Łączna liczba wyświetleń

sobota, 25 kwietnia 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXXIII: Siniak



Będąc już w domu błądziłam myślami na temat dzisiejszego dnia. Niewątpliwie spadł mi z piersi olbrzymi ciężar: czułam że ostatecznie pożegnałam się z synem i pogodziłam z jego odejściem. I nawet tysiąc paczek wysłanych pod moje drzwi nie spowoduje, że znów się załamię.
Po wyjściu z domu Łukasza, ten oddał mi pozytywkę i bluzeczkę którą wysłała mi nieznana osoba. Sweterek mu zwróciłam: chciałam by reszta rzeczy Kubusia była u niego w jednym miejscu, ale pozytywkę sobie zostawiłam. Melodia dziecięcej kołysanki mnie uspokajała i jak się przekonałam następnego dnia rano pomagała zasnąć.
Optymizmem napełniły mnie również słowa Łukasza: jego obietnica pomocy w odnalezieniu adresata paczki (w teorię Jacka o tym że zrobił to Włodzimierz Kowalski raczej wątpiłam) i ogólnie cały przebieg naszego spotkania. Cieszyłam się, że nareszcie osiągnęliśmy konsensus, że naprawiliśmy nasze wzajemne stosunki. Oczywiście przeszłości nie zmienimy, ale przecież jako byłe małżeństwo nie musimy drzeć ze sobą kotów, prawda?
W weekend odwiedziła mnie masa osób: mama z Bartoszem sprawdzając jak sobie radzę, Beti z Krysią i Asią (bo ta pierwsza oznajmiła im, że prowadzę własne śledztwo więc dziewczyny o wszystko mnie wypytywały). Mamę starałam się uspokoić (zataiłam wiadomość o paczce, a gdy wspomniałam o powrocie Łukasza taktownie udawałam, że wierzę w jej zdziwienie choć wiedziałam że doskonale zdawała sobie sprawę z jego powrotu skoro podała Kowalskiemu mój adres), a swoim przyjaciółkom opowiedziałam że jednak śledztwo nie jest już potrzebne.
- Jak to nie jest?- Dziwiła się Beata.- Przecież pamiętam co mówiłaś podczas ostatnich odwiedzin. Nie próbuj mi znowu kłamać, że dałaś sobie z tym spokój, bo i tak ci nie uwierzę. Mówiłam ci, że będę ci we wszystkim pomagać i sama masz nie ryzykować, prawda?
- Ale ja mówię prawdę, Beti.- Powiedziałam z uśmiechem, bo w trakcie tej swojej krótkiej przemowy wyglądała bardzo groźnie i stanowczo.- Nie będę martwiła się już sprawą tej paczki. Teraz zajmuje się tym ktoś inny.
- Jacek.- Domyśliła się Asia.
- Nie. Łukasz.- Wszystkie trzy łącznie z Krysią spojrzały na mnie szerzej wytrzeszczając oczy.
- Ten Łukasz?
- Twój były mąż?
- Serio?- Dziwiły się wszystkie niemal jednocześnie zarzucając mnie pytaniami.
- Tak, ten Łukasz. Tak mój były mąż. I tak, mówię serio.- Odpowiedziałam im nieco żartobliwie.
- A więc odnowiliście i naprawiliście kontakt?- Ponownie spytała Krysia.- Po tym jak na niego naskoczyłaś sądząc, że to on jest nadawcą paczki którą dostałaś?
- Tak. Spotkaliśmy się wczoraj i oficjalnie wszystko sobie wyjaśniliśmy. Pewnie wiesz od Beti, że na początku to jego oskarżyłam o przysłanie mi tych rzeczy?- Krystyna skinęła głową.- No więc przeprosiłam go. Rozmawialiśmy dość długo oglądając rzeczy Kubusia. Potem Łukasz obiecał, że zajmie się tą sprawą.
- No to super.- Skwitowała to Joasia.- Cieszę się, że jesteś taka spokojna.
- Tak.- Uśmiechnęłam się lekko.- Czuję się uwolniona od demonów przeszłości.
- A więc rozmowa z byłym mężem aż tak ci pomogła?- Choć Krysia posłała Beti ostrzegawcze spojrzenie nie rozumiałam dlaczego, więc odpowiedziałam szczerze:
- Aż do tej pory z wielu rzeczy nie zdawałam sobie sprawy. Na przykład jak wielkie piętno śmierć Kubusia odcisnęła na Łukaszu. Wiecie, że trzymał jego wszystkie rzeczy? I powiedział, że przyjechał tutaj z Lublina tylko dlatego by być przy nim w dniu jego urodzin i rocznicy śmierci, bo nie było go przy nim gdy je obchodził gdy jeszcze żył…- Zaczęłam opowiadać przyjaciółkom nasze spotkanie z Kowalskim z wieloma szczegółami: o tym jak wspominaliśmy przeszłość z Kubą, jego wpadki i najśmieszniejsze momenty. Na koniec dodałam tylko:- Było mi go tak strasznie żal, a jednocześnie wstyd za to że go obwiniałam. Łukasz kochał przecież Kubę tak samo mocno jak i ja. Dopiero wczoraj zrozumiałam jak bardzo.
- To znaczy?
- Opowiadałam wam o tym nastolatku co tydzień składającym kwiaty na grobie Kubusia?- Odpowiedziałam Krysi pytaniem.
- Tym od astrów?
- Aha. Gdy poskładałam układankę do kupy zorientowałam się, że zleceniodawcą bukietów musiał być Łukasz. Dzieciak, który miał je doręczać co tydzień mówił o mężczyźnie koło czterdziestki, a wiecie że dla nastolatków czasami trzydziestolatek wydaje się być facetem w średnim wieku. No i powiedział, że nosił brodę i wyglądał dość groźnie. Łukasz czasami potrafił tak wyglądać. Poza tym wspomniał iż zostały mu jeszcze dwie przesyłki, co zgadzałoby się z terminem powrotem Łukasza. Widocznie sądził, że przyjedzie to Warszawy trochę później.
- Wow. Jestem w szoku.- Skomentowała to Joasia.- Choć rozwiązywałoby to kolejną zagadkę.
- Tak.- Zgodziłam się.
- A co ze śmiercią tych porywaczy?
- Jacek twierdzi, że to szef ukarał ich za to, że źle wykonali zadanie. Nie patrz tak na mnie Joasia, wiem że brzmi to dość makabrycznie i możecie nawet uważać mnie za potwora, ale cieszę się z tego. Ktoś kto doprowadził do śmierci mojego synka zasługiwał na to samo i nie będę udawała że jest inaczej. Po prostu tak czuję.
- Rozumiem cię, Karolcia. Tyle, że chodziło mi raczej o coś innego.
- Czyli?
- Mówiłaś, że wszystko się wyjaśniło, a jednak…skoro ten cały szef Bajkowski, tak? No więc skoro on mógł spowodować śmierć swoich podwładnych, a sam siedzi w więzieniu, to nie chcę cię straszyć, ale ja bym się trochę bała.
- Nawet jeśli to ktoś z rozkazu Bajkowskiego wysłał mi paczkę z rzeczami Kuby- Zaczęłam- To i tak jestem dużo spokojniejsza niż byłam na początku. Bo ten ktoś zamierzał wyprowadzić mnie z równowagi a nie skrzywdzić. Gdyby chciał to zrobić zrobiłby to bez jakiegokolwiek problemu, nie sądzicie? Jestem dość łatwym celem.
- Karolina…
- Dajcie spokój, to miał być żart. A tak poważnie, to Pajęczak i Górski nie zginęli ostatnio, a przynajmniej jeden z nich nie, więc uważam że to po prostu zwykł zbieg okoliczności. Poza tym jestem spokojna, bo teraz Łukasz się wszystkim zajmuje. A ja mu ufam. Wiem, że wiele miesięcy temu tego nie zrobiłam, ale teraz jestem pewna że mnie nie oszuka i mogę na niego liczyć. Zwłaszcza po tym co zaszło wczoraj.- Uśmiechnęłam się lekko melancholijnie przypominają sobie rozmowę z Kowalskim.- To takie smutne, prawda? A ja przez te wszystkie miesiące sądziłam, że zapomniał o synu na dobre zagnieżdżając się w Lublinie. Tak bardzo miałam mu za złe, że wyjechał, że pracował nawet po śmierci Kuby tak jakby to nic go nie nauczyło. Teraz rozumiem jakie to miało dla niego znaczenie.
- To chyba dobrze.- Podsumowała Beti. A ja znowu nie zrozumiałam spojrzenia jakie rzuciła jej Krysia.
- Tak.- Potwierdziłam. To katharsis pozwoliło mi spojrzeć na siebie i swoje dawne zachowanie bardziej obiektywnie. I doszłam do wniosków, że postępowałam nie najlepiej. I dlatego od tej pory obiecałam sobie się zmienić: zaczynam żyć normalnie, bo ja też zasługuję na szczęście.- Westchnęłam.- Tylko mimo wszystko wciąż dopadają mnie ostatnio cienie przeszłości w której Kuba był częścią mojego życia.
- Kuba czy Łukasz?- Mrugnęła pytająco Beata.
- Beti!- Ofuknęła ją Krystyna.
- No co?- Wzruszyła ramionami.- Nie ma się po co oszukiwać.
- Nie rozumiem.- Pokręciłam z dezorientacją głową.
- Myślę, że powinniśmy skończyć tę głupią dyskusję.- Zawyrokowała Joasia.- Obejrzyjmy jakiś film.
- Nie, najpierw chcę wiedzieć o co tak naprawdę chodzi. Beata?- Spojrzałam na nią wyczekująco. Ta milczała dobrą  chwilę.
- Jesteś zdezorientowana i czujesz się winna, bo wrócił Łukasz, prawda? A ty czujesz, że popełniłaś co do niego błąd.
- Co?
- Od jakichś dziesięciu minut opowiadasz nam o tym jak się do niego pomyliłaś i jak dawniej byliście szczęśliwi. O tym, że czujesz wyrzuty sumienia z powodu tego jak potraktowałaś go w przeszłości.
- Chyba nadal nie rozumiem.
- Rozumiesz. Już dawno nie widziałam cię takiej… może rozpromienionej to zbyt duże słowo, ale zadowolonej jest już odpowiednie. I to wszystko dzięki rozmowie z byłym mężem, z którym jak sama stwierdziłaś rozstałaś się bo popełniłaś błąd. Nawet na przyjęciu zaręczynowym Asi gdy walnęłam ci tę całą gadkę nie zachowywałaś się w ten sposób. Owszem, jako tako zauważyłaś że wiedziesz nudną egzystencję, ale dopiero przyjazd Łukasza pozwolił ci spojrzeć na wszystko szerzej, jakby z odpowiedniej perspektywy. W twoich oczach jest teraz coś innego.
- Niby co takiego?- Prychnęłam w końcu zdając sobie sprawę do czego dąży.- To co sugerujesz jest po prostu śmieszne.
- Doprawdy? A ja myślę, że sama się oszukujesz.- Ta rozmowa i kierunek w jaki zmierzała coraz mniej mi się podobał. Sama nie wiem dlaczego byłam coraz bardziej zdenerwowana. Po co chciałam zrozumieć karcące spojrzenia Krysi rzucane Dziubińskiej?
- Nieprawda.- Zaprzeczyłam po raz kolejny.
- Prawda. Żałujesz że się z nim rozwiodłaś Karola?
- Beti!- Żachnęłam się.
- To nie jest trudne pytanie. Po prostu: tak lub nie. Ale wiesz, że odpowiedź może nie być dla ciebie łatwa.- Spuściłam na chwilę głowę, a potem spojrzałam na Krystynę i Joannę. Liczyłam na ich pomoc, ale jakimś cudem pierwsza była zajęta wlepianiem się w swoją herbatę, a druga paznokcie. Czemu milczały teraz gdy ja ich potrzebowałam? Poczułam, że moje serce bije szybciej.
-  Jasne, że żałuję.- Powiedziałam szybko dodając:-  Ale nie dlatego że teraz coś do niego czuję co sugerujesz. Po prostu żałuję, że zrobiłam to w taki sposób, że nazwałam go mordercą Kubusia.
- A to nie to samo?
- Nie. Bo rozstaliśmy się za obopólną zgodą i z wielu innych powodów niż śmierć naszego syna.  No i minęło już zbyt dużo czasu, więc nawet jeśli coś teraz... – zdając sobie sprawę, że to co miałam zamiar powiedzieć nie było najodpowiedniejsze by przekonać moją przyjaciółkę postanowiłam zakończyć inaczej rzucając z grubej rury: A poza tym to zamierzam związać się z Jackiem.- Nie wywarło to na Beaty oczekiwanego wpływu. Z uśmiechem na ustach i jakąś ciepłą pobłażliwością odparła mi:
- Karolciu, ale ty się z nim wiążesz już od niemal roku i nadal nic z tego.
- Nieprawda.- Odrzekłam delikatnie tupiąc nogą dla wzmocnienia efektu, przez co poczułam się jak mała dziewczynka.- My nawet no… Pocałowaliśmy się.- Nie dodałam, że stało się to już dość dawno temu, bo od wspólnej kolacji z Jackiem minęło już kilka tygodni. I najpewniej przez wypity przeze mnie alkohol. No i że potem powiedziałam Bończakowi, byśmy oboje zapomnieli o tym epizodzie, bo nie jestem gotowa na nowy związek. Ucieszona, że zbiłam argumenty Beti (później będę się zastanawiać dlaczego rozmowa na temat mnie i Łukasza sprawiała mi aż taką trudność) postanowiłam o tym nie wspominać.
- Co?
- Naprawdę?
- Jej.- Znów powiedziały niemal jednocześnie. Z tym, że „naprawdę” Beaty brzmiało nieco ironicznie. Zmarszczyłam brwi patrząc na nią.
- O co ci znowu chodzi?- Spytałam ją.
- Daj spokój: „pocałowaliśmy się”? Wiesz ile razy ja się z kimś całowałam? Nawet nie pamiętam imion tych wszystkich chłopaków.
- Ale ja nie jestem tobą i dla mnie pocałunek coś znaczy.
- Więc prześpisz się z Jackiem dopiero po ślubie, co?
- Nie, wskoczę mu do łóżka już dzisiaj tylko po to by zrobić ci na złość.
- Hej, dziewczyny przestańcie już.- Zastopowała nas Krysia, bo ja prawdę mówiąc miałam ochotę porządnie pokłócić się  Beatą. Jak śmiała tak ze mnie żartować? I na dodatek wmawiała mi miłość do Łukasza tak jakbym ja sama nie wiedziała co czuję. Owszem, kiedyś byłam szczęśliwa z Kowalskim i uważałam swoje życie za spełnione. Wierzyłam też, że nasza miłość będzie wieczna.
„Nasz dzidziuś jest na pewno bardzo zdrowy i silny. A nawet jeśli nie to będę go bardzo kochał tak samo jak ciebie.”
Jak żywo w mojej pamięci pojawiła się scena gdy dowiedziawszy się o ciąży zapłakana otworzyłam drzwi od łazienki rzucając się Łukaszowi na ramiona. Jak pocieszał mnie i śmiał się ze mnie, a ja czułam się tak bezpieczna. Jak bałam się swojego odmiennego stanu, a on zapewniał mnie że wszystko będzie dobrze i wyznawał mi miłość
„Przepraszam cię. Ja też nie chciałam wypowiedzieć tamtych słów. Kocham cię
Łukasz. I nie zostawiaj mnie nigdy, dobrze? Nawet jeśli będę plotła głupoty
to pamiętaj o tym.”
„Wiem, Karola, wiem.”
Kolejne wspomnienie spowodowało, że niemal nie mogłam przełknąć śliny. Prawie widziałam przed sobą twarz Łukasza: jego śmiejące się do mnie oczy i przepełnioną miłością twarz. Czy wiedział że go kochałam nawet wtedy gdy nie wracał do domu na noc, gdy udawał chłopaka Kariny Bajkowskiej? I czy ja naprawdę kazałam mu się nigdy nie zostawiać?
- Komu nie kazałaś się zostawiać?- Rozległo się pytanie, a ja zorientowałam się iż ostatnią myśl wypowiedziałam na głos. Potrząsnęłam szybko głową.
- Nikomu.
- Oj Kara, Kara…- Beti zupełnie nieświadomie wywołała kolejną lawinę wspomnień o Łukaszu ponownie wywołując we mnie irytację, bo poczułam że zrobiła to specjalnie.
„Jesteś moją KARĄ. Najukochańszą na świecie.”
- Dlatego mnie tak nazwałaś?- Burknęłam.- Mam na imię Karolina.
- Jejku, jaka czepliwa. Czemu tak ci to przeszkadza? Ktoś inny cię tak nazywał?- Widząc błyski w oczach Beti miałam ochotę ją udusić. Doskonale wiedziała kim była osoba która mnie tak nazywała.
- Nieprawda. Po prostu nie chcę byś mnie tak nazywała. Źle mi się to kojarzy.- Postanowiłam pokonać ją jej własną bronią. Naturalnie to określenie wcale nie kojarzyło mi się to źle: jeśli już to raczej przypominało o tym co straciłam… Boże o czym ja myślę? Na szczęście Asia wybawiła mnie od uszczypliwości Beti drążąc wcześniej podjęty przez nas temat.
- No dobra, a więc mów  co z tym Bończakiem czy tam Kownackim, bo nadal nie wiem jak go nazywać.- Nie chciałam jej zdradzać szczegółów, ale z dwojga złego wolałam rozmowę o Jacku niż Łukaszu. Odetchnęłam więc z ulgą, bo Beata chyba zrezygnowała z prób męczenia mnie. Miałam też nadzieję, że przynajmniej Krysia z Joasią przestały sądzić, że nadal kocham Łukasza. Bo przecież wcale tak nie było. Mówiłam wcześniej prawdę: myślałam o nim w kontekście swojej sytuacji i przeszłości Kuby. A skoro Kowalski był jej częścią to nie dziwoto, że moja opowieść dotyczyła także jego i często o nim wspominałam.  Udowodnię to zaczynając swój związek z Jackiem. Teraz byłam pewna, że to dobra decyzja. Łukasz ostatecznie pomógł uporać mi się z przeszłością.
- Mam zamiar umówić się z nim dziś wieczorem i poinformować o tym, że nareszcie chcę się zaangażować.- Powiedziałam z wielką pewnością patrząc przy tym na Beti. Ta tylko lekko się uśmiechnęła jakby wiedziała, że mówię to tylko na jej użytek. Małpa.
- Super. A więc już nas nie ma.- Zapiała radośnie Asia.
- Hej, to nie znaczy że was wypędzam.- Powiedziałam.
- Przecież wiemy, ale do wieczora zostało mało czasu, a musisz się przygotować no nie?- Spytała retorycznie Beti. Oczywiście znów z tym dziwnym błyskiem w oczach mówiącym: tak, możesz nas oszukać, ale ja wiem że Jacek jest tylko twoją zasłoną dymną.
- Uwierz mi, że nie potrzebuję na to trzech godzin jak ty.- Odparłam jej tak jak i ona udając, że nie dostrzegam żadnych podtekstów w jej wypowiedzi i zachowaniu.
- Ej, zajmuje mi to tylko dwa.- Rzuciła z przekąsem.
- No widzisz, a więc zostańcie jeszcze trochę.- Nalegałam.
-  Nie, Beti ma rację.- Poparła ją Krysia.- Idź, szykuj się. Potem zdasz nam sprawozdanie.
- I załóż lepiej tę bluzkę w paski, którą ci kupiłam.
- I moją sukienkę.
- I mój żakiet. Wszystko będzie idealnie do siebie pasować. Na luzie, ale i z prostą elegancją. W sam raz na randkę.
- Tak zrobię. Jeszcze raz dziękuję wam za prezent.
- Nie ma za co.- Przemówiła w imieniu całej trójki Krystyna.- Skoro zaczęłaś zrywanie z czernią pewnie musisz na nowo uzupełnić całą szafę, a to kosztuję.- Cmoknęła mnie w policzek wstając z mojej małej sofy.- W takim razie do zobaczenia kochana.
- Tak. Udanego spotkania.- Za chwilę podeszła do mnie Asia z dość sporym już brzuszkiem.
- Przyłączam się.- Objęcie Beaty jak zwykle pozbawiło mnie tchu i naruszyło przynajmniej trzy pary żeber. Złość na nią minęła mi całkowicie. A przynajmniej zanim dodała:- Ale ja oprócz udanego spotkania życzę ci też udanej nocy.
- Beti…
- No co? Jak szaleć to na maksa. Poza tym pierwsze randki zazwyczaj tak się kończą.
- Chyba twoje- Odparłam jej i zgodnie całą czwórką roześmiałyśmy się. Beata przyzwyczajona do tego wzruszyła tylko ramionami.
- Nie zaprzeczę. Zwłaszcza gdy chodzę na nie z Krzyśkiem…hm…- Rozmarzyła się.- Kto by pomyślał, że gówniarz jest taki świetny w te klocki.
- Niech no się tylko dowie, że nadal pomimo ponad dwóch lat małżeństwa  nazywasz go gówniarzem.
- On o tym wie. Poza tym to prawda: jest ode mnie młodszy. Ale wiecie co? Już mi to nie przeszkadza. Skoro chciał się bujać z taką staruszką jak ja to jego problem.
Gdy moje przyjaciółki w końcu opuściły mój dom i zostałam sama znów w mojej głowie pojawił się chaos. Nieświadomie Beata poruszyła we mnie jakąś strunę, spowodowała że ponownie poczułam niepokój sama nie wiedząc dlaczego.
„Sądzisz, że gdyby nie śmierć naszego syna nadal bylibyśmy małżeństwem?”
„Nigdy się już tego nie dowiemy prawda?”
Cholera, po co zadałam Łukaszowi to pytanie. Teraz czułam się głupio na samo wspomnienie, bo zabrzmiało to tak jakbym ja żałowała że nie jesteśmy już razem. I pewnie tak zrozumiał to Łukasz, bo niby co miała znaczyć jego odpowiedź?
„Nigdy się tego nie dowiemy…
Tak, niewątpliwie żałował. Gdyby było inaczej rzuciłby coś w stylu: pewnie tak albo nie mam pojęcia. A to jego pytanie nawet nie było grzeczne. Równie dobrze mógł mi powiedzieć: sory mała, to ty wniosłaś sprawę o rozwód więc teraz nie żałuj. Tyle, że ja wcale tego nie żałowałam…prawda?
By uwolnić się od tych przemyśleń w końcu zadzwoniłam do Bończaka. Gdy nie odbierał telefonu wykonałam połączenie jeszcze raz.
Odebrał. Przez kilkadziesiąt sekund gawędziłam z nim o niczym by w końcu zaproponować wypad na kręgle. Bończak wyraźnie zdziwił się moją propozycją, ale ale naturalnie się zgodził. Pożegnałam się więc zamierzając zacząć się upiększać. Czas zacząć żyć a nie egzystować, pomyślałam. Być może przy boku Bończaka to mi się wreszcie uda. Dość zamartwiania się przyszłością i rozmyślaniem o przeszłości. Co było to było, a co ma być to i tak się wydarzy. Dlatego powinnam żyć chwilą i teraźniejszością.
Wspólne wyjście, czy raczej należałoby rzec randka  z Jackiem przebiegła w miłej atmosferze. Wiosna zagościła się już na dobre, więc wspólnie wybraliśmy się na lody, a potem obiecane kręgle. Nie udało mi się wygrać, ale bawiłam się przy tym wyśmienicie. A gdy w pewnym momencie poczułam lekkie ukucie w sercu zwiastujące wyrzuty sumienia pomyślałam o moim małym synku patrzącym na mnie z góry tak jak zalecił mi Łukasz. I poczucie, że cieszy się gdzieś tam w innym świecie z mojego szczęścia była mi dużą pociechą.
Późnym wieczorem, gdy w końcu wróciliśmy z całodziennego spotkania (po kręglach był jeszcze spacer a potem kino) byłam tak zmęczona, że marzyłam tylko o śnie. Zaczęłam żegnać się z Jackiem.
- Czy dzisiejszy dzień coś dla ciebie znaczył?- Spytał mnie. Wiedziałam, że chodzi mu tak naprawdę o coś więcej niż ostatnie kilka godzin.
- Tak.- Odparłam mu.- Było cudownie. Dawno tak dobrze się nie bawiłam.
- Miałem na myśli raczej…
-…wiem co miałeś na myśli.- Zauważyłam jak rozbłysły mu oczy. Zupełnie jak u Łukasza gdy powiedziałam mu o czapeczce Kuby z logo CBŚ…
- Czy to znaczy, że chcesz spróbować?
- Tak, Jacek chcę. Miałeś rację. Już najwyższy czas bym przestała się bać.- Słysząc te słowa Bończak podszedł do mnie i cmoknął prosto w usta. Z dłońmi nadal umieszczonymi na mojej twarzy powiedział:
- Cieszę się. Nawet nie wiesz jak bardzo.- Uśmiechał się tak radośnie, że nie wątpiłam w to że mówi prawdę. Jego radość w pewien sposób udzieliła się i mi choć niekoniecznie miałam na myśli tak szybkie działanie. Mimo wszystko odwzajemniłam jego uśmiech. A potem pozwoliłam się pocałować. Tym razem tak naprawdę.
„Sądzisz, że gdyby nie śmierć naszego syna nadal bylibyśmy małżeństwem?”
„Nigdy się już tego nie dowiemy prawda?”
Wspomnienia wypowiedzianych przeze mnie i Łukasza słów podczas naszego ostatniego spotkania sprawiły, że zdrętwiałam w ramionach Jacka. Spostrzegł to od razu odrywając się ode mnie i z niepokojem pytając:
- Coś się stało?- Pokręciłam głową.
- Nie, w porządku. Coś sobie przypomniałam.
- Karolina, nie musisz bać się szczęścia. Jestem pewny, że Kuba cieszyłby się z tego że jego mama jest znowu radosna.
- Tak.- Mrugnęłam powstrzymując się od dodania, że moje myśli wcale nie dotyczyły zmarłego synka, a byłego męża. Intuicyjnie wyczuwałam, że to by się Jackowi wcale nie spodobało. I mnie też to się nie podobało. Bo to co poczułam gdy Bończak mnie pocałował nie było przyjemne. Jakaś cząstka mojej duży kazała mi przestać, bo jest to zdrada wobec Łukasza. Zupełnie tak jakbym nadal była jego żoną, choć przecież od dawna tak nie jest. Tyle, że pewnych reakcji nie można uniknąć.
Skoro tak, podpowiedział mi jakiś wredny głosik w głowie, to dlaczego przypomniałaś sobie o nim teraz? Jakoś całując się z Jackiem po raz pierwszy od czasu rozwodu wcale tak tego nie traktowałaś. No, ale wtedy nie wiedziałaś, że Łukasz wrócił do Warszawy. I się z nim nie pogodziłaś…
Och, zamknij się przeklęty głosie, powtarzałam w myślach czując się jak wariatka. Pięknie Karolina, słyszysz w sobie jakieś wredne głosy i na dodatek prowadzisz wewnętrzny monolog. Po prostu cudnie.
W tym czasie, gdy ja biłam się z myślami Jacek na szczęście nie zauważył w tym nic dziwnego w ciszy obejmując mnie ramieniem. Gdy sobie to uświadomiłam starałam się nie wysuwać z jego objęć więc przez dłuższą chwilę trwaliśmy tak blisko siebie, jakby przyzwyczajając się do tego uczucia. (A przede wszystkim ja) W pewnej chwili jednak Bończak odsunął się ode mnie.
- Chyba powinienem już iść. Spotkamy się jutro?
- Jeśli chcesz marnować na mnie niedzielę.
- Jasne, że chcę. I nie nazwałbym tego marnowaniem czasu.
- Miło mi to słyszeć.
- Cała przyjemność po mojej stronie.- Skłonił mi się galanteryjnie choć nieco prześmiewczo.- Życzę ci dobrej nocy.
- Wzajemnie.
- Śnij o mnie.
- Będę.- Roześmieliśmy się oboje zupełnie jak para nastolatków po pierwszej randce. Weszłam do domu z uśmiechem na ustach, ale już w środku w mojej głowie pojawiła się konsternacja. Jakby w tym wszystkim było coś dziwnego, coś co nie pasowało do siebie jak dwa puzzle różnych układanek położone obok siebie. Potrząsnęłam głową starając się pozbyć tego irracjonalnego uczucia. Chcę porównywać swój związek z Jackiem do dwóch puzzli? Chyba późna pora nie jest dla mnie najodpowiedniejszą okazją do popisywania się elokwencją. Przecież muszę się w końcu przemóc. Muszę przestać żyć z dnia na dzień. Muszę zacząć panować nad swoim życiem, mieć kogoś dla kogo będę najważniejsza, znowu odkryć szczęście.
Gdzie tu miejsce na coś dziwnego czy porównywanie związku do puzzli? Z tą myślą uspokojona weszłam do łazienki rozpoczynając przygotowania do snu. Potem z ulgą wgramoliłam się pod pachnącą pościel.
Nie śniłam o Jacku tak jak mu obiecałam. A właściwie to nie jestem tego pewna o czym, bo po przebudzeniu niczego nie pamiętałam. Mimo wszystko sen musiał być przyjemny, bo obudziłam się z uśmiechem na ustach i świeżą dawką energii do działania.
Wolna.
Tylko tak mogłam nazwać to uczucie które mnie rozpierało. W końcu uwolniona ostatecznie od demonów przeszłości i tego całego bólu. Jeszcze tylko niech Łukasz rozwiąże zagadkę paczki którą mi dostarczono i minie środa (czyli dzień rocznicy śmierci Kuby) a wówczas będę mogła już w pełni cieszyć się życiem.
Na tę myśl uśmiechnęłam się do siebie. Jeszcze kilka miesięcy temu wydawało mi się, że moje życie się skończyło; jeszcze kilka miesięcy temu miałam żal do całego świata, mieszkałam u mamy  i traciłam czas na bezsensowne wgapianie się w telewizor. Jeszcze kilka miesięcy temu sądziłam, że moje życie właściwie się skończyło, że nie czeka mnie nic dobrego, że jest bez sensu. A teraz? Teraz miałam fajną choć z dnia na dzień coraz mniej wymagająca pracę (a przynajmniej ja tak to odbierałam, bo czasami nachodziła mnie chęć powrotu do swoich ulubionych cyferek i pracy w swoim zawodzie), własne (choć dość małe i mizerne mieszkanie), pozbyłam się z szafy czerni (a przynajmniej ją odstawiłam), zaczęłam na nowo się uśmiechać i śmiać. No i w końcu- co było chyba z tego wszystkiego najważniejsze- zdecydowałam się na krok w stronę Jacka.
Uświadomiwszy sobie to wszystko czułam się bardzo dumna ze swoich osiągnięć. Niektórzy pewnie pomyślą: ta, wielkie mi rzeczy. Trzydziestoletnia bezrobotna rozwódka znalazła pracę i zachowuje się tak jakby dostała gwiazdę z nieba. Tyle, że oni nie przeszli tyle co ja.
Gdy zjadłam śniadanie i trochę ogarnęłam w mieszkaniu, miałam ochotę wpaść do Jacka, ale powstrzymał mnie przed tym telefon. Gdy zerknęłam na wyświetlacz pojawił się na niej nic nie mówiący mi numer.
- Halo?- Odezwałam się.
- O, Karolina. Tak myślałam, że jednak nie zmieniłaś numeru. Ja przez ten czas zrobiłam to kilka razy, ale kiedyś wspominałaś że masz go od wielu lat i trudno ci się z nim rozstawać, bo znów będziesz musiała uczyć się go na pamięć.- Już po pierwszym zdaniu, ze zmarszczonymi z konsternacji brwiami miałam ochotę spytać: kto mówi, ale gdy moja rozmówczyni kontynuowała swój monolog zalewając mnie potokiem słów poznałam ją po głosie.
- Patrycja?
- O, a jednak o mnie pamiętasz. Sądziłam, że już zapomniałaś. Miałaś mnie odwiedzić, pamiętasz? Obiecałaś podczas naszego spotkania na cmentarzu.
- A…no tak.- Czułam się głupio, bo w gruncie rzeczy nie miałam zamiaru odnawiać kontaktu z bratową Łukasza i jej rodziną. Ale teraz, gdy nasze stosunki z Kowalskim się naprawiły to w sumie czemu nie? Przecież to nic złego.- Zamierzałam się do ciebie wybrać w następny weekend.- Skłamałam gdy przypomniał mi się pewien fakt.- Bo chyba będzie obchodzić za niecałe dwa tygodnie w piątek urodziny zdaje mi się?
- Tak. Madzia bardzo się ucieszy, że o tym pamiętasz. Właśnie dlatego do ciebie dzwonię. To poniekąd jej inicjatywa.
- Więc przekaż jej, że na pewno do niej wpadnę i kupię jej coś ładnego. Może nie zbyt wykwintnego i drogiego, ale…
-…daj spokój, wiesz że chodzi tylko o twoją obecność. Odkąd cię ostatnio zauważyła nie gada o niczym innym, a to duży komplement, bo jak wiesz jej radość sprawiają tylko kodeksy i ustawy. Ale tego jej nie kupuj.- Ostrzegła mnie żartobliwie Pati.- I tak stanowczo już przesadza z nauką tego prawniczego bełkotu. Czasami mnie przeraża.
- To fajnie, że ma pasję.
- Tak, ale ona żyje praktycznie tylko tym. Żadnych wypadów z przyjaciółmi, pierwszych flirtów z chłopakami. Za to ciężko wyrwać ją od sterty książek. I na dodatek stale zamęcza Emila…ale nie będę cię tym zadręczać. No więc co? Wpadniesz w piątek wieczorem albo jeśli pracujesz to w sobotę? Nie musisz obawiać się dużej ilości gości: zaprosiłam tylko dwie babcie i parę cioć z wujkami.
- Nie, to nie problem. Z pewnością wpadnę.
- Super. Odezwę się do ciebie jeszcze bliżej terminu. Tylko nie waż się wymigać. Przyjadę po ciebie.
- Nie musisz, będę.
- Jakby coś to przypominam ci, że nie możesz rozczarować Madzi.
- Tak, wiem. Będę.- Powtórzyłam.
- A więc do piątku.
- Do piątku.
Gdy skończyłyśmy rozmawiać zaczęłam rozmyśleć nad prezentem dla Magdy. Co można kupić trzynastolatce tak ekscentrycznej jak ona? Nie miałam zielonego pojęcia. Już od dawna takie spawy mnie nie zajmowały wydając się niemal trywialne w porównaniu ze śmiercią Kubusia którą musiałam przetrawić przez najbliższe dwa lata.
Zastanawiałam się nad tym nawet w drodze do Jacka: tuż przed jego blokiem miałam nawet pewien pomysł. Płyta z nagraniem zespołu (musiałabym tylko trochę wybadać współczesne trendy lub spytać o radę Patrycję) lub jakieś wypasione gadżety dla nastolatek: pomadka, breloczki, kolczyki i zestawy tego typu. W końcu jakby nie było nasza mała Madzia powoli zaczyna zmieniać się w kobietkę.
Dzwoniąc do drzwi Bończaka z moich ust nie schodził uśmiech. Ale wszystko wydawało mi się być cudowne: wiosna która niedługo zmieni się w lato, gdybanie nad urodzinowym prezentem…
- Hej, sory że tak wcześniej, ale pilnie potrzebna mi porada w sprawie prezentu dla trzynas… Jezu, co ci się stało?!- Euforia zaraz wywietrzała mi z głowy gdy tylko drzwi przede mną się otworzyły. Stanął w nich Jacek z wielkim siniakiem na prawym policzku. Wydawał się być lekko zaskoczony moim widokiem, ale szybko się opanował.  Słysząc moje pytanie uśmiechnął się blado.
- Mały wypadek. Co się stało, że przyszłaś bez zapowiedzi?
- Sądziłam, że wczoraj umówiliśmy się na niedzielę.- Odparłam mu nadal nie mogąc wyjść z szoku nad wyglądem jego twarzy.
- No tak, ale nie zadzwoniłaś więc myślałem że wpadnę to ciebie wczesnym popołudniem…z resztą: nieważne. Cieszę się, że jesteś. Wchodź.- Choć uśmiechał się do mnie i pozornie zachowywał tak jak dawniej, to czułam w jego sylwetce i twarzy niepokój który udzielił się i mnie. Spełniłam jego polecenie wchodząc do środka jednocześnie bijąc się z myślami.
- Kto cię pobił?- Spytałam gdy tylko usłyszałam trzask zamykanych za mną drzwi.
- Nikt mnie nie pobił. Miałem tylko niefortunne zbliżenie z…
- Jacek, chyba fazę spadnięcia nieistniejącej doniczki mamy już za sobą.- Przerwałam mu z niejakim zniecierpliwieniem nawiązując do przeszłości gdy jeszcze byliśmy razem. Spotykaliśmy się już od wielu miesięcy aż któregoś dnia nie odzywał się do mnie przez cały weekend, bo pobili go jacyś przestępcy chcąc by spełnił ich żądanie i donosił na CBŚ. Wówczas też udał, że miał niewinny wypadek próbując stosować banalne sztuczki z wypadkiem. Ale jak wspomniałam były dość marne.
- To nic.
- Czy masz jakieś problemy? Jeśli tak to chcę byś mi o nich powiedział. Ktoś cię prześladuje? Dawni znajomi szukają zemsty? Albo ktoś nowy i inny? A może,,, ma to związek z paczką którą dostałam? Powiedz mi prawdę. - Zalałam go gradem pytań.
- Jasne, że nie. Na wszystko. Jak możesz tak myśleć? Nikt mnie nie prześladuje. I to nie ma związku z żadną paczką którą dostałaś.
- Skoro tak to kto cię uderzył?- Jacek mocniej zacisnął usta.
- Pewien facet.
- Jaki i dlaczego?
- Miał powód, ale ja nie chce na ten temat rozmawiać.
- Jacek…- Groźnie wymówiłam jego imię.
- Okej, zgoda. Po prostu zrobiłem coś głupiego czego bardzo żałuję, a ten gość się tego dowiedział i nie był zadowolony.
- Możesz powiedzieć konkretnie o co chodzi nie bawiąc się w ogólniki?
- Wolałbym nie.
- Mówiłam, że jeśli mamy zacząć coś budować na poważnie to bez żadnych tajemnic czy nie dopowiedzeń. Nie zniosę tego po raz trzeci.
- Nie to miałem na myśli.- Powiedział prędko.- Powiem ci, ale nie koniecznie w tej chwili. Możemy odłożyć tę rozmowę na jakiś czas? Powiedzmy, kilka dni?
- Jacek, przerażasz mnie.
- Przepraszam nie to było moim celem. Mogę cię jednak zapewnić już teraz, że to nie ma związku z żadnymi przestępcami czy moją przeszłością.
- A więc chodzi o twoją pracę? Znów nie dogadałeś się z tym drugim chłopakiem?
- Nie, ale jak mówiłem wolałbym na razie porzucić ten temat. Powiem ci o wszystkim za tydzień, dobrze?
- Na pewno?
- Tak.
- Obiecujesz?- Upewniałam się.
- Przysięgam.
- I nie będą to wyjaśnienia w stylu spadającej doniczki?
- Nie, nie będą. Powiem ci całą prawdę bez względu na konsekwencje, Karola. Bo wiem jak wiele ona dla ciebie znaczy.- Milczałam dobre kilka sekund przyszpilając go wzrokiem próbując w ten niewerbalny sposób poinformować go, że tym razem tak łatwo mnie nie przekona i nie spławi. I że za kilka dni po prostu będzie musiał wyjawić mi prawdę. Gdy zauważyłam w jego oczach akceptację i fakt że rzeczywiście wierzył w to co mówi rozluźniłam się i nawet uśmiechnęłam.
- Dobrze.- Zgodziłam się w końcu choć nie do końca udobruchana. No bo zapowiadały się kolejne tajemnice. Na szczęście tylko przez kilka dni.
- A teraz powiedz mi co miałaś na myśli wchodząc tu i o jakim prezencie mówiłaś.-
- No cóż chodziło mi o Magdę córkę mojej koleżanki Patrycji.- Nie dodałam, że była jednocześnie bratową Łukasza-  Obchodzi w najbliższy piątek urodziny i…- Rozpoczęłam wyjaśnienia w duchu nakazując sobie nie zastanawianie się nad sprawą siniaka. Przecież nic się nie działo: na dodatek Jacek obiecał mi wszystko wyjaśnić. Czemu więc czułam się tak jakby ta przyczyna była dla mnie bardzo ważna? I jakby jego pobicie miało jednak związek ze mną…

3 komentarze:

  1. Moim zdaniem Karolina nadal czuje coś do Łukasza tylko boi się do tego przyznać i boi się, że znów będzie przechodziła przez to co wcześniej. Ciekawa jestem co to za tajemnica. Czekam na następny rozdział. Pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialne. Karolina czuje coś do Łukasza i to jest miłość, paczkę pewnie wsyłał Jacek i Łukasz się o tym dowiedział i mu przywalił. Kocham Twoje opowiadania! :D I czekam szybko na kolejną część :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz to juz jestem pewna : Karola kocha Łukasza!! Pomine miłość Łukasza i Karoliny i napisze swoją teorie związaną z siniakiem Jacka. Myślę, że to Łukasz zrobił limo Jackowi. A dlaczego? Więc tak : Jacek wysłał paczke Karoli a Łukasz sie o tym dowiedział bo w końcu to on szukał nadawcy paczki.

    Pozdrawiam wszyskich czytelinków i autorkę ;)))

    OdpowiedzUsuń