowalski na mnie patrzy. Na dodatek zdawałam sobie sprawę z obecności swoich byłych teściów. Pan Włodzimierz przyglądał mi się spode łba wilkiem, a jego żona ze smutnym uśmiechem. O tym też zapomniałam. A przecież powinnam domyślić się, że na urodzinach Magdy nie mogłoby zabraknąć jej dziadków.
Aż do pierwszego posiłku czułam się jak kołek, ale potem sytuacja zaczęła się rozluźniać gdy niektórzy z gości zaczęli wstawać by zatańczyć. Pan Grzegorz nawet namawiał mnie na to, ale wymówiłam się od tego. Nie miałam najmniejszej ochoty na jakiekolwiek ucztowanie. Jubilatka wraz z młodszymi kuzynami i przyjaciółkami jakiś czas temu wyniosła się do swego pokoju, więc nawet nie mogłam udawać że interesuje mnie rozpakowywanie przez nią prezentów. Niektórzy z gości wymawiając się późną porą zaczęli się nawet zbierać. A ja z każdą mijającą minutą gratulowałam sobie konsekwencji bo udawało mi się ignorować obecność Łukasza. Spojrzałam na zegarek. Widząc dochodzącą tam dziesiątą pomyślałam że za pół godziny zacznę się zbierać by zdążyć na autobus zatrzymujący się bezpośrednio pod moim domem.
- Mogę się dosiąść?- Usłyszałam obok siebie kobiecy głos właśnie się nad tym zastanawiałam.- Spojrzałam na stojącą obok mojego krzesła panią Mariolę.
- Oczywiście.- Odparłam jej szybko. Podziękowała mi siadając na krześle.
- Nie wiedziałam, że nadal utrzymujesz kontakt z Patrycją i jej rodziną. –Zaczęła na wstępie. Nie było w tym żadnego wyrzutu, że nie zrobiłam tego samego w stosunku do niej. Mimo to poczułam irracjonalną chęć wytłumaczenia się.
- Właściwie to spotkałyśmy się dopiero niedawno na cmentarzu gdy odwiedzałyśmy grób Kubusia. I potem Madzia zaproponowała mi zaproszenie na przyjęcie. Nie mogłam jej odmówić.
- Cieszę się.- Obie zamilkłyśmy na moment patrząc na tańczących. Przez moment złapałam nawet chmurny wzrok pana Władysława. Jego niechęć do mnie rosła chyba proporcjonalnie z każdą spędzoną tu przeze mnie minutą. Przypomniało mi to o czymś ważnym.
- Chyba powinnam panią przeprosić.
- Mnie?
- Tak. Za to jak niegrzecznie potraktowałam panią kilka tygodni wcześniej oskarżając Łukasza o coś czego nie zrobił. Naprawdę bardzo mi przykro.
- A, to masz na myśli.- Starsza kobieta uśmiechnęła się- Nie musisz się tym przejmować. Syn wszystko mi wyjaśnił i rozumiem twoje postępowanie.
- Mimo to proszę o wybaczenie. To co zrobiłam było niezwykle grubiańskie.
- Nie mówmy już o tym. Powiedz lepiej jak się trzymasz.
- Dużo lepiej, dziękuję. W zasadzie to już zupełnie dobrze.
- Słyszałam…słyszałam że spotykasz się z Jackiem.- Podjęła nowy wątek po chwili wahania.
- Tak.- Potwierdziłam zastanawiając się czy tą informację zdobyła od Łukasza.- Przykro mi, że…
-…daj spokój. Naprawdę rozumiem. Widocznie związek z Łukaszem nie był ci pisany.- Poczułam w gardle wielką gulę odruchowo kierując wzrok właśnie w tamto miejsce przy stole gdzie akurat siedział. Gdy nasze oczy się spotkały szybko uciekłam tchórzliwie na bok. Czy słyszał to co powiedziała jego matka? Miałam nadzieję, że nie.
- A co słychać u pani?
- O, w zasadzie to wiele się nie zmieniło. Ja zajmuję się hodowlą kwiatów w ogrodzie, a mój mąż na swój sposób wciąż zmienia świat na lepsze tyle że już bez odznaki. Ostatnio odszedł na emeryturę.
- Nie wiedziałam.
