- Po co wróciłeś do stolicy, Łukasz?- Powtórzyłam swoje
pytanie z żelazną konsekwencją patrząc mu prosto w oczy choć było to trudne z
powodu wiatru przy moich niezwiązanych włosach. Dawno nie regulowana grzywka
nieustannie wpadała mi w oczy, więc musiałam ją odgarniać.- Jaka była prawdziwa
przyczyna?
- Nie rozumiem twojego pytania.- Odparł mi po chwili z
wyraźną konsternacją. Mojej uwagi nie umknął fakt, że nie patrzył mi przy tym w
oczy.
- Jest proste. Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego rzuciłeś
pracę w Lublinie skoro przebywałeś już tam przez dwa lata i wydawać by się
mogło, że zakorzeniłeś się tam na dobre? A teraz nagle wracasz i okazuje się że
ktoś przysyła mi przesyłkę z bluzką Kuby która ma na celu najprawdopodobniej
mnie przestraszyć.
- Sądzisz, że to ja ją wysłałem?
- Sądzę, że coś wiesz, ale nie chcesz mi powiedzieć. I
chcę byś zrobił to teraz.- Zamilkłam czekając na jego reakcję.- No?- Pospieszałam
go jednocześnie łagodnie zachęcając. Nadal jednak odpowiadało mi tylko milczenie.
Mimo wszystko wciąż jeszcze miałam nadzieję… Gdy upłynęło kilkadziesiąt sekund
w końcu dotarło do mnie, że żadnej odpowiedzi nie będzie. Prychnęłam cicho, ale
nie ze złością ale raczej dominującym uczuciem rozczarowania sama nie wiedząc
dlaczego. Na co liczyłam? Że po raz pierwszy mój były mąż powie mi prawdę? Że w
końcu przestanie mamić nic nie znaczącymi frazesami? Że przez ten czas od
naszego rozwodu się zmienił? Nawet jeśli to na pewno nie w tej kwestii.- Nigdy
więcej nie popełnię tego błędu.- Szepnęłam do siebie jednak na tyle głośno by
mnie usłyszał.
- Słucham?- Spytał najwyraźniej nie rozumiejąc o co
chodzi.
- Tak mi powiedziałeś podczas naszego ostatniego
spotkania gdy poprosiłam cię byś na bieżąco informował mnie o całej akcji.
Powiedziałeś, że to zrobisz bo nie chcesz popełnić tego samego błędu jak w
przeszłości. A jednak znowu to robisz. Znowu kłamiesz i zatajasz przede mną
prawdę.- Zaśmiałam się krótko jednak bez cienia wesołości.- Naprawdę uważasz
mnie za taką idiotkę? Najwyraźniej tak.- Odpowiedziałam sama sobie nie dając mu na to
szansy. Potem odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Zrobiłam zaledwie kilka
kroków gdy poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Zatrzymałam się.
- Naprawdę nic nie wiem o nadawcy tej paczki. A tym
bardziej nie mam z nią nic wspólnego.- Wolno się odwróciłam w jego stronę. Spojrzałam
w twarz zatrzymując się w końcu na oczach. Chciałam zrozumieć jak mogą wyglądać
tak szczerze gdy ich właściciel tak kłamie. Na moment zacisnęłam usta
przypominając sobie naszą wspólną przeszłość z Łukaszem: długie rozmowy w
okresie narzeczeństwa do samego rana, marzenia które chowaliśmy gdzieś głęboko
w sercu, gdybania o starości którą spędzimy razem, miłosne wyznania i pełne
żaru noce. Świadomość tego wszystkiego co utraciłam przez kłamstwa Kowalskiego
spowodowała, że poczułam pod powiekami łzy. Poczułam się zmęczona tym
wszystkim: przeszłością i teraźniejszością.
- Wiesz dlaczego rozpadło się nasze małżeństwo?- Zaczęłam
mówić łagodnym acz stanowczym tonem. Pytanie było czysto retoryczne, więc już
po chwili kontynuowałam sama sobie odpowiadając:- Nie przez śmierć Kubusia choć
pewnie tak myślałeś. I nie przez twoją pracę choć ona miała duży wpływ na moją
decyzję. Stało się tak właśnie dlatego. Bo ukrywałeś przede mną prawdę
tłumacząc się moim dobrem.
- Karolina to nie było…- Powstrzymałam go kładąc mu dłoń
na piersi.
-…pozwól mi skończyć.- Wzięłam głęboki wdech.- Bo
ukrywałeś przede mną prawdę tłumacząc się moim dobrem. – Powtórzyłam.- A ja przestałam ci ufać, bo nigdy nie
potrafiłam do ciebie dotrzeć, zawsze była we mnie obawa że być może dzieje się
coś złego a ja o tym nie wiem. Przez ostatnie kilka miesięcy żyłam w permanentnym
strachu bojąc się, że może za chwilę dostanę wiadomość o twojej śmierci, a gdy
prosiłam byś mniej ryzykował śmiałeś się ze mnie z męską pobłażliwością. To co
czułam gdy zdejmowałeś obrączkę z tylko wiadomych sobie przyczyn, wracałeś
późno w nocy czy udzielałeś wymijających odpowiedzi. To…to strasznie bolało.-
Zrobiłam krótką pauzę, bo samo wspomnienie o tamtym okresie wywoływało we mnie
potężną falę cierpienia.- Tak jak w przypadku śmierci Kubusia. To była miara
która przelała czarę goryczy- Mój głos tylko lekko się załamał.- Gdy go
znaleziono to…to gdybym wiedziała w jakim jest stanie być może nie żywiłabym
daremnych nadziei. Gdybyś tylko powiedział: „Karola przykro mi Kuba jest
poważnie odwodniony i prawdopodobnie nie przeżyje” być może przyjęłabym to
łatwiej.
- Karolina…
- Mówię tylko być może, Łukasz bo nie jestem w stanie
powiedzieć czy tak stałoby się rzeczywiście. Być może. - Nie dałam mu się
wtrącić. Mój głos nabrał stanowczości.- A już na pewno nie czułabym się tak
jakby zadrwił ze mnie zły los. Ale nie, ty wciąż zapewniałeś mnie, że z naszym
synem wszystko jest w porządku pozwalając łudzić mi się cały tydzień że jednak
będzie żył. I to samo robisz teraz. Unikasz prawdy. Nie godziłam się na to
wtedy i nie zrobię tego teraz. Boli mnie tylko to, że uważasz iż można mnie
mamić i manipulować mną w ten sam sposób. Ja też wyciągnęłam wnioski z tamtej
sytuacji.- Odsunęłam się od niego wycierając dłonią łzę, która zaczęła toczyć
się nie wiadomo kiedy po moim policzku. Spojrzałam na Kowalskiego, ale on
spuścił wzrok, więc nie miałam pojęcia o czym myśli. Odetchnęłam głęboko po raz
ostatni próbując się opanować. Wiedziałam, że mi nie odpowie, więc nawet na to
nie liczyłam. Bez słowa odwróciłam się od Łukasza. Dlatego zdziwiłam się
słysząc za sobą jego głos:
- Nigdy nie chciałem byś cierpiała. Od czasu naszego
rozwodu robiłem wszystko byś mogła tego uniknąć.- Zatrzymałam się, choć nie
odwróciłam. Delikatnie wykręciłam tylko głowę do tyłu.
- Co to znaczy?- Spytałam czując, że za jego słowami kryje się
coś bardzo dziwnego, że zawierają coś kryjącego w sobie większą głębię niż mogę
podejrzewać. Dlatego gdy mi nie odpowiedział powtórzyłam:- Łukasz, co miałeś na
myśli?- Pokręcił głową sygnalizując że to nie jest ważne, więc zrozumiałam że i
tym razem nie udzieli mi żadnej odpowiedzi. Dlatego po prostu zaczęłam iść
dalej. I choć nie spodziewałam się, że mnie zatrzyma to jakaś cząstka mnie pragnęła czegoś wręcz przeciwnego. Chciałam
zrozumieć dlaczego Łukasz znów otaczał się nieznanymi mi tajemnicami, czemu
wrócił do stolicy, dlaczego dostałam paczkę z ubraniem zmarłego synka. Tyle, że
na pewno nie osiągnę tego z jego pomocą.
Z tą myślą zamiast chwilowej niemocy w mojej głowie
odezwał się bunt. Jak on śmiał mnie tak
potraktować?! Najpierw Jacek, a teraz Łukasz? Czy dla nich naprawdę byłam tak
słabą i niewiedzącą o niczym osobą? Czy dlatego nie stać ich było nawet na
zachowywanie jako takich środków ostrożności w mojej obecności by się z czymś
nie zdradzić? A więc jeszcze popamiętacie, groziłam im w myślach. Jeszcze
popamiętacie.
Pełna gotowości, w bojowym nastroju zaczęłam kierować się
w stronę swojego mieszkania. W pewnym momencie, o mały włos unikając upadku
zorientowałam się że ubierając się w pośpiechu z wnętrza moich butów wystaje
sznurówka która prawie pozbawiła mnie utraty przedniej jedynki. Bo niechybnie
tak by się stało gdybym runęła jak długa. Mamrocząc pod nosem przekleństwa
zawiązałam ją, a potem ruszyłam dalej w stronę autobusowego przystanku.
Jednak zamiast do własnego mieszkania, postanowiłam udać
się na grób mojego synka. Zrobiłam to całkiem spontanicznie i niemal bezwolnie;
po prostu czując się jak dziecko błądzące we mgle chciałam porozmawiać z
Kubusiem, wyżalić się mu, opowiedzieć jak potraktował mnie jego ojciec czy
Jacek. W chwilach zwątpienia czy melancholii takie wizyty dobrze mi robiły.
Było to paradoksalne, bo przecież był to właściwie mój monolog, ale jednak wypowiedzenie
słów których nikomu nie mogłabym powiedzieć przynosiły mi ukojenie. Były jak
wielki ciężar, który uwalniał się dopiero wówczas gdy je wypowiadałam. Miałam
nadzieję, że stanie się tak i tym razem; że obecność synka (choćby tylko
wyimaginowana i duchowna) pomoże mi odzyskać wewnętrzną równowagę a nawet być
może uchylić rąbka tajemnicy i spojrzeć na wszystko bystrym okiem. Że sama, bez
kłamliwych mężczyzn w moim życiu odkryję nadawcę paczki.
Zatopiona we własnych myślach, szłam dobrze znanymi mi wewnętrznymi
uliczkami cmentarza lawirując pomiędzy nagrobkami. I tylko dlatego nie
zareagowałam na postać stojącą przy grobie mojego synka.
Znajdowałam się może w odległości dwudziestu metrów od
niego: młodego chłopaka, który jakiś czas temu wydawał mi się być starszy. Bo
to był on. Dzieciak, którego widziałam przy grobie Kuby jakiś czas temu myśląc,
że to złodziej bo gdy go zawołałam zaczął uciekać. To właśnie te wspomnienie
przypomniało mi, że nie powinnam tego robić teraz, bo znowu go wypłoszę. W
napięciu oczekiwałam więc na to co zrobi nastolatek.
Przez kilkanaście sekund, które mnie z kolei dłużyły się
niemiłosiernie stał tylko przy nagrobku wpatrując się w niego. Musiałam
przygryzać wargi niemal do krwi, bo ze zdenerwowania nie mogłam się powstrzymać.
Poza tym gdybym tego nie robiła niechybnie odezwałabym się płosząc go. A tak
wpatrywałam się tylko w niego wciąż powtarzając w myślach: no dalej, czego
chcesz chłopaku? Po co stoisz przed nagrobkiem dwuletniego dziecka? Wtedy,
jakby w odpowiedzi na moje pytanie nastolatek rzucił coś na płytę nagrobną.
Potem szybko się przeżegnał. Początkowo sądziłam, że to jakiś śmieć, ale nawet
z daleka zdołałam je rozpoznać po kolorze.
Astry. Kwiaty, które jakaś osoba przynosiła tu regularnie
od dobrych kilku miesięcy a może nawet wcześniej bo nie byłam nawet pewna kiedy
dokładnie to zauważyłam. Czy więc był nią ten tutaj chłopak? Ale dlaczego niby
miałby to robić?
Wolno, starając się nie zdradzić zaczęłam kierować się ku
niemu. Wpatrywałam się nawet w inny nagrobek, ale to i tak zwróciło uwagę
młodego chłopaka. Spojrzał na mnie szybko spłoszonym wzrokiem, a potem
naciągnął mocniej kaptur i ze spuszczoną głową zaczął się oddalać. Zrozumiałam,
że zależało mu na zachowaniu anonimowości nawet przede mną- osobą którą musiał
uważać za przypadkowego przechodnia. Postanowiłam więc grać w otwarte karty.
- Stój, chłopcze.- Tak jak się spodziewałam nastolatek
nie spełnił mojego polecenia. Wręcz przeciwnie: jego chód przeszedł w szybki
krok.- Zatrzymaj się powiedziałam! Dlaczego położyłeś kwiaty na grobie mojego
zmarłego syna?- Szybki krok przeszedł w trucht, ale ja się nie poddawałam.
Szłam za nim.- Hej, po co to robiłeś? Znałeś Kubę? Odpowiedz!- Krzyknęłam. Tym
razem szybki krok zamienił się w trucht- Hej, stój!- On pierwszy puścił się
biegiem mając nade mną lekką przewagę. Biegał zdecydowanie szybciej niż ja, ale
otoczenie nagrobków mu nie sprzyjało. Starał się to wykorzystać co chwila
zmieniając kierunek, ale ja odnajdowałam go z łatwością. Cierpliwie czekałam aż
dobiegnie do końca uliczki, gdzie znajduje się zamknięta wjazdowa brama. I nie
będzie miał wyjścia jak zatrzymać się przed nią.
- I…co…teraz?- Zgodnie z moimi przewidywaniami niecałe
pięć minut później dotarliśmy do bramy. Byłam dość mocno zasapana, ale
zadowolona z siebie. Dzieciak nie miał gdzie uciec. Bezradnym i nieco
zadziornym spojrzeniem obracał głową w prawo i w lewo daremnie szukając
ucieczki. Zaczęłam podchodzić do niego coraz bliżej. W jego oczach dostrzegłam
początki paniki.- Spokojnie, chcę tylko porozmawiać.
- Niech się pani do mnie nie zbliża!- Syknął, próbując
mnie odepchnąć, ale ja na to nie pozwoliłam. Złapałam go za nadgarstki. Z tak
bliskiej odległości wydawał mi się być znacznie młodszy. Mógł mieć co najwyżej
czternaście- piętnaście lat.
- Uspokój się. Chcę tylko wiedzieć czemu zostawiasz te
kwiaty na tamtym grobie, to wszystko. Nie mam zamiaru cię…
-…pomocy! Jakaś wariatka chce mnie zabić! Pedofilka!
Pedofil…- Doprowadzona do ostateczności zamknęłam dzieciakowi usta swoją
dłonią. Z zaskoczenia przestał się wyrywać, więc korzystając z okazji mocniej
zacisnęłam dłonie na jego rękach.
- Posłuchaj, jeśli nie chcesz bym wezwała policji to
lepiej radzę ci nie strugać idioty i odpowiedzieć na moje pytanie.-
Zablefowałam.- Zrozumiałeś?- Szczyl skinął głową, a ja wolno zdjęłam dłoń z
jego ust. Na szczęście przestał krzyczeć.
- Dobra. I tak już praktycznie koniec.- Mrugnął.
- Co masz na myśli?- Spytałam.
- No kwiaty. Zostały jeszcze tylko dwa zamówienia.
- Jakie zamówienia?
- Jezu, upośledzona pani jakaś czy co? No chyba na
kwiaty, no nie? Nie o nie pani chodzi?
- Tak, ale…- Potrząsnęłam głową daremnie próbując zrozumieć o co chodzi temu chłopcu. O jakie zamówienia chodziło? Na kwiaty?- …a więc składałeś zamówienia na kwiaty?- Dokończyłam inaczej.
- Tak, ale…- Potrząsnęłam głową daremnie próbując zrozumieć o co chodzi temu chłopcu. O jakie zamówienia chodziło? Na kwiaty?- …a więc składałeś zamówienia na kwiaty?- Dokończyłam inaczej.
- Nie ja. Tamten facet.
- Jaki facet?
- No ten co kazał mi je dostarczać na grób tamtego
chłopca.
- Ktoś kazał ci dostarczać kwiaty na grób Kuby?
- No jak Boga kocham, jakaś upośledzona…
- Posłuchaj…- Miałam dość protekcjonalnego tonu
gówniarza. Przez niego czułam się tak jakbym to ja a nie on miała piętnaście
lat.- …Mów jaśniej, a potem czepiaj się że czegoś nie zrozumiałam.- Zrobiłam
krótką pauzę.- A więc ktoś kazał ci dostarczać astry na grób Kuby-
Podsumowałam.- Kto to był?
- A bo ja wiem? Zapłacił to się zgodziłem.
- Kiedy to było?
- O, przeszło już rok temu.
- Już od roku dostarczasz te kwiaty?
- No tak. Raz w tygodniu. Tak jak było w umowie.
- Z kim?
- Jej, no już mówiłem że z tamtym facetem.
- Co ma znaczyć ten zaimek osobowy?
- Zaimek…?
- Nieważne.- Mrugnęłam.- Chodzi mi o to kim jest facet o którym mówisz. Ten który zlecił ci zostawianie kwiatów na grobie mojego syna.
- Nieważne.- Mrugnęłam.- Chodzi mi o to kim jest facet o którym mówisz. Ten który zlecił ci zostawianie kwiatów na grobie mojego syna.
- No nie wiem. Widziałem go tylko raz. I to dawno temu,
bo na samym początku.
- Ale przecież powiedziałeś mi, że ci płaci.-
Przypomniałam.
- No tak, ale zrobił to tylko raz z góry. Wartość kwiatów plus pięć patyków dla
mnie. Razem ponad dziesięć. To kupa kasy, poza tym mieszkam blisko cmentarza, więc
się zgodziłem no nie? Miałem nawet nie dostarczać potem tych kwiatów i mieć
więcej, ale trochę się bałem że ten facet mnie obserwuje. Nie wyglądał na
łagodnego. A poza tym to lepiej nie bogacić się na zmarłych, bo potem mogą
straszyć .- Powstrzymałam się od uwagi, że mój Kubuś raczej by nikogo nie
przestraszył. Starałam się skupić tylko na tym co było najważniejsze.
- Wyglądał jak…- Zaczęłam swoje pytanie szybko je
urywając. W głowie szukałam odpowiedniego słowa by nie przestraszyć chłopca,
ale że nic mi nie przychodziło na myśl postanowiłam tego zaniechać. W końcu
nastolatek nie wyglądał na boidudka.- …wyglądał jak przestępca?- Zapytałam. Tak
jak się spodziewałam doręczyciel astrów nie wyglądał na zszokowanego.
- No raczej nie. Ale miał coś takiego w oczach…może i
był. Ja tam nie wnikałem.
- Ale powiedziałeś, że się go bałeś.
- Wcale się nie bałem. – Zaprotestował. Wydawał mi się
być nawet odrobinkę urażony. No tak, już tak dawno temu sama byłam nastolatką
że teraz zapomniałam o ich humorach i psychice. Nie powinnam sugerować, że może
czegoś się obawiać o co dopiero bać. Nastolatki nie boją się przecież niczego.
Rozłożyłam dłonie w geście bezradności.
- Okej, nie bałeś się. A więc powiedz mi co było w tym
mężczyźnie charakterystycznego. Jak wyglądał, jego wzrost, sylwetka. Wyróżniał
się czymś? A może powiedział jak się nazywa?
- Nie, nic nie mówił. Był wysoki i taki na oko koło
czterdziestki albo i czterdziestu pięciu lat. Brunet. Chyba szczupły. No i
nieźle napakowany. Tyle pamiętam. Jak mówiłem to było dawno temu. Mogę już iść?
- Chwileczkę. – Zastanawiałam się nad następnym pytaniem,
ale nic błyskotliwego nie przychodziło mi do głowy. I tak rewelacja na temat
astrów była dla mnie sporym szokiem. Kto zapłaciłby kilkunastoletniemu chłopcu
dziesięć tysięcy złotych by przez pięćdziesiąt dwa tygodnie kupować po wiązance
i zanosić ją na jeden z nagrobków? Jaki miał w tym cel? Od razu zrozumiałam, że
sprawa kwiatów ma związek z otrzymaną przeze mnie paczką i tajemnicą Łukasza. A
może nawet Jacka? Westchnęłam. Właśnie. Jeden z nich z pewnością był niewinny,
bo wiedząc o ich wzajemnej niechęci nawet nie było żadnej możliwości by
połączyli siły i działali wspólnie. A więc tylko jeden był w tę sprawę
wplątany…- Hej, gdzie znowu uciekasz?!- Krzyknęłam, ale korzystając z okazji
mojego zamyślenia chłopak wyrwał swoją dłoń i szybko czmychnął. Zaniechałam
kolejnej rundy gonitwy. I tak z pewnością nie dowiedziałabym się od niego
niczego nowego.
Wróciłam na grób Kuby i wpatrując się w jego nagrobek
jeszcze raz przetwarzałam w myślach rozmowę z nastolatkiem. O co mogło chodzić?
Dlaczego ktoś go wynajął by co tydzień zostawiał na nagrobku wiązankę astrów?
Kim był ten zleceniodawca? Kolejna tajemnica pozostawiona mi do rozwikłania. O
dziwo ten fakt wcale mnie nie przeraził. Po raz pierwszy od dawna czułam się
silna, zwarta i gotowa do działania.
Jeszcze tego samego wieczora wybrałam się do Beaty.
Musiałam porozmawiać z kimś o tym co mnie gnębi. Powiedzieć o paczce,
tajemniczej rozmowie Jacka, powrocie Łukasza, chłopaku na grobie Kuby…Nawet
teraz nie mogłam uwierzyć, że tyle wydarzyło się w moim życiu w ciągu zaledwie
ostatnich trzech tygodni. Przecież od czasu rozwodu z mężem czułam się tak
jakbym była w letargu. I dopiero teraz się z niego budziłam.
Dotarłszy do Beti miałam nadzieję, że przyjaciółka być
może spostrzeże coś czego ja nie zauważyłam i podrzuci mi parę tropów do
badania. Jednak o dziwo głodna przygód Beata nie zachowała się tak jak
sądziłam.
- Karolcia, to nie są żarty. Nie powinnaś mieszać się w
to na własną rękę. To mi się nie podoba. Na początku gdy wrócił Łukasz
sądziłam, że to nie ma z tobą nic wspólnego, ale teraz…
- Czekaj.- Przerwałam jej.- Co ma znaczyć to ostatnie
zdanie? Wiedziałaś o powrocie Łukasza wcześniej niż ja?- Nie mogłam w to
uwierzyć.
- Tak.- Powiedziała zupełnie niespeszona.- Któregoś razu
spotkałam go spacerując z dziewczynami w parku. Chyba odwiedzał kogoś w
okolicy.- Dopiero teraz zorientowała się, że moja mina nie wróży nic dobrego.-
Jesteś zła, że ci o tym nie wspomniałam?- Spytała z niedowierzaniem.
- No nie.- Skłamałam, bo zdałam sobie sprawę, że Jacek
miał rację. Nie powinnam skrytykować go za to iż mi tego nie powiedział. Tak
samo jak Beaty. A jednak czułam się zdradzona.
- No bo wiesz, w sumie to nic was już chyba nie łączy
więc uznałam że ta wiadomość tylko cię zirytuje. Poza tym w tamtym okresie nie
byłyśmy w najlepszej komitywie, pamiętasz? Spotkałam Łukasza zaraz po przyjęciu
zaręczynowym Asi. Potem, gdy już się pogodziłyśmy ta nowinka całkiem wyleciała
mi z głowy.
- Ach tak.- Mrugnęłam nie wiedząc co dodać więcej. Czułam
się głupio.
- Prawdę mówiąc bardzo zaskoczył mnie jego widok.- Kontynuowała
moja przyjaciółka.- Sądziłam że nadal
pracuje w Lublinie. No i wyglądał tak jakoś inaczej: niby tak samo, ale
jednak…chociaż mogło mi się tak wydawać, bo w końcu nie widziałam go szmat
czasu.- Uśmiechnęła się z konsternacją.- Wiesz, że gdy potem zaprosiłam go do
domu na herbatę Krzysiek się zdenerwował? Kiedyś powiedziałam mu, że
podkochiwałam się w Łukaszu i chyba był zazdrosny.
- Zaprosiłaś go do swojego domu?
- Tak. W końcu jakby nie było jej ojcem chrzestnym mojej
małej Klaudii, a chyba trochę o niej zapomniał. Wiesz, że go poznała?- Paplała
dalej zupełnie przeze mnie nie zachęcana. A ja w tym czasie starałam się
zrozumieć chaos jaki zapanował w moim sercu.
Jacek wiedział.
Beti też wiedziała.
A ja nie, bo Łukasz nie powiedział mi o swoim powrocie.
Czy oznaczało to, że tego nie chciał? Że jego powrót nie miał nic wspólnego ze
mną? Że naprawdę był niewinny? Tylko czemu w takim razie podczas dzisiejszej
rozmowy wydawał się być pełen poczucia winy i nawet nie próbował się bronić?
Ale z drugiej strony: czy on kiedykolwiek się bronił? Przecież nawet gdy
nazywałam go mordercą naszego syna on przyjmował to ze stoickim spokojem, a gdy
zażądałam rozwodu po prostu się na niego zgodził. Bez żadnych żalów czy
pretensji. Nigdy nie obwiniał mnie o cokolwiek. W przeciwieństwie do mnie.
To oznaczałoby, że przyszedł do kwiaciarni w której
pracowałam zupełnie przypadkiem. Po prostu była blisko cmentarza i nie
spodziewał się że w niej pracuję. Dowodziło tego nawet jego zdziwienie, które
nie mogło być udawane…ale czy na pewno? Ostatnio jakoś nie potrafiłam go
rozgryźć. Właściwie działo się tak już od momentu naszego rozwodu. A jeśli
naprawdę udawał?
-…no i pytał o ciebie.- Słysząc te słowa wybiłam się z
toku własnych myśli. Spojrzałam Beacie w twarz.- No tak.- Potwierdziła.- Jak ci
się wiedzie, i w ogóle. Powiedziałam mu nawet, że przeprowadziłaś się tutaj i
pracujesz w kwiaciarni niedaleko Mozarowej.
- Naprawdę mu to powiedziałaś?
- Co? Hej, no chyba nie jesteś zła co?
- Nie, chodzi mi o to gdzie pracuję. Powiedziałaś mu tak?
Dokładnie to? Że pracuję w kwiaciarni? Na ulicy przy której mieści się
cmentarz?
- Karola o co chodzi?
- O nic.- Potrząsnęłam głową i roześmiałam się udając, że
zupełnie nie zależy mi na odpowiedzi. Bo w sumie i tak już ją znałam. A więc
kłamał. Kłamał, że nie wie gdzie pracuję, a jego zdziwienie moim widokiem było
udawane. Próbowałam powstrzymać napływający do serca smutek. Dlaczego znów mi
to robił? I dlaczego znów mnie to bolało?- Po prostu zaskoczyło mnie to.
- Wiesz, jego pytanie raczej było tylko grzecznościowe.
Nie wyglądało no to, że no wiesz…
- Nie rozumiem.- Wzruszyłam ramionami gdy ona sugestywnie
spojrzała mi w oczy. Zmarszczyłam z konsternacją brwi…aż zrozumiałam.- Boże,
Beti chyba nie myślisz, że ja i on…? No nie mogę. Przecież ja nic do niego nie
czuję.- Gdy spojrzała na mnie badawczo dodałam:- Naprawdę.
- To dobrze, bo ty i Jacek…sądzę że coś może z tego być.
A wracając do tematu to nie pakuj się w to. Nie próbuj prowadzić śledztwa. Nie
chcę by znowu stało ci się coś złego.
- Nic mi się przecież nie stanie. Nie mam nic do
stracenia.
- Przerażasz mnie gdy tak mówisz.
- Wiesz, że to nie znaczy że nie cenię swojego życia. Po
prostu ci przestępcy nie rozumieją, że już nie mają żadnej karty przetargowej.
I cokolwiek mi zrobią nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Chcą wysyłać
mi rzeczy zmarłego syna? Proszę bardzo: może za pierwszym razem nie to ruszyło,
ale teraz mam to gdzieś. Bałam się już wystarczająco długo.- Mówiłam to trochę
na wyrost, bo wcale nie miałam tej pewności. Mój strach był zakorzeniony tak
głęboko w mojej duszy, że nie byłam w stanie tak po prostu się go pozbyć.
Narastał już od chwili gdy poznałam Jacka poprzez kolejne niezwykłe wydarzenia
w które obfitowało moje życie. Jednak zgodnie ze starym porzekadłem, że kłamstwo
wymówione wielokrotnie stanie się prawdą postanowiłam tak robić. Mówić sobie,
że jestem silna a nie słaba i w konsekwencji taka się stać. Zwłaszcza teraz.
Gdy Jacek i Łukasz coś przede mną ukrywali.
- Idź na policję.- Zaproponowała moja przyjaciółka.- Powiedz
im o paczce, o tym chłopaku na cmentarzu.
- I co, myślisz że mi pomogą? Spójrz na to racjonalnie i
obiektywnie: ktoś zostawił na mojej wycieraczce karton z bluzką Kubusia, która
przecież wcale nie musiała nią być. No i ten chłopak na cmentarzu: zostawiał
kwiaty na grobie Kubusia: co w tym złego? W końcu to nie przestępstwo.
- Przecież muszą coś zrobić. W końcu biorąc pod uwagę to
co spotkało cię w przeszłości. No i fakt, że Łukasz był twoim mężem…
- Nie.- Ucięłam zdecydowanie.- Nie mam zamiaru wykorzystywać
tego faktu. Poza tym nie mam już z nim niczego wspólnego.
- Wow, skąd ta zaciętość w twoim głosie? Nadal jesteś na
niego zła?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Karola…
- Nic się nie stało Beti. Po prostu początkowo myślałam
tak jak ty: że Łukasz pomoże mi rozwikłać tajemnicę tej paczki: w końcu to on
był w posiadaniu bluzki którą mi wysłano. Ale on niczego nie chce mi
powiedzieć. Dzisiaj poważnie się z nim o to pokłóciłam.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. W sumie nie powinnam być tym wcale
zdziwiona: przecież zawsze traktował mnie w ten sposób: biedna, głupiutka
Karolinka po co zaprzątać jej główkę zawiłymi i niemiłymi dla niej sprawami.
Przecież to, że udaję wielkiego przestępcę i przystaję z nimi to nic wielkiego.
Co może się stać? Porwą naszego syna? Wielkie mi halo. Przecież najważniejszy
jest cel, a nie środki do niego użyte. Trzeba schwytać przestępców. Jedna
ofiara w zamian za tysiące.- Sama wyczuwałam w swoim głosie rozgoryczenie, ale
nie mogłam się przed nim powstrzymać. Wciąż przed oczami miałam pełen winy
wzrok Łukasza podczas naszej dzisiejszej rozmowy. Tak jakby miał do tego prawo,
pomyślałam. Dlaczego tak mnie okłamywał? Dlaczego gdy twierdził że mnie kochał
i obiecywał złote góry? Gdy mieliśmy być razem tak szczęśliwi?
- Jego powrót wyprowadził cię z równowagi, prawda?-
Spytała mnie Beata z wahaniem.
- Tak. Sama tego do końca nie rozumiem, ale gdy znów się
pojawił w moim życiu to już wywrócił je do góry nogami.
- Jesteś pewna, że to on jest temu winny?
- Sama już nie wiem. Czasami myślę, że tak; innym wręcz
przeciwnie. Gubię się w tym wszystkim.
- Chcesz abym z nim porozmawiała?
- Nie sądzę, że coś ci powie.
- A Jacek?
- Jacek to inna historia.- Nie powiedziałam Beti o swoich
podejrzeniach wobec Bończaka i jego powrotu do świata przestępczego. Na razie
wspomniałam tylko iż również najprawdopodobniej wie coś o paczce którą
dostałam. Mimo wszystko nie chciałam go zdradzić. Sama jeszcze nie postanowiłam
jak to rozegram- nie mogłam zapomnieć o tym iż dawniej dwukrotnie uratował mi
życie. Ale kryć przestępcę? Ja taka nie byłam. Dowiodłam tego już w przeszłości
gdy- choć byłam z nim w ciąży- odmówiłam gdy chciał abyśmy razem uciekli. Choć
to głupie w XXI to miałam swoje zasady i nie potrafiłabym tak po prostu rzucić wszystkiego na jedną
kartę. Tak więc niedługo musiałam podjąć jakiś wybór: wkopać Bończaka czy nadal
udawać że niczego nie wiem?
- Inna historia?- Powtórzyła zdezorientowana Beata.
- Tak. On z kolei uważa, że paczka którą dostałam nie mam
nic wspólnego z bandytami którzy napadli Kubusia. Z nim też się pokłóciłam..
Powiedział, że jestem przewrażliwiona a przecież to nie jest prawda. Wiem, że
dzieje się coś złego.
- Więc co zamierzasz?
- Nie wiem. Na pewno tak tego nie zostawię.
- Okej. Ale pamiętaj, że masz mnie o wszystkim
informować. I jeśli zamierzasz zrobić coś niebezpiecznego to tylko ze mną. Nie
pozwolę ci robić tego samemu.- Uśmiechnęłyśmy się do siebie w geście
porozumienia. Potem uścisnęłyśmy nawzajem swoje dłonie.
- Jasne, że tak. W końcu nie zamierzam robić wszystkiego
sama.
Po powrocie do domu czułam się mniej zdezorientowana niż
byłam i bardzo zmęczona po obfitującym w wydarzenia dniu. Na dodatek czekała na
mnie ładująca się komórka z nieodebranym połączeniem o Jacka i wiadomością, że
chciałby się ze mną spotkać. Chciałam mu odpisać, że niestety w najbliższym
czasie nie będzie to możliwe, ale zrezygnowałam. Musiałam w końcu go wybadać.
Jeśli będę go unikać niczego nie osiągnę ani się nie dowiem. Z tym
postanowieniem odpisałam mu, żeby wpadł do mnie jutro po pracy na naszą zwyczajową
kolacje. Potem wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.
W nocy znowu śniłam o przeszłości. Tym razem jednak sen
był inny. Zazwyczaj moje senne rojenia dotyczyły mojego życia z czasów, gdy
Kubuś jeszcze żył; po ponad dwóch latach w myślach określałam ten okres
momentem przełomowym. Życie przed porwaniem syna i życie po nim łącznie z
momentem samego porwania. Tak więc zgodnie z tym uporządkowaniem mój dzisiejszy
sen dotyczył tej drugiej kategorii.
Cierpienie gdy dzwonili porywacze, bolesna pustka po wejściu
do jego pustego pokoju, w końcu moje odwiedziny u Kariny Bajkowskiej. A potem
kłótnia Łukasza z Jackiem.
Obudziłam się dokładnie w chwili gdy Jacek go uderzył.
Usiadłam na łóżku i odetchnęłam kilkakrotnie nakazując sobie spokój i miarowe
oddychanie. Dzięki tej technice wielokrotnie udawało mi się pokonywać nawroty
paniki.
Stało się tak i tym razem. Czułam, że po moich skroniach
spływa pot, więc nie zawracając sobie głowy zapalaniem światła czy szukaniem
kapci boso udałam się do łazienki. Opłukałam twarz tępo przyglądając się swojej
bladej twarzy w lustrze. I sama nie wiem skąd przyszła mi do głowy pewna myśl.
I już wiedziałam co mam robić.
Resztę nocy przespałam jako tako dzięki ziołowej
herbatce, więc w pracy byłam w miarę przytomna. Co chwila zerkałam przy tym na
wiszący tam zegar wyczekując szesnastej. Czyli końca mojej zmiany.
Zaraz potem
wsiadłam w autobus by dojechać do znanego mi gmachu budynku. Zdenerwowana choć
i podekscytowana weszłam do środka. Czułam, że ta wizyta będzie dla mnie ważna
bo choć trochę rozproszy mgłę w której się poruszam. I pozwoli mi odkryć choć
kilka nieznanych kart, a przede wszystkim odpowiedzi na pytanie czy przestępcy
zaangażowani dwa lata temu w porwanie Kubusia mają coś wspólnego z wysłaną mi
paczką.
- Dzień dobry. Ja chciałam umówić się na widzenie.-
Powiadomiłam dość poważnie wyglądającą kobietę koło czterdziestki siedzącą za
biurkiem recepcji. Spojrzała na mnie spod oka.
- Dokumenty i nazwisko.- Zażądała nie odpowiadając na
moje pozdrowienie. Przeczuwałam, że będzie ciężko ale nie że aż tak. W końcu
przecież fakt iż byłam żoną Kowalskiego nie mógł przecież dawać mi aż takich
forów.- Oto formularz. Musi pani go wypełnić a potem odnieść do tamtego okienka.
-A może jednak dawał?
- Przepraszam, ale zależy mi na czasie.
- Kochanieńka, nic pani nie poradzę. Takie procedury.-
Odeszłam jak niepyszna przygryzając wargę. I co teraz? Mam czekać ponad tydzień
czasu? Ale chyba nie pozostawało mi nic innego. Wolnym krokiem podeszłam do
stolika biorąc z niego długopis.
Po wypełnieniu formularza udałam się do kolejnego
okienka. Tym razem pani mnie obsługująca była milsza. Z tym, że to co od niej
usłyszałam niekoniecznie było tym co chciałam usłyszeć.
- Jak długo mam czekać na przyjęcie?- Spytałam ją.
- Co najmniej trzy tygodnie, ale w praktyce pewnie za
miesiąc.
- Miesiąc? Nie da rady szybciej?
- Przykro mi, ale skoro nie jest pani nikim z rodziny nie
możemy tego przyspieszyć. Takie procedury.
- Ale ja nie mogę czekać miesiąca. Chcę tylko zadać im
jedno pytanie. To ważne.
- Naprawdę mi przykro, ale zgadzając się na wizytę
wcześniej straciłabym pracę.- Swoją odmowę okrasiła uśmiechem. Potem zrobiła
wymowny ruch dłonią chcąc bym odeszła. Ale ja tego nie zrobiłam. Wbiłam w nią
stanowcze spojrzenie.
- Proszę pani, ja muszę się z nimi zobaczyć.
- Powtarzam, że nic nie mogę zrobić. A teraz przepraszam,
idę na przerwę.- Zła, nie rezygnowałam i poszłam za nią.
- Proszę panią. To sprawa życia i śmierci.- Nie ustawałam
idąc za nią.
- W takim razie proszę iść do kierownika. – Odparła nawet
się nie zatrzymując.
- Pani nie rozumie. Ja…
- Renata, gdzie ty się podziewasz?- Z końca korytarza
zbliżał się ku nam policjant.
- Już idę. Ta…- Tu wskazała na mnie głową- …mnie
zatrzymała.
- Proszę panią ja muszę się z nim zobaczyć.- Odezwałam
się raz jeszcze.
- O co chodzi?- Zwrócił się do policjantki praktycznie
już odwracając się do mnie tyłem. Kobieta zaczęła robić to samo.
- Chce widzenia z Pajęczakiem i jakimś tam innym gościem.
- Z Radkiem Pajęczakiem? „Pająkiem”?
- A bo ja wiem? Nie znam wszystkich.- Odpowiedziała mu
policjantka. Wtedy facet spojrzał na mnie z uśmiechem.
- No, to problem się rozwiązał.
- Jak to?- Spytałam głupio.
- Pajęczak nie żyje. Zmarł dwa miesiące temu.
Rozdział świetny jak zawsze :) Już nie mogę doczekać się następnego, jestem na prawdę ciekawa jak to się wszystko rozwiąże :P Tak namieszałaś, że już sama nie wiem czy wolę aby Karolina była z Jackiem czy z Łukaszem, ale to chyba dobrze heh :D Życzę weny ( chociaż pewnie nie potrzebnie bo świetnie ci idzie ;) ) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPomysły, masz tak świetne, jak najlepsi scenarzyści:), tak wszystko pokomplikowałaś, że tylko TY to wyprostujesz!
OdpowiedzUsuńOpowiadanie bardzo ciekawe, nieoczekiwane zwroty akcji, hmmm......sama przyjemność z czytania.
Pozdrawiam
Ania
Życie Karoli jest strasznie skomplikowane. Należy jej się odpoczynek u boku kogoś kogo kocha (ja myślę że to Łukasz). Może i Karolina nie jest osobą z którą bym się zaprzyjaźniła jednak bardzo ją polubiłam i chciałabym aby jej życie szlo w końcu w jednostajnym rytmie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kinga :)
nic nie rozumiem, ale to jeszcze bardziej ciągnie mnie do tego opowiadania, czekam na jak najszybszy ciąg dalszy, uzależniasz! Patrycja
OdpowiedzUsuńjesteś najlepsza! nie mogę się doczekać co będzie dalej!
OdpowiedzUsuńto już trzydziesty rozdział a wciąga coraz bardziej, uwielbiam Twoje opowiadania
OdpowiedzUsuńumeiram z ciekawosci nosz kurde
OdpowiedzUsuńFajnie, świetnie, ubóstwiam Cię od czasów od nienawiści do miłości na quku. Jeśli mogę Ci coś podpowiedzieć/poprosić to zrób zakładkę ROZDZIAŁY gdzie można będzie spokojnie przeskakiwać między rozdziałami, bo przyznam szczerze, że kiedym mam np przeskakiwać od 30 rozdziału do 1 pykając STARSZY POST to trochę mi się nie chce :)
OdpowiedzUsuńMożesz wbić do mnie? Od dawana liczę na twoją opinie co do mojej ,,twórczości" ale zawsze bałam się zapytać, aktualnie nowe opowiadanie ma prolog i 1 rozdział, więc nie musisz wiele czytać :)
http://wspomnienia-z-wakacji.blogspot.com/
Dziękuję bardzo, będzie mi naprawdę baardzo milo :) Pozdrawiam :)
Bardzo dziękuję za sugestię z tą zakładką, choć prawdę mówiąc sama też o tym myślałam, a nie zrobiłam tego tylko z powodu ograniczonych umiejętności technicznych. :) W każdym bądź razie gdy znajdę trochę wolnego czasu to pokombinuję.
OdpowiedzUsuńCo zaś się tyczy twojego opowiadania to z ciekawości zajrzałam na stronę którą prowadzicie z koleżanką. Jeśli chcesz znać moją opinię masz bardzo ładny styl pisania, więc czyta się to bez zbytnich trudności (co sugerowali niektórzy w komentarzach) Szczególnie podoba mi się humor w opowiadaniach, więc tu też zaplusowałaś :)
Jeśli chodzi o fabułę to na razie przeczytałam zbyt mało, by móc to stwierdzić ale zapowiada się dość ciekawie. Choć- tak jak zauważyli to inni- trochę tendencyjne (jak się okazało nie jestem jedyną która "wyczuwa" że coś jest na rzeczy między głowną bohatarką a Rafałem). To jednak nie jest wadą: wszystko zależy przecież od tego jak rozwiniesz tę historię i czy potrafisz zainteresować czytelnika. Na razie idzie ci świetnie.
Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za miłe słowa.