Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 19 kwietnia 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXXII: Wspomnienia o przeszłości



Kolejny dzień w pracy przywitałam dość niefortunnym pomyleniem zamówień i to niemal w ostatniej godziny pracy. I choć dla Patrycji wydawało się to być bardzo zabawne, dla mnie sama świadomość że pannie młodej dostarczono zamiast ślubnego bukietu wiązankę pogrzebową wcale nie był śmieszny. Będąc z reguły empatyczną wczułam się w sytuację biednej młodej kobiety, która otwierając drzwi zastaje w nich kuriera z czymś takim. Zupełnie jak jakiś zły omen.
- Daj już spokój, Karola. Nie musisz mnie przepraszać.- Po raz kolejny powtórzyła moja szefowa gdy z kolei ja po raz kolejny to zrobiłam (tzn. ją przeprosiłam).- Każdemu to się może zdarzyć. Nie martw się.
- Łatwo ci mówić.- Westchnęłam ciężko.- To nie ty dostałaś taką wiązankę w najważniejszym dniu swojego życia.
- Nie, ale zareagowałabym tak samo. Wierzyć w takie głupie przesądy? Doprawdy, gdyby tak było wiele małżeństw nie rozpadłoby się. A tak ludzie i bez tego mają powód do rozstania.
- Być może.- Mrugnęłam tylko przypominając sobie swój własny ślub. Jak sunęłam do ołtarza by znaleźć się jak najbliżej Łukasza, by odwzajemnić jego szeroki uśmiech, by spojrzeć w te roześmiane oczy. A na miejscu usłyszeć wyszeptane dwa słowa: kocham cię. Jak potem tańczyliśmy otoczeni przez naszą rodzinę, która przynajmniej dziesięć razy wznosiła toast za nasze przyszłe szczęście. A potem noc poślubną, gdy choć padaliśmy z nóg i tak nie mogliśmy oderwać od siebie rąk i oczu.
- ...no i właśnie wtedy przypomniała sobie, że Klaudia jednak dała jej tę zawieszkę, więc nie miała niczego pożyczonego bo należała do niej. Hej, słuchasz mnie w ogóle?
- Nie, wybacz. Błądziłam myślami gdzie indziej.
- To znaczy gdzie?- Dopytywała się raczej z wrodzonej przekory niż prawdziwej ciekawości.
- Właściwie to nic ważnego. Myślałam o swoim ślubie z Łukaszem.
- O- Pati spoważniała odrobinkę.- Nie mów mi, że ty zapomniałaś o czymś nowym, niebieskim i pożyczonym i teraz sądzisz że to miało wpływ na twoje małżeństwo?
- Nie, chociaż jeśli o to chodzi to wszystko było w porządku, ale tylko dzięki mamie.- Uśmiechnęłam się jakby do swoich własnych wspomnień.- Wiesz, ona podchodziła do tego dość tradycyjnie. Kilka razy powtarzała nawet, że gdy sama wychodziła za tatę to zaniedbała ten szczegół. Czasami śmiała się, że to dlatego jej małżeństwo nie było zbyt udane choć przecież brak niebieskiej rzeczy nie spowodował że mój ojciec stał się alkoholikiem prawda?- Teraz mogłam o tym naturalnie rozmawiać, bo po pierwsze tata dawno już nie żył, po drugie już dawno wyrosłam z wieku gdy to mnie bolało. Gdy odwiedzając moje koleżanki zazdrościłam ich troskliwych, kochających i niewrzeszczących ojców. I przede wszystkim trzeźwych.
- No tak. Ale w sumie łatwo zrzucać winę na coś innego za zniszczenia w życiu osobistym niż na siebie. Naturalnie nie mam na myśli winy twojej mamy. Znam panią Danusię na tyle by wiedzieć jaka była.
- I jaki był mój ojciec.
- Tak.- Przyznała nieśmiało.
- Daj spokój, przecież mieszkałaś niedaleko mnie, więc z pewnością nie raz miałaś tego próbkę. Jego kłótnie słyszała jakaś połowa sąsiadów. A ja lubiłam udawać, że nic się nie dzieje bo bardzo się tego wstydziłam. Teraz wydaje mi się to być takie głupie...wiesz, że to dlatego nie zapraszałam do domu żadnych chłopaków ani w ogóle się z nimi nie umawiałam? Bałam się, że mój ojciec się upije i go zobaczą. Dlatego traktowałam własnego ojca właściwie jak lokatora, a gdy zmarł poczułam niejaką ulgę. Teraz zastanawiam się czy postąpiłam właściwie. Może gdybyśmy wszyscy razem z Marleną i Wojtkiem próbowali z nim więcej rozmawiać, gdyby mama postawiła wyraźne ultimatum...- Potrząsnęłam szybko głową jednocześnie szybko ucinając zbędny liść pielęgnowanego właśnie przeze mnie kwiatu.- Przepraszam, ostatnio coraz częściej dopadają mnie takie wynurzenia typu: co by było gdyby.
- Żałujesz?
- Czego?- Patrycja milczała przez krótką chwilę co jak na nią było dość niezwykłe. Zrozumiałam więc, że jej kolejne pytanie nie będzie łatwe.
- No wiesz, że nie udało ci się z mężem. Bo jak wrócił to … to zachowujesz się trochę inaczej.
- Nie, zupełnie nie o to chodzi.- Powiedziałam jakby nieswoim tonem dziwiąc się, że czuję jak płonie mi twarz. Najpierw Beti a teraz ona? - Po prostu żałuję ogólnie tego co mi się nie udało, a sporo się tego uzbierało. Nie miałam na myśli konkretnie swojego małżeństwa, choć ono również należy do tego grona. Właściwie to chyba mój największy życiowy niewypał. A jeśli chodzi o moje zachowanie i powrót Łukasza to...- urwałam słysząc znajome dzwoneczki umieszczone na drzwiach wejściowych do lokalu by usłyszeć nadejście nowego klienta. Spojrzałam w tamtą stronę widząc tam...właśnie Łukasza.
- O wilku mowa.- Szepnęła cicho Patrycja głośniej dodając już:- Dzień dobry- i uciekła na zaplecze. Miałam ochotę zrugać ją za te porozumiewawcze gesty oczyma, ale przy Kowalskim nie mogłam tego zrobić. Co to niby miało znaczyć? I to jej wyjście? Przecież Kowalski z pewnością przyszedł do sklepu w celu dokonania zakupów a nie do mnie jako osoby.
- Witaj.- Odezwał się do mnie nieśmiało się uśmiechając jakby nie był pewny jak go przyjmę. Ja z kolej też czułam się zakłopotana: jakby nie było jeszcze chwilkę temu rozmawiałam o nim. Ba, nawet wymówiłam jego imię. Co jeśli to słyszał? Nie wspominając nawet o naszym ostatnim spotkaniu gdy zarzuciłam go oskarżeniami na temat zatajania przede mną prawdy. Przecież nie miał obowiązku mi jej udzielać i nie powinnam tak na niego naskakiwać. A tym bardziej otwierać się zdradzając jak bardzo mnie to bolało. I nadal boli. Teraz, gdy wczoraj Jacek uspokoił mnie wyjaśniając wszystko zdałam sobie sprawę, że nie mogę niczego żądać o Łukasza. I tak powinnam cieszyć się, że mówił mi cokolwiek.
- Cześć. - Odpowiedziałam. Przez moment patrzyliśmy sobie bez słowa oboje nie wiedząc co powiedzieć.- Kolejny bukiet dla mamy?- Spytałam by wreszcie przerwać tę niezręczną atmosferę.
- Bukiet...?- Wydawał się nie wiedzieć o czym mówię.- A, nie tym razem nie o to chodzi.- Zrozumiał.- Tym razem przyszedłem tu z innego powodu.- Spojrzał mi w oczy.- Chodzi o naszą wczorajszą rozmowę.
- Łukasz, nie musisz niczego mówić.- Zaczęłam się tłumaczyć.- Nie miałam prawa cię o nic oskarżać ani czegoś od ciebie żądać. Teraz nie masz obowiązku mnie o niczym informować jeśli tego nie chcesz.W końcu nie jesteśmy już małżeństwem.
- Nie, miałaś. Jeśli tylko sądziłaś, że może to mieć związek z tobą. Powinienem zrozumieć twoją determinację w odkryciu prawdy, a zachowałem się tak jakby to nie miało żadnego znaczenia. Albo jak się wyraziłaś: jak dawniej. I to ja przepraszam.
- A więc...więc wiesz coś na temat tej sprawy?- Spytałam pełna napięcia. Czyżbym wreszcie miała poznać nadawcę tajemniczej paczki? Czy Łukasz się zmienił i zacznie mnie uważać za równorzędną partnerkę?
- Właściwie to, to chciałem ci tylko powiedzieć że nie miałaś racji w swoich podejrzeniach, bo naprawdę nic nie wiem na temat tej sprawy.
- Sądziłam że przestałeś traktować mnie jak dziecko.- Mój głos brzmiał odrobinę ostrzej niż zamierzałam, bo okazało się że spotyka mnie kolejne rozczarowanie z jego strony. Zadał sobie tyle trudu by przyjść i powiedzieć mi, że nie ma do czynienia z całą sprawą? Kpił ze mnie w żywe oczy czy co? A ja jeszcze wczoraj broniłam go sama przed sobą. Ba, chciałam nawet iść do niego by go ostrzec. Ależ byłam kretynką. Miał rację tak mnie traktując.
- Karolina...
- Kupujesz coś czy nie? Bo niestety ja tutaj pracuję i nie mam czasu na prywatne rozmowy.- Łukasz rozejrzał się dokoła pustej przestrzeni jakby niewerbalnie ze mnie oznajmiając: klienci? Jacy niby klienci skoro jesteśmy tutaj sami? Ponownie mnie tym zirytował.
- Nie.- Westchnął w końcu jakby z rezygnacją. Jednak nie uczynił żadnego gestu by opuścić kwiaciarnię. Dlatego zirytowana odezwałam się:
- W takim razie, przepraszam, ale muszę cię przeprosić.- Odeszłam zza lady wysuwając ukryte drzwiczki i nimi przechodząc.-  Muszę iść na zaplecze po parę rzeczy, więc byłoby miło gdybyś...- Zamilkłam czując dłoń Kowalskiego na przegubie swojej ręki. Byłam tym tak zaskoczona, że w pierwszej chwili stanęłam w miejscu zdolna tylko patrzeć mu w oczy.
- Posłuchaj wiem, że w przeszłości nie dałem ci zbyt wielu powodów do tego by mi ufać, ale teraz zrozumiałem swój błąd. I wcale cię nie oszukuję. Naprawdę nie mam pojęcia kto wysłał tę paczkę, a przynajmniej jeszcze nie i to nie jest związane ze mną ani z moją pracą. Na początku miałem pewne podejrzenia że mogłoby tak być, ale okazały się błędne. I masz rację: znałem twój adres już wcześniej, bo podała mi go twoja mama. Po moim powrocie spotkałem się z nią i wspomniała mi o twojej przeprowadzce do Warszawy i nowym adresie. Taka jest prawda, choć możesz mi wierzyć lub nie. Niczego nie zatajam ani nie kłamię.-  Przez moment który mnie wydał się wiecznością patrzyliśmy sobie w oczy. W filmach, w takiej chwili mówi się, że czas się zatrzymał. I być może tak było. Bo nagle zapomniałam o wszystkim złym co było między nami, o to że jeszcze jakiś czas temu byłam wściekła na Łukasza. Teraz zamiast jego twarzy widziałam rozbawioną twarz swojego męża, niecały tydzień po narodzinach Kubusia.
„Kocham cię Karola. Za tak wiele rzeczy, że nie jestem w stanie ich wymienić”. Przymknęłam na moment oczy by pozbyć się tej urojonej wizji i wrócić do rzeczywistości. Powtarzałam w myślach że przede mną stoi mój były mąż z nieprzeniknioną miną a nie ten rozbawiony z przeszłości. Musiałam jeszcze wiedzieć tylko jedno:
- Ale dlaczego w takim razie wróciłeś do Warszawy?- Spytałam go odzyskując w końcu zdolność mowy i jako tako myślenia. Z racji bliskiej odległości widziałam jak jeszcze bardziej zmienia się jego twarz: jak oczy zachodzą znaną mi od czasu naszego rozwodu (a może śmierci Kubusia?) mgłą odgradzającą go ode mnie i innych; jak szybko przełyka ślinę. Potem odsunął się ode mnie jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z naszej wzajemnej bliskości. Gdy to zrobił poczułam zupełnie irracjonalnie uczucie opuszczenia.- Łukasz?
- To…dla niego. To z jego powodu. Chciałem…chciałem choć tym razem uczestniczyć w jego drugiej rocznicy. Nie było mnie na jego urodzinach, więc pomyślałem sobie że może przyjeżdżając teraz na grób…- Nie dokończył, ale ja i tak zrozumiałam co chciał przez to powiedzieć. Uważał, że powinien odkupić to że w przeszłości nie spędził tej rocznicy z synem. Nawet jeśli teraz miałby to zrobić podczas drugiej rocznicy- jego śmierci.
Odruchowo uścisnęłam mu tę dłoń którą mnie zatrzymał zdając sobie sprawę z jego bólu. A więc nie mógł wybaczyć sobie własnej nieobecności i wciąż się tym gnębił. Gdy nasze dłonie się zetknęły poczułam się tak jakby przyjęła jego całe jego cierpienie. Wcześniej sądziłam, że to nic dla niego nie znaczyło. Że zaniedbywał Kubę w ogóle tego nie dostrzegając. Teraz okazało się, że gnębiły go za to wyrzuty sumienia nie mniejsze niż moje. Zwłaszcza po śmierci Kuby.
- Niedługo…niedługo znów wracam z powrotem. Do Lublina.- Odezwał się ponownie, ale bez tej otwartości do której dopuścił chwilę temu. Wydawało mi się nawet, że żałuje tego do czego się przyznał i teraz próbuje zniwelować to uczucie nakładając na twarz nieprzeniknioną maskę. I przede wszystkim tego, że zdradził się ze swoim bólem. - Tak więc jak widzisz to nie ma związku z tobą czy paczką którą dostałaś.- Dokończył już nie patrząc mi w oczy.- To wszystko co chciałem ci powiedzieć. A teraz przepraszam, nie będę dłużej zabierał ci czasu.- Stanowczo, choć nie brutalnie zdjął moją dłoń ze swojej. Potem odsunął się robiąc kilka kroków w stronę wyjścia.
- Łukasz? – Zatrzymałam go jeszcze. Potem spojrzałam w oczy przygryzając nerwowo dolną wargę. Przełknęłam głośno ślinę zmuszając się w duchu do odwagi.- Łukasz chciałabym zobaczyć rzeczy Kuby jeśli nie masz nic przeciwko temu. Mówiłeś, że nadal je przechowujesz.-  Choć do tej pory wstydziłam się po wszystkim w jakikolwiek sposób prosić o to byłego męża (w końcu w przeszłości to ja sama kazałam mu wszystko zabrać mówiąc, że nie chcę więcej widzieć rzeczy zmarłego synka), to teraz nie czułam już tego skrępowania.
- Tak.- Przyznał, ale wiedziałam że robi to niechętnie. Być może fakt, iż dawniej okłamał mnie twierdząc, że zniszczy wszystkie rzeczy Kubusia napawał go wstydem gdy przez wysłaną mi paczkę kłamstwo się wydało.
- Mogę je zobaczyć?
- Na pewno chcesz to zrobić?- Upewniał się.
- Tak.- Spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie.- Nawet teraz.
- Teraz?
- Jeśli masz czas, to tak.
- Ale ja nie mam ich tutaj. To znaczy, w domu rodziców. Właśnie znalazłem tymczasowe mieszkanie i są już w nowym miejscu.
- Nie wiedziałam, że się wyprowadziłeś z rodzinnego domu.
- Taką podjąłem decyzję. Jestem już za stary na to by siedzieć rodzicom na głowie.  Nawet jeśli tylko jeszcze przez miesiąc.
- Rozumiem. A więc kiedy będę mogła cię odwiedzić?
-Teraz miałem zamiar iść na zakupy, bo potrzeba mi paru niezbędnych rzeczy do nowego lokum choć wstąpiłem do domu rodziców po zapomniane drobiazgi.- Dopiero zauważyłam, że Łukasz trzymał małą podręczną torbę która teraz znajdowała się obok drzwi. Prawdopodobnie puścił ją w trakcie naszej wcześniejszej kłótni.
- Dużo zajmie ci to czasu? Kończę za niecałą godzinę.- Byłam dość impertynencka, ale musiałam taka być. Jeśli nie zobaczę rzeczy Kuby teraz, już nigdy nie odważę się by to zrobić. A musiałam, bo czułam że inaczej nigdy nie uporam się ze swoimi demonami.
- Właściwie to nie. Godzina będzie w sam raz.
- Świetnie.- Odetchnęłam z ulgą. Oboje wiedzieliśmy, że w łatwy sposób stosując wymówkę przeprowadzki mógłby mnie zbyć, ale jednak tego nie zrobił. Posłałam mu ciepły uśmiech.- Dziękuję.
– Nie ma za co.- Odwzajemnił uśmiech, choć zrobił to nieco sztywno.- Zjawię się u ciebie koło czwartej lub chwilę po. Postaram się jednak byś długo nie czekała.
– Dobrze- Umówiliśmy się, a potem Łukasz zapisał coś na małej karteczce. Sądziłam, że swój adres, ale okazało się to być numerem telefonu. Dopiero potem powiedział gdzie mieszka. Gdy się rozstaliśmy zrobiło mi się lżej na duszy. A więc nie miał z tym wszystkim nic wspólnego. Sama do końca nie wiedziałam dlaczego, ale nie wątpiłam w jego szczerość. Teraz już nie.
– Widzę, że skończyliście już rozmawiać. - Z zaplecza wyłoniła się Patrycja. Widząc jej minę od razu wiedziałam, że podsłuchiwała.
- Tak.
– I jak? Pogodziliście się?
–Tak jakby.- Powiedziałam lakonicznie zaraz potem dodając wymownie:- Jak z pewnością słyszałaś.
– Sory, ale nawet na zapleczu wszystko słychać i siłą rzeczy ja też trochę słyszałam. Ale nie zupełnie wszystko. Tylko początek. Potem gdy podeszłaś do niego a on cię zatrzymał to rozmawialiście już cicho i nic nie słyszałam.- Broniła się jednocześnie pogrążając. A więc nie tylko mnie podsłuchiwała, ale i podglądała?
– Pati, gdybym chciała cię zbesztać musiałabym zaryzykować zwolnienie z pracy, bo ta rozmowa była prywatna i w godzinach moich obowiązków.
– I tak nikogo nie było. Ale wracając do tematu to.... chciałam ci powiedzieć, że jeśli coś się dzieje to możesz śmiało mi o wszystkim mówić. Jeśli chcesz wolne czy coś. Nie wiedziałam nic o żadnej paczce którą dostałaś i wygadywałam głupoty sądząc, że ty i Łukasz chcecie się zejść. Teraz czuję się głupio.
– Niepotrzebnie. Przecież o niczym ci nie powiedziałam.- Zrobiłam krótką pauzę po czym wdałam się w wyjaśnienia.- Ktoś wysłał mi karton z ulubioną bluzką Kubusia i pozytywką którą dawniej kupił mu Łukasz, a która w dniu jego pogrzebu się zniszczyła. Początkowo sądziłam, że to on i...- Dość pobieżnie opisałam scenę gdy wparowałam do domu Kowalskich oskarżając byłego męża o wszystko, moim prywatnym śledztwie, wczorajszej rozmowie z Jackiem. Całkiem dobrze było to z siebie zrzucić, bo poczułam się lepiej. Patrycja była pierwszą osobą, która nie skomentowała podjętej przeze mnie próby wyjaśnienia wszystkiego: „no wiesz, nie sądzę by to był dobry pomysł” tak jak Beti czy Jacek. Oboje sądzili, że mogę zrobić jakieś głupstwo. Pati dla odmiany uważała to za świetną przygodę. I we mnie wierzyła.
– Wow, ale afera. Na twoim miejscu byłabym nieźle wkurzona. Ale naprawdę nie sądzę by Łukasz miał coś w tym wspólnego. W jego oczach było tyle szczerości, że musiałby być wybitnym aktorem by tak świetnie kłamać. Jemu możesz zaufać.
– Też tak myślę.- Mrugnęłam.- No cóż, a teraz przepraszam cię podleję jeszcze kwiaty w doniczkach na zapleczu. Muszę chociaż stwarzać pozory dobrej pracownicy.- Pati się roześmiała intuicyjnie wyczuwając, że nie chcę więcej rozmawiać na ten temat. I przyjęła to do zrozumienia.
– Chyba muszę być bardziej ostra. A tak serio to jeśli Łukasz zjawi się wcześniej i będziesz chciała wyjść to zrób to bez obaw. Ja zostanę trochę dłużej.
– Nie ma mowy. Masz małe dziecko i powinnaś jak najwięcej czasu spędzać z nim. A jeśli Łukasz zjawi się wcześniej, to najwyżej trochę na mnie poczeka.
Na szczęście żadna z dwóch opcji się nie zdarzyła, bo Łukasz zjawił się w drzwiach salonu dokładnie pięć minut po szesnastej. A ja dopiero teraz przypomniałam sobie jaki dawniej był punktualny. Wiele kobiet żartuje, że jeśli umawia się z facetem na drugą ten przyjedzie wpół do trzeciej. Z Łukaszem nigdy nie miałam takich problemów. Ba, wielokrotnie nawet musiałam jednocześnie prasować bluzkę i czesać włosy, bo zjawiał się punktualnie! To wspomnienie spowodowało, że miałam ochotę się roześmiać ale powstrzymałam się od tego, bo Kowalski był zupełnie poważny. Chyba rzeczywiście moja wizyta była mu nie w smak. Gdy doszliśmy do parkingu i zaczął otwierać przede mną drzwi swojego auta zaczęłam tchórzyć:
– Jeśli jesteś zajęty lub nie chcesz to zrozumiem.
– Nie o to chodzi. Po prostu nie chcę by okazało się to dla ciebie ponad siły.- A więc chodziło mu tylko o mnie? Odetchnęłam z ulgą.
– Tak się nie stanie. Muszę zobaczyć te rzeczy by definitywnie sobie wszystko poukładać. Naprawdę czuję, że już niedługo będę w stanie pogodzić się z… jego odejściem.- Ostatnie zdanie wypowiedziałam nieco cichszym tonem patrząc w swoje stopy. Potem wsiadłam do auta.
Wspólna podróż samochodem Łukasza minęła nam bardzo szybko. Czasami jest tak, że przebywając w czyimś towarzystwie zapada niezręczna cisza, bo żadna ze stron nie wie co powiedzieć choć uważa, że powinna to zrobić. Zwłaszcza gdy są nimi byli małżonkowie. Ale w moim przypadku tak nie było. Praktycznie nie zamieniliśmy z Kowalskim żadnego słowa, a mimo to zdawało mi się że zarówno on jak i ja nie odczuwamy przy tym niezręczności. Raczej coś w rodzaju spokojnego zrozumienia i potrzeby ciszy by wyrazić powagę sytuacji.
Chwilę później, byliśmy już na miejscu. Nie przyglądałam się zbytnio mijanym po drodze uliczkom, więc nie wiedziałam w jakiej dzielnicy Warszawy jesteśmy. Wyczytałam jednak na plakietce obok skrzyżowania nazwę ulicy: Sezonowa 4. Potem wysiadłam z auta.
Wyszliśmy na chodnik, a choć zaproponowałam byłemu mężowi pomoc w niesieniu części jego rzeczy to odmówił. Przy wejściu do właściwego lokum poprosił tylko o otwarcie mieszkania podając mi klucze. Zgodnie z życzeniem przejęłam je od niego i przekręciłam zamek. Potem otworzyłam drzwi.
Tak jak się spodziewałam Łukasz wynajął małą, ale dość schludną i czystą kawalerkę. Bez skrępowania rozglądałam się w jej wnętrzu podczas gdy on odkładał na bok swoje dwie dość duże torby.
– Zaczekasz chwilkę? Przyniosę ci pudła, ale są w piwnicy więc zajmie mi to trochę czasu.
– Nie.- Powstrzymałam go widząc, że już chce wyjść. Spojrzał na mnie.- Skoro tak to jeśli nie masz nic przeciwko temu chciałabym iść do piwnicy. Nie chcę robić ci kłopotu.
– To żaden kłopot.
– Nieprawda. Będziesz musiał je wnieść, a potem z powrotem zanieść. Tak oszczędzę ci choć trochę fatygi.
- Ale to piwnica.
- Nic mi się tam nie stanie.
- Skoro tego chcesz...- Jego ton zabrzmiał odrobinkę pytająco, więc odpowiedziałam stanowczo:
– Chcę.- Pomyślałam, że piwnica jest do tego odpowiednim miejscem: ostatecznym pokonaniu demonów przeszłości które znajdują się na samym dnie duszy. Tak jak piwnica znajduje się na samym dnie duszy tego domu.