- Tak. W końcu zrozumiał, że to ponad jego siły choć mógł zrobić to już dawno temu. Staż pracy w służbach specjalnych jest dużo niższy niż dla szarego pracownika takiego jak ja.
- No tak. Pewnie bardzo się pani cieszy.
- Oczywiście. Zwłaszcza, że mógł już wiele lat temu przejść na emeryturę.
- Mamo, mogę na chwilkę porozmawiać z Karoliną?- Słysząc za sobą głos Łukasza miałam ochotę krzyknąć. A o czym on niby chciał ze mną rozmawiać?
- Naturalnie. Bardzo proszę. Już się ulatniam.
- Nie musi pani.- Zaprotestowałam.- Ja i Łukasz właściwie nie mamy sobie nic…- Przerwałam widząc, że jest to jak walenie grochem o ścianę bo pani Mariola już oddalała się z stronę swojego miejsca.- Jesteś z siebie zadowolony?- Zwróciłam się do niego lekko karcącym tonem.- Właśnie przepraszałam twoją mamę.- Nie do końca tak było, ale choćby ostentacyjnie musiałam wyrazić mu swoją niechęć. Bo niby czemu teraz nagle chciał ze mną rozmawiać? Po tym co powiedział mi kilka dni temu?
- Ona i tak nie ma do ciebie o nic żalu.- Odpowiedział mi. Nie trudziłam się komentowaniem tego mając nadzieję, że w końcu zirytowany moim milczeniem odejdzie. Ale chyba tak się nie stało. - Masz ochotę zatańczyć?
- Słucham?-  A więc tylko po to tu przyszedł? Spytać czy z nim zatańczę? Żarty sobie stroił?
- Nie daj się prosić. Pamiętam, że to twoja ulubiona piosenka.- Popatrzyłam Łukaszowi w twarz już szykując w głowie odpowiednio złośliwą odpowiedź, ale gdy tylko otworzyłam usta nie wydobyło się z nich żadne słowo. Bo w mojej głowie pojawiła się myśl a wraz z nią kiełkująca nieśmiało nadzieja: co jeśli on w ten sposób chce coś mi zakomunikować? Że żałuje tego co powiedział mi tydzień temu? I może jednak nadal coś do mnie czuje? A ja zachowując się jak złośliwe dziecko mu to uniemożliwię i być może stracę jedyną okazję byśmy kiedykolwiek byli jeszcze razem?
Choć nic nie odpowiedziałam Łukasz zauważył moje stanowisko (a przynajmniej wahanie) i wyciągnął do mnie dłoń. Ujęłam ją po chwili niezdecydowania. Gdy znaleźliśmy się w miejscu mającym imitować parkiet Kowalski przyciągnął mnie delikatnie do siebie. Jedną dłoń położył na moim biodrze; w drugiej wciąż trzymał moją. Poczułam się dziwnie gdy zaczęliśmy się poruszać w zgodnym rytmie.
- Rozluźnij się. Jeśli naprawdę nie chcesz to możemy się przespacerować.
- Nie. Po prostu czuję się trochę dziwnie. To wszystko.
- Bo tańczysz ze mną?
- Bo tańczę w ogóle. Od bardzo dawna tego nie robiłam. W zasadzie od śmierci Kubusia.- Wyznałam po chwili milczenia.
- Ja też.- Dokładnie w tej chwili spojrzeliśmy sobie w twarz. Moja złość na Łukasza odrobinkę się zmniejszyła.
- Dlaczego jeszcze nie wyjechałeś do Lublina?
- Miałem powód.
- Jaki?- Drążyłam. Na jego twarzy pojawił się nieodgadniony wyraz.
- Musiałem coś załatwić, a raczej naprawić pewną sytuację. No i poza tym… jest jeszcze coś. To właściwie dotyczy ciebie.
- Mnie?- Powtórzyłam głupio. Moje serce zaczęło bić szybciej.- To znaczy, że zmieniłeś zdanie?
- Odnośnie czego?
