Łączna liczba wyświetleń

środa, 8 kwietnia 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXX: Cienie przeszłości wracają



- Po co wróciłeś do stolicy, Łukasz?- Powtórzyłam swoje pytanie z żelazną konsekwencją patrząc mu prosto w oczy choć było to trudne z powodu wiatru przy moich niezwiązanych włosach. Dawno nie regulowana grzywka nieustannie wpadała mi w oczy, więc musiałam ją odgarniać.- Jaka była prawdziwa przyczyna?
- Nie rozumiem twojego pytania.- Odparł mi po chwili z wyraźną konsternacją. Mojej uwagi nie umknął fakt, że nie patrzył mi przy tym w oczy.
- Jest proste. Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego rzuciłeś pracę w Lublinie skoro przebywałeś już tam przez dwa lata i wydawać by się mogło, że zakorzeniłeś się tam na dobre? A teraz nagle wracasz i okazuje się że ktoś przysyła mi przesyłkę z bluzką Kuby która ma na celu najprawdopodobniej mnie przestraszyć.
- Sądzisz, że to ja ją wysłałem?
- Sądzę, że coś wiesz, ale nie chcesz mi powiedzieć. I chcę byś zrobił to teraz.- Zamilkłam czekając na jego reakcję.- No?- Pospieszałam go jednocześnie łagodnie zachęcając. Nadal jednak odpowiadało mi tylko milczenie. Mimo wszystko wciąż jeszcze miałam nadzieję… Gdy upłynęło kilkadziesiąt sekund w końcu dotarło do mnie, że żadnej odpowiedzi nie będzie. Prychnęłam cicho, ale nie ze złością ale raczej dominującym uczuciem rozczarowania sama nie wiedząc dlaczego. Na co liczyłam? Że po raz pierwszy mój były mąż powie mi prawdę? Że w końcu przestanie mamić nic nie znaczącymi frazesami? Że przez ten czas od naszego rozwodu się zmienił? Nawet jeśli to na pewno nie w tej kwestii.- Nigdy więcej nie popełnię tego błędu.- Szepnęłam do siebie jednak na tyle głośno by mnie usłyszał.
- Słucham?- Spytał najwyraźniej nie rozumiejąc o co chodzi.
- Tak mi powiedziałeś podczas naszego ostatniego spotkania gdy poprosiłam cię byś na bieżąco informował mnie o całej akcji. Powiedziałeś, że to zrobisz bo nie chcesz popełnić tego samego błędu jak w przeszłości. A jednak znowu to robisz. Znowu kłamiesz i zatajasz przede mną prawdę.- Zaśmiałam się krótko jednak bez cienia wesołości.- Naprawdę uważasz mnie za taką idiotkę? Najwyraźniej tak.-  Odpowiedziałam sama sobie nie dając mu na to szansy. Potem odwróciłam się na pięcie i odeszłam. Zrobiłam zaledwie kilka kroków gdy poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Zatrzymałam się.
- Naprawdę nic nie wiem o nadawcy tej paczki. A tym bardziej nie mam z nią nic wspólnego.- Wolno się odwróciłam w jego stronę. Spojrzałam w twarz zatrzymując się w końcu na oczach. Chciałam zrozumieć jak mogą wyglądać tak szczerze gdy ich właściciel tak kłamie. Na moment zacisnęłam usta przypominając sobie naszą wspólną przeszłość z Łukaszem: długie rozmowy w okresie narzeczeństwa do samego rana, marzenia które chowaliśmy gdzieś głęboko w sercu, gdybania o starości którą spędzimy razem, miłosne wyznania i pełne żaru noce. Świadomość tego wszystkiego co utraciłam przez kłamstwa Kowalskiego spowodowała, że poczułam pod powiekami łzy. Poczułam się zmęczona tym wszystkim: przeszłością i teraźniejszością.
- Wiesz dlaczego rozpadło się nasze małżeństwo?- Zaczęłam mówić łagodnym acz stanowczym tonem. Pytanie było czysto retoryczne, więc już po chwili kontynuowałam sama sobie odpowiadając:- Nie przez śmierć Kubusia choć pewnie tak myślałeś. I nie przez twoją pracę choć ona miała duży wpływ na moją decyzję. Stało się tak właśnie dlatego. Bo ukrywałeś przede mną prawdę tłumacząc się moim dobrem.
- Karolina to nie było…- Powstrzymałam go kładąc mu dłoń na piersi.
-…pozwól mi skończyć.- Wzięłam głęboki wdech.- Bo ukrywałeś przede mną prawdę tłumacząc się moim dobrem. – Powtórzyłam.-  A ja przestałam ci ufać, bo nigdy nie potrafiłam do ciebie dotrzeć, zawsze była we mnie obawa że być może dzieje się coś złego a ja o tym nie wiem. Przez ostatnie kilka miesięcy żyłam w permanentnym strachu bojąc się, że może za chwilę dostanę wiadomość o twojej śmierci, a gdy prosiłam byś mniej ryzykował śmiałeś się ze mnie z męską pobłażliwością. To co czułam gdy zdejmowałeś obrączkę z tylko wiadomych sobie przyczyn, wracałeś późno w nocy czy udzielałeś wymijających odpowiedzi. To…to strasznie bolało.- Zrobiłam krótką pauzę, bo samo wspomnienie o tamtym okresie wywoływało we mnie potężną falę cierpienia.- Tak jak w przypadku śmierci Kubusia. To była miara która przelała czarę goryczy- Mój głos tylko lekko się załamał.- Gdy go znaleziono to…to gdybym wiedziała w jakim jest stanie być może nie żywiłabym daremnych nadziei. Gdybyś tylko powiedział: „Karola przykro mi Kuba jest poważnie odwodniony i prawdopodobnie nie przeżyje” być może przyjęłabym to łatwiej.
- Karolina…
- Mówię tylko być może, Łukasz bo nie jestem w stanie powiedzieć czy tak stałoby się rzeczywiście. Być może. - Nie dałam mu się wtrącić. Mój głos nabrał stanowczości.- A już na pewno nie czułabym się tak jakby zadrwił ze mnie zły los. Ale nie, ty wciąż zapewniałeś mnie, że z naszym synem wszystko jest w porządku pozwalając łudzić mi się cały tydzień że jednak będzie żył. I to samo robisz teraz. Unikasz prawdy. Nie godziłam się na to wtedy i nie zrobię tego teraz. Boli mnie tylko to, że uważasz iż można mnie mamić i manipulować mną w ten sam sposób. Ja też wyciągnęłam wnioski z tamtej sytuacji.- Odsunęłam się od niego wycierając dłonią łzę, która zaczęła toczyć się nie wiadomo kiedy po moim policzku. Spojrzałam na Kowalskiego, ale on spuścił wzrok, więc nie miałam pojęcia o czym myśli. Odetchnęłam głęboko po raz ostatni próbując się opanować. Wiedziałam, że mi nie odpowie, więc nawet na to nie liczyłam. Bez słowa odwróciłam się od Łukasza. Dlatego zdziwiłam się słysząc za sobą jego głos:
- Nigdy nie chciałem byś cierpiała. Od czasu naszego rozwodu robiłem wszystko byś mogła tego uniknąć.- Zatrzymałam się, choć nie odwróciłam. Delikatnie wykręciłam tylko głowę do tyłu.
- Co to znaczy?-  Spytałam czując, że za jego słowami kryje się coś bardzo dziwnego, że zawierają coś kryjącego w sobie większą głębię niż mogę podejrzewać. Dlatego gdy mi nie odpowiedział powtórzyłam:- Łukasz, co miałeś na myśli?- Pokręcił głową sygnalizując że to nie jest ważne, więc zrozumiałam że i tym razem nie udzieli mi żadnej odpowiedzi. Dlatego po prostu zaczęłam iść dalej. I choć nie spodziewałam się, że mnie zatrzyma to jakaś cząstka mnie  pragnęła czegoś wręcz przeciwnego. Chciałam zrozumieć dlaczego Łukasz znów otaczał się nieznanymi mi tajemnicami, czemu wrócił do stolicy, dlaczego dostałam paczkę z ubraniem zmarłego synka. Tyle, że na pewno nie osiągnę tego z jego pomocą.
Z tą myślą zamiast chwilowej niemocy w mojej głowie odezwał się bunt. Jak  on śmiał mnie tak potraktować?! Najpierw Jacek, a teraz Łukasz? Czy dla nich naprawdę byłam tak słabą i niewiedzącą o niczym osobą? Czy dlatego nie stać ich było nawet na zachowywanie jako takich środków ostrożności w mojej obecności by się z czymś nie zdradzić? A więc jeszcze popamiętacie, groziłam im w myślach. Jeszcze popamiętacie.
Pełna gotowości, w bojowym nastroju zaczęłam kierować się w stronę swojego mieszkania. W pewnym momencie, o mały włos unikając upadku zorientowałam się że ubierając się w pośpiechu z wnętrza moich butów wystaje sznurówka która prawie pozbawiła mnie utraty przedniej jedynki. Bo niechybnie tak by się stało gdybym runęła jak długa. Mamrocząc pod nosem przekleństwa zawiązałam ją, a potem ruszyłam dalej w stronę autobusowego przystanku.
Jednak zamiast do własnego mieszkania, postanowiłam udać się na grób mojego synka. Zrobiłam to całkiem spontanicznie i niemal bezwolnie; po prostu czując się jak dziecko błądzące we mgle chciałam porozmawiać z Kubusiem, wyżalić się mu, opowiedzieć jak potraktował mnie jego ojciec czy Jacek. W chwilach zwątpienia czy melancholii takie wizyty dobrze mi robiły. Było to paradoksalne, bo przecież był to właściwie mój monolog, ale jednak wypowiedzenie słów których nikomu nie mogłabym powiedzieć przynosiły mi ukojenie. Były jak wielki ciężar, który uwalniał się dopiero wówczas gdy je wypowiadałam. Miałam nadzieję, że stanie się tak i tym razem; że obecność synka (choćby tylko wyimaginowana i duchowna) pomoże mi odzyskać wewnętrzną równowagę a nawet być może uchylić rąbka tajemnicy i spojrzeć na wszystko bystrym okiem. Że sama, bez kłamliwych mężczyzn w moim życiu odkryję nadawcę paczki.
Zatopiona we własnych myślach, szłam dobrze znanymi mi wewnętrznymi uliczkami cmentarza lawirując pomiędzy nagrobkami. I tylko dlatego nie zareagowałam na postać stojącą przy grobie mojego synka.
Znajdowałam się może w odległości dwudziestu metrów od niego: młodego chłopaka, który jakiś czas temu wydawał mi się być starszy. Bo to był on. Dzieciak, którego widziałam przy grobie Kuby jakiś czas temu myśląc, że to złodziej bo gdy go zawołałam zaczął uciekać. To właśnie te wspomnienie przypomniało mi, że nie powinnam tego robić teraz, bo znowu go wypłoszę. W napięciu oczekiwałam więc na to co zrobi nastolatek.
Przez kilkanaście sekund, które mnie z kolei dłużyły się niemiłosiernie stał tylko przy nagrobku wpatrując się w niego. Musiałam przygryzać wargi niemal do krwi, bo ze zdenerwowania nie mogłam się powstrzymać. Poza tym gdybym tego nie robiła niechybnie odezwałabym się płosząc go. A tak wpatrywałam się tylko w niego wciąż powtarzając w myślach: no dalej, czego chcesz chłopaku? Po co stoisz przed nagrobkiem dwuletniego dziecka? Wtedy, jakby w odpowiedzi na moje pytanie nastolatek rzucił coś na płytę nagrobną. Potem szybko się przeżegnał. Początkowo sądziłam, że to jakiś śmieć, ale nawet z daleka zdołałam je rozpoznać po kolorze.
Astry. Kwiaty, które jakaś osoba przynosiła tu regularnie od dobrych kilku miesięcy a może nawet wcześniej bo nie byłam nawet pewna kiedy dokładnie to zauważyłam. Czy więc był nią ten tutaj chłopak? Ale dlaczego niby miałby to robić?
Wolno, starając się nie zdradzić zaczęłam kierować się ku niemu. Wpatrywałam się nawet w inny nagrobek, ale to i tak zwróciło uwagę młodego chłopaka. Spojrzał na mnie szybko spłoszonym wzrokiem, a potem naciągnął mocniej kaptur i ze spuszczoną głową zaczął się oddalać. Zrozumiałam, że zależało mu na zachowaniu anonimowości nawet przede mną- osobą którą musiał uważać za przypadkowego przechodnia. Postanowiłam więc grać w otwarte karty.
- Stój, chłopcze.- Tak jak się spodziewałam nastolatek nie spełnił mojego polecenia. Wręcz przeciwnie: jego chód przeszedł w szybki krok.- Zatrzymaj się powiedziałam! Dlaczego położyłeś kwiaty na grobie mojego zmarłego syna?- Szybki krok przeszedł w trucht, ale ja się nie poddawałam. Szłam za nim.- Hej, po co to robiłeś? Znałeś Kubę? Odpowiedz!- Krzyknęłam. Tym razem szybki krok zamienił się w trucht- Hej, stój!- On pierwszy puścił się biegiem mając nade mną lekką przewagę. Biegał zdecydowanie szybciej niż ja, ale otoczenie nagrobków mu nie sprzyjało. Starał się to wykorzystać co chwila zmieniając kierunek, ale ja odnajdowałam go z łatwością. Cierpliwie czekałam aż dobiegnie do końca uliczki, gdzie znajduje się zamknięta wjazdowa brama. I nie będzie miał wyjścia jak zatrzymać się przed nią.
- I…co…teraz?- Zgodnie z moimi przewidywaniami niecałe pięć minut później dotarliśmy do bramy. Byłam dość mocno zasapana, ale zadowolona z siebie. Dzieciak nie miał gdzie uciec. Bezradnym i nieco zadziornym spojrzeniem obracał głową w prawo i w lewo daremnie szukając ucieczki. Zaczęłam podchodzić do niego coraz bliżej. W jego oczach dostrzegłam początki paniki.- Spokojnie, chcę tylko porozmawiać.
- Niech się pani do mnie nie zbliża!- Syknął, próbując mnie odepchnąć, ale ja na to nie pozwoliłam. Złapałam go za nadgarstki. Z tak bliskiej odległości wydawał mi się być znacznie młodszy. Mógł mieć co najwyżej czternaście- piętnaście lat.
- Uspokój się. Chcę tylko wiedzieć czemu zostawiasz te kwiaty na tamtym grobie, to wszystko. Nie mam zamiaru cię…
-…pomocy! Jakaś wariatka chce mnie zabić! Pedofilka! Pedofil…- Doprowadzona do ostateczności zamknęłam dzieciakowi usta swoją dłonią. Z zaskoczenia przestał się wyrywać, więc korzystając z okazji mocniej zacisnęłam dłonie na jego rękach.
- Posłuchaj, jeśli nie chcesz bym wezwała policji to lepiej radzę ci nie strugać idioty i odpowiedzieć na moje pytanie.- Zablefowałam.- Zrozumiałeś?- Szczyl skinął głową, a ja wolno zdjęłam dłoń z jego ust. Na szczęście przestał krzyczeć.
- Dobra. I tak już praktycznie koniec.- Mrugnął.
- Co masz na myśli?- Spytałam.
- No kwiaty. Zostały jeszcze tylko dwa zamówienia.
- Jakie zamówienia?
- Jezu, upośledzona pani jakaś czy co? No chyba na kwiaty, no nie? Nie o nie pani chodzi?
- Tak, ale…- Potrząsnęłam głową daremnie próbując zrozumieć o co chodzi temu chłopcu. O jakie zamówienia chodziło? Na kwiaty?- …a więc składałeś zamówienia na kwiaty?- Dokończyłam inaczej.
- Nie ja. Tamten facet.
- Jaki facet?
- No ten co kazał mi je dostarczać na grób tamtego chłopca.
- Ktoś kazał ci dostarczać kwiaty na grób Kuby?
- No jak Boga kocham, jakaś upośledzona…
- Posłuchaj…- Miałam dość protekcjonalnego tonu gówniarza. Przez niego czułam się tak jakbym to ja a nie on miała piętnaście lat.- …Mów jaśniej, a potem czepiaj się że czegoś nie zrozumiałam.- Zrobiłam krótką pauzę.- A więc ktoś kazał ci dostarczać astry na grób Kuby- Podsumowałam.- Kto to był?
- A bo ja wiem? Zapłacił to się zgodziłem.
- Kiedy to było?
- O, przeszło już rok temu.
- Już od roku dostarczasz te kwiaty?
- No tak. Raz w tygodniu. Tak jak było w umowie.
- Z kim?
- Jej, no już mówiłem że z tamtym facetem.
- Co ma znaczyć ten zaimek osobowy?
- Zaimek…?
- Nieważne.- Mrugnęłam.- Chodzi mi o to kim jest facet o którym mówisz. Ten który zlecił ci zostawianie kwiatów na grobie mojego syna.
- No nie wiem. Widziałem go tylko raz. I to dawno temu, bo na samym początku.
- Ale przecież powiedziałeś mi, że ci płaci.- Przypomniałam.
- No tak, ale zrobił to tylko raz  z góry. Wartość kwiatów plus pięć patyków dla mnie. Razem ponad dziesięć. To kupa kasy, poza tym mieszkam blisko cmentarza, więc się zgodziłem no nie? Miałem nawet nie dostarczać potem tych kwiatów i mieć więcej, ale trochę się bałem że ten facet mnie obserwuje. Nie wyglądał na łagodnego. A poza tym to lepiej nie bogacić się na zmarłych, bo potem mogą straszyć .- Powstrzymałam się od uwagi, że mój Kubuś raczej by nikogo nie przestraszył. Starałam się skupić tylko na tym co było najważniejsze.
- Wyglądał jak…- Zaczęłam swoje pytanie szybko je urywając. W głowie szukałam odpowiedniego słowa by nie przestraszyć chłopca, ale że nic mi nie przychodziło na myśl postanowiłam tego zaniechać. W końcu nastolatek nie wyglądał na boidudka.- …wyglądał jak przestępca?- Zapytałam. Tak jak się spodziewałam doręczyciel astrów nie wyglądał na zszokowanego.
- No raczej nie. Ale miał coś takiego w oczach…może i był. Ja tam nie wnikałem.
- Ale powiedziałeś, że się go bałeś.
- Wcale się nie bałem. – Zaprotestował. Wydawał mi się być nawet odrobinkę urażony. No tak, już tak dawno temu sama byłam nastolatką że teraz zapomniałam o ich humorach i psychice. Nie powinnam sugerować, że może czegoś się obawiać o co dopiero bać. Nastolatki nie boją się przecież niczego. Rozłożyłam dłonie w geście bezradności.
- Okej, nie bałeś się. A więc powiedz mi co było w tym mężczyźnie charakterystycznego. Jak wyglądał, jego wzrost, sylwetka. Wyróżniał się czymś? A może powiedział jak się nazywa?
- Nie, nic nie mówił. Był wysoki i taki na oko koło czterdziestki albo i czterdziestu pięciu lat. Brunet. Chyba szczupły. No i nieźle napakowany. Tyle pamiętam. Jak mówiłem to było dawno temu. Mogę już iść?
- Chwileczkę. – Zastanawiałam się nad następnym pytaniem, ale nic błyskotliwego nie przychodziło mi do głowy. I tak rewelacja na temat astrów była dla mnie sporym szokiem. Kto zapłaciłby kilkunastoletniemu chłopcu dziesięć tysięcy złotych by przez pięćdziesiąt dwa tygodnie kupować po wiązance i zanosić ją na jeden z nagrobków? Jaki miał w tym cel? Od razu zrozumiałam, że sprawa kwiatów ma związek z otrzymaną przeze mnie paczką i tajemnicą Łukasza. A może nawet Jacka? Westchnęłam. Właśnie. Jeden z nich z pewnością był niewinny, bo wiedząc o ich wzajemnej niechęci nawet nie było żadnej możliwości by połączyli siły i działali wspólnie. A więc tylko jeden był w tę sprawę wplątany…- Hej, gdzie znowu uciekasz?!- Krzyknęłam, ale korzystając z okazji mojego zamyślenia chłopak wyrwał swoją dłoń i szybko czmychnął. Zaniechałam kolejnej rundy gonitwy. I tak z pewnością nie dowiedziałabym się od niego niczego nowego.
Wróciłam na grób Kuby i wpatrując się w jego nagrobek jeszcze raz przetwarzałam w myślach rozmowę z nastolatkiem. O co mogło chodzić? Dlaczego ktoś go wynajął by co tydzień zostawiał na nagrobku wiązankę astrów? Kim był ten zleceniodawca? Kolejna tajemnica pozostawiona mi do rozwikłania. O dziwo ten fakt wcale mnie nie przeraził. Po raz pierwszy od dawna czułam się silna, zwarta i gotowa do działania.
Jeszcze tego samego wieczora wybrałam się do Beaty. Musiałam porozmawiać z kimś o tym co mnie gnębi. Powiedzieć o paczce, tajemniczej rozmowie Jacka, powrocie Łukasza, chłopaku na grobie Kuby…Nawet teraz nie mogłam uwierzyć, że tyle wydarzyło się w moim życiu w ciągu zaledwie ostatnich trzech tygodni. Przecież od czasu rozwodu z mężem czułam się tak jakbym była w letargu. I dopiero teraz się z niego budziłam.
Dotarłszy do Beti miałam nadzieję, że przyjaciółka być może spostrzeże coś czego ja nie zauważyłam i podrzuci mi parę tropów do badania. Jednak o dziwo głodna przygód Beata nie zachowała się tak jak sądziłam.
- Karolcia, to nie są żarty. Nie powinnaś mieszać się w to na własną rękę. To mi się nie podoba. Na początku gdy wrócił Łukasz sądziłam, że to nie ma z tobą nic wspólnego, ale teraz…
- Czekaj.- Przerwałam jej.- Co ma znaczyć to ostatnie zdanie? Wiedziałaś o powrocie Łukasza wcześniej niż ja?- Nie mogłam w to uwierzyć.
- Tak.- Powiedziała zupełnie niespeszona.- Któregoś razu spotkałam go spacerując z dziewczynami w parku. Chyba odwiedzał kogoś w okolicy.- Dopiero teraz zorientowała się, że moja mina nie wróży nic dobrego.- Jesteś zła, że ci o tym nie wspomniałam?- Spytała z niedowierzaniem.
- No nie.- Skłamałam, bo zdałam sobie sprawę, że Jacek miał rację. Nie powinnam skrytykować go za to iż mi tego nie powiedział. Tak samo jak Beaty. A jednak czułam się zdradzona.
- No bo wiesz, w sumie to nic was już chyba nie łączy więc uznałam że ta wiadomość tylko cię zirytuje. Poza tym w tamtym okresie nie byłyśmy w najlepszej komitywie, pamiętasz? Spotkałam Łukasza zaraz po przyjęciu zaręczynowym Asi. Potem, gdy już się pogodziłyśmy ta nowinka całkiem wyleciała mi z głowy.
- Ach tak.- Mrugnęłam nie wiedząc co dodać więcej. Czułam się głupio.
- Prawdę mówiąc bardzo zaskoczył mnie jego widok.- Kontynuowała moja przyjaciółka.-  Sądziłam że nadal pracuje w Lublinie. No i wyglądał tak jakoś inaczej: niby tak samo, ale jednak…chociaż mogło mi się tak wydawać, bo w końcu nie widziałam go szmat czasu.- Uśmiechnęła się z konsternacją.- Wiesz, że gdy potem zaprosiłam go do domu na herbatę Krzysiek się zdenerwował? Kiedyś powiedziałam mu, że podkochiwałam się w Łukaszu i chyba był zazdrosny.
- Zaprosiłaś go do swojego domu?
- Tak. W końcu jakby nie było jej ojcem chrzestnym mojej małej Klaudii, a chyba trochę o niej zapomniał. Wiesz, że go poznała?- Paplała dalej zupełnie przeze mnie nie zachęcana. A ja w tym czasie starałam się zrozumieć chaos jaki zapanował w moim sercu.
Jacek wiedział.
Beti też wiedziała.
A ja nie, bo Łukasz nie powiedział mi o swoim powrocie. Czy oznaczało to, że tego nie chciał? Że jego powrót nie miał nic wspólnego ze mną? Że naprawdę był niewinny? Tylko czemu w takim razie podczas dzisiejszej rozmowy wydawał się być pełen poczucia winy i nawet nie próbował się bronić? Ale z drugiej strony: czy on kiedykolwiek się bronił? Przecież nawet gdy nazywałam go mordercą naszego syna on przyjmował to ze stoickim spokojem, a gdy zażądałam rozwodu po prostu się na niego zgodził. Bez żadnych żalów czy pretensji. Nigdy nie obwiniał mnie o cokolwiek. W przeciwieństwie do mnie.
To oznaczałoby, że przyszedł do kwiaciarni w której pracowałam zupełnie przypadkiem. Po prostu była blisko cmentarza i nie spodziewał się że w niej pracuję. Dowodziło tego nawet jego zdziwienie, które nie mogło być udawane…ale czy na pewno? Ostatnio jakoś nie potrafiłam go rozgryźć. Właściwie działo się tak już od momentu naszego rozwodu. A jeśli naprawdę udawał?
-…no i pytał o ciebie.- Słysząc te słowa wybiłam się z toku własnych myśli. Spojrzałam Beacie w twarz.- No tak.- Potwierdziła.- Jak ci się wiedzie, i w ogóle. Powiedziałam mu nawet, że przeprowadziłaś się tutaj i pracujesz w kwiaciarni niedaleko Mozarowej.
- Naprawdę mu to powiedziałaś?
- Co? Hej, no chyba nie jesteś zła co?
- Nie, chodzi mi o to gdzie pracuję. Powiedziałaś mu tak? Dokładnie to? Że pracuję w kwiaciarni? Na ulicy przy której mieści się cmentarz?
- Karola o co chodzi?
- O nic.- Potrząsnęłam głową i roześmiałam się udając, że zupełnie nie zależy mi na odpowiedzi. Bo w sumie i tak już ją znałam. A więc kłamał. Kłamał, że nie wie gdzie pracuję, a jego zdziwienie moim widokiem było udawane. Próbowałam powstrzymać napływający do serca smutek. Dlaczego znów mi to robił? I dlaczego znów mnie to bolało?- Po prostu zaskoczyło mnie to.
- Wiesz, jego pytanie raczej było tylko grzecznościowe. Nie wyglądało no to, że no wiesz…
- Nie rozumiem.- Wzruszyłam ramionami gdy ona sugestywnie spojrzała mi w oczy. Zmarszczyłam z konsternacją brwi…aż zrozumiałam.- Boże, Beti chyba nie myślisz, że ja i on…? No nie mogę. Przecież ja nic do niego nie czuję.- Gdy spojrzała na mnie badawczo dodałam:- Naprawdę.
- To dobrze, bo ty i Jacek…sądzę że coś może z tego być. A wracając do tematu to nie pakuj się w to. Nie próbuj prowadzić śledztwa. Nie chcę by znowu stało ci się coś złego.
- Nic mi się przecież nie stanie. Nie mam nic do stracenia.
- Przerażasz mnie gdy tak mówisz.
- Wiesz, że to nie znaczy że nie cenię swojego życia. Po prostu ci przestępcy nie rozumieją, że już nie mają żadnej karty przetargowej. I cokolwiek mi zrobią nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia. Chcą wysyłać mi rzeczy zmarłego syna? Proszę bardzo: może za pierwszym razem nie to ruszyło, ale teraz mam to gdzieś. Bałam się już wystarczająco długo.- Mówiłam to trochę na wyrost, bo wcale nie miałam tej pewności. Mój strach był zakorzeniony tak głęboko w mojej duszy, że nie byłam w stanie tak po prostu się go pozbyć. Narastał już od chwili gdy poznałam Jacka poprzez kolejne niezwykłe wydarzenia w które obfitowało moje życie. Jednak zgodnie ze starym porzekadłem, że kłamstwo wymówione wielokrotnie stanie się prawdą postanowiłam tak robić. Mówić sobie, że jestem silna a nie słaba i w konsekwencji taka się stać. Zwłaszcza teraz. Gdy Jacek i Łukasz coś przede mną ukrywali.
- Idź na policję.- Zaproponowała moja przyjaciółka.- Powiedz im o paczce, o tym chłopaku na cmentarzu.
- I co, myślisz że mi pomogą? Spójrz na to racjonalnie i obiektywnie: ktoś zostawił na mojej wycieraczce karton z bluzką Kubusia, która przecież wcale nie musiała nią być. No i ten chłopak na cmentarzu: zostawiał kwiaty na grobie Kubusia: co w tym złego? W końcu to nie przestępstwo.
- Przecież muszą coś zrobić. W końcu biorąc pod uwagę to co spotkało cię w przeszłości. No i fakt, że Łukasz był twoim mężem…
- Nie.- Ucięłam zdecydowanie.- Nie mam zamiaru wykorzystywać tego faktu. Poza tym nie mam już z nim niczego wspólnego.
- Wow, skąd ta zaciętość w twoim głosie? Nadal jesteś na niego zła?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Karola…
- Nic się nie stało Beti. Po prostu początkowo myślałam tak jak ty: że Łukasz pomoże mi rozwikłać tajemnicę tej paczki: w końcu to on był w posiadaniu bluzki którą mi wysłano. Ale on niczego nie chce mi powiedzieć. Dzisiaj poważnie się z nim o to pokłóciłam.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie. W sumie nie powinnam być tym wcale zdziwiona: przecież zawsze traktował mnie w ten sposób: biedna, głupiutka Karolinka po co zaprzątać jej główkę zawiłymi i niemiłymi dla niej sprawami. Przecież to, że udaję wielkiego przestępcę i przystaję z nimi to nic wielkiego. Co może się stać? Porwą naszego syna? Wielkie mi halo. Przecież najważniejszy jest cel, a nie środki do niego użyte. Trzeba schwytać przestępców. Jedna ofiara w zamian za tysiące.- Sama wyczuwałam w swoim głosie rozgoryczenie, ale nie mogłam się przed nim powstrzymać. Wciąż przed oczami miałam pełen winy wzrok Łukasza podczas naszej dzisiejszej rozmowy. Tak jakby miał do tego prawo, pomyślałam. Dlaczego tak mnie okłamywał? Dlaczego gdy twierdził że mnie kochał i obiecywał złote góry? Gdy mieliśmy być razem tak szczęśliwi?
- Jego powrót wyprowadził cię z równowagi, prawda?- Spytała mnie Beata z wahaniem.
- Tak. Sama tego do końca nie rozumiem, ale gdy znów się pojawił w moim życiu to już wywrócił je do góry nogami.
- Jesteś pewna, że to on jest temu winny?
- Sama już nie wiem. Czasami myślę, że tak; innym wręcz przeciwnie. Gubię się w tym wszystkim.
- Chcesz abym z nim porozmawiała?
- Nie sądzę, że coś ci powie.
- A Jacek?
- Jacek to inna historia.- Nie powiedziałam Beti o swoich podejrzeniach wobec Bończaka i jego powrotu do świata przestępczego. Na razie wspomniałam tylko iż również najprawdopodobniej wie coś o paczce którą dostałam. Mimo wszystko nie chciałam go zdradzić. Sama jeszcze nie postanowiłam jak to rozegram- nie mogłam zapomnieć o tym iż dawniej dwukrotnie uratował mi życie. Ale kryć przestępcę? Ja taka nie byłam. Dowiodłam tego już w przeszłości gdy- choć byłam z nim w ciąży- odmówiłam gdy chciał abyśmy razem uciekli. Choć to głupie w XXI to miałam swoje zasady i nie potrafiłabym  tak po prostu rzucić wszystkiego na jedną kartę. Tak więc niedługo musiałam podjąć jakiś wybór: wkopać Bończaka czy nadal udawać że niczego nie wiem?
- Inna historia?- Powtórzyła zdezorientowana Beata.
- Tak. On z kolei uważa, że paczka którą dostałam nie mam nic wspólnego z bandytami którzy napadli Kubusia. Z nim też się pokłóciłam.. Powiedział, że jestem przewrażliwiona a przecież to nie jest prawda. Wiem, że dzieje się coś złego.
- Więc co zamierzasz?
- Nie wiem. Na pewno tak tego nie zostawię.
- Okej. Ale pamiętaj, że masz mnie o wszystkim informować. I jeśli zamierzasz zrobić coś niebezpiecznego to tylko ze mną. Nie pozwolę ci robić tego samemu.- Uśmiechnęłyśmy się do siebie w geście porozumienia. Potem uścisnęłyśmy nawzajem swoje dłonie.
- Jasne, że tak. W końcu nie zamierzam robić wszystkiego sama.
Po powrocie do domu czułam się mniej zdezorientowana niż byłam i bardzo zmęczona po obfitującym w wydarzenia dniu. Na dodatek czekała na mnie ładująca się komórka z nieodebranym połączeniem o Jacka i wiadomością, że chciałby się ze mną spotkać. Chciałam mu odpisać, że niestety w najbliższym czasie nie będzie to możliwe, ale zrezygnowałam. Musiałam w końcu go wybadać. Jeśli będę go unikać niczego nie osiągnę ani się nie dowiem. Z tym postanowieniem odpisałam mu, żeby wpadł do mnie jutro po pracy na naszą zwyczajową kolacje. Potem wzięłam szybki prysznic i poszłam spać.
W nocy znowu śniłam o przeszłości. Tym razem jednak sen był inny. Zazwyczaj moje senne rojenia dotyczyły mojego życia z czasów, gdy Kubuś jeszcze żył; po ponad dwóch latach w myślach określałam ten okres momentem przełomowym. Życie przed porwaniem syna i życie po nim łącznie z momentem samego porwania. Tak więc zgodnie z tym uporządkowaniem mój dzisiejszy sen dotyczył tej drugiej kategorii.
Cierpienie gdy dzwonili porywacze, bolesna pustka po wejściu do jego pustego pokoju, w końcu moje odwiedziny u Kariny Bajkowskiej. A potem kłótnia Łukasza z Jackiem.
Obudziłam się dokładnie w chwili gdy Jacek go uderzył. Usiadłam na łóżku i odetchnęłam kilkakrotnie nakazując sobie spokój i miarowe oddychanie. Dzięki tej technice wielokrotnie udawało mi się pokonywać nawroty paniki.
Stało się tak i tym razem. Czułam, że po moich skroniach spływa pot, więc nie zawracając sobie głowy zapalaniem światła czy szukaniem kapci boso udałam się do łazienki. Opłukałam twarz tępo przyglądając się swojej bladej twarzy w lustrze. I sama nie wiem skąd przyszła mi do głowy pewna myśl. I już wiedziałam co mam robić.
Resztę nocy przespałam jako tako dzięki ziołowej herbatce, więc w pracy byłam w miarę przytomna. Co chwila zerkałam przy tym na wiszący tam zegar wyczekując szesnastej. Czyli końca mojej zmiany.
Zaraz  potem wsiadłam w autobus by dojechać do znanego mi gmachu budynku. Zdenerwowana choć i podekscytowana weszłam do środka. Czułam, że ta wizyta będzie dla mnie ważna bo choć trochę rozproszy mgłę w której się poruszam. I pozwoli mi odkryć choć kilka nieznanych kart, a przede wszystkim odpowiedzi na pytanie czy przestępcy zaangażowani dwa lata temu w porwanie Kubusia mają coś wspólnego z wysłaną mi paczką.
- Dzień dobry. Ja chciałam umówić się na widzenie.- Powiadomiłam dość poważnie wyglądającą kobietę koło czterdziestki siedzącą za biurkiem recepcji. Spojrzała na mnie spod oka.
- Dokumenty i nazwisko.- Zażądała nie odpowiadając na moje pozdrowienie. Przeczuwałam, że będzie ciężko ale nie że aż tak. W końcu przecież fakt iż byłam żoną Kowalskiego nie mógł przecież dawać mi aż takich forów.- Oto formularz. Musi pani go wypełnić a potem odnieść do tamtego okienka. -A może jednak dawał?
- Przepraszam, ale zależy mi na czasie.
- Kochanieńka, nic pani nie poradzę. Takie procedury.- Odeszłam jak niepyszna przygryzając wargę. I co teraz? Mam czekać ponad tydzień czasu? Ale chyba nie pozostawało mi nic innego. Wolnym krokiem podeszłam do stolika biorąc z niego długopis.
Po wypełnieniu formularza udałam się do kolejnego okienka. Tym razem pani mnie obsługująca była milsza. Z tym, że to co od niej usłyszałam niekoniecznie było tym co chciałam usłyszeć.
- Jak długo mam czekać na przyjęcie?- Spytałam ją.
- Co najmniej trzy tygodnie, ale w praktyce pewnie za miesiąc.
- Miesiąc? Nie da rady szybciej?
- Przykro mi, ale skoro nie jest pani nikim z rodziny nie możemy tego przyspieszyć. Takie procedury.
- Ale ja nie mogę czekać miesiąca. Chcę tylko zadać im jedno pytanie. To ważne.
- Naprawdę mi przykro, ale zgadzając się na wizytę wcześniej straciłabym pracę.- Swoją odmowę okrasiła uśmiechem. Potem zrobiła wymowny ruch dłonią chcąc bym odeszła. Ale ja tego nie zrobiłam. Wbiłam w nią stanowcze spojrzenie.
- Proszę pani, ja muszę się z nimi zobaczyć.
- Powtarzam, że nic nie mogę zrobić. A teraz przepraszam, idę na przerwę.- Zła, nie rezygnowałam i poszłam za nią.
- Proszę panią. To sprawa życia i śmierci.- Nie ustawałam idąc za nią.
- W takim razie proszę iść do kierownika. – Odparła nawet się nie zatrzymując.
- Pani nie rozumie. Ja…
- Renata, gdzie ty się podziewasz?- Z końca korytarza zbliżał się ku nam policjant.
- Już idę. Ta…- Tu wskazała na mnie głową- …mnie zatrzymała.
- Proszę panią ja muszę się z nim zobaczyć.- Odezwałam się raz jeszcze.
- O co chodzi?- Zwrócił się do policjantki praktycznie już odwracając się do mnie tyłem. Kobieta zaczęła robić to samo.
- Chce widzenia z Pajęczakiem i jakimś tam innym gościem.
- Z Radkiem Pajęczakiem? „Pająkiem”?
- A bo ja wiem? Nie znam wszystkich.- Odpowiedziała mu policjantka. Wtedy facet spojrzał na mnie z uśmiechem.
- No, to problem się rozwiązał.
- Jak to?- Spytałam głupio.
- Pajęczak nie żyje. Zmarł dwa miesiące temu.

9 komentarzy:

  1. Rozdział świetny jak zawsze :) Już nie mogę doczekać się następnego, jestem na prawdę ciekawa jak to się wszystko rozwiąże :P Tak namieszałaś, że już sama nie wiem czy wolę aby Karolina była z Jackiem czy z Łukaszem, ale to chyba dobrze heh :D Życzę weny ( chociaż pewnie nie potrzebnie bo świetnie ci idzie ;) ) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomysły, masz tak świetne, jak najlepsi scenarzyści:), tak wszystko pokomplikowałaś, że tylko TY to wyprostujesz!
    Opowiadanie bardzo ciekawe, nieoczekiwane zwroty akcji, hmmm......sama przyjemność z czytania.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Życie Karoli jest strasznie skomplikowane. Należy jej się odpoczynek u boku kogoś kogo kocha (ja myślę że to Łukasz). Może i Karolina nie jest osobą z którą bym się zaprzyjaźniła jednak bardzo ją polubiłam i chciałabym aby jej życie szlo w końcu w jednostajnym rytmie.
    Pozdrawiam Kinga :)

    OdpowiedzUsuń
  4. nic nie rozumiem, ale to jeszcze bardziej ciągnie mnie do tego opowiadania, czekam na jak najszybszy ciąg dalszy, uzależniasz! Patrycja

    OdpowiedzUsuń
  5. jesteś najlepsza! nie mogę się doczekać co będzie dalej!

    OdpowiedzUsuń
  6. to już trzydziesty rozdział a wciąga coraz bardziej, uwielbiam Twoje opowiadania

    OdpowiedzUsuń
  7. umeiram z ciekawosci nosz kurde

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajnie, świetnie, ubóstwiam Cię od czasów od nienawiści do miłości na quku. Jeśli mogę Ci coś podpowiedzieć/poprosić to zrób zakładkę ROZDZIAŁY gdzie można będzie spokojnie przeskakiwać między rozdziałami, bo przyznam szczerze, że kiedym mam np przeskakiwać od 30 rozdziału do 1 pykając STARSZY POST to trochę mi się nie chce :)
    Możesz wbić do mnie? Od dawana liczę na twoją opinie co do mojej ,,twórczości" ale zawsze bałam się zapytać, aktualnie nowe opowiadanie ma prolog i 1 rozdział, więc nie musisz wiele czytać :)
    http://wspomnienia-z-wakacji.blogspot.com/
    Dziękuję bardzo, będzie mi naprawdę baardzo milo :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo dziękuję za sugestię z tą zakładką, choć prawdę mówiąc sama też o tym myślałam, a nie zrobiłam tego tylko z powodu ograniczonych umiejętności technicznych. :) W każdym bądź razie gdy znajdę trochę wolnego czasu to pokombinuję.
    Co zaś się tyczy twojego opowiadania to z ciekawości zajrzałam na stronę którą prowadzicie z koleżanką. Jeśli chcesz znać moją opinię masz bardzo ładny styl pisania, więc czyta się to bez zbytnich trudności (co sugerowali niektórzy w komentarzach) Szczególnie podoba mi się humor w opowiadaniach, więc tu też zaplusowałaś :)
    Jeśli chodzi o fabułę to na razie przeczytałam zbyt mało, by móc to stwierdzić ale zapowiada się dość ciekawie. Choć- tak jak zauważyli to inni- trochę tendencyjne (jak się okazało nie jestem jedyną która "wyczuwa" że coś jest na rzeczy między głowną bohatarką a Rafałem). To jednak nie jest wadą: wszystko zależy przecież od tego jak rozwiniesz tę historię i czy potrafisz zainteresować czytelnika. Na razie idzie ci świetnie.
    Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za miłe słowa.

    OdpowiedzUsuń