Kolejny dzień w pracy przywitałam dość niefortunnym
pomyleniem zamówień i to niemal w ostatniej godziny pracy. I choć dla Patrycji
wydawało się to być bardzo zabawne, dla mnie sama świadomość że pannie młodej
dostarczono zamiast ślubnego bukietu wiązankę pogrzebową wcale nie był
śmieszny. Będąc z reguły empatyczną wczułam się w sytuację biednej młodej
kobiety, która otwierając drzwi zastaje w nich kuriera z czymś takim. Zupełnie
jak jakiś zły omen.
- Daj już spokój, Karola. Nie musisz mnie przepraszać.-
Po raz kolejny powtórzyła moja szefowa gdy z kolei ja po raz kolejny to
zrobiłam (tzn. ją przeprosiłam).- Każdemu to się może zdarzyć. Nie martw się.
- Łatwo ci mówić.- Westchnęłam ciężko.- To nie ty
dostałaś taką wiązankę w najważniejszym dniu swojego życia.
- Nie, ale zareagowałabym tak samo. Wierzyć w takie
głupie przesądy? Doprawdy, gdyby tak było wiele małżeństw nie rozpadłoby się. A
tak ludzie i bez tego mają powód do rozstania.
- Być może.- Mrugnęłam tylko przypominając sobie swój
własny ślub. Jak sunęłam do ołtarza by znaleźć się jak najbliżej Łukasza, by
odwzajemnić jego szeroki uśmiech, by spojrzeć w te roześmiane oczy. A na
miejscu usłyszeć wyszeptane dwa słowa: kocham cię. Jak potem tańczyliśmy
otoczeni przez naszą rodzinę, która przynajmniej dziesięć razy wznosiła toast
za nasze przyszłe szczęście. A potem noc poślubną, gdy choć padaliśmy z nóg i
tak nie mogliśmy oderwać od siebie rąk i oczu.
- ...no i właśnie wtedy przypomniała sobie, że Klaudia
jednak dała jej tę zawieszkę, więc nie miała niczego pożyczonego bo należała do
niej. Hej, słuchasz mnie w ogóle?
- Nie, wybacz. Błądziłam myślami gdzie indziej.
- To znaczy gdzie?- Dopytywała się raczej z wrodzonej
przekory niż prawdziwej ciekawości.
- Właściwie to nic ważnego. Myślałam o swoim ślubie z
Łukaszem.
- O- Pati spoważniała odrobinkę.- Nie mów mi, że ty zapomniałaś
o czymś nowym, niebieskim i pożyczonym i teraz sądzisz że to miało wpływ na
twoje małżeństwo?
- Nie, chociaż jeśli o to chodzi to wszystko było w
porządku, ale tylko dzięki mamie.- Uśmiechnęłam się jakby do swoich własnych
wspomnień.- Wiesz, ona podchodziła do tego dość tradycyjnie. Kilka razy
powtarzała nawet, że gdy sama wychodziła za tatę to zaniedbała ten szczegół.
Czasami śmiała się, że to dlatego jej małżeństwo nie było zbyt udane choć
przecież brak niebieskiej rzeczy nie spowodował że mój ojciec stał się
alkoholikiem prawda?- Teraz mogłam o tym naturalnie rozmawiać, bo po pierwsze
tata dawno już nie żył, po drugie już dawno wyrosłam z wieku gdy to mnie
bolało. Gdy odwiedzając moje koleżanki zazdrościłam ich troskliwych,
kochających i niewrzeszczących ojców. I przede wszystkim trzeźwych.
- No tak. Ale w sumie łatwo zrzucać winę na coś innego za
zniszczenia w życiu osobistym niż na siebie. Naturalnie nie mam na myśli winy
twojej mamy. Znam panią Danusię na tyle by wiedzieć jaka była.
- I jaki był mój ojciec.
- Tak.- Przyznała nieśmiało.
- Daj spokój, przecież mieszkałaś niedaleko mnie, więc z
pewnością nie raz miałaś tego próbkę. Jego kłótnie słyszała jakaś połowa
sąsiadów. A ja lubiłam udawać, że nic się nie dzieje bo bardzo się tego
wstydziłam. Teraz wydaje mi się to być takie głupie...wiesz, że to dlatego nie
zapraszałam do domu żadnych chłopaków ani w ogóle się z nimi nie umawiałam?
Bałam się, że mój ojciec się upije i go zobaczą. Dlatego traktowałam własnego
ojca właściwie jak lokatora, a gdy zmarł poczułam niejaką ulgę. Teraz
zastanawiam się czy postąpiłam właściwie. Może gdybyśmy wszyscy razem z Marleną
i Wojtkiem próbowali z nim więcej rozmawiać, gdyby mama postawiła wyraźne ultimatum...-
Potrząsnęłam szybko głową jednocześnie szybko ucinając zbędny liść
pielęgnowanego właśnie przeze mnie kwiatu.- Przepraszam, ostatnio coraz
częściej dopadają mnie takie wynurzenia typu: co by było gdyby.
- Żałujesz?
- Czego?- Patrycja milczała przez krótką chwilę co jak na
nią było dość niezwykłe. Zrozumiałam więc, że jej kolejne pytanie nie będzie
łatwe.
- No wiesz, że nie udało ci się z mężem. Bo jak wrócił to
… to zachowujesz się trochę inaczej.
- Nie, zupełnie nie o to chodzi.- Powiedziałam jakby
nieswoim tonem dziwiąc się, że czuję jak płonie mi twarz. Najpierw Beti a teraz
ona? - Po prostu żałuję ogólnie tego co mi się nie udało, a sporo się tego
uzbierało. Nie miałam na myśli konkretnie swojego małżeństwa, choć ono również
należy do tego grona. Właściwie to chyba mój największy życiowy niewypał. A
jeśli chodzi o moje zachowanie i powrót Łukasza to...- urwałam słysząc znajome
dzwoneczki umieszczone na drzwiach wejściowych do lokalu by usłyszeć nadejście
nowego klienta. Spojrzałam w tamtą stronę widząc tam...właśnie Łukasza.
- O wilku mowa.- Szepnęła cicho Patrycja głośniej dodając
już:- Dzień dobry- i uciekła na zaplecze. Miałam ochotę zrugać ją za te
porozumiewawcze gesty oczyma, ale przy Kowalskim nie mogłam tego zrobić. Co to
niby miało znaczyć? I to jej wyjście? Przecież Kowalski z pewnością przyszedł do
sklepu w celu dokonania zakupów a nie do mnie jako osoby.
- Witaj.- Odezwał się do mnie nieśmiało się uśmiechając
jakby nie był pewny jak go przyjmę. Ja z kolej też czułam się zakłopotana:
jakby nie było jeszcze chwilkę temu rozmawiałam o nim. Ba, nawet wymówiłam jego
imię. Co jeśli to słyszał? Nie wspominając nawet o naszym ostatnim spotkaniu
gdy zarzuciłam go oskarżeniami na temat zatajania przede mną prawdy. Przecież
nie miał obowiązku mi jej udzielać i nie powinnam tak na niego naskakiwać. A
tym bardziej otwierać się zdradzając jak bardzo mnie to bolało. I nadal boli.
Teraz, gdy wczoraj Jacek uspokoił mnie wyjaśniając wszystko zdałam sobie
sprawę, że nie mogę niczego żądać o Łukasza. I tak powinnam cieszyć się, że
mówił mi cokolwiek.
- Cześć. - Odpowiedziałam. Przez moment patrzyliśmy sobie
bez słowa oboje nie wiedząc co powiedzieć.- Kolejny bukiet dla mamy?- Spytałam
by wreszcie przerwać tę niezręczną atmosferę.
- Bukiet...?- Wydawał się nie wiedzieć o czym mówię.- A,
nie tym razem nie o to chodzi.- Zrozumiał.- Tym razem przyszedłem tu z innego
powodu.- Spojrzał mi w oczy.- Chodzi o naszą wczorajszą rozmowę.
- Łukasz, nie musisz niczego mówić.- Zaczęłam się
tłumaczyć.- Nie miałam prawa cię o nic oskarżać ani czegoś od ciebie żądać.
Teraz nie masz obowiązku mnie o niczym informować jeśli tego nie chcesz.W końcu nie jesteśmy już małżeństwem.
- Nie, miałaś. Jeśli tylko sądziłaś, że może to mieć
związek z tobą. Powinienem zrozumieć twoją determinację w odkryciu prawdy, a
zachowałem się tak jakby to nie miało żadnego znaczenia. Albo jak się
wyraziłaś: jak dawniej. I to ja przepraszam.
- A więc...więc wiesz coś na temat tej sprawy?- Spytałam
pełna napięcia. Czyżbym wreszcie miała poznać nadawcę tajemniczej paczki? Czy
Łukasz się zmienił i zacznie mnie uważać za równorzędną partnerkę?
- Właściwie to, to chciałem ci tylko powiedzieć że nie
miałaś racji w swoich podejrzeniach, bo naprawdę nic nie wiem na temat tej
sprawy.
- Sądziłam że przestałeś traktować mnie jak dziecko.- Mój
głos brzmiał odrobinę ostrzej niż zamierzałam, bo okazało się że spotyka mnie
kolejne rozczarowanie z jego strony. Zadał sobie tyle trudu by przyjść i
powiedzieć mi, że nie ma do czynienia z całą sprawą? Kpił ze mnie w żywe oczy
czy co? A ja jeszcze wczoraj broniłam go sama przed sobą. Ba, chciałam nawet
iść do niego by go ostrzec. Ależ byłam kretynką. Miał rację tak mnie traktując.
- Karolina...
- Kupujesz coś czy nie? Bo niestety ja tutaj pracuję i
nie mam czasu na prywatne rozmowy.- Łukasz rozejrzał się dokoła pustej
przestrzeni jakby niewerbalnie ze mnie oznajmiając: klienci? Jacy niby klienci
skoro jesteśmy tutaj sami? Ponownie mnie tym zirytował.
- Nie.- Westchnął w końcu jakby z rezygnacją. Jednak nie
uczynił żadnego gestu by opuścić kwiaciarnię. Dlatego zirytowana odezwałam się:
- W takim razie, przepraszam, ale muszę cię przeprosić.-
Odeszłam zza lady wysuwając ukryte drzwiczki i nimi przechodząc.- Muszę iść na zaplecze po parę rzeczy, więc
byłoby miło gdybyś...- Zamilkłam czując dłoń Kowalskiego na przegubie swojej
ręki. Byłam tym tak zaskoczona, że w pierwszej chwili stanęłam w miejscu zdolna
tylko patrzeć mu w oczy.
- Posłuchaj wiem, że w przeszłości nie dałem ci zbyt
wielu powodów do tego by mi ufać, ale teraz zrozumiałem swój błąd. I wcale cię
nie oszukuję. Naprawdę nie mam pojęcia kto wysłał tę paczkę, a przynajmniej
jeszcze nie i to nie jest związane ze mną ani z moją pracą. Na początku miałem
pewne podejrzenia że mogłoby tak być, ale okazały się błędne. I masz rację:
znałem twój adres już wcześniej, bo podała mi go twoja mama. Po moim powrocie spotkałem
się z nią i wspomniała mi o twojej przeprowadzce do Warszawy i nowym adresie.
Taka jest prawda, choć możesz mi wierzyć lub nie. Niczego nie zatajam ani nie
kłamię.- Przez moment który mnie wydał
się wiecznością patrzyliśmy sobie w oczy. W filmach, w takiej chwili mówi się,
że czas się zatrzymał. I być może tak było. Bo nagle zapomniałam o wszystkim
złym co było między nami, o to że jeszcze jakiś czas temu byłam wściekła na Łukasza.
Teraz zamiast jego twarzy widziałam rozbawioną twarz swojego męża, niecały
tydzień po narodzinach Kubusia.
„Kocham cię Karola. Za tak wiele
rzeczy, że nie jestem w stanie ich wymienić”. Przymknęłam na moment oczy by pozbyć się tej
urojonej wizji i wrócić do rzeczywistości. Powtarzałam w myślach że przede mną
stoi mój były mąż z nieprzeniknioną miną a nie ten rozbawiony z przeszłości. Musiałam
jeszcze wiedzieć tylko jedno:
- Ale dlaczego w takim razie wróciłeś do Warszawy?-
Spytałam go odzyskując w końcu zdolność mowy i jako tako myślenia. Z racji
bliskiej odległości widziałam jak jeszcze bardziej zmienia się jego twarz: jak
oczy zachodzą znaną mi od czasu naszego rozwodu (a może śmierci Kubusia?) mgłą
odgradzającą go ode mnie i innych; jak szybko przełyka ślinę. Potem odsunął się
ode mnie jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z naszej wzajemnej bliskości.
Gdy to zrobił poczułam zupełnie irracjonalnie uczucie opuszczenia.- Łukasz?
- To…dla niego. To z jego powodu. Chciałem…chciałem choć
tym razem uczestniczyć w jego drugiej rocznicy. Nie było mnie na jego
urodzinach, więc pomyślałem sobie że może przyjeżdżając teraz na grób…- Nie
dokończył, ale ja i tak zrozumiałam co chciał przez to powiedzieć. Uważał, że
powinien odkupić to że w przeszłości nie spędził tej rocznicy z synem. Nawet
jeśli teraz miałby to zrobić podczas drugiej rocznicy- jego śmierci.
Odruchowo uścisnęłam mu tę dłoń którą mnie zatrzymał
zdając sobie sprawę z jego bólu. A więc nie mógł wybaczyć sobie własnej
nieobecności i wciąż się tym gnębił. Gdy nasze dłonie się zetknęły poczułam się
tak jakby przyjęła jego całe jego cierpienie. Wcześniej sądziłam, że to nic dla
niego nie znaczyło. Że zaniedbywał Kubę w ogóle tego nie dostrzegając. Teraz
okazało się, że gnębiły go za to wyrzuty sumienia nie mniejsze niż moje.
Zwłaszcza po śmierci Kuby.
- Niedługo…niedługo znów wracam z powrotem. Do Lublina.-
Odezwał się ponownie, ale bez tej otwartości do której dopuścił chwilę temu.
Wydawało mi się nawet, że żałuje tego do czego się przyznał i teraz próbuje
zniwelować to uczucie nakładając na twarz nieprzeniknioną maskę. I przede
wszystkim tego, że zdradził się ze swoim bólem. - Tak więc jak widzisz to nie
ma związku z tobą czy paczką którą dostałaś.- Dokończył już nie patrząc mi w
oczy.- To wszystko co chciałem ci powiedzieć. A teraz przepraszam, nie będę
dłużej zabierał ci czasu.- Stanowczo, choć nie brutalnie zdjął moją dłoń ze
swojej. Potem odsunął się robiąc kilka kroków w stronę wyjścia.
- Łukasz? – Zatrzymałam go jeszcze. Potem spojrzałam w
oczy przygryzając nerwowo dolną wargę. Przełknęłam głośno ślinę zmuszając się w
duchu do odwagi.- Łukasz chciałabym zobaczyć rzeczy Kuby jeśli nie masz nic
przeciwko temu. Mówiłeś, że nadal je przechowujesz.- Choć do tej pory wstydziłam się po wszystkim
w jakikolwiek sposób prosić o to byłego męża (w końcu w przeszłości to ja sama
kazałam mu wszystko zabrać mówiąc, że nie chcę więcej widzieć rzeczy zmarłego
synka), to teraz nie czułam już tego skrępowania.
