Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 28 grudnia 2014

Od nienawiści...do miłości? (XXIV)

– I?- mówię tylko pytająco- Dlaczego mi to mówisz?
– Jak to dlaczego? Nie udawaj. Nie mów, że nic nie obchodzi cię
wiadomość, że twój były wraca.
– Nie, naprawdę nie rozumiem dlaczego miałoby mnie to interesować.
Przecież jak już stwiedziłaś to mój eks.
– Więc nic cię już nie obchodzi? Nie mów, że kręcisz z tym Loczkiem?-
pyta mając na myśli Pawła Czechowskiego. Bo od pory tej kawy i notatek
staliśmy się dobrymi kumplami: mi pasowało to, że nie starał się dociec
przyczyny mojej nostalgii, a jemu że nie wzdycham do niego jak każda
inna panna (i zapewne nie jedna mężatka też)
– Oczywiście, że nie. Ale to niczego nie zmienia. Myślałaś, że chcę do
niego wrócić?
– No nie.- mówi czerwieniąc się, skąd wiem że jednak miała taką nadzieję-
Ale chciałam żebyś o tym wiedziała, no bo wiesz jak przez przypadek
wpadniesz na niego gdzieś na ulicy...
– Raczej nie zapuszczam się w rejony centrum, bo nie mam po co. A nie
sądzę, żeby Krzysiek miał ochotę odwiedzać moją dzielnicę.
– No wiesz, nigdy nic nie wiadomo.
– Skończmy już ten temat, dobrze?- pytam ją lekko zirytowana tematem
rozmowy. Dlaczego zrobiła to akurat teraz? Przecież w ciągu minionych
sześciu miesięcy nie wymieniła imienia Krzyśka w mojej obecności. Poza
tym nie wiem czy jestem już mentalnie na to gotowa. Bo co z tego, że nie
zasypiam już płacząc w poduszkę i przestałam oglądać jego zdjęcie
kilkanaście razy na dobę? Nie chcę ryzykować, że jakimś cudem moje
starania pójdą na marne i znów się załamię.
Jednak słowa mojej przyjaciółki nie dają mi spokoju. A więc już za kilka dni
przyjedzie. Będzie przebywał w tym samym mieście. Co jeśli rzeczywiście go
spotkam? Jak się wtedy zachowam? To, że zupełnie nie znam odpowiedzi na te
pytania bardzo mnie irytuje. Dlatego w pracy chodzę jak podminowana nie
mogąc skupić się na papierach. W końcu jedna kasierka jest tak zirytowana
moim brakiem kompetencji, że prosi mnie abym na chwilę zastąpiła ją przy
okienku, a ona w tym czasie sama zajmie się znalezieniem odpowiednich
druczków. Zadowolona, spełniam jej polecenie. Bądź co bądź miałam już
trochę praktyki i obsługa klientów nie jest wcale taka zła. Do czasu aż
zauważam wysokiego blondyna. Proszę nie podchodź tu, błagam w myślach
żeby wybrał inne stanowisko. Ale on kieruje się wprost na mnie.
– Dzień dobry, szukam...- urywa Karol Zawadzki na mój widok-
Agnieszka? - pyta nie dowierzając.
– O, cześć- mizernie udaję zaskoczenie
– Co tu robisz?
– Nie widać? Pracuję- śmieję się sztucznie. O matko dlaczego zachowuję
się przy nim tak nienaturalnie- to znaczy nie na kasie, tylko porządkuje
archiwum. I czasami serwuję też jakąś kawę...- zaczynam paplać bez
sensu.- A co ty tu robisz? I to w dziale kredytowym?
– Szukałem pani Barbary- ma na myśli kasierkę, z którą chwilowo
zamieniłam się pracą.- Ojciec kazał mi przywieść do domu jakieś raporty.
– Ojciec?- pytam zupełnie niczego nie rozumiejąc.
– Przecież to PKO- mówi mi z uśmiechem, ale widząc, że nadal nic nie
rozumiem dodaje- No wiesz, mój tata jest prezesem głównego oddziału.
– Och, no tak- komentuję to tylko, bo ten fakt naprawdę zupełnie wyleciał
mi z głowy.
– To gdzie ją znajdę?- wskazuje mu drogę, a on pospiesznie mi dziękuje.
Gdy odwraca się wreszcie z zamiarem odejścia, a ja oddycham z ulgą,
nagle przystaje.
– Masz dzisiaj czas wieczorem? Chciałbym z tobą porozmawiać- a więc nie
uda mi się tego uniknąć, myślę.
– Jasne- mówię tylko kiwając głową.
– Kończycie o siódmej, tak?- upewnia się.
– Tak.
Gdy nadchodzi dziewiętnasta wciąż mam jeszcze nadzieję, że Karol jednak
odpuści sobie to spotkanie. Ale gdy wychodzę z banku czeka już na mnie przed
wejściem. Po krótkim przywitaniu zaprasza mnie do swojego auta. Tym razem,
jak zdążyłam zauważyć, jest to czerwony mercedes Decydujemy się wybrać (a
właściwie to Karol decyduje, bo ja nie mam nic do powiedzenia) jakąś
niewielką restaurację mijaną po drodze. Gdy jesteśmy w środku i zamawiam
herbatę a on kawę, zapada między nami niezręczna cisza.
– Dawno się nie widzieliśmy, co?- odzywa się pierwszy przerywając
milczenie. Kiwam tylko głową.- Co u ciebie?
– W porządku- odpowiadam tylko.- A u ciebie?
– Też- uśmiecha się z przymusem i pewnym zakłopotaniem.- Zważywszy
na nasze ostatnie spotkanie chyba powinienem cię przeprosić-
Przypominam sobie tamten moment i moje okrutne słowa.
– Nie, to raczej ja powinnam zrobić. Potraktowałam cię wówczas okropnie.
Przepraszam.
– Ja też powiedziałem o parę słów za dużo. W takim razie skoro mamy już
za sobą ten banalny wstęp, to powiedz mi coś więcej.
– No cóż, skończyłam pierwszy rok studiów szczęśliwie bez żadnych
poprawek, wynajęłam pokój z Andżeliką, z nogą taty już wszystko w
porządku...
– Dlaczego wyprowadziłaś się z domu?- pyta przerywając mi niegrzecznie.
– Żebym miała bliżej na uczelnię.- odpowiadam zupełnie nie rozumiejąc
tego pytania.
– Przecież autobusem miałaś co najwyżej dziesięć minut drogi.- odzywa
się, a ja nagle wszystko zrozumiałam.
– Przeniosłam się. Na zaoczne- wyjaśniam.- Chyba zgodzisz się, że tamta
uczelnia jest trochę dalej niż dziesięć minut. Metrem musiałabym
przejechać przez całe centrum ponad godzinę.
– No tak- mówi- Ale dlaczego właściwie to zrobiłaś? - Żebymóc podjąć
pracę i spłacić dług wobec ojca Krzyśka, myślę, ale na głos mówię:
– Tak było mi wygodnej- odpowiadam niczego właściwie nie wyjaśniając.
Próbuję zmienić temat- A co z tobą, zaliczyłeś? I jak podoba ci się
mieszkanie w innym mieście?
– Prawdę mówiąc, to nieszczególnie...- Karol zaczyna opowiadać mi o
swoich perypetiach i nagle dostrzegam, że mimo tego wszystkiego co
między nami zaszło i długiej przerwy we wzajemnym kontakcie czuję się
przy nim rozluźniona i swobodna. Tak jak dawniej, jakbym nigdy nie
powiedziała mu, a właściwie wykrzyczała, że nie chcę znać ani jego, ani
Krzyśka.
– A właśnie, słyszałaś, że Iza z Bartkiem przyjeżdża? Andrzej też.
– Tak, Andżelika mi mówiła. Z Izą...z Izą raczej nie utrzymuje już bliskich
kontaktów.
– Rozumiem- mówi domyślnie- Więc...zapewne wiesz już o Krzyśku.-
Kiwam głową próbując połknąć narastajacą mi w gardle gulę.
– Co...co u niego?
– W porządku- mówi tylko Karol uważnie mi się przypatrując i próbując
zinterpretować moją reakcję. A ja w tym samym czasie zastanawiam się
czy moje pytanie zabrzmiało wystarczająco obojętnie i jakby od
niechcenia.
– To dobrze.
– Słyszałaś już, że przyjeżdża? Nie był w domu już chyba od sześciu
miesięcy a przecież nie dzieli go nawet 100 km od miejsca studiowania.
„Myślisz, że po co tłuczę się taki kawał przyjeżdżając tu w każdy
weekend? Żeby spotkać się z ojcem?”, przypominam sobie skierowane
kiedyś do mnie słowa Krzysztofa. A więc od czasu naszego rozstania ani
razu nie przyjechał do domu. Bo robił to tylko dla mnie.
– Tak, od Andżeli.- i tak jak wcześniej Andżelika, tak teraz Karol czeka na
jakąś moją reakcję. Ale czego oni oczekują? Że ucieszę się i wrócę do
Krzyśka? Zresztą nawet gdyby nie wisiało nade mnią widmo jego ojca to
upłynęło już zbyt wiele czasu. On pewnie już dawno o mnie zapomniał.
– Dlaczego nie odbierałaś telefonów od Mai? Mówiła, że była tym bardzo
zmartwiona. I że rozczarowała się co do ciebie- uśmiecham się lekko.
– Sam chyba znasz powody. Miałabym utrzymywać kontakt z siostrą
mojego byłego chłopaka? To byłoby odrobinę krępujące, nie sądzisz?
– Z Bartkiem i Andrzejem też już się nie kontaktujesz.
– Karol o co ci chodzi? Przecież doskonale wiesz, co się stało i dlaczego
tak się stało. Posiadanie tych samych znajomych przez parę ma tę wadę,
że po rozstaniu musi nastąpić jakiś rozłam. Poza tym nie sądzę, że
chłopaki chcieliby utrzymywać ze mną kontakt. Ty chyba też nie.-
odważam się zauważyć.
– To nie tak. Na początku byłem zły, zwłaszcza po naszej kłótni. Ale
teraz....nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Choć szkoda, że to
wszystko tak się skończyło.
– Tak, ja też żałuję- mówię cicho. Przez chwilę Zawadzki patrzy mi prosto
w oczy jakby chciał coś z nich wyczytać. Ale chyba nie znajduje w nich
tego czego chciał.
Parę dni później, do domu wraca Iza. I tak jak początkowo z Karolem, nasze
przywitanie było raczej niezręczne. Jednak gdy tylko unikaliśmy rozmów o
moim eks, czułam się niemal jak dawniej. Dlaczego Iza? Dlaczego wtedy gdy
najbardziej cię potrzebowałam tym zostawiłaś mnie samą?
– Wiecie, tak właściwie to stało się coś jeszcze.- zaczyna nieśmiało Izabela.
Spoglądam na nią razem z Andżelą zaintrygowana- Ja...wydaje mi się, że
jestem w ciąży.
– Co?!- wybuchamy jednocześnie z Andżeliką patrząc na jej płaski brzuch.
Iza śmieje się zażenowana.
– To znaczy jestem już pewna, dwa tygodnie temu robiłam test. To już
prawdopodobnie ósmy tydzień.
– A Bartek? Powiedziałaś mu?- pyta Andżelika, by zaraz z cieniutkim
piskiem dodać- Bo to jego, prawda?
– Oczywiście, że jego wariatko!- oburza się ze śmiechem Iza- No właśnie
w tym problem.
– Chce cię zostawić?- pytam zła na niego.
– Nie, skąd. Wręcz przeciwnie. On...powiedział, żebyśmy się pobrali- jeśli
sądziłam, że wiadomość o dziecku była niespodzianką, to dopiero ta
wiadomość wmurowała mnie w podłogę.
– Jezu, Izunia, matko!...To cudownie! Naprawdę chcecie to zrobićekscytuje
się Andżelika. Ja nie jestem w stanie wypowiedzieć nawet
słowa.
– No właśnie nie jestem pewna. Bo to, jak się domyślacie, nie było
planowane- mówi patrząc wymownie na swój brzuch. Dlatego sama nie
wiem. Owszem, kocham Bartka, ale ile my się znamy? Rok? Na dodatek
jesteśmy tacy młodzi. Boję się, że nie dam sobie rady, że zmarnowałam
życie jak twierdzi moja mama...- zaczyna dalej rozmawiać z Andżeliką.
Ja w tej chwili jestem na nią zła. I wiem, że to jest irracjonalne, ale nic
nie mogę na to poradzić. - Aga?- wyrywa mnie z transu- A ty co o tym
myślisz? Nie odzywasz się już od kilku minut.
– Bo nadal nie mogę w to uwierzyć- mówię tylko.- Ale mimo wszystko,
gratuluję.
– Nie wiem czy jest czego, ale dziękuję- śmieje się Iza- Już wyobrażam
sobie jak wszyscy sąsiedzi zaczną gadać. A najwięcej
Morawska...Dziewczyny, właściwie to wiem że wasza obecność byłaby
odrobinkę niefortunna, ale chciałabym żebyście były razem ze mną w
dniu zaręczyn. Bo wiecie, będzie trochę ludzi z uczelni, ale to głównie
snoby. Bo Bartek chce zrobić to oficjalnie, tzn poprosić mnie o rękę.
– Przyjęcie? Kiedy?- dopytuje się Andżelika
– W tę sobotę. Chyba będziesz mogła, co?
– Jasne, że będę. Myślisz, że wciąż myślę o tym dupku Andrzeju? Teraz
mam już swojego Kacpra- ma na myśli swojego nowego chłopaka.
– A ty, Aga?- pyta mnie. Bo wie, że ja wiem, że na przyjęciu będzie
również Krzysiek.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł...- odzywam się niepewnie.- W każdym
razie życzę ci wszystkiego najlepszego, ale....z wiadomych powodów
chyba będę musiała odmówić. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek czuł się
przeze mnie niezręcznie.
– Masz na myśli tę przedpotopową historię z Krzyśkiem? Chłopaki już
dawno o tym zapomnieli- macha dłonią- Chyba nie sądzisz, że nadal
gniewają się o to, że zerwałaś z ich kumplem?
– No nie, ale...- nie mogę jej przecież powiedzieć, czy takie rozwiązanie
mieści się w niepisanej umowie między mną o Władysławem
Kamińskim. Bo przecież miałam nie widywać się już z jego synem.
– A więc załatwione. Aha, i tak do twojej wiadomości Krzyśka na niej nie
będzie, więc o niego też się nie przejmuj. Ma w weekend jakieś ważne
spotkanie czy coś.- w ten oto sposób wytrąciła mi z dłoni wszystkie
argumenty.
– W takim razie dobrze, ale nie wiem czy w sobotę nie przypadnie moja
zmiana...- próbuję się jeszcze wymigać.
– Daj spokój, Aga. Przecież nasza Iza się właśnie zaręczyła, a ciebie
obchodzi tylko praca?
I w taki oto sposób w sobotnie popołudnie, stoję przed lustrem zastanawiając
się po kiego diabła właśnie szykuję się na to przyjęcie. Jakoś nie mam
specjalnej ochoty na to, by znów spotkać się ze świtą Krzyśka. Chociaż jeden
plus jest taki, że jego tam nie będzie.
– Jezu, ale ta sukienka na tobie wisi.- bezszelestnie wsuwa się do mojego
pokoju Mariola. Biorę głęboki wdech chcąc wygłosić znane wszystkich
zdanie, ale ona mnie wyprzedza:- Tak, wiem że nie zapukałam. Chcesz
iść tak na przyjęcie? Szczerze mówiąc, wyglądasz koszmarnie. Schudłaś
chyba z sześć albo siedem kilo. Czy ty w ogóle coś jesz? Zaraz przyniosę
ci coś mojego...- szybko wychodzi, by po chwili wrócić z naręczem
sukienek. Zdezorientowana mówię:
– Skąd w ogóle wiesz, że idę na przyjęcie?- pytam ją. Czy mi się zdaje czy
trochę się zakłopotała?
– A gdzie masz iść w swojej jedynek sukience? Masz, załóż tę.- rzuca mi
jakąś kremową, tiulową sukienkę zawieszoną tylko na cieniutkich
paseczkach i ściśniętą w tali szerokim pasem. Odrzucam ją szybko.
– Za bardzo opięta. Nie chcę jej.
– To wolisz wyglądać jak śmierć w tej twojej? Proszę cię.- Nie daje się
ubłagać, więc z głośnym oscentacyjnym westchnieniem biorę ją i szybko
wkładam na siebie. Na moje nieszczęście to nie koniec jej zabiegów, bo
oferuje mi jeszcze uczesanie i makijaż.- Wiesz, teraz wyprostuję ci te
twoje długaśne włosy i je rozpuścimy. Będziesz wyglądała zjawiskowo...-
zaczyna coś paplać, ale ja się wyłączam. Myślami jestem przy Izie.
Dlaczego jej się udało z Bartkiem? Co ja zrobiłam nie tak, że musiałam
rozstać się z Krzyśkiem?
Na miejscu, na które przyjeżdżam razem z Andżelą jej garbusem widzę pięknie
przystrojoną salę z jakimiś trzydziestoma ludźmi. Z połowę z nich znam, ale
reszta jest mi zupełnie nieznana. (pewnie jacyś nowi znajomi naszej pary ze
studiów). Gdy tylko wchodzimy razem z Andżeliką, od razu słyszę
wypowiedziane swoje imię:
– Aga! Agnieszko Młynarczyk, to ty?- biegnie do mnie energicznym
krokiem niewysoka ciemnowłosa dziewczyna. Na jej widok uśmiecham
się mimowolnie.
– Maja? Witaj.- zaczynam, ale ona już porywa mnie w swoje objęcia.
Potem karcącym wzrokiem mówi.
– Ładnie to tak zostawić przyjaciółkę? Wiesz ile razy do ciebie dzwoniłam?
Wiem, że rozstałaś się z moim bratem, ale to chyba nie powód, żeby
urywać kontakt ze mną, co?
– Masz rację, przepraszam- mówię tylko nie wiedząc co jeszcze dodać. Ale
jak zwykle mogę liczyć na jej paplaninę.
– Boże, jak ty wypiękniałaś: jesteś taka chuda i jakie długie włosy!
Wyglądasz ślicznie! Gdy cię zobaczy...- urywa na chwilę, by znów
kontynuować- Gdy wszyscy cię zobaczą gwarantuję ci, że cię nie
poznają! Choć, koniecznie musisz poznać mojego chłopaka.
– A więc odpuściłaś już sobie Karola?
– Karola? Jasne. Zabaczysz, że mój Filip jest boski.- podchodzimy do
jakiegoś umięśnionego blondyna. No tak, może Zawadzki jej przeszedł,
ale ten cały Filip mógłby być jego bliźniakiem.
– Cześć, Agnieszka- witam się z nim gdy Maja nas sobie przedstawia. Jego
nieśmiały uśmiech przywodzi mi na myśl pięcioletniego Przemka
(chłopczyka, tego od waty w parku).
– Filip Drągowicz- przedstawia mi się pełnym nazwiskiem. No nie, jak
pełna temperametu i rozpierającej jej energii Majka może chodzić z takim
sztywniakiem? Rozmawiamy razem we trójkę o wszystkim i o niczym
przez kilka minut, aż w końcu podchodzi do mnie Andżelika z Izą.
– I co?- pytają Mai.
– Jeszcze nie- odpowiada im
– O co chodzi?- pytam je.