- Nas.- Powiedziałam nieśmiało zbierając się na odwagę. Nagle przyszło mi do głowy, że może on naprawdę jest tak mało domyślny i być może nie rozumie ile dla mnie znaczy. W końcu otwarcie nie wyznałam mu swoich uczuć, nie powiedziałam że chcę byśmy zaczęli od nowa. A może bał się, że nadal mam do niego żal o przeszłość? Pomyślałam, że byłoby bardzo głupio nie spróbować przez coś takiego. Zranioną dumę i ból przed porażką. Dlatego zebrałam się na odwagę.- Ja wiem, że być może to nie będzie dla łatwe, ale…ale wierzę że tym razem może nam się udać. To co się stało tydzień temu, gdy zostałam w twoim mieszkaniu na noc to choć wcale tego nie planowałam…to nie żałuję.- Czekałam na jakąś reakcję, ale nie doczekałam się jej. Łukasz delikatnie okręcił mnie wokół własnej osi skupiając się na tańcu.- Powiedziałam coś nie tak?
- Karolina, nie to miałem na myśli. Chciałem tylko upewnić się ,że sobie ze wszystkim poradzić. Jeszcze raz przepraszam cię za to co między nami zaszło. To nigdy nie powinno się wydarzyć.
- O Boże.- Szepnęłam czując jak palą mnie policzki.- Ale się wygłupiłam.- Roześmiałam się zażenowana. Starałam się od niego odsunąć i wyrwać dłoń, ale mi na to nie pozwolił.
- Karola, nie odchodź. Nie w ten sposób.
- Daj mi spokój. Już i tak zrobiłam z siebie wystarczającą kretynkę.- Udało mi się oswobodzić i odejść z parkietu. Najwyraźniej obawy Łukasza nie miały podstaw, bo nikt z tańczących czy siedzących gości nie zwrócił na nas uwagi. Może poza panem Władysławem, który wciąż nie spuszczał ze mnie gniewnego wzroku. Widocznie sądził, że swoim zachowaniem naraziłam jego syna na śmieszność.
- Karolina!- Krzyknął za mną choć niezbyt głośno gdy ja wyszłam na korytarz. Bałam się, że pójdzie za mną, ale na szczęście tego nie zrobił. Gdy się odwróciłam zauważyłam dlaczego. Jego ojciec stanowczo trzymał go za ramię gestykulując o czymś zawzięcie. A więc tym razem niechęć do mnie pana Władysława na coś się przydała.
Kilkakrotnie głośno odetchnęłam. Właściwie nie miałam tu już czego szukać: dotrzymałam złożonej Magdzie obietnicy, więc teraz mogłam bez przeszkód pójść do domu. Wzięłam z wieszaka umieszczonego na korytarzu swoje rzeczy narzucając na siebie płaszcz. Potem odszukałam wzrokiem Patrycję i podeszłam do niej informując, że muszę już iść. Nie była zadowolona, ale kupiła moją bajeczkę o jutrzejszej pracy i pożegnała. Nie chcąc spędzać tu jeszcze więcej czasu poprosiłam by ucałowała ode mnie Madzię.
Będąc już na zewnątrz okazało się, że do autobusu mam jeszcze kilka minut. Wolnym, spacerowym krokiem zmierzałam więc ku przystankowi. Gdy tam dotarłam oparłam się rozpalonym policzkiem do szklanej ścianki. Plułam sobie w brodę zastanawiając się jak mogłam się tak bardzo pomylić i odebrać niewłaściwie przekaz Łukasza. I poniżyć do błagania. Jeszcze tak nisko nie upadłam nigdy.
- Karolina? Miałem nadzieję, że jeszcze zdążę cię złapać zanim odjedziesz.- Nawet nie otwierając oczu (wiedziałam, że osobą wypowiadającą mojej imię jest Łukasz) spytałam:
- Czego chcesz?
- Jesteś na mnie zła?
- Nie. Dlaczego?- Nawet nie starałam się ukryć ironii.
- A ja myślę, że tak. Gniewasz się za to co ci powiedziałem.- Otworzyłam oczy patrząc mu prosto w twarz i przywołując całą swoją wściekłość (by nie dać się porwać smutkowi i broń Boże nie rozpłakać) odezwałam się gniewnym tonem:
- Posłuchaj, naprawdę nie mam zamiaru z tobą gadać . Zwłaszcza jeśli to znowu ma być monolog w stylu: ja i mój wielki wyrzut sumienia. A jeśli sądzisz że nie upokorzyłeś mnie dostatecznie swoją odmową to informuję cię, że tak się już stało więc możesz sobie odpuścić. No chyba że chcesz napawać się nad swoim tryumfem. W końcu kiedyś to ja rzuciłam ciebie więc możesz się odkuć. Śmiało, nie krępuj się.
- Tu nie o to chodzi.
- Doprawdy? Więc o co? Nie możesz mi wybaczyć tego, że obwiniałam cię o śmierć naszego syna? Że cię zostawiłam?
- Nie.- Jego głos brzmiał żałośnie. A może tak mi się tylko wydawało?
- Więc o co? O Agatę? Chcesz z nią być? A może jest jakaś inna kobieta?
- Nie!- Tym razem niemal krzyknął.
- Nie wierzysz w to, że tym razem nam się uda? Boisz się nawet spróbować? A może wątpisz, że to co do ciebie czuję jest prawdziwe?
- Kara…
- To dlaczego Łukasz?! Tamta noc rzeczywiście nic dla ciebie nie znaczyła? Przespałeś się ze mną tylko korzystając z nadarzającej się okazji i gdyby jakaś inna kobieta była na moim miejscu zrobiłbyś to samo z nią?-  Z każdym wypowiedzianym słowem słyszałam jak drży mi głos.
- Proszę, nie utrudniaj mi tego.- Poprosił cicho ze zbolałym wyrazem twarzy sprawiając, że poczułam się jeszcze żałośniej.
- Co, chcesz mi powiedzieć, że wielki super bohater i obrońca świata Łukasz Kowalski wstydzi się, że nie odwzajemnia uczuć swojej byłej żony? Jest mu zwyczajnie głupio, więc nie chce słuchać o tym, że gdy tylko po dwóch latach znowu go zobaczyła nie może przestać o nim myśleć ? Że nie potrafi zbudować związku z kimś innym bo jej serce wciąż należy do niego? Że jak głupia aż do tej pory, aż to tego dnia łudziła się, że on jednak również coś do niej czuje?  
- Kara przestań!- Łukasz złapał mnie za nadgarstki starając się w ten sposób sprawić bym się uspokoiła. Ale ja i tak nie byłam w stanie. Teraz rozumiałam te wszystkie dziewczyny skomlące o najmniejszy okruszek uczucia swoich byłych chłopaków. I choć zdawałam sobie sprawę, że zachowuję się tak jak one czyli bardzo żałośnie nie potrafiłam inaczej.
- Ale to prawda. Bo…bo ja cię kocham, słyszysz? I choć starałam się wmawiać sobie, że jest inaczej, że cię nienawidzę to…- Przerwałam nagle czując, że nie mogę powiedzieć ani jednego słowa więcej, bo moje wargi są skrępowane. Dopiero po chwili zorientowałam się dlaczego.
Łukasz mnie całował. Namiętnie i zachłannie tak jak nigdy dotąd (nawet podczas naszej wspólnie spędzonej tydzień temu nocy). Zrobił to całym sobą jakby za minutę miał zawalić się cały świat, jakby nic innego się nie liczyło. I jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi- jakbyśmy znajdowali się na świecie tylko we dwoje. Przy tym mocno trzymał dłońmi moją głowę lekko wykręcając ją do tyłu by móc bez przeszkód pogłębić pocałunek.
Przez krótką chwilę zanim dałam porwać się zmysłom i sercu w mojej głowie powstała myśl żeby się od niego odsunąć. Że przecież zranił mnie już dostatecznie, że dla niego to nie znaczyło tak wiele jak dla mnie. Tyle, że…nie potrafiłam. Nie byłam w stanie tak po prostu odsunąć się do tyłu, a potem uderzyć go w twarz. Nie potrafiłam zmusić się by stawić jakikolwiek opór. Przestałam więc walczyć sama ze sobą postanawiając  przyjąć od Łukasza wszystko co chce mi dać na jego warunkach.
- Ehm.- Usłyszałam wymowne chrząknięcie, a potem Łukasz choć z trudem łapiąc oddech odsunął się ode mnie. Rzuciłam przelotne spojrzenie na około pięćdziesięcioletnią kobietę, która właśnie dotarła na przystanek. I nagana w jej wzroku sprawiła, że poczułam się jeszcze gorzej. Spojrzałam na Kowalskiego, ale w jego oczach też nie znalazłam w nich tego co chciałam. Tylko poczucie winy. A więc nic się między nami nie zmieniło. Pocałował mnie z litości.
- Karolina choć ze mną. Dokończymy naszą rozmowę.- Powiedział do mnie cicho.
- Za chwilę nadjedzie mój autobus.- Odparłam mu słabym tonem wciąż oszołomiona tym na co się odważył.
- Odwiozę cię do domu.
- Nie ma takiej potrzeby.- Mój głos zabrzmiał ostrzej. Nie rozumiałam po co mnie tak dręczy. I tak wiedziałam, że nie usłyszę od niego tego co bym chciała. Na dodatek poczułam złość na samą siebie za to, że tylko jednym pocałunkiem udało mu się wyprowadzić mnie z równowagi.
- Jest. Nie powiedziałem ci wszystkiego.
- Mylisz się: wiem już to co chciałam.
- Nie. Jest coś o czymś nie wiesz. Gdybyś to wiedziała to znienawidziłabyś mnie.- Uśmiechnęłam się z lekką drwiną.
- W tej chwili nienawidzę raczej siebie za to co zrobiłam.
- Karolina…
- Łukasz, proszę.- Powiedziałam cicho głównie ze względu na towarzysząca nam kobietę. - My nie mamy o czym rozmawiać. A jeśli nie potrafisz zdecydować czy chcesz zaryzykować czy nie to już twój problem. Ja nie mam zamiaru błagać raz jeszcze.- Nie wiedziałam już dlaczego on się tak zachowuje; nie potrafiłam go rozgryźć. Mogłabym przysiąc, że w jego wzroku ujrzałam cierpienie i smutek. Ale przecież prosiłam go dwa razy. Aż dwa razy otwarcie przyznałam ile dla mnie znaczy: dziś już zupełnie otwarcie. Nie było więc mowy o jakiejkolwiek pomyłce czy nieporozumieniu.
Tyle, że jego odpowiedź nie była taka jakiej się spodziewałam, czyli zdecydowana i tryumfalna za to jak potraktowałam go w przeszłości. I był jeszcze ten pocałunek. Przecież dla niego to też coś znaczyło. To nie mogła być tylko litość, po prostu nie mogła. Co więc to oznaczało? Nie miałam zielonego pojęcia. I właśnie w tym był problem.
- Kara, ja…
- Co Łukasz?- Spytałam nie mogąc się powstrzymać gdy po raz kolejny nie dokończył tego co chciał. Wziął głęboki wdech.
- Ja… nie potrafię dać ci szczęścia.
- Raczej nie chcesz.- Żachnęłam się słysząc tak banalne usprawiedliwienie.
- Proszę, zrozum…
- … nie, nie rozumiem. I już nawet nie próbuję. Albo chcesz być ze mną albo nie. Nie mam zamiaru być zabawką w twoich rękach. Nie mamy po szesnaście lat i nie jesteśmy niepewnymi siebie nastolatkami którzy zastanawiają się czy stworzyć wspólny związek tylko dorosłymi ludźmi. I nie musimy już sprawdzać nawzajem siły swoich uczuć kilkanaście razy, a etap kto pierwszy zadzwoni dawno już za nami. Choć właściwie to nigdy go nie przerabialiśmy.- Spojrzałam w lewo widząc, że mój autobus właśnie nadjeżdża. Potem kątem oka rzuciłam spojrzenie staruszce. Niby na nas nie patrzyła, ale i tak wiedziałam że doskonale wszystko słyszy. Ale w końcu co mnie to obchodziło? I tak jej nie znałam. Dlatego w szybkich, trochę nieskładnych słowach wyrzuciłam z siebie:- Najpierw zjawiasz się po dwóch latach nieobecności przychodząc do kwiaciarni w której pracuję, i nawet nie próbuj mi wmawiać, że o tym nie wiedziałeś; potem pomagasz wyjaśnić sprawę ze sweterkiem i pozytywką Kubusia, mówisz że rozstaliśmy się bo bałeś się o mnie. Następnie spędzamy razem noc po której każesz mi o wszystkim zapomnieć. Teraz, po tym wszystkim zapraszasz mnie do tańca, ale gdy spytałam cię raz jeszcze o to czy jest między nami szansa po prostu udajesz że nie wiesz o co mi chodzi. Ale mnie pocałowałeś. Zauważyłeś schemat? Bo ja tak: najpierw krok w przód, potem w tył. Tyle, że wiesz co ci powiem? Musisz się na coś zdecydować, bo ja nie zniosę dłużej niepewności. Jeśli teraz nie zdobyłeś się na tę próbę ja już nigdy więcej nie ponowię swojej oferty. I mam nadzieję, że jeśli tak się stanie to nigdy się już nie spotkamy. Tym razem za zawsze.- Już chciał mi przerwać, dlatego nieznacznie podniosłam głos.- Na koniec mimo wszystko chcę ci podziękować za to co zrobiłeś dla mnie po powrocie: za rozwiązanie tajemnicy paczki, troskliwą opiekę i kwiaty które przynosiłeś na grób Kubusia. A teraz żegnaj.
