W odpowiedzi
na moje pytanie Jacek szeroko się roześmiał. Zdawało mi się być to tak nie na
miejscu i niespodziewane, że nie potrafiłam w żaden sposób zareagować.
- A więc tu
tkwi przyczyna.- Nadal nie przestając się śmiać powiedział Bończak.
- Jaka znowu
przyczyna?- Spytałam zdezorientowana.
- Nie udawaj. Przecież
ostatnio wiele się między nami zmieniło. Traktowałaś mnie inaczej.
- Zawsze
traktowałam cię tylko jako przyjaciela.- Odparłam mu zgodnie z prawdą. Nie
licząc tylko…
- Nawet wtedy
gdy mnie całowałaś?- …właśnie. Tego pocałunku.
- Mówiłam już,
że to był błąd.- Powtórzyłam, bo nic innego mi nie pozostało.
- Dlaczego? Bo
twój były mąż wrócił i nagle zmieniłaś zdanie?
- Łukasz nie
ma z tym nic wspólnego!- Zaprzeczyłam nieznacznie podnosząc głos, bo jego
podejrzenia były irracjonalne i bezpodstawne.
- A ja myślę,
że wręcz przeciwnie. Wystarczyło, że znowu go zobaczyłaś a twoje uczucia wobec
mnie jakimś cudem uległy zmianie.
- Wcale nie. I
prosiłam cię tylko o czas na zastanowienie. Nie mówiłam, że nie chcę spróbować.
Po prostu nie chce…- Urwałam zdając sobie sprawę, że palnęłabym głupotę bo
chciałam dodać: po prostu nie chcę się angażować. Dlatego potrząsnęłam głową i
kontynuowałam inaczej:- I nie spotkałam się z Łukaszem jeśli już chcesz
wiedzieć.
- Więc skąd…?
- Skąd wiem? Od Patrycji. Spotkałam ją na cmentarzu. Powiedziała mi, że spotkaliście się już miesiąc temu. A mimo to nie powiedziałeś mi o tym.- Dodałam z wyrzutem.
- Skąd wiem? Od Patrycji. Spotkałam ją na cmentarzu. Powiedziała mi, że spotkaliście się już miesiąc temu. A mimo to nie powiedziałeś mi o tym.- Dodałam z wyrzutem.
- Po prostu
nie uznałem tego za ważne. Gdybym wiedział, że tak ci na tym zależy to z
pewnością bym cię o tym poinformował.
- Nie odwracaj
kota ogonem. Przecież wiesz, że nie o to chodzi.
- Nie? A więc
o co?
- O to, że
przemilczałeś to przede mną. Że znowu nie powiedziałeś mi prawdy tak jak kilka
lat temu. Nie chcę już nigdy być okłamywana.- Jacek ponownie się roześmiał.
- I kto tu
odwraca kota ogonem?- Spytał ironicznie.- Nie chcesz być okłamywana? A kiedy
niby cię okłamałem? Nie mówiąc, że Łukasz przebywa w mieście? Tak, to
rzeczywiście bardzo poważny powód. Pewnie wszystkie byłe żony chcą wiedzieć gdzie
przebywają aktualnie ich byli mężowie.
- Nie podoba
mi się twój ton i kierunek w którym zmierza ta rozmowa.
- W takim
razie bardzo mi przykro.- Ironizował dalej.
- Dlaczego tak
się zachowujesz? Za co tak bardzo się na mnie wściekasz?- Przecież to właśnie
ja miałam powód by być na niego zła. A on co? Robił z siebie ofiarę?
- Za nic.
- Jacek,
proszę.- Pomimo wszystkiego nie chciałam kontynuować tej rozmowy w taki
sposób.- Porozmawiajmy spokojnie.
- Nie,
dziękuję. I wiesz co? Mam już dość. Przez prawie dwa lata trwałem u twego boku,
pocieszając cię i opiekując gdy najbardziej tego potrzebowałaś. Cierpiałem
razem z tobą słuchając opowieści o zmarłym synku, starałem się jak trochę
rozbawić i zmusić do tego byś żyła tak jak normalny człowiek. Starałem się
zrozumieć twój smutek i ukoić ból niemal rezygnując ze swojego życia. Nie
udawaj więc teraz, że niczego nie widziałaś. Musiałam zdawać sobie sprawę czemu
to robię. Dlaczego zostawiłem swoje życie w Gdańsku by przyjechać do Warszawy i
znowu tu zamieszkać. Dlaczego wciąż jestem sam choć kilkakrotnie miałem
możliwość umówienia się z odpowiednimi kobietami.- Z każdym następnym słowem
jego głos był coraz bardziej głośniejszy a tempo szybsze. Mówił to wszystko
jednym tchem jakby wypluwając z siebie słowa i dopiero teraz wziął głęboki
wdech. Spojrzał na mnie jakby oczekiwał ode mnie jakiejś odpowiedzi. Ale nic na
to nie odrzekłam.- Co, jeszcze tego nie wiesz? A może znów schowasz głowę w
piasek jak struś?
- Strusie nie
chowają głowy w piasek.- Wymsknęło mi się zupełnie nie w porę.
- Do diabła,
Karolina!- Krzyknął głośno wstając i wpatrując się we nie wściekłym wzrokiem.-
Jeśli twoja odpowiedź jest wyrazem reakcji na moje słowa to chyba będzie lepiej
jeśli teraz wyjdę zanim powiem coś jeszcze gorszego. Mam nadzieje, że świetnie
się bawiłaś wykorzystując mnie i moje uczucia.
- Poczekaj!
- Na co,
Karolina? I przede wszystkim ile jeszcze? Kolejne dwa lata? Czekałem już
wystarczająco długo.
- Nie chciałam
wszystkiego między nami popsuć.
- Ale to
zrobiłaś. Bo nie można mieć ciasta i zjeść ciasta. Wyobraź sobie, że ja też mam
uczucia.
- Przecież
wiem.
- Wiesz? A
mimo to nie przeszkadzało ci to ze mnie zadrwić. Faceci też mają serce. I jak
się okazuje mniej zmienne niż kobiece. Chociaż…w twoim przypadku chyba tak nie
jest? Wciąż jest wierne twojemu mężowi.- Nie powiedział nic więcej i zaczął
kierować się do drzwi wyjściowych. Ja zrobiłam to samo. Obserwowałam jak
Bończak pospiesznie narzuca na siebie kurtkę i w złości trzaskając drzwiami
wychodzi. Nie próbowałam go zatrzymać.
Gdy zostałam
sama cisza niemal dudniła mi w uszach. W najśmielszych przypuszczeniach nie
sądziłam, że ta rozmowa przebiegnie i skończy się tak jak to się stało. I że
Jacek powie tyle gorzkich słów.
Wplotłam dłonie
we włosy i kucnęłam w przedpokoju. Z tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa.
Najgorsze było to, że Jacek miał trochę racji. Bo niby czemu wiadomość, że
Łukasz wrócił aż tak mnie rozgniewała? Był tylko moim byłym mężem, nikim
więcej. Ta informacja nie powinna mnie aż tak wyprowadzić z równowagi. Ale z
drugiej strony sugerowanie że przez to zmieniły się moje uczucia? Przecież
nawet po tym pocałunku miałam mętlik w głowie. Gdy podeszłam do wszystkiego
racjonalnie uznałam, że tak naprawdę nie chcę wiązać się z Jackiem. Jackiem,
który już dawniej mnie przecież oszukał a teraz znów nie poinformował o ważnej
dla mnie sprawie. Jak miałam stworzyć z nim coś na nowo gdy nie byłam go pewna?
Ale on tego nie rozumiał. Dla niego odwracałam kota ogonem bo tak naprawdę
chodziło uczucia jakie jakoby żywię jeszcze do Łukasza. Nie rozumiał głęboko
zakorzenionego we mnie strachu. Tego, że nie chcę już nigdy więcej być
oszukiwana, stanowić kartę przetargową dla bandy przestępców, znaleźć się na
ich celowniku by potem mogli mnie porywać. Potrzebowałam stabilizacji i przede
wszystkim szczerości, bo do tej pory dwójka mężczyzn z którymi byłam związana
notorycznie mnie okłamywała: Bończak co do swojej tożsamości, a Łukasz
charakteru pracy. No i te ich przemilczenia rzekomo służące temu by mnie
chronić… tylko co one mi niby dały? I tak naraziły mnie na niebezpieczeństwo.
Przez Jacka zostałam porwana i o mało co zgwałcona, a przez Łukasza straciłam
syna. Nie zamierzałam już nigdy więcej ryzykować. Jeśli już to ulokować swoje
serce w coś (a raczej kogoś) pewnego.
Jednak
przyjaźń z Jackiem była dla mnie czymś innym. Nasz związek przyjaźni opierał
się na silnych fundamentach szczerości i szacunku, ale mimo wszystko nie
angażowałam w to swojego serca. Dla mnie było to odpowiednie rozwiązanie. I
choć czasami zdawało mi się, że on patrzy na mnie nie tak jak na przyjaciółkę nigdy
nie sądziłam że traktuje to całkowicie poważnie. A może raczej udawałam że tego
nie widzę jak sądził Jacek? Tyle, że przecież przyjaciele czasami żartują ze sobą
a nawet lekko flirtują. Tak jak robiliśmy to my.
Następnego
dnia w pracy wciąż biłam się z myślami zastanawiając się co zrobić i czy
wykonać pierwszy krok w stronę Jacka. Niezaprzeczalnie zraniłam jego uczucia. I
zdałam sobie sprawę, że miał rację: udawałam że niczego nie dostrzegam bo tak
było po prostu łatwiej. Usiłowałam nie myśleć o tym, że przyjaciel nie
zachowuje się tak jak Bończak. Bo z jego strony to była miłość.
Mimo wszystko
w poniedziałek nie kontaktowałam się w
nim w żaden sposób. W zasadzie nie miałam mu nic do powiedzenia poza
przeprosinami, na które i tak było za późno . Nie mogłam mu przecież niczego
obiecać. Bo byłam najzwyczajniej w świecie skołowana. Nie miałam pojęcia co
robić dalej, jaką rolę powinnam przeznaczyć mu w swoim życiu. Nawet nie biorąc
pod uwagę jego ostatniego przemilczenia dotyczącego powrotu Łukasza pozostawała
jeszcze inna zasadnicza kwestia. A mianowicie miłość. Byłam za stara na
romantyczne mrzonki, ale związek z Jackiem byłby związkiem z przyjacielem.
Zdałam sobie sprawę, że nigdy nie poczuję do niego tego co czułam kilka lat
wcześniej. Ale z drugiej strony- czymże właściwie była miłość? Głupim ulotnym
stanem który znikał i pojawiał się nie wiadomo kiedy i po co. Bo na pewno nie
uczuciem.
Minął następny
tydzień, który praktycznie spędziłam samotnie, bo Jacek również nadal się do
mnie nie odzywał. Z tego wszystkiego opowiedziałam o naszej kłótni swojej
szefowej Patrycji (nie podając jednak przyczyny naszego starcia). Akurat
zraszałam kwiaty doniczkowe wodą, więc to ona stała za ladą. Naturalnie
usiłowała mnie pocieszać mówiąc, że musi minąć trochę czasu aż facet zrozumie
swój błąd. Gdy spytałam ją skąd niby wie czyją winą była sprzeczka a ta
odparła, że to i tak zawsze jest wina mężczyzn. Roześmiałam się kręcąc głową.
Starałam się to robić po cichu, bo właśnie zadzwoniły małe dzwoneczki
informujące o nadejściu kolejnego klienta. Wróciłam więc do swojej czynności
energicznie pryskając wodą z nawozami. Byłam odwrócona tyłem do klienta, więc
mogłam pozwolić sobie na uśmiech.
- Dzień dobry.
W czym mogę służyć?- Wypowiedziała zwyczajową formułkę Pati.
- Witam.
Chciałbym jakiś mały bukiecik kwiatów. Na urodzinowy prezent.- Gwałtownie
spoważniałam. Doskonale znałam ten głos, i choć nie słyszałam go od dobrych
kilkunastu miesięcy, z łatwością rozpoznałam. Głęboki i niski z lekką gardłową
chrypką. W końcu kiedyś był dla mnie najprzyjemniejszym dźwiękiem na świecie. Wolno
się odwróciłam chcąc się mimo wszystko upewnić.
- A co pana
konkretnie interesuje? Może coś z gotowych bukietów?
- Raczej nie.
Wolałbym specjalnie zrobiony bukiet.
- Oczywiście.
Ma być duży czy mały?
- Właściwie
to…
To był on.
Łukasz. Mój były mąż stał zaledwie kilka metrów ode mnie, a ja nie mogłam
oderwać od niego wzroku. W pierwszej chwili miałam ochotę się roześmiać.
Ostatnio rozmyślałam nad tym, że prawdopodobnie przy odrobinie szczęścia nigdy
się już nie spotkamy, ale los postanowił znów ze mnie zadrwić i złączyć nasze
drogi.
Kowalski wydawał
mi się być trochę szczuplejszy i bardziej opalony, a jego śniadą zazwyczaj
twarz pokrywała niewielka broda, której dwa lata temu tam nie było. Poza tym
był tak samo znajomy jak dawniej.
Obserwując go
czułam się jak sparaliżowana, niezdolna do najmniejszego kroku. Cieszyłam się w
duchu, że jeszcze mnie nie zauważył, bo miałam okazję się trochę uspokoić. I
pewnie w ogóle by tego nie zrobił gdyby w tej chwili nie zadzwoniła komórka
Patrycji a ta nie zwróciła się do mnie:
- Karola, właśnie
przyjechała nowa dostawa. Mogłabyś zająć się panem? Muszę iść aby ją
nadzorować.- Dopiero teraz Łukasz na mnie spojrzał. Choć starał się to ukryć
wyraźnie widziałam jak drgnął porażony moim widokiem tak jak ja chwilę
wcześniej. Delikatny uśmiech na jego twarzy zamarł, zniknęły błyski w oczach (a
przynajmniej tak mi się wydawało). Gdybym nie była tak samo porażona jego widokiem
pewnie wydałoby mi się to komiczne. Zmuszając się by zrobić kilka kroków w
stronę lady nie patrzyłam na niego.
- Jasne.-
Odparłam dziwiąc się, że mój głos brzmi normalnie.
- Dzięki.-
Rzuciła moja pracodawczyni i pomknęła na zaplecze. Zostałam całkiem sama z moim
byłym mężem. Żadne z nas nie wiedziało jak się zachować. Udawać przelotnych
nieznajomych? A może że nic nas nigdy nie łączyło i nasze małżeństwo nigdy nie
istniało? Lub zwracać się do siebie bezosobowo od razu przechodząc do wyboru
bukietu?
- Witaj.- To
on pozbierał się pierwszy.- Nie wiedziałem, że tu pracujesz.
- Tak. Od
niedawna. Jakiś czas temu przeprowadziłam się do Warszawy. A jak ci się
wiedzie?- Zmusiłam się by spojrzeć mu w oczy, bo takie ciągłe uciekanie
wzrokiem było bardzo podejrzane. Bałam się co mogę wówczas poczuć, ale
niepotrzebnie. Bo moje serce biło szybciej ze zdenerwowania. Jasne, że czułam wiele
przepływających przeze mnie nagromadzonych emocji, ale to było normalne. Ale
poza tym żadnej melancholii, żadnego dominującego uczucia straty że teraz nie
jesteśmy razem. Nic. Przekonałam się więc, że Jacek wcale nie miał racji. Ucieszyło
mnie to, ale jednocześnie zasmuciło. Czy znaczyło to, że nigdy go tak naprawdę nie
kochałam?
- Dobrze.-
Zatopiona we własnych myślach wróciłam do rzeczywistości słysząc jego głos.
- Słyszałam,
że przeprowadziłeś się do stolicy na stałe.
- To jeszcze
nie jest pewne. Wszystko zależy od…
-…pracy?-
Podrzuciłam usłużnie czując jak znane mi już uczucie irytacji. A więc nic się
nie zmienił. Praca nadal była dla niego na pierwszym miejscu i tak już pewnie
pozostanie. Czekając na jego odpowiedź przyglądałam się regularnym rysom,
niewielkiej bliźnie koło ust i kilku zmarszczkom, którym z pewnością nie miał
jeszcze dwa lata temu. Sprawiły mi one niemal perwersyjną satysfakcję, bo były
dowodem na to, że nie tylko ja cierpiałam od naszego rozwodu. Być może śmierć
Kubusia odcisnęła też piętno na nim.
- Też.- Odparł
tylko. Potem chrząknął.- Świetnie wyglądasz.
- Jakoś się
trzymam.- Mrugnęłam. Gdy zapadła między nami cisza zdałam sobie sprawę, że
najwyższa pora przejść do konkretów.- To jaki ma być ten bukiet? Konkretna kolorystyka?
-
Niekoniecznie. Nie znam się na tym. Chciałem po prostu coś miłego dla oka na urodziny
mamy.- Szybko wybrałam odpowiednie kwiaty praktycznie sama, bo jemu moje
propozycje przypadły do gustu albo najzwyczajniej w świecie były obojętne. Potem
podziękował mi i po prostu skierował do wyjścia. Gdy to robił odprowadzałam go
wzrokiem. W pewnym momencie, już miał się odkręcić i chwycić za gałkę, ale
przystanął. Spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem na ustach. Niemal przez
ramię rzucił:- Cieszę się, że cię spotkałem Kara. - Nie byłam w stanie odrzec
na to ani słowa. Kara, pomyślałam. Tylko on tak mnie nazywał. Czasami gdy
przekomarzał się ze mną mówił, że to dlatego, bo dla niego życie ze mną jest
jak Boska kara. Wtedy najczęściej rzucałam w niego tym co akurat miałam pod
ręką: poduszką, książką czy własnymi pięściami. Przypomniałam sobie jak w moje
dwudzieste piąte urodziny po raz ostatni tak się razem bawiliśmy. Bo później
nasz związek przestał być taki cudowny jak dawniej stopniowo zmierzając ku
ruinie. A niecałe półtora roku później Kuby już nie było. Tak jak radości w
moim życia.
,, - Wszystkiego najlepszego staruszko.- szeptał mi wówczas Łukasz prosto
do ucha jednocześnie mocno obejmując mnie w pasie. Poczułam na szyi jego ciepły
oddech i jak zawsze przeszył mnie lekki dreszcz.- A teraz zdmuchnij świeczki.
- Przecież są plastikowe.
- Tak? Nie zauważyłem.- Odparł siadając na krześle i sadowiąc mnie sobie na
kolanach. Zaczęłam się wyrywać.
– Postaw mnie ty pajacu. Dobrze wiedziałeś, że są sztuczne.- Odpowiedziałam
żartobliwie szturchając go w brzuch i uciekając przed jego ustami.
– Och, wiedziałem, że życie z tobą to prawdziwa kara i udręka. Co zrobiłem
w poprzednim życiu, że Bóg pokarał mnie taką żoną?
– Raczej sam siebie nią pokarałeś, pamiętasz? Nikt siłą nie zaciągnął cię
do ołtarza.- odparłam już stojąc, ale nie dawał za wygraną i znów pociągnął
mnie za sobą.- Hej, co ty robisz? Koniec tej zabawy.
– Nawet w swoje urodziny nie możesz być dla mnie miła?
– Chyba coś ci się pomieszało, bo z tego co wiem to w dniu urodzin jubilata
dla niego trzeba być miłym, nie na odwrót. Poza tym powiedziałeś, że masz dla
mnie prezent. Gdzie on jest?- W końcu udało mu się pochwycić moje wargi i
wycisnąć na nich głośnego całusa. Gdy pocałunek się pogłębił przestałam udawać
zagniewaną i odwzajemniłam go obejmując męża ramionami za szyję.
– Zawsze wiedziałem, że jesteś materialistką.- Niemal wymruczał blisko
mojej twarzy- To ja jestem twoim prezentem.
–Phi- prychnęłam- To żaden prezent- Dodałam z uśmiechem przejmując
inicjatywę i delikatnie całując go w wargi. Wyczułam jego rozciągnięte w
uśmiechu usta. Gdy dłonie Łukasza zaczęły błądzić po moich ramionach i biodrach
odsunęłam się od niego gwałtownie i wymownie spytałam:- Więc jestem dla ciebie
takim utrapieniem, że musisz nazywać mnie Bożą karą?- Znów przyciągnął mnie
bliżej siebie o ile w ogóle było to możliwe, bo nadal siedziałam mu na
kolanach.
– Nie, jesteś MOJĄ Karą. Najwspanialszą jaka mnie kiedykolwiek spotkała.-
wyszeptał patrząc na mnie pociemniałymi oczami.
– Chyba czas na rozpakowanie prezentu- Również wyszeptałam jednocześnie
rozpinając guzik jego koszuli.- Zanim mnie podniósł i podążyliśmy w kierunku
sypialni usłyszałam jego śmiech. Sama również zaczęłam się śmiać.”
- Hm, niezły
co? Ale nie musisz aż tak się na niego gapić. I tak go już nie widać na ulicy,
bo skręcił w uliczkę za rogiem.- Patrycja najwyraźniej wróciła już z zaplecza.
- Co?-
Mrugnęłam oderwana od wspomnień. Pati roześmiała się.
- No ten
facet. Przystojny nie? Ale wiesz co? Gdzieś go już widziałam.- Poczułam
delikatne rozbawienie.
- Z
pewnością.- Patrycja rzuciła mi zaciekawione spojrzenie.- Na pogrzebie Kubusia.
- Tak? A więc
go znasz? To ktoś z rodziny twojego byłego męża?- Przez chwilkę miałam ochotę
się z nią trochę podroczyć zabawiając się w zgadywanki, ale zaniechałam tego.
- Nie. To był
mój były mąż.
- O cholera.-
Zaklęła cicho.- No tak: jasne że to był on. Jak mogłam go nie poznać? Dopiero
teraz sobie przypominam…o matko, jasny gwint. Przepraszam za ten komentarz na
jego temat. Nie chciałam…
- Nie szkodzi.
Poza tym był raczej pochlebny.
- No tak.-
Pati zrobiła krótką pauzę- I jak?
- Co: jak?
- No jak się
czujesz po spotkaniu? Przecież nie widzieliście się kawał czasu.
- A jak niby
mam się czuć?
- No… nie
wiem. Wyglądasz normalnie.
- I tak się
czuję. Przeżyłam lekki szok, to wszystko. Nie spodziewałam się go tutaj.
- Pewnie był
tu przy okazji.- Domyśliłam się co Patrycja miała na myśli. Kwiaciarnia
znajdowała się bowiem niedaleko cmentarza. Łukasz najwidoczniej odwiedzał grób
Kubusia.
- Tak.
Po pracy
odruchowo tam się skierowałam. Sama nie wiem po co, ale po prostu poczułam taki
impuls, kobiecą intuicję czy przeczucie. I jak się okazało słusznie, bo obok
grobu ktoś stał. Początkowo sądziłam, że to Łukasz ale, choć z daleka, postać
wydawała mi się być zbyt niska. Zaczęłam się kierować w tamtą stronę.
Mężczyzna
odwrócił się nagle. Zrobił to jednak tak szybko, że nie dostrzegłam jego
twarzy. Potem widząc mnie zaczął odchodzić. Zawołałam go prosząc by się
zatrzymał, ale on zaczął biec jeszcze szybciej. Wpatrywałam się w niego aż
całkowicie nie zniknął mi z oczu z uczuciem kompletnej dezorientacji. Co to
niby miało być? Kim był ten młody chłopak? I co miała znaczyć jego ucieczka?
Czyżby to jeden z tych młodych dzieciaków dewastujących groby? Uważnie
przyjrzałam się nagrobkowi Kubusia: nie był ani uszkodzony, ani nawet
ubrudzony. Byłam tutaj zaledwie przed kilkoma dniami, więc wiedziałam również
że żadne kwiaty czy ozdobna świeczka nie zniknęła jeśli przyjąć, że chłopak był
złodziejem. Na grobie wciąż pysznił się wielki bukiet kwiatów od Patrycji i
Emila, żółte chryzantemy przyniesione tu zapewne przez kogoś z mojej rodziny,
mała wiązanka znanych mi już astrów i kilka świeczek różnej wielkości. Wyniki
oględzin mnie uspokoiły, ale nie dały odpowiedzi. Co robił ten nastolatek nad
grobem Kubusia?
W czasie
powrotu do domu uznałam, że to musiał być po prostu przypadek. Może chłopak
odwiedzał kogoś ze swoich bliskich na cmentarzu i zatrzymał się przed
przypadkowym nagrobkiem bo zwrócił jego uwagę? Może zdjęcie małego nieżyjącego
chłopczyka poruszyło go tak bardzo, że przystanął zastanawiając się kim był i
odczytując to z nagrobka? A widząc, że się zbliżam po prostu przestraszył się,
że wezmę go za jakiegoś chuligana i po prostu uciekł. Tak, na pewno go przeraziłam.
Na dodatek zaczęłam go wołać. Ta konkluzja mnie uspokoiła i więcej nie zaprzątałam
sobie tym głowy. Zwłaszcza, że dochodząc
do klatki schodowej swojego bloku ujrzałam pod nią Jacka.
Początkowo
totalnie mnie zamurowało. Miałam ochotę odwrócić się na pięcie i uciec gdyby
nie to, że już mnie zauważył. Poza tym nie chciałam być tchórzem. Nie pozostało
mi więc nic innego jak przebrnąć przez kolejne niespodziewane odwiedziny
pomyślałam przypominając sobie o spotkaniu z Łukaszem. Przyoblekłam na twarz
uśmiech.
- Cześć.- Przywitałam się z nim.- Co tu robisz?
- Chciałem z
tobą pogadać. Mogę?
- Jasne. Tylko
znajdę klucze.- Gdy otwierałam zamek spytałam go:- Długo czekasz?
- Kilka minut.
Przepraszam, że tak bez uprzedzenia.
- Nie szkodzi.
Choć gdybyś mnie uprzedził przyszłabym wcześniej. A tak odwiedziłam jeszcze
cmentarz.- Weszliśmy do środka. W ciszy zdjęłam płaszczyk zastanawiając się jak
się zachować. Udając, że nic się między nami nie zmieniło? A co jeśli on
przyszedł rozmawiać właśnie o tym? Próbowałam zmusić się do opanowania. – Chcesz czegoś ciepłego do picia?
- Nie.
Właściwie to chciałem cię tylko przeprosić. Ostatnio…ostatnio mnie trochę
poniosło.
- Miałeś
rację. Byłam wobec ciebie nieuczciwa.
- Ale to ja
się na to godziłem. To było moje ryzyko. Nie miałem prawa tak cię potraktować. Na
dodatek… Przepraszam.
- Nie chciałam
cię wykorzystywać, Jacek. Nigdy nie chciałam tego robić. I myliłeś się sądząc,
że odepchnęłam cię przez Łukasza. Wcale tak nie było.
- Wiem i jest
mi wstyd za to co zrobiłem. Nie powinienem był, bo…- Dokładnie w tej chwili
ktoś zadzwonił do moich drzwi. Próbowałam udawać przed samą sobą, że wcale mnie
to nie ucieszyło. Chyba jednak byłam tchórzem.
- Przepraszam,
zaraz wracam.
- Jasne.
Za drzwiami
stała Beti z dziewczynkami. Przywitała się ze mną pytając czy nie miałabym
ochoty na zakupy z nią, bo musi kupić dziewczynkom kurki wiosenne, a sama nie
da sobie rady, bo Krzysiek był w pracy. (W ostatniej chwili coś mu wypadło) Nie
wiedziałam co na to odrzec, bo przecież był u mnie Bończak. A fakt, że nie
chciałam z nim rozmawiać o nas nie był równoznaczny z tym, iż chciałam go
niegrzecznie wyrzucić. Spojrzałam w stronę wnętrza mieszkania.
- Beti, nie
jestem teraz sama. Jest u mnie Jacek. Dopiero co przyszedł.
- Och.-
Wyraźnie była rozczarowana.- Trudno.- Biłam się z myślami, bo nie chciałam jej
zawieść. Z drugiej strony Jacek odwiedził mnie dopiero po tygodniu poważnej
kłótni i musiałam z nim poważnie porozmawiać. Obie sprawy były dla mnie ważne.
Jednak zdecydowałam się na tę pierwszą. Rozmowa z Jackiem mi nie ucieknie. Poza
tym najpierw muszę się do niej przygotować. I ostatecznie zdecydować jaką rolę
będzie pełnił w moim nowym życiu.
- Poczekaj
tutaj.- Poprosiłam ją na chwilę wchodząc do mieszkania. Spojrzałam na swojego
gościa.
- Przepraszam,
ale muszę iść z Beti. Możemy odłożyć naszą rozmowę do jutra?
- Karolina, to
ważne. Zrobiłem coś o czym muszę ci powiedzieć.
- Rozumiem,
ale to nie może poczekać do jutra? Naprawdę nie chcę zostawiać Beti samej.
Gdyby nie to zostałabym z tobą.- Widziałam, że jest mu to nie w smak, ale w
końcu skapitulował.
- Dobrze,
jeden dzień chyba niczego nie zmieni.
- Na pewno?-
Upewniałam się, bo zobaczyłam w jego oczach coś…Może to naprawdę było ważne?
Jacek zwykle nie zaczynał rozmowy w ten oficjalny sposób. I co miało znaczyć
ten jeden dzień niczego nie zmieni? Czego?
- Tak, nie ma
sprawy. Może to i lepiej, bo teraz masz za mało czasu. W takim razie do
widzenia dziewczyny.
- Cześć Jacek.- Pożegnała się z nim Beti. Ja
tylko skinęłam głową.
- Sory, że ci
go wypłoszyłam.