– W takim razie chodźmy.- Jako, że wynajmowane przez niego lokum znajdowało się w bloku, piwnica była wspólna. O tej porze jednak nikogo w niej nie było.
– Wiem, że nie powinienem ich tu trzymać, ale były lokator musiał sprzątnąć swoje rzeczy i wyniósł je dopiero dzisiaj. A nie chciałem by...
– ...w porządku, rozumiem.- Nie odpowiadając Łukasz wskazał mi drogę.- Nie chcesz przy tym być?- Spytałam go. Jego spuszczony wzrok starczył mi za odpowiedź.- Dlaczego przed tym uciekasz?
- Nie uciekam. Po prostu sądziłem, że będziesz chciała być w takim momencie sama. Ale jeśli nie…
- Łukasz, wiem że cierpisz. Wiem, że strata Kuby bolała i boli cię tak samo jak mnie choć początkowo sądziłam inaczej. Ale tak świetnie potrafiłeś udawać, że…- Urwałam i uśmiechnęłam się smutno.- Zwłaszcza wtedy gdy powiedziałeś, że spalisz wszystkie jego rzeczy. Dlaczego to zrobiłeś?- Widziałam, że już otworzył usta by coś powiedzieć, ale gdy tylko na mnie spojrzał zrezygnował.
- Nie wiem. – Przyznał tylko po dłuższej chwili.
- Ja chyba wiem.- Powiedziałam cicho. Bo zrozumiałam czemu to zrobił. Dla mnie. By pozwolić mi otrząsnąć się z letargu w jakim przebywałam. Uważał, że w ten sposób pomoże mi zapomnieć. Znów bolesne jak ostrze noża wyrzuty sumienia powróciły- Przepraszam.
- Nie masz za co.
- Mam. Nigdy tak naprawdę nie obwiniałam cię o śmierć Kuby. To co wtedy powiedziałam w dniu jego śmierci. I nawet potem podczas pogrzebu…
-…nie musimy już do tego wracać. Wiem.- Znów spojrzeliśmy sobie w oczy, a ja poczułam to uczucie chwilowego porozumienia które nas połączyło. Bo zdałam sobie sprawę, że łączyło nas bardzo wiele. Zmarły syn nie był jedynym ogniwem.
- A więc zostaniesz?- Wiedziałam, że tego nie chce, ale postanowiłam nie odpuszczać. Zdawało mi się, że ból Łukasza jest dużo większy niż mi się początkowo wydawało. I stale się powiększał, bo on nie chciał się do tego przyznać i sobie pomóc.- Proszę. Będzie mi łatwiej.- Tym razem to ja skłamałam. Robiłam to dla niego i z wyrazu jego twarzy wiedziałam, że on również jest tego świadom. Mimo wszystko przełamał się. Wolno usiadł niewielkiej komodzie znajdującej się w odległej części pomieszczenia. Ale został. I traktowałam to jako swoje osobiste zwycięstwo.
Z gulą w gardle zbliżyłam się do pierwszego kartonu: wolno uchyliłam jego wieko. Znajdowały się tam ubranka Kubusia: kolorowe spodenki, bluzeczki i sweterki. Poniosłam jednego z nich. Doskonale pamiętałam jak mój mały synek oblał go swoim owocowym sokiem, a ja potem musiałam dość mocno go zaprać by nie została po tym żadna plama.
Odłożyłam go biorąc do rąk kolejne, a potem następne ubranko. Z każdym wiązało się jakieś wspomnienie, każde pamiętałam inaczej i wywoływało inne skojarzenia. Teraz wydawało mi się niesamowite, że jakaś część odzieży może powodować różnorodne emocje. Że może przypominać wspólny spacer, zabawę czy śmiech.  Że tak wiele żyje jeszcze w nich Kubusia.
Zamierzałam zamknąć już ten karton i otworzyć następny gdy zauważyłam wciśniętą w róg małą czapeczkę. Ostrożnie ją wyciągnęłam. Była zwykłą bejsbolówką z nadrukiem białych liter: CBŚ. W mojej głowie pojawiła się wizja biegającego po całym domu Kubusia, który nawet na chwilę nie chciał jej zdjąć.
- Twój prezent urodzinowy.- Powiedziałam. Łukasz drgnął, ale nic nie powiedział. Udawał, że wpatruje się w okno.- Bardzo ją lubił.
- Naprawdę?- Zauważyłam jakie wrażenie wywarła na nim ta informacja; jak rozbłysły mu oczy, jak zapaliła się w nich nadzieja. Jako mogłam wcześniej tego nie zauważać? Dlaczego nie zauważyłam, że ta pozorna nonszalancja i beznamiętność są w istocie tylko fasadą? Tak jak moją fasadą była nienawiść skierowana do całego świata…a w szczególności do samego Łukasza. Na przeprosiny było za późno, ale mogłam przynajmniej go pocieszyć. Tłumiąc wzruszenie skinęłam głową.
- Tak. Po swoich urodzinach następnego dnia chciał w niej robić wszystko: nawet jeść obiad. Nie mogłam go zmusić do zdjęcia czapki ani przez minutę. Pozwolił mi na to dopiero przy kąpieli, ale i to z konieczności. Bał się, że się zamoczy.
- Nie mówiłaś mi o tym.- Odpowiedział. Nie było w tym żadnego wyrzutu: jeśli już to raczej zaskoczenie. Wzruszyłam ramionami.
- Po prostu wtedy nie wydawało mi się to być ważne. Poza tym, wówczas nie układało nam się najlepiej.
- Tak.- Przyznał, a ja w tym czasie sięgnęłam do następnego kartonu. Były tam zabawki. Kolorowe pajace, które Kuba uwielbiał; brzęczące i grające pluszaki które brał do buzi, malutkie samochodziki czy grzechotki. Cały stos różnorodnych kolorów i kształtów; całe mnóstwo godzin spędzonych na rozmontowywaniu ich przez Kubusia. I moim sprzątaniu ich gdy beztrosko zostawiał je na podłodze tam gdzie aktualnie się bawił. Jakże wówczas mnie to irytowało: samochodzik w kuchni, pluszak na dywanie w pokoju, grzechotka na ganku. Och, jak wiele dałabym za to teraz by móc znowu mieć okazję to robić! By mieć okazję sprzątać po małym bęcwale.
- Pamiętasz jak śpiewał? Nie wiedziałam wtedy czy zatykać uszy i się śmiać.
- Pamiętam.- Na twarzy Łukasza zagościł ciepły uśmiech.- Zwłaszcza prowokowany przez wszystkich.
- Masz na myśli Beti?
- Nie tylko. Twoja siostra też była lisicą. Zawsze powtarzała, że gdy tylko ją zezłoszczę nakaże Kubie śpiewać mi przez najbliższą godzinę.
- Groziła ci w ten sposób? No tak. Była do tego zdolna - Roześmiałam się.- A pamiętasz jak wskoczył na krzesełko na imieninach twojej mamy i rozpoczął swój repertuar? Myślałam, że serce mi wyskoczy gdy zaczął wchodzić na stół a potem piszczeć na całe gardło.
- Przynajmniej wszyscy mieli niezły ubaw.
- I zrobili masę zdjęć.
- Albo gdy w sklepie zaczepił ekspedientkę jeżdżącą na tym wózku do ścierania podłogi…
-…i chciał pojeździć razem z nią.
- A w wesołym miasteczku wata cukrowa przylepiła mu się do włosów. Musieliśmy obciąć mu jego cudowne loczki.
- Mało co się przy tym nie popłakał gdy ścinałam mu te złociste kędziory. Miał taki śmieszny pieprzyk na nosku.
- A gdy się marszczył dołeczki na policzkach….
- Zawsze śmiesznie spał na brzuszku wyginając pupę do góry…
- I nosił swój nocnik za każdym razem gdy go użył...
- Cudownie wyglądał na jednym ze zdjęć które mu wówczas zrobiłeś. Miał taką naburmuszoną minkę. Wyglądał tak słodko…
Sama nie wiem jak właściwie do tego doszło, ale nagle zorientowałam się że wspominamy z Łukaszem dawne chwile spędzone z synem, komentujemy jego zachowanie, śmiejemy się z wpadek. Razem oglądaliśmy jego zabawki i zdjęcia z albumu. Po raz pierwszy od wielu miesięcy a nawet lat poczułam się dobrze w swoim ciele, zniknęło gdzieś gryzące poczucie winny i nieopuszczająca mnie nostalgia połączona z cierpieniem. Rozmowa z kimś kto tak jak ja był świadkiem najważniejszych chwil w życiu Kuby była dla mnie jak ożywczy deszcz. Czułam jak spływa na mnie spokój, choć pomieszany z uczuciem głębokiej straty.
Gdy tylko to sobie uświadomiłam śmiech, którym po raz kolejny wybuchłam zamarł mi na ustach. Czułam się taka beztroska i patrząc na Łukasza widziałam to samo. Dosłownie odmłodniał o kilka lat: jego oczy błyszczały ożywieniem, a usta poruszały się szybkim tempem gdy kończył mówić:
-…i wtedy złapał mnie za szyję jakby naprawdę chciał mnie udusić. Emil powiedział, że smok i tak po niego przyjdzie…- Gdy na mnie spojrzał zamarł tak jak ja chwilę wcześniej. Zauważył zmianę mojego nastroju choć starannie starałam się to ukryć. Gwałtownie spoważniał: blask w jego oczach zgasł.- Co się stało?
Dlaczego nigdy nie rozmawialiśmy o nim w ten sposób po rozwodzie, miałam ochotę go zapytać. Dlaczego nigdy nie przytuliłeś mnie mówiąc, że bardzo ci go brakuje, że muszę ci pomóc tak samo jak ty mi? Dlaczego okłamałeś mnie twierdząc że wyjechałeś do Lublina z powodu prowadzonego śledztwa podczas gdy z internetowej archiwalnej prasy dowiedziałam się, że na jakiś czas zaprzestałeś pracy w CBŚ? Nie zadałam jednak żadnego z tych nurtujących mnie pytań.
- Tęsknię za Kubą.- Powiedziałam po prostu.- Czasami tak bardzo, że w piersi czuję wielki ból.- Odruchowo przycisnęłam do siebie trzymanego w dłoniach misia. Spuściłam przy tym wzrok dlatego zdziwiłam się, że gdy go podniosłam Łukasz zmienił miejsce i usiadł obok mnie.
- Nie myśl o tym w ten sposób. Ja wolę myśleć o tym, że on gdzieś tam jest, że na nas patrzy. Lubię wyobrażać sobie jak wygląda: czy nadal ma tak samo kręcone włosy? Albo te rozkoszne dołeczki w krągłych policzkach. Był tak cudownym  malcem.- Uśmiechnął się smutno.- Chcę myśleć, że on tam gdzieś jest, że jego śmierć nie była końcem. Inaczej nie dałbym sobie rady z poczuciem winy.
- To nie była twoja wina, Łukasz.- Powtórzyłam kładąc mu dłoń na rękach które trzymał na kolanach. Przedtem odłożyłam trzymanego misia.
- Doskonale wiemy, że to nieprawda. Nie musisz udawać, że było inaczej.- Poczułam w gardle wielką gulę przypominając sobie wypowiedziane kiedyś przez siebie słowa:
„Nie jesteś przecież policjantem. Wiele razy przecież to powtarzałeś, nie? Hm, w takim razie zastanówmy się kim jesteś... Już wiem. Jesteś pieprzonym mordercą! To ty go zabiłeś! Przez ciebie umarł nasz syn i przez twoją pieprzoną ambicję!
„Bo co? Mnie też zabijesz?”
Jak mogłam być tak okrutna? Jak mogłam nie zdawać sobie sprawy z jego cierpienia? „Lubię wyobrażać sobie jak wygląda…” te słowa mówiły więcej niż miliony moich lamentów i krzyków. Zdałam sobie sprawę, że można nie tylko krzyczeć  zewnętrznie. Krzyczeć z rozpaczy może również dusza.
Po raz kolejny miałam ochotę powtórzyć przepraszam, zapewnić Łukasza że wypowiedziane przeze mnie przeszło 2 lata temu nie są już aktualne, że o nic go nie obwiniam ale… Czy miało to jakiś sens? Czy jedno małe słówko może wymazać cały wydźwięk emocji i spustoszeń w psychice jakie spowodował? Czasami słowa raniły mocniej niż fizyczny ból, jak mówiło znane porzekadło. Szkoda tylko, że przekonałam się o tym w ten sposób.
- Przepraszam cię, muszę rozpakować rzeczy. Jeśli chcesz możesz zostać tu tak długo jak chcesz.- Usłyszałam głos Kowalskiego nad sobą, bo okazało się że gdy mnie po raz kolejny gnębiły wyrzuty sumienia to on w tym czasie wstał. A raczej uciekał. Ale co mogłam zrobić by go zatrzymać? By zrozumieć jego ból? Chyba nic. Do tej pory byłam tak bardzo zapatrzona w swój, że nie dostrzegałam tego co działo się z nim. To też napawało mnie nie-mniejszym smutkiem. Zaczęłam się zastanawiać dlaczego wcześniej, to znaczy po śmierci Kuby tak nie rozmawialiśmy. Z tą szczerością, bez żadnych złości czy oskarżeń. Dlaczego nie mogliśmy razem wspomóc się we własnym cierpieniu, dlaczego wciąż obarczaliśmy się winą choć przecież tak naprawdę nikt z nas nie był winny. I w mojej głowie zrodziło się pewne pytanie:
- Sądzisz, że gdyby nie śmierć naszego syna nadal bylibyśmy małżeństwem?- Łukasz odwrócił się chwilę temu, więc nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Ale wyraźnie zauważyłam że drgnął. Co mnie podkusiło by o to zapytać? I przede wszystkim: dlaczego?
- Nigdy się już tego nie dowiemy prawda?- Odparł mi retorycznie. Potem zmienił temat.- Jeśli dowiem się czegoś na temat paczki to dam ci znak.- Rzucił po czym opuścił pokój. I zostawił mnie całkowicie skonsternowaną.

7 komentarzy:

  1. dziękuję za to opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Brak słów, rozczuliła mnie ta część i zmusiła do zastanowienia.
    Refleksja, refleksja, refleksja nad słowami, które padają w złości i które zabijają nas od środka...., i których cofnąc nie można.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. mam nadzieję że po tym zrozumie że nadal na prawdę kocha Łukasza...

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaka piękna część, tylko oni się uzupełniają. Czekam na kolejne z niecierpliwością.

    OdpowiedzUsuń
  5. Łukasz z Karoliną to najlepsza para :D

    OdpowiedzUsuń
  6. czekam na Cięg dalszy

    OdpowiedzUsuń
  7. Jesteś po prostu genialna, no brak słów! Bardzo cenię Twoje opowiadania, są dla mnie odskocznią od rzeczywistości, ale jednak czymś realnym, co może się zdarzyć w prawdziwym życiu. Czuję jakby Karolina była moją przyjaciółką :) Kibicuję jej i Łukaszowi i buziaki dla autorki :*

    OdpowiedzUsuń