Kilka
następnych dni nie było łatwych, choć dzięki wyjaśnieniom męża zrozumiałam
więcej. Okazało się, że szajka nad rozpracowaniem której pracowali w biurze przez dobre
kilka miesięcy była częścią czegoś znacznie większego, ale jeszcze nie
wiedzieli czego.(A przynajmniej ja tak zrozumiałam). Temu właśnie miała przysłużyć się prowokacja Łukasza. By udając
chłopaka córki głównego gangstera móc swobodnie obserwować ich świat z
najlepszej pozycji. Na zakończenie tej opowieści Łukasz zapewnił mnie, że
bardzo mnie kocha i obiecuje, że po tej sprawie kończy z czynną służbą i zajmie
się papierkową robotą. I będzie pracował tylko osiem godzin dziennie.
- Czy tym razem dotrzymasz obietnicy?- Spytałam.
- Tak, dotrzymam. Przysięgam na wszystko co chcesz. Mówiłem ci wcześniej, że ta sprawa jest dla mnie bardzo ważna.
- Nawet na Kubusia?- Drążyłam.
- Nawet na naszego synka. Uprzedziłem już o wszystkim
ojca, więc możesz się upewnić rozmawiając z nim. Masz rację i to wszystko
zabrnęło za daleko. I obiecuję ci, że potem wszystko ci wynagrodzę. I Kubusiowi
też.
- I nie będziesz przenosić pracy do domu?- Spytałam nie
mogąc powstrzymać nadziei w głosie. Łukasz roześmiał się słysząc to zdanie
wypowiedziane przeze mnie tak niepewnym tonem.
- Tak, kochanie nie będę. – Odparł a potem objął mnie i
przytulił całując w skroń.- Pojedziemy na jakieś wspólne wakacje we trójkę, najlepiej nad morze. Pamiętasz jak było fajnie gdy pojechaliśmy tam zaraz po
ślubie?
- Fajnie?- Odsunęłam się od niego lekko patrząc w twarz.-
Było okropnie. Stale pracowałeś.-Przypomniałam jednocześnie wracając myślami
do wspomnień z tamtego wyjazdu.
- Nie stale. Ale ty przez cały czas narzekałaś. Gdybym
wiedział, że wtedy jesteś w ciąży to
traktowałbym cię łagodniej.
- Narzekałam na ciebie nie przez hormony. Byłeś irytujący
z tym laptopem, przyznaj.
- Może.- Uśmiechnął się puszczając mi żartobliwie oko.
Potem spojrzał prosto w oczy by po chwili przenieść spojrzenie na moje usta.
Wiedziałam co chce zrobić i przełknęłam ślinę. Tyle, że zamiast pocałunku
usłyszałam płacz Kubusia.
- Pójdę do niego.- Wysunęłam się z objęć męża
jednocześnie zadowolona i zła z tego, że uniknęłam między nami fizycznego
kontaktu. Powinnam być konsekwentna i nie pozwolić tak łatwo sobą manipulować
skoro kilka dni temu stwierdziłam, że Łukasz może się do mnie zbliżyć dopiero
po zakończeniu tej sprawy, w której udaje chłopaka gangsterki. Chciałam by był
tylko mój. Bo teraz czasami zastanawiałam się czy nadal go kocham.
Choć mimo wszystko musiałam przyznać, że poprawiło się
między nami. Łukasz stał się bardziej otwarty, zniknęła gdzieś nerwowość i
czujność. Teraz zrozumiałam, że po prostu żył w permanentnym strachu i w domu,
i w pracy, bo w każdym z tych miejsc grał. Przede mną musząc udawać kawalera, a
przed gangsterami przestępcę. Mogłam sobie wyobrazić jakie to musiało być
trudne dla mężczyzny, dla którego sprawiedliwość i uczciwość były
najważniejsze. Teraz przynajmniej otwarcie mógł zostawiać obrączkę w domu nie
musząc się narażać na tłumaczenia czy ubierać jeszcze bardziej, można by rzecz
luzacko i nieco dresiarsko. W jednym z zestawów naprawdę wydawał mi się być
groźny i gdybym go nie znała z pewnością przestraszyła na ulicy w ciemnym
zaułku. W czarnej, ściśle dopasowanej bokserce, obciętych dżinsach, z grubym
złotym łańcuchem na karku i zegarku na przegubie nadgarstka oraz widocznym
zaroście wyglądał na bardzo niebezpiecznego. Widząc go w takim wydaniu już wcale nie dziwiłam się, że ktokolwiek może go
uznać za przestępcę. To znaczy, zgodnie z jego wymyślonym życiorysem, byłego
recydywistę.
Minęło kolejne kilka dni. Zadzwoniła do mnie szczęśliwa
Beti informując o konkretnej już ustalonej dacie ślubu z Krzyśkiem, która miała
przypaść na 25 grudnia. Choć Dziubiński chciał ożenić się jak najszybciej, to
jednak idąc za argumentacją rodziców zgodził się na lekką zwłokę. No i Beata
chciała wszystko przygotować jak należy. Ja oczywiście podczas odwiedzin
zażartowałam z niej, że chce mieć te pół roku na ewentualną zmianę zdania, ale
ta spojrzała na mnie poważnie mówiąc, że jest pewna swojej decyzji i nie
zamierza z niczego się wycofać. Przeciwnie: boi się, że to Krzysztof może zrezygnować.
Ten jednak bardzo rozbawiony odparł (bo mieszkał teraz razem z Beatą, więc był obecny
przy naszej rozmowie), że słowo już się rzekło i nawet gdyby chciał to tego nie
zrobi. W tym momencie moja przyjaciółka naturalnie zaczęła go okładać
pięściami, ale gdy próbując ją powstrzymał rzucił od niechcenia, że bardzo ją
kocha i nie zamierza nigdy zostawić, w jej oczach pojawiły się łzy (a
przynajmniej się lekko zaszkliły). Potem nastąpiła zwyczajowa już scena
namiętnego pocałunku.
Dopiero szykując się do wyjścia Beti spytała o mnie i
Łukasza.
- Przepraszam, jestem okropną egotyczką. Ciągle tylko ja
i ja, a nawet nie spytałam jak ci się wiedzie z mężem. Porozmawiałaś z nim?
- A, chodzi ci o…- Wymownie poruszyłam brwiami.
- Tak, o te sprawy. Coś się ruszyło?
- Tak jakby.- Po krótce opisałam jej całą sytuację
łącznie z prowokacją w jakiej bierze udział Łukasz kończąc słowami:- Tak więc
jak widzisz, nie jest źle.
- Och, rozumiem że fakt iż całuje się z jakąś pustogłową
laską nie jest przyjemny, ale nie powinnaś dłużej trzymać go na dystans. A co
jeśli ta sprawa będzie ciągnąć się miesiącami? Słyszałam, że takie prowokacje
są czasochłonne. Nie tak łatwo wkupić się w łaski przestępców.
- Wiem, ale nie mogłam inaczej. A poza tym może to go
zachęci do działania.
- Och ty szelmo.- Beata spojrzała na mnie z błyskiem
uznania w oczach. A może było to tylko rozbawienie?- Masz rację, metoda kija i
marchewki jest tutaj najlepsza. Musisz mu pokazać kto rządzi w waszym
małżeństwie. Ja też zamierzam trzymać Krzysia krótko.
- …słyszałem to!.- Dało się słyszeć dochodzący z wnętrza
mieszkania głos Dziubińskiego. (Bo my dwie stałyśmy już praktycznie na klatce.)
Roześmiałam się.
- Oho, już to widzę. W każdym bądź razie dzięki za
wsparcie i rady.
- Nie ma za co. To ja jestem twoją dłużniczką. Gdyby nie
ty to nie zaryzykowałabym i nadal płakała w poduszkę użalając się nad sobą. A
tak jestem szczęśliwą matką i niedługo będę też żoną. No i Dziubińscy mnie
przeprosili, wyobrażasz sobie? Zapomniałam ci o tym wspomnieć…- Jak to zwykle bywa,
moje zakończenie wizyty odbyło się z kilkuminutowym opóźnieniem tak, że
towarzyszący mi Kubuś zaczął się niecierpliwić. W końcu korzystając z tej
wymówki wyszłam na zewnątrz czując ulgę. Beti zawsze była wielką gadułą, ale
już szczęśliwa Beti to gaduła do kwadratu. W czasie jej przemowy nie sposób
wtrącić nawet słówka, a co dopiero przerwać.
- Ale ciocia jest gadułą, co kochanie?- Spytałam synka
wesoło.- To co jedziemy autobusem czy czekamy na tramwaj?
- Busiem!- Zdecydował malec.
- A więc chodźmy.
Dom mojej przyjaciółki znajdował się dalej niż
poprzednio, więc jechaliśmy kilka minut dłużej z przesiadką. Właśnie w jej
czasie wydarzyła się tragedia.
Do dziś nie jestem w stanie stwierdzić jak to się
wszystko odbyło, do dziś pluję sobie w brodę zastanawiając się co by było
gdybym wybrała tramwaj lub wsiadła do autobusu z synem jako jedna z pierwszych. Bo
czekając na przystanku autobusowym, niespodziewanie ktoś odgrodził mnie od
synka. Jednak nie stało się to przypadkiem: dwójka ciemno odzianych mężczyzn
wiedziała co robi wybierając moment gdy autobus nadjechał, a więc jego
pasażerowie również. Och, czemu wsiadałam na końcu?
Krzyczałam wzywając pomocy i nie mając pojęcia co dalej
zrobić. Mimo wszystko biegłam co tchu goniąc porywaczy. Nie wiem skąd miałam
tyle siły na kilkuminutowy bieg, bo od jakiegoś czasu w ogóle nie uprawiałam
żadnego sportu, ale wciąż biegłam. Zdawało mi się nawet, że doganiam bandytów.
Ale wówczas pojawiło się auto.
- Nie- Szepnęłam nie przestając biec- Nie! Nie! Nie!-
Krzyczałam już- Kubuś! Oddajcie mi syna! Pomocy!- Czułam, że tracę siły zdając
sobie sprawę z beznadziejności mojej sytuacji. Ale zanim bandyci zdołali
wciągnąć go do ciemnego auta ja zdążyłam jeszcze usłyszeć pełen cierpienia
krzyk:
- Mama!- Dopiero potem głośno zaszlochałam. Wiedząc, że w
takiej chwili najważniejszy jest spokój (nie na darmo byłam żoną agenta CBŚ)
wyjęłam komórkę dzwoniąc na policję. Podałam im wszystkie niezbędne informacje:
przede wszystkim model auta, jego kolor i kilka pierwszych cyfr numeru
rejestracyjnego, bo nie zdołałam zapamiętać całości. Dopiero potem wybrałam
numer męża. Tak jak się spodziewałam, nie odbierał. Mimo wszystko postanowiłam
napisać mu wiadomość. Gdy na wyświetlaczu pojawiło się napisane przeze mnie zdanie: PORWALI NAM
DZIECKO, WRACAJ DO DOMU JAK NAJSZYBCIEJ z moich oczu potoczyła się kolejna fala łez.
Miałam nadzieję, że szybko znajdą Kubę.
Wówczas jeszcze nie czułam aż tak wielkiego strachu (a
przynajmniej teraz wiem z perspektywy czasu, że był jeszcze niczym w porównaniu
do tego co miało nadejść później.) Może nie zdawałam sobie sprawy z
niebezpieczeństwa lub wierzyłam w nasze służby policyjne. Dość powiedzieć, że
wierzyłam w szczęśliwe zakończenie tej historii. W końcu bandyci nie porywają
dwuletniego dziecka w biały dzień w jednym z największym miast w Polsce!
Kilka godzin później, gdy Łukasz zjawił się na
komisariacie, krztusząc się łzami opowiedziałam mu o wszystkim. Przestałam już
bezgranicznie ufać policji, która mając dość szczegółowe dane auta napastników
twierdziła, że nie znaleziono takiego modelu w obszarze porwania. W uszach
wciąż pobrzmiewał mi krzyk mojego synka będący wołaniem o pomoc: mama.
- Łukasz, musisz go znaleźć.- Powiedziałam zapłakanym
głosem wtulając twarz w jego pierś.- Musisz znaleźć naszego syna.
- Ciii, spokojnie. Na razie pozwólmy działać policji.
- Ale oni nic nie robią. Minęło już sześć godzin i zbliża
się wieczór, a nadal nic nie wiadomo. Kubuś będzie się bał i…
- Karola, wszystko będzie dobrze. Znajdziemy go.
- Ale po co oni go porwali? Myślisz, że coś mu zrobią?
- Nie mam pojęcia, ale wszystkiego się dowiemy. Byłaś
bardzo dzielna i przytomna zapamiętując takie szczegóły jak numer z tablicy
rejestracyjnej.
- Ale tylko część. Tak przynajmniej wiadomo byłoby kim
jest właściciel.
- Niekoniecznie. Auto mogło być skradzione.
- Nawet jeśli to przecież już jakiś trop. A tak nie wiemy
nic.
- Cierpliwości. Zobaczysz, że nasz mały chłopiec znajdzie
się szybciej niż sądzimy.
Kolejne godziny mijały niepostrzeżenie szybko. I tak
popołudnie przeszło w wieczór a ten zamienił się w noc. Wracając do domu z
mężem czułam się okropnie. Wciąż myślami byłam przy Kubusiu obwiniając się o
wszystko. Czemu zabrałam go na spotkanie u Beti? Gdybym zostawiła go u teściów
być może nie zostałby porwany. Być może teraz wracałby do domu razem ze mną.
Noc minęła mi całkowicie bezsennie. Uparcie gapiąc się w
ekran komórki czekałam na obiecaną wiadomość od funkcjonariusza policji, ale
bez skutku. Łukasz po odwiezieniu mnie do domu pojechał jeszcze na posterunek
za co byłam na niego zła. Gdybym wiedziała, że mogę tam zostać to zostałabym. W
domu czułam się całkowicie bezużyteczna.
Rankiem wstałam bardzo wcześniej czując się jak wyzuty
mop. Łukasz czekał w kuchni z gorącą kawą i sporządzonymi naprędce kanapkami.
- Dałem policji więcej zdjęć Kubusia by łatwiej mogli rozpoznać
dziecko.
- Więc jeszcze go nie znaleźli?
- Nie.
- A co z samochodem? Przecież podałam numery rejestracy…
-…samochód został porzucony pięć kilometrów od przystanku
autobusowego na którym dokonano porwania. Do tej pory wiadomo tylko tyle, że
był zarejestrowany na Bartosza Cisowskiego, który od kilku lat nie żyje. Ale
dzięki temu wiemy przynajmniej, że Kubuś został prawdopodobnie porwany przez
zwykłych złodziejaszków liczących na łatwy łup, bo ten facet obracał się w
takim towarzystwie za życia. Więc spróbuj spojrzeć na wszystko trochę
optymistyczniej.- Skinęłam głową zastanawiając się czy to może być prawda. Bo
przypominając sobie dobrze wykrojone garnitury mężczyzn i ich stanowcze
zachowanie jakoś nie wyglądali mi na nowicjuszy. Raczej na zawodowców, którzy z
przerażającą zaciętością i brakiem emocjonalności wykonują swoje zadanie. Nie
podzieliłam się jednak ze swoim spostrzeżeniem z Łukaszem. - Aha i chcę byś
spotkała się z rysownikiem CBŚ i jak najdokładniej opisała sprawców. Postaramy
się odtworzyć ich wygląd.
- CBŚ też jest w to zaangażowane?
- Nieoficjalnie, tak. Ja jestem w to zaangażowany jako ojciec dziecka.
Spotkanie z rysownikiem okazało się być inne niż się
spodziewałam. Przede wszystkim dłuższe i dużo bardziej męczące (choć może była
to kwestia niewyspania) Na dodatek widziałam tylko jednego ze sprawców, to
znaczy jego twarz i to dosłownie na ułamek sekundy. Nie byłam w stanie
sprecyzować szczegółów jego wyglądu poza ogólnikami takimi jak wzrost czy waga.
Po wszystkim zamierzałam jechać na komisariat policji i dowiedzieć się czy coś
już odkryli, ale Łukasz odwiódł mnie od tego pomysłu. Powiedział, że być może
jeśli to porwanie dla okupu porywacz może się do nas odezwać. Nie wiadomo czy
posłuży się numerem komórkowym czy stacjonarnym jaki mimo wszystko
posiadaliśmy. Tyle, że mijał kolejny dzień a nikt nadal nie dzwonił.
