Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 29 marca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXVIII: Deja vu

Przez dłuższą chwilę nie mogłam wyjść z szoku. Jak zahipnotyzowana przyglądałam się małemu zielonemu sweterkowi patrząc na dwa guziczki na środku klatki piersiowej które imitowały oczy kolorowego smoka. Z jękiem puściłam materiał nie słysząc stukotu czegoś jeszcze co wypadło z wnętrza pudełka.
Próbowałam się uspokoić; przecież to wcale nie musiał być ten sam sweterek. Przecież to nie mógł być sweterek Kubusia. Ale dobrze wiedziałam, że tak jest. Bo jedno oko smoka było czerwone. Do dziś pamiętam jak przyszyłam urwany guziczek nicią właśnie w tym kolorze, bo nie miałam zielonych. Dlatego oczy stwora miały różne kolory. Odruchowo spojrzałam na podłodze nie mogąc znieść widoku swetra. Okazało się, że nie jest to dobry pomysł bo wówczas zauważyłam kolejną niespodziankę. I przekonałam się co wypadło jeszcze z pudełka. Schyliłam się otwierając czarne wieczko. I choć pozytywka nie wyglądała identycznie jak ta którą dawniej posiadał Kubuś to jednak piosenka była taka sama.
„Był sobie król, był sobie paź, i była też królewna,
Żyli wśród mórz, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna…”
Poczułam pod powiekami łzy gdy rozległy się pierwsze takty cukierkowej melodii. Łzy wściekłości.
Tylko jeden człowiek mógł mi to wysłać.
Bo tylko jeden człowiek miał dostęp do wszystkich rzeczy Kuby.
I tylko jeden człowiek wiedział o pozytywce.
Czując jak złość mąci mi wzrok z trudem zamknęłam mieszkanie i wyszłam na zewnątrz. Starłam łzę z policzka, a potem pobiegłam na przystanek autobusowy.
Gdy byłam już przed domem Kowalskich zastukałam energicznie do drzwi. Przez dłuższą chwilę nikt mi nie otwierał, więc ja nie przestawałam walić. Dopiero gdy otworzyła mi pani Mariola, matka Łukasza przestałam.
- Karolina?- Była bardzo zdziwiona moją wizytą i wcale się jej nie dziwię. W końcu od rozwodu z jej synem nie pojawiłam się już u niej. Miała do mnie o to żal. Ale w tej chwili ja o tym nie myślałam. Nie myślałam o tym, że zachowuję się niegrzecznie, że nawet się z nią nie przywitałam.
- Mogę wejść?- Spytałam od razu siląc się na spokój, choć nie ukrywam że i tak bym to zrobiła bez jej polecenia.
- Tak, proszę. Nie spodziewałam się ciebie.
- Nie przyszłam w odwiedziny.- Powiedziałam twardo zaciskając pięści. Ona akurat zamykała drzwi wejściowe.- Muszę jak najszybciej porozmawiać z Łukaszem. Patrycja powiedziała mi, że mieszka tutaj od powrotu z Lublina.- Na te słowa Kowalska zrobiła trudną do odszyfrowania minę.
- Tak, to prawda. Teraz jest w domu w swoim dawnym pokoju. Ale nie sądzę by nadawał się teraz do rozmowy. Niedawno wrócił…- Nie chcąc słuchać jej dłużej skierowałam się na piętro aby wejść po schodach. O tak, wiedziałam skąd niedawno wrócił Kowalski. Spod drzwi mojego mieszkania.
Zdenerwowana pani Mariola poszła za mną, ale miałam nad nią sporą przewagę. Przez swój wiek poruszała się wolniej i ostrożniej.
- Karolina, nie możesz tam tak po prostu wparować. Mówiłam ci, że Łukasz...- zrobiła przerwę na wzięcie oddechu. Tak szybkie wejście po schodach nie było dla niej tak łatwe jak dla mnie.- Łukasz, on dopiero co...wrócił zmęczony i…- Nie zatrzymałam się jednak. Nawet nie zapukałam do drzwi tylko od razu otworzyłam je na oścież. Dopiero wtedy dotarło do mnie co chciała przekazać mi moja była teściowa. A co jeśli on nie był sam? Na szczęście w łóżku nie zauważyłam żadnej kobiecej sylwetki. Tylko dobrze znane mi już ciało byłego męża. Głośno chrząknęłam.
- Wstawaj!- Krzyknęłam, choć nie było to potrzebne, bo moje gwałtowne wejście i tak go „obudziło”. A przynajmniej tak udawał.
- Co...?- spytał przecierając gwałtownie oczy. Potem spojrzał na mnie zaskoczony.- Karolina? Co tutaj robisz?
- Co tutaj robię?- Jego goła klatka piersiowa tylko na chwilę zbiła mnie z pantałyku. Próbując powściągnąć złość podeszłam do jego łóżka.- Powiedz, co chciałeś tym osiągnąć, hm?
- O czym tym mówisz?- Jego głos był lekko schrypnięty, a oczy szkliste jakbym naprawdę go obudziła. Przetarł je dłońmi jakby nie do końca pojmował i rozumiał gdzie jest. Był świetnym aktorem.
- Co, spotkałeś mnie w kwiaciarni i zniesmaczyło cię to że jakoś ułożyłam sobie życie? Że jestem szczęśliwa po tym przeżytym koszmarze podczas gdy ty masz tylko tę swoją głupią pracę?
- Jaką pracę? Mamo, o co tu chodzi?- Łukasz zwrócił się z tym ostatnim pytaniem do pani Kowalskiej. Prychnęłam czując, że dłużej nie zniosę tej obłudy. Dlaczego postąpił tak okrutnie? Mój gniew nie osłabł nawet przez kilkanaście minut jazdy autobusem. I na dodatek wypierał się tego w żywe oczy.
- Ty sukinsynu.- Wybuchłam w końcu-  Jak śmiałeś mi to zrobić?! Co chciałeś tym osiągnąć?!- Wrzasnęłam mając nadzieję, że się przyzna.
- Karolina!- oburzyła się pani Mariola.
- Mamo, wyjdź.- Odezwał się jej syn. Teraz wydawał się już być całkiem przytomny. Wstał z łóżka i zaczął naciągać na siebie leżącą na krześle obok pomarańczową koszulkę w ogóle nie krępując się moją obecnością. Ale czemu niby miałby to robić? W przeszłości nie raz widywałam go rozebranego.
- Ale...- Próbowała się jeszcze wtrącić starsza kobieta. Łukasz jej przerwał.
- Proszę.- Dodał nadal spokojnym tonem. Pani Kowalska nie powiedziała już ani słowa więcej. Zaraz potem usłyszałam jak zamykają się za mną drzwi. Zostaliśmy sami..- A więc słucham. Co się stało, że napadasz na mnie  w moim własnym łóżku?
- Dobrze wiesz co.- Niemal trzęsłam się z tłumionej złości.- Jak śmiałeś mi to wysłać?
- To wysłać?
- Nie udawaj.- Parsknęłam- Po co to zrobiłeś? Chciałeś żebym się załamała, tak? A więc możesz być z siebie dumny.
- Karolina, uspokój się. Powiedz o co chodzi. Naprawdę nic nie rozumiem.
- O bluzeczkę w smoka którą mi wysłałeś. I tę cholerną pozytywkę.- Nie mogłam powstrzymać napływających mi do oczu łez. Zauważyłam, że ta informacja wywarła na Łukaszu wrażenie. Wyglądał na zaskoczonego, zmartwionego i totalnie skupionego. Po raz pierwszy od czasu znalezienia paczki w mojej głowie pojawiła się myśl, że to może wcale nie Łukasz jest jej nadawcą. Przełknęłam głośno ślinę.
- Dostałaś bluzeczkę Kubusia?- Usłyszałam jego pytanie.
- Tak, przyszło dzisiaj z rana.  Powiedz szczerze: to ty mi to wysłałeś?
- Niczego ci nie wysłałem. Sądzisz, że mógłbym być aż tak okrutny?- W jego oczach ujrzałam szczerość. Chyba, że grał aż tak dobrze. Spuściłam wzrok zagryzając nerwowo dolną wargę.
- Ale ty miałeś wszystkie te rzeczy. Po śmierci Kubusia... to ty zająłeś się wszystkim. Ty...miałeś...wszystkie ciuszki i zabawki. I tylko ty wiedziałeś o rozbitej pozytywce.- Mówiłam z przerwami, bo czułam że głos odmawia mi posłuszeństwa.
- Tak, ale nie mam pojęcia jak ona i ten sweter znalazły się u ciebie.
- Więc skąd...?– Poczułam całkowitą konsternację. Byłam zagubiona i zasmucona, jakby dramat który przeżyłam powrócił. Jakby od czasu mojego załamania nie minęły już prawie dwa lata. Jakby nadal każda najmniejsza rzecz mogła sprawić, że ponownie zamknę się w kokonie swojego cierpienia. Kto tak bardzo tego chciał mi to zrobić?
- Nie wiem. Masz przy sobie tę paczkę?
- Została w domu.- Odparłam cicho odruchowo siadając na łóżku, bo nie byłam w stanie stać. Jednocześnie wiedziałam, że powinnam walczyć ze swoją słabością by nie ujawniać byłemu mężowi jak bardzo jestem jeszcze słaba i podatna na zranienie. Przecież to była tylko zwykła pozytywka i bluzka, na miłość boską. Nic więcej jak kawałek kolorowej dzianiny. Tyle, że boleśnie przypominało mi o stracie synka.
- Jak te rzeczy znalazły się u ciebie?
- Ktoś zostawił je na wycieraczce w kartonowym pudełku.
- Przyszły pocztą?
- Nie.- Pokręciłam głową.- To znaczy nie wiem, nie sądzę. Paczka nie miała żadnej karteczki z podstawowymi informacjami czy znaczkiem. W ogóle nie było na niej nic napisane.
- Poczekaj tutaj. Muszę coś sprawdzić.
- Ale ja…- Spojrzałam na Łukasza ponownie protestując. Ale patrząc w jego stanowcze oczy nie byłam w stanie tego zrobić.
- A więc dostałaś zieloną buzeczkę Kuby? Tę w smoka?- Upewniał się.
- Tak.- Przytaknęłam tylko.
- Zostań tutaj przez chwilę.- Rozkazał.- Zaraz wrócę.
Nie miałam pojęcia po co wyszedł ze swojego pokoju. Czy chciał wyjaśnić wszystko z pewnością zdenerwowanej pani Marioli? Z pewnością. Poczułam się głupio. Jak mogłam tak wparować do czyjegoś mieszkania? Tak arogancko i niegrzecznie? I na dodatek- jak się okazało- całkiem niesłusznie.
Przecież znałam Łukasza: gdzieś w swojej podświadomości nie wierzyłam że to on mógłby być nadawcą tej paczki. Jednak paraliż i ból wywołany widokiem tak boleśnie znajomej rzeczy należącej do mojego zmarłego synka sprawił, że nie myślałam racjonalnie. Wiedziałam, że to Łukasz miał zająć się rzeczami Kubusia po jego śmierci i automatycznie założyłam, że skoro on posiadał bluzkę ze smokiem to i też ją wysłał. I bezpodstawnie go oskarżyłam.
Siedziałam na łóżku nerwowo potrząsając nogą. Gdzie on poszedł? I jak długo mam tu jeszcze siedzieć? Wstałam nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Nagle poczułam się tutaj całkowicie nie na miejscu pytając samą siebie: co ja tu w ogóle robię.
Odruchowo zaczęłam rozglądać się po pokoju. Był dość duży, ale i przytulny. Ściany miały różowy pastelowy kolor, a na półkach znajdowało się wiele różnorodnych figurek i zdjęć oprawionych w ramki. Na jednym z nich znajdowała się fotografia Łukasza.
Pamiętałam to zdjęcie, bo jeszcze przed ślubem, podczas odwiedzin przyszłych teściów pani Mariola pokazała mi stary album ze zdjęciami Łukasza i jego pokój. Pamiętam jak śmiałam się z nieśmiałej miny Łukasza dziwnie kontrastującej z dość dobrze umięśnioną sylwetką (już wówczas był wysoki i wysportowany)  i krótko ostrzyżoną głową. W momencie gdy robiono tę fotografię skończył właśnie liceum, więc miał jakieś dziewiętnaście lat. Potem mówił mu, że po prostu czuł się głupio pozując przed fotografem. Stąd ta dziwna mina.
- Karolina, zejdźmy na dół.- Usłyszałam głos Łukasza, więc się odwróciłam.- Chodź.- Spojrzałam mu w twarz nie mogąc z niej niczego wyczytać. Bez słowa skinęłam głową i podeszłam w jego stronę. Gdy zaczął schodzić po schodach posłusznie zeszłam na dół.
- Gdzie idziemy?- Spytałam w końcu, gdy spostrzegłam, że kieruje mnie do kuchni.
- Na dół. Powinnaś napić się herbaty.
– Ale ja nie chcę żadnej herbaty.- zaprotestowałam.
– Karolina, jesteś roztrzęsiona. Powinnaś się trochę uspokoić.- Przygryzłam nerwowo dolną wargę nie mając pojęcia co odpowiedzieć. Najchętniej wyszłabym z tego domu jak najprędzej; czułam się dziwnie w tym miejscu ze świadomością, że jeszcze kilka lat temu był mi tak dobrze znany. Teraz czułam się tu jak intruz.- Chodź, opowiesz mi dokładnie wszystko o przesyłce.- Na te słowa nie mogłam pozostać obojętna. Nadal się nie odzywając weszłam do kuchni. Spodziewałam się zastać tam swoją byłą teściową, ale pomieszczenie było zupełnie puste.
– Gdzie pani Mariola?- Spytałam cicho.
–Wyszła na spacer. Poprosiłem ją o to.- Łukasz zrobił krótką pauzę.- Pomyślałem, że będzie lepiej jeśli porozmawiamy sami. Usiądź.- Znów posłusznie, niczym marionetka spełniłam jego polecenie. Odruchowo przysunęłam dłoń w stronę ciepłego kubka. Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo jest mi zimno. Chłód zdawał się przenikać całe moje ciało.- Wypij to. Jest z imbirem. Od razu poczujesz się lepiej.- Łukasz zdawał się czytać w moich myślach.
Nawet nie podniosłam na niego wzroku. Choć może powinnam, bo przed oczami wciąż widziałam małą kartonową paczuszkę. Wolno, prawie mechanicznie podniosłam do ust kubek. Skrzywiłam się lekko gdy płyn okazał się być zbyt gorący.
- Coś nie tak? Jest gorzka? Nie dodałem tam cukru, bo właśnie taką piłaś dawniej, więc założyłem...- Chrząknął- Zaraz podam ci cukier.
– Nie.- Zaprotestowałam.- Jest tylko za ciepła. Dzięki.- Na dobrych kilka minut zapadło między nami milczenie. Ja popijałam swoją herbatę ze wzrokiem utkwionym w podłogę, a Łukasz...właściwie to nie wiedziałam co robi ani co myśli. I tak było mi wystarczająco wstyd.
Bo gdy uczucie złości minęło zdałam sobie sprawę co zrobiłam: wparowałam do domu swojego byłego męża jak burza niegrzecznie traktując jego matkę a potem jego. Na dodatek zastałam go gdy spał. Przypomniałam sobie co jeszcze niedawno powiedziała mi pani Mariola: Łukasz niedługo skądś wrócił, więc zapewne chodziło o pracę. Jak mogłam pomyśleć, że to on był nadawcą paczki? Właściwie nie miałam nic na swoje usprawiedliwienie poza tym, że tylko Kowalski wiedział o pozytywce. No i nasze wczorajsze spotkanie, które tak bardzo wytrąciło mnie z równowagi budząc demony przeszłości. Czułam, że ich cienie znów kładą się na moim życiu.
–Już lepiej?- Usłyszałam głos byłego męża.
–Tak, dziękuję.- Kowalski podszedł do wolnego krzesła i usiadł naprzeciwko mnie.- Możemy o niej porozmawiać?
– O przesyłce?
– Tak.- Westchnęłam ciężko.
- Nie mam pojęcia kto mógłby mi ją wysłać.
-  Ja też, dlatego chciałbym ją zobaczyć jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Nie mam jej przy sobie.- Odparłam.
- Jest w twoim mieszkaniu, tak?
- Tak.
- Ja chcę…- Urwał i wyraźnie wyczułam jego wahanie. Domyśliłam się co chciał mi powiedzieć. Chciał zobaczyć rzeczy które dostałam, ale jednocześnie obawiał się jak na to zareaguję. – Jesteś pewna, że to były rzeczy Kubusia? Przecież bluzeczka nie musiała być taka sama, a pozy…pozytywka się zniszczyła.
„- Patrz. No patrz, do cholery Widzisz to? Poznajesz?
   Wyłącz to.
   A więc jednak pamiętasz.
   Powiedziałem, żebyś to wyłączyła.
  Dlaczego? Przecież to tylko nic nie znacząca melodia. A może coś ci przypomina? Dostał ją od ciebie na 2 urodziny. Może jednak pamiętasz jak nasz synek włączał ją popiskując wesoło usiłując śpiewać
– Kazałem ci to wyłączyć
– Ha, nie możesz tego słuchać co? Ale będziesz musiał. A potem powiedz mi, że jesteś w stanie zapomnieć o Kubu…”
Usłyszałam przeraźliwy dźwięk rozbijanej pozytywki. Przypomniałam  sobie scenę jaka rozegrała się między mną a Łukaszem w dniu pogrzebu naszego syna. Ten moment gdy sprowokowany przeze mnie Kowalski zniszczył grające pudełko mocno uderzając nią z całej siły o drewniane panele. I choć huk rozległ się tylko w mojej głowie wydawało mi się, że rozbrzmiewa echem właśnie w tej chwili.
- A jednak ktoś o tym wiedział.- Szepnęłam jakby do siebie, ale on i tak to usłyszał. Spojrzał na mnie.- Ta pozytywka nie była przypadkowa choć nie wyglądała identycznie. Ktoś wiedział o tej melodii. A sweterek był Kubusia. Smok miał inny kolor nitki którą przyszyto guzik. Pamiętasz? To ja go nią przyszyłam gdy się urwał. Tyle, że nie miałam nitki tego samego koloru.  Jestem pewna, że to jest ten sam sweterek.
- Karolina, nikt nie miał dostępu do rzeczy Kuby. Trzymam je wszystkie w jednym miejscu i mógłbym przysiąc że nikt nie miał do nich dostępu: nawet moi rodzice. Bo tylko ja mam klucz do schowka.
„Trzeba.. trzeba będzie je wynieść. Jeszcze dzisiaj zbiorę je do kartonów i wyrzucę. A najlepiej spalę (…)”
- A więc ich nie wyrzuciłeś?- Spytałam, bo przecież dobrze pamiętałam jak informował mnie, że pozbędzie się wszystkich rzeczy Kubusia. On jednak zignorował moje pytanie.
- Muszę przeszukać go dokładnie. Nie mam pojęcia jak ktoś mógł się dostać do tego miejsca. Przecież zauważyłbym włamanie.- Mówił cichym tonem jakby do siebie. Nagle, jakby zdał sobie sprawę z tego co mówi potrząsnął głową. Spojrzał na mnie zdecydowanym wzrokiem.- Muszę zobaczyć te rzeczy.
- Teraz?
- Nie, najpierw przejrzę rzeczy Ku… Wpadnę do ciebie jutro.
- Ale ja zaczynam pracę o ósmej i wychodzę chwilę po siódmej.
- W takim razie przyjdę do ciebie po pracy. Tylko do tej pory nie ruszaj tych rzeczy, dobrze?
- Dlaczego?
- Po prostu chcę zobaczyć je w możliwie pierwotnej wersji. Być może jest tam coś czego do tej pory nie zauważyłaś, a być może nie jest jeszcze zbyt późno by można było to odkryć. Możesz to zrobić?
- Tak, ale…- Spojrzał na mnie pytająco.- …ale ty nie masz mojego adresu.
- Rzeczywiście.- Przyznał. Zawahał się przy tym- Podasz mi go?
- Mieszkam przy Traugutta 37. To zaraz przy tej wielkiej piekarni braci Rajtaczów.
- Tak, wiem gdzie to jest.- Mrugnął tylko.
- W takim razie pójdę już.
- Odwiozę cię.
- Nie, to niepotrzebne. Wrócę autobusem. Na razie.- Będąc na zewnątrz miałam ochotę wrócić do Łukasza i zapytać go wprost o to co podejrzewa. Wiedziałam jednak, że to nie ma najmniejszego sensu, bo i tak wszystkiego by się wyparł.
To nie było tylko zaskoczenie. Na jego twarzy malował się szok, ale i coś jeszcze. Jakby…podejrzenie. Jakby wiedział o co w tym wszystkim może chodzić, choć nie do końca temu dowierzał. Nie umknął mi jeszcze jeden szczegół. Łukasz nie kazał mi dotykać przesyłki, a więc nie chciał bym przypadkiem starła jakieś ślady. Nie byłam głupia tak jak zapewne sądził: musiało chodzić mu o odciski pozostawione na paczce i przysłanych mi rzeczach.
Dotarłszy do własnego mieszkania po raz pierwszy poczułam delikatny niepokój. Byłam sama, a tuż przed moimi drzwiami ktoś jakiś czas temu zostawił paczkę z rzeczami należącymi do mojego zmarłego synka. Ktoś, kogo celem było zastraszenie mnie. Nie łudziłam się że mogło być inaczej. W geście pocieszenia potarłam dłońmi ramiona. Czułam jak cała drżę od nagromadzonego żalu i frustracji.
Jakieś pół godziny później usłyszałam dzwonek do drzwi. W pierwszym momencie poczułam lekki lęk. Szybko przełknęłam ślinę nakazując sobie spokój. Byłam sama, ale przecież mieszkam już tak kilka miesięcy. I do tej pory nie stało mi się nic złego. Czemu teraz miałoby to nastąpić? Wstałam z sofy wolno kierując się w stronę drzwi wejściowych starając się nie robić zbytniego hałasu. Gdy stanęłam tuż przed nimi ostrożnie zajrzałam w wizjer. Starałam się to zrobić jak najbardziej dyskretnie. Dopiero potem je otworzyłam.
- Jacek, dobrze że jesteś. – Ulga, że to on stoi za drzwiami była tak wielka, że niemal rzuciłam się na niego mocno obejmując. Zapomniałam o tym, że w ciągu ostatniego tygodnia nasze relacje bardzo się pogorszyły, a sytuacja nie była unormowana. W tej chwili moją głowę zaprzątała tylko tajemnicza przesyłka. Dlatego Jacek wydawał się być mocno zszokowany moim zachowaniem.
- Karolina, wszystko gra?
- Tak. To znaczy nie. To znaczy nie całkiem.- Odsunęłam się od niego byśmy mogli wejść do środka mieszkania.- Sam zobacz.- Dłonią wskazałam na pokój dzienny, w którym otworzyłam przesyłkę i zgodnie z poleceniem Łukasza od tamtej pory jej nie ruszałam.
- O co chodzi?
- Zajrzyj do kartonu.
- Karolina…- Bończak był wyraźnie spięty co zapewne spowodowało moje zachowanie.
- Jakiś bydlak przysłał mi bluzeczkę Kubusia.- Wyznałam twardym tonem.- I podobną pozytywkę którą dał mu Łukasz na drugie urodziny. No wiesz, tę z kołysanką o królewnie z marcepanu; opowiadałam ci o niej. Dzisiaj gdy wróciłam z pracy to…- Urwałam na moment gdy ból odebrał mi głos. Jacek podszedł do mnie i lekko objął.
- Cii, spokojnie.
- Jak ktoś mógł być tak okrutny? Jakim trzeba być sukinsynem by to zrobić.
- Karola, nie myśl o tym. To pewnie miał być głupi żart. Albo Łukasz wysłał ci te rzeczy myśląc, że w ten sposób choć trochę ukoi twój ból.
- To nie on. Byłam dziś u niego. On też wyglądał na zaskoczonego. Ale jednocześnie… wiem że coś ukrywa. Jestem tego pewna.
- Byłaś dziś u Łukasza?
- Tak. Początkowo też myślałam, że to on ale gdy tam przyszłam, to znaczy do jego domu to okazało się, iż był nie mniej zaskoczony niż ja. A ja tak na niego napadłam.
- Karolina, spróbuj się uspokoić.
- Mam się uspokoić? A ty mógłbyś to zrobić będąc na moim miejscu? Wiem, że ten kto to przysłał nie miał dobrych zamiarów. Wiesz jak się teraz czuję? Jakbym znowu była marionetką w czyichś rękach. Nie chcę tak się znowu czuć.
- Nie będziesz. Jestem przy tobie.
- Boję się.- Szepnęłam wtulona w jego koszulę.- Znowu się boję.- Poczułam jak Jacek mocniej mnie przytula, więc ja zrobiłam to samo.- Nie chcę by ten koszmar zaczął się na nowo, rozumiesz ? Nie chcę!
- Karolina, musisz się uspokoić. Ta paczka nic nie znaczy. Nie będzie żadnego powrotu do przeszłości ani bandytów, rozumiesz? Po prostu kto ci to wysłał sądził, że w ten sposób ci pomoże. Albo nie zdawał sobie sprawy, że zareagujesz na nią tak negatywnie. Może właśnie temu miała służyć przesyłka? Nie pomyślałaś o tym? Może miała przynieść ci pocieszenie, stanowić pamiątkę po zmarłym dziecku której tak pragnęłaś? Nie możesz być sceptykiem i zakładać najgorszego.
- Najgorsze już się stało, więc w pewien sposób masz rację. Czego niby miałabym się jeszcze bać? I tak zabrano mi kogoś kogo kochałam nad własne życie. Jeśli ktoś w ten sposób chce mnie nastraszyć to mu się nie uda. Nie boję się o swoje życie. Teraz ono już niewiele dla mnie znaczy.
- Nie mów tak, Karola.- Warknął na mnie mocno zaciskając swoje dłonie na moich nadgarstkach tak, że niemal graniczyło to z bólem.- Nigdy więcej tak nie mów!
- Przepraszam. Po prostu…znowu czuję, że się duszę. Przepraszam.
- Nie, to ty mi wybacz.- Szepnął Jacek całując moją skroń.
- Przecież to nie twoja wina. Nie masz wpływu na moje życie.
- Ale ja… to znaczy…boli mnie, że cierpisz. Na dodatek to częściowo przeze mnie.- Zrozumiałam, że chodzi mu o to co stało się moim udziałem w przeszłości.
- Nie zadręczaj się tym co zdarzyło się kiedyś między nami. To było lata temu. I dawno już o tym zapomniałam.- Skłamałam, bo przecież doskonale pamiętałam szczegółowy przebieg swojego porwania.
- Ale bałaś się z mojego powodu. I teraz…
- Och Jacek…- Zamilkłam pozwalając płynąć łzom. Gdy w końcu, po jakimś czasie dałam im upust czułam się bardzo zmęczona. Nadal nie wysunęłam się z objęć Bończaka. Tak bardzo potrzebowałam teraz pocieszenia i kogoś przy kim nie muszę wstydzić się swoich łez, swojego cierpienia. Mogłam więc bez obaw opowiedzieć mu o bluzeczce Kubusia którą uwielbiał o czym nadawca paczki musiał wiedzieć. Inaczej wybrałby przecież inną. W przypadki nie wierzyłam. Tym bardziej pozytywka. Kto był przy mnie aż tak blisko by to wiedzieć? Przerażała mnie ta myśl.
- Nie chciałbym cię zdenerwować…- Usłyszałam dobre dwie godziny później od Jacka.-…ale nie wyglądasz najlepiej. Może zadzwonię do jednej z twoich przyjaciółek by została z tobą na noc, co? Jestem pewny, że z którąś z nich będziesz czuła się bezpieczniej.
- Nie, już mi lepiej. Nie chcę robić im kłopotu.
- Ale nie możesz zostać sama. Jesteś za bardzo roztrzęsiona.
- Więc zostań ze mną.- Gdy wypowiadałam te słowa akurat chwilę wcześniej odsunęłam się od niego by móc patrzeć mu w oczy. Dlatego teraz poczułam się odrobinkę zakłopotana gdy okazało się, że on również patrzy wprost na mnie. Spuściłam wzrok jeszcze bardziej się od niego odsuwając. Czy odbierze moje pytanie jako jakąś wiążącą deklarację? Odruchowo przypomniałam sobie nasz pocałunek.- To znaczy, ja mogę spać na kanapie bo będzie dla mnie akurat a tobie odstąpię własną sypialnię. No i jeśli chcesz, bo jeśli nie to wcale nie musisz tego robić. Jakoś dam sobie radę.- Paplałam zakłopotana.
- Jeśli tego chcesz to zostanę. Jednak to ja będę spał tutaj, a ty w swoim łóżku.
- Ale sofa jest mała. Starczy jej ledwo dla mnie a co dopiero dla ciebie.
- Dam sobie radę. Najwyżej trochę ugnę nogi.
- Ale…
- Żadnych ale. Zostanę tu tylko pod takimi warunkami. Zgadzasz się?- Przez chwilę miałam ochotę protestować, bo dla niego noc na małej kanapie okaże się z pewnością jedną z najgorszych w życiu. Nie mogłam go jednak powstrzymać.
- Dobrze. Ale i tak uważam, że powinieneś spać w moim…
- Świetnie.- Przerwał mi bezceremonialnie.- A więc wpadnę tylko do własnego mieszkania na moment po swoje rzeczy i wrócę za kilkanaście minut. Postaram się to zrobić jak najwcześniej.
- Dziękuję ci. I przepraszam za kłopot.
- Nie ma sprawy. Przyjaciele powinni sobie pomagać prawda?
- Tak.- Uśmiechnęłam się leciutko po raz pierwszy od momentu nadesłania przesyłki.
- A więc idź poszukać jakiegoś filmu to obejrzymy go razem po moich powrocie. Będzie ci łatwiej gdy zajmiesz umysł innymi sprawami niż ta tajemnicza przesyłka.
Jak się okazało Jacek znów miał rację. Uczucie strachu i paniki powoli mnie opuszczało tak, że tuż przed snem i zaraz po nastaniu nowego dnia mogłam spojrzeć na wszystko z dystansem.
Ktoś przysłał mi rzeczy Kuby mając w tym jakiś ukryty cel o którym nie chciał mnie informować, a który dzięki paczce zamierzał osiągnąć. Ponadto, jak powiedział Jacek, wcale nie musiało chodzić wcale o sprawę sprzed lat bo winni już od dawna siedzieli już w więzieniu. Naturalnie zdawałam sobie sprawę, że dwie najgłośniejsze sprawy sprzed dwóch lat- ta dotycząca siatki narkotykowej Mochowskiego rozpracowanej jeszcze trzy lata wcześniej gdy ostatecznie rozstałam się z Jackiem i Bajkowskiego dotyczącej nielegalnego handlu- gdy okazało się, że są ze sobą powiązane wzbudziły wiele sensacji w kraju i prasie. A co za tym idzie choć główni przywódcy obu grup siedzieli już w więzieniu wcale nie oznaczało to, że ich działalność została zawieszona. Każda miała przecież kilkadziesiąt oddanych sobie ludzi, nawet jeśli już bez przywódcy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że choć policji udało się schwytać wiele takich „płotek” to jednak nie wszystkie. I któraś z nich mogła nadal mścić się za to co spotkało jego szefa.
Z tą myślą wróciła mi trzeźwość umysłu. Nie powinnam trząść się jak osika, ale starać się wszystko zrozumieć by móc się bronić. Teraz byłam zbyt łatwym celem. Nie spodobała mi się myśl, że osoba która przesłała mi przesyłkę musi być bardzo zadowolona z mojej reakcji. O tak, z pewnością udało jej się osiągnąć swój cel.
Przetarłam dłonią oczy na chwilę je przymykając. Tak, to było jedyne wyjście. Nie mogłam liczyć już na Łukasza, bo okłamywał mnie już wcześniej i jak się okazało po jego wczorajszej wizycie miał zamiar robić to dalej. Z tym, że między przeszłością a teraźniejszością istniała znacząca różnica. Wcześniej miałam prawo żądać od Kowalskiego wyjaśnień z racji samego faktu, iż byłam jego żoną; teraz nie miałam prawa tego robić. Poza tym co jeśli się myliłam? Jeśli ta sprawa wcale nie dotyczyła jego? Jeśli była związana tylko i wyłącznie ze mną? Odetchnęłam głośno podnosząc się z łóżka. Tak, być może wczoraj popełniłam błąd angażując w to wszystko byłego męża, który widząc moje przerażenie teraz z pewnością będzie czuł się za mnie odpowiedzialny. Powinnam odwołać jego dzisiejszą wizytę, ale nie miałam jak tego zrobić. Odruchowo biorąc do dłoni komórkę zdałam sobie sprawę, że od dawno nie posiadam jego numeru telefonu. Pozostało mi więc tylko powiadomić go osobiście, ale tak czy inaczej nie uniknę bezpośredniego kontaktu. Równie dobrze mogę więc to zrobić podczas jego dzisiejszej wizyty.
Szybko wyjęłam z szafy jakieś przypadkowe rzeczy i narzuciłam je na siebie. Wzięłam szczotkę do ręki kierując się ku łazience. W korytarzu zauważyłam, że Jacek również już nie śpi. W białej bawełnianej koszulce i spodniach od dresu w tym samym kolorze składał pościel. Wyglądał na zmęczonego, ale mimo to widząc mnie posłał blady uśmiech. Tak jak sądziłam spanie na małej twardej sofce było ponad jego siły.
Przywitałam się z nim szybko i oznajmiłam, że zaraz przygotuję coś na śniadanie. Najpierw jednak zgodnie z planem weszłam do łazienki i trochę się ogarnęłam. Mimo wszystko musiałam udać się przecież do pracy.
Sądziłam, że obecność Bończaka w moim domu o tak wczesnej porze wprawi mnie w zakłopotanie, ale jednak wcale się tak nie stało. Całkiem spokojnie kroiłam boczek na cienkie plastry, bo choć sama wolałam zjeść z rana coś lekkiego, to jednak spodziewałam się że Jacek może mieć inne upodobania kulinarne. Za tą myślą podążyła następna. Kilka lat temu przyjęłam jego oświadczyny i prawie wyszłam za mąż, choć nie wiedziałam o nim tak podstawowych rzeczy. Nie miałam pojęcia czy woli zjeść teraz jogurt, jajecznicę a może tosty? A może w ogóle nie jada śniadań? Może wystarcza mu zwykła mocna kawa albo małe jabłko? Oto dowód na to jak nierozważnie chciałam wówczas postąpić. Jednak czy z drugiej strony wiedza o tym czy lubi jeść bekon na śniadanie była aż tak bardzo potrzebna? Przecież wydawało mi się wtedy, że go kocham. Gdy dowiedziałam się o jego przeszłości mój cały świat zatrząsnął się w posadach, a ja sama sądziłam że nie podniosę się z tego koszmaru… Włożyłam na gorący tłuszcz rozkrojone przed chwilą plasterki by uciec przed natrętnymi myślami. Ostatnio do głowy stanowczo przychodziły mi coraz bardziej nieodpowiednie.
Po kilku minutach zręcznych kulinarnych manewrów na talerzu leżało pachnące mięso, a obok niego parująca herbata. Nie pozostawało mi więc nic innego jak zawołać Jacka.
Wyszłam więc z kuchni na maleńki korytarz oddzielający pokój w którym spał z kuchnią. Już miałam tam wejść gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Nie mając pojęcia kto to może być (w końcu nie było jeszcze siódmej rano), ze zmarszczonym czołem skierowałam się pod drzwi wejściowe. I oniemiałam widząc w wizjerze znajomą mi postać byłego męża. Totalnie zaskoczona odsunęłam zasłonkę i przekręciłam zamek.
- Łukasz, co ty tu robisz?- Spytałam nawet nie zadając sobie trudu przywitaniem się.
- Przepraszam, wiem że miałem przyjść dopiero późnym popołudniem gdy skończysz pracę, ale uznałem że im szybciej zobaczę tę paczkę tym szybciej będę mógł działać. Poza tym nie zajmę ci dużo czasu. Wiem, że niedługo idziesz do pracy, więc nie będę…- Urwał nagle. A ja zdałam sobie sprawę, że wcale nie patrzy na mnie, ale na kogoś znajdującego się za mną. Na Jacka Bończaka.

7 komentarzy:

  1. Hmm, nasuwa mi się taka myśl...."ich dwóch ona jedna", ciekawe jak wybrniesz z tego....?
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Coraz ciekawiej w sumie to przydałby się ten trzeci :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mi się wydaje, że tę paczkę przesłał Jacek. Bardzo zależy mu na tym żeby Karolina nie kontaktowała się z Łukaszem. A gdyby uwierzyła w to, że to Łukasz wysłał paczkę to znienawidziłaby go, a Jacek mógłby być z Karoliną. Może to zbyt pokrętna teoria ale mam takie przeczucie :) Pozdrawia roksana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To samo sobie pomyślałam! ;) Tylko wydaje mi się, że zrobił to po to aby Karolina trochę się załamała i znalazla u niego pocieszenie ;)
      W każdym razie moim zdaniem jak i Twoim to Jacek jest nadawcą paczki ;)

      Usuń
    2. też tak myślę. Precz z Jackiem! Cały czas mam nadzieję, że Kara wróci do Łukasza :) Genialna część jak zwykle

      Usuń
  4. och oby Łukasz widząc jacka nie odpuścił, mam nadzieję że Karolina wróci do swojego męża.

    OdpowiedzUsuń
  5. jesteś genialna jak zwykła, Nowicjuszko :)

    OdpowiedzUsuń