Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 20 stycznia 2015

Cienie przeszłości: Rozdział V: Napad



Siedząc na kafelkowej podłodze w łazience zastanawiałam s jak mogło do tego dojść. I jak moam przegapić fakt, że w poprzednim miesiącu nie krwawam. Owszem, sierpień był gorący, a właściwie upalny ale nie powinnam składać tego na krab pogody! Przecież to były dwa cholerne miesiące!
   Karolina, wszystko w porządku? Otwórz.
Ignorując pukającego do drzwi Łukasza plułam sobie w brodę nad własną ignorancją. A więc to była przyczyna mojego wiecznego zmęczenia i nadmiernie bladej cery. I to również z tego powodu byłam ciągle sfrustrowana, a najmniejsza nawet błahostka wyprowadzała mnie z równowagi. Do tego te zawroty głowy i sińce pod oczami...Jak mogłam być taka ślepa? Co prawda nie miam typowego objawu jakim były nudności, ale te poprzednie i tak stanowiły dość, by dojść do wniosku jaki wyciągnęłam z ośmiotygodniowym opóźnieniem. Tym bardziej, że już kiedyś byłam w ciąży. Na to wspomnienie całe moje ciało sspięło. No właśnie: dawniej już spodziewam się dziecka. Dziecka, którego ojcem miał być Tomasz Kownacki. I które z powodu bólu i rozpaczy po jego odejściu straciłam. Przymknęłam oczy, ale i tak stanęły w nich łzy. Zaczęłam płakać nad sobą i nienarodzonym dzieckiem przypominając sobie jeszcze raz to wszystko i na nowo to przeżywając.
   Karola, Jezu nie płacz. Wybacz mi to co ci powiedziałem. Naprawdę tak nie myślę. Byłem zdenerwowany i plotłem byle co. Proszę otwórz te drzwi, kochanie.
Okazało się, że Jacek mnie oszukał: był świadkiem koronnym zamieszanym w napad na bank, który zakończył s śmiercią i zgwałceniem kasjerki. Mimo wszystko ja nadal mu ufam chociaż w kilka lat po tych wydarzeniach znowu pojaws na nim cień podejrzeń współpracy z byłymi przyjaciółmi- przestępcami i zarzut podwójnego morderstwa. Ale wtedy pojaws Łukasz wyjawiając mi brutalną prawdę o moich chłopaku. I wtedy się załamam. Chociaż nie, nastąpiło to dopiero podczas konfrontacji z Jackiem gdy wygarnęłam mu wszystko co o nim wiem. Padło wiele bolesnych słów, zwłaszcza z mojej strony aż w końcu wyznałam, że go nienawidzę i z nim nie ucieknę a wtedy Bończak nie wytrzymał- uderzył mnie w twarz. To był nasz definitywny koniec. Ale ja odkryłam, że jestem w ciąży. A potem poroniłam. Ból który poczułam przeszło cztery lata temu znów chwycił mnie w swoje macki: przypomniałam sobie jak całkowicie zrezygnowana, bez jakichkolwiek perspektyw leżałam w szpitalnym łóżku czując, że nic właściwie nie trzyma mnie przy życiu. I jak Łukasz stosując terapię szokową w końcu pomógł mi s z tego podnieść. A teraz miałam przeżyć to znowu.
Na nic zdała sświadomość, że przecież teraz jestem w zupełnie innej sytuacji: mam dom, mieszkanie, męża który nie tylko nie jest domniemanym przestępcą, ale stoi na straży prawa, jestem bardziej doświadczona. Na nic, bo dla paniki to s nie liczyło.
Ze szlochem zakryłam twarz dłońmi próbując się uspokoić. Na próżno.
   Karolina jeśli w tej chwili nie otworzysz, to wyważę te cholerne drzwi.Słyszałaś?!
A co jeśli znowu je poronię? Jeśli i tym razem coś pójdzie nie tak i...Przerwałam swoje rozmyślania słysząc potężny huk w drzwi. Dopiero teraz dotarły do mnie ostatnie słowa męża. Starając s to zrobić jak najszybciej wygramoliłam s z podłogi i odblokowałam zamek. Nie chciałam by zniszczył drzwi. Ledwie to zrobam a Łukasz przyciągnął mnie do siebie i trzymając za przedramiona łagodnie potrząsnął
   Co ty tam na miłość bosrobiłaś?!- Gdy na mnie krzyknął poczułam nową falę łez.- Boże, przepraszam. Nie płacz już. Martwiłem się o ciebie. Kocham cię, Kara.- Szeptał mi gdy porwał mnie w swoje objęcia i mocno przytulił. A ja, mogąc wypłakać mu się na piersi zapłakałam jeszcze rzewniej.- Jeśli chcesz będę sam sobie prał i gotował, naprawię każdą rurę w tym domu tylko nie płacz.- Na to już nie moam s nie rozmiać. I choć z oczu nadal ciekły mi łzy, delikatnie s od niego odsunęłam.
   Lepiej nie. Prędzej umarłabym z głodu niż gdybym miała czekać na twój powrót do domu.- Łukasz wygiął leciutko w górę kąciki warg ścierając mi z twarzy łzy. Potem odetchnął głośno, jakby z ulgą.
   Dobrze. Zrobię wszystko czego będziesz chciała. Tylko nie płacz już więcej.
   Nie płaczę przez ciebie.- Odparłam drżącym głosem, bo po niedawnym załamaniu nadal nie moam przestać.
   Więc dlaczego?- Gdy o to spytał poczułam jak kolejna fala łez sywa do moich oczu.- Karola?- Próbowałam znów schować głowę na jego piersi ale mi nie pozwolił.- Karolina, zaczynam s bać.
   Jestem...jestem w ciąży.- Powiedziałam w końcu. Poczułam jak dłoń, którą zataczał kółka na moich plecach zamarła.