Następnego dnia odkąd nie było z nami Kubusia zaczynałam
się powoli załamywać. I choć odwiedziła mnie Beti jej wizyta jeszcze bardziej
mnie zasmuciła. Moja przyjaciółka bowiem zadręczała się myślą, że to wszystko
jej wina stale powtarzając, że jeśli Kubusiowi coś się stanie ona sobie tego
nigdy nie daruje. Wiedziałam, że to głupota : przecież fakt, że wracaliśmy z
odwiedzin od niej o niczym nie świadczy, ale ona i tak wiedziała swoje. Tyle,
że jej lament i czcza paplanina doprowadzały mnie do ostateczności i
wściekłości. Ucieszyłam się gdy w końcu wyszła, a ja mogłam w spokoju iść do
kuchni by spytać męża o postępy w śledztwie.
Łukasz z ojcem przeglądali bazę danych więźniów i
przestępców. Początkowo siedziałam z nimi w kuchni, ale po kilku godzinach
zdezerterowałam. Słuchając o ich machlojkach nie mogłam powstrzymać się od
myśli, że mój maleńki synek może być w rękach któregoś z nich. Mijała dziś
trzecia doba od jego zniknięcia a nikt nadal nic nie wiedział. A na moją
komórkę zamiast porywacza dzwonili po kolei wszyscy członkowie rodziny wciąż
pytając czy już coś wiem tak jak teraz mama. Ale co ja niby miałam wiedzieć?
Wciąż tylko słyszałam w uszach dźwięk przeraźliwego płaczu synka gdy zanim
wrzucono go do samochodu krzyknął: „mama”. Uciekłam do własnej sypialni
starając się płakać jak najciszej. Nie chciało mi się nawet szykować czegoś do
jedzenia a tym bardziej jeść.
Musiałam zasnąć na trochę, bo gdy się ocknęłam było już
całkowicie ciemno. Usłyszałam dźwięk prysznica, więc domyśliłam się, że mój
teść najwyraźniej już poszedł do domu, a mąż bierze prysznic. Głośno
westchnąwszy weszłam do kuchni po szklankę wody. Upijając pierwszy łyk
machinalnie usiadłam na krzesełku obok fragmentu stołu na którym nadal tkwiła
masa dokumentów. Spojrzałam na leżący najbliżej. Był to wydruk profilu jakiegoś
przestępcy. Zmuszanie do prostytucji, handel narkotykami i żywym towarem,
przeczytałam i włos zjeżył mi się na głowie. Pomyślałam o moim małym
chłopczyku. Przecież wiele rodzin chciało mieć dzieci. Czy Kubuś został porwany
właśnie w takim celu? Co jeśli to prawda? Jeśli jakiś zły człowiek sprzedał go
wywożąc na wschód jakiejś rodzinie? Czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczę? Wzięłam
do ręki kolejną kartkę. Na niej z kolei widniało inne zdjęcie starszego
mężczyzny. Gdy jednak przeczytałam za co został skazany zamarłam.
Pedofilia. Porywanie małych chłopców, najczęściej w wieku
dwóch- trzech lat. Po 15 latach więzienia rok temu wyszedł na wolność. Boże, a
jeśli to on porwał Kubę? A jeśli nawet nie dokładnie on, ale inny zwyrodnialec tego typu?
Przecież takie przeżycie może doprowadzić do nieodwracalnych szkód w jego
psychice. Miał dopiero dwa latka, ale to nie znaczy, że niczego nie zrozumiał.
Jeśli tylko ktoś skrzywdziłby go w ten sposób to ja... urwałam swoją myśl. Bo
nic nie mogłam zrobić. Byłam kompletnie bezsilna. Mojego syna ktoś w tej chwili
mógł bić, głodzić, gwałcić a może nawet mordować a ja byłam tylko w stanie
lamentować i prosić Boga by się odnalazł. Ukryłam twarz w dłoniach starając się
płakać bezgłośnie. Co ze mnie za matka, że nie dopilnowałam własnego dziecka? I
jak będę mogła żyć z tą świadomością nawet jeśli Kubuś się odnajdzie?
– Karolina...- Zanim Łukasz wypowiedział moje imię już
wcześniej słyszałam jego kroki, więc wiedziałam że się zbliża. Nie starałam się
jednak powstrzymać łez.
– Czy porwali go
jacyś pedofile i handlarze żywym towarem?
– Oczywiście, że nie.- Zaprzeczył szybko.- To byli zwykli
bandyci który dostrzegli możliwość łatwego wzbogacenia się.
– Więc co znaczą te wszystkie zdjęcia? Czemu wydrukowałeś
akurat te fotografie sprawdzacie jakichś całkowitych dewiantów? I czemu w takim
razie skoro porwali go zwykli bandyci nie chcieli okupu? Dlaczego więżą naszego
synka? A jeśli tu wcale nie chodzi o porwanie dla pieniędzy?- Spytałam łkając. On usiadł na
krzesełku obok mnie przyciągając moją głowę do swojej piersi. Wtuliłam się w
nią, choć wiedziałam że to nie da ukojenia mojemu sumieniu i nerwom.
– Nie wiem, kochana. Ale przynajmniej mamy już jakiś trop.
No i minęły dopiero trzy dni. To naprawdę dużo.
– Dużo? Przecież w każdej chwili mogą go zabić. A to, że
żył trzy doby temu nie znaczy, że...O Boże, przecież on może już nie żyć.-
Załkałam głośniej gdy zdałam sobie z tego sprawę.
– Kuba żyje,
rozumiesz?- Łukasz wziął moją twarz w swoje dłonie patrząc prosto w oczy- Nasz
mały synek żyje i znajdziemy go. Przekopię całą ziemię jeśli będzie trzeba i
przyprowadzę go do ciebie. Nigdy się nie poddam.
