Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 12 lutego 2015

Cienie przeszłości: Rozdział XIII: Porwanie




         Kilka następnych dni nie było łatwych, choć dzięki wyjaśnieniom męża zrozumiałam więcej. Okazało się, że szajka nad rozpracowaniem której pracowali w biurze przez dobre kilka miesięcy była częścią czegoś znacznie większego, ale jeszcze nie wiedzieli czego.(A przynajmniej ja tak zrozumiałam). Temu właśnie miała przysłużyć się prowokacja Łukasza. By udając chłopaka córki głównego gangstera móc swobodnie obserwować ich świat z najlepszej pozycji. Na zakończenie tej opowieści Łukasz zapewnił mnie, że bardzo mnie kocha i obiecuje, że po tej sprawie kończy z czynną służbą i zajmie się papierkową robotą. I będzie pracował tylko osiem godzin dziennie.
- Czy tym razem dotrzymasz obietnicy?- Spytałam.
- Tak, dotrzymam. Przysięgam na wszystko co chcesz. Mówiłem ci wcześniej, że ta sprawa jest dla mnie bardzo ważna.
- Nawet na Kubusia?- Drążyłam.
- Nawet na naszego synka. Uprzedziłem już o wszystkim ojca, więc możesz się upewnić rozmawiając z nim. Masz rację i to wszystko zabrnęło za daleko. I obiecuję ci, że potem wszystko ci wynagrodzę. I Kubusiowi też.
- I nie będziesz przenosić pracy do domu?- Spytałam nie mogąc powstrzymać nadziei w głosie. Łukasz roześmiał się słysząc to zdanie wypowiedziane przeze mnie tak niepewnym tonem.
- Tak, kochanie nie będę. – Odparł a potem objął mnie i przytulił całując w skroń.- Pojedziemy na jakieś wspólne wakacje we trójkę, najlepiej nad morze. Pamiętasz jak było fajnie gdy pojechaliśmy tam zaraz po ślubie?
- Fajnie?- Odsunęłam się od niego lekko patrząc w twarz.- Było okropnie. Stale pracowałeś.-Przypomniałam jednocześnie wracając myślami do wspomnień z tamtego wyjazdu.
- Nie stale. Ale ty przez cały czas narzekałaś. Gdybym wiedział, że wtedy jesteś  w ciąży to traktowałbym cię łagodniej.
- Narzekałam na ciebie nie przez hormony. Byłeś irytujący z tym laptopem, przyznaj.
- Może.- Uśmiechnął się puszczając mi żartobliwie oko. Potem spojrzał prosto w oczy by po chwili przenieść spojrzenie na moje usta. Wiedziałam co chce zrobić i przełknęłam ślinę. Tyle, że zamiast pocałunku usłyszałam płacz Kubusia.
- Pójdę do niego.- Wysunęłam się z objęć męża jednocześnie zadowolona i zła z tego, że uniknęłam między nami fizycznego kontaktu. Powinnam być konsekwentna i nie pozwolić tak łatwo sobą manipulować skoro kilka dni temu stwierdziłam, że Łukasz może się do mnie zbliżyć dopiero po zakończeniu tej sprawy, w której udaje chłopaka gangsterki. Chciałam by był tylko mój. Bo teraz czasami zastanawiałam się czy nadal go kocham.
Choć mimo wszystko musiałam przyznać, że poprawiło się między nami. Łukasz stał się bardziej otwarty, zniknęła gdzieś nerwowość i czujność. Teraz zrozumiałam, że po prostu żył w permanentnym strachu i w domu, i w pracy, bo w każdym z tych miejsc grał. Przede mną musząc udawać kawalera, a przed gangsterami przestępcę. Mogłam sobie wyobrazić jakie to musiało być trudne dla mężczyzny, dla którego sprawiedliwość i uczciwość były najważniejsze. Teraz przynajmniej otwarcie mógł zostawiać obrączkę w domu nie musząc się narażać na tłumaczenia czy ubierać jeszcze bardziej, można by rzecz luzacko i nieco dresiarsko. W jednym z zestawów naprawdę wydawał mi się być groźny i gdybym go nie znała z pewnością przestraszyła na ulicy w ciemnym zaułku. W czarnej, ściśle dopasowanej bokserce, obciętych dżinsach, z grubym złotym łańcuchem na karku i zegarku na przegubie nadgarstka oraz widocznym zaroście wyglądał na bardzo niebezpiecznego. Widząc go w takim wydaniu już  wcale nie dziwiłam się, że ktokolwiek może go uznać za przestępcę. To znaczy, zgodnie z jego wymyślonym życiorysem, byłego recydywistę.
Minęło kolejne kilka dni. Zadzwoniła do mnie szczęśliwa Beti informując o konkretnej już ustalonej dacie ślubu z Krzyśkiem, która miała przypaść na 25 grudnia. Choć Dziubiński chciał ożenić się jak najszybciej, to jednak idąc za argumentacją rodziców zgodził się na lekką zwłokę. No i Beata chciała wszystko przygotować jak należy. Ja oczywiście podczas odwiedzin zażartowałam z niej, że chce mieć te pół roku na ewentualną zmianę zdania, ale ta spojrzała na mnie poważnie mówiąc, że jest pewna swojej decyzji i nie zamierza z niczego się wycofać. Przeciwnie: boi się, że to Krzysztof może zrezygnować. Ten jednak bardzo rozbawiony odparł (bo mieszkał teraz razem z Beatą, więc był obecny przy naszej rozmowie), że słowo już się rzekło i nawet gdyby chciał to tego nie zrobi. W tym momencie moja przyjaciółka naturalnie zaczęła go okładać pięściami, ale gdy próbując ją powstrzymał rzucił od niechcenia, że bardzo ją kocha i nie zamierza nigdy zostawić, w jej oczach pojawiły się łzy (a przynajmniej się lekko zaszkliły). Potem nastąpiła zwyczajowa już scena namiętnego pocałunku.
Dopiero szykując się do wyjścia Beti spytała o mnie i Łukasza.
- Przepraszam, jestem okropną egotyczką. Ciągle tylko ja i ja, a nawet nie spytałam jak ci się wiedzie z mężem. Porozmawiałaś z nim?
- A, chodzi ci o…- Wymownie poruszyłam brwiami.
- Tak, o te sprawy. Coś się ruszyło?
- Tak jakby.- Po krótce opisałam jej całą sytuację łącznie z prowokacją w jakiej bierze udział Łukasz kończąc słowami:- Tak więc jak widzisz, nie jest źle.
- Och, rozumiem że fakt iż całuje się z jakąś pustogłową laską nie jest przyjemny, ale nie powinnaś dłużej trzymać go na dystans. A co jeśli ta sprawa będzie ciągnąć się miesiącami? Słyszałam, że takie prowokacje są czasochłonne. Nie tak łatwo wkupić się w łaski przestępców.
- Wiem, ale nie mogłam inaczej. A poza tym może to go zachęci do działania.
- Och ty szelmo.- Beata spojrzała na mnie z błyskiem uznania w oczach. A może było to tylko rozbawienie?- Masz rację, metoda kija i marchewki jest tutaj najlepsza. Musisz mu pokazać kto rządzi w waszym małżeństwie. Ja też zamierzam trzymać Krzysia krótko.
- …słyszałem to!.- Dało się słyszeć dochodzący z wnętrza mieszkania głos Dziubińskiego. (Bo my dwie stałyśmy już praktycznie na klatce.) Roześmiałam się.
- Oho, już to widzę. W każdym bądź razie dzięki za wsparcie i rady.
- Nie ma za co. To ja jestem twoją dłużniczką. Gdyby nie ty to nie zaryzykowałabym i nadal płakała w poduszkę użalając się nad sobą. A tak jestem szczęśliwą matką i niedługo będę też żoną. No i Dziubińscy mnie przeprosili, wyobrażasz sobie? Zapomniałam ci o tym wspomnieć…- Jak to zwykle bywa, moje zakończenie wizyty odbyło się z kilkuminutowym opóźnieniem tak, że towarzyszący mi Kubuś zaczął się niecierpliwić. W końcu korzystając z tej wymówki wyszłam na zewnątrz czując ulgę. Beti zawsze była wielką gadułą, ale już szczęśliwa Beti to gaduła do kwadratu. W czasie jej przemowy nie sposób wtrącić nawet słówka, a co dopiero przerwać.
- Ale ciocia jest gadułą, co kochanie?- Spytałam synka wesoło.- To co jedziemy autobusem czy czekamy na tramwaj?
- Busiem!- Zdecydował malec.
- A więc chodźmy.
Dom mojej przyjaciółki znajdował się dalej niż poprzednio, więc jechaliśmy kilka minut dłużej z przesiadką. Właśnie w jej czasie wydarzyła się tragedia.
Do dziś nie jestem w stanie stwierdzić jak to się wszystko odbyło, do dziś pluję sobie w brodę zastanawiając się co by było gdybym wybrała tramwaj lub wsiadła do autobusu z synem jako jedna z pierwszych. Bo czekając na przystanku autobusowym, niespodziewanie ktoś odgrodził mnie od synka. Jednak nie stało się to przypadkiem: dwójka ciemno odzianych mężczyzn wiedziała co robi wybierając moment gdy autobus nadjechał, a więc jego pasażerowie również. Och, czemu wsiadałam na końcu?
Krzyczałam wzywając pomocy i nie mając pojęcia co dalej zrobić. Mimo wszystko biegłam co tchu goniąc porywaczy. Nie wiem skąd miałam tyle siły na kilkuminutowy bieg, bo od jakiegoś czasu w ogóle nie uprawiałam żadnego sportu, ale wciąż biegłam. Zdawało mi się nawet, że doganiam bandytów. Ale wówczas pojawiło się auto.
- Nie- Szepnęłam nie przestając biec- Nie! Nie! Nie!- Krzyczałam już- Kubuś! Oddajcie mi syna! Pomocy!- Czułam, że tracę siły zdając sobie sprawę z beznadziejności mojej sytuacji. Ale zanim bandyci zdołali wciągnąć go do ciemnego auta ja zdążyłam jeszcze usłyszeć pełen cierpienia krzyk:
- Mama!- Dopiero potem głośno zaszlochałam. Wiedząc, że w takiej chwili najważniejszy jest spokój (nie na darmo byłam żoną agenta CBŚ) wyjęłam komórkę dzwoniąc na policję. Podałam im wszystkie niezbędne informacje: przede wszystkim model auta, jego kolor i kilka pierwszych cyfr numeru rejestracyjnego, bo nie zdołałam zapamiętać całości. Dopiero potem wybrałam numer męża. Tak jak się spodziewałam, nie odbierał. Mimo wszystko postanowiłam napisać mu wiadomość. Gdy na wyświetlaczu pojawiło się napisane przeze mnie zdanie: PORWALI NAM DZIECKO, WRACAJ DO DOMU JAK NAJSZYBCIEJ  z moich oczu potoczyła się kolejna fala łez. Miałam nadzieję, że szybko znajdą Kubę.
