Łączna liczba wyświetleń

sobota, 7 marca 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XXI: Zaręczyny

Nowe mieszkanie okazało się być bardzo przytulne, choć prawdę mówiąc miało wielkość mojego dawnego pokoju w rodzinnym domu. Nigdy za bardzo nie lubiłam małych powierzchni, bo może i nie miałam klaustrofobii, ale czasami napadało mnie lekkie uczucie przytłoczenia i musiałam wyjść z domu. Nie narzekałam jednak, bo było dość tanie. A ja polubiłam długie spacery, więc dzięki temu miałam jeszcze dodatkową motywację.
Tyle, że gdy w końcu się rozpakowałam i w ciągu tygodnia ostatecznie zaaklimatyzowałam  zrozumiałam w końcu, że…jestem sama. Oczywiście odwiedzał mnie Jacek (po pracy nawet trzy a czasem i nawet cztery razy w tygodniu), dwa razy wpadła Asia i Patrycja czy Krysia, ale gdy w końcu odchodzili dopadało mnie uczucie ulgi. Wstydziłam się go, bo nie miało nic wspólnego z moimi przyjaciółmi, ale z drugiej strony nie mogłam go pokonać. Bo wówczas zdawałam sobie sprawę, że wreszcie nie muszę udawać. Że mogę po prostu zwinąć się w kłębek a nikt nie spojrzy na mnie z litością. Choć przez chwilę. Bo z nadejściem nowego dnia znów musiałam stać się „normalną” Karoliną.
Takie dni nie zważały mi się zawsze. Czasami, słuchając śmiesznych historyjek czy dowcipów mojej szefowej i jednocześnie szkolnej koleżanki Patrycji ( która była zabawną wariatką) niemal czułam się zupełnie wolna od widma przeszłości. Niemal nie czułam wewnątrz siebie jej pustki, tego że mimo wszystko błądzę bez celu, że praca nie jest już moją dostateczną motywacją więc muszę wymyśleć coś innego, że w końcu muszę przestać z niechęcią patrzeć na obce dzieci. Ale innym razem…nie. Bo widok każdego dziecka sprawiał, że przypominałam sobie o Kubusiu, że czułam tak przemożną zazdrość iż to właśnie mój syn nie żyje. Że mógłby zginąć ktokolwiek zamiast niego. A potem gardziłam sobą za takie myśli. Jak mogłam życzyć komukolwiek śmierci? Byłam nie tylko kompletną egoistką ale i złą osobą. 
Po dwóch tygodniach mieszkania w nowym miejscu przyzwyczaiłam się na tyle, że już nie budziłam się w środku nocy przewracając z boku na bok co zwykle zdarzało mi się gdy sypiałam w innym miejscu. Czasami miałam nawet ochotę wziąć jakieś tabletki nasenne, ale wówczas w mojej głowie wracało wspomnienie sprzed roku gdy przez nie o mało się nie zabiłam. Oczywiście teraz nie zamierzałam brać całej garści, ale mimo wszystko niesmak pozostał. Dlatego wolałam raczej w kwiaciarni wyglądać jak zombie niż wziąć choćby jedną pastylkę. Nawet na bazie ziół.
Kontakt z ludźmi dobrze mi robił. Żałowałam, że wcześniej zamiast tak zrobić ja pogrążałam się siedząc w domu i rozmyślając o swoim nieudanym życiu. Na dodatek otoczenie kwiatów, ich zapach i kolory dawały mi poczucie ukojenia. Sama nie wiem czemu wcześniej nie zwróciłam na to uwagi.
- Witaj, Karola.- Właśnie dolewałam świeżej wody do dzbanka z bukietem świeżych róż, gdy w sklepie pojawiła się Krysia. Uśmiechnęłam się na jej widok.
- Cześć. Nie mów, że przyszłaś kupić kwiaty.- Powiedziałam z takim niedowierzaniem, że moja przyjaciółka aż się roześmiała. Bo prawdę mówiąc Krystyna ich nie znosiła. Do tej pory pamiętam jak pomagając jej wybrać ślubny bukiet nie mogła odróżnić goździka od storczyka. A co dopiero mówić jakrze czy eustomii.  Powiedziała wówczas, że nie znosi kwiatów i nie wie jak kobiety mogą się cieszyć z tak niepraktycznych prezentów bo ona wolałaby raczej dostać czekoladki. I że w ślubnym bukiecie mogłaby nieść nawet koniczynę.
- Ja? To coś ty.- Zaśmiała się jakby był to zupełny absurd. Bo przecież tak też było.- Przyszłam do ciebie.
- Jak miło.- Mrugnęłam czekając na ciąg dalszy.
- Razem z Beti postanowiłyśmy zorganizować imieniny dla Asi. Zaręczyła się.
- Naprawdę?- W zasadzie nie zdziwiła mnie ta wiadomość. W końcu była przecież w ciąży ze swoim chłopakiem i raczej zaskoczyłoby mnie to gdyby było inaczej.- Cudownie.
- Tak. Chcą wziąć ślub cywilny za miesiąc, a kościelny już po urodzeniu dziecka. Krystian planuje wszystko na Boże Narodzenie.
- A co na to Joasia?- Spytałam udając zainteresowanie, pospiesznie spuszczając wzrok by zrosić wodą kwiaty. Nawet tak niewinna wzmianka o dziecku potrafiła wytrącić mnie z równowagi. Na szczęście Krysia chyba niczego nie zauważyła.
- Jest w siódmym niebie.- Moja przyjaciółka roześmiała się.- Wiesz jak zawsze marzyła o tym jednym jedynym i w końcu jej się udało. Krystian to strzał w dziesiątkę.
- Z pewnością.- Potwierdziłam.- A więc kiedy ma nastąpić to spotkanie? Bo domyślam się, że nie piętnastego gdy naprawdę są jej imieniny, bo przecież będzie środek tygodnia.
- Nie, w sobotę. Będziemy mogły trochę zaszaleć. Ja sama zostawiam Olę w domu z dziadkami, a Beti już poprosiła jakąś przyjaciółkę o opiekę nad bliźniaczkami.- Niemal zagryzłam wargi do krwi starając się pokonać to zawstydzające uczcie w moim sercu jakim była zazdrość. I wiedziałam, że nie mam prawa obwiniać Krysię za to, że jej oczy wypełnia ciepło na samą myśl o 9- miesięcznej córeczce i nie może powstrzymać się przed mówieniem o niej to jednak miałam ochotę wrzasnąć na nią, powiedzieć by się zamknęła. Naturalnie dowiedziałaby się wówczas o mojej obsesji i o fakcie że nadal coś jest ze mną nie tak. Tylko to mnie powstrzymało.
- Dobrze, będę.- Przerwałam jej potok słów.- A teraz przepraszam, mam jeszcze trochę pracy.
- Jasne, nie przeszkadzam ci. W takim razie do środy.
- Tak.- Tuż przy wyjściu się zawahała.
- Karola, ja i Beti będę z mężem, a Asia z narzeczonym. Jeśli chcesz weź ze sobą Jacka.
- Dziękuję. Chyba jednak przyjdę sama.- Odparłam jej zastanawiając się skąd wie, że nadal pozostajemy ze sobą w zażyłych stosunkach. I ten jej niepewny ton…czyżby sądziła, że ja i Jacek…? Po raz pierwszy od dłuższego czasu miałam ochotę szczerze się roześmiać. Najpierw mama, teraz Krysia. Przecież my z Jackiem byliśmy tylko przyjaciółmi, a ja owszem, może i czasami w lepszych momentach zdarzało mi się marzyć o normalnym domu i ponownym założeniu rodziny to jednak nie teraz. Bo było na to stanowczo zbyt wcześniej. Może za kolejny rok lub dwa będę w stanie zapomnieć o przeszłości i utracie Kubusia, może zmienię swoją opinię na temat nieudanych związków i pecha w miłości. Może, jak powiedziała wróżka, muszę tylko znaleźć swoje szczęście?
Ostatecznie jednak wybrałam się na imieniny Asi z Jackiem. Właściwie to z trzech powodów. Pierwszym był fakt, iż byłabym jedyną dziewczyną bez pary co starzałoby trochę niezręczny nastrój. No i miałabym kogoś kto pomógłby mi znieść rozmowy o dzieciach, małżeńskim szczęściu i w ogóle radości. Miałam zamiar pokazać się od lepszej strony. Śmiać się i żartować, a ośmielona alkoholem nawet śmiać. Potrzeba było mi rozluźnienia i zapomnienia. Jacek miał mi to zapewnić. Nie bez znaczenia był też fakt, że mimo wszystko chwilę przed tym jak go o to poprosiłam poczułam, że naprawdę chcę by tam ze mną był.
Wiedziałam, że zaskoczyłam go swoją prośbą, ale w przeciwieństwie do innych nie wysunął niewłaściwych wniosków. Ot, dwójka przyjaciół miło świętująca zaręczyny swoich znajomych. Tak samo zareagowały z resztą dziewczyny. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy to była inicjatywna Krysi aby zaproponować mi przyjście z Bończakiem, ale gdy pierwszy szok minął moje przyjaciółki wcale nie były aż tak zdziwione jak mi się wydawało.
- Super, że jesteście.- Beti cmoknęła mnie w policzek i delikatnie objęła- Już sądziłam, że znów się czymś wymówisz, Karola.
- Ostatnio byłam zmęczona po pracy.- Powiedziałam nieprzekonująco nawet dla samej siebie. Ale to była taka gra: ona wiedziała, że mój powód nie jest prawdziwy i co nim jest. Taktownie jednak udawała, że mi wierzy.
- Jasne. Powiedz, że nie masz ochoty spędzać towarzystwa z nudnymi mężatkami.
- Kto jak kto, ale ty na pewno nie jesteś nudna.- Wtrącił się Krzysztof ściskając rękę Jacka i przedstawiając się mu. Mimo wszystko odnotowałam, że jednak doskonale orientował się kim jest. Więc jednak dziewczyny chciały by Bończak tu przyszedł.- Witaj Karolina.- Zwrócił się potem do mnie delikatnie obejmując. Odpowiedziałam mu uśmiechem.- Krysia z Igorem już są. Jest tu też mój kolega, Olek.- Przez moment wydawało mi się, że poznałam przyczynę tej konsternacji. A więc jednak chcieli mnie swatać sądząc, że nie przyjdę z Jackiem. Jednak Krzysiek zdziwił mnie dodając w ostatniej chwili.- Jego dziewczyna Emilka nie mogła przyjść i w ostatniej chwili go wystawiła.- Gdy mówił to wszystko my z Jackiem zdejmowaliśmy płaszcze, a potem za gospodarzami udaliśmy się do salonu. Przywitaliśmy się z pozostałymi gośćmi a potem zasiedliśmy do stołu. I tu zaczęły się schody, bo nie miałam jakiejkolwiek atmosfery do takiej zabawy.
Początkowo szło mi całkiem nieźle: szybko zjawiła się Asia z narzeczonym, złożyłam jej nawet szczere gratulacje życząc szczęścia z okazji dziecka i zaręczyn ignorując ból w swoim sercu który czułam wypowiadając te nieszczere słowa. Nie znaczyło to jednak, że nie życzyłam jej szczęścia. Po prostu mu go zazdrościłam. Z każdą chwilą coraz bardziej. Och jak bardzo chciałabym znaleźć się na jej miejscu!
- Widzisz, a tak się martwiłaś gdy dowiedziałaś się o dziecku.- Powiedziała w pewnej chwili Krysia.- Potem roześmiała się zwracając do jej przyszłego męża-  Pamiętam jak przyszła do mnie w pracy totalnie zapłakana nie mając pojęcia co ze sobą zrobić.- Joasia w tym momencie uroczo się zarumieniła, a Krystian mocno ją objął całując w policzek. Wyglądali razem tak rozkosznie, a jednak coś niezmiernie irytowało mnie w tym obrazku. Ucieszyłam się, gdy Beti w końcu otworzyła szampana i nalała do kieliszków bąbelkujący płyn. Miałam nadzieję, że alkohol mnie trochę odpręży.
- Przestań Kryśka.- Fuknęła Aśka nadal chowając głowę na piersi przyszłego męża.
- Ale to prawda: „co ja teraz zrobię jak on się ze mną nie ożeni?”- Parodiowała ją dalej nie zważając na śmiechy innych i zakłopotanie zainteresowanej.- Miałeś szczęście, że jednak sam to zrobiłeś Krystian bo inaczej niechybnie sama by ci się oświadczyła.- Kolejna lawina śmiechu. Co ich tak bawiło? Zirytowana wzięłam kolejny łyk szampana. Gdy poczułam rozkoszne ciepło w dole brzucha odrobinkę się uspokoiłam. Wzięłam jeszcze kolejny łyk by powtórzyć to odczucie. Ale temat rozmowy się nie zmieniał. Właściwie podczas spotkania podjęto też inne: ciekawą klientkę z pracy Beti, okropnego ucznia Krysi, zmiany pracy Igora czy nawet mojej przeprowadzki do stolicy, ale niezmiennie powracano do głównego powodu naszego spotkania. Ślubu Asi i Krystiana. A ja z każdą minutą czułam się coraz gorzej.
Po cholerę tu właściwie przyszłam, pytałam samą siebie gdy moje przyjaciółki znów zaczęły rozmawiać o ciąży Joasi, a Beti raczyła ją opowiastkami o swoim macierzyństwie porównując własne doświadczenia  jej. Chciałam udać, że rozmawiam z Jackiem, ale ten odwrócił się w przeciwną stronę dyskutując o czymś zawzięcie z Krzyśkiem. Ciężko westchnąwszy znów upiłam łyk szampana i uśmiech przyszedł mi dużo łatwiej. Choć miałam ochotę znaleźć się gdzie indziej.
- Jeszcze męczą cię poranne nudności? Wiesz, ja miałam tak samo. Ale gdzieś na forum internetowym wyczytałam, że pomaga na to wypicie  samego rana ziołowej herbaty, ale bardzo gorącej. I na czczo. To bardzo ważne, bo…- Kolejny łyk szampana sprawił, że lekko zaszumiało mi w głowie. Ale co tam, w końcu to Jacek jest dzisiaj kierowcą.
- Znacie już płeć dziecka?- Usłyszawszy to pytanie zadane przez kogoś miałam ochotę się roześmiać i powiedzieć, że w trzecim miesiącu dziecko Asi nawet nie ma mózgu i podstawowych organów, ale ugryzłam się w język.
- Daj spokój Krysia, przecież jest jeszcze za wcześniej.
- Ja chcę chłopca.- Wtrącił się Krystian po raz kolejny rozbawiając tym dziewczyny. A ja po raz kolejny zaczęłam zastanawiać się czy coś jest nie tak ze mną czy z nimi? Bo co w tym niby było śmiesznego? Dolałam sobie tym razem wina i znów upiłam duży łyk.
- No jasne. Faceci zawsze chcą tylko synów. A co jeśli to będzie córeczka?
- Nie mówię, że nie chcę córki. Mówię tylko, że chcę aby teraz był syn. Nie sądzisz Beata, że fajnie jest mieć starszego brata?
- Bo ty nigdy go nie miałeś?- Kolejny wybuch śmiechu sprawił, że niemal wywróciłam oczami. Na szczęście obok siebie miałam kieliszek.
- Miałem same starsze siostry, które nieustannie mnie gnębiły i traktowały jako swoje dziecko.
- Pewnie to dlatego wyrosłeś na maminsynka- Mrugnęła Asia.
- Słucham?
- Nic nie mówiłam.- Odparła tamta z niewinną minką, ale Krystian i tak niemal zrzucił ją z kolan. I, co wcale mnie nie zdziwiło, znowu wszystkich rozbawiło. Upili się czy co, pytałam samą siebie. Ale to przecież ja opróżniałam drugi kieliszek alkoholu biorąc się do nalewania trzeciego. Wino było bardzo dobre, ale ja już czułam delikatne oszołomienie. Mój wewnętrzny radar kazał mi zastopować. Odłożyłam kieliszek na miejsce.
- Mówiłaś. Zdaje się, że nazwałaś kogoś maminsynkiem? Uważasz zatem, że mając starsze siostry wyrasta się na maminsynka?
- No…niekoniecznie. Ale sam mówiłeś, że gdy Bożena z Ingą nie dawały ci spokoju- Domyśliłam się, że chodzi o jej przyszłe szwagierki- to uciekałeś do rodziców.
- Znów przekręcasz moje słowa.
- Nie, a ty jeśli jeszcze raz będziesz próbował mnie zwalić ze swoich kolan popamiętasz. Nasza Gosia może tego nie lubić.
- Gosia? To będzie Radek.
- Radek to męskie imię…
- No właśnie, bo to będzie chłopiec…- Przy stole zawrzała głośna dyskusja przerywana wybuchami śmiechu. Mówiłam coś o wewnętrznym radarze? Chyba w takiej sytuacji nie pozostaje mi nic innego jak się napić.
- Daj już spokój przyszły tatusiu. A jeśli to będzie dziewczynka to co zrobić Krystian?- Roześmiała się Beti niemal krztusząc się ze śmiechu. Rzeczywiście bardzo zabawne. Ha, ha, ha.
- Jestem pewny, że to będzie jednak syn.
- To się zawiedziesz.
- A ty co o tym myślisz, Karola?- Słysząc skierowane do siebie pytanie niemal się zakrztusiłam biorąc właśnie do ust kolejny łyk wina. Ostrożnie odstawiłam kieliszek na miejsce.
- Na jaki temat?- Spytałam, choć doskonale wiedziałam o co pytała Beata. Chciałam jednak zyskać czas na wymyślenie jakiejś wystarczająco błyskotliwiej i zabawnej odpowiedzi.
- Na temat płci dzidziusia Asi i Krystiana. To będzie chłopiec czy dziewczynka? Jest trzy do czterech na korzyść chłopców. Twój głos może zdecydować.- Wszyscy dookoła zamilkli czekając na moją odpowiedź. Zupełnie jakby zależały od niej losy świata, zdążyłam pomyśleć z ironią zanim nie palnęłam:
- No przecież jeszcze nic nie wiadomo.
- Tak, ale…- Wtrąciła się Krysia, tyle że ja jej przerwałam. Po co to zrobiłam, myślałam kilka godzin później, ale w tym momencie nie mogłam się powstrzymać. Na swoje usprawiedliwienie miałam tylko wypity alkohol. No i to, że dokładnie w tamtej chwili przypomniałam sobie jak ja byłam szczęśliwa gdy minęło pierwsze kilka miesięcy rozpaczliwego strachu o to że stracę Kubę, co w końcu się sprawdziło. Jak czułam jego ruchy wewnątrz swojego ciała. I choć sprawiały mi dyskomfort a czasami nawet ból to cieszyłam się z nich jak głupia. I wciąż przeglądałam się w lustrze rejestrując nawet najmniejszy przyrost wypukłości czy wagi. Boże, czemu to wspomnienie tak boli?
- Uważam, że na takie rozważania jest jeszcze za wcześniej. Wiecie, że wiele w pierwszym trymestrze ciąży ryzyko poronienia jest o prawie 15% większe? No i przecież nie wiadomo co stanie się potem. Zawsze może zdarzyć się jakiś niebezpieczny wypadek, którego oczywiście ci nie życzę Asia, ale jednak trzeba się z tym liczyć. Dlatego lepiej nie rozmawiać o takich rzeczach a wcześniej by nie kusić losu. Czemu tak na mnie patrzycie?- Zadając to pytanie zorientowałam się, że tym razem nikt się nie śmieje. Co wam się stało, miałam ochotę spytać. Czy umowa na ciągłe chichoty wygasła? Z tą myślą poczułam w żołądku małą rewolucję. Po co tyle wypiłam? Ostrożnie wstałam z krzesła.- Wybaczcie, wyjdę na chwilę na balkon. Nie najlepiej się teraz czuję.- Tak jak się spodziewałam nikt mnie nie zatrzymał.
Wyjście na świeże powietrze sprawiło mi niemałą ulgę. W głowie szumiało mi już tak, że nie byłam w stanie zebrać myśli. To znaczy starałam się tego nie robić. Bo mimo wszystko zdawałam sobie sprawę, że postąpiłam okropnie. Tyle, że oni też byli nie fair. Czemu rozmawiali o tym przy mnie? Przecież wiedzieli o mojej stracie. Doskonale wiedzieli co spotkało Kubusia, a jednak zadawali mi rany obnosząc się swoim szczęściem i dzieckiem. Czy to nie było okrutne? Należała im się kara, myślałam usprawiedliwiając się w duchu. I choć niemal mnie mdliło machinalnie znów podniosłam kieliszek do ust zastanawiając się jakim cudem trzymam go w dłoni. A, chyba wzięłam go jeszcze ze stołu zanim wyszłam tutaj, doszłam do wniosku.
- Asia źle się poczuła i zbiera się do wyjścia razem z Krystianem. Krysia z Igorem też bo do reszty zepsułaś im humor podobnie jak całej reszcie. Jesteś z siebie dumna?- W pierwszej chwili drgnęłam, bo nie zauważyłam a tym bardziej nie usłyszałam, że ktoś wszedł na balkon. Nie byłam w stanie nawet rozpoznać tego głosu poza tym, że należał z pewnością do kobiety. Nie udało mi się tego osiągnąć nawet drogą dedukcji, bo przecież skoro wymieniła Krysię i Asię to musiała być Beata. Jednak przekonałam się o tym dopiero wówczas, gdy podniosłam na nią swój wzrok.
- Hm?- Mrugnęłam czując tępy ból w skroni. Cholera, czyżbym się upiła?
- Och, doskonale wiesz o co mi chodzi.- Jasne, że wiedziałam. Tyle że nie musiała od razu krzyczeć. Dlaczego to powiedziałaś?- W pierwszej chwili miałam tylko bąknąć jakieś przepraszam i zostawić sprawę tak jak jest. Ale potem odezwał się we mnie bunt. Przecież nie musiały rozmawiać o dziecku przy kobiecie która kilkanaście miesięcy wcześniej straciła swoje. To one zachowywały się nieodpowiednio, nie ja. I to ja miałam prawo być zła. A Beti śmie wyglądać tak jakbym była winna wszelkich nieszczęść na świecie? Przyjęłam dumną postawę.
- Bo taka jest prawda. – Odezwałam się. Mój głos brzmiał tylko odrobinkę bełkotliwie.- Nie wiadomo co może się wydarzyć. Dałam Joannie tylko przyjacielską radę.
- Mówiąc, że jej dziecko może umrzeć? Naprawdę wydaje ci się to mieścić w kategorii „przyjacielskiej rady”?- Głos Beaty ociekał sarkazmem. Wzruszyłam ramionami upijając kolejny łyk wina z kieliszka. I choć znowu tego żałowałam: w moim żołądku rozpętało się piekło, to i tak to znów zrobiłam.- Co jest z tobą nie tak?
- Ze mną? To ty napadasz na mnie jakbym przynajmniej kogoś zamordowała. Zażartowałam sobie tylko.
- Tak, z tobą.- Beti zignorowała moją dalszą wypowiedź- To, że twój syn umarł nie znaczy, że musisz mścić się na nas i obwiniać cały świat.- Dłoń w której trzymałam kieliszek zadrżała, a odrobinka czerwonego płyny skapnęła na podłogę. Zaczęłam oddychać tak szybko, że niemal słyszałam swój płytki oddech.- To i tak ci go nie zwróci, a Asia…
- Zamknij się.- Warknęłam chcąc by wreszcie zamilkła. Jak…jak ona w ogóle śmiała?! Czułam jak szczelny mur którym się otoczyłam zaczął się chwiać i trząść. Bałam się, że za chwilę może pęknąć a ja do reszty się skompromituję. Ona jednak ciągnęła dalej.- …a Asia jest naszą przyjaciółką i nie miałaś prawa mówić jej takich rzeczy. Jej córeczka lub synek rozwija się prawidłowo, a ty zamiast jej gratulować niszczysz jej całą radość. Powinnaś się wstydzić. Jak byś się czuła gdyby chodząc w ciąży z Kubą usłyszałabyś coś takiego od Joasi?
- Powiedziałam żebyś się zamknęła!- Powtórzyłam nieco głośniej.- Nie masz prawa mówić o moim synu. Nie wspominaj nawet jego imienia.
- O nie.- Beti roześmiała się lekko diabolicznym tonem patrząc mi prosto w oczy.- Nie mam zamiaru się krępować. Już nie. Wszyscy traktują cię jak skorupkę jajka i chodzą na paluszkach to okej. Ja natomiast się nie boje i powiem ci parę słów prawdy.
- Innym razem. Wychodzę.- Chcąc zakończyć tę ledwie rozpoczętą dyskusję zrobiłam krok w stronę drzwi balkonu. Beti jednak mnie powstrzymała.
- O nie. Wysłuchasz tego co mam ci do powiedzenia.- Wyciągając rękę chwyciła mnie za przegub dłoni zmuszając bym na nią spojrzała.- Sądzisz, że masz prawo tak traktować ludzi? Z nienawiścią i złością bo tobie nie powiodło się życiu?
- Jacek!- Krzyknęłam gdy kolejna próba wyrwania się z uścisku Beaty mi nie pomogła. Poza tym że doszczętnie rozlałam wino w swoim kieliszku, który teraz był niemal pusty.- Jacek przyjdź tutaj!
- Co znowu ucieczka, tak? Ucieczka przed prawdą, co Karola? Jesteś w tym specjalistką.
- Jesteś nienormalna.- Syknęłam ze złością.
- Ja?- Parsknęła.- To nie ja zachowuję się jak nie w pełni sprawna psychicznie osoba ubierając się w czerń nie mogąc się pogodzić ze śmiercią swojego syna. To już prawie dwa lata, na Boga. Dwa lata Karolina, a gdyby cię ktoś teraz zobaczył sądziłby, że od śmierci Kuby minął co najwyżej jeden miesiąc. Myślałam… myślałam, że chociaż Jackowi udało się do ciebie dotrzeć, ale po dzisiejszym widzę że się pomyliłam. Nawet jemu nie pozwoliłaś dostać się do swego wnętrza. Ile jeszcze tak zamierzasz ciągnąć, co?
- A według ciebie powinnam pewnie skakać z radości, co?- Wybuchłam- Zatańczyć na jego pogrzebie i z uśmiechem na ustach posypać ziemię na trumnę. Ty byś tak zrobiła, co? Ale przecież nigdy nie chciałaś mieć dzieci.- Sądziłam, że jej tym dopiekę, ale na niej nie zrobiło to żadnego wrażenia. Ja czułam, że zaraz się rozsypię, a ona wręcz przeciwnie. Wydawała mi się być niewzruszona i pełna determinacji. Posunęłam się więc o krok dalej.- Co by było gdyby Zuzia jutro wpadła pod autobus lub zadławiła się kością podczas posiłku?
- Gdyby tak się stało…- Zaczęła Beata jakimś zupełnie obcym mi tonem…- to mimo wszystko starałabym się nadal żyć, a nie wegetować jak ty. Bo miałabym jeszcze Klaudię. I choćby dla niej zmusiłabym się do normalnego życia, bo z czasem stałoby się to dla mnie nawykiem.
- Ale ja miałam tylko jego!- W końcu tamy puściły a w moich oczach pojawiły się łzy.- Miałam tylko Kubusia. Nie mogłam szukać pocieszenia w innym dziecku.
- Miałaś jeszcze Łukasza.- Tym razem Beti nie krzyczała, ale jej głos wydał mi się głośniejszy od najgłośniejszego krzyku.- Mogłaś żyć dla niego. Mogłaś czerpać z jego siły, a nie odpychać go tak jak wszystkich.
- Nie, nie mogłam. Może ty byś tak mogła, ale ja nie. Kuba był dla mnie wszystkim. Nie potrafię przywyknąć do myśli, że o go tu nie ma i nie będzie. Nieważne ile minie lat, rozumiesz?! I tak, masz rację nie potrafię się śmiać ani cieszyć i wcale się tego nie wstydzę ani nie wypieram. I nie obchodzi mnie twoje zdanie na ten temat.
- Jasne, że nie. Bo łatwiej jest pielęgnować w sobie ból, prawda? Łatwiej jest podsycać w sobie każde wspomnienie o zmarłym dziecku żyjąc przeszłością niż przyszłością!- Krzyczała za mną, a ja zadowolona, że w końcu udało mi się dotrzeć do drzwi otworzyłam je na oścież niemal wpadając ramiona Jacka. Na szczęście mnie podtrzymał.
- Karolina, w porządku?- Spojrzał na mnie z takim niepokojem, że ponownie w oczach zabłysły mi łzy. Czułam, że muszę stąd jak najszybciej wyjść.
- Tak. Musimy już iść.
- Najpierw skończymy rozmowę.- Beata zaraz za mną zjawiła się w salonie. Usłyszałam w pokoju obok szum zwiastujący kolejną grupę widowni. Nie miałam zamiar dostarczać im spektaklu robiąc za aktorkę.- Jacek, wychodzimy.
- Wiesz dlaczego jest mi cię żal? Bo nie pozwalasz sobie pomóc.
- Beata, co to ma znaczyć?- Zwrócił się do niej oschle Bończak.
- To co słyszysz. Ktoś wreszcie musi powiedzieć jej prawdę. Bo ona w końcu musi zacząć normalnie żyć a nie wegetować.
- Mówisz tak jakbyś nie wiedziała ile przeszła.
- Na Boga, nie ona pierwsza straciła dziecko. Nie jest pierwszą matką której dane było przeżyć swojego własnego syna i też nie ostatnią. A jakoś nie widzę na ulicach pełno zgorzkniałych kobiet ubranych w czarne habity.
- Teraz to już przesa…
- Beti, kochanie już chyba powinnaś iść zobaczyć ten deser do kuchni.- Usłyszałam za sobą głos Krzyśka.
- Najpierw muszę…
- Beti…- Głos jej męża mimo jego wieku zabrzmiał dość stanowczo.
- Nie rozumiecie, że to jest jej potrzebne? Karolina, spójrz w końcu na mnie. Słyszysz?!- Wolno, nieskończenie powolnym ruchem zmusiłam się do podniesienia wzroku choćby tylko po to by wyrazić swoją pogardę i nienawiść jaka w tej chwili koncentrowała się na Beacie. Tak, jakże jej w tej chwili nienawidziłam.- Widziałaś opiekunkę moich bliźniaczek. To była Basia, która trzy miesiące temu urodziła martwe dziecko. Płud nie żył już w ósmym miesiącu, ale ona musiała nosić je pod sercem jeszcze przez kilka dni mając nadzieję, że doktor się pomylił. Sądzisz, że cierpiała mnie j od ciebie? Że nie płakała obwiniając o wszystko Boga i pytając czemu to zdarzyło się właśnie jej? Tyle, że w końcu zrozumiała, że to bez sensu, bo krzywda i tak się stała. I nie choć nie wiadomo jak bardzo będzie pogrążać się w rozpaczy to nie zmieni faktu, że jej dziecko nie żyje. Tobie dane było chociaż spędzić z Kubą ponad dwa lata. Ona nie mogła nawet usłyszeć płaczu swojego zmarłego synka. Ale nie poddała się tak jak ty. Nadal cierpi, bo nie jest w stanie tego ukryć, ale próbuje. Nie życzy śmierci wszystkim innym noworodkom, bo ją to spotkało. Wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej docenia nowe życie jakim są dzieci, a z moją Zuzią i Klaudią mogłaby spędzać całe dnie.- Gdy Beti zakończyła swoją przemowę na moment zapadła głucha cisza. Gdy podniosłam głowę (bo w tracie monologu Beti znów ją opuściłam zauważyłam, że wszyscy obecni czekają na moją reakcję. Ja jednak nie miałam pojęcia co niby miałam zrobić. Poza tym, że cała moja złość wyparowała jak ręką odjął. Poczułam tylko współczucie do nieznanej mi kobiety. Przypomniałam sobie jej smutne oczy, w których tkwiła jednak jakaś siła gdy tuż po moim przyjściu wróciła jeszcze na klatkę po torbę z ubrankami dziewczynek. Nikt nie powinien zaznać takiego cierpienia jak matka, która przeżywa własne dziecko: nie ważne w jakim wieku.
- Przykro mi.- Powiedziałam w końcu nie wiedząc na co liczyła Beata i pozostali. Spuściłam tylko głowę marząc o tym żeby znaleźć się w swoim mieszkaniu. A najlepiej w łóżku mogąc pogrążyć się w we własnych myślach i bólu.
-  To nie wystarczy, Karola.- Usłyszałam stukot obcasów i po chwili moja przyjaciółka znalazła się obok mnie. Dotknęła wierzchem dłoni mojego policzka ścierając z niego łzę o której nawet nie miałam pojęcia.- Musisz w końcu się obudzić. Musisz w końcu dać sobie szansę na szczęście. Powiedzieć na głos co cię boli, wykrzyczeć swoją żal i rozpacz całemu światu, wyrzucić ją na zewnątrz tak by przestała cię trawić od środka i zżerać. Bo niedługo może być na to za późno. Możesz w końcu zapomnieć o tym co to znaczy być szczęśliwą, jak się śmiać, cieszyć z najprostszych rzeczy. I nawet jeśli będziesz się bardzo starać to nie odnajdziesz równowagi zmieniając się w podstarzałą zdewociałą rozwódkę obwiniającą za swój tragiczny los cały świat.
- Nie potrafię.- Wyszeptałam bo głos zaczął mnie zawodzić.- Nie umiem.
- Czego się tak naprawdę boisz? Że próbując żyć normalnie zawiedziesz Kubusia? Że każdy twój uśmiech będzie profanacją jego pamięci? Sprawi, że o nim zapomnisz? Że będąc szczęśliwa postępujesz nie fair? Naprawdę sądzisz, że Kubuś będąc gdzieś tam w górze cieszy się z tego, że jego mama którą tak bardzo kocha popadła w czarną rozpacz?- Na te zarzuty nie miałam odpowiedzi. Spojrzałam na Beti, a potem twarze otaczających mnie ludzi. Widziałam na nich współczucie, a na twarzy niewtajemniczonego Olka nawet lekkie zakłopotanie. Z pewnością nie miał pojęcia o tym co mnie spotkało. Bo Beti nie miała prawa wywlekać wszystkiego na światło dzienne, nawet przed naszymi znajomymi. To było okrutne.
- Życzę wszystkim udanego wieczoru.- Ignorując pełne wyrzutu pytania Beaty odkręciłam się na pięcie. Potem chwyciłam Jacka za rękę kierując się do przedpokoju.- Do widzenia.
- Naprawdę sama siebie niszczysz. I jeśli ty sobie nie pomożesz to nikt nie będzie w stanie tego zrobić.- Usłyszałam jeszcze słowa Beaty zanim nie znalazłam się na zewnątrz jej domu. Nawet się nie odwróciłam.

6 komentarzy:

  1. Uwielbiam Twój styl pisania. Tak dokładnie potrafisz przedstawić odczucia Karoliny, że mam wrażenie jakbym przeżywała to razem z nią. Z rozdziału na rozdział czyta mi się to co raz lepiej i tak się wciągam, że nawet nie wiem kiedy kończę czytać :) pozdrawiam roksana

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z przedmówczynią, juz niejednokrotknie pisałam, że tworzysz piękne, życiowe portrety psychologicze.
    Ja zaczynam czytać przenoszę się w inny wymiar.
    Gratuluję kolejny raz.
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  3. Czesc jak zwykle swietna!
    Masz wielki talent o czym pewnie juz wiesz, bo na pewno wiele osob Ci o tym mowilo :)
    Mam do Ciebie pytanie. Czy moglabys podac kilka ksiazek, ktore polecasz? Oczywiscie jesli to nie jest Twoj sekret i jesli to nie sprawi Ci klopotu :)
    Pozdrowienia ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że to nie jest żaden sekret czy kłopot a jeżeli już to z wybraniem pozycji. Poza tym to wszystko zależy też od tematyki jaką preferujesz. Na przykład, jeśli chodzi o romanse to najczęściej sięgam po klasykę (za typowymi harlequinami raczej nie przepadam; lubię gdy wątek romansowy nie jest główny lub przynajmniej powieść zawiera kilka wątków pobocznych). Lubię więc Jane Austen ("Perswazje" czy o "Dumie i uprzedzeniu" to nie wspomnę), Charlote Bronte (nie wiem czy poprawna pisownia) "Dziwne losy Jane Eyre". Uwielbiam też romanse historyczne Lisy Kleypas (Cykl Rodzina Hathaway czytałam już po kilka razy) czy Julii Quin (Cykl o rodzinie Bridgerton- szczególnie "Miłosne podchody", trochę zabawny styl.) i Johannę Lindsey "Burza uczuć" "Kocha się tylko raz"
      Jeśli chodzi o powiedzmy coś bardziej współczesnego, to w mojej opinii królem historii miłosnej jest pozycja Scheinmanna Danny'ego "Niezwykłe akty prawdziwej miłości" (pierwsza książka przy której ryczałam). Dla mnie jest po prostu cudowna: idealnie rozbudowana fabuła, postacie i ukazane ich emocje, styl pisania i- co jest dla mnie sporym szokiem- napisana przez faceta. Uwielbiam też "Cień wiatru" Zafona i w ogóle jego inne książki, bo ma fantastyczne pomysły na ciekawą fabułę (choć niekoniecznie romansową) Bardzo fajną historię pokazuje też Mike Gayle w "Duszy towarzystwa" czy Frank Rina w "Każdy dom potrzebuje balkonu". Nieco rozbudowaną i trochę psychologiczny aspekt miłości pomiędzy dwojgiem ludzi ukazuje Erich Segal w książce "Akty wiary" (Różnice religijne między zakochanymi) czy Absolwenci (również autorstwa Segala). Z polskich polecam ci "NIe jestem nudziarą" Moniki Szwai czy powieści Agnieszki Lingas Łoniewskiej- może trochę typ harlequina i naciągane, ale można się nieźle wczuć :) Ahern Cecelia też bardzo lubię, ale ona piszę książki epistolarne a mało kto preferuje taki styl.( gdybyś jednak chciała się pokusić o przeczytanie to polecam szczególnie "Na krańcu tęczy" i "PS: Kocham cię")
      Jakiś czas temu czytałam też bardzo fajny cykl "Mroczny krąg" Libby Bray z wplecioną nutką fantasy no i Igrzyska Śmierci o niebo lepsze niż film co samo powinno mówić przez siebie jako że ekranizacja jest świetna.
      Jeśli chodzi o coś spoza tematyki romansowej to zachęcam do lekturki Cyklu "Gone" MIchaela Granta (Jest to thriller skierowany dla młodzieży, ale naprawdę bardzo go polecam. Sama czytałam go niespełna rok temu) czy trochę psychologiczną książkę "Wszystko za życie". Nie jest ani romansem, ani kryminałem: po prostu pewien dziennikarz zainspirowany historią o młodym chłopaku postanowił ją opisać Ale mimo to jest świetna, daje do myślenia. W pierwszej chwili może wydawać się nudna czy drętwa, ale ważne są tu te refleksje. Są takie książki po których przeczytaniu nie pamiętamy już nic po kilku dniach i takie które pamiętamy po latach. Dla mnie jest nią właśnie "Wszystko za życie" Z resztą sam tytuł mówi sam za siebie. Jednak nie polecam tej lekturki jeśli chce się spędzić lekki wieczór z niewymagającą książką (nie to żeby była trudna czy zawiła; po prostu w przeciwnym wypadku się nie spodoba) Tak jest też trochę w przypadku "Zegarka z różowego złota" czy "MIłości w kasztanie zaklętej" Choć romanse to jednak nie takie typowe i szablonowe jakby się oczekiwało.
      Jak zwykle się rozpisałam, ale mam nadzieję że znajdziesz wśród tego coś dla siebie a jeśli nie przynajmniej sprecyzujesz swoje zainteresowania i wtedy będę mogła trafniej coś ci podpowiedzieć. Na razie podrzucam tylko ogólniki, bo czytam bardzo dużo różnorodnej lektury (choć ostatnio raczej stronię od kryminałów, bo same pomysły niektórych pisarzy mnie po prostu zniesmaczają i przerażają), więc myślę że mogę służyć radą w wielu gatunkach. Zakładałam jednak, że chodziło ci o romanse dlatego podrzuciłam najwięcej tytułów powieści z tej pułki tematycznej.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Jeju dziekuje! Czytalam taak duzo ksiazek ale zadnej z podanych przez Ciebie nie czytalam z czego bardzo sie ciesze, bo przez najblizsze tygodnie bede miala co czytac :)
      Co do romansow to kiedys bylam ich fanka i czytalam tylko to, teraz pochlone wszystko co mi wpadnie w rece :)
      Nie wiem, czy czytalas, ale polecam Ci serie "Delirium" Laureen Oliver jest to 3-czesciowa trylogia. Ksiazka podobnie jak "Igrzyska smierci" (do ktorych przeczytania zabieram sie juz dluuugo) jest taką jakby wizja przyszlosci autorki.
      Jeszcze raz dziekuje za podanie tych ksiaze ;)
      Kinga.

      Usuń
    3. Słyszałam o tej trylogii i tak jak ty dluuugo zabieram się za jej przeczytanie. W każdym bądź razie dziękuję za przypomnienie :) Mam nadzieje ze jakas z poleconych przeze mnie pozycji się spodoba(czesc z nich dostepna jest nawet w wersji ebookow w Internecie)

      Usuń