– Och
Łukasz... wybacz mi. Błagam wybacz mi.- Szlochałam dalej.- To wszystko moja
wina, to ja go nie upilnowałam. Gdybym była ostrożniejsza na tym przystanku nic
by się nie stało. Gdybym tylko…
– Nie wolno ci
tak mówić. Dobrze, że oni nie zrobili krzywdy tobie.
– Ale gdyby nie
ja Kuba by nie zniknął. Byłam nieostrożna.
– Nie. Nie mogłaś przewidzieć tego co się stało. Przecież
byli tam również inni ludzie. Skoro oni nie mogli nic zrobić ty sama tym
bardziej.
– Ale to ja
powinnam go pilnować. To ja byłam za niego odpowiedzialna.
– Kara, nikt cię
o nic nie obwinia, a przede wszystkim ja cię o nic nie obwiniam. Więc przestań to robić.
– A jeśli coś mu się stanie? Nigdy sobie tego nie
wybaczę, rozumiesz? Nigdy!- Znowu z moich oczu trysnął kolejny strumień łez. A
Łukasz znowu mnie przytulił. Potem pocałował w skroń.
– Będzie dobrze,
kochanie. Będzie dobrze. Musimy być teraz silni.
Łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Z każdą minutą,
godziną, dobą czułam jak powoli wariuję. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić więc
na zmianę płakałam w poduszkę, tępo wpatrywałam się w telewizor lub ekran
komórki albo oglądałam zdjęcia Kubusia. Jednak robiąc to ostatnie czułam się
jeszcze gorzej. Naprawdę byłam okropną matką, bo jaka matka mogła dopuścić do
tego by porwano jej dziecko? Powinnam mocno chwycić Kubę za rączkę i nie
puszczać. Powinnam rozejrzeć się i zrozumieć, że dwoje postawnych mężczyzn
ubranych na czarno w okularach przeciwsłonecznych wygląda podejrzanie na przystanku autobusowym w środku lata.
Powinnam…tyle, że tego nie zrobiłam, Ten fakt bolał mnie również dlatego, że
obawiałam się myśli Łukasza. W tym wszystkim mocno mnie wspierał, ale tak
naprawdę czułam że obarcza winą mnie. On też był zaangażowany w odnalezienie
naszego syna. Dzwonił do mnie regularnie co trzy godziny pytając czy wszystko w
porządku i czy nikt do mnie nie dzwonił. Pękało mi serce za każdym razem gdy
kręcąc głową odpowiadałam, że nie. Znaczyło to bowiem, że on też nic jeszcze
nie wie. Na dodatek w tych ciężkich chwilach towarzyszyła mi mama i teściowa,
tak bym nie zostawała sama gdy Łukasz na własną rękę pomaga w poszukiwaniach.
Tyle, że nic z nich nie wynikało.
Sytuacja zmieniła się dopiero wieczorem. Leżąc bezwładnie
na sofie wpatrywałam się w sufit gdy zadzwoniła moja komórka. Byłam wówczas
sama, bo ledwie kilka minut temu mama wyszła. W pierwszej chwili sądziłam, że to
mój mąż, ale nieznany numer mnie zaintrygował.
- Halo?- Odezwałam się odbierając telefon.
- Karolina Kowalska?- Spytał mnie niewyraźny chrapliwy
głos.
- Tak, a o co chodzi?
- O pani syna.- Cała krew odpłynęła mi z twarzy, a język
odmówił posłuszeństwa. Na zmianę uderzały mną gorące i zimne poty, a nogi stały
się jak z waty. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie wszystkie wskazówki
jakich udzielał mi mąż na tę chwilę gdyby dzwonił porywacz. Tyle, że nie na
komórkę. Tam sprzęt naprowadzający był bezużyteczny dlatego szybkim ruchem
włączyłam głośnik odpowiednim przyciskiem na ekranie dotykowym i nagrywarkę
rozmowy.
- Ma pan mojego syna? Ma pan Kubusia?!
- Spokojnie, mam dzieciaka.
- Czy jest bezpieczny? Gdzie go trzymacie? Proszę mi go
natychmiast oddać!- Moje żądania wywołały tylko niewyraźny tłumiony śmiech. Ja
sama zdawałam sobie sprawę, że moje rozkazy są irracjonalne i nie ja dyktuję
warunki. Mimo to musiałam spróbować. Po prostu musiałam.
- Paniusiu, nie wrzeszcz tak bo mnie rozzłościsz i
niczego ci nie powiem.- Wzięłam głęboki wdech próbując się uspokoić.
- Dobrze. Ale proszę, niech pan powie czego chce. Dam
wszystko co pan zechce, tylko proszę zwrócić mi syna.- W końcówce zdania mój
głos się lekko załamał. Przez moment, gdy w słuchawce zapadła cisza miałam
nadzieję, że porywacz w końcu powie coś konkretnego. Ale ten w końcu tylko się
zaśmiał.
– Czekaj na
instrukcję, paniusiu. W odpowiednim czasie wszystko wyjaśnię. Proszę czekać na mój telefon.
– Niech pan się
nie rozłącza! Chce usłyszeć synka, proszę mi go dać do telefonu.
– Dzieciak teraz
śpi, a nie chcę go obudzić, bo znowu będzie ryczał- Słysząc to w moich oczach stanęły łzy. Z zawodu i bezsilności
spowodowanej beznamiętnym twierdzeniem tamtego. A więc Kubuś płakał tęskniąc za
rodzicami i bezpiecznym domem. Załkałam bezgłośnie.
– Proszę...
błagam pana. Muszę go usłyszeć. Chcę wiedzieć czy nic mu nie jest.- Prosiłam. W
głowie pojawiła mi się myśl, że dzwoniący facet może wcale nie mieć mojego syna
i tylko udawać. Ale z drugiej strony: niby czemu? I skąd wówczas miał by mój
numer telefonu? Działania policyjne nie rozciągały się na media czy telewizje.
- Mówiłem, że bachor śpi. A jeśli nie chcesz to mi nie
wierz. Zadzwonię jutro. Czekaj na instrukcje.
- Nie, niech pan się nie rozłącza. Niech pan odda mi moje
dziecko. Po co pan to robi? Dlaczego?
– Z zemsty kochaniutka.- Na moment przestałam płakać. W
końcu powiedział coś konkretnego.
– Co to znaczy?- Nie odpowiedział mi, więc powtórzyłam
głośniej:- Co to znaczy? Jakiej zemsty?
– Proszę przesłać
pozdrowienia dla Irosa. I czekać na mój kolejny telefon.
– Irosa? Kim on jest? Halo? Proszę pana? Halo!-
Krzyczałam do komórki, ale dobrze wiedziałam, że jest już pusta. Chwilę czekałam
jeszcze na ponowny telefon, ale gdy przez kilka następnych minut nic się nie
działo wykręciłam numer męża. Odebrał po trzech sygnałach.- Łukasz, porywacz do
mnie dzwonił.
– Kiedy?
– Przed chwilą.
– Chciał okupu?
Stawiał jakieś żądania?
– Nie.- Po krótce streściłam mu całą sytuację a on
obiecał, że zaraz wróci do domu.- Na koniec powiedział coś dziwnego. Kazał mi
pozdrowić jakiegoś Irosa.
– Co?
– Irosa. Tak dokładnie powiedział. Wiesz kto lub co to
jest? To jakiś pseudonim?- Jedyną odpowiedzią Łukasza na moje pytanie były dwa
słowa:
– O Boże.
- Co to znaczy Łukasz? Łukasz, odezwij się, wytłumacz mi
to. Łukasz zaczynam się bać. Łukasz!- W końcu zdałam sobie sprawę, że mówię do
pustej słuchawki. Nadal roztrzęsiona wybrałam numer policji by poinformować ją
o tym telefonie. Miałam nadzieję, że mój mąż szybko przyjedzie, bo najwyraźniej
coś wiedział. Być może ten cały Iros był przestępcą i mój mąż domyślał się kto
porwał naszego synka? Choć z drugiej strony jego głos nie zabrzmiał radośnie
gdy informowałam go o treści rozmowy z porywaczem. Już raczej strachem. A co
jeśli to jakiś seryjny morderca lub gwałciciel? Z powodu natłoku tych czarnych
myśli prawie szalałam z rozpaczy.
Jakieś pół godziny później ktoś zapukał do mych drzwi.
Był to mój teść. Poprosił bym udała się z nim do biura i wszystko mu opowiedziała.
- Niech tata poczeka. A co z Łukaszem? Gdzie on jest?
Miał do mnie przyjechać.
- Jest w terenie, szuka Kuby. Chodź już.
- Muszę jechać na komisariat. Policja chce bym podała
szczegóły tej rozmowy…
-…policja ci nie pomoże, to jest teraz nasza sprawa.
- Jak to nasza?- Spytałam gdy Kowalski złapał mnie za
dłoń i prawie zaczął ciągnąć w stronę auta. Posłusznie dreptałam obok niego
wydłużając kroku. – Co to znaczy? Niech mi ktokolwiek coś powie?
- Chodzi mi o to, że teraz przejmuje to CBŚ.
- Dlaczego?- Gdy nie odpowiedział, tylko włożył kluczyki
do stacyjki i udawała skupionego na jeździe, powtórzyłam:- Dlaczego?
- Teraz nie mamy czasu na rozmowę. Powiedz mi wszystko co
mówił tamten mężczyzna. Pamiętaj, że liczy się każde słowo.
- Dobrze- Skinęłam głową wciąż przerażona tymi
tajemnicami. Czułam, że coś jest nie tak. Czułam, że teść coś przede mną
ukrywa, ale strach przed tym co mogę usłyszeć sprawiał, że nie dociekałam już
co to ma być. Chciałam tylko zobaczyć Łukasza, przytulić się do niego, usłyszeć
ponownie zapewnienia że znajdzie naszego synka, że wszystko będzie dobrze…bo w
tej chwili w to nie wierzyłam.
Byłam w biurze tylko raz: przeszło cztery lata temu gdy
po pomocy w ucieczce Jackowi, wściekły Łukasz przywiózł mnie do biura wyjawiając prawdę o moim ukochanym. Wówczas
było to pusto, teraz mimo późnej pory (dochodziła ósma wieczorem) praca wrzała
pełną parą. Wszędzie naokoło kręciło się przynajmniej dwudziestu mężczyzn,
którzy widząc mnie zaczęli się ze mną witać. Ledwie dostrzegalnie skinęłam głowom
kilku mężczyznom, których znałam jako kolegów mojego męża. W tym Arturowi i
Maćkowi, który tym razem się nie uśmiechał. Jako jedyny podszedł do mnie
pytając jak się trzymam. Rozwiał tym samym moje wątpliwości, że wszyscy agenci
już wiedzą o porwaniu Kuby. I najprawdopodobniej nad tym pracują.Z czarnym humorem pomyślałam, że chyba po raz pierwszy cieszę się że mój mąż pracuje do tak później pory.
- Dziękuję, jakoś się trzymam.- Odparłam z trudem.
- Przykro mi. Obiecuję ci, że zrobię wszystko co w mojej
mocy by odnaleźć twojego syna.- Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
- Maciek, zabierz moją synową do sali przesłuchań. Zaraz
tam przyjdę.
- Tak jest, szefie.- Odparł mojemu teściowi Michał.
Na miejscu usiadłam na jednym z krzeseł zastanawiając się
nad całą sytuacją. Miałam coraz gorsze przeczucia. Dlaczego nagle sprawą
porwania mieli się zając agenci CBŚ? Owszem, od samego początku Łukasz
wykorzystywał swoje wpływy jako funkcjonariusza tych służb, ale działał
nieoficjalnie. Bo biuro nie zajmowało się takimi sprawami. A to by znaczyło, że
to nie jest sprawa zwykłego porwania…
- Już jestem.- Dokładnie w chwili gdy ta myśl pojawiła się w mojej głowie pan Włodzimierz zmaterializował się przede mną. Wyglądał na zmęczonego i zaniepokojonego.- Powiedz mi wszystko co pamiętasz z tego co
powiedział ci porywacz podczas telefonu.
- Już ci mówiłam, że…
-…Karolina, może uda ci się przypomnieć sobie coś
jeszcze.- Próbując się skupić wzięłam głęboki wdech na nowo odtwarzając tę
rozmowę. Powtórzyłam dokładnie to co jeszcze zapamiętałam, a starszy Kowalski to
spisał. Na koniec spytałam go:
- Czemu ten porywacz kazał mi pozdrowić Irosa skoro ja
nawet go nie znam?
- Widocznie sądził inaczej.- Odpowiedział mi teść nie
patrząc prosto w oczy. Poczułam gulę w gardle zwiastującą nadejście czegoś
złego.
- Tato…- Zaczęłam dotykając swoją dłonią jego- Kim jest
Iros? Czy ja go znam?
- Karolina, gdy wróci Łukasz wszystko ci opowie.
- Ale ja muszę wiedzieć już teraz.
- Niedługo wszystkiego się dowiesz.- Powtórzył, a potem
uruchomił komputer.- Teraz wskażę ci kilka zdjęć. Być może uda ci się rozpoznać
napastnika.
- Z bazy CBŚ?
- Nie, archiwa służb porządkowych są powiązane. To
zdjęcia przestępców pasujące do profilu porywacza.
- Jakiego profilu? Dzieciobójców, pedofili, gwałcicieli?- Z każdym słowem dalszej wyliczanki mój głos brzmiał coraz bardziej płaczliwie.
- Córeczko, uspokój się.- Pan Kowalski bardzo rzadko
zwracał się tak do mnie najczęściej mówiąc po imieniu, więc ten gest wiele dla
mnie znaczył. Gdy objął mnie niezręcznie odwzajemniłam mu się mocnym
uściskiem.- Wszystko będzie dobrze.
- Łukasz też tak mówił- Szepnęłam.
- Bo tak będzie.- Szybko się ode mnie odsunął.- A teraz
przepraszam, muszę już iść. Zaraz przyjdzie do ciebie jakiś
funkcjonariusz. A ty popatrz na te
fotografie.
- Dobrze.- Z wolna spojrzałam na ekran widząc pierwszą
fotografię otyłego mężczyzny, którą od razu odrzuciłam. Potem był brunet ze
szczurzą twarzą z pewnością niewiele mający wspólnego z tamtym porywaczem.
Kolejne zdjęcia też nie były odpowiednie dlatego przesuwałam kursorem myszki
coraz szybciej. Początkowo uważnie oglądałam każde z nich bojąc się, że
nadmiernym pośpiechem ominę tę odpowiednią. Bo przecież dany bandyta mógł
zmienić kolor włosów lub schudnąć. Jednak z drugiej z takim myśleniem popadałam
tylko w jeszcze większe przerażenie. W pewnej chwili zjawił się jakiś
mężczyzna. Stłumiłam rozczarowanie gdy okazało się, że nie jest to ktoś, kogo
znam. Byłam pewna, że Maciek z pewnością wyznałby mi prawdę o Irosie. Ten
facet, nie. Mimo to spróbowałam.
- Przepraszam.- Zaczęłam czekając aż na mnie spojrzy.
- Tak? Rozpoznała pani kogoś?
- Nie, ale chciałam zapytać o Irosa.- Widziałam jak się
spiął. A więc panowała tu zmowa milczenia aby nic mi nie mówić. Tylko dlaczego?
- Przykro mi, Gardo nie kazał pani na razie o niczym
mówić.- Miał na myśli mojego teścia, który posługiwał się tym pseudonimem w
pracy.
- Ale chyba mam prawo wiedzieć, prawda?
- Naprawdę nie mogę.- Jeszcze przez jakiś czas bazując na
współczuciu próbowałam dalej, ale to nic nie dało. W złości, z powodu
bezsilności przewracałam zdjęcia coraz szybciej. Aż do nadejścia męża. Gdy
wkroczył do pokoju szybko wstałam z miejsca i nie zwracając uwagi na
funkcjonariusza rzuciłam w ramiona. Przymknęłam na moment oczy wdychając jego
zapach który kojarzył mi się z siłą.Miałam nadzieję, że jej część przeniknie na mnie.
- Wszystko dobrze, kochanie?- Spytał biorąc moją
twarz w swoje dłonie.
- Kim jest Iros?- Również odparłam mu pytaniem.
Zauważyłam, że drgnął. -Łukasz?
- Konrad, zostaw nas samych.- Znad mojej głowy rzucił
spojrzenie na towarzyszącego mi do tej pory mężczyzny. A więc tak miał na imię
ten nieprzyjemny facet.
- Tak jest.- Odpowiedział mu oficjalnie.
- Możesz mi w końcu wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi?- Powtórzyłam pytanie gdy tamten wyszedł i zostaliśmy z mężem sami. Łukasz ponownie uniknął odpowiedzi pytaniem:
- Karola, oglądałaś te zdjęcia? Rozpoznałaś napastnika?
- Nie, nikogo nie rozpoznałam. Chcę wiedzieć kim był ten
mężczyzna o którym wspominał porywacz- Nie poddawałam się.
- To potem. Teraz powiedz czy kogoś rozpoznajesz.
- Nie.- Westchnęłam ciężko z rezygnacją.- Nic już nie
pamiętam. Im więcej tych zdjęć obejrzałam tym bardziej się przeraziłam. Każdy z
nich wydaje się być tak okropny…na dodatek czasami wydaje mi się, że to może
być każdy mężczyzna.
- Ciii, nie płacz.- Łukasz znowu mnie objął a ja
pozwoliłam na to. Miałam nadzieję, że jego siła i opanowanie udzielą się i
mnie.
- Ja już dłużej nie mogę.- Czułam jak się załamuję- To trzeci dzień, Łukasz. Już 72
godziny odkąd Kubusia z nami nie ma. Nie potrafię powstrzymać się przed
zastanawianiem się co może mu się teraz dziać: czy ma ciepło, czy ktoś go
karmi, czy go nie bije… Wczoraj…wczoraj gdy się obudziłam śniło mi się, że
on…że on nie…
-…nawet tak nie myśl. On się znajdzie, rozumiesz? Cały i
zdrowy. A za jakiś czas to będzie dla nas tylko niemiłym wspomnieniem.
- Ale ja mam takie wyrzuty sumienia. Jeśli on…jeśli
cokolwiek…- Nie potrafiłam zmusić się by dokończyć tę myśl na głos.-…to ja
nigdy sobie nie wybaczę.
- To nie była twoja wina. Jeśli już to raczej moja.
- Łukasz, Gardo cię prosi. Znalazł Karinę.- Przerwał nam
jakiś męski głos gdy już miałam spytać go co miało znaczyć jego stwierdzenie..
- Jasne, już idę Maciek. Zostań z Karolą, okej? Nie radzi
sobie najlepiej i chcę by ktoś znajomy zawiózł ją do domu.- Choć te ostatnie
słowa niemal wyszeptał do Macieja, to i tak je usłyszałam.
- Nie, ja nie chcę jechać. Chcę pomóc.- Zaprotestowałam.
Oboje spojrzeli na mnie jak na niegrzeczną pięciolatkę.
- Kochanie, nic tu po tobie. Zamartwianie się nic nie da.
- Ale zdjęcia…
-…dokończysz je jutro. Sama mówiłaś, że w tym stanie wszystko
ci się miesza.
Niechętnie zabrałam płaszcz i wyszłam na zewnątrz za
Maćkiem. Już po kilku minutach jechaliśmy samochodem w całkowitym milczeniu.
Przed domem zamierzał zostać ze mną w środku (czy naprawdę wyglądałam tak
okropnie jak się czułam że we wszystkich wzbudzałam litość?), ale nie zgodziłam
się. Zamierzałam popłakać i po użalać się nad sobą w samotności a nie z agentem CBŚ.
- Dzięki Maciek, ale dam sobie już radę. Dziękuję za
podwiezienie.
- Nie ma sprawy. Wiesz, że bardzo cię lubię. I gdyby nie
Łukasz to…
- Jeszcze raz dziękuję.- Przerwałam mu czując się
niezręcznie.
- No tak, sory.- Chyba on też zrozumiał, że jego wyznanie
było nie na miejscu. Zwłaszcza w tych okolicznościach. – I pamiętaj, że Łukasz
nie jest niczemu winien.
- Nie, to tylko moja wina. Ja…- Urwałam widząc coś
dziwnego w jego oczach. Przypomniałam sobie zdanie wypowiedziane przez mojego męża. Coś co mnie zaniepokoiło.- Czemu tak powiedziałeś?
Czemu to miała być wina Łukasza?
- Nie powiedział ci kim jest Iros?
" To nie była twoja wina. Jeśli już to raczej moja"
" To nie była twoja wina. Jeśli już to raczej moja"
- Nie.- Zaprzeczyłam zaczynając się wszystkiego domyśleć.
I choć Maciek zaczął nagle bardzo się spieszyć pobiegłam za nim i zapytałam.
–Czy to mój mąż był Irosem?
- Karolina, przepraszam ja nie powinienem…
- Maciek odpowiedz mi. To on?- Zanim odpowiedział ciężko
westchnął i spojrzał mi w oczy.
- Tak.- A potem moje serce rozsypało się na milion
kawałków, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Padłam na ziemię jak szmaciana
laleczka.
Siedzę i myśle co napisać w komentarzu, ale nic madrego nie przychodzi mi do głowy, jedynie to, że masz ogromny potencjał, takie watki wprowadzasz, że dech zapiera, akcja godna najlepszego kryminału, gratulacje!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ania
Gdy czytam twoje opowiadanie to odpływam, pełen szacunek dla ciebie za to, że potrafisz to tak wymyślić. uwielbiam twoje opowiadania :*
OdpowiedzUsuńCzyli odkryli prowokacje Łukasza..ech mam nadzieję że załatwią tych bandytów...
OdpowiedzUsuńnie przewracaj ich życia do góry nogami. niech będą razem szczęśliwi a intrygi nie za bardzo poważne :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńnie trzymaj nas tyle w niepewności, bo zwariuję! :D
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz następną część?
OdpowiedzUsuńzwariuję, proszę dalej!!!! :*
OdpowiedzUsuń