- Tak.- Przyznał, ale wiedziałam że robi to niechętnie.
Być może fakt, iż dawniej okłamał mnie twierdząc, że zniszczy wszystkie rzeczy
Kubusia napawał go wstydem gdy przez wysłaną mi paczkę kłamstwo się wydało.
- Mogę je zobaczyć?
- Na pewno chcesz to zrobić?- Upewniał się.
- Tak.- Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie.- Nawet
teraz.
- Teraz?
- Jeśli masz czas, to tak.
- Ale ja nie mam ich tutaj. To znaczy, w domu rodziców.
Właśnie znalazłem tymczasowe mieszkanie i są już w nowym miejscu.
- Nie wiedziałam, że się wyprowadziłeś z rodzinnego domu.
- Taką podjąłem decyzję. Jestem już za stary na to by
siedzieć rodzicom na głowie. Nawet jeśli
tylko jeszcze przez miesiąc.
- Rozumiem. A więc kiedy będę mogła cię odwiedzić?
-Teraz miałem zamiar iść na zakupy, bo potrzeba mi paru
niezbędnych rzeczy do nowego lokum choć wstąpiłem do domu rodziców po
zapomniane drobiazgi.- Dopiero zauważyłam, że Łukasz trzymał małą podręczną
torbę która teraz znajdowała się obok drzwi. Prawdopodobnie puścił ją w trakcie
naszej wcześniejszej kłótni.
- Dużo zajmie ci to czasu? Kończę za niecałą godzinę.-
Byłam dość impertynencka, ale musiałam taka być. Jeśli nie zobaczę rzeczy Kuby
teraz, już nigdy nie odważę się by to zrobić. A musiałam, bo czułam że inaczej
nigdy nie uporam się ze swoimi demonami.
- Właściwie to nie. Godzina będzie w sam raz.
- Świetnie.- Odetchnęłam z ulgą. Oboje wiedzieliśmy, że w
łatwy sposób stosując wymówkę przeprowadzki mógłby mnie zbyć, ale jednak tego
nie zrobił. Posłałam mu ciepły uśmiech.- Dziękuję.
– Nie ma za co.- Odwzajemnił uśmiech, choć zrobił to
nieco sztywno.- Zjawię się u ciebie koło czwartej lub chwilę po. Postaram się
jednak byś długo nie czekała.
– Dobrze- Umówiliśmy się, a potem Łukasz zapisał coś na
małej karteczce. Sądziłam, że swój adres, ale okazało się to być numerem
telefonu. Dopiero potem powiedział gdzie mieszka. Gdy się rozstaliśmy zrobiło
mi się lżej na duszy. A więc nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Sama do
końca nie wiedziałam dlaczego, ale nie wątpiłam w jego szczerość. Teraz już
nie.
– Widzę, że skończyliście już rozmawiać. - Z zaplecza
wyłoniła się Patrycja. Widząc jej minę od razu wiedziałam, że podsłuchiwała.
- Tak.
– I jak? Pogodziliście się?
–Tak jakby.- Powiedziałam lakonicznie zaraz potem dodając
wymownie:- Jak z pewnością słyszałaś.
– Sory, ale nawet na zapleczu wszystko słychać i siłą
rzeczy ja też trochę słyszałam. Ale nie zupełnie wszystko. Tylko początek.
Potem gdy podeszłaś do niego a on cię zatrzymał to rozmawialiście już cicho i
nic nie słyszałam.- Broniła się jednocześnie pogrążając. A więc nie tylko mnie
podsłuchiwała, ale i podglądała?
– Pati, gdybym chciała cię zbesztać musiałabym
zaryzykować zwolnienie z pracy, bo ta rozmowa była prywatna i w godzinach moich
obowiązków.
– I tak nikogo nie było. Ale wracając do tematu to....
chciałam ci powiedzieć, że jeśli coś się dzieje to możesz śmiało mi o wszystkim
mówić. Jeśli chcesz wolne czy coś. Nie wiedziałam nic o żadnej paczce którą
dostałaś i wygadywałam głupoty sądząc, że ty i Łukasz chcecie się zejść. Teraz
czuję się głupio.
– Niepotrzebnie. Przecież o niczym ci nie powiedziałam.-
Zrobiłam krótką pauzę po czym wdałam się w wyjaśnienia.- Ktoś wysłał mi karton
z ulubioną bluzką Kubusia i pozytywką którą dawniej kupił mu Łukasz, a która w
dniu jego pogrzebu się zniszczyła. Początkowo sądziłam, że to on i...- Dość
pobieżnie opisałam scenę gdy wparowałam do domu Kowalskich oskarżając byłego
męża o wszystko, moim prywatnym śledztwie, wczorajszej rozmowie z Jackiem.
Całkiem dobrze było to z siebie zrzucić, bo poczułam się lepiej. Patrycja była
pierwszą osobą, która nie skomentowała podjętej przeze mnie próby wyjaśnienia
wszystkiego: „no wiesz, nie sądzę by to był dobry pomysł” tak jak Beti czy
Jacek. Oboje sądzili, że mogę zrobić jakieś głupstwo. Pati dla odmiany uważała
to za świetną przygodę. I we mnie wierzyła.
– Wow, ale afera. Na twoim miejscu byłabym nieźle
wkurzona. Ale naprawdę nie sądzę by Łukasz miał coś w tym wspólnego. W jego
oczach było tyle szczerości, że musiałby być wybitnym aktorem by tak świetnie
kłamać. Jemu możesz zaufać.
– Też tak myślę.- Mrugnęłam.- No cóż, a teraz przepraszam
cię podleję jeszcze kwiaty w doniczkach na zapleczu. Muszę chociaż stwarzać
pozory dobrej pracownicy.- Pati się roześmiała intuicyjnie wyczuwając, że nie
chcę więcej rozmawiać na ten temat. I przyjęła to do zrozumienia.
– Chyba muszę być bardziej ostra. A tak serio to jeśli
Łukasz zjawi się wcześniej i będziesz chciała wyjść to zrób to bez obaw. Ja
zostanę trochę dłużej.
– Nie ma mowy. Masz małe dziecko i powinnaś jak najwięcej
czasu spędzać z nim. A jeśli Łukasz zjawi się wcześniej, to najwyżej trochę na
mnie poczeka.
Na szczęście żadna z dwóch opcji się nie zdarzyła, bo
Łukasz zjawił się w drzwiach salonu dokładnie pięć minut po szesnastej. A ja
dopiero teraz przypomniałam sobie jaki dawniej był punktualny. Wiele kobiet
żartuje, że jeśli umawia się z facetem na drugą ten przyjedzie wpół do
trzeciej. Z Łukaszem nigdy nie miałam takich problemów. Ba, wielokrotnie nawet
musiałam jednocześnie prasować bluzkę i czesać włosy, bo zjawiał się
punktualnie! To wspomnienie spowodowało, że miałam ochotę się roześmiać ale
powstrzymałam się od tego, bo Kowalski był zupełnie poważny. Chyba rzeczywiście
moja wizyta była mu nie w smak. Gdy doszliśmy do parkingu i zaczął otwierać
przede mną drzwi swojego auta zaczęłam tchórzyć:
– Jeśli jesteś zajęty lub nie chcesz to zrozumiem.
– Nie o to chodzi. Po prostu nie chcę by okazało się to
dla ciebie ponad siły.- A więc chodziło mu tylko o mnie? Odetchnęłam z ulgą.
– Tak się nie stanie. Muszę zobaczyć te rzeczy by
definitywnie sobie wszystko poukładać. Naprawdę czuję, że już niedługo będę w
stanie pogodzić się z… jego odejściem.- Ostatnie zdanie wypowiedziałam nieco
cichszym tonem patrząc w swoje stopy. Potem wsiadłam do auta.
Wspólna podróż samochodem Łukasza minęła nam bardzo
szybko. Czasami jest tak, że przebywając w czyimś towarzystwie zapada
niezręczna cisza, bo żadna ze stron nie wie co powiedzieć choć uważa, że
powinna to zrobić. Zwłaszcza gdy są nimi byli małżonkowie. Ale w moim przypadku
tak nie było. Praktycznie nie zamieniliśmy z Kowalskim żadnego słowa, a mimo to
zdawało mi się że zarówno on jak i ja nie odczuwamy przy tym niezręczności.
Raczej coś w rodzaju spokojnego zrozumienia i potrzeby ciszy by wyrazić powagę
sytuacji.
Chwilę później, byliśmy już na miejscu. Nie przyglądałam
się zbytnio mijanym po drodze uliczkom, więc nie wiedziałam w jakiej dzielnicy
Warszawy jesteśmy. Wyczytałam jednak na plakietce obok skrzyżowania nazwę
ulicy: Sezonowa 4. Potem wysiadłam z auta.
Wyszliśmy na chodnik, a choć zaproponowałam byłemu mężowi
pomoc w niesieniu części jego rzeczy to odmówił. Przy wejściu do właściwego
lokum poprosił tylko o otwarcie mieszkania podając mi klucze. Zgodnie z
życzeniem przejęłam je od niego i przekręciłam zamek. Potem otworzyłam drzwi.
Tak jak się spodziewałam Łukasz wynajął małą, ale dość
schludną i czystą kawalerkę. Bez skrępowania rozglądałam się w jej wnętrzu
podczas gdy on odkładał na bok swoje dwie dość duże torby.
– Zaczekasz chwilkę? Przyniosę ci pudła, ale są w piwnicy
więc zajmie mi to trochę czasu.
– Nie.- Powstrzymałam go widząc, że już chce wyjść.
Spojrzał na mnie.- Skoro tak to jeśli nie masz nic przeciwko temu chciałabym
iść do piwnicy. Nie chcę robić ci kłopotu.
– To żaden kłopot.
– Nieprawda. Będziesz musiał je wnieść, a potem z
powrotem zanieść. Tak oszczędzę ci choć trochę fatygi.
- Ale to piwnica.
- Nic mi się tam nie stanie.
- Skoro tego chcesz...- Jego ton zabrzmiał odrobinkę
pytająco, więc odpowiedziałam stanowczo:
– Chcę.- Pomyślałam, że piwnica jest do tego odpowiednim
miejscem: ostatecznym pokonaniu demonów przeszłości które znajdują się na samym
dnie duszy. Tak jak piwnica znajduje się na samym dnie duszy tego domu.
– W takim razie chodźmy.- Jako, że wynajmowane przez
niego lokum znajdowało się w bloku, piwnica była wspólna. O tej porze jednak
nikogo w niej nie było.
– Wiem, że nie powinienem ich tu trzymać, ale były
lokator musiał sprzątnąć swoje rzeczy i wyniósł je dopiero dzisiaj. A nie
chciałem by...
– ...w porządku, rozumiem.- Nie odpowiadając Łukasz
wskazał mi drogę.- Nie chcesz przy tym być?- Spytałam go. Jego spuszczony wzrok
starczył mi za odpowiedź.- Dlaczego przed tym uciekasz?
- Nie uciekam. Po prostu sądziłem, że będziesz chciała
być w takim momencie sama. Ale jeśli nie…
- Łukasz, wiem że cierpisz. Wiem, że strata Kuby bolała i
boli cię tak samo jak mnie choć początkowo sądziłam inaczej. Ale tak świetnie
potrafiłeś udawać, że…- Urwałam i uśmiechnęłam się smutno.- Zwłaszcza wtedy gdy
powiedziałeś, że spalisz wszystkie jego rzeczy. Dlaczego to zrobiłeś?-
Widziałam, że już otworzył usta by coś powiedzieć, ale gdy tylko na mnie
spojrzał zrezygnował.
- Nie wiem. – Przyznał tylko po dłuższej chwili.
- Ja chyba wiem.- Powiedziałam cicho. Bo zrozumiałam
czemu to zrobił. Dla mnie. By pozwolić mi otrząsnąć się z letargu w jakim
przebywałam. Uważał, że w ten sposób pomoże mi zapomnieć. Znów bolesne jak
ostrze noża wyrzuty sumienia powróciły- Przepraszam.
- Nie masz za co.
- Mam. Nigdy tak naprawdę nie obwiniałam cię o śmierć
Kuby. To co wtedy powiedziałam w dniu jego śmierci. I nawet potem podczas pogrzebu…
-…nie musimy już do tego wracać. Wiem.- Znów spojrzeliśmy
sobie w oczy, a ja poczułam to uczucie chwilowego porozumienia które nas
połączyło. Bo zdałam sobie sprawę, że łączyło nas bardzo wiele. Zmarły syn nie
był jedynym ogniwem.
- A więc zostaniesz?- Wiedziałam, że tego nie chce, ale
postanowiłam nie odpuszczać. Zdawało mi się, że ból Łukasza jest dużo większy
niż mi się początkowo wydawało. I stale się powiększał, bo on nie chciał się do
tego przyznać i sobie pomóc.- Proszę. Będzie mi łatwiej.- Tym razem to ja
skłamałam. Robiłam to dla niego i z wyrazu jego twarzy wiedziałam, że on
również jest tego świadom. Mimo wszystko przełamał się. Wolno usiadł
niewielkiej komodzie znajdującej się w odległej części pomieszczenia. Ale
został. I traktowałam to jako swoje osobiste zwycięstwo.
Z gulą w gardle zbliżyłam się do pierwszego kartonu:
wolno uchyliłam jego wieko. Znajdowały się tam ubranka Kubusia: kolorowe
spodenki, bluzeczki i sweterki. Poniosłam jednego z nich. Doskonale pamiętałam
jak mój mały synek oblał go swoim owocowym sokiem, a ja potem musiałam dość
mocno go zaprać by nie została po tym żadna plama.
Odłożyłam go biorąc do rąk kolejne, a potem następne
ubranko. Z każdym wiązało się jakieś wspomnienie, każde pamiętałam inaczej i
wywoływało inne skojarzenia. Teraz wydawało mi się niesamowite, że jakaś część
odzieży może powodować różnorodne emocje. Że może przypominać wspólny spacer,
zabawę czy śmiech. Że tak wiele żyje
jeszcze w nich Kubusia.
Zamierzałam zamknąć już ten karton i otworzyć następny gdy
zauważyłam wciśniętą w róg małą czapeczkę. Ostrożnie ją wyciągnęłam. Była
zwykłą bejsbolówką z nadrukiem białych liter: CBŚ. W mojej głowie pojawiła się
wizja biegającego po całym domu Kubusia, który nawet na chwilę nie chciał jej
zdjąć.
- Twój prezent urodzinowy.- Powiedziałam. Łukasz drgnął,
ale nic nie powiedział. Udawał, że wpatruje się w okno.- Bardzo ją lubił.
- Naprawdę?- Zauważyłam jakie wrażenie wywarła na nim ta
informacja; jak rozbłysły mu oczy, jak zapaliła się w nich nadzieja. Jako
mogłam wcześniej tego nie zauważać? Dlaczego nie zauważyłam, że ta pozorna
nonszalancja i beznamiętność są w istocie tylko fasadą? Tak jak moją fasadą
była nienawiść skierowana do całego świata…a w szczególności do samego Łukasza.
Na przeprosiny było za późno, ale mogłam przynajmniej go pocieszyć. Tłumiąc
wzruszenie skinęłam głową.
- Tak. Po swoich urodzinach następnego dnia chciał w niej
robić wszystko: nawet jeść obiad. Nie mogłam go zmusić do zdjęcia czapki ani
przez minutę. Pozwolił mi na to dopiero przy kąpieli, ale i to z konieczności.
Bał się, że się zamoczy.
- Nie mówiłaś mi o tym.- Odpowiedział. Nie było w tym
żadnego wyrzutu: jeśli już to raczej zaskoczenie. Wzruszyłam ramionami.
- Po prostu wtedy nie wydawało mi się to być ważne. Poza
tym, wówczas nie układało nam się najlepiej.
- Tak.- Przyznał, a ja w tym czasie sięgnęłam do
następnego kartonu. Były tam zabawki. Kolorowe pajace, które Kuba uwielbiał;
brzęczące i grające pluszaki które brał do buzi, malutkie samochodziki czy
grzechotki. Cały stos różnorodnych kolorów i kształtów; całe mnóstwo godzin
spędzonych na rozmontowywaniu ich przez Kubusia. I moim sprzątaniu ich gdy
beztrosko zostawiał je na podłodze tam gdzie aktualnie się bawił. Jakże wówczas
mnie to irytowało: samochodzik w kuchni, pluszak na dywanie w pokoju,
grzechotka na ganku. Och, jak wiele dałabym za to teraz by móc znowu mieć
okazję to robić! By mieć okazję sprzątać po małym bęcwale.
- Pamiętasz jak śpiewał? Nie wiedziałam wtedy czy zatykać
uszy i się śmiać.
- Pamiętam.- Na twarzy Łukasza zagościł ciepły uśmiech.-
Zwłaszcza prowokowany przez wszystkich.
- Masz na myśli Beti?
- Nie tylko. Twoja siostra też była lisicą. Zawsze
powtarzała, że gdy tylko ją zezłoszczę nakaże Kubie śpiewać mi przez najbliższą
godzinę.
- Groziła ci w ten sposób? No tak. Była do tego zdolna -
Roześmiałam się.- A pamiętasz jak wskoczył na krzesełko na imieninach twojej
mamy i rozpoczął swój repertuar? Myślałam, że serce mi wyskoczy gdy zaczął
wchodzić na stół a potem piszczeć na całe gardło.
- Przynajmniej wszyscy mieli niezły ubaw.
- I zrobili masę zdjęć.
- Albo gdy w sklepie zaczepił ekspedientkę jeżdżącą na
tym wózku do ścierania podłogi…
-…i chciał pojeździć razem z nią.
- A w wesołym miasteczku wata cukrowa przylepiła mu się
do włosów. Musieliśmy obciąć mu jego cudowne loczki.
- Mało co się przy tym nie popłakał gdy ścinałam mu te
złociste kędziory. Miał taki śmieszny pieprzyk na nosku.
- A gdy się marszczył dołeczki na policzkach….
- Zawsze śmiesznie spał na brzuszku wyginając pupę do
góry…
- I nosił swój nocnik za każdym razem gdy go użył...
- Cudownie wyglądał na jednym ze zdjęć które mu wówczas
zrobiłeś. Miał taką naburmuszoną minkę. Wyglądał tak słodko…
Sama nie wiem jak właściwie do tego doszło, ale nagle
zorientowałam się że wspominamy z Łukaszem dawne chwile spędzone z synem,
komentujemy jego zachowanie, śmiejemy się z wpadek. Razem oglądaliśmy jego
zabawki i zdjęcia z albumu. Po raz pierwszy od wielu miesięcy a nawet lat
poczułam się dobrze w swoim ciele, zniknęło gdzieś gryzące poczucie winny i
nieopuszczająca mnie nostalgia połączona z cierpieniem. Rozmowa z kimś kto tak
jak ja był świadkiem najważniejszych chwil w życiu Kuby była dla mnie jak
ożywczy deszcz. Czułam jak spływa na mnie spokój, choć pomieszany z uczuciem
głębokiej straty.
Gdy tylko to sobie uświadomiłam śmiech, którym po raz
kolejny wybuchłam zamarł mi na ustach. Czułam się taka beztroska i patrząc na
Łukasza widziałam to samo. Dosłownie odmłodniał o kilka lat: jego oczy
błyszczały ożywieniem, a usta poruszały się szybkim tempem gdy kończył mówić:
-…i wtedy złapał mnie za szyję jakby naprawdę chciał mnie
udusić. Emil powiedział, że smok i tak po niego przyjdzie…- Gdy na mnie
spojrzał zamarł tak jak ja chwilę wcześniej. Zauważył zmianę mojego nastroju
choć starannie starałam się to ukryć. Gwałtownie spoważniał: blask w jego
oczach zgasł.- Co się stało?
Dlaczego nigdy nie rozmawialiśmy o nim w ten sposób po
rozwodzie, miałam ochotę go zapytać. Dlaczego nigdy nie przytuliłeś mnie
mówiąc, że bardzo ci go brakuje, że muszę ci pomóc tak samo jak ty mi? Dlaczego
okłamałeś mnie twierdząc że wyjechałeś do Lublina z powodu prowadzonego
śledztwa podczas gdy z internetowej archiwalnej prasy dowiedziałam się, że na
jakiś czas zaprzestałeś pracy w CBŚ? Nie zadałam jednak żadnego z tych
nurtujących mnie pytań.
- Tęsknię za Kubą.- Powiedziałam po prostu.- Czasami tak
bardzo, że w piersi czuję wielki ból.- Odruchowo przycisnęłam do siebie
trzymanego w dłoniach misia. Spuściłam przy tym wzrok dlatego zdziwiłam się, że
gdy go podniosłam Łukasz zmienił miejsce i usiadł obok mnie.
- Nie myśl o tym w ten sposób. Ja wolę myśleć o tym, że
on gdzieś tam jest, że na nas patrzy. Lubię wyobrażać sobie jak wygląda: czy
nadal ma tak samo kręcone włosy? Albo te rozkoszne dołeczki w krągłych
policzkach. Był tak cudownym malcem.-
Uśmiechnął się smutno.- Chcę myśleć, że on tam gdzieś jest, że jego śmierć nie
była końcem. Inaczej nie dałbym sobie rady z poczuciem winy.
- To nie była twoja wina, Łukasz.- Powtórzyłam kładąc mu
dłoń na rękach które trzymał na kolanach. Przedtem odłożyłam trzymanego misia.
- Doskonale wiemy, że to nieprawda. Nie musisz udawać, że
było inaczej.- Poczułam w gardle wielką gulę przypominając sobie wypowiedziane
kiedyś przez siebie słowa:
„Nie jesteś przecież policjantem.
Wiele razy przecież to powtarzałeś, nie? Hm, w takim razie zastanówmy się kim
jesteś... Już wiem. Jesteś pieprzonym mordercą! To ty go zabiłeś! Przez ciebie
umarł nasz syn i przez twoją pieprzoną ambicję!
„Bo co? Mnie też zabijesz?”
Jak mogłam być tak okrutna? Jak mogłam nie zdawać sobie
sprawy z jego cierpienia? „Lubię wyobrażać sobie jak wygląda…” te słowa mówiły
więcej niż miliony moich lamentów i krzyków. Zdałam sobie sprawę, że można nie
tylko krzyczeć zewnętrznie. Krzyczeć z
rozpaczy może również dusza.
Po raz kolejny miałam ochotę powtórzyć przepraszam, zapewnić
Łukasza że wypowiedziane przeze mnie przeszło 2 lata temu nie są już aktualne,
że o nic go nie obwiniam ale… Czy miało to jakiś sens? Czy jedno małe słówko
może wymazać cały wydźwięk emocji i spustoszeń w psychice jakie spowodował?
Czasami słowa raniły mocniej niż fizyczny ból, jak mówiło znane porzekadło.
Szkoda tylko, że przekonałam się o tym w ten sposób.
- Przepraszam cię, muszę rozpakować rzeczy. Jeśli chcesz
możesz zostać tu tak długo jak chcesz.- Usłyszałam głos Kowalskiego nad sobą,
bo okazało się że gdy mnie po raz kolejny gnębiły wyrzuty sumienia to on w tym
czasie wstał. A raczej uciekał. Ale co mogłam zrobić by go zatrzymać? By
zrozumieć jego ból? Chyba nic. Do tej pory byłam tak bardzo zapatrzona w swój,
że nie dostrzegałam tego co działo się z nim. To też napawało mnie nie-mniejszym
smutkiem. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego wcześniej, to znaczy po śmierci
Kuby tak nie rozmawialiśmy. Z tą szczerością, bez żadnych złości czy oskarżeń. Dlaczego
nie mogliśmy razem wspomóc się we własnym cierpieniu, dlaczego wciąż
obarczaliśmy się winą choć przecież tak naprawdę nikt z nas nie był winny. I w
mojej głowie zrodziło się pewne pytanie:
- Sądzisz, że gdyby nie śmierć naszego syna nadal
bylibyśmy małżeństwem?- Łukasz odwrócił się chwilę temu, więc nie mogłam
zobaczyć jego twarzy. Ale wyraźnie zauważyłam że drgnął. Co mnie podkusiło by o
to zapytać? I przede wszystkim: dlaczego?
- Nigdy się już tego nie dowiemy prawda?- Odparł mi
retorycznie. Potem zmienił temat.- Jeśli dowiem się czegoś na temat paczki to
dam ci znak.- Rzucił po czym opuścił pokój. I zostawił mnie całkowicie
skonsternowaną.
dziękuję za to opowiadanie
OdpowiedzUsuńBrak słów, rozczuliła mnie ta część i zmusiła do zastanowienia.
OdpowiedzUsuńRefleksja, refleksja, refleksja nad słowami, które padają w złości i które zabijają nas od środka...., i których cofnąc nie można.
Pozdrawiam
Ania
mam nadzieję że po tym zrozumie że nadal na prawdę kocha Łukasza...
OdpowiedzUsuńJaka piękna część, tylko oni się uzupełniają. Czekam na kolejne z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńŁukasz z Karoliną to najlepsza para :D
OdpowiedzUsuńczekam na Cięg dalszy
OdpowiedzUsuńJesteś po prostu genialna, no brak słów! Bardzo cenię Twoje opowiadania, są dla mnie odskocznią od rzeczywistości, ale jednak czymś realnym, co może się zdarzyć w prawdziwym życiu. Czuję jakby Karolina była moją przyjaciółką :) Kibicuję jej i Łukaszowi i buziaki dla autorki :*
OdpowiedzUsuń