Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 marca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXVII: Przesyłka



W odpowiedzi na moje pytanie Jacek szeroko się roześmiał. Zdawało mi się być to tak nie na miejscu i niespodziewane, że nie potrafiłam w żaden sposób zareagować.
- A więc tu tkwi przyczyna.- Nadal nie przestając się śmiać powiedział Bończak.
- Jaka znowu przyczyna?- Spytałam zdezorientowana.
- Nie udawaj. Przecież ostatnio wiele się między nami zmieniło. Traktowałaś mnie inaczej.
- Zawsze traktowałam cię tylko jako przyjaciela.- Odparłam mu zgodnie z prawdą. Nie licząc tylko…
- Nawet wtedy gdy mnie całowałaś?- …właśnie. Tego pocałunku.
- Mówiłam już, że to był błąd.- Powtórzyłam, bo nic innego mi nie pozostało.
- Dlaczego? Bo twój były mąż wrócił i nagle zmieniłaś zdanie?
- Łukasz nie ma z tym nic wspólnego!- Zaprzeczyłam nieznacznie podnosząc głos, bo jego podejrzenia były irracjonalne i bezpodstawne.
- A ja myślę, że wręcz przeciwnie. Wystarczyło, że znowu go zobaczyłaś a twoje uczucia wobec mnie jakimś cudem uległy zmianie.
- Wcale nie. I prosiłam cię tylko o czas na zastanowienie. Nie mówiłam, że nie chcę spróbować. Po prostu nie chce…- Urwałam zdając sobie sprawę, że palnęłabym głupotę bo chciałam dodać: po prostu nie chcę się angażować. Dlatego potrząsnęłam głową i kontynuowałam inaczej:- I nie spotkałam się z Łukaszem jeśli już chcesz wiedzieć.
- Więc skąd…?
- Skąd wiem? Od Patrycji. Spotkałam ją  na cmentarzu. Powiedziała mi, że spotkaliście się już miesiąc temu. A mimo to nie powiedziałeś mi o tym.- Dodałam z wyrzutem.
- Po prostu nie uznałem tego za ważne. Gdybym wiedział, że tak ci na tym zależy to z pewnością bym cię o tym poinformował.
- Nie odwracaj kota ogonem. Przecież wiesz, że nie o to chodzi.
- Nie? A więc o co?
- O to, że przemilczałeś to przede mną. Że znowu nie powiedziałeś mi prawdy tak jak kilka lat temu. Nie chcę już nigdy być okłamywana.- Jacek ponownie się roześmiał.
- I kto tu odwraca kota ogonem?- Spytał ironicznie.- Nie chcesz być okłamywana? A kiedy niby cię okłamałem? Nie mówiąc, że Łukasz przebywa w mieście? Tak, to rzeczywiście bardzo poważny powód. Pewnie wszystkie byłe żony chcą wiedzieć gdzie przebywają aktualnie ich byli mężowie.
- Nie podoba mi się twój ton i kierunek w którym zmierza ta rozmowa.
- W takim razie bardzo mi przykro.- Ironizował dalej.
- Dlaczego tak się zachowujesz? Za co tak bardzo się na mnie wściekasz?- Przecież to właśnie ja miałam powód by być na niego zła. A on co? Robił z siebie ofiarę?
- Za nic.
- Jacek, proszę.- Pomimo wszystkiego nie chciałam kontynuować tej rozmowy w taki sposób.- Porozmawiajmy spokojnie.
- Nie, dziękuję. I wiesz co? Mam już dość. Przez prawie dwa lata trwałem u twego boku, pocieszając cię i opiekując gdy najbardziej tego potrzebowałaś. Cierpiałem razem z tobą słuchając opowieści o zmarłym synku, starałem się jak trochę rozbawić i zmusić do tego byś żyła tak jak normalny człowiek. Starałem się zrozumieć twój smutek i ukoić ból niemal rezygnując ze swojego życia. Nie udawaj więc teraz, że niczego nie widziałaś. Musiałam zdawać sobie sprawę czemu to robię. Dlaczego zostawiłem swoje życie w Gdańsku by przyjechać do Warszawy i znowu tu zamieszkać. Dlaczego wciąż jestem sam choć kilkakrotnie miałem możliwość umówienia się z odpowiednimi kobietami.- Z każdym następnym słowem jego głos był coraz bardziej głośniejszy a tempo szybsze. Mówił to wszystko jednym tchem jakby wypluwając z siebie słowa i dopiero teraz wziął głęboki wdech. Spojrzał na mnie jakby oczekiwał ode mnie jakiejś odpowiedzi. Ale nic na to nie odrzekłam.- Co, jeszcze tego nie wiesz? A może znów schowasz głowę w piasek jak struś?
- Strusie nie chowają głowy w piasek.- Wymsknęło mi się zupełnie nie w porę.
- Do diabła, Karolina!- Krzyknął głośno wstając i wpatrując się we nie wściekłym wzrokiem.- Jeśli twoja odpowiedź jest wyrazem reakcji na moje słowa to chyba będzie lepiej jeśli teraz wyjdę zanim powiem coś jeszcze gorszego. Mam nadzieje, że świetnie się bawiłaś wykorzystując mnie i moje uczucia.
- Poczekaj!
- Na co, Karolina? I przede wszystkim ile jeszcze? Kolejne dwa lata? Czekałem już wystarczająco długo.
- Nie chciałam wszystkiego między nami popsuć.
- Ale to zrobiłaś. Bo nie można mieć ciasta i zjeść ciasta. Wyobraź sobie, że ja też mam uczucia.
- Przecież wiem.
- Wiesz? A mimo to nie przeszkadzało ci to ze mnie zadrwić. Faceci też mają serce. I jak się okazuje mniej zmienne niż kobiece. Chociaż…w twoim przypadku chyba tak nie jest? Wciąż jest wierne twojemu mężowi.- Nie powiedział nic więcej i zaczął kierować się do drzwi wyjściowych. Ja zrobiłam to samo. Obserwowałam jak Bończak pospiesznie narzuca na siebie kurtkę i w złości trzaskając drzwiami wychodzi. Nie próbowałam go zatrzymać.
Gdy zostałam sama cisza niemal dudniła mi w uszach. W najśmielszych przypuszczeniach nie sądziłam, że ta rozmowa przebiegnie i skończy się tak jak to się stało. I że Jacek powie tyle gorzkich słów.
Wplotłam dłonie we włosy i kucnęłam w przedpokoju. Z tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa. Najgorsze było to, że Jacek miał trochę racji. Bo niby czemu wiadomość, że Łukasz wrócił aż tak mnie rozgniewała? Był tylko moim byłym mężem, nikim więcej. Ta informacja nie powinna mnie aż tak wyprowadzić z równowagi. Ale z drugiej strony sugerowanie że przez to zmieniły się moje uczucia? Przecież nawet po tym pocałunku miałam mętlik w głowie. Gdy podeszłam do wszystkiego racjonalnie uznałam, że tak naprawdę nie chcę wiązać się z Jackiem. Jackiem, który już dawniej mnie przecież oszukał a teraz znów nie poinformował o ważnej dla mnie sprawie. Jak miałam stworzyć z nim coś na nowo gdy nie byłam go pewna? Ale on tego nie rozumiał. Dla niego odwracałam kota ogonem bo tak naprawdę chodziło uczucia jakie jakoby żywię jeszcze do Łukasza. Nie rozumiał głęboko zakorzenionego we mnie strachu. Tego, że nie chcę już nigdy więcej być oszukiwana, stanowić kartę przetargową dla bandy przestępców, znaleźć się na ich celowniku by potem mogli mnie porywać. Potrzebowałam stabilizacji i przede wszystkim szczerości, bo do tej pory dwójka mężczyzn z którymi byłam związana notorycznie mnie okłamywała: Bończak co do swojej tożsamości, a Łukasz charakteru pracy. No i te ich przemilczenia rzekomo służące temu by mnie chronić… tylko co one mi niby dały? I tak naraziły mnie na niebezpieczeństwo. Przez Jacka zostałam porwana i o mało co zgwałcona, a przez Łukasza straciłam syna. Nie zamierzałam już nigdy więcej ryzykować. Jeśli już to ulokować swoje serce w coś (a raczej kogoś) pewnego.
Jednak przyjaźń z Jackiem była dla mnie czymś innym. Nasz związek przyjaźni opierał się na silnych fundamentach szczerości i szacunku, ale mimo wszystko nie angażowałam w to swojego serca. Dla mnie było to odpowiednie rozwiązanie. I choć czasami zdawało mi się, że on patrzy na mnie nie tak jak na przyjaciółkę nigdy nie sądziłam że traktuje to całkowicie poważnie. A może raczej udawałam że tego nie widzę jak sądził Jacek? Tyle, że przecież przyjaciele czasami żartują ze sobą a nawet lekko flirtują. Tak jak robiliśmy to my.
Następnego dnia w pracy wciąż biłam się z myślami zastanawiając się co zrobić i czy wykonać pierwszy krok w stronę Jacka. Niezaprzeczalnie zraniłam jego uczucia. I zdałam sobie sprawę, że miał rację: udawałam że niczego nie dostrzegam bo tak było po prostu łatwiej. Usiłowałam nie myśleć o tym, że przyjaciel nie zachowuje się tak jak Bończak. Bo z jego strony to była miłość.
Mimo wszystko w poniedziałek  nie kontaktowałam się w nim w żaden sposób. W zasadzie nie miałam mu nic do powiedzenia poza przeprosinami, na które i tak było za późno . Nie mogłam mu przecież niczego obiecać. Bo byłam najzwyczajniej w świecie skołowana. Nie miałam pojęcia co robić dalej, jaką rolę powinnam przeznaczyć mu w swoim życiu. Nawet nie biorąc pod uwagę jego ostatniego przemilczenia dotyczącego powrotu Łukasza pozostawała jeszcze inna zasadnicza kwestia. A mianowicie miłość. Byłam za stara na romantyczne mrzonki, ale związek z Jackiem byłby związkiem z przyjacielem. Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie poczuję do niego tego co czułam kilka lat wcześniej. Ale z drugiej strony- czymże właściwie była miłość? Głupim ulotnym stanem który znikał i pojawiał się nie wiadomo kiedy i po co. Bo na pewno nie uczuciem.
Minął następny tydzień, który praktycznie spędziłam samotnie, bo Jacek również nadal się do mnie nie odzywał. Z tego wszystkiego opowiedziałam o naszej kłótni swojej szefowej Patrycji (nie podając jednak przyczyny naszego starcia). Akurat zraszałam kwiaty doniczkowe wodą, więc to ona stała za ladą. Naturalnie usiłowała mnie pocieszać mówiąc, że musi minąć trochę czasu aż facet zrozumie swój błąd. Gdy spytałam ją skąd niby wie czyją winą była sprzeczka a ta odparła, że to i tak zawsze jest wina mężczyzn. Roześmiałam się kręcąc głową. Starałam się to robić po cichu, bo właśnie zadzwoniły małe dzwoneczki informujące o nadejściu kolejnego klienta. Wróciłam więc do swojej czynności energicznie pryskając wodą z nawozami. Byłam odwrócona tyłem do klienta, więc mogłam pozwolić sobie na uśmiech.
- Dzień dobry. W czym mogę służyć?- Wypowiedziała zwyczajową formułkę Pati.
- Witam. Chciałbym jakiś mały bukiecik kwiatów. Na urodzinowy prezent.- Gwałtownie spoważniałam. Doskonale znałam ten głos, i choć nie słyszałam go od dobrych kilkunastu miesięcy, z łatwością rozpoznałam. Głęboki i niski z lekką gardłową chrypką. W końcu kiedyś był dla mnie najprzyjemniejszym dźwiękiem na świecie. Wolno się odwróciłam chcąc się mimo wszystko upewnić.
- A co pana konkretnie interesuje? Może coś z gotowych bukietów?
- Raczej nie. Wolałbym specjalnie zrobiony bukiet.
- Oczywiście. Ma być duży czy mały?
- Właściwie to…
To był on. Łukasz. Mój były mąż stał zaledwie kilka metrów ode mnie, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. W pierwszej chwili miałam ochotę się roześmiać. Ostatnio rozmyślałam nad tym, że prawdopodobnie przy odrobinie szczęścia nigdy się już nie spotkamy, ale los postanowił znów ze mnie zadrwić i złączyć nasze drogi.
Kowalski wydawał mi się być trochę szczuplejszy i bardziej opalony, a jego śniadą zazwyczaj twarz pokrywała niewielka broda, której dwa lata temu tam nie było. Poza tym był tak samo znajomy jak  dawniej.
Obserwując go czułam się jak sparaliżowana, niezdolna do najmniejszego kroku. Cieszyłam się w duchu, że jeszcze mnie nie zauważył, bo miałam okazję się trochę uspokoić. I pewnie w ogóle by tego nie zrobił gdyby w tej chwili nie zadzwoniła komórka Patrycji a ta nie zwróciła się do mnie:
- Karola, właśnie przyjechała nowa dostawa. Mogłabyś zająć się panem? Muszę iść aby ją nadzorować.- Dopiero teraz Łukasz na mnie spojrzał. Choć starał się to ukryć wyraźnie widziałam jak drgnął porażony moim widokiem tak jak ja chwilę wcześniej. Delikatny uśmiech na jego twarzy zamarł, zniknęły błyski w oczach (a przynajmniej tak mi się wydawało). Gdybym nie była tak samo porażona jego widokiem pewnie wydałoby mi się to komiczne. Zmuszając się by zrobić kilka kroków w stronę lady nie patrzyłam na niego.
- Jasne.- Odparłam dziwiąc się, że mój głos brzmi normalnie.
- Dzięki.- Rzuciła moja pracodawczyni i pomknęła na zaplecze. Zostałam całkiem sama z moim byłym mężem. Żadne z nas nie wiedziało jak się zachować. Udawać przelotnych nieznajomych? A może że nic nas nigdy nie łączyło i nasze małżeństwo nigdy nie istniało? Lub zwracać się do siebie bezosobowo od razu przechodząc do wyboru bukietu?
- Witaj.- To on pozbierał się pierwszy.- Nie wiedziałem, że tu pracujesz.
- Tak. Od niedawna. Jakiś czas temu przeprowadziłam się do Warszawy. A jak ci się wiedzie?- Zmusiłam się by spojrzeć mu w oczy, bo takie ciągłe uciekanie wzrokiem było bardzo podejrzane. Bałam się co mogę wówczas poczuć, ale niepotrzebnie. Bo moje serce biło szybciej ze zdenerwowania. Jasne, że czułam wiele przepływających przeze mnie nagromadzonych emocji, ale to było normalne. Ale poza tym żadnej melancholii, żadnego dominującego uczucia straty że teraz nie jesteśmy razem. Nic. Przekonałam się więc, że Jacek wcale nie miał racji. Ucieszyło mnie to, ale jednocześnie zasmuciło. Czy znaczyło to, że nigdy go tak naprawdę nie kochałam?
- Dobrze.- Zatopiona we własnych myślach wróciłam do rzeczywistości słysząc jego głos.
- Słyszałam, że przeprowadziłeś się do stolicy na stałe.
- To jeszcze nie jest pewne. Wszystko zależy od…
-…pracy?- Podrzuciłam usłużnie czując jak znane mi już uczucie irytacji. A więc nic się nie zmienił. Praca nadal była dla niego na pierwszym miejscu i tak już pewnie pozostanie. Czekając na jego odpowiedź przyglądałam się regularnym rysom, niewielkiej bliźnie koło ust i kilku zmarszczkom, którym z pewnością nie miał jeszcze dwa lata temu. Sprawiły mi one niemal perwersyjną satysfakcję, bo były dowodem na to, że nie tylko ja cierpiałam od naszego rozwodu. Być może śmierć Kubusia odcisnęła też piętno na nim.
- Też.- Odparł tylko. Potem chrząknął.- Świetnie wyglądasz.
- Jakoś się trzymam.- Mrugnęłam. Gdy zapadła między nami cisza zdałam sobie sprawę, że najwyższa pora przejść do konkretów.- To jaki ma być ten  bukiet? Konkretna kolorystyka?
- Niekoniecznie. Nie znam się na tym. Chciałem po prostu coś miłego dla oka na urodziny mamy.- Szybko wybrałam odpowiednie kwiaty praktycznie sama, bo jemu moje propozycje przypadły do gustu albo najzwyczajniej w świecie były obojętne. Potem podziękował mi i po prostu skierował do wyjścia. Gdy to robił odprowadzałam go wzrokiem. W pewnym momencie, już miał się odkręcić i chwycić za gałkę, ale przystanął. Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem na ustach. Niemal przez ramię rzucił:- Cieszę się, że cię spotkałem Kara. - Nie byłam w stanie odrzec na to ani słowa. Kara, pomyślałam. Tylko on tak mnie nazywał. Czasami gdy przekomarzał się ze mną mówił, że to dlatego, bo dla niego życie ze mną jest jak Boska kara. Wtedy najczęściej rzucałam w niego tym co akurat miałam pod ręką: poduszką, książką czy własnymi pięściami. Przypomniałam sobie jak w moje dwudzieste piąte urodziny po raz ostatni tak się razem bawiliśmy. Bo później nasz związek przestał być taki cudowny jak dawniej stopniowo zmierzając ku ruinie. A niecałe półtora roku później Kuby już nie było. Tak jak radości w moim życia.
,, - Wszystkiego najlepszego staruszko.- szeptał mi wówczas Łukasz prosto do ucha jednocześnie mocno obejmując mnie w pasie. Poczułam na szyi jego ciepły oddech i jak zawsze przeszył mnie lekki dreszcz.- A teraz zdmuchnij świeczki.
- Przecież są plastikowe.
- Tak? Nie zauważyłem.- Odparł siadając na krześle i sadowiąc mnie sobie na kolanach. Zaczęłam się wyrywać.
– Postaw mnie ty pajacu. Dobrze wiedziałeś, że są sztuczne.- Odpowiedziałam żartobliwie szturchając go w brzuch i uciekając przed jego ustami.
– Och, wiedziałem, że życie z tobą to prawdziwa kara i udręka. Co zrobiłem w poprzednim życiu, że Bóg pokarał mnie taką żoną?
– Raczej sam siebie nią pokarałeś, pamiętasz? Nikt siłą nie zaciągnął cię do ołtarza.- odparłam już stojąc, ale nie dawał za wygraną i znów pociągnął mnie za sobą.- Hej, co ty robisz? Koniec tej zabawy.
– Nawet w swoje urodziny nie możesz być dla mnie miła?
– Chyba coś ci się pomieszało, bo z tego co wiem to w dniu urodzin jubilata dla niego trzeba być miłym, nie na odwrót. Poza tym powiedziałeś, że masz dla mnie prezent. Gdzie on jest?- W końcu udało mu się pochwycić moje wargi i wycisnąć na nich głośnego całusa. Gdy pocałunek się pogłębił przestałam udawać zagniewaną i odwzajemniłam go obejmując męża ramionami za szyję.
– Zawsze wiedziałem, że jesteś materialistką.- Niemal wymruczał blisko mojej twarzy- To ja jestem twoim prezentem.
–Phi- prychnęłam- To żaden prezent- Dodałam z uśmiechem przejmując inicjatywę i delikatnie całując go w wargi. Wyczułam jego rozciągnięte w uśmiechu usta. Gdy dłonie Łukasza zaczęły błądzić po moich ramionach i biodrach odsunęłam się od niego gwałtownie i wymownie spytałam:- Więc jestem dla ciebie takim utrapieniem, że musisz nazywać mnie Bożą karą?- Znów przyciągnął mnie bliżej siebie o ile w ogóle było to możliwe, bo nadal siedziałam mu na kolanach.
– Nie, jesteś MOJĄ Karą. Najwspanialszą jaka mnie kiedykolwiek spotkała.- wyszeptał patrząc na mnie pociemniałymi oczami.
– Chyba czas na rozpakowanie prezentu- Również wyszeptałam jednocześnie rozpinając guzik jego koszuli.- Zanim mnie podniósł i podążyliśmy w kierunku sypialni usłyszałam jego śmiech. Sama również zaczęłam się śmiać.”
- Hm, niezły co? Ale nie musisz aż tak się na niego gapić. I tak go już nie widać na ulicy, bo skręcił w uliczkę za rogiem.- Patrycja najwyraźniej wróciła już z zaplecza.
- Co?- Mrugnęłam oderwana od wspomnień. Pati roześmiała się.
- No ten facet. Przystojny nie? Ale wiesz co? Gdzieś go już widziałam.- Poczułam delikatne rozbawienie.
- Z pewnością.- Patrycja rzuciła mi zaciekawione spojrzenie.- Na pogrzebie Kubusia.
- Tak? A więc go znasz? To ktoś z rodziny twojego byłego męża?- Przez chwilkę miałam ochotę się z nią trochę podroczyć zabawiając się w zgadywanki, ale zaniechałam tego.
- Nie. To był mój były mąż.
- O cholera.- Zaklęła cicho.- No tak: jasne że to był on. Jak mogłam go nie poznać? Dopiero teraz sobie przypominam…o matko, jasny gwint. Przepraszam za ten komentarz na jego temat. Nie chciałam…
- Nie szkodzi. Poza tym był raczej pochlebny.
- No tak.- Pati zrobiła krótką pauzę- I jak?
- Co: jak?
- No jak się czujesz po spotkaniu? Przecież nie widzieliście się kawał czasu.
- A jak niby mam się czuć?
- No… nie wiem. Wyglądasz normalnie.
- I tak się czuję. Przeżyłam lekki szok, to wszystko. Nie spodziewałam się go tutaj.
- Pewnie był tu przy okazji.- Domyśliłam się co Patrycja miała na myśli. Kwiaciarnia znajdowała się bowiem niedaleko cmentarza. Łukasz najwidoczniej odwiedzał grób Kubusia.
- Tak.
Po pracy odruchowo tam się skierowałam. Sama nie wiem po co, ale po prostu poczułam taki impuls, kobiecą intuicję czy przeczucie. I jak się okazało słusznie, bo obok grobu ktoś stał. Początkowo sądziłam, że to Łukasz ale, choć z daleka, postać wydawała mi się być zbyt niska. Zaczęłam się kierować w tamtą stronę.
Mężczyzna odwrócił się nagle. Zrobił to jednak tak szybko, że nie dostrzegłam jego twarzy. Potem widząc mnie zaczął odchodzić. Zawołałam go prosząc by się zatrzymał, ale on zaczął biec jeszcze szybciej. Wpatrywałam się w niego aż całkowicie nie zniknął mi z oczu z uczuciem kompletnej dezorientacji. Co to niby miało być? Kim był ten młody chłopak? I co miała znaczyć jego ucieczka? Czyżby to jeden z tych młodych dzieciaków dewastujących groby? Uważnie przyjrzałam się nagrobkowi Kubusia: nie był ani uszkodzony, ani nawet ubrudzony. Byłam tutaj zaledwie przed kilkoma dniami, więc wiedziałam również że żadne kwiaty czy ozdobna świeczka nie zniknęła jeśli przyjąć, że chłopak był złodziejem. Na grobie wciąż pysznił się wielki bukiet kwiatów od Patrycji i Emila, żółte chryzantemy przyniesione tu zapewne przez kogoś z mojej rodziny, mała wiązanka znanych mi już astrów i kilka świeczek różnej wielkości. Wyniki oględzin mnie uspokoiły, ale nie dały odpowiedzi. Co robił ten nastolatek nad grobem Kubusia?
W czasie powrotu do domu uznałam, że to musiał być po prostu przypadek. Może chłopak odwiedzał kogoś ze swoich bliskich na cmentarzu i zatrzymał się przed przypadkowym nagrobkiem bo zwrócił jego uwagę? Może zdjęcie małego nieżyjącego chłopczyka poruszyło go tak bardzo, że przystanął zastanawiając się kim był i odczytując to z nagrobka? A widząc, że się zbliżam po prostu przestraszył się, że wezmę go za jakiegoś chuligana i po prostu uciekł. Tak, na pewno go przeraziłam. Na dodatek zaczęłam go wołać. Ta konkluzja mnie uspokoiła i więcej nie zaprzątałam sobie tym głowy. Zwłaszcza,  że dochodząc do klatki schodowej swojego bloku ujrzałam pod nią Jacka.
Początkowo totalnie mnie zamurowało. Miałam ochotę odwrócić się na pięcie i uciec gdyby nie to, że już mnie zauważył. Poza tym nie chciałam być tchórzem. Nie pozostało mi więc nic innego jak przebrnąć przez kolejne niespodziewane odwiedziny pomyślałam przypominając sobie o spotkaniu z Łukaszem. Przyoblekłam na twarz uśmiech.
- Cześć.-  Przywitałam się z nim.- Co tu robisz?
- Chciałem z tobą pogadać. Mogę?
- Jasne. Tylko znajdę klucze.- Gdy otwierałam zamek spytałam go:- Długo czekasz?
- Kilka minut. Przepraszam, że tak bez uprzedzenia.
- Nie szkodzi. Choć gdybyś mnie uprzedził przyszłabym wcześniej. A tak odwiedziłam jeszcze cmentarz.- Weszliśmy do środka. W ciszy zdjęłam płaszczyk zastanawiając się jak się zachować. Udając, że nic się między nami nie zmieniło? A co jeśli on przyszedł rozmawiać właśnie o tym? Próbowałam zmusić się do opanowania.  – Chcesz czegoś ciepłego do picia?
- Nie. Właściwie to chciałem cię tylko przeprosić. Ostatnio…ostatnio mnie trochę poniosło.
- Miałeś rację. Byłam wobec ciebie nieuczciwa.
- Ale to ja się na to godziłem. To było moje ryzyko.  Nie miałem prawa tak cię potraktować. Na dodatek… Przepraszam.
- Nie chciałam cię wykorzystywać, Jacek. Nigdy nie chciałam tego robić. I myliłeś się sądząc, że odepchnęłam cię przez Łukasza. Wcale tak nie było.
- Wiem i jest mi wstyd za to co zrobiłem. Nie powinienem był, bo…- Dokładnie w tej chwili ktoś zadzwonił do moich drzwi. Próbowałam udawać przed samą sobą, że wcale mnie to nie ucieszyło. Chyba jednak byłam tchórzem.
- Przepraszam, zaraz wracam.
- Jasne.
Za drzwiami stała Beti z dziewczynkami. Przywitała się ze mną pytając czy nie miałabym ochoty na zakupy z nią, bo musi kupić dziewczynkom kurki wiosenne, a sama nie da sobie rady, bo Krzysiek był w pracy. (W ostatniej chwili coś mu wypadło) Nie wiedziałam co na to odrzec, bo przecież był u mnie Bończak. A fakt, że nie chciałam z nim rozmawiać o nas nie był równoznaczny z tym, iż chciałam go niegrzecznie wyrzucić. Spojrzałam w stronę wnętrza mieszkania.
- Beti, nie jestem teraz sama. Jest u mnie Jacek. Dopiero co przyszedł.
- Och.- Wyraźnie była rozczarowana.- Trudno.- Biłam się z myślami, bo nie chciałam jej zawieść. Z drugiej strony Jacek odwiedził mnie dopiero po tygodniu poważnej kłótni i musiałam z nim poważnie porozmawiać. Obie sprawy były dla mnie ważne. Jednak zdecydowałam się na tę pierwszą. Rozmowa z Jackiem mi nie ucieknie. Poza tym najpierw muszę się do niej przygotować. I ostatecznie zdecydować jaką rolę będzie pełnił w moim nowym życiu.
- Poczekaj tutaj.- Poprosiłam ją na chwilę wchodząc do mieszkania. Spojrzałam na swojego gościa.
- Przepraszam, ale muszę iść z Beti. Możemy odłożyć naszą rozmowę do jutra?
- Karolina, to ważne. Zrobiłem coś o czym muszę ci powiedzieć.
- Rozumiem, ale to nie może poczekać do jutra? Naprawdę nie chcę zostawiać Beti samej. Gdyby nie to zostałabym z tobą.- Widziałam, że jest mu to nie w smak, ale w końcu skapitulował.
- Dobrze, jeden dzień chyba niczego nie zmieni.
- Na pewno?- Upewniałam się, bo zobaczyłam w jego oczach coś…Może to naprawdę było ważne? Jacek zwykle nie zaczynał rozmowy w ten oficjalny sposób. I co miało znaczyć ten jeden dzień niczego nie zmieni? Czego?
- Tak, nie ma sprawy. Może to i lepiej, bo teraz masz za mało czasu. W takim razie do widzenia dziewczyny.
 - Cześć Jacek.- Pożegnała się z nim Beti. Ja tylko skinęłam głową.
- Sory, że ci go wypłoszyłam.
- Nie szkodzi.- Odpowiedziałam jej.
- I co z nim?- Spytała sugestywnie poruszając brwiami. Wiedziałam o co jej chodziło.
- Nie wiem. Jestem całkowicie skołowana.- Westchnęłam ciężko- Ale nie rozmawiajmy teraz o tym przy małych panienkach. Jak się macie łobuzice?- Kucnęłam obok Zuzi delikatnie łaskocząc ją w brzuszek. Zaśmiała się.
- Dobrze. Ale Klaudia mnie uderzyła.- Poskarżyła się.
- Tak? Dlaczego?
- Bo…
-…wcale że nie!- Wtrąciła się rezolutnie miniaturka Beti.- To ona sama upadła.
- Dajcie już spokój, Karolinie i pozwólcie jej się ubrać.- Wtrąciła się Beata.-  I tak wprosiłyśmy się do niej bez uprzedzenia.
- Nic się nie stało.- No, może poza tym że nie miałam czasu zjeść obiadu, ale równie dobrze mogę to zrobić  później. Z powodu wrażeń dzisiejszego dnia z resztą i tak nie byłam zbyt głodna. Wciąż nie mogłam zapomnieć o spotkaniu z Łukaszem. Miałam ochotę powiedzieć o tym przyjaciółce, ale przy dziewczynkach szczera rozmowa nie miałaby sensu, więc to sobie odpuściłam.
Zakupy dla niedoszłych pięcioletnich bliźniaczek są znacznie bardziej utrudnione niż dla „normalnych” dzieci. Po pierwsze trzeba było kupić coś dla zazdrosnych o siebie dziewczynek i na dodatek  jeszcze bliźniaczek. Jeśli jednej podobał się płaszczyk w kolorze zielonym, drugiej też. Albo robiły to sobie na złość, albo naprawdę miały identyczne gusta. Dość powiedzieć, że spędziłam z nimi oraz ich matką prawie dwie godziny zanim dokonałyśmy zakupu i jeszcze jedną decydując się na kolację w pizzerii. Do własnego mieszkania wróciłam już nieźle zmęczona. Choć nie było jeszcze ósmej, zdecydowałam się na wcześniejszą kąpiel i poszłam prosto do łóżka.
W nocy śniła mi się przeszłość. Bawiłam z Kubą przed domem siedząc na grubym kocu. Wygłupiałam się robiąc do niego śmieszne miny a on wybuchał śmiechem. Łukasz siedział nieco dalej, na schodach wejściowych. Gdy na niego spojrzałam na jego twarzy również pojawił się uśmiech. Potem wyciągnął aparat zawieszony na szyi i zrobił zdjęcie. Błysk flesza zaskoczył Jakuba, który zdezorientowany spojrzał na mnie szybko mrugając. Zawsze śmiesznie reagował na migawkę. Jakby zupełnie nie miał pojęcia skąd bierze się ten chwilowy błysk, co najpewniej- biorąc pod uwagę jego wiek- było prawdą.
Obudziłam się podnosząc się gwałtownie do pozycji siedzącej. Już od jakiegoś czasu zmarły synek mi się nie śnił. Czy to przez przyjazd Łukasza do mojej głowy wróciły wspomnienia?
Wstałam czując, że nie usnę i udałam się do kuchni. Zrobiłam sobie gorącej herbaty próbując myśleć o kimś innym niż Kubuś. O tym jak śmiały mu się oczy, jak dreptał na tłuściutkich nóżkach po całym domu śmiesznym kaczym krokiem, jak brał z podłoża wszystko co akurat tam się znajdowało. Jak bardzo irytowałam się nieraz gdy małe przedmioty czy drobiazgi z szafek znajdowały się w zupełnie nieodpowiednich miejscach albo w ogóle nie mogłam ich znaleźć, bo Kuba wyniósł je w niewidoczne miejsce. Ileż dałabym teraz za taki bałagan!
Uśmiechnęłam się do siebie ze smutkiem i melancholią doskonale wiedząc, że już nigdy go tego nie doświadczę. Czasami napadały mnie takie momenty, że brakowało mi go aż do bólu. Że przy każdym oddechu paliły mnie płuca, bo poczucie paniki mnie przytłaczało gdy wyobrażałam sobie swoją pustą przyszłość. Wzięłam kilka głębszych oddechów próbując o tym nie myśleć i skupić się tylko na oddychaniu. Potem powtarzałam sobie jak mantrę, że przeszłość należy do przeszłości, a ja powinnam skupić się na przyszłości i teraźniejszości.
Przez to co się stało nazajutrz byłam w pracy niewyspana. Z trudem udawało mi się skupić na słowach klientów czy komponować bukiety odpowiednio dobrane go okazji. W duchu obwiniałam o to Łukasza. Przecież właściwie o nim nie myślałam. Nie skłamałabym gdybym powiedziała, że w ciągu tego całego czasu od naszego rozwodu nie poświęciłam mu więcej niż dziesięć myśli a i to było spowodowane tylko kontekstem lub wspomnieniem o nim podczas rozmowy. A teraz gdy wrócił niemal nie mogłam przestać wspominać przeszłości, naszego zmarłego synka. A nie powinien tego robić. Choćby tylko ze względu na swoją wewnętrzną równowagę.
Gdy wróciłam do domu po pracy zauważyłam na swojej wycieraczce kartonową paczuszkę. Zdezorientowana podniosłam ją. Paczka była lekka i nieduża: wielkości małej kosmetyczki. Potrząsnęłam nią delikatnie i coś zaszeleściło. Co to do cholery mogło być?
- O dzień dobry.- Z drzwi naprzeciwko mojego mieszkania wynurzył się mój sąsiad. Był na oko sześćdziesięcioletnim lekko głuchawym mężczyzną. Dlatego mieszkało mi się obok niego raczej bezkonfliktowo.- Dobrze, że już pani jest. Ta przesyłka leży tu już dobrą godzinę.
- Widział pan kto ją przyniósł?- Spytałam podnosząc ją i poddając szybkiej analizie-  Na kartonie nie ma żadnej karteczki z nadawcą i obiorcą. Nie jestem pewna czy nawet jest moja.
- Skoro leży na pani wycieraczce, to pewnie tak. Byłbym zobaczył kto to, ale akurat o tej porze wyszedłem na spacer z Rufusem. Gdy wróciłem, paczka już tu była. Zastanawiałem się nawet czy jej nie wziąć do siebie dopóki pani z pracy nie wróci żeby nikt nie ukradł, ale pomyślałem, że za godzinę i tak kończy pani pracę.
- Tak.- Mrugnęłam.- A więc paczkę dostarczono około piętnastej?
- Tak mi się wydaje. Z Rufusem wyszedłem przed trzecią, a wróciłem po czwartej. Ona już leżała na wycieraczce.
 - Dziękuję za informację.- Powiedziałam tylko skonsternowana i pożegnałam się z miłym sąsiadem. Potem weszłam do środka. Zastanawiałam się co też może być w środku pudełka.
Nie mogąc powstrzymać ciekawości wzięłam nóż ostrożnie obcinając taśmę którą był dokładnie obklejony karton. Potem go otworzyłam.
Ujrzałam biały, pergaminowy papier podobny do tego, w jakim dawniej pakowało się jedzenie na wynos. Rozchyliłam go. Poczułam jak moje serce zaczyna szybciej bić ze zdenerwowania.
Początkowo nie zdawałam sobie sprawy, czym jest umieszczona w środku kartonu zielona tkanina. Sądziłam, że to być może jakaś darmowa próbka, jakaś reklama firmy oferującej szyte na miarę zasłony lub coś w tym stylu. W bloku w którym mieszkałam było to dość znane. Dopiero wyjmując materiał zdałam sobie sprawę co to jest. I krzyk uwiązł mi w gardle.

9 komentarzy:

  1. Łukasz <3 :) Mam nadzieję, że wszystko między nimi się ułoży. czekam na następną część, trzymaj się !

    OdpowiedzUsuń
  2. A mi jest bardzo szkoda Jacka, bardzo!, bardzo!, bardzo!
    Karola podchodziła do tej znajomości jako przyjacielskiej, on myślał w kategoriach miłości, hmmm cięzka sytuacja...
    Część super, zasłużone gratulacje.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Bony co to jest. Dodawaj kolejną część jak najszybciej!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz szybko dalej tylko trochę jej odpuść.

    OdpowiedzUsuń
  5. aż się boje co to było...
    to niemożliwe że nic nie poczuła do Łukasza..z pewnością nadal go kocha

    OdpowiedzUsuń
  6. Przerwać w takim momencie?! Katujesz nas. Oby nie okazało, że Karolinie znów grozi jakieś niebezpieczeństwo. Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  7. o matko! co tam będzie?Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się to albo z bronią albo z trumna. Sama nie wiem co gorsze. Co do Łukasza, cóż. Z pewnością dalej kocha Karę a ona go. Nie wątpię to i wierzę, że będą jeszcze razem. Jak napisał Anonimowy w poprzednim komentarzu: nie katuj nas, proszę :) Będę zaglądać i czekam na dalsze losy Karoli :)

    OdpowiedzUsuń
  8. nie trzymaj nas tyle w niepewności!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nic na to nie poradzę bo i tak staram się pisać jak najszybciej. Właśnie teraz zabieram sie do pisania kolejnej części wiec sądzę że jesli dobrze pójdzie to kolejna będzie jutro rano albo przed południem. Na razie mogą powiedziec ze będzie się działo 😊

      Usuń