- Nie
szkodzi.- Odpowiedziałam jej.
- I co z nim?-
Spytała sugestywnie poruszając brwiami. Wiedziałam o co jej chodziło.
- Nie wiem. Jestem całkowicie skołowana.- Westchnęłam ciężko- Ale nie rozmawiajmy teraz o tym przy małych panienkach. Jak się macie łobuzice?- Kucnęłam obok Zuzi delikatnie łaskocząc ją w brzuszek. Zaśmiała się.
- Nie wiem. Jestem całkowicie skołowana.- Westchnęłam ciężko- Ale nie rozmawiajmy teraz o tym przy małych panienkach. Jak się macie łobuzice?- Kucnęłam obok Zuzi delikatnie łaskocząc ją w brzuszek. Zaśmiała się.
- Dobrze. Ale
Klaudia mnie uderzyła.- Poskarżyła się.
- Tak?
Dlaczego?
- Bo…
-…wcale że
nie!- Wtrąciła się rezolutnie miniaturka Beti.- To ona sama upadła.
- Dajcie już
spokój, Karolinie i pozwólcie jej się ubrać.- Wtrąciła się Beata.- I tak wprosiłyśmy się do niej bez
uprzedzenia.
- Nic się nie
stało.- No, może poza tym że nie miałam czasu zjeść obiadu, ale równie dobrze
mogę to zrobić później. Z powodu wrażeń
dzisiejszego dnia z resztą i tak nie byłam zbyt głodna. Wciąż nie mogłam
zapomnieć o spotkaniu z Łukaszem. Miałam ochotę powiedzieć o tym przyjaciółce,
ale przy dziewczynkach szczera rozmowa nie miałaby sensu, więc to sobie
odpuściłam.
Zakupy dla
niedoszłych pięcioletnich bliźniaczek są znacznie bardziej utrudnione niż dla
„normalnych” dzieci. Po pierwsze trzeba było kupić coś dla zazdrosnych o siebie
dziewczynek i na dodatek jeszcze
bliźniaczek. Jeśli jednej podobał się płaszczyk w kolorze zielonym, drugiej
też. Albo robiły to sobie na złość, albo naprawdę miały identyczne gusta. Dość
powiedzieć, że spędziłam z nimi oraz ich matką prawie dwie godziny zanim
dokonałyśmy zakupu i jeszcze jedną decydując się na kolację w pizzerii. Do
własnego mieszkania wróciłam już nieźle zmęczona. Choć nie było jeszcze ósmej,
zdecydowałam się na wcześniejszą kąpiel i poszłam prosto do łóżka.
W nocy śniła
mi się przeszłość. Bawiłam z Kubą przed domem siedząc na grubym kocu.
Wygłupiałam się robiąc do niego śmieszne miny a on wybuchał śmiechem. Łukasz
siedział nieco dalej, na schodach wejściowych. Gdy na niego spojrzałam na jego
twarzy również pojawił się uśmiech. Potem wyciągnął aparat zawieszony na szyi i
zrobił zdjęcie. Błysk flesza zaskoczył Jakuba, który zdezorientowany spojrzał
na mnie szybko mrugając. Zawsze śmiesznie reagował na migawkę. Jakby zupełnie nie
miał pojęcia skąd bierze się ten chwilowy błysk, co najpewniej- biorąc pod
uwagę jego wiek- było prawdą.
Obudziłam się
podnosząc się gwałtownie do pozycji siedzącej. Już od jakiegoś czasu zmarły
synek mi się nie śnił. Czy to przez przyjazd Łukasza do mojej głowy wróciły
wspomnienia?
Wstałam
czując, że nie usnę i udałam się do kuchni. Zrobiłam sobie gorącej herbaty
próbując myśleć o kimś innym niż Kubuś. O tym jak śmiały mu się oczy, jak
dreptał na tłuściutkich nóżkach po całym domu śmiesznym kaczym krokiem, jak
brał z podłoża wszystko co akurat tam się znajdowało. Jak bardzo irytowałam się
nieraz gdy małe przedmioty czy drobiazgi z szafek znajdowały się w zupełnie
nieodpowiednich miejscach albo w ogóle nie mogłam ich znaleźć, bo Kuba wyniósł
je w niewidoczne miejsce. Ileż dałabym teraz za taki bałagan!
Uśmiechnęłam
się do siebie ze smutkiem i melancholią doskonale wiedząc, że już nigdy go tego
nie doświadczę. Czasami napadały mnie takie momenty, że brakowało mi go aż do
bólu. Że przy każdym oddechu paliły mnie płuca, bo poczucie paniki mnie
przytłaczało gdy wyobrażałam sobie swoją pustą przyszłość. Wzięłam kilka
głębszych oddechów próbując o tym nie myśleć i skupić się tylko na oddychaniu.
Potem powtarzałam sobie jak mantrę, że przeszłość należy do przeszłości, a ja
powinnam skupić się na przyszłości i teraźniejszości.
Przez to co
się stało nazajutrz byłam w pracy niewyspana. Z trudem udawało mi się skupić na
słowach klientów czy komponować bukiety odpowiednio dobrane go okazji. W duchu
obwiniałam o to Łukasza. Przecież właściwie o nim nie myślałam. Nie skłamałabym
gdybym powiedziała, że w ciągu tego całego czasu od naszego rozwodu nie
poświęciłam mu więcej niż dziesięć myśli a i to było spowodowane tylko
kontekstem lub wspomnieniem o nim podczas rozmowy. A teraz gdy wrócił niemal
nie mogłam przestać wspominać przeszłości, naszego zmarłego synka. A nie
powinien tego robić. Choćby tylko ze względu na swoją wewnętrzną równowagę.
Gdy wróciłam
do domu po pracy zauważyłam na swojej wycieraczce kartonową paczuszkę. Zdezorientowana
podniosłam ją. Paczka była lekka i nieduża: wielkości małej kosmetyczki.
Potrząsnęłam nią delikatnie i coś zaszeleściło. Co to do cholery mogło być?
- O dzień
dobry.- Z drzwi naprzeciwko mojego mieszkania wynurzył się mój sąsiad. Był na
oko sześćdziesięcioletnim lekko głuchawym mężczyzną. Dlatego mieszkało mi się
obok niego raczej bezkonfliktowo.- Dobrze, że już pani jest. Ta przesyłka leży
tu już dobrą godzinę.
- Widział pan
kto ją przyniósł?- Spytałam podnosząc ją i poddając szybkiej analizie- Na kartonie nie ma żadnej karteczki z nadawcą
i obiorcą. Nie jestem pewna czy nawet jest moja.
- Skoro leży
na pani wycieraczce, to pewnie tak. Byłbym zobaczył kto to, ale akurat o tej
porze wyszedłem na spacer z Rufusem. Gdy wróciłem, paczka już tu była.
Zastanawiałem się nawet czy jej nie wziąć do siebie dopóki pani z pracy nie
wróci żeby nikt nie ukradł, ale pomyślałem, że za godzinę i tak kończy pani
pracę.
- Tak.-
Mrugnęłam.- A więc paczkę dostarczono około piętnastej?
- Tak mi się
wydaje. Z Rufusem wyszedłem przed trzecią, a wróciłem po czwartej. Ona już
leżała na wycieraczce.
- Dziękuję za informację.- Powiedziałam tylko
skonsternowana i pożegnałam się z miłym sąsiadem. Potem weszłam do środka. Zastanawiałam
się co też może być w środku pudełka.
Nie mogąc
powstrzymać ciekawości wzięłam nóż ostrożnie obcinając taśmę którą był
dokładnie obklejony karton. Potem go otworzyłam.
Ujrzałam
biały, pergaminowy papier podobny do tego, w jakim dawniej pakowało się jedzenie
na wynos. Rozchyliłam go. Poczułam jak moje serce zaczyna szybciej bić ze
zdenerwowania.
Początkowo nie
zdawałam sobie sprawy, czym jest umieszczona w środku kartonu zielona tkanina.
Sądziłam, że to być może jakaś darmowa próbka, jakaś reklama firmy oferującej
szyte na miarę zasłony lub coś w tym stylu. W bloku w którym mieszkałam było to
dość znane. Dopiero wyjmując materiał zdałam sobie sprawę co to jest. I krzyk
uwiązł mi w gardle.
Łukasz <3 :) Mam nadzieję, że wszystko między nimi się ułoży. czekam na następną część, trzymaj się !
OdpowiedzUsuńA mi jest bardzo szkoda Jacka, bardzo!, bardzo!, bardzo!
OdpowiedzUsuńKarola podchodziła do tej znajomości jako przyjacielskiej, on myślał w kategoriach miłości, hmmm cięzka sytuacja...
Część super, zasłużone gratulacje.
Pozdrawiam
Ania
Bony co to jest. Dodawaj kolejną część jak najszybciej!
OdpowiedzUsuńPisz szybko dalej tylko trochę jej odpuść.
OdpowiedzUsuńaż się boje co to było...
OdpowiedzUsuńto niemożliwe że nic nie poczuła do Łukasza..z pewnością nadal go kocha
Przerwać w takim momencie?! Katujesz nas. Oby nie okazało, że Karolinie znów grozi jakieś niebezpieczeństwo. Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńo matko! co tam będzie?Nie wiem dlaczego, ale skojarzyło mi się to albo z bronią albo z trumna. Sama nie wiem co gorsze. Co do Łukasza, cóż. Z pewnością dalej kocha Karę a ona go. Nie wątpię to i wierzę, że będą jeszcze razem. Jak napisał Anonimowy w poprzednim komentarzu: nie katuj nas, proszę :) Będę zaglądać i czekam na dalsze losy Karoli :)
OdpowiedzUsuńnie trzymaj nas tyle w niepewności!
OdpowiedzUsuńNiestety, nic na to nie poradzę bo i tak staram się pisać jak najszybciej. Właśnie teraz zabieram sie do pisania kolejnej części wiec sądzę że jesli dobrze pójdzie to kolejna będzie jutro rano albo przed południem. Na razie mogą powiedziec ze będzie się działo 😊
Usuń