- Czekaj. Jeśli tak stawiasz sprawę to muszę ci powiedzieć o moim ojcu. Potem zdecydujesz czy… - Nie dokończył niszcząc kiełkującą we mnie nadzieję. Zamiast tego spytał:- Co miałaś na myśli mówiąc o tych kwiatach?
- Już nie musisz udawać. Wiem o astrach.
- Astrach?
- Na nagrobku Kuby które zostawiałeś co tydzień.- Słysząc to wyglądał na tak zszokowanego, że poczułam się zdezorientowana.- To nie ty je tam wysyłałeś? Łukasz?
- Nie…to znaczy wiem kto je wysyłał.
- Na twoje polecenie?
- Tak.- Potwierdził po dłuższej chwili jakby z wahaniem.
- To dobrze.- Odparłam choć niepokojem. Przez kilka następnych sekund patrzyłam jeszcze na Łukasza stojąc obok niego czekając aż coś powie. W końcu przecież przerwał swoją wypowiedź  Jeśli tak stawiasz sprawę to muszę ci powiedzieć o moim ojcu. Potem zdecydujesz czy… chcesz ze mną być? To chciał powiedzieć? Chyba jednak nie, choć ja wciąż stałam przy nim prawie błagając o to wzrokiem. W końcu mój autobus przyjechał. Zwlekałam nawet jeszcze wtedy ustępując pierwszeństwa staruszce, ale gdy ona wsiadła do pojazdu nie pozostała mi żadna wymówka. Przełknęłam szybko ślinę i odwróciłam się od Łukasza w stronę autobusu. Potem bez słowa do niego wsiadłam. Kowalski miał swoją szansę, ale z niej nie skorzystał bo po prostu nie chciał. Nie dlatego, że nie mógł. Bo nie było już między nami żadnych barier czy problemów. A ja powinnam przyjąć to wszystko ze stoickim spokojem i starać się nie załamywać. W końcu przeżyłam śmierć własnego syna. Odejście męża miałoby mnie teraz załamać?
Pojazd ruszył. I mimo później pory patrząc przez szybę zobaczyłam tam jego twarz. Łukasza. Nasze oczy się spotkały. A ja nie przestawałam na niego patrzeć nawet wtedy gdy autobus ruszał.

8 komentarzy:

  1. Kochana, siedzę, czytam i ryczę!
    Tak mi żal ich wszystkich, naprawdę wszystkich, i Karoliny, i Łukasza, I Jacka, naprawdę smutne.
    No i ciekawi mnie, co zrobił Pan Kowalski...?
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Eh.... Znów się skomplikowało... Mam nadzieję, że Łukasz wreszcie wyzna Karolinie całą prawdę... czekam niecierpliwie na dalszy rozwój akcji... Pozdr.I.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale trzymasz nas w niepewności. Czytałam rozdział i zastanawiałam się czy Karolina i Łukasz w końcu będą razem. Mam nadzieje, że Łukasz powie w końcu całą prawdę. Czekam na następny rozdział. pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  4. Już myślałam że w tym rozdziale wszystko się wyjaśni, a tu proszę ;) Dawno żaden rozdział nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak ten. Jak zwykle super!
    Pozdrawiam, Kinga ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem pod wrażeniem. Dziękuję po raz kolejny i czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy kiedy kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ile jeszcze tajemnic skrywa Łukasz i najażniejsze - kiedy zawalczy o Karolinę? Super opowiadanie :) czekam na cd :)) w.

    OdpowiedzUsuń
  8. czekam na cd pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń