Łączna liczba wyświetleń

sobota, 27 grudnia 2014

Prawdziwa miłość (IV)



Rozpędzony ciągnik wjeżdżający właśnie do salonu lub anioł zstępujący z nieba: nic nie zaskoczyłoby mnie bardziej niż wyznanie Marka, że mnie kocha. Zażenowana odwróciłam się do niego robiąc kilka kroków wstecz. W duchu przetrawiałam jeszcze jego słowa.
   Napraw niczego s nie domyślałaś?- spytał cicho. -Magda twierdzi, że można to czytać z mojej twarzy jak z otwartej księgi.
   Więc ona też wie?- spytałam niewiadomo po co.
   Od niedawna. Od czasu przeprowadzenia s do miasta po ślubie. Domyśliła s sama.
   Boże, Marek...ja nie wiem co powiedzieć.- O dziwo on tylko s rozmiał.
   Spokojnie, przecież to nic takiego. Taki stan trwał już od wielu miesięcy i jakoś sobie radziłaś.
   Bo nie miałam o tym pojęcia. Teraz to co innego.
   Dlaczego? Nadal jesteśmy tacy sami.
   Żartujesz sobie?- nagle drgnęłam- A może to wyznanie jest żartem?
   Nie.
   Więc czemu mówisz mi o tym teraz?
   A kiedy miałem ci to powiedzieć? Po liceum poszłaś tutaj na studia, a gdy spotkaliśmy s ponad dwa lata temu przedstawaś jako Laura Kołaniecka. Miałem wtedy ci powiedzieć?
   Masz rację, jestem niemądra. Ale mimo wszystko...nie, nie mogę. Tym razem naprawmuszę już iść.
   Przepraszam jeśli cię wystraszyłem. Mam nadzieję, że nadal możemy być przyjaciółmi.
   Yyy...no jasne...tak.- Chwyciłam za wózek z małą. Marek pomógł mi go przenieść w progu.
   Lauro?- zawołał za m gdy już miam zamiar s odwrócić.
   Tak?
   Co zrobisz z Przemkiem?- zawahałam się.
   Mus to wszystko przemyśleć.
Gdy znalazłam s z powrotem w domu byłam w zupełnie innym nastroju niż gdy gdy z niego wysam. Rozmowa z Groncewiczem wytrąciła mnie z równowagi. O dziwo nie myślam o tym co powiedział na temat mojego męża. Myślałam o jego wyznaniu, o naszym pocałunku. I choć zrobił to tylko po to by udowodnić tę swoją głupią teorię (choć równie dobrze mogła to być zasadzka) to nie mogłam ukrywać, że coś przy nim poczułam.
Czy mogłam więc mieć żal do męża o to, że pożądał innych kobiet twierdząc że mnie kocha? Kiedyś powiedziałabym, że nie, wierząc w te wszystkie romantyczne bzdury
o miłości od pierwszego wejrzenia i na całe życie. Teraz jednak z mojej głowy wywietrzał idealizm, była jeszcze rozwaga, słuszność, Hania...Nie moam tak tego wszystkiego przekreślić. Moje małżeństwo trwało dopiero dwa lata. Tak krótkiego happy endu nie oczekuje chyba nikt.
Znów w głowie pojawiła mi s wizja Marka i jego ust. Nie miał racji. Bo może i go nie pożądałam to jednak jego pocałunek wydał mi się przyjemny choć kochałam Przemka. I prawdopodobnie pieszczoty też by mi sspodobały. Wstam z kanapy nie chcąc dłużej o tym myśleć. Byłam skołowana, miałam ochotę nakryć głowę poduszką, a nie musieć nakarm i przewinąć dziecko. Na dodatek po pracy miał zjaw smój mąż ze swoimi rzeczami. I co niby miałam mu powiedzieć? A wiesz, jednak zmieniłam zdanie? Czemu nie mógł być mi wierny tak jak ja jemu? Czy to dlatego, że nie wystarczająco zadowalałam go na tym polu? A może nie byłam wystarczająco atrakcyjna? Albo dlatego, że sypiając tylko z nim nie miałam porównania, które on mimowolnie wykorzystywał i z którego korzystał. Ja nie moam s tym poszczycić.
Na te rozmyślania zmarnowam prawie godzinę. Dopiero wtedy zebrałam s na odwagę informując Przemka, że bardzo go przepraszam, ale jednak nie mogę mu wybaczyć. A po odłożeniu słuchawki nie wiedziałam czy chce mi się płakać z ulgi
czy straconej okazji.
Wbrew temu co radził mi adwokat, mąż nie robił mi zbytnich problemów. Zgodził się na to by Hania mieszkała ze mną; zastrzegł tylko że może odwiedzać ją kiedy chce. Na dodatek zostawmi mieszkanie, choć stanowczo się temu sprzeciwiałam argumentując że jest dla mnie za duże. Jednak tak naprawdę to wiązało się z tym zbyt wiele wspomnień.
Tak więc o sytuację finansową nie musiałam s martwić: Hania dostawała 1200zł alimentów, więc nawet gdybym nie pracowała (po skończeniu przepisywania na komputerze książki Marka zatrudniłam s w centrum geologicznym. Odpowiadałam na skargi klientów lub ich pytania dotyczące właściwości chemicznych ich gruntów. Praca była związana z moim kierunkiem a na dodatek moam ją wykonywać bez wychodzenia z domu) to i tak jakoś byśmy sobie poradziły we dwie. Mogłam jeszcze sprzedać mieszkanie i kupić coś mniejszego gdyby przycisnęła mnie bieda. A poza tym to wspierał mnie Marek.
Początkowo po wyznaniu przez niego uczuć do mnie unikałam go jakiś czas. Potem jednak stwierdziłam, że to zwyczajnie głupie. Przeci byłam dorosła i to, że mój przyjaciel darzył mnie uczuciem nie powinno stanowić dla mnie żadnego wielkiego ewenementu. Mimo wszystko jednak teraz w dużej mierze nasze kontakty polegały na tym, że w czasie moich wypadów zajmował się Hanią. Wspólne kolacje czy
gotowanie j się nie powtórzyło. W zasadzie to pierwsza szczera rozmowa nastąpiła po tym jak w końcu wróciłam z sądu po ostatecznym ogłoszeniu wyroku. Marek pilnował wówczas Hani.
   Jak poso?- spytał mnie wyraźnie się wahając.
   Dobrze. Od teraz znów jestem Laurą Kapuścińską.- z westchnieniem ulgi zdjęłam pantofle na obcasie.- A jak ma?
   Śpi.- ostrożnie zajrzałam do pokoju córeczki. Właśnie skończyła roczek, ale niestety nie urządziliśmy jej żadnego przyjęcia. Pomyślałam, że to głupio że wzięłam rozwód w rocznicę urodzin Hani. Od tej pory ten szczęśliwy dzień będzie mi się kojarzył z porażką na polu uczuciowym.
Wesam na korytarz. Marek właśnie zakładał kurtkę.
   Masz teraz czas?
   Dlaczego pytasz?
   Bo mam ochotę napić s z kimś. Herbaty- dodałam z uśmiechem.
   Na pewno chcesz?
   Jasne. W tej chwili jestem taka zdesperowana, że wystarczyłoby mi towarzystwo mojej teściowej.
   A więc było aż tak źle?
   Wiesz, że do końca była przeciwna temu rozwodowi. Pamiętasz nawet scenę którą zrobiła trzy tygodnie temu?- Chodziło o to, że gdy przyszła mnie odwiedzić zarzucając pytaniami o Marka. Dowiedziała się, że znaliśmy się od liceum, więc sądziła że to on jest winny rozpadu mojego małżeństwa. Była na tyle bezczelna, że zjawiła się osobiście u Groncewicza wyzywając go od najgorszych.
   Tak. Jakby doskonale nie wiedziała, że to jej synek cię zdradzał a nie na
odwrót.
   Tak- przyznałam przypominając sobie spojrzenie Przemka gdy sędzia odczytywał wyrok. Nadal nie był mi obojętny. Pomimo tego, że od czasu gdy dowiedziałam się o jego zdradzie minęło już ponad 5 miescy nie potrafam wyrzucić go ze swojej głowy.
   Nie myśl już o tym. Najważniejsze, że tak szybko udało ci s wszystko załatwić.
   Wiesz nikt z nas nie chciał pr brudów. Ja nie chciałam oczerniać Przemka, a on uzurpować sobie praw do opieki do Hani czy zmniejszenia alimentów. I tak przez cały ten okres dawmi więcej n powinien.
   I co teraz zrobisz? Sprzedaż ten dom?
   Prawmówiąc to nie wiem. Czasami...czasami gdy siedzę wieczorami na tej kanapie i przypominam sobie ile razy robiłam to wcześniej z Przemkiem oglądając telewizję to...- urwałam zakłopotana.
   Rozumiem. Nadal go kochasz?
   Mość nie kończy się tak po prostu. Nie mo powiedzieć jednego dnia, że kogoś kocham a następnego że już nie. To tak nie działa. Choć chciałabym. Wiesz, gdy wychodziłam rano z tego pomieszczenia myślałam sobie: idź śmiało, dasz radę, w końcu minęło już dość czasu. Jednak teraz, gdy jest już po wszystkim nie mogę. Mam ochotę wyć i nie przestawać.
   Więc zrób to. Wezmę Hanię do siebie na noc. Ty będziesz miała resztę dnia dla siebie. Pójdziesz do kina, na spacer, upijesz się, stłuczesz parę talerzy.- roześmiałam się.
   Dzięki, ale to chyba nie będzie potrzebne. Wystarczy mi wypicie herbaty owocowej.- Zamilkłam na chwilę.- Brakowało mi tych naszych rozmów.
   Mnie też- przyznał patrząc mi w oczy. Chwila szczerości minęła, znów sspeszyłam przypominając sobie jego miłosne wyznanie. Zauważył to. Szybko dopił herbatę wymawiając się jakimś spotkaniem. Udając, że w to wierzę pozwoliłam mu wyjść.
W nocy tak jak żartował Marek płakałam do poduszki mocno ją obejmując. Wyobrażałam sobie, że tulę do siebie szczupłe ciało Przemka, a on zaraz obejmie mnie i pocałuje w szyję...Niestety, marzenia mają to do siebie, że są tylko marzeniami. Właśnie w takich chwilach pytałam się: dlaczego s z nim rozwiodłam skoro go tak kochałam? Skoro najmniejszą cząstką duszy i ciała go pragnęłam? I nieważne byłoby to co powiedział Groncewicz: pozbawiona szacunku czy dumy przynajmniej miałabym koło siebie osobę którą kocham. Jedynego mężczyznę mojego życia.
Rankiem miałam tak podpuchnięte oczy, że zrezygnowałam z porannego spaceru.( od jakiegoś czasu robam to regularnie) Nie chciałam by ktokolwiek zobaczył mnie w takim stanie. Odkąd wszyscy dowiedzieli się o rozwodzie stam s niezwykle popularna. Wszyscy chcieli poznać tą, która porzucił wielki bogacz i makler Kołaniecki. Nie prostowam tego choć przeci to ja wniosłam o pozew. Z drugiej jednak strony to on po raz pierwszy się ode mnie odwrócił.
Dlatego pozwoliłam sobie do długie leniuchowanie w wannie. Nie bałam się o Hanię.
aściwie to potrafiła już stać opierając s o drążki kojca i była grzeczną dziewczynką, więc mając wkoło masę zabawek potrafiła ssobą zająć. Zazwyczaj nie sprawiała mi żadnych problemów poza tymi koniecznymi, takimi jak karmienie czy przewijanie.
Mój nastrój jednak nie poprawsię przez bąbelki. Nawet gdy stając na wadze zauważyłam, że brakuje mi tylko kilograma do uzyskania tego wyniku sprzed ciąży- nic nie potrafiło mnie pocieszyć: nawet późniejsza zabawa z córką. (choć na trochę oderwała od bolącego tematu) Czułam s żałośnie samotna w wielkim mieszkaniu, którego nie miałam z kim dzielić.
Pierwszy tydzień był najgorszy: z czasem jednak oswajałam s z myślą, że rozdział pt. ja i Przemek to już koniec. Uznawałam nawet za zabawne, że papierek
rozwodowy wywierał na mnie aż tak duże znaczenie. Przecież rozstałam się z mężem niemal pół roku wcześniej i nie mieszkał ze mną. Mimo to fakt dokonany był czymś
o wiele bardziej bolesnym. Być może chodziło o nadzieję: zawsze lubimy wiedzieć, ze coś może sstać lub nie; albo może o zwykłą zmienność? Takie refleksje napadały mnie w najmniej odpowiednich momentach.
Mój były mąż (czy kiedykolwiek nawet w myślach przyzwyczaję się go tak nazywać?) odwiedził Hanię dopiero w niedzielę. I choć na jego widok serce ścisnęło mi s na chwilę z żalu szybko przezwyciężyłam to uczucie.
   Jak s masz?- spytał mnie.
   Trzymam się.- odparłam z wymuszonym uśmiechem.- Od razu posam po Hanię. Mała stanowiła moją jedyną tarczę. Na widok Przemka wydała z siebie kilka niezrozumiałych słów. Wyciągnęła do niego ramiona z szerokim uśmiechem. Ten widok spraw mi ból, bo wyrzuty sumienia się pogłębiły. Jakim prawem odebram córce ojca w tak wczesnym wieku? To nie ona powinna płacić za moje błędne decyzje.
   Byłaś grzeczna kochanie?- pytał małą.- Przywiozłem ci mały prezent- wyjął z kieszeni czekoladowego zajączka. Włożył jej w rączki.
   Najpierw mus zdjąć opakowanie. I am jej malutki kawałek.- zaprotestowałam.
   Spokojnie, ona tylko s nim bawi. Poza tym jesteśmy przy niej. Nie sprawia ci zbytnich kłopotów?
   Nie, jest grzeczna. A przedwczoraj zrobiła kilka kroków z mo małą pomocą.
   Naprawdę? Żałuję, że mnie przy tym nie było.
   Marek...to znaczy zrobiliśmy kilka zdjęć. Gdy wywołam to ci pokażę.
   J nie mogę s doczekać.
   Chciałam do ciebie zadzwonić, ale wiem że byłeś w pracy i...
   Spokojnie Laura. Rozumiem.- sama nie wiem czemu czułam wewnętrzną potrzebę aby się przed nim umaczyć. Tak bardzo chciałam aby mógł uczestniczyć w rozwoju naszej córeczki tak intensywnie jak ja...Chrząknęłam.
   Pewnie chciałbyś zostać z nią sam. Pójdę do kuchni. Muszę jeszcze dokończyć pieczeń.
   Jeśli musisz.
   Muszę- po wyjściu z pokoju mogłam normalnie oddychać. To było takie
straszne rozmawiać z nim jakbmy byli tylko przygodnymi znajomymi, jakby nic nigdy nas nie łączyło poza takimi zdawkowymi rozmowami. I jednocześnie smutne.
Gdy znów zostałam sama z Hanią mała była bardzo ożywiona. Wciąż powtarzała jakieś niezrozumiałe dla mnie słowa, które brzmiały jak babaugadabamamadaga...żywo machając rączkami. Zupełnie tak jakby tłumaczyła mi to wszystko, co robiła z tatą pod moją nieobecność. Niezaprzeczalnie jego wizyta sprawiła jej radość, bo tuż przed sądowym procesem przez ostatnie trzy tygodnie odwiedził ją na nie więcej niż godzinkę.
W poniedziałek Marek wpadł do mnie na chwilę wręczając odebraną na poczcie przesyłkę. Chyba zauważył przy tym mój niezbyt dobry nastrój jednak mi s nie narzucał. Byłam mu za to wdzięczna.
Z czasem było coraz lepiej. Jak to mówią czas leczy rany...albo przyzwyczaja je do bólu. W każdym bądź razie pewna rutyna mojego życia wpłynęła na mnie pobudzająco i mobilizująco. J nawet przestałam przeglądać zdjęcia na których byłam razem z Przemkiem czy kasetę video z naszego ślubu. Na samą myśl o tym, że patrząc na film płakałam było mi wstyd.
Z Markiem moje kontakty powoli wróciły do dawnych. Stało się tak dlatego, że oboje przyjęliśmy strategię udawania, że tamta rozmowa prawie rok temu w jego
mieszkaniu s nie wydarzyła. (gdy wyznał mi miłość). A poza tym wpłynął na to fakt, że dwa lub trzy razy spotkałam z jakąś dziewczyną, więc- na szczęście- mość do mnie jednak wywietrzała mu z głowy. I nadal mogliśmy być przyjaciółmi. Wróciły nawet nasze dawne docinki i przekomarzanie się. Któregoś dnia, gdy podczas krojenia cebuli kosmyk włosów po raz tysięczny wpadł mi do oczu powiedział:
   Powinnaś iść do fryzjera. Z fryzurą wyglądasz jak ostatni kołtun. O ile to w ogóle można nazwfryzurą.
   Dzięki za radę doskonale przystrzyżony facecie- odparłam z załzawionymi oczami (przez cebulę).
   Mówię poważnie. Powinnaś s rozerwać. W kółko tylko siedzisz w domu.
   Przecież wychodzę.- zaprotestowałam.
   Gdzie? Na zakupy, do urzędu, na pocztę...Powinnaś zrobić sobie małą przyjemność. Iść do spa, kosmetyczki.
   Czy to przytyk do mojego tragicznego wyglądu?
   Wiesz, że nie.- powiedział szczerze. Wiedziałam, że tak uważa choć ja sama spojrzałam teraz krytycznie na swoje wyblakłe sztruksowe spodnie i luźną bawełnianą bluzkę. J od jakiegoś czasu przestałam stosowmakijaż, a włosy tak jak stwierdził Marek ciężko byłoby zaklasyfikować w jakąkolwiek fryzurę. Właściwie to robiłam wszystko dla wygody. Znikła jakakolwiek biżuteria czy nawet perfumy. Od jakiegoś czasu antyperspirant mi wystarczał. Dostrzegając to z przerażającą jasnością zdałam sobie sprawę, że zamieniłam s w typową kurę domową. Tyle, że ja nie potrzebowałam nawet faceta aby ją ze mnie zrobił, bo sama świetnie sobie poradziłam. Nie miam jeszcze nawet skończonych 28 lat, a wyglądałam jak kobieta po pięćdziesiątce. A
przynajmniej tak s ubieram i czułam. Nie dziwota, że mąż mnie zostawił. Nagle zawstydziłam się tego. Ale jednocześnie odezws we mnie bunt.
   Dobrze czuję się w tym dresie i z tym kołtunem na głowie- odparłam hardo.
   No nie, obraziłaś się?
   Nie, ale to moja sprawa jak wyglądam. Biegając przy Hani wygodniejszy jest dres.- Z wyrzutem spojrzałam na jego obcisłe dżinsy i przylegającą do ciała koszulę. Rozmis doskonale rozumiejąc ten przytyk.
   Ja sobie świetnie radzę, prawda mała?- zwrócił s do Hani, która właśnie dreptała w kółko po dywanie powtarzając bada gama dada...czy jakoś tak.
   Ejejeje- dodała do repertuaru nowe słowo gdy spostrzegła, że Marek na nią patrzy.- Ejeja aje paci.- wskazała malutką rączką na dywanie.
   Tak, widzę.- odparł jej Marek. Pokręciłam głową.
   Widzę, że świetnie opanoweś jej język.
   Radsobie nie najgorzej.- odparł nie zauważając w moim głosie ironii lub też celową ją ignorując.- Aha, wiesz że ostatnio nasza grupa badawcza znalazła nową kość?
   Naprawdę?- zainteresowam się. Jego badania zawsze mnie ciekawy. W
końcu geologia nie jest aż tak odległa od archeologii.
   Aha. Teraz instytut musi dać nam pozwolenie na wykopaliska w tym miejscu.
   Nie chcę cię dołować, ale o te pozwolenie staracie się już od ponad roku i nic z tego.
   Bo władze Egiptu się nie zgadzają. A właściwie to Kairu. Nie bardzo lubią jak badacze węszą po ich terenie, szczególnie Europejczycy.
   A dziwisz się? Potem przypisują wszystko sobie i zabierają eksponaty.
   Nie prawda. Mnie zależy tylko na badaniu.
   Akurat.- prychnęłam- Chciałbyś zostać drugim Leonardem Woolley'em.
   Byłoby fajnie, nie?
   Nie. I tak już szajba odbija ci do głowy. A teraz idźcie umyć ręce, bo zaraz będzie obiad.
Następnego dnia posam na zakupy. Teraz, gdy Hania miała już prawie półtora roku mogła spokojnie mi towarzyszyć, chociaż prawie zawsze musiałam ją odciągać od części z proszkami do prania (nie potraf sobie w żaden sposób wyumaczyć dlaczego tak s dzieje. Co innego słodycze, zabawki, ale proszki? Choć może to ze względu na ich kolorowe opakowania?) Mimo wszystko był to produkt, którego nie musiałam kupować codziennie, więc nie było z tym większego problemu.
Tak więc lawirując tak z wózkiem wkładałam odpowiednie produkty do koszyka. Po wszystkim wysam ze sklepu. Na odchodnym kasjerka uśmiechnęła się do Hani mówiąc:
   Śliczna dziewczynka.
   Dziękuję bardzo w jej imieniu- odparłam. Rzeczywiście moja mała córeczka była ładną dziewczyną. Z tą po dziecięcemu pyzatą twarzyczką i burzą jasnych loczków na głowie wyglądała niewinnie i dziewczęco. Do tego te długie, naturalnie podkręcone rsy, kre nadawały jej fiołkowym oczom szczególny
wyraz. Taki sam jaki widziałam u Przemka.
Po wszystkim wracałyśmy do domu. Była ładna pogoda, ale trochę obawiałam się że Hania szybko znudzi sspacerem. W końcu miałyśmy do zrobienia prawie 40 minut drogi. Dlatego od razu napoczęłam opakowanie ciastek i wręczyłam jej jedno. Szczęśliwa zajęła się jedzeniem.
W pewnej chwili musiałam się zatrzym przed światłami. Ale po drugiej stronie ulicy ujrzałam coś co sprawiło, że skamieniałam. Przemek wychodził właśnie z restauracji znajdującej s naprzeciwko mnie. To jednak nie jego widok aż tak mnie zaskoczył. To idąca obok niego brunetka, zwróciła moją uwagę. Ani przez chwilę nie moam łudzić s co do łączących ich relacji. Ręka umieszczona w jego dłoni spleciona z jego palcami mówiła sama za siebie. A także ten promienny uśmiech i lekkie rozmarzenie widoczne w oczach. Śmiał s z czegoś. Przypomniałam sobie jak często robił to w moim towarzystwie gdy romieszałam go opowieściami o uczelni. Oraz gdy małym piórkiem łaskotałam jego nos gdy jeszcze spał sprawiając, że się budził. Często przewracał mnie wtedy na łóżko i łaskotał do utraty tchu. Nigdy s na mnie nie złościł.
Ból który poczułam momentalnie pozbawmnie tchu. Staram swmówić sobie, że to przez zaskoczenie, że czuję się urażona przez to, że znalasobie inną tylko 6 miesięcy po naszym rozwodzie. I że to nie dlatego, że nadal coś do niego czuje.
Gdy pojawiło s zielone światło zawahałam się. Jeszcze mnie nie zauwył stojąc przed budynkiem. Brunetka wróciła s po coś do środka, prawdopodobnie zostawiła torebkę, bo nie miała nic na ramieniu. Z ciężkim sercem zrobiłam pierwszy krok. Przesam po biało czarnych pasach zamaskowana przez innych ludzi. Nadal łudziłam się, że uda mi s wyminąć go niezauważona.
   Tata, tata!- nadzieja matką głupich jak to mawiają. Bo Hania na widok taty od razu zaczęła go wołać. Przemek spojrzał na nas zaskoczony.
   Laura? Co tu robicie?- zmusam s do uśmiechu.
   Cześć- odparłam.- Nie zauważyłam się- Wiem, żałosne amstwo.
   Witajcie.- ze względu na hałas jaki robiła Hania wyjęłam ją z wózka.
Podreptała do mojego byłego męża i objęła go zostawiając przy tym czekoladowe ślady na jego nieskazitelnej białej koszuli.
   Ale mnie ubrudziłaś mała czarownico- odparł ze śmiechem. Jednego nie moam mu zarzucić: byś świetnym ojcem. Gdyby tylko był takim samym mężem...
   Przepraszam, musimy już iść. Spiess do pracy- oczywiście kłamam.
Dzwonić do klientów, a właściwie oddzwaniać moam kiedy chciałam.
   W każdym bądź razie cies się, że sspotkaliśmy...z Hanią.
   Tak. Chodź kochanie, musimy wracać do domu.
   Teja?
   Tak słoneczko. Daj mamusi rączkę.- Hania po chwili wahania ją ujęła.
Spojrzała jeszcze raz na Przemka.
   Pszyjdje?
   Tak, przyjdę do ciebie w jutro.- odpowiedział jej. Z ulgą włożyłam ją szybko do wózka. Jednak zanim zdążyłam nim odjechać stało s to czego s
obawiałam.
   Przepraszam mój drogi, już jestem.- ze śmiechem na ustach podeszła do Przemka. Dopiero potem zwróciła uwagę, że mój były mąż patrzy na mnie. Spojrzałam na nią nieśmiało i niechętnie. Nie chciałam się z nią witać.
   Alicja, to jest Laura...moja była żona. A to jest Hania.- przedstawił nas.
   Och, a więc nareszcie mam szansę cię poznać. Alicja Majewska.
   Laura Koł...Kapuścińska- Przez przypadek odruchowo użyłabym byłego nazwiska, którym się posługiwałam. Przemek zauważył moją pomyłkę. Poznałam to po jego spojrzeniu.- Miło mi cię poznać, ale musimy już iść.
   Mi również jest miło. Przemek wiele o tobie opowiadał. Oczywiście w samych superlatywach.- W zamierzeniu chciała być miła. Jej uśmiech nie był być nieszczery. Tyle, że nie grzeszyła taktem. Mój były mąż tak jak i ja poczuł się niezręcznie. On chyba nawet bardziej.
   Alu, Laura spieszy s do pracy.
   No tak, przepraszam. W takim razie nie będę cię zatrzymywać.- Przykucnęła w kierunku wózka- Jestem Alicja kochanie.- Kochanie? Jakim prawem nazywała moje dziecko swoim kochaniem?!
   Alu, my też musimy już iść.- zwrócił się do partnerki. Potem spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem. Odpowiedziałam mu uśmiechem sygnalizując, że wszystko w porządku- Przyjadę do Hanię trochę później skoro ma spędzić u mnie cały weekend.
   Dobrze.- zgodziłam s zastanawiając s czy Alicja pójdzie z nimi. Tak jakby słyszała moje myśli odezwała się zaraz potem:
   Tak, zamierzamy zabrać małą do zoo. - roześmiała się- Jutro miam ją poznać oficjalnie, ale ciessię, że zrobiłam to dzisiaj. Bardzo lubię dzieci.- Uśmiechnęła s do Hani puszczając prawe oko. Mała odwzajemniła uśmiech. Moja własna córeczka również uległa urokowi tej kobiety. Chyba nie mogło być gorzej.
   To...to fajny pomysł- burknęłam. Potem pożegnałam się jeszcze raz. Tym razem ostatecznie.
Po powrocie do domu od razu zabrałam s za pracę. Musiam odpowiedzieć na kilka lisw, więc myśl o dzisiejszym spotkaniu z Przemkiem wywietrzała mi z głowy.
Następnego dnia nie moam tego jednak uniknąć. Po podaniu małej śniadania i dwugodzinnej zabawie z nią zjaw się Przemek. W pierwszej chwili był sam, ale potem zauważyłam, że na podjeździe w jego aucie siedziała Alicja. Zdusam w duchu uczucie zazdrości.
   Cześć. Hania jest gotowa?
   Tak, już ją spakowam. W plecaku masz pieluszki, chusteczki, ubranie na zmianę i butelkę gdyby miała ochotę na mleko, a także kilka zabawek. Spakowam też ciastka , gdybyście nie wzięli nic na drogę...
   Laura, przepraszam za Alicję. Chciałem powiedzieć ci wcześniej, ale jakoś nie moem s zebrać. Spotykamy się od miesiąca.- Poczułam s głupio, bo najwyraźniej odkrył że swoją paplaniną próbowałam wypełnić pustkę.
   Rozumiem. Po prostu poczułam s zaskoczona.
   Więc nie jesteś a?
   Czemu miałabym być?- spojrzałam na niego patrząc prosto w oczy. Z trudem zmusam się by nie uciec wzrokiem w bok.
   Masz rację- uśmiechnął s niepewnie- Po prostu sądziłem...w takim razie ciessię. Wbrew pierwszemu wrażeniu jest dobrą kobietą. I ciepłą.- Zagryzając zęby prosam go w myślach by dłużej nie torturował mnie opowiadając o niej.-No cóż, będziemy s zbierać. Mogę odwieść ją jutro około sdmej wieczorem?
   Jasne. Tylko zadzwoń do mnie jak wrócicie z zoo. I jutro też. No i w ogóle jakbyś miał jakieś pytania lub coś s działo...- gdy nakrmoje dłonie swoją z wrażenia przestam mówić.
   Wiem, Lauro. Obiecuję, że przy najmniejszym problemie do ciebie zadzwonię.
- uśmiechnął się do mnie.
   Przepraszam, jestem trochę przewrażliwiona. To będzie jej pierwsza noc poza domem.
   Rozumiem, że s martwisz. Jesteś wspaniałą matką. Do zobaczenia jutro.
   Do widzenia.- gdy zostałam sama spojrzałam na swoje dłonie które przed chwilą dotykał. Szybko posam do łazienki aby je umyć. Czułam złość do samej siebie, że ten niewinny dotyk tak wytrącił mnie z równowagi.
Chciałem powiedzieć ci wcześniej, ale jakoś nie mogłem się zebrać? To on sobie do cholery myślał? Jak niby miam s czuć gdy niecałe 6 miesięcy po rozwodzie znalazł pocieszenie? I na dodatek spędzał z tą kobietą i moją córeczką weekend? Zamierzamy zabr małą do zoo.
Przypomniałam sobie jak jeszcze nieco ponad rok temu to ja byłam na miejscu Alicji. Jak Przemek nosił Hanię na barana, jak jedliśmy obiad w pizzerii, jak flirtowaliśmy i śmialiśmy w drodze powrotnej, jak nazwmnie swoją laleczką...A teraz to samo stanie s udziałem innej kobiety. Poczułam złość. Nie, nie będę taka żałosna. Czas wreszcie to zmienić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz