Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 22 stycznia 2015

Cienie przeszłości: Rozdział VI: Poronienie



Z tej zdecydowanie zbyt szybkiej jazdy samochodem pamiętam tylko jedno: paniczny strach na widok powiększającej s plamy krwi na moich spodniach. I słowa, które niemal wykrzykiwałam do męża potęgując tylko swoje przerażenie.
   O Boże, Łukasz stracę je. Stracę nasze dziecko. O matko, co ja mam teraz robić? Boję s nawet patrzeć na swoje spodnie, bo gdy wiedzę tyle krwi...Dlaczego to s stało akurat teraz? Przecież jeszcze kilka godzin wcześniej byliśmy u ginekologa. Przecież powiedział, że wszystko jest w porządku. Przeci dziecku miało nic nie zagrażać.- Łkałam przerywając sobie w niektórych momentach na nabranie wdechu.
   Wytrzymaj kochanie, wytrzymaj jeszcze trochę. Zaraz będziemy na miejscu.
   Ale ja nie wytrzymam. Ono nie wytrzyma...Nasze małe dziecko. Boże, ja czuję...czuję jak ono ze mnie wypływa...Łukasz proszę! Pros zrób coś.
   Nie mogę, Kara. Nie mogę już jechać szybciej.
   Wybacz mi. Wybacz mi, że cię nie posłuchałam. Nie powinnam była pracować, miałeś rację. Boże, nie pozwól żeby nasze dziecko zginęło. Moje małe kochanie, wytrzymaj jeszcze. Błagam nie rób mi tego. Jeśli zginiesz ja umrę razem z tobą. Nie odchodź, proszę.- Paplałam bezmyślnie nie mogąc się powstrzymać.
   Karolina, uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Oddychaj głęboko.
   Nie...mo...gę.- Moje łkanie przeszło w szloch, a potem spazmatyczne łapanie powietrza.-Łu...kasz...nie...mogę...złapać...od...dechu. O...Bo...że.
   Karola, otwórz buzie, rozumiesz? Dasz radę, już jestmy na parkingu.- Zaparkował auto tak szybko, że moja głowa niemal odbiła się od wezgłowia fotela. - Przepraszam kochanie, przepraszam.- Szeptał odsłaniając mi mokre kosmyki włosów z zapłakanej twarzy. Potem wysiadł z samochodu i podbiegł do miejsca od strony pasażera.- Dasz radę mnie objąć?
   Tttak- Wyjąkałam. Z trudem objęłam męża za szyję, ale gdy próbował złapać mnie pod kolanami zaprotestowałam.- Nie rób tego. Ja czuję...ono znów...znów ze mnie wypływa.
   Karola, muszę to zrobić. Inaczej i tak je stracisz. Musisz być dzielna. Wszystko będzie dobrze, rozumiesz? Dasz radę. Tylko nie rozdzielaj nóg. Trzymaj je razem.
   Boże, ja nie mogę.- Szepnęłam, ale posłusznie spełniłam polecenie Łukasza. W ciągu kilku następnych sekund które mnie osobiście wydawały się wiecznością znalazłam s w jego ramionach kołysana miarowym rytmem kroków.- Wybacz mi kochanie, wybacz.- Nie mogłam się powstrzymać.- Nie chciałam go zabić, nie chciałam. Nieznowu...byłam taka bezmyślna. A teraz ponownie mnie to spotka. Nie chcę tego przeżywać jeszcze raz. Nie chcę ponownie stracić dziecka, rozumiesz? Nie przeżyję tego. To wszystko moja wina. Gdybym się nie uparła do tej pracy...i gdyby nie ten napad...to wszystko wyglądałoby inaczej...a teraz...Boże znowu...- Przymknęłam na moment oczy czując, że więcej już nie zniosę.
Gdy w końcu znalazłam się na szpitalnych noszach straciłam wszelką nadzieję. Minęło już tak dużo czasu. Czułam s cała mokra i lepka od tej całej wilgoci na dole. Od resztek mojego dziecka. Ta myśl sprawiła, że znowu poczułam panikę. Łzy toczyły s po mojej twarzy nie mogąc przestać płynąć nieprzerwanym strumieniem, aż w końcu głos lekarza nakazał jakiejś pielęgniarce podać mi środki uspokajające.
Ból w dole brzucha zmus mnie do otwarcia oczu. Powoli się budziłam, choć bardzo tego nie chciałam. Bo powoli też docierał do mnie wspomnienia ostatnich kilkudziesięciu minut. I tego co s stało.
A więc moja najgorsza obawa sprawdziła się. Straciłam je. Po raz kolejny straciłam dziecko ukochanego mężczyzny.
Ponownie przymknęłam oczy daremnie łudząc się, że tym sposobem zapobiegnę nawrotowi łez. Jednak dzięki temu gestowi przed oczami pojawiła mi się wizja siebie leżącej pięć lat temu w szpitalnej sali. I poczułam uczucie deja vu.
Znów byłam tamtą dwudziestotrzyletnią studentką, która nosiła dziecko światka koronnego podejrzanego o kolaborację z przestępcami i powrót do ich gangu. Znów czułam tamtą pustkę i apatię, która nie pozwalała mi nic robić poza bezgłośnym łkaniem. Znów czułam, że rozpadam s na milion kawałków. Jak to się mogło stać, pytałam samej siebie. Przecież to nie jest możliwe. Los nie może sobie tak boleśnie ze mnie kpić. Nie dwa razy w ten sam sposób. Nie tu gdzie najgorzej boli.
   Karolina? Obudziłaś się?- Głos Łukasza wywołał we mnie poczucie winy. Nie chciałam s odezwać, a nawet gdyby było inaczej to i tak nie moam. Wydawało mi się, że moje struny głosowe nie działają. Zupełnie tak samo pięć lat temu, gdy pogrążona w depresji milczałam przez całe trzy dni dopóki nie pomógł mi Łukasz. Ale czy pomoże i tym razem? Gdy chodziło również o jego dziecko, które swoją bezmyślnością zabiłam?- Kochanie?- Powtórzył, a ja pomimo przymkniętych powiek usłyszałam jak do mnie podchodzi. Lekko uścisnął moją dłoń.- Karola?- Widocznie dostrzegł łzy na mojej twarzy, bo mimo się nie poruszyłam dając jakichkolwiek oznak przebudzenia zaczął mówić dalej:- Kochanie, otwórz oczy. Mesz?- Pokręciłam głową chcąc by zostawmnie samą. Ale jego dłoń nadal obejmowała moją.- Karolina, już wszystko w porządku. Otwórz oczy. Mam zawołać lekarza? Boli cię coś?
   Nie.- Zmusam s do zabrania głosu.- Wyjdź.- Powiedziałam, bo to było krótsze niż prośba o wyjście.
   Hej, co s dzieje? Nie płacz już. Z dzieckiem wszystko w porządku. Z tobą też. Nie płacz.
   W porządku?- Otworzyłam oczy w tej samej chwili gdy zadałam to pytanie.
   Tak. Naprawdę. Udało s je uratować.- Uśmiechnął s do mnie szeroko całując prawą rękę. A ja byłam w stanie tylko tępo się w niego wpatrywać.
   Mówisz poważnie? Nie próbujesz mnie pocieszyć?
   Ależ skąd. Spójrz na swój brzuch. Przecież nadal go masz, prawda?
   Ale... jak to? Przecież tamta krew...tak dużo krwi...
   To było tylko zalewie kilka kropelek. Lekarz mówił, że z powodu paniki i strachu mogło wydaw ci się znacznie więcej. Dodał też, że plamienie wcale nie musiało być rezultatem szoku jaki przeżyłaś w banku po napadzie. Po prostu czasami tak się zdarza w trakcie ciąży. I to wcale nie jest groźne dla dziecka. Tyle, że teraz powinnaś być ostrożniejsza: unikać stresu i więcej wypoczywać.
   O Boże.- Tym razem z oczu pociekły mi łzy ulgi.- Tak się cieszę.
   Nie płacz już, proszę. J nic nie grozi całej naszej trójce. Ginekolog zbadał cię dokładnie i dwa razy potwierdził mi, że wszystko jest w porządku w stu procentach.- Zrobił krótką pauzę na oczy dziwnie mu s zaszkliły gdy dodał:- To chłopiec, Kara.- Moją jedyną odpowiedzią na tę rewelację był w pierwszej chwili uśmiech. Dopiero potem zdołałam zażartować.
   A więc mieś rację.
   Tak.- Zaśmisię.- Nasz mały, silny chłopczyk.
W zasadzie już następnego ranka mogłam opuścić szpital, ale nawet gdyby mój kochany mąż s nie uparł bym dla pewności została aż do wieczora i tak sama bym to zrobiła. Nie zamierzałam już ryzykować ponownego poronienia. Nie tym razem. Poza tym cieszyło mnie to, że Łukasz bez szemrania spędził ze mną kolejny dzień rezygnując z pracy.
Ani ja, ani Łukasz nie dzwoniliśmy do nikogo, więc nikt z naszych znajomych nie wiedział, że miniona doba była najtrudniejszą w naszym życiu. Ale gdy w końcu zjawiliśmy s w naszym domu obydwoje zdawaliśmy się być szczęśliwi jak nigdy dotąd. Nasze wspólne cierpienie jeszcze tylko nas umocniło. Mój mąż troskliwie przyrządził mi kolację, pościelił łóżko, przygotował wannę z masą bąbelków, a ja tym razem przyjęłam to bez irytacji. Widziałam w tym przejaw miłości do mnie a nie tak jak ostatnio jego apodyktyczności. Jednocześnie w jego twarzy widziałam coś dziwnego, jakby nieme pytanie krego jednak nie zadał. Więc chyba musiało mi stylko wydawać, pomyślałam.
Dopiero wieczorem, leżąc w łóżku ściśle ze sobą objęci Łukasz podjął temat który najwyraźniej nurtował go od momentu przyjazdu do domu.
   Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym, że to co wydarzyło się prawie pięć lat temu nadal jest dla ciebie bardzo bolesne? Sądziłem, że już zapomniałaś.- Milczałam dłużs chwilę przez moment wahając się czy nie udać, że śpię. Ale to byłoby tchórzostwo. A ja nie chciałam dłużej być tchórzem.
   Bo s bałam.
   Bałaś? Czego?–   Tego, że nie będziesz chciał mnie wysłuchać.
   Karolina, czasami mnie zaskakujesz. Jak mogłaś nawet tak pomyśleć? Przecież jestem twoim mężem i kocham cię tak jak nikt. Mesz mi powiedzieć wszystko co tylko zechcesz chyba że...czy to dlatego, że tak długo nie było mnie w domu? To z tego powodu sądziłaś, że cię zaniedbuję?
   Nie, oczywiście że nie. Tyle, że...tyle że ty nigdy nie chciałeś rozmawiać o Jacku.- I tym razem jego ciało wyraźnie s spięło. Jak zwykle na pozornie niewielką wzmiankę na temat Jacka Bończaka, mojego byłego chłopaka. Próbowałam sum rozczarowanie.
   A co on ma z tym wspólnego?
   Tamto poronienie które miałam pięć lat temu...on był ojcem. I wiem, że to dla ciebie bardzo bolesne, dlatego nie chciałam ci o tym mówić. Nie chciałam mówić o tym strachu jaki czułam na samą myśl o ponownej ciąży, o tym jaką panikę wywoływało to w mojej głowie choć jednocześnie wiedziałam też, że to
zupełnie irracjonalne. Starałam s również wmówić sobie, że wszystko jest w porządku, że nic nie zdarza się dwa razy, że tym razem donoszę ciąże, ale gdy ty lub ktokolwiek inny wspominali o dziecku ja... ja cała wewnętrznie aż się jeżyłam. Nie moam sama pokonać tego lęku. - Spojrzałam mu w twarz jakbym mogłam rozproszyć ciemność próbując dostrzec jego wyraz twarzy. I choć nie zdołałam nic zobaczyć bardzo chciałam wiedzieć co teraz dzieje się w jego głowie.
   Przepraszam.- Szepnął tylko rozluźniając napięte mięśnie. Powiódł wargami po mojej skroni.- Wybacz mi. Nie powinienem być już o niego zazdrosny, ale nie potrafię. To znaczy nie potrafem, bo teraz będzie inaczej. A ty przeze mnie musiałaś radzić sobie ze wszystkim sama.  Najgorsze jest to, że sądziłem iż tak źle znosisz ciążę, bo jej nie chciałaś. Powtarzałaś nawet kilkakrotnie, że nie planowaliśmy tego i tak piętrzyłaś trudności...ja kładłem to na krab braku chęci z twojej strony na dziecko. Jednak wierzyłem, że z czasem to zaakceptujesz choć ostatnio było mi z tym dość ciężko. Zaszcza gdy tak gwałtownie zareagowaś na wieść o tym remoncie pokoju...
   …bo bałam się, że jeśli nie donoszę ciąży to widok tego dziecięcego pokoiku będzie mnie prześladował. Wiem, że pomyślisz teraz że jestem wariatką, ale...
   Ciii, nic już nie mów: wiem. Teraz w końcu to zrozumiałem zdając sobie sprawę jakim błaznem się okazałem. I obiecuję ci, że od teraz to szmieni: bo mam już dość strachu o mość Bczaka. Wiem, że nasza jest teraz sto razy silniejsza niż ta którą do niego czułaś. Ale musisz wiedzieć jedno: dziecko, które kiedyś nosaś nie wywołuje we mnie niechęci mimo że to...to on był ojcem. Nawet jeśli teraz byłoby z nami kochałbym je tak samo jak ciebie. Bo przecież byłby twoją cząstką.
   Dziękuję.- Powiedziałam szcśliwa, że nareszcie to zrozumiał.- Kocham cię, Łukasz. To uczucie jest tak silne, że czasami nawet wydaję mi się, że to co przesam z Jackiem to było nic nie znaczące zauroczenie, więc nigdy nie miej nawet wątpliwości.
   Zapominasz, że ja byłem wtedy przy tobie. I nie wyglądało to na nic nie znaczące zauroczenie. Zwłaszcza gdy rozpaczałaś po jego zniknięciu.
   Być może to prawda.- Odrzekłam ostrożnie.- Ale to było nic w porównaniu z tym co czułabym gdybyś to ty ode mnie odszedł lub mnie zostawił. Nie tylko bym rozpaczała ale i bym umarła.
   Nie mów tak.- Pocałował mnie w czubek głowy.- Nie chciałbym by to się stało, ale nawet jeśli mnie zabraknie nie możesz tak nawet myśleć a co dopiero mówić.
   To ty nie możesz tak mówić, a co dopiero myśleć. Nie waż sumierać przede mną, bo gdy tylko znajdę s po drugiej stronie zgotuję ci takie manto, że mnie popamtasz.- Łukasz rozmis słysząc moją irracjonalną groźbę. Po chwili ja też mu zawrowałam.- Ale tak na poważnie to nie chcę cię stracić. Dlatego nie rób niczego ryzykownego, błagam cię. Wiem, że lubisz swoją pracę, ale nie wychylaj się. Jeśli musisz już tropić tych narkomanów czy niszczyć ich magazyny to rób to za biurkiem.
   O ile pamiętam to moja wielce samodzielna żonka o mały włos mogłaby pożegnać się ze swoim życiem w pracy.- Trafnie odbił pałeczkę.
   Nic mi się przeci nie stało. A poza tym to i tak dzwoniłam rano do szefowej. Złożyłam wniosek o urlop macierzyński.
   Cieszę się. Ale wiedz, że nawet jeśli byś tego nie zrobiła i tak nie pozwoliłbym ci tam wrócić. I w ogóle nigdy nie będziesz już pracować w banku. To nie jest bezpieczne miejsce.- Tym razem to on mnie szczerze rozbawił.
   O Boże, tak cię kocham. Nawet w swojej nadopiekuńczości jesteś tak irytująco słodki, że nie mo się na ciebie gniewać.
   Hm, w tej chwili zastanawiam s czy to komplement.
   Tak, ośle.
   Ej, to już nie był komplement.- Zaczęliśmy s przekomarzać czując (a przynajmniej ja) jak wszelkie napięcie z powodu ostatnich 24 godzin ze mnie uchodzi niczym z przekutego balonika. Wciąż trudno było mi uwierzyć w to, że otrzymam szansę. Bo wiedziałam, że to tylko boża opatrzność uchroniła mojego maleńkiego synka przed unicestwieniem.
Kilka dni później wszystko wróciło do normy. To znaczy ja wróciłam do normy, bo moje życie z Łukaszem zmieniło się o 90 stopni. Przede wszystkim przestałam się bać, że rozmową o dziecku sprowadzę na niego nieszczęście co może skutkować poronieniem, przestałam wierzyć w fatum czy los. Razem z mężem więc rozmawialiśmy o naszym mym chłopczyku, rozmyślaliśmy wspólnie nad jego imieniem, wyobrażaliśmy sobie przyszły wygląd, a czasami w chwilach kompletnego szaleństwa gdzie pójdzie do szkoły, z kim s ożeni czy też kim zostanie w przyszłości. Takie rozważania przynosiły nam dużo śmiechu i sprawiały masę
radości. Teraz fakt, że Łukasz wciąż dotykał mojego brzucha czy nawet do niego mówił jak to mi ostatnio w zwyczaju sprawiał, że rosło mi serce. Razem z nim cieszyłam się jak mała dziewczynka chodząc po sklepach z zabawkami czy dziecięcą odzieżą nie mogąc się doczekać kiedy wreszcie będę mogła kupić choć część tych rzeczy. Ile ciekawych gadżetów mna było teraz zapewnić maluszkowi!
Wcześniej nie udawam tak skutecznie jakbym chciała, bo najbliższa rodzina i moje przyjaciółki od razu zauważyły u mnie zmianę. Komplementowały mój promienny wygląd, roześmiane oczy  czy śmiejące s usta; twierdziły że wyglądam kwitnąco choć to absurdalne, bo j niedługo miam przeci wkroczyć w ostatni trymestr ciąży. Twierdziły, że wtedy jest najtrudniej. A raczej tak głosiło jedno z has gazet, które jedna z nich przeczytała. Ale ja skwitowałam ich domysły tylko jednym krótkim zdaniem: Jestem szczęśliwa.
Bo to była prawda. W końcu byłam szczęśliwa. W końcu, po niemal pięciu latach uwolniłam się od widma cieni przeszłości, które męczyły mnie nieustannie uśpione tylko czekając by się uwolnić. I to właśnie po raz kolejny Łukasz pozwolił mi je przegonić. Teraz nic już nie stało mdzy nami: czułam, że temat Jacka Bończaka nareszcie przestał być tematem tabu i nawet wszelkie związane z tym fakty nie doprowadzą Łukasza z równowagi. Dlatego po raz pierwszy od kilku lat odważyłam się opowiedzieć mu o wszystkim nie pomijając żadnych szczegółów: o tym jak poznałam Jacka któregoś późnego wieczoru, jak uratował mnie przed jakimś złoczyńcą, jak wyglądała cała nasza znajomość. Niczego nie ukrywałam: swoich uczuć, które dawniej do niego czułam a o których długo nie moam myśleć bez nutki żalu i melancholii; o tym jak próbowałam mu pomóc wykorzystując Łukasza do zdobycia informacji (to było dla mnie najtrudniejsze wyznanie.) Dlatego zdziwiłam s gdy z delikatnym uśmiechem przerwał mi mówiąc:
   Wiedziałem, że to robisz, Kara.
   Co...? Więc czemu, dlaczego mnie nie wydałeś? Czemu nie powiedziałeś o wszystkim ojcu?
   Naprawdę nie znasz odpowiedzi na to pytanie?- Spojrzał na mnie z taką mością, że poczułam s jak ostatnia suka. W oczach stanęły mi łzy.- Ej, co znowu zrobiłem?
   Nic. To ja. Chyba nigdy sobie tego nie wybaczę. Ty tak bardzo mi pomogłeś, a ja...zachowywałam się okropnie.
   Lepiej zmieńmy j temat, bo ostatnio stanowczo zbyt często doprowadzam cię do płaczu.
   Wiem, jestem głupia.- Uśmiechnęłam się przez łzy.
   Nie, jesteś tylko bardzo wrażliwa. Zwłaszcza teraz w tym stanie.
   Fajnie, że teraz mam doskonałą wymówkę żeby usprawiedliwiać swoje szlochy i dąsy, ale co będzie za trzy miesiące? Wtedy zrozumiesz, że jestem furiatką nie przez hormony.
   Może, ale nawet za to cię kocham. Nigdy mi się nie znudzisz. A poza tym to nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale dość łatwo cię udobruchać.
   Tak, ale tylko ty umiesz to zrobić.
Nie pracując, miałam wiele czasu wolnego, kry z chęcią wykorzystywałam na spacerowanie, włóczenie s po sklepach czy rozmowy z mamą albo siostrą czy teściową. Błogie rozkoszne lenistwo zaczynało mi się nawet podobać. Odnowiłam nawet parę kontaktów towarzyskich z dawnymi koleżankami z uczelni, które gratulowały mi z powodu dziecka i męża. Zwłaszcza jedna, Patrycja z głębokim westchnieniem wyznała, że chciałaby być na moim miejscu. Pamiętała jeszcze Łukasza i twierdziła, że jest najseksowniejszym facetem pod słońcem a ja prawdziwą szczęściarą. Jakbym sama tego nie wiedziałam.
Kilka razy wpadła do mnie również moja mama. W czasie świąt Bożego Narodzenia to jednak ja odwiedziłam ją w rodzinnym domu. Cieszyła s razem ze mną z drugiego wnuka, a moja siostra Marlena ze śmiechem obiecywała mi, że niedługo również dołączy do grona szczęśliwych mam, a przynajmniej na razie robi ze swoim mężem wszystko co w jej mocy. Żartowałyśmy nawet, że teraz Wojtek powinien postarać s o dziecko byśmy mogli założyć żłobek lub oszczędzić pieniędzy na opiekunkę załatwiając jedną do całej trójki. Mój młodszy braciszek był bardzo urażony tym żartem pewnie dlatego, że była z nami również Marysia. (jego dziewczyna.) Miała dopiero dziewiętnaście lat i wyglądała na trochę zakłopotaną tematem naszej rozmowy, więc trochę spuściłam z tonu. Widocznie jeszcze nie przywykła do jowialnego stylu naszej rodziny.
Po wspólnie sdzonej wieczerzy wigilijnej i naturalnie rozdaniu prezentów wdałam się z n jednak w miłą pogawędkę. Nie żeby mnie to zbytnio zaskoczyło, bo była bardzo uroczą dziewczyną, ale do tej pory nie moam zrozumieć co urzekło w niej mojego brata. Wiem, że wszystkie siostry uważają swoim braci za najprzystojniejszych i najlepszych pod słońcem (a przynajmniej gdy już wyrosną z wieku: mamo, on zabrał mi czekoladę), ale Wojtek napraw był atrakcyjnym facetem. aśnie kończył ostatni rok studiów i miał zamiar podjąć praktyki w policji (naturalnie z pomocą swojego ojczyma Bartka, który pracował na tutejszym oddziale przestępczości) i jak na swój wiek mi całkiem nieźle poukładane w głowie. Był przy tym pewny siebie, zabawny, niemal bezczelny czyli taki w skrócie taki typ jaki podoba s wielu kobietom oraz miał jasno sprecyzowane plany na przysość.
A Marysia... no cóż ona była cicha i właściwie nieśmiała. Wygląd miała całkiem przeciętny i przy moim Wojtku wyglądała trochę jak niewinna młodsza siostrzyczka. Studiowała filologię pols co już nasuwało pewne skojarzenia na temat jej natury i osobowości. Nie rozumiałam o czym mogą tak zawzięcie dyskutować całymi godzinami z moim bratem skoro praktycznie różnią się od siebie jak dzień i noc. Ale gdy po raz pierwszy dłużej z nią porozmawiałam w końcu zrozumiałam. Bo ona była bardzo ciepłą i dojrzałą osobą jak na swój wiek. Umiała słuchać i spontanicznie reagowała na wiele rzeczy. Była wrażliwa, co w pierwszej chwili bram za płochość, a także oczytana i pełna jakiegoś ukrytego spokoju. No i przede wszystkim jej oczy były pełne szczerego zachwytu nad Wojtkiem. Być może właśnie to go w niej pociągało? Ta tchnąca spokojem siła ukochanej, bezinteresowna miłość i czułość? Tak, Wojtek zdecydowanie potrzebowspokojnej przystani po tych wszystkich ulotnych mostkach. Cieszyłam się, że zdołał dostrzec walory swojej dziewczyny a nie tylko jak zawsze rozmiar stanika. Gdy żegnałam się wyjeżdżając ze wsi następnego dnia nie omieszkałam mu tego wszystkiego powiedzieć. Skwitował to tylko śmiechem mówiąc, że jakbym nie zauwyła nie jest już nastoletnim szczylem tylko dorosłym facetem, który ma dużo większe wymagania wobec swoich partnerek. Potem jednak objął mnie szepcząc na ucho, że rozmiar stanika Marii też wydaje mu się być idealny, choć kryje go za skromnymi dekoltami w serek. Odsunęłam s od niego bijąc w ram gdy wybuchnął przy tym śmiechem. Bądź co bądź niektórych rzeczy o swoim rodzeństwie nie chce się wiedzieć. Ja również nie moam s jednak powstrzymać od  śmiechu, ale nie przestałam go jednocześnie okładać pięściami. W końcu wyciągnął przed siebie ręce w geście kapitulacji każąc mi przestać i argumentując, że przeci nie może mi oddać gdy jestem w ciąży. Słysząca to akurat Marlena przewróciła oczami mówiąc, że zachowujemy się tak samo jak dziesięć lat wstecz uspokajając tym lekko zdezorientowaną Marysię. Na koniec pożegnałam się jeszcze z nią wyrażając radość z powodu tego, iż związała s z moim bratem i spędziła z nami święta, choć dodałam jej na ucho, że stanowczo na nią nie zasługuję. Zdziwiłam s gdy śmiejąc się przyznała mi rację nie chcąc powiedzieć zaskoczonemu Wojtkowi o czym tak szeptałyśmy.
W drodze powrotnej, wraz z Łukaszem (tak, był tam razem ze mną o czym zdawam się zapominać trochę go zaniedbując nadrabiając kontakty z wszystkimi swoimi dalszymi kuzynkami i kuzynami) nie moam skończyć komentowania tego wszystkiego. Na koniec dodałam, że uwielbiam samą świadomość, że mogę odwiedzić mamę już jako gość wraz z nim jako moją nową rodziną. A szczególnie już w święta Bożego Narodzenia. I że do tej pory były to chyba moje najlepsze święta w życiu. Ze śmiechem dotknęłam swojego brzucha żartując, że przez te wszystkie smakołyki przytyłam przynajmniej dwa lub trzy kilo, a mój mąż wcale nie uspokoił mnie zapewnieniem, że gdy odwiedzimy jutro jego rodziców będę musiała
skosztować jej wypieków, bo piecze najlepiej na świecie. (Zaraz jednak dodał, że moja mama piecze równie świetnie) Tak więc szczególnie zadowolona przywitałam koniec grudnia i Nowy Rok w radosnym nastroju. I nawet fakt, że nie moam go uczcić kieliszkiem szampana (ze względu na ciążę) nie popsmi humoru. Tym bardziej, że po powrocie z niewielkiego przyjęcia, które organizowali koledzy z pracy Łukasza (zdecydowałam się na nie iść robiąc przyjemność mężowi, choć Krysia z Asią były niepocieszone, że nie spędziłyśmy ich razem jak dawniej w swoim gronie.) po raz pierwszy od feralnego dnia w szpitalu gdy wydawało mi się, że straciłam dziecko kochaliśmy s ze sobą. Bo choć lekarz zapewniał, że wszystko jest w porządku to zdecydowaliśmy się nie ryzykować. Jednak tym razem późna pora, romantyczny nastrój i nasze wynurzenia typu: „kocham cię najbardziej na świecie, nie to ja kocham cię bardziej” sprawy, że w końcu postanowiliśmy przerwać nasz okres absencji- fakt że zaledwie dwu i pół miesięcznej, ale zawsze. Właściwie było przy tym więcej śmiechu niż palącego pragnienia, bo ja zakłopotana i trochę niezręczna z powodu własnego wyglądu a raczej wagi czułam s dziwnie. Łukasz natomiast wciąż nie mógł się nachwalić mojej delikatnej teraz sry, pełniejszy piersi czy delikatnej siateczki żyłek na brzuchu. Jemu to wszystko wydawało się podniecające (a przynajmniej tak mówił). Po wszystkim długo rozmawialiśmy rozmyślając nad pierwszym spędzonym rokiem jako małżeństwo (choć właściwie od naszego ślubu minęło prawie siedem miescy) i zastanawiając się nad kolejnym zdając sobie sprawę, że za rok będzie tu z  nami nasze maleństwo. Wtedy rozmowa zeszła naturalnie na naszego maleńkiego jeszcze syneczka, kry po naszych harcach zdecydował się przypomnieć o swojej obecności kopiąc mnie kilkakrotnie w brzuch. Łukasz z fascynacją obserwował te delikatnie zmiany kształtu mojego brzucha komentując je, ale gdy w pewnym momencie powiedział, że to z pewnością widział nóżkę dziecka nie wytrzymam. Parsknęłam śmiechem tak, że aż łzy leciały mi z oczu. To właśnie tego dnia, w Nowy Rok po raz kolejny rozważając przyszłe im dla naszego dziecka padła propozycja Kubuś. I bardzo się nam spodobała.
Po świętach i Nowym Roku nadszedł styczeń, który minął mi bardzo szybko. Duży wpływ miała na to Krysia, bo zaplanowała ślub z Igorem pod koniec kwietnia, więc pomagam jej w przygotowaniach. (Jej narzeczony pracował, więc lwia część pracy spadała na przyszłą pannę młodą) Była niepocieszona zdając sobie sprawę, że jej najważniejszy dzień w życiu zbiega s z moim porodem i prawdopodobnie nie będę mogła w nim uczestniczyć, ale zapewniłam ją że nic s nie stało. Zażartowałam nawet, że mimo wszystko dostanie ode mnie swój prezent po tak jakby chodziło jej tylko o to. Mimo to obie długo chichotałyśmy z tego jak głupie dalej wracając do przygotowań. Choć już dużo bardziej cięższa- o całe jedenaście kilogramów (wydawało mi się to za dużo, ale lekarz twierdził, że jak na początek sdmego miesiąca jest to prawidłowa masa), czasami towarzyszyłam jej w wizytach w kwiaciarni czy kościele. Częściej jednak wolałam zostać w domu eleganckim pismem wypisując zaproszenia, więc towarzyszyła jej raczej Asia. Dziwiła mnie natomiast powściągliwość Beti. Przez swoją nadmierną egzaltację trochę ją zaniedbałam nie zauważając, że ostatnio wymawia s od spotkań ze mną czy dziewczynami. Gdy spytałam Krys o przyczynę ta wzruszyła ramionami:
   Nie wiem, Karola. Ostatnio nawet nie odbiera ode mnie telefonów. Chyba zerwała z tym całym studencikiem i trochę to przeżywa.
   Co? Skończyła z Krzyśkiem?
   Tak mi się zdaje. Gdy ostatnio o nim wspomniałam kazała mi tego nie robić. Lekko zaniepokojona próbowałam zadzwonić do przyjaciółki czując wyrzuty sumienia, że nie dostrzegłam jej problemu, ale nie odbierała telefonu. Dopiero kilka dni później wybram się aby odwiedzić ją w jej mieszkaniu. Tak jak sspodziewam była tam.
Otworzyła mi ubrana w niedopasowany dres, z  długimi rozpuszczonymi kosmykami włosów, które nie wyglądały na zbyt świeże i podpuchniętymi oczami. Na mój widok wpadła w popłoch widocznie sądząc, że to kto inny, ale zmusiła się od uśmiechu i jakiegoś kiepskiego żartu na temat swojego samopoczucia. Udawam, że wierzę w jej wymówkę, ale zaniepokoił mnie jej stan. Beata nigdy nie chodziła w dresie chyba że podczas porannego biegania czy na siłowni. A już na pewno nie miałaby przetłuszczonych włosów, gdyby chodziło tylko o suto zakrapianą imprezę wczorajszego wieczoru jak usiłowała mi wmówić. Do tego te wory pod oczami...to nie było zmęczenie w czym upewnił mnie widok dużej ilości zużytych chusteczek jednorazowych w koszu na śmieci. No i całego wyglądu mieszkania: może nie było tu okropnego rozgardiaszu, ale daleko było mu do zwykłej pedantyczności jaką preferowała moja przyjaciółka. Zaśmiecony okruszkami i resztkami pożywienia blaty w kuchni, stos naczyń w zlewie, góra niewypranych ciuchów w pokoju, niezasłana pościel w sypialni...C najwyraźniej s działo, a ona nie chciała mi o tym powiedzieć. Moja Beti, która zawsze z uśmiechem na ustach mówiła o wszystkim co ją gryzło nawet jeśli było to dla niej żenujące, bo po prostu nie mogła s przed tym powstrzymać. A fakt, że nie chciała wyznać tego swojej najbliższej przyjaciółce za którą się uważałam martwił mnie jeszcze bardziej. W dodatku gdy zaproponowała mi coś do picia zauważyłam w jej szafce duży w połowie opróżniony już słoik po nutelli. Wiem, niby nic dziwnego ale nie dla tego kto znał Beatę. Bo ona nie jadła nawet zbożowych batoników uważając je za zbyt kaloryczne a co dopiero czystą czekoladę?! I to zajadając ją jako lek na swoje smutki. Zauważając mój wzrok oznajmiła mi z krzywym uśmieszkiem, że miała ochotę na coś słodkiego. Gdy
spytałam ją co w takim razie z jej dietą parsknęła takim śmiechem, że aż poczułam się nieswojo.
   Najwyżej niedługo będę gruba jak beka.- Skomentowała to wzruszając ramionami.- Tak jak ty.- Nie obraziłam się za ten komentarz, bo po pierwsze to była to szczera prawda (to, że jestem gruba: w końcu byłam w ciąży) a po drugie to wiedziałam, że nie chciała mnie urazić.
   Beti, co s dzieje?- Spytałam w końcu po jakimś czasie.
   Jak to co?- Udawała, że nie rozumie.
   Wiesz o co mi chodzi. Nigdy cię takiej nie widziałam.
   W dresie i syfem w domu? Karola, ja też jestem człowiekiem a gdy mieszkam sama pozwoliłam sobie na trochę luzu.
   Nie traktuj mnie jakbym była naiwna. Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi.
   Nie, nie wiem o co ci chodzi.
   Nie odbierałaś moich telefonów.- Przypomniałam.
   Nie miałam nic na koncie, a ostatnio zapodziam gdzieś telefon.- Odparła.
   A czemu dzisiaj nie jesteś w pracy?
   Bo wzięłam urlop z powodu kaca. Boże, przestaniesz mnie wreszcie przesłuchiwać?- Zirytowała się w końcu.- Gdy mówię, że wszystko jest w porządku to tak jest. Nie lubię gdy ktoś nie daje wiary moim słowom, a tym bardziej ty. Jeśli tak cie uraziło to, że ominęłam kilka spotkań z tobą czy Krysią to bardzo przepraszam.- Dodała takim tonem jakby miała gdzieś co o niej myślimy.- Ale nie sądziłam, że mus spędzać i spowiadać się wam z każdej chwili swojego życia. Mam również swoje życie i znajomych tak jak ty masz swoją rodzinę. Ja nie wpadałam do ciebie do domu pytając co s dzieje, gdy po ślubie z Łukaszem wolałaś weekendy w domu niż wyjść z nami się zabawić.
   Dobra, okej zrozumiałam. Tylko czemu mnie atakujesz?
   Bo mam dość już wszystkich.- Odpowiedziała zirytowana.- Mam ochotę trochę posyf i powpychać w siebie śmieciowego jedzenia i co z tego?- Spytała retorycznie. Udałam, że całkowicie skupiam s na swojej herbacie. Upiłam z niej kilka łyków w całkowitym milczeniu w czasie gdy Beata wyglądała przez okno. Przełknęłam łyk gorącego napoju nim odezwam się ponownie.
   Czy to przez Krzyśka?- Nie zareagowała, nawet się nie poruszyła.- Spróbowałam raz jeszcze.- Czy...czy on cię zostawił?
   Nie, nie do diabła! Nikt mnie nie zostawił. I byłabym wdzięczna gdybyś nie wspominała mi o tym gówniarzu, bo wcale mnie nie zostawił. Jeśli już chcesz wiedzieć to ja kopnęłam go w tyłek bo mi się znudził.
   A chciałaś tego? A może to on cię do tego sprowokował
   Karola, napraw będzie lepiej jeśli już sobie pójdziesz, bo mogę być bardzo nieprzyjemna mając gdzieś twój odmienny stan.
   Beti, ja chcę ci tylko pomóc. Jeśli go kochasz to...
   Kocham?- Przerwała mi gwałtownie z dzikim parsknięciem.- Mam go gdzieś, rozumiesz? I nie reżyseruj mi teraz tutaj scenariusza romantycznej mości, bo wcale tak nie było. Mdzy nami był tylko seks i nic więcej. Oboje wiedzieliśmy, że to niedługo sskończy i właśnie doszliśmy do finiszu. I on nie ma nic wspólnego z moim zachowaniem! Ten gnojek po prostu mi się znudził i tyle. Ale nie usycham z miłości do niego. A zresztą...widziałaś mnie kiedykolwiek zakochaną czy cierpiącą po rozstaniu z chłopakiem?- Nie czekając na moją odpowiedź kontynuowała- A wiesz dlaczego nie? Bo ja nie wierzę te romantyczne mrzonki tak jak ty. Może i jest paru fajnych gości na tym świecie i ty miałaś cholerne szczęście trafiając na Łukasza, ale ja wyrosłam z tych dziecięcych mrzonek o happy endach. Bo mnie s one nie przytrafiają. Więc przestań już gadać te głupoty, bo zaraz wybuchnę!-Westchnęła daremnie próbując się uspokoić.- Jeśli kiedykolwiek jakiś facet coś dla mnie znaczył to był nim twój mąż, ale o tym już przeci wiesz i raczej nie chcesz słuchać. Tak więc żegnam.- Przez dłuższy czas stałam wmurowana w podłogę. A potem bez słowa wysam z jej mieszkania i bloku.
A więc to dlatego, pytałam samą siebie. A więc Beata nadal jest zadurzona w moim mężu a teraz widzą nasze szczęście i mnie w szczęśliwej ciąży jest zazdrosna? Przypomniałam sobie jak dziwnie reagowała na moje opowiadania na temat swoich odczuć jako matka. Jej uśmiechy były wymuszone, nigdy o nic nie pytała sama z siebie. Boże, pomyślałam przerażona jak mogłam tego wcześniej nie zauwyć? Jak mogłam narażając ją na takie cierpienie widząc mnie szcśliwą z facetem, którego ona kocha mimo upływu wielu lat? I przede wszystkim jak będę mogła dalej się z nią przyjaźnić wiedząc to wszystko?

1 komentarz:

  1. potrafisz nieźle zaskoczyć czytelnika.. ;) początkowo naprawdę myślałam że poroni..

    OdpowiedzUsuń