Pamiętajcie dziewczyny
aby nigdy, naprawdę nigdy i pod żadnym pozorem nie
wyjeżdżać
z facetem na jakiekolwiek wycieczki. Tym bardziej gdy chęć ich wyjazdu
została zdecydowanie wymuszona.
Gdy tylko wróciliśmy z
Łukaszem do domu, oczywiście podczas drogi powrotnej praktycznie
cały
czas milczałam, z trudem pohamowałam odruch ostentacyjnego trzaśnięcia drzwiami i wpadłam do swojego pokoju. Zamknęłam się
w środku
nawet nie pozwalając mężowi wnieść tam moich walizek.
Byłam
naprawdę wściekła. Zwłaszcza przypomniawszy sobie jak
bardzo cieszyłam się
na ten wyjazd. A on co?
Wziął ze sobą laptopa i przez większość czasu coś przy
nim
majstrując. A gdy próbowałam
mu go
odebrać miał czelność powiedzieć mi, że musi pracować,
bo tak naprawdę nie wziął urlopu. Jezu, naprawdę miałam ochotę go wtedy gdzieś kopnąć. Najlepiej
między nogami.
Zła, gdy tylko zorientowałam się, że
tak ma wyglądać cały nasz pobyt,
już po trzech dniach miałam ochotę wracać, ale ostatecznie zostaliśmy tam aż do piątku. Dopiero w sobotni poranek spakowałam wszystkie
nasze rzeczy i wyjechaliśmy do
domu.
I dotarliśmy tu
kilka minut temu.
Z bezsilności położyłam się na łóżku zakrywając twarz poduszką. Czemu Łukasz się
tak zachowywał? Owszem był troskliwy, zabawny i
czuły,
ale czasami zdumiewała
mnie
jego ignorancja. Przecież ożenił
się
na miłość boską. Jego zwyczaje powinny się choć trochę zmienić, a on co? Uważał za
załatwione gdy powiedział mi, że
zostaje dłużej w pracy bym na niego nie czekała. Okej, takie sytuacje
nie budziły by we mnie aż takiego sprzeciwu gdyby zdarzały się regularnie, ale niestety praktycznie od samego początku
było
to normą. Zanim się pobraliśmy też
dużo pracował, ale zwykle
po mojej pracy czy zajęciach na uczelni
gdy jeszcze studiowałam miał dla mnie czas. Pomijając kwestię, że
ja również wtedy miałam sporo
zajęć: (szkoła, praca i
pisanie pracy magisterskiej),
więc może to dlatego
nie zauważyłam jego nadmiernego pracoholizmu? Chyba, że starannie się ukrywał
do czasu ostatecznego zaobrączkowania mnie, pomyślałam z sarkazmem. Bo
teraz czuł się pewnie. Może
zbyt
pewnie.
Próbowałam wrócić
myślami do
przeszłości. Tak, nie mogłam narzekać
na to, że mnie nie kocha, bo okazywał mi to
wielokrotnie: poranną herbatą z cytrynką którą
zwykle
piłam zamiast kawy której
nie znosiłam, ciepłym uśmiechem, miłym słowem
czy
komplementem. No i przede wszystkim często mi to powtarzał. A w nocy...no,
w nocy zdecydowanie częściej. Teraz
jednak zaczęłam się zastanawiać
czy w ten
sposób mną nie manipulował. Bo
całując mnie lub niosąc do
łóżka przerywał nam kłótnie. No i w ogóle ich możliwość, bo
przecież mając
zajęte usta to było niemożliwe. A potem, gdy leżałam wtulona
w jego ramiona a on czule gładził moje
dłonie lub odgarniał zbłąkane kosmyki
z twarz zapominałam, że
w ogóle powinnam być
na niego zła. Ale teraz? Koniec
z tym,
postanowiłam. Muszę
porozmawiać
z nim poważnie żądając
aby spędzał w pracy osiem
a nie osiemnaście
godzin (no, może trochę przesadzam).
I bez żadnych wymówek: nie
mam
ochoty wiecznie sama targać
ciężkich toreb z zakupami
albo wkręcać przepalonej żarówki w łazience. Bo
to on powinien to robić. Na razie jednak muszę się uspokoić. Wyjęłam z
torebki komórkę zastanawiając
się
nad wyborem numeru. Marlena? Nie,
ona najprawdopodobniej mnie wyśmieje. Zresztą tak
samo jak Beti... Ale Krysia,
tak ona będzie doskonałą osobą. Czekając na połączenie zastanawiałam się
co teraz robi Łukasz.
Z kuchni nie dochodziły mnie żadne odgłosy.
Czyżby pracy
ciąg dalszy?
