TROCHĘ PÓŹNIEJ DODANA NIŻ BYŁO W PLANACH, ALE OSTATNIO NAPRAWDĘ BRAK MI DOBY. I TAK PISZĘ TO OPOWIADANIE WIECZORAMI GDY NIEMAL PADAM ZE ZMĘCZENIA I POJAWIAJĄ SIĘ NIEWIELKIE BŁĘDY (TAK JAK DZISIAJ, DLATEGO WOLAŁAM JESZCZE PO POWROCIE DO DOMU NA SPOKOJNIE PRZECZYTAĆ TĘ CZĘŚĆ I DOPIERO SPRAWDZIĆ) DLA TYCH NIECIERPLIWYCH DODAM, ŻE MUSICIE UZBROIĆ SIĘ W CIERPLIWOŚĆ, BO TERAZ JEDNA LUB DWIE CZĘŚCI TYGODNIOWO TO WSZYSTKO NA CO MNIE STAĆ. A PRZYNAJMNIEJ NA RAZIE.
MIŁEGO CZYTANIA:) MAM NADZIEJĘ, ŻE PO TEJ CZĘŚCI WSZYSTKO SIĘ CHOĆ TROCHĘ ROZJAŚNI.
Pajęczak nie żyje.
Pajęczak nie żyje.
Pajęczak nie żyje.
Te trzy słowa wciąż kołatały mi w głowie. Pajęczak nie
żyje…
- No, to może chyba pani już wracać. Do widzenia.-
Odezwał się do mnie policjant budząc z chwilowego amoku w którym się znalazłam.
- Proszę poczekać.- Zatrzymałam go z trudem artykułując słowa.
I choć przeczuwałam, że jego odpowiedź mi się nie spodoba to jednak musiałam
zadać mu jeszcze jedno pytanie:- Jak umarł?
- To ty znasz tego więźnia?- Wtrąciła się policjantka,
którą nazwał wcześniej Renatą.
- Jasne. Miałem go na swoim piętrze. Rozbój, handel
narkotykami i porwanie dzieciaka ze skutkiem śmiertelnym. Nie dziwota, że tak
kiepsko skończył.
- To znaczy jak?- Dopytywałam się. Darowałam sobie uwagę,
że porwanie „dzieciaka” jak się wyraził dotyczyło mojego synka, więc powinien
wyrażać się o nim z szacunkiem. Ale te sprawy zeszły na dalszy plan wobec
rewelacji jaką mnie poczęstowano.
- A pani jest z rodziny czy jak?- Spytał.
- Nie, no właśnie o to chodzi że ona nie ma z nim nic
wspólnego i…- Zaczęła odpowiadać za mnie policjantka. Przerwałam jej
niegrzecznie.
- Jak umarł Pajęczak?- Oboje chyba zdali sobie sprawę, że
nie ustąpię bo wymienili znaczące spojrzenia. Niewiele mnie to obchodziło.
Mogli uważać mnie za idiotkę, wariatkę, ofiarę psychozy; miałam gdzieś ich
opinię. Ale musiałam poznać odpowiedź na to pytanie.
- Wypadek. Poślizgnął się pod prysznicem. Chłopaki do tej
pory mają z niego ubaw.
- A ten drugi? Górski? Żyje, prawda?
- Górski? Jaki Górski?
- Ten drugi z którym chciała się zobaczyć.- Wyjaśniła mu
jego koleżanka. Jej ton dawno już przestał być niecierpliwy a stał się trochę
niegrzeczny. Nie dziwiłam się jej. W końcu zabierałam jej najpewniej jedyną
przerwę.
- Nie wiem. Jego nazwiska nie kojarzę.
- Proszę to sprawdzić. To dla mnie bardzo ważne.-
Prosiłam a właściwie to żądałam.
- Ale nie mam jak.
- Proszę.- Nie ustępowałam.- Jeśli tylko uzyskam
odpowiedź odejdę.- Policjant ciężko westchnął. Potem spojrzał na drugą
policjantkę. Ta wzruszając ramionami, nie zważając na moją obecność odezwała
się:
- Olej procedury, bo ta „pani”- wypowiedziała to słowo
szczególnym tonem- nie da nam spokoju.- Ucieszona, że zaczynają kapitulować,
nawet nie zarejestrowałam, że potraktowała mnie dość niegrzecznie. Facet
natomiast pokręcił głową jakby się z nią nie zgadzał, ale już wyjmował jakiś
nadajnik z paska spodni. W duchu odetchnęłam z ulgą.
- Berdo, sprawdź mi jednego więźnia co? Górski. Imię?-
Policjant spojrzał na swoją towarzyszkę potem przenosząc wzrok na mnie.
- Grzegorz.- Powiedziałam szeptem.
- Grzegorz. Grzegorz Górski. Zobacz w bazie, co?- Przez kilkadziesiąt
sekund oczekiwaliśmy w całkowitej ciszy. Potem towarzyszący mi funkcjonariusz
skinął głową.- Aha, rozumiem. Dzięki.- Rozłączył telefon. Przeniósł wzrok na
mnie.- On też nie żyje. Spóźniła się pani. – Nie czekając na moją odpowiedź
oddalił się z policjantką. A ja stałam jeszcze przez jakiś czas na środku
korytarza.
A więc Górski i Pajęczak nie żyli. Mężczyźni, którzy
porwali Kubusia skończyli tak jak on. Jeśli do tej pory łudziłam się, że nadana
mi paczka nie ma związku z jego porwaniem to teraz przestałam. Bo to nie był
przypadek. Przesłana mi paczka z rzeczami Kubusia, chłopak na cmentarzu- to
mogły by być przypadki. Teraz dochodziła do tego śmierć oprawców mojego synka.
Oczywiście nie licząc tajemniczego powrotu Łukasza i rozmów Jacka z jakimś
bandziorem. A więc w sumie istniało już pięć takich „przypadków”.
„Poślizgnął się pod prysznicem.
Chłopaki do tej pory mają z niego ubaw.” Przypominałam sobie jak policjant wzruszając ramionami
oznajmił mi, że to był głupi wypadek. Ja już nie wierzyłam w żaden wypadek:
zginęli bo ktoś tego chciał. I najprawdopodobniej ten ktoś chce również czegoś
o mnie.
Pokonując chwilową niemoc zrobiłam pierwszy krok, a potem
kolejny. Sama nie wiem kiedy znalazłam się na ulicy, ale powiadomiło mnie o tym
nagłe uczucie chłodu. A może ten chłód pochodził ode mnie?
Przeszłam na drugą stronę ulicy, choć coraz wyraźniej
przeczuwałam przypływ paniki. Żałowałam swojej wizyty w więzieniu, żałowałam że
dowiedziałam się o śmierci porywaczy Kubusia, że spotkałam nastolatka który
składał kwiaty na grobie mojego syna, że Łukasz wrócił… Nienawidziłam tak się
czuć.
Niczego już nie rozumiałam: nie potrafiłam powiązać
żadnych faktów. Mój mózg przez cały czas bił na alarm każąc mi uważać,
oznajmiając że szykuje się coś złego, ale nie wiedział co konkretnie. Z kolei ta świadomość nakręcała u mnie
kolejną machinę sprawiając, że spirala strachu w którym żyłam wciąż rosła i
rosła. Przestałam czuć się silna; przestałam wierzyć że nad czymkolwiek panuję,
że nie dam się zastraszyć. Bo było wręcz przeciwnie: znowu okazywałam się być
tylko kiepskim podrzędnym pionkiem w grze, w której reguł kompletnie nie
znałam. A szczęście początkującego drugi raz mi nie pomoże tak jak to miało
miejsce w przeszłości.
Bijąc się z myślami praktycznie przez całą drogę do
mieszkania zdałam sobie w końcu sprawę, że powinnam zrobić zakupy na dzisiejszą
kolację z Jackiem. Jackiem… Przypomniałam sobie jego rozmowę z niebezpiecznie
wyglądającym facetem w parku, odciąganie mnie od prowadzonego śledztwa, rozmowę
telefoniczną o paczce o której rzekomo nic nie wie. To spowodowało u mnie
zamianę zagubienia w złość. Bo Bończak coś wiedział. I nie chciał mi o tym
powiedzieć.
Zła i rozgoryczona postanowiłam nie czekać na niego z
kolacją. Ba, nie miałam nawet ochoty niczego przygotowywać czy gotować. Koniec
z hipokryzją, obiecałam sobie.
Nie wracając na chwilę do własnego mieszkania, z całkowicie
zmienionym nastawieniem, od razu skierowałam się pod dom Bończaka. Akurat do
bloku wchodził jakiś staruszek, więc nie musiałam zawracać sobie głowy
dzwonieniem by otworzyła się klatka. Weszłam tam bez przeszkód. I może dobrze
się złożyło, bo dochodząc do trzeciego piętra (właśnie tam mieszkał Jacek)
usłyszałam jakiś męski głos nie należący do Bończaka. Przystanęłam następny
krok robiąc już ostrożniej by stukot obcasów nie zdradził mojej obecności.
Ostrożnie spojrzałam w górę.
To był ten sam mężczyzna z którym widziałam Jacka już
wcześniej tamtego dnia gdy się kłócili. Ta sama skórzana kurtka, ten sam
nieznoszący sprzeciwu głos… Przełykając szybko ślinę zmusiłam się do następnego
kroku. Kimkolwiek był ten mężczyzna- przestępcą czy nie i cokolwiek miało stać
się później musiałam to zrobić. Nie mogłam już dłużej nie wiedzieć o co w tym
wszystkim chodzi. Czas skończyć z tajemnicami.
- Witaj Jacek.- Powiedziałam głośno. Słysząc mój głos
obydwaj mężczyźni przestali mówić. Bończak spojrzał na mnie z zaskoczeniem;
tamten drugi z irytacją.
- Karolina, co ty tu robisz?- Spytał mnie.
- W takim razie ja już pójdę. Nie będę przeszkadzał.-
Odezwał się facet ze skórzaną kurtką.
- Ależ nie przeszkadza pan. Prawda Jacek?- Spytałam
sugestywnie.
- Karola, coś się stało?- Odparł mi.
- To chyba ty powinieneś odpowiedzieć mi na to pytanie.-
Spojrzałam na drugiego faceta.- Kim pan jest?
- Karolina to cię nie…
- Niech pan powie. Jest pan przyjacielem Jacka?
Przestępcą? Chce pan znowu go w to wciągnąć?
- Karolina.- Głos Jacka był bardziej stanowczy.
- Niech pan odpowie. Albo w tej chwili dzwonię na
policję.
- A to dobre.- Prychnął Skórzana Kurtka. Potem zaczął się
śmiać.
- Skoro tak to pana bawi to zadzwonię.
- Karolina, daj już spokój.
- Nie, to ty mi daj spokój Jacek. Wiem, ze znów coś
ukrywasz. Widziałam cię z tym facetem ponad tydzień temu. I słyszałam jak
rozmawiałeś przez telefon. Wiedziałeś o paczce. Kto ją dostarczył? Ten facet?
Szantażuje cię czymś?
- Słuchaj lalko, twój Jacuś wcale nie wrócił do świata
podziemnego. I w ogóle to byłoby lepiej gdybyś nazywała go jego prawdziwym
imieniem. Tym które nadało mu CBŚ.
- Ccoo?- Spytałam z niedowierzaniem. Jak ten obleśny gość
śmiał mówić do mnie tak protekcjonalnym tonem?!
- On jest policjantem, Karola.- Powiedział Jacek.- To mój
nowy, nazwijmy to opiekun. Gardo już nim nie jest od ponad dwóch lat. Nie wiem
skąd mogło przyjść ci do głowy, że znowu wdałem się w komitywę z przestępcami.-
Dodał nieco oskarżycielskim tonem
- Nie no, gdy powiem o tym kolegom to się uśmieją.
Jeszcze nigdy nie wzięto mnie za przestępcę.- Skurzana kurtka alias policjant
mówiąc to nie przestawał się śmiać.
- Ja…przepraszam.- Przebąkałam tylko cicho.- Nie chciałam
pana obrazić.
- W porządku.- Odparł niemal krztusząc się ze śmiechu.-
Na razie Tomek.
- Do widzenia.- Gdy tylko zostaliśmy sami w korytarzu Bończak
chwycił mnie zdecydowanie za dłoń i niemal siłą wciągnął do swojego mieszkania.
Potem wbił we mnie stanowcze spojrzenie.
- Co to miało znaczyć? O co ty mnie podejrzewałaś?
- A dziwisz mi się?
- Tak dziwię. Nie sądziłem, że masz o mnie takie zdanie.
- A jakie mam mieć? Słyszałam co mówiłeś przez telefon.
Wiedziałeś o paczce którą mi przysłano. Kto ją przysłał?
- Nie wiem.
- Jacek…
- Mówię prawdę. Najpewniej usłyszałaś zdanie z kontekstu.
- Kłamiesz. Inaczej nie starałbyś się przekonać mnie do
zbagatelizowania jej.
- Karolina znowu wyciągasz pochopne wnioski. Mówiłem ci,
że…
- Wiesz skąd wracam? Z więzienia.- Przerwałam mu
bezceremonialnie bojąc się, że jeśli nie zrobię tego od razu uspokoję się na
tyle by tego zaniechać. W końcu to, że jedna tajemnica Jacka się wyjaśniła, nie
znaczyło to że wszystko inne też.- Chciałam prosić o widzenie z Pajęczakiem i
Górskim, ale wiesz co się okazało? Jakimś trafem Pajęczak zmarł. Dwa miesiące
temu. Górski też nie żyje. Ale widzę że to cię wcale nie dziwi, więc pewnie
wiedziałeś o tym już wcześniej. Pewnie tylko zapomniałeś mi o tym wspomnieć.-
Zauważyłam z ironią.
- Karolina, proszę…
- Jesteś kłamcą, Jacek. Okropnym kłamcą. Ale dam ci
jeszcze jedną szansę: powiedz mi o co w tym wszystkim chodzi.
- Karola, nic się nie dzieje. Tamci nie żyją, więc
powinnaś się z tego cieszyć. Porywacze twojego syna powinni zostać ukarani.
- Kpisz
sobie?! Ktoś wysyła mi paczkę z bluzeczką Kubusia, jego mordercy nie żyją, a
grób odwiedza wynajęty przez przestępców nastoletni chłopak. I ty masz czelność mówić mi, że nic się nie
dzieje?
- O
jakim nastoletnim chłopaku mówisz?
-
Nieważne.- Wybuchłam.- Chcę znać prawdę. Żądam tego.
- Ale ja
nic nie wiem.
- Okej.-
Powiedziałam po dłuższej chwili. Potem odsunęłam się od niego zwiększając
między nami dystans.- W takim razie pójdę do Łukasza. On z pewnością będzie
bardziej skłonny do udzielenia mi jakichkolwiek wyjaśnień.- Blefowałam.
Kowalski z pewnością nie powiedziałby mi niczego, byłam tego pewna zwłaszcza po
naszej ostatniej rozmowie. Ale jak się okazało Jacek o tym nie wiedział.
Widziałam grę emocji malującą się na jego twarzy: od wahania poprzez
niezdecydowanie aż do całkowitego załamania i zniechęcenia.
-
Dobrze.- Niemal wypluł z siebie to słowo. Powiem ci teraz wszystko co wiem,
więc lepiej usiądź. To może nie być przyjemne.- Przez chwilę patrzyłam mu w
oczy badając jego szczerość. Dopiero gdy upewniłam się o tym poszłam do pokoju.
Usiadłam na jednym z foteli. Jacek szedł zaraz za mną i zajął drugi
- A więc
jest związek między tymi sprawami, tak? – Zaczęłam-To tamci przestępcy którzy
porwali Kubę teraz mnie prześladują?
-
Karolina, najpierw się uspokój.- Mało co nie krzyknęłam ze złości, ale
wiedziałam że nic tym nie osiągnę. Chciałam jak najszybciej dowiedzieć się o co
w tym wszystkim chodzi, a Jacek wyraźnie grał na zwłokę. Milczał dłuższą chwilę
tak, że chciałam go pospieszyć. W końcu jednak usłyszałam jego głos:
- O
śmierci Górskiego dowiedziałem się ponad rok temu. Zginął w bójce ze współwięźniem,
nie wiem czy o tym wiedziałaś. Naturalnie ja miałem prawie stu procentową
pewność, że to nie był przypadek: bójka z więźniem? Dobre sobie. Takie bójki w
więzieniu są typowym sposobem pozbycia się niechcianego gościa. Ktoś z zewnątrz
przekupuje jakiegoś recydywistę któremu grozi dożywocie po to by zainicjował
wypadek. To nie jest trudne: ja siedziałem tylko w areszcie i to dość krótko, ale
wiem jak postępują więźniowie.
- Ale…-
Urwałam czując jak drży mi głos.- …ale dlaczego?
- Nie
wiem niczego na pewno.
- Ale masz jakieś podejrzenia, prawda? Chcę je poznać.-
Jacek znów milczał patrząc na mnie z dziwnym wyrazem twarzy jakby badał czy
może powiedzieć mi prawdę.
- Długo nad tym myślałem. Przypadek szybko odrzuciłem;
strach przed wsypaniem kogoś innego by zmniejszyć karę też. Zarówno Górski jak
i Pajęczak wiedzieliby, że groziłoby to samobójstwem i w śledztwie twierdzili
ze działali na własną rękę inicjując porwanie dla okupu. Konflikt z
współwięźniem też odpadł. Dopiero gdy zmarł Pajęczak zrozumiałem, że ma to
związek z porwaniem twojego syna.
- Uważasz, że zostali ukarani za niewykonanie zadania?-
Domyśliłam się.- Ale przecież to bez sensu.
- Tak, dlatego odrzuciłem tę opcję od samego początku. Tak
jak ty dostrzegłem brak w tym jakiegokolwiek celu. Tak więc doszedłem do
innej.- Jacek zrobił dłuższą pauzę wyraźne dając mi szasnę na dołożenie
brakujących fragmentów łamigłówki. Ale nie wiadomo na ile sposób o tym myślałam
dochodziłam tylko do jednego, który miał jeszcze mniej sensu niż poprzedni.
- Chcesz powiedzieć, że z jakichś względów gangsterzy
przyczynili się do śmierci swoich kumpli, bo doprowadzili do śmierci małego
chłopca?- Spytałam sceptycznie.
- Tak. Z jakichś powodów był dla nich ważny.
- Nie, nie wierzę.- Pokręciłam zdecydowanie głową- To niemożliwe.
- Nie? Więc przypomnij sobie szczegóły tamtego śledztwa.
Przejęło je CBŚ, gdy Górski do ciebie zadzwonił mówiąc byś pozdrowiła Irosa.
Wtedy federalni uznali, że sprawa ma związek z prowadzonych przez nich
śledztwem w którym Łukasz był wtyczką. Ja mam inną teorię.
- Jaką?
- Nie zastanowiło cię dlaczego od razu go nie zabili?
Dlaczego przestępcy tego kalibru postanowili porwać dziecko faceta który
próbował ich rozpracować? Racja: ty może o tym nie wiesz, ale w tym fachu nie
ma miejsca na sentymenty ani długie zemsty jak w telenoweli brazylijskiej. Krąg
półświadka tego kalibru się nie patyczkuje: zdradzasz to dostajesz kulkę w łeb.
Jeśli nie mogą dopaść ciebie, to płaci za to syn, żona, córka, wuj, teść,
sąsiad…A już jeśli jesteś gliną, jak to miało miejsce w przypadku Łukasza, to
możesz liczyć na szczególnie powolną i bolesną śmierć.- Zdawało mi się, że
Bończak mówi do mnie w innym języku. Wolno starałam się przetrawić każdą część
jego wypowiedzi. Nadal jednak nie dostrzegałam w niej żadnej rewelacji. Poza
panicznym strachem spowodowanym wizją martwego Kowalskiego.
- Ale do tego celu porwali Kubusia. Wiedzieli, że mszcząc
się na nim zemszczą się na Łukaszu dużo boleśniej.- Obstawałam przy swoim.
- Ale jednak go nie zabili. Chcieli go oddać.
- Przecież…
-…Karolina musisz spojrzeć na to rzeczowo. Gdyby Kuba nie
był aż tak przerażony i jadł oraz pił to po tygodniu nie umarłby w szpitalu.
- Uważasz więc, że umarł na własne życzenie? Że dwulatek
powinien cierpliwie znosić porwanie i grzecznie jeść i pić wszystko co mu
dawali?- Tylko nieznacznie podniosłam głos.
- Oczywiście, że nie.- Jacek westchnął.- Chodziło mi
raczej o to, że ich celem nie była jego śmierć. Oni nie chcieli go zabić, Karola.
Jestem pewny że dostali polecenie aby tylko porwać twojego syna. Zapewne
woleliby dorwać się do Łukasza i trochę „podrasować” go na spotkanie z szefem
kilkoma celnymi kopniakami. Ale dwulatek? Ci ludzie byli tylko przestępcami:
gruboskórnymi facetami którzy dla zabawy
wyrywali staruszkom torebki na ulicach. Dwulatek stanowił dla nich
problem i musiał być wyjątkowo irytujący. Nie chciał jeść, więc po prostu
uznali że nie jest głodny. Płakał, więc po prostu zostawili go samemu sobie by
tego nie słuchać. Gdyby jego organizm był silniejszy mógłby nadal żyć.
- Co chcesz mi powiedzieć?- Zaczęłam czując wielką gulę w
gardle-… że zginął tylko przez nieumiejętności opiekuńcze dwóch morderców i
byłych recydywistów?- Wersja Jacka była sto razy gorsza od tego co sądziłam
wcześniej. Śmierć przez przypadek. Tak niepotrzebna i możliwa do uniknięcia. A
kosztowała mnie tyle bólu.
- Przykro mi, ale tak.
- Nie.- Pokręciłam głową.-Nie. Wcale tak nie było. Oni
chcieli wymienić go za Łukasza. Pamiętam. Byłam wtedy na niego bardzo zła i
praktycznie nie wtajemniczał mnie już w postępy śledztwa, ale to wiedziałam.
Poza tym była jeszcze ta dziewczyna, córka Bajkowskiego. Ona była zakochana w
Łukaszu i z pewnością zabroniła ojcu go zabijać. Pamiętasz? Nawet podczas
naszej wizyty go broniła. Może to ona go chroniła.- Nie chciałam by to co mówił
Jacek okazało się prawdą. Sto razy bardziej wolałam świadomość, że Kubę zabito
z premedytacją, a nie przez cholerny przypadek. Że ta śmierć miała jakieś
znaczenie, że mój maleńki synek nie zginął na darmo, że był w tym większy cel. Nawet
jeśli paradoksalnie miałyby to być porachunki policyjno-gangsterskie. A teraz
Bończak usiłuje mnie przekonać, ze wcale tego nie było?
- Jak mówiłem w świecie przestępców nie ma miejsca na
sentymenty. Kapusiom się nie przepuszcza. A jeśli chodzi o pierwszą możliwość
to, hm…Kluczowym słowem jest tutaj: wymienić. Nie zastanawiałaś się po co?
- Nie, ale pewnie zaraz się dowiem co?- Spytałam
ironicznie.
- Jeśli nie chcesz wiedzieć to…
-…nie, przepraszam.- Głęboko odetchnęłam. - Dam radę. Już
nie będę zadawała ironicznych pytań, słowo. Chcę tego wysłuchać. Muszę.-
Dodałam błagalnie. Spojrzałam Jackowi prosto w oczy. Odwzajemnił moje
spojrzenie. Potem podjął na nowo wątek:
- Sądzę, że wcale nie chodziło im o zemstę na Łukaszu.
Myślę, że po prostu chcieli mieć kontrolę nad CBŚ, być może szantażem zmusić
twojego byłego męża to tego by zdradził agentów i donosił. Może coś sfałszować
w aktach sprawy, bo dokopał się do czegoś niewłaściwego? To tylko moje domysły.
- Ale…- znów chciałam powiedzieć, że to bez sensu tyle że
nagle poczułam iż wcale tak nie jest. Bo wersja Jacka miała sens. Tym bardziej
gdy przypomniałam sobie słowa Łukasza. Mówił mi, że pracuje nad nową sprawą; że
przestępcy osiągają obroty rzędów milionów dolarów pod przykrywką jakiegoś
niewielkiego sklepiku i on ma za zadanie odkryć co to jest. Może więc zanadto
zbliżył się do odkrycia ich tajemnicy?-...chyba rozumiem.- Starałam się mówić
rzeczowym tonem, choć mój głos zaczął mnie zawodzić.- A więc Kuba był ich kartą
przetargową?- Jacek skinął głową.
- Chcieli przekabacić Łukasza na swoją stronę, bo mieć
wtyczkę na takim szczeblu byłoby dla nich warte wielu milionów. Otworzyłaby się
przed nimi masa możliwości: defraudacje, pranie brudnych pieniędzy, ostrzeganie
gangsterów gdyby za bardzo rzucali się w oczy. No i przede wszystkim cały ten szef
dalej pozostałby anonimowy. A najlepsze byłoby to, że nikt by go nie
podejrzewał. Mogę nie cierpieć Łukasza jako faceta, ale muszę przyznać że jako
agent jest niezawodny.
- Właśnie. W tym akurat się pomylili. Łukasz nigdy by się
na to nie zgodził. Nigdy nie poszedłby na układ z przestępcami.
- Może i był na wskroś uczciwy, ale nie poświęciłby życia
własnego dziecka. Widziałem go wtedy, Karolina. On zrobiłby wszystko byleby
tylko uratować Kubę.
„ Nasz mały synek żyje i
znajdziemy go. Przekopię całą ziemię jeśli będzie trzeba i przyprowadzę go do
ciebie. Nigdy się nie poddam.”, przypomniałam sobie jego słowa gdy płakałam po porwaniu
Kuby. Jacek miał rację. Łukasz złamałby swoje wewnętrzne zasady aby go
uratować. W końcu, po ponad dwóch latach zdałam sobie sprawę, że praca wcale
nie była dla niego najważniejsza. Tyle, że ja wtedy sądziłam inaczej. Tonąc we
własnych wspomnieniach zaczęłam przypominać sobie jego determinację: ciągłe
zmęczenie i poszukiwania; permanentne cienie pod powiekami z niewyspania i
hektolitry wypitej kawy. Moment załamania gdy po raz pierwszy odkąd go znałam się
upił.
„Tyle, że… że ja już nie daję
rady Karola”,
powiedział do mnie, a ja go wówczas odepchnęłam. Mało tego, sprowadziłam z
Gdańska Jacka sądząc, że mi pomoże. Teraz wydawało mi się to być jawną zdradą.
Dlaczego wtedy tak tego nie postrzegałam?
- Ale nadal nie rozumiem.- Starałam się za bardzo nie
rozmyślać by nie wpędzić się w nadmierne poczucie winy.- Dlaczego wysłali mi tę
paczkę? Co chcieli tym osiągnąć? I przede wszystkim kto? Kto tego chciał?
- Tego nikt nie wie. Istnieją pewne podejrzenia: już
dawniej zajmowało się tym CBŚ.
- Czym?- Dopytywałam się.
- Rozpracowywaniem tej szajki. I niby im się udało:
Bajkowski z Mochą siedzą w więzieniu. Tyle, że jakimś cudem ich proceder dalej
kwitnie.- Jacek potrząsnął szybko głową.- Ale w sumie to nie dotyczy tematu
naszej rozmowy. Bo jeśli chodzi o paczkę to mówiłem ci że nie sądzę ich to
zrobił ktoś od nich.
- Więc kto?- Bończak zrobił wymowną pauzę.
- Gardo.
- Ojciec Łukasza? – Jacek skinął głową- Po co? To bez
sensu.
- Wręcz przeciwnie. Nie jest zadowolony z tego, że
jesteśmy ze sobą blisko. Po tej historii z Łukaszem za mną nie przepadał. Być
może sądzi, że to ja jestem winny rozpadu twojego małżeństwa z jego synem, bo
pojawiłem się w momencie waszego kryzysu.
- To niczego nie tłumaczy.
- A pamiętasz jego minę na tamtym skrzyżowaniu?
- Tak, ale co to ma do rzeczy? Myślisz, że bawiłby się w
takie dziecinady wysyłając mi paczkę? I
jaki miałby w tym cel?
- Chciał w ten sposób zburzyć twój spokój.
- To absurd. On jest agentem CBŚ, Jacek.
- Być może sądzi, że Łukasz nadal coś do ciebie czuje a
ty do niego nie i to go denerwuje. A przypominając ci o zmarłym synu chciał byś
cierpiała tak jak to robi jego syn.- Nadal się wahałam. Czy to możliwe? Czy pan
Kowalski mógł chcieć mojej krzywdy? W jednej kwestii Jacek miał całkowitą
rację: mój były teść wyraźnie go nie lubił a na tamtym skrzyżowaniu jego mina
mówiła sama za siebie. Ale z drugiej strony jakoś mi to do niego nie pasowało.
On był bezpośrednim człowiekiem i nigdy nie bawiłby się w takie dziecinady.
Jeśli już to przyszedłby do mnie osobiście i powiedział co mu leży na sercu
nawet jeśli miałby mnie zbesztać z błotem. Nie zachowywałby się jak zazdrosna
kobieta. Jeśli jednak miał na celu przypomnienie mi o zmarłym synku…w to
byłabym w stanie uwierzyć. Wyjaśniałoby to również poczucie winny Łukasza
podczas naszej dzisiejszej rozmowy. Chciał krył ojca. Bo nie wierzyłam w to by
mógł wysłać paczkę sam. Mimo tego, że coś przede mną ukrywał jakaś cząstka
mojej duszy mówiła mi, że nie byłby do tego zdolny.
- Ale Gardo też nie.- Szepnęłam do siebie. Potem dodałam
już głośniej.- Nie, nie mógłby.- Powtórzyłam choć już mniej stanowczym tonem.
- Ale przecież tylko on był w ich posiadaniu . To on miał
wszystkie rzeczy Kubusia za pośrednictwem Łukasza. I dostęp do klucza.
- Sama już nie wiem.- Zaczęłam się wahać.
- Karola za tą paczką naprawdę nie kryje się żadna wielka
tajemnica: po prostu nawet jeśli to nie Gardo, ale ktoś inny to zrobił ci głupi
kawał i tak powinnaś to potraktować, a nie zamartwiać się na zapas. A reszta
związana z przeszłością i Bajkowskim nie dotyczy ciebie. Jeśli już to…- Jacek
urwał, ale i tak wiedziałam kogo ma na myśli. Łukasza. Jeśli tamci przestępcy
chcieli go zwerbować na swoją stronę wcześniej mogą chcieć spróbować zrobić to
teraz. Albo skrzywdzić go w inny sposób. I być może właśnie z tego powodu
wrócił do stolicy. Na tę myśl poczułam niepokój. A co jeśli coś mu się stanie?
- Sądzisz, że jest taka możliwość?
- Nie mam pojęcia.
- A Gardo? Co mówi na ten temat ojciec Łukasza? Przecież
na pewno musisz coś wiedzieć.
-Karolina powiedziałem wcześniej, że nie podlegam już pod
wydział Gardo. Praktycznie po twoim rozwodzie z Kowalskim złożył wniosek o
przydzielenie mu innego świadka. Teraz opiekuje się mną Dąbkowski. To ten facet
z którym minęłaś się na schodach i wzięłaś za przestępcę.- Dodał gwoli
wyjaśnienia.- I jeśli go widziałaś to właśnie dlatego.
- A więc dlaczego nie powiedziałeś mi prawdy? Dlaczego
nie wspomniałeś o tym fakcie ani słowem?
- Bo nie jest miło żyć ze świadomością, że raz na jakiś
czas muszę się meldować na spotkanie jakbym był małym dzieckiem już do końca
życia. Staram się żyć normalnie i chciałem byś tak mnie odbierała. Jako
normalnego faceta.- Dodał patrząc mi prosto w oczy. Ja dla odmiany spuściłam
swoje.
Jako normalnego faceta… A więc wiedział: przejrzał mnie i
moją potrzebę zbudowania zwyczajnego związku. Chciał bym zapomniała o tym kim
jest i kim był. Bym dała mu szansę…Gdy na moment przeniosłam na niego wzrok
ujrzałam w jego oczach coś dziwnego, coś czego wcale nie chciałam tam widzieć.
Nie teraz. Nie w tej chwili.
- Dziękuje za wyjaśnienia.- Wykrztusiłam zamierzając
wstać z fotela.-Chyba już pójdę.
- Poczekaj.- Zatrzymał mnie patrząc na mnie swoimi oczami
i niemal mnie do tego zmuszając. Poczułam niepokój przed tym co za chwilę się
wydarzy.
- Jacek, naprawdę powinnam już wracać.
- Przecież nigdzie ci się nie spieszy. I tak mieliśmy
zjeść kolację, pamiętasz?
- Wiem, ale…
- Karolina, nie unikniemy tej rozmowy. Zdajesz sobie
sprawę, że powinniśmy ją przeprowadzić już dawno temu? Tyle, że potem dostałaś
tę paczkę i oboje zaczęliśmy udawać że wszystko gra. Że tamten pocałunek między
nami się nie wydarzył. Ale tak wcale nie jest. Bo się wydarzył. Bo znowu coś
poczuliśmy. Oboje. I nie możesz się tego wypierać. Dlatego powinniśmy w końcu
zdecydować do czego to wszystko prowadzi. A w zasadzie to ty powinnaś
zdecydować, bo ja od dawna wiem czego chcę.- Właśnie tego się bałam, słów o
moich uczuciach w których nadal panował
wielki chaos. Ale już nie mogłam przed tym uciec. Znowu zaczęłam maltretować
swoją dolną wargę. Powinnam zdecydować czego chcę? W tym był problem, bo nie
miałam zielonego pojęcia.
- Jacek…- Spróbowałam po raz kolejny zwilżając wargi
językiem gdy zauważyłam, że wstaje ze swojego fotela. Potem uklęknął przed tym
w którym siedziałam nie dając mi żadnej szansy ucieczki.
- Wiesz co do ciebie czuję, co czuję już od dawna. To
nigdy się nie zmieniło nawet gdy się rozstaliśmy.- Jacek proszę: nie mów tego,
błagałam go w myślach. Nie mów.- Kocham cię Karola. Kocham cię tak jak nikogo
na świecie nigdy nie pokocham. I nic na to nie poradzę.- Gdy poczułam jego dłoń
na swoim policzku miałam ochotę się odsunąć, ale nie zrobiłam tego bo nie
miałam wyjścia. Jacek wciąż blokował mi przejście.- Wiem, że dla ciebie być
może jest jeszcze za wcześniej, że sama uważasz iż nie masz prawa na to by być
szczęśliwą z powodu przeszłości i swojego syna. Jeszcze możemy być razem
szczęśliwi.- Z każdym słowem jego twarz znajdowała się coraz bliżej, z każdym
słowem nachylał się w moją stronę coraz bardziej. Gdy nasze nosy niemal się
stykały zrozumiałam do czego to wszystko zmierza:
- Nie rób tego.- Poprosiłam cicho. Ale on zignorował moją
prośbę. Bardzo wolno pokonał ostatni dzielący nas dystans: poczułam jego
chłodne wargi na swoich ustach. To właściwie nie był pocałunek. A na pewno nie
namiętny czy oszałamiający. Jacek muskał tylko moje usta swoimi tak, że
odbierałam to jako kojący dotyk. Był łagodny i delikatny. Już po chwili odsunął
się ode mnie. Potem spojrzał w oczy próbując odgadnąć moje emocje. W końcu się
uśmiechnął.
- Kocham cię.- Powtórzył.- I wiem, że niedługo ty też
odnajdziesz te słowa w głębi siebie nawet jeśli teraz ich nie czujesz lub boisz
się je wypowiedzieć przed samą sobą. Że zniknie twój strach i poczucie winy, bo
zrozumiesz że nie ma się czego bać. Przy mnie jesteś bezpieczna Karolina. Przy
mnie nic ci nie grozi.- Przełknęłam głośno ślinę.
- Jacek, ja naprawdę nie mogę…
- Ciii.- Położył mi palec na ustach.- Niczego od ciebie
na razie nie żądam ani o nic cię nie proszę. Zdaję sobie sprawę, że wszystko
wydaje ci się być jeszcze zbyt świeże. Na dodatek Łukasz znowu cię przeraził i
wprowadził niepotrzebny zamęt.- Chciałam zaprzeczyć, bo przecież wcale tak nie
było, ale on kontynuował:- Ale poradzimy sobie ze wszystkim. Tylko mi zaufaj. Tylko
tyle, dobrze?- Nic na to nie odrzekłam. Lekko wygięłam tylko wargi ku górze, a
potem pozwoliłam się objąć choć nie do końca tego chciałam. Ale z drugiej
strony: czy ja w ogóle wiedziałam czego chcę?
Gdy wieczorem leżałam już sama w łóżku wracałam myślami
do swojej rozmowy z Jackiem. Zastanawiałam się czy naprawdę wszystko
wyolbrzymiam czy cała ta sprawa z paczką jest sprawką przestępów. No i jeśli
nie to czy ma to coś wspólnego z Łukaszem. Czy naprawdę Bajkowskiemu tak bardzo
zależało na zwerbowaniu go na swoją stronę? Albo raczej należałoby rzec:
szantażowaniu, bo Kowalski nigdy z własnej woli nie zgodziłby się na pomoc
przestępcom.
„Nigdy nie chciałem byś
cierpiała. Od czasu naszego rozwodu robiłem wszystko byś mogła tego uniknąć”
Co miały znaczyć te jego słowa, zastanawiałam się. I ten
wzrok: pełen czegoś nieokreślonego, jakby żalu połączonego z rezygnacją.
Nigdy nie chciałem abyś cierpiała…
Gwałtownie uderzyłam dłońmi w miękkie łóżko. Dlaczego do
cholery zastanawiałam się teraz nad losem Łukasza? Co mnie w końcu obchodziło
jego życie: życie którego kowalem był on sam skoro od dawna nie byliśmy już
małżeństwem? Przecież wielokrotnie nawet podczas czasu jego trwania powtarzałam
mu na zmianę to grożąc to prosząc by przestał ryzykować. A teraz gdy przestępcy
chcą zbierać swoje żniwo co najwyżej mogło mi być go żal. Tak, to tylko żal. To
nie było nic więcej: żadna troska czy zmartwienie. Mimo wszystko nie chciałam
by stało mu się coś złego, nie chciałam by ktoś go skrzywdził a niechybnie to
się działo. Miałam ochotę go ostrzec, spotkać się z nim ponownie, nakazać by na
siebie uważał. Ale po chwili znów odezwała się we mnie uraza: przecież już dziś
się z nim widziałam i niczego to nie wniosło. On znów kłamał i kręcił jak tylko
mógł nie chcąc mnie wtajemniczyć w to co wie, więc niech teraz radzi sobie sam.
Tyle, że będę czuła się winna jeśli coś mu się stanie. Zwłaszcza patrząc na to
wszystko pod innym kontem: po słowach Jacka...
Jacka. Znów moje dłonie uderzyły o pościel. Właśnie:
Jacek. To o nim powinnam teraz myśleć. O nim i wypowiedzianych słowach
dotyczących naszej wspólnej przyszłości, a nie o „odważnym” Łukaszu, który
chciał znów być bohaterem. O tym, że w końcu wreszcie powinnam zaangażować się
w nowy związek, choć nadal cholernie się boję. I o tym, że bardzo kocham
Bończaka a on mnie. Nawet jeśli nie do końca wiem jeszcze czy ta miłość
wykracza poza ramy przyjaźni. Ale być może miał rację? Może muszę odnaleźć w
sobie jeszcze te słowa? Wróciłam myślami wstecz do czasów naszego poznania:
napadu pijanego mężczyzny, mojego przerażenia gdy Jacek podbiegł by mi pomóc,
naszą niegrzeczną rozmowę. Uśmiechnęłam się do siebie przypominając sobie jego
arogancję i swoje zdziwienie gdy kilka dni później okazało się, że to on jest
tym zapowiadanym przez Marcina nowym pracownikiem. Nasz wspólny wypad do knajpy
na rogu, spacer po parku gdy po raz pierwszy mnie pocałował. I to uczucie
niesamowitego wzruszenia gdy mi się oświadczył. Naszą pierwszą noc spędzoną
razem...Mocno zacisnęłam powieki, ale nadal nie mogłam wzbudzić w sobie
pożądanych uczuć. Czułam się tak jakby ta historia dotyczyła jakiejś innej
Karoliny: pamiętałam swoje emocje ale nie potrafiłam ich odtworzyć. Nie
potrafiłam przypomnieć sobie tego szczęścia które czułam będąc z Jackiem. Bo
gdy tylko zamykałam oczy wciąż miałam przed oczami pełną napięcia twarz
Łukasza.
„Nie chciałem abyś cierpiała.”
„Nie chciałem abyś cierpiała.”
Myślę, że Karolina w głębi serca kocha Łukasza. Powinni w końcu wszystko sobie wyjaśnić :)
OdpowiedzUsuńrozumiemy, dziękujęmy za to co jest, dziękujemy za to, że piszesz :) Trudno oprzeć się zniecierpliwieniu, ale wiadomo, każdy ma swoje życie, a życie w pośpiechu nie jest dobre. Pozdrawiam Patrycja
OdpowiedzUsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńCzęść wspaniała!, ciekawi mnie jak to się wszystko potoczy?
A co częstotliwości dodawania, to rób to w miarę swoich możliwości i czasu, nic w pośpiechu i na siłę.
Pozdrawiam
Ania
powinna być z Łukaszem, stanowczo
OdpowiedzUsuńzdecydowanie się zgadzam
UsuńKarolina ewidentnie kocha Łukasza, jednak to nie oznacza, że muszą być razem. Wiem, że Autorka zakończy tą historie na swój zaskakujacy sposób i z tego bardzo się ciesze :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kinga :)
No tak zgadzam się z moimi poprzedniczkami. Karolina czuje coś do Łukasza, ale czy nadal go kocha i czy będą razem to nie wiem. Pewnie nas zaskoczysz zakończeniem. A tempem dodawania się nie przejmuj. My poczekamy. Przecież to oczywiste, że nie żyjesz tylko pisaniem i masz jeszcze inne obowiązki. Czekam cierpliwie na kolejną część. Pozdrawiam roksana
OdpowiedzUsuńczekamy kochana !
OdpowiedzUsuń