Wówczas jeszcze nie czułam aż tak wielkiego strachu (a przynajmniej teraz wiem z perspektywy czasu, że był jeszcze niczym w porównaniu do tego co miało nadejść później.) Może nie zdawałam sobie sprawy z niebezpieczeństwa lub wierzyłam w nasze służby policyjne. Dość powiedzieć, że wierzyłam w szczęśliwe zakończenie tej historii. W końcu bandyci nie porywają dwuletniego dziecka w biały dzień w jednym z największym miast w Polsce!
Kilka godzin później, gdy Łukasz zjawił się na komisariacie, krztusząc się łzami opowiedziałam mu o wszystkim. Przestałam już bezgranicznie ufać policji, która mając dość szczegółowe dane auta napastników twierdziła, że nie znaleziono takiego modelu w obszarze porwania. W uszach wciąż pobrzmiewał mi krzyk mojego synka będący wołaniem o pomoc: mama.
- Łukasz, musisz go znaleźć.- Powiedziałam zapłakanym głosem wtulając twarz w jego pierś.- Musisz znaleźć naszego syna.
- Ciii, spokojnie. Na razie pozwólmy działać policji.
- Ale oni nic nie robią. Minęło już sześć godzin i zbliża się wieczór, a nadal nic nie wiadomo. Kubuś będzie się bał i…
- Karola, wszystko będzie dobrze. Znajdziemy go.
- Ale po co oni go porwali? Myślisz, że coś mu zrobią?
- Nie mam pojęcia, ale wszystkiego się dowiemy. Byłaś bardzo dzielna i przytomna zapamiętując takie szczegóły jak numer z tablicy rejestracyjnej.
- Ale tylko część. Tak przynajmniej wiadomo byłoby kim jest właściciel.
- Niekoniecznie. Auto mogło być skradzione.
- Nawet jeśli to przecież już jakiś trop. A tak nie wiemy nic.
- Cierpliwości. Zobaczysz, że nasz mały chłopiec znajdzie się szybciej niż sądzimy.
Kolejne godziny mijały niepostrzeżenie szybko. I tak popołudnie przeszło w wieczór a ten zamienił się w noc. Wracając do domu z mężem czułam się okropnie. Wciąż myślami byłam przy Kubusiu obwiniając się o wszystko. Czemu zabrałam go na spotkanie u Beti? Gdybym zostawiła go u teściów być może nie zostałby porwany. Być może teraz wracałby do domu razem ze mną.
Noc minęła mi całkowicie bezsennie. Uparcie gapiąc się w ekran komórki czekałam na obiecaną wiadomość od funkcjonariusza policji, ale bez skutku. Łukasz po odwiezieniu mnie do domu pojechał jeszcze na posterunek za co byłam na niego zła. Gdybym wiedziała, że mogę tam zostać to zostałabym. W domu czułam się całkowicie bezużyteczna.
Rankiem wstałam bardzo wcześniej czując się jak wyzuty mop. Łukasz czekał w kuchni z gorącą kawą i sporządzonymi naprędce kanapkami.
- Dałem policji więcej zdjęć Kubusia by łatwiej mogli rozpoznać dziecko.
- Więc jeszcze go nie znaleźli?
- Nie.
- A co z samochodem? Przecież podałam numery rejestracy…
-…samochód został porzucony pięć kilometrów od przystanku autobusowego na którym dokonano porwania. Do tej pory wiadomo tylko tyle, że był zarejestrowany na Bartosza Cisowskiego, który od kilku lat nie żyje. Ale dzięki temu wiemy przynajmniej, że Kubuś został prawdopodobnie porwany przez zwykłych złodziejaszków liczących na łatwy łup, bo ten facet obracał się w takim towarzystwie za życia. Więc spróbuj spojrzeć na wszystko trochę optymistyczniej.- Skinęłam głową zastanawiając się czy to może być prawda. Bo przypominając sobie dobrze wykrojone garnitury mężczyzn i ich stanowcze zachowanie jakoś nie wyglądali mi na nowicjuszy. Raczej na zawodowców, którzy z przerażającą zaciętością i brakiem emocjonalności wykonują swoje zadanie. Nie podzieliłam się jednak ze swoim spostrzeżeniem z Łukaszem. - Aha i chcę byś spotkała się z rysownikiem CBŚ i jak najdokładniej opisała sprawców. Postaramy się odtworzyć ich wygląd.
- CBŚ też jest w to zaangażowane?
- Nieoficjalnie, tak. Ja jestem w to zaangażowany jako ojciec dziecka.
Spotkanie z rysownikiem okazało się być inne niż się spodziewałam. Przede wszystkim dłuższe i dużo bardziej męczące (choć może była to kwestia niewyspania) Na dodatek widziałam tylko jednego ze sprawców, to znaczy jego twarz i to dosłownie na ułamek sekundy. Nie byłam w stanie sprecyzować szczegółów jego wyglądu poza ogólnikami takimi jak wzrost czy waga. Po wszystkim zamierzałam jechać na komisariat policji i dowiedzieć się czy coś już odkryli, ale Łukasz odwiódł mnie od tego pomysłu. Powiedział, że być może jeśli to porwanie dla okupu porywacz może się do nas odezwać. Nie wiadomo czy posłuży się numerem komórkowym czy stacjonarnym jaki mimo wszystko posiadaliśmy. Tyle, że mijał kolejny dzień a nikt nadal nie dzwonił.
Następnego dnia odkąd nie było z nami Kubusia zaczynałam się powoli załamywać. I choć odwiedziła mnie Beti jej wizyta jeszcze bardziej mnie zasmuciła. Moja przyjaciółka bowiem zadręczała się myślą, że to wszystko jej wina stale powtarzając, że jeśli Kubusiowi coś się stanie ona sobie tego nigdy nie daruje. Wiedziałam, że to głupota : przecież fakt, że wracaliśmy z odwiedzin od niej o niczym nie świadczy, ale ona i tak wiedziała swoje. Tyle, że jej lament i czcza paplanina doprowadzały mnie do ostateczności i wściekłości. Ucieszyłam się gdy w końcu wyszła, a ja mogłam w spokoju iść do kuchni by spytać męża o postępy w śledztwie.
Łukasz z ojcem przeglądali bazę danych więźniów i przestępców. Początkowo siedziałam z nimi w kuchni, ale po kilku godzinach zdezerterowałam. Słuchając o ich machlojkach nie mogłam powstrzymać się od myśli, że mój maleńki synek może być w rękach któregoś z nich. Mijała dziś trzecia doba od jego zniknięcia a nikt nadal nic nie wiedział. A na moją komórkę zamiast porywacza dzwonili po kolei wszyscy członkowie rodziny wciąż pytając czy już coś wiem tak jak teraz mama. Ale co ja niby miałam wiedzieć? Wciąż tylko słyszałam w uszach dźwięk przeraźliwego płaczu synka gdy zanim wrzucono go do samochodu krzyknął: „mama”. Uciekłam do własnej sypialni starając się płakać jak najciszej. Nie chciało mi się nawet szykować czegoś do jedzenia a tym bardziej jeść.
Musiałam zasnąć na trochę, bo gdy się ocknęłam było już całkowicie ciemno. Usłyszałam dźwięk prysznica, więc domyśliłam się, że mój teść najwyraźniej już poszedł do domu, a mąż bierze prysznic. Głośno westchnąwszy weszłam do kuchni po szklankę wody. Upijając pierwszy łyk machinalnie usiadłam na krzesełku obok fragmentu stołu na którym nadal tkwiła masa dokumentów. Spojrzałam na leżący najbliżej. Był to wydruk profilu jakiegoś przestępcy. Zmuszanie do prostytucji, handel narkotykami i żywym towarem, przeczytałam i włos zjeżył mi się na głowie. Pomyślałam o moim małym chłopczyku. Przecież wiele rodzin chciało mieć dzieci. Czy Kubuś został porwany właśnie w takim celu? Co jeśli to prawda? Jeśli jakiś zły człowiek sprzedał go wywożąc na wschód jakiejś rodzinie? Czy kiedykolwiek go jeszcze zobaczę? Wzięłam do ręki kolejną kartkę. Na niej z kolei widniało inne zdjęcie starszego mężczyzny. Gdy jednak przeczytałam za co został skazany zamarłam.
Pedofilia. Porywanie małych chłopców, najczęściej w wieku dwóch- trzech lat. Po 15 latach więzienia rok temu wyszedł na wolność. Boże, a jeśli to on porwał Kubę? A jeśli nawet nie dokładnie on, ale inny zwyrodnialec tego typu? Przecież takie przeżycie może doprowadzić do nieodwracalnych szkód w jego psychice. Miał dopiero dwa latka, ale to nie znaczy, że niczego nie zrozumiał. Jeśli tylko ktoś skrzywdziłby go w ten sposób to ja... urwałam swoją myśl. Bo nic nie mogłam zrobić. Byłam kompletnie bezsilna. Mojego syna ktoś w tej chwili mógł bić, głodzić, gwałcić a może nawet mordować a ja byłam tylko w stanie lamentować i prosić Boga by się odnalazł. Ukryłam twarz w dłoniach starając się płakać bezgłośnie. Co ze mnie za matka, że nie dopilnowałam własnego dziecka? I jak będę mogła żyć z tą świadomością nawet jeśli Kubuś się odnajdzie?
– Karolina...- Zanim Łukasz wypowiedział moje imię już wcześniej słyszałam jego kroki, więc wiedziałam że się zbliża. Nie starałam się jednak powstrzymać łez.
   Czy porwali go jacyś pedofile i handlarze żywym towarem?
– Oczywiście, że nie.- Zaprzeczył szybko.- To byli zwykli bandyci który dostrzegli możliwość łatwego wzbogacenia się.
– Więc co znaczą te wszystkie zdjęcia? Czemu wydrukowałeś akurat te fotografie sprawdzacie jakichś całkowitych dewiantów? I czemu w takim razie skoro porwali go zwykli bandyci nie chcieli okupu? Dlaczego więżą naszego synka? A jeśli tu wcale nie chodzi o porwanie dla pieniędzy?- Spytałam łkając. On usiadł na krzesełku obok mnie przyciągając moją głowę do swojej piersi. Wtuliłam się w nią, choć wiedziałam że to nie da ukojenia mojemu sumieniu i nerwom.
– Nie wiem, kochana. Ale przynajmniej mamy już jakiś trop. No i minęły dopiero trzy dni. To naprawdę dużo.
– Dużo? Przecież w każdej chwili mogą go zabić. A to, że żył trzy doby temu nie znaczy, że...O Boże, przecież on może już nie żyć.- Załkałam głośniej gdy zdałam sobie z tego sprawę.
       Kuba żyje, rozumiesz?- Łukasz wziął moją twarz w swoje dłonie patrząc prosto w oczy- Nasz mały synek żyje i znajdziemy go. Przekopię całą ziemię jeśli będzie trzeba i przyprowadzę go do ciebie. Nigdy się nie poddam.
       Och Łukasz... wybacz mi. Błagam wybacz mi.- Szlochałam dalej.- To wszystko moja wina, to ja go nie upilnowałam. Gdybym była ostrożniejsza na tym przystanku nic by się nie stało. Gdybym tylko…
   Nie wolno ci tak mówić. Dobrze, że oni nie zrobili krzywdy tobie.
   Ale gdyby nie ja Kuba by nie zniknął. Byłam nieostrożna.
– Nie. Nie mogłaś przewidzieć tego co się stało. Przecież byli tam również inni ludzie. Skoro oni nie mogli nic zrobić ty sama tym bardziej.
   Ale to ja powinnam go pilnować. To ja byłam za niego odpowiedzialna.
   Kara, nikt cię o nic nie obwinia, a przede wszystkim ja cię o nic nie obwiniam. Więc przestań to robić.
– A jeśli coś mu się stanie? Nigdy sobie tego nie wybaczę, rozumiesz? Nigdy!- Znowu z moich oczu trysnął kolejny strumień łez. A Łukasz znowu mnie przytulił. Potem pocałował w skroń.
   Będzie dobrze, kochanie. Będzie dobrze. Musimy być teraz silni.
Łatwiej było powiedzieć niż zrobić. Z każdą minutą, godziną, dobą czułam jak powoli wariuję. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić więc na zmianę płakałam w poduszkę, tępo wpatrywałam się w telewizor lub ekran komórki albo oglądałam zdjęcia Kubusia. Jednak robiąc to ostatnie czułam się jeszcze gorzej. Naprawdę byłam okropną matką, bo jaka matka mogła dopuścić do tego by porwano jej dziecko? Powinnam mocno chwycić Kubę za rączkę i nie puszczać. Powinnam rozejrzeć się i zrozumieć, że dwoje postawnych mężczyzn ubranych na czarno w okularach przeciwsłonecznych wygląda podejrzanie na przystanku autobusowym w środku lata. Powinnam…tyle, że tego nie zrobiłam, Ten fakt bolał mnie również dlatego, że obawiałam się myśli Łukasza. W tym wszystkim mocno mnie wspierał, ale tak naprawdę czułam że obarcza winą mnie. On też był zaangażowany w odnalezienie naszego syna. Dzwonił do mnie regularnie co trzy godziny pytając czy wszystko w porządku i czy nikt do mnie nie dzwonił. Pękało mi serce za każdym razem gdy kręcąc głową odpowiadałam, że nie. Znaczyło to bowiem, że on też nic jeszcze nie wie. Na dodatek w tych ciężkich chwilach towarzyszyła mi mama i teściowa, tak bym nie zostawała sama gdy Łukasz na własną rękę pomaga w poszukiwaniach. Tyle, że nic z nich nie wynikało.
Sytuacja zmieniła się dopiero wieczorem. Leżąc bezwładnie na sofie wpatrywałam się w sufit gdy zadzwoniła moja komórka. Byłam wówczas sama, bo ledwie kilka minut temu mama wyszła. W pierwszej chwili sądziłam, że to mój mąż, ale nieznany numer mnie zaintrygował.
- Halo?- Odezwałam się odbierając telefon.
- Karolina Kowalska?- Spytał mnie niewyraźny chrapliwy głos.
- Tak, a o co chodzi?
- O pani syna.- Cała krew odpłynęła mi z twarzy, a język odmówił posłuszeństwa. Na zmianę uderzały mną gorące i zimne poty, a nogi stały się jak z waty. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie wszystkie wskazówki jakich udzielał mi mąż na tę chwilę gdyby dzwonił porywacz. Tyle, że nie na komórkę. Tam sprzęt naprowadzający był bezużyteczny dlatego szybkim ruchem włączyłam głośnik odpowiednim przyciskiem na ekranie dotykowym i nagrywarkę rozmowy.
- Ma pan mojego syna? Ma pan Kubusia?!
- Spokojnie, mam dzieciaka.
- Czy jest bezpieczny? Gdzie go trzymacie? Proszę mi go natychmiast oddać!- Moje żądania wywołały tylko niewyraźny tłumiony śmiech. Ja sama zdawałam sobie sprawę, że moje rozkazy są irracjonalne i nie ja dyktuję warunki. Mimo to musiałam spróbować. Po prostu musiałam.
- Paniusiu, nie wrzeszcz tak bo mnie rozzłościsz i niczego ci nie powiem.- Wzięłam głęboki wdech próbując się uspokoić.
- Dobrze. Ale proszę, niech pan powie czego chce. Dam wszystko co pan zechce, tylko proszę zwrócić mi syna.- W końcówce zdania mój głos się lekko załamał. Przez moment, gdy w słuchawce zapadła cisza miałam nadzieję, że porywacz w końcu powie coś konkretnego. Ale ten w końcu tylko się zaśmiał.
   Czekaj na instrukcję, paniusiu. W odpowiednim czasie wszystko wyjaśnię. Proszę czekać na mój telefon.
   Niech pan się nie rozłącza! Chce usłyszeć synka, proszę mi go dać do telefonu.
   Dzieciak teraz śpi, a nie chcę go obudzić, bo znowu będzie ryczał- Słysząc to w moich oczach stanęły łzy. Z zawodu i bezsilności spowodowanej beznamiętnym twierdzeniem tamtego. A więc Kubuś płakał tęskniąc za rodzicami i bezpiecznym domem. Załkałam bezgłośnie.
   Proszę... błagam pana. Muszę go usłyszeć. Chcę wiedzieć czy nic mu nie jest.- Prosiłam. W głowie pojawiła mi się myśl, że dzwoniący facet może wcale nie mieć mojego syna i tylko udawać. Ale z drugiej strony: niby czemu? I skąd wówczas miał by mój numer telefonu? Działania policyjne nie rozciągały się na media czy telewizje.
- Mówiłem, że bachor śpi. A jeśli nie chcesz to mi nie wierz. Zadzwonię jutro. Czekaj na instrukcje.
- Nie, niech pan się nie rozłącza. Niech pan odda mi moje dziecko. Po co pan to robi? Dlaczego?
– Z zemsty kochaniutka.- Na moment przestałam płakać. W końcu powiedział coś konkretnego.
– Co to znaczy?- Nie odpowiedział mi, więc powtórzyłam głośniej:- Co to znaczy? Jakiej zemsty?
  Proszę przesłać pozdrowienia dla Irosa. I czekać na mój kolejny telefon.
– Irosa? Kim on jest? Halo? Proszę pana? Halo!- Krzyczałam do komórki, ale dobrze wiedziałam, że jest już pusta. Chwilę czekałam jeszcze na ponowny telefon, ale gdy przez kilka następnych minut nic się nie działo wykręciłam numer męża. Odebrał po trzech sygnałach.- Łukasz, porywacz do mnie dzwonił.
   Kiedy?
   Przed chwilą.
   Chciał okupu? Stawiał jakieś żądania?
– Nie.- Po krótce streściłam mu całą sytuację a on obiecał, że zaraz wróci do domu.- Na koniec powiedział coś dziwnego. Kazał mi pozdrowić jakiegoś Irosa.
   Co?
– Irosa. Tak dokładnie powiedział. Wiesz kto lub co to jest? To jakiś pseudonim?- Jedyną odpowiedzią Łukasza na moje pytanie były dwa słowa:
   O Boże.
- Co to znaczy Łukasz? Łukasz, odezwij się, wytłumacz mi to. Łukasz zaczynam się bać. Łukasz!- W końcu zdałam sobie sprawę, że mówię do pustej słuchawki. Nadal roztrzęsiona wybrałam numer policji by poinformować ją o tym telefonie. Miałam nadzieję, że mój mąż szybko przyjedzie, bo najwyraźniej coś wiedział. Być może ten cały Iros był przestępcą i mój mąż domyślał się kto porwał naszego synka? Choć z drugiej strony jego głos nie zabrzmiał radośnie gdy informowałam go o treści rozmowy z porywaczem. Już raczej strachem. A co jeśli to jakiś seryjny morderca lub gwałciciel? Z powodu natłoku tych czarnych myśli prawie szalałam z rozpaczy.
Jakieś pół godziny później ktoś zapukał do mych drzwi. Był to mój teść. Poprosił bym udała się z nim do biura i wszystko mu opowiedziała.
- Niech tata poczeka. A co z Łukaszem? Gdzie on jest? Miał do mnie przyjechać.
- Jest w terenie, szuka Kuby. Chodź już.
- Muszę jechać na komisariat. Policja chce bym podała szczegóły tej rozmowy…
-…policja ci nie pomoże, to jest teraz nasza sprawa.
- Jak to nasza?- Spytałam gdy Kowalski złapał mnie za dłoń i prawie zaczął ciągnąć w stronę auta. Posłusznie dreptałam obok niego wydłużając kroku. – Co to znaczy? Niech mi ktokolwiek coś powie?
- Chodzi mi o to, że teraz przejmuje to CBŚ.
- Dlaczego?- Gdy nie odpowiedział, tylko włożył kluczyki do stacyjki i udawała skupionego na jeździe, powtórzyłam:- Dlaczego?
- Teraz nie mamy czasu na rozmowę. Powiedz mi wszystko co mówił tamten mężczyzna. Pamiętaj, że liczy się każde słowo.
- Dobrze- Skinęłam głową wciąż przerażona tymi tajemnicami. Czułam, że coś jest nie tak. Czułam, że teść coś przede mną ukrywa, ale strach przed tym co mogę usłyszeć sprawiał, że nie dociekałam już co to ma być. Chciałam tylko zobaczyć Łukasza, przytulić się do niego, usłyszeć ponownie zapewnienia że znajdzie naszego synka, że wszystko będzie dobrze…bo w tej chwili w to nie wierzyłam.
Byłam w biurze tylko raz: przeszło cztery lata temu gdy po pomocy w ucieczce Jackowi, wściekły Łukasz przywiózł mnie do biura  wyjawiając prawdę o moim ukochanym. Wówczas było to pusto, teraz mimo późnej pory (dochodziła ósma wieczorem) praca wrzała pełną parą. Wszędzie naokoło kręciło się przynajmniej dwudziestu mężczyzn, którzy widząc mnie zaczęli się ze mną witać. Ledwie dostrzegalnie skinęłam głowom kilku mężczyznom, których znałam jako kolegów mojego męża. W tym Arturowi i Maćkowi, który tym razem się nie uśmiechał. Jako jedyny podszedł do mnie pytając jak się trzymam. Rozwiał tym samym moje wątpliwości, że wszyscy agenci już wiedzą o porwaniu Kuby. I najprawdopodobniej nad tym pracują.Z czarnym humorem pomyślałam, że chyba po raz pierwszy cieszę się że mój mąż pracuje do tak później pory.
- Dziękuję, jakoś się trzymam.- Odparłam z trudem.
- Przykro mi. Obiecuję ci, że zrobię wszystko co w mojej mocy by odnaleźć twojego syna.- Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
- Maciek, zabierz moją synową do sali przesłuchań. Zaraz tam przyjdę.
- Tak jest, szefie.- Odparł mojemu teściowi Michał.
Na miejscu usiadłam na jednym z krzeseł zastanawiając się nad całą sytuacją. Miałam coraz gorsze przeczucia. Dlaczego nagle sprawą porwania mieli się zając agenci CBŚ? Owszem, od samego początku Łukasz wykorzystywał swoje wpływy jako funkcjonariusza tych służb, ale działał nieoficjalnie. Bo biuro nie zajmowało się takimi sprawami. A to by znaczyło, że to nie jest sprawa zwykłego porwania…
- Już jestem.- Dokładnie w chwili gdy ta myśl pojawiła się w mojej głowie pan Włodzimierz zmaterializował się przede mną. Wyglądał na zmęczonego i zaniepokojonego.- Powiedz mi wszystko co pamiętasz z tego co powiedział ci porywacz podczas telefonu.
- Już ci mówiłam, że…
-…Karolina, może uda ci się przypomnieć sobie coś jeszcze.- Próbując się skupić wzięłam głęboki wdech na nowo odtwarzając tę rozmowę. Powtórzyłam dokładnie to co jeszcze zapamiętałam, a starszy Kowalski to spisał. Na koniec spytałam go:
- Czemu ten porywacz kazał mi pozdrowić Irosa skoro ja nawet go nie znam?
- Widocznie sądził inaczej.- Odpowiedział mi teść nie patrząc prosto w oczy. Poczułam gulę w gardle zwiastującą nadejście czegoś złego.
- Tato…- Zaczęłam dotykając swoją dłonią jego- Kim jest Iros? Czy ja go znam?
- Karolina, gdy wróci Łukasz wszystko ci opowie.
- Ale ja muszę wiedzieć już teraz.
- Niedługo wszystkiego się dowiesz.- Powtórzył, a potem uruchomił komputer.- Teraz wskażę ci kilka zdjęć. Być może uda ci się rozpoznać napastnika.
- Z bazy CBŚ?
- Nie, archiwa służb porządkowych są powiązane. To zdjęcia przestępców pasujące do profilu porywacza.
- Jakiego profilu? Dzieciobójców, pedofili, gwałcicieli?- Z każdym słowem dalszej wyliczanki mój głos brzmiał coraz bardziej płaczliwie.
- Córeczko, uspokój się.- Pan Kowalski bardzo rzadko zwracał się tak do mnie najczęściej mówiąc po imieniu, więc ten gest wiele dla mnie znaczył. Gdy objął mnie niezręcznie odwzajemniłam mu się mocnym uściskiem.- Wszystko będzie dobrze.
- Łukasz też tak mówił- Szepnęłam.
- Bo tak będzie.- Szybko się ode mnie odsunął.- A teraz przepraszam, muszę już iść. Zaraz przyjdzie do ciebie jakiś funkcjonariusz.  A ty popatrz na te fotografie.
- Dobrze.- Z wolna spojrzałam na ekran widząc pierwszą fotografię otyłego mężczyzny, którą od razu odrzuciłam. Potem był brunet ze szczurzą twarzą z pewnością niewiele mający wspólnego z tamtym porywaczem. Kolejne zdjęcia też nie były odpowiednie dlatego przesuwałam kursorem myszki coraz szybciej. Początkowo uważnie oglądałam każde z nich bojąc się, że nadmiernym pośpiechem ominę tę odpowiednią. Bo przecież dany bandyta mógł zmienić kolor włosów lub schudnąć. Jednak z drugiej z takim myśleniem popadałam tylko w jeszcze większe przerażenie. W pewnej chwili zjawił się jakiś mężczyzna. Stłumiłam rozczarowanie gdy okazało się, że nie jest to ktoś, kogo znam. Byłam pewna, że Maciek z pewnością wyznałby mi prawdę o Irosie. Ten facet, nie. Mimo to spróbowałam.
- Przepraszam.- Zaczęłam czekając aż na mnie spojrzy.
- Tak? Rozpoznała pani kogoś?
- Nie, ale chciałam zapytać o Irosa.- Widziałam jak się spiął. A więc panowała tu zmowa milczenia aby nic mi nie mówić. Tylko dlaczego?
- Przykro mi, Gardo nie kazał pani na razie o niczym mówić.- Miał na myśli mojego teścia, który posługiwał się tym pseudonimem w pracy.
- Ale chyba mam prawo wiedzieć, prawda?
- Naprawdę nie mogę.- Jeszcze przez jakiś czas bazując na współczuciu próbowałam dalej, ale to nic nie dało. W złości, z powodu bezsilności przewracałam zdjęcia coraz szybciej. Aż do nadejścia męża. Gdy wkroczył do pokoju szybko wstałam z miejsca i nie zwracając uwagi na funkcjonariusza rzuciłam w ramiona. Przymknęłam na moment oczy wdychając jego zapach który kojarzył mi się z siłą.Miałam nadzieję, że jej część przeniknie na mnie.
- Wszystko dobrze, kochanie?- Spytał biorąc moją twarz w swoje dłonie.
- Kim jest Iros?- Również odparłam mu pytaniem. Zauważyłam, że drgnął. -Łukasz?
- Konrad, zostaw nas samych.- Znad mojej głowy rzucił spojrzenie na towarzyszącego mi do tej pory mężczyzny. A więc tak miał na imię ten nieprzyjemny facet.
- Tak jest.- Odpowiedział mu oficjalnie.
- Możesz mi w końcu wyjaśnić o co w tym wszystkim chodzi?- Powtórzyłam pytanie gdy tamten wyszedł i zostaliśmy z mężem sami. Łukasz ponownie uniknął odpowiedzi pytaniem:
- Karola, oglądałaś te zdjęcia? Rozpoznałaś napastnika?
- Nie, nikogo nie rozpoznałam. Chcę wiedzieć kim był ten mężczyzna o którym wspominał porywacz- Nie poddawałam się.
- To potem. Teraz powiedz czy kogoś rozpoznajesz.
- Nie.- Westchnęłam ciężko z rezygnacją.- Nic już nie pamiętam. Im więcej tych zdjęć obejrzałam tym bardziej się przeraziłam. Każdy z nich wydaje się być tak okropny…na dodatek czasami wydaje mi się, że to może być każdy mężczyzna.
- Ciii, nie płacz.- Łukasz znowu mnie objął a ja pozwoliłam na to. Miałam nadzieję, że jego siła i opanowanie udzielą się i mnie.
- Ja już dłużej nie mogę.- Czułam jak się załamuję-  To trzeci dzień, Łukasz. Już 72 godziny odkąd Kubusia z nami nie ma. Nie potrafię powstrzymać się przed zastanawianiem się co może mu się teraz dziać: czy ma ciepło, czy ktoś go karmi, czy go nie bije… Wczoraj…wczoraj gdy się obudziłam śniło mi się, że on…że on nie…
-…nawet tak nie myśl. On się znajdzie, rozumiesz? Cały i zdrowy. A za jakiś czas to będzie dla nas tylko niemiłym wspomnieniem.
- Ale ja mam takie wyrzuty sumienia. Jeśli on…jeśli cokolwiek…- Nie potrafiłam zmusić się by dokończyć tę myśl na głos.-…to ja nigdy sobie nie wybaczę.
- To nie była twoja wina. Jeśli już to raczej moja.
- Łukasz, Gardo cię prosi. Znalazł Karinę.- Przerwał nam jakiś męski głos gdy już miałam spytać go co miało znaczyć jego stwierdzenie..
- Jasne, już idę Maciek. Zostań z Karolą, okej? Nie radzi sobie najlepiej i chcę by ktoś znajomy zawiózł ją do domu.- Choć te ostatnie słowa niemal wyszeptał do Macieja, to i tak je usłyszałam.
- Nie, ja nie chcę jechać. Chcę pomóc.- Zaprotestowałam. Oboje spojrzeli na mnie jak na niegrzeczną pięciolatkę.
- Kochanie, nic tu po tobie. Zamartwianie się nic nie da.
- Ale zdjęcia…
-…dokończysz je jutro. Sama mówiłaś, że w tym stanie wszystko ci się miesza.
Niechętnie zabrałam płaszcz i wyszłam na zewnątrz za Maćkiem. Już po kilku minutach jechaliśmy samochodem w całkowitym milczeniu. Przed domem zamierzał zostać ze mną w środku (czy naprawdę wyglądałam tak okropnie jak się czułam że we wszystkich wzbudzałam litość?), ale nie zgodziłam się. Zamierzałam popłakać i po użalać się nad sobą  w samotności a nie z agentem CBŚ.
- Dzięki Maciek, ale dam sobie już radę. Dziękuję za podwiezienie.
- Nie ma sprawy. Wiesz, że bardzo cię lubię. I gdyby nie Łukasz to…
- Jeszcze raz dziękuję.- Przerwałam mu czując się niezręcznie.
- No tak, sory.- Chyba on też zrozumiał, że jego wyznanie było nie na miejscu. Zwłaszcza w tych okolicznościach. – I pamiętaj, że Łukasz nie jest niczemu winien.
- Nie, to tylko moja wina. Ja…- Urwałam widząc coś dziwnego w jego oczach. Przypomniałam sobie zdanie wypowiedziane przez mojego męża. Coś co mnie zaniepokoiło.- Czemu tak powiedziałeś? Czemu to miała być wina Łukasza?
- Nie powiedział ci kim jest Iros?
" To nie była twoja wina. Jeśli już to raczej moja"
- Nie.- Zaprzeczyłam zaczynając się wszystkiego domyśleć. I choć Maciek zaczął nagle bardzo się spieszyć pobiegłam za nim i zapytałam. –Czy to mój mąż był Irosem?
- Karolina, przepraszam ja nie powinienem…
- Maciek odpowiedz mi. To on?- Zanim odpowiedział ciężko westchnął i spojrzał mi w oczy.
- Tak.- A potem moje serce rozsypało się na milion kawałków, a nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Padłam na ziemię jak szmaciana laleczka.

7 komentarzy:

  1. Siedzę i myśle co napisać w komentarzu, ale nic madrego nie przychodzi mi do głowy, jedynie to, że masz ogromny potencjał, takie watki wprowadzasz, że dech zapiera, akcja godna najlepszego kryminału, gratulacje!
    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdy czytam twoje opowiadanie to odpływam, pełen szacunek dla ciebie za to, że potrafisz to tak wymyślić. uwielbiam twoje opowiadania :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli odkryli prowokacje Łukasza..ech mam nadzieję że załatwią tych bandytów...

    OdpowiedzUsuń
  4. nie przewracaj ich życia do góry nogami. niech będą razem szczęśliwi a intrygi nie za bardzo poważne :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. nie trzymaj nas tyle w niepewności, bo zwariuję! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy dodasz następną część?

    OdpowiedzUsuń
  7. zwariuję, proszę dalej!!!! :*

    OdpowiedzUsuń