Gdy Krysia
odebrała od razu zapytała mnie o
wycieczkę. Byłam jej
za to wdzięczna, bo skierowała rozmowę
na te tory zamiast mnie. A ja zaczęłam gadać. W zasadzie
można
by to nazwać lamentem: narzekałam na wszystko
co było
związane z Łukaszem i
co przez prawie cztery miesiące
małżeństwa
nagromadziło się we mnie w postaci
głębokiej frustracji;
a przede wszystkim z
detalami opisałam jej tę feralną
wycieczkę. Jakież było
moje
zdziwienie, gdy nie zareagowała tak
jak się spodziewałam. To
znaczy nie powiedziała, że jest
jej przykro
czy też że mi współczuje. Nie. Ona przyznała, że
rzeczywiście Łukasz zachował się wobec
mnie trochę nie fair, ale to
nie
jest powód bym przedstawiała go
aż w tak negatywnym
świetle. Gdy już szykowałam się
do jakiejś ciętej odpowiedzi w stylu,
że mnie zaniedbuje ona spytała:
– Głodzi
cię?
– Jasne,
że nie.- Zaperzyłam się. Bo było wręcz przeciwnie: niemal wmuszał we mnie jedzenie
mówiąc, że uwielbia moje krągłości
i jak dla niego mogłabym przytyć
jeszcze z dziesięć kilko.
– A więc nie
przynosi ci pieniędzy?
– Przynosi, nawet nie muszę go o to prosić.
– Bije albo maltretuje?
– Żartujesz? Niech
by tylko spróbował.
– Zdradza? Jest alkoholikiem lub
narkomanem?
– No,
teraz to już...
– Więc widzisz.
Nie masz się o co martwić. A to,
że pracuje trochę
więcej niż inni tylko mu się chwali.
Kto w tak krótkim czasie jak
wy zdołałby odkupić
i wyremontować mieszkanie?
– Wzięliśmy kredyt.-
Przypomniałam.
– Ale nie hipotekę tak jak ja z Igorem. Wiesz przez ile
lat będziemy to spłacać?-
Nie odezwałam się już ani słowem
gdy
Krystyna
kontynuowała swój wywód pt. jaką jestem szczęściarą. W odpowiednich
momentach
jej przytakiwałam,
aż w końcu ostatecznie przyznałam jej
rację dziękując i się
rozłączyłam. Tyle, że prawdę mówiąc nie do końca się z nią zgadzałam. Ale jak miałam jej wyjaśnić, że czasami czuję się samotna? Że chętnie spędziłabym z mężem jakiś miły wieczór a nie tak jak w ostatnim
czasie tylko parę minut
o poranku, bo wracał już tak późno, że wchodząc do domu rezygnował
nawet z prysznica od razu kładąc się spać?
Westchnęłam ciężko nakrywając się kocem i
przymykając oczy. Te
momenty też
lubiłam. Na początku nawet bawiło
mnie
to, że rozbierał
się
tak wolno i cicho by mnie nie zbudzić choć już się to stało. Uważał
przy tym na
najmniejszy dźwięk taki jak odgłos odsuwanego
suwaka od jeansów. A potem jak najdelikatniej
wślizgiwał się do łóżka miarowo przysuwając do mnie swoje ciało i całując lekko w szyję czy kark. Czasami udawałam,
że się
budziłam lub budziłam się naprawdę
i wtedy kochałam się z nim w ciszy. To było cudowne
uczucie gdy jeszcze nie do końca rozbudzona odczuwałam jego
dotyk silniej i zdecydowanie bardziej intensywnie
niż gdy kochaliśmy się normalnie. Mimo wszystko
częściej
jednak zostawiał mnie
w spokoju tak, że nawet nie rejestrowałam
jego powrotów. Ale nawet
wtedy budziłam się o poranku czując
wtulone we mnie męskie ciało. Uśmiechałam się wówczas do siebie zastanawiając
się
jakim cudem zdołał się do mnie przytulić skoro w
czasie snu potrafiłam wiercić się tak mocno, że nasza kołdra
przypominała zrolowany naleśnik. To jednak nie znaczyło, że noce
rekompensowały mi samotne dni, pomyślałam
ziewając. Powrotna podróż
samochodem
naprawdę mnie zmęczyła. I sama nie wiem
nawet kiedy zasnęłam.
Gdy się
potem obudziłam aż zaklęłam zaskoczona. Była już prawie osiemnasta,
a ja przespałam pół
dnia. Słysząc dochodzące z mieszkania
odgłosy szybko
wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju do kuchni. Akurat
gdy
tam wchodziłam rozbrzmiał jakiś damski
śmiech. Przystanęłam na chwilę wygładzając
ubranie, które najprawdopodobniej po spaniu
było odrobinkę wygniecione.
Zresztą,
pal go sześć, zdecydowałam
słysząc z kolei radosny śmiech
Łukasza. Co
powiedziała ta kobieta, że aż tak go rozbawiła?
– Widzę, że mamy gościa zaczęłam jeszcze zanim zobaczyłam twarz elegancko ubranej brunetki w garsonce tak bardzo rzuciła mi się
w oczy jej dłoń oparta
na ramieniu mojego męża. Zaraz jednak
się uspokoiłam.- Patrycja?
– O jest
i nasza śpiąca królewna.-
Żona mojego szwagra
się
uśmiechnęła podchodząc do mnie i delikatnie całując w policzek. Gdy się
odsunęła zauważyłam siedzącego w głębi pomieszczenia jej męża.
– Przepraszam gdybym wiedziała, że nas odwiedzicie...
– Daj spokój,
po my powinniśmy przeprosić, bo
wpadliśmy bez uprzedzenia. No, ale właściwie nie byliśmy jeszcze w waszym wspólnym domu, więc
namówiłam Emila żeby
sobie wreszcie przypomniał o bracie i
jego żonie. A poza tym Łukasz powiedział nam, że
właśnie wróciliście
z wycieczki. Pewnie nieźle cię zmęczył co? Wyglądasz
na padniętą. Pamiętam, że kiedyś byłam z nim i Emilem
w górach, a on tak doginał na tych szlakach,
że prawie wyzionęłam ducha.- Paplała Patrycja jak zwykle tak ekspresowym tonem, że ledwie
nadążałam za jej zrozumieniem.
– Raczej nie. Tym razem nie
zrobił wiele kilometrów. Chyba, że wirtualnych.-
Emil
spojrzał na mnie z konsternacją gdy podszedł aby również się ze mną
przywitać.
– Co to znaczy?- Spytał.
– Musiałem trochę popracować.- Wyjaśnił
Łukasz. Jego
brat się roześmiał.
– A, to
już chyba wiem czemu jest taka zła.
– Wcale
nie jestem zła.- Odpowiedziałam szybko na co obaj się roześmieli. No tak, w końcu byli braćmi.
– Tylko
mi nie
mów, że masz
z nim ten
sam
problem?- Spytała
mnie
Patrycja.- Emil wciąż
tylko siedzi w tej kancelarii, a jak jest w domu to i tak przegląda jakieś akty notarialne czy tam rozwodowe.
Czasami czuję się jakbym nadal była singlem.- uśmiechnęła się do mnie chwytając za dłoń i ciągnąc w stronę salonu.
Znałyśmy się już
dość dobrze, a
choć była ode mnie starsza
o osiem lat lubiłam ją. Nie łączyła nas przyjaźń taka jak chociażby z Beti czy Aśką, bo byłyśmy zdecydowanie zbyt różne.
Pati, jako żona prawnika sama była związana z sądem, bo sama tam pracowała. Była
pracownikiem Oddziału Gospodarczego albo coś takiego.
Dlatego dobrze czuła
się
w poważnym środowisku
prawników
czy prokuratorów
i obracała wraz z mężem w
zdecydowanie innych
kręgach.
Pod tym względem jej mąż Emil był zupełnie inny niż mój
Łukasz. Nie ze względów fizycznych,
bo akurat powierzchowność mieli
podobną to jednak choć obydwoje byli rodzonymi braćmi lubili różne rzeczy, mieli odmienne poglądy czy chociażby sposób ubierania. Można było to zauważyć nawet teraz: mój
mąż miał na
sobie luźne spłowiałe jeansy oraz zwykłą
sportową koszulkę
a Emil koszulkę polo i granatowe spodnie.
Do tego na przegubie jego nadgarstka widoczny był
złoty zegarek, a na palcu podobny sygnet. Widać było,
że fryzurę
ma
ułożoną, a z całej postawy biła jakaś powaga nawet pomimo rozluźnionej postawy czy ciągłego uśmiechu. Możecie mi wierzyć
bądź nie, ale na pierwszy rzut oka było widać, że to prawnik.
A Łukasz? O
nim
nawet gdyby bardzo
się chciało nie można byłoby powiedzieć, że jest elegancki. Nosił się jednak z wrodzoną pewnością siebie, choć innego typu niż starszy brat. Do tego te jego szerokie ramiona. Nawet
w tej chwili gdy oparł dłoń na swoim udzie napięły mu się
bicepsy.(Nasza kuchnia łączyła się niejako z salonem, bo
oddzielała je tylko ścianka działowa i drzwi, które teraz były otwarte i to
dlatego z kanapy miałam świetny punkt
obserwacyjny) Gdy spostrzegł, że
na niego patrzę szybko odwróciłam wzrok.
Nie chodzi o to, że nadal mnie krępował. Ale to chyba nie jest normalne,
żeby po prawie półtora roku związku i czterech miesiącach nmałżeństwa nadal
aż tak bardzo „jarać” się
sylwetką
swojego partnera? Tym bardziej
gdy
jest się na niego złym.
– A co tam u Madzi?- Spytałam w końcu.
– O, świetnie. Do tej pory od czasu wizyty podczas świąt uważa cię za najlepszą ciocię. Choć zdaje mi się, że
ona używa słowa „cool”.-
Roześmiałam się. Magda była siedmioletnią córką Emila i Patrycji.
Przeżyłam lekki szok, gdy
dziewczynka tak mała i o tak słodkim głosiku mogła krzyczeć
na Łukasza gdy ten w rewanżu za wylaną kawę wziął ją na ręce i trzymał wysoko nad sobą. Do tej pory nie mogłam uwierzyć w widok siedmiolatki recytującej
zbiór złamanych
przez mojego męża przepisów
z których ja zapamiętałam
tylko
naruszenie nietykalności
osobistej. Dziewczynka
była
naprawdę dobra. Zastanawiałam się czy sama to podłapała czy rodzice nauczyli ją tego dla zabawy.
– Już wybaczyła
Łukaszowi?
– Jeszcze pytasz? Wciąż powtarza, że gdy tylko wystarczająco dorośnie
wyjdzie za niego za mąż.
– No co ty? To
ona nie wie, że popełniłaby bigamię,
bo jej wujek jest już żonaty?- Zapytałam
ze śmiechem, bo
ja w jej wieku nawet nie znałam tego słowa,
ale przeczuwałam że u Madzi
może być inaczej.
– Jasne, że wie.
I wymyśliła sobie,
że wyjedzie do jakiegoś islamskiego kraju.
– Jej, jest naprawdę
niezła. Powiedz, sama w
sobie jest taka bystra czy to Emil szprycuje ją tym prawniczym bełkotem?
– Skąd. Sama wchodzi
do jego gabinetu i siada mu na kolana czytając jakieś pozwy razem z
nim.
Mówię ci, szkoda że tego nie widziałaś. Ostatnio jak im przerwałam
spytała go co to jest zabójstwo w
efekcie, bo jakaś kobieta kłócąc się
z mężem rzuciła
w niego doniczką gdy wyszedł
i zabiła przechodnia.
– Żartujesz?- Odezwałam się, bo Pati mówiąc mi o
tym śmiała
się
tak, że aż z policzków ciekły
jej łzy.
– Nie, i właśnie dlatego to jest takie śmieszne. Na
dodatek mieszkali w wynajmowanym mieszkaniu i
za wszystko będzie odpowiadał właściciel. Nasze prawo jest
świetne, prawda?
– Bardzo.-
Przyznałam
nie do końca wiedząc czy się z
tego cieszyć czy raczej
płakać W końcu bądź co bądź zmarł człowiek.- Dobrze, że ja na razie nie mam do
czynienia z żadnymi
prawnikami.
– A kto wie? Jeśli
znudzi ci się Łukasz to
możesz
wziąć rozwód.
– Sądzisz, że Emil zgodzi się mnie reprezentować?-
Śmiałyśmy się już
tak głośno, że aż nasi
chłopcy byli zainteresowani przyczyną. Oczywiście nic im
nie powiedziałyśmy.
Dzięki odwiedzinom spędziłam miły wieczór
i znacznie poprawił
mi się humor.
Mimo to,
gdy za Patrycją i Emilem zamknęły się drzwi przypomniałam sobie
o wycieczce
z mężem. I
moja
niechęć wróciła. Może złość już mi przeszła, ale
tym razem postanowiłam nie
dać się
udobruchać. Łukasz musi
wreszcie zrozumieć, że
kompromis obowiązuje
obie strony.
Tak więc po sprzątnięciu
brudnych naczyń po
naprędce przygotowanej kolacji i blatów kuchni zamierzałam wziąć szybki prysznic i położyć się
spać.
Dochodziła już jedenasta, a
ja choć przespałam prawie
całe popołudnie nadal czułam się zmęczona.
Ale tak jak się spodziewałam
Łukasz znowu zaczął te swoje sztuczki. Tak,
sztuczki bo teraz zdałam sobie sprawę
jak łatwo do tej pory mną manipulował. Wystarczyło
czułe słówko i pocałunek a ja w mig o wszystkim zapominałam. Dlatego tym razem
gdy
próbował mnie przeprosić nie przyjęłam ich. Po
kilku minutach ganiania za mną z
pokoju do sypialni (bo właśnie zmieniałam
nam
świeżą pościel) wyraźnie się
zirytował.
– Karola,
czy
ty trochę nie
przesadzasz?- Spytał zaczynając zdejmować koszulę.
– Ja nie przesadzam? Spójrz na swoje zachowanie.
– Dobra, przyznaje
nie powinienem tyle pracować.
– Zacznijmy od tego, że w ogóle nie powinieneś wtedy pracować.
– Okej,
masz rację. Możesz już przestać milczeć?
– Nie,
bo słowo przepraszam nie rozwiązuje wszystkiego.
– Więc mam
cofnąć czas?
– Nie. Ale
„przepraszam” zobowiązuje do podjęcia chociaż próby naprawy czy poprawy własnego
zachowania. A ty przepraszasz już od jakiegoś czasu ciągle o to samo.
– A ty w kółko czepiasz się szczegółów.
Ludzie niestety muszą
pracować.
– Tak, ale nie tylko. Oprócz tego mają innego obowiązki i przywileje.
– Jejku, mówiłem ci że to
tylko na jakiś czas.
– A ja ci mówiłam, że mnie to nie obchodzi.
– Może powinienem rzucić
pracę, co? Wtedy byłabyś szczęśliwa?- Chyba
naprawdę się rozgniewał, bo niemal popsuł
suwak od jeansów tak gwałtownym ruchem próbował je
ściągnąć.
– Ale i
tak byś tego nie zrobił, prawda?
– Jasne,
że nie. W końcu musimy się z
czegoś utrzymywać. Niestety nie mamy
magicznej
różdżki, która zapłaci nasze rachunki czy spłaci kredyt.
– Ale nie musisz
pracować kilkanaście godzin na dobę. I wślizgiwać
się
do domu nocą jak złodziej.
– Proszę
cię, wróciłem po północy tylko
kilka razy...
– O te
kilka za dużo...
– ...tylko dlatego, że policjanci się spóźnili. Miałem sobie iść
do domu i zostawić świadka koronnego, który jechał tu aż z Gliwic, tak?
– I pewnie jechał przez kilka dni, co?
– Wyobraź
sobie,
że tak. Bo ktoś dał cynk i napadli na konwój policyjny.
– Och, ty zawsze masz jakieś wytłumaczenie.- Wściekła, że wzbudził we mnie poczucie
winy po raz ostatni walnęłam całą
dłonią w poduszkę, by ostatecznie
ją poprawić. Gdy skończyłam podeszłam do szafy i
wyjęłam z
niej płaszcz. Choć jeszcze kilka minut
temu
przysięgłabym, że zasnę kładąc
tylko głowę do poduszki teraz
byłam tak maksymalnie rozsierdzona, że niemal czułam jak
para tryska mi uszami.
– Hej,
gdzie idziesz?
– Wychodzę.
– O tej
porze? Gdzie?
– Po prostu wychodzę.- Wzruszyłam ramionami ubierając się.
– To bardzo dojrzała
zagrywka.- Zakpił.
– To nie jest
żadna zagrywka. Daj mi kluczyki
do auta.
– Nigdzie
nie pojedziesz.
– Okej,
pojadę komunikacją miejską.
– Karolina, daj
już spokój.
– Na razie.-
Odparłam wychodząc
z mieszkania. Łukasz w pierwszej
chwili wyszedł za
mną
na dwór, ale potem zdając sobie sprawę
z tego, że jest w samych slipkach wrócił do środka. Przed
wyjściem
na ulicę zawahałam się
zastanawiając się gdzie
mam iść.
Szybko odrzuciłam
możliwość spaceru,
bo nie miałam najlepszych wspomnień jeśli
chodzi o nocne „podróże”. Właśnie podczas jednej z nich poznałam Jacka gdy
zaatakował mnie jakiś dresiarz.
Postanowiłam więc pójść do Beti:
jej mieszkanie znajdowało się najbliżej,
a poza tym to jej poczucie humoru
i pocieszenie było mi potrzebne.
Akurat gdy na
to wpadłam mój mąż ponownie
wynurzył się z domu tym razem w
ubraniu. Skierowałam się więc
w stronę odpowiedniego przystanku
i już po kilku minutach byłam w
autobusie. Miałam szczęście, że
gdy tylko zdążyłam tam dobiec on akurat odjeżdżał, bo Łukasz nie
zdążył do niego wsiąść. Widok jego wściekłej miny trochę
poprawił mi nastrój.
Miałam klucze,
bo jeszcze przed
moim
ślubem wynajmowałyśmy to
mieszkanko
we trzy: ja, ona i Krysia,
która
teraz z kolei zamieszkała z chłopakiem. Dlatego nawet
nie dzwoniłam w domofon tylko
do razu weszłam na
piętro. Dopiero przed drzwiami
wejściowymi zapukałam. Jakby nie było to teraz jej
dom, więc wparowanie przed
północą nie było najodpowiedniejszą rzeczą. Wcisnąwszy mały guziczek
stałam na wycieraczce
przygryzając
nerwowo wargi. Po kilku sekundach
zaczęłam się obawiać, że mojej przyjaciółki
nie ma w domu. Już miałam zrezygnować,
gdy w końcu usłyszałam ze
środka jakiś dźwięk. A po chwili
ukazała mi się zaspana głowa Beaty. Była rozczochrana,
w samych majtkach i biustonoszu
zsuniętym z ramienia
jak zdążyłam zauważyć zanim nakryła się szczelniej kocem. Na mój widok szerzej otworzyła oczy.
– Karola? Co tu robisz?
– Hej.-
Przywitałam się z bladym uśmiechem.- Mogę wejść?
– Teraz?
– Nie,
jutro
o piętnastej. Jasne,
że teraz.
– Eee...no tak jasne. Tyle, że...co się stało?- W czasie gdy ona się jąkała ja zdjęłam wierzchnie
odzienie.
– Pokłóciłam się
z Łukaszem. Mam już dość
tego osła.- Beti coś wymamrotała
co brzmiało podejrzanie jak: „musiałaś akurat dzisiaj?” Ale
gdy poprosiłam ją o powtórzenie zaprzeczyła,
że cokolwiek mówiła.
– Okeeej.-
Przedłużyła środkową sylabę.-
Poczekasz na mnie w
kuchni? Na pójdę na momencik do sypialni i
coś na siebie zarzucę.
– Jasne.-
Odparłam siadając na krześle. Zaczęłam bębnić paznokciem w stół tępo wpatrując się najpierw w swoją rękę, a potem wieszak
na kurtki, który miałam praktycznie
przed sobą
widoczny z korytarza. Początkowo nic
nie zajarzyłam, ale w końcu do mnie dotarło. Wisiała na nim granatowa kurtka. I zdecydowanie nie
była
damska.
– O cholera.- Wymamrotałam wstając z miejsca
i idąc w kierunku pokoju który dawniej zajmowała.- Beti, Beti
powiedz, że w tej chwili jesteś
sama.- Przez
kilkanaście sekund panowała grobowa cisza, ale w końcu usłyszałam:
– Niestety nie.- Jęknęłam.
– Sory,
naprawdę nie chciałam. Już
sobie
idę. Przepraszam jeśli coś przerwałam...- Dokładnie w tym momencie otworzyły
się
drzwi, a moja
przyjaciółka wystawiając samą rękę wciągnęła
mnie
do środka. Spojrzałam na
nią a potem przeniosłam wzrok na faceta siedzącego w rogu łóżka.
– Hej.-
Przywitał się z lekko zakłopotanym uśmiechem.
– Hej.- Odruchowo
zrobiłam to samo i zaczęłam się mu przyglądać.
Nie był klasycznie przystojny,
więc odrobinkę zdziwił mnie typ
Beti (bo zawsze gustowała w typowych adonisach)
aczkolwiek nie mogłam nie przyznać, że miał w sobie urok.
Poza tym, choć może i jego twarz nie była
wybitnie piękna
to za to ciało... Był wysoki,
szeroki w ramionach (choć
nie taki jak mój Łukasz, ale mało facetów mogłoby się z nim równać)
i wąski
w pasie. Na brzuchu rysował mu się
elegancki sześciopak,
co mogłam dostrzec, bo
nie miał na sobie koszulki.
Zresztą
spodni też nie. Dobrze, że
chociaż nie zapomniał o bieliźnie.
– Yhm.- Chrząknęła Beata, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę,
że się na niego gapię. Spojrzałam
mu w
oczy,
a gdy w jego ujrzałam iskierki rozbawienia czułam jak
palę buraka. Również
chrząknęłam.
– No więc...Karolina,
przyjaciółka Beti. Wtedy w parku chyba nie zdążyliśmy tego zrobić.- Przedstawiłam się
wyciągając do niego dłoń. Robiąc przy
tym kilka kroków w przód o mały włos nie
potknęłabym się o
kupkę ubrań leżących na
podłodze.
– Ach,
no tak. To ty byłaś wtedy jedną z tych
dziewczyn? Miło mi. Krzysiek.
– Krzysiek.- Powtórzyłam jak
głupia czując jak moje
gałki oczne niemal wychodzą z oczodołów. Jasne,
to był studencik z parku, ale wciąż nie mogłam uwierzyć, że niemal nagi rozmawia ze mną w
pokoju Beti! A ta szelma przez cały czas wmawiała
nam, że nie ma zamiaru kontynuować znajomości z tym
dzieciakiem. Jak mogłam
go nie poznać? Wydał mi się
znajomy, ale wówczas
był
ubrany
hm,
nieco bardziej konserwatywnie.
– Może jednak wyjdziemy na
zewnątrz, co?- Beata spojrzała na
mnie charakterystycznym wzrokiem mówiącym: „nie waż się odmówić”, więc
nie mając innego wyjścia wyszłam. Rzuciłam jeszcze do
Krzyśka,
że miło
mi było
go poznać i wyszłam. Gdy dotarłyśmy już
do kuchni nie mogłam się już dłużej powstrzymać Wybuchłam śmiechem.-
No proszę, śmiej
się
ze mnie.- Powiedziała Beti.
– Przepraszam kochana.-
Objęłam ją delikatnie.- Ale
wciąż mam przed oczami twoją minę gdy mówisz
mi w
cukierni, że nie masz
zamiaru
matkować
gówniarzowi. On w ogóle wie, że go
tak nazywasz?
– Jasne, że nie.
Chyba, że zamierzasz
mu powiedzieć.
– No co ty? Oczywiście, że
nie.- Cmoknęłam ją w policzek.- Czemu to ukrywałaś?
– A jak
myślisz?-
Spytała
retorycznie.
Potem z ciężkim westchnieniem opadła na krzesło.- Właściwie
to sama nie wiem. To znaczy wiesz, jest
fajnie i w ogóle, ale to raczej nic
poważnego. Transakcja dla wspólnych korzyści.
– Och.- Jęknęłam rozczarowana.- A już myślałam, że to
twój wywróżony ten
jedyny.
– Ha,
ha, ha.- Beti sparodiowała
śmiech.
– Mówię serio.
Niezłe ciasteczko.
– Ciasteczko? Raczej kaszka dla niemowląt.
– Przestań już.
W końcu jest młodszy tylko o parę lat. W dzisiejszych
czasach to nic takiego.
– Karola, ja się
go nie wstydzę. To naprawdę nic poważnego i tyle. Czysta
rozrywka i przyjemność.- Na
jej twarzy wykwitł uśmiech
jakby na wspomnienie... no wiadomo czego.
– A więc nie
tylko dobrze się całuje?
– Nie tylko,
nie tylko, zapewniam cię.
Pogadałyśmy jeszcze kilka minut
zanim
zjawił się ubrany już Krzysiek żegnając się z nami. Gdy zostałyśmy same jeszcze raz przeprosiłam Beti,
ale ta machnęła tylko ręką. Potem spytała
o przyczynę mojego
przyjścia. Wyjaśniłam jej więc wszystko pytając o to czy mogę u niej zanocować. Ta jednak pokręciła tylko głową.
– O nie kochaniutka. Twoja komórka nieustanie się świeci,
więc pewnie Łukaszek odchodzi od zmysłów.
Jeśli nie wrócisz do
domu to rankiem zatrzyma mnie CBŚ.
– Bardzo śmieszne.
– Nie żartuję.
Wracaj już do domu...albo nie zadzwonię po twojego mężusia. Jest
już późno.
– Nie mogę.
Jeśli wrócę
on znowu wygra.
– Nie, już pokazałaś mu jak to jest. Gwarantuje ci,
że gdy tu przyjedzie będzie wyglądał
jak zbity pies.
Tak jak przewidywała Beata Łukasz
po jej telefonie zjawił
się
pod klatką już po kilkunastu minutach. Wcale
nie wyglądał jednak jak zbity
pies. Raczej jak wściekły
rottweiler. Podziękował mojej przyjaciółce za to, że powiedziała mu gdzie jestem i
prawie wywlekł
mnie
z jej mieszkania trzymając za
nadgarstek jakby bał się, że mu
ucieknę. Jakbym miała gdzie.
Sądziłam, że
zacznie się ze mną kłócić już w samochodzie,
ale nie-
poczekał do powrotu do domu.
Dopiero wtedy wybuchnął:
– Czyś ty oszalała? Co
to miało
znaczyć?
– Co konkretnie
masz na
myśli?- Spytałam odwieszając płaszcz na miejsce.
– Dobrze
wiesz co.
– Nie, nie wiem.
– Uważasz
to za zabawne? Zachowywanie się jak
mała dziewczynka i uciekanie w środku nocy bez słowa?
– Nie.
– Więc czemu to
zrobiłaś? Wiesz
co może się
stać w nocy? Ile różnych
czarnych typów kręci się po ulicach? Nie wspominając już o tym, że wybiegłaś z domu bez powodu.
– Rzeczywiście.- Żachnęłam się oburzona jego
ignorancją.
– A jaki niby miałaś powód?
– Masz
rację: żadnego. Ale może zobaczysz jak
to jest.
– Słucham?
– Ty nie mówisz mi gdzie właściwie
jesteś ani kiedy wrócisz.
– Przecież jestem
w pracy a nie na piwie z kolegami.
– Ale
nawet ciężko ci jest napisać jakąś wiadomość, co?
– Przecież mówię
ci, że wrócę później.
– No
tak: to rzeczywiście bardzo
konkretne.-
Odparłam mu z sarkazmem.
– Naprawdę
cię już nie rozumiem. Już od jakiegoś czasu w kółko tylko chodzisz wściekła
jakbyś chciała się
ze mną pokłócić.
A przy moim bracie
i Patrycji udawałaś
idealną żonę.
– Wcale nie udawałam. Co, miałam powiedzieć jaki jesteś w
rzeczywistości?
– A jaki niby jestem?
– Och.- Ze
złości miałam ochotę
zgrzytać
zębami. Ale weszłam tylko do łazienki z zamiarem umycia
zębów. Odkręciłam pastę do zębów nakładając część na szczoteczkę.- Właśnie taki. Irytujący.- Warknęłam głośniej, by usłyszał. Energicznie
odkręciłam kran
z ciepłą wodą i...zapiszczałam. Cholera,
jak mogłam zapomnieć
o zepsutym kranie?!-
Łukasz
zjawił się w łazience chwilę
później.
– Co się stało?-
Spytał
omiatając wzrokiem moją
zalaną bluzkę.
– A nie
widać? Znowu coś jest nie tak
z kranem i
znowu będę musiała naprawić go sama, bo mojego wiecznie zapracowanego męża
nie będzie w domu.
– Kran się
zepsuł? Kiedy?
– Wczoraj. Ale oczywiście ty niczego nie zauważyłeś,
prawda?
– Nie,
bo zwykle korzystam
z zimnej wody. Pomaga hartować.-
Prychnęłam zła.
– No
tak, mogłam się spodziewać, ze
dla ciebie to nie problem.
– A dla
ciebie to jest problem? To tylko zwykły kran,
prosta usterka na miłość boską!
– Więc czemu jej
nie naprawisz?! Mam już
dość robienia wszystkiego
sama: targania ciężkich toreb z zakupami tłocząc
się komunikacją miejską, wkręcania
spalonej żarówki, prania twoich brudnych gaci bez jakiegokolwiek podziękowania.- Wyliczałam
jednocześnie odchylając kolejne palce dłoni patrząc wściekle
na męża.
– Zakupy możemy robić w niedzielę gdy akurat jestem w
domu-
zaśmiałam się w momencie gdy to mówił.- moje brudne
gacie jak się wyraziłaś pierze pralka, a ja mógłbym się
zająć zmianą spalonej
żarówki gdybyś była
łaskawa mi to powiedzieć! I nie rób z siebie jakiejś
niewolnicy.
Nie jestem Bogiem
ani nie czytam w myślach, więc nie wiem o wszystkich rzeczach, które
trzeba
wykonać
w tym
domu, ale to nie znaczy że
ich nie wykonam.
– Ale tu mieszkasz,
do cholery. Przecież powinieneś widzieć,
że w łazience przecieka
czy nie ma światła.
Też korzystasz z
tych
pomieszczeń.
– Okej, przyznaję
się
do błędu. Następnym razem
powiedz mi co mam zrobić a zrobię to.- Wyciągnął przed siebie
ręce
w geście kapitulacji. Wywróciłam oczami wymijając
go i idąc do komody po czysty ręcznik aby się wytrzeć.-
Co ci znowu nie pasuje?
– Właśnie to.-
Odwróciłam się do
niego wściekle wycierając ręcznikiem klatkę piersiową. Może i nie wyglądałam w tej pozycji
zbyt
dystyngowanie zwłaszcza jak na kłótnię, ale co tam.-
Bo ja nie chcę ci nic mówić. A tym bardziej o
tak oczywistych rzeczach. Ty sam jako mąż powinieneś widzieć pewne
sprawy.
Tak jak nie muszę ci przypominać o
oddychaniu
czy
codziennej zmianie
bielizny.
– A więc
przepraszam moja doskonała
żono. Od dzisiaj będę prowadził gruntowną
inspekcję całego domu po
powrocie z pracy tak
aby
w razie co usunąć każdą usterkę
nawet zanim ty ją
zauważysz.- Odparł mi sarkastycznie.
– Teraz to ty
robisz z siebie
biednego męża bez powodu narażonego
na atak niezrównoważonej żony.
– Ty to powiedziałaś- Wymamrotał pod
nosem, ale ja
i tak to usłyszałam.
– Słucham?!-
Krzyknęłam a on westchnął tylko na moment
przymykając oczy.
– Tak.
Bo gdybyś przestała
na mnie
wrzeszczeć i spojrzała na to wszystko z odpowiedniej perspektywy zauważyłabyś jakie twoje zarzuty są rozdmuchane. Przecież wystarczyło
mi tylko
powiedzieć, ale nie najlepiej udawać obrażoną
czekając aż facet sam się
wszystkiego domyśli. Zawsze podziwiałem logikę kobiet.
– Według ciebie robię z igły widły?
– A nie? Przecież wszystko zaczęło się od tego wyjazdu: byłaś szczęśliwa i
wszystko grało
dopóki nie obraziłaś się, że
nie spędzałam z tobą na niej każdej minuty. A teraz
odwracasz kota ogonem wywlekając wiele innych nieistotnych spraw byleby tylko odkuć się za
tamto.
– Jesteś śmieszny!
– A zaprzeczysz,
że zaplanowałaś tę cholerną wycieczkę tydzień
temu,
a gdy się nie zgodziłem nie
odzywałaś się do mnie przez cały dzień? A potem, gdy w końcu to zrobiłem
też ci się to nie spodobało
i skróciłaś powrót tylko po to by w środku
nocy
wybiec do przyjaciółki. To
jest
według ciebie normalne?
– Kretyn z ciebie!
– A z ciebie
w ostatnim tygodniu wychodzi furiatka! Masz
okres czy co?!
– Ty...- Nie byłam w stanie wydusić z
siebie głosu gdy zakpił
ze mnie
w ten sposób. Nie cierpiałam facetów, którzy zły humor kobiety kwitowali wymownym uśmiechem mrugając do siebie, że na pewno
ma
zespół napięcia przedmiesiączkowego. Uważałam takie komentarze
za niesmaczne, chamskie i tanie. A facetów którzy się nimi posługiwali za jeszcze gorszych.
Już
miałam to powiedzieć mojemu mężowi gdy w
ostatniej chwili coś do mnie dotarło.
I powiedziałam tylko jedno słowo: „nie” zanim go nie popchnęłam i popędziłam do łazienki. Drzwi zamknęłam tak gwałtownie, że huknęły z trzaskiem.
– Karolina!- Słysząc kroki Łukasza pospiesznie zablokowałam zamek.
Otworzyłam dolną
szufladę szukając w niej znajomego kalendarza. Drżącymi
rękoma zaczęłam go
otwierać w poszukiwaniu właściwiej strony, choć przecież już i tak znałam prawdę.
– Nie, nie, nie.- Szeptałam do
siebie cicho z jękiem niezgrabnie klapiąc na podłodze. Bo mijał
już drugi miesiąc a
ja nadal nie miałam miesiączki.
Nie było żadnych wątpliwości: byłam w
ciąży.
świetne jest to opowiadanie.. :D z wielką niecierpliwością czekam na kolejną część. ;)
OdpowiedzUsuńZostałaś przeze mnie nominowana do nagrody Liebster Blog Award :)
OdpowiedzUsuńPytania znajdziesz pod tym adresem: http://wojnabogow.blogspot.com/2015/01/liebster-blog-award-d.html
Pozdrawiam Ola :)
świetne nie mogę się doczekać co będzie dalej
OdpowiedzUsuń