   Jesteś...?- Powtórzył cicho. Znów poczułam jak kilka łez tryska mi na policzki.
   Tak, jestem.- Potwierdziłam płaczliwie jakby z pretensją. Po chwili odsunął się ode mnie.
   I to dlatego płakałaś?- Spytał patrząc mi uważnie w twarz. Skinęłam głową.- Dlaczego?
   Dlaczego? Jestem w ciąży a ty mnie pytasz czemu płaczę?!- Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie mówił.
   Tak. No chyba, że to nie ja jestem ojcem.- Usłyszałam.- Wtedy to rzeczywiście mógłby być problem.- Szybko podniosłam twarz, ale zanim to zrobiłam odparłam zdecydowanie:
   Oczywiście, że ty jesteś ojcem. Za kogo ty mnie...? Och.- Urwałam widząc w jego oczach iskierki rozbawienia. Bo on s ze mnie śmiał.- Znowu ze mnie żartujesz, tak?
   Troszeczkę.- Pocałował mnie w skroń, a ja poczułam się jak mała dziewczynka. Mała dziewczynka w ciąży trzeba dodać.- Ale swoją droga to wszystko wyjaśnia. Te twoje ciągłe sy i...Auł.- Zaskomlał gdy zdzieliłam go łokciem w żebro. Ale potem miał czelność s rozmiać.
   To nie jest zabawna sytuacja. To poważna sprawa.
   Wiem kochanie. Z tym, że przeci to nie koniec świata. Wiem, że na razie zdecydowaliśmy się z tym zaczekać, ale…czy aż tak bardzo nie chcesz mieć dziecka? Sądziłem, że kiedyś...że w przyszłości...- Jego ton choć zaprawiony nutką żartu wydaws być poważny i jakby niepewny. Czy on naprawdę tak myślał? Że nie chcę mi dzieci? Że nie ma we mnie za grosz instynktu macierzyńskiego?
   Tu nie o to chodzi, rozumiesz?
   Więc o co? Nie chciałaś mieć dziecka ze mną?- Znów wrócił do żartobliwego tonu, ale jego oczy patrzyły na mnie w skupieniu.
   Jasne, że z twoim bratem.- Odpowiedziałam zirytowana. Ale moja odpowiedź go chyba uspokoiła, bo zniknął gdzieś ten badawczy wzrok. Potem jednak kontynuowałam już bez dawki sarkazmu:- Przeci my nawet nie planowaliśmy tego dziecka, Łukasz. Ja dopiero co podjęłam pracę w banku, chciałam tam popracow przynajmniej dwa czy trzy lata. W ogóle chciałam wreszcie zdobyć doświadczenie zawodowe. A poza tym nasza sytuacja materialna...dopiero co kupiliśmy mieszkanie, spłacamy kredyt. Nie stać nas na dziecko. Na dodatek ty całe dnie spędzasz w pracy, a ja... Jak to sobie w ogóle wszystko wyobrażasz?- Wyrzucałam z siebie pytania bez ładu i składu.- Nie możemy mieć teraz dziecka, rozumiesz? Albo dwóch. No bo to przecimogą być bliźnięta albo trojaczki... W mojej rodzinie był kiedyś taki przypadek i…o matko. Tego nie było w planach. Przecież używam plastrów antykon...- Urwałam uświadamiając sobie co to oznacza.- O Boże, a jeśli przez to dziecko urodzi s chore? Jeśli już jest genetycznie obciążone?!
   Uspokój się. Nic złego nie mogło s jeszcze stać. A poza tym jutro pójdziemy do lekarza aby s upewnić i cię zbadać.
   Jutro? Przecież jest niedziela.
   I co z tego? Pójdziemy na prywatną wizytę. Tylko skończ już z tymi czarnymi myślami. Nasz dzidziuś jest na pewno bardzo zdrowy i silny. A nawet jeśli nie to będę go bardzo kochał tak samo jak ciebie.- Łukasz znów objął mnie i przytulił opierając brodę na czubku mojej głowy. I nagle synął na mnie spokój. Mój mąż był tak pewny siebie w tym co mówił, a jego słowa tchnęły tak wielką nadzieją, że udzieliła s ona również mi. Na moment zapomniam o swoich obawach, o tym że znów coś może pójść nie tak. Liczyła s tylko ta chwila w której mój mąż rozwiew w proch moje obawy wyznając miłość. Po raz kolejny łzy napłyły mi do oczy: tym razem były spowodowane wzruszeniem. Przypomniam sobie jak fatalne w ostatnim czasie było moje zachowanie a on musiał to dzielnie znosić. Nie chciałam zrzucać całej winy na hormony choć tak było niewątpliwie łatwiej. Zawstydziłam s samej siebie.
   Przepraszam cię. Ja też nie chciałam wypowiedzieć tamtych słów. Kocham cię
Łukasz. I nie zostawiaj mnie nigdy, dobrze? Nawet jeśli będę plotła głupoty to pamiętaj o tym.
   Wiem, Karola, wiem.- Odpowiedział mi jeszcze aszcząc po ramieniu.- A teraz może w końcu zdejmiemy te mokre rzeczy, bo nie wiem czy bardziej zamoczyła mnie twoja mokra bluzka czy łzy.
Następnego dnia, tak jak obiecał mi mąż pojechaliśmy do lekarza. (Pomijam fakt, że aby znaleźć prosperujący w niedzielę gabinet lekarski musieliśmy z Łukaszem jechać prawie na drugi koniec Warszawy) Byłam zdenerwowana. Rankiem, miałam jeszcze darem nadzieję, że być może jednak wszystko wyolbrzymam, a brak miesiączki jest wynikiem stresu jaki przeżyłam w ostatnich dniach czy po prostu przemęczenia. Tak jakby strach i przemęczenie były objawem, a nie skutkiem. No ale cóż, nadzieja matką głupich.
Z powodu tych daremnych gdybań, gdy ginekolog potwierdził moją diagnozę czułam się tak zaskoczona, że znowu mnie zamurowało. Nie było przy mnie Łukasza, więc paraliżujący strach znów chwycił mnie w swoje objęcia. Staram się uspokoić oddech i myśleć pragmatycznie, że przeci jedno poronienie nic nie znaczy jednak nie potrafam przegnać strachu ze swojej głowy. Bam s i nic nie mogło tego zmienić. Chciałam nawet zapytać o to ginekologa, ale stchórzyłam. Co jeśli jego odpowiedź nie byłaby tą jaką chciałabym usłyszeć?
Dopiero gdy mój mąż mógł zostać wpuszczony do gabinetu odetchnęłam z ulgą. Tym bardziej słuchając, że wszystko jak na razie wydaje się przebiegać dobrze. Płud był pojedynczy (co słysząc odetchnęłam z ulgą) nie miał żadnych defektów, a doktor stwierdził że środki antykoncepcyjne czasami są zawodne. Zwłaszcza plastry, które trzeba naklejać bardzo rygorystycznie w odpowiednich dniach cyklu, bo nawet jego najmniejsze przesunięcie powoduje zaburzenie równowagi hormonalnej. Jednak ich używanie przeze mnie nie zaszkodziło płodowi z tym, że musiałam je jak najszybciej odstawić.
W drodze do domu wstąpiliśmy jeszcze do sklepu, bo Łukasz dokładnie wypytał doktora o to co powinnam teraz jeść. Byłam tym trochę zirytowana, bo nadal wszystko nie do końca do mnie docierało. 
Początek dziewiątego tygodnia.
Próbowałam przypomnieć sobie kiedy mogło do tego dojść i jak moam zapomnieć wówczas o plastrach. Do tej pory byłam znacznie ostrożniejsza, pomyślałam. Zwykle odczekiwałam dwa lub trzy dni po menstruacji zanim kochałam s z mężem. Ale teraz? Gdy wzięliśmy ślub na początku spaliśmy ze sobą nawet kilka razy dziennie czasami nawet gdy krwawam na wspomnienie czego sama s rumieniłam. Jak mogłam być taką nimfomanką? Przecież to faceci ciągle tego chcą, a Łukasz nie musiał mnie nawet namawiać. Wydawało mi się, że to raczej ja aranżowałam wiele takich sytuacji.
Gdy wróciliśmy do domu, wciąż byłam pogrążona w myślach, rozkojarzona. Mój mąż natomiast pałał dziwnym entuzjazmem, zupełnie tak jakbyśmy planowali dziecko i s go spodziewał, pomyślałam i wiedział o nim od kilku miesięcy a nie godzin. To mnie frustrowało. Czy on naprawdę nie widział żadnych problemów? Nie omieszkałam mu tego jeszcze raz przypomnieć gdy spytał mnie o samopoczucie, a
potem delikatnie skierował swoją dłoń na mój płaski jeszcze brzuch. Nie wiem czemu wkurzyło mnie to jeszcze bardziej. Ale on znowu tylko sśmiał nazywając mnie swoją ukochaną furiatką.
Przez kilka następnych dni nie docierało do mnie to, że zostanę mamą. Nie pofatygowałam się nawet aby kogokolwiek o tym powiadomić, więc zrobił to za mnie Łukasz. Fakt posiadania dziecka wydaw mi się zupełnie abstrakcyjny, nierealny być może dlatego, że niewiele jeszcze odczuwam poza nadmiernym zmęczeniem. Poza tym starałam s przekonać samą siebie, że to przeci jeszcze nie jest koniec świata, że posiadanie dziecka niczego nie zmieni. (A przynajmniej na razie.) Dopiero w tydzień później, wczesnym wieczorem gdy oboje leżeliśmy już w łóżku, Łukasz uświadommi, że powinnam zastanowić s nad rezygnacją z pracy.
   Co masz na myśli?- Spytałam go wtedy czując jak momentalnie dopada mnie irytacja.
   No wiesz, to już trzeci miesiąc. Niedługo ciąża będzie widoczna, a ty i tak jesteś już nadmiernie przemęczona. Z czasem będzie ci jeszcze ciężej.
   Ciąża to nie choroba.- Zacytowałam odkładając książkę, krą właśnie czytałam na stolik obok łóżka. Przeniosłam potem wzrok na Łukasza by dać mu do zrozumienia co sądzę o jego pomyśle.
   No tak, ale ja nie chcę abyś się przemęczała.
   Nie rob tego. Jeśli sama będę czuła, że jest mi za ciężko to zrezygnuję. Nie mam zamiaru robić tego tylko dlatego, że ty tego chcesz. Poza tym w naszej sytuacji pieniądze się przydadzą.
   Karola, przecież wiesz że nie o to mi chodzi.
   Nie, nie wiem. Od tygodnia zachowujesz się dziwnie i traktujesz mnie jakbym była skorupką jajka. Chyba jedynym plusem tej sytuacji jest fakt, że dziecko zmusiło cię do wczesnych powrotów do domu. Chociażby tylko o godzinę lub dwie. Gdybym miała bliźniaki zostawbyś w pracy aż cztery godziny krócej?- Miał nawet czelność sroześmiać.
   Kochanie, naprawsię staram. A im szybciej rozwiążemy sprawę nad którą pracuje biuro CBŚ tym lepiej. Potem będziesz mnie bardziej potrzebować.
   I tak zrobisz jak uważasz. Znając życie zaczniesz jeszcze więcej pracow gdy tylko dziecko s urodzi.
   Jak możesz tak mówić?
   Bo tak myślę.- Powiedziałam lekko złośliwe. Łukasz przysunął s tylko do mnie cmokając w policzek.
   Gdy urodzi się dzidziuś będę spędzał z wami każdą wolną chwilę.- Odparł mi, a ja poczułam jakieś dziwne rozczulenie. Mój mąż miał taką właściwość, że potrafmnie doprowadzić ze skrajności w skrajność. Tak jak teraz: byłam na niego zła jeszcze chwilkę temu, a teraz miałam ochotę wyznać miłość. Ledwie się od tego powstrzymam.
   Naprawdę?- Spytałam po dłuższej przerwie. I nic nie mogłam poradzić na to, że moje pytanie wypełnione było nadzieją i niedowierzaniem.
   Tak. Kara, bardzo mi przykro, że teraz nie jest nam łatwo. Ale taką mam pracę. Nie mogę inaczej. Nie mam unormowanych godzin pracy.
   Wiem.- Westchnęłam ciężko przytulając się do jego ramienia.- Tylko czasami jest mi tak ciężko. Tęsknię za tobą.
   Ja za tobą też.
   Więc nie robisz tego żeby przede mną uciec?
   Skąd ci to przyszło do głowy?
   Nie wiem.- Odparłam szczerze, bo w ostatnim czasie nachodziła mnie ochota na sporo takich dziwnych wynurzeń.- Ale słyszałam, że niektórzy faceci uciekają w wir pracy by nie spędzać w domu dużo czasu ze swoimi żonami.
   Nigdy nie będę miał ochoty przed tobą uciec. Za bardzo cię na to kocham. A tę nas małą istotkę jeszcze bardziej.- Zjechał dłońmi delikatnie dotykając mojego brzucha.- Powiedziałaś już o dziecku swojej mamie?
   Nie, jakoś nie miam okazji.- Skłamam.- A ty? Mówiłeś komuś?
   Jasne, że tak. Pochwaliłem się wszystkim kolegom z pracy.- Zaśmiał się.
   Mówisz poważnie?
   Aha. Czemu tak na mnie patrzysz? Miałem nic nikomu jeszcze nie mówić?
   Nie, tylko że...- Tylko co wtedy gdy znów coś pójdzie nie tak, pomyślałam od razu poważniejąc.- Zresztą, nie ważne.- Wymawiając s zmęczeniem odkręciłam się plecami do męża po kilku minutach udając, że zasnęłam. Ale tak naprawdę znów ogarnął mnie niepokój.
Zbierając s w sobie, w ciągu następnych kilku dni zmusam s do telefonu do mamy tak jak radził mi mąż. Wiem, tchórzostwo, bo taką wiadomość powinnam przekazać osobiście, ale nie byłam w stanie. Sama nie wiedziałam czemu, (choć właściwie wiedziałam ma to związek z moją przesością) ale to tym razem ciąża nie wywołała u mnie radości. Nie potrafam się z tego cieszyć.
Oczywiście wszyscy znajomi i rodzina cieszyli s zamiast mnie. Moja mama aż popłakała s ze wzruszenia (co słyszałam przez komór gdy do niej zadzwoniłam), Marlena z mężem złożyli mi gratulacje tak jak i mój młodszy braciszek. Rodzice Łukasza zareagowali podobnie: odwiedzili nas w następny weekend zasypując masą porad i żarcików z których ja jednak nie mogłam sśmiać. Miałam jednak nadzieję, że przynajmniej skutecznie to udaję. Najgorzej było jednak robić to przed moimi przyjaciółkami. Szczególnie Beti wyczuła mój brak entuzjazmu i bez skrępowania prosto z mostu spytała mnie o przyczynę. Odparłam, że po prostu to wszystko jeszcze do mnie nie dociera i czuję s nieswojo, ale poza tym jest w porządku i mimo iż tego nie planowam dziecka w sumie jestem zadowolona. Potem zmieniłam temat kierując rozmowę na tory życia uczuciowego Beaty i nawet trochę s rozluźniłam gdy patrząc na mnie wymownie niczym na zdrajczynię (choć przecież wcale nie zdradziłam się o Krzyśku) wyznała Krysi i Asi wszystko. Dziewczyny były tak podniecone, że ta pierwsza natychmiast zaproponowała wspólny wypad całą nassiódemką (miała na myśli nas trójkę również z partnerami). Naturalnie Beti stanowczo się nie zgodziła, a że poparła ją również Asia, która z racji bycia wówczas jedysingielką z pewnością czułaby s z nami nieco niezręcznie, więc Krystyna ustąpiła.
Z biegiem czasu zastanawiała mnie natomiast reakcja Łukasza odnośnie mojego macierzyństwa. Był bardziej radosny, odprężony, częściej śmis i uśmiechał. Wyglądał jakby odmłodniał o przynajmniej kilka lat choć przecież zwykle mówi się tak o matkach dzieci. Wciąż zasypywał mnie masą informacji wyczytanych w gazetach lub od żonatych kolegów odnośnie zwyczajów kobiet w ciąży wprawiając mnie w irytację. No bo ja wcale nie miam ochoty na jedzenie ogórków kiszonych z czekoladą ani innego tego typu ewenementów a gdybym miała na to ochotę i tak pewnie bym mu nie powiedziała. I jego żarty też mnie z tego powodu nie bawiły. A gdy wieczorami przytulał mnie do siebie od tyłu roztaczając przede m wspólną wizję przyszłości całej naszej trójki ogarniała mnie niemal panika. Zwłaszcza gdy błądził dłońmi w okolicach mojego brzucha śmiejąc się z jego powiększenia. Myślałam, że gdy minie pierwszy trymestr ciąży to dziwne uczucie wewnątrz mnie zniknie i wreszcie będę mogła s cieszyć, ale tak s nie stało. Bo mijał właśnie już czwarty miesiąc sprawiając, że mój brzuch wyglądał jak niewielka piłeczka, a ja nadal nie potrafam dojść ze sobą do ładu.
W tym czasie Łukasz więcej przebywał ze mną w domu. Jak wcześniej wspomniałam traktował mnie niemal jak inwalidkę nie pozwalając nawet dźwigać ze sklepu butelki z wodą mineralną o pojemności większej n dwa litry. Przeważnie to on robił teraz zakupy, a często i również pomagał mi w domowych obowiązkach. Próbowałam mu wyjaśnić, że to wcale nie jest potrzebne, ale on był bardzo uparty. I ostatkiem sgryzłam się w język żeby nie powiedzieć mu tego w sposób bardziej dosadny na co miałam szczerą ochotę. Bo na razie chciałam o tym zapomnieć. Zapomnieć, że za cztery i pół miesiąca stanę s matką a moje życie zmieni się diametralnie. Tyle, że on mi na to nie pozwalał.
Największym szokiem jaki wówczas przeżyłam był widok pokoju gościnnego gdy któregoś dnia wróciłam z pracy pokrytego folią, a podłogi wypełnionej gazetami. Mój mąż z uśmiechem wyjaśnił mi, że już czas aby dostosować nasz dom do przyjścia na świat maluszka.
   Rozumiem, ale nie sądzisz że na to za wcześniej?
   Co masz na myśli? Przeci już niedługo dzidziuś będzie z nami. Będzie potrzebow przestrzeni.
   No tak, ale na pewno nie będzie potrzebował od razu własnego pokoju.- Uśmiech znikł wówczas z twarzy Łukasza, a ja zdałam sobie sprawę jak nieznoszącym sprzeciwu tonem wygłosam to zdanie. By jakoś zamaskować swoją wcześniejsreakcję dodałam szybko ściskając go za rękę.- No bo
wiesz, przeci chyba będzie spał z nami, prawda? Sądziłam, że tam wstawimy kołyskę, a stolik do przewijania czy wózek też się tam zmieszczą gdy przestawimy trochę dalej ławę z kanapą.- Gdy nadal nic nie odpowiadał kontynuowałam:- Stąd do sypialni będzie dość daleko i dzielić nas będzie od malca aż troje drzwi. Sądzisz, ze usłyszymy płacz z tej odległości? A może właśnie o to ci chodzi cwaniaku, co?- Dopiero teraz na twarz wrócił mu przekorny uśmiech, a w oczach zatańczyły radosne ogniki.
   Rozgryzłaś mnie.- Delikatnie mnie objął starannie uważając na mój spory już brzuch.- Przepraszam, chyba masz rację i zbytnio się z tym pospieszyłem.
   Tak jak z ciuszkami i nosidełkiem.- Przypomniałam starając się by nie zabrzmiało to jako wyrzut.
   Tak.- Potwierdził z zakłopotanym uśmiechem, w którym było mu bardzo do twarzy.- W sumie nie wiadomo jaką płeć będzie miało dziecko. Kiedy będziemy mogli ją poznać?
   Teraz na to za wcześniej.
   Jesteś pewna? Grzesiek powiedział, że jego Agata wiedziała j w piątym miesiącu choć lekarz podkreślał, że może smylić.
   Być może, ale u mnie jeszcze nic nie widać.
   To z pewnością będzie chłopczyk. Jest taki wielki.- Łukasz z czułością spojrzał na mój brzuch.- O, przepraszam ty wróciłaś zmęczona z pracy a ja męczę cię tutaj. Chodźmy do kuchni. Przyrządziłem zapiekankę z makaronu.
   Naprawdę?
   Tak. Oczywiście z torebki, ale dodałem sporo warzyw. Czytałem, że pomidory zawierają dużo potasu, który dla kobiet w ciąży...
   Łukasz, nie zaczynaj znów tych swoich wywodów.- Jęknęłam.
   Dobrze.- Obiecał śmiejąc się ze mnie.- Czasami musisz mnie stopować.- Przez jakiś czas stał przy kuchni mieszając moją kolację gdy ja popijałam zaparzoną owocową herbatę.- Rozmawiałaś już ze swoją szefową?
   W jakiej sprawie?
   No pracy. Przeci długo tam nie popracujesz.
   A ty znowu swoje. Mówiłam, że czuję s dobrze i na razie nie rzucę pracy.
   Więc ile zamierzasz jeszcze pracować? Karola, umawialiśmy się, że do piątego miesiąca...
   …zastanow się nad zwolnieniem.- Dokończyłam po swojemu.- A nie się zwolnię.- Chciałam popracować jeszcze rok by chociaż przysługiwały mi jakiekolwiek ulgi w tym urlop macierzyński.
   Tak, ale ja uważam że nie powinnaś już pracować. Przecież widzę jak smęczysz. Nawet chodzenie sprawia ci trudność.
   Dziękuję za to, że mój chód jest dla ciebie zbyt mało zgrabny.- Powiedziałam zjadliwie.
   Nie o to chodzi.
   Jasne, że o to. Ale przypominam ci, że w pracy pracuję głównie mózgiem, który razem z moim wielkim brzuchem siedzi na krześle za pośrednictwem wielkiego tyłka. Naprawdę jest w porządku. A poza tym szefowa jest równą babką i nawet nie była na mnie zła.
   Tylko by spróbowała.
   A wiesz jak teraz traktują pracujące kobiety, które zachodzą w ciążę nic o tym nikomu nie mówiąc? Przecież ja wyznałam praw dopiero w trzecim miesiącu.
   Bo wcześniej nie wiedziałaś, że jesteś w ciąży.- Przypomniał.
   Tak, ale to nie jest żadne usprawiedliwienie. A gdybym pełniła odpowiedzialne stanowisko? Dobrze chociaż, że pozwolono mi pracować ile tylko będę chciała.
   A znając ciebie będziesz chciała robić to do dziewiątego miesiąca.
   Jeśli mi się uda.
   Kara...- Zaczął ostrzegawczo.
   No co? Przecież jeśli się będę dobrze czuła...
   A ja mówię nie. Co najwyżej ten miesiąc i ani dnia dłużej. I tak ryzykujesz więcej niż inne kobiety.
   Łukasz...
   Powiedziałem: nie.
   A jeśli się nie zgodzę to co zrobisz? Zamkniesz mnie w domu?- Spytałam z lekką ironią.
   Jeśli będzie trzeba to tak.
   Chyba ci odbiło jeśli myślisz, że ja s na to zgodzę.
   Więc zadzwonię do teściowej i powiem jej o wszystkim.
   Nie ośmielisz się.
   Wiesz, że to zrobię.
   A ty wiesz, że mam to gdzieś, bo od jakichś ośmiu lat jestem już pełnoletnia. I nikt nie będzie mi dyktował tego co mam robić.
   Robisz to wszystko z przekory.
   Nie, ale twoje patriarchalne poglądy nie robią na mnie wrażenia. A ja nie będę siedzieć w domu leżąc w łóżku niczym obłożnie chora. Ciąża to normalny stan.- Kolejna rozmowa z mężem zakończona kłótnią, która w ciągu ostatnich tygodni stała s już niemal codziennością.
Wiem, że powinnam być wdzięczna Łukaszowi za troskliwość, ale naprawstanowczo przesadzał z opiekuńczością. Może niektóre kobiety to by cieszyło, schlebiało im, ale ja do nich nie należałam. Zawsze lubiłam czuć s silna i niezależna. Ale teraz do tego wszystkiego doszło jednak dziecko. Nie chciałam jeszcze o nim myśleć, a mając głowę zajętą liczbami i pracą nie musiałam. To była prawdziwa przyczyna mojej niechęci do przerwania pracy w banku. Tyle, że nie mogłam nikomu o tym powiedzieć, bo jak przyjęliby to inni? Wszyscy dookoła myśleli, że się z tego cieszę choć wcale tak nie było. I zaczynałam przyzwyczajsię do myśli, że wcale tak nie będzie.
Być może zbagatelizowam ostrzeżenie męża o tym, że coś złego może wydarzyć się w pracy; być może tym samym sprowadziłam na siebie nieszczęście, które stało smoim udziałem w banku podczas wtorkowej zmiany. I być może, co zauwam teraz z perspektywy czasu było mi to potrzebne do obudzenia się wreszcie z letargu. Nic nie zapowiadało tego co ma s stać już w piętnaście minut po pierwszej przerwie. I nic nie zapowiadało tego, że kasjerka obsługująca akurat okienko z wpłatami oraz wypłatami srozchorowała, więc ja musiałam zastąpić ją na tym stanowisko. Tyle tylko, że gdy do banku wszedł ubrany na sportowo młody chłopak to ja znajdowałam s na wprost drzwi. Wyglądał zwyczajnie: średniego wzrostu, szczupły choć nie muskularny, w adidasach i bluzie z kapturem nasuniętym na głowę. To było pierwsze na co zwróciłam uwagę zanim nie zainteresowały mnie jego dłonie: jedną miał opartą o kieszeń spodni tak, że włożył do środka tylko kciuk, ale druga...ta druga była dziwacznie ukryta wewnątrz torby zamiast kieszeni na bluzie z kapturem. Gdy zaczął s do mnie zbliżać już miam go popros o zdjęcie go z głowy gdy druga dłoń wysunęła s z kieszeni. Tyle, że trzymał w niej pistolet.
   Dawaj kasę paniusiu. Tylko szybko i ani mru mru.- Mimo wszystko nie mogłam się powstrzym przed rzuceniem oka na moją koleżankę siedząca kilka metrów dalej ode mnie i oddzieloną niewielkimi szklanymi drzwiami. Spójrz tu Marzena, błagam spójrz. Naturalnie, nie zrobiła tego. Jak zwykle w takich sytuacjach w ogóle nie zwracała na mnie uwagi uparcie wpatrując s w ekran monitora.- Nawet nie myśl o wciśnięciu guzika alarmowego, bo zanim zdążą dojechać gliny, ja zdążę wpakować ci jeszcze kulkę w głowę.- Przełknęłam ślinę z trudem zmuszając s do podniesienia wzroku na przestępcę. Nie patrzył na mnie: ustaws do mnie profilem pewnie dlatego, abym miała problemy z jego ewentualnym rozpoznaniem. Dzięki temu
również od strony Marzeny jego broń nie była widoczna.- Ogłuchłaś? Dawaj kasę albo cię załatwię.- Syknął cicho, choć niezwykle grnym tonem. A we mnie, pod wpływem tych słów zniknął strach wraz z dziwaczną myślą: dlaczego?. Czemu to mi mus przytrafiać s takie rzeczy? Przecież niektórzy ludzie w ciągu całego swojego życia nie zostają napadnięci by zostać zgwałconym cudem tylko tego unikając; przeci nie porywają ich dilerzy narkotyków by odkuć się na swoim byłym koledze, który wsypał część ich paczki, nie uczestniczą w strzelaninie czy nie mają byłego chłopaka, który jest świadkiem koronnym. A teraz jeszcze ten napad na bank. Czy ja naprawmiałam aż takiego pecha? Czy teoria psychologiczna zgodnie z którą niektórzy ludzie przyciągają nieszczęścia bardziej niż inni jest prawdziwa? Teraz zaczynałam wierzyć, że tak. I ze stanowczym wyrazem twarzy skinęłam tylko głową, choć w duchu obiecałam sobie walkę. Nie pozwolę s okraść, to znaczy okraść banku w którym pracuję. Nie będę już dłużej zachowywać się jak ofiara.
   Tak, oczywiście.- Wymamrotałam starając się udawać przestraszoną. Gdy wstałam ze swojego miejsca kazał mi się nie ruszać.
   Co ty robisz?! Mam ci wsadzić kulkę w ten twój wielki brzuszek?
   Przeci mus iść po pieniądze. Nie tego pan chce?- Nic nie mogłam poradzić na to, że w moim głosie brzmiało wyzwanie. Musiałam jak najszybciej wydostać się z tego miejsca i zawiadomić policję.
   Okej. Ale pamiętaj, że ja nie spuszczam cię z oka. Jeśli tylko wejdziesz do środka, na zaplecze a nie do szybkiej kasy...
   Wiem, nie musi mi pan grozić.- Powiedziałam choć byłam pewna, że chłopak nie ma więcej niż dwadzieścia kilka lat. To był jakiś młody szczaw, prawdopodobnie amator, bo działał sam. Chyba, że jego koledzy czatowali pod drzwiami. Ta myśl na moment mnie sparaliżowała, ale szybko ją pokonałam. Teraz najważniejsze jest naciśnięcie nogą guzika alarmowego. I liczenie na to, że gdy naprawdę istnieje uzasadniona potrzeba policji to zjawi się ona w ciągu kilku minut.
   Ruszaj się.- Popędzał mnie zdradzając oznaki zdenerwowania. A więc jednak się bał, pomyślałam uspokojona. Był pewnie sam. Szybko, choć nie za szybko podniosłam s z krzesełka. Po drodze do kasy nawet nie obejrzałam się za siebie. Również wtedy, gdy stopą uruchomam czerwony guzik. Owszem ryzykowałam ten gest, ale jeszcze bardziej prawdopodobne było to, że mój nerwowy ruch zdradzi że coś kombinuję. Na szczęście, chyba mi się udało. Miałam nadzieję, że przycisk jest sprawny. Bo gdyby nie był…Chłopak musiał być dość naiwny jeżeli sądził, że tak po prostu w ciągu dnia mogę wyjąć pieniądze z kasy. Niestety, sejf otwierał się tylko w jedną stronę- tak by w razie co można było wpłacić pieniądze- a otwierał tylko wieczorem by je sprawdzić. No i tylko wtedy gdy klient chciał pobrać pieniądze, ale trwało to zazwyczaj przynajmniej 15 minut i konieczna była autoryzacja z konta. A jak niby miałabym to zrobić skoro ten dresiarz wcale nie chciał wypłacić pieniędzy z konta?
W tym czasie Marzena chyba zauważyła, że coś jest nie tak bo spojrzała na mnie i na faceta marszcząc brwi. I choć nie sądziłam, że młody chłopak byłby zdolny do oddania strzału z pistoletu aby zranić mnie czy kogoś innego zmieniłam zdanie. Bo zobaczyłam w jego spojrzeniu panikę.
   Karolina, wszystko w porządku? Mam ci pom...
   ...Padnij!- Krzyknęłam zanim sama nie rzuciłam się na podłogę. Zasyczałam gdy nie zdołałam całkowicie zamortyzować upadku na brzuch rękoma. Przez moment ból był nie do wytrzymania.
Ale szybko wywietrzał mi z głowy, gdy zorientowałam się, że huk który rozbrzmiewa w mojej głowie nie jest tylko wynikiem działania adrenaliny. Bo złodziej wystrzelił. Ujrzałam obok siebie rozpryskujące s kawałki szkła i przykram dłońmi oczy. Zżyłam jeszcze zauwyć, że pochodzą one z szyby znajdującej s obok mnie. A więc tam gdzie siedziała Marzena. Poczułam skurcz w gardle. A co jeśli coś jej się stanie? Jeśli bandytą ją postrzelił? Już miałam się odezw gdy się zawahałam. Przecież skoro wystrzelił już raz, może to zrobić ponownie. Tym razem, we mnie. Leżałam tak dłuższą chwilę bojąc się nawet poruszyć. Dopiero jakieś dwie minuty później usłyszałam spanikowany głos swojej koleżanki z pracy:
   Karolina, wszystko w porządku? Nic ci s nie stało?
   Nie.- Odparłam tylko zdziwiona, że do mnie mówi. Przecież ten chłopak mógł odnaleźć ją po głosie.
   Chyba już wyszedł.- Powiedziała po chwili z wahaniem, ale s uniosła.- Włączyłam guzik alarmowy.
   Nie trzeba, ja zrobiłam to kilka minut wcześniej.- Gdy Marzena zjawiła się obok mnie wyciągnęła do mnie rękę, którą z ulgą ujęłam. Podniosłam się z trudnością nawet z jej pomocą.
   Boże, co to w ogóle było?! Nigdy mi s to nie zdarzyło, choć pracuję tu ładnych parę lat...- Ledwie zdążyła wypowiedzieć to zdanie, a zjawiło się dwóch ochroniarzy, krzy właśnie mieli przerwę. Sprowadził ich huk wystrzału. Pospiesznie wyjaśniłyśmy im z Marzeną sytuację, a ja starałam się nie wpaść we wściekłość obrzucając ich stekiem wyzwisk. Przecisą tutaj do pilnowania do cholery! Okej, pracujemy w mym oddziale, ale to nie zniechęca złodziei do szukania łatwego źródła zysku choć nie tak dochodowego jak w dużym banku.
Przez resztę popołudnia, musiałam ze szczegółami opowiedzieć policji o tym co zaszło. (bank naturalnie zamknięto do czasu wyjaśnienia sprawy). Dopiero po niemal godzinie przesłuchania jeden z funkcjonariuszy łaskawie spytał mnie o mój stan i czy nie potrzeba mi pogotowia lub lekarza. W międzyczasie na miejscu zjawiła s nasza szefowa nie mniej przerażona niż Marzena, która wciąż z niedowierzaniem komentowała moją zimną krew. „ Ja nie wiem jak ona to zrobiła, ale..”, wciąż powtarzała do kogo mogła, a teraz mogła to robić do naszej pani dyrektor. Z czasem to wszystko zaczęło mnie nawet nudzić.
Zdziwiłam się, gdy pod oddziałem banku zjaw się potem mój mąż. Wyglądał tak, jakby jechał tu biegiem, a na twarzy miał wyraz kompletnej powagi. Tonem nie znoszącym sprzeciwu poinformował wszystkich, że zabiera mnie do szpitala a potem domu, bo wszelkich wyjaśnień mogę udzielić jutro. Patrzył przy tym tak nieprzejednanym tonem, że policjanci wyglądali na bardzo zawstydzonych. Jeden z nich usiłował s nawet tłumaczyć, że proponował mi wezwanie pogotowia, ale umilkł gdy ten drugi szturchnął go ramieniem. A gdy zwrócili się do Łukasza per inspektorze zrozumiam, że najwyraźniej wiedzieli kim jest mój mąż.
W samochodzie zarzucił mnie gradem pytań nie dając sobie przetłumaczyć, że wcale nie musimy jechać do szpitala, bo właściwie nic się nie stało. Próbując zmienić temat spytałam go skąd wiedział o napadzie.
   Mój kumpel pracuje w policji i gdy tylko uruchoms alarm skojarzył, że kiedyś wspominałem u o tym, że w tym oddziale i przy tej ulicy pracuje moja żona. Zadzwonił do mnie.- Wyjaśnił.
   Dziękuję ci. Jeszcze trochę i zamęczyliby mnie na śmierć. Strasznie dużo biurokracji przy takich sprawach, nie?
   Kara, dobrze się czujesz? Przytuliłbym cię, ale musimy jak najszybciej być w szpitalu.
   A ja z chęcią chciałabym żebyś mnie przytulił choć nie jest to konieczne.Naprawdę nic mi nie jest. Nie jestem zdenerwowana ani przerażona.
   A więc nadal jesteś w szoku.
   Nie, nie jestem. Chyba uodporniłam się na takie rzeczy po tym co wydarzyło się kilka lat temu...- Usiłowałam zażartować, ale zauważyłam że Łukasz zacisnął mocniej szczęki.- Hej, napraw w porządku. Marzę tylko o tym by nareszcie znaleźć s w domu i położyć do łóżka. Jestem zmęczona, a jutro pewnie i tak będę musiała iść do pracy, bo otworzą oddział.
   Oszalałaś? Nie będziesz tam dłużej pracować.
   Co?
   Dopiero co napadnięto ten bank i o mało co nie straciłaś życia, a ty spokojnie mówisz o tym że jutro będziesz musiała iść tam do pracy?- Spytał z niedowierzaniem. Zaraz jednak mrugnął pod nosem.- No tak, szok.
   Tak, jutro będę musiała iść do pracy. I wcale nie jestem w szoku. J mówiłam. A ty jeśli nie skręcisz w tej chwili do domu to chyba cię zamorduję.
   Mówiłem ci, że jedziemy do lekarza.
   Ale wszystko ze mną w porządku.
   A z dzieckiem?
   Z dzieckiem też.
   Tego nie możesz wiedzieć.
   Łukasz naprawdę czuję się dobrze. I nic mnie nie boli nawet brzuch. Upadłam na niego bardzo lekko. Daj już spokój.
Oczywiście nie ustąpił. Dopiero gdy w szpitalu lekarz potwierdził moje słowa podziękowmu uprzejmie (co zważywszy na fakt, iż niemal groźbą zmusił go do zajęcia się mną, bo przedstaw to jako przypadek niespodziewany było jak najbardziej na miejscu) i pojechaliśmy do domu. A ja prawie całą drogę przespałam. Przebudziłam się dopiero gdy dojechaliśmy na miejsce. Łukasz już chciał mnie
wnieść do środka na rękach, ale zaprotestowam wchodząc tam na własnych nogach. Potem wypiłam herbatę z melisą którą mi zaparzył i okryłam kocem.  Nie protestowam gdy jakiś czas później zaprowadził mnie do łóżka siadając na krześle obok. Choć sprawiło mi przyjemność to, że wciąż trzymmoją dłoń w swojej nie powiedziałam mu tego, bo prawie przebywałam już w krainie sw. Tylko moja uśmiechnięta i rozluźniona twarz mogła mówić za siebie.
Do tej pory nie wiem co mnie obudziło: miarowy stukot palców Łukasz na klawiaturze laptopa, przy którym pracowsiedząc obok mnie na łóżku czy dziwne pieczenie w dole brzucha. Grunt, że w ogóle to zrobiłam. Bo gdy się poruszyłam już wiedziałam, że coś jest nie tak. Wilgoć, którą czułam mdzy nogami nie była normalna. Próbowałam jeszcze sum uczucie gwałtownego niepokoju który mnie ogarnął gdy odchylając kołdrę spojrzałam w dół zauważając czerwoną plamę. Z trudem przełykając ślinę odezwam się do męża lekko płaczliwym i przestraszonym tonem:
   Łukasz? Musimy jechać do szpitala.

2 komentarze:

  1. Świetna część jak zwykle ;) tylko proszę niech ona nie poroni znowu :O życzę dalszej weny i nie moge się doczekać kolejnej części

    OdpowiedzUsuń
  2. niee nie może poronić..to by było za wiele...

    OdpowiedzUsuń