– O nic ważnego- odpowiada Andżelika- Choć, powinnaś się przywitać z
przyszłym mężem naszej Izabeli.- posłusznie zbieram się w sobie i
przyoblekam na twarz uśmiech. A co jeśli Bartek nadal się na mnie
gniewa?
– Agnieszka to ty? Chyba nie poznałbym cię w tym stroju...- mówi taksując
mnie wzrokiem. Iza posyła mu żartobliwą sójkę w żebra. A napięcie
momentalnie zostaje rozładowane.
– Wiesz, cieszę się że chcesz się ożenić z Izą, ale żeby wykorzystywać do
tego dziecko? Gdybyś ładnie poprosił na pewno zgodziłaby się i bez
tego.- omawiana wybucha śmiechem.
– No właśnie Bartek- zgadza się ze mną Andżelika.
– No cóż, samo jakoś wyszło- odpowiada Kasprzak drapiąc się po głowie i
udając zakłopotanie. Ale marnie mu to wychodzi. Bo widać, że mając Izę
przy boku jest szczęśliwy. Ponownie usiłuję stłumić uczucie zazdrości.
Przecież to nie ich wina, że mi nie udało się z Krzyśkiem, powinnam
cieszyć się z nimi a nie zazdrościć. Jeśli ktoś był winny tego co się stało
to tylko ja. Ale teraz to już i tak nieważne. - Co tam u ciebie słychać?
Andżelika mówiła, że razem wynajmujecie pokój i studiujecie na tym
samym uniwerku.
– Tak, to prawda. I właściwie nie ma nic więcej do dodania. Ten pierwszy
rok studiów zleciał mi nie wiadomo kiedy. A co u ciebie?
– W sumie to też jestem zadowolony, choć Iza nie chciała ze mną
zamieszkać.- zaczyna ją czule obejmować- I nie wiem po co byłaś taką
hipokrytką.- śmieje się z jej zakłopotania.
– Hej, jeśli jeszcze...- zaczyna Iza, ale przerywa widząc zmierzającego ku
nam Andrzeja.
– Cześć Agnieszka wita się ze mną i szepcze coś na ucho Bartkowi. Potem
ten zabiera Izę i odchodzą uprzednio nas przepraszając. Tak więc
zostajemy tylko we trójkę: ja, Andżelika i Andrzej. Z niepokojem patrzę
na moją przyjaciółkę. Ale ona nie wygląda na zakłopotaną, więc
oddycham z ulgą. No bo wiecie, niby powtarza, że to z Andrzejem
minęło, ale różnie to bywa. W sumie to ja też wmawiam sobie, że moje
uczucie do Krzyśka przeminęło...Potrząsam gwałtownie głową. Nic sobie
nie wmawiam. To przeminęło i kropka. A jeśli nawet na wspomnienie o
nim leciutko drga mi serce to tylko z powodu utraconych, wspaniałych
wspomnień. Bo teraz moje życie nie jest ani trochę wspaniałe.
– Cześć. Jak się masz?
– W porządku.- odpowiada mi nieśmiało zerkając na Andżelę.- A co u
ciebie?
– Też spoko- mówi roześmiana.- A miałeś nadzieję, że usycham z
tęsknoty?- no, może jednak jakieś uczucie żalu jej jednak pozostało.
– No nie...- jąka się Sławiński. Postanawiam dać im trochę prywatności.
– Pójdę się czegoś napić- oznajmiam, ale oni zamiast się ucieszyć, patrzą
na mnie przerażeni.
– Nie! Zostań z nami- odzywa się Andżela. O co chodzi? A więc boi się
sama zostać z Andrzejem?
– Myślałam, że chcecie porozmawiać- mówię szczerze.
– Przecież rozmawiamy- odpowiada mi Andrzej.- Prawda?- zwraca się do
mojej przyjaciółki. Ta energicznie kiwa głową
– Jasne.- wtedy zaczynam czuć, że coś musi być nie tak. Tylko co? O co im
może chodzić? Dlaczego karzą mi tu z nimi zostać? I co mógł szeptać na
ucho Bartkowi Andrzej, że ten tak szybko opuścił mnie z Andżelą?
„Boże, jak ty wypiękniałaś: jesteś taka chuda i jakie długie włosy!
Wyglądasz ślicznie! Gdy cię zobaczy...”, przypominam sobie słowa zbyt
popędliwej Mai. Tylko, że wcześniej ona się nie przejęzyczyła jak mi się
wydawało. I mogło chodzić jej tylko o jedną osobę dla której moja
obecność może okazać się najbardziej problemowa. „Masz na myśli tę
przedpotopową historię z Krzyśkiem?”
„ Aha, i tak do twojej wiadomości Krzyśka na niej nie będzie, więc o
niego też się nie przejmuj. Ma w weekend jakieś ważne spotkanie czy
coś”
Boże, jak mogłam uwierzyć Izie? (Przedpotopowa historia, też coś.) Tym
bardziej pamiętając sytuację, w której usilnie w porozumieniu z
chłopakami i Andżeliką próbowała mnie połączyć z Krzysztofem, gdy
bałam się swoich uczuć do niego. Wtedy zaaranżowali ten jej niby
wypadek. A teraz okłamali mnie, że jego nie będzie. I on pewnie też o
tym nie wie. Zaczynam czuć narastającą panikę. Szybko rozglądam się
dookoła, ale szczerze mówiąc w przytłumionym świetle niewiele widać.
Mimo wszystko może istnieje szansa, że zdążę przed jego przyjściem.
Hej, stop myślę. A co jeśli znów ponosi mnie wyobraźnia? Przecież
Kamińskiego tu rzeczywiście nie ma.
– Wiecie co? Chyba jednak się przespaceruję. Na zewnątrz jest ogród...
– Nie, teraz nie możesz- ich gwałtowna reakcja mnie tylko upewnia.
– Wiesz co Andżela? Jak mogłaś?- mówię tylko i odchodzę w kierunku
wyjścia. Wiem, że ona wszystko rozumie, bo nawołuje mnie powtarzając
wciąż: czekaj Aga, to nie tak. W pośpiechu narzucam na siebie płaszcz.
Jak na złość włosy zaplątały mi się z jeden z dziwonokształtnych
guzików. Mimo to, postanawiam nie zawracać sobie głowy zapinaniem
jej. Dopiero będąc już na schodach, na zewnątrz moja gęsia skórka na
ramionach mówi, że jednak muszę się zapiąć. Cholera, przecież to lato!.
Nieskutecznie szarpię się z głupim guzikiem aż w końcu upuszczam małą
kopertówkę. Ta stacza się po schodach, a ja w pośpiechu za nią. Gdy
dociecieram już na sam dół jakiś miły chłopak pomaga mi i ją podnosi. A
gdy z wdzięcznością podnoszę do góry głowę aby mu podziękować
okazuje się, że stoję przed tym, przed którym właśnie uciekałam. On
chyba też dopiero teraz zdał sobie sprawę kim jestem, bo jego
rozbawienie (spowodowała to pewnie sytuacja upuszczenia torebki przez
mało rozgarniętą dziewczynę, którą jednak okazałam się ja) gdzieś się
ulotniło. I ta nagła zmiana w wyrazie jego twarzy mogłaby mi się nawet
wydać komiczna, gdyby w tej samej chwili moja twarz też nie zmieniła
się tak diametralnie.
– Agnieszka?- pyta cicho, jakby nie dowierzając.
– Tak, to ja.- odpowiadam znów przypatrując mu się i wyhwytując kilka
widocznych na pierwszy rzut oka zmian: jego włosy są odrobinę dłuższe
niż przedtem, a twarz pokrywa niewielki zarost, który dodaje mu powagi.
Ale oprócz tego...to jest mój Krzysiek. Przez chwilę zapada między nami
niezręczna cisza.- Jak się masz?- odważam się zapytać pierwsza.
– Dobrze.- odpowiada, a potem uśmiecha się niewesoło- Sądząc po twojej
gwałtownej ucieczce i o tym, że powiedzieli mi że ciebie nie będzie
pewnie znów mieli nadzieję na jakieś swatanie- dodaje- Tylko chyba nie
zdają sobie sprawy, że to trochę bez sensu. Idziesz do środka czy
naprawdę masz jakiś naglący powód żeby wyść? Chociaż lepiej byłoby
gdybyśmy załatwili wszystko już teraz.- gdy podaje mi rękę patrzę na
niego niczego nie rozumiejąc- Chyba powinniśmy zachować się jak
dorośli i pokazać im, że to bez sensu. Szczerze mówiąc po gwałtownych
zarzekaniach się Bartka, że cię nie zaprosił od razu wyczułem podstęp. To
co, idziesz czy dalej będziesz się chować?- nagle robi mi się głupio, że
robiłam z tego taki problem. Bo Krzysztof wcale nie wygląda źle. Prawdę
mówiąc wygląda...bardzo normalnie i zwyczajnie jakby to, że mnie teraz
spotkał było dla niego uciążliwym, ale koniecznym obowiązkiem.
– Masz rację- odpowiadam siląc się na uśmiech. Ale nie jestem w stanie
odwzajemnić jego spojrzenia gdy patrzy mi prosto w oczy. Bo czuję
uścisk w piersi i gulę w gardle tak wielką, że chyba nic więcej nie zdołam
powiedzieć. Na szczęście nie muszę, bo Kamiński bez słowa oddaje mi
torebkę i zaczyna wchodzić na górę. A ja posłusznie drepcze za nim. Gdy
wchodzimy do sali idąc tak obok siebie zauważam zdumione spojrzenie
Izy i Andżeli oraz radosne Mai. Bo oni nadal liczą na happy end.
– Podejdziesz razem ze mną do chłopaków? Pokażemy im, że wszystko
między nami ok i choć dawniej ze sobą chodziliśmy już wszystko sobie
wyjaśniliśmy.
– Tak, masz rację.- mówię głównie do siebie próbując nadać sobie odwagi.
Podchodzimy więc do Bartka, Izy i Karola (który chyba również
niedawno przyjechał). Krzysiek wita się z nimi wszystkimi, a ja nie mogę
nadziwić się jego spokojowi. Czy naprawdę to, że po tak długim okresie
mnie spotkał nie wywarmo na nim żadnego wrażenia? Czy on nie czuje
tego bólu gdy na mnie patrzy tak jak ja czuję?
– No, no Bartek nie sądziłem, że jesteś taki szybki...- śmieje się Kamiński
poklepując Kasprzaka żartobliwie po plecach. Widzę, że jego naturalne
zachowanie wywołuje zamęt wśród naszych znajomych, którzy co chwila
zerkają na mnie niepewnie. Z tych nerwów zaczynam wpadać w
nerwowy śmiech. Chyba nie liczą na to co stało się kilka miesięcy
wcześniej gdy urządzili sobie swaty? (tzn kiedy najpierw udawaliśmy z
Krzyśkiem niepogodzonych, a na koniec wszystkich ich zaskoczyliśmy.)
Z tego wszystkiego nie wiem gdzie podziać oczy. Czemu wszyscy tak się
na mnie gapią? Przestańcie, mam ochotę wrzasnąć myśląc, że gorzej już
być nie może. Wtedy podchodzi do nas dość wysoka brunetka z
nieśmiałym uśmiechem na twarzy. Potem zwraca się do Krzyśka:
– Przepraszam, że tak długo, ale wiesz jaka jest moja mama. Jak się
rozgada...- urywa nagle zakłopotana tym, że zwróciła na siebie naszą
uwagę.
– Kim jesteś?- pyta jak zwykle mało taktowna Maja.
– Jak to kim? Moją nową dziewczyną.- oznajmia Kamiński przyciągając ją
do swojego boku. A ja czuję, że jednak może być jeszcze gorzej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz